Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 1 z 2 1, 2  Next

Go down

[tu będzie opis]
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Jak długo nie była w tym domu? Ciekawe co zrobili z jej starym pokojem. Pewnie graciarnię, to byłoby w stylu jej ojca. Taka aluzja co o niej myśli... Albo gabinet czy coś bardziej pożytecznego, w ramach wykorzystania przestrzeni, bo w końcu on nie lubił marnotrawstwa.
Psiaki nie pasowały do poukładanego, czystego i porządnego apartamentu. Dały to szybko odczuć, gdy z rozpędem wpadły do środka i zaczęły wszystko obwąchiwać, zamaszyście szurając ogonami, nie przejmując czy zaraz coś stłuką.
- Down, boys. - tyle dobrego, że usłuchały. Jeszcze by się okazało, że wieczorem tatuś zaserwowałby Nesce pasztet z Baileya i Maksa w sosie własnym... Ale wtedy musiałby znieść gniew nie tylko jedynaczki, lecz również żony. W końcu matka Nessy podzielała jej miłość do psów, chociaż sama nie mogła sobie na żadnego nigdy pozwolić.
Czekaj, chwilka...
"Twoja świętej pamięci matka (...)"
Nie brała tego na poważnie, chyba w ogóle nie dopuszczała do siebie znaczenia tych słów. Teraz jednak, gdy weszła do mieszkania i od progu nie powitała ją łagodna twarz wiecznie uśmiechniętej kobiety gotowej podać kapcie, zaproponować herbaty i zapytać o samopoczucie... Pani Hyles umiała się pokazać, gdy było to potrzebne i wiedziała jak zachować się w danej sytuacji. I chociaż w domu pozwalała sobie na trochę więcej luzu oraz czułości, była do tego stopnia dostosowana do męża, że nie zdarzyło się by nie przywitała go w drzwiach wejściowych usłyszawszy jak doń wchodzi. To był ten typ człowieka, którego życie kręciło się wokół małżonka; wstawała wcześniej od niego by przygotować śniadanie i zaparzyć kawę, a kładła dopiero kiedy zrobiła wszystko o co prosił i życzył dobrych snów. Dopiero brak tego oczekiwanego powitania przedarł się przez zmęczony umysł Nessarose i żadna ilość narkotyków, alkoholu ani czasu spędzonego z dzikim menelem nie mogła już zakryć tej przerażającej prawdy.
- ...co się stało z mamą?
Postąpiła krok od mężczyzny, któremu prawie znowu zaufała.
Ale może tylko wyjechała. Może da się to jakoś wytłumaczyć...
Szukała wyjaśnienia w zimnym spojrzeniu starego Hyles'a. Przecież by ją zawiadomił jakby coś się stało, prawda...?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Przez chwilę w korytarzu zapanowała kompletna cisza., zupełnie jakby Elias musiał się zebrać w sobie, aby odpowiedzieć na to jedno proste pytanie.
Nawet nie zwrócił większej uwagi na psy, które najwyraźniej rozgościły się już w mieszkaniu.
- Hana zmarła cztery miesiące po twoim odejściu z domu.- Oparł dość szorstko, zupełnie jakby starał się ukryć, że oskarża o to swoją córkę. No cóż. Prawda była taka, że już przywykł do otaczającej go pustki w mieszkaniu, zakończył swoją żałobę, ale mimo wszystko starał się unikać tematu śmierci żony.- Wykryto u niej poważną wadę serca. Pewnego dnia po prostu nie wytrzymało, doszło do zawału i poważnych uszkodzeń mózgu. Nie zdołano już jej odratować.
Nagle się przygarbił, zupełnie jakby jego plecom przybyło kolejnych już lat. Nawet nie dodał cisnącego się na język „ty w tym czasie wolałaś balować, szlajać się za murami i biegać w coraz bardziej kusych szmatach.”.
- Znajdę ci coś do przebrania. Ubrania twojej matki powinny być jeszcze w schowku. Nie mam pojęcia co z nimi zrobić…- Głos mu minimalnie zadrżał, ale zachował w pełni pokerową minę. Okazywanie jakiejkolwiek słabości przed własnym dzieckiem było czymś, w jego pojęciu, straszliwie upokarzającym.- Zresztą, możesz sama je przejrzeć. Twojej matce zależało, żeby zostawić twój pokój w stanie nienaruszonym, możesz tam zabrać te swoje kundle.
Zsunął z dłoni rękawiczki, w charakterystycznym dla siebie nerwowym tiku pocierając kciukiem o wewnętrzną stronę obrączki.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Jak to...
Chciała coś powiedzieć, ale głos jej ugrzązł w gardle. Usta same się uchyliły, chociaż żaden dźwięk nie był w stanie się z nich dobyć.
Dlaczego...
Nic nie wiedziała. Nikt jej nie powiadomił. Ani sztab, ani ci niby znajomi, ani... Nie, cofnij. Oni wszyscy mogli nie wiedzieć, a szefostwo nie miało w obowiązku składać kondolencji! Może uznano, że o wszystkim zawiadomił ją ojciec, to w końcu jej jedyna rodzina w tym pieprzonym mieście! Ale on... On wolał...
Była zbyt wypalona by się wściekać. Ile można detonować tę samą bombę pod rząd aż wreszcie zabraknie w niej ładunku? Zakładając, że jest wielokrotnego użytku i ma spory zapas to może i całkiem dużo, ale wszystko na tym świecie ma swój limit. Gniew również.
Nie potrafiła paść na kolana i zaszlochać. Łez też jej zabrakło po ostatnich 24 godzinach. Pomimo łaskawego gestu ze strony ojca, który powstrzymał się od rzucania oskarżeniami, Ness czuła się winna na swój własny sposób. Może niekoniecznie uważała, że wpędziła matkę do grobu swoim zachowaniem, ani nie widziała niczyjej poza ojcowską winy w fakcie iż tyle czasu żyła w nieświadomości, jednak coś w środku ściskało ją do utraty tchu. Być może gdyby nie zerwała kontaktu także z nią, wszystko ułożyłoby się inaczej...
Zanim do niej dotarło co robi, już była w swoim dawnym pokoju z sukienką matki w rękach. Prosta i elegancka, sięgająca kostek biała "pościel" jak przezywała ją Neska za młodu. Chyba najstarszy ciuch poza suknią ślubną jaki zachował się w garderobie Hany, a mimo to zadbany i prezentujący się równie dobrze co kupione przed śmiercią koszule. Delikatna koronka, nienachalny dekolt... Dopiero teraz różowowłosa dziewczyna dostrzegała subtelne piękno tak nieskomplikowanego kroju.
I jeszcze "pasuje do każdych butów", heh...
Odłożyła materiał na łóżko z pewnym namaszczeniem i skierowała się do łazienki. Desperacki komplet poleciał na ziemię na czas długiej, milczącej kąpieli. Po wyjściu Nessarose spojrzała na niego krytycznie i już chciała dać do prania, gdy dotarł ją zapach wybielacza. Co nią kierowało, gdy przemykała się z brudami do swej sypialni i chowała pod materacem, tego sama już nie była pewna. Wiedziała jednak, że nie chce ani niszczyć ciuchów Repnina, ani pozwolić by dopadł je ojciec.
Gdy wreszcie wyszła z pokoju do salonu, prezentowała się zupełnie inaczej niż dotąd przywykła. Bez kolczyków, w eleganckim stroju i pachnąca kwiatowym mydłem. Jakby jeszcze zmazać te koła zębate na szyi i ramieniu oraz pozbyć się nienaturalnego koloru włosów...
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pozostawił ją w korytarzu samą, nie zwracając uwagi na jej niemą rozpacz i zaskoczenie. Zresztą, cóż on miałby z tym zrobić?
Dlatego też przetransportował się do salonu, gdzie zasiadł w ulubionym fotelu, po drodze zgarniając dokumenty i dzisiejsza pocztę.
Szczerze mówiąc po cichu liczył, że Nessarose zamknie się w swoim pokoju, uważając go za wszelkie zło i źródło jej niewiedzy. W złości stawała się przewidywalna i łatwa do ogrania. W chwili, gdy popadała w niemą rozpacz ciężko było ułożyć prawdopodobne scenariusze zdarzeń.
Pracował nad raportem już dłuższą chwilę, kiedy usłyszał kroki na progu salonu. Niechętnie oderwał głowę od papierów, gotowy na kolejną kłótnię i bezczelne pyskówki.
Przez ułamek sekundy sprawiał wrażenie jakby zobaczył ducha. Szybko jednak wściekle różowy kolor na włosach i jakiś ogromny, paskudny tatuaż sprowadziły go na ziemię. Nie spodziewał się, że Nessarose wybierze akurat ten strój. To go zbiło z tropu.
Aczkolwiek… Wyglądała jak człowiek. Niecodzienne, w jej przypadku. W tej chwili też dostrzegł, że nie była już dzieckiem. Tylko dlaczego wciąż nie potrafiła dojrzeć?
- Twoja matka kupiła tę sukienkę na naszą pierwszą rocznicę ślubu. Była wtedy w twoim wieku jeśli mnie pamięć nie myli… - Odłożył dokumenty na stolik, wpatrując się przez dłuższą chwilę w córkę. Doprawdy, potrafiła wyglądać jak człowiek.
- Zapewne oczekujesz wyjaśnień. Dlaczego nie zamierzałem ci powiedzieć o Hanie. Nie mógłbym. Nie chciałaś mieć z nami żadnego kontaktu, a ja, dopóki twoje wyskoki były w pewnych mało szkodliwych granicach normy, zamierzałem to uszanować. Poniosłaś konsekwencje swoich działań.- Przymknął zmęczone oczy, rozmasowując skroń.
Miał jeszcze tyle pracy.
Nie mógł sobie pozwolić na obsuwę w żadnym z projektów. Sytuacja w wojsku była wystarczająco już napięta.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

To wszystko było coraz dziwniejsze i to dla nich obojga. Ona ubrała się jak jego zmarła żona, a on tłumaczył się przed córką jakby był jej cokolwiek winny. Każde z nich wolało sytuacje jakie dobrze znali i potrafili przewidzieć, a mimo to zaskakiwali się na każdym kolejnym kroku. Scena jak ze snu, ale sny Nessarose bywały ostatnio zdradliwe. Podążanie ich torem sprowadzało na nią kolejne nieszczęścia, a mimo to nie chciała wybijać się z rytmu narzuconego przez pokrętny los i niczym zaczarowana oparła się o ścianę, przypatrując spokojnie mężczyźnie, nim łagodnym, tak niepasującym do niej tonem zapytała;
- Co kochałeś w niej najbardziej?
Nie pytała czy ją kochał lub dlaczego tego nie okazywał. Nawet nie było w niej już pretensji i żalu, który zawsze czaił się w jej głosie i spojrzeniu, nawet przed buntem i jego fatalnymi konsekwencjami.
Ness od dziecka zazdrościła rodzinom w telewizji i na ulicy, które uśmiechały się i radośnie spędzały razem weekendy w parku. W oczach dorastającej, dyscyplinowanej na każdym kroku dziewczynki, której matka skakała wokół męża i była na każde skinienie, codzienny chłód i zdystansowanie rodzica wyglądało na jawny brak zaangażowania. Czuła się jak piesek pokazowy. Urodzona do tresury po której czekało ją tylko i wyłącznie to co zaplanuje ktoś inny. Matka była przykładem udanego zabiegu i prezentowała to co dziewczyna zazna w życiu dorosłym. Nawet bez uwag Repnina, bunt Nessarose był nieunikniony, a nawet do przewidzenia. Chociaż znała swoje miejsce i trzymała język za zębami, bardzo długo kwitło w niej wszystko to co dało upust na jednej z akademickich imprez. A teraz? Jak za dotknięciem magicznej różdżki, wszystko zniknęło. Limit został osiągnięty, meta przekroczona. Nie było co dalej bawić się w samodzielność, udowadnianie innym swej racji i resztę tych pierdół. Dojrzałością nie można było tego nazwać, ale młodą kobietę naszło wiele refleksji przez ostatnią dobę. Już niczego nie była pewna, poza tym jak bardzo myliła się zakładając wszystko z góry i oceniając ludzi oraz sytuacje po pierwszym wrażeniu. Jak chociażby to, że wojsko nie zawsze mówi prawdę i nie o wszystkim musi wiedzieć. Wymordowani nie są już ludźmi jakimi byli za życia, chociaż mogą się takimi wydawać. Zaś miłość można okazywać i odczuwać w bardzo różnorodny sposób.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Milczał przez dłuższą chwilę, doszukując się w tym prostym pytaniu jakiegoś podstępu. A jednak, kiedy takowego nie znalazł, poczuł się nieco bardziej rozluźniony. Po pierwsze – dlatego, że Nessarose była w domu i nie zamierzała z niego uciekać. A po drugie – ponieważ po raz pierwszy od dawna choć starała się wyglądać i zachowywać tak jak tego po niej oczekiwał od lat.
- Twoja matka miała niezwykły dar do organizacji wszystkiego. Bez względu na to czy chodziło o przygotowanie kolacji dla moich przełożonych, czy przyszykowanie cię na dowolną szkolną galę, Hana zawsze robiła to doskonale. Zawsze miała plan awaryjny, gdyby coś się zawaliło… Była wspaniałą towarzyszką życia. Przez dwadzieścia pięć lat małżeństwa nigdy nie zawiodła mojego zaufania. Nie nadużyła cierpliwości.- Splótł dłonie na kolanie, wpatrując się w córkę z nikłym zainteresowaniem.- Skąd ta nagła ciekawość, Nessarose? Nigdy nie interesowało cię życie naszej rodziny.

Odwrócił od niej wzrok spoglądając na jedyne zdjęcie wiszące w całym domu. Ślubna fotografia w prostej czarnej ramie zawsze sprawiała, że twarz mężczyzny nieznacznie łagodniała. Jak zwykle były to ciężkie do wyłapania momenty podczas których po prostu schodziło z niego całe napięcie. Potem wszystko wracało do normy i Cierń na nowo stawał się suchym, bezlitosnym człowiekiem.
Wyprostował się sztywno w fotelu.
Hana byłaby szczęśliwa widząc, że zdołał przekonać Nessarose do powrotu. Nie, nie byłaby. Czułaby irracjonalny smutek, że odbiorę naszej córce tę cząstkę wolności. Hana nigdy nie rozumiała, że robię to dla dobra naszego nazwiska. Wybaczyłaby tej dziewczynie wszystko.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Wysłuchała go, wspominając sytuacje o jakich mówił. "Plany awaryjne" matki, to faktycznie było coś. Choćby wszystko się waliło, latem padał grad, a w przedszkolu wszyscy zachorowali w dniu przedstawienia, ona zawsze znajdywała sposób by poprowadzić każdą imprezę bez jednego potknięcia. Nie było okazji mniej ważnych i bardziej ważnych. Do każdej sytuacji podchodziła równie poważnie i zawsze dawała z siebie wszystko. To faktycznie brzmiało jak coś co mógł doceniać człowiek pokroju Eliasa.
- Jak udało ci się ją zdobyć? - odpowiedziała pytaniem na jego dociekania, dodając po chwili zgadując;
- Aranżowane małżeństwo?
Sam kiedyś chciał ją w to wrobić. Nie wiedział czemu odmawiała poznania któregokolwiek z tych zacnych panów. Dla niego był to tylko kolejny irracjonalny bunt z jej strony. Nie miał podstaw by podejrzewać prawdę, której wtedy jeszcze ona sama nie była w stanie przyjąć do wiadomości. Gdyby nie śmierć jednej osoby, wszystko wyglądałoby zupełnie inaczej. Przecież Hyles sam zachwycał się Repninem, więc można tylko wyobrazić sobie jego zadowolenie, gdyby doszły go słuchy, iż jego nieznośna córka przejrzała na oczy i oddała serce komuś kto da sobie z nią radę i ustawi do pionu, przy okazji samemu mając przed sobą świetlaną przyszłość. Gdyby nie tamta misja...
Co teraz?
Zerknęła w stronę okna na panoramę miasta. Był środek dnia, a ona czuła się już senna i gotowa położyć do łóżka. Od jutra znowu do roboty... Czy to znaczy, że jedynym co się zmieni będzie jej adres korespondencyjny? Cóż, mogło być gorzej, mogła znowu się czymś zarazić. Do tej pory nawet skóra się jej zagoiła. Jak dobrze pójdzie, to nikt nigdy nie dowie się o jej wyskokach z wymordowanym. A już na pewno nie jej ojciec.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Tak… Nie… Nie do końca. Owszem to rodzice nas sobie przedstawili, jednak nie miało to na celu zaaranżowanie naszego małżeństwa. Hana była córką najlepszego przyjaciela mojego ojca. Wszystkim wydawało się to oczywiste, że w końcu zostanie moją żoną. Ukończyłem Akademię i poszedłem do wojska. Tuż po awansie na oficera poprosiłem twoją matkę o rękę, a ona się zgodziła. To nie jest historia wielkiej i namiętnej miłości Nessarose. Każde z nas znało swoje obowiązki wobec Miasta i żadnemu nie przyszłoby nawet do głowy się buntować przeciwko nim.
Elias czuł się zbyt zmęczony nawet żeby podnieść się z fotela. To był ciężki dzień, zresztą podobnie jak kilka poprzednich. Nie przyjmował do świadomości, że z każdym miesiącem starzeje się coraz bardziej. Zabierał się więc za coraz większą część roboty, szczególnie po tym jak jeden z oficerów, a zarazem element programu Hostibus wrócił z Desperacji w nie najlepszym stanie.

Cierń nie mógł sobie pozwolić nawet na chwilę słabości i rezygnacji. Poświęcił projektowi zbyt wiele czasu, by pozwolić mu się rozsypać ot tak. Odetchnął głęboko, rozprostowując skostniałe palce. Stawy trzasnęły nieprzyjemnie.
- Zaparz herbaty Nessarose.- Proste krótkie polecenie. Elias nie prosił, nigdy nie używał magicznego „mogłabyś?” albo „proszę”. Szczególnie w stosunku do własnej córki. Rozmowa o jej zmarłej matce była wykańczająca, zresztą jak samo myślenie o Hanie. Zbyt wiele rzeczy się zmieniało, zbyt szybko. Dla człowieka przyzwyczajonego do rutyny stan wszechobecnego chaosu potrafił być wręcz zabójczy.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Czego innego się spodziewała? Chyba po zaprzeczeniu, pozwoliła sobie przyjrzeć się uważniej człowiekowi, który dał jej życie. Niestety, ale miała rację. Kolejne pytanie jakie chciała mu zadać było w tym momencie bezcelowe. "Co byś zrobił, gdyby wróciła jako wymordowana?" Zabiłby ją, albo oddał na eksperymenty. Pewnie jeszcze zakładałby, że ona sama by sobie tego życzyła, gdyby była dawną sobą. W końcu tego wymagało od nich Miasto, wojsko i cała reszta tego... Czy ona chciała powiedzieć "gówna"? Całe życie w luksusie, spędzone na nauce i dążeniu do tej 'wymarzonej' pracy w której spełni się poświęcając życie dla innych, a ona teraz nagle uznawała, że wszystko co ją otacza jest porównywalne do ekskrementów...
Ruszyła do kuchni i nalała wody do czajnika. Elektryczny, więc wystarczyło kliknąć w jednym miejscu i można było wrócić do zajęć, nie martwiąc się o spalenie kuchenki. W czasie, gdy wrzątek już prawie dochodził, ona zdążyła wyjąć filiżankę, torebkę i sięgnąć po cukier, nim przypomniała sobie, że ojciec nie lubił słodzić nikomu ani niczego, nawet kiedy chodziło o taką pierdołę jak napój.
Czemu ona mu znowu usługiwała? Wyrwał ją z domu i zamierzał się rządzić jak po staremu, 'pomóc' jej... Kiedy emocje opadły, zaczęła przekonywać się, iż żadnej pomocy wcale nie potrzebuje. Przecież nie sprawiała kłopotów, czasem tylko sobie popiła i ubierała się w 'alternatywny' sposób. Niby dała się wciągnąć w jakieś rytuały w kościele, ale nikt jej nie będzie zmuszał by je powtarzała, prawda? A skoro tak, to wystarczy zapomnieć o incydencie i znowu zająć się praco- i alkoholizmem. Życie, kurwa, idealne... Aż któregoś pięknego dnia zapomni o Nim, wiedząc, że dostała drugą szansę od losu, a mimo to nie zdołała osiągnąć nic na czym jej tak zależało. Wtedy może przestaną jej być potrzebne procenty do codziennego funkcjonowania, a jeśli nawet da się zaciągnąć jakiemuś gachowi do ołtarza to wtedy na jego głowie będzie pilnowanie jej i ojczulek przejdzie na zasłużoną w tym polu emeryturę. Czyli... Czyli, że wieczorem wraca do siebie i koniec dyskusji.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down


Po dłuższej chwili Cierń pojawił się na progu kuchni.
- Nessarose. Co takiego wydarzyło się na Desperacji, że powędrowałaś aż do Kościoła Nowej Wiary?- Zapytał, splatając dłonie za plecami.- Skrzywdzili cię? Przebywanie w towarzystwie tych… ludzi, jest wybitnie niebezpieczne.
Jednego nie można było Cierniowi odmówić. Miał diabelnie dobry zmysł i kiedy chciał potrafił wydobyć wszystko czego tylko chciał. Teraz też zamierzał przynajmniej dowiedzieć się części prawdy.
Ułożył dłonie na jej ramionach, marszcząc nieznacznie brwi. Ale nie sprawiał wrażenia złego, tylko… zaniepokojonego.
- Możesz uważać mnie za swojego wroga, ale poza mną nie możesz ufać nikomu. Wiesz o tym dobrze, prawda?- Przesunął palce na czerwony ślad na jej policzku.- Jesteś moją jedyną córką i nie mogę pozwolić, żeby ktokolwiek cię skrzywdził.
Nikt poza mną nie ma prawa cię kontrolować.

Czajnik pstryknął informując otoczenie, że woda się już zagotowała. Zalał herbatę, odwracając na chwilę wzrok od córki.
- Tak niewiele wciąż rozumiesz Nessarose.- Westchnął głęboko, ujmując jej dłoń.- Twoje życie jest teraz jak ta filiżanka. Pomyśl jak łatwo możesz się sparzyć jeśli tylko zbyt łapczywie zechcesz z niego czerpać. Im dłużej będziesz odwlekać tym herbata będzie lepsza, mocniejsza, zdatna do picia. Ale w każdej chwili ktoś może ot tak cię zniszczyć.
Filiżanka pociągnięta za spodeczek wylądowała z hukiem na podłodze, roztrzaskując się na małe kawałki.
- Nawet jeśli ją teraz skleisz… Nie będzie się dało z niej już pić.- Przysunął dziewczynę do siebie, w groteskowym odruchu między sprawianą chęcią przytulenia jej, a odepchnięcia, po czym złożył chłodny pocałunek na jej czole.
To nie był całus, który oferowali rodzice dzieciom na dobranoc. Zimny gest, który był jedynie marną adaptacją „troskliwego” odpowiednika.
- Udowodniłaś, że jesteś zbyt słaba na mieszkanie samą. Dlatego tu zostaniesz. Nie chcę cię zastać w takim stanie jak dzisiaj już nigdy.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 1 z 2 1, 2  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach