Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 18 z 20 Previous  1 ... 10 ... 17, 18, 19, 20  Next

Go down

Pisanie 05.02.19 17:11  •  Wiśniowy skwer - Page 18 Empty Re: Wiśniowy skwer
Podziękowała mu skinięciem głowy, kiedy oddał jej swój płaszcz. Naciągnęła mocniej materiał na swoje ramiona, powoli się uspokajając, choć to raczej wciąż buzująca krew podsycana adrenaliną sprawiała, że była taka... spokojna. Była wręcz pewna, że gdy znajdzie się w bezpiecznym miejscu, to wybuchnie.
Ale póki co zachowywała zimną krew.
- Tak, chyba będę w stanie go opisać. - odpowiedziała na jego pytanie, marszcząc nieznacznie brwi. Zdecydowanie będzie mogła. Widziała go wyraźnie. Zresztą, wydawało jej się, że nadal go widzi, słyszy i czuje. Aż w jej żołądku coś się zagotowało, o mało nie zwracając jej dzisiejszego posiłku.
- Jak mniemam, nie ma pan wody przy sobie, prawda? - zapytała uśmiechając się słabo. Uniosła wolną dłoń, wsuwając ją pod płaszcz, ponownie przesuwając po brzydkich śladach po pazurach. Z pewnością pozostawią po sobie brzydkie blizny. Skinęła głową idąc za nim do ławki, na której przysiadła, wbijając spojrzenie w swoje podrapane nogi.
Miała tylko nadzieję, że szybko go znajdą i że nie będzie  już więcej zagrażał innym osobom. Nawet nie chciała myśleć co by się stało, gdyby szła z którymś ze swoich braci. Zacisnęła mocniej palce na ramionach, a po chwili sięgnęła po swój telefon, chcąc powiadomić najbliższych o tym, co się wydarzyło.
Zawahała się jednak, ostatecznie na powrót wrzucając go do swojej torby. Nie, nie było sensu ich martwić. Zarówno matki, jak i Ruuki. Przede wszystkim chłopaka. Jego na pewno nie chciała powiadamiać o tym, co się stało. Nie chciała go martwić.
- Dziękuję, że mi pan pomaga. - odezwała się wreszcie po krótkiej chwili, przerywając tę coraz bardziej niezręczną ciszę.
- Mam tylko nadzieję, że już nikogo nie zaatakuje. Jak on się tutaj dostał? Przecież otaczają nas wysokie mury... Mówił, że jest ich tysiące i żebyśmy uważali, bo nas  w końcu napadną. Jest to w ogóle możliwe? - spojrzała uważnie na swojego rozmówcę, mając szczerą nadzieję, że udzieli jej odpowiedzi, choć mogła się tylko domyśleć, że wszelakie informacje są ściśle tajne. To przed takimi jak tamten potwór Ruuka chciał ich bronić?
Zrobiło jej się gorąco.
Świadomość, że chłopak miałby walczyć przeciwko takiej bestii, jeszcze bardziej ją przeraziła. Oczywiście nadal wierzyła w jego umiejętności, ale nawet one nie byłyby w stanie pomóc mu w bezpośrednim starciu z tym.... czymś.
- Ilu wojskowych ginie z ich rąk? - wypaliła nagle z zupełnie innym pytaniem. Musiała wiedzieć. Musiała wiedzieć jak spore niebezpieczeństwo groziło Ruuce.
                                         
Ylva
Studentka
Ylva
Studentka
 
 
 

GODNOŚĆ :
Ylva Isabelle Harakawa


Powrót do góry Go down

Pisanie 07.02.19 19:51  •  Wiśniowy skwer - Page 18 Empty Re: Wiśniowy skwer
Pokręcił głową, z przepraszającym wyrazem twarzy.
- Niestety nie. - odparł, wzruszając ramionami i rozglądając się machinalnie po okolicy, w poszukiwaniu jakiegokolwiek sklepu, w którym można byłoby kupić rzeczoną wodę. Niestety w granicy pola widzenia nie było nic takiego, a odchodzić dalej nie chciał i nie zamierzał. Musiał ją pilnować, na wypadek gdyby tamten desperat wrócił, ale także by nie uciekła lub nie zrobiła sobie krzywdy. Na szczęście dzięki sporadycznym kontaktom z Verity Greenwood wiedział w jaki sposób rozmawiać z nastolatkami na przełomie dekad - bo właśnie na tyle wyglądała poszkodowana.
Zauważył jej gest, gdy sięgała pod płaszcz, chcąc dotknąć otrzymanych niesłusznie ran. Zreflektował się wówczas i z kieszeni wyjął kolejne chusteczki, z zamiarem podania ich nastolatce.
- Proszę, przyłóż to do rany. - zaproponował, dodając jej odwagi zachęcającym uśmiechem. - Nie jest to może opatrunek pierwszej klasy, ale przynajmniej lepsze to niż nic. I nie poplamisz sobie bardziej bluzki. - dodał, jakby ten argument akurat miał ją przekonać najbardziej.
Zamilkł. Oczekiwanie na taksówkę do szpitala przedłużało się i zapadła niezręczna cisza. Ivo nie potrafił zagaić rozmowy, bo to o co mógł zapytać, czyli rzeczowe opisanie sprawcy, łatwiej przeprowadzić w spokojniejszych warunkach, kiedy poczuje się bezpieczniej pod opieką lekarzy. No i nie ukrywał, że obecność jakiegoś specjalisty od portretów pamięciowych nieco by pomogła, przynajmniej ranna dziewczyna nie musiałaby wspominać twarzy napastnika dwa razy w krótkim czasie.
Nie umknęło jego uwadze również to, że sięgnęła po telefon. Najpewniej poinformować rodziców o całym zdarzeniu. Ich albo chłopaka lub też narzeczonego. Już miał otwierać usta, by wyperswadować jej ten pomysł, lecz zdążyła już się rozmyślić. Może nie chciała ich straszyć obecnością desperata w mieście albo tym, że została ranna? Lub po prostu nie miała ochoty znosić ich histerii, bo ludzie różnie reagują.
Drgnął, kiedy się odezwała w końcu. Nie oczekiwał podziękowań, w końcu robił to, co do niego należało, niemniej sprawiły one mu pewną przyjemność. Dlatego tym bardziej zaskakujące były jej następne słowa, zbijające go z tropu. Dlaczego nie przewidział, że cywil zada takie pytanie? Takie lub w chociaż w podobnym tonie. Nie mógł się teraz wycofać, nie kiedy patrzyła na niego w tak intensywny sposób, domagając się odpowiedzi. Zawahał się tylko na chwilę, lecz odpowiedź po chwili sama ułożyła się w jego głowie, wystarczająco wyczerpująca, by nie drążyła tematu i jednocześnie nie podawała niczego, czego nie mogła już usłyszeć. Odpowiedział na jej natarczywe spojrzenie własnym, spokojnym.
- Na pewno słyszałaś o osobach, które próbują zaszkodzić naszemu Miastu. - zaczął, uważnie składając zdania, by nie powiedzieć więcej, niż mógł wiedzieć cywil. Na szczęście stara przemowa Asellusa zniosła w dużej mierze barierę milczenia. Co w tej chwili było mu na rękę. W końcu łatwiej uspokoić kogoś fragmentem prawdy, niż całkowitym milczeniem. - Nie mogę Ci powiedzieć, w jaki sposób to robią, ale zdarza się, na szczęście rzadko, że uda im się przemycić do środka takiego właśnie potwora zza murów. No i nie przesadzałbym z tymi tysiącami. A nawet jeśli, to nie mają żadnych możliwości, żeby zniszczyć mury, więc jesteśmy bezpieczni. Nie martw się, złapiemy go jak najszybciej. - zakończył optymistycznym akcentem. W gruncie rzeczy nie kłamał, tłumacząc taki stan rzeczy poszkodowanej, po prostu upraszczał pewne rzeczy do granic. Z drugiej jednak strony, nie po to pytała go o to, by jej odpowiedział całym wykładem na ten temat. - A skoro już o tym rozmawiamy, muszę Cię poprosić, żebyś nie mówiła swoim znajomym ani rodzinie, o tym co się przydarzyło. Wiem, że okłamywanie rodziców jest niewłaściwe, ale tego wymaga dobro miasta, rozumiesz? - tym razem mimo pogodnej twarzy, w jego głosie dało się usłyszeć nieustępliwość, dobitnie dającą do zrozumienia, że prośba nie jest po prostu tylko prośbą. - W zamian, jeśli będzie to leżało w mojej mocy, dam Ci znać, kiedy go złapiemy. Umowa stoi? - zapytał, wyciągając do niej rękę. - Pewnie już się domyśliłaś, że też jestem żołnierzem. Mam na imię Ivo Bergsson. - przedstawił się ostatecznie, skoro już wyszło na jaw, że należy do S.SPEC-u.
Jego uwagę odwróciła na moment podjeżdżająca taksówka, a kiedy ponownie zwrócił ją na dziewczynę, ta zaatakowała go kolejnym trudnym pytaniem. To jednak poruszyło pewną strunę w jego duszy. Nie mogła tego wiedzieć, ale temat żołnierzy umierających poza murami z rąk wymordowanych i desperatów był mu szczególnie bliski, zwłaszcza od czasu, gdy Rudy zginął na bezpiecznej, wydawałoby się wyprawie. Dlatego zachmurzył się, lecz ukrył to dzięki temu, że zwrócony był w stronę pojazdu. Przymknął na moment oczy, a kiedy je otworzył, wróciła do niego stosunkowo pogodna mina.
- Nie aż tak wielu, jak Ci się wydaje. - zwrócił się do niej w końcu. - Nie zaprzątaj sobie tym głowy już. Nasza taksówka podjechała. - zakończył temat nieco gwałtownie i wstał z ławki.
Kiedy szli do pojazdu, poruszał się jej tempem, pilnując, by nie upadła przypadkiem z osłabienia.

zt x2 -> do szpitala
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 26.08.19 15:05  •  Wiśniowy skwer - Page 18 Empty Re: Wiśniowy skwer
Czasem zaczynała się czuć jak istny automatyczny robot, kiedy tymi samymi ruchami ogarniała dzień w dzień te same czynności. Rany, jak to potrafiło po pewnym czasie zanudzić! Wreszcie się więc po cichu zbuntowała i szerokim łukiem ominęła pracownię, zwalając trochę obowiązków dla innych. Musiała się przejść na górę, bo jeszcze zblednie i będzie straszyć jak jakiś ostatni upiór po ściekowych korytarzach niczym szczur albinos. Nikt by nie chciał zobaczyć tej abominacji. Jeszcze by specjalnie się nie uczesała parę dni z rzędu dla podkreślenia efektu bycia przykutym do kaloryfera więźniem.
Na widok każdego kierującego się do miejsca jej pracowniczych murzyńsko-niewolniczych męczarni robiła tylko „hohohohoh” i skręcała w najbliższy możliwy zaułek, pomieszczenie czy kolejną odnogę tunelu, unosząc ręce i kicając na palcach jakby upolowała jakiś smakowity kąsek. Jednodniowy urlop jej się raz na jakiś czas chyba należał, dlatego spotkań z łowczymi klientami unikała jak ognia. Zaraz będzie „sto pytań do”, „weź mi to nasmaruj”, „ej, jak robię tak to to mi wypada, to tak powinno?”. Niektórzy byli zupełnie jak dzieci – mówisz takiemu, że to trochę potrwa i niech sobie gdzieś pójdzie szczuroryby połapać tudzież poprzeszkadza komuś innemu, a on uparcie zagląda przez ramię, ponagla, marudzi. Bywali też tacy, co odważali się na krytykę, a Asami nic tylko chciała palnąć takiego delikwenta w łeb dłonią uwaloną po łokieć w smarze. Zero wdzięczności, nawet „dziękuję” było rzadkością.
Widok sztucznego nieba pod kopułą przyjęła niemal z ulgą. Poprawiła maskę, obrzuciła skwer z zadziornym błyskiem w sztucznie brązowych oczach. Na pierwszy rzut oka była tylko luźną laską z jakiejś skate'owej czy też podobnej subkultury, więc nikt by nie zwracał uwagi na jej psoty i wygłupy. A właśnie psot jej brakowało. Oparła się tyłkiem o murek, stopą leniwie pyrgała deskorolkę w przód i w tył po kilkanaście centymetrów. Udawała, że grzebie w telefonie, choć w rzeczywistości zerkała zza wyświetlacza na alejkę.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 26.08.19 20:45  •  Wiśniowy skwer - Page 18 Empty Re: Wiśniowy skwer
  Śledził ją. Trochę dla zabicia czasu, odrobinę w ramach treningu. Mało kto zwracał uwagę na kota, gdy plątał się po podziemnych tunelach, ale na powierzchni zwierzak bez właściciela zbytnio zwracał na siebie uwagę. Czerwona obróżka z dzwoneczkiem dźwięczała z każdym jego krokiem, więc na dobrą sprawę był w stanie zdradzić się każdym najmniejszym ruchem. Nie mógł jednak nic na to poradzić. Bez niej szybko zostałby schwytany, a tak mógł chociaż udawać, że któryś z parapetów należy do jego właściciela.
  Przeciągnął się leniwie maszerując za kobietą po tunelach. Zatrzymał się na moment, by umyć sobie uszko i nagle stracił ją z oczu.
  Gdzie? Kiedy? Pobiegł nie zważając na rytmiczne dzyń, dzyń które rozlegało się echem po płytkim tunelu kanałów. Tutejsze strony były stosunkowo blisko jednego z wyjść, ale przecież nie mogła ot tak wyparować. Za cel wziął sobie oszukanie jej w mieście. Jeszcze tego samego dnia.

  Uszy schowane pod zawiązaną luźno letnią chustką i ogon ukryty pod zawiązaną w pasie bluzą. Nie lubił lata, zawsze musiał chować swoje kocie atrybuty a to nie sprzyjało rozbieraniu się. Niezależnie od pory było mu ciepło, ale tylko tak był w stanie nie wyróżniać się za bardzo z tłumu. Maszerował grzecznie węsząc od czasu do czasu. Unikał tłumów, szwendał się raczej bliżej parków i zielonych skwerów. W miejscach, gdzie rzadko kiedy działo się coś niepokojącego.
  Zwątpił już, że uda mu się znaleźć Night, która na pewno znalazła się już daleko od miejsca, gdzie niezauważona mogła opuścić kryjówkę i miał już się poddać, wrócić okrężną drogą czekając na zmrok, gdy coś szurnęło obok niego w formie rozmytej plamy kolorów i znajomej woni.
  — A! — Machnął za nią ręką, zanim znowu zniknęła za zakrętem. Nie mógł przecież za nią krzyczeć, ale chciał jakoś zwrócić na siebie jej uwagę.
  Wiedziała w ogóle kim jest? Czy zauważyła kiedyś rudego kota, który dla zabawy śledził ją nie raz po korytarzach? Wiedziała, że ten zwierzak jest wymordowanym, który nawet teraz zawędrował za nią do miasta?
                                         
Lwiątko
Wtajemniczony     Opętany
Lwiątko
Wtajemniczony     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Konegi Louma, Reoone, Lwiątko


Powrót do góry Go down

Pisanie 26.08.19 22:05  •  Wiśniowy skwer - Page 18 Empty Re: Wiśniowy skwer
Było ciepło. Nie spodziewała się w sumie, że będzie aż tak. Kurtkę przewiązała na biodrach, dla lepszej stabilności przewiązując rękawy dwa razy. Najgorzej jakby uciekając zgubiła część garderoby niczym jakaś bieda wersja Kopciuszka bez happy endu. Niedoczekanie, że czekałaby na jakiegoś zakochanego w nieznajomej Speca, który szukałby właścicielki przemieniającej się w piękną królewnę z bajki, z którą by się potem hajtnął. Mogła mu co najwyżej dać po pysku i odebrać własność, jakby się napatoczył. Dlatego też lepiej się zabezpieczyć przed ewentualnymi poszukiwaniami.
A może by tak skoczyć na lody? Miała ochotę na balonowe. Albo słony karmel. Nawet biała czekolada by się nadała. Przez chwilę walczyła ze ślinotokiem, ale wzrokiem, być może podświadomie, zaczęła szukać budki z mrożonymi smakołykami. Musiała tu gdzieś przecież być, zawsze były w pobliżu parków, placów i miejsc ogólnie uczęszczanych przez osoby szukające wypoczynku. I kiedy już-już myślała, że dorwała takie miejsce, to wyhaczyła, że to wcale nie lody tam sprzedają. Westchnęła ciężko w wyrazie głębokiego zawiedzenia i ubolewania nad faktem, że nie zmrozi sobie mózgu, chyba, że przejdzie postalkować gdzie indziej, a przy okazji wsunie komuś w kieszeń jedną z ulotek mówiących, że Hadrian Moebius chodzi po domu w miniówce.
Nagle coś ją tknęło. To tajemnicze "A", które w sumie się do niej dobiło przez cały ten miejski rozgardiasz. Odepchnęła się od murka i szurnęła chodnikiem znowu do zakrętu. Wyjrzała zza niego konspiracyjnym zerknięciem brązowego ślepia. A było pierwszą literą jej imienia. Ale też pierwszą w alfabecie. Wyrażało też okrzyk kilku różnych emocji zależnie od ilości i głośności wypowiedzianych A. Może kogoś przypadkiem szturchnęła kiedy tak lazła przed siebie i nie zwracała uwagi?
A! – oznajmiła widząc tego, który wydawał z siebie tą biedną samogłoskę. W sumie kojarzyła go jakoś z wyglądu, ale chyba nigdy nie miała okazji posmyrać go za uchem, dokarmić sardynką czy chociaż pogadać. Jak prawie z każdym Łowcą mieszkającym w Kanałach – widziała ich albo sama podglądała z ciekawości chcąc się rozeznać w nowym naszczurku (naszczurorybku?), a potem wracała do maziania się w sadzy, smarze i uwalając benzyną. Och, właśnie. Powinna zajumać jakąś pastę BHP ze sklepu. To by jej się przydało, ścierało nawet grzech pierworodny. – Na pewno nie B? Ma dwa brzuszki!
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 26.08.19 22:17  •  Wiśniowy skwer - Page 18 Empty Re: Wiśniowy skwer
  Spojrzał na swój brzuch sądząc najwyraźniej że odpowiedź kobiety była przytykiem do jego mizernej formy. Nie był jednak dumnym posiadaczem wydatnego brzuszka. Stosował dietę "nie ma nic w lodówce" ale także "w lodówce jest tylko to, czego nie lubię" więc jadał sporadycznie. Wychodziło, że Night po prostu się z nim droczyła.
  — N-nie... na pewno chodziło mi o A. Chciałem... zwrócić twoją uwagę — a potem dodał konspiracyjnym tonem przysuwając dłoń do ust — Dyskretnie.
  W zasięgu kilku metrów nie było żywej duszy, gdzieś w tle poruszała się jakaś szczęśliwa rodzinka, a na boku babcia wyprowadzała psa. Żadne z nich nie zwracało uwagi na kota, który udając normalnego chłopaka dygocąc podchodził do kobiety. Co miał jej powiedzieć?
Cześć, śledzę cię od kilku dni, ale nie jestem stalkerem, ładnie pachniesz, ale poza tym to cię nie podrywam?
  Bo nie podrywał. Tak sądził. Ostatni raz czuł coś tylko względem Ylvy. Od tego czasu jedyna woń, którą pamiętał jego czuły nos była stęchlizna podziemnych tuneli. Czasami warto było wynieść się na powierzchnie i przypomnieć sobie jak śmierdzą spaliny, psie odchody i zbyt moce perfumy starszych pań.
  Zmieszał się nieznacznie i schylił głowę. Jego wzrok padł na deskorolkę, która natychmiast mu się spodobała. Kiedyś miał podobną, tylko nieco mniejszą, dostosowaną do jego mizernej postury, gdy był jeszcze w gimnazjum.
  — Fajna deska. Mogę się z tobą pokręcić? — zapytał, jak nastolatek, który właśnie przybył do nowego sąsiedztwa. Poniekąd tak właśnie było. Nie posiadał zbyt wielu łowczych znajomości, większość osób traktowała go bardziej jako maskotką. Czasami drapali go za uchem, ale dawali koci przysmak. Nawet wtedy, gdy siedział z nimi w ludzkiej formie. Przekąską nie pogardził, ale gryzł ją zazwyczaj z nietęgą miną. Chciał trochę pobroić, pokazać, że nie jest tylko uroczym kociakiem.
  W jego brązowych oczach tańczyła malutka iskierka zainteresowania. Mimo wszystko udało mu się spotkać kobietę jeszcze raz.
                                         
Lwiątko
Wtajemniczony     Opętany
Lwiątko
Wtajemniczony     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Konegi Louma, Reoone, Lwiątko


Powrót do góry Go down

Pisanie 26.08.19 22:47  •  Wiśniowy skwer - Page 18 Empty Re: Wiśniowy skwer
Aaaa... – wyrzuciła z ulgą. Właściwie nie przytykała nic do niczyjej wagi, sama też nie była jakoś specjalnie mięsista, a spotykała nawet takich, którzy serio mieli chyba ze dwa brzuszki jak B. Wyglądali na takich co pół życia spędzają przy lodówce. Za co miałaby ich krytykować, za styl życia odmienny od swojego? Była naprawdę mocno tolerancyjna, rodzice dobrze ją wychowali, żeby nie narzucała siebie i swoich racji każdemu wokół. – Jak dyskretnie to było krzyczeć, że dyskretnie mnie wołasz – odszepnęła równie konspiracyjnie i wyłoniła się bardziej zza rogu, żeby wyglądało to na nieco mniej tajemniczo-podejrzane spotkanie. Wyglądali w sumie nawet trochę jak starsza siostra z bratem. A towarzystwo tym bardziej by jej się przydało, że nudno tak było grać na nosie żołnierzom bez wsparcia. Przynajmniej dzieciak nie będzie zawracał jej głowy, żeby nareperowała jakąś nakręcaną myszkę-zabawkę.
Przysunęła się, skracając dystans pomiędzy nimi. Zerknęła na swoją stopę i podsunęła deskorolkę chłopakowi, dając mu też nieme przyzwolenie do pobawienia się nią. Zwykle służyła jej do szybkiego przemierzania tuneli albo jako część kamuflażu podczas prześlizgiwania się między obywatelami, rzadziej do szybszego uciekania przez pościgiem po płaskich powierzchniach poziomych. Przeszkadzała tylko przy przeskakiwaniu przez murki, bo musiała nią rzucać, dlatego gdyby się przyjrzeć, to nosiła na sobie ślady niedelikatnego traktowania w postaci zadrapań. Ale nie dbała o wygląd swojej namiastki pojazdu, w razie potrzeby ogarnęłaby sobie jakąś nową, choć do tej zdążyła się już nieźle przywiązać.
Pewnie. Chcesz coś razem zbroić? Nudno tu chyba mają na górze. Dziury w murze, nielegalni imigranci, stosy kłamstw na prawo i lewo – zerknęła przez ramię czy ktoś nie postanowił pchać uszu w nieswoje rozmowy. Niby miała ze sobą cudotwórczą rękawicę i trochę nie było jej za wygodnie ze względu na ciepło otoczenia, ale i tak raczej używałaby jej w ostateczności... lub do psocenia się. Bo hej, nie można cały czas być drętwym służbistą i siedzieć z nadętą miną. Każdy zasługuje na trochę rozrywki.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 26.08.19 22:57  •  Wiśniowy skwer - Page 18 Empty Re: Wiśniowy skwer
  Wyobrażał sobie, że gdyby jechał na takiej desce, zrobiłoby się mu odrobinę chłodniej. Wiatr we włosach, w uszach i nawet w ogonie. Wątpił jednak, że kobieta pozwoliłaby mu skorzystać ze swojej własności, dla niej wyglądał pewnie jak gówniarz, który nie ma bladego pojęcia o tym jak się jeździ naprawdę.
  Prawie słyszał już jej zrzędliwy głos, kiedy mówi: "Ta młodzież to nie potrafi się prawdziwie zabawić, za moich czasów...". Dziwne, bo przecież nigdy dobrze nie poznał tej kobiety, nie mógł mieć pewności, że była wiele od niego starsza. Wyglądała rzeczywiście, na kilka lat więcej od niego, ale swoim stylem bycia kreowała się na luzacką kumpelę. Kogoś, z kim mógłby się zaprzyjaźnić.
  I chyba właśnie to chciał osiągnąć śledząc ją aż do miasta, a teraz wreszcie miał okazję, by porozmawiać. Wykazać się.
  Uniósł głowę, by coś powiedzieć, ale wtedy deskorolka uderzyła leniwie o czubek jego buta. Otworzył usta i spojrzał na Night, potem jeszcze raz na deskę i jeszcze raz na nią. Zamknął usta i ustawił nogę na powierzchni przedmiotu. Kółka niemal od razu podjechały o kilka centymetrów. Wskoczył na nią i podjechał kilka metrów.
  — Jasne! — przytaknął na jej propozycje odzywając się głośniej, niż zamierzał. Cieszył się po prostu, że kobieta bez wahania pozwoliła mu nie tylko się ze sobą zabrać, ale także pobawić się zapewne cennym dla niej przedmiotem. Nie znał wielu łowców, którzy do kryjówki ciągnęli ze sobą deskorolki.
  Tak właściwie nie znał ani jednego. Poza nią.
  — Brzmi świetnie. Miałem nadzieję się trochę rozerwać... — dodał po chwili, panując już bardziej nad głosem. Leniwymi pchnięciami sunął wokół kobiety pokazując, że potrafi zapanować nad torem swojej jazdy. Machnął ręką, by coś jej pokazać i w tej samej sekundzie wpadł na nierówną płytkę chodnikową. Zachwiał się i prawie wystrzelił do przodu, w ostatniej chwili łapiąc równowagę po kilku niebezpiecznych zawahaniach. — Żyję!
  Z trudem powstrzymał się, by nie machnąć z zadowolenia ogonem. A potem jeszcze raz, stając już prosto, wskazał jej zaułek skweru.
                                         
Lwiątko
Wtajemniczony     Opętany
Lwiątko
Wtajemniczony     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Konegi Louma, Reoone, Lwiątko


Powrót do góry Go down

Pisanie 26.08.19 23:38  •  Wiśniowy skwer - Page 18 Empty Re: Wiśniowy skwer
Nie miała rodzeństwa, ale dzielenie się miała zakodowane w swojej naturze. Gdyby każdy wszystko trzymał tylko i wyłącznie dla siebie, to sytuacja ich biednych rebelianckich zadów raczej nie należałaby do wesołych i kolorowych. O wiele łatwiej jest terroryzować zakłamanych polityków z pełnym brzuchem, bo ktoś przytargał z Desperacji jakąś dziczyznę i się podzielił, albo użyczył własnej broni komuś, kto jej nie posiadał, bo stracił czy mu się zniszczyła. Dokąd zawędrowaliby zakopując wszystko na pustyni i warcząc na każdego, kto ośmieliłby się podejść za blisko ich świetnej kryjówki? Kawałek drewna, plastiku i zestaw kółek nie były warte zajadłego bronienia przed młodo wyglądającą istotą, która robiła sobie tyle zachodu z chodzeniem za nią.
Czy ty w sumie nie jesteś tym kitku? Jak ci... – urwała odruchowo wyciągając ręce, jakby miała go złapać na wypadek, gdyby jednak nie odzyskał równowagi. Zbieranie go z ziemi wcale nie byłoby rozrywką, bo tylko zaczęłaby się martwić czy jest cały i zdrowy. Opchnięcie go medykowi ze złamaną ręką oznaczałoby konieczność powrotu do kołchozu, a przecież dopiero co stamtąd uciekła. Musiała zadbać o to, żeby żadne z ich dwójki nie wymagało lekarza. Cofnęła dłonie i stopę, którą asekuracyjnie zatrzymała deskę przed ewentualną dalszą ucieczką przedmiotu. Nie skomentowała jednak w żaden sposób "niezdarności" wymordowanego ani też nie zabrała mu zabawki z prychnięciem pogardy. Na początku nieźle dawał sobie radę, tylko koordynacja ruchu trochę nie wyszła. Nikt przecież nie był perfekcyjny.
Masz jakiś pomysł? – zapytała kierując się do zaułka i zerkając do wnętrza torby. – Mam jakby co trzy puszki sprayu. Czarną, różową iii... – szturchnęła pojemnik, żeby obrócić go etykietą do siebie – o, jasnoniebieska.
Mogła artystycznie zdewastować kawałek ściany jakiejś knajpy obrazkiem albo tekstem, choć raczej jakimś cenzuralnym. Na przykład, że Spece piją wodę po pierogach, albo matka któregoś generała trze ser z pięt na zapiekanki. Cokolwiek, nawet jakby miało być totalnie głupie. I tak przecież będą to musieli potem czyścić, co zajmie im trochę czasu. A może jakiś zwykły mieszkaniec parsknie z rozbawieniem i poprawi mu się humor?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 27.08.19 9:45  •  Wiśniowy skwer - Page 18 Empty Re: Wiśniowy skwer
  Zamrugał kilka razy. Normalnie zamachnąłby się ogonem i z dumą przedstawił, ale bez zwierzęcych atrybutów nadmierna gestykulacja wyglądała cudacznie. Kiwnął więc jedynie głową. Tak, był tym właśnie kotem.
  — Konegi Louma — przedstawił się. Tak właściwie na imię miał Konoe, ale za bardzo bał się, że jakiś stary znajomy usłyszy kiedyś rzuconą nieostrożnie godność i rozpozna w wymordowanym małego gimnazjalistę, który zachorował na wirusa i zmarł. Bardzo się od tego czasu zmienił i chociaż nigdy nie miał zbyt bliskich przyjaciół, jakieś niewielkie ryzyko istniało. Poza tym nadal nosił swoje oryginalne nazwisko. Za bardzo kochał rodziców, którzy musieli pozbyć się jego ciała, by je odrzucać. — Niektórzy po prostu nazywają mnie kotem... ale to takie bezpłciowe... — Poskarżył się kobiecie czując, że ona go posłucha i zrozumie. — A ty... słyszałem, że jesteś technikiem. I widziałem. Czasami odwiedzałem pracownie. Ale nie wiem jak się nazywasz.
  Dogonił deskorolkę i przystaną opierając na niej nogę. Przechylił głowę po zwierzęcemu wyobrażając sobie, co z takim zestawem kolorów mogą stworzyć. Reo nie był artystą, w porywach weny mógłby namalować patyczaka albo kwiatek, więc smarowanie napisów brzmiało jak idealny kompromis pomiędzy mierną ikonografią, a chęcią podkopania specowskiej opinii.
  — Chcę niebieską! — odpowiedział z entuzjazmem kierując się w stronę zaułka. Nawet jeżeli ich działalność miała być niegroźna, nie chciał być nagle ścigany przez bandę strażników miejskich, którzy odkryją, że jakaś młodzieżowa parka brudzi im ulubione ściany. Miasto było za czyste. Wszystkie gmachy świeciły przykładem, gładkimi, idealnymi elewacjami. Brakowało w nich trochę luzu.
  Porwał z torby Night ulubiony kolor i machając puszką w górę i w dół czekał, aż sprężone powietrze wystarczająco się rozrusza. Ciche stuk-stuk towarzyszyło jego krokom wzdłuż jednej ze ścian, gdy wyobrażał sobie co właściwie chce napisać. Pod chustką poruszyły się z ekscytacji kocie uszka.
Gdyby...
  Zaczął bazgrać, rozglądając się jeszcze na boki przed przypadkowymi widzami. Cisza. Poza Night nie było z nim w tej alejce nikogo. Mimo to pracował szybko. Jego pismo było dość pokraczne, bo nigdy nie praktykował używania spreju. Przypominało trochę pismo dziecka z podstawówki.

Gdyby Łowcy mieli rację, dyktator chciałby się ich pozbyć.

  Odsunął się na kilka kroków do tyłu zasłaniając usta rękawem. Kilka razy odkaszlną w materiał mając nadzieję, że nie nawdychał się oparów za bardzo. Odetchnął i spojrzał na swoje dzieło z oddali. Prezentowało się dość majestatycznie na szerokiej ścianie jednego z budynków.
                                         
Lwiątko
Wtajemniczony     Opętany
Lwiątko
Wtajemniczony     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Konegi Louma, Reoone, Lwiątko


Powrót do góry Go down

Pisanie 28.08.19 16:42  •  Wiśniowy skwer - Page 18 Empty Re: Wiśniowy skwer
Zapewne będzie jeszcze okazja do machania ogonami, a może nawet do bycia głaskanym i karmionym smakołykami zwędzonymi ze spożywczaka. Jak na razie jednak musieli zachowywać pozory, bo zbyt naturalnie wyglądające kocie uszka przykułyby uwagę każdego - jeśli nie jako element jakiegoś oryginalnego cosplayu czy ozdoba to jako naprawdę zwierzęca część ciała. A mimo wszystko im dłużej nikt dwójki Łowców nie będzie nękany przez patrole tym lepiej.
Jestem Asami Devarajah. Wpadaj pogadać, po tylu latach idzie się zanudzić nawet przy czynnościach bardziej skomplikowanych od spawania czy czyszczenia broni, a reszta naszej bandy wcale nie ułatwia – odpowiedziała spokojnie, imitując nieco znużony ton. Specjalnie nie nazwała ich ani rebeliantami, ani Łowcami, ani też rodziną. Ściany miały uszy, jakiś android szpiegujący właśnie mógł siedzieć na ścianie i wyglądać jak zwykła mucha, starsza pani w oknie robiła za osiedlowy monitoring albo po prostu ktoś przebiegłby obok zaułka i usłyszał coś zbyt podejrzanego. Nazwanie całej organizacji bandą w miejscu bądź co bądź publicznym mogło po prostu zostać uznane przez postronną osobę za jakąś podwórkową grupkę dzieciaków czy specyficzne określenie przyjaciół z pracy.
Kobieta artystą idealnym nie była, ale poprawianie warstw lakieru czy wkręcanie śrubek w odpowiednie miejsca nauczyły ją precyzji, dzięki której mogła potem uskuteczniać jakąś namiastkę twórczości na miejskich murach. Do obrazków zwykle używała wcześniej przygotowanych szablonów, ale aktualnie miała ze sobą tylko ten do podpisywania się. Jakieś proste rysunki mogła też ogarnąć ręcznie, ale na pewno nie wyglądałyby tak samo jak odrysowane od wzoru. Zawsze też pozostawały zwykłe napisy, tak jak robił to Konegi. Odstawiła torbę na podłoże, wzięła w dłoń róż, który porządnie wstrząsnęła. Zaczekała aż towarzysz skończy swoją artystyczną działalność, po przeczytaniu poprawiła maskę na twarzy i prostszymi liniami napisała kolejny tekst.
Jesteśmy odporni na wirusa. Wy też możecie.
Po odsunięciu się od ściany postawiła puszkę na ziemi, złapała za czerń i kawałek płaskiego plastiku. Wokół wyciętych otworów układających się w ptasi symbol zalegały warstwy starego spreju, w większości czarnego, ale gdzieniegdzie przebijały się inne barwy. Rozpoznawczy znak kobiety kojarzył chyba każdy. Gdyby korzystała z jastrzębia byłoby wprost wiadomo, że to Łowcy, ale nikt konkretny. Chciała się wyróżnić, pozostawić nieco trwalszy ślad. Przyłożyła w miarę równo szablon do ściany i zrobiła odbitkę rysunku. Po skończonej czynności odsunęła się i oceniła wzrokiem co zmalowali. No, trochę do ścierania było. A nawet jeśli niezbyt szkodliwe społecznie, to i tak dawało kopniaka w kostkę Władzom.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 18 z 20 Previous  1 ... 10 ... 17, 18, 19, 20  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach