Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 2 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5  Next

Go down

Pisanie 13.11.16 23:26  •  Droga pomiędzy wzgórzami - Page 2 Empty Re: Droga pomiędzy wzgórzami
Nie wierzył w przeznaczenie. To były ckliwe historyjki, jakie sprzedawano nadmiernie romantycznym nastolatkom. Ale coś go pchnęło, by akurat tego dnia, akurat o tej porze, zabrnąć akurat w te okolice. Los, przypadek, cokolwiek to było, sprawiło, że biegł ścieżką, ściskając w dłoni upolowaną przez niego fretkę. Po raz pierwszy w życiu udało mu się upolować coś większego od myszy czy szczurów. Chciał się pochwalić w kryjówce, chciał, aby Grow go pochwalił. W końcu mu się udało. Jemu. Wzrok jednak przykuło leżące nieopodal truchło. Początkowo zamierzał to zignorować, bo przecież takie widoki jak ten tutaj zdarzały się na Desperacji aż w nadmiernej ilości. Normalny obraz dla mieszańca tego przedsionka piekła. Po chwili jednak zwolnił kroku. Osobnik leżący w krzakach był… ubrany. A to oznaczało, że jego zwłoki nie zostały jeszcze splądrowane. Miał szanse nie tylko powrócić z pożywieniem, ale też z jakimiś innymi zdobyczami w postaci ubrania, a być może czegoś więcej. Zwolnił kroku, rozglądając się dookoła i nasłuchując, czy jest sam. Przecież mogła to być jakaś pułapka, i z łowcy w oka mgnieniu sam stałby się ofiarą. Ale jedynymi dźwiękami, jakie wyłapywał, były jakieś ptaki ćwierkające nad głową czy przeklęte wiewiórki łupiące orzechy. Nic nie wskazywało na to, że jak tylko się zbliży, to ktoś wyskoczy z krzykiem „ha! Mamy cię!”. Zbliżał się ostrożnie, a potem…. A potem dojrzał rudą czuprynę. Momentalnie rozpoznał go w leżącym mężczyźnie.
- Shane. – wyszeptał, po czym porzucając jakąkolwiek czujność, ruszył biegiem w jego stronę. Nie wiedział jak określić to tłamszące go uczucie, które w jednej chwili wypełniło jego klatkę piersiową. Nie znał dobrze Shane’a. Ba! Momentami miał go dość za to, jak się przypierzył i nie chciał odpuścić. Dlatego po części nie rozumiał, skąd te nagłe przejęcie leżącym. Ale jego ciało samo się ruszało. Upadł na kolanach przy nim i spojrzał na wyjątkowo bladą twarz drugiego wymordowanego. Nachylił się, praktycznie przykładając ucho do jego klatki piersiowej, z nadzieją, która zaciskała się dookoła jego żołądka. Było mu duszno, a jednocześnie zimno. Czuł, jak zbiera mu się na wymioty, bo znów musi oglądać ciało kogoś…. Właśnie. Kogo?
Ale je usłyszał.
Ciche, ale silne. Biło. Walczyło o każdy skrawek życia, chwytało się go rozpaczliwie i nie zamierzało puścić.
Drobne usta chłopca wygięły się w lekkim uśmiechu ulgi, a ramiona opadły. Żył. A to było najważniejsze. Rozejrzał się dookoła. Wnet zapadnie zmrok, a wtedy nie zdoła go ochronić przed demonami Desperacji. Był słaby. Wciąż był słaby, choć w ostatnim czasie wziął się w garść i zaczął trenować. Pokręcił głową odganiając złe myśli. Musiał się spieszyć. Musiał go zabrać ja najszybciej.

Położył zmoczone liście na jego czole, przecierając wierzchem dłoni policzek, kiedy pojedyncza kropla wody uciekła, spływając po jego skórze. Shion nie był medykiem. Ale wiedział, że rany najlepiej oczyścić, aby nie wdało się zakażenie. Nie wiedział, czy ostatecznie wiele razy przemywał i przeczyszczał ranę, ale zrobił tyle, ile tylko mógł. Począwszy od przytachania Shane’ do tej jaskini, choć nie ukrywając, nie należało to do najłatwiejszych zadań z racji różnicy gabarytowej pomiędzy nimi (Shane z pewnością później odkryje na swoim ciele liczne, niezidentyfikowane siniaki), następnie przyniesieniu wody (starał się wybrać jak najczystszy zbiornik), rozpaleniu ognia, obmyciu jego ciała w tym rany, rozdarciu podkoszulka i obwiązaniu materiałem ramienia, kończąc na wypatroszeniu fretki, którą potem wbił na patyk i smażył na ogniu.
Przysiadł przy wymordowanym, okrywając jego ciało swoją bluzą, drżąc przy tym jak osika na wietrze, ale nie przejmował się chłodem. Chciał tylko, aby ten mężczyzna się ocknął. Nic więcej.
- Shane, otwórz oczy. Proszę. – powiedział cicho. Wziął głębszy wdech i zwinął się w kłębek przy nim, wtulając się plecami w jego bok, wpatrując się w ognisko. Nic więcej już nie mógł zrobić. Musiał czekać.
Frustrujące.
                                         
Shion
Ratler     Poziom E
Shion
Ratler     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Shion.


Powrót do góry Go down

Pisanie 15.11.16 15:59  •  Droga pomiędzy wzgórzami - Page 2 Empty Re: Droga pomiędzy wzgórzami
Cholerna karuzeli błędnych snów krążyła mu pod zamkniętymi powiekami kiedy znikąd, przebił się przez okruchy świadomości, podejrzany dźwięk. Wynaturzony i ponad przeciętny słuch uchwycił podejrzany szelest, który zmusił Shane do... niczego. Logika i instynkt podpowiadały mu, aby otworzyć oczy i ostatkiem sił zmusić się do jakiejkolwiek reakcji, zanim stanie się daniem głównym jakiegoś padlinożercy, jednak ciężkie powieki odmawiały mu posłuszeństwa. Gorączka triumfowała, depcząc mu skroń i przysparzając mu jedynie dodatkowych bóli i uciskań. Spierzchnięte usta mimowolnie poruszyły się, jednak bezskutecznie. Żaden dźwięk nie wydostał  z spomiędzy rozpalonych warg. Uczucie niepokoju i zagrożenia pompowało krew do jego serca, nakręcając je w szybszy rytm. W końcu jednak usłyszał swoje imię. Sądził, że to omamy słuchowe, ale w tym cichym wręcz drążącym głosie rozpoznał Shiona. Czy można było mieć takiego farta? Naprawdę?
Mimowolnie rozluźnił się, nie obawiając zagrożenia. Było to głupie i lekkomyślne z jego strony, gdyż Shion mógł ukazać całkiem inną twarz, niż tą którą Shane oglądał jakiś czas temu. Byli sobie obcy, jednak durna świadomość podpowiadała mu, aby dać temu dzieciakowi szansę. Zaufać mu.
Poddał się własnym słabością. Sny zalały całkowicie jego głowę, a ciało przestało stawiać opór.

- Shane. -  Cichy szept haczył o jego ucho, powodując lekkie dreszcze.
Zero reakcji.
- Shane. - Bardziej natarczywie niż poprzednio.  
Uchylił oczy i zobaczył światło. Białe, jaskrawe światło, które zmuszało go do ponownego zamknięcia powiek. Chciał podnieść rękę do góry, jednak mocno obwiązane nadgarstki linami, ograniczały go. Syknął i szarpnął,  żądając od ciała natychmiastowej reakcji. Otwarł oczy, a jego ciało się jednocześnie napiętą struną i narzędziem, które gotowe było do przyjmowania bólu. Podobne sytuacje, nigdy nie kończyły się miło. Nie był to XXI wiek, gdzie dziewczyna próbowała być seksowna, teraz jedynie co mogło wszystkich spotkać to ból. Nieopisane fala bólu.
Przed oczami ukazała mu się martwa banda naukowców, których zabił gołymi rękami. Niektórym skręcił kark, niektórych wystawił na pożarcie wielkiego monstrum. Cała banda stała nad nim, zastanawiając się nad czymś i chichrając szaleńczo. Shane przyjrzał się każdej z zdeformowanych twarzy, aż końcu zrezygnował i skupił wzrok na strzykawce. Wydawać się mogło, że znał finał owego przedstawienia, jednak w ostatnim kulminacyjnym momencie jeden z naukowców, zamiast wstrzyknąć mu w żyłę zawartość, wbił mu igłę w serce.


Otwarł gwałtownie oczy i złapał zachłannie oddech, który podświadomie mu odbierali. Poderwał się do góry. Czarne macki koszmarów owinęły się wokół jego szyi, dusząc. Rozmasował sobie szyję, a wówczas z czoła spadł mu liść. Zdziwiony spoglądał na wysuszoną roślinę i dopiero po chwili zlokalizował czyjąś obecność. Tuż przy jego boku leżał zwinięty w kłębek Shion. Rozejrzał się ukradkiem po jaskini, w której się znajdowali.  Względnie bezpieczne miejsce. Nie wiedział jak do niego dotarł. Z ramion zsunęła mu się za mała bluza chłopaka. Pomiętosił ją między palcami, przyglądając się plamom, wszelkim zabrudzeniom czy niewielkim dziurkom. Zarzucił ją na ramiona nietoperzowatego.
- Shion? - zapytał, jednak przypuszczał, że ten wyczuł jak szybko zerwał się z miejsca i tym samym wybudził go z czujnego półsnu.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 20.11.16 22:50  •  Droga pomiędzy wzgórzami - Page 2 Empty Re: Droga pomiędzy wzgórzami
Cichy trzask drewna trawionego przez płomienie ognia, szum wiatru poruszający gałęziami I spokojny oddech Shane’a, skutecznie wprawiał Shiona w senny nastrój. Wiedział, że nie może sobie pozwolić na chwilę słabości, odpłynąć i pozostawić ich dwójkę odsłoniętą, bezbronną na ewentualne zagrożenie z zewnątrz. Za każdym razem, kiedy przyłapywał się na tym, że powieki bezwolnie opadały, a on sam zaczyna balansować na granicy snu a jawy, starał się jakoś rozbudzić. Ale jego starania ostatecznie spełzały na niczym, i wreszcie zapadł w lekki sen. Mięśnie rozluźniły się, serce zwolniło, oddech wyrównał się…
…. By zostać nagle zerwanym ze snu. Podniósł się do siadu gwałtownie, łapiąc za mały nożyk, który zawsze i wszędzie ze sobą nosząc, przesuwając wystraszonym i rozbieganym wzrokiem po całym miejscu, gdzie się znajdowali. Ale nie dostrzegł, a przede wszystkim nie usłyszał nic ani nikogo, co mogło im zagrozić. Zamiast tego odwrócił się i spojrzał zaskoczony na starszego wymordowanego. Poczuł dziwną ulgę, jakby ktoś zabrał niewidzialny ciężar  z jego drobnych ramion. Abstrakcyjnie poczuł się bezpieczniej, kiedy tylko go ujrzał przytomnego. Blade wargi chłopca rozciągnęły się w delikatnym uśmiechu, jednakże szybko spochmurniał, instynktownie napierając na jego ramię, pchając do tyłu, by na powrót się położył. Zgarnął swoją bluzę, teraz przyjemne nagrzaną ciałem drugiego rudowłosego, i zarzucił na grzbiet, choć wciąż jej nie zapiął. Przysunął się lekko, siadając na piętach, i pełnym determinacji wzrokiem spojrzał na twarz znajomego.
- Nie wolno ci się tak gwałtownie ruszać. – powiedział z wyraźnym wyrzutem. Przechylił się bardziej w jego stronę, aż wreszcie przycisnął piegowaty policzek do jego czoła, by sprawdzić temperaturę ciała. Trwało to krótką chwilę, aż wreszcie się odsunął, łaskocząc jego skórę przydługimi, rudymi kosmykami, na powrót siadając na piętach.
- Wciaż masz gorączkę. Powinieneś odpoczywać. Mam tutaj trochę wody. – sięgnął po butelkę i odkręcił ją, przysuwając wymordowanemu. - Co prawda woda nie jest krystaliczna, ale z pewnego źródła. Nie zatrujesz się nią. Powinieneś teraz dużo pić. Nie jestem medykiem, ale…. Nie chciałem cię samego zostawiać, by iść kogoś poszukać. –dodał po chwili, wzdychając ciężko. Na chwilę zamilkł, a po chwili wyraźnie ożywił się i odsunął siadając bokiem do niego, jednym ruchem wskazując w stronę płonącego ogniska.
- Patrz! Udało mi się! Sam je rozpaliłem! – stwierdził z wręcz namacalną nutą dumy I satysfakcji w jego głosie. - Zwierzaka też sam upolowałem! Może nie będzie tego wiele, ale powinno na teraz wystarczyć, byś nabrał nieco sił, Shane. – przysunął się bliżej mięsa wbitego na patyk, by sprawdzić czy jest już gotowe. Nie było. Mimowolnie skrzywił się lekko, czując gorycz rozczarowania. Nie chciał, aby Shane zbyt długo czekał. Shion nie miał pojęcia kiedy ostatni raz jadł coś ciepłego i pożywnego. Jasne, do medyka było mu daleko, ale… wiedział tyle, że w czasie choroby trzeba organizm odpowiednio często nawadniać i odżywiać. Wtedy szybciej odzyska utracone siły. Tego był pewien.
- Co ci się stało? I czemu leżałeś przy drodze prawie umierając? Prawie cię okradłem, bo myślałem, że jesteś kim obcym. – przechylił się do tyłu i usiadł na tyłku, obejmując kolana ramionami i opierając policzek na nich, wbijając sarnie spojrzenie w wymordowanego w oczekiwaniu na jakieś słowa wyjaśnienia.
To nie twoja sprawa, Shion.
Wiedział.
Ale też wiedział, że chce poznać prawdę. Ciekawość bywała zgubna.
                                         
Shion
Ratler     Poziom E
Shion
Ratler     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Shion.


Powrót do góry Go down

Pisanie 24.11.16 20:47  •  Droga pomiędzy wzgórzami - Page 2 Empty Re: Droga pomiędzy wzgórzami
Shane był zmęczony rozpalającą jego ciało gorączką, która tymczasowo zmogła czujność. Na szczęście Shion okazał się na tyle ogarnięty, że zatroszczył się o ich bezpieczeństwo. Sądził, że już nigdy nie ujrzy przegniłego słońca Desperacji i jej wyniszczonych ziem, a jednak tym razem śmierć przeszła obok niego, muskając jedynie zimnymi, trupimi palcami jego kark.
Spojrzał na wodę, którą podał mu dzieciak. Wcale nie wyglądała na bezpieczną. Wcale mu się nie chciało pić. Wcale. Zabrał od niego naczynie bez słowa i wypił duszkiem całą zawartość jaka tam się znajdywała.
- Nikt nie pomógłby ci - powiedział, kiedy starł wierzchem dłoni resztki z kącików z ust. Odstawił na bok prowizoryczny dzbaneczek i przetarł twarz. Faktycznie, nadal miał gorączkę. Suka trzymała się go uparcie, niczym rzep psiego ogona. Cierpliwość nie była jego największą cnotą w podobnych kwestiach, lecz nie miał wpływu na czas. Rzadko kiedy chorował, ba, nie pamiętał kiedy zdarzyło się to ostatni raz. Psia mać.
Ożywiony Shion wywoływał w nim dziwne uczucia. Shane nie potrafił spojrzeć na rozpalony ogień z podobnym entuzjazmem, gdy w tamtym momencie był bardziej przymulony niż ćpuny w centrum miasta.
- Brawo - pochwalił go. Shion cholernie przypominał mu Nicolasa. Gorączka buchnęła mu na nowo  żarem prosto w twarz, a obraz młodego, coraz bardziej mu się rozmywał. Spoglądał nieco zahipnotyzowanym wzrokiem, próbując dość do siebie. Lecz jak na złość wróciły wspomnienia z laboratorium, gdzie został zmuszony do zabicia czegoś materialnego, a równocześnie identycznie wyglądającego jak jego brat. Ponownie miał go na wyciągnięcie ręki.
Prychnął pod nosem, kręcąc głową.  Wszystkie mięśnie go bolały, nie mówiąc już nawet o gardle.  Pieprzona grypa.
- Nauczyłeś się polować - powiedział nie kontaktując. Poruszał ustami, lecz nie był świadom wypowiadanych słów. Puste literki układające się w wyrazy, opuszczały spierzchnięte wargi rudzielca. Zaśmiał się cicho, szybko milknąc.
- Miałem nieudane spotkanie towarzyskie - Ładnie ujmując. Ocknął się i przetarł ponownie twarz dłońmi, cholernie pocąc się na czole. Położył się ponownie, nie mając nawet apetytu, mimo iż żołądek domagał się pożywienia. On nawet pożarłby surowe mięso, jednak postanowił jeszcze chwilę poczekać aż chwilowe mdłości miną. Wszystko się naraz skumulowało - przemęczenie, brak pożywienia i snu oraz dodatkowo grypa. Los nikogo nie oszczędzał.
Kiedy mięso się dosmażyło, zbliżył się ku ognisku i odebrał swoją porcję mięsa. Zjadł ją dość szybko, podejrzewając, że nie wystarczy to im na zbyt długo. Musiałby się zebrać do kupy i sam iść zapolować na coś dużo większego. Siedząc naprzeciw Pieguska, ogrzewał się o ogniste języki. Co rusz przed oczami pojawiał mu się Nicolas, a Wiwern miał ochotę wyciągnąć ku niemu rękę. Głosy z oddali podpowiadały mu i wyśmiewały żałosny stan, końcu przegrał. Szarpnął go do siebie i przycisnął do własnej piersi, zamykając go w szczelnym uścisku. Oparł policzek o czubek głowy Shiona, chwilę tak trwając.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 03.12.16 19:33  •  Droga pomiędzy wzgórzami - Page 2 Empty Re: Droga pomiędzy wzgórzami
Starał się tego nie pokazywać po sobie, ale słowa pochwały, jakie padły z ust drugiego wymordowanego, wywołały spore zamieszanie w klatce piersiowej młodszego rudowłosego. Serce zabiło mocniej i poczuł przeszywające uczucie ciepła, które zaczęło rozlewać się po całym jego ciele. Opuścił nieco głowę, ale tylko po to, by po przydługimi, rudymi kosmykami skryć szeroki uśmiech, błyszczące radością i ekscytacją spojrzenie oraz dwa, czerwone rumieńce, które zabarwiły jego policzki. Uniósł jedną dłoń i zaczął jej wierzchem pocierać policzek w geście zażenowania. Nie przywykł do chwalenia. W jego całym, choć krótkim życiu, można policzyć na palcach jednej ręki ilość pochwał, jakie usłyszał. Dlatego też tym bardziej poczuł rozpierającą go radość. Brakowało, by dumnie wypiął pierś do przodu i zadarł wysoko nos.
Podciągnął kolana pod brodę i spoglądał w milczeniu, aż Shane posili się. Zdawał sobie sprawę, że jak dla kogoś jego gabarytów, to jest marny posiłek. Niestety, Shion nie był jeszcze w stanie zapolować na coś większego. Ale zawsze to coś ciepłego na żołądku.
- Musisz leżeć, Shane. – powiedział z naciskiem, gdy ten już skończył konsumować. Co prawda nie znał do końca jego regeneracyjnych możliwości, aczkolwiek dałby sobie rękę uciąć, że nadal jest słaby. Musi się trochę podleczyć.
- Będę tutaj z tobą aż do momentu, kiedy nabierzesz sił. Ale teraz się po- – słowa ugrzęzły w jego gardle, kiedy poczuł pociągnięcie, a następnie został zamknięty w uścisku wymordowanego. W pierwszej chwili nie miał pojęcia co się dzieje, więc instynktownie chciał się odsunąć i odepchnąć od niego. Jednakże jego ciało nie ruszyło się nawet o marne milimetry, mięśnie poddały się, a ciepło bijące od ciała Shane’a otuliło Shiona wywołując w nim poczucie bezpieczeństwa. Przymknął oczy poddając się temu kojącemu uczuciu, bezwiednie samemu wtulając się w niego mocniej, tym samym pozwalając im na chwilę wytchnienia i czułości.
W końcu wsunął obie dłonie na jego klatkę piersiową i naparł na nią delikatnie, odsuwając od siebie mężczyznę. Zadarł głowę, by móc spojrzeć na jego twarz, starając się powstrzymać delikatny uśmiech, który siłą próbował wedrzeć się na jego usta.
- Połóż się. – poprosił go cicho, jednocześnie napierając mocniej na niego, aż ten wreszcie nie położył się. Shion przysunął się bliżej i sięgnął po wciąż mokry liść, który z cichym plaśnięciem położył na jego czole.
- Czujesz się chociaż odrobinę lepiej? Wystraszyłeś mnie. – przyznał szczerze, a spomiędzy jego warg wyrwało się ciężkie westchnięcie. Być może nie znał go aż tak dobrze, ale zdążył jako tako go polubić. I widok jego martwego ciała nie należał do obrazów, które chciał oglądać.
- Może… może chcesz, żebym się z kimś skontaktował w twoim imieniu? Wiesz, całkiem szybko biegam. Mogę po kogoś pobiec. Albo pomóc ci dostać się do bezpieczniejszego miejsca. Wystarczy, że powiesz.
                                         
Shion
Ratler     Poziom E
Shion
Ratler     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Shion.


Powrót do góry Go down

Pisanie 08.12.16 20:05  •  Droga pomiędzy wzgórzami - Page 2 Empty Re: Droga pomiędzy wzgórzami
Shane oparł się plecami o zimną kamienną ścianę jaskini, przyglądając się Shionowi z dystansem. Pociągnął nosem, przypominając sobie o katarze, który znacząco utrudniał mu oddychanie. Uchylił przez to wargi, łapiąc spokojnie oddech.
Tik zażenowania jaki wypatrzył u rudzielca, był jak strzał z pięści prosto w brzuch. To niemożliwe, że byli tak identyczni. Shion próbował mu już wyjaśniać, że jest całkiem inną jednostką niż jego zmarły brat, jednak jak Shane miał w to wierzyć, skoro jego oczom ciągle ukazywały się namacalne podobieństwa.
- Musisz leżeć, Shane.
- Dużo rzeczy muszę, Shion. - Niestety. Wpatrywał się w niego intensywnie. Był między młotem, a kowadłem. Właśnie spotkał na swojej drodze osobę zamieszaną w rozróbę w barze. Powinien go zabić. I najpewniej zrobiłoby to bez mrugnięcia okiem, ani chwili zastanowienia, gdyby nie fakt ściśle łudzącego podobieństwa do Nicolasa. To zabawne, jak zapomniana przeszłość utrudniała widoczność na teraźniejszość oraz przyszłość. Nie przypuszczał nigdy, że trafi na replikę. Żył ponad tysiąc lat i nigdy dotąd nie zdarzyła mu się podobna sytuacja.
Shane, czyżby twoje słabości wyszły na światło dzienne?
Możliwe.
- Czuję. Jest dobrze - odparł, a kolejne słowa wywołały w nim parsknięcie. Pokręcił głową i odchylił ją mocniej w tył. Przymknął ciężkie powieki, milcząc przez chwilę.
Kochany, naiwny Shion. Pomógł mu pomimo tego, że Shane należał do Drug-on.
- Jeśli po kogoś pobiegniesz, nie będę wstanie ci już wtedy pomóc, Shion - powiedział i spojrzał na niego spokojnie. Oczywistym było, że tylko Maccoy i Evan znali rysopis podany przez androida, jednak gdyby ktoś inny połasiłby się o rozmowę z Calem, łatwo uzyskałby podobne informacje.
- Byłeś wtedy w barze, kiedy moi towarzysze wpadli tam i zażądali informacji. - Gramy w otwarte karty, Shion. Nie schrzań tego. - Wiesz o tym, że jesteś moim głównym tropem z miejscem ich pobytu, prawda? Wiesz, że powinienem cię zaciągnąć siłą do Smoczej Góry, torturować i wydusić z ciebie wszystkie informacje? - zapytał.
Oczywiście, że wiedział o tym Shane, nie był głupi. Przebywanie w twoim towarzystwie w tym czasie równało się z samobójstwem.
- Co tam robiłeś? Po co tam byłeś? - No tak. Zamiast zapytać o lokalizacje dwóch ścierw, to ten martwi się o przebywanie podopiecznego.
Poprawił się i palcami przesunął po swoim rannym ramieniu. Zauważył prowizoryczny bandaż, który prawdę mówiąc interesował go najmniej. Zastanawiał się czy wysoka gorączka nie jest spowodowana, przez ukryte pod kurtką, tatuaże. Podobno zneutralizował je, jednak cholera wie czy Żmij mówił prawdę. Chciał je obejrzeć.
- Musisz nas omijać szerokim łukiem - odparł w końcu, najwidoczniej podejmując już decyzję. - Jeśli wpadniesz w ręce, któregokolwiek Drug-on, nie będę wstanie nic zdziałać. Rozumiesz? - Nie odrywał spokojnego, ale jednocześnie poważnego wzroku. Musiał uzmysłowić dzieciakowi, że gdyby jakiś Smok wpadł na pomysł odnalezienia jego, a przez to tamtych dwóch, mógłby być w niebezpieczeństwie. A Shane jako Pradawny musiałby się zachować jak Pradawny. Dobro organizacji zawsze leżało na pierwszym miejscu. Nie mógłby się kierować emocjami.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 28.12.16 0:46  •  Droga pomiędzy wzgórzami - Page 2 Empty Re: Droga pomiędzy wzgórzami
Zmarszczył niebezpiecznie brwi, próbując wyglądać na groźnego. Nie zamierzał pozwolić, aby Shane poruszał się jak chce. Nie w jego aktualnym stanie. Może nie mógł zdziałać zbyt dużo, był mały i słabszy fizycznie od drugiego wymordowanego, jednakże chociaż w tej jednej kwestii nie chciał odpuścić. Shane musiał wypocząć. Koniec kropka.
- Może i wiele musisz, ale w tym momencie musisz odpoczywać. Nie chcesz chyba, żebym usiadł na ciebie i siłą przycisnął do ziemi? – uniósł brew w pytającym geście. Może i zabrzmiał, jakby żartował, ale… był poważny. Przysunął się bliżej niego, trochę na bezczelnego okradając go z naturalnego ciepła, i podkulił bardziej nogi pod siebie, przyglądając się uważnie jego bladej twarzy. Nadymał nieco policzki, wyglądając jak chomik po obiedzie, albo niezadowolone z prezentu dziecko.
- Nie musisz mi pomagać. Sam sobie poradzę. Jestem dość szybki. – skwitował z cichym pryśnięciem, i uniósł dłoń, by potrzeć piegowaty policzek w zażenowaniu. Jak zawsze. Łatka dzieciaka chyba już na wieczność zostanie do niego przylepiona. Nie, żeby było inaczej…
Pomiędzy nimi na moment zapadła długa cisza przerywana jedynie odgłosami nocy i strzelającym drewnem pod temperaturą ognia w ognisku. Brązowe spojrzenie utkwiło na moment w płomieniach języka, aż w oczach poczuł pieczenie i łzawienie wywołane drażnieniem.
- Rozumiem. Ale… ty też musisz coś zrozumieć. – przekręcił wreszcie głowę i uniósł dłoń, wskazując palcem na żółtą chustę, którą miał zawiązaną dookoła szyi. - Należę do DOGS. To moja rodzina. Nie zdradzę ich. Nawet jeśli zabierzesz mnie do siebie, żeby torturować i wyciągnąć ze mnie jakieś informacje, lepiej od razu mnie zabij. Prędzej odgryzę sobie sam język, niż coś powiem. Nie zdradzę ich. Już raz to zrobiłem. Zaufali mi. Nie zamierzam ponownie popełnić tego samego błedu. – spoglądał na niego intensywnie, a w błyszczącym, jelenim spojrzeniu odbijał się żar ogniska. Po chwili przymknął powieki, przekręcił się i oparł barkiem o ramię Shane’a, a następnie ułożył na jego ramieniu swoją głowę, wzdychając cicho. Złapał za jakąś pojedynczą gałązkę i od niechcenia zaczął się nią bawić, łamiąc na coraz mniejsze kawałeczki.
- Wtedy w barze znalazłem się zupełnie przypadkowo. Musiałem coś załatwić. Zresztą, to teren DOGS i każdy mógł tam wejść. Właściwie kierowałem się już do wyjścia, kiedy do środka wpakowała się wasza dwójka. Usłyszałem jak wypytują o dwóch od nas. Siłą rzeczy musiałem zostać, by dowiedzieć się czegoś więcej i powiadomić inne Psy. Tak działamy. – wzruszył lekko ramionami i przesunął pospiesznie końcówką języka po suchych wargach. Zamilkł na moment, próbując ułożyć wszystko w swojej głowie, flirtując pojedyncze informacje na to, co może powiedzieć, a co powinien jednak zachować dla siebie.
- To wy zaczęliście i wypowiedzieliście nam niemą wojnę. Najpierw Luka, potem tamta dwójka. Jeżeli będę musiał was szpiegować, albo stanąć z wami do walki, bo Wilczur tak rozkaże… to tak zrobię, Shane. – przekręcił nieco głowę, tak, by móc spojrzeć na jego profil, nawet na moment nie zrywając z nim kontaktu fizycznego.
- Ale nie chcę z tobą walczyć. Nie z tobą. – odszukał po omacku jego dłoń i wsunął w jej wnętrze swoje chłodne palce, zaciskając je na niej nieznacznie. - Nie z tobą. – powtórzył ledwo słyszalnym szeptem.
                                         
Shion
Ratler     Poziom E
Shion
Ratler     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Shion.


Powrót do góry Go down

Pisanie 29.12.16 23:28  •  Droga pomiędzy wzgórzami - Page 2 Empty Re: Droga pomiędzy wzgórzami
Nie wyglądał na groźnego. Nic, a nic nie wychodziła mu groźna mina, która przyprawiała Shane o ciche parsknięcie.  Tkwił w pozycji na wpółleżącej, zdrową ręką przesuwając po swym obolałym ramieniu. Krew ledwo co przestała obficie cieknąć, jednak nie oznaczało to natychmiastowego polepszenia jego zdrowia.
- Przestań mieć takie durne marzenia – mruknął, kompletnie nie biorąc jego słów na poważnie. Gdyby je brał, Shion spotkałby się z lądowaniem na twardej posadzce. Nie zareagował, mimo wszystko na nagle zbliżenie chłopaka, który poczuł chęć okradnięcia go z wiecznie podwyższonej temperatury ciała. Przymknął na chwilę oczy, pozbawiając się widoku naburmuszonego chomika.
- To dobrze – skomentował krótko. Shion powinien nauczyć się sobie radzić, Shane nie mógł go ciągle kontrolować i sprawdzać czy nadal dycha skażonym powietrzem Desperacji. Ich kontakty były na nich obu niezwykle niebezpieczne, zwłaszcza w tej nowej sytuacji. Maccoy odkąd tylko wstąpił do Drug-on, kierował się dobrem organizacji. Przynależność do bandy pomyleńców zobowiązywała go do lojalności oraz o dbanie interesów grupy. Nie zmieniło się to na przestrzeni lat, mimo iż polityka w Drug-on zmieniała się niczym w kalejdoskopie. Wraz z nową władzą, nie zamierzał wcale nadwyrężać własnej pozycji, nawet jeśli oznaczało to, ogromne rozdarcie między Smokami, a Shionem.
-  DOGS nie jest twoją rodziną. Nigdy nie było i nie będzie. Rodzinę miałeś kiedyś, prawdziwą. Ale wszystkich pogrzebała ziemia. - Nie zamierzał go do niczego przekonywać. Nie należał do grona świętych ani nawet moralizatorów, aby mieć prawo do pouczania go. Szczeniak był jeszcze młody i głupi. Nie znał życia, mało widział. Mało doświadczył bólu i rozczarowania ze strony tak zwanej przybranej rodziny. Rudzielec dawno przestał wierzyć w bezinteresowność oraz szczerze chęci. Ludzie zgnili wraz z ziemią, po której stąpali. Desperacja wysysała wszystko, co człowiek  miał w sobie najlepsze, a potem pozostawiała martwe, puste naczynie, które pomimo że potrafiło mówić i myśleć, umarło.
Shion zaczął mówić, ale mówił wszystko to, co Shane zdążył się sam dowiedzieć. Stek bezwartościowych informacji.  Na co liczyłeś, Shane, że chłopak zechce być z tobą szczerzy, bo masz do niego lekki sentyment? Daj spokój.
Kolejne słowa wywołały szelmowski uśmiech na popękanych ustach. Uchylił lekko powieki i spojrzał na chłopaka pobłażliwym wzrokiem.
- Niema wojna? - Parsknął rozbawiony. DOGS miało naprawdę jakieś problemy. - Jesteśmy najemnikami. Wszyscy korzystają z naszych usług. Dla nas liczą się jedynie brzęczące monety. Kto da więcej, nie interesują nas inne gangi czy organizacje. - Nie skłamał. Drug-on posiadało wiele zleceń od różnej maści zleceniodawców. Nikt nie mógł mieć im za złe, że wykonują swoje zlecenia zgodnie z życzeniem płacącego. Smoki nie interesowały konflikty, jakie panowały między poszczególnymi grupami. Odkąd sięgała pamięć, byli neutralni.
- Dlatego cię ostrzegam, Shion. Omijaj nas z daleka, bo jeśli DOGS wykona jakiś niewłaściwy krok w stronę Drug-on, Smoki nie będą stały biernie. Ja nie będę bierny. Zabiję każdego. - Spojrzał na chłopaka, wyczuwając jak ten chowa swoją małą dłoń w jego.  -  Nie chcesz, ale zrobisz to, jeśli ci rozkaże. Sam sobie przeczysz, Shion. Nigdy nie będziesz wolny, skoro o twoim losie decyduje ktoś inny. - Pokręcił głową. Zmęczenie jakie dopadło go przez ciągnący się, długowieczny żywot, wypaliło swe piękno.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 30.12.16 23:29  •  Droga pomiędzy wzgórzami - Page 2 Empty Re: Droga pomiędzy wzgórzami
Obudził się między czwartą, a piątą nad ranem zdezorientowany, zastanawiając się, dlaczego w jego sypialni jest tak zimno i kto otworzył okno. Ale to nie był jego pokój. Nie ten ciepły za życia w M-3. Miękką, ciepłą pierzynę zastępował bezlitosny, zimny wiatr, a funkcje poduszki pełniła brudna, splugawiona gleba. Wtedy otrzeźwiał i ujrzał wszystko we właściwym wymiarze  przypominając sobie gdzie jest. Tylko czemu jest sam? Wydawało mu się, ze  ktoś  z nim był. Gdzieś szedł, ale postacie z jego wspomnień były zamazane i niewyraźne. Przetarł lewe oko długim rękawem bluzy. Syknął z bólu. Coś było nie tak.

❋❋❋

  Nie wiedział ile dokładnie czasu minęło. Jedyne co wiedział to to, że jest wykończony, wypluty i wypompowany. Cienki sierp księżyca unosił się już na środku atramentowego nieba, jak balon, któremu został bezlitosne odebrany kolorowy sznurek u samej podstawy. Stanął u podnóża wzniesień rozciągających się na wschód. Zimny wiatr owiewający jego twarz zmusił go do zasłonięcia ust zawieszoną na szyi chustą. Szedł powoli, kuśtykając na prawą nogę, jednak kroki były pewne i stanowcze. Jeną ręką trzymał potargany czarny plecak przewieszony przez jedno ramię, a palce drugiej zaciskał na prawie dostrzeganie spalonym materiale bluzy.
  Przeszedł parę kroków nie myśląc o niczym, dopiero słowa, jakie usłyszał spowodowały, że zatrzymał się w cmentarnych kniejach i ostrożnie wyjrzał przez Desperacyjną roślinność.
  Jeśli Pradawny miał jeszcze jakiekolwiek wątpliwości do kogo należą tajemnicze odgłosy, to jego bezdźwięczne pytanie uzyskało szybka odpowiedz w postaci czarnowłosego anioła przekraczającego kilku centymetrowe martwe zarośla. Ściółka zatrzeszczała nieprzyjemne, kiedy znalazł się na terenie przy którym 'obozowali'. Zatrzymał się po drugiej stronie ogniska, a płomienie zaskwierczały nieprzyjemne, unosząc się w górę ku nocnemu kobaltowemu niebu. Na jego twarzy odznaczało się wyraźnie świeże oparzenie, które przez te kilkadziesiąt godzin nabrało intensywnego krwistego koloru. Zajmowało cały prawy polik przecinając jednym ze szpetnych krańców kość nosowa.
  Potargana bluza częściowo strawiona przez ogień, ubłocone spodnie i  brudne, pokryte zadrapaniami dłonie. Oto stał przed nim Tyrell. W jednym kawałku.
  Bardzo spokojnie przesunął wzrokiem po ich sylwetkach, zatrzymując beznamiętnie spojrzenie dopiero na ich dłoniach. Poczuł dziwne atawistyczny ukłucie. Czy to była złość? Oblała go zimna fala, szczypiąc w koniuszki palców. Wciągnął powietrze nosem i równie powoli wypuścił je z powrotem. Zaczął odczuwać dziwny impuls - równie bezlitosny co irracjonalny. Wepchnął dłonie w kieszenie; palce podpełzły do siebie i zacisnęły się. Czy naprawdę potrafił nienawidzić bez głębszego powodu? Ostatnio zbyt wiele wydarzyło się w jego życiu, aby mógł się nad tym zastanowić. Gubił się w obcej rzeczywistości. Czuł się jak jeden z obcych ludzi zasiedlających teatralna widownię. Przeszłość nieustannie przeplatała się z codziennością, sprawiając, że patrząc na swoje odbicie nie widział twarzy znanego mu cale życie Tyrella tylko głęboko pochowanego w jego skórze Sory.
Daj spokój.
  Potem usłyszał ten chłodny głos, który czasem w takich chwilach jak  ta przywoływała go do porządku, powstrzymując wzbierającą się falę szaleństwa, jak za stalowymi wrotami.
  Ominął rozpalone ognisko i stanął tuz przy nich; płomień za jego plecami zamigotał groźnie. Było słychać dźwięk trawionego się drewna.
  — Kim jest ten szczyl? — zerknął na młodego mówiąc z mechaniczną obojętnością.
  Twarz Tyrella była dziwnie bez wyrazu. Pozbawiona kolorów i energii. Kiedy tak bardzo się zmienił?
  Rudzielec wydawał się być młody. Wyglądem przypominał jego podopiecznego, choć nie potrafił uwierzyć, że mogliby być spokrewnieni.
  — Zniknąłeś. Wyglądasz gorzej niż śmierć.
  Spojrzał spokojnie na Shane'a i umilkł. Wymordowany nigdy nie pokazywał po sobie felernej kondycji. Teraz było tak samo. Nie musiał pytać. Zmęczenie w jego oczach wyrażało zbyt wiele. Zlustrował prowizoryczny opatrunek na jego ramieniu, przesunął wzorkiem po szczątkach po ich kolacji, butem tocząc walająca się łapę fretki prosto w płomień. Rzucił w kierunku Shiona krótkie znaczące spojrzenie, dopiero wtedy jego uwagę przykuło coś, czego wcześniej nie zauważył. Żółta chusta zawiązana na jego szyi.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 07.01.17 17:16  •  Droga pomiędzy wzgórzami - Page 2 Empty Re: Droga pomiędzy wzgórzami
Przygryzł dolną wargę I nieznacznie odsunął się od drugiego wymordowanego, by móc lepiej na niego spojrzeć. Nie podobało mu się to, co usłyszał. Shane nic nie rozumiał. Nie rozumiał jego. Nic o nim nie wiedział. A jednak ocenianie i wyciąganie pochopnych wniosków przychodziło mu tak łatwo… jasne. Może i był starszy, więcej przeżył a co za tym idzie – był bardziej doświadczony. Ale to nie oznaczało, że wie wszystko, bo tutaj nie miał racji.
- Mylisz się! – spojrzał na niego spod przydługawej, rudej grzywki, uparcie i determinacją. DOGS było jego rodziną.
- Moja, jak to ująłeś, prawdziwa rodzina…. Możliwe, że żyje. Mam osiemnaście lat, dwa lata temu stałem się tym czymś. Prawdziwa rodzina nie zabija. Prawdziwa rodzina nie sprzedaje jednego ze swoich za marne grosze. – skrzywił się, czując jak żółć i jad wypełnia jego ciało, komórki, żyły. Jak tym żyje, zdając sobie dopiero teraz sprawę z tego, jak bardzo ich nienawidził. A najbardziej jego. Bo mu zaufał. Dwa razy. I dwa razy został przez niego zdeptany.
- Rodzina nie musi być połączona krwią. Na to składa się wiele innych czynników. Dla mnie to jest moja rodzina. Każdy z członków. Za każdego z nich nastawię karku i wiem, że oni nastawiliby karku dla mnie. Nie czuję się ograniczony w żaden sposób. Nie czuję, żeby moja wolność była ograniczona. Ja chcę przysłużyć się gangowi, Shane. – zacisnął palce na żółtej, już brudnej chuście i uśmiechnął się lekko, a jego piegowate policzki pokryły delikatne rumieńce. - Chcę mu służyć, bo w ten sposób mogę jakoś odwdzięczyć się im za wszystko. Teraz rozumiesz? – spojrzał na niego z niemym pytaniem wymalowanym na twarzy. Miał nadzieję, że Shane teraz zrozumie. Ba. Chciał w to wierzyć. Ale dziwny cień po chwili przysłonił jego twarz, gasząc wesołe ogniki skaczące w brązowym spojrzeniu chłopaka.
- A ty? Sam nie jesteś w lepszej sytuacji. – mruknął gorzko, chociaż wiedział, że zaczyna kroczyć po naprawdę cienkim lodzie. - Gdzie twoja wolność? Jesteś o wiele bardziej zniewolony ode mnie. Twoim życiem rządzą pieniądze. Sam to powiedziałeś parę chwil wcześniej. Kto zapłaci więcej. Jak się z tym czujesz? Z wiedzą, że w każdej chwili twoi znajomi z organizacji mogą cię zdradzić, wbić sztylet pomiędzy twoje łopatki, wyszarpać z ciebie resztki godności? Wystarczy, że znajdzie się ktoś, kto zapłaci za twoją głowę wystarczająco wiele. Jak się z tym czujesz? Wiedząc, że nie masz nikogo, komu mógłbyś zaufać, kogoś, kto stanie po twojej stronie bez względu na okoliczności, kogoś, kto zawsze będzie stał za tobą murem? Bez swojej bezpiecznej przystani, ostoi… zostałeś z… czym? Pieniędzmi? Fałszywymi znajomościami? Mrzonkami, którymi karmisz się każdego ranka? – w jaskini zapadła cisza przerywana jedynie ich oddechami, odgłos pękającego drewna w ognisku i sporadycznego pohukiwania sowy gdzieś w oddali. - Nie jest ci czasami żal? Nie tęsknisz? – nie był do końca pewien, czy otrzyma chociażby szczątki odpowiedzi, ale czekał. Czekał, aż Shane przemów, ale wtedy usłyszał, że ktoś się zbliża. Odgłos ciężkich butów wywołał w nim falę strachu i irracjonalnej chęci ucieczki. Instynkt podszeptywał, by uciekł. Jak najdalej. Zbliża się zagrożenie. Ale jego ciało samo się poruszyło, dlatego też Shion w pierwszej chwili wysunął się przed drugiego rudowłosego, i choć cały drżał jak pieprzona osika na wietrze, to zamierzał ochronić drugiego wymordowanego swoją chuderlawą piersią.
”Kim jest ten szczyl?
Zamrugał dwukrotnie. Wyglądało na to, że nie miał Shane’a przed czym bronić, a ta dwójka wyraźnie się znała. Bezdźwięcznie odetchnął, przenosząc spojrzenie na szatyna. W jego spojrzeniu było coś… dzikiego i niebezpiecznego. Nawet nie wiedzieć kiedy, spuścił nieznacznie głowę i przesunął się. Tym razem za Shane’a. Jakby sama jego obecność byłaby w stanie go schować i obronić, chociaż sam nie sprecyzował jeszcze przed czym. Po prostu. Instynkt sam zadziałał.
                                         
Shion
Ratler     Poziom E
Shion
Ratler     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Shion.


Powrót do góry Go down

Pisanie 11.01.17 19:24  •  Droga pomiędzy wzgórzami - Page 2 Empty Re: Droga pomiędzy wzgórzami
Pseudo bełkot na temat psów wzbudził w Shane jeszcze większą niechęć do gangu niż posiadał wcześniej. Nie rozumiał fenomenu DOGS ani osób, którzy do niego należeli.
To żałosne —  powiedział w końcu — Sądzisz, że skoro prawdziwa rodzina cię sprzedała, to podrabiana tego nie zrobi? Shion nie wiem w jakim ty świecie żyjesz. Te wasze guru to zwykły niedojrzały dzieciak. Rzuci cię w kąt jak tylko mu się znudzisz —  rzucił oschle.
Stąpał tysiąc piętnaście lat po ziemi i zdążył nasłuchać się na temat wielkiego i cudownego Growlithe. W oczach Shane nosił miano robaka, wodza jakiegoś wojującego sobie gangu.
Jesteś głupi —  zaśmiał się gorzko. Oparł głowę o kamienną ścianę i przyglądał się z zainteresowaniem skalnemu sufitowi. Czarne, zimno niebo wisiało nad nim straceńczo.
Słuchał jego wywodu, żółci jaką wylewał z siebie na jego temat. Rozbawił go jedynie tym, przez co na ustach pojawił się niewielki cień krzywego uśmiechu.
Nie porównuj Smoków do Psów. Nigdy —  zastrzegł i spojrzał w końcu na niego. —  Jak ja się czuję zdobywając pieniądze, koce, żywność i wodę dla bandy świrów, którzy kochają adrenalinę? Świetnie. Bo Każdy z nas to robi. Nie ma odstępstw. A jeśli sądzisz, że Smoki to sprzedajne ścierwa, to masz małą wiedzę. Nigdy nie bierzemy zleceń na siebie. Mamy swoje zasady —  odparł. A kto łamie te zasady, kończy marnie. Organizacja tępiła podobnych tchórzy.
Nie mam za czym tęsknić —  powiedział na koniec, przymykając powieki. Nie miał za czym tęsknić, gdyż nie pamiętał za wiele z przeszłego życia. Jedynie odkopał parę wspomnień, które pielęgnował i dbał o nie. O resztę się nawet nie upominał.
Zamilknął i trwał tak, nie mając zamiaru już ciągnąć dłużej tego tematu. Cisza, jaka między nimi zapanowała okazała się adekwatna, gdyż usłyszał zbliżające się kroki. Z wiatrem wyczuł znajomy zapach. Pokręcił z nie dowierzaniem głową. Dzieciak go znalazł nawet na jakimś zadupiu. Czekał.
Nie poruszył się z miejsca, dopiero kiedy usłyszał głos Tyrella, spojrzał na niego.
A to ważne? —  zapytał, jednak oczywistym było, że nie zamierzał aniołowi się z niczego tłumaczyć.
Co tu robisz? —  Obrzucił go od stóp do głów wzrokiem, oceniając fatalny stan stróża. Wyglądał jak kupa nieszczęścia. Widocznie sam za wiele nie miał szczęście. Jednak ich rozmowa musiała poczekać.
Podniósł się na równe nogi, górując nad zebranymi wzrostem.
No i co teraz, Shane? Sytuacja patowa.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 2 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach