Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum


Strona 2 z 3 Previous  1, 2, 3  Next

Go down

Lekarze cieszyli się, że ich skrzydlaty problem był na tyle grzeczny, by spać podczas zabiegu i po nim. To znacznie ułatwiło pracę, bo w innym wypadku musieliby pacyfikować delikwenta, co byłoby nieprzyjemnym doświadczeniem dla obydwu stron. Poza tym Morioka czuł, że jego partner w zbrodni jest gotów wycofać się w razie większych problemów, co potwierdził, gdy żegnali się po bezpiecznym przetransportowaniu Ergo do apartamentu. Ryu, ledwie się hamując wycedził przez zęby, że gdyby ktokolwiek przejawiał choć cień pojęcia o akcji ratunkowej, jest gotowy donieść do służb, zanim ktoś zdąży go uprzedzić. Zapowiedział, że nakłamie o tym, że był szantażowany, by trzymać język za zębami i przez to nie zgłosił sprawy wcześniej, że to wszystko pomysł Shinjiego i że więcej mu nie pomoże, że nie przyznaje się do ich znajomości. Morioce to wystarczyło, bo nie usłyszał ani słowa o złożeniu doniesienia już, teraz. Wierzył, że zyskał choć trochę czasu, którego ranny teraz potrzebował, by pozbierać się i zniknąć raz na zawsze.
Pozostawała jeszcze tylko jedna rozmowa, której mężczyzna dosłownie się bał. Jak on mu powie...?

W nocy prawie nie zmrużył oka, na przemian starając się zasnąć i wymyślić idealne wyjście z sytuacji, ale jak na złość ani Morfeusz ani żadna z muz geniuszu nie chcieli go nawiedzić. Nad ranem, będąc już pewnym stabilnego stanu skrzydłacza, zamknął go w sypialni dla gości. Było tam wszystko, czego ranny po obudzeniu mógł potrzebować: dostęp do toalety, świeża woda, czyste ubrania przewieszone przez oparcie krzesła... Sam pokój także był niczego sobie, jasny i urządzony nowocześnie nawet jak na ich czasy. Wszechobecna cisza i światło sprawiało wrażenie odrealnienia, nawet szklana karafka stojąca na minimalistycznej szafce nocnej przypominała kształtem kwiat nie z tego świata.
Czysto jak na sali operacyjnej. Może dlatego Shin nie lubił tego pokoju?

– ...a potem dałeś mu MOJE ubrania! Liczyłeś, że nie... – słowa stały się nie do zrozumienia, ale główną myśl skrzydłacz na pewno wyłapał: jego wybawca już od dłuższego czasu kłócił się z drugą osobą. Nie trudno było się domyślić o co, a raczej o kogo poszło. Wymiana zdań trwała jeszcze przez parę minut, dało się rozróżnić pojedyncze słowa takie jak klucz, zwierzęta i śmierć. Krzyki zakończył niepokojący dźwięk tłuczonego szkła, ale i tak najgorsza była cisza, jaka potem nastała. W końcu coś zachrobotało i przeskoczyło przy zamku, a w drzwiach sypialni dla gości stanął Shinji. W wyciągniętym swetrze i luźnych materiałowych spodniach nie wyglądał tak dumnie jak minionego wieczora... tak naprawdę przez zmęczenie ledwo przypominał tamtą osobę.
– O... – mruknął zaskoczony. Szybko zmitygował się, potarł kark z zakłopotaniem. – Przepraszam, pewnie cię obudziliśmy.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Siedział wsparty o wezgłowie łóżka. Zdrową ręką oplatał zabandażowane żebra jakby bał się, że opaska uciskowa nie wystarczy, by zatrzymać je na miejscu. Z sykiem wciągał i wypuszczał powietrze, to znów dyszał szybko... właściwie bardzo cicho, ale przejmująca cisza pokoju wyolbrzymiała każdy, nawet drobny szelest.
Żałował próby wstania. Powinien leżeć i nie ruszać się przynajmniej do zmierzchu, ale rozgrywająca się za drzwiami kłótnia, a potem niepokojący dźwięk tłuczonego szkła i upiorna cisza wystarczająco go przestraszyły żeby zaczął się gramolić. Niewiedza odnośnie obecnych zdarzeń była tym straszniejsza im dłużej zastanawiał się dlaczego się kłócą. No i było mu źle ze świadomością robienia kłopotu. Własna bezsilność strasznie go irytowała. Do wielu uczuć musiał się przyzwyczaić schodząc między śmiertelników, ale bezsilność wydawała mu się nadal najpaskudniejsza.
Szczęknięcie zamka zmusiło go do podniesienia głowy i skupienia uwagi na drzwiach. Nieświadomie wstrzymał oddech jakby nagle do pokoju miało wpaść kilku uzbrojonych po zęby funkcjonariuszy. Już, już szukał w rozświetlonym słońcem pokoju głębokiego cienia, w którym mógłby się ukryć, kiedy w wejściu stanął wymęczony Shin. Bo to był on, prawda? Ergo nie rozpoznał go od razu. Dopiero kiedy tamten się odezwał, wszystko stało się zupełnie jasne. Anioł musiał przyznać nieznajomemu lekarzowi jedno, wiele ryzykował dla kogoś kompletnie nieznajomego. Anielskie serduszko rosło z dumy w takich chwilach. Bardzo chciał wierzyć, że trafił na dobrego człowieka, ze tacy jeszcze w ogóle uchowali się na tym parszywym świecie.
Uśmiechnął się z bólem i niedbale machnął zdrową ręką. Widząc zmęczenie lekarza, jego kwaśny grymas, poczuł się winny. Nie mógł marudzić kiedy sprawiał komuś kłopot, to nie leżało w jego naturze. Teraz, będąc całkiem świadomym, miał zamiar już więcej nie zachowywać się jak ofiara losu nawet jeśli był nią w istocie.
- Nie, wcale nie. Obudziłem się wcześniej, kłótnia była trochę później. - Zapewnił i tym razem uśmiechnął się szerzej. Naprawdę wyglądał przez chwilę jakby wcale się nie przejmował ani bólem, ani kłótnią. Skrzywił się dopiero przy próbie poprawienia na wpół leżącej pozycji.
Milczał tylko chwilę. Szybko pozbierawszy myśli, kontynuował, umyślnie nie dając lekarzowi dojść do słowa.
- Słuchaj, ja wiem, że tu w mieście nie przepadacie za takimi jak ja, i tym bardziej jestem cholernie wdzięczny za pomoc. Gdyby nie ty, to ten ochłap mięcha szybko przestałby być moim domem. - poklepał się leciutko po bandażach na piersi. - A byłaby szkoda. Przez kilka stuleci zdążyłem się już przyzwyczaić. - Lekki ton kompletnie przeczył obrazkowi nędzy i rozpaczy jaki sobą reprezentował. Posiniaczony, połatany, oskubany jak kurczak. Tylko żywe zielone oczy błyszczały bystro, zdradzając, że anioł doskonale zdaje sobie sprawę ze wszystkiego co się wokół niego dzieje.
- I słyszałem, że masz przeze mnie kłopoty. - Mina trochę mu zrzedła, najwyraźniej autentycznie przejmował się problemami swojego wybawcy, a że sam stanowił problem... - Za to z kolei bardzo przepraszam. Proszę, daj mi czas do zmierzchu i już mnie nie ma. No chyba, że mam jakoś szybko odrobić obiecaną przysługę. Tylko zaznaczam... - Nagle uśmiechnął się zawadiacko - żadne cuda nie wchodzą w grę. No... chyba, że mam coś podpalić, to spoko. - I został mu na twarzy ten zadziorny grymas.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Uważnie obserwował anioła, w myślach analizując jego ruchy i zachowanie, łącząc je z tym, co mogło dziać się w jego organizmie. Próbował przewidzieć, co poszło nie tak, a co się udało. Już nabierał powietrza, by oczywiście zacząć przepraszać za to, że Ergo musiał być świadkiem tej wymiany zdań, ale nie miał okazji. Otworzył szerzej drzwi i wszedł do pokoju, zatrzymując się obok łóżka. Podświadomie wszedł w rolę profesjonalisty, lekarza, ale nie mógł zachować powagi, gdy słuchał tego gadania. Pokręcił głową i zaśmiał się, wyraźnie rozluźniając. Uznał to za bardzo dobry objaw, chociaż traktował z przymrużeniem oka. Stulecia, ogień, cuda... Shinji prawie zapomniał, z kim ma do czynienia. Nie był pewny, czy dobrze go zrozumiał, bo nigdy wcześniej nie myślał o magii czy jakkolwiek inaczej to się nazywało. Był naukowcem, wiedział, jak połączyć ludzkie nerwy z syntetycznie wytworzonymi polimerowymi włóknami, by organizm traktował je jak własne, a to, co miał tu przed sobą wykraczało poza wszystko, czego zdołał się nauczyć.
– Nieważne, jak dużo byś nie gadał, nie wypuszczę cię, dopóki nie będę miał pewności, że nie zrobisz sobie gorszej krzywdy. – Zbliżył się i pochylił, oglądając opatrunek na skrzydle. – Nie zmarnuj mojej pracy, zrywając się zbyt szybko, to wystarczy. Było poważniej niż myślisz... ukruszyłeś sobie kawałek kości, gdyby nie utkwił w skórze, nie mielibyśmy jak go wyjąć. Mogę? – Odsunął kołdrę na bok. Shin był na tyle taktowny, że zostawił skrzydłacza w bieliźnie. Spodnie niestety musiał zdjąć, bo upstrzone były smugami krwi.
– Nie mamy jak zrobić prześwietlenia... – Mruknął bardziej do siebie, w skupieniu przyglądając jego bokowi. W głowie ułożył listę rzeczy, które musi zrobić i posprawdzać. A, i jeszcze to...
– Jak słyszałeś, mój... współlokator nie popiera mojej decyzji. Musisz mu to wybaczyć, nie widział, w jakim stanie tam leżałeś. – O mało nie odniósł się do obecnego wyglądu skrzydłacza. Westchnął. – Skrzydło musi się zagoić, co do żeber to nie wiem... Jak się teraz czujesz?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Ergo sapnął, kiedy Shin się roześmiał, coś na wzór niepewnego rozbawienia, no bo nie wiedział, co tamtego właściwie bawi. Poza tym... ludzie naprawdę potrafili być tacy bezinteresowni? Anioł nie mógł w to uwierzyć. Przyjrzał się zmęczonej twarzy rozmówcy jakby naraz miał się na niej pojawić niecny uśmieszek wyjawiający równie niecne zamiary. I albo był jeszcze na tyle oszołomiony, by nic nie dostrzec, albo lekarz faktycznie był życzliwy tak po prostu. Jeśli tak, Ergo nie chciał zniechęcać go podejrzliwością, więc znów uśmiechnął się blado.
- To może być gorzej? A już sądziłem, że wyczerpałem limit nieszczęść na najbliższe kilka lat.
Idąc w ślady Shina przyjrzał się oskubanemu skrzydłu. Usta od razu wykrzywiły mu się w niezadowoloną podkówkę.
- Panie w niebie, ale to paskudnie wygląda... To nie dało się zostawić piór? - Ubrudzone zaschniętą krwią lotki zaszurały po podłodze. Odruchowo przysunął skrzydło chcąc mu się lepiej przyjrzeć i mocno tego pożałował. Syknął, szybko rozluźniając mięśnie. - Żartuję oczywiście. - Dodał gdy największy ból minął. Dodał tak dla pewności, gdyby lekarzowi brak było poczucia humoru.
Odetchnął płytko kilka razy, ale uśmiech najwyraźniej na stałe przykleił mu się do twarzy.
- Muszę pamiętać żeby nimi nie majtać. Jezu, jak to boli. - Chcąc ulżyć sobie w cierpieniu, pozwolił ciału zwiotczeć i zagłębić się w miękkiej poduszce. Zrobiło mu się trochę lżej. Odetchnął.
- Wierz mi, że mam ogromne poszanowanie dla twojej pracy. - Starał się złapać spojrzenie lekarza, ale te błądziło gdzieś po siniakach, bandażach i gipsie. - Nie zamierzam jej niszczyć. Po prostu znam swoje możliwości... chyba. To nie brzmi wiarygodnie w kontekście tego, co się stało, nie? Pieprzone budynki.
Wychodziło na to, że sam nie miał pojęcia do czego jest zdolny, albo raczej niezdolny. Przez coś tak idiotycznego napytać sobie aż takiej biedy? Nie pamiętał, by przez całe stulecia cierpiał tak mocno. Chyba zaczynał głupieć. Za dużo ludzkich odruchów i przyzwyczajeń, to teraz ma. Tak, ludzie winni wszystkim nieszczęściom. Chcąc nie chcąc pomyślał o Vess. Nie, nie w kontekście jej winy. Był za nią odpowiedzialny i nie wywiązał się z obowiązku. Gdzie pojechała? Kim był tamten człowiek na miejscu kierowcy?
Z chwilowego zamyślenia wyrwało go streszczenie stanu zdrowia. Odchylił głowę wzdychając ciężko. Ból żeber będący w pakiecie już go nawet nie zaskoczył.
- Kruszenie kości, poważniej? Świetnie. - Wywrócił oczami. - Chyba właśnie poczułem się lepiej. Skoro było tak paskudnie, a teraz całkiem znośnie, to najwyraźniej mam szczęście. Zajebiście wielkie szczęście.
Nie oponował, kiedy Shin go odkrył. Sam ciekawie przyjrzał się swojemu ciału. Lewa strona miała barwę dojrzałej śliwki i od samego patrzenia na to wszystko zaczęło go boleć bardziej. Odwrócił wzrok zatrzymując go na twarzy mężczyzny.
- Prześwietlenie nie będzie potrzebne. Jeśli nastawiłeś kości krzywo, to krzywo się zrosną. Już zaczęły. Na nas goi się bardzo szybko. - Lekko wzruszył ramionami. Teraz nic na to nie poradzą. Zresztą Ergo chciał się skupić na jak najszybszym opuszczeniu domu lekarza. Im dłużej tu zostawał, tym większa była szansa na to, że ktoś doniesie o jego obecności.
Nie wypadało mu komentować zachowania współlokatora. Doskonale je rozumiał dlatego przemilczał tę kwestię, no, przynajmniej połowicznie.
- Nie szkodzi. - Bąknął. - Czuję się paskudnie, ale lepiej niż przedtem. Do wieczora na pewno będzie na tyle dobrze, że będę mógł sobie iść. - Powtórzył to zapewnienie tak, jakby słowa Shina, że go nie wypuści, zupełnie doń nie dotarły. -  Bo rozumiesz. Nie mogę za długo tak się wystawiać. Z całym szacunkiem dla współlokatora, ale skoro on nie rozumie, to mogę mieć przez niego kłopoty, a ja naprawdę... - Lekko pochylił się ku lekarzowi, uparcie wwiercając się spojrzeniem w jego twarz - naprawdę nie potrzebuję kolejnych. - Uśmiechem złagodził zapalczywość słów. - Jestem wdzięczny, bardzo. Ale zrobiłeś wystarczająco, a nawet więcej niż wystarczająco. - Łagodna powaga przygasiła uśmiech. - To niezwykłe spotkać człowieka o tak wielkim sercu, takiej wyrozumiałości i bezinteresowności. - Był śmiesznie szczery, ale sądził, że może dzięki temu Shin rzeczywiście pozostanie bezinteresowny. Zabawne. Działając w ten sposób, sam był interesowny. - I właśnie dlatego zasługujesz na wdzięczność. Spróbuję ci to jakoś wynagrodzić, a Pan w niebie zrobi to na pewno, tylko wiesz... nieco później, jak już, ten... - Charknął i wystawił język na bok, a potem wskazał na sufit i wyszczerzył się radośnie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Nakrył go z powrotem i zaplótł ramiona na piersi, jakby miał zamiar się obrazić, ale uśmiech zdradzał, że daleko mu do złego nastroju.
– Żaden z nas nie miał wcześniej takiego przypadku. Ciesz się, że nie zrobiliśmy ci ze... – zająknął się. Tak nienaturalnie się to wymawiało! – ...skrzydła żabiego udka. – Spoważniał, znów przez moment przyglądając się skrzydłu. Szybko... ale żeby aż tak? To jakaś bajka, naprawdę. Puścili coś do powietrza i teraz wszyscy mają zbiorowe halucynacje. – No dobrze, do wieczora... ale będzie to moja decyzja, nie twoja! – zastrzegł niby groźnie. Spojrzał w bok, wyraźnie się nad czymś zastanawiając. Skrzywił się, lekko zaciskając usta. – No już, już nie przesadzaj. Na początku byłem przerażony, potem... – Spuścił wzrok. – Potem robiłem to z ciekawości. – Znów spojrzał na skrzydła i sięgnął do najbliższego, samymi opuszkami głaszcząc pióra. – Powiedz mi, On naprawdę tam jest? Poczeka aż umrę i naprawdę zrobi coś? – Znów spojrzał na Ergo, tym razem jednak poważnie.


Ostatnio zmieniony przez Amok dnia 23.05.16 21:04, w całości zmieniany 1 raz
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Nie chciał się sprzeczać. Ten jeden raz zmusił się do zaufania człowiekowi. Przytaknął grzecznie i nie poruszał już tego tematu. Wierzył, że do wieczora odzyska sprawność na tyle, by móc spokojnie się wymknąć, nawet jeśli nie dostanie pozwolenia.
- Nie ważne, że byłeś przerażony i nie ważne, że w gruncie rzeczy uratowała mnie ciekawość. Taaak, kto by pomyślał. - Puścił mu oczko. - A mówi się, że droga do piekła zaczyna się od ciekawości. - Machnął ręką. - Nie ważne. Ważne, że pomogłeś. I tyle.
Nie zarejestrowałby faktu głaskania gdyby nie dostrzegł ruchu. Nawet nie poczuł dotyku. Uśmiechnął się z wyrozumiałością. Ludzi zawsze fascynowały skrzydła, kompletnie bez sensu. Przecież lot był najmniej spektakularną z mocy aniołów, ale w sumie... najbardziej widoczną. O ile anioł decydował się pokazywać skrzydła.
"Powiedz mi"
Oho, tak coś czuł, że jak zacznie ten temat, to pójdzie już z górki i zostanie zasypany lawiną pytań. A sprawa Boga nie była przecież taka prosta. Jednak nim Ergo zupełnie rozczarował się światem, był pewny istnienia i działań Stworzyciela.
Westchnął, zbierając myśli. Gdy zaczął mówić, starał się utrzymać lekki ton jaki nadał tej rozmowie już wcześniej.
- Jest. Wprawdzie odkąd zeszliśmy, my anioły, na ziemię, nie mamy z Bogiem takiego kontaktu jak kiedyś. Wszystko się zmieniło, ale to nie znaczy, że go nie ma. - Zabębnił palcami zdrowej reki po bandażu na piersi. - Zrobi coś, hmm?
No i masz ci los, musiał paplać o zbawieniu? Jak się zastanowił, to wcale nie było ono takie pewne. Powinien skrócić sobie ten długi jęzor. Poruszył się niespokojnie.
- No wiesz... - Podjął już z większą ostrożnością. - Przed tobą jeszcze długa droga jak widzę, wiele się może zdarzyć, aaaale... Jeśli nadal będziesz podążał obraną ścieżką, to powinieneś dostąpić łaski Pana. - Odetchnął i uśmiechnął się pokrzepiająco. Chyba zabrzmiało to całkiem właściwie. Jako że był stróżem i to takim, który nie miał zamiaru się ujawniać, rzadko miewał okazję do rozmawiania z ludźmi jako anioł. Zwykle szukając towarzystwa, robił to bez skrzydeł i paplaniny o Bogu. Teraz natomiast głupio by było wychodzić z roli, no i w gruncie rzeczy chyba nawet nie wypadało.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pokiwał głową, chociaż nie bardzo dało się po nim poznać, czy wierzył w to, co powiedział mu anioł. Niby wiadomość prawie z pierwszej ręki, od pośrednika ludzi i Boga, ale jednak... Shin za długo i zbyt głęboko wierzył w naukę, by od razu zmienić swój światopogląd, co nie znaczy, że nie pojawił mu się w głowie cień wątpliwości i setka pytań, których chciał uniknąć... przynajmniej na razie.
Zerknął na Ergo tym razem w inny sposób. Wyraźnie nie starał się już ocenić jego stanu zdrowia, skupiając się na czystej powierzchowności.
– Szczerze mówiąc, wcale nie skojarzyłbym twojego wyglądu z... tym. – Gestem dłoni wskazał na skrzydła. – Gdybym nie spotkał cię w takich okolicznościach, wziąłbym cię za młodego, przystojnego chłopaka, chwytającego życie i – Uśmiechnął się znacząco. – Kobiety pełnymi garściami. Aniołowi to chyba nie wypada, co? – Przeszedł w nogi łóżka i przysiadł na brzegu materaca. Pstryknął palcami. – Wiem, w ramach odwdzięczenia się, możesz coś opowiedzieć. O sobie, o was... Ale to potem. – Spojrzeniem upewnił się, że skrzydłacz nie ma nic przeciwko. – Zjesz coś? Czy nie musisz? – dodał szybko, by nie wyjść na ignoranta, nieobeznanego w możliwościach istot nadludzkich.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Ku zdziwieniu Ergomiona, Shin nie wypytywał już o Boga. I choć anioł przyglądał się lekarzowi, nie dostrzegł żadnego uczucia, które mogłoby podpowiedzieć, co rozmówca sądzi o poruszonej kwestii. W duchu wzruszył więc ramionami i chętnie przystał na zmianę tematu. Wolał unikać pytań, na które nie miał jednoznacznej odpowiedzi.
Rozmowa okazywała się idealnym środkiem na ból, bo ten owszem, nadal był, ale kiedy Ergo się na nim nie skupiał, nie dokuczał mu tak straszliwie. O, na przykład teraz, zamiast na uczuciu rwania w skrzydle, kiedy spróbował odrobinę się podnieść, skupił się na twarzy, a dokładniej na lustrujących go oczach rozmówcy. Uniósł brwi, niemo zadając pytanie. Zaraz zresztą otrzymał odpowiedź. Parsknął śmiechem, a żebra złośliwie odezwały się bólem.
- Cholera... - Nie mogąc powstrzymać uśmiechu, trzymał się za pierś. Czekał aż fala cierpienia odejdzie. Gdy tak się stało odetchnął leciutko żeby już się nie urazić i spojrzał na siadającego lekarza.
- Więc czego się spodziewałeś?
Chciał podać kilka przykładów, ale ostatecznie zrezygnował. Był ciekaw, jakie wyobrażenie o aniołach miał jego wybawiciel.
- Co do... korzystania z życia. Korzystam, ale nie w taki sposób. Jak zauważyłeś... - Wykonał gest uznania w kierunku rozmówcy - ...aniołom nie wypada. Choć nie wszyscy się tym przejmują. Ale choć to nieodpowiednie, to nie dziwię się. Wieczność byłaby niezwykle nudna na ziemi gdyby nie sprawiać sobie drobnych przyjemności. Skoro już poznało się uczucie nudy... Rozumiesz.
"W ramach odwdzięczenia". No tak. Oczywiście Ergo wiedział, że tak się po prostu mówiło, ale odczuł też gorzką satysfakcję. Shin niejako wpasował się w ludzkie, nielubiane przez anioła kanony. Nic o tym nie mówiąc, Ergo uśmiechnął się uprzejmie i pokiwał głową. Wprawdzie kompletnie nie miał ochoty opowiadać o sobie, ale sam mówił o wdzięczności, więc teraz należałoby się z niej wywiązać. Ale to potem, jak powiedział lekarz, który swoją drogą teraz zupełnie lekarza nie przypominał.
Jak na komendę, Ergo poczuł lekkie ssanie w żołądku.
- Właściwie... jeśli to nie kłopot, to chętnie coś zjem. Niestety głód jest jednym z tych niewygodnych uczuć, które dostaliśmy w pakiecie z ciałem. - Odparł zgodnie z prawdą i uśmiechnął się.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

– Przepraszam! – Skrzywił się, jakby widok cierpiącego sprawiał ból i jemu. Chyba musiał bardziej się pilnować. Milczał chwilę, zastanawiając się. Czego się spodziewał? Wiedział, że nie takiego Ergo, ale właściwie czym różnił się od wyobrażeń?
– Myślałem, że jesteście nieomylni. Niezniszczalni. Idealni. – Uśmiechnął się łagodnie, a nawet przyjaźnie. Widać było, że nie kpił z wypadku skrzydłacza, a wręcz uznał za dobry objaw. – To oczywiście nic złego. – Teraz w jego uśmiechu zagościła nuta zadziorności. Klepnął się w uda i wstał. – No, to nawet lepiej, bo gdybyście byli wszechwiedzący i perfekcyjni, musielibyście też być okropnie nudni. I nie rozmawialibyśmy teraz. – Odetchnął i przeczesał włosy palcami, starając się trochę rozbudzić, otrzeźwić. – Zaraz przyjdę. Postaraj się jeszcze nie ruszać.
Wyszedł, zostawiając za dobą wpół przymknięte drzwi. Za jakieś pięć minut wrócił z tacą, na której przygotował ryżowy chleb w zabawnych, cukierkowych kolorach, a do niego do wyboru dżem, apetycznie pachnącą wędlinę i masło orzechowe. Postawił tacę na szafce nocnej i wykonał gest dłonią, prezentując śniadanie pierwszej klasy.
– Nie wiedziałem, co jadasz. – Przysunął w jego stronę tabletkę. – Przystawka. Przeciwbólowy.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Nie szkodzi. Przecież nic nie zrobiłeś. To moja nieuwaga. - Zapewnił, uśmiechając się. Mimo wcześniejszej nieufności, Ergo zaczynał przekonywać się do intencji lekarza. Jego zachowanie nie wzbudzało podejrzeń, przynajmniej nie na pierwszy rzut oka.
Anioł lekko wzruszył ramionami.
- Byliśmy tacy, dopóki nie zeszliśmy na ziemię. - Odparł bez odrobiny smutku. Nie tęsknił za nieomylnością czy idealnością, tęsknił za nieczuciem.
Kiedy mężczyzna wstał, Ergo zadarł brodę, by na niego spojrzeć. Odwzajemniał uśmiechy Shina, nawet pomimo paskudnego stanu zdrowia. Obiecał sobie przecież nie sprawiać już większych problemów.
- Mimo mi, że nie uważasz tego niefortunnego spotkania jedynie za negatywne. - Nawiązał do wplecionego w zdanie zapewnienia o przyjemności płynącej z rozmowy. - I nudni, mówisz? Ciężko to określić, kiedy nie ma się poczucia nudy... - Odniósł się do czasów, kiedy jedynym jego zmartwieniem były złe uczynki podopiecznych, których trzeba było kierować na właściwą drogę. - Ale faktycznie, obecnie też sądzę, że bez nieomylności i idealności anioły stanowią zdecydowanie bardziej kolorową zgraję. - Mrugnął do niego porozumiewawczo, a potem kiwnął głową. Dopóki podobna atmosfera się utrzymywała, mógł poleżeć spokojnie.
Uśmiech utrzymywał się na twarzy Ergomiona nawet po tym jak lekarz opuścił pokój. Wpatrywał się w sufit i nasłuchiwał cichego stukania dochodzącego z wnętrza mieszkania. Zastanawiał się jak wyglądają inne pokoje, czy również są tak jasne?
Po kilku długich chwilach, usłyszał zbliżający się dźwięk kroków, więc znów spojrzał na wejście. Przywitał gospodarza niezmiennie uśmiechniętym obliczem.
Ogarnął wzrokiem talerz pełen pyszności gdy został ustawiony na szafce. Wyglądał na zadowolonego, ale tak naprawdę nawet gdyby lekarz przyniósł mu suchy chleb i wodę, też byłby wdzięczny.
- Nigdy takiego nie jadłem. - Wskazał na barwny chleb, ale nie sięgnął po niego. Dostał pod nos proszek przeciwbólowy i zamierzał szybko z niego skorzystać. Jeśli ból mógł zmniejszyć się choć odrobinę, nie powinien zwlekać. Chwycił tabletkę i połknął bez problemów. A co jeśli nieznajomy chciał go czymś odurzyć? Nie, Shin chyba naprawdę nie chciał mu zaszkodzić.
- Dzięki. Mam nadzieję, że szybko zacznie działać. - Wyciągnął dłoń po kromkę i ugryzł. Po przełknięciu znów się odezwał. - Masz bardzo ładne mieszkanie. - Zauważył uprzejmie, po raz kolejny rozglądając się po wnętrzu. - Takie... widne. - Zerknął na mężczyznę, by przypatrzeć mu się ciekawie. - Wynajmujesz je na spółkę ze współlokatorem?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Paradoksalnie przyjemne zachowanie skrzydłacza nie przybliżało ani jego, ani Shina do bezproblemowego i szybkiego rozstania się dzisiejszego wieczora. Nie chciał się go pozbyć i coraz bardziej ośmielał, czuł się w jego obecności dobrze i napady paniki spowodowane przypomnieniem sobie tego co zrobił i komu... albo raczej: z kim, były coraz rzadsze. Owszem, widział to, co widział: piękną twarz, skrzydła, rany, zdawał sobie, że są u niego w domu, zmęczenie przypominało o zdarzeniach sprzed kilku godzin, ale... Skoro świat nie zawalił się mu na głowę, skoro nikt nie szarpał go, nie bił, nie wtargnął tu do tej pory, to może wszystko się jakoś ułoży? Jakby w celu upewnienia się, lekarz spojrzał za okno. Płomienie i dym nie przysłoniły słońca?
Przypomniał sobie o obecności Ergo i znów skupił na nim uwagę.
– Smakuje jak każdy inny, ale kolory mają przeciwdziałać nudzie – skomentował wygląd pieczywa. Shinji otaczał się nowoczesnością, ale traktował ulepszenia bez większego entuzjazmu. Wynajdywanie udogodnień uznawał za pracę jak każdą inną: odpowiedni człowiek na odpowiednim miejscu mógł zdziałać małe cuda. On zapewniał technikowi sprawne palce, których precyzja nigdy nie obniży dokładności i jakości projektu, ulepszał jego wzrok i skupienie, technik rozwiązywał problem, z którym naukowcy borykali się od dziesięciu lat, tworząc coś, z czego skorzysta żyjące pokolenie, a w tym i sam Shin. Nie widział w tym nic szczególnego – ot, dobrze funkcjonujący system. Nie znał nic innego, życie bez większych trosk i bez większych uniesień.
Znów spojrzał za okno, potem rozejrzał się po pokoju i zaśmiał się, znów przysiadając w nogach łózka.
– Nie, jest moje. Kupiłem je pod koniec zeszłego roku. – Prawda, oszczędzał przez czas nauki, bo zawsze chciał mieszkać w tej okolicy. Uznał, że idealnym początkiem samodzielnego, dorosłego życia było kupno własnego apartamentu i wprowadzenie się do niego z... no właśnie. Shin wydał się odrobinę zmieszany, uśmiechnął się i wsunął dłoń pod kołnierz, rozmasowując prawą dłonią lewy bark.
– Nie nazwałbym go współlokatorem... – zaczął, zaraz jednak wziął się w garść. – Raczej partnerem. Znamy się od lat, teraz razem mieszkamy. On urządzał większość pomieszczeń, ja akurat te, który miały być bardziej użyteczne niż... piękne. Na przykład tę sypialnię. – Wykonał gest dłońmi. – Nie każdy gość spałby dobrze wiedząc, że ze ściany gapi się na niego obraz albo, co gorsza, sprzęt AGD. – Zaśmiał się, obserwując reakcję Ergo.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum

Strona 2 z 3 Previous  1, 2, 3  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach