Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 7 z 11 Previous  1, 2, 3 ... 6, 7, 8, 9, 10, 11  Next

Go down

Pisanie 03.06.14 23:26  •  Wąskie uliczki - Page 7 Empty Re: Wąskie uliczki
- To trochę smutne, że przypominam Ci kogoś bliskiego. Nie jestem tą osobą i nie spełnię w pełni Twoich oczekiwań. Nie odwzajemnię Twoich uczuć, tak jakby to robiła tamta bliska Ci osoba. Przyzywam wiele wspomnień, smutku i tęsknoty. Na pewno za nią tęsknisz, a ja tylko Ci o niej przypominam. Bardziej Cię pogrążam. Jestem.. jestem.. - Po policzkach spłynęły słone łzy. Poczucie winy, gryzące wiecznie sumienie, niedowartościowanie i gasnący zapał do życia. Na prawdę potrzebowała wsparcia, ale nigdzie nie mogła go znaleźć. Nawet jej wierny towarzysz ją opuścił. Nigdy by czegoś takiego nie zrobił, nigdy! A jednak! Uciekł!
Przydusiła ostrze scyzoryka do skóry, ale kiedy miała pociągnąć cięcie, scyzoryk.. em.. odfrunął.
- Co jest?! - Odwróciła się na leżąco w stronę Raya i stojącej za nim kocicy. Kocicy? Kobiety-Kota! Zasyczała przymykając jednocześnie powieki. Plecy jeszcze bolały. Za jakiś czas pewnie przestaną, ale na to trzeba poczekać. Mówią, że czas leczy rany.
- Nie chcę Cię zostawić. Zawsze tak robię, kiedy jest mi źle. Muszę się na sobie wyżyć. Muszę się wyładować. Na mnie, na takim niczym, za to jaka jestem. Za moją słabość, za moją naiwność. To mi pomaga. - Patrzyła na niego tymi swoimi turkusowymi, wielkimi i mizernymi tęczówkami, otoczonymi wodnym szkłem. Zaczęła ssać cieknącą z języka krew. Przecięła się niechcący, liżąc metal scyzoryka. Czuła taką gorycz w ustach, ale nie od czerwonej cieczy, tylko ze swojej bezsilności.
Zatopiła swoje spojrzenie w czerwonych oczach Sama. Jednak ich urok i spokój były niczym kolce. Takie krępujące. Zrobiło jej się wstyd, że nie radzi sobie w życiu. Zacisnęła oczy, zwijając się w kłębek i wydusiła, kompletnie zapominając o przybyłej Kocicy.
- Przepraszam!
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 04.06.14 20:40  •  Wąskie uliczki - Page 7 Empty Re: Wąskie uliczki
Uśmiechnęła się lekko, słysząc ich rozmowę. W swej prostocie silnie oddziaływała na psychikę... pokazywała oddanie drugiego człowieka, nieobojętność na jego krzywdę i samozniszczenie. Dla takich chwil, osób, rzeczy warto żyć. "To, co najpiękniejsze, jest niewidzialne."
Schowała scyzoryk do kieszeni - może nikt nie zorientuje się przywłaszczeniem go. Wsłuchała się w ich rozmowę, która wydawała się jak z innego świata. To znaczy - nie z tego, w którym Marcelina żyje. Współczuła im tego pesymizmu... bardzo współczuła. Sama dziękowała Bogu (o ile dalej istnieje) że jej dusza została obdarowana optymistycznym podejściem do życia. Westchnęła, przybierając dla Kamikaze ludzką postać - skoro nie zauważyła obecności Cyśki wcześniej, więc mało prawdopodobne będzie jak przejmie się małą zmianą.
-Zawsze jest jakieś wyjście. - powiedziała w końcu, a jej ledwo słyszalny głosik zadrżał w połowie. Może i nie brała udziału w ich rozmowie, nie zaprosili jej do niej... ale głupio jest stać, patrzeć na lamenty nawet obcych osób i nic nie zrobić, nic nie powiedzieć!
♣ A on śmiał się głośniej, co doprowadzało Marcelinę do szału. Śmiał się z chłopaka za tą jego wrażliwość, śmiał się z Kamikaze za poddanie bez walki. Śmiał się, bo nie miał w sobie ani trochę człowieczeństwa, serca. Jego dusza była stracona, był tylko... cieniem. Tylko przeznaczeniem, losem, który machinalnie zapisuje na kartkach swojego dziennika plan toczących się wydarzeń...♣
To wszystko jest skomplikowane. Wszystko. Tylu ludzi, tyle charakterów, tyle systemów wartości, tyle smutków, tyle cierpienia, tyle radości, tyle... emocji. Wyciągnęła swoją ukochaną fajkę i z wrażenie wzięła dwa solidne, słodkie buchy. Poczuła swój ukochany smak wiśni - podniosła oczy ku górze, oddając czerwony dym naturze w postaci kółeczek. Po dwóch partiach jej ręka z fajką znieruchomiała, a ona nadal tkwiła w tej pozie, patrząc w niebo. Włożyła zwiniętą dłoń głęboko w kieszeń. Jej serce - niby spokojne - teraz odbijało się szybko w jej ciele, co w tej ciszy nawet kotopodobna słyszała. Długim ogonem otuliła ochłodzone nogi i stopy, by na chwilę zatrzymać ich resztki ciepła. Zrobiła głęboki wdech przez nos, smakując okoliczne wonie. Nie było ich dużo, jednak ta jedna wystarczyła, by poczuła się wręcz świetnie.
Woń wolności, którą przywiał wiatr.
Podeszła do krawędzi, a z racji kociej krwi z krainy czarów nie poczuła większego lęku wysokości - bez problemu porusza się po wąskich ścieżkach na dużych wysokościach. Spojrzała w dół. Ruch wielkiego miasta, o każdej porze, każdego roku. Mnóstwo ludzi, którzy nie mają pojęcia o istnieniu takich jak Marcelina. O istnieniu aniołów. Szara masa, która poddała się w pełni egoistycznej władzy. S.SPEC, którzy posuwają się do coraz gorszych kroków... wszystko wskazuje na to, że Marcelina jest jedną z ich głównych ofiar. Wyszczerzyła się. Ojj, nie podda się im tak łatwo...
                                         
Marcelina
Poziom E
Marcelina
Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 07.06.14 15:01  •  Wąskie uliczki - Page 7 Empty Re: Wąskie uliczki
- Masz rację. - Powiedziałem i zbliżyłem się do niej, po czym delikatnie wysunąłem jej twarzyczkę chcąc aby spojrzała mi w oczy.
- Nie jesteś jak ona. - Powtórzyłem i pocałowałem ją delikatnie w czoło.
- Jesteś lepsza! - Wydusiłem i przylgnąłem do jej drobnego ciałka mając na uwadze żeby nie zrobić jej krzywdy.
- Nie jesteś naiwna gwiazdeczko. - Szepnąłem jej do ucha i wziąłem ją w ramiona po czym zacząłem kołysać jak małe dziecko do snu.
- Jesteśmy sobą. Jesteśmy po prostu sobą... - Westchnąłem starając aby się nie rozpłakać. Z początku chciałem ją zaprowadzić do domu, ale co jeśli pod moją nieobecność to się powtórzy? "Zawsze jest jakieś wyjście" usłyszałem i zerknąłem na dziewczynkę, która pojawiła się nie wiadomo skąd. Osłoniłem Ren swoim podziurawionym ciałkiem i spojrzałem na nowo przybyłą krzywo.
- Nie rób jej krzywdy, to mnie szukacie. - Powiedziałem twierdząc że jest ona z tej chorej organizacji, która mnie ściga chyba od urodzenia!
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 07.06.14 23:34  •  Wąskie uliczki - Page 7 Empty Re: Wąskie uliczki
Uspokoiła się, słysząc wrażliwy głos Raya. Wtuliła się w niego, uspokajając swoją marudną osobowość. Po chwili szepnęła tak, aby tylko on mógł to usłyszeć.
- Jesteś kochany.
Zaraz po tym ujęła dłońmi jego twarz po obu policzkach i pocałowała go również w czoło.
Kiedy przestała ronić łzy, siadła i wspierając się na rękach zwróciła głowę w stronę Kocicy.
- Oddaj mi proszę ten scyzoryk. Czym ja teraz będę sprawdzać żywotność witek? - Zapytała delikatnie i cicho Kotowatą. Miała świadomość tego, że nie wzbudzała teraz żadnego zaufania, ale nie lubiła, kiedy ktoś zabiera jej jakąś rzecz, a potem jej nie oddaje. Taki mały chytrus.
Ale.. do sprawdzania żywotności pędów też był to niezbędny przyrząd. Czasami sekator był albo zbyt tępy, albo zbyt wielki na małe przerwanie ciągłości skórki czy kory jednorocznej witki. Taki niewygodny.
Usiadła czując coraz mniejszy ból w plecach. Może jeszcze kilkadziesiąt minut i będzie mogła ułożyć się w przytulnym łóżku? Pomasował sobie okolice kręgosłupa i wyprostowała się. Deszcz tych lodowych piłeczek już dawno ustał. Ciekawa była, czy tylko w tej części miasta to zjawisko miało miejsce.
Spojrzała znów błagalnie na Marcelinę. Chciała odzyskać po dobroci swoją własność.
- Wiem, że zapewne mi nie wierzysz, ale nie lubię, jak ktoś mi coś od tak zabiera. Jestem chytra. - Uśmiechnęła się zadziornie do Kocicy, jednocześnie obnażając się dalej ze swoich cech. A w zasadzie - kolejnych wad.
Mierzyła Wymordowaną wzrokiem od głów do stóp, doszukując się długiego ogona i wielkich, cudownych kocich uszu poprzekłuwanych sporą ilością różnorakich kolczyków i ozdób.
Zaczęły zadziwiać ją niezwykle subtelne i pokojowe nastawienia tych osobników. Nie spodziewała się, że mogą być oni tak wrażliwi i.. oswojeni.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 08.06.14 13:11  •  Wąskie uliczki - Page 7 Empty Re: Wąskie uliczki
Dziewczyna na marne mogła poszukiwać kocich cech, wcześniej tak idealnie widocznych, teraz dla człowieka zwyczajnie ukrytych. Wyciągnęła z kieszeni scyzoryk, po czym ten uniósł się powoli z jej dłoni i lewitując w stronę Kamikaze, spoczął bezruchu przed nią.
-Też tego nie lubię. - uśmiechnęła się. Stojąc na krawędzi budynku, wychyliła się do przodu, zadzierając głowę w dół - usłyszała wycie syren wozów S.SPEC. Było ich kilka, po ostatnim doliczyła się pięć-sześć wozów. Jechali tak, jakby kogoś/coś szukali. Ciekawe, czy tym razem jadą po pomoc dla ofiar przestępstwa... czy może raczej po swoje ofiary.  
Spojrzała na Samuela. Czy on mówił coś o ściganiu, szukaniu? Marcelina przypomniała sobie nieistotne wtedy, a istotne teraz szczegóły - był wymordowanym, a podczas uderzeń gradu, napastowali go psy ze S.SPEC.
-O kim mówisz? - zapytała, czując szybsze bicie serca. Czyli nie jest sama w tym bagnie. - -Od jakiegoś czasu ściga mnie ktoś, kogo zwą Rozpruwaczem. Nie wiem, skąd jest, ale obserwując jego zachowanie i ubiór podejrzewam, że z DOGS, albo z Drug-onów. Nie jest człowiekiem, ma dziwne umiejętności manipulowania umysłem... więc nie należy do S.SPECÓW. - Zeskoczyła z krawężnika, podchodząc do nich bliżej i siadając wygodnie. Próbowała dokładnie przypomnieć sobie tamtejsze spotkanie z prześladowcą. Nie chciał jej chyba zabić. CHYBA. Teraz, kiedy obydwoje zdają się być wtajemniczeni w cały ten świat podzielony na ludzi i nie-ludzi, zdjęła z dziewczyny swoją iluzję.  
-Gdyby nie pewna zdziczała, z pewnością teraz leżałabym gdzieś przywiązania sznurem, który ten trzymał w ręku. Pamiętam dokładnie, że trzymał środki usypiające, więc chyba nie chodziło mu o moją śmierć. Raczej... dostarczenie komuś, jak towar, który nie chce się dobrowolnie poddać.
Prawa tęczówka momentalnie przybrała kolor, który ostatnio bardzo często stawał się podstawową barwą oka - szafirowy. Słońce już chowało się za horyzont, zimny wiatr przybiegł z północy, niosąc wieści (szkoda, że Marcelinka nie zna wietrznego). Nieprzyjemnie, lecz delikatnie pomuskał jej chudą sierść na ramionach, przez co złapały ją zimne dreszcze, biegnące od kości ogonowej w górę. Dotykał ją niczym czuły kochanek, jakby duch przechodził przez jej ciało. Brrr... wyciągnęła z kieszeni ołówek z notesikiem, po czym - wykorzystując niecodzienny talent artystyczny, przywołując dokładny obraz rozpruwacza - narysowała go szybko, pamiętając o szczegółach. Maska, płaszcz, glany, umięśniona sylwetka, zakrwawione ostrze. Po kilku minutach skończone dzieło odwróciła w ich stronę. Porter był zaskakująco szczegółowy, jak na rysunek w stylu przerywanego cienia. -Jest uzbrojony od stóp do głów. Ma paralizator, ostrza, strzykawki, sznury, broń, widziałam kaganiec i kajdanki... słuchajcie... o co im może chodzić? Jaki jest cel ich łowów?
♣ Uciekaj, Marcelinko. Oni Cie chcą. Ciebie i Samuela. ON CIĘ ŚCIGA. ♣
                                         
Marcelina
Poziom E
Marcelina
Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 11.06.14 19:46  •  Wąskie uliczki - Page 7 Empty Re: Wąskie uliczki
Kolejny dzień właśnie dobiegał końca. Jak dotąd nie przyniósł owoców w poszukiwaniu uciekinierów i potencjalnych ofiar S.SPEC. "Skurwiele. Dobrze się chowają."
Przeskakiwał przez napotkane przeszkody. Na dole było ich wiele. Zręcznie wspiął się na wyższe poziomy, znajdując się w końcu na szczytach budynków. Stąd miasto wydawało się piękne - prawie noc, słońce chowające się za horyzontem, światła miasta, które nigdy nie śpi. Dobrych kilka minut poświęcił na delektowanie się owym widokiem. Po chwili jednak zaczął iść. Powoli, aczkolwiek rytmicznie. Do jego uszów nagle doleciał dźwięk. Trochę znajomy...
Ręce włożył w kieszeń. Zdjął okulary przeciwsłoneczne i z powrotem założył maskę, idąc w kierunku źródła dźwięku. Przeskoczył przez budynek, chowając się za wielkim murowanym filarem, będący pewnie jakimś kominem wieżowca. Wyjrzał zza niego.
Kilka metrów dalej stała jedna z jego głównych ofiar.
A koło niej dziewczyna z jakimś chłopakiem. Hmm... Kuba chyba znał tą mordę. Przyjrzał się dokładnie. I doszedł do wniosku, że to kolejny jego cel. Szeroko się uśmiechnął, szczerząc zęby. "Nie spieprz tego. Dwa cele w jednym miejscu o tej samej porze. Takie szczęście zdarza się... rzadko.
Załadował broń. "Czy żywa, czy nie, dotrze tam, gdzie jej miejsce." Miał dość biegania za mutantką, wymordowaną, chuj wie kim ona jest. Miał dość za jej ciągłą ucieczką. Skończył się okres podchodów. Zaczął się okres polowania. Krwawego polowania.
W mgnieniu oka wyszedł zza filaru i oddał w kierunku kocicy cztery strzały, zaś w kierunku Samuela dwa. Dotknął rękojeść paralizatora, nie wyciągając go na razie z płaszcza.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 12.06.14 1:39  •  Wąskie uliczki - Page 7 Empty Re: Wąskie uliczki


Jejku, jejku, a cóż to się dzieje? Wybuchy, fajerwerki, zamachy, próby porwania i nagle ciemność. Opanowała wszystko dookoła, a przedrzeć się przez nią było praktycznie niemożliwe. Wydawało Wam się, jakby ktoś pozbawił Was wzroku. Bo może właśnie tak było? Zapadła nagła noc? Cóż to takiego się działo... Najgorsze w tym wszystkim, że ciemność pochłaniała wszelakie źródła światła. Czy to z komórek, czy to z lamp czy cholernego płomienia z zapalniczki. Jakby ją absorbowała... No cóż, nastały ciemne dni moi kochani. Bardzo ciemne.

Ciemność będzie trwała przez 10 postów włącznie. I praktycznie nic nie widzicie. YOLO.
                                         
Eve
Kotek     Anioł
Eve
Kotek     Anioł
 
 
 

GODNOŚĆ :
Eve, ewentualnie Ewa, Matka Ludzkości, Pierwsza Kobieta na Świecie.


Powrót do góry Go down

Pisanie 12.06.14 17:57  •  Wąskie uliczki - Page 7 Empty Re: Wąskie uliczki
Ujęła latający przed nią scyzoryk i schowała go do kieszeni z powrotem. Wysłuchała dokładnie słów Marceliny. Czyli nie tylko Kami ma takie fetysze?
Wprawdzie kątem oka widziała ją wcześniej, ale teraz mogła podziwiać ją w pełnej okazałości. Miała piękne duże uszy i taki fajny koci uroczy pyszczek. To miłe, że Kocica zaufała tej cichej, przyjacielskiej nastolatce.
Wymordowani są stokrotnie lepsi od ludzi... - Pomyślała. To było poniekąd przykre, że jej gatunek był taki straszny, parszywy i haniebny. A niezwykłe było to, że przyjaciół pozyskiwała w zupełnie innym środowisku o zupełnie innej naturze. To w Wymordowanych i zwierzętach znajdowała pobratymców. Nie zrażała się do ich, mimo tych dziwnych narośli, narządów i ogólnie rzecz ujmując - wyglądu.
Słuchała dalej. Czyli.. Oni tu gdzieś są? Tak blisko? I już mieli Samuela właściwie na talerzu, skoro go szukają? A teraz jeszcze te syreny. A i Marcelinę też ktoś ściga?
Dziewczyna jakoś odruchowo spoglądnęła po okolicy, zataczając głową okrąg. Przecież była noc! A potem słońce.. e..? Obudziło się? I znowu zgasło?
Skanując wzrokiem całą okolicę i mając przed oczyma obrazek na szybcika sporządzony przez Marcyśkę, ujrzała gdzieś za jakimś kolumnowym punktem głowę. Przerażającą głowę w masce, bodajże białej. Nie widziała dokładnie. A potem całą jego posturę.
Otworzyła szeroko oczy z przerażenia i wyciągnęła rękę w przód, palcem wskazując na mężczyznę - kłusownika.
- Taki jak on!? - Wykrzyknęła jednocześnie pytając i patrząc bezradnie na uwolnione w ich stronę pociski. Nie zdążyła już zobaczyć, czy trafiły, czy też nie, gdyż wszystko spowiła głęboka ciemność. Wyciągnęła telefon z kieszeni, ale jego światło.. zachowywało się jak jakiś duszek. Rozmywało się w powietrzu i w sumie było zupełnie nieprzydatne.
Kami i jej fatum.. Część yy... czwarta?
Ból w plecach i w stopie przestał mieć jakiekolwiek znaczenie. Teraz czuła przeklęty ból brzucha, bowiem tak mocno się zestresowała. Ale.. Stres ponoć działa motywująco, czy tam mobilizująco, nieprawda?
Wstała i jednym susem znalazła się obok Marcyśki, postrzelonej czy też nie. Chwyciła ją za rękę i pociągnęła za sobą. Równie szybko ujęła dłoń Sama, również trafionego bądź nie, i zaczęła biec gdzieś przed siebie, w pierwszej fazie ucieczki na oślep.
Południowa część była jej domem, tak więc była tu nieco obeznana w tutejszym terenie. Bez pomocy światła wiodła gdzieś na przód, nie odzywając się ani słowem. Nie było czasu na słowa!
Przydałaby się Stone...
Tak, ona jest obeznana w takich sytuacjach...
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 14.06.14 13:34  •  Wąskie uliczki - Page 7 Empty Re: Wąskie uliczki
/ ponieważ Sam długo nie odpisuje, pomińmy go jeden raz w kolejce /

Marcelina czuła ten ból płynący z umysłu i ciała ludzkiej dziewczyny. Przysunęła w jej stronę ogon, muskając ją delikatnie po dłoni w pocieszającym geście.
Wtedy ta otworzyła szeroko oczy, jej twarz spowiło przerażenie. Wystawiła dłoń w stronę jakiegoś punktu za Marceliną, krzyknęła coś, a zaraz po tym Cyśka usłyszała strzał... cztery metalowe kule zatrzymały się kilka centymetrów przy głowie kotowatej, po czym upadły bezwładnie na ziemię. Jej prawe oko zrobiło się wściekle pomarańczowe.
-Próbuj dalej... - powiedziała głośno, odwracając się, szukając wzrokiem napastnika. Ujrzała go, w całej swej sile. "To znowu on... znalazł mnie..." zrobiła dwa kroki w tył, mając w planach szybką ucieczkę. Wystawiła pazury i syknęła w jego stronę, ukazując rząd białych kłów. Potknęła się o wystający kamień. Z impetem upadła, a kamień uniósł się, już po chwili celując w Jakuba. Wściekłość... strach... Kawałek zimnej skały ruszył w jego stronę.
Ich wszystkich zaskoczyła... nagła ciemność. Jakby ktoś zgasił światło w ciasnym i dusznym pomieszczeniu. Mimo świetnego, kociego wzroku, nie widziała nic... zdała się więc na niezawodny słuch. Zadarła uszy ku górze i próbowała wyłapać jakikolwiek szmer, dźwięk, głos... usłyszała kroki w swoją stronę. Nastroszyła sierść i była gotowa w każdej sekundzie zaatakować... poczuła, jak smukła i delikatna dłoń łapie ją za rękę. Wróg to na pewno nie był, dlatego uszata pozwoliła pociągnąć się w ciemności. Teraz Kamikaze była jej przewodnikiem.
Drugą ręką, przez przypadek, musnęła ubranie Samuela. Chwyciła go za drugą ręką. Teraz wszyscy kurczowo się za nie trzymali, tworząc coś w rodzaju zamkniętego kręgu. Teraz wszyscy są za siebie odpowiedzialni.  
"Jeden za wszystkich... wszyscy za jednego..."
Jej umysł krzyczał coś do niej. Cichy głosik starał się dotrzeć do Marceliny, stając się coraz głośniejszy, rosnąc w sile. Przepaść... przepaść... zatrzymała się, wbijając pazury u stóp w kamienny dach. Trzymała mocno dwójkę, ratując ich wszystkich przed niechybnym upadkiem... Pociągnęła ich w lewą stronę. W końcu stanęła, owijając długim ogonem nogi dziewczyny i wymordowanego, by Ci nie oddalili się w ciemności. -Musimy trzymać się razem... - szepnęła do nich, po czym, opierając się o ścianę, zamknęła oczy, w skupieniu nasłuchując odgłosów. Kucnęła, łapiąc kolana. Nie usłyszała kroków rozpruwacza.
-Gdzie jesteś? Wskaż nam drogę... - rzekła znowu, oddychając głęboko i oczekując od niego odpowiedzi.

♣ Ciemność wszędzie, wszechogarniający mrok i strach. Nie wiecie co czai się w cieniu, nie widzicie, a chcecie mieć nad wszystkim kontrolę...  
Pojawił się, będąc jeszcze ciemniejszym od najciemniejszej z ciemności... jego krwiście czerwone oczy przebiły nawet ten mrok, który wysłany został przez samego Boga śmierci. Otulił Marcelinę całym swoim zimnem, z czułością oplatając jej szyję swoim oślizgłym językiem. Był tylko cieniem, nie mógła go w żaden sposób poczuć. Widział wszystko doskonale, wszak mrok jest jego domem, panem i podwładnym zarazem. Przysunął pysk w stronę jej ucha, szepcząc powoli słodkie słowa...
-Uciekaj, znalazł Cię, nie odpuści...

Jej serce przyspieszyło jeszcze bardziej. Czyli jednak... Następna zmora. Następny jej cień, tym razem zdecydowanie niebezpieczny. Jednego już ma, Marcelina nie potrzebuje następnego de... - No dalej. Dokończ... *dalszy ciąg rozmowy wycięto* Mniejsza. Przed chwilą puściła rękę Kamikaze, teraz nie mogła jej znaleźć. Ani ręki chłopaka. W końcu jednak natknęła się na dłoń - smukła i delikatna, więc pewnie należy do tej dziewczyny.
-To jest mój numer... - szepnęła Marcelina, wpychając w zaciśniętą w pięść dłoń karteczkę z ciągiem cyfr, którą nosiła w tylnej kieszeni spodni, tak na wszelki wypadek. - Odezwij się... a ja muszę uciekać. Po tych słowach puściła jej rękę i rzuciła się naprzód. W końcu poczuła urywek w podłożu. Była na granicy, lecz tym razem rzuciła się w nią ochoczo. Pośród tej ciemności, wydawałoby się najciemniejszej, dostrzegła zarys swojego Bazyliszka. Rzuciła mu się w ramiona. Wyzwoliła całą energię, lecąc tak, czuła jak jej ciało się nią wypełnia. Ostatnie dwa metry. Wydaje się, że po prostu... zginie. Roztrzaska się, pozostanie z niej mokra plama.
A ona... zawisła w powietrzu. Wielkie skrzydła nagle zmieniły dotychczasowy wygląd - nie były złożone, a rozprostowane, niczym u orła szykującego się do lotu. Silny opór powietrza i... skrzydła rozpłynęły się w powietrzu, a ona upadła lekko na ziemię. Wszędzie mrok, wszędzie. Spojrzała w lewo, gdzie dostrzegła ruch - Bazyliszek z szyderczym uśmiechem na pysku ciągnął za sobą łańcuch, a jego śmiech stawał się coraz cichszy. Pokazywał jej drogę. Szybko postawiła swoje ciało do pionu i ruszyła za nim. A wszystko wokół wydawało się być martwe.
z/t


Ostatnio zmieniony przez Marcelina dnia 23.06.14 18:13, w całości zmieniany 1 raz
                                         
Marcelina
Poziom E
Marcelina
Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 18.06.14 22:02  •  Wąskie uliczki - Page 7 Empty Re: Wąskie uliczki
Słysząc słowa ludzkiej dziewczyny uśmiechnął się kpiąco. Odbezpieczył ponownie broń i już szykował się do ponownego ataku, chcąc przy okazji podziwiać swoje dzieło. Wychylił się ponownie zza ściany, energicznie wypinając pierś i patrząc na kotopodobną. Warknął wściekły, widząc jak kulki, tak po prostu, upadły na ziemie. Wystawił pistolet i już miał strzelać, gdy nagle... zastała ciemność.
Zdezorientowany na chwilę cofnął się pod mur. Opierając się o niego starał się wykryć siłę napierającą na jego umysł. Nic nie wyczuł, co znaczyło, że nikt ze zdolnościami telepatecznymi go nie zaatakował.
Skoro wzrok tu zawodzi, użył słuchu. Starał się wykryć ich położenie. Po kilku minutach usłyszał kroki, blisko niego. Dotykając opuszkami palców szedł za murem (oby ten nie okazał się walcem, jak drzewo). Stanął w jednym miejscu, nasłuchując.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 26.06.14 11:09  •  Wąskie uliczki - Page 7 Empty Re: Wąskie uliczki
Kiedy poczuła mały paraliż ze strachu, puchaty i miękki w dotyku ogon zaczął ją pieścić po ręce. Przyjemne uczucie. Mogłaby mu się oddawać bez końca. Na chwilę problem znikł, ale zaraz pojawił się następny. Kiedy zaczęła ciągnąć oboje za sobą okazało się, że leci na pewną śmierć. Kami nadal nie miała pojęcia, jak się znalazła na dachu jakiegoś budynku. Było to nie istotne. Ważne, że kotowata uratowała ją przed niechybnym upadkiem. Serce obijało się o żebra. Nie słyszała nic, oprócz tego napędzającego narządu. Nawet czuła, jak jego bicie trzęsie całym jej ciałem. Jaką miało ono w sobie siłę!
Ponadto Kami przez ciąg tych zwariowanych wydarzeń doznała dziwnego szczękościsku. Nie umiała wydusić z siebie żadnego słowa. Stres... sparaliżował ją. Potrafiła jedynie słuchać i kiwać głową.
Poczuła ruch, drgnięcie. Coś, że wszystkie ich splecione ręce się zerwały, niczym żelazny, kruchy łańcuch przebity młotem. Szukała tych rąk, by spleść je ze sobą ponownie, ale na nic zdawały się jej starania. Nic a nic nie mogła wyszukać. Tak, jakby wraz ze światłem jak duch rozpływała się materia. Teraz bała się nawet stać na czworakach, jak do tej pory. Wyciągnęła rękę, by spróbować się czegoś chwycić i znalazła łapkę Cyśki, taką gładką i kobiecą. Kocica wcisnęła jej lekko pognieciony fragment papieru i wyjaśniła, iż to jej numer telefonu. Kami, mimo że w ciemności, to i tak otworzyła szeroko oczy w zdziwieniu. Dziwny ucisk w szczęce nadal nie pozwalał wydać z siebie porządnego słowa, ale zaskoczony wyraz twarzy mówił za siebie. Co z tego, że nikt go nie widział. Kami widziała go w duchu.
Usłyszała, jak kotowata rzuca się w otchłań, jaką była wąska uliczka miedzy budynkami. Na czworakach podsunęła się do krawędzi dachu. Chciała nierozważnie zrobić kolejny krok ręką, ale nie poczuła już twardej bezpiecznej, chropowatej powierzchni dachówek, tylko jedno wielkie nic. Ciężar ciała mimo to spychał ją w dół. Mogła tak ochoczo i pewnie nie stawiać kroków... Poczuła, jak zlatuje w dół. Nie!
Docisnęła biodra do leżących stóp, kładąc tułów na ugiętych nogach i w porę udało jej się powstrzymać od zapewne niechybnego upadku. Zaczęła płakać.
- Ray? Ray! - Wrzasnęła oczekując od niego jakiejś reakcji. Czyżby uciekł? A może rany, które miał na sobie nie pozwoliły dalej prowadzić żywota?
Oczy Kamikaze pokryły się płynnym szkłem, a z ust dochodziło ciche łkanie. Nie wiedziała już kompletnie, co ma ze sobą począć, zwłaszcza w takiej sytuacji. I gdzie jest Ray? Zarówno jeden, jak i drugi. Zaczęła wspinać się po dachu w drugą stronę, próbując doszukać się jakimś cudem drzwi bądź drabiny. Po pewnym czasie udało jej się. Powoli stąpała po stopniach schodząc w dół, aż ta się skończyła. Zacisnęła mocniej zęby i powieki. Puściła się drabiny i po chwili wylądowała bezpiecznie na betonie. Betonie wąskiej uliczki. Dotykając murów domostw prześlizgała się po dzielnicy, aż zaszła bezpiecznie do domu, gdzie ciemność nie była już tak uciążliwa i można było dostrzec małe kontury otaczających przedmiotów.

-->
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 7 z 11 Previous  1, 2, 3 ... 6, 7, 8, 9, 10, 11  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach