Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Go down

Pisanie 06.06.16 23:35  •  Zasypane tunele Empty Zasypane tunele
< Wielka czerwona skała.

...................

Przyciągające się sprzeczności. Groteska i śmiech. Zgrzyt przesuwającego się piachu w klepsydrze, odmierzającego czas. Ale do czego?
  Kolejny surowy cios wymierzony przez wzburzone powietrze. Kolejny wdech. Kolejny brutalny uścisk w klatce piersiowej. Rzeczywistość zdawała rozpadać się w tornadzie wirującego pisaku. Szalejący wiatr uniemożliwiał oddychanie, a rozkapryszony wicher napierał z każdej strony, nie pozwalając na rozmysły. Dusił swoje ofiary, umiejętnie sznurując im gardła.  
  Nadal pochylony nad pustynnym padołem zachłysnął się kolejną dawką twardych, skrzeczących drobinek piasku. Wypluł parę, jednak huragan z łatwością podwiał porzucone przez niego zguby.
  Serce Shaya na powrót zabiło równym rytmem. Wielki głaz przyciskający go do opustoszałego grobowca osunął się i spadł w iluzoryczną przepaść.
  Ta moc... zabijała go.
  Pojął to miesiąc temu, kiedy po raz pierwszy poczuł skurcz podduszający gardło; kiedy jego oczy zasunęła niewyraźna, biała mgła. To właśnie wtedy po raz pierwszy stracił przytomność.
  Podniósł łeb i spojrzał beznamiętnie na Kido spod lisio opuszczonych powiek. Wycelowana w jego stronę srebrna lufa, tylko utwierdziła go, że jego pięć minut sławy zdążyło ulotnić się jak powietrze z nadmuchanego balona. I co? To już koniec?  Nie zasłużył na to by odejść.
  — Zabijesz mnie? Przecież świat nie zna szczęśliwych zakończeń
  — Powiedz mi, Karasawa, jak to jest być tym, których kiedyś masowo unieszkodliwiałeś?
  Tykająca bomba w jego głowie uaktywniła się i żadna ilość leków przeciwbólowych nie zdołałaby jej wyłączyć.
  — Ty nawet zabić nie umiesz - ani siebie, ani nikogo innego. Aż cud, że jeszcze żyjesz w prawie [...]
  Położył uszy na sztywnych włosach. Wziął kolejny wdech powietrza. Ale tym razem nie poczuł na wargach wilgotnego piasku. Poczuł gorycz, która rozlewała się w jego ustach jak trunek — śmiertelna trucizna; nieprzyjemna maź, zaklejająca język i przełyk.
 — Zamk---.
 Ostatnia myśl sparzyła jego umysł. Ostatnia myśl o córce i bosych stopach na liliowej łące.
 Krople potu wstąpiły na jego brudną, poobdzieraną twarz odznaczając się krystaliczną kroplą. Zmarszczki uwydatniły się, a posklejane pasma włosów zasłoniły złote oczy podkreślone wąską źrenicą.
 Pochłonięta seledynową zielenią trawa straciła swoją żywą barwę. Pożółkła. Młode źdźbła trawy zwiędły na tle pojawiającego się szkarłatnego tła. Dziewczynka biegnąca po wilgotnym polu zniknęła za konarami długich przerażających drzew. Prawie uwierzył, że słyszy jej przerażony krzyk.
 Czerwony obraz na wznoszącym się pejzażu Desperackiego piekła.
 Shay próbował się podnieść, lekceważąc kontrolującą jego ruchy lufę wymierzonego pistoletu.
 Dźwięk pożerającego ognia, rozpalił jego umysł. Wrzask. Ostatnia prośba.
 Niestabilnie zachwiał się na nogach, ręką próbując złapać za z niematerializowany materiał, który mógłby pomóc mu się podciągnąć.
 Brzęk uderzanych o siebie naostrzonych ostrzy, świstów powietrza i kapiącej krwi. Widok osłoniętych organów przebitych bronią.
 Obraz chaosu.
 Biszkoptowe tornado rozwiało jego rozbiegane myśli, tak samo jak rozciągającą się perspektywe przed jego oczami. Beznamiętny obraz broni zasłoniła piaskowa ściana. Otoczenie zmieniło się, ale cała reszta była mu dobrze znana.
 Poczuł jak grunt pod jego nogami załamuje się jak tafla lustrzanego zwierciadła. To była chwila. Twarda, pomarańczowa gleba stała się miękka jak glina. Nie musiał długo czekać, aby zapaść się w jej bajorze i runąć w dół.
 Spadał jakiś czas. Próbował łapać się wystających kamieni i zbitych rzeźb wytłoczonych w wilgotnym piasku, ale każda próba karała go płytkimi draśnięciami na szorstkich dłoniach. Czuł jak wodospad piasku sypie się na jego głowę, serwując pustynną kąpiel zagłady.
 Upadł, a siłę lądowania podkreśliły odbijające się od twardej powierzchni małe kwarcowe kamyki. Wydał z siebie niezadowolony warkot; zamaszystym ruchem ogona, zamiótł zakurzoną kamienną podłogę. Podniósł się na łokcie i zmrużył niebezpiecznie oczy, szybko zdając sobie sprawę z nagłej zmiany krajobrazu.
 Wszędzie panował mrok, nawet dziura — wytłoczona gdzieś siedem pięter nad nimi — nie pokwapiła się o strugę przyjemnego światła dnia. Gdzieś niedaleko usłyszał oddech biomecha, który utwierdził go o jego towarzystwie.
 Przeżył.
  — Kurwa.
 Poruszył się próbując wstać. I wtedy poczuł ból. Przetoczył się na plecy i podciągnął do siadu, spoglądając na swoje zaczerwienione spodnie. Zacisnął szczęki.
 Ostry odłamek kamienia tkwił w jego udzie jak toskański Excalibur. Sięgnął do niego palcami ale tylko syknął — niczym rozjuszone zwierze.
 Podparł się rękoma z tyłu i odchylił głowę. Spojrzał złotymi tęczówkami na szalejącą na górzę burzę piaskową, która raz po raz serwowała zacną ilość podarunków w postaci żółtych kamieni i pyłu.
  — Los pokwapił się o interesujący scenariusz.
 Skomentował przymykając oczy i krzywiąc się, przy kolejnym ruchu. Ale pomimo paraliżującego bólu uśmiechnął się w cierpieniu. Długi, ostry kieł nasunął się na jego dolną wargę, a on sam parsknął przerażającym, krótkim śmiechem.
 Impas. Ciemna klatka, na do dodatek z niebezpiecznym zwierzęciem w środku.

...................
UŻYCIE MOCY:
Kontrola umysłu (1/3) [została przerwana], odpoczynek {1/4}
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 21.06.16 10:13  •  Zasypane tunele Empty Re: Zasypane tunele
Fabuła zwieszona do czasu aż nie unormuje się sytuacja w Drug-onach.
                                         
Yury
Windykator     Opętany
Yury
Windykator     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Wcześniej Kido Arata, teraz Yury. Czasem Wujek Menel (c)Chyży.


Powrót do góry Go down

Pisanie 02.04.17 12:45  •  Zasypane tunele Empty Re: Zasypane tunele
Długo nie mógł uwierzyć w słowa swojego stróża. Było to nierealne i wydawało się równie abstrakcyjne jak sytuacja kiedy Tyrell ogłosił mu sprawowanie pieczy nad nim. Nie wierzył w to. Kto uwierzyłby dzieciakowi w głupie, trochę naiwne historyjki. Dopiero tatuaże na ciele chłopaka wolno uświadomiły mu jego anielską mękę jaką podjął w bytowaniu z Shane.
Tym razem wiadomości jakimi go uraczył nie były wcale bardziej pocieszające. Ba, były jeszcze bardziej komiczne niże te przedstawione wyżej.
Dziecko. Jest mu przeznaczone dziecko.
Sytuacja stała się jeszcze bardziej groteskowa, kiedy poinformował go o stanie tego dziecka. Co miał zrobić?
Tyrell wydawał się poważny. Czyżby faktycznie Shane posiadał jakiejś przeznaczenie? Czyżby ktoś nad nim czuwał lub płatał mu figle?
Po raz pierwszy zaufał mu. Wyruszył następnego ranka, zamierzając potwierdzić bądź obalić prorocze sny chłopaka. Nie wiedział czego się miał spodziewać.
Bał się.
Ścisk odbierał mu oddech i paraliżował jasność myślenia. Cień ekscytacji wypełniał go całego. Światło nadziei oświetlało mu drogę, dzięki czemu mógł być ślepy. Gnał przed siebie, a zimno zdawało się być niczym w obliczu nieznanego.
Mróz stawał się omijać go, a niewidzialna zasłona osłaniała przed wszelką zamiecią.
Co dalej? Co jak dotrze na miejsce i faktycznie okaże się, że Tyrell wyśnił coś, czego rozum Shane nie był zdolny pojąć. Jak miał postąpić, kiedy okazałoby się, że miraż stał się rzeczywistą i materialną osobą? Zamierzał uciec i wycofać się, a może spodziewał się rozczarowania? Może podświadomie chciał udowodnić Tyrowi, że jego sny są głupotami. Nic nieznaczącymi majkami.
Gnał. Drugi dzień.
Zmarznięty, ale zdolny do polowania. Zawinął mięso w starą szmatę i poprawił sakiewkę z wodą przymocowaną do paska. Dotarł do skalnych ścian, gdzie wiatr miał trud się dostać. Z opowieści Tyrella wydawać się mogło tym miejscem.
Rozejrzał się. Zaszedł głębiej, jednak nigdzie nie widział żadnego dziecka. Miał się ochotę roześmiać. W głowie szykował szydercze docinki, którymi uraczy anioła, jednak z głupoty poszedł jeszcze kawałek, wychodząc za zakręt. Pod kamiennym grzybem siedziało jakieś zawiniątko. Zmrużył oczy, dłuższą chwilę obserwując postać. Może spóźnił się i umarło z zimna?
Wykonał kilka kroków w przód, ale wówczas sylwetka poruszyła się pod obszernym, parcianym płaszczem. Zatrzymał się w półkroku. Zachował czujność, ale nie tylko on. Wielkie, przerażone zielone oczy spojrzały na niego niczym dwie latarenki, a on poczuł paraliż. Dreszcz przebiegł mu po plecach, mając usta jak zasznurowane. Głos uwiązł mu w gardle, a ślina wyparowała.
Dziewczynka.
Nie ruszał się.
Nie bój się —  powiedział spokojnie, po dłuższej chwili milczenia i upartego wpatrywania się. Kiedy próbował się zbliżyć, dziewczynka niespokojnie poruszyła się. Nastroszyła się  i fuknęła niczym kot. Nie mógł uwierzyć w to, że Tyrell wyśnił mu dziecko. Tak jak przypuszczał wcześniej —  los z niego drwił.
Nie bój się —  powtórzył bardziej stanowczo, jednak kojąco. Przykucnął nieco, wolno podchodząc. —  Przyszedłem po ciebie. — Siadł na zimnej posadce niedaleko niej.
Spojrzał na niedbale położone patyki na ziemi, z których najwidoczniej chciała rozpalić ogień. Zajął się nim. Działał trochę odruchowo, nie potrafiąc przyjąć do świadomości absurdu tej sytuacji.
Bez problemu ogień otulił ich sylwetki gorącymi językami przyjemnego ciepła. Spoglądał na nią spod rudej grzywki i obserwował jej poczynania.
Co miał robić? Jak się zachować? To dziecko. W dodatku dziewczynka. Przerażona na śmierć. Przerażona nim.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 02.04.17 13:03  •  Zasypane tunele Empty Re: Zasypane tunele
Świt delikatnie zaglądał zza drzew, przedzierając się przez ich zmizerniałe struktury i rzucając na zamarznięte zaspy długie, złote włócznie swych promieni. Pogoda była niezmienna. Wciąż panował niesamowity ziąb, który niewinnie ukrywał się pod kłamliwym, jasnym słońcem. Śnieg przybrał twarda i krucha strukturę; zewnętrzną powierzchnia przypominała lód, który pod większym ciężarem załamywał się, trzeszcząc na kilkadziesiąt jardów. Yen doskonale zdawała sobie sprawę z przedzierających  się niedaleko niej zwierząt. Leżąc pod okryciem grubego niedźwiedziego futra, wsłuchiwała się w ciszę, przerywana zapadającymi się krokami. Za każdym razem słysząc ten charczący dźwięk, jej serce drgało, gotowe wyrwać się z klatki piersiowej i ulecieć gdzieś poza te lodowate mury. Wciąż żyła nadzieja, każdego dnia odliczając wschody słońca. Kiedy teraz jej szczupłe, drobne palce zacisnęły się na brązowym pluszowym misiu znów poczuła chłód. I nie chodziło tu o mrożącą pogodę. Co prawda stopy już dawno zdrewniały jej w zimowych, futrzanych butach. Aby uchronić przez chłodem palce u rąk zakryła je wcześniej za dużymi rękawiczkami, które udało jej się znaleźć w torbach. Przesunęła maskotkę bliżej siebie i wysunęła mały nosek w jego wypłowiały plusz. Zamknęła oczy, próbując powstrzymać głód szalejący w żołądku. Nie miała siły wstać, choć zapasy żywności znajdowały się kilka kroków dalej. Słysząc znany zgrzyt pękającego śniegu skuliła się, jeszcze szczelnie odkrywając grubym futrem; nadciągnęła je na głowę. Ale dźwięk nie znikał, jak to zawsze miał w zwyczaju. Zbliżał się. Był tuż obok wysokiego nawisu skalnego.
 Podniosła głowę. Koc zsunął się z jej czoła, odkrywając przyrumienioną twarz okalana zewsząd poplątanymi, karmelowymi kosmykami. Jej mętny wzrok nabrał iskry, kiedy zauważyła wysoki cień przedostający się przez ciasna wnękę lodowatej krypty.
 Zastygła w bezruchu, wpatrując się w ciemny, nieznany zarys zielonymi oczami jak w obraz, który widzi się pierwszy raz od bardzo długiego czasu. Tuż obok jej skulonej postaci leżało kilka patyków i zwęglone kamienie, które świadczyły o wcześniej rozpalonym tu ognisku. Jednak te były zimne — palenisko musiało zgasnąć kilkanaście godzin temu.
 Szarpnęła swym ciałem pociągając się do siadu. Dookoła jej drobnej postaci rozrzucone były białe kartki zamalowane pastelowymi kredkami — musiała rysować pod nieobecność ojca. Gdzieś z tyłu, znajdowały się plecaki i tobołki obowiązane rzemykiem. W rogu na wiklinie wisiało wysuszone mięso.
 Nie rozpoznała twarzy przybysza. Złapała za zwierzęcy koc i podniosła go na wysokość ust, tak jakby osłaniała się przed nieznajomym niezniszczalną tarcza. Zadrżała.
 — Przyszedłem po ciebie.
 Mężczyzną przybliżył się, a ona zamarła, tępo przypatrując się kiedy ten usiadł tuz obok, łapiąc w rękę draskę i krzesiwo rozpalając zapomniany płomień.
 — Po mnie? — wydusiła niedbale, patrząc jak fikuśne języki ognia znów zaczęły tańczyć na tle szarych ścian. Poczuła jego ciepło. Palce poluźniły się na trzymanym kocu. Ostatecznie położyła go na swoich kolanach. — Tatuś cię po mnie wysłał? Zabierzesz mnie stąd? — Jej oczy błyszczały jej jak diamenty. W tej brudnej, zaniedbanej postaci widać było chęć życia, trwała gdzieś wewnątrz jej niepozornej skóry, jak mały błysk przyszłości.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 02.04.17 15:31  •  Zasypane tunele Empty Re: Zasypane tunele
Przyglądał się niewinnej twarzy i przerażonym, poruszonym oczom. Ukuł go lekki ścisk w żołądku, wywracając go do góry nogami, kiedy padło to jakże niewygodne pytanie. Skrzywił się niewidocznie, odwracając twarz ku tańczącym językom ognia i wpatrywał się w nie, jakby dojrzał coś ciekawego. Jakiś kształt. Widział twarz mężczyzny. Być może nawet jej ojca, który już nie wróci. Tyrell dokładnie opowiedział mu proroczy sen. Pomimo wszelkiej absurdalności sytuacji wierzył w słowa anioła, nie widział powodu z jakiego ten miałby go okłamywać i wystawiać na poniżenie. Był lojalny. Stał zawsze murem, mimo oziębłości ścian, które postawił wokół siebie rudzielec, chociaż przyprawiały hydrę o dreszcze i paraliż, który znosił pomimo bólu.
Ogień tańczył, a twarz mężczyzny rozmazywała się, aż w końcu całkowicie zniknęła. Odpowiedzialność powiedzenia jej o śmierci ojca, nagle przygniotła go. Ciężar opadł na jego barki, a jemu na chwilę zabrakło tchu. Wciągnął ze świstem powietrze nosem i ponownie przeniósł spojrzenie na drobną, piegowatą twarzyczkę.
Jak się nazywasz? — zapytał, dając sobie trochę czasu na przygotowanie nieprzyjemnej informacji. Nie był gotów na odpowiedzialność za dziecko. Więc czemu przyszedł? Czemu nie pozwolił jej zamarznąć na kamień? Czemu usłuchał Tyrella? Nie miał zielonego pojęcia. Intuicja podpowiadała mu, że to dziecko może być ważne.
Przesunął po kartkach z rysunkami, a gula w gardle robiła się jeszcze większa. Nabrał wody w usta, a wieczna odwaga i hardość nagle zniknęły. Przesunął dłonią po twarzy, nie bardzo wiedząc jak ma się zająć dzieckiem.
To nie był Nicolas.
Była dla niego obca.
W dodatku była dziewczynką.
Nie miał doświadczenia, jak postępować w kruchych sprawach. Przez tysiąc lat zapomniał o wrażliwości oraz empatii czy nawet o ludzkiej strefie uczuć.
Nie, nie przysłał mnie twój ojciec. On-- — Urwał na chwilę, zastanawiając się jak ma to powiedzieć. Była dzieckiem. Na oko dziesięcioletnim. Przerażona i całkowicie zdana na siebie. Porzucona jak niechciane pisklę w obcym gnieździe. W innym wypadku nie miałby skrupułów i przedstawiłby suche fakt, jednak te zielone, te śliczne, zielone oczy, które uparcie się w niego wpatrywały przyprawiały go swoistą blokadę.
Twój ojciec nie żyje — powiedział spokojnie, bez zbędnych emocji i załamania głosu. Barwę miał ciepłą, pomimo chrypy. Skrzyżował z nią spojrzenie.
Przeczuwał zwiastujący sztorm. Burzę. W zielonych latarenkach dojrzał morze łez, szklących się za szmaragdową taflą.
Nie bój się — zaczął. Nie oczekiwał niczego. Nie oczekiwał, że przyjdzie do niego, że zechce nawet z nim iść.
Nie płacz powiedział, po krótkiej chwili milczenia i napięcia jaka zawisła w powietrzu. Sztorm zbliżał się. Nadciągał wielkimi krokami, a on niczym samotny żeglarz dryfował na samym środku wzburzonej wody jedynie na tratwie bez żadnej możliwości ucieczki.
Nie bój się — powtórzył, zachęcając ją do zbliżenia się. Wyciągnął ku niej rękę.

                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 02.04.17 15:42  •  Zasypane tunele Empty Re: Zasypane tunele
Yen. Yen...ewellia.
 Odpowiedziała powoli, a potem pojawiła się cała reszta.
 To było jak ostrze przecinające mroźne powietrze.
 Słowa.
 Zbyt jednoznaczne.
 Zbyt ostre.
 — Nie przysłał mnie twój ojciec, on-
 Wzrok jej skamieniał, poszarzał i choć w głębi duszy od bardzo długiego czasu zdawała sobie z tego sprawę, to teraz one wygłoszone na głos rozdrapywały rany w jej sercu na nowo; wiatr umiejętnie posypywał je solą.
 Siedziała nieruchomo, zasłuchana w szalejący wiatr. Zimno i bezkresna cisza - od tego chłodu mogły pękać kamienie. Popioły martwego świata niesione tu i tam przez posępny, lodowaty wiatr. Wszystko oderwane od podłoża, lawirujące gdzieś w mrocznym powietrzu. Rozdmuchiwane i niesione dalej, podtrzymywane przez chwilę przez niewidzialne tchnienie i iskrę przeźroczystej nadziei.
 — On nie żyje.
 Podniosła głowę i spojrzała na mężczyznę. W nikłym świetle jej buzia cętkowana na brązowo, oblała się łzami.
 Koc wypadł jej z dłoni, odkrywając brudnego, skołtunionego misia. Obróciła twarz w bok, zagryzając wargę. Próbowała ukryć łzy, ale one bezskutecznie lały się jej po policzkach. Krystaliczność ich kropel rozmazywały bród na jej obliczu, tworząc, długie szare prążki. Zaczęła się trząść. Schowała twarz w dłoniach, łkając wręcz całym ciałem. Słowa rudzielca coraz wyraźniej odbijały się w jej zmętniałym umyśle. Zaczynała rozumieć je coraz bardziej...
 Kolejny zawodzony impuls rozpaczy zalał jej koszulkę okrągłymi kroplami, kiedy wlepiła się w ciało najemnika. Drobne palce zacisnęły się szczelnie się na materiale jego ubrań. Gniotła je w pięści i brudziła łzami. Znów się zatrzęsła. Ból i nieszczęście.
 Trwali tak długo, aż dziewczynka przestała płakać; jej ciało uspokoiło się, zmęczone przykrymi emocjami. Pociągała powoli nosem, oddychają przez zaczerwienione usta. W milczeniu wpatrywali się w bezimienny mrok.
 — Mogę cię o coś spytać? — odezwała się łamiącym głosem. Jej podpuchnięte oczy wpatrywały się we wnękę, w której ostatni raz widziała ojca. Czując przy ucho ciepło ciała smoka, niemal mogła stwierdzić, że ten wciąż jest tuż przy niej. — Umrzemy?
  Bezsilnie zmrużyła oczy i wsunęła nos w tkaninę jego bluzy. Usta jej drżały. Wiedziała jedno. Cokolwiek się teraz stanie, nie będzie na to gotowa.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 02.04.17 15:42  •  Zasypane tunele Empty Re: Zasypane tunele
Tak jak się spodziewał informacja o ojcu wywarła na małej duży szok. Ciałem wstrząsnął dreszcz, a potem fala łez spłynęła kaskadowo po policzkach, ukazując pod grubą warstwą brudu jej jasną skórę.
Kiedy do niego przylgnęła poczuł zapach fiołków. Kiedy ostatni raz czuł fiołki? Tysiąc lat temu, zanim wypłynęła informacja o wirusie?
Fiołki. Zapach wiosny. Zapach nadziei.
Przylegała do niego ufnie, zabierając jego ciepło i szukając schronienia. Rudzielec położył jej rękę na głowie i łagodnie pogładził po włosach. Ramieniem zgarnął chude chuchro do siebie, wzrokiem spoglądając na mięso, które zaczynało wyglądać apetycznie. Wiedział, że lada moment będzie gotowe.
Musisz coś zjeść — zakomunikował jej i sięgnął po patyk z mięsem, i podsunął pod usta. — Przed nami długa droga, musisz nabrać sił. — Do Smoczej Góry było dość daleko, a on musiał mieć pewność, że zanim obejrzy ją medyk, dotrwa.
Przeczuwał zwiastujące kłopoty, które napotkają wraz z przekroczeniem kamiennych murów siedziby, jednak nie interesowało go to. Nie przejmował się opinią pozostałych. To on będzie ją utrzymać, nie reszta.
Syknął pod nosem na własne myśli. Czy naprawdę był tak szalony, aby zajmować się dzieckiem? Przecież nawet durnym kotem nie potrafił się dobrze zająć i ten krzątał się po siedzibie, żebrząc i domagając się uwagi. Zazwyczaj znajdywał ją u Tyrella, którego łatwo było wziąć na litość. Kot upatrzył go sobie za cel i za cholerę nie chciał dać mu spokój. Czasem nawet sypiał na jego łóżko, z czego Shane był bardzo rad. Jeden problem mniej.
No już nie rycz. Wtedy jesteś brzydka — rzucił i szorstką dłonią, starł jej kolejne toczące się łzy z policzków. Gdyby ktoś go widział, najpewniej nie uwierzyłby w absurd zachowania rudzielca. Z wiecznego gbura, chama i aroganta stał się spokojniejszy i wyrozumiały, co do niego nie pasowało w żaden sposób.
Zastanawiał się, jak będzie wyglądać jej życie kiedy on wiecznie znajdywał się w terenie. Siłą rzeczy zmuszony będzie coraz częściej zaglądać do siedziby, ba, nawet tam zostawać na dłuższe okresy niż przelotny dzień. Ale jednego był pewien. Nie zostawi jej tutaj. Nie po tym jaką ją już odnalazł.
Nie umrzemy. Nie pozwolę na to — odpowiedział.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 02.04.17 15:50  •  Zasypane tunele Empty Re: Zasypane tunele
Łzy zdążyły wyschnąć na jej policzkach, a ciepło dłoni Shane'a na jej głowie sprawiło, że ból wydawał się jeszcze dotkliwszy. Dziewczynka tak wątła, zmizerowana pod ubraniem, dygocząca jak pies. Potem usiadła zgarbiona i otępiała. W jej włosach wciąż poplątane było zakrzepłe paskudztwo. Umorusana buzia. Wpatrywała się w tańczące płomienie i ogorzałe mięso, które chwilę potem znalazło się przy jej ustach. Potaknęła tylko i ugryzła w milczeniu miękki kawałek. Chwile żula w ustach, bo było zbyt gorące aby połknąć.
  — Długa droga?
  W jej wielkich okrągłych oczach malował się lek. Struchlała na myśl o opuszczeniu bazy. Zdawała sobie sprawę z faktu, że grota oprócz niej nie znajdzie swoich mieszkańców, a jednak czuła przywiązanie do tego miejsca, jakby stało się jej domem.
  — Gdzie idziemy?
  Z twarzą biała jak całun spojrzała na Shane'a. Jej policzka nabrały rumieńców w odbijanym świetle ogniska.
  Instynktownie obróciła głowę w stronę stery zapasów, leżących w ciemnym kącie, jakby chciała się upewnić, że dalej tam są. Na drewnianych podporach wisiały uzdy dla koni, które najwidoczniej zniknęły wraz z jeźdźcami. Na zakurzonej ziemi znajdowały się zawiązane futra i torby. W ich stercie odznaczał się niebieski plecak z wyszytym misiem.
  Dziewczynka na chwile ściągnęła wielkie rękawiczki z polaru i objęła patyk gołymi dłońmi. Mięso już ostygło. Zaczęła jeść. Robiła to tak chętnie i szybko, że policzka i nos zabarwiły się od tłuszczu cieknącego po jego wierzchu.
  Kiedy skończyła wytarła brudne usta w rękaw grubej bluzy i odłożyła swój 'talerz'.
  Na zewnątrz pociemniało.  Do środka przedostawało się tylko przydymione światło z głębi doliny. Zawiał wiatr. Był tak głośny, że słychać było, jak kruche martwe drzewa łamią się pod jego siłą.
  — Boję się — powiedziała tak naglę, że nawet kamienie zaskwierczały w palenisku niespokojnie.
  Złapała w dłonie pustą kartkę papieru, zgniotła i rzuciła delikatnie w ogień, ale ta odbiła się od kamienia i upadła na ziemię, kilka centymetrów dalej. Paląca się zwitka zmalała do wiązki płomieni, a chwile później zniknęła pozostawiając po sobie niewyraźny kształt w popiele przypominający zarys kwiatu. Jej myśli brnęły przez magmę. Musiała coś zrobić, inaczej umrze. Opuścić to miejsce. Z tym mężczyzną.
  — Boję się potworów. Tych na zewnątrz.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 06.04.17 13:01  •  Zasypane tunele Empty Re: Zasypane tunele
Shane nie rozumiał jej. Zaufała obcemu mężczyźnie, który pojawił się znikąd i chciał ją zabrać w obce miejsce. Sądził, że może to być spowodowane szokiem, nagłą potrzebą schronienia. Jednak żadnej pewności na potwierdzenie swojej tezy nie miał. W końcu on również zachowywał się irracjonalnie.
Do Smoczej Góry. To siedziba najemnikówMorderców, z którymi od teraz również będziesz bytować.
Spoglądał jak pochłania mięso. Musiała nabrać sił. Wątłe ciało wydawało się być niesamowicie kruche i delikatne. Złamane przy mocniejszym podmuchu wiatru.
Jest to dwa dni drogi. Będziesz tam bezpieczna — O ile będziemy iść, a nie wlec się. Nigdy nie miał za kompana dziecka. Zazwyczaj podróżował sam, pokonując podobny dystans praktycznie dwa razy szybciej. Tym razem miało być pod górkę. Tym razem miał być przewodnikiem i opiekunem. Ironia? Najwidoczniej.
Nie ma czego się bać, Yena.Potworów. Bała się podobnych do niego. Wymordowanych. — Trzeba je tylko zabić — odparł, zapominając, że powinien używać bardziej wyszukanych słów. Nie rozmawiał z dorosłym. Jego myśli powinna owiewać nutka nadziei. Nadziei, którą dawno stracił.
Przyglądał się Yeneweli z niemałym zainteresowaniem, które starał się tłumić. Wzrokiem powiódł za kartą, którą pogniotła i wrzuciła do ognia. Trzymając ją w szczelnym uścisku, rozejrzał się po jaskini — tajemnej bazie, którą tak bała się opuścić. Było tutaj kilka rzeczy, które zapewne zabierze ze sobą. Torba z lekami, futra, jakaś broń i pewnie do niej naboje.
W Smoczej Górze będzie jej lepiej. Mieli odpowiednie warunki, aby mogła zamieszkać wśród najemników. Przynajmniej tak mu się wydawało. Chociaż co on mógł wiedzieć. Nie miał zielonego pojęcia o wychowaniu dzieci. Czy był kandydatem na stanowisko opiekuna? Nie, oczywiście, że nie. Ale nie mógł jej zostawić.
Chodź, nie możemy tutaj zostać — powiedział, wstając z ziemi i zabierając ze sobą jej rzeczy. — Poniosę je[/color] — dodał dla zapewnienia. Nie chciał jej wystraszyć. Zarzucił na jej ramiona futro, z którego chwilę wcześniej się wydostała. Kucnął przed małą i spojrzał w jej zielone oczy. Odgarnął kilka kosmyków włosów za ucho, ograniczając mimo to kontakt fizyczny. Był dla niej obcy.
Chodź — polecił ponownie, wychodząc z jaskini  i ruszając z powrotem do Smoczej Góry. To się wszyscy zdziwią.



[zt — Shane, Yenewelia]
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach