Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 3 z 3 Previous  1, 2, 3

Go down

Pisanie 03.11.15 18:53  •  Cmentarz na tyłach posiadłości - Page 3 Empty Re: Cmentarz na tyłach posiadłości
Natalie przechadzała się... lewitowała dalej między grobami powoli nudząc się tym otoczeniem, bo w końcu, ile można? Błąkała się tu już od dobrych kilku minut.
Uśmiechnęła się do siebie kwaśno.
I tak to ma już wyglądać? Będę się plątać po opustoszałych ruderach i cmentarzyskach nie mogąc zrobić nic ciekawszego?
Zatrzymała się dumając nad możliwościami, jakie jej zostały. Niestety, mimo najszczerszych chęci, nie była w stanie zupełnie zamrzeć w bezruchu. Jej ciało miarowo unosiło się i opadało, a długie pasma włosów kołysały się jakby poruszane jakimś niewyczuwalnym wiatrem. Właściwie, cały jej strój falował z wolna nawet wtedy, gdy sama stała nieruchomo. Trochę jakby była zawieszona w wodzie i prądy morskie targały lżejsze jej części wedle swego uznania.
Westchnęła, chodź nie musiała tego robić. Oddychać przestała już w chwili, gdy zdała sobie sprawę ze swojej przemiany. Ta czynność nie miała najmniejszego sensu. Jej płuca przecież nawet nie nabierały powietrza.
Gdy tak trwała zawieszona w przestrzeni, do jej uszu dobiegły jakieś dalekie głosy. Ktoś wydawał się być bardzo rozentuzjazmowany, co nieco ją zaciekawiło. Ruszyła w tamtym kierunku. Niestety, nowe "ciało" nie chciało przemieszczać się tak szybko, jak anielica miała w zwyczaju.
Cholera.
Zaklęła w duchu i skupiła całą swoją wolę na jak najszybszym dotarciu do źródła hałasu. W miarę tego, im szybciej się poruszała, jej sylwetka stawała się coraz mniej widoczna, aż w końcu dziewczyna stała się całkowicie niewidzialna. Zupełnie, jakby jej tam w ogóle nie było.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Nigdy nie spodziewał się, że zjedzenie durnego cukierka sprawi, że aż tak się zmieni. Zdecydowanie wolał swoją poprzednią formę, ale skoro to zabawa - nie ma sprawy. Gorzej jak zostanie w tym czymś już na stałe. Wtedy będzie mu mniej do śmiechu.
Pierwszy moment był dość dezorientujący. W pierwszej chwili nie wiedział, co się z nim dzieje. Jego głowa zaczęła przekształcać się w dynię z upiornym uśmiechem oraz świecącymi oczami. Czy to było w porządku? Skąd miał wiedzieć? Zastanawiał się tylko, jaki właśnie narkotyk musiał spożyć, że ma takie halucynacje. Ale nie, to nie był narkotyk. Czuł się całkiem normalnie, oprócz tego, że jego sylwetka ciała trochę się zmieniła, a jedyne co sensownego pozostało, to ubranie. Czuł się co najmniej dziwnie, jednak nie na długo. Szybko dotarł do niego fakt, że to zabawa, przyjęcie Halloween. Jakkolwiek by nie wyglądał, chciał się dobrze bawić i będzie się dobrze bawić. Co z tego, że w tym momencie przypominał chodzącą dynię, która... która co? Będzie się mścić, mordować? Właśnie zaczął się zastanawiać, jakie w tym momencie ma możliwości. Do czego jest wstanie posunąć się będąc w tej postaci. Z zamyśleń wyrwał go odbijający się cień. Odwrócił i zauważył coś, co było większe od niego o dobry metr. W pierwszej chwili jego reakcja była nadto oczywista, odskoczył od ów postaci, jednak zauważając tą uroczą sukienkę oraz te macki... Nie mógł powstrzymać się od wybuchu śmiechu. Cóż, łezka mu się w oku zakręciła. Był ciekaw tego, jak teraz Rumcajs wygląda w oczach innych. Też był potworem? A może biła od niego aura zaciekawienia, sympatii? Kto wie, kto wie.
- Tak, słyszę Cię - odparł normalnie, chociaż nieco innym głosem niż zwykle, co go trochę zaskoczyło. Nie myślał, że przez jeden głupi cukierek mogą zastać w nim takie zmiany. Dzieło sztuki czy klątwa? Zdumienie nie przestawało schodzić z Rumcajsa, znaczy, z Dyniogłowego. Teraz będzie musiał potrafić wcielić się w swoją cudowną rolę.
- Wiesz, co tu jest grane? - dopytał z ciekawości, jakoś nie przejmując się faktem, że ktoś kto jest od niego metr wyższy, nie ma twarzy i wygląda koszmarnie, może mu zrobić krzywdę. Ktoś taki? No chyba nie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Ten uczuć, kiedy Yunosuke reaguje paniką, a Rumcajs robi takie "hehs, yolo". #sadface
Po "wypowiedzeniu" swoich słów przestał ogarniać. Jego mózg, czy cokolwiek teraz miał, na chwilę się wyłączył, a on zawiesił. Czyżby przegrzanie? Może umysły Slendermanów jednak nie były tak pojemne? Chwilę stał jak kołek, wpatrując się ślepo w dyńkę (hehe) nieznajomego. Nagle powróciła mu świadomość, ale już w innym miejscu, gdyż znalazł się za plecami mężczyzny. Normalnie zrobiłby teraz coś, nie wiem, westchnął, wykonał jakiś ruch, ale cóż, nie bardzo mógł. Znów przechylił głowę. Robił to bezwiednie, a chyba było sygnałem, że monstrum chce przemówić. Przeczekał śmiech Dyniogłowego, wcale mu się nie dziwiąc. Pewnie był śmieszny w tej kiecce normalnie, a co dopiero w takiej formie. W międzyczasie w głowie przeprowadzał próbę generalną. Raz, dwa, raz, dwa. Czy wszyscy mnie słyszą? Tu wstaw odgłos stukania w mikrofon. Lewa komora, jak się bawicie?!
Na jego pytanie zrobił jak zwykle nic. Tyle ekspresji, o matuchno. W każdym razie to "nic" miało oznaczać ściągnięcie brwi, ale chyba musi się przyzwyczaić do tego, że musi przynajmniej na chwilę nauczyć się wyrażać cokolwiek werbalnie, bo jego zwyczajne reakcje tym razem nie zadziałają. Borze, każą mu się odzywać. Bez mówienia. Ale jednak. Co za udręka.
- Czy ta twarz mówi ci, że wiem co się dziej-... A, tak. - nastała chwila niezręcznej ciszy. - Cóż, nie. Nie mam pojęcia. Wiem tylko, że w plecach mam maszynę do gwałtu na nieletnich, a mój pysk uśmiecha się do mnie od środka, chociaż chyba pomylił strony.
Wielkie, białe łapsko z wydłużonymi palcami chwyciło za brzeg sukienki i spróbowało obciągnąć ją niżej. Cóż, niewiele to dało. Tak swoją drogą, pewnie wyglądał przedziwnie, kiedy jego brak poprawnych proporcji zagłuszał brak lewej ręki. Brak, brak... Wszystkiego brak. Nawet ryja.
- Tam z tyłu jest grupa dziwnych stworzeń. Chciałem spytać się ich, ale nie mogłem wyjść zza krzaków. Nie pytaj dlaczego, sam nie wiem. - westchnął wewnętrznie. I: - Może tobie uda się do nich zagadać. W tej formie chyba nie masz żadnych ograniczeń, a przynajmniej nie takich jak ja.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 04.11.15 17:27  •  Cmentarz na tyłach posiadłości - Page 3 Empty Re: Cmentarz na tyłach posiadłości
Zeszłoroczny bal był zdecydowanie zbyt szalony, by Marcelina miała zrezygnować z tegorocznego.
Uwielbiała Halloween. Tak, to zdecydowanie jej ulubione święto (zaraz po mikołajkach - była trochę zła na śniętego, że ten zamiast nowego drapaka przywlekł jej kaganiec) Tym razem postanowiła przebrać się za... Jokera. A raczej jokera przebranego w strój batmana. Właściwie byłaby tylko tym drugim, gdyby nie koszmarnie krzywo pomalowane krwistoczerwoną szminką usta.  
Pospiesznie przybyła na bal, bojąc się, że - jak właściwie w prawie każdej sytuacji - się spóźni. Czuła w podbrzuszu dziwny uścisk, była jednocześnie niesamowicie podniecona i zarazem męczył ją spory niepokój. Na pewno coś się wydarzy.
Nawet nie przekroczyła progu własnego mieszkania, a zaliczyła wpadkę - prawie spadła ze schodów. Właśnie wpadła prosto w ogromną pajęczynę, a jej twórca znalazł się na głowie wymordowanej, co zakończyło się głośnym, hienim wrzaskiem tylko w jej stylu i lekko roztrzepaną fryzurą.
Teraz stała na środku jakiegoś pieprzonego cmentarzu, klnąc do siebie w duchu, że jednak nie skręciła przy tamtym krzaku w prawo. Wsunęła dłonie do kieszeni i głośno westchnęła, tym razem na głos rzucając wulgaryzmami pod nosem - prawdopodobnie zapomniała o swoich smakowych papierosach, które przecież zostawiła na półce, by nie zapomnieć ich, a chwycić i wsadzić do kieszeni.
Na całe szczęście papierosy znalazły się w jej wewnętrznej kieszeni. Z ulgą wyjęła jednego, przez następne kilka minut szukając zapalniczki. No, w końcu... warknęła pod nosem z satysfakcją. Usiadła na najbliższym nagrobku, przysłuchując się zaciętej rozmowy między Archimonde a Hange. Obydwie mary próbowały nawzajem dowieść racji, kto aktualnie leży w jednym z bezimiennych grobów. Przez chwilę wymordowana przysłuchiwała się rozmowie, by po chwili uchwycić inny głos. Inne głosy. - Ciii.. - odezwała się Mefisto, wychodząc z cienia i szczerząc się w stronę źródła dźwięków. Dwie kłócące się mary ucichły, prychając jeszcze przez chwilę do siebie. - Zamknijcie się! Nic przez was nie słyszę... - warknęła cicho Marcelina, unosząc uszy niczym dwa ogromne radary.
Podkradła się cicho do dwójki zupełnie nieznajomych dziewczynie gości. Jeden z nich miał... dynię na głowie? Z tego zdziwienia postawiła nierozważny krok. Gałązka pod jej stopą trzasnęła głośno, ujawniając jej obecność gdzieś w chaszczach. Włos na jej plecach zjeżył się, a ona sama skuliła, by nie zdradzac dokładnie swojego położenia. Cholera, kto to jest? Może oni też zgubili się, idąc na bal, skręcając źle przy tamtym krzaku?
Jej wzrok przykuła miska, w której było pełno cukierków. Albo papierki po nich. Jako, że dziewczyna należała do wiecznie głodnych i niewyżytych kotków, wyszła z krzaków jak gdyby nigdy nic i chwyciła - jak się okazało - ostatni. Leżał na dnie pośród pustych papierków o podobnym kolorze. Nie zastanawiając się nawet nad tym, że mogą byc one otrute albo czymś nafaszerowane - Mama zawsze uczyła, że nie wolno brac cukierków od obcych... ale nikt nie wspominał o obcych cukierkach! - powiedziała, wzruszając ramionami i szybko dostając się do właściwej części słodyczy. Cukierek z numerem 5 był całkiem dobry, słodki. - Niezły - skomentowała Marcelina, przypominając sobie o dwójce bardzo dziwnych osób...
                                         
Marcelina
Poziom E
Marcelina
Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 04.11.15 18:03  •  Cmentarz na tyłach posiadłości - Page 3 Empty Re: Cmentarz na tyłach posiadłości
Cmentarz na tyłach posiadłości - Page 3 Ydo33Wp
ZMIENIASZ SIĘ W... KOŚCIOTRUPA!

Cukierek zjedzony na przyjęciu był najwidoczniej ostatnim, jakiego MARCELINA potrzebowała, by zaspokoić ludzkie potrzeby. Dziwne, bo od teraz wygląda na to, że jedzenie byłoby jej bardzo potrzebne...


DODATKOWE: baw się, rly. Po przemianie w danego potwora, automatycznie otrzymujesz również jego umiejętności, wady i zalety. Urok działać będzie do końca balu.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 04.11.15 19:12  •  Cmentarz na tyłach posiadłości - Page 3 Empty Re: Cmentarz na tyłach posiadłości
Zjawa leciała w stronę toczącej się rozmowy z maksymalną prędkością (która notabene nadal wydawała jej się koszmarnie niewielka), gdy nagle, gdzieś w połowie drogi jej uwagę odwrócił jakiś inny głos.
Coś sporo żywych dusz na tym cmentarzu dzisiaj.
Skręciła i poleciała kilka metrów w prawo. Rzeczywiście. Za pobliskimi drzewami ujrzała dwie nowe sylwetki. O dziwo, jedna z osób wyglądała zupełnie jak gość, który poczęstował ją cukierkiem.
Przekrzywiła głowę przez chwilę się im przyglądając. Zmarszczyła brwi.
Wygląda, jakby gadał do siebie.
Przeniosła spojrzenie na drugiego z mężczyzn i zaśmiała się w duchu.
Tak. To wiele wyjaśnia. Ten gość raczej nie może się porozumiewać w sposób... hm.. akustyczny? Więc jak? Telepatia?
Podleciała bliżej, zawisając gdzieś obok wysokiej, patykowatej istoty.
I co on do cholery ma na sobie?
Zachichotała bezgłośnie unosząc się na wysokość jego twa... głowy. Odwracała twarz to w stronę Dyniogłowego, to Slendermana w miejscach gdy jeden z nich mówił, a drugi robił to w teorii.
Przez nadmiar docierających do niej teraz bodźców zupełnie zapomniała, że przez cały czas jest niewidzialna. A może po prostu tego nie zauważyła? Jej zmysły działały teraz w zupełnie inny sposób. Nie miała dotyku, zmysł powonienia był wytłumiony, dźwięki docierały do niej czasem jakby znajdowała się pod wodą, a barwy ciągle zmieniały swój odcień i zlewały się ze sobą.
Zaczynam się zastanawiać, co było w tych cukierkach i czy naprawdę zostałam duchem, czy jednak walnęłam o nagrobek i mam teraz te chore wizje...
Po chwili zastanowienia i jakby bezczynności, wpadła na pewien pomysł. Spojrzała na znajdującą się obok wysoką istotę.
A gdyby tak...
Uśmiechnęła się diabolicznie i zanurkowała do jego ciała. Stwór mógł poczuć teraz dziwne, nienaturalne zimno ogarniające jego osobę.
Halo? Słyszysz mnie?
Wytężała wszystkie siły by jakoś podłączyć się do świadomości nieznajomego. Być może nie było to najgrzeczniejsze zachowanie, ale nie potrafiła się powstrzymać. Mieli się dzisiaj bawić czyż nie? A Natalie przecież zawsze marzyła, by wchodzić ludziom do głowy...
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 05.11.15 18:06  •  Cmentarz na tyłach posiadłości - Page 3 Empty Re: Cmentarz na tyłach posiadłości
Łowca poczuł, jak jego żołądek bulgocze, tak paskudnie, tak niemiło, że powoli zaczął się rozglądać za kibelkiem, z paniką oczach. No raczej nikt nie chciał poczuć tego smrodku. W każdym razie już po chwili wszystko się unormowało i mógł odetchnąć z ulgą? Ale z jaką ulgą? W między czasie jak ten panikował, że kibelka nigdzie nie ma jego ciało zmieniało się powoli w Frankensteina, chociaż on wolał w magika a tu dupka. Oczywiście Hyst jeszcze tego nie wiedział, i stał i czekał na swą różdżkę której nie otrzymał. Popatrzył się na łapki a tam pusto, jak to tak?
-I gdzie ten patyk, z którego iskry lecą?- Powiedział głosem niskim, gburowatym ale zarazem lekko tępym. Nawet jego zdziwienie i lekko piskliwy głosik zniknął, jakby nie Hyst się pytał. Był tak zafascynowany, że nie ma patyka, że nawet nie zwrócił uwagi na swój głos. On nie, ale Acadia tak.
-Bo kurwa jesteśmy kim innym.- Powiedział niezadowolony Acadia, doskonale wiedział, że to tak nie działa. Doskonale. Oczywiście i jego głos brzmiał bez emocji, choć bardzo chciał by w jego głosie było słychać złość na Hysta. w sumie fakt, że tego nie słychać jeszcze bardziej go podkurwiała, aż zmrużył lekko oczy. Po tych słowach odwrócił się do magika, i popatrzył się.
-Więc powiedz mi, kim jesteśmy?- Zadał pytanie, znowu bez emocji, po czym spojrzał na zwierzaka i podszedł do niego by po chwili pogłaskać go po łbie. Lilo spokojnie mogła poczuć smród starego ciała, które to powinno leżeć zakopane a nie szlajać się po mieście. W każdym razie Acadia tak patrząc na Lilo, to na Grima uświadomił sobie, że zwierz którego głaszcze pewnie także jest zamienionym człowiekiem, czy innym cudem. Och... gdyby tylko dowiedział, że to Lilo już by tak jej nie kochał. Lecz sam już fakt, że to nie cudny psiak, kot czy inna cholera ale człowiek napawała go smutkiem. Aż Hyst pociągnął noskiem.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 15.11.15 12:37  •  Cmentarz na tyłach posiadłości - Page 3 Empty Re: Cmentarz na tyłach posiadłości
Znudzona dłuższym czekaniem na reakcję opętanego, opuściła jego głowę z wymalowaną na twarzy irytacją.
Cholera. Trzeba to będzie jeszcze dzisiaj poćwiczyć.
Tym razem nie była już całkowicie niewidzialna i towarzystwo mogło zobaczyć przed sobą niewysoką, białą zjawę unoszącą się w powietrzu i zupełnie pogrążoną w swoich myślach.
Kurczę. Jak to działa? Mmm. Co mam zrobić?
Chwyciła lewą ręką podbródek i stuknęła kilka razy usta palcem wskazującym.
Co też zrobiłam nie tak? No co?
Wiejący z naprzeciwka wiatr zaczął ją powoli odsuwać od innych potworów, ale ona wydawała się tego nie dostrzegać. Nadal była zbyt skupiona na sobie, by zwracać uwagę na otoczenie.
W końcu zatrzymała się i wzruszyła ramionami.
- Oj tam. Jeszcze się to przetestuje - zaśmiała się i popatrzyła po zgromadzonych. Uśmiechnęła się do nich lekko, przekrzywiając głowę.
- Do zobaczenia później - oznajmiła radośnie i pomachała ręką, po czym zanurkowała w ziemię i tyle ją widzieli.

[z/t]
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 04.12.15 16:31  •  Cmentarz na tyłach posiadłości - Page 3 Empty Re: Cmentarz na tyłach posiadłości
Cmentarz nie roztaczał aury, jak z horrorów klasy D, ale i tak prezentował się dość upiornie, by Ford-demon zamiotła ogonem ziemię z podekscytowania.
-Całkiem tu przyjemnie, nieprawdaż.- odezwała się do swojej towarzyszki, której trzeba będzie dać cukierka za odwagę. Jeżeli jeździła kiedyś na bestii, to podskakiwanie na ramionach czarta jest kilka razy gorsze.
Ford rozejrzała się po okolicy, zobaczyła kilka bawiących się razem istot, rozkopana ziemię, nagrobki i o, czerwone róże. Róże, przyciągające wyjątkowo demonicę swoim szkarłatem nęciły ją i kusiły. Pognała w ich stronę energicznie i kucnęła.
-Patrz, jakie one są czerwone! Podobają mi się, a Tobie, Ren?
Tymczasem, prawdziwa Ford smacznie spała na granicy świadomości i lepiej żeby nie pamiętała, co odwalała pod wpływem małego cukierka…bo nie wyjdzie z domu co najmniej przez tydzień.

Usłyszała nagle cichy szelest. Zignorowała go. Denerwujący dźwięk znowu dotarł do uszu demonicy. Obróciła nieznacznie głowę w lewo i zobaczyła, że kawałek od nich, nagromadzone na lekkim wzgórzu liście poruszają się coraz gwałtowanie. Ford zmrużyła oczy. Jednak nie zmieniła pozycji i dalej kucała obok róż z Kami-mumią na ramionach.
Nagle ze sterty liści wynurzyła się brudna, obdarta ze skóry i mięśni, jakby przeżarta do kości, ręka.

//Gomen, że taki krótki post i tak długo musiałaś czekać, jak zdążysz odpisać, to mam pomysł na dłuższego posta~//
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Doprawdy. Jazda na czarcim grzbiecie nie sprawiała zbyt wiele przyjemności. Uczucie, jakie towarzyszyło tej przejażdżce, można porównać z siedzeniem na kozie. Takiej prawdziwej i rogatej kozie. Albo na bardziej na rogatym capie. Tak czy siak, Ren brakowało solidnej podstawy, by móc rozsiąść się wygodnie podczas jazdy, co ma miejsce chociażby na końskim grzbiecie. Zamiast tego miała zapewnione wbijanie się kości wierzchowca w miednicę. Demonica mocno wybijała podczas biegu, wobec czego Ren nawet gdyby chciała, nie bardzo miała możliwość anglezowania. Musiała udawać, że jest – potocznie mówiąc – workiem kartofli.
I jako ten worek kartofli, nie miała innego wyboru, aniżeli ponieść się rogatemu wierzchowcowi, który wyprowadził zduszoną gdzieś tam wojskową i śmielszą niż zazwyczaj nastolatkę na cmentarz.
Całkiem tu przyjemnie, nieprawdaż.
Jak kto woli. W tych okolicznościach przyjmijmy, że nastrojowo. Ren nie sądziła, iż celem ich „podróży” będzie cmentarz. Sądziła, że udadzą się do tego dworku nieopodal. A tu niespodzianka! Co też temu demonowi strzeliło do głowy.
Ren obejrzała się za źródłem hałasów. Przyglądała się im chwilę, gdy „wierzchowiec” pognał w stronę przeciwną, do czerwonych róż.
– Róże? Nie powinny już dawno zgnić? – Zadała pytanie retoryczne, nie oczekując wcale, że ktokolwiek na nie odpowie.
– Jak myślisz, czy moje oko im dorówna? – Uśmiechnęła się. Zeskoczyła z grzbietu czarta i sama zdziwiona tym zjawiskiem, że wszędzie wszystko gnije, a tu rosną sobie żywo namiętne czerwone róże. I gdy miała do nich zbliżyć swe bystre oko, coś wynurzyło się z wilgotnej i sypkiej ziemi. Będąca już na ostatnim etapie rozkładu trupia ręka ze szponiasto wygiętymi paliczkami przedarła się przez barierę gleby, która jak matka przyjęła śmiertelnika do swojego łona, tak ten śmiertelnik pragnął od niej uciec lub też przed swym snem dokończyć jeszcze kilka istotnych dla niego spraw. Walka, jaką ta istota przeprowadzała z ziemią już sama w sobie wywoływała dreszcze. A co dopiero, gdy padlina opuści swe legowisko i całkowicie wynurzy się na powierzchnię? Sam odrażający smród pewnie zwali świadków znów, by bili zmartwychwstałemu pokłony. Ren miała to nieszczęście, że była na pozycji bliższej wynurzającemu się szkieletowi, a Ford-demon stała za nią. Ach, te utarte zasady zsiadania z wierzchowców… Z lewej strony! To i od lewej bliżej jej było do przeżartej ręki. Nastolatka poczuła, jak brzuch i nogi jej twardnieją, by przygotować się do odskoku, jednak trwała w bezruchu, nie zamierzając uciekać. Czekała może na ruch swojej towarzyszki, sama będąc w zbyt dużym szoku nawet podnieść ręką. I tak była już dość przejęta całym tym zamieszaniem z cukierkami na balu.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 3 z 3 Previous  1, 2, 3
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach