Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 17 z 20 Previous  1 ... 10 ... 16, 17, 18, 19, 20  Next

Go down

Pisanie 11.12.18 0:43  •  Wiśniowy skwer - Page 17 Empty Re: Wiśniowy skwer
Zmrużyła nieco oczy, przyglądając się mężczyźnie.
Na pewno mężczyźnie?
Z jego całej postawy pulsowało coś niebezpiecznego. Coś demonicznego i zwierzęcego. Coś, z czym dziewczyna zdecydowanie nie chciała mieć do czynienia. To był ten moment w życiu, kiedy wszystkie trybiki w głowie zaczęły bić na alarm i chyba po raz pierwszy Ylva nie zamierzała już dłużej ich ignorować.
- Skoro pan tak twierdzi... - podjęła ostatnią próbę porozumienia się z nim. Co prawda nie kupowała jego gadki, że "nic mi nie jest" bo ewidentnie było widać jak na gołej dłoni, że jednak coś było źle. Ale nie chciała w to ingerować. Nie chciała się w to mieszać.
Zdawało się, że w jednej chwili cała okolica wymarła. Nie było jeszcze aż tak późno, żeby okoliczni mieszkańcy skryli się w swoich domach. Jednakże miała wrażenie, że jak za pstryknięciem palców ktoś wyłączył czas. Zatrzymał bieg życia.
Odetchnęła cicho, powoli cofając się.
- W takim razie zostawię pana w spokoju. - tak, ta opcja zdecydowanie przedstawiała się najlepiej. A przynajmniej dla niej. Zresztą, zawsze mogła oddalić się na bezpieczną odległość, zniknąć z jego pola widzenia, i dopiero wtedy powiadomić odpowiednie służby. Bo cokolwiek mężczyzna by nie powiedział, to wyglądał na kogoś, kto tej pomocy potrzebuje.
Gdy jednak zrobił gwałtowny ruch, ona niczym kot odskoczyła do tyłu, przyciskając obie dłonie do swojej klatki piersiowej.
- Nie zbliżaj się do mnie. - syknęła, wciskając telefon głęboko do kieszeni bluzy.
- Pójdę już i nie będę pana niepokoić. - dodała, podejmując próbę oddalenia się z tego miejsca. Cały czas jednak wpatrywała sie w niego, jakby w obawie, że odwrócenie się plecami do niego nie jest najlepszą rzeczą i zdecydowanie mogłaby tego pożałować.
                                         
Ylva
Studentka
Ylva
Studentka
 
 
 

GODNOŚĆ :
Ylva Isabelle Harakawa


Powrót do góry Go down

Pisanie 14.12.18 10:45  •  Wiśniowy skwer - Page 17 Empty Re: Wiśniowy skwer
Nic Ci nie zrobię! — warknął na jej gwałtowną reakcję. Rozłożone szeroko palce, poprzecinane żyłkami i uwypuklonymi ścięgnami, opatrzone w grube i wygięte dziwacznie paznokcie, prawie jak zwierzęce, sugerowały zupełnie co innego. Mimo to, w jego głosie obecna była szczera rozpacz - nie chciał jej przerażać, to działo się samoistnie.
 Na czole wykwitło kilka płaskich kropelek potu, istotnego dowodu na to, że chociaż w tym momencie wyglądał jakby nad sobą panował, wymagało to od niego nieopisanych pokładów wysiłku. Nie dało się jednak dłużej oszukiwać, co jakiś czas wracały kilkusekundowe napady, podczas których sapał gwałtownie, garbił się i ślinił. Bokiem dłoni ścierał wilgoć z kącików ust.
 — Powiedz mi. Ile masz lat? Szesnaście? Siedemnaście? Jesteśmy w podobnym wieku. Podoba Ci się to miasto? Ta klatka? — Gdy dziewczyna odskoczyła, on natychmiast zrobił porządny krok w przód i wyciągnął ku niej obie ręce. Chciał ją złapać za ramiona, jak wcześniej i przytrzymać, by nie mogła po raz kolejny powiększyć dzielącego ich dystansu. Nachylił się na tyle, by ich twarze mogły się zrównać na wysokości. — Myślisz, że jesteś tutaj bezpieczna? Możesz spacerować po ulicy bez obawy?
 Zaśmiał się, prawie zakrztusił tym samym odgłosem. Wargi drgały mu, gdy duszący odgłos utkwił w gardle.
 — Nie krzycz, bo na bogów, nie dam rady się wtedy opanować. — ostrzegł zduszonym głosem, zbliżając się jeszcze bardziej. Mogła czuć na swojej twarzy jego gorący oddech, widzieć jak krzywe, zaostrzone zęby raz za razem wychylają się spod karmazynowych ust. — Jak zaczniesz się drzeć to Cię zapierdolę. Tu i teraz. Rozumiesz?
 Zacisnął palce na jej ramionach, opuszki wbijały się głęboko, ale paznokcie nie zaczęły jeszcze kaleczyć. Wystarczył mu sam ciężar własnego ciała, by zacząć wywierać na niewielkiej dziewczynie nacisk. To wszystko, siła, szybki oddech, dziki wygląd i złote oczy ze zwężającymi się źrenicami wpychały Ylvą do nieznanego dla niej świata.
 — Zostawię Cię. Ale musisz mi powiedzieć, gdzie ona jest. — Wyjaśnił, uśmiechając się krzywo. —  Gdzie ona jest? Gdzie jest? GDZIE ONA JEST?!
                                         
Kirin
Doberman     Poziom E
Kirin
Doberman     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Vincent de Lacroix aka. Kirin / Seba z DOGS


Powrót do góry Go down

Pisanie 28.12.18 0:01  •  Wiśniowy skwer - Page 17 Empty Re: Wiśniowy skwer
Nic ci nie zrobię
JASNE.
Jakoś patrząc na tego mężczyznę, któremu bliżej było to osoby albo obłąkanej albo takiej, która dała nogę z zakładu karnego, ciężko jej było uwierzyć, że nic jej nie zrobi. Jednakże dalej było już tylko gorzej. Niemal nie parsknęła desperackim śmiechem, kiedy zapytał o jej wiek, mówiąc, że są w podobnym wieku. Nie było najmniejszej opcji, by była to prawda. Mimo że już dawno przekroczyła próg "nastki" to mężczyzna nadal wyglądał na o wiele starszego od niej. Ciężko było określić czy to przez grę światła, zmęczenie które odcisnęło swoje piętno na jego twarzy czy też przez inne czynniki. Po prostu wyglądał na dziesięć lat starszego.
- Tak. - odpowiedziała twardo.
- Lubię to miasto. Tę klatkę. - dodała, mrużąc nieznacznie oczy. Może i nie należała do najbystrzejszych czy też najinteligentniejszych osób, ale nawet ona potrafiła dodać dwa do dwóch. Złożyć rozsypane puzzle, poskładać małe kawałki w całość. Jego wygląd i sposób, w jaki wypowiadał się na temat miasta, tego miejsca.... należał do tych osób, przed którymi ją ostrzegano. Do tych osób, przez którymi Ruu chciał bronić mieszkańców, dlatego też porzucił wszystko, zaciągając się do wojska.
O ironio. Czyż to nie było zabawne?
Rzucił wszystko. Przyjaciół, rodzinę, wszystko, by bronić miasto przed takimi jak on, a tymczasem właściwie pod nosem władzy znajdowało się takie... indywiduum.
Najciemniej pod latarnią, czyż nie?
Przełknęła niemo ślinę, czując jak nogi delikatnie zaczynają jej drżeć. Bała się. Cholernie się bała. Jak nigdy potrzebowała, by znalazł się teraz przy niej Ruuka. Czuła, że przy nim wszystkie koszmary mogłyby rozpłynąć się w jednej sekundzie. Dlaczego go tu nie było? Dlaczego nie było go w chwili, kiedy najbardziej go potrzebowała?
- Rozumiem. - odpowiedziała słabo, niemalże bezgłośnie, przez moment zastanawiając się czy nieznajomy aby na pewno ją dosłyszał. Spojrzała w bok, w cichej nadziei, że być może kogoś napotka. Ale jak na złość nikogo nie było. Tylko ona i on. Sami, pośrodku ciemności.
Serce zabiło głośniej i mocniej, niemalże boleśnie, wyrywając się z jej klatki piersiowej. Może rzeczywiście powinna spróbować ucieczki? Przecież... przecież wtedy miała szansę. Na pewno o wiele większą niż teraz, stojąc tutaj przed nim, zupełnie sama.
- Co? - uniosła głowę, kiedy mężczyźnie chyba zaczynało jeszcze bardziej odbijać. Nie miała bladego pojęcia o czym gadał. Nie wiedziała o kim mówi, więc logiczne, że nie wiedziała gdzie jest. A może tak... spróbować zagrać?
- Poszła w lewo. - odpaliła bez zająknięcia. Może rzeczywiście pójdzie tam, a ją zostawi w spokoju.
Co miała do stracenia?
                                         
Ylva
Studentka
Ylva
Studentka
 
 
 

GODNOŚĆ :
Ylva Isabelle Harakawa


Powrót do góry Go down

Pisanie 31.12.18 21:45  •  Wiśniowy skwer - Page 17 Empty Re: Wiśniowy skwer
 — Nie chcesz się z niej uwolnić? Wyjść... poza mury? — nachylił się nad nią, najpewniej w zamiarze wyszeptania tak kuszącej propozycji do ucha dziewczyny, ale jego głos pozostał wyrazisty, szorstki, dziki. Mówił głośno obserwując kątem rozbieganego oka zmiany na jej twarzy. Czy bała się teraz, gdy był tak blisko? Bardziej obawiała się jego osoby czy tego, o czym wspominał?
 Gra, której chciał za wszelką cenę uniknąć, zaczynała mu się co raz bardziej podobać.
 — W szkole uczą was pewnie, że za kopułą nie ma życia? Albo że wszystko tam jest chore i zgniłe? A ja ci wyglądam na chorego i zgniłego? — Oblizał się głośno, zbierając z kącików ust zbierającą się tam gęstą ślinę. Palce świerzbiły go, by posunąć się o krok dalej, zrobić jej jakąś krzywdę, zacisnąć je jeszcze mocniej niż dotychczas. — Mamy dość czekania aż sami do nas wyjdziecie... wyciągniemy was siłą. Pod oczami bezbronnej, bezużytecznej władzy. Myślisz, że jestem tu sam? — Zimne, szorstkie palce pogładziły ją po karku, zaczepiły o luźne włoski uciekające z ułożonej fryzury. — Twój sąsiad? Twój przyjaciel? Twój kolega z klasy? Ilu z nich unika złapania w sposób, dzięki któremu ja znalazłem się tu pod nosem Specu?
 Zaśmiał się pod nosem, poluźnił nieco uścisk. Czuł, jak dziewczyna trzęsie się pod jego dłońmi, tyle samo strachu mógł wyczytać z jej oblicza i głosu, który sugerował całkowitą uległość. Czuł, jak okolice żołądka wibrują mu w przyjemnym, bezgłośnym chichocie.
 — Te ofiary nie chronią miasta przed nami. Oni chronią nas przed wiedzą mieszkańców... — Klepnął ją w ramie jak dobrego kolegę i odsunął się na moment. W końcu przeszedł do tego, co najbardziej interesowało go w miejskiej wizycie. Dręczenie przypadkowych przechodniów było dodatkiem do tego, po co właściwie tutaj przyszedł.
 Zadał pytanie najgrzeczniej jak potrafił w tym stanie, a dziewczyna, jak przystało na dobrze wychowanego zombie odpowiedziała natychmiast, wskazując mu konkretny kierunek. Kirin podniósł brwi i spojrzał na lewo, jakby nagle miała tam pojawić się oczekiwana przez niego osoba.
 Po lewej było jednak pusto. Okolica o tej godzinie była przyjemnie spokojna, idealna dla skurwiela, którego naszła chęć na gnębienie nastolatki. Światło odległej latarni rzucało idealnie tyle światła, by jego cień kładł się na chodniku na którym stali w formie przerośniętej, czarnej plamy. Sama twarz ginęła w półmroku.
 — W lewo? — upewnił się, spoglądając na twarz Ylvy, a potem jeszcze raz na bok, który zgadzał się z jej sugestią. — Ładna była, prawda? Jasne włosy do pasa, zawsze schludnie zaczesane i kołnierzyk jasnej bluzki zapięty pod szyją... — Jego oczy pojaśniały z emocji, gdy o tym mówił.
 Przez krótki moment wydawał się zupełnie innym człowiekiem. Nawet głębokie zmarszczki przy ustach i pomiędzy brwiami wygładziły się, twarz miała przyjemny wyraz. Na kilka krótkich sekund ubyło mu lat, a potem nagle, w przeciągu urwanej chwili wszystko znowu stało się dzikie i nieprzyjemne. Ciężka ręka smagnęła dziewczynę po mostku i ramionach. Czuł jak zgubione, krzywe paznokcie zaczepiają o jej ubrania, jak drą po skórze, która stawia opór. Mógł użyć noży, ale cios ciężkiej dłoni powinien na początek wystarczyć.
 — Kpisz sobie ze mnie, mała kurwo? — wysyczał przez zaciśnięte zęby naskakując na nią.
                                         
Kirin
Doberman     Poziom E
Kirin
Doberman     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Vincent de Lacroix aka. Kirin / Seba z DOGS


Powrót do góry Go down

Pisanie 03.01.19 0:41  •  Wiśniowy skwer - Page 17 Empty Re: Wiśniowy skwer
Nie słuchała go. Słyszała jego słowa, ale puszczała je gdzieś w eter, bardziej skupiając się na próbie ucieczki z tego miejsca. Ucieczki od niego. Wiedziała jednak podświadomie, że na to było już za późno. Z chwilą, w której postanowiła do niego podejść, zapytać i zaoferować pomoc, skazała się na porażkę. Wiedziała to. Doskonale to czuła.
W chwili, gdy kątem oka dostrzegła błyśnięcie pazurów, instynktownie próbowała odskoczyć na bok, by uniknąć ciosu, ale nawet jej refleks był o wiele za słaby. W jej uszach rozległ się dźwięk rozrywanego materiału, a chwilę potem poczuła ostry i piekący ból w okolicach obojczyków.
Nie odważyła się jednak spojrzeć w dół.
Uniosła jedynie drżącą dłoń, by pod opuszkami wyczuć lepką i ciepłą krew. Rana na całe szczęście nie była aż tak głęboka. Gdyby nie to, że odskoczyła, bogowie sami wiedzieli jakby to się mogło skończyć.
- Zostaw mnie. - warknęła wystraszona, mając wrażenie, że nawet jej własne serce zapomniało bić. Zrobiła to, co zrobiłby chyba każdy człowiek znajdujący się w jej sytuacji. Spróbowała uciec, ale w momencie, gdy on doskoczył do niej, ona zwaliła się na ziemię. Wydała z siebie jedynie zgłuszone stęknięcie, doskonale wiedząc że jest na straconej pozycji.
- Odwal się. - warknęła, zaciskając mocno powieki, pod którymi zaczęły zbierać się łzy bezradności. O dziwo, nie bała się śmierci. Nie bała się tego, że może skończyć pożarta, że niebezpieczny przedstawiciel gatunku zza murów może rozerwać jej trzewia. Bała się zostawiać swoich braci, choć matka zaczęła stawać na nogi. Bała się, że już nigdy więcej nie ujrzy Ruuki. Bała się, że jak przeżyje, zostanie zarażona, a wtedy... wtedy...
Będzie musiał mnie zabić.
Otworzyła powieki, w ostatniej chwili znajdując w sobie resztki sił. Nie, nie podda się. Nie aż tak łatwo.
Złapała za pierwszą lepszą rzecz, która była pod jej ręką, a potem spróbowała wykręcić się tak, by rzucić patykiem w jego głowę. Zapewne patyk i tak odbije się od niego nic mu nie robiąc. Jak piłeczka od cholernego betonu. Jeżeli jednak to w żadnym stopniu nie pomoże, zamierzała spróbować kopnąć go w brzuch, jeżeli rzuci się na nią. Cokolwiek. Wyrywać. Krzyczeć. Drapać. Gryźć. Wszystko, co tylko mogła zrobić. Nie chciała dać się łatwo zabić, być słabą ofiarą, która jedynie odchyla swojego gardła przed przeciwnikiem czekając na śmierć.
Śmierć, która niewątpliwie lada moment nadejdzie.
                                         
Ylva
Studentka
Ylva
Studentka
 
 
 

GODNOŚĆ :
Ylva Isabelle Harakawa


Powrót do góry Go down

Pisanie 03.01.19 11:24  •  Wiśniowy skwer - Page 17 Empty Re: Wiśniowy skwer
Nic nie powiesz? Boisz się? MYŚLISZ ŻE ZARAZ ZGINIESZ? — ryczał w szale, który nie miał nic wspólnego z jego podsycanymi wpływem wirusa napadami. Był wściekły, ale świadomy tego co robi. Nie był w stanie zapanować jedynie nad głosem, który wzmacniał się z każdym słowem. Nie obchodziło go już, że ktoś może to usłyszeć. Tunelowa wizja zacieśniła się do obrazu dziewczyny, która upadając przed nim na tyłek pozwoliła na kolejne akty agresji.
 Nie bił silnie, mógł w każdym momencie postarać się o jeden porządny cios w skroń, który zakończyłby jej cierpienia, ale nie chciał zabijać. Nie planował pozwolić jej paść trupem tu i teraz, kiedy mógł ograniczyć wkładaną w ramiona moc i jedynie ją poobijać, pognębić, torturować. Poczuł jak coś drapiącego przesuwa się po jego szyi, gdy dziewczyna wynalazła patyk i cisnęła nim w wymordowanego. Widział jak macha nogami w powietrzu starając się dosięgnąć jego brzucha, odepchnąć dużo większy od siebie ciężar i z każdym ukłuciem bólu uśmiech na jego twarzy rósł.
 — Dlaczego miałbym pozostawić Cię prze życiu, skoro nade mną nikt się nigdy nie litował? — Uderzył pięścią w podbródek, szarpnął za ucho, kopnął w żebra kolanem i przycisnął ją do ziemi, kierując obie dłonie na krtań, którą zacisnął dostatecznie mocno, by groźba uduszenia stała się realna. Dopiero wtedy powstrzymał grad ciosów i spojrzał z bliska na jej twarz. Nachylił się na tyle, by jego ciepły oddech smagał Ylvę po policzkach. — Wiesz co to jest Paryż? Wiesz jak wyglądała wieża Eiffla, gdy próbowaliśmy porozmawiać z ocalałymi? Karabiny z każdej strony wpuszczały w tłum matek z dziećmi serie pocisków póki cała ta krwawa masa przestała się ruszać. Wiesz jak to jest nakrywać się zmaltretowanymi ciałami, by uznali cię za martwego?
 Oddychał ciężko i uśmiechał się z satysfakcją, gdy palce wyczuwały pod sobą wilgotną, napiętą skórę szyi. Potrząsał nią lekko starając się wymusić kilka słów , które mogłaby z siebie wydusić w ramach odpowiedzi na jego pytania.
 — No dalej, mała, bezbronna owieczko. Powiedz mi, dlaczego akurat ty masz przeżyć? — Powoli przesunął jedną dłoń z krtani na szczękę studentki, złapał ją po bokach i zmusił by patrzyła mu prosto w oczy. — Użyj swojej parszywej mordki. Nie wierzę, że ludzie stracili umiejętność mowy. Nawet ja potrafię docenić wartość dobrej dyskusji, ale nienawidzę, gdy osoba do której się zwracam szczędzi języka.
                                         
Kirin
Doberman     Poziom E
Kirin
Doberman     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Vincent de Lacroix aka. Kirin / Seba z DOGS


Powrót do góry Go down

Pisanie 06.01.19 19:15  •  Wiśniowy skwer - Page 17 Empty Re: Wiśniowy skwer
Nie chciała go słuchać, a już tym bardziej rozmawiać. Chyba nie myślał, że po tym ataku na nią, usiądą sobie po turecku na przeciwko siebie i jak gdyby nigdy nic zaczną miło gawędzić? Brakowało do tego ciasteczek i herbatki, żeby uzupełnić sielankowy obraz.
Uderzenia były chaotyczne, padały z każdej strony i w każdym momencie, przez co nie była w stanie nawet trochę osłonić się przed bolesnym gradem. Była niczym worek kartofli rzucony na ziemię, bezwładny wór do treningu, czekający aż ponownie padnie cios, bo druga osoba potrzebowała się wyżyć.
Gdy jego szorstkie palce zacisnęły się na jej gardle, ona również ułożyła swoje dookoła nadgarstków szaleńca, jednocześnie wbijając w skórę paznokcie, po których pozostawały charakterystyczne ślady w kształcie półksiężyców.
Była pewna, że to już koniec. Że lada moment albo skręci jej kark, albo ją udusi, ale widocznie czas był dla niej łaskawy i dał jej jeszcze parę chwil wytchnienia i życia.
- Nie obwiniaj mnie. - warknęła zachrypniętym głosem, ulegle wpatrując się w jego obłąkane spojrzenie.
- Nie obwiniaj mnie za to, co zrobili inni ludzie. To idiotyczne. - jedna dłoń puściła jego nadgarstek, by chwycić za tę, która naciskała na jej żuchwę.
- Tak samo jak ja nie obwiniam ciebie za to, co zrobili tobie podobni mojemu ojcu. I wielu wielu innym. - dodała po chwili, napierając całą swoją siłą, choć zapewne dla niego było to jak uderzenie skrzydłem motyla, na dłoń, by ją puścił.
- Czego właściwie chcesz? Żebym kajała się przed tobą? Przepraszała za to, co się działa kiedyś? Nie, nie będę. Chcesz mnie zabić, to zabij. Ale nigdy nie będę się kajać przed tobą. - syknęła, próbując wsunąć kolano pod siebie, by naprzeć nogą na jego podbrzusze i odepchnąć go od siebie.
Nie była silna. Nie należała do siłaczów. Ale też nie należała do dziewcząt, które kryły się po kątach i płakały, kiedy pojawiał się problem. Jeżeli miała zdechnąć, to zdechnie z wysoko uniesioną głową.
                                         
Ylva
Studentka
Ylva
Studentka
 
 
 

GODNOŚĆ :
Ylva Isabelle Harakawa


Powrót do góry Go down

Pisanie 19.01.19 23:41  •  Wiśniowy skwer - Page 17 Empty Re: Wiśniowy skwer
 — Masz pecha, że rozmawiasz z idiotą. Chorym, pieprzniętym idiotą — odpowiedział, szczerząc zęby w krzywym uśmiechu. Chyba tylko cud sprawił, że po tylu latach życia na Desperacji nadal miał wszystkie zęby. Ta niezliczona ilość razy, kiedy dostawał po mordzie niewiele zmieniła w jego wyglądzie.
 Prawdą było, że niewiele obchodziły go słowa dziewczyny. Chciał ją wyłącznie zmusić do zabrania głosu. Łatwiej było pozbawić kogoś tchu, gdy silił się na rozmowę w sytuacji takiej jak ta. Poza tym zawsze wyobrażał sobie swoje napady, pełne dramatyzmu, krzyków i latających wszędzie wnętrzności. Obijanie milczącej nastolatki miało z tym niewiele wspólnego.
 — Wydaje ci się, że każdy wymordowany chce żeby się przed nim płaszczono? Albo że w zabijaniu odnajdujemy jedyną w życiu satysfakcję? Jesteśmy tacy sami jak wy, tyle że za murami. A potem... patrz. — Przyłożył jej pięścią w bok szczęki. — Ręce same nam lecą do ciosu.
 Parsknął, ale nie ze śmiechu, nie z zadowolenia. Żadne konkretne emocje nie trzymało się go zbyt długo, jakby na dobre zapomniał już po co w ogóle żyje. Albo egzystuje, bo bliżej mu było bezcelowemu trwaniu niż prawdziwemu przeżywaniu swojego czasu.
 Odrobina zawieruchy jeszcze nikomu nie zaszkodziła. Jeśli ktokolwiek w szeregach psów mógł nosić miano szalejącej wichury, to właśnie Kirin. Destrukcja ciągnęła się za nim jak żyrafi ogon, gdy przybierał formę tego pół-człowieka, pół-diabła, dlatego w którymś momencie po kolejnej fali dzikiego szarpania się z dziewczyną uniósł ją nieco nad ziemię, a potem cisnął na beton. Oddychając ciężko sięgnął po żółtą chustę przy pasie.
 — Wiesz co to jest? — Machnął materiałem jak kawałkiem zużytej szmaty. Stan jego symbolu przynależności do Desperackiej bandy pozostawiał wiele do życzenia. — To znak, że nie jestem sam jeden. Są setki. Tysiące. Dobra, może jakie trzy miliony sto tysięcy. Nie umiem liczyć, okej? Ale wszyscy mają już powoli dość waszego chowania się w norze jak pieprzone szczury. Naucz się kurde walczyć mała zdziro, bo po mnie przyjdzie dziesięciu takich jak ja, ale zdecydowanie nie tak miłych. Wtedy będziesz inaczej kwiczeć.
 Odsunął się od niej na pół kroku i zaczął przyglądać się jej jak artysta patrzący na niedokończone dzieło ułożone na sztaludze. Krytycznie oceniał to, czego dokonał, ale satysfakcja nadal nie nadchodziła. Być może rzeczywiście wcale nie chciał nikogo pobić, ręka sama mu się osunęła.
 Prędzej czy później w okolicy zjawi się ktoś, kto zwróci uwagę na tą niecodzienną sytuację. Na samą myśl odwrócił głowę na jeden, a potem na drugi bok spodziewając się zobaczyć kogoś biegnącego z odsieczą, ale okolica nadal była cicha i pusta. Nie przepadał jednak za kuszeniem losu. Zrobił swoje, musiał się zwijać.
 — Rozumiesz młoda? — Rzucił jeszcze jedno, szybkie spojrzenie na dziewczynę, a potem powoli wycofał w uliczkę, którą tutaj nadszedł.

z/t
                                         
Kirin
Doberman     Poziom E
Kirin
Doberman     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Vincent de Lacroix aka. Kirin / Seba z DOGS


Powrót do góry Go down

Pisanie 22.01.19 22:31  •  Wiśniowy skwer - Page 17 Empty Re: Wiśniowy skwer
Gdyby nie ponura przyczyna, dla której udał się w jeszcze ciepły, jesienny wieczór, z pewnością zachwyciłby się widokiem słońca zachodzącego nad Miastem i jego promieniami z krwawego złota, oblekającego wszystkie budynki ciepłym światłem. Nie był jednak w nastroju na docenienie piękna wokół siebie. Zatopiony w myślach przemierzał ulice, czerpiąc z długiego spaceru wątpliwą przyjemność dogłębnego zastanowienia się nad powodami, stojącymi za tą wyprawą. Jak zawsze argumentów za i przeciw było wiele, nie potrafił jednak pozbyć się przywiązania do tej daty, jakkolwiek bolesne by ono nie było.
Szedł niespiesznie, więc nie miał najmniejszych szans na ujrzenie sceny, rozgrywającej się w tym miejscu przed paroma minutami. Zdołał jednak, mimo zamyślenia, dostrzec leżącą na chodniku kobietę. Wzrok odruchowo prześlizgnął się po okolicznych zabudowaniach, w poszukiwaniu innych przechodniów, którzy mogliby rzucić choć lekkie światło na tę sprawę. Ludzi jednak nie było. Niewiele myśląc, podbiegł do niej, pełen złych przeczuć, odrzuciwszy na bok wiązankę kwiatów, którą ściskał w dłoni. Kilka martwych badyli było wartych mniej niż ludzkie życie.
Przyklękając przy niej, zaczął wzrokiem oceniać stan poszkodowanej, jak się okazało, nastolatki. Krew na bluzce, ślady na szyi...  spojrzenie Ivo od razu zostało przykute przez te małe detale, świadczące o brutalnym charakterze zajścia. Oczy jednak miała przytomne, co dobrze rokowało. To czy dosięgła ją trauma, okaże się za chwile, teraz najważniejsze było, że dziewczyna żyje.
Dotknął lekko jej ramienia - Hej, wszystko w porządku? Możesz wstać? - zapytał, gotów jej pomóc lub wręcz ją podnieść, gdyby sytuacja tego wymagała. Pytania były nieco naiwne, ale od czegoś trzeba było zacząć, musiał pokazać jej w jakiś sposób, że nic jej nie grozi. Nie miał na sobie munduru, ale nie był pewien czy w tej sytuacji to jakiś plus. - Co się stało? - dodał, kiedy dziewczyna już stanęła na nogi.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 30.01.19 1:35  •  Wiśniowy skwer - Page 17 Empty Re: Wiśniowy skwer
Skuliła się jak mała dziewczynka, kiedy padły ostatnie ciosy. Całe ciało ją bolało, piekło i pulsowało, jakby przejechała po niej jakaś ciężarówka.
A może w rzeczywistości tak było? Może to wszystko było jedynie wytworem jej wybujałej wyobraźni i tak naprawdę miała jedynie jakiś przykry wypadek?
Przesunęła drżącymi palcami po trzech grubych ranach po pazurach w okolicach jej obojczyków.
Ale ciężarówki nie zostawiają po sobie takich śladów.
Zamknęła oczy, licząc w myślach do... sama nie wiedziała ilu. Straciła w pewnym momencie rachubę. Po prostu leżała, drżąc, wystraszona jak dziecko. Zostawił ją? A może stoi gdzieś z boku i czeka, aż się poruszy. Czeka niczym zwierzę, czerpiące radość z torturowania swojej ofiary. Czeka, by ponownie na nią zapolować?
Podciągnęła jeszcze mocniej kolana pod siebie, mając ochotę zwymiotować. Jej umysł nadal nie dopuszczał do siebie, że została zaatakowana. Ot tak, po prostu, bez jakiejś większej przyczyny. Przecież nikomu nic nie zrobiła. Nie na tyle, by tak ją skrzywdzić.
Dopiero po dłuższej chwili dotarło do niej, że ktoś się zbliżał. W pierwszej chwili chciała się szarpnąć, jakoś wyrwać, zareagować. Ale dotyk był delikatniejszy, nie ranił, a to sprawiło, że odważyła się otworzyć oczy i spojrzeć na mężczyznę.
To nie on.
- To nie on... - powtórzyła niemalże bezdźwięcznie, i jakby za odjęciem magiczną różdżką, wszystko z niej uleciało. Odetchnęła głośno czując, jak jej ciało niekontrolowanie drży a do oczu napływają łzy.
- Przepraszam. - jęknęła unosząc dłoń do oczu, by je wytrzeć. Ponownie nabrała powietrza, próbując się uspokoić na tyle, by odpowiedzieć bez załamującego się głosu.
- Ktoś mnie... zaatakował. Ktoś... spoza muru. - dodała ciszej, zerkając na niego ukradkiem. Ucieknie? Uwierzy jej? A może wyśmieje? Ciężko było przewidzieć reakcję kogoś z miasta. Dotknęła lewego nadgarstka, który najprawdopodobniej był złamany. Tak samo jak parę żeber, nie wspominając o licznych siniakach, stłuczeniach i podrapaniach. Ale chyba będzie w stanie wstać. I utrzymać się na nogach.
                                         
Ylva
Studentka
Ylva
Studentka
 
 
 

GODNOŚĆ :
Ylva Isabelle Harakawa


Powrót do góry Go down

Pisanie 30.01.19 22:06  •  Wiśniowy skwer - Page 17 Empty Re: Wiśniowy skwer
- To nie on? - zaskoczony powtórzył po niej bezwiednie, niczym echo. - "O kim mówisz?" - chciał zapytać w pierwszym odruchu, ale ugryzł się w język, bowiem nastolatka zaczęła płakać. Łzy dość obficie spływały jej z twarzy, więc Ivo niewiele myśląc zdjął płaszcz i okrył ją nim, przytrzymując go na ramionach dziewczyny, żeby czasem nie zsunął się, gdy jej ramiona drżały od szlochu. Odsłonił przy tym kaburę z pistoletem, którą miał przy prawym boku, lecz uznał, że w takiej sytuacji nie ma to znaczenia. Chodnik uwierał go w kolano, gdy tak przy niej klęczał, ale uznał, że przecierpi tę lekką niedogodność, skoro poszkodowana nastolatka ewidentnie potrzebowała cierpliwego podejścia.
Choć to nie on padł ofiarą ataku - a to z pewnością spotkało dziewczynę, takie uszkodzenia nie biorą się z wypadku samochodowego ani upadku ze schodów - odczuł wyraźną ulgę, kiedy się wreszcie odezwała świadomie i przytomnie. A więc mimo szoku jakoś się trzyma. To dobrze rokowało, wedle całej jego mizernej wiedzy.
- Nic nie szkodzi, - mruknął, klepiąc się po kieszeniach w poszukiwaniu chusteczek. Kiedy wreszcie je wydobył, podsunął jedną prosto pod zapłakaną twarz - jeśli Cię to peszy, to mogę odwrócić wzrok. - spróbował rozluźnić atmosferę i ostentacyjnie spojrzał w bok. A potem, słysząc jej następne słowa, zmarszczył wyraźnie brwi i omiótł uważnym spojrzeniem całą okolicę, nadstawiając również ucha. Gdyby nie był świadom tego, że wymordowani czasami przenikają do miasta, mógłby potraktować jej słowa jak bujdę, wytwór wyobraźni przeciążonej traumą po napaści. Ale nie, zbyt wyraźnie widział ślady do złudzenia przypominające żłobienia po pazurach, by nie dać jej wiary. Odruchowo napiął mięśnie, przygotowując się na odparcie spodziewanego ataku z zaskoczenia i dopiero uświadomienie sobie, że intruza dawno już tu nie ma, bo inaczej dziewczyna nie uszłaby z życiem, pozwoliło mu je rozluźnić nieco.
Odwrócił powoli głowę w jej stronę i powiedział z poważną miną. - W takim wypadku musimy zaalarmować służby porządkowe. Będziesz umiała opisać im napastnika, kiedy Cię zapytają? - upewnił się ostrożnie. Uświadomienie jej, że będzie musiała sobie przypomnieć całe to zdarzenie mogło pomóc dziewczynie w psychicznym przygotowaniu się na to.
Widząc, że zbiera się z chodnika, ujął jej przedramię, uważając na wyraźnie opuchnięty nadgarstek, a także złapał ją pasie drugą ręką, żeby pomóc jej wstać. - Zawiozę Cię do szpitala, dobrze? - zaproponował, odsuwając się o kilka kroków, żeby dać jej wolną przestrzeń. Wyjął z kieszeni telefon i zadzwonił.
- Tu Bergsson - rzucił przyciszonym głosem, zasłaniając mikrofon i usta od strony z której stała dziewczyna - przyślijcie ekipę z psami. Wymordowany widziany na moich koordynatach jakąś godzinę temu. - to nie mogło być dawno, bo inaczej dziewczyna wstałaby i sama zgłosiłaby się do szpitala, mimo trudności z poruszaniem ręką i widocznego cierpienia na twarzy - Eskortuję zaatakowanego cywila do szpitala.
Następnie szybko wezwał taksówkę za pomocą kilku kliknięć palcem. Zwrócił się z powrotem do rudej nastolatki, z lekkim uśmiechem, mającym jej uzmysłowić, że przy nim jest bezpieczna.
- Taksówka będzie tu za jakąś chwilę, więc jeśli chcesz, możemy poczekać na ławce. - zaproponował, wskazując dogodną lokalizację nieopodal.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 17 z 20 Previous  1 ... 10 ... 16, 17, 18, 19, 20  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach