Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 3 z 4 Previous  1, 2, 3, 4  Next

Go down

Powiedzieć, że Arth nie czekał na jakieś potknięcie to największe kłamstwo tego świata, zaraz po wypchanych gąbką biustonoszach. Nie życzył Insomnii źle, ale wystarczyłoby postawić się w jego sytuacji, by zrozumieć czemu właściwie na to czekał. Ile siedział już bezczynnie? Pół godziny? Z dziesięć minut więcej? A może już mijała godzina? Był cierpliwy, mógł długo nic nie robić nim doprowadziło go to do znudzenia ostatecznego, ale nie zamierzał zbytnio obciążać młodej. Mógłby zrobić jej morderczy trening, po którym nie chciałaby go pewnie więcej znać, ale na co to niby komu?
Czekał, bo wiedział, że to wreszcie nastąpi.
Będzie mógł zaskoczyć ją niczym Hiszpańska Inkwizycja.
Kiedy Ins wymijała niepozorny kawałek kartonu (ale czy na pewno? wszak kartony zagłady zamordowały podstępnie pewną Hankę), zrobiła dokładnie to, co gadzina myślała, że zrobi. Uśmiechnąłby się chytrze, ale nie miał pojęcia, że dziewczyna znalazła się już w tym miejscu. Choć może mignęła mu kilka razy, to nawet nie rozpoznałby jej bez dłuższego przyglądania się rozmazanym plamom. Specjalnie wpakował ją prosto na pułapkę, kiedy omijała coś co wyglądało groźnie, ale pułapką nie było. Przypadkiem, kompletnym i ciężkim do przewidzenia zawadziła ramieniem o niewielki, wystający element. Następne wydarzenia potoczyły się już automatycznie, jak przewracające się kostki domina. Coś cyknęło, prosto na Ins poleciała chmura szarego pyłu, zmuszając ją do kichnięcia.
Cokolwiek by nie zrobiła, to była karta-pułapka. Sekretna jak majty damskie Rottweilera schowane w szufladzie.
Arth pojawił się nieopodal tak szybko jak na to pozwalało pokonanie ścian z morderczych kartonów.
- Ha! Nie spodziewałaś się - Hiszpańskiej Inkwizycji - wróżkowego pyłu! - rzucił z triumfem w głosie, poprawiając okulary, które znów wylądowały na nosie. Wyszczerzył kły będąc dumnym ze swojego planu. Zaraz jednak otrzepał ją z nadmiaru kurzu i wskazał dłonią zawiniątko.
- Idź, zasłużyłaś na nagrodę. To ostatnie było specjalnie, sam pewnie bym tego nie ominął - wydawał się być zadowolony. A kulki ryżowe w sosie mięsnym czekały na Insomnię. Podstawowe podstawy ogarniała, nie była jak słoń w składzie porcelany.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Im bliżej była końca, tym bardziej korciło, by spuścić gardę i przestać się przejmować. Pamiętała jednak o tym, że labirynt miał być pełen utrudnień, a ambitna młoda nie godziła się na porażkę. Lepiej było spiąć się na te pozostałe kilka minut, niż później żałować, że się zawaliło sprawę na byle pierdółce. I tak była dumna z tego, jak poradziła sobie do tej pory. Dzięki wcześniejszym wskazówkom, poruszanie się po cichu okazywało się nie takie trudne, jak początkowo sądziła. Nawet, jeżeli na razie szło jej powoli, łapała ogólną zasadę - reszta pozostawała już wyłącznie kwestią wprawy, a więc regularnych ćwiczeń. Prędzej czy później będzie to musiało wejść jej w krew.
Mijając karton czuła się już niemal zwycięsko, dopóki coś nie zawadziło o jej ramię. W tym momencie niczym flesz w jej umyśle mignęła wiadomość o tym, że się spaliła. Zorientowała się z swoim błędzie jeszcze nim szary pył zakłócił jej widoczność, a chwilę później kichnęła potężnie, chowając twarz w zgiętym łokciu. Zakaszlała parę razy i cofnęła się o krok, próbując rozpędzić duszącą chmurkę poprzez machanie dłonią. Zajęło to ledwie moment, ale nim udało się pozbyć pułapki, już nie była w labiryncie sama.
- To było niegodziwe! - zarzuciła ze śmiechem, pokazując wujaszkowi język. Mogła się spodziewać, że nie będzie jej niczego ułatwiał, ale przecież nie miała mu tego za złe. O to przecież chodziło, żeby czegoś się nauczyć, a tego nie da się zrobić bez kilku - a nawet wielu - porażek.
- Yay! - Ucieszyła się na wieść o nagrodzie, przez co podskoczyła przy pierwszym kroku, kierując się w stronę zawiniątka. - Co to co to co toooo~? - Pytanie było poniekąd zbędne, jako że w tym momencie trzymała już w rękach swoje trofeum i z entuzjazmem zabrała się za jego odpakowywanie. Już wcześniej w jej nozdrza uderzył przyjemny zapach, zwiastujący miłe odkrycie kulinarne. Ledwie oczom Nayami ukazał się pyszny posiłek, w złotych ślepiach błysnęły radosne iskierki. Już-już miała się rzucić do jedzenia...
- Chcesz? - przerwała sama sobie, kulturalnie oferując poczęstunek Arthurowi. Może była dzieciakiem z głębokiej Desperacji, ale nauczono ją podstawowej kultury. Poza tym, lubiła się dzielić, nawet jeśli nie miała zbyt wiele.
                                         
Insomnia
Maltańczyk     Opętana
Insomnia
Maltańczyk     Opętana
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nayami Leather


Powrót do góry Go down

Może był trochę wredny i mógł sobie darować ten podstęp na samym końcu, ale jakże to tak, żeby grzecznie doszła do samego końca omijając po drodze wszystko? Nawet, jeśli wyzwanie nie było przesadnie ciężkie, a pułapki w stylu dzieciaka bawiącego się w obronę swojej bazy-szałasu w jakichś zaroślach. I nie, że Arth się nie starał, ale zwyczajnie nie było celu w korzystaniu z czegoś, co mogłoby biedną dziewoję przebić na wylot, porazić prądem, pogryźć po kostkach. To by dopiero było niegodziwe!
- Ach, proszę o wybaczenie cna białogłowo – powiedział przykładając dłoń do piersi i kłaniając się głęboko. Zaraz jednak zaśmiał się Domyślał się, że nie będzie na niego zła, skoro i tak ten krótki trening dotyczący podstaw był raczej zabawą, a nie poważną lekcją.
Jej radość zdecydowanie wynagradzała to, że tyle musiał czekać. Była bodaj jedyną osobą, której nastrój naprawdę się dla niego liczył. Grow i tak zawsze był ponury, pełen sarkazmu i wyglądał trochę jak chodząca chmura burzowa. Ciężko było sobie nawet przypomnieć czy kiedykolwiek się uśmiechał. W przypadku Nayami trudność stanowiło chyba określenie, kiedy była smutna.
Blondyn przyglądał się dziewczęciu jak dobiera się do paczuszki. Miał tylko nadzieję, że nie zapomniał jak się gotuje, bo wtedy okazałoby się, że wszystkie składniki poszły na marne. I kij tam w jego czas, ale jakby Matylda się dowiedziała, że odwalił manianę, to chyba by go przechrzciła. I mocno zdeformowała. Ratler pokręcił głową.
- Bon Appetit, mała – odpowiedział grzecznie. Nie był zbytnio głodny, a jej należało się to bardziej niż jemu. Zwłaszcza, że się trochę nachodziła i myślała, kiedy on po prostu siedział na tyłku udając, że coś robi.
- Jak pierwsze wrażenie? – spytał, będąc ciekawym czy nie zanudził i nie zniechęcił jej na sam początek.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Oparła zwinięte w pięści dłonie na biodrach, mierząc Ratlerka hardym spojrzeniem. W lekko przymrużonych oczach i zaciśniętych wargach miała się wyrażać dezaprobata, jednak rychło kącik ust drgnął lekko najpierw raz, potem drugi raz. W końcu musiała złapać wewnętrzną część policzka w zęby, żeby nie stracić odpowiedniego wizerunku zbyt szybko.
- Powiedzmy... powiedzmy że kwestię ewentualnego przebaczenia przemyślę pod kątem najrozmaitszych czynników i w sprzyjającym czasie poinformuję cię o rezultacie tychże refleksji - wyrzuciła z siebie jednym tchem. Potem nastało kilka sekund ciszy, nim wreszcie pękła i przyłączyła się do wybuchu wesołości, bez skrępowania chichocząc we własne dłonie. Ostatecznie niby zajmowali się treningiem, ale pierwsza lekcja to jeszcze nie fizyka atomowa. Chodziło przede wszystkim o podstawy no i trochę o to, żeby się młoda nie zraziła do tematu. Czasami źle rozegrany początek potrafi zepsuć wszystko, jednak w tym przypadku z całą pewnością mogli ogłosić sukces.
Miała nawet jak najszczersze intencje, by podzielić się posiłkiem i wcale by nie narzekała, gdyby rzeczywiście przyszło jej oddać jego część. Skoro jednak mogła zachować całość dla siebie - tym lepiej! Życie na Desperacji skutecznie leczyło z każdego rodzaju braków w apetycie. Jadło się, kiedy było co jeść, a kiedy w spiżarni panowały braki - szukało się zapasów. Żywności zawsze było za mało, dlatego głupotą byłoby wybrzydzać lub rezygnować z podarunku, jeżeli tylko mógł napełnić żołądek. A gdy się jeszcze trafiło na coś naprawdę smacznego... cóż, wtedy już na pewno należało się uważać za szczęściarza.
- Twoja strata! - wytknęła bezlitośnie, zabierając się do jedzenia. Może w bardziej wymagającym tego przypadku pokusiłaby się o zachowanie odpowiedniej kultury, ale teraz miała to w absolutnie głębokim poważaniu. Napchała sobie usta ciepłym daniem tak, że ledwie była w stanie le pogryźć. To dawało jakąś minutę milczenia, a w końcu w towarzystwie Nayami tak długi okres ciszy był jak balsam dla duszy. Gęba zamykała jej się tak rzadko, że aż trudno uwierzyć, na jak długo mogła się nie odzywać, zajęta przysmakami.
- Fajnie było - stwierdziła wreszcie, kiedy udało jej się przełknąć. Uśmiech na twarzy wymordowanej wyraźnie świadczył o tym, że nagroda była odpowiednio smaczna i w starciu z wilczym apetytem nie miała żadnych szans. Ale przynajmniej zwolniła nieco z napychaniem się, żeby pomiędzy kolejnymi kęsami móc kontynuować rozmowę.
- Trochę trudno jest się przestawić na to, żeby chodzić inaczej, ale da się zrobić. Pewnie będę to musiała poćwiczyć. Mam trudniej, jestem wyższa niż ty i łatwiej mnie zauważyć - zauważyła. Niby niewielka, ale jednak - wada.
                                         
Insomnia
Maltańczyk     Opętana
Insomnia
Maltańczyk     Opętana
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nayami Leather


Powrót do góry Go down

Ogarnął się wreszcie, bo nie przystało poważnemu nauczycielowi się tak zacieszać jak nienormalny do sera. Może i wpadła w pułapkę, ale chamską i podstępną, bo poza tym nie miał jej wiele do zarzucenia. Jak na pierwszy raz poszło jej całkiem nieźle, zwłaszcza, że na samiuśkim początku tupała jak słoń. Uśmiechał się, ale teraz już całkowicie naturalnie i bez dzikiej radości, że wykorzystał jej brak doświadczenia i zapewne skryte pragnienie dotarcia wreszcie do końca. Ją przynajmniej starał się nauczyć, bo innym przekazywał wiedzę totalnie na odwal, bo albo się nauczą, albo nie ma dla nich nadziei. Tu mu zależało na efekcie, a nie zmuszeniu ucznia do zgłębiania wiedzy we własnym zakresie.
Obserwował Insomnię cieszącą się z nagrody. Opłacało się wykorzystać trochę znajomości, trochę podebrać ze spiżarni, coś pożyczyć na wieczne nieoddanie i zakraść się do kuchni w momencie, w którym Matylda nie pełniła warty. Nie było to łatwe, a przez cały czas obawiał się przyłapania przez gorylicę, ale jakoś się to ostatecznie udało, a uczennica zdążyła zanim tak starannie przygotowany posiłek wystygł. I przynajmniej nie narobił się na darmo, bo jak grzecznie wychowany mieszkaniec Desperacji - nie wydziwiała i nie marudziła, że coś jest niedobre. Zawsze lepsze to od padliny.
Pokiwał wreszcie głową, krzyżując ręce na piersi. Mruknął ciche "hmf" podczas uwagi o wzroście, a źrenice zwęziły się nieznacznie bardziej, ale dalekie to było od jego standardowej reakcji na wzmianki tego typu. Już dawno się porządnie o to nie wnerwiał. Może w końcu dotarło do niego, że śmierć skróciła go o dobre dziesięć centymetrów i nic tego nie przywróci? Albo wierzył, że będzie właśnie przeciwnie - jakimś cudem po kilku stuleciach wydłuży się i jeszcze to on będzie się śmiał, pochylając się nad kurduplami jak kat nad dobrą duszą.
- Podsumuję. Nie jest źle, wczuwasz się całkiem dobrze, ale musisz ćwiczyć, bo tempo kiepskie. Trenuj równowagę, pracuj nad oddechem: wdechy nosem, ciche wydechy ustami. Przynajmniej na początku. Postawy nie skomentuję, nie widziałem, następnym razem ocenię - oznajmił wreszcie, kiedy zajęła się dalszym pałaszowaniem. - Dam ci teraz odpocząć, pouczyć się samej. Za trzy dni kontynuujemy, spróbujemy w terenie. Będzie trudniej, ale dasz radę, skoro jeszcze tu stoisz.
Poklepał ją przyjacielsko w plecy, nadal mając ten zadowolony wyraz ryjca. Dorzucił jeszcze coś w stylu "wiesz, gdzie mnie znaleźć" i zostawił ją, zakańczając ten wstęp. Teraz umiała minimalne minimum, ale do skutecznego minimum jeszcze jej trochę brakowało.
A za trzy dni zamierzał nauczyć ją więcej.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Poważnemu nauczycielowi trzeba było upuścić nieco tej powagi, przynajmniej w odczuciu młodej wymordowanej. Bądź co bądź nie byli zamknięci w szkolnej ławce i nikt nikomu nie stawiał ocen - całe szczęście. Naturalne było, że dziewczyna prędzej czy później pokusi się o jakiś dyskretny przytyk na temat wzrostu kochanego wujaszka, tym bardziej że rzeczywiście nie lubił, gdy mu się to wypominało. Im bardziej reagował na podobne zaczepki, tym przyjemniej się je robiło; przy tym tak kiepski odzew jak teraz był swego rodzaju porażką. Trzeba się było jednak pogodzić z faktem, że raz za czas rzeczywiście nie wyjdzie. Nie zawsze w końcu musiało się być w nastroju do takich przegadywanek, a przecież okazji do nich będą jeszcze całe tysiące. Ot, choćby podczas następnej "lekcji", którą z pewnością będą musieli odbyć. Nayami była jeszcze zdecydowanie zbyt słaba w dziedzinie dyskretnego poruszania, a nie wszystko dało się opanować na raz. Trzeba jej było teraz czasu na samodzielne ćwiczenia i oswojenie się z tym, co opanowała do tej pory, a potem dopiero kolejna porcja wiedzy i doświadczeń.
- Tak jest! - zawołała na podane instrukcje, wykonując energicznie coś na kształt salutu. Aż błysnęło wyszczerzonymi w uśmiechu zębami, nim użyła ich do dokończenia swojej wyśmienitej nagrody.
Spotkali się dopiero trzy dni później, a przez ten czas Leather ani trochę nie zmalał poziom entuzjazmu. Teraz jednak było widać pewną zmianę: przykładała wyraźnie więcej wagi do tego, jak chodzi i się porusza. Koniec z tupaniem jak słoń, choć na razie nie usiłowała też stąpać całkowicie bezszelestnie. Bądź co bądź po co niepotrzebnie marnować siły? Nie szczędziła ich na ćwiczenia od czasu poprzedniej lekcji, trenując utrzymywanie równowagi i delikatne stawianie stóp na podłożu. Dla takiego huraganu energii jak Nayami, podobne zabiegi były ogromnym wyzwaniem, ale wkładała w ich opanowanie równie wiele serca.
A przecież nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa.
                                         
Insomnia
Maltańczyk     Opętana
Insomnia
Maltańczyk     Opętana
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nayami Leather


Powrót do góry Go down

*3 dni potem, yay*

Arth czekał na uczennicę przy wyjściu, licząc na to, że się nie spóźni. Tym razem mieli nie być sami, więc im mniej musiał czekać on tym mniej czekaliby pozostali, którzy zgodzili się na coś w stylu zabawy z Nayami. Sądząc jednak po jej zapale i zawziętości przy pierwszej próbie, nie miał co się martwić o jej nagłą rezygnację. A po treningu indywidualnym na pewno trochę się wzmocniła i tym razem szybciej docierała do celu. Kiedy więc tylko się zjawiła, przywitał się z nią radosnym tulem, rozczochraniem jej włosów i zaprowadził w kierunku czegoś, co kiedyś pewnie było laskiem, a teraz pozostawało gromadą suchych, bezlistnych drzew i kępek trzymających się na skraju życia i śmierci krzaczków. Okoliczne kamienie wydawały się być nawet pełniejsze energii niż obecna roślinność.
Na miejscu czekały trzy osoby, które Ins na pewno dobrze znała. Blondyn specjalnie wybrał zwykłych szeregowców i starał się wciągnąć tych, którzy zdawali się być najprzyjaźniejsi, choć nie zawsze z wyglądu, jak w przypadku jednego kundla, którego twarz poorana była bliznami.
- No dobra. Tam masz Lucę, spróbuj go podejść i odczepić mu klucze od paska - odezwał się Ratler cicho kierując wzrok na bliznowatego, który po wszelkich powitaniach powrócił na posterunek i teraz stojąc do nich tyłem nie był świadomy, że został wybrany na pierwsze zadanie. - Pamiętaj o oddechu, o podłożu. Weź też pod uwagę kierunek wiatru i to, że przeciwnik nie zawsze stoi jak kukła - dodał, opierając się o suchy pień i wsuwając dłonie w kieszenie spodni. Po drodze miała dwa drzewa, liściasto-kolczasty krzak i wielki głaz. Przez większość czasu ziemia wyglądała na twardą, gdzieniegdzie leżały małe kamyki i żwir.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Była zadowolona z tego, że czeka ją kolejny interesujący trening - i to do tego stopnia, że nieomal wybaczyłaby wujaszkowi umyślne, barbarzyńskie zniszczenie jej starannie wykonanej fryzury. Mógłby mieć jakieś pojęcie na temat tego, jak ciężko jest utrzymać przyzwoity stan włosia, szczególnie tak długiego, kiedy pod ręką nie ma się bieżącej wody, szamponów, odżywek czy solidnego grzebienia. Nayami nie robiła ze swoimi włosami żadnych szczególnych cudów, ale zawsze dbała, by były porządnie rozczesane i ułożone. Tymczasem Arthur chyba o tym zapominał i niefrasobliwie wsadzał łapę w jej nieskazitelne dzieło, niszcząc je na dobre. Z gardła wyrwało jej się krótkie warknięcie i spojrzała na Ratlera spode ba, wydymając lekko policzki w wyrazie najwyższego niezadowolenia, ale pozostawiła sprawę bez komentarza. Jeśli miał choć trochę oleju w głowie, dojście do sedna nie powinno zająć mu więcej niż sekundę.
Powitania nastąpiły bez szczególnych ceregieli, po czym "asystenci" wrócili do tego, cokolwiek robili wcześniej. Czyli... stali gdzieś nieopodal? Moment później wyjaśniło się, po co w ogóle byli potrzebni - oto przed Leather stało pierwsze zadanie, bez żadnych wykładów, wstępów czy ćwiczeń. Dostrzegła w tym swego rodzaju kredyt zaufania ze strony "nauczyciela", bo skoro zamierzał od razu dać się jej wykazać, to na pewno wierzył, że miała czym.
Skinęła głową na kilka ostatnich wskazówek, po czym przystąpiła do dzieła. Pamiętała doskonale instrukcje z ich poprzedniego spotkania; stosowała się do nich bardzo skrupulatnie podczas tych kilku dni przerwy. Trzeba przyznać, że poprzeczkę postawiła wysoko, bowiem za cel samodzielnego treningu obrała sobie tajne zapasy z kuchni Matyldy. Jak to mówią, go big or go home! W tym momencie już niemal odruchowo przybrała odpowiednią, lekko pochyloną postawę. Choć podekscytowanie działało na jej niekorzyść, przyspieszając bicie serca i oddech, uspokoiła je kilkoma powolnymi wdechami. Rozejrzała się uważnie po obszarze, który dzielił ją od celu; zauważywszy pierwsze drzewo, dość sensownie ułożone pomiędzy nią a Lucą, powoli ruszyła w jego kierunku. Starała się iść tak, by mężczyzna był wciąż zasłonięty przez pień - co oznaczać powinno także to, że i ona jest chociaż częściowo niewidoczna. Co jakiś czas wychylała się odrobinę to z jednej, to z drugiej strony, by upewnić się do jego położenia, ale przede wszystkim skupiona była na pozostaniu jak najbardziej niewykrywalną. Dzięki temu, że się nie spieszyła, nieco łatwiej było jej właściwie stawiać stopy i kontrolować oddech, tak by nawet najmniejszym świstem nie zdradzić, że się zbliża.
                                         
Insomnia
Maltańczyk     Opętana
Insomnia
Maltańczyk     Opętana
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nayami Leather


Powrót do góry Go down

Niszczenie było już chyba jego hobby i szczerze mówiąc to prawdopodobnie nie potrafił już czegoś stworzyć, a nawet jeśli to byłoby to spaprane po całości. Nawet uczyć nie umiał, bo przez większość czasu to biedna Nayami musiała martwić się o siebie i zajmować wszystkimi sprawami, jakimi w nią rzucił. Najgorzej. Choć przynajmniej nie krytykował każdego jej ruchu, co miewał w zwyczaju w takich sytuacjach. Nie lubił uczyć. Nikt go zazwyczaj nie słuchał, głównie przez kurduplowatość i styl życia odludka. Wątpił, żeby nagle zaczynali kiedy mieli się czegoś nauczyć, w dodatku od niego. Jasne. Bo nagle zaczną zwracać na niego jakąkolwiek uwagę... Czasem rezygnowali po pierwszej lekcji, więc tym większe było jego zdziwienie (i radość), że akurat ta dziewczyna miała w sobie wystarczająco dużo siły, żeby nie uciec w popłochu. Chyba serio jej zależało.
Podczas gdy Arthur jakby od niechcenia zerkał na Insomnię, Luca uniósł dłoń do czoła i wpatrzył się w jakiś punkt przed sobą. Wiatr powiał od jego strony, niosąc woń wymordowanego połączoną z zapachem wysuszonych badyli. Przydałby się pewnie deszcz, choć roślinności nawet potop by nie uratował. Pustynia była okrutna, a ten kącik utrzymywał się ostatkami sił przy względnym życiu, próbując przystosować się do warunków i rzadkich opadów. Cel zrezygnował z gapienia się, szurnął nogą, kopiąc jakiś luźny kamyk, wsadził ręce w kieszenie. Zrobił zwrot o dziewięćdziesiąt stopni w lewą stronę, przeszedł parę kroków i nagle odwrócił głowę w stronę uczennicy, kiedy jakieś suche źdźbło wydało zdradzający dźwięk. Zmrużył oczy, ale nie dostrzegł skradającej się członkini gangu, którą akurat zasłonił pień, ale powęszył chwilę. Mruknął coś pod nosem, kierując się w stronę drzewa, wiatr znowu powiał mu w plecy, uniemożliwiając mu odkrycie zapachu młodej Leather.
Gdzieś po drugiej stronie pozostała dwójka zaczęła rozmowę pomiędzy sobą. Mało istotną, ot zabijali czas. Nie musieli w końcu stać w miejscu i czekać na cud, równie dobrze mogli wisieć głowami w dół z drzew i radośnie dyndać. Ratler przyglądał się Luce, który akurat stanął pięć kroków od kryjówki Nayami.
- Ej, Luca! - zawołał dla rozproszenia jego uwagi. - Jak tam twoja dziewoja? - parsknął, szczerząc się zaczepnie. Bliznowaty zwrócił się w jego kierunku, a zaraz po tym zaczął trajkotać jak nakręcony jaka to jego Elise nie jest cudna i wspaniała i że wreszcie podbije jej serce, choć nie wymyślił jeszcze sposobu. Znajomość słabych punktów i posiadanie pięciu kilo informacji na temat każdego było momentami zabawne. Blondyn, udając, że słucha z zaciekawieniem, wpatrywał się w Kundla, co jakiś czas odbiegając wzrokiem w bok. Kącik ust uniósł się, jakby dając znak czarnowłosej, że współpraca jest ważna przy akcjach skradziejsko-złodziejskich.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Rzadko kiedy zdarzało się, żeby była aż tak skoncentrowana, jak w chwili obecnej. Może nawet nigdy się jej to nie zdarzyło, bo zazwyczaj łatwo się rozpraszała: dźwiękiem z oddali, jakimś ruchem w pobliskim krzewie, wyłapanym kątem oka, a najczęściej w ogóle własnymi myślami. Tym razem jednak traktowała sprawę tak poważnie, że nie chciała sobie pozwolić na żadne uchybienie. Chodziło nie tylko o naukę, ale także o honor! Raz zadeklarowawszy, że poradzi sobie z wyzwaniem, nie mogła się już wycofać. Zresztą, jeśli inni byli w stanie opanować sztukę cichego poruszania się, to co stało dla niej na przeszkodzie?
Na przykład własna niezgrabność, na którą klęła w myślach w tym momencie. Jakieś głupie suche trawsko pod nogą, głuchy, ledwie dosłyszalny trzask - ale zwrócił uwagę celu, był więc przeszkodą do wykonania zadania. Pamiętała jednak, że nie może się zbytnio denerwować; emocje nie sprzyjały kontroli oddechu, a ten mógłby ją szybko zdradzić, skoro mężczyzna zbliżał się do jej kryjówki. Póki szedł, ona się zatrzymała. Lepiej było stracić chwilę czasu i nie zdradzić się żadnym nieostrożnym ruchem, a może Luca nie zdecyduje się zerknąć za drzewo. Na to w zasadzie liczyła.
Nie spodziewała się za to spontanicznej pomocy ze strony Ratlerka. Czy był to gest dobroci czy też uznał, że sama sobie nie poradzi - trudno stwierdzić, ale jeżeli prawdziwa byłą druga opcja, kogoś tu czekał srogi opiernicz. Niezależnie jednak od powodów, skonstruowane naprędce udogodnienie należało jak najskuteczniej wykorzystać. Skoro więc jej cel zajęty był rozmową, postanowiła powoli okrążyć pień i podejść mężczyznę od tyłu. Musiała przede wszystkim pozostać niezauważona, zlokalizować klucze przy pasku, a potem spróbować je odczepić - najlepiej nie podchodząc przy tym zbyt blisko.
                                         
Insomnia
Maltańczyk     Opętana
Insomnia
Maltańczyk     Opętana
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nayami Leather


Powrót do góry Go down

Luca w pewnym momencie zorientował się, że Ratler tępo gapi się w przestrzeń i wcale go nie słucha. Arth był w tym wytrenowany latami ignorowania najstarszej siostry, kiedy opowiadała o kolejnym poznanym mega-hiper-super-fajniastym chłopaku, o którym na ogół zapominała po dwóch miesiącach albo mega-hiper-super-fajniasty okazywał się zwykłym pajacem, na dodatek mającym już jedną dziewczynę i podrywającym na boku kolejne. Parę razy nawet sprzedał takiemu delikwentowi piąchę w brzuch, nawet jeśli byli od niego starsi i na ogół wyżsi. Po setkach lat nadal umiał ignorować dość sprawnie. Blondyn odwrócił uwagę mężczyzny jednocześnie i w celu lekkiego wspomożenia koleżanki, ale też trochę bez celu. Wiedział, że by sobie poradziła w ten czy inny sposób, ewentualnie zaczęłaby od początku, ale trochę szkoda marnować czasu. Zwłaszcza, że ofiara z kluczami teraz byłaby dużo czujniejsza.
Mężczyzna przygarbił się, mówiąc coś smutno o tym, że nikt nie rozumie jego uczuć czy jakoś tak. Arth go nie słuchał, ale jego wargi i tak wygięły się lekko, dostrzegając kątem oka zakradającą się uczennicę. O to mu właściwie chodziło. Podeszła tak blisko niewykryta, choć było blisko. Właściwie nie uczył jej kradzieży, więc jeśli teraz zostałaby wykryta, to podstawowe założenia zadania zostały już wypełnione.
- Jaka by nie była... kiedyś ci się uda, stary - dodał mruknięciem, odwracając wzrok w całkowicie innym kierunku, gdzieś na łyse gałęzie w górze. Zaraz po tym rozległo się głośne szczęknięcie kluczy, które nie potrafiły zachować ciszy i uszanować powagi sytuacji. Luca odwrócił się, patrząc prosto na dziewczynę.
- Eeej... - zaczął z męką i udręką w głosie. Raz, że został olany podczas swoich wywodów, to jeszcze dwa, że go podstępem podeszli i spróbowali okraść.
- Taaak, tak, jesteśmy wrednymi karaluchami. Ale w sumie pierwsza ofiara zaliczona - wargi wężowego drgnęły do góry. Zerknął na Insomnię po dłuższej chwili.
- Dobra, oddaj mu klucze, bo się jeszcze popłacze i potupie nogą - tu rozległo się głośne "hej" niezadowolonego obrabowanego. - Ogólnie na końcu cię wykrył, więc w większości wypadków jest wtedy po ptokach, ale zawsze pozostaje uciekanie i przeczekanie gdzieś w kącie. Co nie zmienia faktu, że już ich nie podrzucisz, skoro wie, kto je miał.
Przeszedł parę metrów, namierzając wreszcie pozostałą dwójkę. Gadali ze sobą, siedząc na ziemi, jeden z nich zostawił plecach nieco na uboczu.
- Podrzuć im kilka kamieni czy patyków do torby - powiedział cicho do Nayami. Wiatr zawiał tak, że mógł ponieść zapach dziewczyny w stronę nowych ofiar.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 3 z 4 Previous  1, 2, 3, 4  Next

 
Nie możesz odpowiadać w tematach