Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum


Go down

Jeśli raz spojrzysz złu prosto w oczy, nigdy nie będziesz mógł odwrócić od niego wzroku Y5gHg4G
Czas akcji: 3003 r,; Niecały rok przed bieżącymi wydarzeniami (kontynuacja tej fabuły, urwanej przez nieobecność jednego z autorów) i zajawki z przeszłości w postaci krótkich, wyrwanych z kontekstu epizodów.
Miejsce akcji: w dłużej mierze opuszczony bunkier, czasem M-3 lub bliżej nieokreślone tereny Desperacji.
Postaci: Warner, Yury (miejscami Kido Arata) i być może NPC.
                                         
Yury
Windykator     Opętany
Yury
Windykator     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Wcześniej Kido Arata, teraz Yury. Czasem Wujek Menel (c)Chyży.


Powrót do góry Go down

Ryutarou nie pozwolił Aracie doświadczyć swojego zlęknionego obrazu w pełnej krasie, bo trudno zaprzeczyć, że nigdy się nie bał. Za czasów nudnej egzystencji żywił obawy wobec rzeczy nader błahych i właściwie nie mających większego znaczenia – czy uzyska wystarczający wynik na teście, czy najładniejsza w jego kryteriach dziewczyna nie odmówi mu spotkania albo czy podoła na stanowisku wiceprzewodniczącego klasy. Zmiana podejścia była wynikiem nagłego upadku w głęboką i ciemną przepaść. To kwitło w młodym organizmie przez długi czas, aż nie otworzył oczu, konfrontując się z nowym światem nie jako przeciętny mieszkaniec, lecz zepsuta skazą namiastka człowieka. Odkrył w sobie elastyczność, która uratowała go przed brakiem adaptacji w diametralnie innym środowisku niż dotychczas.
Nie był w stanie przywołać w głowie ostatniego razu, kiedy gniew wziął nad nim górę. Istniało wiele sytuacji naciągających strunę cierpliwości eliminatora, zawsze jednak odnajdywał w sobie nowe pokłady opanowania, ewentualne emocje oddając w dotkliwych ciosach na treningowych androidach bądź Wymordowanych. Pewnego dnia doszedł do wniosku, że gdyby nie „legalna” przemoc, nie powstrzymałby się przed rozlewem krwi. Stłumienie żądzy w drżących palcach, nim zacisną się na szyi potencjalnego delikwenta, kiedyś stanie się dlań niemożliwe, niezależnie od osoby, która nawinie się na niego o złym czasie.  
Przywiązanie, jakie czuł do swoich towarzyszy, można było porównać do relacji kota i psa – musieli znosić wzajemne towarzystwo przez widzimisię „góry”. Moriyama, ułomny w relacjach i współpracy, z irytacją przyjmował wszelkie działania osób trzecich, doszukując się w nich wad i czystej głupoty, której nieraz nie omieszkał się wytknąć. Tyle że jego zdanie rzadko kiedy miało jakąkolwiek wartość. Na wszystkie zlecenia rwał się z samotną szablą u boku, rzucając niechętne spojrzenia ewentualnym zainteresowanym na towarzyszenie w przeprawie za mury. Wojskowych o wysokich kwalifikacjach i ze smykałką do wydostawania się nawet z największego bagna mógł policzyć na palcach jednej ręki. Przynajmniej tych, których miał okazję poznać.
- Właściwie tego rodzaju brud znacznie łatwiej usunąć ze skóry niż zaschnięte plamy krwi – na wargach okularnika zabłąkał się pobłażliwy uśmieszek, gdy badawczym spojrzeniem odprowadzał byłego mentora w głąb słabo oświetlonego jasnością dnia pomieszczenia. Przez niedomyte szyby popękane w wielu miejscach przedostawała się stłumiona wiązka światła, aczkolwiek szaleńcze rozpętanie się burzy piaskowej na zewnątrz pewnie i te resztki stłamsi w sobie, pogrążając ich w mroku.
Warner chciał wierzyć, że powietrze, jakie dzielił z innymi, nie jest na dobrą sprawę marnowane przez jednostki kompletnie nieprzydatne w sytuacjach wymagających nieco pomyślunku i umiejętności bojowych. Aktualnych kolegów znał przede wszystkim z danych osobowych i ich specjalizacji, szczerze wątpił jednak, by rzuceni sami sobie na suchą ziemię Desperacji, z dala od bezpiecznego azylu w postaci M-3, zdołaliby przeżyć chociaż jedną całą dobę. On to co innego. Nie próżnował w wystawianiu się na rozmaite zagrożenia – przez ostatnie osiem lat służby rozwinął się w wielu kierunkach i mało co przyprawiało go o kłopot.
Odgłos użycia broni palnej zaalarmował go o rozpoczęciu ich prywatnej „zabawy”.
Z bliżej nieokreślonych przyczyn oddech uciekł spomiędzy warg, przyprawiając Moriyamę o chwilowe uczucie bezdechu w płucach, które skutecznie uniemożliwiło wydostanie się ukontentowanemu chichotowi z gardła. Nieco spierzchnięte usta uformowały się w ledwo widoczny uśmiech zaakcentowany pierwszą oznaką czyhającego w pobliżu obłędu. Nie planował wtrącać się między pozostałych wojskowych a Aratę (nie wspominając o tym, że w międzyczasie zamykał te cholerne drzwi). Pozwolił im sprawdzić się w starciu z kimś być może gorszym od przeciętnego Wymordowanego czy Łowcy. Jeśli przeżyją – należy im się uznanie. Jeśli nie – Ryu równie dobrze mógł się wybrać w pojedynkę na tę z pozoru bezpieczną misję. Nikt nie obiecał jednakże, że wrócą żywi do miasta, nawet jeśli ich pierwotnym celem było tylko zaczerpnięcie zapasów z tutejszej roślinności.
Bezwartościowe śmiecie.
Obserwował z uwagą rozgrywający się kawałek dalej teatrzyk, nie zwracając na siebie szczególnej uwagi, gdy skierował lekkie kroki w ich stronę, aczkolwiek nie decydując się na bezpośrednie podejście – okrążał ich, pragnąc dojrzeć efekty walki z każdej strony.
Zatrzymał się z chwilą przyłapania przez chłodny wzrok Drug-ona.
- Nie wyszedłeś z formy – ocenił spokojnie, zdając się nie zawracać głowy takim drobiazgiem jak martwe ciała w liczbie dwóch, które jeszcze kilkadziesiąt sekund temu pełniły jego wsparcie. A może w rzeczywistości było na odwrót? Nieistotne. I tak nie żyją, więc nie jest w stanie nic z tym zrobić. - Wybrałeś na to idealne miejsce – odsłonił szereg białych zębów w drapieżnym uśmiechu, ręce rozstawiając na boki w celu podkreślenia słów. – Nasza pierwsza misja, pamiętasz? W dodatku nielegalna, zważając na to, że na tereny Desperacji zaciągnąłeś świeżego rekruta. – Wszystkie wspomnienia z tamtego okresu uderzyły weń przy zaledwie ułamku sekundy. Zbieg okoliczności czy podświadomy wybór?
Wznowił nieśpieszny ruch, kierując się wzdłuż jednej z metalowych ścian, po której przesunął niemalże czule opuszkami palców. – Zabiłem tu pierwszego Wymordowanego. Opatrzyłem Cię. Wierzysz, że historia lubi się powtarzać? – zerknął na niego z błyskiem w oku. – Tamtego dnia również byłeś ranny w ramię – stwierdził luźno, gdy przenikliwy wzrok zahaczył o prowizorycznie zabezpieczoną część ciała niedawno skontaktowaną z kulą.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Od dnia 17 września macie tydzień na odpisanie. Po tym czasie, jeśli post się nie pojawi, temat z powrotem wyląduje w archiwum.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Yury wyświadczył mu przysługę. Moriyama, podobnie zresztą, jak on sam, był indywidualistą i nie znosił niepotrzebnego ciężaru na swojej drodze w postaci nieprzydatnych do niczego śmieci, a takowe przecież się sprzątało. Podeszwa buta Drug-ona znalazła się na twarzy jednego z walających się po przejściu trupów. Zmiażdżył ją jak pet, by w minimalny sposób zmniejszyć dystans między znajomą sylwetką.
Reakcja mundurowego nie zaskoczyła biochema. Emocje dawno się z niego ulotniły, jak powietrze z podziurawionego balonika, zatem zachował chłodny umysł w obliczu zagrożenia i nie rzucił się w akcie zemsty na agresora, który pozbawił bezlitośnie tchnienia jego towarzyszy. W zasadzie, zgodnie z misternie stworzonym kodeksem wojskowym, jego zachowanie pod pewnym względem można było potraktować jako zdradę jednej z najwyższej kategorii, ale na ziemiach, gdzie apokalipsa odcisnęła swoje nieodwracalne piętno, te utrudniające życie na wielu płaszczyznach zasady były gówno warte, o czym SPEC przekonywało się przynajmniej milion razy podczas  każdorazowej ekspedycji na te nieznane im tereny. Jego towarzysze broni byli jej kolejnym żniwem, a przynajmniej takie znaszanie mógłby bez żadnych konsekwencji umieścić w raporcie. Mógłby – słowo klucz. Zainteresowany jego zwłokami nie dawał mu wiele szans na przeżycie.
Nadal jesteś sztywny jak deska klozetowa — stwierdził z wyraźnym rozbawieniem, dostrzegając znajomy mechanizm w ruchach eliminatora, który nie uszedł jego uwadze. Kido Arata dostatecznie długo przebywał w jego towarzystwie, z wyjątkową dokładnością przeprowadzając analizę zespołu jego ograniczonych do zbędnego minimum zachowań, które zresztą bardzo często były mylnie interpretowane przez najbliższe otoczenie dzieciaka, przez to zlecenie powierzone Yury’emu było wiele prostsze do wykonania, choć ten skrycie liczył na to, że Warner dostarczy mu niezapomnianą rozrywkę, zanim zdechnie. — I skąd ta nagła chęć powrotu do przeszłości? Nigdy nie lubiłeś o niej mówić’ — wypomniał mu z wyrafinowaną złośliwością, choć doskonale wiedział jaka była tego przyczyna. Martwy oficer przestudiował z uwagą życiorys swojego ucznia, by na jego podstawie naszkicować karykaturę portretu psychologicznego opornego rekruta. Być może tylko, dzięki researchowi udało mu się w jakimś stopniu ujarzmić ten stanowiący mieszankę wybuchową charakter.
„Wierzysz, że historia lubi się powtarzać?”
Przełknął ślinę.
Pytanie Warnera zazgrzytało mu w uszach, jak ostra strona noża podczas konfrontacji z metalem.
Bunkier miał zapewnić im przede wszystkim schronienie przed  zbliżającą się burzą piaskową, zatem ich pobyt w tym miejscu nie był zabiegiem celowym, a czystym zbiegiem okoliczności.
Czyżby? Zawsze miałeś zadziwiający talent do wypierania rzeczy dla ciebie niewygodnych.
Zmarł na ułamek sekundy w kompletnym bez ruchu, bynajmniej nie pod wpływem przekonującego go jak diabli sentymentalnego bełkotu kundla wojskowego, a raczej myśli, które ukształtowały się w jego głowie. Myśli, których nie był właścicielem. Myśli, przez które jeden z oczodołów teraz był pusty. Myśli, których nie mógł do siebie dopuści za wszelką cenę.
Spierdalaj, chuju..
Poruszył niespokojnie głową, jakby odganiał o siebie niewidzialną muchę i obnażył zęby w szczerszym uśmiechu.
Nie, nie wierzył.
Wiara rozpadła się na milion odłamków w jeden, wyjątkowo chłodny, wrześniowy wieczór. Jej los podzieliła też butelka, która w tamtym momencie wyswobodziła się z uścisku ciepłych, lekko drążących, z pewnością nie z powodu niskiej temperatury za oknem, palców Kido Araty i przeżyła spotkanie pierwszego stopnia z białymi kafelkami podłogowymi.
Yury prześlizgnął spojrzeniem zdezelowanego oka po sylwetce wojskowego i mimowolnie sięgnął po paczkę papierosów, znajdującej się zwyczajowo w kieszeni kurtki. Wyjął jednego i włożył go sobie do ust, by zapalić w próbie załatania luk w podziurawionym układzie nerwowym.  
Ryutarou, nie pierdol, nie do twarzy ci ze sentymentalnością — skwitował krótko, zaciągając się. Od tamtych wydarzeń minęło przynajmniej sześć długich lat, a może i więcej. Dawno stracił rachubę czasu, która umykała wraz z jego latami, zresztą nie był bezpośrednim uczestnikiem dziewiczego wypadu Warnera na Desperacje, a ludzka pamięć zawodziła, więc wspominania z tamtego okresu na przestrzeń lat wyblakły – stał się mgliste, fragmentaryczne i chaotyczne.
Twoja historia dobiega końca, szczeniaku. Zmów paciorek.
Wyrzucił do połowy zużytego papierosa.
Historia się nie powtórzy.
Nie stoją po tej samej stronie barykady, mając na celowniku wspólnego wroga.
                                         
Yury
Windykator     Opętany
Yury
Windykator     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Wcześniej Kido Arata, teraz Yury. Czasem Wujek Menel (c)Chyży.


Powrót do góry Go down

Współtowarzysze eliminatora udowodnili swoją wartość, lądując bezwładnie na podłodze pod stopami przeciwnika. Śmierć zakleszczyła się wokół nich szybciej, niż którykolwiek byłby w stanie chwycić za broń i odeprzeć niespodziewany atak. Czy na szkoleniach nie wpajano poczucia zagrożenia czyhającego na każdym kroku wśród niegościnnych piasków Desperacji? Warner powinien poczuć wstyd za głupotę ludzi, z którymi musiał pracować, jednak obojętność przebijała się przez jakiekolwiek ludzkie odruchy każące okazać empatię wobec zmarłych. Zginęli, bo byli słabi, w takim przypadku nie zasłużyli nawet na minutę ciszy.
Zwykłe mięso armatnie.
Nie oddalał się, kiedy sylwetka byłego mentora nieznacznie przekraczała dzielący ich dystans. Im wyraźniej widział twarz zdrajcy, tym bardziej nieznośne stawało się świerzbienie w palcach. W głowie pojawiła się przelotna wizja zaciśnięcia rąk na szorstkiej skórze szyi, doprowadzenia wyrazu twarzy do zdesperowanej próby złapania cennego powietrza w płuca, krwi wrzącej pod palcami i…
Nie czas na fantazje. To okazja, której nie może zmarnować. Nie szkolenie, nie lekcja, nie symulacja walki, nie sparingi… tylko rzeczywistość. Nie miał żadnego zapewnienia, że przetrwa tę próbę. Nie ograniczały ich absolutnie żadne zasady, samotnie uwięzieni na pustkowiu podczas burzy piaskowej.
Po jego kręgosłupie przebiegł przyjemny dreszcz podniecenia.
Wolę być deską klozetową, niż muszlą, na którą wszyscy szczają ciepłym moczem. – Odparował bez odwzajemnionego rozbawienia w głosie.
Ledwo powstrzymywał nieuzasadnione pojawienie się gamy emocji szukającej ujścia przez zaciśnięte w kreskę wargi czy chłodne spojrzenie wyglądające zza szkieł okularów. Gdyby nie przez lata wyćwiczone opanowanie, nie potrafiłby stać spokojnie w miejscu, obserwując każdy ruch wroga. Rzuciłby się na niego jak pies na szynkę, nie w przypływie głodu, lecz furii za wszystko, co nieświadomie mu wyrządził swoją zdradą i rozpłynięciem się w powietrzu.
A czy można powiedzieć, że jestem tą samą osobą co kilka długich lat temu? – Z perspektywy czasu dostrzegał różnice, jakie zagnieździły się w jego umyśle, w sposobie rozwiązywania spraw i podejścia do życia. Kido opuścił dzieciaka, w którym wciąż tliły się ciepłe uczucia: współczucie, empatia, wrażliwość, a wszystkie te cechy uwydatniały się przede wszystkim w towarzystwie najbliższej mu wówczas osoby. Swoim odejściem wyrwał tę część chłopca i zabrał ze sobą. – Może teraz zmieniłem zdanie. – Dodał, ruszając wolno przed siebie, by zacząć nawzajem okrążać się z mężczyzną w odległości kilku metrów.
Coś w ruchach Araty budziło podejrzliwość, dlatego spojrzenie eliminatora zmrużyło się, zauważając szansę na szybki atak, gdy sąsiednie ciało zamarło w bezruchu, jednak ten wcale nie nastąpił. W jednej chwili na jego barki spadł ciężar presji, zdenerwowania wynikającego z okoliczności, w jakie się wpakował. Doskonale znał jego siłę i od ostatniego spotkania z pewnością wcale jej nie ubyło. Może wręcz przeciwnie. Pamiętał każde ostre starcie, kiedy lądował z hukiem na podłodze, czasami bez skrępowania prosząc o przerwanie ćwiczeń. Był zdumiony umiejętnościami przydzielonego mu opiekuna.
Od dawna nie konfrontował się z tak wymagającym rywalem.
Wargi zadrżały w podekscytowanym uśmiechu.
Więc dlaczego nie zetrzesz mi jej z twarzy? – Zachęcił, przesuwając opuszkami palców po materiale pochwy, w której trzymał szablę.
Wyjątkowo nie miał ochoty przerabiać kogokolwiek na plasterki. Wsunięcie ostrza między mięśnie uważał w tej chwili za zbyt łatwe i niewystarczająco zadowalające w skutkach. Chciał poczuć sztywniejące pod dłońmi ciało, zostawić na skórze bezpośrednie ślady swoich poczynań.
Odpiął pokrowiec z szablą i odrzucił go w bok, a odgłos stukotu odbił się od metalowych ścian bunkra.
Udowodnij, że wciąż jesteś wart mojej uwagi, Kido.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Zmniejszył dystans między nimi o kolejne pięć kroków, aby mieć lepszy widok na wyraz twarzy gówniarza. Bądź co bądź jaskra w tym zakresie pokazywała mu środkowy palec i skutecznie utrudniała widoczność w przestrzeni, do której nie dochodziła chociażby wąska światła. Byli zatem pogrążeni niemal w kompletnych ciemnościach. Zadni na samych siebie, mogli liczyć w tej materii tylko i wyłącznie na pozostałe zmysły, które w przypadku Yury'ego znacznie się rozwinęły, gdy wzrok zaczął nawalać, a konsultacja z okulistą przestała być możliwa.
Za bardzo polegasz na wzroku. On nie pomoże ci, gdy postawisz swoje życie na szali w egipskich ciemnościach. Wzrok. Słuch. Węch. Każdy z tych trzech zmysłów jest niezwykle ważny w wykonywanym przez nas zawodzie. Kiedy zawiedzie jeden, trzeba wykorzystać kolejne dwa. - taka rada kiedyś padła z ust Kido Araty, kiedy za pomocą droida przetestował zdolności bojowe  Ryutarou, by zrobić pierwsze, pobieżne rozeznanie w jego umiejętności, zanim zaczęli szlifować i pogłębiać je na dobre.
Czy Moriyama dostosował się do niej i wypracował sobie odpowiednią równowagę pomiędzy tymi zmysłami?  Yury nie miał dostępu do wielu wspomnień, którymi kiedyś dysponował oficer. Jego obecność nikła coraz bardziej, a razem z tym ludzka pamięć - nietrwała jak ukształtowane przez niego więzi, więc siłą rzeczy nie posiadał żadnych informacji w tym zakresie.
To kim jesteś, a raczej kimś się stałeś, nie ma żadnego znaczenia, jeśli padniesz przede mną trupem — posumował, kiedy Warner zasugerował pewne zmiany swojej osobowości, które dla najemnika nie były zbyt czytelne i w zasadzie miał w dupie to, czy na przestrzeni minionych lat charakter dzieciaka uległ przekształceniu, a może pozostał taki sam, w wersji nienaruszonej. Nie był Aratą, nie miał zamiaru sporządzać skomplikowanego jak diabli portretu psychologicznego eliminatora. Chciał się przede wszystkim zabawić i zobaczyć, ile jest teraz warta posada, którą Warner piastował. Czy w ogóle ma jakąś wartość na ziemiach Desperacji, po której stąpają przeciwnicy dysponujący większą siłą, niż którykolwiek z nich? Kwestia wątpiąca, ale Yury nie miał nic do stracenia, by ją rozstrzygnąć w ciągu najbliższych paru minutach, kwadransie, a może godzinie lub paru.
Hm — zamyślił się na chwilę, choć poszarzała tęczówka nadal tkwiła w jednym miejscu. Była wymierzona w spokojną, znudzoną twarz okularnika. Zademonstrujesz mi w końcu jakieś emocje? Chcę widzieć palącą się w twoich oczach furię…Jesteś jedyną osobą w tym pomieszczeniu, która chce komuś coś udowodnić, nieprawdaż, Warty? — zadrwił, celowo korzystając ze zdrobnienia, które było stosowane przez Kido Aratę pod adresem tego chłopca, kiedy swoim niesubordynowanym zachowaniem zalazł za skórę komuś na wyższych stanowiskach w hierarchii wojskowej, a podobno - jeśli wierzyć wspomnieniom byłego wojskowego - takie incydenty dość często zdarzały się Moriyamie. Były nieodłączoną częścią jego wojskowego żywota. Ciekawe zatem jak udało mu się zajść tak daleko po szczeblach kariery?
Nie bije od ciebie siła. Twój rozwój zatrzymał się w miejscu, kiedy ten twój żałosny mentor uległ własnym, niepohamowanym rządzą?
Chrapliwy głos odbił się od ścian bunkra. Celowo go prowokował, ale czy Warner był na tyle nieostrożny, by przełknąć te prowokacje i dać się im ponieść, czy może wcale im nie ulegnie, tłumiąc w sobie emocje?
Yury schował pistolet, sięgając odruchowo po nóż, który powinien w tym układzie dostarczyć im więcej rozgrywki, ale wycofał rękę. Po tym jak okularnik odrzucił szablę, miał zamiar stłuc go na kwaśne jabłko za pomocą samych pięści.
                                         
Yury
Windykator     Opętany
Yury
Windykator     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Wcześniej Kido Arata, teraz Yury. Czasem Wujek Menel (c)Chyży.


Powrót do góry Go down

Bezbarwne spojrzenie przesuwało się po średniej wielkości pomieszczeniu zaopatrzonym w rozłożone na podłodze maty do amortyzacji oraz stojaki oferujące różne rodzaje broni w postaci atrap. Zauważył także trzy inne drzwi prowadzące do siłowni, szatni oraz łazienki. Stojące w kącie androidy zdawały się pozbawione najmniejszej woli życia, ale doskonale zdawał sobie sprawę, że wystarczyła mała ingerencja, ustawienie poziomu trudności i już zamieniłyby się w przeciwników trudnych do pokonania. Nie miał ochoty sprawdzać ich zdolności.
– Co dzisiaj…? – zapytał od niechcenia, podejrzewając, w jakim celu Kido zaciągnął go do sali ćwiczeń. Od wstąpienia do S.SPECu nie minęło wiele czasu, wciąż był laikiem, jednak mógł zawdzięczać ojcu podstawy umiejętności, które zdecydowanie przydadzą się w morderczych szkoleniach, jakie go czekały. Posiadał jakąś tam wiedzę teoretyczną i praktyczną, niestety w kontraście z prawdziwie wyszkolonym wojskowym, na niewiele mogło się to zdać.


Każdy ich wspólny trening budził w młodym wojskowym sprzeczne uczucia. Wątpliwie spoglądał w stronę czekającego mentora, spodziewając się kolejnych godzin wycisku, potu i bólu spływającego po wymęczonym ciele, które często jak na złość poddawało się zbyt szybko w porównaniu do ducha. Z drugiej strony już w trakcie wymiany ciosów rosła adrenalina, jako przeciętny mieszkaniec M-3 nie miewał wielu okazji zasmakowania ryzyka i niebezpieczeństwa na własnej skórze, trzymał się z dala od kłopotów, nie wysilał się na żadne przetrwanie, bo wszystko zostawało podsuwane na srebrnej tacy. Z założenia tak właśnie powinno wyglądać życie w murach – idealne, spokojne, bezpieczne. Uzależnienie od epinefryny przyszło po niedługim czasie wraz ze stalowym postanowieniem dawania z siebie stu procent. Teraz więc, kiedy znów miało dojść do konfrontacji, trzymała się go przede wszystkim żądza zmuszenia Kido do padnięcia na kolana.
Nie był tym samym smarkaczem, porzucił dawny, nędzny obraz namiastki skrzywdzonego człowieka. Stała przed nim wyprostowana, przeszkolona i gotowa poświęcić życie jednostka z zamiarem zakończenia pewnego rozdziału w swoim życiu.
Chociaż informacja o śmierci Araty mocno weń uderzyła i rozbiła myśli na najbliższe kilka tygodni, nigdy całkowicie nie zaakceptował tego stanu rzeczy. Wierzył, że to jedynie pomyłka, celowe działanie bądź manipulacja, bo przecież jego mentor nie mógł zginąć w tak beznadziejny sposób, wysadzony w pojeździe.
W tym świecie nawet trupy mogą chodzić, więc dlaczego nie? – Wykrzywił wargi w zaczepnym uśmiechu rozciągniętym jak cień pod nosem.
Scenariusz stawiający go w pozycji niezbyt korzystnej, czyli uwzględniający zatrzymanie procesów życiowych, majaczył gdzieś w tyle głowy, jednak przysłaniały go obrazy o niebo bardziej interesujące, jak własna pięść konsultująca się z nosem byłego nauczyciela bądź wszystkie elementy związane z przebiegiem sparingu – muśnięcia powietrza przy unikaniu i wyprowadzaniu ataku, napór podczas uderzenia, szybkich oddech i obijające się o żebra serce. Kładł na szali własne zdrowie, ale jeśli powinno to zachęcić go do większej ostrożności, to niestety przyniosło odwrotny efekt.
Stąpał po śliskich kamieniach i zaraz miał dać się porwać silnemu nurtowi.
W jakim innym celu los miałby ponownie krzyżować nasze drogi? – Uniósł brew, ignorując zdrobnienie, które w okresie początkowej kariery przyprawiało jego spojrzenie o błysk irytacji. Tym razem pozostawało ono niezmiennie skupione i ciemne, jak niebo przed burzą.
Przestań pierdolić, Arata, zawsze mówiłeś za dużo. – Nie pojmował dziwnej krytyki kierowanej do własnej osoby, ale wydawało mu się, że czegoś nie dostrzegał. Już od początku instynkt podpowiadał o jakiejś nieprawidłowości, wyszukiwał jej badawczo wzrokiem, słuchem, jednak nie dobrnął jeszcze do źródła. – Zamierzasz się tak tylko gapić? – Wytknął na przekór jego prowokacjom, zachowując resztki opanowania. Nie da mu tej satysfakcji.
Zastygł w bezruchu, z rękoma wzdłuż boków, rzucając mężczyźnie wyczekujące spojrzenie znad okularów.
No chodź.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Czyżby twoim największym marzeniem było upodobnienie się do stworzeń, które wyrżnęły w pień całą twoją rodzinę? – zadrwił. Wiedział, gdzie uderzyć, by zabolało. Kido Arata miał znaczny wpływ na wykreowane w głowie poglądy Warnera, a także jego rozwój podczas trwania dwóch pierwszych lat wojskowej kariery. W jego zardzewiałych przez upływ czasu odnotowały się wspomnienia z czasów, kiedy ten gówniarz stawał swoje pierwsze, nieśmiałe kroki w celu zdobycia potrzebnych umiejętności, aby się zemścić. Moriyama szukał potrzebnej do tego siły. Chciał dać upust emocjom. Szkoleniowiec chciał je ostudzić. Nakierować go. Naprawić jego popsuty przez brzmienie bólu światopogląd. Głupiec. Gdyby Warner wówczas na swojej drodze spotkał Yury'ego, ten z pogłębiającym się uśmiech na twarzy, wręczyłby mu broń i odpowiednią motywację. Patrzyłby z tryumfem, jak destrukcyjne objęcia furii pochłaniają rekruta, podsycając ją miłym słówkami do eksplozji. Jak diabeł siedzący na ramieniu i namawiający swojego podopiecznego do popełnienia grzechu.
Ten cel stoi tuż przed tobą — odparł enigmatycznie, z rozbawianiem, które uwydatniło zmarszczki w kąciku oczu.
Psychika Ryutarou stwardniała. Jej budowa nie przypominała już plasteliny, którą można było kształtować na milion różnych sposobów. Była nieugięta, o czym świadczyła  postawa eliminatora - nie uległ prowokacji.
Twoje osądy nadal są zbyt pochopne — stwierdził. — Nie licz na fory, Warty. Tym razem ich nie będzie. — Nie czekał dłużej na zaproszenie. Zmiażdżył przestrzeni osobistą Warnera. Jedna z pięści powędrowała w kierunku jego żołądka w formie zmyłki, druga z zawrotną prędkością wymierzyła cios w podbródek, a wyżywające spojrzenie oraz nieludzki uśmiech mówiły tylko jedno: Pokaż mi jak silny się stałeś, Warner, i nie rozczaruj mnie. Bo, jeśli nie był wystarczająco silny i nie dorósł do tego typu rozrywek umrze tu jak pozbawiony dumy i prawa do wezwania pomocy pies.  Mechaniczna w najgorszym wypadku zgniecie któryś z organów, ludzka odciśnie się na jego skórze w postaci szarego śnica, ewentualnie rozmontuje czaszkę. Wybór należał do niego.

Zatrzymał się przed salą treningową i zerknął na lewy nadgarstek, na którym figurowała przepustka. Wskazówka zamontowanego automatycznie zegarka przesuwała się leniwe. 13:40. Miał zatem dwadzieścia minut tylko dla siebie. Wszedł do pomieszczenia. Najwyraźniej zaplanowane ćwiczenia zostały odwołane, gdyż sala była pusta. Tym lepiej dla niego. Odłożył swoje rzeczy na ławkę i przejechał ręką po wpadających mu do oczu włosach. Przeczesał je do tyłu palcami. Chyba czas skonsultować ich długość z fryzjerem, przeszło mu przez myśl. By spożytkować ten czas, włączył jednego z stojących pod ścianą androidów, w celu przetestowania własnych umiejętności w zakresie samoobrony. Proces jego aktywacji trwał niemal minutę, gdyż sprzęt musiał przeanalizować dane na temat użytkownika. Najwyraźniej stwierdził, że Arata może rościć sobie prawa do użytkownika przedmiotu. Metalowa, humanoidalna lalka otworzyła sztuczne ślepia, zapytał swoim syntetycznym głosem o poziom trudności i wzięła się do roboty.  Kiedy Warner wszedł do sali treningowej, było już po wszystkim. Arata wycierał ręcznikiem spoconą twarz i włosy. Sięgnął po butelkę wody i wtedy adept się odezwał. Zanim z ust oficera padła odpowiedź, mężczyzna odkorkował plastikowy pojemnik.
Pojęcie samoobrony najprawdopodobniej nie jest ci w żaden sposób obce — zaczął swój mini wykład, chociaż nie był dobry, ani tym bardziej przekonujący w wygłaszaniu takowych, posiadał natomiast informacje z zaufanego źródła, że ojciec chłopaka był poniekąd ekspertem w tej dziedzinie, dlatego liczył, że przelewał w syna odrobinę wiedzy z niej. By nawilżyć gardło, złapał w usta szyjkę butelki i pociągnął z niej spory łyk. Odetchnął z ulgą. — Przez parę najbliższych dni, a może nawet tygodni zafunduje ci szkolenie z jej zakresu — wytłumaczył pokrótce. Los ówże kursu spoczywał na barkach Warnera. Jego postawy i zaangażowania. Dwa kluczowe czynniki. Jeśli zda, przejdą do kolejnego etapu, a jeśli nie – pożegnają się na tym etapie szkolenia.
Wojskowy był świadom, że przez tę salę treningową przewinęło się wiele osób, posiadających lekceważący stosunek do tego punktu programu, acz on sam uważał, że była to jedna z najbardziej przydatnych umiejętności na post-apokaliptycznych terenach Desperacji. Wymordowani byli w większości przypadków nieobliczalni. Zresztą nie tylko oni znajdowali się w kręgu potencjalnego niebezpieczeństw po przekroczeniu murów miasta.
Nie lubię teorii, więc jeśli masz jakieś wątpliwości albo pytania, pytaj. Chcę jak najszybciej przejść do praktyki.
                                         
Yury
Windykator     Opętany
Yury
Windykator     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Wcześniej Kido Arata, teraz Yury. Czasem Wujek Menel (c)Chyży.


Powrót do góry Go down

Kiedy wchodzisz między wrony, musisz krakać jak one.
Obrany przez Warnera kierunek zmusił go do dostosowania się do nowego środowiska, od kiedy zaczął stawiać czoła swojemu koszmarowi, postanowił poznać go jak najlepiej, zrozumieć motywacje, idee, sposoby działania… wsiąknął w to jak woda w suchą gąbkę, poniekąd nieświadomie powielając niektóre cechy. Na tym etapie nie zdawał sobie z tego sprawy, otaczały go ciche szepty prędko ginące w natłoku rozsądniejszych myśli, ale nie zmieniało to faktu, że nadal tam były, podszczuwane przez poglądy ze strony S.SPEC. Niebawem miał się przekonać, jak ciasno oplatają go ciernie.
Mógł skłamać, zbyć tę próbę wzruszeniem ramion, obojętnym spojrzeniem, ale Arata znał go zbyt dobrze. Doskonale wiedział, jaki ogień budził w Warnerze ten temat.
Zacisnął zęby, a błękitne spojrzenie wyostrzyło się w wewnętrznej złości.
Długo musiałem czekać… – odparł tylko krótko, bo nie było już czasu na dalsze pogaduszki.
Zareagował błyskawicznie, dostrzegając oba wymierzone ciosy w jego stronę. Usunął się płynnie w bok, a pięść przy twarzy zblokował przedramieniem, zmieniając jej kurs na tyle, by chybiła, ale zbliżyła ich siłą wypadkową do siebie. Nie obawiał się już bólu płynącego z udanej konfrontacji ręki z mięśniami, nie panikował przy zbyt szybkim tempie ataku, nie liczył na fory, kiedy z trudem łapał oddech. Stał przed nim gotowy, zmotywowany, a przede wszystkim ucieszony niemal jak małe dziecko. Uniósł nogę i wycelował kolanem w splot słoneczny przeciwnika, przy czym jedną rękę posłał ku jego szczęce, by drugą wykorzystać do ewentualnego odparowania kolejnego natarcia.      

Cierpliwie czekał, aż Arata odetchnie po krótkiej, ale jakże intensywnej potyczce z zaprogramowanym androidem, który właśnie wycofywał się do szeregu pobratymców, dezaktywując się i zamierając w bezruchu. Żałował, że nie przekroczył progu pomieszczenia odrobinę wcześniej, stając się równocześnie wnikliwym obserwatorem płynnych ruchów i pewności w obliczu silnego przeciwnika. Obecnie nie wyobrażał sobie walki z syntetykiem, zawsze sceptycznie podchodził do tego rodzaju tworu, uważając sztuczną inteligencję za odrobinę przerażającą w swoich możliwościach. Los sobie z niego zadrwił albo próbował zmienić jego zdanie, zastępując część organów mechanicznymi protezami.
Zerknął kątem oka na obszerne lustro pokrywające jedną ścianę, chcąc nie chcąc, spoglądając przy tym na własne odbicie. Jego tors zakrywała cienka, czarna koszula z podwiniętymi rękawami, zaś na biodrach trzymały się luźne spodnie nie ograniczające swobody ruchów. Wyraz twarzy najlepiej określało słowo "niechęć", mimo że od momentu opuszczenia ciepłego łóżka minęło już kilka ładnych godzin.
– Zgadza się. – Przytknął, wracając spojrzeniem do mentora. – Mam pytanie. Jak prezentuje się częstotliwość trafiania Twoich podopiecznych do pielęgniarki? – zabrzmiało jak żart nawiązujący do surowości Kido, jednak wargi chłopaka nie drgnęły w uśmiechu, pozostając wciąż ułożone w wąską kreskę. Chciał wybadać sytuację, zdać sobie sprawę, jakie w rzeczywistości ma szanse. Chwilami poddawał się wątpliwościom, ale koniec końców był na nie zbyt stanowczy. Miał cel i to on motywował go do wyciskania z siebie siódmych potów. Nie pozwoli sobie poddać się na samym starcie.
– Poza tym… chyba nie. Możemy zaczynać – stwierdził, również nie chcąc zbyt zwlekać z częścią nauki, która dawała najlepsze efekty. O teorii nasłuchał się już swojego czasu, musiał przede wszystkim zdobyć doświadczenie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Adrenalina szybciej doprowadzała krew do komórek w ciele, kiedy chybił celu, a Warner okazał się na tyle elastyczny, by z gracją baletnicy ominąć zmierzającą w jego kierunku serię ciosów. Jego ruchy stały się pewniejsze, ale też płynne. Nie osiadł na laurach po zdobyciu upragnionej pozycji. Wydoroślał, nabrał niezbędnego do praktykowania wybranego przez siebie zawodu doświadczenia. Yury nie powinien go lekceważyć, ale, kiedy eks-uczeń Kido zablokował ramieniem jeden z atakach, wziął lekki zamach i uderzył go tą samą częścią własnego ciała w twarz. Z tej perspektywy nie wiedział, w jaki jej fragment trafił. Może w policzek, może w szczękę, może w nos albo oprawki okularów. Wiedział natomiast, że tym sposobem nie uszkodzi swojego przeciwnika. Widział to w tym zdeterminowanym, podsyconym przez dziecięcą radość spojrzeniu, które szkliły się od niebezpiecznych iskierek.
Musisz się bardziej postarać — wyszeptał mu w ucho, łapiąc między żelazne palce wycelowaną w jego twarz rękę. Zacisnął na jej ludzkiej, kruchej powierzchni palce, miażdżąc znajdujące się pod skórą kości, tym samym obdarzając także jeden ze swoich ukrytych pod ubraniem sekretów - mechaniczne części. Łokieć lewego ramienia usiłował wbić się boleśnie w klatkę piersiową właściciela wojskowej oznaki, a proteza dolnej koniczny, która zablokowała płynnym ruchem cios w splot słoneczny, z praktykowanym na przestrzeni tych wszystkich lat wyćwiczonym niemalże do perfekcji refleksem, skonfrontowała się z kością biodrową Eliminatora, nie dając mu chwili na naprawienie swojego błędu, gdyż takowa mogła zostać przez niego umiejętnie wykorzystana na wiele wykwintnych sposobów. Miał w końcu do czynienia z produktem szkolonym przez swoje alter ego, zatem podarowanie mu taryfy ulgowej nie wchodziło w grę. Odchylił lekko głowę do tyłu, tylko po to, aby po chwili uderzyć swoim czołem o te, które było własnością chłopaka.

Na jego twarzy pojawiła się zaduma. Zastanowił się przez chwilę, zanim udzielił dzieciakowi upragnionej odpowiedzi, a ręka mimowolnie zacisnęła się na podbródku, jakby w ten sposób chciał przyśpieszyć proces myślowy. Po tej której demonstracji, zerknął adeptowi prosto w oczy, a w kącikach ust pojawił się zalążek uśmiechu.
Dziewięćdziesiąt procent — wydał w końcu ostateczny werdykt, gdyż nie przebierał w środkach i nie marnował potencjału kandydatów do szorowania desek podłogowy własnym ciałem, kiedy nie dostrzegł w nich odpowiednich predyspozycji. Westchnął ciężko, bo właśnie zdał sobie sprawę, że tą szczerością mógł jedynie wypalić płomień motywacji, a przecież mentorowanie były pod pewnym kątem wymiarem kary, który został zrzucony na jego barki, bo znów zignorował bezwzględny rozkaz i działał na własną rękę, narażający tym samym nie tylko swoich towarzyszy, ale też misję odbicia zakładnika z rąk obdarzonych inteligencją Wymordowanych, po tym jak przedostali się do miasta i uprowadzili jednego z dobrze rokujących na przyszłość M-3 naukowców. — Nie wiem czy zostałeś o tym poinformowany, czy też, ale tylko garstka uczniów spełniła moje wymogi i dotrwała do końca szkolenia. Reszta najprościej świecie zrezygnowała z niego albo zmieniła mentora — odparł, zanim kolejny raz ugryzł się w język, ale takie właśnie były statystki. Jego umiejętności w tym zakresie były fatalne, zatem nie zajmował się tym zawodowo. Padło rozporządzenie z góry, które wymusiło na nim takie działanie. Nawet nie miał prawa głosu przy wyborze swojego nowego ucznia. Warner został do niego przydzielony odgórnie. Obaj sprawiali problemy, niczym dwie czarne owce w nieskalanym białością stadzie, choć odbywało się to na różnych strzeblach kariery - student znajdował się na jej początku, więc zaczynał z pustą kartą i mógł naprawić swój błąd, Kido był gdzieś po środku i już przyległy do niego różne łatki, mniej lub bardziej pochlebne, ale nie dbał o reputacje. Miał ją w zasadzie w szerokim poważeniu, bo przecież to nie ona uratuje mu skórę podczas działań w terenie, czy ewentualnego ataku Łowców. Była tylko rubryką w jego kartotece. Kolejną przeszkodzą do pokonania, gdyby akurat zachciał aspirować na wyższe stanowisko, chociaż nie miał takich wygórowanych planów. Na tym etapie swojego życia był szkoleniowcem, a jego obowiązki nie ograniczały go do głaskania studenta po głowie. Szkolenie to pula intensywnych ćwiczeń praktycznych z paru elementarnych zakresów - ofensywy i defensywny, które nie raz, ani nie dwa wycisnął z dzieciaka siódme poty albo odbiorą mu motywacje do dalszej współpracy, gdyż Kido miał zamiary faktycznie przygotować go przy użyciu  wszelkich dostęp środków do współżycia z okrutnym światem znajdującym się za szczelnie otulającymi miasto murami. Układy i znienawidzone przez niego samego kompromisy w tym układzie nie istniały, a Warner miał wolną rękę i w każdej chwili mógł się wycofać i po prosić o innego nauczycie. Nie wiązało się to w końcu z konsekwencjami, a jedynie stratą moralną, a takowych było jeszcze wiele przed nim.
Skoro tak mocno palisz się do ćwiczeń, a dłoń aż cię świerzbi, by władować mi pięść w policzek, zaatakuj mnie — stwierdził, lecz w tonie jego głosu na próżno można było doszukiwać drwiny, czy też wyższości, która mogła zaistnieć przez piastowaną przez niego pozycję. Był poważny. Śmiertelnie poważny. — Jasne, że jako zawodowy wojskowy z wieloletnimi praktykami mam o wiele większe doświadczenie, więc dla ułatwienia ci tej przyjemności, zwiążę sobie oczy — podsunął po chwili, wyciągając  z kiszeni dresu czarną szarfę, którą, w akcie potwierdzenia własnych zamiarów, związał sobie na poziomie oczu. — Nie śpiesz się. Pomyśl. Na pewno dali ci do wglądu mój profil, a na jego podstawie powinieneś w minimalnym stopniu ocenić moje umiejętności i predyspozycje, a ocena sytuacji jest kluczowym elementem każdego działania, któremu będziesz musiał sprostać w przyszłości. Wiesz czego się po mnie spodziewać.
                                         
Yury
Windykator     Opętany
Yury
Windykator     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Wcześniej Kido Arata, teraz Yury. Czasem Wujek Menel (c)Chyży.


Powrót do góry Go down

Wątek ląduje w archiwum na prośbę gracza.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach