Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 2 z 4 Previous  1, 2, 3, 4  Next

Go down

Pisanie 02.02.16 22:20  •  Gabinet lekarza - Page 2 Empty Re: Gabinet lekarza
Ostatnio Kamińska miała sporo wolnego. Jakimś cudem nie musiała wysiadywać w pracy nie wiadomo ile, dodatkowi szefowie w stylu Araty również nie atakowali co pięć minut z pięknymi tekstami w stylu "Ejże, Bere, robota czeka, weź zostaw te swoje gierki i chodź nam pomóż".
A ona, jak to ona, korzystała. Spojrzała na nowe gry, pomogła w testach zupełnie nowego tytułu, sprawdziła, czy nie wgrali kolejnych ciekawych sampli na jej instrumenty... A kiedy znudziło jej się siedzenie w domu, ruszała do biblioteki, aby przeczytać najnowsze książki. Krótko mówiąc, było spokojnie i przyjemnie. Dzisiaj jednak odebrała swój telefon i usłyszała, że Aracie mogłaby się przydać kolejna para rąk do pracy, więc niezadowolona ruszyła w stronę centrum miasta.
Nie żeby miała coś przeciwko lekarzowi, ale palił jak smok, a jego robota niekoniecznie podobała się Polce. Okazja spotkania z krwią niezbyt ją cieszyła, w dodatku ostatnio ciągle śniły jej się szkarłatnookie postacie, przypominające Łowców. Jedna Apteka, a tyle przeżyć, cholera.
Jednak szła. Powoli bo powoli, ale jednak. Jeszcze przed wejściem do gabinetu lekarza zauważyła, jak jeden z pracowników spogląda na nią tak, jakby jej współczuł. Usłyszała też, że do Araty trafił dosyć ostry przypadek skatowanego Eliminatora, co zapaliło lampkę u Luizy.
Zmasakrowany Eliminator zwiastuje kłopoty. Nie tylko z wychowaniem.
Dziewczyna przystanęła przed drzwiami do gabinetu i nabrała powietrza do płuc, a następnie powoli je wypuściła. Raz kozie śmierć, robota jest okropna. Zdjęła oprawki i przygotowała się do ewentualnego zasłaniania oczu w razie nieprzyjemnych widoków, a następnie zapukała, zanim zdecydowała się na własną rękę otworzyć drzwi.
Zajrzała.
Nie żeby widok tak poobijanego do granic możliwości Kaukaza jej nie przeraził... Wcale. Luiza z automatu zasłoniła oczy, jednak i tak zdołała jakoś wejść do pomieszczenia i zamknąć drzwi. Musiało to wyglądać komicznie.
- Nosz... Gorzej być już nie mogło, prawda? - warknęła, po czym nałożyła okulary i spojrzała w bok, starając się nie spoglądać na mężczyzn - Ten, tego... Dzień dobry. Po kiego wała...?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 04.02.16 0:37  •  Gabinet lekarza - Page 2 Empty Re: Gabinet lekarza
- Tak, a ja myślałem, że upierdliwość - Rzucił przekornie. Bo jakżeby inaczej. Potem wilkiem spojrzał na Aratę i wyseplenił mało wyraźnie pod nosem wiązankę epitetów w swym ojczystym języku pod adresem Araty, lekarzy i całej służby zdrowia. Wszędzie była taka sama - męcząca. Z nieskrywanym niezadowoleniem ściągnął więc wierzchnią warstwę munduru (kamizelkę, koszulkę) ubiegając medyków. Nim ci stwierdzą, że potrzebuje do tego pomocy. Niedoczekanie. Naturalnie, choć zrobił to sprawnie, ból temu towarzyszący odbił się wyraźnie na jego twarzy. Wynagrodziła to jednak satysfakcja. W końcu dał radę SAM. Takie akrobacje wypompowały z niego nieco energii, że Arata bez większych komplikacji mógł przedrzeć się przez bandaże. Polak nie wyrywał się, a jedynie napinał mięśnie gdy płaty gazy odklejały się w mało przyjemny sposób od rany.
- Ta sama osoba która tobie też może coś spierdolić - Wyrzęził. Szkoda, że grypa która atakowała jego gardło sprawiała, że brzmiał jak przepity menel. Do tego należy dodać jeszcze sugestywne spojrzenie w stylu "Tak, o mnie mowa" i nieznacznie uniesioną jeną brew. Tak, niestety Adrian był topornym typem osoby, która świadomie czy też nie robiła sobie pod górkę. To zdecydowanie był jakiś swego rodzaju talent. O czym przypomniał skalpel, który omsknął się Aracie.
- Oższ kur....- Wydał z siebie syk bólu i zmielone przekleństwo. Nie szarpnął się, choć i kosztowało go to sporo silnej woli. Jebany śmieszek. Polak zmrużył ślepia, gdy ten się tłumaczył i spoglądał tak na niego poprzez opadającą mu nieznacznie na oczy grzywkę. Dobrze wiem, że zrobiłeś to specjalnie, chuju. Pomyślał i wyraził tę myśl poprzez pokazanie środkowego palca lewą ręką. Najwyraźniej ta była wyjątkowo sprawna.
Przy kolejnej uwadze wywrócił oczami, nie mógł zaprzeczyć, że ten nie ma racji. On też nie miał zamiaru spędzić tu całej nocy. Westchnął więc niczym żołnierz idący na skazanie i spróbował się jakoś...zachowywać. Tak.
- Nosz... Gorzej być już nie mogło, prawda?
Parsknął pod nosem.
- Nie chwal dnia. Gdy taki skurwiel ma w łapie skalpel i nici... - Rzucił nieco poirytowany nawet nie spoglądając na dziewczynę. Był teraz, trochę za bardzo skupiony na swej frustracji, a przynajmniej dopóki rzeczywiście nie dostrzegł nerwowej i bladej Breniki. Uniósł jedną z brwi i spojrzał na Aratę. Też był ciekawy, po kiego wała ona tutaj?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 04.02.16 16:06  •  Gabinet lekarza - Page 2 Empty Re: Gabinet lekarza
- Widać, ze jesteś nietutejszy. Nadal źle wymawiasz niektóre słowa. To cywilizacja, a nie upierdliwość, ale nie martw się. Kiedyś opanujesz japoński, Ad-chan. - rzucił, w ogóle nie przejmując się jakimiś barbarzyńskimi zaklęciami wypowiadanymi przez Kaukaza pod nosem. Arata zawsze zastanawiał się jak ludzie mogli wymyślić taki język. Przecież brzmi on zupełnie tak, jakby Polakowi protoplaście wybito wszystkie jedynki, a potem kazano wypowiadać kolejne słowa. Te wszystkie sz, cz, rz, ż i inne cuda na kiju musiały naprawdę powstać przypadkiem. Karczemna popijawa, bójka, a może nawet i zwykłe zalewanie mordy przy pomniku Światowida. Kto to wie jaki był tego wszystkiego początek.
- Oooo, nie kochaniutki. Spierdolić w tej chwili to Ty możesz, ale jedynie z tej kozetki na ziemię. Przez najbliższy miesiąc mnie raczej nie dopadniesz. No chyba, że chcesz za mną kuśtykać po całym M3. - odpowiedział na groźbę żołnierza, który najwyraźniej czuł się o wiele pewniej, niż powinien. Zresztą wcale tak łatwo by mu nie poszło, bo Arata może i do boju nie chodzi, ale jakieś podstawowe szkolenie ma. Zresztą należy podejrzewać, że takie rozwiązanie nie skończyłoby się dla Adriana dobrze, bo dziwnym zbiegiem okoliczności zawsze gdy ten trafiłby do szpitala, zajmowałby się nim akurat Yakuya. Wracając jednak do rzeczy bardziej przyziemnych, na uwagę zasługuje fakt, że Arata próbował nawet zwrócić się do Kaukaza po imieniu. Nic jednak nie poradzi na jego złożoność i przede wszystkim trudność, więc najwygodniej jest je skrócić, co też właśnie uczynił. A dlaczego -chan? Dla zabawy! To bardzo pasuje do kompaktowego faceta, który rzuca się na wszystko dookoła i udaje, że jest ze stali pomimo tego, ze boli go delikatne wbicie skalpela. Adrian może to też odbierać za wyraz swoistej sympatii, jaką Yakuya żywi do jego osoby. Przyjemność czerpana z wykonywanej pracy to podstawa, a Arata postara się to udowodnić.
I znowu! Znowu ten barbarzyński język, który teraz powstał dzięki umiejętnemu władaniu ostrzem małego skalpela potrafiącego ratować życia. Lekarz czuł się teraz niczym wirtuoz stojący przed orkiestrą. Jedno odpowiednie dźgnięcie, a dany instrument zaczyna wydawać z siebie swoje charakterystyczne dźwięki. To, że w przypadku Polaka była to kurwa jest inną sprawą. I kiedy Arata się wczuwał, kiedy chciał już zagrać na kolejnej nucie, bo jego pacjent był zdecydowanie zbyt cichy jak na swój porywczy charakterek, wtedy do pokoju przyszła jego druga zmora. Tę widział jednak znacznie częściej i to nie w roli pacjentki. Luiza Emilia Kamińska, której danych osobowych za cholerę nie potrafił wymówić poprawnie, była jego ulubioną, najukochańszą (bo jedyną) asystentką, po prostu uwielbiającą wchodzić mu na głowę i dokładać przy tym porządną dawkę pracy. Gdyby jeszcze nie wyganiała go z gabinetu, to byłaby naprawdę dobrą pomocnicą! Teraz jednak zaliczyła spory minus, bo przemawiała w języku, który kompletnie do niej nie pasował. Arata westchnął tylko i spojrzał to na nią, to na Kaukaza. Jak ten sam naród mógł wydać na świat tak odmienne istoty? Widocznie Piękna i Bestia była oparta na faktach, ale już dość porównań.
- Bere-chan, dobrze, że jesteś! Możesz mi pomóc. Na początek pozbądź się tych zabrudzonych opatrunków. Jak tylko skończę łatać naszego ulubionego gory... znaczy pacjenta, to zawieziesz go na prześwietlenie. Obowiązkowo prawa ręka i lewa kostka. Profilaktycznie klatka piersiowa. Czaszki nie ruszamy, bo dla niej nie ma ratunku. - wyjaśnił pokrótce całą sytuację, kończąc już zszywanie prawej ręki. Teraz wystarczyło założyć na nią gazę, gdyby rana jeszcze przesiąkała, a następnie zabandażować. Mimo tego, że pierwszy etap prawie zakończony, to Arata nie mógł się oprzeć jeszcze jednej pokusie. Tak samo jak nie mógł się oprzeć pokusie sprawdzenia czy lęk przed krwią opuścił już biedne ciało Polki. Zobaczymy jak sobie poradzi z zakrwawionymi gazami i bandażami.
- Jak to jest, że mówisz w tym barbarzyńskim języku? Kompletnie nie pasuje do Twojej delikatnej urody, Bere-chan. A Ty, nasz dzielny pacjencje, wskakujesz na wózek i dajesz się zawieźć tej miłej Pani na prześwietlenie po czym wracasz do mnie. Wyglądasz jakbyś miał przeziębienie i choć może być to Twój urok osobisty, to lepiej nie ryzykować. - jeszcze kilka zdań do zebranych i chyba wszystko było jasne. Oczywiście Hiro swoją pracę też zakończył, bo miał jej zdecydowanie mniej, więc w tej chwili wyszedł z sali po wózek inwalidzki. Arata może nie miał serca oddając Kaukaza pod opiekę Bereniki, ale nic na to nie mógł poradzić. Pracuje tutaj już wystarczająco długo, żeby zaczęła przyzwyczajać się do trudniejszych pacjentów, a że najlepszy ojciec zawsze rzuca swoje dziecko na najgłębszą wodę, to proszę bardzo. Berenika jakoś Kaukaza okiełzna. Mała pomoc jednak nie zaszkodzi.
- Nie sprawiaj kłopotów, bo będę musiał poprawić szwy. - rzucił jeszcze w kierunku Kaukaza, żeby wszystko było jasne. Skalpel pozostaje ostry przez bardzo, baaardzo długi czas, ale tylko od Adriana zależy ile razy się jeszcze z nim spotka. Z drugiej strony czy posiadanie w ciele jeszcze jednej rany będzie robiło mu jakąś różnicę? Pewnie nie!
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 04.02.16 19:43  •  Gabinet lekarza - Page 2 Empty Re: Gabinet lekarza
Bibliotekarka nie wiedziała nawet, co powiedzieć. Nie spodziewała się akurat tego Eliminatora, a już na pewno nie tego, że będzie w tak koszmarnym stanie. Jakim cudem dał się tak poobijać? Teraz ona będzie musiała cierpieć razem z nim, bo taka ilość krwi z pewnością nie przejdzie bokiem. Zaraz to ona  co najwyżej trafi na podłogę i to jej będzie trzeba udzielić pierwszej pomocy, a nie Spadzińskiemu.
"Bere-chan, dobrze, że jesteś!"
No hej szefie. Powiesz mi, co się tutaj stało?
"Na początek pozbądź się tych zabrudzonych opatrunków."
Chyba cię Bóg opuścił. Nie dość, że wezwał ją akurat w takim momencie, to jeszcze wymaga od niej sprzątania akurat tego? Czy on zapomniał, że Luiza nie może znieść takiego widoku? Przecież nie raz go prosiła, aby nie prosił jej o pomoc, jeżeli trafia do niego tak zmasakrowany przypadek. A on swoje. W takich momentach zastanawiała się, czy Yakuya robi to specjalnie, czy naprawdę próbuje jej pomóc w zwalczaniu nieprzyjemnej fobii.
- G-Gdzie są te bandaże? - wydukała, dalej zasłaniając sobie pewną część swojego pola widzenia dłonią. Jednak nawet zrobienie kroku było dla niej przeszkodą nie do pokonania. Nogi miała jak z waty, a wizja, że miałaby złapać w dłoń zakrwawione bandaże działały na nią tak mocno, że w pewnym momencie Berenika musiała się odwrócić i oprzeć o ścianę, zasłaniając tym razem usta. Nie czuła się za dobrze.
Uspokój się. To jeszcze nic. Poradzisz sobie...
Polka nabrała powietrza do płuc i wyprostowała się, a następnie powoli ruszyła w stronę pociesznych bandaży. Zerknęła na nie tylko raz - aby wiedzieć, gdzie one są. To wcale nie poprawiło jej humoru, jednak dzielna Kamińska dalej siłowała się ze swoją fobią. Już podchodziła do nich i miała wyciągnąć rękę, kiedy doktorek przemówił po raz kolejny.
- Chyba nigdy w życiu nie słyszałeś barbarzyńskiego języka. Przynajmniej potrafimy mówić po angielsku czy po jeszcze innemu bez przekształcania połowy wyrazu na coś, czego nikt nie jest w stanie zrozumieć. - wypowiedzenie tego pozwoliło jej na nieskupianie swojej uwagi na zakrwawionych bandażach, co było naprawdę dobre. W trybie natychmiastowym ruszyła do najbliższego kosza czy innej cholery, przy której mogła się pozbyć tego szajstwa. Potem równie szybko poszukała zlewu (nawet, jeżeli musiała przy tym biegać jak wariatka po szpitalu), żeby mieć pewność, że jej dłoń nagle nie zostawi czerwonych śladów. Dopiero potem wróciła do gabinetu Araty. Tam przysiadła na parapecie i zgarnęła jedną z poduszek.
- Nigdy więcej. - rzuciła wściekła w stronę Araty, który zaraz po tym poinformował, że ma go przewieźć na prześwietlenie.
- Musiałeś trafić akurat tutaj, Spadziński? Nie żeby sprzątanie Twoich bandaży należało do najprzyjemniejszych rzeczy. Po kiego wała on mnie tutaj wzywał? - niezadowolenie i pewna dawna jadu wylewały się z niej w zadziwiająco dużych ilościach - Weź następnym razem unikaj tego sadysty. Jeszcze nas od barbarzyńców będzie wyzywać, szumowina jedna.
Czasem miała naprawdę wielką potrzebę kurwienia i wyzywania własnego pracodawcy tak, jak się tylko dało. Szczególnie wtedy, kiedy mogła to robić przy nim, korzystając ze swojego wspaniałego języka. Porzuca kurwami i jeszcze w dodatku będzie denerwować Yakuyę "barbarzyńskim" językiem.
Nerwy pozwoliły Kamińskiej na jeszcze chwilę w miarę normalnego reagowania na takie ilości krwi, jednak wystarczyło, że się uspokoiła, a ponownie zaatakowały ją przeróżne obrazy, które skutecznie odebrały jej chęci do ruszania się. Zdołała zdusić krzyk czy inne dziwne dźwięki. Wtuliła się po prostu w jedną z poduszek i wyglądało na to, że nie planuje się ruszać w ciągu następnych kilkunastu minut.
- Zaraz to kurna ja będę potrzebować pomocy. Niedobrze mi w chuj. Zawieź się sam na te całe prześwietlenie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 07.02.16 15:47  •  Gabinet lekarza - Page 2 Empty Re: Gabinet lekarza
Ubliżanie, słowa zniewagi - to Polaka nieszczególnie ruszało i nie miało dla niego większego znaczenia, a przynajmniej nie tak, jak sam fakt, że lekarz w ogóle się odzywał. Adnian był bowiem na tym właśnie etapie nienawiści do świata w którym każdy dźwięk irytował. Mógł być przecież w domu albo przynajmniej w swoim gabinecie, w towarzystwie ciszy ale nie. Zaciągnięto go tu wbrew jego własnej woli. Praktycznie siłą. Siedział tu teraz i znosił upierdliwych lekarzy uważających, że wiedzą lepiej w jakim jest stanie i jak się czuje. Bezczelność.
-...Przez najbliższy miesiąc mnie raczej nie dopadniesz...
Spojrzał na niego z niemą groźbą w oczach. Przeważnie nie miał problemów z tym, że go bagatelizowano, lecz dziś było inaczej. Arata chyba, jeszcze nie do końca zdawał sobie sprawę z jak upartym osobnikiem miał do czynienia zaś Kaukaz nie wiedział jeszcze, jak stanowczy potrafił być lekarz. Można by rzec, że trafił swój na swego.
Potem wpadła Bere. Jej nagła zajawka, jej zachowanie, a potem pretensje związane z żądaniami Araty, jakieś hasła o wózku, jakieś hasła o to by go gdzieś zabierać, jakby sam nie potrafił, ciągłe a to japońskie, a to polskie pierdolenie.
- Bkwdwfbw...Dość! Dość kurwa jego mać...Arrrr. Zamknąć się, wszyscy, wszyscy, kurwa. - Wybuchnął, podnosząc swój zachrypnięty głos z którego ziała agresja. Trzy dni i trzy jebane noce spędził za murami  z Kirą i ciotą w kitlu. Praktycznie nie spał, szarpał się z dziką zwierzyną, Kirą, lekarzami, a teraz znosił towarzystwo Araty i robił za medium dla jej irytacji. Każdy miał jakieś granice.
- Gówno mnie to interesuje, Bere, trzeba było nie wpierdalać się w jebany mundur i nie wychylać się poza półki. -  Adrian w tym momencie był przeciwieństwem tego, kogo spotkała w galerii. Agresywny, wulgarny...prawdopodobnie, gdy się uspokoi będzie go nękało sumienie, lecz w tym momencie nie miał żadnych hamulców. - I mam wie jebane nogi, nie będę popierdalał na wózku niczym inwalida. Umiem chodzić. - Gdyby w zasięgu ręki znajdowało się cokolwiek, co mógłby wypierdolić...Niestety, przed nim stał tylko Arata i Pielęgniarz. W jednym i drugim próbował wywiercić dziurę. Gdyby tylko w oczach miał lasery...zaorałby wszystko w obrębie 50km niczym rolnik pole przed siebie, a tak tylko wstał, wydał z siebie warkot godny Godzilli gdy przeszył go ból. Jebana noga. Nieopatrznie na niej stanął. Zachwiał się, lecz utrzymał w pionie, podtrzymując się lewą ręką tego całego, jebanego, szpitalnego łóżka. Tak. Jeżeli musiał przy okazji wyrwał ją z objęć pielęgniarza.
Dalej, jeśli nikt mu nie stawiał większego oporu bezceremonialnie wypełznął z gabinetu. Naturalnie w sposób nieco nieporadny i pretensjonalny coby wszyscy wiedzieli, że jet wkurwiony na świat, tak na wszelki wypadek, jeśli na sali byli ślepi i głusi. Żałowałby, że nie jest w stanie trzasnąć drzwiami. Kuśtykałby żółwim tempem przy ścianie wzdłuż korytarza. Niech mu ktoś tylko powie, że na to całe prześwietlenie to nie tędy droga, o wyjścia właściwie też...
Czy dać mu ochłonąć, czy powstrzymać, naszprycować, czy przypierdolić...Hm, na pewno nie dyskutować. Nie było z czym. Jebana cebula.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 08.02.16 3:44  •  Gabinet lekarza - Page 2 Empty Re: Gabinet lekarza
- Zapewne obok pacjenta, Bere-chan. Nie znaczę nimi terenu w swoim gabinecie. - może i trochę szorstka odpowiedź, ale przecież to pytanie nie miało większego sensu. Bere mogła zamykać oczy, ale musiała się przyzwyczaić do krwi, jeśli chce pomagać w szpitalu. Owszem, Arata często dostaje pacjentów ze zwykłymi zapaleniami płuc i innymi chorobami, które nie dają symptomów innych niż cieknący nos czy chrypa, ale przy takich pacjentach pomoc Bereniki nie jest mu zwyczajnie potrzebna. Z kolei przy problematycznych gościach, jak Kaukaz, trzeba czasem zrobić parę rzeczy, które nie muszą zostać wykonane przez pielęgniarkę. Właśnie w takich momentach do akcji powinna wkraczać ruda bibliotekarka. Przecież nie każe jej ciąć ludzi. Najwyraźniej jednak był dla niej trochę zbyt łagodny, bo o ile Berenikę lubił, o tyle doskonale pamiętał jak umawiali się, że przy pacjentach nie będzie sobie pozwalała w stosunku do niego na przyjacielską stopę. Nie chodziło tutaj o jakieś poczucie wyższości lekarza, a o samą hierarchię, która wbrew pozorom przykuwała uwagę pacjentów. Yakuya był ordynatorem i jeśli zwykły personel nie będzie okazywał w stosunku do niego chociaż udawanego szacunku, to tym bardziej nie będą robili tego pacjenci. Tak naprawdę to lekarzowi wisiało to czy ktokolwiek z pracy będzie go lubił dopóki będą wykonywali swoją robotę. Przeszkadzała mu jednak myśl, zgodnie z którą pacjenci będą panoszyli się w jego gabinecie tak, jak Kaukaz.
- Widok krwi dodaje Ci chyba pewności siebie, Bere-chan. Jeśli zapomniałaś to jesteśmy w pracy. A po angielsku mówić nie musimy. W końcu to Wy migrujecie do nas, a nie na odwrót, nieprawdaż? - delikatne przypomnienie zasad panujących w pracy i zbycie tematu języków, który tak naprawdę Araty jakoś szczególnie nie ruszał. Nie miał czasu na naukę dodatkowych składni, literek i deklinacji, bo zajmował się zapamiętywaniem wielkich, grubych knig na temat chorób, cięcia ludzi i innowacyjnych technologii, które warto byłoby wykorzystać w medycynie. Od tego są tłumacze, żeby w razie potrzeby jednego wezwać i sprawić, że nawet najbardziej niezrozumiały bełkot przemieni się w piękny język japoński. To, że nie umiałby sam wymówić niczego, co posiadałoby w sobie za dużo sz czy cz, to już całkowicie inna sprawa, której nie powinniśmy ruszać. Lepiej wrócić do wydarzeń w gabinecie, bowiem na kolejne słowa Bereniki Arata zareagował słodkim uśmiechem. Nigdy więcej? Oho! No pewnie, że nie. Nigdy więcej tego nie zrobi, skąd. Później niestety zaczęła się istna katusza dla uszu lekarza, który nie potrafił niczego zrozumieć. Niby usta Bere się poruszały, niby z jej gardła wydobywało się jakieś charczenie, ale ten dźwięk nie przypominał ludzkiej mowy. Yakuya mógłby go za to porównać do pacjenta, któremu kiedyś za murami wyrwało prawie całe płuco. Tak samo syczał! A skoro mowa o pacjentach, którzy syczą to najwyraźniej przystojniaczek na kozetce się lekko zirytował, bo nagle dostał porządnego zastrzyku energii. Arata wyraźnie się skrzywił, ale nie robił nic poza wgapianiem się w niepokornego Polaka. Co on chce udowodnić? Ledwo stoi na nogach, jest cały poobijany i chory, a zgrywa twardziela. Wszystko ma jednak swoje granice i tak jak cierpliwość Kaukaza się wyczerpała, tak Arata swoją również miał na wyczerpaniu, więc kiedy Polak chciał pokuśtykać w swoją stronę, wtedy lekarz zagrodził mu drogę. Prawą rękę położył na ramieniu żołnierza, żeby go zatrzymać, ale jako że doskonale zdawał sobie sprawę z jego upartości, to kciuk wbił mu dość mocno pod obojczyk. Prosty chwyt, a sprawia naprawdę wiele bólu.
- Koniec tego, kurwa. - warknął i kompletnie się nie patyczkując zwyczajnie podciął nogą Adriana, popychając go jednocześnie na łóżko. Skoro pacjent nie chciał po dobroci, to trzeba zmienić podejście. Szpital to nie jakieś targowisko, na którym każdy może sobie krzyczeć i robić co mu się podoba. Zirytowanie widoczne na twarzy Araty doskonale tę teorię potwierdzało - Zamknij się i słuchaj. Rozwiążemy to zakładem. Wygram, zbierasz dupę na wózek i nie marudzisz. Przegram, idziesz tam na piechotę. Nie podejmiesz się zakładu, dostaniesz zastrzyk w dupę i nie będziesz się mógł ruszać. Proste? Wystarczy, że przejdziesz na środek pokoju bez podpierania się, a później podskoczysz dwa razy na lewej. Jeśli ani razu się nie wywrócisz, wygrałeś. Dostaniesz też fajka, żebyś nie płakał. - głos Araty nie był już taki spokojny i wyrozumiały jak na samym początku. On też był w wojsku, też swoje przeszedł i wiedział, że czasem trzeba być zwyczajnie bardziej stanowczym, na co też sobie w tej chwili pozwalał. Koniec z głaskaniem Polaka na główce. Jak mu się nie podoba obsługa, to na następny raz może tu nie przychodzić, a jeszcze lepiej, nie dać się zranić.
- Hiro, powiedz pielęgniarką, że będziemy pewnie zakładali gips. Ten skrzat do swojego garnca ze złotem raczej nie doskoczy. Przynieś też na wszelki wypadek znieczulenie. Końska dawka. Bere-chan, staraj się złapać naszą kózkę, bo czarno to widzę. - jeszcze dwa polecenia, po których pielęgniarz wyszedł z gabinetu, a Yakuya odpalił sobie kolejnego papierosa. I jak tu rzucić palenie, skoro trafiają mu się takie przypadki. No jak?! Niemniej jednak, pomimo polecenia dla Bere, Arata też był gotowy chwycić Kaukaza. Jeśli nie zamknie go propozycja zakładu, to zamknie go ból kostki. Już stąd było widać jak jest spuchnięta. Najwyżej włoży się ją na dłużej w gips i wszystko będzie spoko. Parszywa nocka, parszywa.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 15.02.16 17:39  •  Gabinet lekarza - Page 2 Empty Re: Gabinet lekarza
Arata z pewnością rzucał zadowoleniem we wszystkie strony. Nie dość, że trafił mu się beznadziejny pacjent, to jeszcze w dodatku Berenika zaczęła się nieco denerwować. Pamiętała dobrze, jakie były warunki umowy i co sobie obiecali, jednak sam lekarz powinien być świadom, że nie zdoła pokonać swoich małych problemów tak o, w ciągu pięciu minut, bo akurat miał w gabinecie inną cebulę do wychowania. A Luiza zapominała nieco o wychowaniu i szacunku do własnego szefa z powodu nerwów. Może też fakt, ze Spadziński miał go w czterech literach sprawiał, że i w niej budziła się mała cebulka. Minęła dłuższa chwila, zanim przypomniała sobie, że jest w pracy i powinna się zachowywać.
- Wybacz, szefie. - na tę chwilę odwróciła się w stronę Araty i kiwnęła głową. Miała ochotę dorzucić jeszcze kilka uwag, ale stwierdziła, że lepiej nie ryzykować. Wystarczy, że nieco ochłonie i będzie o wiele lepiej. Jak będzie trzeba, to znowu zacznie szukać po szafkach czegoś na uspokojenie.
Na komentarz Spadzińskiego posłała mu wrogie spojrzenie.
To nie Twoja jebana sprawa, gdzie i jak pracuję.
- Nie mów? Jakbyś zapomniał - siedzę w pieprzonych papierach, Spadziński. - ucięła nieco swoją wypowiedź, ograniczając ją tylko do faktów. Kłócenie się ze zdenerwowanym Eliminatorem nie mogło się skończyć dobrze. Bez tego odpierdalał maniany, a im szybciej ogarną jego leczenie, tym szybciej będzie mogła usiąść, odetchnąć i napić się herbaty. Może nawet załapie się na ploteczki z szefem albo resztą personelu.
Przez pewien czas Berenika w ogóle nie reagowała na to, co się działo między Aratą a Kaukazem. Widać było, że panowie byli już nieco wkurzeni i jeździli po sobie równo, więc nie chciała się mieszać. Wykorzystała ten czas na chwilę spokoju dla siebie. Spojrzała na widoki za oknem i przymknęła na chwilę oczy, wtulając się porządnie w przygarniętą wcześniej poduszkę.
Bere-chan.
Automatycznie wróciła myślami do gabinetu i nawet zerwała się, kiedy to usłyszała, bo nie miała pewności, czy usłyszała wszystko. Już miała zapytać, czy coś do niej mówili, jednak zaraz Arata kontynuował swoją wypowiedź, więc nie musiała.
- ...Szefie? - zaczęła niepewnie, odkładając poduszkę na bok i zeskakując z parapetu - Jesteś pewien, że to zadziała? Znaczy... Ja naprawdę nie zdołam wygrać w siłowaniu się z wojakami. Nawet jak mam ich łapać, serio. I błagam, nie pal.
Tym razem już pamiętała, z kim rozmawia. Nawet nie rzuciła chamskiego "wywal tego cholernego papierosa", a, uwaga, grzecznie o to poprosiła. Niemniej jednak chwilę potem niepewnie zbliżyła się do mężczyzn, czekając na rozwinięcie. W końcu bawili się w jakieś zakłady ze skakaniem, coby ogarnąć Spadzińskiego.
Ta robota coraz bardziej przypomina cyrk. Dzięki, Adrian, wiesz jak poprawić ludziom humor.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 19.02.16 3:22  •  Gabinet lekarza - Page 2 Empty Re: Gabinet lekarza
Atmosfera wyraźnie z sekundy na sekundę gęstniała. Jeszcze przed pojawieniem się Bereniki zaistniały pierwsze zgrzyty. Potem było już tylko gorzej. Ciężko powiedzieć, czy to z powodu wycieńczenia, choroby, faktu, że misja została przerwana z jego powodu, tego, jak był traktowany i jak to postrzegał - teraz gdy stracił resztki cierpliwości wybuchł. Oberwało się wszystkim, a następnie wszystko wróciło do Kaukaza z nawiązką. Zaczęło się co prawda niewinnie - od pyskówki Bereniki.
- To trzeba było w nich siedzieć. - Odwarknął zbity nieco z tropu, bo rzeczywiście zapomniał, tak jak o fakcie że miał do czynienia z Aratą, a nie byle pizdą w kitlu. To nie mogło skończyć się dobrze.
Polaka przeszedł nieprzyjemny prąd, gdy Arata chwycił go za ramie. Aż Adriana zamroczyło. Zazgrzytał tylko zębami zza których wydobył się stęk bólu. Nie trzeba chyba wspominać, że przy okazji momentalnie się nawrócił i nigdzie nie wyszedł, prawda?
Patrzył za to nienawistnie na Aratę, gdy zbierał się do jakiegokolwiek pionu. Mimo to w jego spojrzeniu można było dostrzec coś czego wcześniej nie było - przebłyski rozsądku. Nie była to żadna nowość, że Polak potrzebował twardej ręki, kogoś kto bez obaw szarpnie za smycz, gdy ten będzie ujadł. Do tej pory jedyną osobą w M3, która potrafiła obchodzić się z eliminatorem był Vellard, lecz najwyraźniej Arata również był pod tym kątem uzdolniony.
Spadziński spoglądał teraz na niego spode łba. Chyba do niego powoli docierało to co od początku wszyscy próbowali mu wyłożyć przez pół dnia - nie jest wstanie zrobić wszystkiego. O ile przemieszczanie się jako-tako mu wychodziło to jakby miał skakać na tej nodze to prawdopodobnie prędzej by się zesrał z bólu. Nie żeby miało to jakkolwiek go zniechęcić do podjęcia wyzwania. Na znak tego zadarł nawet brodę do góry. Trudno powiedzieć czy chciał poprzez ten gest zamanifestować swoją dumę czy też rodzimy upór oraz głupotę. Jedno od drugiego dzieliła w końcu wyjątkowo wąska granica. Żałował, że był niższy od lekarza. Cholera.
W każdym razie nie zapowiadało się by Polak uległ, a przynajmniej dopóki z ust ordynatora nie padło polecenie kierowane do Bereniki, która miała go rzekomo łapać. Nie powiem - właściwie przez to wszystko to zapomniał o jej bytności w pomieszczeniu. Nieco zbaraniał. O ile wizja wypierdolenia się na twarz wcale, a wcale mu nie przeszkadzała o tyle...perspektywa łapiącej jego Bereniki...Ehm. Krytycznie przeskakiwał wzrokiem pomiędzy dziewczyną, a ordynatorem.  
- Jesteś pewien, że to zadziała? Znaczy... Ja naprawdę nie zdołam wygrać w siłowaniu się z wojakami. Nawet jak mam ich łapać, serio. I błagam, nie pal.
Adrian jaki był taki był, lecz przez myśl by mu nie przeszło zamotać się z kobietą, tak długo dopóki ta nie próbowałaby go zabić. Źle się poczuł z tym, że dziewczyna przykleiła mu takową etykietkę, lecz jednocześnie wiedział, że mógł winić tylko siebie za taki obrót sprawy. Był zły z tą różnicą, że w tym momencie nie na świat, lekarzy, na tych debili co robili z niego kalkę tylko na siebie. Wywrócił niedowierzająco oczami.
- Połamie się nim zechce wprowadzić zamiar w czyn. Nie bez powodu trzymają ją tylko w archiwum lub w pracowni komputerowej. - A przynajmniej trzymali. Napomknął już spokojniej, lecz nie mogąc powstrzymać się od cynicznego tonu. Twarda ręka Araty mu najwyraźniej służyła, nie zapominając oczywiście o wpływie z bytności Berniki, która działała na Kaukaza niczym bat na konia. Dzięki Isei. Dlatego gdy Berenika podeszła, a Polak niemal wyłapał tą podprogową, zawistną wiadomość z jej oczu, wywrócił własnymi i uciekł nimi w bok. Przyciągną ręką po twarzy i zsunął ją na kark. Wypuścił ciężko powietrze.
- Pojadę. - Rzucił niemrawo wpatrując się w jaką ścianę, jakby bardziej do siebie niż do kogokolwiek innego. Chyba próbował przekonać samego siebie. Zamarudził następnie pod nosem coś warkliwie i tym razem przeniósł wzrok na Aratę. - Będzie jak chcesz. - Pierdolony chuju - Zadowolony? - Posłał ironiczny uśmiech numer 5, który zajaśniał na jego twarzy przez sekundę. Potem Polak fuknął i znów co zaszeleścił sam do siebie. Pierdolony pajac. Dawanie za wygraną nie było czym co mu wychodziło z klasą. Ciekawe czy ordynator był z siebie dumny, że Polak mimo iż afiszował się ze swą niechęcią i naburmuszeniem to ostatecznie się uspokoił i zaczął wykazywać jakie przebłyski współpracy. Trzeba było korzystać.

|Nie wiem co tam planujecie, czy mnie faszerować, czy na wózek wsadzać czy kij tam co, lecz możecie miało z góry zakładać że Adek to znosi. Z niezadowoleniem i zabijając wzrokom lecz raczej mu już nic nie odpierdoli C:
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 10.03.16 18:22  •  Gabinet lekarza - Page 2 Empty Re: Gabinet lekarza
Widziała, że Spadziński planował dalej się bawić w małą wojnę z Aratą, dlatego bibliotekarka starała się nie mieszać i przyglądać się im z bezpiecznej odległości. Nie zmienia to faktu, że po części zgadzała się z Aratą i wiedziała, że Polak tylko pogorszy swój stan zdrowia, jeżeli zacznie rzeczywiście skakać na tej lewej nodze. Nie powiedziała jednak nic w tym wypadku, tylko nadal dzielnie czekała, aż w końcu coś się wydarzy.
O dziwo, Kaukaz wreszcie się uspokoił.
Nie miała pewności, skąd nagle przyszła ta nagła zgoda na przewiezienie go na rentgen, jednak bardzo się ucieszyła na tę wieść. Nawet posłała eliminatorowi delikatny uśmiech, jeszcze zanim ten uciekł wzrokiem. Teraz przynajmniej mogła jakoś pracować. Podsunęła mu powoli wózek pod nos, czekając, aż ten wreszcie usiądzie, żeby Kamińska mogła go w końcu przetransportować. Zauważyła jednak, że Arata przestał się odzywać.
- Szefie? - rzuciła znowu niepewnie, podchodząc do lekarza - Wszystko w porządku? Słabo wyglądasz. Mówiłam, żeby pan nie palił.
Chociaż to pewnie nie szło od tego. Nie zdziwiłaby się, gdyby zmęczenie i przepracowanie znowu dało mu w kość. Widziała, że czasem siedział o barbarzyńskich godzinach tutaj, pracując, zamiast dać sobie kilka godzin spokoju i odpoczynku. Szalony Japończyk na dwunastej, uwaga, może się przepracować aż do jebanej śmierci.
Z tego powodu Polka pomogła mu dojść do najbliższego fotela. Nie chciała go potem zbierać z podłogi.
- Tak, nie mam pytań. Znowu odlatuje. Ale to lepiej dla nas, przynajmniej mamy chwilę spokoju, Spadziński. - powiedziała, po czym upewniła się, że ten wreszcie siedzi na wózku, a następnie powoli ruszyła w stronę wyjścia z pokoju, a następnie na rentgen.
- Zakładam, że impreza była przednia, skoro wróciłeś w tak genialnym stanie? - zagadała niepewnie po jakimś czasie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 13.03.16 7:27  •  Gabinet lekarza - Page 2 Empty Re: Gabinet lekarza
Usiadł na tym wózku, jakby go mieli ze skóry obdzierać, choć to właściwie byłoby na chwilę obecną mniej upokarzające i uwłaszczające jego dumie. Niestety, jak na cebulę przystało, tą miał wyjątkowo napuchniętą. Źle znosił więc porażki, a to co tutaj się odpierdoliło niestety do takowej się zaliczało. Tym bardziej mu się to wszystko nie podobało, gdy musiał w duchu przyznać, że odczuł ulgę, gdy to siadł na dupie i mógł się rozluźnić. Był w końcu nieco zmasakrowany oaz obolały. Zmęczenie również dawało o sobie znać. Emanował więc niezadowoleniem, kurwiąc pod nosem jakąś polską mantrę z przekleństw. W pewnym momencie zamilkł i zmrużył ślepia, gdy to Arata osłabł i Ber musiała koło niego skakać. Przez chwilę zaczaiła mu się myśl, że może gdyby się nie szarpali...E tam, chuj, dobrze mu tak. Nawet jakoś tak w lepszym humorze opuścił gabinet, a przynajmniej dopóki nie zdał sobie sprawy, że z niego wyjechał , a nie wyszedł.
Matkoboko.
Westchnął podpierając łokciem zdrowej ręki podłokietnik wózka, a dłonią skroń.
- I z czego się, kurwa, śmiejesz? - Wyrzęził do kierowcy karetki, którego minęli w pewnym momencie w korytarzu. Był to ten sam, który Polaka odstawił z spod jednostki do tego patologicznego miejsca. Uśmiechał się teraz triumfalnie do Polaka. Myślał, że jeśli on siedzi na wózku to nie jest w tanie zrobić z niego jesieni średniowiecza? Co prawa łatwiej by mu było na chwilę obecną uciec, jednak co się odwlecze to nie uciecze, prawda?
- Zakładam, że impreza była przednia, skoro wróciłeś w tak genialnym stanie?
- Wykurwista. - Warknął, gdy tylko przerobił krótką retrospekcję, a kierowca karetki ich minął i znajdował się gdzieś za plecami. - Przez ostatnie trzy dni napierdalałem łopatą dziury częściej niż dostawałem wpierdol, a dostawałem wpierdol bo kto wymyślił, że wspaniałym pomysłem będzie wysłać w teren zpiździałego jajogłowego, któremu trzeba robić za niańkę. Ktoś musiał mu ciągle poprawiać śliniaczek ale oczywiście nie Pan Toter, bo amelinium nie pomalujesz, kurwa. - Parskną pogardliwie. - I jeszcze ten kierowca. Posiadał jedną bardzo ciekawą umiejętność, zgadnij jaką? - Zamilkł na chwilę. - Wynajdowanie w ciemnościach co najmniej dziewięciometrowych dołów i wpierdalanie tam siebie, jak i innych swoich. - Rzucił nieco ironicznie się uśmiechając. Zaraz jednak poważniał. - Jak tylko go znajdę przypierdolę mu za to - Fukną, zdradzając tym samym, że to właśni on był tą ofiarą, która wylądowała razem z nim w felernej dziurze. Kurwa.
- A ty co? - odbił piłeczkę. Nie chciało mu się gadać o misji zwłaszcza, że zdał sobie sprawę, że będzie musiał przygotować z niej raport. - Obudziłaś w sobie masochistyczne zapędy? Nie żeby pół jednostki nie śmieszkowało z tego, ze córka naukowca cyka się krwi, a teraz jeszcze to...szpital. To już się rozeszło po ludziach czy to ciągle świeża sprawa. - Spytał z ciekawości bo w sumie lekka beka, a i nie chciał rozmyślać obecnie o SWOJEJ sytuacji.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 18.03.16 8:29  •  Gabinet lekarza - Page 2 Empty Re: Gabinet lekarza
W takich momentach rzeczywiście żałowała, że pozwoliła sobie na takie szaleństwa i układy, skoro o tym już mowa. Serio, wizja ciągania Spadzińskiego po całym szpitalu nie była zbyt wspaniała, chociaż ten się nieco uspokoił. Znaczy, uspokoił... Uciszył się na jakiś czas. Gdyby ten człowiek był spokojny, to ona już dawno byłaby w domu i siorbałaby herbatę niczym zawodowiec.
A zamiast tego było trzeba się z nim pierdzielić. Wspaniale.
Westchnęła cicho, widząc malutką potyczkę między kierowcą (który na szczęście tylko rzucał uśmieszkami i spojrzeniami, nie dorzucając po drodze żadnych innych choler), jednak dzielnie jechała dalej, chcąc to mieć za sobą.
Głębokiej niczym brodzik historii Kaukaza wysłuchała, czekając na jakieś ciekawsze szczególy, ale poza jajogłowymi i dziurami nie było tam w sumie niczego nowszego.
- Na nudę narzekać nie musieliście, co? - uśmiechnęła się słabo - Wynoszenie cywili poza miasto to jednak zły pomysł. Uwierz mi na słowo, coś o tym jednak wiem.
Na samą myśl o kilku pojedynczych "przygodach" poza murami dostała drgawek. Nawet wyrwał jej się nieco nerwowy śmiech.
- Widać, że macie od cholery roboty, skoro zajmujecie się takimi bzdurami. - wywróciła oczami, a następnie przystanęła przed jedną z sal - Cykająca się krwi córa naukowca już dawno została masochistką, jakbyście nie wiedzieli, "połowo jednostki". Jak się jakieś chujery znowu wpieprzą na północ, to już w ogóle kaszana, więc próbuję przynajmniej to załagodzić. Ale ten cholerny lekarz jest jakiś szalony. Czekam, aż zadzwoni po mnie w środku cholernej operacji. I dobra, jesteśmy.
Nie czekała nawet na żadne reakcje Adriana. Po prostu zapukała do salki i weszła, witając się z personelem.
- Pacjent pana Araty. Prosi o prześwietlenie prawej ręki, lewej kostki i na wszelki wypadek również klatki piersiowej. - rzuciła szybko, oddając na tę chwilę pana Cebulkę innym pracownikom. Co ciekawe - nie wyszła. Czekała.
No bo przecież zaraz ta cholerna cebula znowu dostanie bólu czterech liter.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 2 z 4 Previous  1, 2, 3, 4  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach