Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 7 z 14 Previous  1 ... 6, 7, 8 ... 10 ... 14  Next

Go down

Pisanie 05.04.17 20:03  •  Stara stołówka - Bar. - Page 7 Empty Re: Stara stołówka - Bar.
Roma zauważając w zasięgu swojego nieomylnego spojrzenia czuprynę jasnych włosów, nie miał nawet najmniejszych problemów z dopasowaniem ich z Asterionem. Nie zauważył nawet jak jakichś niewielkich rozmiarów anioł wywalił się gdzieś nieopodal, zajęty czerpaniem z blasku sławy… uwagi, która na niego chwilowo spłynęła. Sprawę dodatkowo ułatwił jego głos. Rozejrzał się tęsknie w poszukiwaniu swojej ślicznej wspólniczki, ale ku swemu rozczarowaniu nigdzie nie dostrzegł Smolistej, zamiast tego jego spojrzenie padło na tego Rudego pijaka, z którym łączyła go aż nader pojebana przeszłość. Fafnir otworzył swój plecak, przykucając tuż obok niego, by wyciągnąć fajki dla Asta oraz coś co miał specjalnie przygotowane na spotkanie z nim.
—  Wszystko mam w tym jednym skromnym plecaku, jak na Fafnira z prawdziwego zdarzenia przystało. Począwszy od twoich nagich fotek z Watykanu, jak i innych pojebaństw, ale nie martw się te pierwsze są bezpieczne — odparł z głośnym śmiechem Roma, puszczając znacząco perskie oczko swojemu irlandzkiemu kumplowi. Posłał mu drapieżny uśmieszek, o samym niedojebanym mózgowo lekarzu, któremu bez wątpienia poprzewracało się w dupie nie zamierzał wspominać.
Roma, otworzywszy to co po co się pochylił i pochwyceniu zawartości pewnej szeleszczącej paczki, co było zresztą do przewidzenia, objął ramieniem Asteriona, zawieszając się na nim, zwracając uwagę na Żura i tego… tego… um, tak, znów zapomniał jak się nazywa ten wyjątkowo pozbawiony kija w tyłku anioł łażący za Shanem. Fafnir wyszczerzył się jeszcze bardziej niż wcześniej, ubawiony widokiem ręcznika wokół bioder niziołka, by następnie jak gdyby nigdy nic wpakować gadającemu Astowi ciastko z roztopioną w desperackim słońcu czekoladą.
—  Ast, złotko, jak jesteś głodny, nie jesteś sobą. Nie chciałbym wiedzieć, że ta ruda szumowina cię głodzi… — wymruczał mu wprost do ucha Roma, zamykając Wymordowanemu skutecznie buźkę słodyczem, o który prosił, a o którym mieszkający w M-3 Smok nie ośmieliłby się nawet zapomnieć. —  Poza tym… Daj spokój, wyluzuj się. Po co przejmować się tym… — Wujaszek Fafnir urwał, podejmując się próby wydobycia z odmętów swojej pamięci, wypełnionej priorytetami w postaci cednowego biznesu, planów budowy elektrowni atomowej i kradzieżami, ale skończyło się to ponownie tym co zwykle, czyli zatrzymaniem się między skojarzeniem z tyradą, a roladą. Hm, niedobrze. —  Tym… irlandzkim krasnalem Shane’a? Niech ma coś od życia, w innym razie ku twojemu i mojemu niezadowoleniu ciągle będzie się szlajał niespełniony i niedopieszczony za Rudym, domagając się jego uwagi. — Francuz dokończył swoją wypowiedź ze słyszalnym rozbawieniem, choć wdała się w nim lekka nuta niewyczuwalnej manipulacji — zboczenie zawodowe.  —  Skończy jeszcze jak ten Ash z Pokemonów, co nigdy nie poruchał... — nagle złapał się na tym, że to co powiedział nie do końca może zostać zrozumiane przez jego towarzysza, dlatego zdecydował się na sprostowanie. —  Ach, zapomniałem, że nie wiesz co to jest, nieważne. Po prostu olej ich, Ast, szamaj ciasteczko. — dodał, wpychając mu drugie ciasteczko, nie czekając aż ten do końca skonsumuje poprzednie, które wcisnął mu poprzednio. Roma nie odsunął się też od blondyna, odprowadzając wzrokiem tylko tego pijusa Shane’a, co grzebał mu w plecaku, a wydawało mu się, że to jego nazywano powszechnie złodziejem. Czyżby Rudy pijak nauczył się złych nawyków eks-fizyka? Zabawne.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 05.04.17 21:56  •  Stara stołówka - Bar. - Page 7 Empty Re: Stara stołówka - Bar.
Anioł rzadko doznawał podobnych wrażeń i teraz, stojąc tak naprzeciw Wiecznego, okryty cieniem rzucanym przez rosnąca nieopodal palmę, miał się nad czym zastanawiać (w teorii). Tyrell pod wpływem hipnotyczno—zadowolonego—kontrolującego spojrzenia natychmiast uchylił usta i niemo wpatrywał się w instrukcje przedstawione przez dobrze zbudowanego Hawajczyka. Nie odezwał się do momentu aż ten nie wsunął mu papierosa z powrotem do ust; chłopak przejechał językiem po filtrze.
  Kiedy usłyszał szorki, twardy głos przy swoim uchu zaśmiał się znowu, choć nie dało się ukryć, że zawieszony ręcznik na jego biodrach zaczynał go krępować. Na jego ostatnie słowa skinął niemrawo głową i szybko przyssał się do podarunku.
  Zaciągnął się używką i kaszlnął odsuwając od ust. Zmrużył oczy próbując wziąć wdech, ale wesoły śmiech jaki rozbrzmiał mu chwilę potem z gardła uświadomił aroganckiego instruktora, że obiekt przeżył i wszystko z nim dobrze. Przysunął papierosa powrotem do ust i znów zaciągnął się dymem. Rozbawiony spoglądał na niego lekko pochylony; dłoń opierał o blat, jakby obawiał się, że piasek pod jego nogami zaraz runie i spadnie w przepaść.
  Poczuł nagły dotyk na tyłku. Nie można było ukrywać, że ten ruch go nie zaskoczył. Spiął się. Pomimo iż jeszcze chwilę temu śmiał się jak trzylatek oglądający Ulice Sezamkową, teraz jego wzrok wyraźnie się wyostrzył. Zlustrował z napięciem Yury'ego i oblizał zaschnięte wargi. Znaczy, swoje wargi oblizał, nie jego. Ludzie, czego się spodziewaliście? Dokładnie w tym samym momencie zauważył wkraczającego do pomieszczenia Romę, który musiał trochę przytemperować lawirującą heteroseksualność.
  — Na cały wieczór? — Odchylił głowę. Zamyślił się i wyraźnie zmartwił. Podskoczył, siadając tyłkiem na blat. Rozsunął lekko nogi, a biały ręcznik osłonił mu połowę ud. —  Często eksperymentuje w kuchni i potajemnie ustawiam radio na kanały kulinarne. Zdarza mi się też, że nie zakładam siatki ochronnej na włosy gdy gotuje. Przeszkadzałoby ci to? Potencjalni towarzysze wieczoru powinni wiedzieć o sobie wszystko co najgorsze — powiedział z powagą.
  A potem na krótką chwilę  skupił wzrok na dwóch postaciach, które z prędkością światła skłębiły się przy nowoprzybyłym. Wujek Fanfir (kierownik sanepidu?) zaczął wyciągać coś z plecaka. Tyrell zmrużył oczy, prawie dusząc się dymem. Gepard i ciemnowłosy przybysz zaczęli wkładać jednorazowe rękawiczki i siateczki ochronne na włosy — tudzież futro. Zrobili to oboje, tylko nie Rudowłosy Pradawny (wcale nie skojarzył, że to wciąż Shane) Rudowłosy Pradawny to nie byle kto. Przecież każdy chciał podziwiać na tej komediowej scenie jego niesamowite, rude włosy. Nie mógł ich pognieść.
  Przez chwilę głowił się co robi na plaży sanepid, bo na wszechobecnym biszkoptowym pobojowisku nie widział nic prócz bezkresnej, ciągnącej się plaży i maleńkiego stoiska w drinkami, ale tą jakże dziwaczną myśl szybko wyrzucił z głowy.
  Przesuwając wzrok ponownie na Yury'ego zdążył tylko zauważyć w tle jak dwóch półprzeźroczystych Dude'ów i Dwóch Tsuków tkwi za ich realnymi postaciami, przygrywając słodko na ukulele i niewielkich bębenkach.
  Potrząsnął głowę, wpijając się w niebieskie oczy Araty, znów przywdziewając delikatny zakrzywiony uśmiech. Palenie szło mu coraz lepiej, choć gardło go już lekko szczypało. Pochylił się powoli w stronę mężczyzny, na tyle aby nie spaść z blatu. Odsunął papierosa od ust i wypuścił w jego stronę szary, duszący obłok dymu.
  —Jesteś dobrym nauczycielem. Co jeszcze możesz mnie nauczyć?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 05.04.17 23:21  •  Stara stołówka - Bar. - Page 7 Empty Re: Stara stołówka - Bar.
Mruknął coś do siebie. Na szczęście upadek nie był bardzo bolesny, poza tym, że koci łebek nieco zgniótł tułów anioła. Podniósł się. Z zadowoleniem odkrył, że raczej nikt nie zwrócił uwagi na jego nieszczęsny upadek. Bardzo dobrze. Rozejrzał się po sali i pierwszym co wyłapał był jego nieszczęsny podopieczny, który właśnie rozmawiał z innym aniołem, który natomiast nie wyglądał najlepiej. Niemniej jednak Azie przyszedł się bawić, a nie zamartwiać, więc zignorował tę scenkę i ponownie zaczął się rozglądać. Nie działo się tam obecnie nic ciekawego, więc dla rozluźnienia się podszedł do baru.
Coś dobrego poproszę – powiedział, do kogoś, kto stał najbliżej. Miał ochotę napić się czegoś dobrego, ale sam jeszcze nie wiedział co. Osobiście nie przypominał sobie, żeby kiedykolwiek w życiu swoim jako człowiek i później jako anioł miał okazję do spożywania alkoholu. Może kiedyś zdarzyło mu się skosztować tego magicznego napoju, by dowiedzieć się, o co jest tyle zamieszania. Mógł, ale nie przypominał sobie tego, więc jeśli do czegoś takiego doszło, to nie wywarło to na nim szczególnych wrażeń.
Tylko proszę nie przesadzić z alkoholem, muszę mieć oko na podopiecznego, żeby nie wykręcił jakiegoś głupstwa, jak to on ma w zwyczaju robić. Nie chcę się za niego wstydzić – dodał na szybko, spoglądając na Yury'ego, który nadal rozmawiał z Tyrellem. Nie wiedział, o co może im chodzić, ale widok Ogórka w dobrym nastroju, bez wiązanki przekleństw i chęci do przypierdolenia komuś, zawsze go cieszył, więc nie miał zamiaru im przerywać. Spojrzał ponownie na bar, w oczekiwaniu aż dostanie szklaneczkę czegokolwiek.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 05.04.17 23:27  •  Stara stołówka - Bar. - Page 7 Empty Re: Stara stołówka - Bar.
Dłoń skrzydlatego wciąż zaciskała się na zimnej, szklanej butelce, która jeszcze przed chwilą była prawie po sam brzeg wypełniona trunkiem od Cedny. Bimber był świetny, więc nie ma co się dziwić, że Dude tak często przyciskał usta do butelki, pozwalając sobie na upijanie coraz to większych łyków napoju, po których wydawał z siebie jedynie bliżej nieokreślone dźwięki, informujące o tym, że alkohol bardzo mu smakował. Bez problemu w dość krótkim czasie udało mu się wypić niemalże całą porcję trunku, którą został poczęstowany.
Jego fioletowe oczy błyszczały — zaszklone, dumne i pewne siebie, załzawione i czerwone na brzegach. Twarz zdobił mu klasyczny, nieco zadziorny uśmieszek spuchniętych, lecz wciąż bladych i nieco wilgotnych ust. Jego odurzenie miało wciąż narastać, o czym świadczyło to chaotycznie rozglądające się po pomieszczeniu spojrzenie. Szukał kolejnej butelki alkoholu, którą mógłby sobie przywłaszczyć bez jakichkolwiek konsekwencji? Najprawdopodobniej, bo przecież nieczęsto miał okazję upić się za darmo.
Wierzchem dłoni wytarł lekko mokre usta, skupiając całą swoją uwagę na niebieskowłosym. Zapomniał o otaczającym go świecie, to, co działo się za jego plecami zaczęło być dla niego jedynie nic nie znaczącym tłem.
„To Ty.”
Uśmiechnął się szerzej, bo z początku obstawiał, że Tsuki będzie biernie milczał.
To ja. — W jego głosie dało się dosłyszeć nieco entuzjazmu. Nic dziwnego, nareszcie pojawił się ktoś, kogo znał chociaż trochę. Przesiadywanie wśród nieznajomych napełniało go jakimś dziwnym uczuciem, którego nie mógł znieść.
„Ale przecież widzieliśmy się parę dni temu.”
Uniósł brew, odstawiając gdzieś na bok już pustą butelkę. Z pewnością po drodze udało mi się dorwać jakiś inny trunek. Teraz trzymał kubek w dłoni, zerkając na Tsukiego.
Parę dni? Przysiągłbym, że nie widziałem Cię z kilka tygodni. Ach, tracę poczucie czasu. — Uśmiech nie opuszczał jego twarzy, choć warga delikatnie mu zadrżała, jakby usta chciały uformować zupełnie inną minę. Ale ten wyszczerz nie był udawany, momentami mógł się wydawać niepewny, ale na pewno był szczery.
Co mam w kubku? Nie mam pojęcia, zgarnąłem go po drodze i nawet nie zdążyłem spróbować jego zawartości. Powinienem ryzykować? — Zaśmiał się cicho, maczając pieczywo w konserwie. Obrócił jedzenie w palcach, a następnie wrzucił sobie ten kawałek do paszczy. — A Ty co popijasz?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 05.04.17 23:35  •  Stara stołówka - Bar. - Page 7 Empty Re: Stara stołówka - Bar.
Zanim z ust anioła popłynął kolejny wartki potok słów, Yury zerknął kątem oka na otoczenie. W polu jego widzenia ukazała się znajoma, o dziwo nawet lubiana przez niego twarz. Roman, przemytnik, handlarz alkoholem i fajkami, Pan-Lepkie-Rączki, pofatygował te swoje leniwe dupsko ze znienawidzonego przez Yury'ego miasta wprost w ramiona nieokrzesanej Desperacji. Cóż za niespodzianka. Wieczny musiał przyznać, że robiło się coraz ciekawiej i pierwszy raz nie żałował, że pojawił się na smoczej popijawie, choć myśl, żeby sobie ją odpuścić od rana krążyła mu po głowie. A tak, do pakietu z naćpanym skrzydlatym może jeszcze dostanie rosyjską, która daje niezłego kopa i nauczy tego dzieciaka życia i symbiozy z naturą. I nie tylko. A propos tego urwisa…
Jego zainteresowanie znów przeniosło się na roznegliżowanego Tyrella. Sięgnął palcami do jego czoła, zgarniając z niego zabłąkane kosmyki, okalające tą uroczą twarzyczkę. Yury chciał go oglądać w całej swojej zajebistości, a nie tylko częściowej, więc zaczesał te nieposłuszne kołtuny za ucho szczyla.
Ależ skąd, skarbie. Jak dla mnie to możesz nawet gotować toples. Nie krępuj się. Również lubię nowe doznania... nie tylko te łaskoczące podniebienie —  odparł, wzruszając przy tym ramionami. Och, tak. Zero ograniczeń w jego towarzystwie. Zresztą, wiadomo, gdy tak człowiek staje przy garach, przez parę i ciepło buchające od palników kuchenki gazowej, niemal natychmiastowo robiło się gorąco na ciele, a w takich wypadkach najlepiej zrzucić z siebie zbędne fatałaszki. Yury nie lubił gry wstępnej, zatem było mu to na rękę. Nawet bardzo. Mógł skupić się na swoim celu. Heh.
Papierosowy dym, wydmuchany mu prosto na krzywą mordę, nie zrobiła na nim żadnego wrażenia. Wręcz przeciwnie, zaśmiał się ochryple, jakby wcześniejsze słowa stróża nie były  wystarczająco zabawne. W ramach odpowiedzi na jego prowokacje mechaniczną dłoń oparł na balacie między rozwartymi w lekkim rozkroku nogami anioła, a drugą - ludzką - położył na jego kolanie, po czym przesunął ją w górę, zatrzymując na odsłoniętym biodrze. Drażnienie tak gładkiej skóry swoją szorstką jak papier ścierny ręką było iście absorbującą czynnością.
Hmm — zastanowił się przez chwilę, po czym zdjął swoją kurtkę, z którą praktycznie nigdy się nie rozstawał. — Teraz nauczę cię... — pozwolił sobie na krótkę pauzę, by potrzymać chłopaka w słodkiej niepewności — przyzwoitości, maleńki — podsunął z wyraźnym rozbawieniem na twarzy. Stanął z niezbyt wygodnego krzesła, nie spuszczając jednocześnie Tyrella z oczu. — Nie każ mi się powtarzać, dziecino. Dzisiejszego wieczoru jesteś mój, zatem nie mogę pozwolić, by ta banda napaleńców podziwiała twoje zgrabne nóżki i jędrny tyłek w całej okazałości. — Parsknął, narzucając na delikatne, anielskie ramiona swoje wierzchnie okrycie, które przy różnicy w ich wzroście śmiało mogło sięgnąć szczeniakowi nawet do kolan, ale jednocześnie też mogło znacznie ciążyć mu na ramionach przez liczne kieszenie, w której były pokrywane drobnostki w postaci zapałek, zapalniczki, telefonu-cegły, noża, gumy do żucia, etc. Trochę się tego na przestrzeni lat uzbierało.  — Takie atrakcje zachowaj dla mnie na noc. Do sypialni, gdzie będziemy ćwiczyć pozycje z Kamasutry — dodał, rozszerzając usta w szerszym uśmiechu. Jego twarz znalazła się niebezpiecznie blisko mniejszej i sto razy delikatniejszej odpowiedniczki Hydry.  Z tego dystansu obaj mogli poczuł swoje oddechy na skórze. —  Będę delikatny. Obiecuję —  zapewnił dzieciaka, sięgając szorstkimi palcami do jego włosów. Zgodnie z jego przewidywaniami - były miękkie w dotyku. Poczochrał go po nich, po czym finalnie, może trochę niecierpliwie zabrał mu papierosa. — Hm... nie pasuje do ciebie, ale, nie martw się, twoje usteczka będą niedługo zajęte czymś innym. — Włożył sobie używkę do ust i zaciągnął się nią. Tak, jeśli ten smarkacz skosztuje cudu produkowanego w Rosyjskiej Dzielnicy M-6, nie będzie mógł oderwać swoich warg… od muszli klozetowej przez całą noc. Yury nie po to ściągnął na Smoczą Górę Morozova, by spełniać swoje fantazje erotyczne na naćpanych dzieciak.
                                         
Yury
Windykator     Opętany
Yury
Windykator     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Wcześniej Kido Arata, teraz Yury. Czasem Wujek Menel (c)Chyży.


Powrót do góry Go down

Pisanie 06.04.17 0:52  •  Stara stołówka - Bar. - Page 7 Empty Re: Stara stołówka - Bar.
Nijak zareagował na jakże miłą uwagę ze strony Shane'a. Był do nich do tego stopnia przyzwyczajony, że aż przestał zwracać na nie szczególną uwagę. Niemniej nie dało się zignorować tego w jaki sposób ciągnął go za jego kochane blond włosy. Odwracając na moment spojrzenie w jego stronę, uśmiechnął się w ten jakże wyjątkowy, uroczy sposób, ponownie pokazując swoje kocie kły. Pokręcił głową, cicho prychając, by teraz całą swoją uwagę móc skupić na rozlewaniu alkoholu do kieliszków i piciu. W końcu nie on jeden chciał się dzisiaj najebać.
Podejście do Cygana było bardzo dobrym pomysłem. Nie dość, że miał torbę pełną fantów, to dodatkowo strzelał żartami i żarcikami, wprawiając Asteriona w dobry nastrój. Zauważając papierosy w dłoni mężczyzny, praktycznie od razu przechwycił je do kieszeni, chcąc zostawić sobie je na potem. Jeszcze trochę ostało mu się fajek, które zdobył gdzieś na Desperacji w formie wymiany za jakieś zlecenie. W zamian za to, klepnął go po ramieniu przyjacielsko - co do Asta było tak bardzo niepodobne, że aż szokujące, chcąc ugościć go również przyjaznym uśmiechem. Kiedy nad czymś Ci mega zależy, potrafisz być miły, Ast.
W tym samym momencie, kiedy był mocno zaoferowany obecnością Romy, Shannon odwrócił siłą głowę w swoją stronę, wcześniej komentując coś odnośnie słów Canesa. Nieszczególnie go słuchał, gdyż, no halo, prezenty. Niemniej bardzo szybko wyłapał aluzję. Słowa w tym momencie tylko nabierały barw całej sytuacji. Uśmiechnął się do niego szeroko, a szaleńczy błysk w oku tylko potwierdził go w przekonaniu, że z pewnością skorzysta z jego spuszczenia ze smyczy.
- Za to Cię właśnie kocham, Starcze - rzucił jeszcze zanim puścił jego szczękę. Czuł się nakręcony. I to cholernie. I pewnie leciałby już, teraz, natychmiast, gdyby nie Roma. Swoim luźnym podejściem do życia złamałby niejednego. Tym bardziej, że użył metody, której wręcz się nie spodziewał. Zgarnął go i zaczął go po prostu karmić słodyczami. Starał się szybko przeżuwać ciastko, które zostało mu wepchnięte, ale zaraz dostał i drugie. Fakt faktem, były to pyszności jakich mało, no ale nie mógł odmówić sobie takiej okazji, jaką dał mu Pradawny. Jeszcze się rozmyśli i co zrobi?
Kątem oka zerknął na Yury'ego, który bez krzty wstydu przystawiał się do biednego Tyrcia, przeżuwając drugie ciastko. Wrócił spojrzeniem na Cygana, niestety zabierając od siebie jego ramię. Pozwolił mu powiedzieć ten jakże cudny monolog, wcale nie dlatego, że miał pełne usta.
- Nic z tego mordo - zaczął mówić w połowie zajętą mordą, wycierając wierzchem dłoni okruszki z twarzy - Słowo Shane'a jest dla mnie święte, wiesz o tym - wytłumaczył mu najspokojniej jak potrafił, dając mu również pod ramię jakiegoś innego, randomowego smoka - Innym razem - rzucił, zjadając do końca słodycz i jak ten wariat poleciał w stronę Yury'ego i Tyrella, niemniej zachowując przy tym spryt i dyskrecję. Słysząc ostatnie zdania biomecha, nie omieszkał położyć łokcia na ramieniu Wiecznego, niebezpiecznie przybliżając usta do jego ucha.
- A może to Twoje usta będą zajęte zupełnie czymś innym, hm? W sumie pasowałby to do Ciebie. Młody w dodatku głupi. Wprost idealny do wykorzystania - zamruczał mu prowokacyjnie nisko do ucha, tym samym przeszkadzając w jego każde cudownym podrywie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 06.04.17 1:33  •  Stara stołówka - Bar. - Page 7 Empty Re: Stara stołówka - Bar.
Usłyszała o tej imprezie jakiś czas temu. Nie planowała iść. Nie chodziło o to, że nie była towarzyska - wręcz przeciwnie, do wszystkich randez-vous była pierwsza, jak czternastoletni podlotek. Do świata była nastawiona na tyle optymistycznie, by nie traktować innych istot jak zła koniecznego, w obecności którego trzeba przebywać lub, nie daj Boże, do którego trzeba się odzywać. Była otwarta na nowe i stare znajomości, nawet jeśli nie miały sensu. Przecież nie miała już zupełnie nic do stracenia, skoro najcenniejszy dar jakim było życie, przepuściła za dziewięć ogonów. Nie czyniło ją też to zbyt mądrą, ale o tym nikt nie musiał wiedzieć. Tak samo jak nikt nie musiał usłyszeć, że Tails stroni od alkoholu. Wiedziała, że takie spędy organizowane są tylko i wyłącznie w jednym celu - żeby się urżnąć jak świnia bez dodatkowych wyrzutów sumienia. W końcu niektórym już nie wystarczyło picie z okazji urodzin Ani - ani moich, ani twoich. Ale skoro wszyscy wlewają w siebie litry podejrzanej gorzały, to czemu nie iść za stadem, jak te barany? Żadna z tych rzeczy nie odstraszała lisicy, aczkolwiek czuła się lekko nieswojo jako jedyna trzeźwa wśród pijanej bandy. Nie piła dlatego, że nie lubiła alkoholu. To alkohol nie lubił jej! Zawsze po nim dostawała wysypki i wszystko ją swędziało, a w połączeniu z kacem daje nam to efekt raczej marny i ewidentnie namawiający do skoku na główkę z dwunastego piętra. Szkoda tylko, że martwi nie mogą sobie odbierać życia. Biednemu to zawsze wiatr w oczy, chuj w dupę i chleb masłem do ziemi.
Więc nasuwa się pytanie - co takiego robiła na tej imprezie? Otóż stwierdziła, że oglądanie jak banda tych moczymord próbuje uniknąć zbyt wczesnego urwania filmu będzie wyśmienitą rozrywką. Może nawet lepszą niż podstawianie ludziom nogi, kiedy nawet nie widzą, co ich wywaliło. Nie wiedziała jak długo dadzą jej się w ciszy nabijać, ale postanowiła dać temu szansę. Zawsze jakaś odmiana w kwestii codziennej rutyny.
Toteż siedziała tam już chwilę, na stoliku, niewidzialna i ubawiona jak nigdy. Co prawda lewitujące winogrona z miski do jej ust mogły wydać się podejrzane, ale sądziła, że byli zbyt zajęci pitnym domestosem od Cedny, by zauważyć coś tak nieznaczącego. I pewnie spędziłaby tak całą noc, gdyby nie zapomniała, że wcześniej przebiegła pół M3 używając swoich niebywałych zdolności i nic nie może wiecznie trwać. Dlatego stąd, ni zowąd zmaterializowała się na stoliku pod ścianą, z wyciągniętymi nogami i winogronem między zębami. Kiedy zauważyła, że już nie jest super sneaky ninją westchnęła i wiedziała, że raczej nie pozostanie niezauważona. Ona i jej dziewięć kumpli na plecach zazwyczaj rzucali się w oczy.
- Smocza Dziura jak zwykle pełna meneli. Nie zmieniajcie się, proszę. - rzuciła, czując się zobligowana do dania znaków życia. To jednak nie znaczyło, że ma zamiar się ruszyć. Miała jeszcze jedną kiść winogron i torbę wypełnioną dobrociami podprowadzonymi z miasta.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 06.04.17 5:46  •  Stara stołówka - Bar. - Page 7 Empty Re: Stara stołówka - Bar.
Impreza rozkręcała się w najlepsze! I to jeszcze jak! Cedna była po prostu zachwycona tym widokiem, kiedy jej ukochane Smoczęcia wyciągnęły nieszczęsne łapki w stronę integracji socjalnej – patologicznie, bo patologicznie, no ale!
Niestety sama Smolista musiała zniknąć. Przyczyny niewyjaśnione. Wychyliła kielicha z chłopakami, popodziwiała ich krzywe mordeczki, po czym dostała znak od Hashima, aby się w końcu ulotniła, więc z cichacza wyszła na zaplecze, kuchnię tak zwaną jak już. Nikt nawet tego nie zauważył biorąc pod uwagę, że wszyscy przejęli się naćpanym w chuj aniołkiem oraz najcudowniejszym wspólnikiem metropolitańskim na całym martwym świecie, którego niestety nie mogła przywitać od razu. Spokojnie, nic straconego. Jeszcze się zobaczą.

Najemnicy mogli się bawić, mogli pić, mogli nawet i się bić, na nikim by to nie wywarło wrażenia, ALE… Ha ha… zapewne nikt się nie spodziewał tego, co Ciocia Ced przygotowała dziubaskom.
Drzwi od kuchni otworzyły się z donośnym hukiem równocześnie w sposób wręcz brutalny roznosząc gęstą falę tak soczyście, nieziemsko dobrego zapachu pieczonego mięsa, że nikomu się to jeszcze nie śniło na Desperacji. – SMOKI! – donośnie zakrzyknęła Smolista chcąc na siebie zwrócić uwagę wszystkich. Siedząc na samym przodzie masywnego, długiego wózka na kółkach ze szklanką mocnego trunku Hashima wyjeżdżała właśnie na sam środek sali niczym prawdziwa bogini niesiona w pochodzie w jej święto. Zamiast jednak mieć złotą karawanę, za kobietą leżał masywnych rozmiarów, upieczony na pięknie bordowo-złoty kolor dzik. Najprawdziwszy, zmutowany, desperacki dzik! Sam jego widok mógł wykręcić żołądki z pragnienia zatopienia zębów w tym kruchym cieście, o ślinotoku nawet nie wspominając.
Smoczki wy moje najdroższe! – Zaczęła od nowa stając na tym wózku, jakby i tak nie zwróciła jeszcze wystarczająco swojej uwagi wszystkich. – Niech Drug-On chleje, morduje i pierdoli wszystkich, aż po wsze czasy! – Wzniosła swoje naczynie w entuzjastycznym toaście oczekując gromkiego ryku towarzystwa, po czym wypiła wysokoprocentową ciecz kilkoma haustami i bezceremonialnie rzuciła nim na bok, rozbijając nieszczęsną szklankę o ścianę. – Żryjcie tą dziczyznę od Cioci Ced póki gorąca!


Ocierając swoje czerwone usteczka dostrzegła w lokalu nie kogo innego jak biznesmena nad biznesmenami. Momentalnie zeskoczyła z wózka z szerokim uśmiechem na twarzy i przemaszerowała w sobie tylko znany, wyrafinowany sposób przez salę zmuszając powiewną sukienkę do podskakiwania i falowania w rytm jej kołyszących się bioder. – Rrrrrrrrrrrrrrrrroma! – przepchnęła się pomiędzy mężczyznami byle tylko rzucić się na tego nieokiełznanego, czarnego ogiera biznesu alkoholowego. Oni mieli ze sobą specjalne powitanie, wręcz rytuał, który nigdy nie był pomijany. Należało wpierw wyrzucić ręce do boków udając zaskoczenie, że się widzi wspólnika, po czym położyć dłonie na ramionach, bądź biodrach kolegi/koleżanki. Cedna wtem przybliżyła swoje usta do jednego policzka Cygana składając na nich wyrazistego całusa, po czym ten sam zabieg powtórzyła po drugiej stronie i odchyliła głowę nieco do tyłu, aby móc popatrzeć wujaszkowi w mętne oczęta. – Mam nowy przepiiiiiiiis! – wyszczebiotała mu z niesamowitą ekscytacją.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 06.04.17 9:05  •  Stara stołówka - Bar. - Page 7 Empty Re: Stara stołówka - Bar.
Kiedy Yury dotknął jego czoła, obraz rozmazał mu się po raz pierwszy. Twarz mężczyzny potroiła się, a niewyraźny zarys szczęki poruszył się na boki jak za sprawką czarodziejskiej różdżki. Czuł jego szorstkie palce. Przesuwały się powoli. Tyrell ciągle mrużył oczy, próbując poradzić sobie z lawirującymi wokół kolorami.
  I kiedy tylko Wieczny zabrał dłoń z jego twarzy, ten przyłożył swoją do ciepłego czoła, a kosmyki, które wcześniej zawinął mu za uchem przelały się znów przez jego palce. Wpatrywał się w swoje odsłonięte uda. Obraz znów zamigotał. Musiał zamrugać kilkukrotnie powiekami, aby  uspokoić fruwające wszędzie mroczki. Głosy tłumu stały się głębsze, donośniejsze, jak pod głęboką wodą. Na moment sam piasek, który widział przez swoje palce wydawał się powoli niknąć, ale kiedy przetarł nerwowo powieki ten powijał się znów, taki sam jak wcześniej.
  Złapał mężczyznę za nadgarstek, zahaczając paznokciem o skórę i podniósł podbródek, spoglądając na niego nie do końca trzeźwym wzorkiem, choć błysk w jego tęczówce wydawał się być jaśniejszy. Nie zdążył nawet nic wybełkotać w odpowiedzi — język zaczynał się mu już plątać. Smok zdążył w tym czasie wstać szybko i zarzucić na niego ciężka, dużą kurtkę. Zaskoczony obdarzył go tylko głupawym zdziwieniem.
  — Ćwiczyć... co? — Próbował parsknąć w odpowiedzi, ale znów poczuł ucisk w głowie, zastanawiał się, co spowodowało ten nagły kiepski stan. Papierosy niewiadomego pochodzenia pomieszane z Cednowskim specyfikiem i piwo, które właśnie wypił przed paroma minutami? Do końca nie wiedział nawet czy słowa wypowiedziane przez wyższego mężczyznę zabrzmiały tak jak usłyszał, bo za cholerę, nie potrafił połączyć tych sylab z niczym co znał. — Kama... — próbował to powtórzyć, ale już w połowie  pogubił sens i po prostu się zaśmiał. — To coś do jedzenia? Ugotujesz mi to?
  Oddech parzył mu skórę, czuł go nawet na spalonym policzku, które nadal oznaczało się intensywnym szkarłatem na prawej części twarzy.
  — Delikatny — powtórzył i zachichotał. — Też zawsze jestem delikatny. — Dotyk dłoni na włosach sprawił, że przymknął oczy. Gdyby tylko mógł pewnie mruknąłby przeciągle. Pod ciemnymi powiekami szalała burza. Miał wrażenie, że grawitacja nie istnieje, a on znajduje się gdzieś, gdzie najchętniej poddałby się temu przyjemnemu ciepłu i po prostu tkwił tak wieki.
  —(…) Będą zajęte czymś innym.
  Nie otwierał oczu, ale wciąż czuł tłamszącą obecność mężczyzny na każdym skrawku jego ciała. Bezwzględny oddech z każdym wypowiadanym słowem smagał skórę jak leniwy wiatr. Dźwięki wypowiadane  przez jego usta były szorstkie jak kamień, ale delikatne wydychane powietrze koiło jego aż nadto aktywny umysł.
  Wtedy usłyszał też inny głos. Wcześniej znajdował się gdzieś indziej, ale nadal mając zamknięte oczy, nie był w stanie określić kim był nowo przybyły. Miał wrażenie, że sam lada moment runie jak długi i prawie mu się to udało. W ostatniej chwili oparł dłoń o blat, asekurując się przed upadkiem. Kurtka lekko zsunęła się mu z prawego ramienia. Otworzył sine powieki i spojrzał półprzytomnie  na dwie postacie stojące zbyt blisko siebie. Uchylił usta aby nabrać powietrza, nie wiedząc czemu, słowa blondyna wywołały w nim nagły skurcz w żołądka, który wykręcił jego organy wewnętrzne jak w bębnie. Chłopak przysunął dłoń do twarzy i przetarł zmęczona skórę, zatrzymując ją na ustach. Musiał stad zejść. Natychmiast.
  — Wy-wybaczcie. — wydusił i ledwie zgramolił się z blatu, druga dłonią złapał za kołnierz kurtki i naciągnął na swoje ciało, jakby chciał jeszcze szczelnie się nim okryć. Wciąż chichotał, ale ciszej. Kiedy stopy znalazły się na podłodze zawahał się, dziwiąc, czemu widzi lodowaty, szklany grunt zamiast pustynnego wyścieliska. Musiał na chwilę odsapnąć i uspokoić skurcz żołądka. Obraz zawirował mu przed twarzą. Zrobił krok przed siebie i potknął się o drugą nogę, szybko złapał się jednak ręki Yury'ego; zacisnął pace na jego przedramieniu aby nie wywinąć orła na środku pomieszczenia. Zadrżał.
  —  Czemu tu tak zimno. I kiedy ona upolowała łosia?
  Szczelniej okalając się ciężka kurtką, spoglądał w stronę Cedny. A potem zmrużył oczy. Przez ułamek sekundy przypomniał sobie ją w pokoju Shane'a. Przypomniał sobie butelkę. Ale myśl ta szybko została zgaszona przez kolejne nadaktywne wizje. Czy ona miała na sobie czapkę myśliwską?
  —  Może ulepimy dziś bałwana? — wymruczał nucąc sobie coś pod nosem, do nikogo konkretnie raczej sam do siebie, śmiejąc się nadal.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 06.04.17 12:43  •  Stara stołówka - Bar. - Page 7 Empty Re: Stara stołówka - Bar.
Shane siadł przy barze, wiedząc, że Cygan niedługo do niego dołączy, jednak on nalał sobie większą ilość alkoholu do szklanki i wypił to jednym haustem.
Czy miał wyrzuty sumienia? Żadnych. Może powinien mieć, że nasłał na Yury'ego Asteriona, jednak doskonale wiedział, że każdy z nich poradzi sobie i przynajmniej trochę się rozerwie. Albo chociaż któryś się nieco utemperuje. Siedział plecami do całego zbiegowiska, nalewając sobie jeszcze jedną szklankę szkockiej i wypijając ją. Kątem oka zerknął na Śnieżkę i parsknął śmiechem.
Nie ma czego oczekiwać po warunkach panujących na Desperacji — rzucił — Jeśli chcesz napić się prawdziwej szkockiej, to masz tę, od Cygana. Z miasta — powiedział i podsunął mu nową butelkę, której nawet nie zdążył otworzyć. Spojrzał na Ghoula wiedząc, że ten na pewno nie przepuści takiej okazji.
Odsunął od siebie szkło i wstał z siedziska.
Zaraz wracam — mruknął do kolegi od szkockiej, który zapewne powita Romana przy barze, gdyż ten był takim samym pijakiem jak połowa Smoków w lokalu.
Zmierzał przed siebie, kątem oka zauważając jak Asterion dopadł Żura, jednak jak na jego możliwości dość spokojnie oraz... łagodnie. Niech dzieciak się zabawi.
Podszedł do Dude oraz Tsukiego, obejmując ich ramionami i przyciągając Drug-onów sprężystym ruchem do siebie.
Panowie, nie zamulajcie tutaj sami. Przy barze jest nas więcej. I jest zdecydowanie weselej. Zaraz zobaczycie gwiazdę wieczoru. Cedna długo czekała na tą imprezę i chciałaby was oczarować. Chodźcie, napijemy się — powiedział spokojnie, lekko się uśmiechając. Alkohol delikatnie połaskotał go w żołądku, a może to było coś innego. Zapachy tych dwóch mieszały się naprzemiennie ze sobą, przez co Shane poczuł chwilą dezorientację. Wyprostował się jak struna i poklepał ich po ramionach, zachęcając wzrokiem do swojej propozycji.
No cóż, teraz musiał załatwić jeszcze jedną sprawę, którą odsunął niechętnie na zbyt długo od siebie. Przecież nie pozwoli, aby ten menel dmuchał śmierdzącym oddechem prosto w twarz anioła. Notabene, jego anioła.
Wsunął dłonie do kieszeni spodni i w kilku krokach - zaważając na jego wzrost - pokonał niewielki dystans. Nie spoglądając na swojego sługę, ani na Wiecznego, skupił się na naćpanym Tyrellu. Obraz nędzy i rozpaczy.
Twoje bycie incognito coś nie wypaliło, Tyr. — Pierwszy raz użył zdrobnienia względem jego osoby.  I tak wiedział, że dzieciak niewiele kontaktował. Podniósł palcami jego podbródek do góry, zmuszając go do zadarcia głowy. Spojrzał w jego mętne oczy, za którymi czaiła się mgiełka nieprzytomności.
Dzisiejszego wieczoru musisz się zadowolić Asterionem, Yury. Albo mną — rzucił do biomecha naciskając z impetem na ostatnie zdanie i wówczas spojrzał na Wiecznego z dozą chłodu i hardości. Trwało to dosłownie chwilę, gdyż ponownie skupił się na Hydrze, którą w kilka sekund poderwał z ziemi, łapiąc  pod kolanami i biorąc na ręce..
Strasznie dużo z tobą kłopotów — rzucił do niego, spoglądając na zaróżowione policzka anioła i ruszył z nim do baru. Nawet nie interesowały go ewentualne odpowiedzi. Pozostawił tę sytuację za sobą.
Posadził Tyrella na wysokim krześle, siadając tuż obok niego.
Hashim, zrób miętowej herbaty. Ktoś zaliczył zgona — rzucił do barmana, siedząc twarzą w stronę anioła, ale mimo wszystko rzucił do Asteriona.
Ast, nie pozabijajcie się — Niewinna prośba.
Wzrokiem prześledził po barze, dostrzegając nowo przybyłą Tails. Kobieta niebawem również do łączy do ich zacnego, dużego grona.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 06.04.17 14:25  •  Stara stołówka - Bar. - Page 7 Empty Re: Stara stołówka - Bar.
Mężczyzna przypatrywał się aniołowi z rozbawieniem, choć być może w jego spojrzeniu kryło się coś jeszcze, coś czego nie dało się nazwać w żaden znany sposób...
To nie jest jedzenie — rzucił. — Ale pokażę ci co to, jeśli będziesz grzeczny — zaoferował po chwili. Tak, gdzieś w swoich szpargałach powinien mieć stare wydanie Kamasutry, do której już dawno nie zerkał, zatem bez oporu oddałby ją dzieciakowi w celu edukacji i poszerzenia horyzontów. Może w ramach prezentu noworocznego. To była godna do rozpatrzenia opcja.
Chciał coś powiedzieć na temat tej jego delikatności, która w wielu przypadkach była po prostu zbędna, ale na twarzy biomecha rozciągnął się pełen niezadowolenia grymas, kiedy to - zgodnie z resztą ze swoim założeniami - został zaczepiony przez przydupasa Rudego, dziś wyjątkowo odświeżonego.
Uważaj, ślicznotko, bo wybijesz sobie ten rząd ładniutkich ząbków. — Zwrócił się ponownie do Tyrella, ochraniając go przed spektakularnym zaliczeniem podłogi. Pochylił się nad nim dla wyrównania różnicy centymetrów w wzroście i zapiął zamek błyskawiczny swojej kurtki, co by aniołowi było trochę cieplej. — Bałwana, powiadasz... Bałwan właśnie nas zaczepił.
Również się zaśmiał i dopiero wtedy skupił uwagę na tym wykolejeńcu.
Shane nie ma jaj, by bronić swojego szczeniaka, hm? — zadrwił lekko, być może z odrobiną prowokacji w głosie, skoro Asterion najwyraźniej, przez ten kontakt fizyczny, szukał przysłowiowego guza. Na jego nieszczęście Yury był uodporniony na te jego gówniarskie zaczepki rodem z przedszkola, ale musiał przyznać jedno - Wymordowany miał wyczucie.
Włożył sobie papieros do ust i zacisnął na nim zęby. Problem polegał na tym, że biomech nie przyszedł na imprezę, by lać się po pyskach. Czy w tej cholernej norze nie dało się wypocząć i zrelaksować? Naprawdę musiał sobie znaleźć nowe lokum, oddalone od Smoczej Góry najlepiej paroma kilometrami? Zaciągnął się.
Ale, dobrze. Odpowiem na te pytanie, byś rozwiać twoje wszelkie wątpliwości. A więc - tak, jeśli tylko Roman ma dla mnie napój bogów, sprowadzony prosto z Dzielnicy Rosyjskiej, moje usta z wielką przyjemnością skosztują tego życiodajnego nektaru, oddając się tej czynności całkowicie. — Wyszarpał swoje ramię z jego - z braku lepszego określenia - uścisku i stanął parę centymetrów przed Salamandrem.
Parsknął na myśl, która ukształtowała się w jego głowie pod wpływem obecności drugiego współlokatora. Tak, odrobinę tęsknił za wojskową dyscypliną, której brakowało w tej spelunie, a którą mimowolnie przesiąkł mieszkając przez ponad trzydzieści lat z drobnymi przerwami na M-6 w dyktatorskim, zepsutym do fundamentów mieście. Może właśnie dlatego zachowanie Asteriona było dla Wiecznego nie do końca akceptowalne, choć oczywiście zdawał sobie sprawę, że stał za tym Pradawny. O wilku mowa…
Zerknął kątem oka na Shane'a, który pojawił się w zasięgu jego wzroku, by w końcu zgarnąć uroczego anioła do siebie, zatem prowokacja biomecha w mniejszym lub większym stopniu przyniosła pożądany rezultat. Doskonale.
Już zapewniłem sobie atrakcje na dzisiejszy wieczór, ale dzięki za waszą troskę — zapewnił z jawnym sarkazmem w głosie. Mając do wyboru te dwie krzywe mordy, albo Rosjanina z niewyparzoną gębą o urodzie aniołka, który najprawdopodobniej wynalazł eliksir wiecznej młodości - sam ten wybór wydawał się dziecinnie prosty. Morozov. Zażywający odpoczynku Morozov w jednej z wolnych kwater po ukończonym egzaminie.
Yury wyminął Asteriona po odprowadzeniu wzrokiem Shane'a i szczeniaka do odpowiedniego stolika, nadal trzymając gardę, bo niewątpliwie pies Pradawnego dysponował dostatecznie dużą siłą, by obaj dostarczyli sobie chwilowej rozrywki. Biomech miał przy sobie parę noży, pistolet, zregenerowaną po podróży siłę i brak chęci, by obić komuś mordę. Powinno w zupełności wystarczyć.
Panie Romanie, masz pan dla mnie rosyjską wódeczkę pieszczącą gardło? — rzucił zatem luźno do beztroskiego Fafnira, o dziwo przyjaźnie, bez zwyczajowej ostrożności, która towarzyszyła mu na każdym kroku. Nawet wykrzywił na powrót zęby w uśmiechu. Yury nie wyobrażał sobie dobrej popijawy bez czystej, którą - od chwili skosztowania i przyzwyczajenia się do jej palących właściwości oraz mocy - zaczął uważać za najlepszy alkohol na świecie.
Papieros wylądował w opróżnionej butelce, która znajdowała się na jednym z stojących w pobliżu stolików. Naprawdę nie miał ochotę dziś bawić się w dekoratora wnętrz, czy też chirurga plastycznego, zatem liczył na pokojowe rozwiązanie tej sprawy. Liczył… Heh. A to dobre. Mógł w tej kwestii liczyć tylko na siebie.
                                         
Yury
Windykator     Opętany
Yury
Windykator     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Wcześniej Kido Arata, teraz Yury. Czasem Wujek Menel (c)Chyży.


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 7 z 14 Previous  1 ... 6, 7, 8 ... 10 ... 14  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach