Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 3 z 4 Previous  1, 2, 3, 4  Next

Go down

Pisanie 23.03.16 21:40  •  Gabinet lekarza - Page 3 Empty Re: Gabinet lekarza
- Wysyłali cie za mury? - Uniósł w zdziwieniu brwi ku górze, zaraz po tym, jak wyłapał ten strzępek informacji. Ledwie sobie wyobrażał, że spotka ją tutaj, a co dopiero w mundurze na jakiejś misji. Lekka abstrakcja. Z drugiej strony córka niebieskiego, więc być może władza próbowała ocenić jej użyteczność na różnych stanowiskach. Sam za dużo nie wiedział o Berenice, tyle co jakieś wieści mimowolnie go dosięgły. Nie w jego stylu było wypytywanie innych o innych, a i miał lepsze rzeczy o roboty niż zatapianie się w lekturę czyichś akt - przykładowo kopanie dołów pod dyktando jakiegoś naukowca...cholera.
Gdzie po drodze nawet parsknął na wiec o domniemanym masochizmie Polki. Ale to i chyba tyczyło wszystkich wojskowych, nawet jaka kąśliwa uwaga mu się zaczaiła propo tej kwestii, jednak nim zdążył otworzyć usta to ta zdążyła otworzyć drzwi.  Polak skrzywił się gdy został przekazany w kolejne medyczne ręce.
- Gdzie z łapami? Co ja kurwa nóg nie mam? - Pierwszy zgrzyt nastąpił już w momencie w którym chciano mu pomóc wstać z wózka i ustawić się do zdjęcia.
- Czy ja wyglądam na kogoś kto pierwszy raz ma robione zdjęcie? - drugi, gdy ktoś próbował zacząć mu wyjaśniać zasady wg. których są robione zdjęcia rentgenowskie.
- Już, kurwa, rwę się na maraton. - Trzeci, gdy zwrócono mu uwagę, że ma się nie przez chwilę nie ruszać. Mimo, że musiał wszytko komentować i wszystkiego się czepić pielęgniarz zdawał się być wyposażony w anielską cierpliwość.
Cały cyrk na szczęście szybko się skończył. Adrian znów przemierzał korytarz swoją limuzyną w asyście Bereniki, która posiadała rzekome fotki. Problem polegał jednak na tym, że Arata zasłabł i nie było lekarza na dyżurze z którym można byłoby konsultować wyniki. Zanim ściągną drugiego minie trochę czasu. Informująca o tym wszystkim pielęgniarka z uśmiechem na utach zaproponowała Kaukazowi by został bo i tak na obserwacji pewnie będą go chcieli zatrzymać.
- Chyba żartujesz.
- Nie, nie żartuję i nie pamiętam w którym momencie przeszliśmy sobie na "ty" - zmieniła ton na ostrzejszy.
- Właśnie w tym. Nie mam zamiaru tu gnić. Jeśli na jakimkolwiek łóżku będę dziś spał - to swoim. - Stwierdził uparcie, a wszystko co po tym nastąpiło było tego konsekwencją. Począwszy od wykłócania się z pielęgniarkami z zabiegówki, poprzez sam pobyt w takowej i przeżycie ich podejścia do pacjenta, które Kaukaz tylko pogarszał. Cały koszmar skończył się po kilku godzinach, kiedy to Adrian uposażony w kule i gips wsiadł do taxówki, żegnając Bere umęczonym spojrzeniem.

z/t
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 12.04.16 22:27  •  Gabinet lekarza - Page 3 Empty Re: Gabinet lekarza
(Nie wiem czy ktos tu jest czy nie, jeżeli tak to przepraszam)

Rutynowe badania czas zacząć! Char chyba najbardziej nie lubiła tej części swojej pracy, lecz nie ma co narzekać, lubiła poznawać nowych ludzie ale nie ukrywajmy... Na rutynowych badaniach średnio to się uda. Naprawdę wolała już chodzić między salami w szpitalu, mogą pomóc pacjentom. Czasami mieli dużo do powiedzenia i to było fajne. W każdym razie, zasiadła przy biurku, lekko zdekoncentrowana a to dlatego iż pierwszy raz siedzi w tej sali. Niestety na chwilę pokój pielęgniarek był niedostępnym więc Char musiała użyć tego. Nie czuła się tu dobrze, bardziej jak intruz który zasiadł na nieodpowiednim miejscu, ba! Ukradł je i jeszcze pracuje... No ale cóż, jak mus to mus. Przejrzała listę dzisiejszych pacjentów i zdziwiła się, że nie było ich zbyt wiele. To dziwne, gdyż uczniowie powinni odbyć swoje rutynowe badania u pielęgniarek, tak zwane obiegówki. O dziwo mało było pobrania krwi, ale zapewne wyjdzie to w praniu, jak zwykle.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 16.04.16 15:50  •  Gabinet lekarza - Page 3 Empty Re: Gabinet lekarza
Stuk-puk do drzwi. Delikatne uderzenia, a zaraz po nich poruszająca się klamka, aż w końcu otwarły się drzwi i do pomieszczenia cicho wsunęła się pierwsza z pacjentek przybyłych na te standardowe badania. Weszła do pomieszczenia sama, co w sumie nie powinno jednak dziwić, skoro badanie były wymogiem szkoły i to szkoła ich tam zawiozła. Z tego też powodu miała na sobie standardowy mundurek Akademii Shiroi w którym wyglądała bardzo... Pusto. Jak śliczna laleczka w stroju typowej uczennicy. Brak wyrazu twarzy i blada cera dodawały do tego, że to nie byle jaka laleczka, lecz porcelanowa i nieco przerażająca. No ale w dalszym ciągu była człowiekiem, prawda?
- Dzień dobry - przywitała się już po zamknięciu drzwi.
Przez chwilę wahała się co zrobić. To nie było standardowe wydarzenie. To nie było coś z czym się już zetknęła, ani coś co wliczyłaby do swojego planu dnia i w czym dokładnie wiedziałaby jak postąpić. To było coś... Niespodziewanego. Nie wiedziała, że mają dzisiaj iść na badania. Jak to się stało? Nie miała pojęcia jakim cudem ominęła ją tak bardzo ważna informacja, ale teraz czuła się przez to zestresowana. No bo... Co zrobić? Jak zachować się na badaniach? Co jej będą badać? Co będzie musiała wtedy robić? Co wtedy się stanie? Czego od niej oczekują? Czego oczekuje od samej siebie? Co tutaj robić?
Rozejrzała się szybko po pomieszczeniu. Za biurkiem siedziała kobieta, przed biurkiem stało krzesełko - najpewniej dla pacjentów. Tak? No bo chyba właśnie tak to działa - człowiek przychodzi, siada i... jest badany? Nie zauważała tutaj innych poszlak tego co mogłaby zrobić. Choć ogółem pomieszczenie było absolutnie w jej stylu - czyste i uporządkowane. A jednak nie na tyle uporządkowane by jasno mówiło co się w nim robi. To ją w pewnym sensie drażniło. Tak z tyłu umysłu, na samym jego skraju, zaczynała szczerze nie lubić tego miejsca. Było niefajne.
Poprawiła kosmyk włosów spadający na czoło. A później jeszcze ten z drugiej strony. I wtedy było już wszystko perfekcyjnie. I wtedy zdecydowała się na ruch. Podeszła do krzesełka, odsunęła je, przysiadła na nim i wpatrzyła się w kobietę. No, to teraz już powinna dostać jakieś wskazówki do tego co, gdzie i jak.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 26.11.17 14:48  •  Gabinet lekarza - Page 3 Empty Re: Gabinet lekarza
Shazam jak zwykle siedział w szpitalu, chociaż dochodziła już wieczorowa pora. Wczoraj nie był w swoim mieszkaniu, dzisiaj też nie zamierzał do niego wracać, bo szpital dawał mu te same wygody, więc po co miał męczyć nogi i spacerować po M3? Zresztą o tej godzinie rzadko kiedy zdarzał się zagubiony pacjent, który szukał pomocy lekarskiej. To całkiem zabawne, że po piętnastej pacjencji uznają, że nie są już na tyle chorzy, żeby iść do lekarza, ale za to w godzinach porannych dosłownie umierają i błagają go o leki. W każdym razie Shazamowi to było nawet na rękę. Zjadł już obiad, ze stołówki zabrał kanapki, które zapełnią jego brzuch wieczorem, a w gabinecie posiadał jeszcze elektryczny czajnik, czyli miał wszystko, czego tylko potrzebował. Co prawda, kiedy już zabierał się do czytania swojej ulubionej książki - encyklopedii medycyny, do jego gabinetu ktoś zapukał. Nie mając za bardzo wyjścia, znowu założył swój lekarski kitel i zaprosił przybysza do środka. Okazało się, że była to mała dziewczynka z mamą. Brzdąc od kilku dni strasznie gorączkował, wymiotował i czuł ból w płucach. Szybkie badanie potwierdziło, że dziecko będzie musiało znaleźć się na tutejszym oddziale, więc takie też zalecenie wydał blondyn. Kiedy tylko pielęgniarka odprowadziła już małą do sali, żeby przebrała się w szpitalne piżamy, Shazam zatrzymał jeszcze na moment matkę w swoim gabinecie i kazał jej zamknąć za sobą drzwi. Dla wielu mogłoby to wyglądać podejrzanie, ale pielęgniarka spodziewała się już co takiego zajdzie w zamkniętym gabinecie.
- Mam do Pani bardzo ważne pytanie, więc proszę się skupić. - zwrócił się do niej spokojnym głosem, siadając za swoim biurkiem i wbijając w nią swoje oczy - Pragnie Pani śmierci swojej córki czy jest zwyczajnie na tyle durna, że nie chciała przychodzić do lekarza? - jego ton głosu zmienił się diametralnie, a z twarzy dało się wyczytać, że Shazam jest wręcz wściekły. Matka nie przychodziła z dzieckiem do lekarza przez tyle dni, chociaż mała potrzebowała leków bardziej, niż dyktator potrzebował przychylnej mu prasy. Z punktu widzenia lekarza taka długa zwłoka była po prostu istnym przejawem debilizmu, którego nie zamierzał tolerować. Mógł być miły, ale jeśli ktoś świadomie działał na szkodę innego człowieka, to wtedy nie miał już żadnych hamulców. Jeśli takiej osobie nie wyjaśni się wprost, że zrobiła największe głupstwo jakie tylko mogła, to będzie nadal je powtarzała, a terapia szokowa może temu zapobiec.
- To, co Pani idiotycznie zdiagnozowała jako mocniejsze przeziębienie, to w rzeczywistości minoris adversarius. Jeśli przez kolejne kilka dni nadal uważałaby Pani, że praca jest ważniejsza od wizyty u lekarza z dzieckiem, to nie miałaby Pani córeczki. Rozumiem, że pensja jest ważniejsza od życia własnego dziecka? Proszę wyjść z mojego gabinetu i nie pokazywać się mi więcej na oczy. - warknął na nią, tłumacząc jednocześnie co takiego mogło się wydarzyć, gdyby zwłoka była choć trochę dłuższa. W stosunku do takich osób Shazam miał właśnie najmniej cierpliwości. Karierowicze zapatrzeni tylko w swojego szefa, stanowisko, pozycję, pensję. Zaniedbują siebie, zaniedbują wszystkich dookoła siebie i przez własną chciwość oraz głupotę szerzą dookoła tylko ból i cierpienie. Kiyoshi był przynajmniej na tyle przytomny, że zdawał sobie z tego sprawę i dlatego nigdy go nikogo zbytnio się nie zbliżał. Nie było więc również szansy na to zranienie kogokolwiek.
- Nie będę się powtarzał. Żegnam. Koniec wizyty. - dodał suchym głosem, kiedy matka próbowała jeszcze cokolwiek powiedzieć. W końcu też wyszła, ale to trzaśnięcie drzwiami było chyba słychać w połowie szpitala. Zapewne następnego dnia Shazam znowu usłyszy od ordynatora reprymendę, jak to zawsze miało miejsce w takich przypadkach. Teraz lekarz nie miał jednak ochoty na dalsze czytanie lektury. Zamiast tego zdjął z siebie kitel, usiadł na fotelu i wyciągnął nogi na biurko, a książka, która do tej pory znajdowała się w jego dłoniach, znalazła się teraz otworzona na jego twarzy. Shazam nie spał, ale taka pozycja zawsze pozwalała mu się zrelaksować. Nawyk z czasów studenckich, kiedy często zasypiał tak podczas sesji.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 26.11.17 15:49  •  Gabinet lekarza - Page 3 Empty Re: Gabinet lekarza
To chyba tu.
Marcelina, zgodnie z informacjami, które udało jej się uzyskać od androida Lentarosa i innych łowców skierowała się do szpitala w poszukiwaniu niejakiego Shazama. Musiała przyznać, że trochę bała się tej wizyty - nie ze względu na ewentualną diagnozę czy przebieg leczenia, bo sama mogła się domyślić, jak ono będzie wyglądać. Jako medyczka doskonale wiedziała, czego spodziewać się po tego typu chorobie. Bała się innego aspektu - mimo dobrego samopoczucia i doskonałego opanowania sztuki nakładania na siebie iluzji oraz posiadania fałszywych dokumentów wizja wykrycia jej przez personel wręcz paraliżowała dziewczynę. Po dość długim błądzeniu po korytarzach, przepytywaniu personelu i przypadkowo spotkanych ludzi w końcu dotarła do drzwi, w których przyjmował poszukiwany przez nią lekarz. Nim w ogóle podeszła do drzwi, z pomieszczenia wypadła wściekła kobieta, która trzasnęła za sobą drzwiami. Szła nerwowo, dość głośno klnąc pod nosem, kierując swoje złe słowa głównie w kierunku lekarza, u którego jeszcze przed chwilą była. Zdezorientowało to trochę Marcelinę. Wymordowana nie wiedziała, czego mogła się spodziewać, w końcu jednak zapukała nieśmiało i uchyliła drzwi, próbując dostrzec coś przez otwierane powoli drzwi. Wsunęła się do środka i spojrzała na mężczyznę, który siedział na krześle z wyłożonymi nogami na biurku i z dość grubą książką na twarzy. Widok, który zastała trochę rozbawił ją, dzięki czemu pozbyła się frustrującego niepokoju. - Dzień dobry. - przywitała się, wchodząc do środka i zamykając drzwi. - Przyszłam w dość... nietypowej sprawie.
Podeszła do biurka, siadając na krześle i przyglądając się człowiekowi, któremu musiała zaufać. - Dostałam pana namiary od przyjaciół z kanałów. - miała nadzieję, że lekarz zrozumie sugestię. Nie chciała na samo dzień dobry krzyknąć, że polecili go łowcy, wiedziała też, że szarzy obywatele miasta-3 nie mają pojęcia o miejscu przebywania buntowniczej organizacji czerwonookich. Jeśli Lentaros nie kłamał, siedzący naprzeciwko niej jegomość powinien szybko załapać, że i ona przebywa w mieście raczej nielegalnie. - Mam problem z kamienną brodawką.
Wstała, zsuwając trochę spodnie i pokazując mu gojącą się coraz lepiej ranę. - Przez kilka dni miejsce to smarowane było specjalną maścią. Mimo to brodawka jest niedoleczona - musiałam z pewnych przyczyn przerwać kurację, która trwała tylko trzy dni. Ciągle czuje się osłabiona i boli mnie głowa, zdarzyło mi się nawet zemdleć.
                                         
Marcelina
Poziom E
Marcelina
Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 26.11.17 17:24  •  Gabinet lekarza - Page 3 Empty Re: Gabinet lekarza
O czym to pisałem wcześniej? Że o tej godzinie nie przychodzą już pacjenci? Tak mogłoby się wydawać, ale Shazam zapomniał o pacjentach, którzy nie figurują w systemie, jednak temu nie ma się co dziwić. Niezapowiedziani goście zdarzali się się dość rzadko, więc nie sposób było przewidzieć kiedy zapukają do drzwi jego gabinetu albo i mieszkania. Niektórzy bowiem odnaleźli nawet jego lokum, co wprawiało go w podziw. W końcu nie tak łatwo odnaleźć kogoś w tak gigantycznym mieście jakim jest M3. Dzisiaj los chciał, że trafiło akurat na gabinet. Blondyn miał właśnie już wstawać i zrobić sobie herbaty, kiedy drzwi się otworzyły, a do jego uszu dotarł kobiecy głos. Zanim zdjął książkę z głowy w myślach modlił się, żeby to nie była kolejna matka, która chce zabić swoje dziecko przez własną głupotę i tym razem go wysłuchano. W pomieszczeniu zjawiła się bowiem zwykła dziewczyna. No, zwykła jeśli chodzi o samą terminologię, bo jej wygląd raczej odstawał delikatnie od obrazu, jaki staje przed oczyma Shazama kiedy pomyśli sobie o kobietach. Nie było to w żadnym razie nic złego, ale po prostu nie spotkał się jeszcze z tak wyrazistym stylem. Być może zamknięcie się w ścianach szpitala robi swoje, bo akurat od osób tutaj pracujących wymaga się szczególnego dresscode. Przynajmniej blondyn nie czuł się jak odludek ze swoimi kolczykami w uchu. W każdym razie w momencie wejścia pacjentki do gabinetu, Kiyoshi od razu usiadł tak, jak należało i nawet poprawił krawat! Znaczy... Poluźnił go, bo już mu trochę przeszkadzał, ale to też liczy się jako jakaś poprawa.
- Poproszę naz... - tutaj przerwał, bo usłyszał, że przyszła od kanalarzy. Papiery zostały odłożone na bok, długopis ponownie spoczął na blacie biurka - W takim razie nici z dokumentacji. Świetnie. I tak nienawidzę jej wypełniać. - skomentował to, rozsiadając się wygodniej w fotelu. Ostatnio miał u siebie członka Kościoła Nowej Wiary, który raczej mieszkańcem miasta nie był, a niedługo później zawitała do niego dziewczyna, która dowiedziała się od nim od Łowców. W takim momencie Shazam zaczynał zastanawiać się czy dyktator na pewno ma kontrolę nad miastem, a jego wojsko chroni murów, bo jeśli tak faktycznie jest, to chyba ci wszyscy przybysze mają jakieś magiczne moce omijania patroli. Jednocześnie blondyn nie zdawał sobie sprawy, że jego istnienie było już dyskutowane pomiędzy innymi "zewnętrzniakami". Jak tak dalej pójdzie, to całkiem możliwe, że już nigdy nie będzie narzekał na nudę. Teraz jednak postanowił skupić się na tym, co mówi do niego pacjentka. Już po pierwszym zdaniu wstał z miejsca i podszedł do szafki, żeby wyjąć z niej gumowe rękawiczki. Tym razem zaopatrzył się także w maseczkę. Kamienna brodawka rozprzestrzenia się przez kontakt z zarażonym więc lepiej zabezpieczyć się przed faktem.
- Muszę ją zobaczyć, ale od razu Panią ostrzegam, że mogę mieć zimne ręce. - rzucił dla rozluźnienia sytuacji i przyjrzał się miejscu zakażenia. Shazam dotknął zdezynfekowanej rany, żeby spróbować wyczuć pod opuszkami palców twarde punkty wielkości ziarenek piasku. W niektórych miejscach niestety zaczęły tworzyć się na nowo, co wymagało interwencji.
- Skoro wiem skąd Pani pochodzi to chyba pytanie o powód przerwania kuracji mija się delikatnie z celem. Podejrzewam, że zdaje sobie Pani sprawę z tego, jak przebiega leczenie? W niektórych miejscach na nowo wytworzyły się zaskórniaki i stąd obrzęk oraz ogólne złe samopoczucie. - odezwał się, odchodząc na kilka kroków od Marceliny, żeby od razu wyrzucić rękawiczki do kosza, a zaraz za nimi również maseczkę. Zanim to jednak zrobił, całość zamknął szczelnie w woreczku, żeby czasem połowa miasta nie była zarażona. Nie ufał firmie utylizującej odpady medyczne, ale on mało komu ufał.
- Będzie trzeba zrobić niewielkie nacięcia, a następnie usunąć przyczynę infekcji. Dam również Pani maść z krwawnika jadalnego i grzybów purri, ale mamy jeden problem. W tym gabinecie nic nie zrobię. Nie mam skalpela, nie mam znieczulenia, nie mam nawet płynu do dezynfekcji. Jest też za wcześnie, żebym tak po prostu wparował koledze do innego gabinetu. - gdyby to była oficjalna wizyta, to nie byłoby z tym żadnego problemu. Shaz zostawiłby kartę w rejestracji, wpisał odpowiedni zabieg, zajął gabinet i robił swoje bez potrzeby ukrywania się po kątach. Tak jednak nie było i to komplikowało trochę sprawę. O ile zwykłe tabletki mógł podać od ręki, tak samo zresztą było z maścią, o tyle w przypadku zabiegu musi to być trochę bardziej skryte.
- Godzina. W ciągu najbliższej godziny reszta lekarzy powinna pokończyć dyżury. Szpital się wtedy delikatnie rozluźni i będę mógł zająć inny gabinet. Ufam, że to nie będzie problemem? A w międzyczasie... Może napije się Pani herbatki? Malinowa, cytrynowa, cejlońska czy zwykła? Niestety nie mam zielonej. - w zasadzie to już zdecydował za pacjentkę. Nie wypuści jej stąd z chorobą, która może zarazić resztę mieszkańców, a w dodatku jeszcze ją zabić. Mieszkańcy pewnie zostaliby wyleczeni, ale o Marcelinie tego samego nie mógł powiedzieć.
- Ah, pewnie Pani już wie, ale nazywam się Ran Kiyoshi. Miło poznać. - rzucił jeszcze przez ramię, nalewając wody do czajnika. Będą musieli znieść swoje towarzystwo przez najbliższe kilkadziesiąt minut, ale to wszystko dla dobra pacjentki.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 26.11.17 18:23  •  Gabinet lekarza - Page 3 Empty Re: Gabinet lekarza
Uśmiechnęła się delikatnie pod nosem. Mimo, iż posiadała nieprawdziwą tożsamość, którą udowodnić mogła równie fałszywymi dokumentami wolała obyć się w tej sytuacji bez zbędnej dokumentacji. Skoro było to na rękę lekarzowi nawet nie komentowała tego tematu.
Parsknęła śmiechem pod nosem, słysząc o chłodzie jego lekarskich dłoni. Cóż, ona sama nie mogła pochwalić się zbyt ciepłym ciałem - jeśli Shazam planował zmierzyć jej temperaturę nie mogła zapomnieć uprzedzić go, że stała temperatura jej organizmu jest niższa od przeciętnych trzydziestu sześciu stopni. Wolała uniknąć zbędnej, mijającej się z prawdą diagnozie związanej z wychłodzeniem bądź inną chorobą, która mogła być powodem jej niższej temperatury.
Słuchała doktora uważnie, naciągając spodnie z powrotem na biodra. Skinęła głową, nie oponując. Podejrzewała już wcześniej taki przebieg tej choroby - czuła, że Joseph jedynie na chwilę zatrzymał i cofnął przebieg strasznej choroby, nie zabił jej. Dlatego Marcelina z ulgą przyjęła informacje, że Ran Kiyoshi zajmie się jej ciałem już za godzinę. Jemu ufała bardziej niż Josephowi Mengele. - Miło mi. Jestem Marcelina. - Shazama nie podejrzewała o chore skłonności do nadużywania własnych kompetencji i faktu posiadania własnego gabinetu, który można zamknąć na klucz bez konsekwencji. - Dobrze, w takim razie poczekam. Chcę pozbyć się tego cholerstwa, ciąży mi od dłuższego czasu.
Gdy wspomniał o herbatce nie zastanawiała się długo. Tego jej brakowało - kubka, szklanki bądź innego naczynia do którego wrzuci się herbatę w postaci torebki bądź ziół i zaleje gorącą wodą. Dawno nie piła herbaty - na desperacji rzadko może pozwolić sobie na takie luksusy, nawet, gdy przebywa we własnym gabinecie w kasynie. I tam często tego typu towary kończą się zbyt szybko.
Właściwie... dlaczego Marcelina nadal zajmuje się kasynem? Dlaczego po prostu nie przeprowadzi się do miasta-3 i nie zajmie się prowadzeniem swojej szakalowej działalności? Wszystkie łupy, które przypadałyby jej zostałyby z nią, nie poszłyby w większej części do opłacenia załogi i kasynowych fantów. W dodatku teraz, po spaleniu sali głównej zmuszona była zdobyć konkretną gotówkę, by wyremontować lokal. Do tej pory kasyno było też źródłem wielu nieszczęść - zginął Dżerard, zginęła Atrita, Lokstar stracił rękę, Kassandra została porwana i pożarta przez kundli. I to wszystko tak naprawdę spoczywa na jej barkach - na barkach właścicielki, opiekunki. Może i matki. Dziewczyna zamyśliła się. Szybko znalazła odpowiedź. Kasyno było po prostu jej. Należało do niej, tymi rękami wybudowała je i stworzyła zalążek domu dla tych wszystkich, bezdomnych ciamajd. Shay, Motyl, Lokstar, Zia, Elisabeth, windykator Hyena czy kasynowy informator, Neely. Tęskniła za nimi. Obiecała sobie, że gdy powróci, urządzi najlepszą, desperacką parapetówę.
A desperackim kundlom jeszcze nie raz skopią dupy. - Malinową poproszę.
                                         
Marcelina
Poziom E
Marcelina
Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 26.11.17 19:58  •  Gabinet lekarza - Page 3 Empty Re: Gabinet lekarza
Fałszywa tożsamość znacznie ułatwiłaby całą sprawę, ale fakt faktem wzmianka o całym zabiegu pozostałaby w rejestrze, a sposób na zarażenie się kamienną brodawką nie było dość sporo. Każdy z nich z pewnością zainteresowałby władze szpitala, które następnie zawiadomiłyby władzę. Kontakt z zarażonym? Trzeba odnaleźć sprawcę. Zainfekowanie rany? Trzeba przeszukać miejsce, w którym mogło dojść do infekcji. Brak higieny? W M3? To już strasznie podejrzana sprawa, ale może i możliwa do wytłumaczenia. W każdym razie wszystkie opcje z pewnością byłyby wrzodem na tyłku dla Marceliny, ale Shazam miałby ręce czyste. Nie piszę tutaj, że skorzystałby z takiego rozwiązania, ale przynajmniej mógłby sobie pomarudzić, że powinien to zgłosić tak, jak zawsze to robi. Nigdy jednak sprawa nie poszła dalej, niż niewinne marudzenie. Zresztą to mogli potwierdzić wszyscy, którzy u niego byli, choć nie zawsze wizyta przebiegała w przyjaznej atmosferze. Ludzie, którzy nie mają nic do stracenia mają tendencję do agresywnych zachowań, ale tym razem Shazam trafił na kogoś normalnego. Ba! Nazwanie Marceliny normalną byłoby lekkim niedocenieniem, bo trzeba się naprawdę naczekać na to, żeby w jego gabinecie usłyszeć śmiech, a tymczasem blondyn otrzymał go prawie na samym starcie. To już dobrze wróżyło na najbliższą godzinę.
- Podejrzewam. Kamienna brodawka potrafi być strasznie upierdliwa, bo systematycznie wymęcza organizm. To i tak dziwne, że jesteś aż tak żywotna pomimo przerwania kuracji. Najwidoczniej coś Was tam musi hartować. - odrzekł z niemałym podziwem, bo wiedział, że sam pewnie by nie mógł znieść aż takiego wystawienia na chorobę. Zresztą on rzadko kiedy mógł skarżyć się nawet na katar, a co dopiero na takie poważne choroby jak kamienne brodawki.  Przywilej i jednocześnie minus życia w mieście. Ciężko było się tu czymś zarazić, łatwo było się wyleczyć, ale przez to życie bywało też nudniejsze. Może właśnie dlatego Shazam zaczął przyjmować osoby o wątpliwym pochodzeniu. Z nimi przynajmniej ma więcej zabawy przy leczeniu i stawianiu diagnozy. Zazwyczaj przychodzą do niego z czymś poważniejszym, niż ze zwykłą anginą lub zapaleniem płuc.
- Malinowa? Doskonały wybór. Tutaj w M3 mamy najlepsze maliny po tej stronie globu. Tak samo sztucznie hodowane jak wszystko inne, a mimo tego najlepsze, bo przynajmniej są. A pomyśleć jeszcze, że potrafili schować to do małej torebki, która zabarwia wrzątek i sprawia, że kubki smakowe czują maliny. Jedno z osiągnięć ludzkości w malutkim kawałku papierka. - zażartował, przeszukując kolejne szafki w poszukiwaniu odpowiedniej herbaty, ale koniec końców dostał to, czego szukał. Sam do swojego kubka wrzucił herbatę cejlońską, która też zaraz zalał wodą. Przed Marceliną postawił natomiast zwykły, czerwony kubek z białym napisem "Najlepszy lekarz", który niestety nie był jego. Jemu pacjenci nigdy nie przynosili prezentów. Obok kubka znalazła się natomiast cukierniczka i łyżeczka do wymieszania wszystkiego ze sobą.
- Może to nie porcelana, ale ostatnim razem jak prosiłem ordynatora o srebrną zastawę do gabinetu, to zabrał mi dwa dni urlopu. Chyba kiepski ze mnie negocjator. - podzielił się swoją historią, wzruszając przy tym ramionami i zasiadając w swoim wygodnym fotelu. Skoro i tak mieli zabić jakoś czas, to najlepiej zrobić to rozmową. Nie ma bowiem chyba nic bardziej krępującego niż cisza pomiędzy dwiema osobami znajdującymi się w tym samym pokoju. Shazam wolałby wtedy czytać nawet skład jakiegoś lekarstwa, aniżeli po prostu siedzieć i wpatrywać się bezgłośnie w jakiś punkt na suficie. To było jakieś takie nieludzkie.
- Więc... Co to za przyjemniaczek Cię ugryzł? Zawsze mnie ciekawiły tereny za murem, ale tutejsze biur podróży organizuje wycieczki jedynie do innych miast. To był pies? Wilk? Pantera? Zmutowany niedźwiedź? - pomimo żartobliwego tonu, lekarz był całkowicie poważny. Ciekawiło go jakie zagrożenia mogą czekać na ludzi na Desperacji i jak wygląda tam życie. W końcu dla niego był to całkowicie inny świat, którego jeszcze nigdy nie doświadczył i nie bardzo wiedział w jaki sposób miałby doświadczyć. Dla niego ochrona murów wydawała się cholernie szczelna, ale jak widać nie znał po prostu sposobu, żeby ją ominąć. To był ten problem.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 26.11.17 21:38  •  Gabinet lekarza - Page 3 Empty Re: Gabinet lekarza
Pokiwała głową z delikatnie uniesionymi wargami. Tak, zahartowało ją desperackie życie. Zahartowały ją szakale, które przyjęły ją, gdy ta miała zaledwie piętnaście lat. Banda nauczyła ją hardkorowego życia pełnego czystej adrenaliny, niebezpieczeństw i ciągłego narażania własnego życia. Nauczyły też honorowości, wzajemnej pomocy i trzymania się razem. W grupie siła, tak mówili. Szakale nie śmieją się bez powodu, takie było ich motto... takie jest ich motto nadal. - Powiedzmy, że przeszłam doskonałe, survivalowe szkolenie.
Kiwnęła głową na każde kolejne słowa lekarza. Shazam był wyjątkowo rozgadany, co jednak nie przeszkadzało Marcelinie - wręcz przeciwnie, pacjentka wszak była uznawana za dość gadatliwą. - Uwielbiam herbaty. Sama mam wielką ich kolekcję, każdy smak, rodzaj, mam nawet kilka pudełek z miasta-1 i miasta-5. - pochwaliła się, krzyżując ręce na piersi i opierając się całym ciężarem o oparcie krzesła. - Byłeś kiedyś w innej metropolii? - Przyjrzała się czerwonemu kubkowi, obracając go. - Fajny. Lubię takie. - oceniła, biorąc kubek do ręki i sącząc powoli napój. Nie ukrywała, że smak bardzo jej odpowiadał. - Pyszna!- zrobiła kolejny łyk, uraczając niebieskim spojrzeniem Rana. Głośno nabrała powietrza i wypuściła, spoglądając w górę i sprawiając wrażenie zastanawiania się. Co miała mu odpowiedzieć? Że ugryzła ją mara, która należała do przywódcy desperackiego gangu DOGS? A może potem dodać jeszcze, że sama Marcelina posiada identyczną moc, mając do swojej dyspozycji siedem kotowatych mar, które otrzymała od demona, któremu zaprzedała własną duszę? - Wilk. - odpowiedziała, biorąc kolejny łyk pysznej herbaty. Odpowiedź nie mijała się z prawdą - Growlithe był panem mar, które przypominały wilki. Starcie ich z jaguarami Marceliny z pewnością mogłyby być ciekawym spektaklem, do którego z podejrzanych powodów nie doszło wtedy, w kasynie. Wymordowana do dzisiaj nie mogła zrozumieć, dlaczego stało się tak, a nie inaczej. Podejrzewała nawet własny lokal o jakąś tajemniczą klątwę, od informatora wiedziała jednak, że żaden z kundli nie posiadał podobnych umiejętności.
Chciała dowiedzieć się trochę o tymże lekarzu. Bardzo ciekawiło ją jego życie i powód, dla którego pomagał nieludziom mimo kłopotów, w jakie wpaść przez tą działalność mógł. - Dlaczego nam pomagasz? - zapytała, pilnując, by jej głos brzmiał nadzwyczaj obojętnie. Ot, zwykłe pytanie. - Często przychodzą do Ciebie tacy, jak ja?


Ostatnio zmieniony przez Marcelina dnia 26.11.17 23:16, w całości zmieniany 1 raz
                                         
Marcelina
Poziom E
Marcelina
Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 26.11.17 22:53  •  Gabinet lekarza - Page 3 Empty Re: Gabinet lekarza
A może i czegoś takiego brakowało Shazowi? Siedział w gabinecie, siedział wśród książek, siedział wśród chorych. W jego życiu brakowało czegoś ekstremalnego. Ktoś mógłby powiedzieć, że ratowanie ludzkiego życia się do tego zalicza, ale to nieprawda. Po paru miesiącach pracy człowiek przyzwyczaja się do takich widoków i przypadków, przez co działa jak maszyna. W zależności od określonego przypadku, w głowie otwiera mu się pewne szufladka, która zawiera w sobie sposób postępowania z pacjentem. Przez całą akcję lekarz działa na automacie, a dopiero kiedy emocje opadną i sytuacja trochę się uspokoi, często do niego wraca to, co zrobił. Wtedy jednak przeżycia już nie są takie same. Wszystko, co za murem wydawało mu się tak ciekawe i odległe, że z chęcią by kiedyś ich spróbował, nawet jeśli miałoby go to kosztować jego zdrowie czy bezpieczeństwo.
- Czasem wydaje mi się, że życie za murami to jedno, wielkie survivalowe szkolenie. - odrzekł spokojnie, z pewną dozą podziwu w głosie. To z pewnością nie należało do najłatwiejszych, a ludzie jednak tak żyli. Pewnie jest też różnica, jeśli człowiek rodzi się za murami miasta, a jeśli zostanie poza nie wyrzucony przez jakiś czas żyjąc w luksusie, ale nadal wszystko to wprawiało go w podziw.
- Hooo, w takim razie jesteś lepsza ode mnie. Ja znam różnicę pomiędzy herbatą zieloną, a cejlońską. No i wierzę w to, co napiszą na pudełkach. Nic więcej o niej nie wiem. Jakiś szczególny powód takiego zamiłowania dla herbaty? - zapytał, bo dla niego był to zwykły napój. Nie miał w związku z nim żadnych specjalnych wspomnień, nie pijał jej z nikim szczególnym, nie uratowała mu życia. Wiedział jednak, że wielu ludzi z pozornie nieważnymi przedmiotami lub potrawami potrafi wiązać naprawdę ciekawe historie. Przy odrobinie szczęścia znajdzie taką historię i u Marceliny.
- Nie mój, ale dzięki za komplement. Pacjenci nie doceniają mojego podejścia, więc nie dostaję prezentów. - odpowiedział z delikatnym śmiechem i obrócił się dookoła na krześle, delikatnie dmuchając w powierzchnię herbaty, żeby lekko wystygła. Nie lubił wrzątku, ale niestety nie było tutaj wody przegotowanej, którą mógłby dolać do kubka - Nie, nigdy nie wyjechałem z M3. Moja matka pochodzi z innego miasta, ale w domu jakoś nigdy nie rozmawialiśmy o innych ostojach ludzkości. Można powiedzieć, że to swego rodzaju temat tabu. Czemu? Nie mam zielonego pojęcia, ale jakoś nie interesują mnie inne miasta. Pewnie jest w nich podobnie, jak tutaj. - miasto od miasta nie będzie się wiele różniło. Być może spotka tam inną architekturę, inne ułożenie ulic, ale nic więcej. Ludzie są natomiast takim gatunkiem, że niezależnie do jakiego ich skupiska się trafi, to wszędzie znajdzie się jakieś podobieństwa. Każdy będzie gdzieś chciwy, arogancki, przyjazny, naiwny. W takich środowiskach Shazam nigdy nie doświadczy czegoś nowego, więc nie widział większego sensu w podróżowaniu do innych miast. Jeśli chciał bezpieczeństwa, miał je tutaj. Jeśli chciał luksusu, miał go tutaj. Wszystko miał pod ręką, więc wyruszanie do miast oddalonych o kilometry wydawało mu się słabym pomysłem. Na wspomnienie o tym, że herbata jest pyszna, lekarz się tylko uśmiechnął i podniósł do góry swój kubek. Skoro smakowała, to było mu nawet miło. W końcu sam zalewał torebkę wrzątkiem, czyli miał w nią jakiś wkład.
- Wilk? W takim razie miałaś dużo szczęścia, że chwycił Cię tylko raz. - pewnie to nie była cała historia, ale Kiyoshi nie zamierzał naciskać. Jeśli Marcelina twierdziła, że to wilk, w takim razie był to wilk. Czasami wiedzieć mniej oznacza wiedzieć więcej, a w sprawach ludzi zza muru Shazam przekonał się, że to właśnie bywa najlepszym wyjściem. W sumie wygląd rany by się zgadzał, ale mężczyzna podejrzewał, że nie skończyłoby się na jednym ugryzieniu. Z drugiej strony o wilkach wiedział jedynie tyle, ze istnieją, są agresywne, wie jak wyglądają i wie, że mogą człowieka zabić. Nigdy żadnego na własne oczy nie widział, a tym bardziej z żadnym nigdy nie walczył.
- Ooo, a o to jeszcze nikt mnie nie pytał. - odpowiedział na pytanie trochę wymijająco, ale było to tylko chwilowe. Upił bowiem jeden łyk herbaty, wypuścił gorące powietrze z ust i kontynuował - Przyjmuję z szacunkiem i wdzięcznością dla moich Mistrzów nadany mi tytuł lekarza i w pełni świadomy związanych z nim obowiązków przyrzekam obowiązki te sumiennie spełniać, służyć zdrowiu i życiu ludzkiemu, według najlepszej mej wiedzy przeciwdziałać cierpieniu i zapobiegać chorobom, a chorym nieść pomoc bez żadnych różnic, takich jak: rasa, religia, narodowość, poglądy polityczne, stan majątkowy i inne, mając na celu wyłącznie ich dobro i okazując im należny szacunek. Jest jeszcze dalsza część, ale ta chyba wystarczy, nie? W skrócie... Przyrzekałem. - wyrecytował w zasadzie połowę przyrzeczenia, które składał przed objęciem tytułu lekarza, bo to właśnie najlepiej oddawało to, dlaczego to robił. Nie jego własne słowa, nie doświadczenia, a przyrzeczenie, które złożył z pełną odpowiedzialnością i zamierzał dotrzymywać do końca swojego życia. To nie była kwestia chcenia lub niechcenia, a silnej woli. Niektórzy potrafią się ugiąć przed medyczną administracją i machiną, która pożera niektórych chorych, a niektórzy nie mogą tego znieść i idą pod prąd. Do tej drugiej grupy należy właśnie Shazam, który nierzadko dostaje przez to po tyłku, ale jak widać... nadal tu jest, więc coś w jego podejściu musi podobać się dyrekcji.
- Zależy jak bardzo mnie obgadują. Czasem pacjent na miesiąc, czasem trochę więcej. Rzadko się jednak zdarza, żebym kogokolwiek widział dwa razy. Czy ich wyłapano, czy nie potrzebują mojej pomocy - tego nie wiem. Jednak część chyba dała sobie jakoś radę, skoro od nich się o mnie dowiedziałaś. Sam nie bardzo mam jak się reklamować, a z drugiej strony, jeśli ustawiałyby się do mnie długie kolejki, to sam też bym za długo tu nie posiedział. - odpowiedział rozbawiony, bo jego akurat cała ta sytuacja bawiła. Już wyobrażał sobie te wszystkie miny pracowników szpitala, kiedy z gabinetu wyprowadzaliby go funkcjonariusze specu. Lekarz, człowiek, który ma ratować ludzkie życia i troszczyć się o dobro pacjentów pomagający Łowcom, wymordowanym, ludziom spoza muru - zdrajca. Tego się jednak Shazam nie obawiał. Doskonale wiedział, że nie istnieje podział na tutejszych i tamtejszych. Wszyscy byli tylko ludźmi i każdemu należała się taka sama opieka medyczna. To, że niektórzy czuli się lepszymi od innych nie jest już jego problemem.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 26.11.17 23:39  •  Gabinet lekarza - Page 3 Empty Re: Gabinet lekarza
To wyłącznie survivalowe, hardkorowe życie, chciałaby skomentować. Powstrzymała się jednak - dla dobra własnego wolała nie ciągnąć niektórych tematów. Na swoje szczęście Ran okazał się być człowiekiem niedociekliwym, dlatego ze spokojem przeniosła się do innego, poruszanego i przede wszystkim lżejszego tematu. - Moja prababcia, Felicja bardzo lubiła herbatę. - zaczęła, biorąc kolejny łyczek. Herbata była jeszcze gorąca, dlatego Marcelina wolała uniknąć poparzenia języka. Znała to uczucie i nienawidziła go z całego serca. - Wiedziała wiele o zielarstwie. To ona zaraziła mnie miłością do ziół, a co za tym idzie, do herbatek również. - rozejrzała się nienachalnie po gabinecie, wzrokiem błądząc po ścianach, regałach, biurka i innych rzeczach. Była typem obserwatora, nie potrafiła utrzymać spojrzenia w jednym punkcie. - Nazywano ją wiedźmą. Mówiono, że była czarownicą, szeptano, że to szamanka. Ah, te zabobony głupiego ludu. - para z gorącego kubka miło łechtała jej nos. Wierzyła w magię, w bóstwa, demony, szamaństwo. W jej sytuacji nie było to jednak zaskakujące stwierdzenie. Wszak widziała ten świat na własne oczy, a wręcz stała się jego częścią. Wymordowana uśmiechnęła się szeroko na samo wspomnienie prababki i słów, które często padały pod jej adresem. Tylko ona, jej matka Anastazja i babka Jagoda znały sekret kobiety... tylko one wiedziały, że prababka Felicja była anielicą. I to nie byle jaką - upadłą. Być może dlatego Marcelina zawsze pakowała się w bliskie relacje ze złymi aniołami. W tym właśnie momencie dziewczyna pomyślała o dżinie, którego niedawno poznała - Hexie. Anioła poznała tego samego dnia, w którym go... no właśnie. Tutaj jej myśl się urywała.
Stwierdziła, że herbata jest bardzo słodka pomimo braku dodatkowego dosładzania. Dziewczyna nie przepadała za cukrem, który na niekorzyść zmieniał smak herbat. - Ja też nigdy w żadnym nie byłam. Słyszałam wiele opowieści, plotek i wspomnień, jednakże przyznam szczerze, że nigdy nie marzyłam o tym, by dostać się do któregoś z nich. Ludzie, którzy opowiadali mi o tamtejszych miastach opowiadali o lekko odrębnej architekturze, przewagi jednej czy drugiej religii, ewentualnie o przewagi jednej rasy ludzkiej nad drugą w kwestii liczebności. Życie towarzyskie, praca czy władza jest tam bardzo podobna do tej u nas, w kochanej, trzeciej metropolii.
Czego mogła się spodziewać po innych miastach? Z pewnością ludzie nie różnili się od tych tutaj. Tak samo naiwni, tak samo niepoinformowani i tak samo bezmyślni, żeby nie powiedzieć: głupi. Tylko nieliczne jednostki, stojące wyżej w hierarchiach mogły poszczycić się poinformowaniem na większą ilość tematów, zapewne w każdej z tych metropolii znalazłaby się jakaś organizacja rebeliantów, mafia, sekta. Układy miast i struktury bywały zawsze takie same. Pojęcie utopii było śmieszne. Ludzie nigdy czegoś takiego nie stworzą. To pojęcie jest dla nich zbyt idealne. - Wilk skończył jako dywanik w moim... - ups. - ...mieszkaniu. - uff, mało brakowało. Póki co Marcelina wolała nie wspominać o swoich profesjach, kasynach, gangach. To trochę za dużo jak na pierwsze spotkanie.
Hexowi i tak powiedziała zbyt wiele. Co zabawne, teraz dopiero zaczęła odczuwać gryzące wyrzuty sumienia z tego powodu. Ty głupia! Może to teraz wykorzystać przeciwko Tobie - i wiedziałaś to od początku. - Trochę jesteś znany wśród łowców. - przyznała, drapiąc się po podbródku. - Spotkałam tylko jednego, w dodatku androida. Nigdy u Ciebie nie był, wiadomo, androidy zwykle wybierają lekarzy o, ekhem, trochę innych kompetencjach. Słyszał o Tobie od innych czerwonookich, tak więc... czuj się sławny.
                                         
Marcelina
Poziom E
Marcelina
Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 3 z 4 Previous  1, 2, 3, 4  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach