Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum


Strona 2 z 2 Previous  1, 2

Go down

Prychnął w duchu. Ludzie nic nie wiedzieli. On zdążył przejrzeć całą instytucję kościoła. Nie zajęło mu to stosunkowo wiele czasu. Być może było to spowodowane jego doświadczeniem i wiekiem. W KNW nie było chyba starszych osób od niego, chociaż oczywiście mógł się mylić. Nigdy jednak nie spotkał się z kimś starszym od siebie, co trochę go smuciło. Wizja bycia jednym z najstarszych istot, nie licząc aniołów, była przygnębiająca, bo oznaczała, że nikt nie byłby już w stanie opowiedzieć mu, jak to było, gdy jego jeszcze nie było na świecie. Wierni byli głupi, nie potrafiąc zdać sobie sprawy, z czym tak naprawdę wiązała się posada Proroka. To nie tylko piękne szaty, posłuch i władza. Najwyższa ranga w kościele wiązała się również z pracą, nie tylko tą dobrą, polegającą na zarządzaniu całym przybytkiem i wszystkimi wiernymi, ale również tą negatywną, która opierała się na wszystkich manipulacjach i przekrętach.
Przytaknął kobiecie. Rzeczywiście, nikt nie powinien cierpieć tak, jak cierpiała w tej chwili Taihen Shi. On jednak miał związane ręce. Przynajmniej do czasu, gdy Kapłanka była z nim w celi Prorokini. Jemu wystarczyłaby tylko chwila, by sprawnie ukrócić cierpienia chorej, ku jego własnej przyjemności i ukojeniu chęci zemsty.
Nie miał pojęcia, kto mógłby czyhać na życie Prorokini. Nie miał swoich podejrzanych. Wiedział jedynie, że osób żądnych władzy w KNW mogło być wielu i niekoniecznie mogli się oni odnosić ze swoimi zapędami. Do głowy mu nawet nie przyszło, że ktoś mógłby pokusić się o mord bez chęci przejęcia posady.
Westchnął, gdy Kapłanka chwyciła go za rękaw. Nie lubił, gdy ktoś go dotykał bez jego wiedzy czy zgody. Ponownie spojrzał na bandaże. Ciemnowłosa nie zmieniała ich od jakiegoś czasu, gdyż były one przesiąknięte krwią i brudne. Pociągnął nosem. Oprócz zapachu krwi wyczuł jednak jeszcze coś innego. Zmarszczył brwi. Rozpoznawał tę woń. Tak samo pachniała rana na ciele Prorokini.
Wziął kobietę za nadgarstek i lekko wykręcił jej rękę. Przyjrzał się oplatającemu kończynę materiałowi. Może jego wzrok nie był wybitnie dobry, ale na pewno był bardziej wyostrzony niż u zwykłego człowieka. Po chwili wpatrywania wypatrzył kilka małych plamek. Puścił dłoń Kapłanki.
To byłaś ty, prawda? – zapytał cicho – To ty zatrułaś lek i maść? – to ostatnie brzmiało bardziej jak stwierdzenie niż pytanie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Echotale nie była przygotowana na taki obrót wydarzeń, dlatego jej następna reakcja była gwałtowna i do bólu wręcz instynktowna. Wyszarpnęła nadgarstek, szybko przytulając go do piersi, zaciskając uprzednio palce drugiej dłoni na bandażu.
- Nie jesteś tu potrzebny.- Wycedziła lodowato, odsuwając się parę kroków do tyłu.
Oddychała ciężko, przez ułamek sekundy doskonale wiedząc, że jest w poważnych tarapatach. Teraz należało się z nich wyplątać. Grać ofiarę manipulacji, lub wyłożyć wszystkie karty na stół.
- Naiwna dziewucho, dlaczego nie założyłaś, że się czegoś domyśli? Co zrobi Starszyzna jeśli się dowie…?

- Nic.

Nie zrobią nic.
Ta przerażająca, a jednocześnie tak uspokajająca wizja sprawiła, że cała ta sytuacja wydała jej się co najmniej zabawną. Jak nisko musieli upaść… jak nisko ona musiała upaść. Przeniosła wzrok na dogorywającą Prorokinię.
- Popełniła tak wiele błędów… Zdradziła Pana, zdradziła Kościół. Wpuściła anioły w nasze komnaty, sprzedała nasze ciała.- Szepnęła, nie poruszając się z miejsca. Chciała zniknąć, rozpłynąć się w powietrzu. Ale musiała dokończyć dzieło, nakazane jej przez Pana.- Taihen Shi zabiła Ion’a. Tego jej nie wybaczono.
Spuściła wzrok, wreszcie dając spokój swoim posiniałym od ucisku nadgarstkom.
- Byłam jedynie elementem w spisku ważniejszych ode mnie. Wiedziałam, że lek jest zatruty, ale nie wiedziałam co mogę zrobić, żeby ją ocalić. Dlatego posłałam po ciebie. Oni wszyscy... uzdrowiciele… liczyłam, że uda ci się ją uratować… Nie można ufać nikomu w górach Shi. Ale przybyłeś za późno. I teraz jedyne co można zrobić to pomóc jej umrzeć bez bólu.
Przy ostatnich słowach głos, który drżał od dłuższego czasu, złamał się kompletnie. Otarła szybko opuchnięte powieki, odwracając się od niego.
- Kochałam ją.- Dodała jeszcze cicho, obejmując ramiona dłońmi.- Możesz odejść. Zostanę przy niej nim umrze.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Zaskoczył ją. Głupia dziewucha, pomyślał, czy ona naprawdę nie zdawała sobie sprawy, że ktoś w końcu może ją przejrzeć? Jej nagły wybuch był całkiem przewidywalny. Na jej miejscu każdy przyłapany zacząłby się tłumaczyć, ale Sidhe to nie obchodziło. Cieszył się, że w sumie może zabrać swoje rzeczy i ruszyć z powrotem do siebie. W głębi duszy cieszył się z tego, że ktoś inny również postanowił wykończyć Prorokinię za niego.
Moja droga, w obecnych czasach anioły to nie najgorsze, co można wpuścić do komnat, a czasem można użyć ciała jako waluty i mieć chociaż odrobinę przyjemność w tych paskudnych czasach – powiedział. Momentalnie przypomniał sobie czasy, gdy jako piętnastolatek bawił się przed swoim domem i gonił z innymi dzieciakami po ulicach. Chociaż wspomnienie to było odległe, to i tak nie zatarło się w odmętach pamięci. W końcu czasem musiał mieć coś pozytywnego, w co mógł uciec, aby na chwilę zapomnieć o otaczającej go rzeczywistości.
Usiadł na łóżku Prorokini. Czuł się jakoś inaczej. W końcu miał przed sobą osobę, która tak jak i on chciała śmierci Taihen Shi. Doskonale wiedział, że ciemnowłosa właśnie tego chciała, nawet jeśli uparcie twierdziła, że ją kochała.
Masz mnie za głupiego czy nierozumnego prostych faktów? Uważasz, że po tym, co już ustaliłem uwierzę ci, że byłaś tylko zwykłym pionkiem w rękach pryków ze starszyzny. Moja droga, żyję już wystarczająco długo aby poznać fałsz – uśmiechnął się, jakby właśnie znalazł coś cennego. – Jakbyś nie rozcieńczała trucizny w czarze, to oszczędziłabyś Prorokini wielu niepotrzebnych godzin cierpień, bo stężona trucizna zadziałałaby znacznie szybciej
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Dziwna kombinacja. Morderca, detektyw i ofiara w jednym niewielkim pomieszczeniu, debatujący jak gdyby nigdy nic o filozofii życiowej.
Drgnęła słysząc „w obecnych czasach anioły to nie najgorsze, co można wpuścić do komnat”, a na jej policzkach pojawił się rumieniec gniewu.
- Rzekł Pan w Księdze Jeremiasza. „Przeklęty ten, co wypełnia dzieło Pańskie niedbale! Przeklęty ten, który swój miecz powstrzymuje od krwi! Przeklęta ta, która cudzołoży z wrogiem Pana i skrzydlate będzie po wieki jej potomstwo”.- Jej ton, dotychczas wręcz służalczy, natychmiast uderzył w ostre, nieprzejednane nuty. Możliwe, że zepsuła tym doszczętnie maskę bezbronnej kapłanki, jednak sprawiała wrażenie jakby to nie miało dla niej już żadnego znaczenia.

- Uważasz, że po tym, co już ustaliłem uwierzę ci, że byłaś tylko zwykłym pionkiem w rękach pryków ze starszyzny. Moja droga, żyję już wystarczająco długo aby poznać fałsz
- Nie uważam cię za głupca, Uzdrowicielu. Ale również nie traktuję cię jako swego wroga. Mylisz się jednak sądząc, że próbuję cię zwieść ułudą. Wiem lepiej niż przedtem, że cierpienie jest takim wymiarem życia, w którym łaska odkupienia zaszczepia się w ludzkim sercu głębiej niż kiedykolwiek. Skazując ją na śmierć bez odkupienia win, zapragnięto, by spędziła wieczność w ciemności pozbawionej Boga. Jej ból przyniesie odkupienie, a śmierć, pokój duszy Kościoła.
Splotła dłonie na wysokości piersi, otwarcie wpatrując się w oblicze uzdrowiciela, zupełnie jakby starała się wyczytać z niego każdą najdrobniejszą emocję.
- Masz szansę wyjawić kapłanom kto zabił Proroka. Nie robisz tego, nie odczuwasz bólu jej straty. Nie kochałeś jej, ale nie potrafię pojąć dlaczego. Zdradzisz mi to? W zamian zdradzę ci imię następnego Proroka.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Nie chcę zabrzmieć jak bluźnierca, ale w tej chwili mało obchodzi mnie, co rzekł pan w księdze, która została spisana wiele wieków przede mną i jeszcze więcej przed tobą. O ile się zresztą nie mylę, to w księdze Jeremiasza ten fragment brzmi zgoła inaczej. – mruknął przypominając sobie, gdy kiedyś tam czytał Pismo Święte. Będąc małym dzieckiem, gdy wiara chrześcijańska nie została jeszcze wypleniona, on również zagłębiał się w lekturze najważniejszej religijnej księgi. Nie znał jej jednak na pamięć, jednak głosiła ona coś zgoła innego, niż doktryna Aoistów.
Co za Bóg pozwala na cierpienie, przez które można odnaleźć odkupienie? – zapytał. Nie rozumiał tego. Czyż to nie we wszelkiego rodzaju bóstwach powierzano swoje życie, gdy się cierpiało? Czy to nie oni mieli pomóc w cierpieniu i odebrać je? Sidhe nie chciał wierzyć w coś, co kazało mu cierpieć, by mógł później doznać odkupienia w życiu wiecznym, gdyż skazywanie na cierpienie a bycie ulgą w cierpieniu nie mogło być rolą jednego boga.
Spojrzał kapłance w oczy.
Kim ty jesteś, żeby skazywać ją na cierpienie, na które nie miała być skazana przez Ao? – mruknął. Domyślał się, że pytaniem tym może przegiąć strunę i spowodować, że Kapłanka zrobi coś, co mu zaszkodzi. – Nakłoniła mnie do zrobienia czegoś i nigdy jej tego nie wybaczę. – odpowiedział szybko.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down


W tej właśnie chwili dziewczyna zrobiła coś kompletnie nieprzewidywalnego. Wpierw pobladła, rozglądając się po pokoju, a jej uwagę skupił szelest dobiegający zza drzwi.
Przyskoczyła, zasłaniając dłonią usta Banshee.
- Zamknij się jeśli ci życie miłe.- Warknęła. Wolną dłoń zacisnęła na przodzie jego szaty, przyciągając go stanowczo do swojego poziomu i jak na swoją drobną budowę czy też fakt, że była jedynie nastoletnią dziewczyną, trzymała go dość mocno.- Za drzwiami siedzi czujka, która tylko czeka, żeby na któreś z nas donieść.
Wymruczała cicho, przysuwając usta do ucha wymordowanego.
- Jeśli cię usłyszy, zaraz wpadnie tu inkwizycja i zdechniesz skatowany w jakimś rowie.- W jej głosie pojawiła się czysta, nieskonkretyzowana nienawiść. Nie wyżywała się na nim, nie chciał pomóc? Będzie musiał, skoro się tak bardzo obnosił z poglądami sprzecznymi do oficjalnej doktryny.

– Kim ty jesteś, żeby skazywać ją na cierpienie, na które nie miała być skazana przez Ao?
- Jestem jej jedyną nadzieją, że nie spalą jej żywcem na stosie za zdradę. Wiesz… Ona też popełniła błąd i powiedziała niewłaściwej osobie o swoich wątpliwościach… - Wreszcie wypuściła materiał spomiędzy palców i przygładziła go delikatnie, prostując zgniecenie.- Następny Prorok przywróci świetność Kościołowi, zburzy ułudny pokój, spali ten świat i wszystkie błądzące po nim anioły. A wówczas nadejdzie Dzień Sądu i Pan powróci do nas.
Przymknęła oczy, wzdychając głęboko.
- Dobij ją.- Powiedziała, a głos jej brzmiał o dziwo o wiele łagodniej i pogodniej niż jeszcze przed chwilą.- A wówczas pozwolę ci stąd odejść. Nie wydam twojego bluźnierstwa.

– Nakłoniła mnie do zrobienia czegoś i nigdy jej tego nie wybaczę.
- Jesteśmy jedynie ludźmi, do Pana należy przebaczenie. Możesz się jednak dziś zemścić i wrócić do siebie nie pielęgnując więcej swej nienawiści do Taihen Shi.- Zaczesała włosy za ucho, uśmiechając się pogodnie.- Parę dni temu wyszeptała imię swego następcy. Na tronie Proroka zasiądzie kobieta, którą nazywają tu Echem.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Nie dobiję jej, ale powiem ci jak można to zrobić – powiedział spokojnie. Nie miał ochoty na to, by cała wina spłynęła na niego. Nie mógł pozwolić, by to jego obarczono winą i skazano za zdradę i morderstwo Prorokini. Nie znał kobiety, która stała przed nim i nie mógł jej ufać. Jeśli miałby wybór, to wolałby, żeby to czarnowłosa dopełniła dzieła.
Zerknął na swoją torbę, którą przyniósł ze sobą i podszedł do niej. Szybko wyciągnął z niej malutką paczuszkę, z którą podszedł do dziewczyny. Otworzył mały sześcianik, w którym znajdowała się zielona, przyjemnie pachnąca substancja. Sidhe zaciągnął się słodkim zapachem. Wiedział jednak, że to co trzymał w dłoniach było jedną z najsilniejszych trucizn, jaką kiedykolwiek trzymał. Spojrzał na dziewczynę.
To mieszanka belladonny i skoncentrowanego wyciągu z pestek pewnej rośliny. Wystarczy rozcieńczyć z wodą kilka kropel i podać do wypicia. Śmierć jest szybka i bezbolesna. – wyjaśnił pośpiesznie, podając dziewczynie puszkę. Sam nie chciał decydować o życiu Prorokini, chociaż pragnął jej śmierci z całego serca. W spełnieniu marzenia przeszkadzała mu tylko obecność Kapłanki.
Spojrzał na ciało Taihen Shi, które trawione gorączką leżało na łóżku. Niewiele już życia w niej pozostało, ale zawsze istniała szansa na cudowne ozdrowienie, chociaż Sidhe nie pokładał w tym zbyt dużych nadziei.
Zrobisz z tym, co uważasz za słuszne. Tylko uważaj, trucizna jest tak silna, że gdyby dostała się w twoje rany, to mogłaby wyrządzić ci ogromną krzywdę. – ostrzegł.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Zmierzyła go nieufnym spojrzeniem, przyjmując drżącymi dłońmi pakunek.
Rozumiała. Oczywiście, że rozumiała jego pobudki. Nie wolno zawierzać komuś, kto pierwszego dnia znajomości, każe ci zamordować Przywódcę. Nawet jeśli na tego już wydano wyrok śmierci, z dziwnych, osobistych pobudek.

- trucizna jest tak silna, że gdyby dostała się w twoje rany, to mogłaby wyrządzić ci ogromną krzywdę.
Skinęła delikatnie głową, rozplątując sznurek paczuszki. Fiolka przeźroczystego płynu o jasnofioletowym zabarwieniu spoczęła bezpiecznie na otwartej dłoni dziewczyny.
- Może to nie będzie dla ciebie znaczyć zbyt wiele, ale dziękuję.- Powiedziała cicho zaciskając palce na szkle. Uchyliła usta, zupełnie jakby miała coś jeszcze dodać, ale powstrzymała się w ostatniej chwili.
- Jesteś pewna? Nie jest za późno. Kona, ale wciąż jeszcze może złapać oddech.
- To koniec Imrahilu. Jej koniec, nasz początek.

Zgodnie z poleceniem rozcieńczyła kilka kropel w czarce wody, siadając przy rudowłosej.

- The night is dark and full of terrors. The stars will bleed and Winter freeze… Darkness falls upon the world.- Zanuciła, dobudzając z trudem Prorokinię. Uśmiechnęła się łagodnie.- Przybył uzdrowiciel moja Taihen… Teraz już wszystko będzie dobrze.
Z trudem spoglądała w te pełne bólu zielone oczy, które już niedługo miała zamknąć raz na zawsze. Echotale przysunęła do jej warg czarę, łagodnie nakłaniając do wypicia napoju.
I to wystarczyło.

- Możesz wrócić do siebie, uzdrowicielu.- Powiedziała głuchym tonem, odstawiając naczynie na posadzkę.- Choć oczywiście możesz skorzystać z gościnności kapłanów i pozostać z nami do czasu ogłoszenia Nowego Proroka.
Ucałowała z namaszczeniem chłodne czoło Taihen Shi, po czym opuściła celę. Dokonało się to, co dokonać się musiało. Zabawne, że profilaktycznie, nawet w tak trudnej dla siebie chwili, pamiętała aby zabrać fiolkę z resztą trucizny.
[z/t]
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Wątek przenoszę do archiwum z braku aktywności jego prowadzenia.
W razie czego pisać do mnie na PW, jeśli będziecie chcieli go wznowić.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum

Strona 2 z 2 Previous  1, 2
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach