Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 2 z 4 Previous  1, 2, 3, 4  Next

Go down

Pisanie 25.02.16 12:11  •  Drewniana Chata - Page 2 Empty Re: Drewniana Chata
Może i wyglądał na szaleńca, ale ciężko było się dziwić. Był dzikusem i nie chciał tego zmieniać. Nie to, że nie lubił ludzi, po prostu nie miał z nimi kontaktu i jakoś go do nich nie ciągnęło. Kto wie, co za bestie się z nich potworzyły, kiedy to Bóg sprowadził nieudaną apokalipsę. Trzeba dbać o swój interes, a w interesie Arndrosa był wieczny spokój. W końcu to mu właśnie obiecywano po śmierci, którą już dawno przeżył.
Poza tym, halo, potrafił siedzieć godzinami bez ruchu i obserwować jak ślimak roztapia się w złotobrunatnej cieczy, by przez następny kwadrans pocieszać go, że staje się właśnie częścią rzeczy wielkiej, że to zaszczyt, pozostanie w pamięci potomnych i nikt nigdy nie zwątpi w jego odwagę. Był świrem. Tak jest łatwiej.
Opanował się szybko, nie mógł pozwolić, aby głupie myśli przejęły nad nim kontrolę. To była stresująca sytuacja! Znaczy, mogłaby być, gdyby Tester wyglądał nieco groźniej, zachowywał się rozważniej i nie miał pewnych problemów zdrowotnych.
Gdyby prowadził pamiętnik - a chciał, gdy przechodził fazę użalania się nad swoją wiecznością, gadzialnością i słabą pamięcią do niemal wszystkiego - ten dzień musiałby dokładnie opisać. Zatytułowałby wpis „Spotkałem człowieka!” Tak, to powinno być wielkie wydarzenie. Wyobrażał sobie, jak ktoś wchodzi na jego teren, a on wyskakuje z chaty i wbija mu kołek prosto w serducho. Albo rzuca w niego dzidą, wydając z siebie dziwne dźwięki, jak ludzie pierwotni. Gdy znalazł tamten głaz, od razu zobaczył w głowie, jak spada z drzewa - jakoś by to załatwił! - rozgniata czaszkę intruza i wbija go w ziemię. Czuł ten wstrząs, słyszał ten chrzęst... Ach! Inaczej to sobie wyobrażał, zupełnie inaczej. Ale nie można mieć wszystkiego. Są ślimaki, nie ma zabawy. Równowaga musi zostać zachowana. Nie jego wina, że rudzielec musiał myśleć. I nadziać się na jego kołek.
Kiedy poprosił o chwilkę, Arni mlasnął niechętnie, ale odczekał w ciszy, aż lisiasty się ogarnie. W końcu to było dla niego ciężkie przeżycie, trzeba to było brać pod uwagę. Może przez chwilkę chciał go pospieszyć, ale się opanował. Bywał w życiu gryziony, drapany, cięty, tłuczony i łamany, zdarzało się, wiadomo, Desperacja. Miewał wbijane w ciało przeróżne przedmioty, ale nigdy jeszcze na wylot. Nie mógł więc wiedzieć, jak to jest. A jeśli o czymś nie mógł wiedzieć, to powinien należycie traktować kogoś, kto już wiedział. Dając mu na ten przykład prawo do zachowania kołka wbitego w nogę tak długo jak aż sam nie odpadnie, czy też chwilkę na przemyślenie całej sytuacji.
- Chciałem tylko powiedzieć, że mam coś do... - zaczął mimowolnie, ale gdy zobaczył minę i bladą twarz chłopaka, uniósł ręce w geście poddania się i dodał: - Dobra, dobra, zastanawiaj się spokojnie... Mamy czas. - Westchnął i podrapał się ostrzem siekiery w głowę. - Znaczy ty masz, bo ja nie za... - Chrząknął i już się więcej nie odzywał. Odszedł na kilka kroków, żeby dać mu chwilę. Tak się chyba robi w trudnych sytuacjach. Choć nie rozumiał tak naprawdę, nad czym to Tester tak duma. Miał dwa wyjścia: albo znajdzie pomoc, albo nie.
Kiedy chłopak się odezwał, Arni wrócił do niego z zaciśniętymi wargami i lekko zakłopotaną miną. Czy co by zechciał? Początkowo nie zrozumiał.
- Hmm? - Spojrzał na kołek, po czym zerknął na siekierę i uniósł ją z pytającym wyrazem twarzy. - Przecież ja...
Rudowłosy upadł.
- Chodziło mi o Eden... - mruknął Arni, opuszczając siekierę. Może rzeczywiście mówiąc „decyduj się!” ostrym tonem i z siekierą w ręku dawał do zrozumienia coś innego, niż miał na myśli. A chodziło mu o to, czy chce iść do Edenu czy nie. Może to i lepiej, jeszcze by padł gdzieś po drodze. Ale co on miał z nim teraz zrobić? Przecież jak mu wyjmie ten kołek, to pięć razy zdąży się ocknąć i zemdleć z bólu, a potem jeszcze wykrwawi mu się przed domem i zwabi jaką cholerę.
Fala gniewu zalała Arndrosa. Ma czelność przyłazić tam, niszczyć jego pułapkę, a teraz jeszcze mdleć i kazać mu się zastanawiać, co dalej! Podszedł do niego i uniósł siekierę nad głowę. Chciał mu odrąbać nogę, żeby się następnym razem dobrze zastanowił, czy warto wkurzać obcego wymordowanego. Opuścił ją i rzuci na ziemię obok.
- Co się gapisz? - warknął na wilka. Drugą myślą było: „Wrzucę go do dziury i zasypię”, ale to też odrzucił. Trzecia kazała mu zostawić go tam, gdzie jest i wrócić do swoich zajęć i tak też zdecydował zrobić. Wziął siekierę i poszedł do szopki, gdzie położył ją na miejsce. Jednak kiedy otworzył już drzwi, odkręcając pewien słabo widoczny haczyk z pewnego dyskretnego miejsca i popychając je swobodnie, odwrócił się i podszedł do mutanta, złapał za ramiona i przeciągnął do chaty, nie wydając z siebie żadnego dźwięku.
Cholerny świat!
Zostawił go w kącie na wilczych, bobrzych i lisich skórach, po czym odłożył na półkę dzisiejszą zdobycz. Wiedział, że to nierozsądne, co robi, ale widać nie potrafił być rozsądny w takich sytuacjach, choćby nie wiadomo jak inne wrażenie sprawiał.
Założył, że chłopak będzie nieprzytomny przez dłuższy czas, co da mu chwilę na przygotowanie pewnych rzeczy. Na pewno potrzebował ognia. Reszta zajmie chwilę, ale ogniem musi zająć się już teraz, żeby zmniejszyć ryzyko zakażenia. Troszkę ten kołek już tam tkwił.
Rozwiązał sakwę i wyjął z niej znalezione ślimaki.
- Musicie chwilę poczekać - odezwał się do nich zmęczonym głosem. - Tatuś musi coś załatwić. - Położył je na półce i przykrył słoikiem, by nie mogły uciec. Resztę składników zostawił w torbie. - A ty... - Wyciągnął palec w stronę nieprzytomnego. - Zabiję. - Skrót myślowy od „Jeśli coś zrobisz, popsujesz, ukradniesz, przestawisz, przesuniesz, dotkniesz, powąchasz, spróbujesz znajdę cię i wypatroszę, a z twojej skóry zrobię sobie poduszkę.”
Wyszedł, zamykając drzwi za sobą tak, by nic, co nie zna ich mechanizmu, nie mógł ich otworzyć. Ani od zewnątrz ani od wewnątrz.
- Pilnuj! - rzucił w stronę wilka, ruszając nazbierać drewna na opał.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 05.03.16 20:59  •  Drewniana Chata - Page 2 Empty Re: Drewniana Chata
Spad miał problem. Właściwie to nawet problemy - w końcu te lubią chodzić stadami, prawda? W każdym razie, zaczynając od samego początku, pierwszym i jednocześnie największym był feralnie złapany przez wymordowanego kołek. Drugim, nie mniejszym - pretensjonalny właściciel owego drwa. Trzeci stwarzała smutna rzeczywistość przypominająca o tym, że problem sam z siebie się nie rozwiąże i będzie tkwił, gdzie tkwił - czyli udzie. Co prawda Spad niechętnie zabierał się za przyjęcie tego faktu do wiadomości. Nawet przez chwilę czarował wzrokiem wystający z jego nogi obiekt, tak, jak chwilę wcześniejszej Arniego, lecz szybko się okazało, że kawał drewna był równie oporny na perswazję co właściciel.
Cholera.
Źle się działo. Tak mało przyjemnie i coraz to bardziej kłopotliwie oraz nerwowo. Właściwie Spad sam sobie był winny, gdyż sprawnie się nakręcał. Jednak co się dziwić, skoro jego szczęśliwa passa trwała w najlepsze i mimo już długiego stażu życia wśród desperatów mało nieszczęśliwych wypadków mu się przydarzyło. Ponadto nie wyobrażał sobie by Właściciel Pułapki mu nie pomógł, dlatego też gdy zdał sobie sprawę, że sytuacja go nieco przerasta odwołał się do niego o pomoc. W końcu skoro go nie zabił na miejscu i skoro nie odszedł to...czemu miałby nie pomóc? Naiwna trochę ta myśl, jednak ciężko było się spodziewać po Hayato innej. Chociaż...serce mu szybciej zabiło, gdy Arni podniósł głos trzymając w dłoni siekierę, a potem, a potem to... zrobił się wyjątkowo wiotki i nieprzytomny, tak. Może to dla niego i lepiej?
Wilczyca towarzysząca Spadowi zbaraniała. Chyba podobnie co Arni. Jednak nie straciła osądu sytuacji i warkotem odpowiedziała na warkot jaszczura. Gdy na chwilę została sama ze swym właścicielem zaczęła szturchać go nosem. Odsunęła się jednak i nastroszyła, gdy Właściciel Kołków ponownie pojawił się na widoku. Nie mając większego wpływu na sytuację podążała za nim, łypiąc nań podejrzliwie. Gdyby tylko jej właściciel miał tyle oleju w głowie co ona! Na pewno oszczędziłby sobie wielu życiowych komplikacji. Przykładowo nie musiałby się zastanawiać gdzie się znajduje. Tak, jak teraz gdy niemrawo otworzył ślepia słysząc skomlenie i donośne drapanie drzwi z zewnątrz. Czymkolwiek to zewnętrze było. Niczym poparzony podniósł się do pionu co przypłacił bólem w felernej nodze. No tak. Prawie zapomniał, że się bawi w żywego szaszłyka.
- Ouch... - Skwitował, gdy nacisnął klamkę, lecz to nie spowodowało, że drzwi drgnęły. - To nic, to nic...- Zaśmiał się nico nerwowo, starając się mimo wszystko myśleć pozytywnie. - Przecież to nie tak, że chce mnie...zjeść, prawda? - Mówił sam do siebie, gdy to podparł się o jedną ze ścian. Rozglądał się po pomieszczeniu z lekkim niepokojem. Było tu ciemno, lecz wilcze oczy dostrzegły coś co chyba niekoniecznie chciały - kolekcję słoi z mniej lub bardziej pokraczną zawartością. Spadowi przypomniało się nagle o swoich mdłościach. Przełkną ślinę. Trochę mu krew w żyłach strach zmroził, lecz próbował się jakoś pocieszyć. Bo to przecież niemożliwe by go od tak po prostu zaciukał i zjadł. Jakież to było absurdalne! Co prawda wpadł jego pułapkę, a potem wylądował w...spiżarni? No ale to o niczym nie świadczy. No przecie. Mnie? Zjeść? Parsknął i przeciął ręką powietrze chcąc podkreślić absurd tych słów. No, najpierw mnie przecie pokroi i zasłoikuje. Zje mnie za parę miesięcy z chlebem. Zaśmiał się histerycznie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 08.03.16 18:24  •  Drewniana Chata - Page 2 Empty Re: Drewniana Chata
Arni pewien był, że wróci jeszcze przed ocknięciem się biedaka w chatce. Rozpaliłby ognisko, rozgrzał kawałek metalu, wyrwał kołek i odkaził jak na prawdziwego dobrego człowieka przystało - by pomóc nieszczęśnikowi! Rozżarzone żelastwo w ranie przeczyściłoby ranę tak samo, jak dobry alkohol, ale alkoholu marnować nie zamierzał, jak już ustalił. Po co się denerwować.
Nazbierał gałęzi, przytargał pod szopkę i narąbał mały stosik, by starczyło na wieczór. Potem jeszcze coś znajdzie, jeśli będzie trzeba - podział na tryb dzienny i nocny go nie obowiązywał. Teraz jednak, mimo wszystko, liczył się czas, coby Tester nie sczeznął mu na posłaniu. To byłoby równie problematyczne, co odrąbana kończyna czy... cholera! Zakrwawi mu wszystkie skóry! Zwabi jakie cholerstwo i będą problemy.
Nazbierał tyle, ile zdołał unieść, po drodze wziął w drugą dłoń jakiś star, przyrdzewiały łom i skierował się w stronę chaty. Odsunął haczyk, przekręcił rurkę, wyciągnął, wsunął, przekręcił i schował na swoje miejsce, po czym popchnął drzwi.
- Już nie śpisz? Myślałem, że poczekasz, aż kołek wyjmę - powiedział szczerze zaskoczony i zmartwiony, rzucając drwa oraz łom obok ogniska i przekręcając haczyk przy drzwiach. Z przyzwyczajenia, lubił mieć zamknięte. - Muszę rozpalić ogień, żeby ranę oczyścić. Cierpliwości! I uważaj, żeby nie nakapać! - Westchnął z niesmakiem, patrząc na jego nogę. Wyciągnął z kieszeni zapalniczkę i podszedł do ogniska. Włożył kilka suchszych kawałków drewna, podniósł kawałki blachy, formując coś w rodzaju mini piecyka i spróbował podpalić. Zapalniczka nie działała. Rzucił ją w kąt i wyjął z kieszeni drugą - to samo. - No cholera, nie masz może działającej? - zwrócił się do chłopaka, wyciągając z kieszeni trzecią. - Tak trudno je znaleźć, a zużywają się w mig. W mig, mówię ci, cholerstwa jedne... - Ale ta na szczęście działała. Teraz tylko podpalić, zapalić, utrzymać. Nie lubił tej zabawy, ale trzeba, jeśli się chce mieć ciepło. Dla Arniego to raczej kwestia umowna, w końcu gad. Ale ogień to ogień. - Usiądź, krew ci do nogi spływa. Nie chcemy mieć tutaj za chwile fontanny...
Kiedy już udało mu się zapalić ogień, położył łom tak, by powoli się rozgrzewał, a sam podszedł do słoików. Obejrzał je uważnie, czy aby Tester niczego nie ruszył. Kiedy już ustalił, że nikomu przy okazji nic nie obetnie, podniósł słój, skrywający ślimaki, i wziął je wszystkie do ręki. Trzymał jak największą świętość, uważając, by przypadkiem niczego nie uszkodzić. Skarby, jego małe skarby!
- Czas wzbogacić smak alkoholu, drogie maleństwa! - rzekł do nich z dumą. - To wielki czas. Czas honoru i odwagi. Czas poświęcenia. - Z pasją i niezwykłą delikatnością wrzucał po kolei każdego mięczaka do innego słoja. Razem z ich muszelkami, nieco przybrudzonymi, przetartymi, popękanymi. Muszelki po przejściach, takie zawsze najlepsze!
To był rytuał, magiczna chwila, wszystko było idealnie dopracowane. Nie istniał świat, nie istniał rudzielec, tylko on, ślimaki i rozpuszczający je powoli alkohol! Tak to widział.
Wspaniała chwila!
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 10.03.16 19:24  •  Drewniana Chata - Page 2 Empty Re: Drewniana Chata
Nastawił uszu, gdy doszedł go dźwięk szczękających zamków. Koczująca pod drzwiami suka z warkotem niezadowolenia się odsunęła. Nie przejawiała jawnej agresji, raczej traktowała Arniego z chłodnym dystansem. Posiadał on w końcu coś na czym jej zależało - Spada, który na szybko rozglądał się po pomieszczeniu w poszukiwaniu jakiejś prowizorycznej broni. Było jednak za późno. Drzwi się uchyliły. Wymordowanemu zaschło w ustach.
- Oj wierz mi, chciałbym. - Tak, miał to wymalowane na twarzy, kiedy to przyklejony do jednej ze ścian z pewną przezornością wpatrywał się w Arniego. Wklejał się właściwie w tą ścianę niczym tapeta.
- Muszę rozpalić ogień, żeby ranę oczyścić. Cierpliwości! I uważaj, żeby nie nakapać!
- Więc mnie nie zjesz? - pytał dla przezorności. - Tak tylko pytam, wiesz...jak to jest, desperacja i te sprawy, prawda? Hehe...- Trochę kłopotliwe pytanie, jednak przezornego Pan Bóg strzeże, a przynajmniej strzegłby, gdyby nie zniknął z tego świata.
- Ach, tak, mam chyba trochę zapałek w...tym wielkim pakunku, którego przy sobie nie widzę, lecz pewnie ty doskonale wiesz gdzie się znajduje. - Prawda? Bo Spad sporo ryzykował by zdobyć te wszystkie graty. Było tam trochę zimowych ciuchów, jedzenia oraz nie mało drobnych przedmiotów mogących ułatwiać Desperatom życie. Właściwie na samą myśl, że mógłby to wszystko stracić obudził się w nim mały żyd i już chciał wybierać się na rozglądanie i poszukiwanie swego, gdy usłyszał reprymendę, a raczej przypomnienie o tym, że cieknie. Chęci do przemieszczania się go momentalnie opuściły, nie miał bowiem zamiaru się narażać jeszcze bardziej tutejszemu właścicielowi, który zdawał się być drażliwą istotą. Posłusznie więc usiadł. Noga rzeczywiście mu nico siąpiła. Już nie tak, jak na samym początku, gdy to zabarwiła mu nogawkę. Trochę czasu zleciało, krew zaczęła krzepnąć, zrobił się mało przyjemny dla oka korek z wielką drzazgą w roli głównej. Spad nie chciał o tym myśleć. Zamrugał nerwowo, a jego ogon się zawił po podłodze w tym samym geście.
- Alkohol? Zajmujesz się pędzeniem czegoś? Nie, nie, nie, spokojnie, ja tu się nie zamierzam po cokolwiek wyciągać rąk choć chciałbym, tak sobie może myślałem, czy może interesowałoby cie jaka wymiana? Znam ludzi, którzy znają ludzi, którzy dają różne rzeczy za takowe...słoje, a przynajmniej ich zawartość - Próbował podłapać temat i nie myśleć o tym co go dziś być może czeka. Mówienie go uspokajało tym, bardziej, że człowiek od pułapek nie wydawał i być złym człowiekiem.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 15.03.16 10:16  •  Drewniana Chata - Page 2 Empty Re: Drewniana Chata
Nie był wrogi w stosunku do wilczka, ale lubił się drażnić, więc kiedy tylko był z nim sam na sam, musiał powiedzieć coś zgryźliwego albo wykonać gest, który miał go przestraszyć. Może był idiotą, w końcu to wilk i mógł się na niego rzucić, ale mężczyzna traktował go raczej jako maskotkę, pozbawioną honoru przez fakt zbratania się z wymordowanym. Jako bestia, powinien być dla ludzi postrachem, a nie łazić z nimi po świecie. 
Dlatego jak wchodził do chatki, musiał prychnąć w stronę zwierza, mamrocząc coś niezrozumiałego pod nosem.  Nie przejmował się potencjalnym atakiem, bo łom, choć ciężar jaki dźwigał mógł mu nieco przeszkadzać. Cóż, tym też się nie przejmował. Był Arndrosem z Dziczy, potrafił o siebie zadbać w każdej sytuacji! 
Słysząc pytanie nadzianego kołkiem gościa, rozkaszlał się. Ślina wpadła mu nie do tej dziurki, co trzeba. Był gdzieś pomiędzy zdziwieniem, obrzydzeniem, a rozbawieniem. Miałby go zjeść! Biedak bał się, że przyprowadził go do chatki na pożarcie.
- Miałbym cię zjeść? - spytał, kiedy już opanował swój przełyk.   - Nie jadam byle czego... No dobra, myślałem o tym, ale mówiłem przecież - nie jadam myślących. Apokalipsa nie zrobi ze mnie kanibala! Mam swój honor, każdy powinien. - Wrócił do ogniska, kręcąc z irytacji głową. To ci dopiero!
Początkowo był rozbawiony pomysłem chłopaka, jednak w trakcie mówienia zdążył się nieco zdenerwować. W końcu to było sedno jego problemów - jaszczur w środku. Nie druga osobowość, nie sąsiad, który próbuje przekonać go do bycia bestią, po prostu, część niego, gad, którym był i którego cechy starał się wygasić. On się taki stał, żadna siła nie próbowała go kontrolować. Sam musiał się kontrolować. Nie mógł nikogo oskarżać. To był właśnie powód, dla którego nie wolno mu było stracić człowieczeństwa. Ponosił odpowiedzialność za swoje czyny.
Gdy gość zaproponował zapałki, zapalniczka akurat zadziałała, więc nie były już potrzebne. Jednak mimo tego, Arni zerknął na niego i na łóżko, uchwyciwszy w głosie Testera nieco desperacji. 
- Pewnie jest gdzieś pod skórami. Nie bój się, nie ukradnę. Jesteśmy tu, żeby wyjąć ci coś z nogi. - Kolejne oskarżenie, tym razem niewypowiedziane. Gdyby nie fakt, że troszkę rozumiał przybysza i to, że od jakiegoś czasu był gruboskórnym gadem - choć może oba fakty nie współpracują ze sobą zbytnio - mógłby się obrazić. Gość, który nie ufa gospodarzowi i oskarża go o niecne cele, powinien zostać wykopany na zewnątrz. Dla jego własnego bezpieczeństwa, w końcu w środku mu się nie podoba i grożą mu niecne cele, nieprawdaż? Ach, ci ludzie. Tylko irytują.
- Jeśli masz tam jakieś szmaty do owinięcia rany, przygotuj już teraz. Kiedy żelastwo się rozgrzeje, łap coś w zęby. - Nie owijał w bawełnę. Wiedział, że na półkach stoi mnóstwo potencjalnych odkażaczy, w piwniczce jeszcze więcej, mimo to trudził się zbieraniem drewna i rozpalaniem ognia, by przygotować żelastwo. Sknera? Po prostu miał w tym swój interes - i tak planował rozpalić ognisko, a skoro miał pod ręką inny sposób, po co marnować nalewki? 
Zmrużył oczy, gdy lisiasty o nie spytał. Przerwał mu ten wspaniały moment, to raz. Dwa, to był grząski grunt, temat alkoholu w jego chacie był tematem zakazanym, dla bezpieczeństwa. A trzy - niech się odważy wyciągnąć łapska, oj, niech się odważy. Dobrze, że już na początku zaznaczył, że nie zamierza, inaczej Arndros mógłby stać się bardziej nerwowy.
- Pędzę dla siebie - skomentował krótko, nawet się nie odwracając. - Pilnuj swoich płynów, nie moich. - Miał, oczywiście, na myśli krew. 
Chłopak mógł się zorientować, że wszedł na trudny temat i dla Arniego nalewki stanowią coś przedziwnie intymnego. Jak zeszyt z rysunkami dla artysty, dzienniczek z notatkami dla pisarza. Nie dla świata! Dopóki on sam tego nie pokaże, ale Arni tego rodzaju artystą się nie uważał i o pokazywaniu czegokolwiek światu nie myślał. Odrzucił to bez namysłu, nie brał nawet pod uwagę. Może gdyby go ktoś siłą wciągnął w biznes, ale musiałby to być bardzo zdeterminowany i szalony ktoś. Świat Arniego kończył się tam, gdzie sięgał w danej chwili jego wzrok. A jego własność była jego, dla niego. Nawet jeśli nigdy w życiu z niej całej nie skorzysta i zostanie uwięziona pod ziemią na całe wieki. To dopiero będzie silny trunek!
Był człowieczkiem małego formatu, zamkniętym w swoim skromnym wyobrażeniu świata. Nie było mu trzeba wiele do szczęścia, którego i tak już nie potrzebował. 
- Gotowy? - rzucił, zostawiając słoiki i odwracając się do rudzielca. Podszedł do ognia i ukucnął przy nim. Złapał za żelastwo, uniósł na chwilę, oglądając czerwony koniec, po czym włożył z powrotem, zerkając na nogę Testera. - Żelastwo jest. Kołek jest. Szmaty są? Coś między zęby jest? Chodź tutaj. - Kiwnął głową na miejsce przed sobą, by chłopak się nieco przybliżył. - Trzeba to zrobić szybko. Kołek przelazł na wylot, więc masz pecha i pocierpisz dwa razy. Będziesz musiał sobie to potem zaszyć, znowu dwa razy. Na mnie nie patrz, szyję tylko siebie, jeśli muszę... Przekręć się na bok. I zegnij drugą, złap ją najlepiej, mocno. - Poczekał, aż to zrobi, pomagając mu nieco brutalnie, by mieć swobodny dostęp do nogi i by druga mu nie przeszkadzała. Złapał za kostkę i mocno przycisnął do ziemi, by się nie poruszył. Chwycił za kołek. - Witaj w martwym świecie - Szarpnął z całych sił, by nie musieć robić tego dwa razy, po czym wyrzucił kołek pod ścianę i jak najszybciej chwycił za stary łom. Bez słowa przytknął go do rany na półtorej sekundy z jednej strony i mniej więcej tyle samo z drugiej. Rzucił łom na skraj ogniska i owinął mocno udo chłopaka. Gdy było już po wszystkim, uderzył go silnie w ramię i ryknął, zadowolony: - I już, szybka sprawa! Było trzeba tyle krzyczeć? - Wstał i założył zakrwawione ręce na biodra, dumny z tego, co zrobił. Zupełnie jakby sprawiło mu to przyjemność.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 20.03.16 19:44  •  Drewniana Chata - Page 2 Empty Re: Drewniana Chata
- Ale pomyślał o tym - Wytknął, jednoczenie odklejając się od ściany. Poczuł się pewniej. W końcu ciągle żył, nikt go zjeść nie chciał, a nieznajomy nawet  jawnie oferował mu pomoc.
- Och...Nie boję się, a przynajmniej nie o to, że mógłbyś coś ukraść. Wydajesz się być...w porządku, więc nawet nie miałbym żalu, gdyby tylko coś z tego wszystkiego ci się przyłożyło. Naprawdę. - Zapewniał, gdy to sobie jednoczenie przycupnął na podłodze ignorując tą mniej przyjemną część wypowiedzi jaszczura, która przypominała mu o tym kołku. Potrafił nie słyszeć tego czego nie chciał, a przynajmniej wmówić sobie, że tego nie słyszy. Zawód, za życia go tego wyuczył - Może to wydać się śmieszne, lecz bardziej niepokoję się o to, że to wszytko mogłoby się po protu zmarnować. Tym bardziej, że trochę ryzykowałem przy zdobyciu tego. Wiesz, interesy z Druog-onami to rosyjska ruletka, a od takiego to wszystko sobie wypaktowałem. - Kontynuował, wspominając tą niechlubną organizację. Gdy tylko sobie pomyślał, że to wszystko co zdobył przypłacając nerwami miało by zniszczeć...to zbierało go na jakiś histeryczny śmiech. Na szczęście daleko mu było do w tym momencie do jakiegokolwiek. Arni się o to starał. Jeśli masz tam jakieś szmaty do owinięcia rany, przygotuj już teraz - mówił. Kiedy żelastwo się rozgrzeje... - przypominał. Hayato niechętnie patrzył więc w stronę tańczących płomyków, przeczuwając co go czeka. Pobladł, lecz mimo to postanowił nie tracić entuzjazmu. Podpatrzył słoje, nawiązał więc do nich, łapiąc się tematu niczym tonący koła ratunkowego, które...okazał się w ostatecznym rozrachunku brzytwą. Spad uniósł ręce ku górze w geści poddania, w jednej trzymał nogawkę spodni, a w drugiej wygły garnek. Być może to on ocalił życie wilkowi podczas upadku przed innym, bardziej złowrogi kołkiem, kto wie?
- Spokojnie, spokojnie, jasne, kumam - słoje twoje, twoje plany, jak dla mnie super. - Mimo wszytko brzmiał wyjątkowo entuzjastycznie. - Uwiłeś spore...gniazdo, trochę nastroszone kolcami, lecz właściwie całkiem przytulne. - Mówił, rozglądając się po pomieszczeniu - A długo tu już mieszkasz? - zagadywał, czepiał się tematów, mógł prawdopodobnie nawet uchodzić za irytującego, lecz nawet pewnie o tym nie pomyślał. Miał większe zmartwienia na głowie
- Gotowy?
Zaśmiał się.
- Oczywiście, że...nie. - Co gorsza, jednocześni wiedział, że bardziej gotowy to też już być nie może.
- Żelastwo, kołek...
Przełknął ślinę.
Pokiwał przytakująco głową, trzymając w jednej ręce ochłap materiału, a w drugiej drewnianej łyżki. Niechętnie się zbliżył i zaczął wykonywać polecenia jaszczura. W pewnym sensie zdecydowanie, które dudniło w jego głosie działało uspokajająco na Spada. W końcu nie dało się zaprzeczyć, że gość wydawał się wiedzieć co robi i tego też Wilczur wolał się trzymać. Jednak mimo wszystko bał się i było to widać. O ile starał się tego za specjalnie nie okazywać to uczucie było na tyle pierwotne, że wilk w nim wbrew jego własnej woli kulił ogon i odchylał uszy. Miał powody. To co bowiem w tym momencie przeżył było najbardziej bolesnym przeżyciem od czasu jego własnej przemiany. Życie go rozpieszczało. Wszytko jednak najwyraźniej miało swoje granice. Leżał teraz na ziemi mając wrażenie, że wyprano go ze wszystkich sił. Czuł nieprzyjemnie pulsowanie w nodze, oddychał niespokojniej, przedramię opierając na spotniałym czole.
- Myślę, że sąsiedzi ze skargą nie przyjdą. - Zauważył kąśliwie. Zresztą nie był wcale taki głośny, a przynajmniej mu się tak wydawało. Podciągnął się zaraz potem do pół siadu przyglądając się ranie. Zabrał się za przepasanie jej strzępkiem nogawki.

Jakoś przeżył, jaszczur nie okazał się taki zły. Czas jakoś zleciał. Rozstali sie w zgodzie.

z/t
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 26.09.16 0:45  •  Drewniana Chata - Page 2 Empty Re: Drewniana Chata
I po co wychodził tak daleko o tak późnej porze? Czy naprawdę uważał, że zdążyłby obrócić w dwie strony w tak krótkim czasie? Teraz jednak już nie było potrzeby na rozmyślanie co by było gdyby. Noce na pustkowiu były mroźne. Ludziom wydawało się, że jeśli maja do czynienia z pustynnym klimatem, to muszą zmierzyć się gorącem. Nie ciepło było najgorsze, ale ogromne amplitudy temperatur, które pojawiały się w okolicy i to w ciągu jednej doby. Sidhe nie przepadał za ciałem, gdyż on z natury miał dość niską temperaturę ciała i wysoka temperatura powietrza powodowała, że jego skóra często się czerwieniła i wysuszała. Lepiej czuł się w chłodniejszych klimatach, ale niestety na pustyni nie było temperatury idealnej dla niego.
Chatę znalazł w ostatniej chwili, tuż przed zapadnięciem zmroku. Nie czekał długo, by wejść do środka. Właściwie to nie zastanawiał się nawet, czy może być ktoś w środku. Czasem wyzbywał się instynktu samozachowawczego i robił coś lekkomyślnie. Miał doświadczenie w wielu rzeczach, bo w końcu wiele widział i zrobił, a życie nauczyło go mnóstwa przydatnych sztuczek, które nie raz ratowały mu skórę.
Chatka pachniała kurzem i stęchlizną. Po właścicielach nie było żadnego śladu. Sidhe miał gdzieś ogólny wystrój i mizerne, jak dla niego, wyposażenie. Na drewnianej podłodze rozłożył swoją szatę, a z torby wyciągnął jeszcze kilka szmatek i położył je jedna na drugą, tworząc swego rodzaju posłanie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 02.10.16 21:11  •  Drewniana Chata - Page 2 Empty Re: Drewniana Chata
To nie tak, że Desperaci nie płaczą.
Płaczą, oczywiście, jak wszyscy ludzie przed nimi i wszyscy ludzie po nich. Nie jest w stanie im tego odebrać nawet wypełnione miałkim pyłem i zapachem śmierci powietrze pustyni, wysuszające skórę do tego stopnia, że ci szczęśliwcy (pechowcy?), którym uda się dożyć pięćdziesiątki zaczynają wyglądać jak humanoidalne, przygarbione rodzynki. Łzy pojawiają się u wszystkich - kobiet, mężczyzn, dzieci; zabójców, prostytutek, mechaników, handlarzy - gdy życie staje się nie do zniesienia, a pod ręką nie ma niczego, ani nikogo, kto mógłby odwrócić uwagę od pozbawionej nadziei przeszłości, teraźniejszości i przyszłości.
Desperaci natomiast nie płaczą z bólu, przynajmniej, jeśli mogą tego uniknąć. Od najmłodszych lat wiedzą, że zwrócenie na siebie uwagi, a zwłaszcza zwrócenie uwagi na swoje słabości, może przynieść im tylko więcej cierpienia.

Świadoma tego, Maddie robiła wszystko, by powstrzymać cieknące jej po spoconej i gorącej twarzy łzy, ale nawet przygryzienie popękanej wargi do krwi nie przyniosło oczekiwanego wybawienia. Jej drobne ciało kołysało się na boki, jakby dziewczyna kuśtykała nie po czerwonawej, jałowej ziemi obrzeży pustyni, ale po powierzchni bujającej się na falach tratwy.
Od pierwszego dnia wiedziała, że ta rana sprowadzi na nią kłopoty. Nie była głęboka ani szeroka, ale znajdowała się na stopie, utrudniając, a może nawet uniemożliwiając ucieczki. Już samo ograniczenie mobilności mogło sprowadzić na nią nieszczęście... ale zakażenie, które wdało się w ranę parę dni temu, sprawiło, że groźba śmierci stała się wręcz namacalna. Jej noga spuchła, chociaż nadal nie zdołała wypełnić za dużego o ponad pięć centymetrów kalosza; ból nasilał się i słabł na przemian, prowizoryczny opatrunek przesiąkał już nie krwią, a sączącą się z rany ropą. Najgorsza była jednak słabość, które opanowały dziewczynę; dobytek, który nosiła a plecach, wydawał się cięższy niż kiedykolwiek, zmuszając Mad do zwolnienia i tak już silnie spowolnionego tempa. Nie wiedziała, kiedy ostatnio jadła - dzisiaj? Wczoraj? Czuła się tak głodna, jakby przez cały miesiąc nie zdołała niczego upolować.

Opadła z sił przy ostrej, metrowej skale; plecak i strzelba zagrzechotały od uderzenia, a dziewczyna oparła głowę o chłodny kamień, patrząc tępo przed siebie. Półmrok bawił się z nią, rysując przed nią swoje mroczne wzory, z których jeden, najbardziej wyraźny, wyglądał jak chatka.
Zginę tu - pomyślała Maddie, czując kolejną falę piekącego bólu. - Tak bez sensu.
Wszystkie cienie przepływały swobodnie, łącząc się w coraz to inne kształty, ale cień chatki pozostawał niezmienny.
Bez sensu - pomyślała raz jeszcze, dźwignęła się ciężko na nogi i pokuśtykała dalej, w kierunki małego baraku, mając nadzieję, że nie jest tylko ułudą ciemności.

Szuranie piasku musiało być wyraźnie słyszalne już z daleka; Mad starała się wytłumić swoje kroki, ale w tej chwili jej priorytetem było w ogóle utrzymać się na nogach. Podeszła do drewnianej, krzywej ściany i zawahała się. Informowanie ewentualnych mieszkańców o swojej obecności było samobójstwem... ale już i tak na pewno zdawali sobie sprawę z tego, że nie są sami.
Zapukała cicho w ścianę i stłumionym głosem zapytała:
- Czy ktoś tu jest?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 15.10.16 18:16  •  Drewniana Chata - Page 2 Empty Re: Drewniana Chata
Dawno nie miał do czynienia z ludźmi. Nie licząc swojego spotkania w siedzibie KNW, ale o tym wolał nawet nie myśleć, bo nie wiadomo na jakiego wymordowanego się trafi. Wolał zachować te myśli dla siebie. Desperaci zajmowali u niego szczególne miejsce w głowie. Wiedział, że byli to ludzie, którzy z jakiegoś powodu znaleźli się poza M-3. Najgorsze u nich była właśnie ta niewiedza, z jakiego powodu zostali wygnani, bo jakoś nie chciało mu się wierzyć, że mogliby się urodzić na Pustkowiu. W ciągu całego swojego życia nie widział ani jednego człowieka, który byłby zdany na siebie samego. Widział natomiast ludzkie kości, które ogołocone z mięsa przez zdziczałych wymordowanych albo dzikie i zmutowane zwierzęta, leżały do połowy zagrzebane w piasku. W takich momentach to nawet cieszył się, był wymordowanym i posiadał szereg przydatnych umiejętności, które pozwalały mu na przetrwanie.
Oddychał spokojnie. Wnętrze chatki wypełniał jedynie dźwięk jego oddechu. Monotonne fale dźwiękowe sprawiały, że uspokajał się jeszcze bardziej. O tak, nie pragnął teraz niczego niż chwili odpoczynku, na którą bez wątpienia zasługiwał. Zignorował niewygodę i twardą ziemie, na której przystało mu leżeć. Przywykł do trudnych warunków, do tych znacznie gorszych niż te, w których znalazł się dzisiaj. Pamiętał, jak kiedyś znalazł się w środku burzy piaskowej, która trwała przez kilka godzin, zmuszając go do przeczekania tego czasu między skałami, gdzie każdy najmniejszy ruch sprawiał ból, w związku z tym, że było tam mało miejsca i poruszanie kończynami równało się otarciami i sińcami. Było to jednak lepsze niż wystawienie się na raniące każdy kawałek osłoniętej skóry drobinki piasku. Na samą myśl o tym, po ciele Sidhe przeszedł niezbyt przyjemny dreszcz. Zasnął.
Nie wiedział, ile spał. W nieznanych warunkach zawsze miał lekki sen, by w razie zagrożenia móc w porę się obudzić i obronić albo uciec. Jego wrażliwy słuch szybko wyłapał lekki hałas na zewnątrz. Gwałtownie otworzył oczy i wstrzymał oddech. Nie chciał wydać z siebie żadnego dźwięku. Zapadła cisza ale on czekał i nasłuchiwał.
Po chwili usłyszał pukanie do drzwi i cichy, kobiecy głos. Był pokojowo nastawiony do ludzi. To że był ostrożny nie znaczyło, że miał się chować w cieniu, jeśli nie wyczułby żadnego zagrożenia. Miał swoje lata, wiedział kiedy powinien uciekać. Teraz czuł, że byłoby to bezcelowe. Z resztą był pewny, że poradziłby sobie z zagrożeniem. Cicho podszedł do drzwi, które z lekkim skrzypnięciem otworzył.
Czego szukasz? – zapytał spokojnie, przez szparę. Jego oczom ukazała się niewysoka i młoda czarnowłosa dziewczyna, z ciężkim plecakiem na plecach. Nie wyglądała dobrze. Sprawiała wrażenie wyczerpanej wędrówką osoby, która szukała schronienia żeby odpocząć lub dokonać swojego żywota gdzie indziej niż nieprzyjemne rejony Desperacji. Otworzył drzwi szerzej, żeby dziewczyna mogła wejść do środka, jeśli tylko nie wystraszy się jego wyglądu.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 19.10.16 20:52  •  Drewniana Chata - Page 2 Empty Re: Drewniana Chata
Bziuuuuuuum i plask, wylądował nagły MG!

Siedząc w chatce i zabijając czas zapewne niesamowicie porywającą rozmową nagle waszym oczom ukazał się srogi dym, a przez wiatr wiejący z północy, poczułyście zapach palonego ciała. Cóż za okropność! Przy wyjrzeniu przez okno z pewnością łatwo zlokalizujecie źródło tego zamieszania, może warto to sprawdzić?

Edit: Polecam zapoznać się z tym tematem - https://virus.forumpl.net/t2638-kronika#108511
Jak to zostało ujęte, nie ma że boli. Ode mnie dodam, że to nic osobistego, ot pierwszy temat, który był u góry. To czy to zignorujecie czy nie odbije się później, tak więc jest to wasza decyzja.


Ostatnio zmieniony przez Sleipnir dnia 20.10.16 0:13, w całości zmieniany 1 raz
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 19.10.16 23:14  •  Drewniana Chata - Page 2 Empty Re: Drewniana Chata
Ponieważ wyraźnie dałam Sleipnirowi do zrozumienia, że nie życzę sobie z nim pisać, zamierzam zignorować jego post z taką samą starannością, z jaką on zignorował moje życzenie i strefę komfortu.

Jeśli Banshee chciałby wziąć udział w wydarzeniu, mogę albo zniknąć z tematu, albo możemy zmienić MG - zwłaszcza, że sama chętnie napisałabym coś w ramach tej fabuły.

---

Mężczyzna. Chyba młody. Dobrze.
Jeden? Chyba jeden, jest za cicho na więcej. Dobrze.
Ma broń? Na pewno, ale jeszcze jej nie użył. Dobrze czy źle? Dobrze?

Ręka Maddie odruchowo sięgnęła za plecy, gdzie, między paskiem zbyt luźnych spodni a cienkim, wyświechtanym swetrem, zawsze trzymała nóż. Wykonana ze sztucznego tworzywa rękojeść zdążyła ukraść dziewczynie wystarczająco dużo ciepła, by ogrzać się do temperatury ciała; zupełnie, jakby była tego ciała przedłużeniem. W pewnym sensie tak było - utrata noża na pustyni mogła skończyć się podobnie, co utrata części ciała. Śmiercią.
- Wymiany - odpowiedziała bez zastanowienia i niezgodnie z prawdą, a przynajmniej tak uznałby każdy obserwator niezaznajomiony z życiem wśród ocaleńców na Desperacji. Dla samej Maddie, oraz dla większości Desperatów, wymiana, bądź sama jej idea, była niemalże rodzajem przywitania, dowodem tego, że znało się reguły życia na pustkowiu. Wymiana zakłada, że rozmówca jest ci tak samo potrzebny, jak ty jemu, tworzyła pole porozumienia oparte na praktyczności i użyteczności - bo przecież w świecie, który się skończył, nie można liczyć na czyjąś dobrą wolę. Pozostawała więc jedynie wiara w transakcję.
- I spokoju - dodała Mad po chwili zastanowienia, tym razem całkowicie szczerze i prywatnie. Oparła się lekko o drewnianą ścianę, czekając na werdykt, a noga znów zaczęła pulsować bólem. Łzy - szybko starte rękawem: nie pokazuj słabości, nie pokazuj słabości... Drzwi uchyliły się z cichym skrzypnięciem i Maddie przysunęła się do ich framugi.

Machnęła ręką. Nikt nie strzelił. Dobrze? Chyba dobrze.

Odbiła się od ściany i przekuśtykała przez sfatygowane odrzwia, mrużąc oczy, żeby widzieć lepiej w pozbawionych gwiazd i księżyca ciemnościach. Tak, miała rację, był sam. Dobrze. Wciąż trzymając jedną rękę za plecami, dziewczyna rozluźniła uścisk na nożu. Może się uda, może nie będzie jej potrzebny do obrony. Miała nadzieję, że nie będzie.
Obserwując dłonie i stopy mężczyzny w milczeniu przesunęła się bliżej ściany chatki, szukając oparcia. "Oczy, ręce i nogi, Mad, one powiedzą ci wszystko, co musisz wiedzieć", odezwał jej się w głowie głos Tarii. Podniosła wzrok na oczy obcego. Przeszedł ją dreszcz.
- Czy ty coś widzisz? - zapytała wprost.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 2 z 4 Previous  1, 2, 3, 4  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach