Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 2 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5  Next

Go down

Pisanie 27.04.16 0:54  •  PRZEDSZKOLE „Miśki” - Page 2 Empty Re: PRZEDSZKOLE „Miśki”
Czknięcie.
Los chyba nie bywa sprawiedliwy. Najpierw niefortunny wypadek na szkolnym korytarzu, potem atak histerii, teraz czkawka. Brakuje tylko żeby mnie dzisiaj piorun strzelił, stwierdziła w myślach ironicznie. Na szczęście sklepienie Miasta-3 nie wyglądało na takie, które zaraz miałoby zajść ciemnymi chmurami i stać się miejscem rozpętania burzy. Było zwyczajne, tak jak każdego zwyczajnego dnia w Mieście; miało zwykłe słońce i zwykłe chmurki. Nie było ani za ciepło, ani za zimno - w sam raz na ową porę roku.
Ujęła lekko drobną dziecięcą rączkę; uderzyło ją osobliwe przeświadczenie, że chyba po raz pierwszy ma pod opieką kompletnie obce dziecko, w dodatku o bardzo specyficznym usposobieniu. Ta świadomość z marszu szarpnęła nerwami Verity, która tak naprawdę nie miała pojęcia, jak ma się w tej chwili zachować. Można by nawet odnieść wrażenie, że to sześcioletnia dziewczynka o wiele lepiej orientowała się w sytuacji niż starsza, która teoretycznie miała się nią zaopiekować w zastępstwie starszego brata. Nagła i niespodziewana odpowiedzialność okazała się być trochę przerażająca.
Czknięcie.
Na cichy dźwięk głosu obróciła głowę w dół ku małej, zamiatając w powietrzu zielonymi włosami jak bukietem traw. Nierówna grzywka znów postanowiła wpaść jej do oczu, na co Amerykanka zdmuchnęła ją do góry z lekkim poirytowaniem.
Czknięcie.
Skurcze były tak mocne, że aż bolały, jednocześnie przy co którymś kroku podrzucając nastolatką w przestrzeni. Próbowała tłumić śmieszny dźwięk przytkniętą do ust dłonią, ale i tak zwracała na siebie sporo uwagi. Niektórzy przechodnie, którzy z bliższa mijali obie dziewczyny, obracali się za Verity z zaskoczeniem, zainteresowaniem, niektórzy wręcz rozbawieni jej osobliwą sytuacją. Miała coraz bardziej dobijające wrażenie, że zaczyna się czerwienić.
- Masz rację. Tylko akurat - Czknięcie. - nie mam nic przy sobie. - Czknięcie.
Rada była dobra, ale niestety nie nosiła przy sobie słoika z cukrem ani nawet drugiego śniadania do szkoły. Było mnóstwo metod zwalczania czkawki, jednak podejmowane co chwilę wstrzymywanie oddechu nie chciało zadziałać, nie miała przy sobie wody ani niczego słodkiego, zaś wolała nie sugerować Momo, żeby spróbowała ją przestraszyć. Dzieci potrafią mieć oryginalne pomysły, zaś zielonowłosa nie chciałaby stać się świadkiem choćby wybiegnięcia dziecka pod samochód. Wtedy na pewno przeszłaby jej czkawka, gdy już umarłaby na zawał ze strachu.
Czknięcie.
- Hm? Co jest? - Czknięcie. Znów zerknęła na dziewczynkę, ale ta chyba nieszczególnie zamierzała się tłumaczyć ze swojej wcześniejszej wypowiedzi. Verity zaś nie zamierzała naciskać. Momo wydawała jej się istotką dość delikatną i za żadne skarby nie mogła sobie pozwolić na nadwerężenie jej granic. Była bądź co bądź obcą dla młodszej osobą i nie do niej należało wtrącanie się w jej dziecięce sprawy. No chyba, że potrzebowała pomocy. Albo zauważyła coś niepokojącego. Albo źle się czuła. Ale wtedy chyba można mieć nadzieję, że powie to bardziej wprost niż w urywku zdania, który Greenwoodównie kompletnie nic nie mówił. To mógł równie dobrze być pozbawiony ważniejszego zdarzenia komentarz.
Czknięcie.
Przeniosła wzrok na budkę z gastronomią, reklamowaną na szyldzie jako najlepsze naleśniki na wynos w okolicy. Dla Ver brzmiało to jak szansa na zażegnanie czkawkowego kryzysu, który stawał się dlań coraz bardziej żenujący.
- O, widzisz. - Czknięcie. - To podejdziemy - Czknięcie. - i sprawdzimy czy mają wodę. - Czknięcie. - Albo ewentualnie kupię naleśnika. - Czknięcie. - Może któreś zadziała - dokończyła ze zrezygnowaniem, delikatnym pociągnięciem dłoni kierując dziewczynkę obok siebie w stronę wspomnianej budki.
                                         
Verity
Studentka
Verity
Studentka
 
 
 

GODNOŚĆ :
Daisy Verity Greenwood


Powrót do góry Go down

Pisanie 30.04.16 23:53  •  PRZEDSZKOLE „Miśki” - Page 2 Empty Re: PRZEDSZKOLE „Miśki”
Chłopcze?
Ruuka odwrócił się, czując jak dreszcze przebiegając mu po plecach. Gwałtowny ruch prawie znokautował niziutką babcię, która sięgała mu tylko trochę ponad linię paska, ale kobieta w samą porę postąpiła krok do tyłu.
A... tak? ─ Uzbroił się w jedyną broń, która jeszcze czasami działała: uśmiech.
Mógłbyś pomóc starszej kobiecie? ─ Kiedy przytaknął, splotła palce za plecami i uniosła głowę, zerkając na wyższe półki. ─ Sięgnąłbyś mi te płatki owsiane? Nie, nie te... te obok... jeszcze... tak, właśnie te... I te niżej, które reklamowali w...

---------------------------------

Dziewczynka nie odpowiedziała. Uparcie milczała, drepcząc krok za krokiem za Verity, mimo krótszych nóżek bez problemu dotrzymując jej tempa. Przystanęła dopiero przy naleśnikarni, oparła dłoń o ladę i stanęła na palcach, jakby chciała dojrzeć to, co dzieje się po drugiej stronie ─ najlepiej na samej podłodze.
No? ─ Sprzedawczyni szybko urwała rozmowę, w połowie zdania odwracając się już do nowych klientów. Jej twarz rozjaśniała, gdy dostrzegła wlepione w nią oczy dziewczynki. ─ Czego sobie panie życzą?

---------------------------------

Zaśmiał się nerwowo i pożegnał przesympatyczny egzemplarz muzealny. Szybko oprzytomniał i zabrał się za dalsze przeszukiwanie sklepów. Verity i Momoji na niego czekały ─ nie było więc opcji, żeby tak guzdrał. Tym bardziej, że sklep wydawał się dziś szczególnie zatłoczony. Jeżeli nie dobiegnie do kasy lada moment, kolejki mogą się ścielić po ścianach, a wtedy...
Przepraszam?
Hm?
Popilnuje mi pan dziecka?
Zerknął w ciemne oczy niskiej kobiety.
Nie, ja tylko...
Ale los bywa złośliwy i nim zdążył dokończyć zdanie, urwał mu je trzask zamykanych drzwi do toalety. Potem coś bardzo małego i czepliwego złapało go za nos.

---------------------------------

Momoji opadła z powrotem na pięty. Sprzedawczyni wpatrywała się cierpliwie to w nią, to w Verity, gotowa bohatersko służyć pomocą przy wyborze deseru na wynos. Pewnie czułaby się przy tym bardziej pewnie, gdyby dziewczynka nagle nie cofnęła się o kilka kroków i nie wyrwała z uścisku towarzyszącej jej nastolatki. Krótki krzyk stłumiła jej sukienka, gdy mała gwałtownie opadła do kucek i przycisnęła kolana do ust, wsuwając palce we włosy.

---------------------------------

Życie mi pan uratował!
Brew mu drgnęła, ale oddał kobiecie niemowlę, zaraz poprawiając pognieciony mundurek. Pomachał jeszcze dzieciakowi na pożegnanie i zwrócił się twarzą do półek, kciukiem wolnej ręki ścierając z ust pozostałości po słodyczy, którą próbował mu wpakować do buzi nieznajomy chłopiec.
Zdążył w zasadzie wyjąć opakowanie z ryżem i wrzucić go do koszyka, nim na ramię nie opadła mu silna dłoń. Wypuścił z sykiem powietrze i zerknął za siebie, konfrontując z twardym spojrzeniem jakiegoś mężczyzny.
Dzień dobry!
Jak na kogoś, kto wygląda, jakby wyszedł z więzienia razem ze ścianą, wyszczerzył się tak sympatycznie, że Ruuce opadły lekko ramiona, przygniecione wagą tej serdeczności.
Dzień... dobry? ─ Odchrząknął, chcąc na powrót zająć się przeszukiwaniem powykładanych towarów. Mężczyzna, notabene, o głowę o niego niższy, ale za to ze dwa razy szerszy, uśmiechnął się jeszcze szerzej i z rezolutną siłą zaczął atak.
Mogę zadać panu pytanie?
Ruuka wsunął palec na jeden z kartonów z kaszą.
Jakie?
Czy oddycha pan czasami powietrzem?
Prawdę mówiąc... ─ opakowanie trafiło do kosza z chrzęstem ─ cały czas.
Znakomicie! ─ Ucieszył się mężczyzna, łapiąc go stalową łapą za przedramię. ─ Mam dla pana idealną ofertę! Zapraszamy do naszego stolika, w którym...

---------------------------------

Co jej się stało? ─ Zaniepokojony ton sprzedawczyni był pierwszym, co przecięło nagłą ciszę. Choć dziewczynka przed sekundą zaniosła się krótkim wrzaskiem, teraz oddychała cicho, próbując zdusić kolejne krzyki kłębiące się w jej gardle. Pokręciła szybko głową na boki, spuszczając dłonie. Tylko po to, by zamortyzować upadek, gdy gwałtownie siadła na ziemi i pochyliła się jeszcze mocniej do przodu, obejmując w pasie i zaciskając zęby.
Prawie jak przy nagłym bólu brzucha.
Takeru! ─ Kobieta syknęła na stojącego obok chłopaka, który do niedawna wyznawał śluby miłosne swojej drugiej połówce. Do teraz stał jak sparaliżowany, ale na dźwięk swojego imienia ocknął się i postąpił pierwszy krok ku dziewczynce.
                                         
Kyōryū
Wojskowy
Kyōryū
Wojskowy
 
 
 

GODNOŚĆ :
きょうりゅう るうか (Kyōryū Rūka)


Powrót do góry Go down

Pisanie 01.05.16 18:39  •  PRZEDSZKOLE „Miśki” - Page 2 Empty Re: PRZEDSZKOLE „Miśki”
Krok.
Czknięcie.
Dwa kroki.
Czknięcie.
Zaklęła w duchu. Za co musiało ją to spotykać? Już pal licho ściąganie na siebie uwagi całego otoczenia, z którego chyba tylko cudem jeszcze nikt nie wyjął komórki, żeby nagrać ten przyrodniczy fenomen w postaci podskakującej co drugi krok zielonowłosej. Bardziej nieprzyjemne było to, że gwałtowne skurcze przepony po którymś czasie zaczęły po prostu boleć i utrudniać oddychanie. Musiała się skupić na pilnowaniu dziewczynki, siebie i swojego braku koordynacji, a teraz jeszcze do tego próbować się nie udusić.
Czknięcie.
Za jakie grzechy?
Spodziewała się, że Momo nie będzie skłonna do osobistych wynurzeń, a skoro wcześniej swoje zachowanie zbyła milczeniem, to niczym dziwnym nie było pociągnięcie tej strategii dalej. W tej sytuacji Verity była bezsilna; musiała przyjąć do wiadomości, że cokolwiek się działo, było osobistą sprawą młodszej i nie powinna się do tego za bardzo wtrącać. Przecież i tak nie była w stanie siłą skłonić jej do mówienia, a uprzejme pytanie pozostało bez odpowiedzi. Nie było sensu się narzucać, bo to mogłoby tylko zrazić małą.
Czknięcie.
Podeszła do budki i rozejrzała się. Osobiście najbardziej miała nadzieję na to, że oprócz wychwalanych na szyldzie naleśników będzie tam również sprzedawana jakaś woda. Na pewno prędzej dałoby się z niej zrobić użytek niż z naleśnika, choć obie metody warto było wypróbować w razie czego - a nuż jedna okaże się skuteczna. Nie zdążyła jednak wyrazić swojego pytania - przerwało jej kolejne stłumione czknięcie. Spuściła wzrok z zażenowaniem, a po ledwie sekundzie kolejną próbę wyartykułowania porządnego wyrazu uniemożliwiło jej... tak, kolejne czknięcie! A zaraz potem gwałtowne cofnięcie się dziewczynki, które w Ver wywołały pierwsze złośliwe mrugnięcie paniki.
Czknięcie.
Cholera, cholera, cholera.
Jednym porządnym krokiem dopadła dziewczynki i przykucnęła tuż obok, starając się dojrzeć jej twarzy. Już sama mimika mogłaby jej coś powiedzieć, ale na razie nie miała zielonego pojęcia, co się dzieje. Atak paniki, złego humoru? Sama przecież też tego doświadczała, ale nijak nie była w stanie zawyrokować, czy właśnie to dotknęło w tej chwili sześciolatkę.
- Momo? Co się stało? - zapytała ściszonym tonem. Dopiero po wypowiedzeniu tych słów zdała sobie sprawę, że przybrała ten sam ton, jakim mówił do niej psychoterapeuta na pierwszym spotkaniu. Kiedy była na skraju kompletnej histerii uspokoił ją właśnie ten głos: spokojny, przepełniony autentyczną troską, ale w pewien sposób wycofany. Nie próbowała zanadto ingerować w przestrzeń osobistą dziewczynki, a jedynie uzyskać od niej jakąś informację. Nie wiedząc, co się dzieje, nie mogła pomóc.
Gdy mała przysiadła na ziemi trzymając się za brzuch, tętno Verity podskoczyło poza wszelką dopuszczalną skalę. Czkawka przeszła jej od razu, za to serce o mało nie wyskoczyło z chudziutkiej piersi. Za wszelką cenę starała się nie oddać sterów panice, działać racjonalnie i szybko.
- Boli cię? Boli cię brzuch? - dorzuciła natychmiast, w napięciu wyczekując jakiegokolwiek sygnału, czy to potwierdzenia czy zaprzeczenia; czegokolwiek: kiwnięcia głową, słów, dowolnej formy komunikacji, która mogłaby dać jakiś obraz aktualnego stanu młodszej. To mogło być cokolwiek, od ataku wyrostka po jakąś chorobę przewlekłą, o której Veri oczywiście nie miała szans mieć pojęcia.
Jeżeli to tak silny ból brzucha, trzeba będzie dzwonić po karetkę, stwierdziła w myślach, z napięciem obserwując dziewczynkę. Zresztą chyba nie była jedyną, która o tym pomyślała - stojąca przy budce dziewczyna już zdążyła wydobyć telefon.
I nie obchodzi mnie, że to nie moje dziecko.
Właśnie chyba nic nie mogło jej przerazić bardziej niż to, że miała pod opieką cudze dziecko, a którym nie wiedziała nic poza imieniem i nazwiskiem, a ta właśnie dostała jakiegoś nieznanego ataku i nikt dookoła nie wiedział, co robić. A jak to w życiu - mogło się okazać, ze ułamki sekundy mają decydujące znaczenie nad być albo nie być Momoji.
Może jednak trzeba było się nie zgadzać. Ale niestety - teraz już było na to za późno.
                                         
Verity
Studentka
Verity
Studentka
 
 
 

GODNOŚĆ :
Daisy Verity Greenwood


Powrót do góry Go down

Pisanie 06.05.16 6:22  •  PRZEDSZKOLE „Miśki” - Page 2 Empty Re: PRZEDSZKOLE „Miśki”
Piknęło.
- 1030 jenów - odezwała się przymulenie kasjerka, pakując produkty do siatki. Ruuka przeskakiwał z nogi na nogę, niecierpliwiąc się tym bardziej, im wolniej wykonywała swoją pracę dziewczyna. Już na sam dźwięk ceny wystrzelił jak z procy, wyciągając niezawodny portfel z Vulpixem, by wyłożyć pieniądze na blat. Czekał, ale wyglądało na to, że jak na złość kasjerka wyda mu resztę w zawrotnym tempie rannego we wszystkie cztery kończyny żółwia morskiego wyrzuconego na brzeg.
- Cholera - syknęła pod nosem czarnowłosa dziewczyna. Miała spuszczoną głowę i mocno marszczyła nos. - Pomyliłam się. Jeszcze raz.
- Mhm...
Ruuka wzniósł oczy, dusząc w sobie warknięcie.

---------------------------------

- Boli cię?
Momoji wciągnęła gwałtownie powietrze, wydając z siebie coś na wzór syknięcia, przetykanego nieudanym jękiem. Wszystko wokół jej wirowało i miała ochotę wrzeszczeć - tak długo, aż obraz świata popęka i roztrzaska się jak szkło, pozostawiając po sobie martwą ciszę. Zbawienną. Zamiast tego zewsząd dochodził do niej każdy bodziec. Miała wrażenie, że czuje każdy odcień podłoża, słyszy delikatny dotyk na swoim ramieniu, widzi dźwięk głosu - i to wszystko przyprawiało ją o mdłości, które wykręcały żołądek i podnosiły zaległy obiad na wysokość przełyku.
Wśród chaosu tworzonego przez nieposłuszne zmysły dotarły do niej jednak ściszone pytania. Wciągnęła ponownie powietrze, jak ktoś, komu coraz bardziej brakuje tlenu, a potem błyskawicznie wyrwała się z uścisku Takeru. Chłopak zdążył tylko unieść brwi, jakby nie do końca pojął, co właśnie miało tu miejsce, ale zabrał rękę niezrażony. To nie była jego sprawa - dokładnie z takiego wyszedł założenia, gdy Momoji w sekundę podniosła się z ziemi i wyrzucając dłonie w górę dopadła do Verity. Drobne ramiona opadły na jej barki, a rozgrzana twarz wtuliła natychmiast w szyję Greenwood, właśnie tam szukając zacisznego miejsca, w którym można pozostać niedostępnym dla reszty świata.
- Zostawcie mnie.
Szept Momoji dotarł jednak wyłącznie do Verity, przytłumiony dodatkowo materiałem bluzy. Uścisk natychmiast się nieco wzmocnił, a dziewczynka przylgnęła ściślej do zielonowłosej, drżąc od nadmiaru skumulowanych emocji.
Takeru powoli podniósł się z kucek, przyglądając tej scenie.
- Wszystko okej?
- Okej. - Rozległ się nowy głos tuż za plecami Verity. Ruuka wpatrywał się chwilę w zielone pasma włosów spływające po plecach dopiero co poznanej dziewczyny, ale niedługo dane mu było podziwiać ich nietypowy kolor. Wzniósł ciemne spojrzenie na twarz siostry, która zdążyła odsunąć się odrobinę od ramienia Verity. Na tyle tylko, by móc spojrzeć Ruuce prosto w oczy.
- Poradzimy sobie, dzięki. - Jak na kogoś, kto powinien stanąć na rękach i przejść tak po linie z samego przerażenia o stan sześcioletniego dziecka, zachowywał się zaskakująco spokojnie. Nie wyglądało zresztą na to, by trzymały się go choć śladowe pokłady wdzięczności za troskę osób, które mogły iść drogą egoizmu i czmychnąć w najbliższe krzaki, zamiast pomóc. Takeru kiwnął jednak głową, niezbyt przejęty brakiem owacji na stojąco i wrócił do swojej dziewczyny, od razu pochylając się nad jej uchem, aby wyszeptać kilka słów osoby, która „nie była tylko obserwatorem”.
Tymczasem Ruuka odstawił ciężką torbę wypchaną zakupami i siatkę, która nie zmieściła się do wnętrza przytarganego ze szkoły bagażu, a potem kucnął tuż obok Verity, opierając lekko dłoń o jej ramię.
Nie było mowy o żadnym połączeniu umysłów czy innych, równie parapsychologicznych bzdetach, ale Verity nabierała pewnej... wprawy w obcowaniu z nim. Skoro wcześniej na dotyk natychmiastowo odwracała do niego głowę ze świadomością, że chce jej coś przekazać to zakładał, że teraz postąpi tak samo, oszczędzając mu konieczności wypowiadania się na głos.
A jednak mogłem jej nie zostawiać. Drapało go w gardle. O dziwo nie myślał o Momoji, choć zdenerwowanie ściskało mu krtań z siłą imadła. Wpadł jednak w stan, w którym zaczynał lawiną pogrążać się w bluźnierstwach, byle jak najostrzej dać sobie do zrozumienia, że nie miał prawa obarczać nikogo własnymi obowiązkami. Nawet jeśli te momentami wzajemnie się wykluczały i odhaczenie obu wariantów nie miało racji bytu. Znał przecież mnóstwo osób, które w trakcie podobnej sytuacji byłyby pierwsze na linii ucieczki, a jednak Greenwood okazała się bardziej rzeczywista niż kiedykolwiek. Jego cierpki uśmiech był jakąś lichą próbą przeproszenia jej i podziękowania zarazem.
- Momo, chodź. - Krótka prośba - bo mimo słów, dało się wyczuć coś w rodzaju prośby - na którą dziewczynka zareagowała niemal natychmiast. Drgnęła, unosząc lekko ramiona i wtulając się jeszcze mocniej, ale w końcu odsunęła się od Verity i ze spuszczoną głową, w ułamku sekundy, wpadła w ramiona brata. Ciemne włosy położyły się kontrastem na białej koszuli, a usta, które jeszcze przed momentem wtulały się w bark Verity, teraz przylgnęły do barku Kyouryuu'ego. Chłopak jedną ręką przytrzymał siostrę, drugą chwycił za pas torby, który naciągnął na wolne ramię. Chwilę później złapał jeszcze za siatkę i dźwignął się na nogi, od razu odczuwając cały ciężar, jaki będzie musiał przytargać do domu.
- W porządku? - Spojrzał na Verity, przyglądając się jej uważnie, jakby miała mieć na czole wypisaną prawdziwą odpowiedź na jego pytanie. - Nasz dom jest niedaleko. Odniosę zakupy i Momoji i odprowadzę cię na przystanek. Ściemnia się.

|| Czemu post taki marny. W następnym swoim wyjdź za nas oboje. I przygotuj się na spam od Ruuki.
                                         
Kyōryū
Wojskowy
Kyōryū
Wojskowy
 
 
 

GODNOŚĆ :
きょうりゅう るうか (Kyōryū Rūka)


Powrót do góry Go down

Pisanie 06.05.16 18:35  •  PRZEDSZKOLE „Miśki” - Page 2 Empty Re: PRZEDSZKOLE „Miśki”
Jeżeli komuś wydawało się, że czas zawsze płynie tak samo - niestety, nie ma większego kłamstwa. Dla Verity w tym momencie wydawał się on całkowicie zatrzymać, a każda sekunda ciszy w oczekiwaniu na jakąkolwiek odpowiedź przeciągała się jak wieczność. Patrzyła na dziewczynkę rozwartymi szeroko oczami, czując jak ze zdenerwowania łomocze jej serce. Może i przesadzała; może ktokolwiek inny na jaj miejscu nie przejąłby się szczególnie, uznając że mała pewnie coś wydziwia i zaraz jej przejdzie. Inny pewnie stwierdziłby, że złapała ją jakaś kolka i wystarczy trochę dziecko uspokoić, a za chwilę wszystko wróci normalny.
Ale Ver nie należała do kanonu ludzi normalnych. Była mocno przewrażliwiona już od chwili, w której dowiedziała się o śmierci swojej matki. To pierwszy przypadek, kiedy tak mocno winiła się za czyjeś nieszczęście i już nigdy przez kolejne jedenaście lat życia nie udało jej się spojrzeć na świat bez lęku, że znów z jej winy, niedopatrzenia czy zaniedbania komuś stanie się krzywda. Nie potrafiła wyobrazić sobie sytuacji, że po raz kolejny stanie się faktorem czyjegoś nieszczęścia.
Po tym, jak właściwie zabiła własną matkę?
Po tym, jak wsadziła własnego ojca do więzienia, łamiąc mu karierę i życie?
Straciła nadzieję na to, że kiedyś będzie normalna. Przejmowała się wszystkim, czym się przejmować dało. W całym tym stresie nawet nie zorientowała się, że właśnie przeżywa to samo, co całe jej otoczenie gdy sama przechodzi atak paniki. Nie to jej było teraz w głowie.
Trudno sobie wyobrazić ulgę zielonowłosej, gdy Momoji w końcu się odezwała. Wprawdzie nie było to zapewnienie z gatunku wszystko dobrze, żartuję sobie z ciebie, ale przynajmniej żyła. Kontaktowała. I chyba udało jej się trochę uspokoić, co dobrze wpłynęło na mocno napięte nerwy Ver. Powieki same klapnęły na oczy, dając im chwilę odpoczynku. Niepewnie przygarnęła dziewczynkę do siebie, ale nie za mocno, by ta nie poczuła się osaczona. Nie miała pojęcia jak powinna się zachować, więc starała się działać na wyczucie. Jak widać uspokajający ton zadziałał - to pewnie dobrej jakości psychologiczna sztuczka, czy coś.
- Sh. Wszystko dobrze - szepnęła, choć trudno stwierdzić do której z dziewcząt te słowa bardziej się odnosiły. W pośredni sposób z pewnością do obu, bo im bardziej sześciolatka dochodziła do w miarę dobrego stanu, tym spokojniejsza była też starsza.
Usłyszała zza siebie znajomy głos i o mało nie przewróciła się ze szczęścia. Nie było w tym momencie nikogo, kto mógłby okazać się bardziej potrzebny zarówno dla jednej, jak i dla drugiej niewiasty w opresji. Obróciła nieznacznie głowę, kątem oka spoglądając na właśnie przybyłego Ruukę. Uśmiechnęła się wyraźnie z ulgą i puściła wciąż przyklejoną do niej dziewczynkę, by ta mogła wrócić do brata. Znoszenie jakichkolwiek ciężkich chwil na pewno było łatwiejsze z kimś bliskim niż w ramionach kompletnie obcej osoby.
Przynajmniej tak zakładała. W sumie miała raczej słabe porównanie.
Oparła obie dłonie o kolana i powoli podniosła się na nogi, nie chcąc stracić równowagi. Czasami gdy wstawała za szybko ciemniało jej przed oczami - niby niegroźne, ale lepiej było nie próbować chodzić przed odzyskaniem wizji. Potwierdzeniem tego błyskotliwego wniosku był wciąż bolący siniak na ramieniu Ver. Wczorajszy, kiedy wstając z łóżka prawie od razu wybiegła z pokoju. A przynajmniej próbowała, bo po drodze weszła barkiem prosto we framugę.
- Tak, w porządku - przytaknęła cicho, ale pewnie. Złapała z ziemi własną torbę. Może i wszyscy przeżyli sporo jak na jeden dzień, ale dziwnym trafem zielonowłosa uspokoiła się szybko. Nawet za szybko ja na siebie.
Ktoś tu chyba wytwarza dobrą aurę.

[zt x2]
                                         
Verity
Studentka
Verity
Studentka
 
 
 

GODNOŚĆ :
Daisy Verity Greenwood


Powrót do góry Go down

Pisanie 13.10.19 12:37  •  PRZEDSZKOLE „Miśki” - Page 2 Empty Re: PRZEDSZKOLE „Miśki”
Początek wydarzenia

  Krzyk dzieci skutecznie niweczył wszelkie plany na popołudniowy wypoczynek. Pora była przedobietnia, czyli doskonała, by próbować zmęczyć berbecie zabawami na kolorowym placu zabaw. Opiekunki obstawiały każdy z czterech rogów podwórka, a to znaczyło, że wszyscy ludzie przechodzący niedaleko przedszkola mogli cieszyć oko dzieciarnią zamkniętą za wysokim (ozdobionym bajkowymi postaciami) ogrodzeniem. Nawet łowczyni, która jakimś sposobem dała się zawlec w te okolice, musiała znosić kakofonie śpiewów, zawołań i jęków gdy jedno dziecko zdzieliło inne kawałkiem znalezionego na trawniku badyla.
  — Ishida, nie wolno tak robić! — wrzasnęła opiekunka, przyciągając na siebie wzrok połowy wypuszczonego na wybieg stadka.
  Życie w przedszkolu Miśki odbywało się jak gdyby w zupełnie innym wymiarze. Cukierkowe budowle odcinały się wyraźnie od szarych gmachów sąsiadujących z tym ośrodkiem. Smętne twarze ludzi przemykały bokiem ignorując siebie nawzajem. Jakaś przesadnie wesoła, alkoholizująca się grupka siedziała na schodach kawałek dalej, obserwując dzieci i żywo komentując ich działania. Wybuchali od czasu do czasu śmiechem albo kibicując, prawie jakby oglądali wyścigi koni, a nie przyszłych obywateli M-3.
  — Patrz jak go jebną! — Skomentował jeden z ekscytacją, machając zwiniętą pięścią w powietrzu. Cała reszta zarechotała, zwilżyła ponownie gardła i powróciła do mrukliwego wtórowania najgłośniejszemu.
  Nightgale znajdowała się niedaleko nich, kilka metrów dalej, na ławeczce, która pozwalała obserwować zarówno uliczników, jak i przedszkolny plac zabaw. Z każdej strony spoglądały na nią kamery, czasami poruszały się, jak gdyby ktoś sterował nimi zza wygodnego ekranu. Ruch był jednak bez wątpliwości zaprogramowany, powtarzał się regularnie i był piekielnie precyzyjny. To właśnie z ich powodu w ogóle się tu znalazła. Okolica ta była przesadnie monitorowana, co w pewien sposób tłumaczyła obecność przechowalni na dzieci, jednak ograniczało to mocno działania rebeliantów. Plan miał być prosty, zamazać kilka kamer, albo uniemożliwić przesył obrazu. Ewentualnie odszukanie skrzynki łączącej wszystkie mechanizmy i pogrzebanie w niej tak, by nagłe odłączenie monitoringu na dużym obszarze nie było podejrzane, lecz obecność obcych mocno uniemożliwiała jej działanie. Była tu już od blisko godziny w trakcie której nasłuchała się już rozmów wątpliwego towarzystwa.
  Gali praktycznie o niczym. Zabijali czas poruszając pospolite tematy, chociaż czasami ściszali głowy, by wymienić miedzy sobą jakieś pikantniejsze uwagi. Niekiedy rozglądali się, ale nic nie wskazywało na to, aby zwrócili szczególną uwagę na kobietę. Zdecydowanie więcej czasu poświęcali obserwacji przedszkola, prawie jakby na coś czekali. I chyba właśnie to było najbardziej podejrzane, ale przede wszystkim uniemożliwiało łowczyni pracę. Wyglądało tak, jakby nie tylko ona kręciła się w okolicy planując coś większego...


---


Termin: 48 godzin dla ciebie, 48 dla mnie na odpis.
Opisz swój ekwipunek/strój.
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 13.10.19 18:35  •  PRZEDSZKOLE „Miśki” - Page 2 Empty Re: PRZEDSZKOLE „Miśki”
Dzieciaki jej absolutnie nie przeszkadzały, siedząc na ławce i tak właściwie tylko udawała, że czyta trzymaną w rękach książkę o niewiele mówiącym tytule „Trzeci”. Kiedy piszczały, opuszczała nieco okładkę, spoglądając w kierunku ogrodzenia, kręcąc delikatnie głową jakby nie mogła uwierzyć własnym uszom. Jednocześnie też spod daszka zerkała w stronę najbliższej wydarzeniom kamery, by sprawdzić czy reagują one też na dźwięk. Raczej wątpliwe, harmider przy przedszkolu był zawsze na tyle wysoki, że czujne oczy Władz musiałyby się tam gapić przez cały czas. Ciekawiło ją to, dlaczego akurat to miejsce jest tak pilnie strzeżone. To tylko młodzi obywatele za ogromnym murem z fantastycznymi postaciami, nie było szans, żeby same gdzieś wylazły. Nie mogli też spodziewać się porwania, większość obywateli była tak przesadnie praworządna, że nawet by nie pomyślało o zwędzeniu sobie takiego kaszojada. Bo i po co? Ani to użyteczne ani nie potrafiło nic wartościowego. Gdyby chciał ktoś takiego wywieźć na Desperację, to raczej nie polowałby też w miejscu pełnym kamer, choć z innej strony tu było całkiem łatwo. Na kilkuosobową grupkę przypadał tylko jeden dorosły, nie sposób było upilnować tyle dzieci naraz.
Parsknęła cicho w reakcji zarówno na czyn Ishidy jak i komentarz grupki, która coś za długo siedziała w tej okolicy. Wykluczyła przedstawicieli patrolu incognito, bo nawet ci nie chlaliby publicznie, stawiała raczej na przypadkową grupkę miejscowej patologii, która była akurat w okresie młodzieńczego buntu i udawała, że ma gdzieś zasady. Zwykle tylko gdy przychodziło co do czego, to ich JP100% zmieniało się w JP10%, bo panie władzo, ktoś mi ukradł plecak. Przewróciła stronę, powracając do pseudo czytania. Wolała nie wdawać się w rozmowy z podchmieloną publicznością, zwłaszcza, że nie miała jeszcze pojęcia po co sterczą tu od takiego kawału czasu. Jeśli chcieli coś zrobić nawaleni, to najpewniej im się nie uda, ściągną na siebie wzrok, a większość oleje spokojną laskę w „antysmogowej” masce pogrążoną w lekturze. Zerknęła znów na kamery, tym razem inne. Od prawie godziny szukała martwego punktu, zapamiętywała czasy pomiędzy ruchami. Wystarczyło zacząć od jednej najbardziej narażonej na atak, a potem odpowiednio zająć się innymi. Nie wszystkimi, może nawet nie połową. Uszkodzenie choćby kilku dawało im większe szanse na przeprowadzanie akcji czy ucieczkę przez ten teren. Oprócz niszczenia obiektywów czy odcinania zasilania mogła też podłączyć się do danej kamery i narzucić jej zapętlenie obrazu. Znacznie dłużej zajęłoby im wykrycie usterki, ale musiałaby też przez chwilę pogrzebać z montażem jeśli chciała osiągnąć dobry efekt.
Przerzucając stronę, spojrzała w stronę schodów. Czego oni chcieli od przedszkola? I czy powinna w razie konieczności interweniować? Mimo wszystko to obywatele, całkowicie bezbronni. Zgodnie z planem „przechowalni dzieci” po wymęczeniu ich i nakarmieniu latorośle poddane by zostały leżakowaniu jak wino w piwnicy, wtedy ośrodek na chwilę ucichnie i uspokoi się. Musiała czekać, póki nieznajomi się nie oddalą albo czegoś nie zrobią. Bawienie się z kamerami na widoku rozglądających się nastolatków nie było zbyt dobrym wyborem. Powróciła do udawania, że poddaje się czynności oglądania zapisanych na papierze znaków. W rzeczywistości analizowała to, co zauważyła przy obserwacji kamer. Wcale jej nie interesowało, że bohater akurat przebija się przez hordę agresywnych kosmitów na pokładzie statku lecącego do podobnej Ziemi planety.

Wygląd: Fioletowa czapka z daszkiem, materiałowa maska zasłaniająca pół twarzy – czarna, czerwony nadruk po bokach przypominający ślady po pazurach. Czarna, dość gruba bluza na suwak, rozpięta, pod spodem biała, przylegająca koszulka. Luźne, czarne bojówki, czarne oficerki wiązane z przodu. Na prawej dłoni czarna, bawełniana rękawiczka bez palców, na lewej rękawica od technologii. Brązowe soczewki maskujące prawdziwe oczy, włosy związane w kitę, luźne kosmyki puszczone po obu stronach twarzy, ufarbowane na ciemno malinowy kolor.

Ekwipunek: Ciemnofioletowa torba, w której schowany jest szablon do malowania słowika, trzy puszki sprayu (czarny, zielony, różowy), półtora metra stalowej linki 5mm, diadem pamięci i dwa granaty dymne. Złodziej pamięci (wszczep + rękawica na ręku), wspomagacz hakowania wsunięty w ledwie widoczną kieszonkę lewej rękawiczki. W kieszeni spodni telefon, do prawej łydki przyczepiony długi nóż. Książka aktualnie w rękach.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 13.10.19 20:10  •  PRZEDSZKOLE „Miśki” - Page 2 Empty Re: PRZEDSZKOLE „Miśki”
  Praca kamer była systematyczna i nudna. Te, umieszczone w okolicy przedszkola, na samym budynku i pobliskich latarniach nie wzbudzały żadnych podejrzeń. Przez cały okres obserwacji żadna z nich nie wykonała żadnych podejrzliwych ruchów. Wyglądało na takie, których zapis przeglądało się dopiero wtedy, gdy stała się już jakaś krzywda. Nie ma się co jednak dziwić, M-3 musiałoby zatrudnić połowę swojej populacji do obserwacji obrazów na żywo, gdyby taka praktyka rzeczywiście miała miejsce.
  Night nie dała rady odkryć, czy reagują na dźwięki. Nic szczególnego nie miało miejsca w otoczeniu, od kiedy zaczęła czuwać. Może jakieś zderzenie samochodów czy mała detonacja wykazałaby ciekawsze rezultaty, lecz nic takiego się nie stało. A dokonanie sabotażu na własną rękę na tym etapie obserwacji mogło okazać się zbyt ryzykowne.
  W ciszy minęła niemalże jeszcze jedna godzina. Dzieciarnia zniknęła z podwórka. Przez szerokie szyby dało się zobaczyć, iż stadko zagonionych latorośli udało się najpierw na obiad, a potem na drzemkę. Plan zajęć odbywał się bez zakłóceń, więc niedługo po godzinie czternastej na horyzoncie zaczęli pojawiać się pierwsi rodzice.
  Każde kolejne pół godziny sprawiało, że okolica pustoszała. Nadal kręcili się tu przypadkowi przechodnie, jednak całe życie tej i przylegających ulic toczyło się najwyraźniej w rytmie przedszkolnego życia. W międzyczasie jeden z nieznajomych uliczników udał się gdzieś poza obręb spojrzenia łowczyni. Być może po prostu udał się do domu, chociaż najwyraźniej nie żegnał się jakoś szczególnie z pozostałymi.
  Było ich czworo, teraz, gdy jeden zniknął - trzech. Popijali leniwie poświęcając więcej czasu na obserwację otoczenia i rozmowy. Nie wyglądali na uzbrojonych, chociaż dla siedzącej blisko łowczyni stało się oczywiste, że coś jest na rzeczy.
  W międzyczasie śledzony dyskretnie, ponad okładką książki, mechanizm kamer zaczął się dla kobiety układać w jaśniejszy obraz. Plątanina kabli niknęła niekiedy pod ziemią, innym razem wiła się po bokach budynków łącząc się czasami w elektryczne skrzynki. Po długim czasie obserwacji byłą w stanie stwierdzić, że dwie z nich były podłączone do jednego źródła kilka metrów od niej, w miejscu schowanym nieco za rzędem tui. Metalowy prostokąt oznaczony był symbolem pioruna i kilkoma przekreślonymi znakami. Jedna z kamer skierowana była na plac zabaw i przylegający do niego chodnik, a druga zaczepiała o parking z którego odjeżdżały co raz kolejne samochody wypakowane rodzicami i ich pociechami.
  Nightgale mogła zająć się ostrożnie swoją pracą, albo zainteresować się bardziej dziwną gromadką.

---


Termin: 48 godzin dla ciebie, 48 dla mnie na odpis.
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 15.10.19 17:46  •  PRZEDSZKOLE „Miśki” - Page 2 Empty Re: PRZEDSZKOLE „Miśki”
Pół Miasta do obserwacji na żywo albo cały zastęp androidów polegających na skomplikowanych algorytmach wyłapujących "działania podejrzane". Skoro jednak za sterczenie dwie godziny pod budynkiem pełnym dzieciarni nie zwinęli ani jej ani pijących w miejscu publicznym ziomków, można się jednak skłaniać ku stwierdzeniu, że robotów do tego też nie zatrudnili. Zapewne zbytnie marnotrawienie zasobów, bo przy nagłym zdarzeniu zaraz obywatele sami dzwonili na telefon alarmowy, patrole zlatywały się stadnie szukać podejrzanych, a nagrania były przetrzepywane od A do Z w odpowiednim przedziale czasowym. Ciekawa była czy niedziałające kamery automatycznie wysyłają jakiś sygnał czy dopiero wychodzi to przy przeglądzie lub konieczności przejrzenia nagrań. Czasem sprawdzała czy jakieś uszkodzenia spowodowane jej działalnością zostały naprawione, ale wyniki tych badań nie wskazywały na jednoznaczną odpowiedź. Raz musiała coś psuć od nowa, innym razem natykała się na coś, co wciąż nie działało. Przydałby im się ktoś szpiegujący system od środka. Może powinna sprawić sobie jakiegoś wirusa od takich zadań...
Kiedy dzieciaki położyły się na drzemkę, Asami wsunęła książkę do torby, do kieszeni z boku, żeby nie musieć publicznie odsłaniać jej wnętrza czy podejrzanie wciskać niewielkiego tomu bez rozsunięcia suwaka na szerokość większą niż ta okładki. Wyjęła za to telefon i całkowicie na luzie zaczęła z kimś korespondować w sieci, starając się ekran częściowo zasłaniać ciałem przed okiem wszechobecnych nagrywających soczewek, na tyle jednak naturalnie, żeby potem przeglądający nagranie nie skojarzyli jej z jakimiś podejrzanymi czynnościami.
Nasilony ruch samochodów wymusił w niej schowanie telefonu i zerknięcie na grupę. Nadal tam siedzieli, nadal coś knuli, a ona nie miała pojęcia co. Przeszkadzali, a ona nie zamierzała się poddać tylko po to, żeby przyjść tu kiedy indziej i znowu marnować czas czekając na odpowiednią chwilę. Przez te dwie i pół godziny znała już chyba położenie każdej kamery i ich kąt patrzenia w okolicy. Zapytanie nieznajomych wprost czego tak sterczą narażało ją na niemiłą odpowiedź w stylu a chuj cię to obchodzi lub odbicie pytania w jej stronę. W ogóle zagadywanie do nich oznaczało zwrócenie na siebie uwagę, więc pozostawała ewentualna obserwacja. Wyprostowała nogi, które nie były zadowolone z tkwienia tak długo w bezruchu. Podniosła zad z ławki, złapała za torbę, którą zarzuciła sobie na ramię. Wolną rękę wsunęła w kieszeń i zaczęła się kierować bliżej krzewów, żeby móc przyjrzeć się skrzynce. "Przedpotopowe" zamknięcie na kłódkę mogło sprawić jej problemy, w końcu nie mogła hałasować i próbować dostać się tam siłą, a nie miała też sprzętu i wystarczających zdolności na włamanie się. Zamek elektroniczny za to nie stanowił dla niej żadnego wyzwania. Zawsze też mogła spróbować z zewnątrz zdalnie podłączyć się pod płytę główną i wywołać zwarcie skokiem napięcia. Obróciła się na pięcie w pobliżu tui, ogarnęła wzrokiem obywateli, grupkę, kamery, które mogły łapać ją ewentualnym zasięgiem. Szukała momentu, kiedy nikt ani nic nie będzie patrzyło, żeby móc wsunąć się za tuje i ocenić skrzynkę.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 17.10.19 16:44  •  PRZEDSZKOLE „Miśki” - Page 2 Empty Re: PRZEDSZKOLE „Miśki”
  W obowiązku kobiety nie leżało zapobieganie nieszczęściom. Od czegoś w końcu wszedzie były te nieszczęsne kamery, których ona chciała się pozbyć. Być może za sprawą konkretniejszej obserwacji byłaby w stanie zrozumieć, co nieznana grupa alkoholików planowała, jednak Nightgale zadecydowała, iż woli skupić się na swoim zwykłym obowiązku.
  Na jej szczęście ulicznicy przyciągali więcej uwagi niż jedna, samotna kobieta, która zajmowała się własnymi sprawami. Z resztą okolica powoli pustoszała, raz z dziećmi z tych stron znikało wszelkie życie, prawie jakby kręciło się ono wyłącznie wokół małych obywateli M-3. Parking przylegający do ulicy był już połowiecznie czysty, a pzy gmachu przedszkola pojawili się sprzątający, którzy leniwie zagarniali do worków liście. Ci rodzice, którzy kręcili się jeszcze od czasu do czasu przy wejściu woleli krytycznym spojrzeniem zerkać na podejrzaną trójkę, niż ku niej.
  Oznaczało to, że łowczyni miała nieco ułatwione zadanie, chociaż bezsprzecznie nadal ryzykowne. Z każdej strony patrzyły na nią oczy obiektywów i teoretyczni obserwatorzy zza ekranu. Kręcąc się zbyt długo w jednym miejscu, szukając wyraźnie słabych punktów systemu mogłaby wydać się równie podejrzliwa co pijący, dlatego obrała strategię, by zniknąć w zaroślach.
  Tuje były gęste, chociaż już lekko pożołkłe. Natura sygnalizowałą wczesną jesień, więc kiedy tylko Night udało się ostrożnie przedostać na ich drugą stronę, mogła poczuć na sobie wyraźny zapach suchych gałązek i żywicy. Krzaki za jej plecami trzęsły się przez kilka długich chwil, ale w końcu wiatr zamaskował ich podejrzane drżenie. Jeżeli w okolicy zdarzy się coś złego, ktoś na pewno zwróci na to uwagę na ewentualnych nagraniach. Łowczyni miała więc kolejną motywację, by nie pozostawić po sobie żadnego śladu.
  Znalazła się w wąskim przejściu pomiędzy pasem zieleni, a tylną ścianą jakiegoś budynku. Nie było tutaj okien, więc zniknęło ryzyko, że ktoś zacznie ją obserwować zza firanek, a mimo to atmosfera zrobiła się nieco bardziej nerwowa.
  Jej oczom ukazała się skrzynka. Nie taka tradycyjna, a niewielkie, zgrabne pudło na którym nie było widać nawet miejsca, w które należało wsunąć kluczyk, czy przyłożyć czytnik. Było prostokątem, do którego od dołu podłączone zostały dwa kable. Niewielka naklejka wskazywała, że nieprofesjonalna ingerencja we wnętrze może grozić porażeniem. Reszta informacji należała do szyfrów, które kobiecie technik mówiły tylko tyle, iż ma niskie napięcie i cztery wyjścia i jedno wejście, jakie zapewne znajdowało się już w jej wnętrzu. Pierwszy etap, zbliżenie się miała za sobą, teraz stanęła przed wyzwaniem, by odkryć na jakiej zasadzie można dostać się do środka mechanizmu.

---

Termin: 48/48

                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 19.10.19 15:44  •  PRZEDSZKOLE „Miśki” - Page 2 Empty Re: PRZEDSZKOLE „Miśki”
Nie mogła jednocześnie patrzeć się na knujących nieznajomych i skutecznie wykonywać zaplanowane przez siebie działania, więc wybrała pracę. Nie była aniołem stróżem czy policjantem, żeby przejmować się nadmiernie czyimś bezpieczeństwem. Dzieci jedno po drugim opuszczały budynek odbierane przez rodziców i innych opiekunów, przedszkolanki tak samo niebawem skończą pracę i udadzą się do domów. Mogła tylko myśleć co chcieli zrobić podejrzani, naprocentowani mieszkańcy. Włam i kradzież? Nie była w stanie stwierdzić co można by było ukraść z przedszkola oprócz zabawek. Nigdy nie była w środku żadnej dziecięcej przechowalni, nie orientowała się zbytnio w wyposażeniu wnętrza. I nie obchodziło jej to.
Pozostawało mieć nadzieję, że nie zrobią czegoś ekstremalnie głupiego narażając jej własne plany na niepowodzenie. Skakanie przez tuje i ucieczka przez pół miasta nie były czymś, co zaplanowała na dzisiejsze popołudnie, a zawsze można by było ją oskarżyć o współudział. Twarz częściowo miała zakrytą, ale wciąż pozostawały charakterystyczne elementy – ubiór, ciemniejsza skóra, włosy. Z tych trzech czynników tylko środkowego nie była w stanie w żaden sposób zmienić, chyba, że pomalowałaby się jak clown.
Dotarłszy do skrzynki, przyjrzała jej się uważnie. Szukała szczelin, które mogłaby podważyć nożem, żeby dostać się pod pokrywę. Monitoring osiedlowych babć nie mógł jej teraz przyuważyć przez okno, ale wcale nie oznaczało to, że nie powinna się streszczać. Znajdowała się w miejscu, w którym obecność byłaby co najmniej podejrzana. Nie przejmowała się też ostrzeżeniem przed porażeniem, bo choć nie była wykształconym elektrykiem, to jednak zdawała sobie sprawę z faktu, iż prąd nie strzeli jej ot tak za samo dotknięcie pudła czy podłączonego kabla. Wystarczyło odpowiednio się z tym wszystkim obchodzić, nie dotykać niezabezpieczonych przewodów. Nawet niskie napięcie potrafiło zrobić krzywdę żywym organizmom, nie planowała wsadzać palców gdzie popadnie. Jeśli nie odnalazła odpowiedniej szczeliny lub nie dała rady z użyciem noża dostać się do środka, sięgnęła po telefon i wysunęła z kieszonki wspomagacz hakowania, przy których pomocy próbowała zbadać z zewnątrz czy wyłapie jakieś sygnały. Przysuwając okrągły przedmiot blisko obudowy skrzynki elektrycznej zerkała na wyświetlacz komórki, gdzie autorska aplikacja powinna w odpowiedni sposób powiadomić ją o wynikach skanu i możliwości podłączenia się do sieci.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 2 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach