Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 4 z 4 Previous  1, 2, 3, 4

Go down

Pisanie 27.11.17 1:26  •  Gabinet lekarza - Page 4 Empty Re: Gabinet lekarza
- Na pewno sporo wiedziała o zielarstwie. Ludowe sposoby są czasem najlepsze, ale niestety wielu lekarzy się na nie zamyka. Jeśli kiedyś stąd wyjdę, to mogę się do Ciebie zgłosić po lekcje? - zapytał, oczywiście sugerując wydostanie się z M3, a nie tylko z tego ciasnego gabinetu. Z miesiąca na miesiąc bił się coraz mocniej z myślami na temat małego wypadu poza mury. Przybywało przecież do niego dużo osób zza tej przeklętej bariery, więc wiedzieli też jak z niej wyjść. Nie zamierzał jednak prosić o to pierwszej, lepszej osoby, bo doskonale zdawał sobie sprawę z tego, w jakiej sytuacji ich stawia. Sam nie miał żadnego przeszkolenia, a nawet dziura w murze jest pewnie cholernie szkolona. Dalej, ktoś musiałby się opiekować nim na Desperacji, czyli w zasadzie brałby ze sobą dorosły, ważący ponad siedemdziesiąt kilogramów bagaż. Nic przyjemnego.
- Nie ciekawiło Cię czasem, jak to wszystko wyglądało zanim ludzie zamknęli się w miastach? Jak to było, kiedy po wyjściu z mieszkania nie napotykało się w końcu murów i strażników pilnujących, żeby nikt nie wszedł, ani nie wyszedł jeśli nie miał odpowiedniego pozwolenia? Metropolie może i dały nam schronienie, ale jednocześnie nas uwięziły. Nikt z mieszkających w M3 nie może powiedzieć, że jest wolny. Z drugiej strony nie ma żadnej lepszej alternatywy, więc chyba urodziliśmy się w złej chwili. - powiedział na wspomnienie różnic pomiędzy metropoliami. jeśli wszędzie było tak samo, to jaki w ogóle był sens zakładania miast? Tak, owszem, dzięki nim ludzie nie umierają jak pchły, ale w tym całym otuleniu bezpieczną pelerynką stracili też coś, co odróżniało ich od reszty gatunków - możliwość ewolucji. Każdy się rozleniwił i zajmuje się tylko swoim ogródkiem. O ile jest to dobre w perspektywie kilkudziesięciu lat, o tyle za kilkaset lat może to przynieść katastrofalne skutki. Shazam nie był jednak na tyle mądry, żeby wymyślić na to jakiekolwiek rozwiązanie. On znał się na medycynie, a nie na urządzaniu miast i prowadzeniu rasy ludzkiej. Gdyby tylko coś z tego potrafił, to pewnie założyłby już własne Shazamopolis.
Blondyn znał się jednak jeszcze na czymś innym - na ludziach. Doskonale wyłapał delikatne zająknięcie się Marceliny, które mogło oznaczać wiele, ale na twarzy lekarza wywołało jedynie szeroki uśmiech. No tak. Żadne z nich nie chciało dawać drugiemu zbyt wielu informacji o sobie, bo równie dobrze mogli się więcej nie zobaczyć. Z drugiej jednak strony, gdyby wiedzieli o sobie za dużo, to zawsze istniałoby ryzyko, ze ten brak kontaktu może być dla któregokolwiek z nich niebezpieczny. Shazam to rozumiał i po raz kolejny nie zamierzał naciskać na Marcelinę. Może los zechce, że spotkają się jeszcze kilka razy i będzie czas, żeby powiedzieć sobie trochę więcej o sobie, ale to jeszcze nie ten moment.
- Hahaha. - roześmiał się, słysząc, że jest znany wśród Łowców - No, to teraz zaczyna się robić ciekawie. Lekarz z miasta, który wpadnie razem z organizacją terrorystyczną, a potem sczeźnie z nimi w wojskowym więzieniu. Te nagłówki wiadomości byłyby piękne. - tak, to go bawiło, ale dlaczego, to już pisałem poprzednio. Po prostu zdawał sobie sprawę z tego, że prędzej czy później wpadnie. Nie będzie mógł fałszować szpitalnej dokumentacji w nieskończoność, nikt nie będzie wiecznie przymykał oka na ludzi wchodzących do jego gabinetu poza godzinami urzędowania, zawsze ktoś może się zwyczajnie wygadać.
- Marcelino? - zwrócił się w końcu do dziewczyny po imieniu, wyglądając na wyraźnie zamyślonego - Powiedz mi, jak tam jest? Tylko tak szczerze. - jego skupione oczy wyglądały teraz znad kubka na pacjentkę tak, jakby nie chciały niczego przegapić. Najmniejsze zawahanie, każdy, nawet pozornie nic nieznaczący szczegół mimiki, sylaba, mrugnięcie okiem - wszystko to było dla niego teraz najważniejsze. Informacje w końcu da się zdobywać nie tylko poprzez kontakt werbalny.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 27.11.17 16:09  •  Gabinet lekarza - Page 4 Empty Re: Gabinet lekarza
O, proszę. Czyżby Shazama aż tak zainteresowało życie poza murami? - Jasne. - odpowiedziała bez większego zastanowienia. W końcu była coś winna lekarzowi, nawet jeśli ten nie leczył dla zysków. Zawsze jednak Ran Kiyoshi mógł zrezygnować z wprowadzenia swoich marzeń w życie - gry wygrają strach przed nieznanym, nieufność do własnych umiejętności i jego własna wygodnicka strona, która na desperackim apogeum z pewnością się nie odnajdzie. Marcelina znała takich. Ale wiedziała doskonale, że Ran mógł być wyjątkiem - i tak już ryzykował utratę dość wygodnego stołka. Jeśli jednak faktycznie odważy się na taką podróż, z chęcią pokaże mu swoje kasyno. - Wydaję mi się, że ludzie nigdy nie byli wolni, a układy miast, osad i metropolii był zawsze taki sam. - Marcelina wiedziała, jak wyglądało życie jeszcze długo przed apokalipsą - najstarsza z jej mar, Anhedonia, pochodziła z czasów przed narodzeniem Chrystusa. Insomnia żyła w średniowieczu, Dysforia zaś oddała swą duszę kilka lat przed apokalipsą. Prawie wszystkie mary opowiadały Marcelinie o swoim życiu przed wywołaniem Aragota.
Zaśmiała się wraz z Shazamem, próbując wyobrazić sobie opowiedzianą przez niego scenę. Łowcy wiszący do góry nogami na płonącym stosie, dyktator krzyczący o wygranej władzy s.spec nad bestiami niższego stopnia, zakłócającymi spokój obywateli metropolii trzeciej. Tiaa. Pierwsza myśl mówiła jej jednak, że łowcy zbyt łatwo złapać się nie dadzą. Marcelina zaczęła zastanawiać się, ile rebeliantów mogło wpaść w łapska wojska i ilu z nich zostało odbitych przez innych czerwonookich. Dziewczyna wiedziała, że organizacja słynie z wzajemnej współpracy i nie zostawia swoich na pewną śmierć.
Spojrzała na herbatę, która właściwie wypełniała już tylko połowę kubka. Gorąc ustąpił niższej temperaturze oraz bardzo zimnym dłoniom Marceliny, która nie należała do zbyt ciepłych osób.
Zaskoczyło ją pytanie lekarza mimo, że było tak oczywiste jak świecące gwiazdy na nocnym niebie i każdy mógł je zadać. Marcelina wzruszyła ramionami, rozkładając ręce. - Sam widzisz. Pomocy lekarskiej szukam po drugiej stronie muru, gdzie czeka nas w razie wykrycia pewna śmierć. Nie istnieją tam właściwie żadne prawa, no chyba, że jesteś członkiem jakiegoś w miarę ogarniętego gangu. Jedzenia brak, wody pitnej też, choroby szerzą się na potęgę, nie możesz czuć się bezpiecznie, nawet, jeśli możesz poszczycić się gabarytami, mięśniami i niezwykłym sprytem. - odłożyła pusty kubek na biurko przed sobą. - Ale z jakiejś przyczyny ta desperacja przyciąga. Mogłabym mieszkać w tym mieście nie obawiając się właściwie niczego i nikogo. Pozwala mi na to moja pozycja, moje umiejętności i wiele innych, szczęśliwych aspektów. Jestem tu ustawiona. A mimo to wracam na te szare pustkowie, często wracając tu w gorszym stanie, niż do Ciebie przybyłam. - Oparła się wygodniej na fotelu, szukając wzrokiem zegarka. Nie mogła doczekać się tego zabiegu, który w końcu mógł uwolnić ją od tego cholernego choróbska, które prawie ją wykończyło. - Wolność.
                                         
Marcelina
Poziom E
Marcelina
Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 27.11.17 22:56  •  Gabinet lekarza - Page 4 Empty Re: Gabinet lekarza
O, i to był już jakiś pozytywny akcent. Shazama ciekawiło jak wiele roślin jeszcze nie zna, jak wiele z nich nie zostało opisanych w książkach znajdujących się w M3 i ile zastosowań roślin mu znanych znają ludzie na Desperacji. W sumie zabawne w tym wszystkim było to, że gotów był zaryzykować własne życie, karierę i zdrowie tylko po to, żeby rozszerzyć swoją wiedzę. Niektórzy nazwaliby to zwyczajną głupotą, ale on widział w tym jakiś sens. Zawsze drzemała w nim jakaś ukryta część popychająca go do rzeczy ryzykownych, głupich. Ostatnimi czasy jednak skutecznie ją zamykał, więc to może jedynie kwestia czasu aż wyjdzie na wierzch i zażąda swego.
- Nigdy? Szkoda. Z chęcią zamieszkałbym w miejscu, gdzie wybudowany maksymalnie dwadzieścia domów. Mała społeczność, mało problemów, każdy by się znał. No, ale teraz to marzenie ściętej głowy. - wzruszył ramionami, zdając sobie sprawę, że tak w zasadzie to chciałby niemożliwego. W dzisiejszym świecie wszędzie znajduje się beton, szkło, komunikacja miejska i setki tysięcy ludzi. Nieznajome twarze, które można mijać nawet po kilka razy dziennie, a i tak się ich nie zapamięta. Brak gwiazd, brak zwierzyny, brak niezabudowanych połaci terenu. To wszystko zaczynało go powoli dusić, męczyć, a wszystkie profity miasta powoli znikały zasypane górą niezadowolenia. Dlatego też miał nadzieję, że Marcelina swoją opowieścią jakimś cudem zdoła wybić mu te szalone pomysły z głowy, że przekona go o śmierci czyhającej za murami na każdym kroku, szalejących kataklizmach, o wszystkim, co tylko trzymałoby go w tym gabinecie i nie pozwalało ruszyć się stąd na krok. O dziwo jego mózg zaczął zmieniać wszystko na swoją korzyść. Pewna śmierć? To oznacza, że przynajmniej raz poczuje jak to jest żyć pełnią życia. Brak praw? Czyli nie obawa o własne życie, a brak odgórnych nakazów i zakazów. Nikt nie będzie mu mówił gdzie może chodzić, co może jeść, komu pomagać, jak co robić, idealnie.
- Haa, chciałem, żebyś mnie zniechęciła, a Ty płatasz mi figla. Zaczekaj tutaj. Trzeba się wziąć do roboty, bo jeszcze zechce mi się wyjść za mury jeszcze dzisiaj. - zażartował i wstał od biurka, wychodząc na korytarz, a następnie przechodząc do gabinetu znajdującego się kilka drzwi dalej. Był pusty, a wszystkie narzędzia zostały zdezynfekowane. Mniej roboty dla niego, a przy okazji mniej oczekiwania dla Marceliny.
- Zapraszam na zabieg. - rzucił do pacjentki, wracając na moment do gabinetu, ale nie zdradzał jej jeszcze żadnych szczegółów. Nie chciał o tym mówić na korytarzu, więc dopiero kiedy przeszli do innego pokoju i zamknęły się za nimi drzwi, mógł przystąpić do wyjaśnień - Pewnie Pani wie, co będzie się działo, ale i tak muszę to wytłumaczyć. - zwrócił się do Marceliny, teraz jednak nie mówiąc już do niej po imieniu. Miał taką prostą zasadę, że podczas diagnozy i zabiegu zwyczajnie nie zwracał się do pacjentów zbyt poufale. Wolał zachować swego rodzaju barierę jaka występuje między lekarzem, a osobą, która poszukuje u niego pomocy. Zawsze pozwalało mu się to w pewnym sensie zdystansować, a dzięki temu spoglądał na wszystko trzeźwiejszym okiem. Dla niektórych było to zaskoczenie, ale robił tak odkąd tylko pamiętał.
- Proszę zsunąć spodnie i się położyć. Zaaplikuje Pani znieczulenie nasiękowe. Igła może wyglądać na dużą, ale tak naprawdę wcale tak bardzo nie boli. Zresztą pewnie będzie bolało mniej, niż samo ugryzienie. Proszę się zrelaksować, a ja tymczasem się przygotuję do zabiegu. - krótka informacja na temat tego, co za moment się wydarzy. Po jej udzieleniu Shazam zaczął podwinął rękawy jeszcze wyżej i zaczął myć ręce od palców, aż po same łokcie. Zaraz po tym rękawiczki, zielony fartuch zawiązywany z tyłu, maseczka na usta i był gotów. Do miejsca w którym leżała Marcelina przysunął żelazny stoliczek z narzędziami, strzykawkami, bandażami i gazą, których będzie potrzebował. Pamięta czasy kiedy był jeszcze dzieciakiem i patrzył na to wszystko ze strachem. Teraz nie robiło to już na nim żadnego wrażenia.
- Gotowa? Zaczniemy od zastrzyku. Przez najbliższą godzinę nie powinna Pani czuć kompletnie niczego w obrębie trzydziestu centymetrów od rany. - rozmowa to podstawa do współpracy pacjenta. Jeśli ten wie, co będzie się za chwilę działo, to będzie mógł się na to przygotować. Jeśli Marcelina nie wyrażała żadnego sprzeciwu, ani nie obawiała się wkłucia, to Shazam przystąpił do działania. Igła wbiła się zdecydowanie przez skórę i już po chwili kciuk lekarza naciskał na tłok, a znieczulenie rozchodziło się po obszarze dookoła rany.
- Czuje to Pani? - zapytał, dotykając tępą stroną skalpela miejsca, w którym niedługo będzie robił nacięcia. Jeśli pacjentka nadal odczuwała dotyk, to za minutę Shazam ponowił pytanie. Po takim czasie znieczulenie powinno zacząć działać już w stu procentach. Teraz należało nasmarować okolice rany pomarańczową maścią przeciwbakteryjną, a nogi i połowę tułowia Marceliny zakryć specjalnym, zielonym materiałem. Blondynowi przydałaby się do asystowania pielęgniarka, ale niestety nie mógł sobie na to pozwolić. Zresztą był już trochę przyzwyczajony do takich warunków.
- Zaczynam nacięcia. Radzę nie patrzeć, chyba, że jest Pani bardzo ciekawa, to jakoś ustawimy lustro. - zażartował, chociaż faktycznie mógł tak zrobić. Na razie przysunął jednak do siebie lampę, żeby wszystko dokładnie widzieć i zaczął wykonywać pierwsze nacięcia. Za paręnaście, góra parędziesiąt minut po brodawkach nie powinno być już śladu.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 29.11.17 11:23  •  Gabinet lekarza - Page 4 Empty Re: Gabinet lekarza
W kwestii roślin Marcelina była chodzącą encyklopedią ogromnej wiedzy. Zielarstwo było jej odskocznią - kiedy godzinami szukała i zbierała odpowiednie gatunki ziół jej myśli błądziły w innym świecie, pozwalając dziewczynie wypocząć psychicznie i odprężyć się. Wiedziała, że znaczna część roślin były dla lekarzy i naukowców ze s.spec nieznane. - Na desperacji jest jedno takie miejsce. - chociażby jej dom, obecnie opuszczona osada w okolicach Nowej Desperacji, z której pochodziła i która pogrzebała niemalże całą jej rodzinę. - Mówimy na nią Nowa Desperacja. Ludzie, wymordowani i cała reszta tworzą tam społeczność na zdecydowanie wyższym poziomie, niż w pozostałych, desperackich częściach. - Jej osada była taka sama. Istniało nawet prawo i specjalni powołani do tego mężczyźni, którzy pilnowali porządku w okolicy i bronili jej granic. Marcelina czuła się tam bezpiecznie - do tej pory nie odczuwała takiego spokoju, jak tam. Może to raczej spokojny, nie zmącony niczym szczególnym okres dzieciństwa, który właściwie tam przeżyła miał na to wpływ? Wtedy nie myślała o przyszłości, nie straciła nikogo bliskiego, nikt jej nie skrzywdził ani nie odebrał czegoś ważnego.  
Marcelina kiwnęła głową. Była spokojna i opanowana, bez lęku poszła za lekarzem, gdy ten gestem zaprosił ją za sobą. Posłusznie zdjęła zbędną odzież i położyła się na łóżku, tak, jak wskazał jej Shazam. Była zupełnie spokojna nawet, gdy mężczyzna opisywał jej przebieg zabiegu; opanowanie trwało jednak do momentu, gdy ta nie zobaczyła igły. Nie odezwała się słowem - z natury nie okazywała uczuć, szczególnie strachu. Była wszak dużym kotkiem, który nie mógł bać się takiej małej igiełki...
Może i twarz zachowała kamienną, dobra plastyka twarzy i zgrabna mimika pozwalała ukryć przerażenie, które objęło ją w momencie, gdy Ran Kiyoshi chwycił do ręki igłę. Była trochę większa, niż te w laboratoriach s.spec. Serce zaczęło bić jej jak oszalałe, a ona sama zaczęła się w pewnym momencie lekko trząść, co jednak z całej siły starała się opanować. Sytuację opanowała, zamykając oczy i wyobrażając sobie rzeczy przyjemne; zapominając o obrazach sprzed wielu lat. Kiwnęła głową na znak, że nie, nie jest gotowa jest gotowa, zawsze i wszędzie. Poczuła ukłucie, które było lekkie i dla niej wręcz niewyczuwalne; niemalże natychmiastowo środek znieczulający zaczął działać. Gdy lekarz dotknął jej skóry i zapytał, czy ta cokolwiek czuje odpowiedziała przecząco. Bo już nic nie czuła.
Nie patrzyła, co Shazam wyczyniał z jej nogą. Wiedziała, że musi pozbyć się brodawek, które na wskutek niedoleczenia na nowo zaczęły się tworzyć pod jej skórą. Cieszyła się, że udało jej się trafić do gabinetu tego człowieka. - Gdy tu przyszłam, jakaś kobieta wyleciała z Twojego gabinetu trzaskając drzwiami. Co ją ugryzło? - przypomniała sobie tę scenę niespodziewanie i właściwie nie miała pojęcia, dlaczego o to pytała. Chyba chciała zabić ciszę.
                                         
Marcelina
Poziom E
Marcelina
Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 29.11.17 21:20  •  Gabinet lekarza - Page 4 Empty Re: Gabinet lekarza
Czyli jednak Desperacja nie jest taka zła. Shazam zawsze wiedział, że informacje przekazywane przez rząd nigdy nie będą do końca prawdziwe i doskonale rozumiał dlaczego. Pewnie takich, jak blondyn było więcej. Niektórzy z ludzi po prostu nie potrafią usiedzieć w jednym miejscu, kiedy ktoś im tak każe, bo według niego jest to dla nich lepsze. Kiyoshi nie chciał przeżyć kilkudziesięciu lat w klatce i zastanawiać się co by były gdyby. Teraz wystarczyło jedynie czekać na okazję i na moment, w którym lekarz wreszcie się przełamie i stwierdzi, że lepiej zobaczyć coś na własne oczy, aniżeli tylko słuchać opowiastek.
- Hooo, tu nam zawsze mówią, że poza murami praktycznie nie da się przeżyć, a jakiekolwiek ślady cywilizacji to ruiny. No i że życie w zgodzie z wymordowanymi to bujda. Z drugiej strony trochę to rozumiem, bo możliwość zarażenia jest wysoka. Kto wie czy ja już nie miałem styczności z jakimś wymordowanym. Na razie jednak jeszcze żyję, więc chyba mam szczęście. - mógł to też uznać za zielone światło do wyprawy na Desperację, ale wolał na razie zgonić to na szczęście. Dobrze było jednak wiedzieć, że w razie czego ma szukać Nowej Desperacji. To pewnie tam skieruje swoje pierwsze kroki, o ile dorwie jakiegoś przewodnika. Bez takowego pewnie pójdzie po prostu przed siebie, licząc przy tym na to, że jakimś cudem przeżyje i nie zjedzą go jakieś zmutowane gołębie. Właśnie to niebezpieczeństwo sprawiało, że dzisiaj siedział jeszcze w szpitalu. Jeśli chciał to zrobić, to musiał się do tego doskonale przygotować, a to wymaga kontaktów. Wszystko w swoim czasie.
Teraz Shazam wolał skupić się na tym, co robi, a nie zajmować się swoimi mrzonkami. Wystarczył zły ruch, aby za chwilę sala opłynęła szkarłatem, chociaż zabieg sam w sobie był prosty. Wymagał jedynie odpowiedniego nacięcia, a następnie usunięcia brodawki. Cały trik polegał jednak na tym, że te zmiany skórne były dość głębokie, więc praca skalpela nie ograniczała się jedynie do powolnego przejechania po skórze pacjentki. Musiał nacisnąć na niego na tyle mocno, żeby nie babrać się w ranie kilka razy, ale jednocześnie na tyle delikatnie, żeby nie wkroić się zbyt daleko. Dlatego też nigdzie mu się nie spieszyło, a całość robił dość rytmicznie. Najpierw nacięcie, potem przetarcie krwi gazą, wyciągnięcie brodawki i powtórzenie procesu na kolejnej. Problemem było tylko wycieranie krwi, bo zazwyczaj robi to pielęgniarka, ale tym razem trwało to po prostu dłużej.
- To, co zazwyczaj wyprowadza z równowagi wszystkich ludzi - prawda. Powiedziałem jej parę słów jej sposobie godzenia pracy z opieką nad dzieckiem i ześwirowała. Jutro pewnie trafię na dywanik do ordynatora, jak zazwyczaj i najwyżej polecą mi po pensji. A skoro o prawdzie mowa, to rana wygląda całkiem dobrze. Niedługo kończymy. - zwrócił się do Marceliny, nie przenosząc na nią jednak wzroku. Kolejny z jego nawyków, to niespuszczanie nigdy wzroku z tego, co akurat robił. Nawet gdy znajdował się na sali z innymi lekarzami, nadal nigdy nie patrzył im na twarze czy chociażby ręce. Interesowało go tylko to, co robił w tej chwili i na tym się skupiał. A skoro mowa o skupianiu, to właśnie koncentrował się na ostatniej brodawce, która niedługo potem została usunięta. Teraz pozostało zszyć co większe rany, choć i tak największa z nich nadawała się tylko na dwa szwy, i wszystko było gotowe. Widać ćwiczenie szycia na misiach się opłaciło, bo całość wyglądała naprawdę dobrze.
- Przez najbliższy tydzień proszę ograniczać kontakt rany z wodą. Miejsce smarować maścią dwa razy dziennie i tyle samo razy dziennie zmieniać opatrunek. No chyba, że będzie Pani poza miastem, to wtedy najważniejsza jest maść. Założyłem też kilka szwów. Kontrola powinna odbyć się za jakieś dziesięć dni, co bym zalecał, ale można też ściągnąć je samemu. Wie Pani jak? - wytłumaczył, odkładając wszystkie narzędzia na stolik i zakładając pierwszy opatrunek na ranę. Następnie wstał ze swojego krzesełka i delikatnie się przeciągnął, po czym ruszył do szafki, żeby wyciągnąć z niej torebkę foliową. Narzędzia teoretycznie mógł odkazić, ale skoro wiedział, że Marcelina przebywa poza murem, to wolał nie ryzykować. Zawsze istniało prawdopodobieństwo, że wywoła małą epidemię, więc jeśli tylko mógł, to lepiej go uniknąć.
- Maść przeciwbakteryjną radziłbym zmyć dopiero jutro. Namoczyć delikatnie wacik wodą i powoli ścierać. Oczywiście proszę też uważać na tę nogę i nie kłaść na niej zbyt dużego ciężaru, czyli tradycyjnie się oszczędzać, jak to po zabiegu. Dam też Pani leki przeciwbólowe, gdyby udo dokuczało, chociaż nie powinno. - dorzucił jeszcze, krzątając się po sali i doprowadzając wszystko do porządku. To niestety był wymóg, aby w ogóle tu przebywać. Dbanie o porządek w szpitalu to kwestia podstawowa.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 09.12.17 13:20  •  Gabinet lekarza - Page 4 Empty Re: Gabinet lekarza
No tak, pomyślała, ludzie nie lubią szczerości. Matki, które dostaję reprymendy i oskarżane są o niedopilnowanie włąsnych pociech nadal odczuwają złość, wstyd i - często - nie przyjmują do wiadomości prawdy.
Marcelina pokiwała głową, czując, jak trzęsie jej się lewa dłoń. Postanowiła nie odpowiadać, wiedząc, że musi skupić się teraz na utrzymaniu absolutnego spokoju. Nienawidziła szpitali z całego serca, na same słowo "zabieg" drętwiały jej palce u stóp a na widok igły najchętniej uciekłaby jak najdalej. Niestety, tak ciężkiej traumy nigdy nie uda jej się pokonać.
Słuchała uważnie instrukcji Shazama. Kiwała delikatnie głową na znak, że rozumie i będzie się stosować do wspomnianych zaleceń. Gdy wszelkie zabiegi pielęgnacyjne zostały dokończone, wstała powoli i zsunęła się ze stołu zabiegowego, ciesząc się w duchu, że w końcu to wszystko dobiegło końca, a ona sama pozbyła się problemu cholernych brodawek. Naciągnęła na siebie spodnie i ubrała skarpetki, potem buty i zabrała się za zawiązanie sznurówek. Później, po schludnym ukryciu wystających ich fragmentów po bokach butów wyprostowała się i wyciągnęła z plecaka notesik oraz długopis, zapisując swój numer telefonu na kartce. - Jeśli faktycznie będziesz kiedyś chciał pogadać na temat desperacji - mruknęła, podając kawałek kartki mężczyźnie, okraszając ten gest lekkim i tajemniczym uśmiechem - to jestem do dyspozycji. - spakowała swoje rzeczy z powrotem do plecaka, zakładając go na plecy i wkładając ręce do kieszeni spodni. Podeszła do drzwi, odwracając się w kierunku mężczyzny, dzięki któremu mogła wyzdrowieć do końca. - Jestem Ci coś winna, Shazam.
Jeśli Marcelina miała u kogoś dług - szczególnie taki, który raczej nie obejmował rzeczy materialnych - to ZAWSZE starała się go spłacać. Nawet, jeśli było to niemożliwe i z góry skazane na porażkę, wymordowana nigdy nie uciekała od powinności. Była niezwykle honorowa, i w tej sytuacji również miała zamiar słowa dotrzymać. Uśmiechnęła się jeszcze, ostatni raz, racząc doktora spojrzeniem dwóch, różnokolorowych ślepi. Wiedziała, że Ran Kiyoshi nie miał pojęcia, kim była Marcelina; w końcu jej iluzja doskonale oszukiwała otoczenie. Mruknęła więc charakterystycznie na pożegnanie, mając nadzieję, że być może ten zorientuje się dzięki temu nieznacznemu gestowi, do jakiej rasy zaliczała się jego nowa, stała pacjentka.
Spieszyła się, dlatego nie czekając dłużej, opuściła pospiesznie gabinet. Już niedługo miało spełnić się jej przeznaczenie. Zemsta, którą obiecał jej Aragot.

z/t
                                         
Marcelina
Poziom E
Marcelina
Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 4 z 4 Previous  1, 2, 3, 4
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach