Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 1 z 7 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Next

Go down

Opis wymyśli się później.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Dla normalnej osoby byłaby właśnie naprawdę barbarzyńska pora na szwendanie się po mieście. No właśnie, dla "normalnej", a do takich z pewnością nie dałoby się zaliczyć Risu. W jej pojęciu obecna godzina piąta dwadzieścia trzy rano była jak najnormalniejszym czasem na załatwianie przeróżnych spraw. W końcu zdążyła przespać pełne trzy godziny, a wstawszy dwa kwadranse wcześniej, w tej chwili osiągała bardzo dobry poziom produktywności.
Poprzedniego dnia przydzielono jej kolejne zadanie. Nie było to właściwie nic dziwnego, gdyż często zlecano jej drobne prace; właśnie na tym polegała cała jej działalność, dzięki której mogła mienić się pracownicą władz. W gruncie rzeczy była jednak tylko maleńkim trybikiem tej machiny, nic nieznaczącym pionkiem, dziewczyną od przynieś, podaj, pozamiataj, kawę zrób, włącz światło. Mała odpowiedzialność, dużo obowiązków, ale przynajmniej nigdy nie mogła narzekać na nudę. O, wystarczy spojrzeć na ostatnie zadanie, jakie jej powierzono. Miała odnaleźć jakiegoś gwardzistę, który niezbyt chętnie poddawał się badaniom. Ciekawym trafem ostatnimi czasy przy okazji takowych każdy z wojskowych otrzymywał do wypełnienia ankietę, której wyniki były potrzebne na już, teraz zaraz. O stawienie się u lekarza zapewne będą go męczyć w jakiś inny sposób, ale wykonanie najbardziej naglącej roboty postanowiono powierzyć Monday, w końcu od tego była. Przecież ona raz-dwa pójdzie, załatwi i przyniesie, wręczając gotowe wyniki odpowiedniej osobie.
Skoro więc tak się sprawy miały, czekał ją spacerek przez miasto i wyprawa do miejsca zamieszkania rzeczonego dżentelmena. Zgodnie z udzielonymi jej informacjami, miała odnaleźć pana Jägera w budynku B, apartament numer 74. To nie mogło być trudne, skoro bardzo dobrze orientowała się w rozkładzie pomieszczeń w praktycznie wszystkich budowlach północnej części miasta. No, przynajmniej tam, gdzie w ogóle ją wpuszczano, ale w gruncie rzeczy posyłano ją doprawdy wszędzie.
Tak właściwie, to cała ta sytuacja trochę ją stresowała. Nie przepadła za nieznajomymi, z z tym osobnikiem zapewne będzie musiała spędzić trochę czasu, by mógł odpowiedzieć na wszystkie pytania zawarte w kwestionariuszu. Swoją drogą, nawet nie miała czasu ich przeczytać, stąd też słabe miała pojęcie na temat treści ankiety. To przecież i tak nie jej sprawa, ona ma tylko przyjść, wręczyć kartki, odebrać wypełnione, zapakować do teczki i odłożyć w odpowiednie miejsce. Tylko do tego ograniczała się rola dziewczyny w tej sprawie.
Podróż z jej własnego lokum do odpowiedniego miejsca nie zajęła jej długo. Przystanęła przed drzwiami, które według podanych informacji miały prowadzić do apartamentu siedemdziesiątego trzeciego. Jeszcze raz sprawdziła adres na małej karteczce, którą miała w ręku. Chyba wszystko się zgadzało. Wzięła głęboki wdech, uniosła rękę i zapukała delikatnie acz pewnie, dopraszając się tym samym o jakąś reakcję z wewnątrz. I nie, kompletnie nie pamiętała o fakcie, jak bardzo jest wcześnie. Miała nieco inne odczucie czasu niż pozostali mieszkańcy miasta, co czasami rodziło podobnie dziwne sytuacje.Trudno się mówi, może jej tam nie zjedzą żywcem za ten wybryk.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Faust robił to, co normalny człowiek mógłby robić o tej godzinie. Spał. Zdziwieni? Ja bym się w sumie nie dziwił. Jest żołnierzem, i nawet jeśli jego zajęcie to sztywne stanie i zachowywanie się, to jest to równie męczące co każda, inna robota. Dlatego też teraz spał, z opaską na szafce nocnej obok, nie robiąc zupełnie NIC innego co mógłby robić... A ktoś postanowił że to dobra godzina by go odwiedzić. Nonono, ciekawe.
Stukot w drzwi z pewnością mógłby kogoś obudzić, acz nie był na tyle głośny by obudzić właściciela lokalu. Miast tego, w drzwiach zjawił się dość wyraźnie bezskórny android, który po otworzeniu drzwi zmierzył spojrzeniem osobę przed nim. Tak, miał ją w bazie danych. Risu Mizuyama, służąca w S.Spec. Po szybkim odczycie jej wyglądu i zapoznaniu się z wiadomościami w bazie danych, z jego metalicznego syntetyzatora wydobyły się słowa.
- Witam w apartamencie numer 73, należącym do Mitsuke Hadaki. Czym mogę służyć? Właściciel jeszcze odpoczywa i byłbym zaobowiązany gdyby Panienka nie budziła go. - Oops... Czyżby nie ten numer? Android jednakowoż stał ciągle w przejściu, czekając na odpowiedź w zupełnym - jak to na maszynę bywa - spokoju, nie rozglądając się, nie niecierpliwiąc, nie robiąc niczego innego. Poprostu stał i czekał. Stojąc był dużo wyższy od Panienki Monday, więc w sumie i tak było jej ciężko spojrzeć w jego czaszko-twarz. Może to i lepiej, prawda? Dość nieprzyjemny widok, tak swoją drogą...
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Zaraz po zastukaniu w drzwi, cofnęła się o pół kroku i czekała cierpliwie. Wprawdzie poszukiwanej przez nią osoby mogło nie być aktualnie w domu, ale jednak bardziej prawdopodobne było, że o tej porze tak jak znaczna większość ludzi będzie przebywać w swoim miejscu zamieszkania. Cóż, co najwyżej będzie koczować na korytarzu, aż osoba, z którą miała się zobaczyć, postanowi wrócić do swego lokum. Dopóki nikt nie zleci Monday jakiegoś innego zadania - ma czas, może więc spędzić tutaj choćby i cały dzień, dopóki nie znajdzie się jakieś inne zlecenie.
W końcu drzwi otworzyły się i stanął za nimi mało imitujący człowieka android. Tego się właściwie spodziewała, bo trzymanie humanoidalnych maszyn w roli pomocy domowej było powszechnie stosowane i raczej popularne, tak więc widok jednego z nich zajmującego się weryfikacją potencjalnych gości nie mógł zaskoczyć. Zdziwiło ją jednak to, że apartament o podanym przez jej zleceniodawcę numerze okazał się nie być zamieszkiwanym przez odpowiednią osobę, co też wyraźnie wywnioskowała z wypowiedzi robota.
- Och, przepraszam, to pomyłka... - wybąkała speszona, uciekając wzrokiem w bok. Nawet jeżeli rozmawiała tylko z pozbawioną uczuć machiną, było jej z lekka głupio, że w ogóle zawracała komuś głowę swoim pojawieniem się w nieodpowiednim miejscu.
Durna pomyłka w adresie! Przecież na karteczce miała jak byk napisane, że numer siedemdziesiąty trzeci!
No ale dobra, trzeba wziąć się w garść, uspokoić, policzyć do pięciu lub dziesięciu w zależności od potrzeb... i ruszamy dalej. Wycofała się spod niewłaściwych drzwi i rozejrzała na boki. Szlag by to, trochę sporo tu jednak tych mieszkań... postanowiła spróbować z jednym z sąsiednich, podchodząc tym razem pod numer siedemdziesiąty czwarty. No i cóż, jeżeli tym razem się nie uda, to zadzwoni do winowajcy, na mur beton wyrywając go ze snu (podobno wstaje dopiero późnym przedpołudniem) i srogo się upomni o podanie właściwego adresu. Tak to niestety jest, cierpieć przez cudze pomyłki.
Koniec końców znalazła się w niemal identycznej sytuacji, co kilka minut wcześniej. Różnił się tylko numer apartamentu i jej nastrój, tym razem zdecydowanie bardziej zachwiany od stanu spokojnej równowagi. Nawet stuknięcia w twardy materiał drzwi były jakieś takie mocniejsze, jakby swoją irytację wyładowywała na kompletnie niewinnym elemencie budowlanym. Przynajmniej go nie zaboli.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Po usłyszeniu że to pomyłka i przeprosinach, maszyna kiwnęła głową w ramach zrozumienia.
- A zatem miłego dnia, Panienko Mizuyama. - Odpowiedział dość standardowym, metalicznym, bezemocjonalnym głosem pasującym do maszyny, po czym zamknął drzwi, i następnie pewnie odszedł gdzieś lub coś robić. Cisza zapanowała znów na korytarzu, jedynie obecność Panienki Monday coś tu zmieniała. Jeszcze jest za wcześnie by tu kogoś spotkała, może poza androidami sprzątającymi, których jednakowoż tu chwilowo nie ma. W każdym razie, po zapukaniu do kolejnych drzwi, tym razem z numerem 74, nie było niespodzianek. Ponownie w drzwiach pojawiła się maszyna, a konkretnie to android medyczny z fartuszkiem kuchennym i czapką kucharza na głowie, z dziwnie maźniętą farbą czaszką w miejscu ust przypominającą z deka uśmiech Jokera z Batmana. Tak troszkę.
- Witam, Panienko... - Tu moment na zapoznanie się z bazą danych. - Risu Mizuyama. Pan Faust Jäger chwilowo jest w trakcie snu, mogłaby Panienka wrócić później? Czy może ta sprawa jest niecierp-...
- Co się dzieje, Jack? - Gdzieś z wnętrza pomieszczenia dotarł nieco zaspany głos należący prawdopodobnie do właściciela, który wymusił na androidzie odwrócenie się do wnętrza apartamentu.
- Panienka Risu Mizuyama z jakiegoś powodu do ciebie.
- Och? - Zaspany, acz zdziwiony ton wyrwał się z jego ust, po czym widać było że jego persona gdzieś tam w ciemnościach przechodzi przez korytarz.
- Wpuść ją. Niech mi da tylko momencik bym się ogarnął. Zrób jej kawy lub czegoś innego w międzyczasie.
Ursegor zniknął gdzieś wewnątrz apartamentu, a android otworzył szerzej drzwi i usuną się z drogi, pozwalając Panience Risu wejść do środka.
- Proszę się rozgościć. Jeśli Panienka potrzebuje, mogę służyć kawą, herbatą lub innym napojem? - Spytał, Wskazując rozchyloną dłonią wnętrze apartamentu, w którym zapalił światło włącznikiem. Był dość "ogarnięty", ale trudno się dziwić. Ten android dba o porządek.

19/20 postów działania androida nim będzie trzeba go podłączyć.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Nareszcie! Sukces! Nawet nie wiecie jak jej ulżyło, że już za drugą próbą udało jej się skorygować nieszczęśliwą pomyłkę kogoś z góry i odnaleźć właściwy cel swojego porannego spaceru. Kolejne drzwi otworzyły się przed nią i dane jej było usłyszeć to nazwisko, którego właśnie poszukiwała. No, czyli jesteśmy w domu.
Nieco dziwniej zrobiło się, gdy mówiącemu androidowi przerwał głos z wewnątrz. Definitywnie była to jakaś istota ludzka, pewnie wyrwana ze snu. Monday drgnęła odruchowo. Sama myśl o tym, że musi teraz rozmawiać z jakimś człowiekiem i to płci przeciwnej był nad wyraz niekomfortowy. Ale! Pokonywanie swoich słabości jest ważnym szczeblem w drabinie prowadzącej do samorealizacji. Zresztą, musiała się z takimi sytuacjami liczyć, wybierając na swój zawód pomaganie w ogromnej rządowej machinie jako maleńki trybik. Mogła więc potraktować takie wyzwania jako element terapii społecznej, by przystosować się do normalnego zachowania wobec obcych i unormować swoje stosunki społeczne. Zazwyczaj radziła sobie całkiem dobrze, tylko dużo się przy tym nastresowała, bez żadnej wyraźnej przyczyny, jak widać.
A więc została wpuszczona do środka. Ostrożnie wyminęła mechanicznego "kucharza". Swoją drogą, kto normalny ubiera androida w fartuch i kucharską czapkę? Robot nazwany Jackiem wyglądał w tym zestawie doprawdy komicznie, przez co trudno jej było potraktować tę machinę poważnie. Tak czy inaczej, wracamy do rzeczy. Rozejrzała się nieznacznie dookoła siebie, postępując kilka niepewnych kroków do wnętrza apartamentu. Jakoś nie do końca wiedziała, gdzie się podziać. Przynajmniej jeszcze przez chwilę miała punkt zaczepienia, gdy usłyszała pytanie.
- Och, ja... d-dziękuję, poprosiłabym herbatę, jeśli można - odpowiedziała lekko speszona. Nerwowym ruchem poprawiła zwisającą z ramienia torbę i wbiła wzrok w podłogę kawałek przed sobą, tak jakby płaska powierzchnia była w tej chwili najciekawszym obiektem na całym Bożym świecie. Tak, nie ma to jak fascynujące zajęcie z samego rana, przez co już wychodzi na jakąś z lekka szurniętą. No ale co poradzić?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Gdy tylko Panienka weszła do środka, maszyna zamknęła drzwi za nią, zamykając ją na dobre w tej pułapce, mwahahahaha, teraz może zostać w spokoju wykorzystana przez właściciela apartamentu, który może zrobić ze swoim gościem co chce... No dobra, nie, bez przesady. Nie będzie tak źle. Ugości porządnie Panienkę, tak jak należy. Maszyna zaczęła iść chwilę za Panienką, póki ta się nie zatrzymała. Niczym stalker, android zatrzymał się tak samo, czekając na polecenia od niej. Dostając polecenie o herbatę, skinął delikatnie głową (co by nie zgubić czapki) i wyminą ją, kierując się do kuchni.
- Proszę się rozgościć w salonie, to pokój na wprost. Niech Panienka usiądzie wygodnie, Pan Faust zaraz będzie gotów. - Gdyby Risu przeszła do salonu, mogłaby usłyszeć szum wody dochodzący zza któryś drzwi, no i też krzątającego się androida w kuchni na lewo, jaki gotował wodę i przygotowywał herbatę.
- Ile Panienka słodzi? I jakiego chce Panienka smaku? Czarna, owocowa, zielona, biała? - Wychylił się nagle bezgłośnie zza rogu. Ten uśmiech zdecydowanie mógł być na swój sposób creepy... Po dostaniu odpowiednich informacji wrócił do kuchni, w celu przygotowania odpowiedniego napoju dla niej, a także i dla Fausta, jaki też potrzebował czegoś na dobry początek dnia. A że ten początek był dość wcześnie, to tym bardziej.
Jak się okazało, pierwszy przybył Ursegor, wychodząc zza rogu jednego z przejść, ubrany w... Przepaskę z białego ręcznika na biodrach. Tylko i wyłącznie. Jego mokre włosy wyglądały na lekko przetarte, a opaska była ustawiona w miejscu w którym zwykle powinna być. Gdy tylko ujrzał Panienkę Mizuyama, posłał jej szeroki, uczynny uśmiech, podchodząc bliżej i przykucając przy niej, po czym pochwytując delikatnie jej prawą dłoń i składając na niej subtelny, dżentelmeński pocałunek w wyrazie szacunku.
- Witam w moich skromnych progach, Panienko Mizuyama. - Po tych słowach podniósł się do pionu, zdecydowanie ukazując że jest... Trochę wyższy, a jego uroda nieco odbija się na japońskim typie urody. W końcu ma urodę germana, prawda?
- Proszę mi wybaczyć stan w jakim jestem, ale wyrwała mnie Panienka w łóżka, to jedyne co mogłem włożyć w takim pośpiechu, byś nie poczuła się zbyt zniecierpliwiona czekaniem. Chyba zresztą nie miałem okazji się przedstawić. Jestem Faust Jäger, lecz możesz mi mówić po imieniu, lub per Ursegor. Co Panienka woli. - I w tej chwili właśnie przyszedł android, niosąc na małej tacy dwie, porcelanowe filiżanki. W jednej z nich była herbata wedle zamówienia Panienki Monday, a w drugiej czarna, mocna herbata, którą zazwyczaj pije ranem Ursegor. Zabrał swoją filiżankę i zajął miejsce na fotelu lub na kanapie - w zależności od tego czy Panienka Monday zajęła fotel, czy kanapę (jeśli fotel to na kanapie, a jeśli kanapę to na fotelu). Wcale nie wyglądał na przejętego tym, że jest w samym ręczniku...
- Jesteś wolny, Jack. A więc, Panienko... - Upił delikatny łyk swojej herbaty, po czym skupił spojrzenie na niej, odstawiając na moment filiżankę wraz z talerzykiem pod nią na stół. - Co Panienkę tu sprowadza? - To chyba główne pytanie, które krzątało mu się po głowie. Jack, w tej chwili już nie wymagany, poszedł do kuchni, zostając tam.

18/20, stan niskiego poboru energii
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

No, to najpewniej prędko się stąd nie wydostanie. No nie, na pewno nie będzie jakoś strasznie, w końcu nie przybyła do jaskini złego smoka, tylko do jakiegoś przeciętnego wojskowego. I kij z tym, że jest piąta rano i jakieś dziewięćdziesiąt procent żołdaków za taki wybryk zmieszałoby biedną dziewoję z błotem, wszystko wskazywało na to, że mieszkaniec tego miejsca nie zamierzał tego czynić. To już rokowało dobrze i liczyła na to, że sprawnie załatwi to, z czym przyszła i zostanie już wkrótce uwolniona, by móc powrócić do swoich codziennych zajęć. W tej chwili jedynym jej zleceniem było wyegzekwowanie wypełnienia jakichś świstków przez pana Jägera, a zaraz po uzyskaniu satysfakcjonującego rezultatu będzie wolna i może się zająć czym tylko zechce, do czasu aż kolejna osoba nie będzie potrzebować jej pomocy w roli podnóżka.
Niepewnie przeszła przez pierwsze pomieszczenie, kierując się w stronę wskazanego przez androida salonu. Ze swoim pytaniem złapał ją jeszcze przed tym, jak zdążyła do niego wejść. Zwięźle wyłożyła mu, że herbata w zasadzie obojętne jaka, byle posłodzona półtorej łyżeczki. Trochę dziwnie nienaturalne było dla niej takie wydawanie instrukcji, jednak skoro już zabrnęła w bycie gościem, a nie interesantem, to należało konsekwentnie trzymać się tego stanu. Nie zaliczyć wtopy. Nie zrobić nic głupiego.
Ogarnij się, Mizuyama, w duchu skarciła samą siebie. Nie przepadała za byciem określaną wyłącznie po nazwisku, a więc zastosowanie tego chwytu wobec samej siebie wskazywało na zdecydowanie stanowczą próbę przemówienia sobie do rozumu.
Przeszła w końcu do salonu, po którym rozejrzała się pobieżnie i zajęła miejsce na kanapie. Ułożywszy torbę na ziemi u swoich stóp, wyjęła z niej odpowiednią teczkę, z tej wydobyła plik kartek, uzbroiła się w długopis i cały ten zestaw położyła sobie na kolanach, oczekując aż gospodarz zaszczyci ją swoją obecnością.
Trzeba przyznać, że z punktu widzenia dziewczyny zaliczył najprawdziwsze wejście smoka. Dobrze, że Monday siedziała, bo gdyby zdarzyło jej się stać, mogłaby przypadkiem zemdleć. Zw strachu czy z wrażenia - tutaj zapewne każda ze stron mogłaby obstawać przy swoim zdaniu. Starczy jednak wspomnieć, że już na samym wstępie na dziewczęce oblicze wstąpił wyraz całkowitego zmieszania, po części też zaskoczenia i przerażenia. Mina ta zdawała się powstawać w miarę, jak od twarzy blondyna przeskoczyła wzrokiem po całej jego sylwetce, by zapędzając się odrobinę za nisko Risu gwałtownie się zaczerwieniła i opuściła wzrok na swoje własne kolana.
Uspokój się! Przecież cię nie zje!
Wewnętrzne dialogi niestety nie zawsze są stuprocentowo skuteczne, bo uspokajanie samej siebie niekoniecznie dawało jakikolwiek efekt.
Dobra, bring it on, dwa głębokie wdechy i lecimy z tematem. W tym czasie ten zdążył już podejść, zaś niezdradzająca złych zamiarów twarz mężczyzny znalazła się bliżej obecnego poziomu Monday. Z jednej strony nie było to za dobre, zważywszy na i tak już napiętą granicę przestrzeni osobistej; z drugiej - mogła się przekonać, że ten osobnik wygląda nawet niegroźnie, co trochę pomogło w doprowadzeniu się do porządku. No, chyba dziecko zaraz odzyska mowę.
Omal nie wyrwała ręki z dłoni swego gospodarza, jednak ostatecznie powstrzymała się od tego. Chęć niepopełnienia żadnej nieuprzejmości musiała zwyciężyć nad instynktem ucieczki, a więc zdradzić ją mogło co najwyżej delikatne drżenie, które to zresztą zaczęło stopniowo zanikać, gdy jej rozmówca się oddalił. Tak czy inaczej unikała kontaktu wzrokowego, taksując spojrzeniem czubek głowy Fausta niczym ekran kinowy, na którym ktoś wyświetla horror. W sumie patrząc na dziewczynę, można by właśnie takie odnieść wrażenie.
Przemilczała wzmiankę o tym, jak wcześnie przyszła. Nie uśmiechało jej się tłumaczyć ze swoich nawyków, póki nie grożono jej za nie okaleczeniem, czy czymś równie nieprzyjemnym. Została za to zapytana o powód swojej wizyty, co nieco ją ożywiło. Cóż, praca stanowiła dobry bodziec do tego, by odzyskać panowanie nad swoją osobą.
- Tak, a więc... przysłano mnie tu, żebym pa- znaczy, żebym ci dała do wypełnienia ankietę, ponieważ potrzebują wyników właściwie na wczoraj i... no, oto ona. - Wraz z tymi słowami wzięła w dłonie uprzednio przygotowane kartki i wyciągnęła je w stronę gwardzisty, sugerując tym samym, by wziął się do roboty. Im szybciej się z tym upora, tym szybciej będą to mieć za sobą.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

A skąd ta pewność? Może i ten zły smok gdzieś się w tym domu kryje, hehe... Albo komuś w bieliźnie :l Może i pora jest wczesna, ale Ursegor nie jest osobą, której to przeszkadza. Przyzwyczaił się do tego, że może zostać obudzony o różnych, czasem dość diabelskich porach, więc wstanie po piątej to dla niego nic specjalnego. Zresztą - w wojsku wstawało się o szóstej! Close enough! Prawda? Prawda. I może i będzie wolna jak wypełni te świstki, ale kto jej otworzy drzwi, hm? Najpierw będzie musiała umieć przekonać tu kogoś, by otworzył je. Tylko kto będzie bardziej uległy na wpływ Panienki Monday. Jack, czy Faust? Hm, hm, trzeba będzie sprawdzić.
Dostając wiadomość że gatunek herbaty jest obojętny, zrobił podobnie jak Ursegorowi dość mocną, czarną herbatę, wraz z półtora łyżeczki cukru weń. Przygotowania dla wprawnych rąk maszyny, jaka nie drżała, ani nie miała problemu z koncentracją były istną łatwizną, ale gotowanie się wody wciąż zajmowało chwilę czy dwie, dlatego przyszła dopiero trochę później.
Gospodarz po swoim przybyciu skupił całą uwagę na swoim gościu, stąd też nie patrzył zbytnio na teczki jakie przyniosła ze sobą, tudzież papiery. Oczywiście, widział wyraz jej twarzy, ale spodziewał się tego. W końcu mało kto zostaje przywitany przez właściciela w samym ręczniku na biodrach, kuso zasłaniającym sfery intymne. Pomimo jej braku pewności siebie w gestach i działaniach, postanowił nie zrażać się tym i zachowywać w całości tak, jak był sobą. Czyli uczynny i kulturalny.
Nie umknęło mu też że dłoń dziewczyny drżała podczas gestu na powitanie. Widać że Panienka Risu jest osobą nieśmiałą, i nie zamierzał jej za to gajać z żadnego powodu. Skoro taka jej natura - w porządku. Nie ma z tym problemu. Zajął więc miejsce na fotelu, i po zadaniu swoich pytań, uzyskał przynajmniej odpowiedź na drugą swoją wypowiedź, dzięki czemu wiedział czemu tu przyszła. Po krótkich wyjaśnieniach i otrzymaniach papierów wraz z długopisem przejrzał najpierw pobieżnie kwestionariusz, a potem spojrzał kątem oka ku Panience.
- To zajmie mi momencik, proszę więc się nie wstydzić i jeśli ma Panienka chęć - mówić lub pytać. A może trochę muzyki na rozluźnienie? Lubi Pani jakiś konkretny klimat? Może coś do jedzenia? - Tyle pytań, tyle słów wymagających odpowiedzi, z pewnością coś strasznego dla Panienki Risu. Po zaznaczeniu kilku odpowiedzi na pierwszej karcie, przytknął koniec długopisu do brody i ponownie spojrzał ku Panience Mizuyama, unosząc brew do góry.
- Czemu Panienka przyszła z tymi kartami? Nie powinien mnie odwiedzić jakiś lekarz w kitlu? - Spytał, lekko drapiąc się po głowie, będącej pod jeszcze wilgotnymi włosami. Raczej szybko nie wyschną, w końcu nie są znowu takie krótkie ani nie jest tak zbyt mało, prawda? Wrócił więc do skreślania odpowiedzi, lub też pisania ich. W kilku miejscach nawet napisał po niemiecku, bo nie miał pomysłu na japońską odmianę tego, co miał na myśli. Cała procedura zajęła mu łącznie 5-10 minut może, po których wszystko ładnie złączył, wyrównał uderzeniami brzegiem kart o stół, po czym wystawił w dłoni ku Panience Mizuyama, uśmiechając się do niej uczynnie.
- Proszę, wypełnione. Tylko tyle? - Spytał, nie będąc pewnym czy to wszystko co chce. Może jeszcze było coś potrzebne? Może jakieś pytania? A może chce coś z nim lub dla niego zrobić?
Z nim. That's what she said, of course.

Apartament 74, Budynek B, szóste piętro. Mn7ORfd
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pewności mieć nie mogła, ale mogła mieć nadzieję! Tej nikt jej nie wyrwie z serca i nie odbierze, o jej odwadze będą pieśni pisać, matki będą opowiadać dzieciom historie o odważnej niewieście, która przezwyciężając strach zagłębiła się w nieznane i ryzykując własnym życiem ruszyła na spotkanie ze straszliwym smokiem...Nie myśl, że nie widzę tego drobnego druczku.
Dobrze, dość. Zapędziliśmy się nie tam, gdzie trzeba. Oczywiście, pewne ryzyko zawsze istniało, ale chyba wariatów do wojska nie brali, tak? Ten osobnik, z tego co zdążyła się dowiedzieć, był gwardzistą i osobistym ochroniarzem dyktatora. Gdyby miał coś nie ten-tego z mózgiem i porywał małe dziewczynki, by przetrzymywać je w piwnicy i się nad nimi znęcać, to raczej nie otrzymałby tak odpowiedzialnej i ważnej funkcji, no po prostu nie. Zaufajmy więc metodom, poprzez które władza kontroluje swych pracowników, oby były skuteczne. Wtedy nie będzie się musiała martwić, czy ją stąd wypuszczą, bo dla normalnych ludzi jest to całkiem naturalna sprawa.
Z chwili na chwilę coraz bardziej odzyskiwała władzę nad samą sobą, powracając do zwykłej, profesjonalnej postawy. Teraz zaburzały ją tylko wciąż zaróżowione policzki i lekko rozbiegany wzrok, który krążył od powierzchni stołu po azyl na głowie rozmówcy, gdy już temu zdarzyło się coś powiedzieć. Ciężko pracowała nad tym, by nie zabłąkać się tam, gdzie zdecydowanie nie powinna. Niestety w naturze ludzkiej leży podświadomy masochizm, który sprawia, że choćby się nawet najbardziej czegoś bało, brzydziło, wstydziło... to właśnie od tego nie dało się oderwać wzroku. Musiałą tego uniknąć za wszelką cenę i właśnie dlatego tak sztywno się pilnowała.
- N-nie, to z-znaczy... dziękuję, nie t-trzeba - zająknęła się po raz kolejny, przytłoczona nagłym gradem pytań, które choć uprzejme, namnożyły się we wręcz przytłaczającej ilości. Dla tak rozchwianej istotki jak Monday nawet taka sytuacja była trudna do przeżycia. W końcu uśmiechnęła się, trochę nerwowo, ale jednak szczerze. Może trochę przepraszająco? Też możliwe.
Jej dłonie zostały uwolnione od nikłego ciężaru ankiety i mogła sięgnąć po filiżankę. Ujęła ją z jednej strony za uszko, a z drugiej oparła w otwartej dłoni, przez co mogła się teraz nacieszyć przyjemnym uczuciem ciepła, jakie rozchodziło się po wewnętrznej stronie palców. W trakcie, gdy Faust wypełniał papierzyska, spokojnie piła pi łyczku herbaty, raz po raz zerkając na własne, odbijające się w ciemnej tafli oblicze. Po chwili uniosła głowę z powrotem, wyrwana z zamyślenia przez kolejne pytanie.
- Od tego jestem, latam z tym, na co inni nie mają czasu albo ochoty. Taką mam pracę. - Czyli jest po prostu służącą, ale ta nazwa mimo wszystko brzmiała jakoś tak... upokarzająco. Jej używanie wobec swojej osoby nie było szczególnie przyjemne, wolała postrzegać się jako wszechstronną asystentkę. W końcu to nie te czasy, żeby służki latały w kieckach z fartuszkiem i czepku na głowie, mieszkając u bogatej rodziny 24/7 i robiąc dosłownie wszystko, co im nakazano. Teraz ta funkcja wyglądała nieco inaczej, ale sama nazwa prezentowała się słabo.
Przyjęła z powrotem zapisane kartki i zerknęła pobieżnie, czy na pewno wszystkie strony zostały wypełnione, bo w końcu mógł przypadkiem którąś przeoczyć. I wtedy jeden drobny szczegół przykuł jej uwagę.
- Przepraszam, to jest... w jakimś innym języku? - spytała przezornie, zerkając na obco brzmiące wyrazy powypisywane w niektórych rubrykach. Zobligowano ją do upewnienia się, że kwestionariusz zostanie wypełniony prawidłowo, a więc na takie niuanse musiała zwrócić uwagę i upewnić się, że żadne niedopatrzenie nie miało miejsca.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Nie no, po co zaraz wyrywać serca, huh. Serce jeszcze się może przydać, może wyrwiemy rąsie? Jedną? Drugą? A potem nóżki. Jedną, drugą. A potem uwolnimy smoka, i wyprowadzimy go na spotkanie z Panienką Risu Mizu-... Dobra, faktycznie nie przesadzajmy. To już się robi dość dziwne, tch. Żeby nie powiedzieć że nawet bardzo. I ej no, to że ma dość wysokie stanowisko nie znaczy znowu, że nie może mieć odrobiny swoich fanaberii... Jak pomalowanie Jack'a farbą na twarzy by miał uśmiech, czy ubranie go w fartuszek i czapkę kucharską. Albo witanie gości przepasany jedynie ręcznikiem na biodrach. To też są jakieś fanaberie. Czy jest przez to jakiś straszny, czy coś? Nieee, skąd, nie jest. Jest troszeczkę inny, i tyle, heh.
Ej, jakie kontrolowanie pracowników. To zaczyna brzmieć jak pranie mózgu, tsh.
Hm, wszystko jest dla ludzi, a biorąc pod uwagę że on się przyzwyczaił do swojego wyglądu to... Może właśnie dla Monday był tak "ubrany", by mogła go podziwiać, jeśli ma ochotę podziwiać tego typu sztukę? W końcu ciało ludzkie to jeden z najdoskonalszych obrazów sztuki. Zwłaszcza zadbane i wyrzeźbione przez ćwiczenia, pracę i służbę, tak jak w wypadku Fausta, wysokiego, niebieskookiego(no, prawie) blondyna pochodzącego z M-5. Typowy przedstawiciel rasy aryjskiej, heh. Na swój sposób, oczywiście.
Co jest masochistycznego w zadowalaniu swojej wstydliwości? Jakoś trzeba się zawstydzić na tyle, by potem się nie wstydzić. Lepszej okazji niż teraz nie znajdzie. Serio. Ma dla siebie 192 centymetry blondyna, do zajęcia się na miejscu lub zabrania na wynos. Żal nie skorzystać.
- Proszę się nie stresować, nie zrobię Panience żadnej krzywdy. Niech się Panienka rozluźni. - Posłał jej przyjemny, szarmancki uśmiech, starając się nim ukoić jakoś nerwowość dziewczyny. Jeny, wydaje się być kłębkiem nerwów. Czy praca jako "osoba na posyłki" jest aż tak psychologicznie niebezpieczna? To już lepiej chyba jest być żołnierzem i móc całe swoje nerwy rozładować w walce, aniżeli taką osobą na posyłki, kumulując wszystkie problemy i niechęci wewnątrz siebie, hai? Hai! Ya!
- Pozwala ci poznać innych ludzi, czyż nie? - Spytał, wpatrując się w kartki jakie wypełniał. Jakby nie było - będąc taką osobą która biega dla innych często tych "innych" poznaje i w praktyce może sporo wiedzieć o różnej ilości osób. Idealny informator o osobach wewnątrz S.Spec i nie tylko, hai? Hai. I nie, nikt jej służącą nie nazywa. Faust nawet nie miał w planie w myślach jej opisać jako takową. Zapisał ją jako "osóbka która wspomaga innych gdy nie są w stanie działać" lub coś takiego. Tak, zdecydowanie coś takiego.
Po oddaniu kartek, mógł w spokoju rozkoszować się swoją intensywną, ciepłą herbatą, którą upijał już teraz znacznie pewnej, w praktyce wypijając całą filiżankę jednym łykiem. Tak. Nie ma to jak rozkoszowanie się smakiem, prawda? heh.
Na pytanie o wpisy, czy są w innym języku Faust kiwną potakującą głową, uśmiechając się pogodnie do poniedziałkowej Panienki.
- To mój ojczysty język, niemiecki, Fraulein. Nie miałem pomysłu jakimi słowami zastąpić niektóre zwroty jakie tam użyłem, więc musiałem posłużyć się tym językiem. Mam tylko nadzieje że osoby którym chcesz to dostarczyć potrafią rozszyfrować mój język. Nie jest znów taki trudny lub zamierzchły. Czasem tylko brzmi dość nieprzyjemnie. Czy Panienka pragnie czegoś jeszcze? - Oparł łokcie o podłokietniki a dłonie splótł w "piramidkę", przyglądając się wciąż osóbce na kanapie. Jego wzrok wbijał się w nią. On. PATRZYŁ. Jednym okiem co prawda, ale patrzył. I patrzył. I patrzył...
Wspominałem że patrzył?
Tak, mówiłem chyba już że patrzył, prawda?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 1 z 7 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach