Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 2 z 3 Previous  1, 2, 3  Next

Go down

Pisanie 18.05.15 21:02  •  Utsukushī tsuki - Page 2 Empty Re: Utsukushī tsuki
// Strasznie wybacz za tą masakryczną zwłokę i za to, że fabuła nie bardzo wyszło. Wyjdę nim by cię dłużej nie blokować. Jeszcze raz przepraszam.

......Bojar z niejakim znudzeniem obserwował młodszego mężczyznę, przymykając nieco oczy. Zdecydowanie nie był dzisiaj w nastroju na czyjeś histerie. Czy on wyglądał na psychoterapeutę?
Nie.
Dlatego też jedynie pokręcił głową i uniósł obydwie dłonie do góry.
- Nie panikuj tak, bo zawału dostaniesz, a to fatalnie wpłynie na moje akta- wymruczał cicho, odwracając się na pięcie i po prostu odchodząc w swoją stronę.
Powinien w końcu wziąć się do roboty, prawda?
zt
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 29.10.15 16:20  •  Utsukushī tsuki - Page 2 Empty Re: Utsukushī tsuki
Biegła... Dalej i dalej, nie wahając się nawet przez moment. Miała za sobą szereg przykrości, dlatego też starała się znaleźć samotnię, w której mogłaby śmiało zawyć do jaśniejącego w oddali księżyca. Była pełnia. Idealny czas dla wilkołaków i innych dziwactw, o których jasnowłosa panienka czytała li wyłącznie w książkach.
Jak się miało jednak okazać, dzisiejszej nocy to właśnie sama Jasmine przeistoczyła się - przynajmniej z pozoru - w dzikie zwierzątko. Przeskakiwała niczym łania przez torujące drogę połamane gałęzie drzew, posykując złowrogo pod nosem. Nie zamierzała się jeszcze zatrzymywać, lustrując fiołkowymi oczętami okolicę. Las, las i... no tak, jeszcze raz las. Krajobraz - co trzeba przyznać - należał do stosunkowo monotonnych.
Sadako nie zamierzała jednak specjalnie narzekać. Była w końcu wolna, nie musząc raczyć wszystkich w promieniu kilometra wymuszonym uśmiechem, którego wymagał od niej pracodawca. Jej włosy dały się porwać wiatrowi do tańca. Wreszcie nie były spięte, ani też przylizane. Dziewczęcy płaszczyk należał do ździebko rozchełstanych, a szyi panienki Taryuki nie zdobił żaden szaliczek. Sprzyjało to nie tylko prawdopodobnej infekcji gardła, lecz także poczuciu większej niż zazwyczaj swobody.
Nasze dzikie, leśne dziewczę wydawało się wreszcie spuszczone z łańcucha. Skończyło mękę uniwersytecką, wlało do szklanic odpowiednią ilość zimnego piwa, a także poużerało się z natrętnymi klientami... Wystarczy na dziś, nieprawdaż? Jas wydawało się, że słyszy dodatkowo błogi szum wody. Może powinna więc przedrzeć się przez chaszcze, zmierzając w tamtym kierunku? Obmyłaby skropioną licznymi łzami twarzyczkę, mogąc wyciszyć się w spokojnym, pięknym zakątku.
To, co jednak zobaczyła po wyjściu z zarośli, przeszło dziewczęce oczekiwania. Jezioro otaczały kwitnące drzewa wiśni, a na spokojnej tafli wody jawiło się wierne, zaledwie minimalnie zniekształcone, odbicie księżyca. Zirytowana wszystkimi możliwymi jednostkami ludzkimi panienka Taryuki ukucnęła przy brzegu, nabierając wody w dłonie. Ta zaś, choć sprawiała wrażenie czystej, miała specyficzny odcień. To najpewniej rzutowało na fakt, iż trudno było dostrzec dno jeziora.
Sama Sadako - po dokonaniu tej jakże wnikliwej analizy - przeszła do zwilżenia twarzy. Zaschnięte łzy łączyły się bowiem z dość pokaźnym dyskomfortem, od którego wolała już odstąpić. Kiedy zmazała z buzi efekty dotychczasowej męki, zapatrzyła się na moment na zapierający dech w piersiach krajobraz.
Miejsce należało do naprawdę ładnych i godnych zapamiętania. Może powinna przyjść tu kiedyś z kimś miłym? Wydawałoby się to z pozoru dobrą opcją, ale z drugiej strony... Jasmine nie posiadała nigdy rzeszy bliskich znajomych. Tkwiła w bezruchu przez dłuższy moment, dokonując w myślach morderstwa co najmniej kilku osób. Na tym jednak się nie skończyło.
Dała upust własnej ekspresji, zrywając się nagle na równe nogi. Ot, zupełnie jakby zaatakowały ją mrówki. Nie musiała jednakże zmierzyć się z żadnymi insektami, aczkolwiek zdradziła swoją chęć do bitki. Pochwyciła bowiem dość prostą gałąź, obierając prowizoryczny miecz z pozostałych na nim listków. Następnie zaś zamachnęła się żwawo swoją bronią. Mina młodej panienki wydawała się wyjątkowo skupiona. Dzielna heroina rozpoczęła zaś mordowanie niewidzialnego wroga, odtwarzając wszelkie umiejętności nabyte podczas lekcji kendo. Nie obijała przy tym bezmyślnie drzew i krzewów, starając się nie naruszyć zastanego tu krajobrazu.
-A masz! - przywaliła kolejnemu wrogowi, mierząc pustą przestrzeń władczym spojrzeniem - A ty pod żebra! - postanowiła ukarać jeszcze jedno niewidzialne jestestwo. Była wreszcie zadowolona. Jej usteczka ułożyły się w końcu w ładnym, pełnym satysfakcji uśmiechu. Szalona? A może... jedynie z bujną wyobraźnią? Któż to wie, jak zaklasyfikować tę młódkę.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 02.11.15 0:43  •  Utsukushī tsuki - Page 2 Empty Re: Utsukushī tsuki
Dzień zapowiadał się normalnie, ale to nie pierwszy raz, kiedy los postanowił szarpnąć za stery i zmienić kierunek na przeciwny, niemalże wyrzucając Ruukę poza burtę. Gdyby nie upartość godna muła, pewnie nie wytrwałby dnia w jednym kawałku. Nie po tym, jak odwołali wszystkie zajęcia klubowe... chwilę przed rozpoczęciem treningu. Już wtedy wzięła go irytacja. Dwie bite godziny zmarnowanego czasu, spędzonego w szkolnej bibliotece, biodro przy biodrze z nachalną, chichoczącą, opowiadającą o swoich fotografiach Miyako, jej dłoniach wijących się mu tuż przed nosem i oczach dwa razy większych przez okulary, wbitych w jego twarz z taką bezczelnością, że czuł dziurę w policzku... ten czas zdecydowanie mógł zostać spędzony korzystniej, nawet jeśli nie na koszykówce, to chociaż na grze na konsoli. Powrót do domu z przesiadką na inny pociąg, bo jeden postanowił nabawić się usterek pierwszego stopnia, dalsze tłumaczenie się matce z powodu zawalenia kolejnego testu z japońskiego i matmy („Po kim ty masz ten antytalent, Ryuu?”), aż wreszcie panika w całym domu i wywrócenie mieszkania do góry dnem, choć to ostatnie zdarzenie nawet u niego wywołało falę przerażenia.
Do czasu.
Płuca płonęły żywym ogniem, nogi – puste w środku – uginały się już nieco od godzinnego biegu, ale poza fizycznym zrujnowaniem; poza tymi wszystkimi nacięciami na policzkach i wierzchach dłoni, gdy przebiegał przez las, chłostany przez gałęzie, poza siniakiem na ramieniu, gdy przypadkiem wpadł w szary tłum i zepchnięto go z impetem na ścianę i wreszcie poza zdartym od krzyku gardłem – był już spokojny.
W porównaniu do pani Kyōryū.
Mamo, spokojnie ─ stęknął chrypliwie czarnowłosy, poprawiając rękę. Mała dziewczynka mruknęła cichutko i wtuliła się mocniej w szyję brata, marszcząc nieco piegowaty nos i bardziej zaciskając powieki. Nie płakała od paru dobrych minut i błoga cisza, jaka ogarnęła i Ruukę, i cały świat ogólnie, była na tyle cudowna, że chłopak nie przejmował się nawet drętwiejącym od jej ciężaru ramieniem. ─ Nie, nie wiem. – Pauza. ─ Wszystko z nią w porządku. – Pauza. ─ Tak, podałem jej leki. Śpi. Co? – Zaśmiał się nagle. ─ Nie musisz przyjeżdżać. Wezmę taksówkę. I serio nie wiem, jak się tu znalazła... mhm... jeziora. Mamo, mówiłem już... – Odsunął nagle komórkę, wykrzywiając usta w grymasie. Od tych jej wrzasków ptaki pewnie zrywały się z drzew. ─ Dobra. I tak nie mam z tobą szans w tej kłótni – skonstatował, gdy tylko się uspokoiła, choć w jej głosie nadal pobrzmiewał rozhisteryzowany ton. Potrafił sobie nawet wyobrazić, jakie piekło przeżywała, gdy ojciec Ruuki i Momiji kazał jej zostać w domu „na wypadek, gdyby Momo jednak trafiła z powrotem”.
Zadzwonisz do ojca, żeby już wró... – Urwał nagle, zatrzymując się w miejscu. Coś świsnęło. ─ Poczekaj chwilę.
Nie słuchał jej już, choć kobieta wystrzeliła z pytaniami jak karabin maszynowy w apogeum walki. „Co jest?”, „Ruuka!”, „Ruuka, odpowiedz. Coś z Momo?”, „Wszystko gra? Martwię się!” - i cała reszta mysich pisków przycichła, gdy opuścił rękę i rozejrzał się sceptycznie dookoła.
Las wydawał się martwy, gdy lustrował wzrokiem ciemne, powyginane pni drzew.
I kiedy już chciał powrócić do rozmowy i uspokoić raz jeszcze wieczną choleryczkę, przez ciszę przebiło się stłumione: „A masz!”. Ruuka zacisnął nagle usta w wąską linię i zmarszczył brwi. „A ty pod żebra”.
Cholera.
Mamo? Mhm, spoko. Nic się nie dzieje. Będę kończył i tak, bo znów spowodujesz wypadek – rzucił zaskakująco spokojnie, rozłączył się i wrzucił aparat do tylnej kieszeni spodni. Nie było czasu. Rozejrzał się w milczeniu, taksując plener niezbyt przychylnym spojrzeniem. Brał parę lekcji kendo, gdy klub szkolny poprosił go o pomoc w treningach, a w zeszłym roku całe sześć miesięcy uczęszczał na boks – nie był mistrzem sztuk walki, ale z jakimś napalonym kretynem (albo dwoma...) powinien dać sobie radę. Chwycił więc pierwszy lepszy badyl w palce i zważył go. Dziewczynka uczepiona jego karku mruknęła marudnie, gdy objął ją mocniej dłonią i ruszył szybkim krokiem ku dochodzącym hałasom.
Mało to napadów się odbywa w takich miejscach?
Ciche, oddalone od neonów miasta i – przede wszystkim – rzadko odwiedzane o tej porze... Ruuka warknął pod nosem. Postawił Momo na ziemi i kazał jej być cicho. „Zaraz wrócę” ozdobił lekkim uśmiechem, poczochrał dziewczynkę i wypadł zza krzaków. Nim jednak jego podeszwy uderzyły z powrotem o glebę, wzrok podniósł się, a w oczach pojawił się dziwny błysk.
W pierwszej chwili na jego twarzy pojawiło się niezrozumienie. W drugiej zamknął usta, wyprostował nieco ramiona i spojrzał dziwnie na dziewczynę, raz jeszcze – dla pewności – przemykając prędko spojrzeniem po okolicy.
Co ty robisz, u licha? Nieźle nas wystraszyłaś! – warknął niemalże wściekły, rzucając na bok pochwycony wcześniej badyl. Wyciągnął dłoń nad linię krzewu i spojrzał prosto w wielkie, wciąż zaspane ślepia siostry. ─ Chodź, Momo. – Mała złapała go posłusznie na dwa ostatnie palce i ziewając dyskretnie wyszła zza plątaniny gałęzi i liści. Jej matowe oczy przekręciły się ku jasnowłosej, a gdy tylko na nią spojrzała, powieki otworzył się trochę szerzej.
Braciszku! ─ miauknęła dziewczynka, chwytając wolną dłonią za pasek jego spodni, za który pociągnęła, by zwrócić na siebie uwagę. Nie musiała tego robić. Cały czas skupiony był na niej. ─ To ta siostrzyczka!
Hm?
W tym momencie powrócił wzrokiem do sylwetki dziewczyny, by wreszcie jej się przyjrzeć. Dopiero teraz, gdy jego wzrok padł na przyprószoną lekkim różem na policzkach twarz, poczuł, jak zalewa go fala gorąca. Jeśli jeszcze przed chwilą wyglądał na wściekłego, to teraz wszystkie emocje z niego uleciały, pozostawiając po sobie tylko szczątki zażenowania i niedowierzania. Nie pomogła Momoji, która jeszcze w fazie przysypiania dodała na końcu ciche:
Noo... ta siostrzyczka, której masz zdjęcie w komórce...
                                         
Kyōryū
Wojskowy
Kyōryū
Wojskowy
 
 
 

GODNOŚĆ :
きょうりゅう るうか (Kyōryū Rūka)


Powrót do góry Go down

Pisanie 02.11.15 21:40  •  Utsukushī tsuki - Page 2 Empty Re: Utsukushī tsuki
I jeszcze raz... I znowu... - dopingowała się w myślach, czując się z siebie wielce zadowolona. Nie oszczędzała się specjalnie, dzielnie wojując trzymanym przezeń patykiem. Zachowywała się przy tym ździebko psychopatycznie, aczkolwiek... dość prędko wyzbyła się ściskających jej serduszko negatywnych emocji. Problemy odchodziły w niepamięć, a sama Jasmine była święcie przekonana, iż uśnie tej nocy jak dziecko. Wysiłek fizyczny stanowił idealną alternatywę wobec nawiedzających w łóżku myśli intruzywnych. Jasnowłose dziewczę szczerze nie znosiło irytujących przemyśleń, które odbierały mu kilka godzin snu. Sadako nieraz w ogóle nie była w stanie zmrużyć oka, zrywając się w irytacji aktualnymi problemami na równe nogi, chodząc w kółko po pokoju, a następnie podejmując syzyfową wręcz pracę, a mianowicie ustawiczne próby wpadnięcia prosto w objęcia Morfeusza.  
Co jak co, miała skłonność do przeżywania niemal wszystkiego. Choć teraz przypominała żądną krwi amazonkę, należała do doprawdy delikatnych dziewcząt. Przesadna wrażliwość utrudniała zaś znacznie egzystencję na tym marnym łez padole. Jas niemal wszystko brała do siebie, analizując nawet najbardziej trywialne niemiłe słowo godzinami. Zastanawiała się, co takiego zrobiła źle, czy kogoś nieświadomie uraziła lub - co gorsza - skrzywdziła, spuszczając sobie jednocześnie mentalne lanie.
Zamarła w bezruchu wysłuchując reprymendy, a po jej plecach rozlał się nieprzyjemny dreszcz. Następnie zaś straciła jakby kontrolę nad swoim ciałem, nie zauważając w dalszym ciągu, że zaciśnięte na gałęzi palce gwałtownie się rozprostowały. Wiązało się to - rzecz jasna - z odebraniem „miecza”, a później głuchym uderzeniem prowizorycznej broni o ziemię. Sadako jednak tego nie spostrzegła. Skupiała się na znacznie poważniejszej kwestii.
Spoglądała przez moment na warczącego na nią chłopaka. Co jak co, ale nie miała zbytniej wprawy w przeprosinach, ani nawet... w relacjach z mężczyznami. Zazwyczaj zamieniała z płcią brzydką li wyłącznie kilka słów. Rozmowy te nie należały też do towarzyskich. Zazwyczaj ograniczały się do konsultowania czegoś z wykładowcą lub przyjmowania zamówień. Ojciec Sadako zaliczany był przez córkę do nadludzi (montował jej wszakże półki, skręcał meble, bronił i zawsze wysłuchiwał, a także pichcił najlepsze ramen w okolicy), więc nie klasyfikowała go w tak mało wysublimowanych kategoriach.
Co robić? - pomyślała gorączkowo, czując, że pieką ją policzki. Obmyśliła naprędce dwa możliwe rozwiązania - mogła milczeć, wysłuchując z lekko spuszczoną główką nagany lub... stwierdzić, że została zaatakowana przez owady, a teraz starała się zwyczajnie od nich uwolnić. Opędzenie się od robactwa znacznie bardziej przypadło Jas do gustu, aczkolwiek... było to szyte grubymi nićmi. Mamo, tato... Co robić? - w akcie desperacji jej myśli powędrowały w kierunku najbliższych Sadako osób. Rodzice potrafili wyciągnąć swą nierozsądną córkę nawet z największych tarapatów.
-Trenowałam, najmocniej przepraszam. - jak przystało na dobrze wychowaną panienkę, skłamała tylko połowicznie. Sama zdziwiła się swoją odpowiedzią, zastanawiając się w duchu, jak na nią wpadła. Czyżby spłynęła na nią rodzicielska mądrość? Oczami wyobraźni zobaczyła uśmiechających się serdecznie ojca i matkę. Jeszcze chwila i uroniłaby łezkę, ale... w porę wróciła do rzeczywistości - Myślałam, że jestem tu sama... - pamiętała o zasadach savoir-vivre’u, więc pochyliła głowę przed dwójką nieznajomych. Uznała swoją winę, przepraszając również niewerbalnie. Nie oznaczało to jednak, że samej Sadako łatwo było zachować ogładę.
Gdyby tylko rozdartemu chłopakowi nie towarzyszyła mała dziewczynka, jasnowłosa trzpiotka pokazałaby najpewniej pazurki. Ba, w imię odrobinę naciąganej obrony własnej zdzieliłaby mu kijkiem po głowie. Dla pyskatych nieznajomych nie należało mieć litości, choć zawsze istniało ryzyko, że okażą się oni rodziną pracodawcy lub dziekana. Jednakże - w gwałtownym przypływie odwagi - ten detal zazwyczaj nie był wcale analizowany.
Ciemnowłosy nie musiał mimo wszystko obawiać się niezbyt przyjemnej pacyfikacji. Skoro towarzyszyło mu dziecko, posiadał swoisty immunitet. Dodatkowo nie wchodził w żadną dyskusję z Jasmine, planując najwidoczniej się oddalić. Naszej dzielnej heroinie było to na rękę. Wolała zostać tu z powrotem sama i - już mniej walecznie - nacieszyć się urokiem tego miejsca.
Los lubił płatać jednak figle, nie szczędząc rzucania kłód pod nogi. Choć tkwiące nadal w ukłonie dziewczę spodziewało się już tylko ciszy, eter rozdarły słowa milczącego dotąd szkraba. Były tak dziwne, że wyparły z myśli Jas potrzebę zachowania odpowiedniego ceremoniału. Poderwała głowę, lustrując oboje wzrokiem. Fiołkowe oczy skupiły się najpierw na twarzy ciemnowłosego chłopaka, starając się z niej cokolwiek wyczytać, a następnie omiotły drobniutką, towarzyszącą mu postać.
Zdjęcie... Komórka... Siostrzyczka? Mhmm, Sadako nie rozumiała z tego za wiele, ale jedno było pewne - dzieci mówiły z reguły prawdę. Choć wiele słów cisnęło się teraz dziewczynie na usta, rozchyliła tylko delikatnie wargi, łapiąc oddech. Wiedziała, że może powiedzieć coś niestosownego, ba, nie miała nawet pewności, czy poprawnie zinterpretowała całą tę sytuację. Musiała też zastanowić się nad sensem zgłębiania prawdy. Istniało bowiem prawdopodobieństwo, że jej poznanie wiązać się będzie ze sporawym dyskomfortem psychicznym. Kobieca ciekawość - jak można się domyślać - wzięła jednak górę nad lekko zszokowaną młódką.
Jasnowłosa poczyniła parę kroków w kierunku tej specyficznej dwójki, widząc znacznie lepiej rysy ich twarzy. Dziewczynka wydała się Sadako naprawdę śliczna, a chłopak... dziwnie znajomy. Stanowiło to dość istotny element układanki, którą musiała teraz ułożyć. Zatrzymała się tuż przed nim, patrząc mu prosto w oczy. To one stanowiły klucz do wszystkiego.
-Znam cię. - wydała po kilkunastu sekundach werdykt. W jej głosie dało się wyczuć nutkę zdumienia. Dziwiła się samej sobie, że dopiero teraz rozpoznała chłopaka z akademii Shiroi. Nie zapominała jednak o kwestii, która przywiodła dziewczynę aż tak blisko - Twój braciszek jest moim kōhai. - uspokojona rozpoznaniem ciemnowłosego Jasmine pospieszyła Momoji z wyjaśnieniem - W szkole uczniowie i nauczyciele robią sobie wiele grupowych zdjęć, zwłaszcza na dniach otwartych, a także na turniejach sportowych. - wytłumaczyła rozkosznemu maleństwu. Doświadczyła zbyt mało w swoim życiu, aby podejrzewać młodszego kolegę o jakieś niecne zamiary wobec jej osoby. Sprawiała teraz wrażenie wyjątkowo z siebie zadowolonej. Dojrzale podeszła do sprawy, rozwiązując nurtującą zagadkę i nawet nie wpadając w histerię lub atak gniewu.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 05.11.15 21:01  •  Utsukushī tsuki - Page 2 Empty Re: Utsukushī tsuki
Głupota. Przecież ludzie z natury robili zdjęcia, przecież mała mogła ją z kimś pomylić, przecież każda wymówka byłaby tutaj dobra, gdyby została wypowiedziana bez zająknięcia – a jednak ogień pochłaniał go od środka, przyprawiając o niebezpieczny wzrost temperatury. Czuł, jakby coś zaczęło kruszyć mu się w dłoniach i najwidoczniej była to władza nad sytuacją, bo o ile przed momentem mógł nakierować ją na każde tory (w końcu „nieznajoma” już go przeprosiła, więc osiągnął sukces), tak teraz wszystko przesypywało mu się przez palce, niemożliwe do zbicia w ponowną całość. W dodatku drobna rączka uczepiona jego palców zacisnęła się nieco mocniej, sprowadzając go do trzeźwości akurat wtedy, gdy Jasmine – cholera, to serio ona – ruszyła w ich kierunku.
W pierwszym odruchu chciał uciec. Umysł wysyłał tyle zdradliwych sygnałów, że w czaszce dudniło (finalnie zdał sobie sprawę, że to nie kwestia natłoku myśli, tylko serca, które waliło i w głowie, i w gardle, i w piersi) od ich natłoku, a mimo tego nogi pozostały wrośnięte w ziemię. Między Bogiem a prawdą, że gdyby nie nagłe wypchanie ciała niewidzialnym ogłowiem, pozostałby po nim i po Momoji tylko kłębek kurzu.
─ Znam cię.
Przełknął głośno ślinę dziwnie czerwony na twarzy, ale gdy cisza między nimi zastygła i zgęstniała, Jasmine przekroiła ją nowymi opcjami. To był dokładnie ten moment, w którym Ruuka poczuł się zbity z tropu. Zaśmiał się nagle, kładąc dłoń na głowie dziewczynki, a ta z marudnym pomrukiem opadła na jego biodro, chwytając w palce materiał spodni.
Naprawdę? – miauknęła, przyglądając się jasnowłosej spod przymrużonych w zaspaniu powiek i odwróciła głowę nieco na bok, wtulając nos pod linię paska chłopaka. ─ Ale ono wcale nie było gru... - „powe” utonęło już w nagłym kaszlnięciu czarnowłosego, który zakasłał, a potem mimowolnie dotknął palcami karku. Tam też czuł gorąco – buchnęło mu prosto w szyję, policzki i uszy, wylewając zażenowanie w ten najbardziej denerwujący sposób, jakby nie mogło się obyć bez uzewnętrzniania tego, co tak mocno trawiło go od środka, wyżerając kwasem napotkane wnętrzności. Momoji pociągnęła go nieco mocniej za spodnie i oparłszy brodę o jego udo spojrzała w górę, wyginając buzię w podkówkę.
Spać. – Jedno jej jęknięcie, a chłopak wsunął dłonie pod wątłe ramiona siostry i wziął ją na ręce. Mała od razu objęła go za szyję i oparła policzek o bark Ruuki, przymykając powieki i przygotowując się najwidoczniej do snu, na który niejednokrotnie Jasmine nie mogła sobie pozwolić. Leki robiły swoje.
Straszna z niej papla, nie przejmuj się – wystrzelił natychmiast, unosząc (wreszcie) spojrzenie na twarz dziewczyny. Nawet teraz, gdy kolory zeszły już z jego oblicza, miał wrażenie, że jej słowa łamią jakąś część jego zewnętrznej skorupy. Już samo: „znam cię” było jednocześnie pretekstem do satysfakcji i powodem, żeby stanąć przed jakimś murem, oprzeć dłonie o cegły i z impetem przywitać czoło ze ścianą. Pamiętała go – co z tego, że jako „kouhaia”, a nie człowieka o konkretnym nazwisku? Ale ponad tą pamięcią pojawiał się natarczywy głos, że mimo wszystko może mieć go teraz za jednego z dziwolągów, podglądających dziewczyny w szatni i opowiadaniu kumplom o swoich podbojach, demonstrując zdjęcie przypadkowej dziewczyny, nadając jej nowe imię, wiek, nawet zawód, upodobania i preferencje.
Aaa... kendo? Znaczy... – Uśmiechnął się lekko, poprawiając ciążącą mu na ramieniu dziewczynkę. Przecież nie można przepuścić takiej okazji; jakkolwiek fatalnie by się ona nie zaczęła, nie?Trenujesz kendo? Czy to coś innego? W szkole czasami uczęszczam na zajęcia, więc moglibyśmy się kiedyś umówić na jakiś sparing... Znam podstawy, nie dałbym się pokonać już w pierwszej sekundzie, senpai.
Wypowiedzenie ostatniego słowa pozostawiło gorzki smak na końcówce języka – gorzki do tego stopnia, że prawie się skrzywił, ale finalnie udało mu się zapanować nad mimiką, przekrzywiając lekko głowę na bok i przesuwając uniesionym ramieniem po przeciętym policzku. Skaleczenie swędziało, a ciało przypominało, że tym razem przeholował. Nie był chudy, a pod warstwami ubrań zdążyły zarysować się mięśnie wyrobione treningami – mimo tego dzisiejsza noc nawet słonia powaliłaby na ziemię i jakkolwiek nie próbowałby pozbyć się zmęczenia, cholerstwo i tak wracało z większą nachalnością.
I pewnie dlatego już po chwili padło krótkie:
Usiądziemy?
przy jednoczesnym kiwnięciu głową ku powalonemu niedaleko pniu. Jeden jej krok, a sam ruszył ku prowizorycznemu siedzisku, na który opadł, wypuszczając powietrze przez zaciśnięte kły. Momo naturalnie ulokowała się na jego kolanie, opierając się cała o klatkę piersiową brata i z palcami trzymającymi poły jego kurtki wydawała się kompletnie niezainteresowana otaczającym światem. Dopiero wtedy poczuł rozluźnienie, wspierając się po boku jedną ręką – drugą automatycznie oparł o bok siostry, przygarniając ją bliżej siebie.
Ładnie. – Wzrok utkwiony w tafli jeziora, na której płasko położył się lekko drżący księżyc nagle przygasł, gdy chłopak podniósł spojrzenie na czarne niebo, upstrzone tylko migoczącymi gwiazdami. ─ A mimo tego płakałaś.
Może to alergia, przypadek, kwestia złego światła, Ryuu?
Chłopak zgarbił się nieco, przechylając głowę na bok. Policzek opadł na uniesione ramię, a wzrok wsunął na twarz Jasmine, w pełnym skupieniu przyglądając się jej reakcjom.
Masz zaczerwienione oczy.
                                         
Kyōryū
Wojskowy
Kyōryū
Wojskowy
 
 
 

GODNOŚĆ :
きょうりゅう るうか (Kyōryū Rūka)


Powrót do góry Go down

Pisanie 08.11.15 23:29  •  Utsukushī tsuki - Page 2 Empty Re: Utsukushī tsuki
Choć Jasmine chciała zapytać o coś dziewczynkę, kruszyna niemal od razu przysnęła w ramionach starszego brata. Panienka Taryuki postanowiła zostawić szkraba w spokoju, a tym samym zamknąć kwestię tajemniczego zdjęcia raz na zawsze. Co prawda, nie dosłyszała słów dziecka, głowiąc się przez moment nad ich brzmieniem. Starała się odtworzyć w umyśle ruch usteczek małej, ale szło jej to miernie. Nie potrafiła znaleźć żadnego słowa, które pasowałoby do sytuacji, a zaczynałoby się na „gru”... „Gruźlica”? „Gruszka”? „Grube”? „Gruz”? W sumie... Nie pozowała nigdy z Cyganami, więc faktycznie należało stwierdzić, że zdjęcie na pewno nie było gruzowe.
Błądziła w najlepsze w całym tym rozkojarzeniu, obserwując wtuloną w ramię brata dziewczynkę. Sadako wydawało się, że ledwie chwilę temu nawet sama wypowiedziała tajemnicze słowo, lecz teraz jasność umysłu Jasmine została wyjątkowo mocno przyćmiona. Nie miała najmniejszego pojęcia skąd to wynika. Czuła przerażającą pustkę w głowie, słysząc jedynie przyspieszone bicie serca. Czyżby się zdenerwowała od samego patrzenia na tę dwójkę? W sumie... jej wzrok przeniósł się dopiero co na twarz ciemnowłosego młodzieńca. Wnerwia mnie? - zadała sobie kluczowe w tej sytuacji pytanie. Dla panienki Taryuki stanowiło to najlogiczniejsze wytłumaczenie doświadczanych anomalii. Cóż innego mogłaby bowiem teraz czuć? Wydawało jej się jednak, że darzy kōhaia jakąś specyficzną niechęcią. Nigdy wcześniej tak na nikogo nie reagowała, a dość często odczuwała negatywne emocje względem irytujących osobników.
A może... zwyczajnie się mylę? - ciężko było jej uwierzyć, że aż tak bardzo nie lubi tego nieszczęsnego chłopaka. Nie czuła czegoś takiego nawet przy swoim pracodawcy. Silna reakcja równoznaczna byłaby - w świetle dotychczasowego toku myślenia - ze szczerą nienawiścią. Tylko... za co? Nawet w stanie ostatecznego zdekoncentrowania sądziła, że nie trzyma się to pod żadnym pozorem kupy. Po prostu... bredziła? Przecież ten chłopak powinien być Sadako całkowicie obojętny. Ostatecznie przyjęła zdecydowanie mniej radykalną wersję, zwyczajnie uznając, że jej ciało nie uporało się jeszcze z pokaźną dawką stresu.  
Póki co dostrzegała jeden niepodważalny fakt. Była pewna, że nastawienie chłopaka diametralnie się zmieniło. Już nie pokrzykiwał na jasnowłose dziewczę, nabierając jakby ogłady. Czyżby obawiał się, że Sadako poskarży się wspólnym znajomym na jego mało szarmanckie zachowanie? Istniało wszakże ryzyko opowiedzenia całej tej historii. Niewykluczonym też było, że panienka Taryuki mogłaby ukazać się w niej w znacznie lepszym niż w rzeczywistości świetle. Rola arcyłotra zostałaby zaś dobrotliwie przypisana nieszczęsnemu kōhaiowi. Rūka musiałby wtedy liczyć się pogardliwymi spojrzeniami młodych przedstawicielek płci przeciwnej. Plotki w akademii Shiroi rozchodziły się wszakże jeszcze lepiej niż świeże bułeczki. Sadako miała świadomość, że taki scenariusz łączyłby się z przekreśleniem szans chłopaka na szkolną miłość. Nic dziwnego więc, iż chciał się teraz przypodobać jasnowłosej, na co postanowiła przystać. Rozpatrywała przy okazji drugą możliwość. W sumie... Gdyby się uprzeć, należało przyjąć, iż postanowił się teraz zrehabilitować z szacunku do starszej koleżanki. Raczenie młódki pogawędką byłoby wtedy znacznie milsze.
-Kendo. - mruknęła, wpatrując mu się prosto w oczy. Wolała się upewnić, czy chłopak nie jest jednak złem wcielonym. Diagnoza należała - całe szczęście - do pomyślnych. Nie, Jas. Nie nienawidzisz go i wypada zachować się dobrze. Zaraz się uspokoisz i wszystko wróci do normy... - dopingowała się, udzielając jednocześnie króciutkiej odpowiedzi. Zastanowiła się jednak nad kwestią samego sparingu. W sumie mogła pozwolić mu kiedyś spróbować swoich sił, choć nie dawała ciemnowłosemu zbyt dużych szans. Nie wypadało nawet, aby wygrał z kobietą, która była jego senpai - O ile nie będziesz krzyczeć. - odparła, przewracając oczętami. Nie wyśmiewała się z niego, choć podeszła do tematu dość humorystycznie. Nawiązywała - rzecz jasna - do sytuacji sprzed paru chwil - Ciężko byłoby walczyć z pochyloną do przeprosin głową. - dopiero kiedy wypowiedziała te słowa, uznała, że taka nutka adrenaliny mogłaby być ciekawym doświadczeniem. Wyrównałaby też szanse, dając żółtodziobowi pole do popisu.  
-Możemy usiąść, ale tylko na chwilę. - odparła, spiesząc jednak z wyjaśnieniem. Jak się miało bowiem okazać, jej słowa wcale nie wynikały z braku dobrego wychowania i opryskliwości - Mała wygląda na chorą lub przeraźliwie zmęczoną. - Jasmine znała się na medycynie, ale wolała się póki co nie wychylać ze swoimi umiejętnościami. Nie wiedziała wszakże, czy ciemnowłosy życzy sobie, aby niemal obca kobieta dotykała jego maleńkiej siostrzyczki. Sama Sadako wolała zaś uniknąć kolejnej reprymendy - Jeśli jest zaziębiona, przesiadywanie nad jeziorem nie polepszy jej stanu. - stwierdziła wyraźnie  zmartwiona. Trudno jej było póki co zrozumieć, czemu Rūka ciąga opadającą z sił siostrę po lesie. Może jeszcze nie zauważył symptomów choroby? Jasmine zdawała sobie sprawę, że mężczyźni nie dostrzegają pewnych rzeczy. Jej ojciec również nie był bez skazy w tej materii. Raz zbagatelizował nawet - choć wśród dzieci panowała wtedy istna epidemia - upiorną świnkę, która zaatakowała jego latorośl. Dopiero matka po powrocie z delegacji ulitowała się nad małą Jas, która przypominała już wtedy przerośniętego chomika. Nad obrzękłymi śliniankami udało się zaś zapanować, a kilkuletnia blondyneczka wróciła do zdrowia. Po dziś dzień pamiętała jednak, że... mężczyźni w kwestiach zdrowotnych są jak słoń w składzie porcelany.
Podążyła potulnie za chłopakiem, również przysiadając na pniu. Przy okazji zadbała jako tako o zapięcie płaszcza i odgarnięcie niesfornych złotych kosmyków z twarzy. Skoro skończyła już „trening”, należało doprowadzić się do ładu. Przeczesała włosy palcami, czując, że z jej fryzurą jest już znacznie lepiej. Byłaby zadowolona ze swojej obecnej prezencji, gdyby nie słowa, które wprawiły nieszczęsną Sadako w odrętwienie...
Zauważył zaschnięte na jej policzkach łzy? A może poznał tylko po oczach? Sama nie wiedziała, ale... poczuła się skrępowana. Przyczyniło się to do ponownego dudnienia w klatce piersiowej. Stres czy nienawiść? Oto jest pytanie... Jasmine dałaby doprawdy wiele, aby poznać na nie odpowiedź. Póki co błądziła jak dziecko we mgle, szukając po omacku rozwiązania kolejnej zagadki. Postanowiła jednak coś z siebie wykrztusić, wybierając przypadkiem temat, który dopiero co uznała za raz na zawsze zamknięty. Kobiety to przerażające istoty, nieprawdaż? Zawsze im się coś przypomni w skrajnie nieodpowiednim momencie...  
-Pokaż mi to zdjęcie, Kyōryū-kun. - poprosiła, uśmiechając się przyjaźnie. Ot, zwyczajnie udawała, że nie słyszała żadnej wzmianki o płaczu, a tym bardziej o zaczerwienionych oczach - Zawsze zastanawiałam się, jakimi znakami zapisuje się w kanji twoje nazwisko. - uniosła przed siebie palec, nakreślając w pełnym skupieniu w powietrzu kolejne znaki. Wyszło jej z tego „恐竜”, czyli „dinozaur”. Ledwo zdusiła w sobie chichot, starając się zachować powagę. Rzadko miała styczność z czymś aż tak charakterystycznym, dlatego też nazwisko chłopaka bez najmniejszego problemu utkwiło na dłużej w pamięci panienki Taryuki - Dobrze? - spojrzała na niego rozpromieniona. Powstrzymywanie się od śmiechu wpłynęło pozytywnie na dziewczęcą aparycję. Co ciekawe, Jasmine nie uraczyła Rūki głupią miną, tylko błysnęła białymi ząbkami w solidniejszym już uśmiechu. Czyżby ubiegała się o tytuł mistrzyni najgorzej odbitej piłeczki? Owacje na stojąco dla tej jasnowłosej niewiasty!
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 13.11.15 18:59  •  Utsukushī tsuki - Page 2 Empty Re: Utsukushī tsuki
Żaden wariat nie pozostałby na linii strzału, gdyby tylko wcześniej nie przytwierdzono mu cementem nóg do podłoża. Wiedzeni instynktem od razu rzucali się do rowów, wbiegali do bunkrów, chowali za głazami lub drzewami – byle zniknąć z oczu przeciwnika, jak znikały wszystkie karty w rękach wyspecjalizowanego iluzjonisty. Ale nie Ruuka. Siedział z Momoji na kolanach, wpatrywał się w napięciu w twarz będącej na wyciągnięcie ręki Jasmine i zamiast wymyślić na poczekaniu pierwszą lepszą wymówkę, jaką bez problemu sprzedawał Hidashiemu albo Tamariemu w szkole, byle urwać się z kolejnego spotkania, tak teraz był w stanie nadstawić drugi policzek.  
Domyślał się, że jego umiejętności mogłyby klęknąć i czyścić buty zdolnościom dziewczyny. Nawet jeśli wziął parę lekcji i co jakiś, bardzo rzadki co prawda, ale jednak, czas zaglądał do klubu kendo, gdzie ciągle besztano go za złe stawianie kroków, nie byłby w stanie jej pokonać, choćby ją związano, zakneblowano i połamano jej kij w trzech miejscach. Jasne, że nie, sarknął w myślach, beznamiętnie przyglądając się tafli jeziora. Przecież wcale nie o to chodziło, by sprowadzić ją do parteru, a potem rozłożyć ramiona, jakby chciał ogarnąć całe pomieszczenie i czekać, aż tłum zacznie wiwatować skandując jego imię. A jednak nadal miał wrażenie, że z niego kpi, choć odpowiedział jej – paradoksalnie do wewnętrznej wojny – dość łagodnym spojrzeniem. W ciemnych oczach pojawił się błysk wyzwania, gdy tylko skonfrontował się ze spojrzeniem dziewczyny, ale mimo ciężaru, jaki poczuł, nie odwrócił wzroku.
Lubił na nią patrzeć. Nawet jeśli wyglądała jak ktoś, kto żywcem wpakuje mu rękę do gardła i wyciągnie duszę na sam środek polany. W tym jednak momencie odwrócił zażenowane spojrzenie i chuchnął gorącym powietrzem w czoło dziewczynki. Lekkie włosy rozwiały się na boki, a ona sama mruknęła marudnie, chowając przed światem trochę umorusaną twarz w mundurku chłopaka.
Tak – przyznał niechętnie, choć na jego ustach błąkał się ledwo widoczny uśmiech. ─ Pewnie jest przeraźliwie zmęczona.
Każdy by był, Taryuki-senpai. Ludzie potrzebują czasami świętego spokoju. Dla niej takie rarytasy są mało znane.
Mimo tego wsunął palec wskazujący za linię arafatki i szarpnął lekko, luzując materiał. Czarna tkanina zsunęła się zaraz po jego barkach, odsłaniając gardło i zaciśnięte usta, a potem zarzucił ją na szyję dziewczynki. Spała jak kamień, jak na kogoś, kto potrafił pół dnia przebiegać w lesie, wrzeszcząc, płacząc i kopiąc wszystko to, co znajdowało się dookoła. Najwidoczniej w chwili, w której w zniekształconym przez łzy obrazie pojawiła się zdyszana postać brata, cała energia Momoji uleciała. Kompletnie wypompowana postanowiła zregenerować siły, oddając się w ręce czarnowłosego – jak wyczerpanie baterii, tak ona wyłączyła się ze świata realnego.
Przynajmniej nie hałasowała, choć jak raz byłby wdzięczny, gdyby zaczęła zawodzić i piszczeć sopranem – zawsze istniała szansa, że zagłuszy pytanie Jasmine, a on z czystym sumieniem będzie mógł je zignorować. Zignorować równie dobrze, jak ona zignorowała jego słowa.
To moja prywatna sprawa – wymruczał po chwili ciszy, lekko wzruszając barkami. Odwrócił wtedy spojrzenie od jasnowłosej i skierował je na błyszczące w oddali jezioro, tym samym zamykając temat, póki nie zdążyła dostatecznie na niego wleźć z butami. Jasne, domyślał się, że musiała być ciekawa (w końcu co za osioł by nie był), ale tym razem nie miał zamiary wyciągać komórki i eksponować zdjęcia, jakie zrobił jej w ukryciu.
Zaraz jednak wyprostował się i przechylił głowę na bok, zerkając na jej dłoń. Z każdym kolejnym pociągnięciem był tylko coraz bardziej przekonany, że miała rację. Aż wreszcie stęknął i przewrócił oczami.
No wiem, że to strasznie głupie. – W jego głos zaplątała się nuta zrezygnowania. ─ Ale tak. Właśnie tak się je pisze. Ironicznie trochę, co? – Pokręcił głową, przesuwając palcami po zmierzwionych przez wiatr (i bieg) włosach. W porównaniu do Sadako, u niego próba złagodzenia wyglądu i usunięcia z głowy Jeża Sonica skończyła się fiaskiem.
A twoje? – Oparł z powrotem dłoń na chropowatej korze i zmierzył ją spojrzeniem. ─ Taryuki Sadako, racja? To coś znaczy? Nie jestem zbyt dobry w... ─ Zawiesił się, nagle marszczą brwi. ─ Skąd znasz moje nazwisko? Nawet się nie... ─ Znów stop. Zamrugał szybko i wypuścił powietrze przez zaciśnięte zęby. Jak raz mógł zrobić wszystko „jak należy”, tak postanowił schrzanić sprawę już na starcie. ─ Nawet się nie przedstawiłem. Co za kretyn ze mnie. – Czarne kosmyki opadły mu na twarz, gdy pochylił ją gwałtownie w dół. Oczywiście, nie był to ukłon, którym powinien ją uświadczyć, ale w obecnych okolicznościach... ─ Kyouryuu Ruuka. A to - Wyprostował się i oparł lekko dłoń na głowie dziewczynki. ─ Kyouryuu Momoji. Naprawdę przepraszam. Znaczy... ─ Znów ten kretyński śmiech, w czasie którego nie potrafił spojrzeć jej w oczy. Grymas prędko został strącony z jego twarzy, a sam delikwent jakby oklapł, uświadamiając sobie, jak solidnym nietaktem się wykazał. Mimo tego... ─ Nie mam zamiaru się tłumaczyć. Wiem, że źle to wygląda. I to, że łażę z kilkuletnim dzieckiem po czarnych lasach, potem wyskakuję i wrzeszczę na Bogu ducha winne dziewczyny, lamentuję na temat nazwiska i prędzej połknę komórkę, niż ci ją pokażę, ale uwierz na słowo, że mam swoje powody. Zresztą, niebezpiecznie jest chodzić samemu po zmroku. – Wraz z tą uwagą mocniej objął Momoji, jakby wyczuł w otoczeniu niewidzialnego wroga. Nieczęsto miał do czynienia z zagrożeniem samym w sobie; jakby na to nie patrzeć, był całkowicie naturalnym nastolatkiem, u którego głównym problemem jest zaspanie do szkoły. Mimo tego przez ostatnie plotki pewnie niejeden mieszkaniec M3 przewraca się niespokojnie z boku na bok w nocy, nie mogąc ścierpieć teoretycznej prawdy.
Słyszałaś o tym, nie? – dodał w końcu, przemykając spojrzeniem po plenerze. Wszędzie było cicho, było spokojnie. I choć jeszcze przed momentem uznawał taki stan rzeczy za całkiem uroczy, tak teraz wziął go typowy niepokój. Owszem: było i cicho, i spokojnie, ale jednocześnie jakoś martwo. A to niezbyt pasowało do trzech zbłąkanych owiec. ─ Wierzysz w to szaleństwo? Że poza murami jest jakieś inne, odległe, paskudniejsze życie? Że pod miastem buszują rebelianci? Niby czasami słyszało się plotki o zamachach, ale... – Pokręcił głową ze zrezygnowaniem. ─ To nierealne.
                                         
Kyōryū
Wojskowy
Kyōryū
Wojskowy
 
 
 

GODNOŚĆ :
きょうりゅう るうか (Kyōryū Rūka)


Powrót do góry Go down

Pisanie 20.11.15 1:21  •  Utsukushī tsuki - Page 2 Empty Re: Utsukushī tsuki
Uchroniła się przed odpowiedzią na kłopotliwe pytanie, wychodząc z sytuacji obronną ręką. Nie uzyskała jednakże wglądu do telefonu chłopaka, a tym samym możliwości ujrzenia tajemniczego zdjęcia. Jak przystało na trzpiotkę, która miała jeszcze mleko pod nosem, niezbyt się tym przejęła. Wszakże wytłumaczyła już sobie wcześniej całą tę sytuację, oceniając ją jako wyjątkowo bezpieczną. Nie zagrażała Jasmine choćby w najmniejszym stopniu, aczkolwiek opór ciemnowłosego skutkował pojawieniem się w niezbyt rozgarniętym w relacjach damsko-męskich móżdżku Sadako złowieszczej myśli. Co jak co, trzeba było przyznać tej młódce, iż słyszała, że dzwonią, tylko jeszcze nie wiedziała w którym kościele. Uśmiechnęła się samymi kącikami malinowych ust, nawet nie próbując zamaskować satysfakcji z kolejnego odkrycia:
-Na tym zdjęciu najpewniej jest jakaś dziewczyna, w której się podkochujesz! - obwieściła, minimalnie podnosząc głos - Albo sam też na nim jesteś, ale zrobiłeś bardzo głupią minę. - czuła się niczym rasowy detektyw. No cóż, jasne włosy okazywały się być idealnym predyktorem podejścia Jasmine do świata. Wyglądało jednak na to, że potrafi uszanować prywatność Rūki, nie wpychając już dalej zgrabnego noska w jego sprawy. Kolidowało to odrobinę z łatką wścibskiej senpai, aczkolwiek Sadako postanowiła stawić czoła własnej ciekawości. Wynikało to być może z tego, że nie potrafiłaby adekwatnie zareagować na potencjalne zwierzenia chłopaka. Obawiała się udzielenia mu mało skutecznych rad, które wywołałyby całą lawinę różnorakich katastrof. Co jak co, była naprawdę zdolną dziewczynką.
-W książkach było napisane, że... - ugryzła się w samą porę w język, zdając sobie sprawę, że średnio kontroluje swoje zachowanie. Czyżby również zmagała się z jakimś podejrzanym wirusem? Spojrzała kątem oka na wycieńczoną Momoji, unosząc lekko prawą brew. O ile urocza dziewczynka wyglądała chorowicie, zdradzając liczne objawy infekcji, o tyle w przypadku Sadako ewentualne zakażenie pozostawało dość dobrze zakamuflowane. Wirus najprawdopodobniej zaatakował wyłącznie szare komórki panienki Taryuki, dokonując wśród nich masowej rzezi. Jasnowłosa postanowiła jednak się nie poddawać, nie rozkładając jeszcze bezradnie rąk. Podjęła intensywną, aczkolwiek wyjątkowo nierówną, walkę z własną słabością.
-Tak. Sadako Taryuki. - nawet się nie zająknął. Znajomość jej godności sprawiła Sadako sporawą przyjemność. Odpowiedziała mu również skinięciem głowy, czując dziwaczne pieczenie w policzkach. Cieszyła się po trosze, że młodsi koledzy bez trudu ją rozpoznawali - Twoje jest charakterystyczne, choć... niezbyt pasuje do ciebie. - wzruszyła ramionami, wypowiadając kolejną „mądrość”. Jakim cudem plotła takie bzdury? Sama siebie w tym momencie absolutnie nie rozumiała. Co gorsza, z pewną trwogą zdała sobie sprawę z tego, że kontynuuje ten jakże mizerny wątek - A moje nazwisko, ono... - no cóż, rozmowa z ciemnowłosym nie należała do trywialnych. Sadako z zadziwiającą wręcz łatwością natrafiała na kolejne wyboje, które skutecznie utrudniały prowadzenie banalnej pogaduszki. Była też świadoma, że w większości przypadków sama zastawiała na siebie sidła. Ot, jakby przestała przy tym chłopaku zupełnie myśleć. Podrapała się z pewną konsternacją po policzku, przygotowując się w duchu do udzielenia należytych wyjaśnień - Nie do końca jest moim nazwiskiem rodowym. - choć w ciągu ostatnich dziesięcioleci język japoński solidnie ewoluował, nie sposób było odnaleźć w nim znaku odpowiadającego zwykłej literze „r”. Co prawda, Sadako stworzyła na własne potrzeby wyjątkowo pokraczne kanji, którym się posługiwała. Teraz, kiedy już podrosła, zastanawiała się, czemu nie wybrała sobie zwykłego „Taruyuki”. Dałoby się to zapisać znacznie prościej, choć znaczenie... No właśnie... Coś by się wtedy nie zgadzało. „Beczka śniegu” śmiało mogłaby konkurować z „Dinozaurem” - Podobało mi się jego brzmienie, choć nie da się łatwo przypisać mu konkretnego znaczenia. - wzruszyła ramionami - Z prawdziwym łączy je tylko końcówka. - jej zaś nie trzeba było tłumaczyć. „Yuki” należało wszakże do wyjątkowo popularnych, zwłaszcza wśród dzieciarni, wyrazów. Sama Jas nie zdradzała, z jakiego powodu porzuciła dane jej przez ojca nazwisko. Być może wynikało to ze zwykłej fanaberii, ot, nadmiernego nadęcia, lub też z poważniejszej przyczyny. Sądziła, że przedstawianie pewnych informacji nie należy do właściwych w tak wczesnym etapie znajomości.
Co ja... plotę? - zamrugała nerwowo, nagle dostrzegając, że wpatruje się od dość dawna w kōhaia. Po co?... Dlaczego? - w jej wycieńczonym nierówną walką z dziwacznym wirusem umyśle zalęgły się nieśmiałe pytania. Gadała cały czas jakieś bzdury, czując wyraźne pobudzenie. Serce prawie wyskoczyło z piersi Sadako, fiołkowe oczęta rozwarły się jakby szerzej, a dziewczyna zaciągała się raz po raz powietrzem. Hiperwentylacja nie należała do zbyt mądrych, aczkolwiek ciężko było jej zaradzić. Panienka Taryuki zaczęła też odczuwać bliżej niezidentyfikowany... lęk? Nie wiedziała, czy dobrze zaklasyfikowała to, co teraz atakowało zewsząd jej biedny umysł.  
Dziewczęcemu uspokojeniu nie sprzyjały także słowa Rūki. Zwyczajnie zaindukował Jasmine stosunkowo niepokojący problem. Źle to wygląda... Nie sposób było się z tym nie zgodzić. Chłopak należał do dość specyficznych, aczkolwiek jego osobowość wydawała się wypaczona na równi z psychiką Sadako. Zauważał jednak - podobnie jak jasnowłosa trzpiotka - swoje słabości. I choć przez zaburzone myśli panienki Taryuki przemknęło niewinne słówko „połknij” w odniesieniu do nieszczęsnego telefonu, nie ośmieliła się zasugerować tak nietuzinkowego rozwiązania przynajmniej jednego z trapiących ich problemów.
Wynikało to po części z kolejnej fali lęku... Sadako obawiała się rozmowy na rozpoczęty przez Kyōryū temat. Choć bardzo chciałaby teraz zaimponować mu odwagą, rzucając niby to z lekkością jakiś waleczny tekst, odebrało jej po raz kolejny dzisiejszego wieczoru mowę. Ciemnowłosy uświadomił wszakże Jas bagatelizowane dotychczas przez trzpiotkę niebezpieczeństwo. Dotąd nie zwracała zbyt dużej uwagi na szwendanie się po zmroku i zapuszczanie w odludne miejsca. Ot, zupełnie jakby nie troszczyła się o własną skórę. Wynikało to nie tyle z heroizmu, co zwyczajnie z wyparcia ze świadomości czyhającego w gąszczach mroku zagrożenia.
-Chcesz mnie wystraszyć? - wydusiła w końcu z siebie. W sumie - gdyby nie fakt, że miała do czynienia z młodszym od niej chłopcem - przyznałaby się teraz do zalęgłej w umyśle i sercu trwogi - Sama nie wiem... Możliwe, że to wymysł i ktoś chce nas zmanipulować. - o tak. Była senpai, więc musiała trzymać się dzielnie. Choć rękaw ciemnowłosego aż prosił, aby za niego złapać w przestrachu, Sadako nie skusiła się na takowe rozwiązanie - Gdyby nie obecność twojej siostry, moglibyśmy to sprawdzić nawet teraz... Wymknąć się i stawić czoła przygodzie. - powiedziała nad wyraz spokojnie i pewnie. Dostrzegając pewien rozdźwięk pomiędzy pierwszym pytaniem a wyjątkowo śmiałą propozycją, parsknęła śmiechem, ot, jakby wykpiwając całe to potencjalne zagrożenie.
Naprawdę... chyba jestem chora... Szare komórki?! Och, jakież one były w tym momencie nieobecne... Podniosła się z pnia, zbliżając do samego brzegu jeziora. Przykucnęła, nabierając w dłonie wody i ponownie ochlapując twarz. Wiedziała, że musi wrócić do jako takiej równowagi psychicznej, zapanować nad własnym językiem, ale... obecność Rūki dobrze temu nie służyła. Jasnowłosa wstała, opierając dłonie na biodrach. Sądziła, że wypada zwrócić Kyōryū uwagę na losy Momoji. Rozmawiali już dłuższą chwilę, a mała powinna czym prędzej znaleźć się w łóżku. Z tą oto intencją Jasmine rozchyliła usteczka, zwracając się po raz kolejny do kōhaia:
-Kyōryū-kun, gdybyś zabrał ją do domu, moglibyśmy zaryzykować. - powiedziała swobodnie, czując jednakże już po chwili, że nagle traci dech. Co ona właśnie...?! Och... Czyżby to był moment na spektakularne zemdlenie i uratowanie się od skutków swoich nierozsądnych słów? Po co ona to w ogóle powiedziała? Jak wpadła na coś tak niedorzecznego? Czyżby chciała mu zaimponować? Tylko... po co? Mdlej, Sadako, mdlej.. - starała się zmotywować w myślach, ale ciało odmówiło dziewczynie posłuszeństwa. Nawet nie chciała wiedzieć, jak była teraz postrzegana przez młodszego kolegę. Wariatka? Trawiona przez gorączkę? Niespotykanie głupia, ale i spektakularnie wręcz odważna? Zdeterminowana, aby przedłużyć to przypadkowe spotkanie?... Co robić? - gdyby tylko mogła, załamałaby teraz rączyny. Musiała być jednak dzielną dziewczynką i wypić całe piwo, które właśnie sobie nawarzyła.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 26.11.15 21:32  •  Utsukushī tsuki - Page 2 Empty Re: Utsukushī tsuki
|| Ruu: kajam się.

Zaśmiał się.
Znowu.
Czuł się jak ostatni palant, ale mimo wszystko nie potrafił tego zdusić, prawdopodobnie samemu sobie udowadniając, że sprawa wcale nie jest tak poważna, jak początkowo mu się zdawało. Tym bardziej, że hiperbolizował coś, co przecież było tylko zwykłym zdjęciem, równie dobrze zrobionym dla żartu, z przypadku... a i nie zajmowała na nim szczególnie dużo miejsca. Bez problemu mógł wcisnąć bujdę, że głównie chodziło mu o cały plener, nie konkretny punkt, w którym dziewczyna poprawiając wstążkę przy kołnierzu koszuli przecina dziedziniec. Lekki uśmiech na ustach, błyszczące od słońca oczy, rozwiane włosy, których zapach był teraz niemalże namacalny. Nie traktował tego jednak jak zberezeństwa – no bez przesady. To jest, który nastolatek nie robi czegoś takiego?
Nagle kącik ust Ruuki drgnął. Tak samo jak brwi, nim ściągnęły się ku sobie. „Podkochujesz”, hm? Śmieszne. Banalne. Po prostu chore. Chłopak odwrócił lekko głowę, przypadkiem natrafiając podbródkiem na głowę młodszej siostry.
Właśnie – mruknął, zaskakująco lekko. Jakby wcale nie gotował się od środka i nie miał ochoty czmychnąć ponownie w las. Tylko Momoji przytrzymała go teraz w obecnym miejscu.
Dalej, zakończ ten temat!
Takie tam pierdoły.
Świetnie, Ryuu...
I tak zmieniła temat.
─ W książka było napisane, że...
Był uważny. Nic dziwnego, że wyłapywał każdą drobnostkę, skoro całe otoczenie wydawało mu się szczególnie nużące. Wzrok miał wcelowany w dziewczynę, a słuch chłonął najdrobniejszy szept – nie było mowy, by umknął mu jakikolwiek kruczek.
Co było napisane, senpai?
Tak jak ona potrafiła ugryźć się w język, tak on już nie nabył tej umiejętności. Nieważne, że musiał być powód, dla którego urwała, tak samo, jak był powód, dla którego zignorowała pytanie o płacz.
Wychodzisz na wścibskiego, Ruuka.
Chłopak przegryzł wewnętrzną stronę wargi.
I trudno.
Skupił się jednak na jej słowach, po drodze posyłając ledwo widoczny uśmiech.
W sumie to mnie nie znasz – parsknął pod nosem, bardziej do siebie niż do kogokolwiek. Nie ukrywał, że z wierzchu nie prezentował się zbyt... niebezpiecznie. Nie miał szeregu zębów, nie atakował, nie ustępowano mu z drogi, nawet rany na jego twarzy nie prezentowały się zbyt „badassowo”. Ale to jeszcze nie powód, żeby...
─ … ączy je tylko końcówka.
Hm? – Ciemne oczy Ruuki skryły się do połowy za powiekami. ─ Śnieg, co? A jak z imieniem? Nie jest już zbyt często używane.
Nie bądź chamem.
Skrzywił się lekko, dopiero zdając sobie sprawę, jak mocno ścierpły mu plecy. Odchylił ramiona do tyłu, dyskretnie się przeciągając, ale jego ciało nadal domagało się ruchu, którego nie mógł mu teraz zapewnić. Nie, dopóki Momoji nadal spokojnie ocieplała mu pierś swoim oddechem. Miał zamiar szybko nawiązać do starego horroru, który od dłuższego czasu i tak krąży stale po sieci, ale dziewczyna spojrzała na niego, jakby co najmniej zadźgał jej pół rodziny rzeźnickim hakiem... ale prędko z jego gardła wyrwało się krótkie warknięcie rozbawienia.
Wystraszyć? – Uniósł brwi. ─ Skąd!
Rozweseliła go, ale faktycznie tylko na moment. Im dalej brnęła w swojej propozycji, tym powietrze między nimi mocniej tężało. Usta Ruuki nagle drgnęły, nim dolna warga nie opadła o dobre dwa centymetry. Nawet nie zdawał sobie sprawy, jak idiotycznie musiało to wyglądać, bo gdyby nie konstrukcja ciała, szczęka prawdopodobnie spotkałaby się z ziemią. Szybko jednak zamrugał, przymykając buzię i przyjrzał się jej dokładniej, wręcz bezczelnie, jakby próbował doszukać się w samej postawie namiastki szyderstwa. Co prawda nie sądził, żeby senpai próbowała się z niego wyśmiewać... ale z drugiej strony... Ruuka uniósł ponownie wzrok na jej twarz. Z drugiej strony w ogóle jej nie znał. Wyłapywał skrawki plotek, łączył zasłyszane tu-i-tam-wypowiedzi, czasami dopowiadał sobie własne historie-o-niej; był nawet w stanie przesiedzieć pół popołudnia w nudnej bibliotece, ścierając palcem kurz z równie beznadziejnych książek, byle tylko dostrzec, jaki tytuł niosła, a potem czmychnąć do listy i wyłapać jej nazwisko.
„Zamknij się, nie jestem stalkerem” - warczał za każdym razem, gdy Hidashi z parsknięciem dźgał go łokciem w żebra i porozumiewawczo ruszał brwią. „Po prostu byłem ciekaw”. A mimo tej ciekawości nie zakładał, że faktycznie z nią porozmawia. W dodatku na nią nawrzeszczałem już na starcie... – przemknęło mu w myślach, wtulając nos w czuprynę pomrukującej w śnie Momoji. Wyglądało jednak na to, że się zastanawiał. Nie chciał wychodzić poza mury. To oznaczało samobójstwo, którego przecież był świadom. Musiałby zostawić rodzinę, przyjaciół, szkołę, znajome miejsca, zapachy i widoki, zakładając, że być może uda mu się wrócić w jednym kawałku.
Ale z drugiej strony...
Zerknął na nią ukradkiem, zaciskając lekko zęby i wciągając powietrze przez nos. Poczuł woń truskawek – szamponu Momoji – i lasu. Przede wszystkim lasu. Dzikiego, niezbadanego, wciąż niebezpiecznego, choć nawet w telewizji mówili, jak dobrym pomysłem jest wybranie się w te rejony. Że nie ma tu zagrożenia. Nie ma żadnych agresywnych zwierząt. Nie natrafi się nawet na bandytę, drobnego złodziejaszka... nie wspominając o mordercach czy gwałcicielach, o których Ruuka i tak słyszał tylko z opowieści, książek i Internetu.
Mieszkam w Północnej Części, dobre dwie godziny samochodem, ale... – Jego barki podniosły się i opadły lekko. Poczuł determinację. Coś wewnątrz niego, dotychczas upchnięte na samym dnie starej skrzyni, ulokowanej między równie prehistoryczną pralką, a schodami piwnicy, zadrżało. Wystarczyło tylko strzepnąć kurz i pajęczyny z wieka, podnieść je i... ─ jutro. Jutro możemy spróbować. Albo może lepiej za dwa dni, będzie weekend. Weźmiemy jedzenie, ciepłe ubranie i... Naprawdę chcesz to zrobić? – Ostatnie pytanie wypowiedział prawie szeptem, choć byli jedynymi żywymi duszami na planie zieleni wyrysowanej na mapie. Zdawał sobie z tego sprawę, a jednak czuł niepokój. Wychowany przez Miasto ufał mu bezgranicznie. Na pytanie: „sądzisz, że Władza ma rację?”, bez namysłu przytakiwał, nie różniąc się niczym od wyuczonych komendami psiaków. Z nieostrymi zębami i stępionymi pazurami. Kompletnie niegroźny, naturalny, wręcz leniwy – a jednak w tym momencie tknięty chęcią, by przeżyć coś, na co nie każdy się para.
Daj mi swojego maila. – Podniósł się razem z dziewczynką, którą przytrzymał jedną ręką. Drugą dłoń włożył do kieszeni spodni i odblokował ekran, korzystając z faktu, że Jasmine była wystarczająco daleko, żeby nie zauważyć zdjęcia. Mała, metalowa zawieszka z warczącym tyranozaurem odbiła od siebie światło księżyca, gdy zaczął podchodzić do dziewczyny. ─ Umówimy się i spraw--. ─ Urwał. Komórka w jego dłoni zaczęła drżeć, a on sam automatycznym ruchem wcisnął przycisk, rzucając do Taryuki krótkie: „wybacz na chwilę”. Przystawił telefon do ucha i... ─ Tak, obok jeziora. ─ Pauza. ─ Naprawdę nic jej nie jest... Mhm... – Pauza. Wzniósł oczy ku niebu na moment. ─ Wiem, wiem. Będę tam za kwadrans... ─ Pauza. Spojrzał na Taryuki. ─ Do zobaczenia. – Rozłączył się, wypuszczając powietrze przez zęby. ─ Muszę iść. Jeszcze chwila i wjedzie tu razem z drzewami... – Po tonie jego głosu można było jasno stwierdzić, że tak by właśnie było. Niektóre kobiety potrafiły zrobić wszystko, łącznie z przejściem boso po tłuczonym szkle, byle odzyskać swoją pociechę. A tak się składało, że „pociecha” mocno szargała jej nerwami. Ruuka pokiwał lekko telefonem, by dać jej znak, by wymienili się mailami.

zt
                                         
Kyōryū
Wojskowy
Kyōryū
Wojskowy
 
 
 

GODNOŚĆ :
きょうりゅう るうか (Kyōryū Rūka)


Powrót do góry Go down

Pisanie 07.02.16 3:50  •  Utsukushī tsuki - Page 2 Empty Re: Utsukushī tsuki
Jezioro, które było idealnym miejscem dla par chcących zaznać chwili spokoju wydawało się również idealne dla Araty wracającego właśnie z nocnej zmiany. Pewnie zostałby w gabinecie o wiele dłużej, gdyby Berenika nie zaczęła mu robić wykładu na temat bezpieczeństwa i higieny pracy, a także celu w jakim zostały stworzone zmiany i etaty osób. Co z tego, że Yakuya mógł właśnie pracować czterdziestą dziewiąta godzinę, a jego sen ograniczał się jedynie do kilku drzemek na kozetce? On był prawdziwym lekarzem z powołania i gdyby chciał, to wytrzymałby jeszcze dwa razy tyle bez żadnych efektów ubocznych. Z kobietami było jednak często tak, że zbyt mocno trzymały się zasad, a przymykały oko na logiczne argumenty. Berenika nie była tutaj wyjątkiem. Przecież gdyby ordynator został dalej w szpitalu, to odciążyłby tym samym resztę lekarzy i personelu, przejmując na siebie część ich pacjentów. Ci zresztą pewnie chętnie sami ustawialiby się w kolejce przed jego gabinetem niczym w Polsce, ale nie dlatego, że nie byliby pewni tego czy ich przyjmie, a dlatego, że raczej wierzą w jego trafne diagnozy i faktycznie czują się lepiej po takiej wizycie.
Co się stało, to się jednak nie odstanie i teraz Arata przemierzał kolejne uliczki zachodniej części miasta, żeby dotrzeć do jednego ze swych ulubionych miejsc. Oczywiście towarzyszyła mu jego ukochana trucizna w sztyfcie - papieros. Poranna godzina (okolice dziesiątej) nie sprzyjały jednak spotkaniu nikogo znajomego. Trudno się dziwić, bo przecież w końcu był środek tygodnia i normalni ludzie siedzieli właśnie w biurach czy kawiarniach ze sztywnie ustalonymi godzinami pracy. Tylko lekarz mógł sobie pozwolić na taką wygodę i zajrzeć tu o tej porze. To jednak sprawiało, że Arata czuł się o wiele swobodniej. Nie miał teraz ochoty rozmawiać z nikim, kogo choćby znał z widzenia. Trzeba przyznać, że ten Polak, którego musiał łatać wysyłał energię jak jakiś wampir z serialu z trudnymi sprawami oglądanego kiedyś przez Yakuyę. Przed zaśnięciem Japończyka powstrzymywała jednak dość piękna pogoda i ruch, który musiał wykonywać, aby dotrzeć do ławeczki położonej najbliżej jeziora. Delikatny śnieg i mróz sprawiały, że Arata pomimo posiadania rękawic i tak chował swoje dłonie w kieszeniach płaszcza, a szalik poprawiany był przez niego co kilka chwil. Wreszcie jednak udało mu się usadowić tyłek na zimnym drewnie, więc przyszła pora na kolejnego papierosa. Z zapalniczki wydostały się samotne iskry przemieniające się po chwili w średni płomień, który oplótł materiał szluga niczym swą kochankę. Szybko jednak było po wszystkim, bo z jego końca wydostał się dym, który koił nerwy i skołatane myśli lekarza.
- Idź do domu, denerwujesz ludzi, nie możesz tyle pracować. Co ona wie? Żółtodziób jeden. - warczał sobie pod nosem na asystentkę, choć w gruncie rzeczy wiedział, że chciała dla niego dobrze. Nienawidził jednak tego, że ktoś jojczył mu nad głową o czymś z czego doskonale zdawał sobie sprawę. Przecież skończył studia medyczne i doskonale wiedział co niesie za sobą przemęczenie organizmu i brak snu. Jeśli zobaczy pierwsze symptomy przemęczenia, to pewnie na moment zwolni. Te jednak nie pojawiały się na horyzoncie od kilku dni, więc kuł żelazo póki gorące. Z tej całej irytacji przeniósł wzrok na niebo, które było dzisiaj lekko zachmurzone, a następnie swe oczy ulokował na drzewach sakury. Na gałęziach nie było ani śladu tych sławetnych, różowych liści i to właśnie podobało się Yakuyi. To drzewo stało przed nim zupełnie niewzruszone, nagie i bezbronne, a przy tym całkowicie ignorowało świat dookoła niego i żyło własnym życiem. Ten stan pustki i braku emocji był czymś, do czego dążył Arata od paru lat. Ile spraw stałoby się łatwiejszych po jego osiągnięciu? Ile rzeczy mógłby dokonać, gdyby tylko tak potrafił? Pytania te pozostały bez odpowiedzi, bo ordynator skrzyżował ręce na piersi i delikatnie opuścił głowę ucinając sobie komara z wciąż palącym się papierosem w wargach. Przy odrobinie szczęścia płaszcz mu się ogniem nie zajmie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 08.02.16 16:40  •  Utsukushī tsuki - Page 2 Empty Re: Utsukushī tsuki
Zazwyczaj nie bywała poza pracą o tej konkretnej porze. W końcu zmiana dzienna byłaby właśnie u progu i już od kilku godzin pracowałaby zawzięcie nad wszystkimi projektami z ostatnich dni, tygodni, miesięcy. W laboratorium nie dało się nudzić, zawsze było coś do zrobienia. Nawet w przerwach był czas na dyskusje z współpracownikami, czasami zdarzały się też spontaniczne wizyty Akihiro. Dlatego też dzisiaj, kiedy z powodu koniecznych badań okresowych musiała stawić się na pobranie krwi, dostała wolne na cały dzień. W końcu stan zdrowia kobiety był stabilny tylko dzięki stale przyjmowanym lekom, a nadmierny wysiłek nigdy nie wpływał na nią dobrze.
W zamian za to przynajmniej spacery na świeżym powietrzu nigdy jej nie szkodziły. Mając do zagospodarowania kilka godzin w zapasie przed terminem odebrania dzieciaków z przedszkola i powrócenia do domu, gdzie czekały na nią obowiązki matki i żony, postanowiła przejść się kawałek i może przy okazji załatwić kilka spraw w mieście. W końcu miała w torebce receptę do zrealizowania i powinna się tym zając jak najszybciej, by nie przeoczyć momentu, w którym domowy zapas lekarstw ulegnie wyczerpaniu. Gdyby została bez tych kilku tabletek, ryzykowała pogorszeniem stanu zdrowia, a nawet nagłym i niespodziewanym atakiem. Ostatnie, czego jej było trzeba, to jakaś tragedia czy przymusowe uziemienie w szpitalu.
Z tych powodów najpierw zakręciła się w pobliżu okolicznej apteki, gdzie przestała dobrych dziesięć minut w kolejce, zanim udało jej się doczekać przesłuchania przy okienku. Aptekarka okazała się wyjątkowo upierdliwą osobą, która najpierw przez pięć minut testowała z każdej strony autentyczność recepty, a później jeszcze z niesamowitą podejrzliwością mierzyła Bogu ducha winna Azusę jak gdyby zamierzała z tych lekarstw co najmniej pędzić bimber. Tak jakby nie znała nigdy nikogo chorego na epilepsję. Oprócz swojej natury Cerbera kobietka posiadała również słoniową zgrabność, przez co narobiła bałaganu na zapleczu, który rzecz jasna postanowiła posprzątać już, teraz, natychmiast, wstrzymując kolejkę na kolejne cenne minuty. Ostatecznie nieszczęsna laborantka spędziła w aptece ponad pół godziny i opuściła ją ze znacznie zszarganymi nerwami. Musiała nieco ochłonąć, więc zamiast od razu do domu, skierowała się w kojącą okolicę jezior. Malownicze widoki zawsze działały na nią uspokajająco, więc mając ogromną ilość czasu do spożytkowania, nie traciła nic na dłuższym spacerku.
Nie spodziewała się o tej porze spotkać w dolinie zbyt wielu osób, jeżeli już to stawiała na bezrobotnych obywateli, emerytów, młode mamy na macierzyńskim... ogólnie wszystkich tych, którzy nie musieli być w tej chwili w pracy. Zaskoczył ją więc widok znajomej postaci, którego przecież kojarzyła jako stuprocentowego pracoholika. Ujrzeć Aratę w dzień poza szpitalem było zjawiskiem równie rzadkim co podwójna tęcza i nie ma w tym stwierdzeniu żadnej przesady.
Na początku wahała się, czy nie minąć go bez większego zaangażowania. Jeżeli nie był w pracy, to pewnie dopiero co z niej wyszedł i miał prawo być zmęczony. Nie powinna zbytnio zawracać mu głowy. Dostrzegła jednak znaczne niebezpieczeństwo w postaci tlącego się tuż nad jego ubraniem papierosa, który mógł w każdej chwili doprowadzić do zapłonu materiału. Tak być nie będzie! Energicznym krokiem dopadła drzemiącego mężczyzny i w jednym sprawnym ruchu ręki wyrwała tkwiący w jego ustach przedmiot. Nieopodal stał śmietnik z nieodzowną popielniczką, więc nie musiała nawet się przemieszczać - pochyliła się tylko i zgasiła papierek, od razu utylizując nieznośną rzecz w koszu.
- Zostawić cię samego na chwilę... - westchnęła. Mężczyzna bez kobiety to jednak niesamowicie niezaradna jednostka.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 2 z 3 Previous  1, 2, 3  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach