Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 3 z 4 Previous  1, 2, 3, 4  Next

Go down

Pisanie 29.10.16 1:11  •  Drewniana Chata - Page 3 Empty Re: Drewniana Chata
Ingerencja Losu

Jesień, to pogoda sprzyjająca przeróżnym wirusom i bakteriom. Niestety, Maddie nie zdołała się odpowiednio zabezpieczyć, więc choróbsko dopadło i ją. W pewnym momencie zaczęła czuć się słabo, jego ciało przeszywały dreszcze a gorączka zaczęła przejmować umysł. Na dodatek zaczęły występować bóle w klatce piersiowej oraz duszności.

Maddie choruje na zapalenie płuc
Choroba będzie trwała przez 4 sesje. Jeżeli do tej pory nie znajdzie antybiotyku - możliwość zgonu.
Po zażyciu antybiotyku postać będzie osłabiona przez jedną sesję (potem nastąpi wyzdrowienie)
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Pisanie 30.10.16 15:44  •  Drewniana Chata - Page 3 Empty Re: Drewniana Chata
Obserwował ją bardzo uważnie. Nie mógł pozwolić sobie na chwilę nieuwagi. Desperacja była niebezpiecznym i nieprzewidywalnym miejscem. Niewiele osób byłoby w stanie przeżyć tutaj, a tych którym się to udało, należało się obawiać. Podniósł się do pozycji siedzącej, gdy młoda dziewczyna sięgnęła ręką za plecy. Nie wiedział, co mogła tam skrywać, ale mógł się domyślać. Serce nieco przyspieszyło swoje bicie. Zawsze w takich sytuacjach się denerwował, bo nie chciał, żeby sprawy przybrały zły bieg. Nie był pewny, czy dziewczyna byłaby wystarczająco szybka i silna, by dać mu radę lub uciec.
Nie chcę wymiany – odpowiedział. Nie miał za co się wymienić, a to co miał przy sobie, chciał zachować w całości. Był do swoich rzeczy bardzo przywiązany, a ilość lat, którą spędził w samotności nauczyła go, jak radzić sobie bez pomocy innych.
Widzę, że coś cię boli, mogę pomóc – odpowiedział cicho i spokojnie. Zawsze pomagał. Stanowiło to swego rodzaju rehabilitację i spłatę długu, za wszystko co kiedyś zrobił. Wiedział, że jego poczucie misji było głupie i mogło sprowadzić na niego kłopoty, ale wyrzuty sumienia, które go zadręczały każdego dnia były o wiele gorsze i jedynym ratunkiem, żeby chociaż na chwilę zagłuszyć męczące myśli, było niesienie pomocy. Nie myślał, że ciemnowłosa w ogóle zgodzi się na udzielenie sobie pomocy, zwłaszcza dziwnie wyglądającemu wymordowanemu. No cóż, on nic na tym nie straci w przeciwieństwie do niej.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 05.03.18 23:53  •  Drewniana Chata - Page 3 Empty Re: Drewniana Chata
Arth nie był pewny w którym momencie jego wyprawa stała się bezcelową wędrówką przed siebie. Nie miał żadnego konkretnego celu, do którego dążył w chwili obecnej, żadnego zadania do wypełnienia, ofiary do zlikwidowania czy szpiegowania. Może powinien odwiedzić M-3, dokonać paru akcji sabotażowych skierowanych w marną ludzkość kryjącą się pod fałszywie bezpieczną bańką? Na pewno nie zamierzał wejść do kanałów - ostatnie odwiedziny zniszczyły jeden z tuneli, choć nie do końca z jego winy. W końcu nie jego winą było to, że został wrzucony na rozsypującą się ścianę. W zamyśleniu człapiąc przed siebie, ignorował chłód otoczenia, choć nieprzyjemna pogoda wywoływała u niego senność. Zdecydowanie lepiej czuł się podczas upałów. Teraz temperatura jego ciała zmniejszyła się za sprawą genów węża, wprowadzając go w lekkie odrętwienie. Mrowienie bólu w obitym boku próbowało go dręczyć, ale nie dawał się, wytrwale kierując się donikąd. Nawet gdyby chciał sam z siebie zacząć uważać na otoczenie, to nie byłby w stanie. Jego rozmyślenia krążyły wokół jednej jedynej osoby, na której tak naprawdę kiedykolwiek mu zależało dłużej niż pięć minut - wokół bliźniaczki, od której nie miał znaku życia już, hoh, któż to wie... dwa lata? Zawsze dawała mu znać, jeśli miała z czymś problem - nawet, jeśli chodziło o takie drobnostki jak jakieś problemy w kwiaciarni, a nie podejrzenia Władz, że nie jest człowiekiem. Jakim cudem utrzymała się w M-3 przez tyle lat i nikt nawet nie zauważył, że się nie starzeje? Może wreszcie ktoś coś odkrył, porwał ją, lub co gorsza zabił?
Adrich wstrzymał oddech i mógłby przysiąc, że na tę chwilę nawet jego serce przestało bić. Zaraz jednak potrząsnął głową, odganiając od siebie te ponure myśli. Na pewno wszystko było z nią w porządku. Była dzielna, a że oboje byli wytrwali, zapewne dała sobie radę w siedlisku ludzi. W końcu nie spotykało się tam bestii gotowych pożreć żywcem jakiegoś wędrowca. No i nie było tylu chorób, wody i pożywienia było pod dostatkiem, a jedynym zagrożeniem stawała się kontrola przepustek. Wymordowani jakoś utrzymywali się w Mieście, a do tego Łowcy na pewno pomogliby jej ze względu na sojusz. Choć Aya oficjalnie nigdy nie przystąpiła do gangu, prawie każdy wiedział, jak wściekły byłby jej brat na wieść o choćby włosie opuszczającym głowę zielonookiej bez jej zgody. A może po prostu ustatkowała się, przeprowadziła, nie miała czasu powiadomić jakiegoś marnego, kurduplastego Ratlerka o zmianach w swoim życiu? W tej chwili blondyn (przefarbowany, kheh) prawie parsknął śmiechem. Jasne. Jego słodka, wiecznie susząca mu głowę Aya i narzeczony. Bądź narzeczona. W końcu te skłonności też mogli mieć dzielone i uwarunkowane w genach. Chociaż odkąd powrócili do żywych jako zwierzęce zombiaki ich geny raczej nie były już tak identyczne, mimo, iż wyglądali prawie tak samo. On był w głównej mierze wężem i, biorąc pod uwagę jego niektóre zachowania oraz ślepotę, nietoperzem. Ona... nie miał pojęcia. Przez te pięćdziesiąt parę lat od ponownego spotkania jakoś nie miał czasu jej o to zapytać ani nawet nie zauważył podczas krótkich wizyt w jej kwiaciarni w M-3.
Dotarł w końcu do miejsca, gdzie czerwony, palący piach ustępował miejsca nieśmiałym, coraz mniej skarlałym i wyschniętym drzewom. Uniósł głowę, wyrywając się z zamyślenia. Nie wiedzieć kiedy zaczął czuć zmęczenie, co oznaczało, że szedł dość długo. Spojrzał w górę, gdzie słońce cały czas znajdowało się wysoko nad horyzontem, przesłonięte ciężkimi chmurami. Powiało chłodem, przez co Adrich szczelniej otulił się granatowoszarym, wyświechtanym płaszczem zabranym kiedyś zwłokom oficera S.SPEC. Brakowało jeszcze tylko tego, żeby zaczął sypać śnieg. Ślepia o pionowych źrenicach przesunęły się z ponurych niebios spowrotem przed siebie, gdzie zauważył małą chatkę. Z dala wyglądała na opuszczoną, ale sądząc po wyglądzie okolicy - dotarł blisko skraju Desperacji. Kto wie co się czaiło w środku czy też w pobliżu. Rozwidlony język wysunął się, gdy przebadał powietrze w poszukiwaniu innych form życia. Nie wykrył niczego, toteż zbliżył się do drzwi i wyciągnął rękę w ich stronę. Pchnął lekko. O dziwo otworzyły się, co oznaczało, że niestety technika otwierania drzwi silnym pociągnięciem nogi nie zostanie zastosowana. Wsunął się do środka, chcąc ochronić się przed chłodnymi podmuchami wiatru. Wejście zostawił otwarte, lekko uchylone i przykucnął pod ścianą, starając się rozgrzać dłoń pocierając nią o spodnie na udzie. Powinien zorganizować sobie nowy płaszcz. I rękawiczki. Może tak zebrać się i grupą skoczyć na niedźwiedzia babilońskiego? Raz, że mnóstwo żarcia, dwa, że mnóstwo materiału na najróżniejsze rzeczy. Za jakiś miesiąc czy dwa pewnie rodziłyby się niedźwiadki, a i te były pokaźnych rozmiarów. Choć w tym momencie Arthur chciał po prostu zasnąć. Zasnąć i przespać całą cholerną zimę gdzieś w podziemnej jamie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 06.03.18 17:16  •  Drewniana Chata - Page 3 Empty Re: Drewniana Chata
Desperacja to niebezpieczne miejsce. Śmiertelne pułapki i przeciwnicy czychają praktycznie na każdym kroku. Za każdym rogiem, za każdym kamieniem, pod każdym ziarenkiem piasku, pod...
Podłogą?
Arthur nie był pierwszym, który tu postawił swoją stopę. W poszukiwaniu chwilowego schronienia przed opracowaniem dalszego planu zadań, Lentaros również zaszedł do tej chatki. Upewnił się najpierw, że jest pusta oczywiście, a takowa się wydała po oględzinach. Ciężko powiedzieć z jakiego powodu właściciel mógł opuścić ją, gdyż wyglądała na wytwór z niedawnego czasu, w miarę zadbany i używalny. Maszyna jednak nie oponowała zajść do środka. Jego pajęczyca jednak była, jakby to ująć, zbyt szeroka by dostać się do środka. Stąd też, rozkazał jej by na ten moment oddała się polowaniu i najedzeniu się przed dalszą drogą.
A maszyna?
Chcąc pozostać niewykrytym, Lentaros poodsuwał zwierzęce skóry, jakie służyły za "wykładzinę" i położył się na podłodze, zakrywając się potem z powrotem nimi. Oczywiście, kształt jego ciała był widoczny, ale w pierwszej chwili spojrzenia może to zostać przeoczone, co da maszynie ewentualną przewagę. Fakt nie posiadania zapachu innego niż ten, jaki nabyje po innych też ku temu pomagał, podobnie jak niemal brak własnej temperatury.
Stąd też, w pewnego sortu zasadzce, a tak naprawdę głównie stosując fortel "nie chce mi się użerać z ludźmi jacy mogą tu zajść", Len opracowywał dalszy plan działań.
Dopóki faktycznie jeden z takowych "ludzi" z jakimi mógłby się nie użerać wszedł do środka. Dla Lena na plus, bo nie zwrócił zbyt dużej uwagi na niereguralne kształty podłogi i był zwrócony do niego plecami. To dało mu opcje by zareagować.
Zaczekał krótką chwilę, dosłownie krótką by dać "cielesnej" istocie skupić się na sobie i najwidoczniej próbie ogrzania, po czym uniósł tors spod skór i wysuną się w stronę chłopaka, chcąc złapać go za tors. Jeśli to się udało, szarpnie go w swoją stronę na tyle silnie, by nie był w stanie wyskoczyć z żelaznego uścisku, po czym jedną z dłoni uniesie na jego twarz, by zakryć mu usta. W tym wypadku logicznym punktem przejścia będzie wykonanie szarpnięcia ramieniem znajdującym się na twarzy osobnika, w celu skręcenia mu karku...
Ale Len go rozpoznał. Zapach, twarz gdy miał okazje ją dotknąć i także zobaczyć. Jedynie kolor włosów się nie zgadzał. W takiej sytuacji zluzowałby uścisk i zabrał ręce, by podeprzeć się nimi o podłoże.
Jeśli jednak Arth zareagował w porę, Len przez krótki moment wisiałby tak z wyciągniętymi przed siebie rękoma, kalkulując co zrobił nie tak, by następnie przejść do tej samej postawy co wcześniej. Jakikolwiek efekt by nie powstał z obu tych działań, po takowych przechyliłby głowę lekko na bok, delikatnie się uśmiechając.
- Musisz mi wybaczyć, Arthurze. Nie rozpoznałem cię i w chciałem skorzystać na potencjalnej nieostrożności w celu zabicia cię i nakarmienia tobą Miry. Przyjmij moje przeprosiny i wybacz że nie wstanę. Ten budynek jest bardzo niski. - Schylił głowę w kierunku chłopaka, oczekując jego reakcji. Na ten moment, gdyby nie fakt ciuchów, byłby prawie jak swoiste, męskie "fantasy". Leżący na zwierzęcych skórach, w drewnianej chatce.
Tiaaaa.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 06.03.18 20:55  •  Drewniana Chata - Page 3 Empty Re: Drewniana Chata
Kurdupel był zbyt zmarznięty na dokładne przyglądanie się okolicy. To właśnie zimą najczęściej ocierał się o śmierć, przez swoje odrętwienie ignorując zagrożenia i nie "marnując" resztek energii na dokładne sprawdzanie każdego kąta. W końcu niuchnął powietrze, prawda? Nawet mając wszystkie zmysły sprawne, nie obmacywałby podłogi, bo stamtąd najrzadziej był atakowany i sam też nie wybierał tej opcji. Prędzej zerknąłby na sklepienie, ewentualne belki, szafki zawieszone na ścianach, szafy. Na ziemi pełzały robale i inne małe zwierzaki. Zdecydowanie nie spodziewałby się całego androida. Choć gdyby widział górkę ze skór raczej by ją ostrożnie zbadał. Mogło to być jakieś zwierzę, zamaskowane zwłoki, słabo ukryte zapasy czy skarby.
Nie spodziewał się androida.
Tak jak nikt nie spodziewa się hiszpańskiej inkwizycji.
Poleciał nagle do przodu niczym szmaciana lalka ciśnięta przez znudzone zabawą dziecko. Co prawda lalka ta ważyła aż sześćdziesiąt kilogramów, ale wciąż była to istota mało ruchliwa, dająca się złapać w pułapkę i taka, która niechybnie zginęłaby dnia dzisiejszego, gdyby atakujący się nie powstrzymał. Arthur nawet się nie bronił, mimo że zazwyczaj na początek spróbowałby sprzedać łokieć delikwentowi, jednocześnie rozgryzając sobie dowolny element wnętrza paszczęki i próbując użyć żrącej krwi do zranienia trzymającej go ręki. Chłopak zamiast tego tylko zamknął oczy, jakby chcąc pogrążyć się w wiecznym, spokojnym śnie. Przecież będąc martwym stawało się zimnym, więc zimno nie przeszkadzało, prawda?
- Jasssssssne, Len - wymamrotał, sycząc delikatnie, choć bez żadnej złości czy ostrzeżenia. Jego głos był totalnie pozbawiony emocji, jakby próbował powiedzieć coś przez sen. - Sssspoko, że chciałeśśś mnie zabić i nakarmić Mirę - dodał, bełkocząc nieco i przechylając głowę. Dopiero po kilku sekundach rozchylił powieki, ukazując swoje zielone patrzałki o pionowych, gadzich źrenicach. Coś mu nie pasowało. Len. Len. Len. Taka roślina mająca całą swoją rodzinę, z której robi się ubrania, a nasiona są jadalne? Nie. Nie ten len. Nie gadałby z rośliną w środku zimy. Aż tak go nie po3,14er^liło. Znał w sumie chyba jakiś len, a dokładniej to Lena. Lentarosa. Takiego ziomeczka, którego w sumie najpierw miał złapać, potem odwaliły się jakieś chore akcje, a na koniec to on sam go ratował. Trybiki zatrybiły, a do Ratlerka zaczęło powoli docierać co się właśnie odjaniepawliło.
Otworzył nagle oczy szerzej, a źrenice rozszerzyły się, zaczynając przypominać bardziej ludzkie. Zamrugał szybko, kiedy rzeczywistość strzeliła go patelnią przez ten durny ryj.
- ...kim jest Mira? - zapytał całkowicie przytomnie, choć nie to chciał na początku powiedzieć. Wypadałoby jednak wiedzieć kto miał niby się nim najeść. Wcześniej nie wyczuwał żadnych form życia, dlatego też teraz ponownie wysunął rozwidlony jęzor, co nie przyniosło większych efektów. Odsunął się od androida na bezpieczną odległość, nieco za szybko i gwałtownie, żeby było to naturalne powrócenie do poprzedniej pozycji. Po prostu... Po prostu dziwnie czuł się będąc na tyle blisko.
A potem przypomniał sobie o tym, jak mamrotał coś półżywy o pomocy, że w sumie prosił go o coś, a skoro żył, to nie dostał odmowy. Wspomnienie przewijało się jak przez mgłę, ale tkwiło gdzieś tam, na granicy zapomnienia. Stare wspomnienie przysypane piaskiem Desperacji. Było, siedziało głęboko. Adrich nie zapominał takich spraw.
- Po co byś mnie ratował, a potem chciał zabić. Bez sensu - mruknął, odwracając od niego wzrok, wbijając go gdzieś w podłogę. Siedząc pod ścianą, oparł nadgarstki na kolanach. Dwie dłonie, tak różniące się wyglądem, zawisły z odrobiną luzu. Ej, Arth, idioto. DUPĘ CI URATOWAŁ, HELOŁ.
- A nawet nie miałem kiedy ci za to podziękować... - dodał zaraz, znowu zerkając na niego i poprawiając szybkim ruchem okulary, które odrobinę zsunęły się z nosa. W sumie wystarczy chyba, że nie targam go za kudły do Growa. Nie. Nie wystarczy. - Dziękuję. Len.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 06.03.18 21:21  •  Drewniana Chata - Page 3 Empty Re: Drewniana Chata
Reakcja na działanie maszyny była dość... Nietypowa jak na warunki sytuacyjne. Chłopak zamiast próbować się bronić, wyrwać lub zrobić dosłownie cokolwiek nieprzytomnie pozwolił się pociągnąć i praktycznie bez oporu zezwolił na uśmiercenie. Gdyby nie fakt że maszyna go rozpoznała, to byłby kres jego wycieczki po Desperacji.
Szczęście? Prawdopodobnie. O ile faktycznie przedłużanie życia jako włócząca się po pustyni osoba która każdego dnia walczy o przetrwanie jest życiem wartym ciągnięcia. Ale to już zostaje pod opinię własną każdej osoby.
Wracając jednak, mamrocząca, niemal nieprzytomna reakcja osobnika w ramionach Lena nie była standardowym rezultatem podobnych zasadzek i toków działań. Stąd też, jego reakcja na nią nie była równie typowa co normalnie. Uniósł prawą dłoń do góry i położył ją na włosach Artha, gładząc je i mierzwiąc przez krótki moment. Nie była to logiczna reakcja, ale do nielogicznej akcji chłopaka można było zawsze zastosować i nielogiczną reakcje.
Poza tym, system Lena pamiętał ich zeszłe spotkanie. Z samego tego faktu chciał być... Milszy dla niego. Przyjemniejszy, mniej natarczywy i delikatniejszy. Jakby nie było - zeszłym razem przez błąd systemu niemal go zabił.
- Nie powinieneś w takim stanie zapuszczać się na pustynie. To może się skończyć zgonem. - Stwierdził w odpowiedzi na jego bełkotliwe słowa, acz nie przerywał przyjemnego gestu. No, przynajmniej na tyle długo aż Arth mu sam nie uciekł, ręki do niego przecież nie przykleił, prawda?
- Pajęczyca. Powinna być większa od Ciebie, ale ruszyła na polowanie, więc nie wróci tutaj jakiś czas. Nie zrobi ci krzywdy, przynajmniej tak długo jak będzie wiedzieć że jesteś osobą jakiej ja nie chcę skrzywdzić. - Wyjaśnił na ile mógł, rozumiejąc że chłopak mógł mieć problemy z pamięcią i nie kojarzyć jego poprzedniego przewoźnika w formie ośmionogiej, włochatej poczwary. Nie zamierzał go za to winić, stąd też przedstawił sytuacje na tyle czysto na ile się da, biorąc pod uwagę że chłopakowi wracała przytomność umysłu. Zgodnie z poprzednimi rozmyśleniami, gdy chłopak uciekł z jego bliskiego kontaktu, ręka powróciła do poprzedniej postawy na krótki moment. Szybko jednak maszyna uznała tą pozycje za niewygodną i podciągnęła nogi bliżej, składając je tak, by krzyżowały się kostkami. W dużej mierze, usiadł po turecku, nie ma co się rozwijać nad tym.
- Dlatego właśnie cię nie zabiłem. To logiczne. - Potwierdził w zasadzie myślenie jego tymczasowego towarzysza, kiwając nieznacznie głową. Jakby nie było - zabicie kogoś dla kogo poświęcił energie by ocalić jego życie (dwukrotnie nawet, choć za pierwszym razem tylko coś nie coś doradzał) byłoby działaniem nielogicznym i zupełnie nieowocnym. Logika się zgadza.
- Dlaczego miałbyś mi dziękować? To ja pierwszy nieomal cię zabiłem. - Spytał, w zasadzie nie rozumiejąc zamysłu podziękowania, nawet lekko opuszczając swoją głowę na bok. Maszyna czuła że musi spłacić dług wobec Arthura za to, do czego go doprowadziła w tamtej sytuacji w barze. Praktycznie uśmiercił go, więc chociaż powinien móc zrobić tyle, by mu pomóc w zamian za to, prawda?
I nie, raz za mało dla niego. Maszyna nie jest w stanie stwierdzić, że to co zrobiła dla Arthura to wystarczająco dużo by zrównoważyć ciężar winy czynu, jaki wobec niego popełniła. Proste.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 09.03.18 0:06  •  Drewniana Chata - Page 3 Empty Re: Drewniana Chata
Zdecydowanie wężowy powinien swoją półhibernację przeprowadzać w zacisznym kąciku swojej podziemnej nory w Kryjówce, gdzie groziło mu co najwyżej zawalenie sklepienia na głowę lub nadmiar troski jakiegoś innego członka gangu. Nie chciał jednak tam siedzieć - jakiś wewnętrzny głosik pragnął wyciągnąć go na świeże powietrze, zapewne żeby się przewietrzył i wytrzepał z siebie kurz. A może po prostu nieświadomie chciał kogoś bądź czegoś uniknąć? Opuścił siedlisko DOGS z dość nietypowym jak na niego ekwipunkiem: miał jednocześnie swoje standardowe wyposażenie w postaci broni, ale taszczył również skrzypce, a te zazwyczaj światła słonecznego nie widywały. Raczej nie zamierzał szukać inspiracji na jakimś zadupiu. Kto go wie, może chciał dać aniołom mały koncert w Edenie? Sam nie był pewien po co tak właściwie przylazł do małej chatki na skraju pustyni. Na pewno nie byłby w stanie odpowiedzieć na takie pytanie.
O mało nie zamruczał w reakcji na te wszystkie głaski, jakimi obdarzył go Lentaros, ale w porę zdążył jako tako oprzytomnieć. Zapewne dziwnie by to wyglądało, gdyby zaczął się nagle rozpływać pod dotykiem androida, z którym miał raczej pokręcone relacje. Arthur nigdy nie mógł być pewnym co zrobi maszyna, więc spodziewał się chyba wszystkiego. Z tym, że się na niego rzuci w mało przyjaznym akcie na czele.
- P-pajęczyca - jęknął, a w jego oczach wymalowało się czyste przerażenie, kiedy usłyszał o jej rozmiarach. Nienawidził pająków. Nigdy ich nie lubił, jako człowiek starał się ich unikać za wszelką cenę, ale po odrodzeniu się w zmienionej formie dobrze wiedział jak śmiertelnym zagrożeniem mogły być te ośmionogie, paskudne, włochate stworzenia. I miały mnóstwo oczu. Za dużo oczu, którymi przyglądały się potencjalnej ofierze. I te wydawane przez nie dźwięki, okropne szczęki, brr! - Nie dawaj mnie Mirze na posiłek. Jestem niesmaczny, żelazisty, mógłbym jej stanąć w gardle... czy... czy co to to tam ma... - dodał słabo, wyraźnie zaciskając palce na kolanach. Zdecydowanie nie zamierzał mieć wrogich relacji ze zwierzątkiem Lentarosa, bo sądząc po tym, że zwierz był większy od niego (co raczej było normalne - każdy był większy od niego T_T) raczej ciężko by się przed nim uciekało. Poza tym, on miał "półtora" nogi, a Mira osiem. I kto wie jakie niespodzianki mogła w sobie kryć. Plucie jadem? Strzelanie pajęczyną na odległość dziesięciu metrów? Bieganie równie szybko co on przy użyciu mocy? Nie chciał się przekonać. Za nic w świecie. Nie na własnej skórze. Może kiedyś na jakimś wrogu, ale nie na sobie. Tak.
- Bo mogłeś zabić. Większość mieszkańców Desperacji by to zrobiła - wzruszył lekko ramionami, rozluźniając już uścisk na kolanach, choć nadal wydawał się być spięty i lekko przygarbiony. Może i pająka nie było w pobliżu, ale czuł się raczej niekomfortowo mając świadomość, że w końcu wróci do swego pana. - Mogłeś mnie też zostawić przy poprzednim spotkaniu, żebym zdechł pod krzakiem. A mimo wszystko naraziłeś się na złapanie i mi pomogłeś, nie dostając nic w zamian - tu Adrich odchylił głowę w tył i opierając ją o ścianę za sobą, spojrzał zza szkieł na androida. Może był zaprogramowany do robienia dobrych rzeczy? W sumie nawet się prawie nie znali. Nawet nie powinni ze sobą ucinać tak przyjaznej pogawędki biorąc pod uwagę fakt, że za obecnego tu Łowcę wyznaczono nagrodę: żywy bądź martwy.
- Gdyby wszyscy mieszkający na tym zadupiu tak robili, to codziennie umierałoby znacznie mniej osób. Nadal jednak zastanawia mnie jedno: czemu. Czemu naraziłeś własne istnienie, żeby mi pomagać, choć kiedyś próbowałem cię dostarczyć jakiemuś walniętemu aniołowi i robiłem to tylko dla nagrody jaką za ciebie oferował? - przechylił farbowany łeb. W jego życiu było za dużo pytań. Nawet, jeśli przestawał sobie zadawać takie typu "kim jesteśmy, dokąd zmierzamy i dokąd nocą tupta jeż". Wolał nie mieć pytań. Od tego chociaż głowa nie bolała.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 09.03.18 17:05  •  Drewniana Chata - Page 3 Empty Re: Drewniana Chata
Szkoda, pozytywna reakcja na jego gesty byłaby milewidziana. Dzięki temu maszyna mogłaby stwierdzić, że to działanie było warte podjęcia i mógłby ewentualnie dostosować swoje przyszłe zachowanie by je powtórzyć. W dużym skrócie - wiedziałby co robić, by było milej.
Ich relacja z pewnością nie należy do najbardziej standardowych pośród istot żywych i nie tylko. Lentaros prawie go zabił, by następnie w ramach rekompensaty za ten czyn spełniać jego prośby i potrzeby, w tym z ratowaniem życia innym razem na czele. Choć może... Może to coś więcej niż tylko rekompensata? Technicznie mógłby uznać za takową już moment gdzie pozwolił się zaprowadzić do tego mężczyzny, jaki próbował dokonać rekrutacji do Drug-On. Nie wyszła, przynajmniej nie tamtym razem. A następnym nie poszło zbyt dobrze.
Więc o co może chodzić systemowi Lena?
Pokręcił głową na boki, wnosząc na swoją twarz delikatny, uczynny uśmiech. - Nie zamierzam oddawać Ciebie jej, Arthurze. Bez obaw. - Próba imitacji przyjaznego, nawet ciepłego tonu wyszła całkiem skutecznie. Prawie jakby Len był faktycznym facetem, jaki próbował być miły dla towarzysza rozmowy w formie zielonookiego chłopaka. - Za bardzo Cię lubię. - Dodał bez większego czy konkretniejszego powodu do poprzedniej wypowiedzi. Nie brzmiało to na dowcip, nie brzmiało to jak próba humoru. Wyglądało bardziej jak zwyczajne stwierdzenie faktu, faktu który jednak nie powinien być w stanie nastąpić, skoro maszyna nie czuje.
O co więc chodzi, Len?
- Nie jestem z Desperacji. - Odpowiedział bez większego, systemowego rozmysłu. Jego punktem oryginalnego wytworu jest i było M-3, być może stamtąd wyniósł zachowanie, a nawet wychowanie? Oczywiście, zdarzało mu się przejawiać zachowanie pod postacią "zabij lub bądź zabity", ale zazwyczaj starał się właśnie nie robić tego. Wprost przeciwnie - często próbował pomóc, na ile to możliwe. Jest wszak maszyną, tworem jaki się nie męczy, nie oddycha, nie potrzebuje niczego. Czemu więc miałby tego nie zrobić?
- Złapanie? Co masz na myśli? - Brunet słucha uważnie. Wystarczająco uważnie, by wychwycić słowa-klucze, jakie potrzebne mu są w celu pogłębienia jego informacji. Jednym z nich było właśnie to słowo.
- Bo naraziłem twoje istnienie. I za bardzo Cię lubię. - Trochę jak zdarta płyta, ostatnie słowa powtórzył niemal tym samym tonem i sposobem wymowy co wcześniej, co zabrzmiało odrobinę nienaturalnie. Przejście pomiędzy tonacją było zbyt urwane i nagłe, brakowało stopniowania barwy tonalnej. Kto wie, może Arthur ma na niego wpływ? Wpływ inny niż większość mieszkańców tego kontynentu?
Android podniósł się z podłogi. Nie dawał żadnego sygnału czy powodu że to zrobi, lecz faktycznie to zrobił. I ruszył w stronę Arthura. Nie miał daleko i musiał się nieco schylić, bo sufit był niski, ale dość sprawnie znalazł się tuż obok wężowatego wymordowanego, unosząc prawą dłoń ku jego twarzy...
A następnie ku jego włosom, pochwytując jeden z kosmyków między palce dłoni, gładząc je takowymi. - Kiedy zmieniłeś kolor włosów? I dlaczego? - Był szczerze zainteresowany. Ot, poprostu.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 18.03.18 19:06  •  Drewniana Chata - Page 3 Empty Re: Drewniana Chata
Te parę lat wstecz, gdy poznał Lentarosa, nawet nie sądził, że jeszcze kiedyś go spotka. Wtedy chodziło wyłącznie o zarobek, wykonanie kolejnego zlecenia. Należało go "sprowadzić w takim stanie, by wciąż funkcjonował", jak to określił ów dziwny jegomość, który obiecał mu tak cenione na Desperacji żarcie wzamian za jakiegoś zbuntowanego androida. I dziwnym zbiegiem okoliczności jego cel pojawił się w tym samym barze w tej samej chwili. Mógł wtedy kazać Luxowi samemu sobie go łapać, ale wtedy nic by z tego nie miał, a Arth lubił wyzwania. Rzadko zdarzało mu się mierzyć z androidami, wtedy wydawało się to dobrym pomysłem, żeby zabić nudę jakąś barową bójką. No i potraktowano mu kuzyna pięścią, czego szybko nie wybaczał. Fakt, Wilczur obrywał bardzo często i przy prawie każdym spotkaniu z inną osobą, ale mimo wszystko więzy krwi instynktownie nakazywały blondynowi bronić przywódcę gangu. Teraz już jednak nie czuł urazy do Lena, minęło dużo czasu, a i obicie sobie mord podziałało.
Pomimo zapewnień, Ratler wciąż pozostawał dużo bardziej czujny i spięty. Przechylił wyraźnie głowę na bok, kiedy usłyszał dodane zdanie. Gdyby wyrosły mu psie uszy, zapewne teraz byłyby postawione jak u zaciekawionego czworonoga. Przez chwilę analizował te cztery słowa, a trybiki pod farbowaną kopułą pracowały na pełnych obrotach. Coś tu nie grało.
- Myślałem, że nie da się mnie lubić - oznajmił powoli, mrużąc lekko oczy. Jak do tej pory tylko kilka osób zdawało się nie mieć go dość po pierwszej sekundzie przebywania przy nim. Dało się je policzyć na palcach jednej dłoni i wszystkie przynależały do DOGS. Dziwne były te androidy. Przyzwyczaił się do dziczy Desperacji i braku technologii do tego stopnia, że nie nadążał za tym w co uzbrojone mogą być "roboty z Miasta". Te tysiąc lat wstecz podczas początkowych prac nad sztuczną inteligencją mogącą pomagać ludzkości powstawały tylko durne urządzenia, które zamiast otwierać drzwi klamką wybijały w nich dziurę, nagle zaczynały atakować człowieka łyżeczką, którą dopiero go karmiły albo służyły za zabawki dla dzieci. Obecnie były czymś znacznie bardziej zaawansowanym, niektóre nawet podobno miały zaprogramowane emocje.
Kiwnął głową. No tak, powiedział to nieco zbyt... ogólnie. Raczej chodziło mu o osoby przebywające na Desperacji częściej niż ze dwa razy na tydzień, mieszkające w okolicy. Jeśli brać pod uwagę miejsce produkcji, to Adrich tak samo mógł twierdzić, że nie jest z zadupia po dawnej Japonii tylko z pięknego, śródziemnomorskiego kraju o kształcie buta. Jako zombiak przebywał jednak dłużej na spustoszonej kataklizmem ziemi wśród innych zombiaków i bestii niż w krainie swojego dzieciństwa za życia. Szesnaście lat w Europie to nic w porównaniu do nieco ponad dziewięćset dziewięćdziesięciu na Desperacji. Ale nie miał zamiaru wykłócać się z maszyną o to, że skoro nie mieszka w żadnym z ludzkich Miast legalnie, to można twierdzić, że jest z zadupnej pustyni. Nie posiadał tyle logiki co napędzane elektroniką stworzenie zaprogramowane do tego, żeby było logiczne.
- Wiesz no... Byłeś blisko naszego terytorium. Zwykle nie łapiemy, zabijamy na miejscu. Do tego jesteś na naszej czarnej liście... - nie był pewien, czy właśnie nie wygadał za dużo, dlatego zamknął się, wbijając wzrok w wyłożone futrami podłoże. Zaraz jednak znów usłyszał te dwa słowa, które zastanawiały go wcześniej. Ten ton był dziwny. Nienaturalny. Tylko się nie rozwalaj w tym miejscu, przemknęło mu przez myśli. Poprzednio przez jakiś błąd w oprogramowaniu o mało się nie pozabijali, a przecież teraz jest znacznie mniej uzbrojony, nieco bardziej odrętwiały i łatwiejszy do pokonania - wystarczyłoby uszkodzić mu okulary, które i tak nowością nie powalały. Wzrok Arthura wbił się w twarz androida, wyraźne ruchy jadowicie zielonych źrenic zdradzały fakt, że obserwuje każdy milimetr.
Ślepia zerknęły ukosem na palce dotykające włosów. Serio? Z wszelkich pytań dostępnych na świecie wybrał takie? Te maszyny...
- Przefarbowałem... z tydzień temu - odparł. Dlaczego? Szczerze mówiąc, nawet Ratler nie wiedział nigdy ki czort farbował te kłaki, skoro nie dawało to niczego poza marnowaniem wody na płukanie. To raczej zwykła zachcianka. Ale jakoś odpowiedzieć przecież musiał. - Termin przydatności farby się kończył? W sumie... Nie wiem. Czasem w zimę łatwiej jest się ukryć mając na łbie coś takiego, a nie kolor słomy.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 18.03.18 19:59  •  Drewniana Chata - Page 3 Empty Re: Drewniana Chata
Los, przeznaczenie, przypadek, szansa losowa, procent przypadkowości - coś ich przywiodło na spotkanie twarzą w twarz, ponownie. Tym razem żaden z nich nie był w żadnym z negatywnie rzutujących na rozmowę stanów. Len był w jako takiej funkcjonalnej normie, podobnie jak i morsko-włosy wymordowany jaki go zastał. Żaden z nich nie był w stanie nie dyskusyjnym, czy to chcąc zabijać, czy już będąc po spotkaniu z czymś w takim stanie. Stąd też, ta rozmowa mogłaby teraz rozwinąć się w zupełnie inny, bardziej rozbudowany tok niż dotąd. Kto wie, może w końcu obaj będą mogli poznać się trochę lepiej, i dogłębność tej relacji nie będzie dosłowna, mierzona głębokością ostrza w ciele jednego z nich? Yey, w końcu mniej mordercze opcje dysputy!
- Biorąc pod uwagę że przynajmniej o raz więcej niż powinienem pomogłem ci przeżyć... Jak inaczej powinienem to nazwać? To jedyne określenie jakie jestem w stanie tu dopasować, gdyż żadne inne nie jest zdolne wypełnić luki w logice systemu jaką spowodowało to zachowanie. Więc, zrzucając winę na próbę imitacji ludzkich emocji, określam to jako stopień afekcji wobec Ciebie. - Niepotrzebnie długie wytłumaczenie jakie można było streścić w kilku słowach: nie mam pojęcia dlaczego cię jeszcze nie zabiłem, więc muszę cię lubić. Napędzany elektrycznością system Lena nie posiadał emocji, nie takich jak zwykły człowiek, a imitacje stworzone przez jego kreatora były... Niestabilne, niestandardowe i niezdolne do pożytecznego wykorzystania w żadnej sytuacji. Stąd też, najczęściej stawały się głównymi powodami komplikacji zapisanych w logach systemowych, raz na jakiś czas czyszczonych w celu zachowania wolnej pamięci.
Nie kontynuował tematu punktu kreacji, zauważając że chłopak zareagował na niego jedynie gestem, ucinając ewentualnie formy zwrotnego kontaktu. Cóż zrobić, zdarza się. Nie zawsze wszystko można rozwinąć w konkretną dyskusje.
- Nie posiadacie znaków ostrzegawczych co do tego, gdzie się zaczyna wasze terytorium, albo ich nie spostrzegłem. Polegałem jedynie na swojej szczątkowej wiedzy i plotkach sugerujących obręb waszej lokacji. Gdybym o tym nie wiedział, nie byłbym w stanie cię odnieść w tamtejsze okolice. - Może i próba obrony w tej kwestii była niepotrzebna, ale maszyna czuła potrzebę wyjaśnienia swojego położenia i źródła informacji. Nie wizytował ich kryjówki, ba, nie miał najmniejszego pojęcia gdzie konkretnie się znajduje. Jego wiedza o zakresie terytorium była ograniczona tylko do plotek wskazujących potencjalną lokacje, a także fakty spostrzegania osób z chustami DOGS w tamtejszym rejonie, nie każdy wszak ukrywa je. A jeśli wielokrotnie jest się w stanie dostrzec takowe w konkretnej lokalizacji, można wyciagnąć z tego jakiegoś typu wnioski, prawda?
- Wspominałeś cos o tym, że jestem na czarnej liście. Co to znaczy? Czy osoby należące do DOGS chcą mnie zabić? - Oczywiście, Len nie był w stanie określić co "czarna lista" może znaczyć, poza ogólnym znaczeniem tego określenia - czyli osoby które są na celowniku, zazwyczaj wiążącym się z chęcią likwidacji takowej. Więc, czy maszyna była nieświadoma zagrożenia ze strony gangu przez cały czas?
To była faktycznie tylko kwestia zainteresowania powodem, z jakiego Arthur mógł chcieć zmienić swój wizerunek. Spodziewał się bardziej rozbudowanej odpowiedzi, jak przykładowo próba zmylenia przeciwnika jaki konkretnie poszukuje jego w poprzednim kolorze włosów...
Ale dostał raczej kiepskie powody na to. Puścił włosy, przesuwając spojrzenie ku twarzy Arthura. Maszyna już wcześniej była w stanie dostrzec kątem receptora że jego źrenice dokładnie podążają za ruchami bladego ciała. To zaś pchnęło maszynę do przetestowania tego. Tak rzadko ma okazje sprawdzać ludzkie odruchy i reakcje na nietypowe sytuacje, a wiele, potencjalnych opcji miał zapisanych "na kiedyś".
Jedno można sprawdzić teraz. Przyklęknął na lewym kolanie w miejscu gdzie dotąd stał skulony, wpatrując się w oblicze żmijookiego.
- Twoje zachowanie sprawia wrażenie bycia spiętym. W czym problem? - Jego dłoń z trzymania w palcach kosmyka włosów przeszła w odmienne działanie, przesuwając palcem wskazującym i środkowym przez od czoła, przez bok głowy i linię szczęki aż do szyi, zatrzymując się na miejscu, gdzie biegła główna tętnica żylna, aorta. Pozostałe palce dłoni były zamknięte, a sam ruch palców był powolny i delikatny, maszyna nie naciskała za mocno na skórę jego towarzysza.
- Gdyby moim celem było zabicie Cię, byłbym w stanie to wykonać na co najmniej cztery, różne sposoby za pomocą tych dwóch palców. Rozluźnij się, Arthurze. Nie chcę cię skrzywdzić. Ja... - Maszyna przesunęła wzrok na palce, przez jakie dotąd obdarzyła osobnika przed nim dotykiem, odsuwając je od jego ciała. - Nie wiem, co teraz czynię. To zachowanie nie posiada podstaw logicznych, a zarazem jest zapisane jako jeden z potencjalnych planów działań, zaplanowanych na... Bez okazji. Bez powodu. Uruchamiających się bez żadnej potrzeby czy nakazu. - Przyglądał się swojej dłoni, szukając odpowiedzi w bladej, startej skórze. Nie znajdując jej podczas tej wypowiedzi, oparł kończynę o podciągnięte do góry kolano, powracając spojrzeniem ku rozmówcy. - Jak zapewne zauważyłeś już, jestem wadliwy. Moje oprogramowanie posiada setki takich odwołań, które kończą się brakiem komend kontynuujących, co powoduje brak ciągłości i nielogiczne zachowanie następujące po takowych. Nie czyni mnie to bardziej ludzkim, Arthurze?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 02.04.18 13:54  •  Drewniana Chata - Page 3 Empty Re: Drewniana Chata
Tak jak w los i przeznaczenie Arthur nie wierzył, tak chyba w końcu powinien zacząć - co chwila zdarzały mu się jakieś dziwne sytuacje, których logicznie wytłumaczyć się nie dało. A to przeżycie kolejnego dnia bez utraty kończyny, ominięcie patrolu zapuszczających się coraz częściej na Desperację żołnierzy z M-3, teraz spotkanie z tym osobliwym androidem. Chociaż to raczej była zasługa losu. Co niby przeznaczonego by mogli mieć? Długie rozmowy przy świecach o tym jak mechaniczne części ciała są lepsze od ludzkich? Czy wymienianie sobie śrubek na nowsze, świeżo ukradzione z Miasta? To też raczej zasługa zakichanego losu, że świry w białych kitlach postanowiły przetestować połączenie "plugawego ścierwa zza muru" z technologią. Nikt przecież nie dbał o to, że eksperyment się nie powiedzie. Traktowali to jak testy na zwierzętach i w ten sam sposób odnosili się do swojej ofiary. Sądzili, że umrze, a przynajmniej nie wydostanie się ze swojej klatki.
Pomylili się.
- To by miało sens - stwierdził wolno i kiwnął głową. Chociaż zazwyczaj jak już ktoś go ratował to nie z potrzeby zaprzyjaźnienia się z nim, a raczej dlatego, że Adrich bywał całkiem użyteczny w niektórych momentach. Może nie wyglądał, może czasem zdawał się być zwyczajnym debilem, ale pozory myliły i pod maską nierozgarniętego emo-nastolatka krył się liczący sobie ponad milenium gość wiedzący sporo rzeczy na wiele tematów. Właśnie dzięki wciskaniu po kryjomu nosa w każdą szparę i podsłuchiwanie najbardziej banalnych rozmów okazywał się całkiem niezłym handlarzem informacji. A informacja, jak wiadomo było powszechnie, na Desperacji była równie cenna jak woda i żarcie. Ale taki miał już fach. Raz kogoś zabijał we śnie, innym razem donosił Wilczurowi o tym, że sąsiadka pewnego szczurowatego jegomościa dokopała się w swojej norze do źródła wody. Przez to wszystko Ratler nauczył się przynajmniej nie wierzyć całkowicie w plotki, a sprawdzać je jeśli okazywały się interesujące.
- No tak, chyba powinienem zaproponować ustawienie wielkiego billboardu z tekstem "teren gangu, kryj ryj" - zażartował. - Ale dobrze, że i tak trafiłeś. Wolałbym nie dokarmiać sobą okolicznych zwierzątek.
I wygadał za dużo, zdecydowanie. Raczej jak ktoś dowiadywał się o byciu na czarnej liście to już w więzieniu albo podczas wyrzucania z siebie ostatniego tchnienia. Lentaros dowiedział się o tym podczas zwyczajnej, przyjaznej rozmowy, a Arthur raczej nie zamierzał wyrywać mu trybików, odcinać źródła zasilania, wykasować wszystkich programów czy podpiąć pod zbyt wysokie napięcie, żeby usmażyć go od środka. Android był... Hm. Cenny? Zbyt przyjazny? Prędzej to pierwsze, Arth momentami byłby skory do zabicia najbardziej przytulaśnej istoty, nawet będącej jego przyjacielem. Prawo dżungli - lub raczej pustyni.
- Raczej wolałyby cię żywego, choć napisane jest "zabić lub dostarczyć do przywódcy". Uważają, że mógłbyś okazać się przydatny - wzruszył ramionami. Jak już powiedział za dużo to nic nie zaszkodzi dodać więcej. W końcu maszyna i tak wreszcie by się o tym dowiedziała drążąc temat w ten czy inny sposób, od niego czy z innego źródła. - Naprawdę nie wiem co mogliby od ciebie chcieć. Wilczurowi pewnie chodzi o to, że podniosłeś na niego rękę kiedyś w barze. Zwykle nie zapomina takich wydarzeń.
Zmylenie przeciwnika byłoby całkiem dobrym argumentem, ale niestety nie potrafił zmienić twarzy, a jego wrogowie na ogół nie byli takimi półgłówkami, żeby nagle go nie rozpoznawali przez inną kolorystykę. Może jakby założył okulary przeciwsłoneczne, pomalował się na brązowo, a włosom nadał artystyczny nieład godny menela i w barwie zbliżonej do gliny to ktoś mógłby uznać, że to jednak nie on i przejść obok, szukając go dalej. O ile nie zobaczyłby łusek, metalowych części, nie skojarzyłby go po wzroście czy zapachu. Kilka razy już słyszał, że pachnie charakterystycznie, ale nikt nie potrafił tego skonkretyzować. A sam się po prostu nie czuł. Wiedział tylko tyle, że dzięki grupce genów odpowiadającej za schorzenie nie mógł wydzielać potu, w wyniku czego pachnieć jak brudas mógł tylko wtedy, gdy porządnie wytaplał się w błocie, natarł skunksem i przeprowadził masę innych zabiegów, których nie robił.
Oczy zerknęły w bok, starając się podążać za ruchem palca. Wzdrygnął się nieznacznie, choć na pewno nie była to oznaka strachu, zimna czy ogólnego negatywnego uczucia. Rzadko był dotykany przez kogokolwiek, a kiedy sam to robił, to raczej dla żartu, bawiąc się z drugą osobą. Jak na przykład kiedyś tam z Insomnią, przysuwając się do niej na niebezpiecznie bliską odległość. Ale akurat ona była zbyt niewinna na to, żeby zauważyć w tym cokolwiek dziwnego. Będąc w odwrotnej sytuacji wężowy czuł się po prostu... dziwnie. Jeszcze może gdyby to nie był Len, to odczuwałby coś innego. Ale tu nie wiedział czego się spodziewać.
- Zapewnianie o bezpieczeństwie jest jednym z kroków do zaprzyjaźnienia się z ofiarą, żeby była bardziej podatna na atak... - zaczął, ale potem przypomniał sobie, że w końcu Lentaros "nie jest z Desperacji", więc niekoniecznie musi stosować te same techniki co pierwszy lepszy morderca. - Nie wiem czy kłamiesz, o ile w ogóle oprogramowanie pozwala androidom na mówienie nieprawdy, więc może... Może po prostu się nie tłumacz. Nie wiem czego się spodziewać, mieszkając na tym pustkowiu każdy musi być przygotowany na wszystko - wyjaśnił, starając się nieco uspokoić samego siebie, nieco rozluźnić. To tylko Len. Android, z którym się o mało nie pozabijali. Android, który ma błędy w systemie, ratuje jakieś prawie zdechłe wymordowane węże. - To nie tak, że to twoja wina czy coś. Też cię lubię, choć cię prawie nie znam i w sumie to mało kogo lubię. Ale nie wiem czy twój system zaraz nie uzna mnie za wroga, bo wywali błąd. To już wręcz odruch, żeby trzymać się w odpowiedniej odległości od zagrożenia. - uniósł dłonie w obronnym geście. Sam chciał się tłumaczyć, a tylko się chyba pogrążał. Jeszcze zaraz przypadkiem sprawi, że Lenny przestanie go lubić. Byłby do tego zdolny, w końcu bez przerwy psuł coś mniej lub bardziej świadomie. - Lentarosie. Mówiąc szczerze, to ludzie też się momentami zacinają i nie wiedzą co dalej robić, ale... niektórych takich ludzi nazywa się czubkami, chorymi psychicznie. Nawet jeśli są zdrowi. No i człowieka można walnąć w twarz, żeby się odciął, a w twoim wypadku byłoby to raczej bolesne przeżycie dla walącego. - Uśmiechnął się. Może bywał bardziej ludzki, ale momentami też creepy.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 3 z 4 Previous  1, 2, 3, 4  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach