Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum


Strona 1 z 2 1, 2  Next

Go down

Czas akcji: tydzień przed koronacją nowego proroka
Miejsce: cela Taihen Shi. Chorej i ledwo żywej Taihen Shi.

Spoczywanie przy boku umiłowanej przyjaciółki stało się jedynym zajęciem Echotale, które powolutku i niepostrzeżenie przerodziło się w chorobliwą obsesję. Nie potrafiła myśleć, ni mówić o czymkolwiek innym. Zupełnie jak gdyby choroba o wiele bardziej obciążała dziewczynę, niż samą Taihen Shi.
Kapłanka siedziała na posadzce, z czołem wspartym o dłonie. Przez to jej kołysanka była zduszona, a pojedyncze słowa ciężkie do rozróżnienia.
- Śpisz, jesteś tak żałosna… Twój płacz nigdy mnie nie wzruszy. A wiatr aż za oknem gwizdnął… Nie kochałaś mnie… Ja kocham cię.
Jej ukochana Taihen Shi… Jej cudowna Prorokini. Jej wspaniała… Śpiew przerwał krótki histeryczny chichot. Doprowadzili ją do tego. Och… Ci przeraźliwie źli ludzie. Przecież oni jej to zrobili, prawda? Oni ją zabijali. Robili to tak okrutnie powoli…

Przekręciła głowę, opierając policzek na wierzchu poprzecinanej siateczką żył dłoni. Dzięki temu mogła spoglądać na uśpioną naparami twarz kobiety. Była taka… taka spokojna, pozbawiona najmniejszej zmarszczki czy wady.
- Kołysanka zmruży oczy twe… Zapamiętaj, nienawidzę cię… I nie jesteś warta żadnej łzy. Kołysanka zmruży oczy ci… już czas.- Głos Echo zadrżał, łamiąc się kompletnie po pośpiesznym zanuceniu kolejnej zwrotki.
Opuszczała ją. Czuła to. Czuła jak chłód śmierci zbija gorączkę, jak przez słodki zapach olejków zaczyna przebijać się trupi odór.
Pan tego pragnął. Pan pragnął przyjąć w swe ramiona słodką Taihen Shi pozostawiając całe jej dziedzictwo w dłoniach Echotale. Pan chciał, aby dokończyła dzieło proroków. Piękna rudowłosa stała jej tylko na drodze ku ogłoszeniu prawdy objawionej.

- Nie możemy pozwolić, aby tak się stało prawda? Nie… Twój czas mija, ale nie możemy działać pochopnie. Przecież ktoś mógłby się spostrzec.- Uniosła się z kolan, słysząc zbliżające się kroki.
Czyżby kolejny pionek starszyzny próbował udawać mądrzejszego niż był w rzeczywistości? Doprawdy, przecież wszyscy wiedzieli, że nie można jej pomóc. Nie kiedy ona dbała, aby trucizna była silniejsza od ich wszystkich leków.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Za każdym razem, gdy opuszczał swoją chatę na Desperacji, ogarniało go wielkie przygnębienie. Od chwili opuszczenia Gór Shi obiecał sobie, że już nigdy tam nie wróci. Obietnicy tej jednak nigdy nie było dane mu dotrzymać, a jego drogi z siedzibą KNW krzyżowały się co jakiś czas. Kościół miał być oazą spokoju i czymś, dzięki czemu Sidhe będzie mógł w spokoju spędzić resztę swoich dni. Prawda okazała się inna, jednak piękne słowa, płynące z ust wszelkiej maści kapłanów, skutecznie przysłoniły mu prawdziwy obraz Kościoła. Był jednak głupi i zbyt naiwny. Jedyne, za co jest teraz wdzięczny swojej organizacji to fakt, że koniec końców otworzyła mu oczy na to jakie naprawdę jest życie i to co z zewnątrz może okazać się piękną sadzonką, może w rzeczywistości być zgniłą i zjadaną przez robaki od środka sadzonką.
Naprawdę nie chciał wracać. Tutaj na Desperacji, w miejscu gdzie zaczynało się wielkie Pustkowie, on rozpoczął swoją misję pomagania światu. Robił to głównie dla samego siebie, by nie myśleć już o wyrzutach sumienia i odkupić wszystkie swoje winy.
Na wieść o tym, że Prorokini jest już niemal na wykończeniu, Sidhe nie mógł siedzieć bezczynnie i musiał przekonać się na własne oczy. Miał nadzieję spotkać rudowłosą leżącą bezwładnie na łóżku, wydającą na świat ostatnie tchnienie. Szanował ją, jednak kłębiło się w nim zbyt wiele pokładów złości, by móc nazwać kobietę dobrą osobą. W końcu to właśnie ją obarczał winą za to, co Kapłani zrobili z nim i co w efekcie uczynił on sam. Wielokrotnie zastanawiał się, jak to by wyglądało. W swoich myślach widział Taihen umierającą w najgorszy możliwy sposób. W taki, którego nie życzyłoby się nawet najgorszemu wrogowi, jednak on życzył jej właśnie takiego końca, chociaż tak naprawdę kobieta nie zrobiła mu większej krzywdy, gdyż Sidhe doskonale wiedział, na co się pisze.
Białowłosy miał jedno zadanie – pomóc reszcie uzdrowicieli w leczeniu Prorokini. Jasne, miał zamiar pomóc, ale jednocześnie zamierzał opóźniać leczenie, co w efekcie doprowadziłoby Taihen do stanu, z którego nie byłoby już wyjścia. Tak sobie przynajmniej wmawiał.
Gdy znalazł się przed celą Taihen, zrobił głęboki wdech. Wszedł do środka. Spojrzał najpierw na stojącą Echotale, a później przeniósł swoja uwagę na rude włosy, które zdążyły stracić już sporo na swoim blasku. Radował się w duchu, że nadeszła ta długo wyczekiwana chwila. Starał się jednak nie okazywać, w jak dobrym nastroju teraz był. Podszedł bliżej, a jego biała szata zaszeleściła. Prorokini była już praktycznie ledwo żyjącym trupem. Sidhe wiedział, że nie dałby rady jej pomóc, nawet gdyby bardzo tego chciał.
Raczej nic tu po mnie. Już nic nie można zrobić – powiedział cicho, gdy zabrał swoją dłoń z czoła Prorokini.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Chciała uronić łzę.
- Była wierną służebnicą Pana.- Powiedziała dziwnie sztucznym, martwym głosem, zupełnie jak gdyby wykuła parę linijek z kartki na taką ewentualność.
Dziewczę przysiadło na skraju łóżka, splatając szczupłe place na podołku szaty zupełnie jakby próba choćby dotknięcia Prorokini wiązała się z nieprzyjemnymi sankcjami. Niechętnie dopuściła jasnowłosego do chorej, uważając jednak, aby mu nie przeszkadzać.
- Kim jesteś...?- Zapytała nagle unosząc na niego niepewny wzrok. Nie był jednym z tych, którymi bawiła się dłońmi Starszyzny. Był... obcy. Mógł jej zaszkodzić.
Nie okazuj strachu. Nie znasz jego zamiarów. Był jedynym niezgranym elementem planu doskonałego. Z trudem wstrzymała westchnięcie ulgi. Z jednej strony, serce dziewczyny rwało się z rozpaczy na myśl, że już nigdy nie zazna dobroci i ciepła kobiety... Jednak z drugiej strony żal i ból sięgał w psychice Echotale o wiele głębiej niż drobne, skryte przed światem uczucie miłości.
- Jeszcze wczoraj była przytomna, zażyła napar zalecony przez uzdrowiciela, a teraz... Nic nie można zrobić.- Przełknęła z trudem ślinę, przenosząc wzrok na pustą czarę stojącą na kamiennym stole w roku celi.- Na... Na pewno nie możesz nic zdziałać? Jesteś medykiem prawda? Może istnieje sposób... cokolwiek, co pomoże ją wyrwać z objęć śmierci.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Kiwnął głową ze zrozumieniem. Dla niego nie miało to jednak znaczenia, kim była kobieta. Mogłaby być nawet boginią Desperacji, której podległa byłaby każda żywa istota. Dla Sidhe'a wciąż pozostawałaby tak samo znienawidzoną osobą, jaką była. Śmieszne było to, że pomimo tak negatywnych emocji, jakimi darzył Prorokinię, białowłosy ciągle czuł do niej szacunek.
Spojrzał na siedzącą obok chorej kobietę. Nie wydawała mu się zbytnio zatroskana. Tak właściwie, to bił od niej pewnego rodzaju spokój. Określanie i dumanie nad ludzkim samopoczuciem nie było jednak jego zadaniem. Został sprowadzony, by pomóc wyleczyć Taihen Shi, czego oczywiście nie miał zamiaru zrobić.
Uzdrowicielem – odpowiedział szybko. Nie miał pojęcia, co planuje ciemnowłosa. Nie wiedział jeszcze nic o tym, co tak naprawdę działo się z Prorokinią. Jedyne co było pewne to nieuchronna śmierć. Sidhe miał już takiego pecha, że zazwyczaj gdy zjawiał się w siedzibie KNW, to było już za późno na jakikolwiek ratunek. Zupełnie tak jak mitologiczne banshee stawał się powoli zwiastunem śmierci, gdyż zarówno zobaczenie tych irlandzkich demonów jak i jego, mogło oznaczać zbliżającą się śmierć.
Podszedł do pustej czary. Przystawił ją sobie do nosa i powąchał. Zapach był nieprzyjemny, ale znajomy. Doskonale znał tę mieszankę ziół. Nie wiedział w jakim stanie Prorokini była na samym początku choroby, ale takiego naparu nie dawało się na coś błahego. Mieszanka była również niezwykle skuteczna, więc zdziwił się, że nie pomogła.
A dzisiaj umiera. Mogę się postarać, ale wiele rzeczy widziałem i już teraz wiem, że los Prorokini jest już przypieczętowany. To tylko kwestia czasu – odpowiedział, odkładając czarę i skrzyżował ręce na piersi. - Muszę wiedzieć, czy spożywała ona coś jeszcze.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Ten mężczyzna nie rzucił się rozpaczliwie na ratunek. Co więcej sprawiał wrażenie opanowanego i całkowicie spokojnego. Nietypowe zachowanie przy ogłaszaniu śmierci własnej przywódczyni. Naraz wydało jej się to niezwykle interesujące.

- Uzdrowicielem.
- W to nie wątpię. Jednak przeciw woli Ao sprzeciwić mógłby się jeno cudotwórca.- Powiedziała bębniąc palcami o krawędź łóżka. Zesztywniała widząc uzdrowiciela sięgającego po czarę, jednak uspokoiła się w myślach. Nie będzie w stanie wyczuć nic poza pożądanymi zapachami. Mimo to postanowiła w minimalny sposób odciągnąć jego uwagę od naczynia.- Najpierw zdawało nam się, że to niegroźna rana. Została napadnięta w trakcie podróży do Miasta…
Odsłoniła powoli pierzynę, ukazując paskudnie wyglądającą, aczkolwiek oczyszczoną i zaleczoną na tyle na ile to było możliwe ranę na łydce kobiety.- Jednak pomimo wszelkich starań rana się nie goiła.
No cóż, jak mogła się goić skoro wsmarowywałaś w nią specyfik od truciciela?
Delikatnie splotła dłonie na kolanach, omyłkowo ukazując bandaże na swoich nadgarstkach. Te, niezmieniane już drugi dzień, przesiąkały krwią odcinając się na tle jej bladej skóry i jasnej szaty.

- Muszę wiedzieć czy spożywała ona coś jeszcze.
- Nie, nie była w stanie przełknąć niczego poza naparami od medyków.- Echotale potrząsnęła głową, odgarniając szybko za ucho kosmyki włosów opadające na twarz. Nie zamierzała ukrywać swojego oblicza, kto wie co gość mógłby sobie pomyśleć… O nie, nie. Należało odsuwać od siebie wszelkie podejrzenia. Nawet jeśli była niewinna. Nawet jeśli zrobiła to tylko dlatego, aby pomścić umiłowanego Ion’a… Nie zamierzała jeszcze umierać, oskarżona o morderstwo.
- Jak wiele czasu jej zostało?- Zapytała cicho i przez ułamek sekundy jej głos brzmiał jakby kalkulowała czy przypadkiem aby nie za wiele. Musiała mieć pewność, że Taihen Shi się nie ocknie. Wystarczyłoby jedno jej słowo…
Przymknęła na chwilę oczy, pocierając je opuszkami palców. Wyglądała na zmęczoną. I chyba rzeczywiście tak się czuła.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Na jego twarzy pojawił się cień uśmiechu, który dla niektórych, przy bliższym przyjrzeniu, mógłby okazać się ironiczny. Odkąd nawrócił się na wiarę w Ao minęło wiele, wiele lat. Od tamtego czasu wymordowany zdążył już nieco zmienić swoją wiarę. Owszem nadal pomagał i leczył w imię Ao, jednak nie był już takim fanatykiem, jak na samym początku. Zdążył się opamiętać. W końcu myślał, że nie powinno się zabijać w imię religii. Bóg który każe ci zabijać, to nie bóg a potwór, pomyślał, jednak szybko odgonił swoje myśli, gdyż przebywając w siedzibie KNW zawsze myślał, że ktoś może wedrzeć mu się do umysłu i wydać jego prawdziwe przekonania. Starał się więc zachowywać swoje poglądy na czas przebywania w Górach Shi w utajeniu.
Gdy kobieta odsłoniła łydkę Taihen, po ciele wymordowanego przebiegł nieprzyjemny dreszcz obrzydzenia. Wiele w swoim życiu widział ran i wiele ran zadawał, jednakże za każdym razem, gdy musiał zmierzyć się z którąś z nich i ją wyleczyć, to ogarniał go wstręt.
Ta rana wygląda na zaniedbaną – powiedział szczerze. Owszem, uraz był oczyszczony i widać było, że zaczynała się leczyć, jednak skoro z rzekomo niegroźnej rany wyszło coś tak paskudnego, to niewątpliwie doszło do zaniedbania. Westchnął i nachylił się nad łydką rudowłosej, by przyjrzeć się temu wszystkiemu bliżej. Pierwszym co rzuciło się w oczy, był stan zapalny. Czerwona obwódka wyraźnie odznaczała się na bladej skórze Prorokini.
Może dzień, może tydzień. Nie widać po niej tego, ale na pewno bardzo cierpi – mruknął pod nosem w odpowiedzi na pytanie.
Pociągnął nosem. Jako wymordowany miał dobry węch, więc potrafił wyczuć to, czego nie wywąchali ludzie. Tym razem coś go zaskoczyło. Rany miały swój specyficzny zapach, który dało się wyczuć nawet przy aromatach maści i różnych specyfików. W tym przypadku obok maści i smrodu zakrzepłej krwi dało się wychwycić gorzki i niezbyt przyjemny odór. Skrzywił się i odsunął gwałtownie, jakby zaraz coś miało wyskoczyć z łydki umierającej. Spojrzał podejrzliwie na kobietę i zauważył jej zakrwawione bandaże. W jego głowie zapaliła się czerwona lampka.
Kto się nią zajmował? Kto jeszcze oprócz innych uzdrowicieli i ciebie miał dostęp do tej celi? – zapytał.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Rana. Zaniedbana.
Zbagatelizowana i leczona zbyt późno stała się powodem uziemienia i powolnego dobijania Proroka.
- Nie jestem medykiem, nie zajmowałam się jej raną. Pozostawiałam to znawcom tej sztuki. Wspierałam ją duchowo, byłam spowiedniczką i dbałam, aby nigdy jej nic nie brakowało.
Kłamstwo przyszło jej z łatwością, szczególnie, że w większości było najczystszą prawdą.

- Kto się nią zajmował?
- Uzdrowiciele wskazani przez Starszyznę.
- Kto jeszcze oprócz innych uzdrowicieli i ciebie miał dostęp do tej celi?
- Nikt..- Odparła spokojnie.- Nie dopuszczaliśmy do niej wiernych. Nie powinni widywać Prorokini w takim stanie... Ale. Dlaczego o to pytasz?
Po raz pierwszy jej twarz nabrała konkretnego wyrazu. Coś pomiędzy zaskoczeniem i zaniepokojeniem, choć nie był to grymas mordercy przyłapanego z nożem w brzuchu ofiary, zarzekającego się, że on tylko przechodził przez złe miejsce w straszliwie złym czasie.
Słysząc o cierpieniu kobiety, jedynie słabo skinęła głową, wreszcie zdobywając się na minę kopniętego szczeniaka. Panując nad nieszczerymi łzami jedynie przeniosła wzrok na spokojne oblicze przyjaciółki. Już niedługo przykryje je czarny całun, gdy spopielą jej ciało, by nie mogła powrócić w niegodnej Prorokowi zezwierzęconej formie.
- Całe nasze życie jest cierpieniem, uzdrowicielu. Pan skazuje nas na nie, abyśmy dogłębnie poznali ból, nim przyjdzie nam posiąść wieczne szczęście. Inaczej nie docenilibyśmy tak wspaniałego daru jakim jest radość w jego wiecznej chwale. Aczkolwiek, oddałabym wszystko, by nie musiała go odczuwać. Była dobrym przewodnikiem… Czy jest… można zrobić cokolwiek by nie musiała czuć tego bólu w ostatnich chwilach życia?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Przyjrzał się kobiecie jeszcze uważniej. Jak na jego oko, to ciemnowłosa była zwykłym człowiekiem, który zapewne nie przeżył zbyt wiele. Nie mógłby bowiem dać Kapłance więcej niż dwadzieścia pięć lat. Przymknął oczy i zmarszczył brwi. Jako ponad tysiącletni wymordowany Sidhe miał doświadczenie, o którym większość mogłaby pomarzyć. Przeżył znacznie więcej, niż wszyscy poznani przez niego ludzie razem wzięci.
Sądzę, że Prorokini została otruta – walnął prosto z mostu, przenosząc swój wzrok na umierającą. – Chyba nie muszę mówić, co to oznacza dla uzdrowicieli. I dla ciebie. Muszę to zgłosić Starszyźnie – wyjaśnił. Nie chodziło mu oczywiście o jego powinność, jako członka KNW. Najchętniej to nie mieszałby się w tą całą sprawę, jednak jeśli faktycznie miało dojść do otrucia, a ktoś by się o tym dowiedział i ogarnąłby, że Sidhe pojawił się w celi Taihen Shi i nie zgłosił próby morderstwa (lub już nawet nie próby, bo chociaż Taihen żyła jeszcze, to jej los był już przesądzony), to mógłby pomyśleć, że białowłosy maczał w tym palce. On nie chciał problemów, nie miał zamiaru zwracać na siebie uwagi. Kapłanka będąca z nim w celi z automatu stała się jedną z podejrzanych, nie to że jemu to przeszkadzało.
Jedyne co możemy zrobić to patrzeć i czekać, aż Ao pozwoli jej odejść. Możemy spróbować napoić ją również czymś, co pozwoli jej odetchnąć od bólu, jednak będzie to tylko chwilowe – mruknął bardziej do siebie niż do swojej towarzyszki.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Otruta?
Echotale utkwiła wzrok w czarze, zupełnie jak gdyby ta miała naraz dostać etykietkę „cześć jestem fajną trutką, wypij mnie”.
- Muszę to zgłosić Starszyźnie
Skinęła machinalnie głową, wciąż nie odwracając się od naczynia. Uzdrowiciel przestał w jednej chwili istnieć.
- Oczywiście… Tak. To trzeba zgłosić.- Wymamrotała. Nagle coś ją tknęło. Drgnęła, zupełnie jakby uświadomiła sobie pewną straszliwą rzecz.- Ja… Ja słyszałam plotki. Ale nie wierzyłam w nie. Plotki zawsze były. Nieprzychylni ludzie szepczą, niepomni, że Ao i tak zna prawdę.
Uśmiechnęła się blado, wreszcie dając spokój biednej czarce i podnosząc się z łóżka. Nie wydawała się zbytnio przerażona wizją oskarżenia, sprawiając wrażenie naiwnego dziecka, które będąc niewinnym kompletnie nie spodziewa się kary ze strony rodziców.
- Ludzie są tak straszliwie zachłanni. Spomiędzy Starszyzny zostanie wybrany nowy Prorok. Czyżby mogli się posunąć do zabicia Tai?
Zdrobnienie w ustach dziewczyny zabrzmiało tak naturalnie, jak gdyby nigdy nie zwracała się do rudowłosej inaczej.
- Była tak dobra… Wykorzystali to. Wykorzystali, że im ufała jak nikomu na świecie… Ao widzi ich grzech i wskaże winowajcę.
Ułożyła dłonie na kolanach, ściskając nieco mocniej szatę.
- Źle się dzieje w naszym Kościele.- Westchnęła ciężko, po raz pierwszy prawdziwie poruszona całą sytuacją.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Przytaknął młodej kapłance. W jego głowie kotłowało się wiele myśli dotyczących tego, jak zręcznie wybrnąć z tej niedogodnej sytuacji. Mruknął sobie pod nosem coś niezrozumiałego i wygładził nieco pofałdowany rękaw swojej szaty. Biel, którą przyodziewał idealnie komponowała się z jego bladą skórą i włosami, sprawiając że przypominał prawdziwego ducha, znanego ze strasznych opowieści, opowiadanych niegrzecznym dzieciom lub tym, którzy chcieli odwrócić swoją uwagę do realnych nieszczęść. On sam uważał biel za bardzo gustowny kolor i nie przeszkadzało mu to, że widać było na nim każdą nieczystość.
Przyglądał się, jak kapłanka zaczęła obserwować czarę. Westchnął, a potem zerknął na Taihen Shi. Naprawdę, Prorokini mogłaby już w końcu umrzeć. Sidke z chęcią by jej pomógł. Oplótłby jej szyję jej własnymi ognistymi włosami i ścisnął tak mocno, że wycisnąłby z niej ostatnie resztki życia, które jeszcze w niej tkwiły. Z drugiej strony dobrze, że ktoś wykonał brudną robotę za niego, szkoda tylko że ciągnęło się to tak długo. Przecież były trucizny, które zabijały znacznie szybciej. Gdyby ktoś bardziej się postarał, to jego mogłoby tu nie być.
Jakie plotki masz na myśli? – zapytał z wyraźnym zaciekawieniem. Nie za bardzo wiedział, co działo się w siedzibie KNW. Odizolowanie się od siedziby miało swoje konsekwencje właśnie w postaci nieświadomości, co działo się w instytucji i jakie panowały w niej nastroje. Przyznał jej rację, w obecnych czasach ludzie naprawdę starali się zgarnąć dla siebie jak najwięcej.
Wymordowany skłoniony wyciągniętymi przez siebie wnioskami na powrót odsłonił ranę na nodze Prorokini. Być może jego gest był zbyt śmiały, ale działał teraz instynktownie, próbując rozwikłać zagadkę. Starał się połączyć wszystkie punkty układanki, jednak ciągle czegoś mu brakowało. Nie wiedział, jak tak szybko trucizna mogła powalić Prorokinię. Z powrotem podszedł do czary. Wziął naczynie w dłonie, a koniuszek języka przystawił do otworu. Narząd smaku niemal od razu zapiekł. Chłopak skrzywił się i upuścił czarę tak gwałtownie, że ta niemal pękła od uderzenia w podłogę. Na początku nie wyczuł zapachu trucizny, bo świetnie maskowały ją zapachy naparu, jednak po spróbowaniu odrobiny mógł jasno określić, że lekarstwo było doprawiane.
Przy tej czarze też ktoś majstrował. Ktoś podawał Prorokini truciznę nie tylko razem z maścią ale i doustnie. Nie wiem, czy było to zamierzone działanie, czy przypadkowe zamierzenie dwóch niewspółpracujących ze sobą osób. – skrzyżował dłonie na piersi, a palcami jednej dłoni zaczął nerwowo stukać po swoim przedramieniu. – Masz podejrzenia, kto łasi się na posadę Proroka?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Chodzą plotki, jakoby Taihen Shi wskazała już następnego proroka, gdy tylko zachorzała. Ponoć Starszyzna jest mu przeciwna, dlatego… Dlatego nikt nie wie, kto dalej poprowadzi kościół. Ludzie ją kochali, ale nie szanowali. Jeśli umrze, zrobią co tylko zechcą.- Powiedziała cicho, zupełnie jakby obawiała się, że za parę chwil wpadnie do komnaty inkwizycja i skutecznie ją uciszy. Ale przecież był uzdrowicielem, miał prawo wiedzieć, prawda?
- Masz podejrzenia, kto łasi się na posadę Proroka?
- Każdy po cichu marzy, aby ogłoszono jego imię. Wierzą, że bycie przewodnikiem to jedynie strojne szaty, posłuch i władza. Ale to tak nie jest. Widziałam na własne oczy jak cierpiała, jak wielkie brzemię musiała nieść. A teraz ją zabito. Popełniała błędy, to fakt. Nie każda decyzja była dobra. Nie wybaczono jej tego. Ale teraz pozbawiono ją nawet szansy na poprawę!
Uniosła się, w chwili gdy sięgnął po czarę, zupełnie jakby zamierzała go powstrzymać. Zamiast tego jedynie jęknęła cicho „jak to też zatruta?”, zasłaniając przy tym usta. Odwróciła wzrok, a ciche mamrotanie świadczyło o tym, że próbuje się uspokoić.
- Ja… To zbyt wiele. Ona nie powinna tak cierpieć. Skoro zrobiono wszystko, żeby ją zabić… Czy jest jakiś sposób… Nie wiem jakaś trucizna, która zrobi to szybko i bezboleśnie?- Zapytała drżącym głosem, odchodząc od łóżka.
Przysunęła się bliżej uzdrowiciela, chyląc się, aby podnieść czarę. Jej blada, zmęczona twarz odbiła się w metalowym naczyniu. Wyglądała jak cień samej siebie. Przerażone odbicie zwykłego człowieka, który nie miał pojęcia co dzieje się wokół niego… albo jedynie udawał.
Odstawiła czarę na stolik.
- Jeśli jednak nie możesz pomóc, ani nie potrafisz skrócić jej cierpienia, wówczas odejdź. Oni oczekują od ciebie jednej odpowiedzi. Masz im powiedzieć, że już nie żyje. Bo kto inny jeśli nie Oni… Kto miałby taki wpływ na uzdrowicieli, kto zdołałby zatruć nie tylko ranę, ale i lek?
Rozpaczliwie uchwyciła się jego rękawa, ale nawet będąc tak blisko jej głos był cichy, a słowa rzucane na wydechu, dość chaotycznie i bez większych pauz.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum

Strona 1 z 2 1, 2  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach