Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 1 z 4 1, 2, 3, 4  Next

Go down

Pisanie 28.11.15 19:28  •  Wodospad Pomyślności Empty Wodospad Pomyślności
WODOSPAD POMYŚLNOŚCI
Każdy anioł zna to miejsce. Podobno woda ta jest święta, a modlitwa przy wodospadzie przynosi ukojenie i szczęście. Miejsce te jest bardzo urokliwe, pełne kwiatów i drzew. W wodzie pełno jest głazów wystających nad powierzchnię - w ciepłe dni lata jest to idealnie miejsce na kąpiel i zabawę.  W zimę robi się nieco bardziej topornie, ale nadal czuć magię.
Wodospad Pomyślności Z06Wc7B

_____________________

Coś ty narobiła, Alicjo Wieczorek?
Młoda anielica nie mogła oprzeć się urokowi watahy. Nutria wraz z Susłem oraz Kuną chcieli pójść do lasu. Nawet najstarszy z feniksów, zawsze poważny, zmiękł na widok liści leżących na śćiółce leśnej. Także więc pewnego chłodnego dnia grupa zwierząt wlazła na łóżko dziewczyny, przy okazji zrzucając z półki kilka książek i ulubiony świecznik Alicji. Kromstak wlazł na głowę dzieczyny, Nutria rzuciła się w ramiona blondynki, a Suseł... Cóż, Suseł był sobą, więc położył jedynie dziób na materacu.
- Hm? - zapytała dziewczyna, głaszcząc po piórach mniejszego z feniksów. Mała Kuna tymczasem zaplątała łapy w długich lokach. Zwierzaki patrzyły błagalnie na pannę Wieczorek. "Prooooszę!" zdawały się móić wielkie pary oczu. Anielica wstała, odłożyła wyświechtany tomik "Romeo i Julia" i poszła się ubierać. Bestyjki popędziły za nią, a Suseł zwalił po drodze wielkiego misia.
Dziewczyna wzięła na ręce Kunę i zamachała skrzydłami. Dzięki zręcznym palcom znajomego anioła, jej kurtka miała specjalne otwory na białe pióra. Alicja wzbiła się w powietrze, a chwilę później obok niej leciały Nutria i Suseł. Spokojny, pełen ciszy i uroczych momentów dzień. Tak przynajmniej myślała Ali...
~2 godziny później~
Zgubiła się.
Zgubiła się bardzo na serio. Nigdzie nie było śladu ani kromstaka, ani feniksów.  Nawet nie zauważyła momentu, gdy z pola widzenia zniknęła jej Nutria. Potem, szukając zaginionego feniksa, zagupiła się Kuna. A Suseł zobaczył zająca i... cóż. Lubił zające.
Mogła wrócić do domu, ale najpierw powinna znaleźć zwierzaki. Była w końcu za nie odpowiedzialna. O Susła się nie bała, za to Nutria i Kuna mogły zrobić coś głupiego. Alicja biegła w jednym kierunku, co jakiś czas wołając bestie. Tych jednak nie było nigdzie widać. Gdzieś po lewej Ali słyszała szum Wodospadu Pomyślności. Skierowała się tam - być może jeden ze zwierzaków zabłądził w te tereny?
Zatrzymała się przy jednym z drzew i głośno odetchnęła. Była nieco zmęczona, gdyż biegła już od jakiegoś czasu. Przez odgłosy spadającej wody przebił się jakiś pisk. Automatycznie zerknęła w tamtą stronę i zamarła.
- KUNA! - wrzasnęła przeraźliwie i pobiegła na skraj wodospadu. Mały kromstak z przerażeniem wlepił w nią małe oczka i znów pisnął. Był cały przemoczony i siedział na jednej ze skał. Alicja nie miała czasu by się zastanowić, jak ten głupek tan trafił. Z niepokojem obserwowała, jak lodowate masy wody prawie strącają Kunę do wody. Dziewczyna błyskawicznie rozwinęła skrzydłą i poleciała w stronę zwierzaka.
Udało jej się wylądować na skale. Drżąc z zimna i  strachu, wykonała jeden krok. Kromstak był tak przerażony, że bał się poruszyć. Zachwiała się, gdy w kostki uderzyła ją fala wody. Kolejny krok, jeszcze jeden i... poślizgnęła się. Na szczęście udało jej się utrzymać równowagę - dzięki niebosom za te godziny treningów - i złapała w ręce Kunę. Teraz tylko wrócić na brzeg, co na szczęście udało się bez problemów.
- Coś ty tam robiła?! - krzyknęła Ali, przyciskając do siebie przerażonego kromstaka.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 29.11.15 0:41  •  Wodospad Pomyślności Empty Re: Wodospad Pomyślności
Szeszbassar nie pamiętał dokładnie kiedy ostatni raz miał do czynienia z nowo powstałym aniołem. Z pewnością od tamtego czasu minęło kilkadziesiąt dobrych wieków, ale mimo tego mężczyzna nie czuł swego rodzaju podekscytowania ze spotkania. W końcu miał pewność, że skoro ktoś został odrodzony jako anioł, to zapewne musiał być niewinną i niezwykle dobrą osobą za życia, czyż nie? Tak przynajmniej było w jego przypadku. Zresztą Slo pamięta do tej pory dzień, w którym stał się aniołem. Może i dla ludzi odbyło się to niewyobrażalny szmat temu, ale tak niezwykłych przeżyć po prostu nie sposób od tak zapomnieć. Konsternacja, strach, zmieszanie, swego rodzaju niezrozumienie. Właśnie takie uczucia targały nim przez pierwsze tygodnie, a może nawet i miesiące po stworzeniu. Dlaczego on? Dlaczego nie jego rodzina albo sąsiedzi? W końcu nie każdy miał szansę na otrzymanie skrzydeł i szerzenie słów Pana, a jednak to właśnie on został wybrany spośród tysięcy, jak nie więcej. Właśnie dlatego też Slo odruchowo czuł swego rodzaju sympatię w stosunku do świeżaków, którzy nie mogli się jeszcze odnaleźć w Edenie i często chciał im pomagać jeśli tylko nie będzie problemem pogodzenie tych kilku rad z jego napiętym grafikiem. Tak samo było w tym wypadku. Alicja - młoda dziewczyna, która nie tak dawno stała się aniołem była jego dzisiejszym celem. Usłyszał o niej całkowicie przypadkowo, ale od razu podchwycił wątek. W tak niebezpiecznych i niepewnych czasach anielice są nierzadko bardziej zagrożone niż ludzie, więc motywacja dla olbrzyma była podwójna.
Od swojego wieloletniego znajomego usłyszał, że widział nie tak dawno temu kogoś podobnego do Alicji otoczonego stadkiem przeróżnych zwierząt. Wszystko pasowało! Kobieta, zwierzęta i przede wszystkim to, że kręciła się dookoła zupełnie tak, jakby zgubiła drogę. Niewinna owieczka na zbyt dużym pastwisku. To na pewno musi być ona. Z takim założeniem Slo zaczął przebierać nogami udając się powoli w stronę wodospadu. Tak, w przeciwieństwie do niej nie zamierzał korzystać jeszcze ze swoich skrzydeł. Było to swego rodzaju postanowienie, które podjął już dawno temu. Jeśli nie jest to konieczne, to woli poruszać się tak, jak człowiek. Żadne ułatwienia nie są mu do niczego potrzebne, bowiem moc otrzymana od Boga nie powinna być używana zarówno nierozsądnie, jak i dla swojej własnej wygody. Właśnie dlatego z oddali do dziewczyny zbliżała się pewna sylwetka, która na pierwszy rzut oka mogła być niewyraźna. Widać jednak było doskonale, że jest trochę większa od normalnego człowieka, a wraz z upływem czasu i zmniejszaniem odległości bez problemu dało usłyszeć się również dźwięk łańcucha, którym Slo powłóczył po ziemi zupełnie tak, jak nastolatkowie włóczą sznurówkami od trampków. Anioł nie spieszył się nigdzie i stopniowo, krok za krokiem, zmniejszał dzielący ich dystans jak gdyby spacerował.
- Alicja Wieez... Wie-czo-rek? - zapytał, kiedy w końcu znalazł się wystarczająco blisko, a jego gruby głos przeciął powietrze. Nie ukrywał, że nazwisko to było dla niego trochę nietypowe i pomimo tego, że wiele razy powtarzał je w myślach, to i tak nie mógł go swobodnie wypowiedzieć. Stąd też ta pomyłka - Nazywam się Szeszbassar, ale możesz mi mówić Slo. Mogę Ci jakoś pomóc? - prosto, bez zbędnego owijania w bawełnę czyli tak, jak nauczono go przez te wszystkie lata w wojsku. Dla pewności zmierzył jeszcze anielicę wzrokiem starając się ustalić czy aby na pewno się nie pomylił. Problemem była jednak w tym momencie jego aparycja zakapiora, która z pewnością nie pomagała w przełamaniu pierwszych lodów. Gdzieś na odludziu do samotnej dziewczyny podchodzi wielkolud, który ciągnie za sobą łańcuchy niczym niewolnik. Z pewnością jest kochany i niewinny, prawda?
- Opiekuję się aniołami w Edenie, a słyszałem, że niedawno do nas dołączyłaś. W razie problemów nie bój się o nic poprosić. - dodał jeszcze, żeby wszystko definitywnie wyjaśnić i odetchnął z lekką ulgą. Może i widział kilka wad w wyglądzie dziewczyny, który nie do końca przystoi anielicy, ale nauczył się, żeby nie oceniać innych istot tylko po tym, jak się prezentują. A może Alicja to naprawdę miła dziewczyna?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 02.12.15 20:18  •  Wodospad Pomyślności Empty Re: Wodospad Pomyślności
Trzymała w objęciach mokrą Nutrię i ją głaskała, przemawiając uspokajająco. Nie mogła się na nią gniewać. W końcu feniks nie zrobił tego specjalnie, a do tego dostał już nauczkę. Trzymanie w domu trzech małych bestyjek było może i ciekawym zajęciem, ale często też wymagającym dużo czasu. Suseł co prawda nie potrzebował żadnej dyscypliny, był raczej mądrzejszy od całej reszty watahy, ale Nutria i Kuna? Dziewczyny były... cóż. Zbyt szalone. Gdyby nie pomoc Susła, z pewnością Ali nie dałaby sobie z nimi sama rady. Na przykład...
~tydzień wcześniej~
- SUUUUUSEEŁ! POMOCY! - wrzasnęła Alicja, próbując wyjąć Kunę spomiędzy dwóch prętów na balkonie. Nie przybiegł Suseł. Przyleciała Nutria. Z dzikim okrzykiem bohaterstwa rzuciła się na przerażonego kromstaka, chwilę go poszarpała i sama się zaklinowała. Ali stała obok z otwartymi ustami, słuchając wrzasków zaklinowanych zwierząt.
Tymczasem... Suseł przyleciał. Warknął, zaskrzeczał i wyglądał przez chwilę groźnie. Dziewczyny się zamknęły i bez ani jednego odgłosu wyjęły głowy spomiędzy prętów i poszły skulone do środka domu.
~miesiąc temu~
- ... Nutria, czemu zeżarłaś futro z grzbietu Kuny?
Skubana udawała, że nie słyszy.
- Nutria?

Tak więc... Sami rozumiecie. Posiadanie zwierząt jest naprawdę trudnym zajęciem. Jeszcze rozumiem, gdy chodzi o pieska, szczurka... Ale dwa feniksy i kromstak? To na pewno oznacza apokalipsę w domu... Jednak teraz jakoś i Alicja, i zwierzaki nie mogły żyć bez siebie. W skrócie Ali nazwała ich dziwną grupkę watahą, żeby po kolei nie wymieniać imion. No i przyjęło się.
Tymczasem pełną zgrozy chwilę przerwało im przyjście... kogoś. Ali podniosła wzrok i zamarła.
W jej stronę szedł jakiś ogromny facet.
Ponury.
W płaszczu...
Pobrzękiwał łancuchami dla szpanu.
Ali siedziała i gapiła się na niego... Całe życie przeleciało jej przed oczami.
Bal w S.SPEC, bieganie po budynkach, czytanie książek, chodzenie do szkoły w M3, śmierć, pierwsza wizyta w Desperacji, masakra w kasynie...
- Nie zabijaj mnie! - jęknęła, wstając i odsuwając się o krok. O dwa i potem trzy.
"Alicja Wieez..."
Hm?
"Wie-czo-rek?"
- No tak... To, ekchm, ja. - odparła, próbując trzymać się godnie. Udawała pewną siebie, niezależną kobietę. Wcale nie wyglądała na przerażoną.
Wcale.
Szeszbassar...
- Szeba... Slo. - powtórzyła z ulgą. Nie musiała wymawiać tego imienia i narażać się na ośmieszenie, gdy coś pomyli.
Dobra, moja mała przyjaciółko. Czas się ogarnąć, to tylko jeden z aniołów i chce Ci pomóc. Musisz wypaść znakomicie!
- Dziękuję za propozycje pomocy. Cieszę się, że Cię spotkałam, Slo. Widziałeś gdzieś tu może dwa feniksy? Zgubiliśmy się nieco i... tak. Jeden duży, samiec. Druga jest dość mała i... i w sumie chyba zdałbyś sobie sprawę, że jest gdzieś w promieniu kilometra. Jest strasznie głośna. - Kuna wyrwała jej się z rąk, po czym pognała w stronę Szeszbassara. Zaczęła skakać wokół niego i piszczeć.
- Uważa, że jesteś szalenie interesujący. Lubi płaszcze. - stwierdziła Alicja.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 02.12.15 22:41  •  Wodospad Pomyślności Empty Re: Wodospad Pomyślności
No tak... Strach! To zdarzało mu się dość często. Szeszbassar nie miał bladego pojęcia dlaczego Bóg obdarzył go akurat taką aparycją, ale nauczył się to już akceptować. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że miał być jego żołnierzem i strażnikiem reszty aniołów, ale przez pierwsze tysiąclecie nadal czuł się trochę niekomfortowo gdy większość unikała z nim kontaktu wzrokowego tylko przez jego zakapiorski wygląd. Niewiele się zmieniło w momencie kiedy otrzymał od swojego Pana kajdany. Długie łańcuchy mające przybliżać Slo do niewolnika tak naprawdę były postrzegane jako narzędzie zbrodni dzierżone w jego dłoniach. Jak pech, to porządny, bo półśrodki nigdzie nie są akceptowane. Bardzo dobrze!
Wyraz twarzy anioła pozostawał jednak niezmienny. Nie dało się dostrzec na nim ani uśmiechu, ani też niezadowolenia z powodu reakcji Alicji zupełnie tak, jakby ta była dla niego czymś zupełnie normalnym. Wielkolud po prostu stał i wpatrywał się w dawną Polkę swoimi wielkimi, zielonymi oczyma czekając na to, aż poskłada do kupy wszystkie fakty, które przed chwilą jej przedstawił. Nie był najeźdźcą, ani tym bardziej agresorem. O takich niezwykle trudno w Edenie, a nawet jeśliby się pojawili, to szybko zostają pacyfikowani przez liczne zastępy anielskie, które nie zamierzają pozwolić aby ten raj utopił się w chaosie. Wracając jednak do tematu, brodacz ucieszył się, że anielica również nie potrafiła wymówić jego imienia. Z tego powodu jego mała pomyłka przy wymawianiu nazwiska przejdzie niezauważona, a jeśli nawet nie, to przynajmniej nie będzie aż tak bardzo widoczna. W końcu nie tylko jemu plątał się tutaj język!
Jego propozycja szybko spotkała się z odpowiednim odzewem albowiem okazało się, że anielica zgubiła dwa feniksy. Cóż... Nie chodziło mu o tego rodzaju pomoc, ale czemu nie? W końcu nie skala dobrego uczynku się liczy, a sam fakt jego spełnienia. Niemniej jednak Szeszbassar zamilkł na chwilę, starając sobie przy tym przypomnieć mniej istotne szczegóły, na które nie zwracał uwagi podczas podróży tutaj. I wtem, jakby trafił go piorun z nieba, pstryknął palcami.
- Tak. Słyszałem, jak dwójka aniołów mówiła coś o spotkaniu głośnego feniksa na zachód stąd. Być może mówili o Twojej zgubie, Alicjo. - odpowiedział spokojnym tonem, następnie przenosząc swój wzrok na małego kromstaka, który najwyraźniej zdecydował się z nim trochę pobawić. Na widok małego, puszystego stworzonka łańcuchy po raz kolejny złowrogo zabrzęczały, a ogromne cielsko olbrzyma zaczęło zbliżać się ku ziemi. Sloppy zwyczajnie kucnął, wystawiając swoją dłoń w stronę zwierzaka, żeby dać mu znać, że nie ma złych zamiarów. Jeśli nawet da się pogłaskać, to anioł nie będzie wzbraniał się przed tym, żeby pomiziać go pod pyszczkiem.
- Interesujący? Nie ma we mnie nic interesującego. Jestem tylko sługą naszego Pana tak, jak reszta braci i sióstr, a Ty Alicjo... Ty właśnie dołączyłaś do naszego grona. Czy jest coś czego nie rozumiesz? Masz jakieś pytania? A może najpierw wolałabyś odnaleźć swoich towarzyszów? - zadawał dużo pytań, ale taki już był. Wolał wiedzieć wszystko o osobie, z którą rozmawia tylko po to, żeby lepiej wczuć się w jej sytuację i tok rozumowania. Przecież o to właśnie chodzi w rozmowie - o zrozumienie. Nie liczy się ilość wypowiedzianych słów, a raczej mnogość zrozumianych myśli oraz dzielonych uczuć i tego Szeszbassar był doskonale świadom.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 08.12.15 20:15  •  Wodospad Pomyślności Empty Re: Wodospad Pomyślności
// przepraszam za zwłokę. Mam nauczkę, nie czyta się Lalki na ostatnią chwilę. D: Ale teraz jestem zwarta i gotowa na odpisy. I to wcale nie dlatego, że moja nauczycielka od polskiego zachorowała, nieeee~
Alicja gapiła się w przerażeniu na anioła.
Czas stanął w miejscu, gdy w zwolnionym tempie łańcuchy zabrzęczały. Dźwięk ten był jak przerażony krzyk mordowanej kobiety.
Znaczy... No w sumie nie był.
Ale mógłby być!
W każdym razie Ali chciała już wstawać i złapać biedną Kunę, ale zamiast zjeść małego kromstaka, to ten olbrzym ją po prostu pogłaskał.
Ważna lekcja, Alicjo. Nie oceniaj książki po okładce!
Tyle pytań! Dobra, po kolei...
- Znaczy... Um. - zająknęła się, po czym schowała swoje białe skrzydła. No bo... wcześniej zapomniała. Odgarnęła wytatuowanymi dłońmi włosy z twarzy i zebrała się na odwagę. No dawaj, Ali! To żadna przeszkodza dla Ciebie!
W sumie to pytań miała bardzo dużo...
- Jak to jest z Desperacją i ludźmi, którzy tam mieszkają? Trudno jest im pomóc... Czy anioły nie powinny zorganizować jedzenia, szpitali lub... sama nie wiem. Ale coś powinniśmy zrobić. A do tego... Um. - nie zapyta się go o to. No... Nie da rady. Zarumieniła się, a mała Kuna podbiegła i zaczęła skakać. Ali podniosła ją i przytuliła, bo przecież czułości nigdy za wiele!
- Mam też problemy ze zrozumieniem tego, co mówił Metatron. - dodała nieco mniej pewnie. - Trochę to było pokręcone, gdy... - przerwała.
Zmarszczyła brwi, widząc ciemny kształt który biegł ku nim. Był coraz bliżej. Pędził jak wiatr. Wiatr, gdy jesteś na dworzu i Twoja fryzura wyszła świetna.
A wiemy, że wtedy piździ najgorzej.
I nagle to coś wrzasnęło głośno. Ali spokojnie wyszła rozszalałej bestii naprzeciw.
- Suseł, znalazłeś się! - feniks zatrzymał się, zerkając ze zdziwieniem na wielkiego anioła. Był pewny, że jego kumpela jest w niebezpieczeństwie...
Chwilę później przybiegła Nutria i zajadle ni to kwicząc, ni to warcząc, rzuciła się na Sloppiego.
- Nutria, nie! - krzyknęła Ali, biegnąc ku małej bestyjce. Ta próbowała dziobnąć olbrzyma, jednak była dość... mała i wyglądało to bardzo nieudolnie. Suseł gapił się to na Ali, to na Slo. Zastanawial się, co zrobić.
Kromstak za to zaczął zjadać zwłoki martwej wiewiórki, które znalazł na ziemi kilka metrów od wodospadu.

Biedny Sloppy... Czeka go długa i ciężka droga, jeżeli chce zrozumieć zasady panujace w samozwańczej watasze.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 12.12.15 2:02  •  Wodospad Pomyślności Empty Re: Wodospad Pomyślności
Pewnie, że po prostu ją pogłaskał. Przecież nawet dziecko wie, że kromstaka przed zjedzeniem trzeba najpierw ogoli... znaczy... Nie je się kromstaków. Są za słodkie! Slo zwyczajnie nie był głodny, więc tym razem obeszło się bez rozlewu krwi. A tak wracając do konkretów, to anioł spojrzał na Alicję pytającym wzrokiem. I nie, nie! Nie chodziło tutaj o tatuaże, które rzuciły mu się w oczy już dawno. Kiedyś na pewno o tym z nią porozmawia, bo nie chciał być od razu wścibski podczas pierwszego spotkania. Jego uwagę przykuło coś zgoła innego. Nie sądził bowiem, że w tym, co powiedział Metatron było coś niezrozumiałego. Owszem, miał swoje wątpliwości, ale to pokłosie "urlopu" Boga. Gdy ten jeszcze był i rządził wcale nie miał takich problemów. Jego wola była niezachwiana, a wiara głęboka i choć to drugie nie uległo zmianie, to pierwsze zaczynało lekko ulegać wpływom zewnętrznego świata, chociaż Szeszbassar starał się je zwalczać najusilniej jak potrafił.
- Ludzie posiadają wolną wolę, co znacznie utrudnia nam pracę, ale jest też powodem, dla którego istniejemy. - postanowił, że zacznie swój wywód od samego początku - Powiem to może od razu... Nie wszystkich da się uratować. Nie wszyscy chcą też być uratowani. Wielu ludzi postrzega nas jak zdrajców, którzy schowali się w Edenie, by odgrodzić się od nich, jak od najgorszej zarazy. Niewielu jednak pamięta, że to my ustabilizowaliśmy sytuację na ziemi i staramy się robić wszystko, co w naszej mocy. Panem nie jesteśmy, ale staramy się najlepiej, jak potrafimy. Z tego też powodu wiele z nas upada... - lekko się rozgadał, ale z jego twarzy dało się wyczytać smutek, kiedy wypowiadał ostatnie zdania. Głos zdradzał zresztą to samo uczucie. Slo zawsze pochmurniał kiedy myślał o tym, jak wiele jego rodzeństwa odeszło od nauk Pana na skutek ziemskich pokus i niewdzięczności. Wielu z nich popadło w marazm, jeszcze inni zatopili się w fizycznych przyjemnościach, a kolejni zapomnieli w ogóle po co zostali stworzeni i oddali się swoim samolubnym ideom.
Z zamyślenia wyrwał go jednak Suseł, który przybył na miejsce. Anioł stanął teraz na proste nogi i jedynie przyglądał się swoimi zielonymi oczyma całej scence. Ba! To wbrew pozorom mogło nawet wyglądać komicznie, bo gdy przybyła Nutria, Slo kompletnie nic sobie z tego nie zrobił. Nie przeszkadzało mu to, że właśnie ktoś stara się go dziobać, a Alicja najwyraźniej nie czuje się z tym komfortowo. Szeszbassar był istotą o iście anielskiej cierpliwości, więc postanowił, że da się feniksowi wyszaleć. Oczywiście dopóki nie będzie go chciał dziobać po oku, bo to mogłoby być już niebezpieczne.
- Czego dokładnie nie zrozumiałaś, Alicjo? Postaram Ci się wytłumaczyć słowa Metatrona jak najlepiej potrafię. - zwrócił się do dziewczyny, aby kontynuowała przerwany temat. Nie obiecywał, że wyjaśni jej wszystko, ale postara się zrobić to, co tylko będzie mógł, a przy tym najlepiej jak umie! Oczywiście nie zwracając też uwagi na zadziornego feniksa, który w takiej sytuacji będzie raczej wyglądał jak komar...
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 07.06.16 16:05  •  Wodospad Pomyślności Empty Re: Wodospad Pomyślności
Pomożesz mi, powiedział. To będzie świetna zabawa, powiedział, rudowłosy wymruczał w myślach, podrzucając do góry jedną z zerwanych w lesie jagód. Przechwyciwszy ją z powrotem, wrzucił ją do przewieszonego przez przedramię koszyka. Po minie młodzieńca dość łatwo dało się zauważyć, że nie był zachwycony, kiedy znajdował kolejne krzaki porośnięte tymi niewielkimi owocami, choć pewnie niejedna osoba cieszyłaby się z tak obfitych plonów. Problem w tym, że kiedy w geny wkradł się ten drobny pierwiastek drapieżnika, nieruchoma zdobycz nie satysfakcjonowała ani trochę.
„Załatwiamy mięso tylko, kiedy jest to konieczne”.
Przykucnął obok krzewu owoców i trącił ręką pojedyncze łodygi, ze znużeniem przyglądając się, jak te powoli wytracają swoją ruchliwość. Mruknął coś niezrozumiałego pod nosem i zgarnął łapczywie kilka dodatkowych owoców, nie przejmując się, że poza nimi w koszyku wylądowało też parę liści. Wierzył, że Liriell lubił bawić się w oddzielanie zjadliwych części od tych niezjadliwych. Ktoś, kto uważał zbiory za zabijacz czasu, nie mógł twierdzić inaczej. Ian wolał jednak, by spacer po lesie ograniczył się do minimum, więc  mniej przykładał się do swojej pracy. Brał pod uwagę też fakt, że gdyby koniec końców wyszło, że zebrane owoce nie były tymi, których szukali, będzie odczuwał mniejszy żal za zmarnowanie cennego czasu.
Nie żeby miał co robić, odkąd zamieszkał w Edenie.
Syknął pod nosem, gdy za którymś razem, kiedy wpychał swoją rękę pomiędzy gałęzie, zahaczył ręką o kilka kolców. Gwałtowne pociągnięcie wywołało szczypiące uczucie, a już w niedługim czasie na lekkich zadraśnięciach zaczęły pojawiać się drobne kropelki krwi. Wymordowany przycisnął dłoń do nieznacznie rozchylonych ust i przesunął po niej językiem, pozbywając się szkarłatu i łagodząc pieczenie niegroźnych ran – rzecz jasna, zakładając, że nie trafił na jakąś śmiercionośną roślinę, niepozornie kryjącą się w jagodowych krzewach.
Trzask gałęzi.
Rudzielec zadarł głowę wyżej i rozejrzał się dookoła, stosunkowo szybko wychwytując sylwetkę czarnowłosego, która na przemian pojawiała się i znikała pomiędzy drzewami. Mimo że przyszli tu razem, już jakiś czas temu rozdzielili się na tyle, by co najmniej na godzinę stracił go z oczu. Uniósłszy kącik ust w zawadiackim uśmiechu, chwycił za koszyk i wsunął uchwyt między zęby. Myślał znacznie szybciej niż działał, więc plan w jego głowie ułożył się w sensowną całość już w chwili, w której anioł pojawił się na horyzoncie. Ciemne oczy chłopaka raz jeszcze prześlizgnęły się po okolicy i już w niedługim czasie ostrożnie i bezszelestnie przemieścił się za kolejne drzewo, potem za następne aż wreszcie znalazł odpowiedni materiał na zwinną wspinaczkę. Kilka wystających i stabilnie wyglądających gałęzi pozwoliło mu na sprawne dostanie się na górę i ukrycie w bujnej o ten porze roku koronie drzewa. Chociaż liście zaszeleściły pod naporem jego ciała, kiedy już znalazł się na grubszym konarze, równie dobrze mógł być to dźwięk wywołany przez leśne zwierzę.
Dzikie ślepia zaczęły połyskiwać niecierpliwością, gdy patrzył z góry na zbliżającego się bruneta i w duchu licząc, że nagle nie zmieni kierunku. Odliczał kolejne sekundy, składające się na tony uderzającego w klatce piersiowej serca, które idealnie zgrywało się ze spokojnym oddechem kogoś, kto był aż zbyt pewny swego, nawet jeśli istniała spora szansa, że już wcześniej został nakryty, jednak kiedy Lir był już wystarczająco blisko, całkiem postawne ciało śmignęło mu przed nosem, kiedy Ian odbił się od grubej gałęzi i zeskoczył na ziemię, lądując w przykucniętej pozycji. Owoce w koszyku podskoczyły, a ich część rozsypała się na ziemię, chociaż ciemnooki nie wyglądał, jakby było mu ich szkoda. Z triumfalnym błyskiem w oku, podniósł się na równe nogi, ponownie przerastając nieco skrzydlatego. Wypuścił koszyk z ust, już wcześniej wystawiwszy rękę, którą w porę pochwycił swoje zbiory. Chociaż te raz jeszcze podskoczyły, uderzając o jego dłoń, tym razem prędko wróciły na swoje miejsce.
Mam cię ― rzucił i nie bacząc na zasady pozostawiania innym przestrzeni osobistej, postąpił o krok do przodu, zmniejszając nieco odległość między sobą, a dawnym stróżem. ― Teraz musisz zrobić wszystko, o co cię poproszę ― oznajmił, uśmiechając się pod nosem w tradycyjnie łobuzerski sposób, jednak grymas szybko zniknął, kiedy wystawił przed siebie koszyk, podstawiając go bliżej swojemu towarzyszowi. ― Swoją drogą, zebrałem te twoje jagódki. Muszę przyznać, że było to ciekawsze zajęcie od rwania rzepy z ogródka, ale nadal daję temu dwa na dziesięć. Nawet nie wiesz, jak ciężko było mi się powstrzymać do pogonienia tamtego zająca. ― Niedbałym ruchem wskazał kciukiem za siebie, po czym opuścił rękę luźno wzdłuż ciała. ― Tyle wystarczy?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 10.06.16 11:19  •  Wodospad Pomyślności Empty Re: Wodospad Pomyślności
|| Ten uczuć, gdy o wątku, w którym piszesz, dowiadujesz się ostatni.
T: Zaczęliśmy nowy wątek.
G: ... tak?
T: Tak. *rzuca linkiem* Odpisz mi.
G: ... |: Okej.

--------------------------

Nabuzowany jakąś utopijną miłością do każdego zadrapania na korze, każdego uciekającego mu spod butów gada, na igłach krzewów kończąc, wrzucał fioletową kulkę do kosza, kiedy coś śmignęło mu przed nosem, wywołując natychmiastową reakcję. Liriell wciągnął gwałtownie powietrze, jakby chciał pozbawić tlenu najbliższą okolicę, a potem omal nie wrzasnął na całe gardło. Nawet czuł już krzyk gnieżdżący się jak rój os w jego żołądku, przeciskający się powoli przez ciało aż do przełyku, ale gdy szerzej otwarte oczy napotkały rozbawioną twarz Iana, czarnowłosy zacisnął mocno wargi, hamując wszelakie odruchy.
- Mam cię.
- Co ty znowu..? – ściął się nagle.
„Wszystko” brzmiało dość wymownie.
Na tyle, by Liriell wykrzywił usta w lekkim uśmiechu, dławiąc się tym, co podchodziło mu teraz do gardła, a co na pewno nie było dzisiejszym śniadaniem. Wyściełające glebę liście zaszeleściły, gdy przesuwał nogę do tyłu, szurając po nich lekkim obuwiem. Cofnął się ledwie o krok, dokładnie w chwili, w której Ian zbliżył się do niego, ponownie burząc wybudowany naprędce mur.
- Tak w zasadzie... – Usta ledwie się poruszyły, a spuszczona głowa i tak oznaczała tyle, że zdecydowanie zbyt długie włosy anioła rzuciły wystarczający cień na jego twarz, by ten przykrył lekko rozchylone wargi. Wargi, które prędko zacisnęły się, skoro słowa i tak zostały zagłuszone przez mniej entuzjastyczny ton Iana.
- Dziwny jesteś – mruknął wreszcie, unosząc niepewne spojrzenie i zerkając wpierw na twarz Iana (wystarczył moment, by zmyć jego uśmiech, nie wstyd ci, Liriell? Dość...), a potem na plener za nim, jakby koniecznie musiał spojrzeć w miejsce, które pokazywał jasnowłosy. Dopiero po dłuższej chwili spuścił wzrok na trzymany w rękach Iana kosz wypełniony jagodami.
- Chyba nie rozumiesz wagi zadania – skwitował o wiele za kwaśno, opierając jedną z dłoni na chudym biodrze. Podniósł wtedy swój kosz, jakby trzeba było porównać ze sobą ich ilość. - Przecież trafiła nam się świetna robota. Wiesz, że wykłócałem się z Nanael cały ranek, żebyśmy dostali akurat to. – Twarz ściągnęła mu się w poważnym wyrazie, gdy zmusił się do zadarcia brody. Nie był szczególnie niskim mężczyzną, ale bez wątpienia przy Ianie odczuwał brak kilkunastu dodatkowych centymetrów, których poskąpiono mu przy niezbyt burzliwym okresie dorastania. Był zresztą przekonany, że nie tylko wzrost był tutaj powodem jego zdenerwowania.
Jest za blisko, przeszło mu przelotnie przez myśl, a on uchwycił się jej, nawet jeżeli przemknęła mu tylko przez głowę i zniknęła z zasięgu, nim zdążył ją usidlić. Ciało zareagowało jednak automatycznie, jakby obaj byli identycznymi biegunami w magnesie. Im bardziej Ian się zbliżał, tym Liriell odczuwał większą chęć ucieczki. Ścisnął mocno wiklinową rączkę trzymanego przez siebie kosza i niezbyt szybko postąpił jeszcze jeden krok w tył.
- Nie rozumiem, dlaczego ciągle narzekasz. – Chłodny ton być może nie powinien być plakietką statystycznego anioła Edenu, ale przy Liriellu był niemal znakiem rozpoznawczym. Pasował do koloru jego oczu. Te zalśniły, wyłapując przedzierające się przesz korony drzew promienie słońca, nim czarnowłosy nie przymknął powiek, przecierając twarz wierzchem wolnej ręki. - I dlaczego chcesz gonić zające. – Wziął wdech. - A już tym bardziej nie rozumiem, o co chodzi z tym „robieniem wszystkiego”. Nie potrzebujesz żadnych gier, żebym zrobił dla ciebie cokolwiek.
„Czyżby?”
Chryste, irytujący głosie rozsądku, dlaczego odzywasz się akurat w tym momencie?
Dłoń Liriella przesunęła się nieco niżej, zasłaniając teraz ściągnięte w wyrazie zakłopotanie usta. Uchylił jednak powieki i wbił jasne spojrzenie w czubki butów Iana, jakby to one okazały się dla niego ciekawsze niż postać, która jeszcze kilka godzin temu wkładała je na bose stopy. Co miał mu jednak powiedzieć? Zdobył się na prawdę, nawet jeżeli ta prawda okazywała się dość gorzka w smaku – na tyle, by ciężko mu było znieść dzielące go od odpowiedzi Iana sekundy. Być może domyślał się, że nie zrobiono by nic wbrew jego woli i na chwilę obecną mógł czuć się w pełni bezpieczny w jego towarzystwie, ale zdawał sobie jednocześnie sprawę, że to kwestia czasu, jak anielskie zasady zaczną okazywać się ciężarem uwierającym za każdym razem, gdy temat spadnie na rozmyślanie o tym, co ich łączyło.
W końcu będzie musiał się przełamać. Przynajmniej na tyle, by pozwolić na pierwszy krok, jaki chciał wykonać Ian, który do dnia dzisiejszego był zatrzymywany jeszcze przed tym, nim zdążył oderwać nogę od podłoża.
Stagnacja niczego tu nie rozwiąże.
- Tak. – Odchrząknął, przesuwając rękę na polik, a potem wplątując palce w czarne włosy. - Właśnie.Wykrztuś to wreszcie.A gdybym nie chciał zrobić tego, o co mnie poprosisz? – Słowa gryzły go w język, gdy wypowiadał pytanie, ale świergot ptaków jednak został zagłuszony przez narastające w aniele wątpliwości. Mimo przebrnięcia przez pierwsze przeszkody, sam wydźwięk spowodował w nim jakiś zalążek niezadowolenia. W myślach podobne rzeczy brzmią bardziej poważnie; wypowiedziane najwidoczniej tracą jakąś cząstkę magii.
- Zresztą – wtrącił gwałtownie, robiąc pierwszy miękki krok przed siebie. - Nieważne. – Zacisnął dłoń w pięść. Czuł na skórze ciepło obrączki. - Chodźmy nad wodospad. Jest niedaleko. Powinieneś nawet słyszeć szum.
Po co?
Ja wiem? Wykąpać się?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 10.06.16 12:44  •  Wodospad Pomyślności Empty Re: Wodospad Pomyślności
„Co ty znowu..?”
Wypuścił powietrze ustami w dość wymownym geście, przypominając sobie, że ich poczucie humoru znacznie się różniło. Na tyle, by wiedzieć, że kiedy Ian'owi w głowie były wszystkie dziecięce zagrywki, Liriell kompletnie nie miał poczucia humoru. Być może na to wszystko nakładała się ich różnica wieku, chociaż ciężko było sprecyzować, jak wielka przepaść ich dzieliła. Mimo tego wymordowany nie był szczególnie zmęczony towarzystwem czarnowłosego, chociaż wiele osób trzecich z pewnością uznałoby, że ogień i woda nie powinny ze sobą współgrać.
Przechylił nieznacznie głowę na bok, pozwalając, by grzywka osunęła się na jedno z ciemnych oczu i przyglądał się chłopakowi, nie rozumiejąc, czemu kolejny raz opuszczał głowę. Nie wspominając już o tym, że wycofywał się, jakby miał do czynienia z trędowatym. Kolejnego kroku już nie było. Rudowłosy pozostał na swoim miejscu, czekając na werdykt.
„Dziwny jesteś.”
Niezupełnie o taką odpowiedź mi chodziło. Dziwny, bo nazbierałem za dużo? Za mało? W złym kolorze? ― Chyba nie o to mu chodziło. Chłopak opuścił wzrok na oba kosze, porównując zebrane owoce i wysłuchując kazania bruneta na temat powagi sytuacji. Ściągnął na moment usta w wąską linię, po czym spojrzał na niego wzrokiem pełnym politowania – Mów dalej, mów dalej, Liriell – ale i jakiegoś szczątkowego rozbawienia i czegoś bliżej niesprecyzowanego. ― Jesteś uroczy, gdy tak obnosisz się ze swoją pasją zbieracza ― rzucił, wyginając kącik ust w łobuzerskim uśmiechu. Ciężko było powiedzieć, czy żartował sobie z niego czy może naprawdę tak uważał. Pewnikiem było, że jakaś kolejna myśl ugasiła entuzjazm młodzieńca, doprowadzając jego twarz do porządku. ― Ale musiałeś się wykłócać, bo Nanael mnie nie znosi. Zresztą, z wzajemnością, chociaż ja przynajmniej próbowałem spojrzeć na nią przychylnym okiem. Może nie zauważyłeś, ale twoje cenne godziny w lesie spędzone ze mną nie znajdują się na liście jej marzeń. Wolałaby być tu z tobą i udawać, że podziela twoje zainteresowanie każdą napotkaną rośliną, żeby wyjść na plus. ― Opuścił rękę z koszykiem, poczuwszy lekkie odrętwienie.
Nie czuł się źle z przedstawieniem mu wprost tej całej sytuacji, chociaż spodziewał się, że za chwilę usłyszy, że wyolbrzymia. Ale to nie on był tu ślepy na cudze spojrzenia. Może wszystko przez jego zbyt niesforną grzywkę? Zaproponowałby mu spięcie jej, gdyby nie to, że było mu z nią do twarzy, ale być może to otworzyłoby mu nieco oczy na świat?
Co za głupota.
Przesunął nieznacznie nogę do przodu, gdy ten znów się cofnął, ale szeleszcząca ściółka od razu zdradziła jego zamiary, które bez wątpienia nie miały spodobać się Lirowi.
Nie narzekam ciągle. A chcę gonić zające, bo na samych owocach i warzywach nie ujedziemy. Poza tym odkąd nie żyję ― wypowiedział te słowa tak lekko, jakby nie było w nich nic dziwnego, wiedząc, że istniały osoby, którym nie w smak było tak to odbierać ― ta chęć jest czasem silniejsza ode mnie. ― Potarł ręką kark, by za chwile machnąć nią niedbale w lekceważącym geście. Raczej ciężko było zrozumieć ten tok rozumowania komuś, kto nie odczuwał takich potrzeb.
Nie odczuwał też wielu innych potrzeb.
„Nie potrzebujesz żadnych gier, żebym zrobił dla ciebie cokolwiek.”
Zamilkł na chwilę z lekko rozchylonymi ustami i nieznacznie rozszerzonymi oczami, jakby zdziwił go ten tok rozumowania. Przez chwilę poczuł się, jakby wszystkie jego prośby, których czarnowłosy nie mógł spełnić, były dość samolubne. Mimo tego, po paru ciągnących się sekundach, usta Ian'a zamknęły się, zapraszając do siebie nieco łagodniejszy uśmiech.
Masz rację ― przyznał, kiwając nieznacznie głową. ― Ale ciągle się odsuwasz. Może jeśli rozkażę ci, żebyś tego nie robił, to w końcu przestaniesz. ― Wskazał ręką na  skrawek ziemi między nimi, który zdążył się nieco powiększyć od momentu, w którym ponownie na siebie wpadli.
„A gdybym nie chciał zrobić tego, o co mnie poprosisz?”
Czemu zadajesz takie głupie pytania?
Wtedy... ― zastanowił się chwilę, opuszczając wzrok na ziemię i ściągając brwi w głębokim skupieniu. ― Pewnie odszedłbym obrażony. Oczywiście na do widzenia trzasnąłbym drzwiami, żeby podkreślić wagę mojego zdenerwowania. ― Wzruszył barkami, bez cienia uśmiechu unosząc wzrok na chłopaka, który już zdążył ruszyć przed siebie, jakby w ogóle nie chciał słyszeć tej odpowiedzi. Rudzielec gwałtownie przyspieszył kroku, by znaleźć się na tyle blisko, by móc przerzucić ramię przez barki bruneta i zmierzwić mu włosy z boku głowy. ― Żartuję. Oczywiście masz prawo czegoś nie chcieć. ― Uśmiechnął się kątem ust i zwrócił mu przestrzeń osobistą, chociaż nadal pozostał obok, dotrzymując mu kroku.
Przyda się. Umieram z pragnienia ― rzucił, wyciągając z koszyka pojedynczą jagodę i wetknął ją sobie do ust.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 11.06.16 6:53  •  Wodospad Pomyślności Empty Re: Wodospad Pomyślności
- Jesteś uroczy...
Obruszył się, wydając z gardła coś na wzór prychnięcia.
- Nie żartuj sobie ze mnie. Jestem mężczyzną. Mężczyźni nie są uroczy, Ian.
To był komplement.
Tak? A brzmiało jak groźba.
Bez dwóch zdań dla niego teraz wszystko brzmiało jak groźba, skoro obawiał się najgorszego i tylko czekał jak ostatni męczennik na zadanie finalnego ciosu. Był nawet przygotowany na niemal fizyczny ból, ale gdy usłyszał słowa Iana, kompletnie pogubił ciążące mu na barkach obawy. Spojrzał na niego zaskoczony spod czarnej grzywki i stał tak chwilę z lekko rozchylonymi ustami, aż nie zamknął ich gwałtownie i  nie wyprostował dotychczas przykulonych nieco pleców.
- Nanael? – wypowiedział to imię z dziwnym smakiem na języku; prawie tak, jakby próbował nowego, egzotycznego dania, które samą swoją konsystencją nie zachwycało. - Mówiłem, żebyś nie robił sobie ze mnie... – Urwał na moment, ściągając ku sobie brwi.
Co, rozjaśniło się w umyśle, gdy ktoś wypowiedział oczywistość na głos?
Liriell podniósł rękę i potarł palcami żuchwę w zastanowieniu, utrzymując między nimi ciszę o te kilka uciążliwych sekund zbyt długo. Najwidoczniej zardzewiałe trybiki ze zgrzytem postanowiły powrócić do swojej pracy, powoli napędzając cały proces myślowy, aż do chwili, w której anioł ponownie wbił wzrok w Iana, dając mu już znak, że zrozumiał wszystko. A przynajmniej większość. Otworzył wtedy dłoń, w której nadal trzymał kosz i uderzył w jej wierzch drugą ręką zwiniętą w pięść. Brakowało tylko wykrzyknięcia „Eureka!”, ale ciężko wyobrazić sobie Liriella w tak entuzjastycznej odsłonie.
- Czytałem o tym – powiedział nagle i choć jego twarz wydawała się marudna, jakby przez ostatnie godziny kazano mu dokonywać jakiejś bestialskiej zbrodni, to z głosu dało się wyłowić nutę żywego podekscytowania. - To co mówisz musi mieć sens – dorzucił prawie natychmiast, spoglądając Ianowi prosto w oczy, co przy całościowej charakterystyce Liriella było szczególną rzadkością. Trwało to chwilę. Przelotną. – To by wyjaśniało niski humor Nanael za każdym razem, gdy widziała mnie z tobą. A potem to bycie miłą, gdy zostawiałeś nas samych. Chciała wyjść na plus – powtórzył za Ianem jego własne słowa.
Sytuacja z Nanael, która dotychczas była dla niego niewygodna z nieznanych przyczyn, wreszcie nabrała barw i kształtów. Nie rozumiał, jak mógł być tak ślepy, choć nie ukrywał nawet, że mógłby znaleźć dla siebie dość... ludzkie wytłumaczenie własnej ułomności. Bo może po prostu nie chciał brać pod uwagę akurat tego scenariusza, jakkolwiek szczeniackie by to nie było.
A jednak w tym rzecz, mruknął do siebie, opuszczając dłonie wzdłuż ciała. Powiódł wtedy spojrzeniem po lesie – wokół panowała cisza przerywana podśpiewywaniem ptaków i ugniataniem ściółki kopytami samotnych saren. Liriell czuł się tu zawsze jak w domu, ale teraz, gdy dotarły do niego istotne informacje, poczuł się irracjonalnie zagrożony. Nie dostrzegał żadnego drapieżnika – pomijając tego, który stał tuż przed nim – i nic nie wskazywało na to, by lada moment miała zerwać się burza, mogąca poruszyć całą ziemię. A jednak niepokój zagnieździł się wewnątrz organizmu, przylegając do wszystkich jego mięśni i naciskając na nie tak mocno, że czuł ten ciężar nawet w nadgarstkach. I jak miał to nazwać?
Zazdrością?
To takie głupie.
- Nie spodziewałem się. – Odchrząknął pod nosem. - Ale naprawdę o tym czytałem i to dość popularne zjawisko. Szczególnie u tak młodych i zadziornych osób jak Nanael. Nic dziwnego, że wpadłeś na to prędzej. Pewnie już byłeś w takich związkach hate-love i stąd to zaznajomienie.
Skąd u niego ta okrężna ciekawość? I żółć napływająca do gardła?
Liriell zacisnął mocno palce na wiklinowym warkoczu rączki, skrupulatnie omijając spojrzenie ciemnych tęczówek Iana.
- Ale możesz jej przekazać, że nie stanowię dla was zagrożenia – pociągnął temat, już bardziej mrucząc do siebie, niż do rozmówcy. - Jak się jej podobasz, to przecież niczego nie zmienia. Nie będę prowadził żadnego wyścigu szczurów. Ty zdecydujesz. – Zmrużył nieco oczy na samą myśl, że w nie tak długiej przyszłości sprawy mogły nabrać zupełnie innego tempa. Jeszcze przed momentem z zażenowaniem zaczynał obawiać się tego, co uważał za „najgorsze”. Teraz to „najgorsze” przestało figurować na samym podium, przepchnięte przez coś tak dziwnego jak konkurencja, która okazywała się jeszcze cięższym do przetrawienia brzemieniem, niż sam-wiedział-co (Boże święty, trzymanie się za ręce... to takie niepoprawne).
No? Jakbyś się czuł, jakby Nanael owinęła go sobie wokół palca szybciej niż ty?
Liriell poczuł skurcz w żołądku. Skąd u niego w ogóle takie myśli? I jakie, u licha, owinięcie wokół palca? Nie potrzebował tego. Pierścionek może palił żywym ogniem, ale to nie zmieniało faktu, że Ian musiał już wcześniej zauważyć zachowanie Nanael i nadal nic z tym nie zrobił. Istniało więc aż zbyt wysokie prawdopodobieństwo, że nie przepadał za takim typem. Za tsundere, skonkretyzował Liriell, przywołując w myślach słowa Iana.
„Bo Nanael mnie nie znosi.”
W wolnym tłumaczeniu – uwielbia.
Boże, nic nie wiem o kobietach, stęknął rozdrażniony. Niby dochodziły do niego jakieś szeptanki, że kobiety zawsze myślały o jednym, a robiły drugie, ale skąd miał mieć niby pewność, że to okaże się prawdą? W dodatku w tak druzgoczącej kwestii?
Jakby nie mogły prosto z mostu. Podniósł wzrok na Iana. Po co im te gry? Zgrywanie niedostępnej? Udawanie nienawiści, gdy chce się wzbudzić sympatię? Przecież to...
- Może jeśli rozkażę ci...
Przełknął gwałtownie ślinę. W sekundę zapomniał o Nanael i jej zauroczeniu Ianem; podczas drugiej sekundy umysł kompletnie opustoszał, pozostawiając Liriella z zaciśniętymi zębami i tym chłodnym wzrokiem mówiącym: „nie waż się tego mówić”, choć bez wątpienia jakaś jego część zmieniała to na: „nie waż się zmieniać tego rozkazu”. Związany anielską powinnością poczuł się tym bardziej rozdarty, im dalej w odpowiedzi brnął Ian. W pewnym momencie palce wolnej ręki również stuliły się w pięść, a dotychczas ponura mina Liriella nabrała nietypowej łagodności – ściągnęła się w tym chwilowym, trwającym krócej niż mrugnięcie okiem wyrazie zdruzgotania.
Prawie, jakby Ian wymierzył mu policzek.
- Żartuję.
Anioł wydał z siebie coś na wzór pomruku, gdy rudowłosy oparł na nim swoje ramiona.
- To wcale nie było... – Słowa zatrzymały się za zatrzaśniętymi zębami. Liriell zwarł szczęki, gdy poczuł na sobie ten nagły dotyk Iana – Boże, zabierz go..., ale prędko spróbował wyluzować mięśnie. Ramiona nadal były jednak spięte, nawet po tym, jak Ian faktycznie się odsunął, uzbrojony w nowy typ uśmiechu, który nie umknął przelotnemu spojrzeniu Liriella, wpatrującego się w niego ledwie kątem oka.
- To właśnie miałem na myśli, gdy mówiłem, że jesteś dziwny – fuknął rozjuszony, przedzierając się przez dziką część krzewów. Las edeński był nieskalany ludzkimi stopami, toteż znalezienie tu jakichkolwiek ścieżek graniczyło z cudem, a i tak część, w której się teraz znajdowali, była oddalona od najbliższej anielskiej chaty o dobre kilka kilometrów. Ktoś skrupulatnie zadbał o to, aby pozostali poza zasięgiem wszystkich cwaniackich spojrzeń. - Czasami żartujesz w taki niewygodny sposób. I jeszcze Nanael... – Lir wierzchem dłoni potarł policzek; nawet nie przyszło mu do głowy, że gorąco, jakie buchnęło mu w twarz, gdy Ian postanowił się zbliżyć, pozostawiło na nim mocny szkarłat. - Jest tutaj dłużej ode mnie i łatwiej jej przychodzi podjęcie tych waszych gier. W życiu bym jej nie dopasował do standardowych ram. Ona i tsundere? – wykrztusił, już nawet nie kryjąc zaskoczenia. - Jakbym wiedział wcześniej, że te jej... te jej spojrzenia w twoją stronę, jakby chciała cię powalić na ziemię i wytrzeć tobą podłogę oznaczają to samo, co: „zwróć na mnie uwagę, Ian, jestem taka niedostępna”, to może nie robiłbym jej tak pod górkę. A pewnie teraz myśli, że tak bardzo chciałem iść z tobą, żeby ona nie miała swojej szansy. I jeszcze ten tekst, że pewnie chciała mi się przypodobać... – Pokręcił głową, opierając dłoń na niskiej gałęzi, którą odgiął delikatnie, by móc przejść nad chudym, powalonym pniem. - To po to, by zamydlić mi oczy, tak? Żebym poczuł się bezpieczny i stracił czujność, by ona mogła wykonać podwójny atak. Chryste, myślisz, że wie, co między nami zaszło?
… a cokolwiek między wami zaszło?
Liriell spojrzał przez ramię na Iana, posyłając mu praktycznie zrezygnowane spojrzenie.
- Znam ją od kiedy pamiętam, Ian.
Szum wody dotarł do jego uszu, dostatecznie urywając temat, w którym nawet sam Liriell zdążył się pogubić. Anioł oderwał wzrok od rudowłosego i skierował go na spadającą z wysoka wstęgę wody, pieniącą się przy każdym kontakcie z wystającymi głazami.
- Słyszałem, że to miejsce jest magiczne.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 12.06.16 11:34  •  Wodospad Pomyślności Empty Re: Wodospad Pomyślności
„Nie żartuj sobie ze mnie. Jestem mężczyzną. Mężczyźni nie są uroczy, Ian.”
I właśnie dlatego jesteś uroczy. ― No jak na przekór. Nie zamierzał już jednak zagłębiać się w ten temat, nawet jeśli wiedział, że Liriell prawie na pewno nie doszukał się w tym żadnego wyjaśnienia. Całkiem możliwe, że Ian był jedyną osobą na świecie, która ośmielała się używać przy nim tego określenia. Przesadna pewność siebie sprawiała, że na nic zdawała się na ogół pozbawiona wyrazu twarz bruneta i chłodne spojrzenie jasnych oczu.
„Mówiłem, żebyś nie robił sobie ze mnie...”
Taki nieuświadomiony, skwitował w myślach, wypuszczając gwałtownie powietrze z ust, które uniosło na chwilę parę nachodzących mu na twarz kosmyków. Już miał zamiar dodać swoje trzy grosze, gdy wyraz zastanowienia na twarzy skrzydlatego skutecznie zamknął mu usta, wprawiając go w jakieś wyczekiwanie. Był cierpliwy. Ba! Nawet liczył na to, że Lir dojdzie do wniosku, że jego towarzysz miał całkowitą rację i przez ten cały czas to on nie zauważał oczywistych znaków. Niektórym po prostu trzeba było wskazać dobry trop, który zaprowadziłby do prawdy.
„Czytałem o tym.”
Serio? ― Przechylił głowę na bok. Nie sądził, żeby książki były odpowiednim źródłem takiej wiedzy, choć z dwojga złego lepiej w tę stronę, skoro chłopak w pełni zrozumiał, co ciemnooki chciał mu przekazać. ― Brawo. Wreszcie zaczynasz kojarzyć fakty.
Szkoda, że tak wyglądało to jedynie na początku. Wystarczyło, że młodzieniec ponownie otworzył usta, a wymordowanemu opadły ręce i do w dość teatralny sposób, biorąc pod uwagę, że jego plecy zdawały się przygarbić na chwilę pod ich ciężarem. Wydał z siebie zniecierpliwione „Aght!” i wyprostował się, krzyżując ręce na klatce piersiowej i unosząc brew, jakby nie do końca wierzył w to, co właśnie usłyszał. Hate-love. Naprawdę, Liriell, mruknął w myślach, będąc przerażonym, ile politowania znalazło się w tych słowach. Z drugiej strony nie mógł mieć mu za złe tego, że był ułomny w kwestiach emocjonalnych. Nie wyglądał na kogoś, kto chodził na randki średnio raz w miesiącu, a po kilku latach tej znajomości, chłopak był w stanie przyznać, że nie chodził na randki w ogóle.
„Ale możesz jej przekazać, że nie stanowię dla was zagrożenia.”
Zarechotał pod nosem, mimo że momentalnie ścisnęło go w środku. Spojrzał z ukosa w bok, jakby na ułamek sekundy potrzebował innego widoku niż twarz czarnowłosego, jednak prędko powrócił do niego, nie kryjąc rozbawienia.
Jasne. Chyba powinieneś odstawić te mangi dla nastolatek. Prawdziwe życie to co innego. Ludzkie relacje są o wiele bardziej złożone niż bełkot jakiegoś autora albo psychologa, który twierdzi, że jest w stanie rozpracować każdego, bo go tego nauczono ― parsknął, depcząc wszelkie wartości, które anioł wyniósł z publikacji, na które zapewne stracił część swojego cennego czasu.
Nie chciał słyszeć podobnych teorii ani też tego, że ktoś, na kim mu zależało po prostu zamierzał się poddać, gdyby jakaś osoba trzecia próbowała wpieprzyć się z buciorami w ich życie.
Dziwne jest to, że żaden z moich żartów cię nie bawi ― odparł z udawanym wyrzutem i przesunął spojrzeniem po profilu idącego obok młodzieńca. Jego uwadze nie umknął nieco żywszy kolor skóry, co spotkało się z nagłym błyskiem triumfu w ciemnych oczach i uniesieniem kącika ust w nieco wyraźniejszym, łobuzerskim uśmiechu. ― Kiedyś ktoś spyta, co ci się we mnie podoba, a ty opowiesz mu o tych wszystkich niewygodnych żartach, przez które będzie zastanawiał się, dlaczego nadal mnie przy sobie trzymasz, skoro cię to drażni. ― Wzruszył barkami i zamknął raptownie usta, tylko po to, by za moment otworzyć je na nowo, jakby nagle sobie o czymś przypomniał. ― Chociaż czekaj, czekaj. Chyba nie powiesz mi, że pozwolisz dowalać się do mnie jakiejś głupiej su-- ― w porę ugryzł się w język i mlasnął cicho z niesmakiem, marszcząc nieznacznie nos. Wyraz jego twarzy przez kilka sekund był obrazem najczystszego malkontenctwa, choć i tu zdawało się, że było tylko odegranym teatrzykiem. Zaraz pokręcił głową, wyrzucając z niej podobną możliwość. ― W sensie jej. Mniejsza o to. Powinieneś być bardziej waleczny, Ellie. Co z ciebie za chłopak? ― cmoknął pod nosem, zwracając się do niego ze słyszalnym przekąsem i trącił go łokciem w ramię i wsunął wolną dłoń do kieszeni w spodniach. ― Poza tym w ogóle mnie nie słuchasz i kompletnie przekręcasz to, co właśnie ci przekazałem. Nanael nie leci na mnie, tylko na ciebie. To nie żadne hate-love, czy bycie tsundere, która z premedytacją zgrywa niedostępną, licząc na to, że mi się spodoba. Nie znosi mnie i nie ma w tym żadnych głębszych podtekstów. ― Gwałtownie wysunął rękę z kieszeni i pstryknął palcami, jakby chciał powiedzieć „Bingo!”, gdy coś wpadło mu do głowy, choć ledwo co skończył mówić. Nawet nie dał aniołowi czasu na odzew. ― Powiedziałeś, że znasz ją od kiedy pamiętasz, a ona zna ciebie. W takich przypadkach rzadko bierze się pod uwagę, że jedna ze stron w którymś momencie mogła poczuć coś więcej do tej drugiej. W tym przypadku ciebie. ― Wskazał na niego niedbałym machnięciem. ― Mam nadzieję, że to pojmiesz, bo prościej już się nie da ― wtrącił jeszcze, zanim przeszedł do dalszej części wywodu: ― Dla ciebie wygląda to tak, jakby zachowywała się naturalnie. Oczywiście – rzadko się zdarza, by ktokolwiek chciał, by na światło dzienne wyszła jego miłość do przyjaciela czy kim tam dla siebie jesteście. Tym bardziej, jeśli zauważyła, że nie jesteś nią zainteresowany. Całkiem możliwe, że zaczęła sądzić, że nie potrzebujesz nikogo, więc postanowiła pozostać w punkcie, w którym nadal możecie ze sobą normalnie rozmawiać i przebywać. Tyle że wtedy pojawiłem się ja. Mieszkamy razem, ciągle namawiasz ją, żebyśmy dostali robotę wspólnie, nosimy te same obrączki ― rozłożył palce, błyskając srebrnym przedmiotem, który tkwił na jego palcu ― i wierz mi, że z zazdrości zwracanie uwagi na takie detale przychodzi całkiem łatwo. Podsumowując, mam cię znacznie bliżej niż ona kiedykolwiek miała i będzie mieć. Mam nadzieję, że podczas tych waszych chwil „sam na sam” nie próbuje żadnych sztuczek, jak wtedy, gdy próbowała znaleźć pretekst do złapania cię za rękę. Żałuj, że nie widziałeś jej miny, gdy pokrzyżowałem jej plany ― rzucił rozbawiony i zaśmiał się krótko pod nosem, miło wspominając tamtą chwilę, nawet jeśli wtedy w pierwszej chwili odczuł ukłucie zazdrości.
Sucha gałąź trzasnęła pod jego butem, gdy postawiwszy ostatni krok, zatrzymał się parę metrów od szumiącego wodospadu, którego dźwięk przemieszał się z jego ostatnimi słowami. Wymordowany rozejrzał się po okolicy, jakby analizował zasłyszany przez bruneta fakt. W ty samym czasie odłożył koszyk na ziemię, z góry zakładając, że zatrzymają się tu na nieco dłużej. Nie narzekałby. Powietrze w tym miejscu było znacznie bardziej orzeźwiające – aż nie mógł powstrzymać się od zachłanniejszego wciągnięcia go do płuc – i nie odczuwało się wszechobecnego ciepła, które chwilami dawało mu w kość podczas zbierania jagód.
Mówisz, że jeśli się z niego napiję albo się w nim wykąpię, to stanie się coś niezwykłego? ― rzucił, ukazując zęby w nieco wampirzym uśmiechu, biorąc pod uwagę parę zaostrzonych kłów. Zamiast jednak poczekać na odpowiedź, już sięgnął za siebie, by zrzucić z torsu podkoszulek, który prędko wylądował na ziemi. Można się było spodziewać, że w następnej chwili chwycił palcami za zapięcie spodni. A gdzie wstyd?

Wodospad Pomyślności 20dtwvB
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 1 z 4 1, 2, 3, 4  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach