Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 1 z 2 1, 2  Next

Go down

Pisanie 11.01.15 17:55  •  [II piętro] Sala chorych 1 Empty [II piętro] Sala chorych 1
Kolejne pomieszczenie cechujące się starannie utrzymaną czystością. Z tym, że poza sześcioma łóżkami niewiele się tu znajdzie. Duże okna wpuszczają do środka promienie słońca oraz świeże powietrze, ze ścian nie odpada tynk zupełnie, jakby ktoś niedawno wyremontował budynek w miarę możliwości. Niemniej upływ czasu oraz realia życia odznaczyły się i tutaj. Proste łóżka niezbyt zachęcają do położenia się na nich, szara pościel tym bardziej. Zaskoczeniem może być jednak jej delikatność oraz przyjemny zapach.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 12.01.15 20:53  •  [II piętro] Sala chorych 1 Empty Re: [II piętro] Sala chorych 1
To była długa, dziwna drzemka, z której jakoś nie mogła się wybudzić. Wiedziała że wciąż... Istnieje. Nie zmieniła się w duszę, albo nie zniknęła. Coś na krawędzi świadomości mówiło, że ciągle żyje...
I nie tylko ona. Czuła Ashley'a, jakby był tuż przy niej, a zarazem za grubą warstwą szkła. Nawet zdzierając sobie gardło, nie mogła wydobyć z siebie żadnego dźwięku, przez co doszła do wniosku że podobnie może mieć jej brat. Nie wiedząc co to za - dość dziwny stan - nie pozostało jej nic, jak myśleć i czekać. O czym myślała? Wspominała co ją doczekało do tego momentu. Była aniołem, stróżem, który stracił swojego podopiecznego... I stał się zabójcą gangu będącego zgrają dzikich psów. Czy takie było ich powołanie? Walka? Może... Może właśnie mieli się opiekować słabym człowiekiem, stanąć przed nim murem i ochronić go własną piersią i ostrzem?
...
Czemu więc nie mogła uchronić tego jednego, którego zabito...
...
Coś jednak sprawiało, że wysuwała się z tej ciemności. Zaczęła czuć. Jej ciało stało się ciężkie, a poruszenie nim nagle wydało się trudne jak zostałaby obłożona toną piachu - tudzież zakopana. Może faktycznie wydało się im że umarła i ją pogrzebali? Nie no... Raczej nie mogli zrobić takiego blamażu przy tego typu ranie i tego typu pacjencie...
A może mogli?
Z pewną dozą przestrachu wizją że jeśli uchyli oczy to zasypie je piach, rozchyliła powoli i ostrożnie powieki. Co pierwsze? CHOLERNIE JASKRAWO! Zwężyła źrenice i zmrużyła oczy, próbując przyzwyczaić się do nagłego wybuchu światła tuż przed jej oczyma. Aż syknęła cicho, gdy do jej - jeszcze wrażliwych od zakrycia ciemnością przez pewien czas - dostawało się, nagle tak potężne światło jakoby diodę LED wsadzili jej w oczodół. Jeden i drugi zresztą.
Szarpnęła się do góry, próbując podnieść z siebie te wyimaginowane "tony piachu"... Lecz jedyne co to sprawiło, to natychmiastowy powrót na twardą powierzchnię czegoś, co chyba było łóżkiem, z zaciśnięciem dłoni na brzuchu i jęknięciem bólu. Szlaaag. Boli, boli, boli! Czy aby leczenie nie miało sprawić że bólu nie będzie? ...
Fakt, przecież sama też czasem opatruje i powinna pamiętać o tym bólu, ale hej, dajcie jej na wstrzymanie. Dopiero się ocknęła, nie kontaktuje jeszcze. Gdy oczy w końcu przywykły do "diod", mogła obrzucić spojrzeniem otoczenie. To wyglądało do złudzenia jak sala szpitalna.
...
To była sala szpitalna. Logika jeszcze trochę siada. Jej spojrzenie wodziło z jednej strony na drugą, aż napotkało osobę, którą kojarzyła jak przez mgłę. Aria... Arian... Ari... Ariwen... Nie... Cholera no...
Ale jednak kojarzyła ten wygląd, tą aurę. To ona była lekarzem, który jej pomógł... Sama bo sama nie pomogła, przecież tamta pielęgniarka też tam była, no ale tak czy tak...
- Etto... - Zaczęła niepewnie, nie będąc w sumie zbyt pewna, jak zaganić rozmowę lub w ogóle zwrócić na siebie uwagę. Nie to że jej potrzebowała... I tak wiedziała że chwilowo się nie podniesie, ale jakoś tak... Nie chciała pozostać niezauważona, o! Dokładnie!
- P-przepraszam... Nie chciałam być... Problemem, powinnam sama... Sobie z tym poradzić... - Wydukała, z lekką trudnością jeszcze sklejając słowa. Fakt - powinna sama sobie poradzić. Wiedziała jak opatrywać rany i radzić sobie z nimi, a jej regeneracja powinna załatwić resztę, ale i tak... No, właśnie. Tak czy tak...

Pytanko natury czysto technicznej - Sunae jest przebrana jakoś inaczej, czy leży w swoim, podartym ubraniu?

Problemy z motoryką w kwestii spinania brzucha, a także ból takowego, łydek i kolan - 1/10 postów
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 12.01.15 21:33  •  [II piętro] Sala chorych 1 Empty Re: [II piętro] Sala chorych 1
Operacja się skończyła, a pacjentkę przewieziono do jednej ze szpitalnych sali. Leżąc na łóżku najbliżej okna od innych chorych odgrodzono ją parawanami, żeby miała chociaż namiastkę prywatności. Do tego pielęgniarki przebrały ją w szpitalną piżamę, która wyglądała bardziej jak koszula nocna. Taka średnio długa, sięgająca do kolan. Kilka dobrych godzin minęło odkąd zabrano ją z bloku operacyjnego, w międzyczasie rozszalał pożar, lecz większość pacjentów udało się uratować.
Sama dyrektorka już się przebrała i wysuszyła, nawet przespała ze dwie lub trzy godzinki, o ile można nazwać tak stan po omdleniu i odzyskaniu przytomności sporo później. W szpitalu panował harmider, było stanowczo za mało rąk do pracy, lecz musieli sobie radzić. Ogień został całkowicie ugaszony, pacjentami zajmowali się inni lekarze i pielęgniarki. Ona oczywiście też chciała, ale nagle cały personel zmienił się w stado upartych osłów i jedyne na co jej pozwolili to zrobienie obchodu z zastrzeżeniem, że ma się nie przemęczać więcej. A podobno to ona tutaj rządziła!
Takim też z resztą sposobem znalazła się w sali chorych, gdzie większość pacjentów jednak słodko spało. Z resztą nie można im się dziwić, mieli bardzo emocjonujący dzień, tak jak wszyscy. Uzupełniała właśnie ich karty, gdy usłyszała cichy syk oraz opadające na łóżko ciało. Czyżby narkoza, której działaniu poddali niedawno znalezioną skrzydlatą istotkę przestała działać? Przeszła za parawan, by spojrzeć na dziewczynę i uśmiechnęła się, kiedy ich wzrok się skrzyżował.
- Już dobrze, spokojnie. Nie musisz się tym martwić. Właśnie po to został założony szpital, w którym obecnie przebywasz. - Ciepłe spojrzenie, jakim ją obdarzyła może i nie odjęło fizycznego bólu, lecz powinno dodać jej otuchy. - Wybacz, nie mieliśmy wystarczająco środków przeciwbólowych, żeby Ci je podać. Kiedy spałaś, tuż po Twojej operacji wybuchł pożar. Znaczy... Ktoś podłożył ogień, ale nie musisz się tym przejmować. Jak się czujesz, potrzebujesz czegoś?
Przysiadła na taborecie obok jej łóżka. Nie trzeba było być znawcą by dostrzec cienie pod oczami kobiety oraz jej zmęczenie. Zupełnie, jakby niedawno dokonała rzeczy niemożliwej. Z resztą... tak właśnie było, a ulewa za oknem, tak rzadka w Desperacji była tego chyba najlepszym dowodem.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 12.01.15 21:59  •  [II piętro] Sala chorych 1 Empty Re: [II piętro] Sala chorych 1
Danke schon za nakreślenie ubioru : )

Dopiero gdy zaczęła powoli odzyskiwać resztki godności rezonu, zauważyła, że została przebrana w coś innego od jej standardowych "śmieci". Co prawda nie miała nic przeciwko, bo to raczej standardowa procedura medyczna, ale skromną nadzieję posiadała, iż przy przebieraniu dotyk na jej ciele był czysto techniczny...
Choć pewnie gdyby nie był to by czuła teraz że coś jest nie tak, więc niech nie wymyśla głupot. To lekarze - nie banda zwyrodnialców, i zresztą wyglądali na takowych. Na niosące pomoc, dobre dusze, których teraz jest już bardzo - żeby nie powiedzieć że niemal wcale - mało. Ysh... Chciałaby się jakoś odwdzięczyć... Jakkolwiek... Ale na razie musiała jakoś znieść fakt leżenia na łóżku i znoszenia pooperacyjnego bólu. Dobra - przywykła do bólu jako takiego, ale jednak nie da się pozbyć odczucia... Cóż. Dyskomfort? Nie. Poprostu się go nie chce, to dziwne? Chyba nie, prawda?
Chyba.
Tak... Wzrok tym razem był dużo ostrzejszy, a Sunae mogła dostrzec szczegóły kobiety, choć wcześniej wydawała się... Trochę inna, w porównaniu do teraz. Była wyraźnie zmęczona - cienie pod oczami wcale nie sprawiały że można było pomyśleć inaczej. Chyba nie przez nią, prawda?
- Słabo wyglądasz... Mam nadzieje że nie byłam takim problemem... - Wymruczała zmieszana faktem że mogła się przyczynić do tego, że ta - bądź co bądź - naprawdę piękna anielica wyglądała w tej chwili jak po nieprzespaniu kilku nocy pod rząd. Ysh... Na samą myśl o tym robiło się jej dość nieprzyjemnie na duszy, że doprowadziła ją do takiego stanu...
Zaraz po tym jednak to umknęło, gdy usłyszała, co się stało, i dlaczego zresztą tak wyraźnie boli. Jej źrenice się rozszerzyły w zdziwieniu, gdy usłyszała o pożarze. Czemu pożar? Dlaczego? Czyżby... To ona?
Odwróciła wzrok od anielicy, wyraźnie przybita myślą, że przez brak kontroli nad swoją mocą mogła podpalić cały ten przybytek. Bijąc się z tą myślą przez dłuższą chwilę milczała, aż w końcu...
W końcu podniosła wzrok swoich pomarańczowych tęczówek i spotkała nimi, równie płomienne spojrzenie Arianwen. Z tym jednak, że w spojrzeniu Sunny czaił się wstyd, zażenowanie, a może nawet i strach wobec reakcji anielicy na to, co powie.
Ale cóż...
Raz się żyje. Wzięła głęboki oddech... I pożałowała tego, bo jakikolwiek ruch w okolicy brzucha kończył się ukłuciem bólu przypominającym tasak w żołądku. Skrzywiła się z bólu, wypuszczając powietrze, po czym znów odetchnęła - tym razem mniej inwazyjnie.
- Uhm, czy... Wiecie może kto to zrobił? - Spytała niepewnym tonem, tylko po to by po chwili kontynuować - równie niepewnie i speszenie, jak z momentem pytania. - Boję się, że... Mogłam to zrobić ja... Wiesz... I ja wiem że jesteśmy tej samej rasy... Z tym że we mnie płonie ogień. Ogień którym kieruje... Czy to z mojej winy szpital zaczął płonąć? - Na dowód swoich umiejętności w tej dziedzinie - uniosła lewą rękę do góry i pstryknęła - dość mocno - palcami, wywołując kilka iskier, jakie dały początek małej kuli płomieni, przypominającej raczej okrągły płomień świeczki, aniżeli faktycznie coś, co mogłoby zapoczątkować pożar...
Szybko jednak opuściła dłoń, a ogień zniknął... - Przepraszam... Nie powiedziałam o tym wcześniej... Nie kontroluje tej mocy tak dobrze... Ale mogłam wam pomóc w zgaszeniu ognia, gdybyście mnie wybudziły... - Znów jej głowa opadła polikiem na poduszkę, nie chcąc by spotkała karcące... Lub jakiekolwiek inne spojrzenie anielicy. Czuła się winna tego wszystkiego... Mogła od tak sprawić by cały pożar poprostu wyparował...
A tymczasem spała sobie w najlepsze... Szlag by to...

Problemy z motoryką w kwestii spinania brzucha, a także ból takowego, łydek i kolan - 2/10 postów.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 13.01.15 8:40  •  [II piętro] Sala chorych 1 Empty Re: [II piętro] Sala chorych 1
Przebranie pacjenta po operacji było przecież standardową procedurą! Mieli położyć ją do łóżka w zakrwawionych i brudnych ubraniach? Raz, nie zdzierżyłaby tego ze względów higienicznych, a dwa... tak się po prostu nie robiło, no! Nie mogłaby spokojnie zasnąć wiedząc, że w jej szpitalu działyby się takie rzeczy. A od ten tak zwany "zły dotyk" dziewczyna nie musiała się martwić. Skoro grzebali jej we wnętrznościach, to nawet wizja macanka była niczym! No ale poważnie. Naomi, która zajęła się tym zadaniem ciągotek do kobiet nie miała. Panowie? Czemu  nie! Wtedy nie dość, że sypały się jednoznaczne propozycje, gdy Ci wracali do zdrowia, to jeszcze mogłaby zgorszyć niejedną cnotkę niewydymkę. No ale dosyć tego!
Na pytanie swojej pacjentki nie mogła się nie uśmiechnąć delikatnie. Oj tak, na pewno marnie wyglądała. Dni w szpitalu nigdy nie należały do prostych, a ona przecież  nie mogła wziąć sobie ot tak urlopu na czas nieokreślony. Ranni przybywali codziennie o każdej porze dnia i nocy. Nic dziwnego, że była zmęczona prowadzeniem takie życia, a do tego poważnie przedobrzyła jeśli chodzi o używanie mocy. Nawet teraz krople uderzały o szyby w oknie, pod którym leżała Anielica. Nie był już co prawda tak intensywny co wcześniej, ale jednak. Aria po prostu nie miała siły go odwołać, a skoro w Desperacji tak rzadko padało, to niech się dzieci z kałuż cieszą.
- Spokojnie, to nie o to chodzi. Powiedzmy, że przedobrzyłam z używaniem moich zdolności pomimo znania własnych granic. - Posłała jej ciepły, pogodny uśmiech, z którego jednak nie znikało zmęczenie. No ale przecież była usprawiedliwiona, no nie? Gdyby nie ona cały szpital nie dość, że spłonąłby jak pochodnia, to jeszcze najpewniej całkiem by się zawalił.
Z drugiej strony sama czuła się okropnie, że swoim wyglądem zmusiła pacjentów do martwienia się o nią. Przecież nie ważne jak bardzo źle by się czuła nie powinna tego pokazywać! Miała nieść nadzieję na wyzdrowienie, a ciężko robić coś takiego wyglądając jak siedem nieszczęść.
Zauważyła jednak, że jej pacjentkę coś gnębi. Wyraźnie się zmieszała, jakby ciążył na niej jakiś wielki problem wpływający też na innych. Czy powinna się dopytywać? Marnym była psychologiem. Na szczęście zaraz się dowiedziała o co chodzi.
I jakim zaskoczeniem dla niej było odkrycie, iż ta drobna istota leżąca przed nią była Aniołem! Nie wyczuła od niej tej specyficznej aury. No... prawdę mówiąc nadal nie wyczuwała, lecz nie sądziła, że kłamie. W końcu personel widział jej skrzydła, a poziom regeneracji ciała dziewczyny był bardzo podobny do jej własnego.
- W takim razie Siostro tym bardziej powinnaś uwierzyć w moje słowa. To nie Twoja wina. - Co prawda ogniu miała dość na długi, naprawdę długi czas, lecz i tak ujęła jej dłoń w swoje ręce, gdy płomyczek zniknął. Ścisnęła ją lekko cały czas patrząc jej w oczy. Cóż... skoro była aniołek to chyba mogła wyznać jej jak było, prawda? Westchnęła cicho i upewniła się, że reszta pacjentów śpi. - Najprawdopodobniej to sprawka tutejszej organizacji DOGS, chociaż nie mam na to niezbitych dowodów. Ochrona widziała pięcioro zamaskowanych osób z chustami, które normalnie nosi każdy członek tej organizacji. I nie myśl sobie nawet, że podejrzewam Cię o udział w tym zamachu. Tak, widziałam chustę i nie, jeszcze nie mogę Ci jej oddać. Wszystkie Twoje rzeczy są bezpieczne w depozycie. I nie wiem czy wiesz, ale w tym szpitalu obowiązuje całkowity zakaz wnoszenia broni. Jedynie ochrona ma pozwolenie, dlatego odzyskasz wszystko razem z wypisem.
Chyba o niczym nie zapomniała, prawda?
Wzrokiem szybko oceniła aktualny stan swojej pacjentki. Mimo, że była świeżo po operacji to i tak wyglądała dobrze. Rany nie stanowiły już zagrożenia dla jej życia, a trochę bólu, który teraz odczuwa może nauczy ją nieco więcej ostrożności. Z resztą... Aria nigdy nie używała swojej mocy, żeby całkiem kogoś wyleczyć. Oszczędzała energię właśnie na takie przypadki jak ten pożar.
- Jak już mówiłam - nie przejmuj się. Jesteś pacjentką, niedawno przeszłaś operację, więc musisz odpoczywać. Twoje ciało nie zagoiło się w pełni. Obecnie Twoim jedynym obowiązkiem jest wrócić do zdrowia. Z resztą... co by była ze mnie za dyrektorka, gdybym nie poradziła sobie w takiej sytuacji? - Uśmiechnęła się przekornie i w końcu puściła rękę drugiej anielicy pozwalając opaść jej na materac. A co do radzenia sobie... nie miała żadnej pewności, czy jej się uda. Bała się o pacjentów, personel, cały budynek, który chcąc nie chcąc zaczęła nazywać domem. - W przeciwieństwie do reszty Aniołów nie potrafię walczyć. Moje umiejętności w tej kwestii ograniczają się do posługiwania się bronią palną. Dlatego założyłam ten szpital, żeby chociaż w inny sposób móc opiekować się najukochańszymi dziełami naszego Ojca.
W jej głowie pobrzmiewały wyrzuty sumienia. Czy czuła, że zawodzi? Oj... i to nawet bardzo często.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 13.01.15 19:11  •  [II piętro] Sala chorych 1 Empty Re: [II piętro] Sala chorych 1
No dobrze, dobrze, procedury, tak, oczywiście. Nie ma się co o nie zbytnio nanosić - Sunny miała lekkie przewrażliwienie na punkcie bycia dotykaną, i nic więcej. Może nie miała do tego wstrętu, nie uciekała czy nie bała się - ale każdy dotyk sprawiał jej... Dość dużą dozę trudności. Ciężko powiedzieć czemu, ale taka jest od bardzo dawna, jakby dopiero doroślała i wstydziła się każdego kontaktu cielesnego z kimś innym. Może kiedyś jej to w końcu przejdzie... Może.
No ale nie to było kwestią do rozstrząsania, zostawmy dziwactwa Sunae jej samej i skupmy się na tym, co tu mamy.
Wydała z siebie ciche, zbite z tropu "uhum" gdy usłyszała o powodzie dla którego wygląda w tej chwili jak wpół do śmierci i przystanek przed wizytą w kostnicy. Dobra, okey, może trochę wyolbrzymione wyobrażenie, acz jednak zdecydowanie potrzebowała urlopu, przynajmniej z wyglądu. Ciepły uśmiech, naznaczony piętnem wysiłku i zmęczenia wcale nie pomagał w kwestii nie zarzucenia jej trupiego wprost umęczenia się. Przerwa, może? Przydałaby się...
Albo Sunny może pomóc w jeszcze inny sposób, ale o tym pomyśli później, a przynajmniej jeszcze nie teraz. Martwiło ją trochę iż Ashley jeszcze się nie odezwał... Przecież nie mogło być tak źle, by coś mu się stało, prawda? Wywołanie go teraz jednak kosztowałoby zbyt dużo sił, więc jedyne co mogła zrobić, to dość niespokojnie czekać na to, aż w końcu będzie zdolna do użycia tej zdolności... W końcu musi. Nie zamierza się nie zainteresować swoim bratem. Jest jej zbyt bliski, zbyt cenny...
Sam fakt że mamrotała tuż przed utratą przytomności o nim mówi jasno o tym, prawda?
Zaskoczenie? Hm, może i faktycznie Sunae nie wyglądała w tej chwili tak "anielsko" jak reszta członków ich rasy, lecz nie mogła nic zrobić w tej kwestii. To, można powiedzieć - wpływ otoczenia na nią. Musiała schować swoją butę, wyniosłość i anielskość w buty, a i strata podopiecznego odbiła się też na jej poczuciu obowiązku. Skoro nawet nie mogła być na tyle silna by obronić kogoś, kogo dano jej w obronie...
Co z niej za anioł...
Znów wydukała ciche, zmieszane "uhm" na odpowiedź o tym, iż nie powinna się zamartwiać tą kwestią. Mimo wszystko - i tak czuła się winna. Winna faktu że nie mogła im pomóc. Gdyby tylko dowiedziała się o tym, odczuła jakkolwiek wydarzenia wokół... Choćby miała się potem nie obudzić, zdusiłaby ten ogień w zarodku i nie pozwoliła nikomu nawet lekko się oparzyć. Ysh... Dobijające odczucie...
Dotyk ze strony anielicy był czymś szczerze niespodziewanym, acz jednak powinien być jakoś przewidziany. W końcu nie wszystkie anioły są takie jak Sunny - bojące się dotyku na innych, unikając go jak kolców. Stąd też - nawet pomimo osłabienia i jeszcze nie do końca dokładnego nakrwienia organizmu - na jej policzkach pojawiły się delikatne rumieńce zawstydzenia. Tym bardziej że to była naprawdę piękna kobieta...
Sha, stahp, nope. W każdym razie, co może Aria zauważy - ciało anielicy jest dużo cieplejsze od standardowej temperatury ciała ludzkiego. Może nie wzruszy to jej za nadto, może uzna to za gorączkę... Ale jednak to była jej naturalna temperatura. Temperatura ognia w jej sercu i żyłach...
... Coś nią jednak wstrząsnęło, gdy usłyszała, kto był świadkiem. Szarpnęła się niemal do pionu, lecz skurcz i silne uderzenie bólu zdusiło w jej gardle zdziwione powtórzenie nazwy organizacji. Nie, nie zdziwione. Zszokowane. Z cichym jękiem bólu opadła z powrotem na łóżko, zaciskając drugą dłoń na bolącym brzuchu. Zapamiętać - nie wykonywać gwałtownych ruchów. Ni za cholerę. Wyjaśnienia co do broni były logiczne - ale raczej w chwili wchodzenia do tego miejsca nie miała zbytnio myśli o tym, że musi odstawić takową. Odbierze ją później. Kiwnęła głową, wciąż w wyraźnym szoku po usłyszeniu, kto mógł zaatakować to miejsce... By po krótkiej chwili w końcu zareagować. Zaczęła kręcić głową na boki, cicho pod nosem pomrukując zaprzeczenia temu, że mogli to być jej "kamraci".
- Nie... To nie mogli być oni... Nie mogli... A nawet jeśli... Spalę ich na popiół... - Warknęła gniewnie pod nosem ostatnie, krótkie zdanie, po czym jednak odetchnęła kilkukrotnie, starając się uspokoić. Chwilowo nic na to nie poradzi, nawet się stąd ruszyć nie może. Odliczyła w myślach do dziesięciu...
Huh, pomogło, aż dziwne. Musi to częściej stosować gdy się gniewa, może okazałoby się pomocne w 9 na 10 wypadków gdy zaczyna przypadkowo podpalać meble w pokoju lub w okolicy. Tak, zdecydowanie mogłoby pomóc.
Nie miała jej za złe tego, że nie wyleczyła jej w całości - osobiście nawet sama wolała się regenerować, niż w całości polegać na innych. Choćby z tego powodu wizyty w gabinecie Ourell'a często kończyły się jeszcze przed zaczęciem... Yup, prawdopodobnie z tego powodu. No i też jej wrodzonej niechęci do dotyku - przynajmniej na "trzeźwo" i świadomie. Nieprzytomna, cóż... Właśnie.
Znów wysłuchała Arii, nie przeszkadzając jej nawet zbyt głośnym oddechem w trakcie mowy. Wciąż nie mogła zwrócić na nią spojrzenia dłuższego niż krótkie i zdawkowe - przez fakt tego że była tak blisko i tak czule trzymała jej dłoń, każde rzucenie okiem na płomiennowłosą powodowało kolejny wybuch niekontrolowanego zmieszania i wstydu, ukazujący się jako pogłębiające rumieńce na policzkach. Oby nie zwróciła na to uwagi większej niż przelotny wzrok...
Ciche, wprost zupełnie niesłyszalne westchnięcie ulgi wydostało się spomiędzy jej warg, gdy w końcu została puszczona. Uf... Chociaż tyle...
- Uhm, tak... - Zaczęła, wciąż zawstydzonym tonem i uśmiechnęła się lekko, próbując skupić swoje spojrzenie tylko i wyłącznie na oczach stojącej przy niej anielicy. A było to zadanie zaiste trudne!
- Uhm... Nie przedstawiłam się nawet... Jestem Sunae... Ale mów mi Sunny. Jesteś... - Z chwilą konsternacji wbiła spojrzenie w ścianę obok, próbując przypomnieć sobie imię kobiety. Kojarzyła je... Jak przez mgłę. - Aria...nwen? Tak? - Spytała w końcu, zwracając z powrotem wzrok na złotooką anielicę, mając nadzieje że potwierdzi. Byłoby to smutne, gdyby nawet nie zapamiętała jej imienia, prawda? Nawet bardzo... Żeby nie powiedzieć że całkowicie.
Ponownie wysłuchała jej słów. Tylko broń palna? Skrzywiła się lekko gdy o niej usłyszała, mamrocząc cicho pod nosem coś w stylu "nie znoszę tego huku..." Nie przerywała jednak słuchania. Powołanie, można powiedzieć. Nie popadła w osłabienie i upadek swojej woli, ciągle opiekując się nimi wszystkimi wokół, ludźmi... I nie tylko nimi. Trzeba przyznać że wobec niej czuła się... Nawet swoistą zdrajczynią, jaka porzuciła swój obowiązek. Wstyd związywał jej gardło, a poczucie winy ciążyło na sercu. Winy, że ona nie umiała dopełnić swojego obowiązku...
- Chciałabym tak dopełniać... Swojego celu jak ty... - Szepnęła cicho, znów odwracając spojrzenie na bok, przygnieciona poczuciem "niespełnienia". I to wcale nie w tym znaczeniu. W innym... Zupełnie innym...
Dlatego też wpadła jej do głowy dość głupi pomysł, który pewnie sama kobieta nie pochwali... Ale jednak chciała to zrobić. Odwdzięczyć się jakoś... Jakkolwiek. Znów - i to tym razem sporą siłą woli - zmusiła się do przezwyciężenia swojego zażenowania i jej spojrzenie ponownie skrzyżowało się z jej wzrokiem. Uśmiechnęła się delikatnie i uniosła dłoń ku niej. - Obejmij moją dłoń... Jeszcze raz... Proszę. - Powiedziała empatycznie i ciepło, lekko przechylając głowę na bok, przez co nawet jak się uprzeć, dałoby się o niej powiedzieć że jest "słodka". Tudzież urocza.
...
Nie, nie zabija za takie stwierdzenia. Jeszcze nie stwierdzono przynajmniej przypadku który by marudził na to.

Problemy z motoryką w kwestii spinania brzucha, a także ból takowego, łydek i kolan - 3/10 postów.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 14.01.15 22:56  •  [II piętro] Sala chorych 1 Empty Re: [II piętro] Sala chorych 1
Czy to zmęczenie tak bardzo dawało jej się we znaki, czy po prostu zrobiła się mniej spostrzegawcza niż była kiedyś? Te delikatne sygnały dawane przez Sunny. Lekkie napięcie mięśni, niepewny wzrok czy chociażby lekka zmiana tonu głosu... Ona tego nie powiązała ze stresem wywołanym przez jej dotyk. Wniosek? Biedna anielica musiała znosić jej łapki przez dłuższą chwilę. A przecież mogła powiedzieć, żeby Aria zabrała swoje macki!
Sunny nie była jednak tak rozmowna, jak w pierwszej chwili spodziewała się dyrektorka. A może to właśnie ona była zbyt rozgadana? Też istniała taka możliwość. Po zachowaniu swojej pacjentki zaczęła się zastanawiać, czy w ogóle powinna mówić jej o tym, co ustało się ustalić w sprawie podpalenia? Mimo wszystko wpierw była ranną osobą znajdującą się pod opieką rudowłosej, dopiero potem anielicą, którą mogłaby prosić w razie czego o pomoc. Niestety teraz było już na to zdecydowanie za późno, a płakać nad rozlanym mlekiem nie ma co.
- Wybacz, nie powinnam zrzucać na Ciebie swoich problemów. To takie nieprofesjonalne, prawda? - Uśmiechnęła się wymuszenie. Z całej siły powstrzymywała ciężkie westchnienie. Naprawdę powinna dziś już sobie odpuścić. Dokończyłaby obchód, a potem przespała całą noc w swoim gabinecie. W tej chwili nawet jej twarda prowizoryczna kanapa wydawała się być luksusowym łożem.
W końcu jednak jej uwagę zwróciło coś jeszcze, na co już wcześniej przecież powinna zareagować. Trzymając dłoń swojej pacjentki nagle ściągnęła brwi i położyła jedną rękę na swoim czole porównując ich temperatury. Raptem po kilku sekundach pomiaru poderwała się z taboretu.
- Masz gorączkę! Przepraszam, nie zauważyłam wcześniej! Jak najszybciej przyniosę Ci coś na jej zbicie! Lekarstwa...? Szlag, skończyły się... ale zimny okład też się nada. - Ostatnie zdania kierowała już bardziej do siebie głośno myśląc. Przeszła za parawan, wzięła mały ręcznik i zanurzyła go w wodzie. Podobnie jak na głównym hallu tak i w salach były bukłaki z wodą, żeby pacjenci nie musieli się zbędnie wysilać. Poza tym... czy ktoś zauważy, iż szanowna pani dyrektor przeklęła? Po krótkiej chwili wróciła do anielicy kładąc jej chłodny ręcznik na czoło. Czuła się tak okropnie... w jej obecnym stanie nawet nie mogła należycie zaopiekować się pacjentami! Jej personel chyba miał rację odsyłając ją na spoczynek.
A wspomnienie o DOGS było chyba najgorszym błędem, który dotychczas popełniła. Szybko naparła delikatnie na ramiona anielicy, żeby nie pozwolić jej wstać.
- Ostrożnie! Szwy są świeże! Nie możesz wykonywać takich gwałtownych ruchów. A jeśli chcesz usiąść to najpierw przekręć się na bok i podeprzyj rękoma... -Powoli zaczynała wątpić w swoje powołanie do tej pracy, skoro tak marnie zajmowała się swoją pacjentką. - Jak powiedziałam, nie mam żadnej pewności co do tego, czy to właśnie Twoja organizacja za tym stoi. Pewnie niedługo będę się starać o spotkanie z waszym dowódcą jak tylko znajdę chwilę czasu... Niestety to co się stało nie może przeminąć bez echa, jeśli udzielana pomoc ma być nadal dla wszystkich bez wyjątków.
Ciekawe czy Growlithe wyrazi chęć spotkania? Chyba tak się nazywał o ile dobrze pamiętała. No i jeszcze dowódca najemników... Teraz była zdecydowana w stu procentach, że musi dojść z nim do porozumienia. Bezpieczeństwo szpitala było dla niej priorytetem, a oni mogli go zapewnić.
- Zgadza się. Miło mi Cię poznać Sunny. Już od bardzo dawna nie miałam okazji spotkać kogoś z naszego Rodzeństwa. Cieszę się, że tu jesteś. Znaczy... nie cieszę się z Twoich obrażeń, tylko ogólnie ze spotkania. Mam nadzieję, że wiesz co mam na myśli? - No ładnie, pogrąża się coraz bardziej. Czy zmęczenie czyniło z niej chodzącą idiotkę? Bo póki co właśnie na to wyglądało. I nie, wcale jej to nie odpowiadało!
Dostrzegła jednak, że anielicą coś dręczy. Wnioskując z kontekstu rozmowy zapewne miała na myśli dołączenie do organizacji, chociaż niebiańscy posłańcy teoretyczni powinni być bezstronni. A może chodziło o coś innego? Usłyszała jej wypowiedź o celu, na co tylko smutno pokręciła głową.
- To nie do końca tak... Nie potrafię już nawet zliczyć ile istnień straciłam. Wiele osób umierało mi na rękach, na stole. Widziałam ich strach. "Co ze mną będzie, skoro Bóg nas opuścił"? Nigdy nie potrafiłam odpowiedzieć na to pytanie żadnemu pacjentowi. Nie potrafię dodać im otuchy, gdy najbardziej jej potrzebują. Uleczyć ciało jest o wiele prościej, wystarczy sucha wiedza. Zstąpiliśmy na Ziemię, żeby się nimi wszystkimi opiekować wierząc, że w ten sposób udowodnimy swoje posłuszeństwo wobec Stwórcy, a żadne z nas nie ma nawet pewności, że On powróci... - Spuściła głowę. Podzielenie się tymi wątpliwościami nieco jej ulżyło, lecz nadal pozostawało tak wiele pytań bez odpowiedzi.
Widząc ciepło w jej oczach i uśmiechu sama również się uśmiechnęła. Teraz zauważyła jak niewiele potrzeba, żeby Sunny promieniała. Mimo ran, zmęczenia i bólu, który niewątpliwie odczuwała teraz dało się dostrzec jej anielskość. Arianwen znów ujęła jej dłoń delikatnie spełniając tym samym prośbę swojej Siostry. Zupełnie nie podejrzewała też, co ta zamierza. O ile w ogóle coś zamierzała rzecz jasna.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 20.01.15 15:11  •  [II piętro] Sala chorych 1 Empty Re: [II piętro] Sala chorych 1
Przecież to nie był nieprzyjemny dotyk, jedynie... Budzący niepotrzebne myśli i chęci, których i tak nie spełni, a których odczuwać nie chce, stąd starała się odegnać je jak najdalej, starając się też ignorować go... Lecz fakt tego jak zachowywała się wcale nie mówił by się to udawało, prawda? Ysh... Lepiej było w niebie. Tam nie odczuwała tego aż tak, nie wiedząc czemu dopiero tutaj, na dole, zaczęło to się w niej "budzić"... Ogień... Lecz nie ten, do którego przywykła. Nie ten, który potrafiła obudzić i kontrolować...
Ogień, którego się bała... Ciepło, którego nie pragnęła... A zarazem chciała jak najwięcej.
Cóż, będąc w zawstydzonym stanie, a także i dopiero po wybudzeniu z narkozy ciężko odczuwać chęci do wylewania z siebie miliardów słów, a jeszcze ciężej jest je mówić do niemal obcych, jeszcze gorzej składając je w LOGICZNE całości zdań. Ból który ciągle zalewał jej umysł z poziomu brzucha też wcale nie pomagał. W pewnej chwili nawet wpadło jej do głowy, że tak mogłaby się czuć ofiara gwałtu... Lub też - jak w jej wypadku - osoba której wbito dość głęboko zwierzęce szpony, rozszarpując jej też nieco wnętrzności.
Na jej pytanie z miejsca, bez zastanowienia pokręciła głową przecząco, odpowiadając na jej uśmiech - nawet pomimo wcześniej niezbyt dobrego nastroju - szczerym, miłym, delikatnym uśmiechem. - Po to jesteśmy, prawda? Tak ty jak i ja. Mów - jeśli choć odrobinę ci ulży. - Chciała móc ją w tej chwili objąć. Podnieść się, choćby do siadu i przytulić, cicho szepnąć o tym iż nic się nie stało, wszystko będzie dobrze, by nie przejmowała się...
Lecz wiedziała że tego nie będzie mogła zrobić. Jej wstydliwość zawiąże jej supeł w gardle, a ramiona przykuje do łóżka kajdanami z żelaza. Ych... Chciała by jak Ashley...
Ashley... Co raz bardziej ją to martwi, przez co jej uśmiech szybko znikną z jej twarzy, a sama znów odwróciła spojrzenie, wzdychając cicho. Ashley... Ash... - Ashley... - Szepnęła cicho w przestrzeń, a z kącika jej prawego oka mimochodem upłynęła samotna, pełna smutku łza. Ashley... Czy... Czy straciła go na zawsze? Nie chciała tak o tym myśleć, ale... Milczał. Bała się, nie wiedziała czy wszystko z nim w porządku. Nie mogła w tej chwili nawet przekonać się, czy może go wezwać, bo choćby próba użycia tej zdolności skończyłaby się dobą nieprzytomności lub dłużej.
Z jej smutnego zamyślenia na temat Ashleya wyrwało ją nagłe zachowanie Arii. Zerwała się nagle, szybko, zanim w ogóle Sunny zareagowała na jej słowa. Krótką chwilę analizowała co miała na myśli przez fakt "gorączki"... Gorączka... Czy to ten stan którzy mają ludzie i inne istoty, gdy złapią jakiś wirus? Ale... Ale ona zawsze ją ma... Tylko nie tak wysoką, lecz jednak nader wyczuwalną. Może wstydliwość sprawiła że jeszcze bardziej była ciepła? Słysząc jednak że jest w pobliżu, spróbowała wywołać ze swojego gardła choćby namiastkę głośniejszego zawołania. - Arii... Nie trzeba... Od zawsze... Jestem cieplejsza niż inni... Nie mam gorączki... Gdybym była zimniejsza... To nie byłby zdrowy stan... - Starała się to mówić na tyle wyraźnie by ją usłyszała zanim wróci, by nie marnowała niepotrzebnie środków na jej stan w tej chwili. Była zdrowa pod tym względem - to jej naturalny stan, wywołany ogniem wewnątrz ciała. Jest aniołem ognia... Ciepłym, czasem gorącym, a nawet parzącym... Lecz nie miała takiej temperatury jak normalni ludzie. Pokręciła głową na ręcznik na jej twarz, chcąc zaprotestować w jakiś sposób. Nie był potrzebny... Ona zawsze taka jest... Chłód jej ciała byłby bardziej groźny, dlatego osoby posługujące się w jakikolwiek sposób chłodem, a nawet zimne powiewy wiatru czy chłodna zima i śnieg to jej wrogowie numer 1. Zło wcielone, uch.
Cóż... Zareagowała dość ogniście, fakt, ale ciężko jej się dziwić. Osoby które uważała przez dłuższy czas za bardziej prawe od większości ludzi miały by podpalić "od tak" szpital pełen potrzebujących istot? GÓWNO PRAWDA. Prędzej ktoś się podszył pod nich. Tak, to na pewno to. Żółte chusty przecież łatwo zrobić, prawda? Niech tylko wyjdzie z tego szpitala... Nawet w piekle będzie zimniej niż w pobliżu anielicy. Ba, piekło wyda się skutą lodem krainą w porównaniu do okolic czarnowłosej. Nie oponowała przed powstrzymaniem pod podnoszenia się, trochę "martwo" padając na łóżko, zbyt zszokowana i przejęta tym, co mogło się stać. To było prawie jak tępy obuch w czaszkę, musiała się teraz wybudzić ze świadomości faktu, którego się dowiedziała. Przecież to na pewno nie oni... Na pewno...
Na pewno...
- To na pewno... Nie oni... Przepraszam za to, zbyt... Gwałtownie zareagowałam... - Przyznała po chwili, rozumiąc że jej reakcja jaką teraz dokonała była czymś, co mogło dość szybko sprawić by wróciła do stanu sprzed kilku godzin jej snu. Uch... Czemu jest tak lekkomyślna? No tak... Przecież ma to w naturze. To jej brat zawsze był tą lepszą, spokojniejszą i przyjemniejszą stroną, to jego zawsze bardziej lubili. Ona była tą czarną owcą, złą, nieprzyjemną, wybuchową... Ale nie potrafiła tego zwalczyć. Ognia, który ją palił. Ognia, który pchał ją do wszystkich działań jakie robiła. Ognia, którego miała za wiele.
Kiwnęła głową z subtelnym, wyrozumiałym uśmiechem na jej tłumaczenia. Oczywiście że rozumiała jej tok myślenia, ale widziała bez problemu że zmęczenie ją dobija, nawet w kwestii logicznej mowy. Ona bardziej potrzebuje odpoczynku od niej. Zdecydowanie dużo bardziej.
- Rozumiem, Ario. Szkoda że nie mam jak zaprosić tutaj Evendell i Ourell'a, lub ciebie do DOGS... Szkoda. Szkoda że nie możesz też poznać Ashley'a, mojego brata... Boję się o niego... - Znów zmartwiła się na wspomnienie o bliźniaku, jakiego posiada w swoim ciele, o magii, która ich łączy. Czy wszystko w porządku, czy Ashley... Żyje. Nie mogła go stracić... Nie mogła by bez niego dalej żyć... Nie bez niego...
Troszkę skwasił ją fakt, że anielica usłyszała jej słowa. Nie chciała tego mówić tak wyraźnie... Mimo to jednak, przysłuchała się jej i poczuła, że musi jakoś jej pomóc. Przecież dużo lepiej dopełniała swojego obowiązku od Sunae... Więc dlaczego smuci?
- To właśnie jest tak. - Odpowiedziała po krótkiej chwili, znów wpatrując się w nią, a na jej twarzy wykwitł wyraz ciepła i przyjemny uśmiech. - Dałaś im nadzieje. Skoro do śmierci odprowadził ich taki anioł jak ty, skąd wiesz czy nie będą też tak samo myśleli dalej? Jestem pewna że uznają iż kolejni aniołowie ochronią ich dusze. Boga nie ma? Jest. W każdym z nas - jego posłańców. Musimy tylko być jak on, tak jak ty jesteś teraz. Nieść miłosierdzie i pomoc tym, którzy potrzebują. Śmierć i potępienie tym, którzy na nie zasłużyli, dopełniać cel, jaki... Sobie wyznaczyliśmy...
Dopełniasz go lepiej niż ja, z każdym uratowanym życiem. Ja nie potrafiłam, jako stróż, ocalić jednego człowieka jakiego broniłam...
- Odrzuciła złe myśli i smutek, nie chcąc sobie pozwolić na to, by pojawiło się na jej twarzy zwątpienie. Teraz nie pokaże ani jej odrobiny. Ani troszkę. Nie teraz. Później będzie na to czas, dlatego też nie poddała swojego przyjemnego uśmiechu, gdy poprosiła ją o objęcie dłoni.
Poszerzyła uśmiech, gdy poczuła delikatny dotyk na jej dłoni. Wiedziała co zrobić... Wiedziała jak... Korzystając więc z rezerw swoich sił, pociągnęła ją mocno w dół, drugą dłonią łapiąc jej ramię, by się schyliła. Gdy to zrobiła, położyła dłoń na jej karku i przytrzymała ją. - Nie bój się. Chcę ci pomóc... - I choć nie wierzyła że to robi, podciągnęła głowę do góry i lekko, delikatnie, acz zarazem czule ujęła jej dolną wargę swoimi, składając na jej ustach czuły, wstydliwy pocałunek, jaki - wraz z uchwytem i dotykiem - tracił na sile z każdą sekundą, podczas gdy anielica mogła poczuć jak całe jej zmęczenie znika, a ona sama zyskuje siły równe dobrej, solidnej, lecznicej drzemce.
Nie trwało to więcej jak kilka chwil gdy jej uścisk opadł, a ona sama wróciła na łóżko. Jej ramię swobodnie spłynęło z ciała anielicy w powietrze, wisząc za łóżkiem. Fakt płytkiego, cichego oddechu i tego, że dalej porusza oczyma mówił, że jeszcze żyje. Jej wargi drgnęły w uśmiechu, a cichutki, urywany szept wyrwał z jej ust. - Przepraszam... Nie mogłam... Się powstrzymać... Zarówno od tego by... Pomóc ci... Jak i tego pocałunku... Nie bój się... Nic mi nie będzie... Muszę... Odpocząć... - Jej spojrzenie było wyraźnie "zgaszone", jakby w tej chwili była na granicy snu i jawy... Lub śmierci. Ciężko powiedzieć, lecz Sunae nie wydawała się tym przejęta - tak długo jak Aria będzie się lepiej czuła i lepiej będzie mogła pomóc i dopełnić swojego zadania. Lepiej od Sunny...

Problemy z motoryką w kwestii spinania brzucha. Ból brzucha, łydek i kolan - 4/10. Potwornie duże zmęczenie - brak możliwości poruszania się oraz problemy z mową 0/6 postów, problemy z poruszaniem się do końca sesji. Użycie mocy przejęcia ran - przejęte zmęczenie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 21.01.15 22:29  •  [II piętro] Sala chorych 1 Empty Re: [II piętro] Sala chorych 1
Gdyby anielice zaczęły ze sobą szczerzej rozmawiać okazałoby, że obie męczą się z tą samą sprawą. Żądze ludzkich ciał były niezwykle problematyczne, a kontrolowanie ich niejednokrotnie sprawiało wiele trudności. W końcu sama Arianwen niedawno o mało co nie została zgwałcona. Znaczy może nie tyle co zgwałcona w pełnym znaczeniu tego słowa, ponieważ w pewnym stopniu chciała, żeby to się wydarzyło. Ale na pewno nie zamierzała się do tego przyznać! Niemniej... cielesne potrzeby stawały się niemal boleśnie niemożliwego do zniesienia.
W jej zapewnienie jednak nie mogła w pełni uwierzyć. Jakby nie patrzeć była lekarzem, dopiero potem anielicą, a kobietą na szarym końcu. Nawet jeśli Sunny twierdziła, że nic się nie stało to nadal miała wątpliwości.
- Mimo wszystko... No nic. W każdym razie jeśli będziesz się chciała podzielić z kimś swoimi problemami jestem do usług. Może nie znamy się za dobrze, jednak w końcu jesteśmy Siostrami. - Tu już jej uśmiech był bardziej szczery. O ile z Ashley łączyły ją więzy krwi (czy czegoś tam), tak Aria uważała wszystkie anioły za swoje rodzeństwo. Bo w sumie nimi byli, skoro ich Bóg Ojciec wszystkich stworzył, nieprawdaż?
Jakby w odpowiedzi na jej słowa zauważyła, że anielica faktycznie czymś się martwi. Nie dość, że była po operacji, do tego wszystko ją bolało, to jeszcze to. Czy Arianwen mogła jej jakoś pomóc? Co więcej zrobić? Znała się na leczeniu ciała, jednak jeśli chodzi o dusze... nigdy nie była dobrym mówcą. Stwierdzenie, że wszystko będzie dobrze w tych realiach nie miało prawo bytu. Nic nie mogło być dobrze, nawet ona to wiedziała. Jedyne co mogła zrobić w celu dodania dziewczynie otuchy było delikatne ściśnięcie jej dłoni. Jeśli nie chciała mówić to Aria nie będzie jej zmuszać.
A potem nastąpiło małe zamieszanie z szykowaniem okładów chłodzących. Wyrzucała sobie, że wcześniej nie zauważyła gorączki własnej pacjentki. Przecież to powinno być zdiagnozowane na samym początku! Każdy, nawet Ci kompletnie nieogarnięci w kwestiach medycznych, zdrowotnych czy życiowych wiedzieli, że podwyższona temperatura to nic dobrego! A ona - główna lekarka szpitala - o tym zapomniała! Teraz jednak już miała wszystko gotowe i już już miała położyć okład na czole dziewczyny, gdy usłyszała jej słowa. Na moment znieruchomiała, zmarszczyła brwi, a zmarszczka między jej brwiami jasno świadczyła, że intensywnie myśli.
- No tak... Anioły ognia mają w sobie boży płomień. Wybacz... tak dawno nie zajmowałam się naszym rodzeństwem, że zapomniałam... - Spuściła głowę. Naprawdę dawała ciała na całej linii i nic nie było w stanie zmienić jej zdania. Później pewnie wpadnie w depresję, zaszyje się w swoim gabinecie i nie będzie wychodzić przez cały dzień. Z tym, że pojęcia "cały dzień" skurczy jej się do kilku godzin. W końcu pacjenci ciągle przybywali, a po podpaleniu było ich jeszcze więcej.
Sprawa podłożenia ognia widać ciągle ciążyła również Sunny.
- Nie powiedziałam, że to sprawka DOGSów. Chusty nie mogą dać mi stuprocentowej pewności na ten temat. Niemniej... kiedy już wrócisz do sił i udasz się do waszego przywódcy czy mogłabyś mu przekazać, że chciałabym się z nim spotkać? Przede wszystkim głównie po to, żeby wyjaśnić tą sytuację właśnie. - Ona sama nie miała pojęcia gdzie go szuka. Ponoć po Desperacji krążył piec, który w razie potrzeby dostarczał mu informacje, ale anielica nie wiedziała jak wygląda. A tak miała pewność, że wieść trafi bezpośrednio do Wilczura, jak ponoć nazywał sam siebie lider tej organizacji.
W końcu jednak Sunny wyznała czy m się tak bardzo martwi. Może to była szansa dla Arii, by mogła pomóc uporać jej się z problemami?
- Twój brat, tak? Jeśli powiesz mi o nim coś więcej być może będę mogła pomóc. Wbrew pozorom ochroniarze szpitala mają dobre kontakty w Desperacji i słyszą więcej, niż często sama chciałabym wiedzieć. - Uśmiechnęła się lekko przy ostatnich słowach. Zdecydowanie wolała nie wiedzieć kto z kim sypia...
Zamiast jednak wspomóc Sunny ta kolejny raz musiała pocieszać dyrektorkę. Z drugiej strony jej słowa faktycznie dodały ukojenia anielicy. Przez długi czas zmagała się z tym sama, a samo przyznanie się do wątpliwości sprawiło, że poczuła się lepiej. Do tego Sunae pomogła jej uwierzyć, że faktycznie robi wszystko, co w jej mocy. Może więc nie była aż tak zła?
- Dziękuję... to naprawdę wiele dla mnie znaczy. - Jej siostra naprawdę była niezwykła.
To co się potem jednak stało sprawiło, że krew w żyłach anielicy niemal zamarzła z przerażenia. Sądziła, że podanie dłoni miało służyć tylko do dodania otuchy, a zamiast tego ich usta się złączyły. Aria otworzyła oczy szeroko ze zdziwienia. Jej pierwszy pocałunek z kobietą! Mało tego, miała wrażenie, że w ten sposób zabiera od niej całe zmęczenie. Naprawdę, zniknęło jak za dotknięciem magicznej różdżki! Zamiast tego to jej pacjentka opadła na łóżko zupełnie wyczerpana.
- Sunny! Nie, nie powinnaś tego robić! To Ty musisz wyzdrowieć! Doprawdy, nie rób takich pochopnych rzeczy! Sunny? - Bała się o nią, naprawdę się przestraszyła. Mimo zapewnień ze strony drugiej anielicy przejęcie jej zmęczenia musiało spowodować, że sama teraz ledwo żyła. - Teraz chcesz czy nie musisz odpocząć. Zamknij oczy, prześpij się... Posiedzę tu, w końcu mój własny personel kazał mi zrobić sobie przerwę. Proszę... I jako Twój lekarz nie pozwalam robić Ci tego więcej póki nie wyzdrowiejesz! - Tym razem mówiła poważnie. Niech Sunny jeszcze raz zrobi coś niemądrego i będzie musiała się z nią rozprawić osobiście.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 21.01.15 23:37  •  [II piętro] Sala chorych 1 Empty Re: [II piętro] Sala chorych 1
Cóż, przynajmniej one się z tym męczą. Aria ma o tyle szczęścia, że nie jest połowicznie połączona z bratem-bliźniakiem, który nie ma w kwestii bliskich kontaktów ŻADNYCH problemów. Pomijając fakt że wewnątrz "umysłu" nie da się zamknąć oczu i uszu, cóż... Sunny musiała znosić głosy i widzieć to co jej brat. A widziała troszkę, trzeba przyznać, choć sama nie miała okazji przeżyć prawie nic. Nawet ją to osobiście cieszy - jej nic nie jest, i pechowej, próbującej swoich "działań" osobie również. Szczerze przyznawszy - dużo bardziej trzeba by było się cieszyć z tego, że to jednak ta "druga" osoba nie miała okazji mieć "problemu" z Sunny. Płomyczek na pewnym punkcie ciała mógłby... Boleć. I to mocno.
- Nie przejmuj się tak. - Rzuciła, próbując jej poprawić nastrój. Nie wyglądała na osobę która w tej chwili była wyraźnie ucieszona z tego, że zwierza się z problemów swojego zawodu. Sunny tego nie robiła... Ona już do tego przywykła. Pomimo bycia Stróżem, od dawna już nie posiada nikogo do ochrony, więc chwilowo jest niczym Gniew Boży... Lecz nawet ten gniew czasem odczuwa poczucie winy, zwłaszcza wobec tych, proszących o litość tuż przed ostatnim ciosem.
- Tak jak i ja jestem do usług dla Ciebie. - Dopowiedziała do jej słów, dalej próbując (już chyba na siłę) ukazać fakt, że nie szkodzi iż "wygaduje" się ze swoich problemów. Naprawdę - zero problemów, nawet najmniejszych. Grunt że chociaż jej uśmiech stał się wyraźniejszy i szczerszy - to zawsze na plusik, prawda?
W tej chwili nie dało się nic zrobić. Dość szybko przechodziła z radości w smutek, z uśmiechu w wyraz boleści i rozpaczy... Ashley. Milczy. Jest dla niej jak serce - bez niego nie może żyć, istnieć. Gdyby zniknął, cały jej świat zawaliłby się, zagruzował. Był zawsze za nią murem, a gdy była potrzeba - zasłonił by ją swoją piersią przed każdym atakiem. Poświęcił nawet jedno ze swoich skrzydeł, tylko po to by uniknęła własnej kary. Nie może przestać o nim myśleć ani na moment jeśli tylko przez krótką chwilę ma wolne myśli... Od razu wtedy próbuje podjąć kontakt, jakikolwiek, nawet najsłabszy. Nawołuje go, lecz wewnątrz umysłu czuje jakby traciła dech i nie mogła wymówić nawet słowa, zawołać go, przywołać... Nie miała sił... Była słaba. Zbyt słaba, zbyt krucha w tej chwili, by próbować. Gdzie jesteś, Ash... Odezwij się...
Co do ochładzania i okładów - fakt był taki że Sunae nawet nie zwróciła na to uwagi, przynajmniej nie do chwili, gdy po krótkiej analizie powodu dla którego Aria wywiała za zasłony po zimną wodę przypomniało jej się, iż temperatura ciała jest TROCHĘ wyższa niż normalnie. Te 3-4, w granicach do 5 stopni więcej w jej ciele to dla człowieka i innych coś, czego przeżyć lepiej nie powinni, gorączka, majaki, osłabienie i tak dalej. Powrót kobiety z czymś, co zapewne było okładem z lodowatej wody niemal przestraszył czarnowłosą, jaka nieco bardziej "efektownie" zaczęła kręcić głową na boki, co by uniknąć okładu. Pewnie dość śmiesznie to wyglądało, ale jej wcale do śmiechu nie było. Gdyby wylądowało to na jej czole, wrażenia przypominały by przyciśnięcie do czaszki gołych kostek lodu. Brrr... Nie pomocne.
- Nie szkodzi, połóż go sobie na główkę. Reagujesz dość gwałtownie, myślałam że to tylko ja tak robię. - Uśmiechnęła się, próbując zamienić to dziwne, niezgrabne nieporozumienie w wesoły żarcik. W końcu - na swój sposób ukazało to że są dość podobne, przynajmniej Aria w tym, jak gwałtownie stara się pomagać swoim pacjentom. W tej chwili trochę faktycznie przypominała swojego brata. Pomimo swoich szybkich reakcji bywał też moment że zastanawiała się, zanim coś powie lub zrobi...
Choć w ciągu ostatnich kilku minut i następnych kilku raczej się tego nie dojrzy, prawda?
A czemu miała nie ciążyć? Bogu ducha winni pacjenci zupełnie neutralnego i pomagającego każdemu szpitala spłonęli w ogniu. Ogniu, na który ONA nie powinna pozwolić. Ogniu, który nigdy nie powinien tu się nawet pojawić w innym celu niż ogrzaniu lub ewentualnej sterylizacji narzędzi medycznych. Nie przerywała, słuchając jej. Fakt, w końcu była dyrektorem szpitala, a członek DOGS jak ona mógłby służyć za idealnego gońca. Poza tym - i tak pierwsze co zrobi to skieruje się prosto do siedziby. Lepiej by ktoś ją wtedy trzymał i studził, chyba że będą chcieli by tunele zmieniły się nagle w portal do płonącego piekła, bo z pewnością nie powstrzyma się od przypalenia tu i ówdzie paru rzeczy.
- Sama z chęcią usłyszę jakieś wyjaśnienia od niego... Postaram się zrobić co mogę. - Czyli jeśli Grow akurat będzie, kopnie go (ekhem, przemyśli to, może) w tyłek by tu się ruszył i się tłumaczył dlaczego pół szpitala było w ogniu przez osoby z ICH chustami, dlaczego atakowały właśnie TUTAJ, i czemu... No, i czemu. Jeszcze znajdzie jakiś powód by dać mu kopniaka. Albo ze dwa.
Pytanie o brata dość ją zaskoczyło, zwłaszcza kwestia tego że ochroniarze mają "kontakty" i mogliby coś usłyszeć o nim. Pomimo jej nastroju w tej chwili, szczerze przyznawszy jej niewiedza nawet była zabawna, aż zachichotała cicho, ponownie zmazując z twarzy smutek i rysując sobie mazaczkiem na ustach radosny wyraz. - Szczerze wątpię by o nim słyszeli. Bo wiesz... - Ściągnęła lekko z ramienia rękaw u skierowała je ku anielicy, pokazując tatuaż znaku zodiaku Bliźniąt, jak dziecko chwalące się zabawką. - Ten tatuaż to jeden z symboli które łączą mnie z bratem. On jest... Tak, zdecydowanie jest i żyje. Wewnątrz mnie, tak jak ja wewnątrz jego. Jesteśmy połączeni jako bliźnięta, w w jednym ciele a zarazem w dwóch. Nasze umysły dzielą te same ciało, lecz jedna osoba może wezwać drugą i rozdzielamy się wtedy, po czym druga osoba "wchłania" pierwszą i staje się na powrót głównym ciałem. Mój brat, Ashley... Straciłam z nim kontakt od chwili gdy utraciłam świadomość na stole operacyjnym... Od tego czasu... Milczy... Nie mogę go wezwać, bo mogłoby to zagrozić życiu nas obu, ale... Boję się... Potwornie boję... Bez niego nie potrafiłabym żyć... - Pokręciła głową, odganiając znów nadjeżdżające jak rozpędzony pociąg złe nastroje, które miały się rozbić na ścianie jej umysłu i rozlać swoją czarną smołą po niej. Nie chciała znów się smucić, poza tym, przecież powiedziała że jej brat żyje, prawda? Żyje... Na pewno żyje. Musi tylko odpocząć i będzie dobrze, prawda? Na pewno będzie dobrze. Z pewnością będzie dobrze.
Widok tego, że jej pocieszenie podziałało, zdecydowanie poprawił jej całościowy nastrój, i zapewne też nieco podrosło jej "ego", przez co nie bała się zrobić tego, co zrobiła po usłyszeniu podziękowań. Kiwnęła wtedy głową z uśmiechem i krótkim, miłym "nie ma za co", po czym...
No właśnie, stało się to, co zaskoczyło w sumie jej obie. Sunny, która poczuła tak przyjemny, delikatny smak warg anielicy, odczucie zetknięcia się ich warg w pocałunku, czułość z tego gestu... Zaskoczenie ze strony Arii... No i zmęczenie. Zmęczenie które przyjęła na siebie. Całe zmęczenie anielicy jakie teraz mogła tylko mieć. I pomimo iż leżała jak sparaliżowana, bez większych możliwości ruchu... Była nawet szczęśliwa i zadowolona z siebie, a jak! Co prawda nie pochwalała swojego libido za ten całus, ale była zadowolona z "wypoczęcia" anielicy. O tak... Zdecydowanie dużo promienniej wygląda teraz. Jej karcące słowa, w których jednak dało się odczuwać strach były zbywane przez zawadiacki, acz w pełni zadowolony z siebie uśmiech i takie same spojrzenie, choć dość mocno zgaszone. Pomarańczowe oczy wydawały się być nieco wyblakłe w porównaniu do tego co przed chwilą, a "ogień" wewnątrz jej bardziej teraz przypominał świeczkę, niż pochodnię.
- Twoja obecność... Wystarczy mi do odpoczynku... Świadomość że pilnuje mnie tak miła i uczynna osoba... To już wystarczająco wiele... Nie bój się... Nie zrobię tego... Choć nie mogę zaprzeczyć... - Odwróciła spojrzenie w bok, znów się wstydząc tego co powie, choć w tej chwili nawet rumieńce nie zdobiły jej, w pewnym sensie dość trupiej twarzy. - Że... Ucałowałabym Cię... Znów... I jeszcze raz... Przepraszam za to...
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 09.02.15 20:08  •  [II piętro] Sala chorych 1 Empty Re: [II piętro] Sala chorych 1
Kto by przypuszczał, że spotkanie anielicy w takich okolicznościach przyniesie tyle sprzecznych uczuć do serca Arii. Z jednej strony cieszyła się, że spotkała siostrę, której może się wygadać, a z drugiej miała wyrzuty sumienia, że obarcza swymi problemami drugą osobę. Przez myśl przeszło jej, czy by nie skontaktować się z Archaniołem, którego tak dawno nie widziała. Wiele razy ratowała mu tyłek, więc może jako istota najbliższa Bogu będzie mógł pomóc jej uporać się z wątpliwościami? Kiedy tylko uspokoi się nieco w szpitalu nie omieszka wysłać mu stosownej wiadomości.
Nie odpowiedziała już na słowa Sunny, jedynie uśmiechnęła się ciepło. Doceniała fakt, że jej siostra była gotowa wysłuchać jeszcze do niedawna nieznajomej kobiety. Nie była jednak ślepa. Widziała, że dziewczyna również ma swoje problemy, z którymi się zmaga. Znajdowały one odzwierciedlenie w jej oczach, lecz również w mimice jej twarzy. Arianwen postanowiła jednak, że nie będzie naciskać. Dopóki dziewczyna nie zdecyduje się sama ujawnić swych obaw ona nie będzie wyciągać ich na siłę.
Co do opatrunku zaś... zaśmiała się zażenowana.
- Zazwyczaj taka nie jestem. Ten cały pożar porządnie wytrącił mnie z równowagi. Taka stara jestem, a zachowuję się jak nastolatka, prawda? - Żeby mokry materiał się nie zmarnował postanowiła zrobić dokładnie tak, jak radziła jej Sunny. Przyłożyła go sobie do policzka delikatnie ochładzając skórę, a następnie przesunęła po szyi aż do prawego obojczyka. Przyniosło to niemałą ulgę anielicy, lecz nie mogło zastąpić długiej i relaksującej kąpieli. Może i była aniołem, lecz na tego typu przyjemności reagowała jak każda kobieta.
Wracając jednak do sprawców pożaru... nie chciała już o tym rozmawiać. Jedyne, czym powinna się teraz przejmować to odbudowa strat, a Sunnae musiała odpocząć.
- Już dobrze, co ma być to będzie. Na razie odpoczywaj. - To tyle jeśli chodzi o Growlithe'a. Później jednak ku radości Arii jej siostra postanowiła podzielić się w końcu własnymi zmartwieniami. Jej historia wydawała się niesamowita, lecz kiedy jeszcze była w niebie słyszała o podobnym przypadku. Rozumiała też jej strach o brata. - Sama powiedziałaś, że jesteś pewna tego, iż Ashley przeżył, prawda? Kiedy przybyłaś do szpitala byłaś skrajnie wycieńczona, co odbiło się również na Twoim mózgu. Mogę jedynie podejrzewać, że przez masywny krwotok mózg nie był dostatecznie dotleniony, co między innymi było powodem Twojej utraty przytomności. Nie wiem na jakiej zasadzie działa Twoje połączenie z bratem, lecz jeśli zależy między innymi od Twojego stanu zdrowia, to nie musisz się martwić. Sprawdziliśmy to po operacji, żaden z Twoich organów nie uległ trwałemu uszkodzeniu. Straciłaś jednak dużo sił , co, jak podejrzewam, odbiło się też na Ashleyu. Pozwól odpocząć zarówno sobie jak i bratu, oboje tego teraz potrzebujecie.
Miała nadzieję, że te słowa chociaż po części pomogą Sunny.
To, co potem się stało było jednak jak zimny prysznic. A może powinna bardziej powiedzieć, że jak wrzucenie do gorącego źródła? Śmiało mogła stwierdzić, że wargi anielicy sprawiały, iż poczuła w całym swoim ciele płomień, którego zdecydowanie nie powinno tam być. Przecież niedawno próbowano ja zgwałcić! Tego jednak nie powie dziewczynie. Pragnienie Arii o doznaniu większej ilości doznań cielesnych też pozostanie tajemnicą, lecz po pocałunku utrzymanie tego w sekrecie będzie jeszcze trudniejsze. Naprawdę musiała spotkać się z Archaniołem. Może nawet poprosi go o udzielenie spowiedzi i rozgrzeszenia? Sama nie wiedziała, czego potrzebowała.
Musiała jednak przyznać, że teraz czuła się o wiele lepiej. Nie dość, że dostała rumieńców na policzkach, to i jej spojrzenie było bardziej harde. Owszem, była zła na Sunnae, lecz ani na chwilę nie puściła jej dłoni.
- Nie uśmiechaj się tak, moja droga! Nie popieram tego, co zrobiłaś. Niemniej... dziękuję - I teraz naganę szlag trafił, prawda? Nie mogła jednak ganić dziewczyny za to, że jej pomogła. A do tego jej słowa... To wszystko sprawiało, że rumieńce na jej polikach ani na moment nie ustępowały. - Nie przepraszaj. Zamknij oczy i spróbuj zasnąć, musisz odpocząć. Będę cały czas obok Ciebie.
W końcu musiała zasnąć. Zmęczenie zabrane od Arianwen a do tego pooperacyjny ból musiały zrobić swoje. Lekarka przez dłuższy czas siedziała przy jej łóżku pogrążając się we własnych przemyśleniach. Pocałunek obudził w niej coś, czego nie spodziewała się nigdy odkryć. Nie dawało jej to spokoju, lecz oczywiście w żadnym wypadku nie zamierzała obwiniać o to Sunny. Gładziła ją po dłoni dłuższą chwilę. Spała tak spokojnie... Oparła się o jej łóżko lekko z uśmiechem. Właśnie dla takich chwil walczyła o każde życie. I mimo, że jej zmęczenie fizyczne minęło sen i tak sięgnął ku niej. Oddając się Morfeuszowi w ramiona usnęła na stołku z głową tuż przy boku własnej pacjentki.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 1 z 2 1, 2  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach