Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 4 z 4 Previous  1, 2, 3, 4

Go down

Pisanie 23.07.17 16:19  •  Pokój nr 66 [Pokój Shane] - Page 4 Empty Re: Pokój nr 66 [Pokój Shane]
Nie czekała. Kroki nadeszły szybko. Jej wątłe ciało wyprostowało się, jakby porażone prądem. Ale nie odwróciła się, aby sprawdzić czy oby na pewno należały Shane’a. Mogła pochwalić się niesamowitym instynktem? Być może. Palce, które potem wczepiły się w jej włosy, niemal z ukryta subtelnością należały do Wilka. Ten dotyk poczuła już wcześniej. Kiedy  zalana łzami kryła twarz w jego ramieniu i kiedy dokonywał na niej fryzjerskich praktyk. Czas jaki potrzebowała na zaaklimatyzowane się z jego ciepłem i zapachem nie należał do spraw trudnych. Miała dobra pamięć ciała, zwłaszcza do tych czynności, które były wobec niej przychylne.
  Poczuła jak piana powiększa się na jej głowie. Kapka spłynęła z czoła i ozdobiła lekko zadarty nosek. To było przyjemne. Uczucie, że ktoś nad nią czuwa. Ktoś jest tuż obok. Ciepło — nie chłód zimnych jaskiń. Objęła się szczelnie rękoma, łapiąc za chude ramiona i przywołując obrazy przeszłości. Czy ktoś dowiedział się, że ich skład nie dotarł do M-3? Ile dni już minęło? Czy ktoś ich poszukuje? Czy została uznana za martwą pod prawami rządowymi obowiązującymi w mieście? Zakładała, że tak. Nikt nie wyruszyłby na Desperacje w poszukiwaniu paru jednostek ryzykując własne życie. Nie byli na tyle szanowanymi ludźmi, aby były ku temu profity. Zresztą... Ile razy sama słyszała o zaginięciach oddziałów myśliwych?
  Z ta myślą wpatrywała się w szary kąt łaźni. W oczy rzucała się jej dużą kałuża ciemnej substancji. Zapewne była to tylko zastała woda, ale i tak potrafiła skraść jej uwagę na te parę minut.
"Przypominasz mi kogoś"
  Zadarła zdezorientowana podbródek i wtedy czysta woda oblała jej włosy. Przezroczysty strumień polał się po jej ramionach  i musnął jednym ze swych nieposłusznych biczy jej podrapany polik.
  — Tak?
  Przymknęła oczy, czując jak kolejna porcja cieplej wody  zalewa jej oczy. Wytarła mokre powieki, rozmazując wodę na policzki i nos.
  — Kiedyś? Już jej nie ma?
  Wydawała się zaskoczona tą szczerością, ale nie zdołała tego po sobie pokazać. Podświadomie pragnęła wiedzieć o nim wszystko. Stał się dla niej punktem — małą iskra wśród panującym ciemności.
  — Dziesięć — odpadła cicho, znów dłońmi odgarniając wodę z twarzy.
  Piana spłynęła. Osiadła teraz w bardzo małych ilościach na jej ramionach i plecach.
  — Zawsze mówił mi, że nie powinno mnie tu być. Na Desperacji. Obiecywał, że zabierze mnie za rok. Odkładał to za każdym razem-- — zamilkła. Coś zaszeleściło w ścianie. Drgnęła, a ten bojaźliwy impuls mógł wyczuć również Shane. Jej dziecięce ciało zesztywniało jak u młodego zwierzęcia; gotowe do ucieczki. Bardzo łatwo można było sobie wyobrazić jak cherlawa Yenewellia wyskakuje z miski i na mokrych, bosych stopach gna gdzieś w głąb smoczej komnaty, okrywa się kocem, i wskakuje pod łóżko, oczekując z narastającą gęsią skórką dalszego rozwoju wydarzeń. Ale teraz się tak nie stało. Zmartwiała, a jej zielone oczy szybko pomknęły po nierównych kamieniach, otaczających ich sylwetki.
  — Słyszałeś to?
  Wydusiła szeptem, ale nie musiała nawet go o to pytać. Obróciła lekko głowę, jej mokre pasma uderzyły ją w policzka. Pradawny patrzał gdzieś w dal. Nawet trudno było jej określić gdzie. Nasłuchiwał jak bestia. Oczy stały się nieruchome. Zmysły miał wyostrzone. On słyszał więcej.
  Bez wątpienia.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 23.07.17 20:32  •  Pokój nr 66 [Pokój Shane] - Page 4 Empty Re: Pokój nr 66 [Pokój Shane]
Nic nie umknęło dziecięcej ciekawości i dociekliwości. Enigmatyczne wypowiedzi były szybko podchwytywane i  rozdmuchiwane, a rudzielec nie mógł zamknąć ust, jak w niektórych przypadkach. Sam zresztą głupio rozpoczął temat, a urywanie go było bezcelowe.
Nie, już jej nie ma. Żyję długo. Wiesz w ogóle kim są wymordowani? — zapytał. Yena była człowiekiem, nie wiedział czy dziewczynka zdaje sobie sprawę z jakim potworem właśnie przystaje. Nie mógł pojąć skąd brało się w niej zaufanie względem niego oraz brak strachu. Nie znali się długo, ba, poznali się w najgorszych z możliwych scenariuszy. Wydarł ją z tymczasowego azylu, przekazał tragiczne wieści, a potem zaprowadził na Smoczą Górę, gdzie miała żyć wśród obcych ludzi. Najemników. Morderców. Wymordowanych pozbawionych wszelkich zasad i kręgosłupa moralnego. Za nim wyruszył po nią, Tyrell ostrzegał go. Jednak Shane, jak zawsze postępował wbrew zdrowemu rozsądkowi.
Przypatrywał się jej jasnej cerze i widocznym piegom. Niebieskie oczy wpatrywały się w niego z nadzieją. Poczuł chwilowy ścisk w żołądku. Już dawno czegoś takiego nie czuł. Uczucie ulgi i spokoju rozgrzało jego zimne serce, a przyjemne ukojenie rozeszło się wzdłuż kręgosłupa. Przeczesał palcami jej włosy do tyłu. Była śliczna. Zdobyła już go od pierwszej chwili, kiedy spojrzała na niego zielonymi latarenkami pełnymi bólu i łez. Shane niewiele wiedział o miłości i chęci ochrony drugiej osoby, ale podejrzewał, że te dziwne, obce uczucia mają z tym wiele wspólnego.  Uśmiechnął się nikle, wręcz niewidocznie.
Dziesięć.
Swoją odpowiedzią potwierdziła, że rudzielec musiał się nią zająć. Nie mógł jej pozostawić samej sobie, tak jak chciał zrobić na początku. Bycie odpowiedzialnym. Czy, aby na pewno ci to pasuje Shane?
Bo nie powinno cię tu być. Powinnaś zostać w mieście. W M-3, wśród swoich — odparł, ale sam usłyszał dziwny szelest. Szmeranie dochodziło zza ściany. Podniósł się, prostując. Rozejrzał po marnie wykafelkowanej łaźni i wzrokiem przesunął po każdym zakamarku. Znał to miejsce jak nikt. Rozkład Smoczej Góry był labiryntem dla nowicjusza, jednak dla niego ciasne i ciemne korytarze były dobrze znanymi drogami. Nie przypominał sobie, aby kiedykolwiek w swej karierze najemnika działo się tutaj coś podejrzanego. Żaden nieznajomy czy większa bestia nie miały prawa przedrzeć się przez niedostępne mury siedziby. Tutaj nic nie zostaje niezauważone.
Pradawny złapał za ręcznik i spojrzał z góry na Yenewelię.
Chodź. — Polecił, łapiąc ją pod pachami i owijając w ręcznik. — Trzymaj się mocno. — Wziął trzydzieści jeden kilo na lewą rękę, drugą wyciągając za paska spodni broń. Odbezpieczył cyngiel i ruszył do wyjścia. Szmery były coraz bardziej natarczywe i irytujące. Nadwrażliwy słuch pozwalał mu zlokalizować źródło hałasu. Prawdopodobnie coś czaiło się za drzwiami. Uchylił lekko drzwi, sprawdzając kto pragnie ich powitać po drugiej stronie.


Ostatnio zmieniony przez Shane dnia 05.10.17 19:48, w całości zmieniany 1 raz
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 24.07.17 16:59  •  Pokój nr 66 [Pokój Shane] - Page 4 Empty Re: Pokój nr 66 [Pokój Shane]


To znowu ja. Hiszpańska Inkwizycja Ingerencja Losu.

Drzwi skrzypnęły cicho.
Dźwięk potoczył się po, o dziwo, pustym korytarzu. Nie było ani śladu po żywej istocie. Tylko ich dwójka i cisza.
A potem znowu coś zadrapało. Gdzieś, tam, obok. Nawet wyczulony słuch rudowłosego nie był w stanie zlokalizować miejsca. Dźwięk ich otaczał, z każdej strony, zamykał w klatce.
I znów cisza.
Jedynie nieco pyłu opadło na rude włosy Smoka.
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Pisanie 03.08.17 12:21  •  Pokój nr 66 [Pokój Shane] - Page 4 Empty Re: Pokój nr 66 [Pokój Shane]
Wymordowani? Jej tęczówki szybko skupiły się na postaci Shane’a. Mogło się wydawać, że zielone morze jej wzorku pochłonęło już wiele bólu i cierpienia, niż mogło mu się wydawać. Na swój sposób mała posiadała rozumne, pojętne spojrzenie i pomimo iż liczyła dopiero dziesięć lat, to to pytanie wydało się jedynie poruszyć w jej oczach dziwny, niezrozumiały błysk.
  — Musieliśmy uważać na wymordowanych — jej głos rozbrzmiał się w łaźni napędzany echem. — Są niebezpieczni. Mogą nas skrzywdzić.
  Ojciec wiele razy wspomniał jej o niebezpieczeństwach czyhających za murami. Musiała zdawać sobie sprawę, że tamtejsze Desperackie zwierzęta i bestie, to jedno. Większym zagrożeniem były dla nich potwory o ludzkim rozumie i wyglądzie. Ale nigdy żadnego nie spotkała, do dnia dzisiejszego (o czym wydawała się nie zdawać sobie sprawy).
  — Ile żyjesz?
  Zaciekawienie w niej rosło. Nie umiała pojąć co mężczyzna ma na myśli. Miała już otworzyć usta kiedy znów coś zadrapało w ścianę. Spięła się i rozglądnęła dookoła siebie, ale silna ręka mężczyzny już zdążyła ją unieść. Włosy mokre od wody przykleiły się jej do policzków i czoła. Objęła go instynktownie rękoma za szyję, mocząc jego koszulkę.  
  — To nadal tu jest.
  Szepnęła z napięciem do jego ucha, kiedy ten okrył ją ręcznikiem. Wyczuwała w nim narastającą zgrozę. Coś było nie tak i z pewnością tak samo myślał Shane. Nie wyglądał na zrelaksowanego. Z tak bliskiej odległości jaka dzieliła ich twarze była w stanie zauważyć ukrywany niepokój na jego twarzy. Zacisnęła wargi, mocniej przyciskając się do niego ciałem.
  Pomieszczenie w którym dotychczas przebywali wyglądało zwyczajnie. Nie było widać w nim żadnych zmian, ani ruchu. Dźwięki nie mogły dochodzić stąd. Tak więc skąd?
  Brzęk.
  Spojrzała w dół i zauważyła, że jej opiekun wyciągnął pistolet. W jego bladej dłoni broń wyglądała jak lodowaty harpun lodu. Mroziła krew gdy tylko się na nią spojrzało.
  Szybko popuścili łaźnię i skierowali się do zaciemnionego wnętrza pokoju. Przez krótką chwilę nie potrafiła dojrzeć nic poza niekształtnymi zarysami łóżka, stołu i czegoś jeszcze, dopóki drzwi na długi hol nie otworzyły się. Blada jasność oświetliła jej mokrą twarz. Czuła jak kapie z niej woda i upada na podsadzkę u ich stóp. Rozejrzała się gwałtownie z bijącym w piersi sercem. Cisza, która towarzyszyła temu miejscu była na swój sposób uspokajająca, ale nie teraz. Wydawać się mogło, że nicość brzęczy jej w uszach jak długi radiowy sygnał. Tylko oni. I ten dźwięk.
  Znów się pojawił.
  Wczepiła mocniej palce w jego kark i przełknęła ślinę. Pomimo strachu, który ją oblał wciąż wpatrywała się we wszystkie otaczające ją kąty, jakby miało coś zaraz się pojawić, coś bardzo złego. Gorszego niż wymordowani.
  — Tam!
  Krzyknęła. To był impuls. Pewnie powinna zachować ciszę, ale to co wydawało się jej zauważyć było zbyt ważne, aby o tym pamiętać.
  Wtedy jasny pył posypał się z góry. Przez moment zastanawiała się czy przypadkiem coś się jej nie przywidziało, ale mimo sprzeczności wymierzyła chudy palec w kierunku sufitu. Tuż nad ich głowami.
  — Tam! To chyba jest w ścianie!
  Ile mogło mieć racji kilku letnie dziecko?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 13.08.17 14:53  •  Pokój nr 66 [Pokój Shane] - Page 4 Empty Re: Pokój nr 66 [Pokój Shane]
Zawijając ją w ręcznik, skupiał się na jej dziewczęcym, lekko drżącym głosie. Miała wiele racji odnośnie Wymordowanych. Każdy, co do joty, stanowił niebezpieczny egzemplarz. Posiadali w żyłach mieszankę wybuchową, która niewłaściwie aktywowana, potrafiła nawet z najbardziej potulnego osobnika zrobić prawdziwą bestię.
Tata ci dobrze przedstawił sytuację —  mruknął pod nosem, nie zdradzając się za wiele. Jednak kolejne pytanie szybko go zdemaskowało.
—  Ile żyjesz?
Ponad tysiąc lat —  Zrównał się z nią wzrokiem. Wbił intensywne, wręcz nienaturalne, złote ślepia w nią i wymownie się uśmiechnął. — Jestem jednym z nich, Yen. —  Brak skrępowania własną rasą, nie pozwoliło mu zauważyć niepewności czy może chwilowego strachu w oczach dziecka, jakie mogło się pojawić po tych słowach. Wolał nie spoglądać w szmaragdowe, błyszczące oczy, w których czaiłby się zawód. Ojciec wpoił jej nieufność względem podobnych do niego  nie bez powodu. Rudzielec uważał, że była to jedna z mądrzejszych decyzji zmarłego faceta, dlatego też on nie zamierzał wyprowadzać jej z błędu. Trafienie na Desperacji na w miarę stabilnego emocjonalnie Wymordowanego graniczyło z prawdziwym cudem. Dziewczynka musiała mieć świadomość, że jego rasa nie jest miła, towarzyska ani tym bardziej przyjacielska. Kierowali się instynktem, jak zwierzęta i często zabijali w ramach rozrywki. Potrafili być względni i nienawistni. Szukanie pozytywów mogło sprawiać tyle problemów, co odnalezienie Arki Przymierza.
—  To nadal tu jest.
Słyszę. —  Trzymając ją na rękach, otwarł drzwi od łaźni i spojrzał w ciemność. Chłód wiał po nogach, a zapach stęchlizny uderzał prosto w nozdrza, ale po niebezpiecznym potworze nie było  śladu. Zapalił światło, które zyskali dzięki przeróbkom inżynierskim Cedny, a wąski korytarz momentalnie uległ rozjaśnieniu. Przygnębiające ściany, stały się mniej straszne, a czające się w szczelinach małe potwory, zniknęły.
Przeszli do pokoju Pradawnego. Nawet nie zdążył przekroczyć progu, kiedy Yenewelia podniosła alarm. Instynktownie podniósł głowę, podążając wzrokiem za jej palcem. Uderzył zamkniętą dłonią w włącznik, a pokój otuliło lekko, przygaszone światło.
Smocza Góra to twierdza, nic nie wejdzie, ani nie wyjdzie z niej żywe. A nasze tunele są zabezpieczone. To pewnie wiatr. W innym wypadku ktoś zauważyłby pełzającą bestię po ścianach, wierz mi —  mruknął, mimo to nadal nie zdejmując palca ze spustu. Nie bał się, a raczej dziewczynka zasiała w nim ziarenko niepewności oraz zdrowego instynktu samozachowawczego. Doświadczenie podpowiadało mu, że szelesty i czające się „zło” jest ich wybrykiem wyobraźni, aniżeli faktycznego zagrożenia. Zwłaszcza, odkąd przejął władzę w siedzibie, ta została bardziej zabezpieczona.
Posadził Yen na łóżku i rzucił w jej stronę kilka za dużych, męskich ubrań, które zwinął Tyrellowi. Dzieciak był niski, więc prawdopodobieństwo, że szmaty będą pasować na dziesięciolatkę równo się z duży potwierdzeniem.


Ostatnio zmieniony przez Shane dnia 05.10.17 20:01, w całości zmieniany 1 raz
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 29.09.17 21:08  •  Pokój nr 66 [Pokój Shane] - Page 4 Empty Re: Pokój nr 66 [Pokój Shane]
Yenewellia usiadła na łózku. Uniosła głowę wpatrując się w sufit, jakby na nim rozrysowana była potworna, pajęcza mapa. Długi czas spędziła w takiej obawie. Sama. W kruchym ciele, pożartym przez zimno. Na nowo pojawiła się w porzuconej grocie, a jęki marmurowych ścian przebijały się przez jej młoda głowę.
  Coś szura.
 Przegryzła dolną wargę i przyjrzała się sylwetce Shane'owi. Stał przed nią bez obawy i strachu. Jak mistrz w wielkim klasztorze, oczekujący obudzenia straszliwej prawdy. Jego obecność dawała jej poczucie bezpieczeństwa. To aż dziwne, że osoba o tak bezlitosnych i zimnych słowach prawdy mogła dawać komukolwiek poczucie bezpieczeństwa. Ale miała wrażenie, że w tym właśnie tkwiła jego moc. Nie w obłudzie. A okrutnej, szczerej rzeczywistości.
 Złapała w dłonie rzucone ubrania. Nogawka spodni zawiesiła się jej na ramieniu. Wyciągnęła przed siebie koszulkę przyglądając się jej z wielka uwagą. Potem spoglądnęła na rudzielca i potaknęła. Wsunęła na biodra materiałowe spodnie, ale przez wilgoć tkanina przyklejała się jej do ciała. Katem oka śledziła poczynania Shane'a, który nadal dzierżył w dłoni broń.
 — Czyli złe potwory tu nie wejdą? — wymamrotała, kiedy na jej biodrach pojawiły się spodnie. Odwineła górną część ręcznika, zadrżała i szybkim ruchem wciągnęła koszulkę, która zawisła na niej jak o dwa rozmiary za duże.
 Może powinna się bać? W końcu dzieliła pokój z wymordowanym, oni nigdy nie mieli równo pod sufitem. Tak mawoał jej ojciec. Ojciec. Tak.
 — Co zrobimy?
 Przyciągnęła bose stopy bliżej siebie. Wilgotny ręcznik leżał obok jej ciała. Z nierównego przycięcia włosów jeszcze spływały krople. Objęła kolana rękoma i skuliła się czekając na jego odpowiedź; jakby jej tu w ogóle nie było.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 05.10.17 19:43  •  Pokój nr 66 [Pokój Shane] - Page 4 Empty Re: Pokój nr 66 [Pokój Shane]
Potwory.
Potwory były wszędzie. Czyhały na nich na każdym kroku. Chodziły na paluszkach, drepcząc za nimi jak cień. Nikt nie był bezpieczny. Nikt nie mógł całkowicie, bez lęku spojrzeć w mrok.  W ciemnościach czaiły się demony. Czekały, aż każdy zaśnie. Uderzały cicho, w najmniej oczekiwanym momencie. Pustoszyły wszystko na swojej drodze. Zabierały dobytek w otchłań, pożerając resztki godności, nadziei i wiary. Niszczyły, gniotły i zostawiały. Zostawiały, na chwilę, by nosiciel, na nowo zregenerował się, aby potem sytuacja mogła się powtórzyć.
W kółko. Przez tysiąc lat.
—  Nie. Nie wejdą —  odpowiedział przekonująco. Shane znał doskonale Smoczą Górę. Wątpił, aby jakiś nieproszony gość przedarł się przez mur. Jedynym logicznym wyjaśnieniem mogły się okazać potwory z tuneli, gdzie ktoś najzwyczajniej w świecie dał ciała.
Nic. Jesteś tu bezpieczna. — mruknął, chowając broń za pasek spodni. Siadł na krawędzi posłania i spojrzał na nią zmęczonym wzrokiem. Przebył długą drogę, aby ją odnaleźć. Nie miał zielonego pojęcia, co dalej. Wypełnił zadanie, jednak myśl o konsekwencjach nadal pobrzmiewała donośnie. Pradawny nie znał się na dzieciach, szczerze mówiąc, nawet ich nie lubił. Nie nadawał się na opiekuna. Przynajmniej tak on to sobie wmawiał. Trzeźwo patrząc, był skrajnie nieodpowiedzialny. Wiecznie pogrążony w libacjach alkoholowych, poza zasięgiem; w terenie, unikający zobowiązań wszelkiej maści. Czy taki typ mógł posiadać dziecko? Odpowiedź brzmi: oczywiście, że tak. Pytanie drugie: czy, aby na pewno? W tej kwestii wolał się nie wypowiadać.
Wypuścił ciężko oddech, przesuwając szorstką dłonią po twarzy. Skupił się palcami w okolicach oczu, starając się rozmasować zmęczenie i wyrzucić je poza kąciki. Zabieg bezskuteczny. Próbował dać sobie więcej czasu do namysłu, ale w głowie panowała pustka.
Zastanowimy się rano co z tobą dalej zrobić — rzucił na początek.
Kładź się, Poczwarko. Wyglądasz paskudnie. Gdy jesteś zmęczona, wyglądasz na jeszcze brzydszą niż normalnie. — Uśmiechnął się nikle pod nosem, spoglądając na nią zaczepnie. Pstryknął ją w nos i odkrył kawałek kołdry.
Poczekam aż zaśniesz — zakomunikował, dodając jej otuchy i nie obawiała się żadnych, dziwnych szelestów. Wysłał w międzyczasie sms'a do Smoków, aby ci przeszukali korytarze. Czekał aż Yena zaśnie, obiecał wymknąć się na papierosa zaraz po jej uśnięciu, jednak nie wiedząc kiedy zasnął oparty plecami o ścianę, tuż w nogach łóżka.



[z  tematu x 2]
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 4 z 4 Previous  1, 2, 3, 4
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach