Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 7 z 9 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9  Next

Go down

Pisanie 04.07.16 1:32  •  Las - Page 7 Empty Re: Las
Halk, co z perspektywy jego właściciela było całkowicie zabawne, obnażył zębiska, gdy nieokrzesany kundel miał czelność do niego podejść i obwąchać z każdej możliwej strony. Havoc nie przejął się jego tragedią zbyt skupiony na swoim rozmówcy, który wyraźnie nie miał zamiaru dostosować się do jego prośby jak na emerytowanego wojskowego przystało. Ośli upór poniekąd cechował mundurowych, czemu Mike przyglądał się nieraz w towarzystwie jednego z generałów.
Podziwiam pana zaufanie do czworonoga, które w tym wypadku może być też szczytem naiwności  — odparł niby to tym swoim typowym zblazowanym tonem, choć wyczuć w nim było pogłos czegoś na kształt ironii. Mimo że tego czteroletniego rottweilera miał od szczeniaka, nie ufał mu bezgranicznie, nawet jeśli psy były nazywane potocznie przyjaciółmi człowieka. Lojalności i wierności co prawda nie mógł mu odmówić, ale nadal istniał spory procent szansy, że to w końcu obróci przeciwko niemu. Halk w dalszym ciągu był groźną bestią i takie sprawiał wrażenie. — Jednak jego obywatel nie pochwalam takiego nastawienia. Jak mniemam w obrębie sztucznej kopuły fachowo nazwanej miastem nadal panuje zasada, by nie pozwalać psom biegać samopas. Jeśli w tej kwestii coś się zmieniło, proszę wyprowadzić mnie z błędu — powiedział, a usta wygięły się w nieco głębszym, choć nadal niezbyt odznaczającym się uśmiechu, jakby parę minut temu uleciało z niego życie. Ktoś w tym lesie zginął, więc by może ten stan rzeczy nie był daleki od prawdy. Wzrok utkwiony w Kafę był zresztą porównywalny. Pusty, bez wyrazu. Jak płótno malarza, który w niesprzyjających dla niego okolicznościach utracił jednocześnie i wenę twórczą, i swoją muzę. Trudno było właściwie stwierdzić co było tego przyczyną. To, że Havoc już dawno stracił chęci do życia przy odbite na nim doświadczenia, a swoją mową ciała i oschłymi słowami demonstrował swoją niechęć do niego, czy to, że jego mentalność właściwie nie miała nic wspólnego z przeżytymi latami? Kwestia sporna. Było ich całkiem dużo w jego jestestwie.
Przyjrzał się naznaczonej zarostem twarzy mężczyzny z bliska i gdy by był w jakimkolwiek stopniu zdolny do ukazywania emocji, pewnie przez jego twarz potoczył się grymas towarzyszący rozczarowaniu, które właściwie nie miało prawo bytu. Poniekąd sam doprowadził Franza do takiego stanu bawiąc się z nim na każdy możliwy sposób, gdy był jeszcze zdolny prowadzić śledztwa wykorzystując przy tym swoim ponadprzeciętny analityczny umysł i nietuzinkowy sposób myślenia.
Jak to miał w zwyczaju, sprawnym ruchem wyciągnął papieros znajdujący się w ustach mężczyzny i rzucił go na ziemię, miażdżąc butem. Towarzyszący mu spokój w innych okolicznościach mógł być najlepszym dowodem na to, że Mike robił to wystarczająco często. Dzieląc mieszkanie z nałogowym palaczem, często był zmuszony do konfiskowania mu nałogu.
Musi mi pan wybaczyć. — Posłał Kafce niby to przepraszający uśmiech, choć skrucha w nim nie występowała nawet w śladowych ilościach. — Nie czuję się w zobowiązany do wdychania tego paskudztwa na łonie natury. Palacze powinni oddawać się nałogowi w miejscach do tego przeznaczonych. Las z pewnością nim jest. — Skinął elegancko głową, by w ostateczności minąć mężczyznę. Prosta sylwetka została przełamana przez niedowład, który towarzyszył jednej z nóg przy sporym wysiłku, a gdy poczuł jej dotkliwy ból, pożałował, że pokonał odległość od domu do lasu na piechotę, choć z drugiej strony wolał wędrówki od ryku silnika, który niejednokrotnie zagłuszał jego myśli. A przynajmniej tak tłumaczył sobie brak prawo jazdy. Z taryfy nie korzystał. Samochody oddane do użytku publicznego były wypełnione zarazkami. Odrażający był sam fakt zadzwonienia po tę usługę.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 04.07.16 2:13  •  Las - Page 7 Empty Re: Las
Halk miał problemy z agresją i nie był socjalizowany z innymi psami za szczeniaka. Franz się, kurwa, na psach zupełnie nie znał, ale tyle wiedział, bo zwierzęta z natury stadne nie zachowywały się tak, jak on. Zapchlona małpa. Myśl tej treści dotyczyła może psa, a być może chodziło o właściciela. W obelgach nie należało być ani rasistą, ani... gatunkistą. Zresztą; jeżeli obrażało się psa, to zasadniczo obelga szła rykoszetem na właściciela, który sobie zwierzęcia nie ustawił. Jego wina, jego problem. Kafka się skrzywił. "W istocie, ma pan rację, iż zwierzę winno wiernie towarzyszyć właścicielowi, podążając za nim z pomocą ograniczającej mobilność, ale jakże bezpiecznej uprzęży. Jednakże pies winien posiadać przestrzeń do tego aby, najzwyczajniej w świecie, być psem. Czyż tak wiele wymagam, jeśli proszę o trochę wolności dla niego?"
Pierdolenie.
Kafka elokwentnie się skrzywił, co na moment elegancko uwydatniło jego zmarszczki mimiczne, wskazujące, że nie robił tego rzadko.
- Nie bronię ci niepochwalania - odparł tak samo zmęczonym, obojętnym głosem. Potem westchnął.
Jako wojskowy jeszcze, namiętnie obserwował ludzi. Szukał patologii; kto miał za dużo odruchów nerwowych, kto za mało, kto zbyt często, obsesyjnie powtarzał jakieś kwestie, komu brakowało pewnych podstawowych, ludzkich odruchów, które by odwiodły od myśli, że jest wypaczony. Większość ludu cierpiała na takie patologie. Może dlatego się buntowali od czasu do czasu przeciw systemowi, a chuj ich wie, czasem też coś strzelało im w głowach i ćwiartowali się nawzajem, żeby zostawić kawałeczki w czyjejś skrytce pocztowej. Należało wykryć wszelkie znamiona tego obrzydlistwa; chujowa sytuacja, że nie nauczono się przewidywać przyszłości, aby je widzieć, zanim ktoś popełniał zbrodnię.
Może dlatego Franz był wyczulony. Kiedyś próbował przewidywać. Nie zauważył jednak, przejechał i się i przestał kompletnie patrzeć.
Jego rozmówca miał zblazowany uśmiech znudzonego psychopaty.
- Ta, lepiej, żeby twój teraz ugryzł Hermanna - rzucił cicho i się zaciągnął. - To by udowodniło, że miałeś rację.
Ten skurwysyn miał rację, czy ją miał, czy też nie. Kafka miał w dupie to, co podkreślił. Po prostu obcy był dziwny. Kurwa, kto zaczepia nieznajomych w środku lasu, żeby dawać im takie pokurwione wykłady o przyzwoitości obywatelskiej. Jeszcze z takim... z takimi wieloma rzeczami.
I wtedy wyciągnął ku niemu rękę! I to w stronę twarzy! Franz ją uprzejmie trzepnął w ramach gestu obronnego i się odsunął. Miał, kurwa czas, nie pozwolił do siebie podejść na więcej niż półtora metra. No więc podle się zaciągnął, zrezygnował z dmuchania dymem nieznajomemu w twarz, poprosił w myślach świat o docenienie gestu, a potem dmuchnął w górę.
- A ja się mogę tą opinią podetrzeć - I tym razem dał silny akcent na ostatnie słowo. - Pozdrawiam.
Skończył fajkę, rzucił ją na ziemię i zdeptał butem, żeby jeszcze wkręcić w glebę. Miał to gdzieś. Miał tę sztuczną przyrodę w głębokim poważaniu. Prawie takim, jak fakt, że albo najpierw go dobije wątroba, albo depresja. Hermann zaszczekał wesoło na Halka, stanął w pozycji, jakby chciał się bawić, skoczył wokół niego kilka razy i pobiegł w tę i z powrotem, jakby pokazując, że chce się ganiać. Zaszczekał z jeszcze większej odległości, zupełnie szczęśliwy, że jego życie jest takie piękne. Kafka ten fakt radośnie ignorował, bo po prostu oparł się o pobliskie drzewo i odpalił drugą fajkę, jak gdyby nigdy nic. W pewnym momencie przymknął oczy, bo mocno rozszerzyły mu się źrenice.
- A obywatel pracuje w S.SPEC? - zapytał zaczepnie, ale i kretyńsko, bo mu wyszło nieco nienaturalnie. Zaklął w myślach; o imię i nazwisko nie zapyta. Zostawało mieć jakiś, jakikolwiek punkt zaczepny. Niezbyt wysoki, zniewieściały blondynek z dwa rozmiary za dużym psem... kurwa, ale postęp.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 04.07.16 3:01  •  Las - Page 7 Empty Re: Las
Uśmiech na ustach Havoca w końcu zależał, ustępując miejsce praworządnemu spokoju. Oczekiwania względem tego mężczyzny w jednej chwili wyparowały. Był wręcz doskonałym przykładem człowieka, który stoczył się na samo dno wraz z tragicznymi przeżyciami z przeszłości. To czy informator choć częściowo zgarniał sobie za to zasługi, w tej chwili nie miało żadnego znaczenia. Franz Kafka to ktoś, wylądował na dnie i nie mógł się od niego odbić, albo najprościej świecie nie chciał tego uczynić.
—   Może pan wierzyć albo nie, ale w istocie ten mój jest bliski skrzywdzenia pańskiego psa — przytaknął, bo faktycznie tak było. Może i Halk był psem z prawdziwego zdarzenia i miał dominujące cechy tego zwierzęcia. Z reguły też słuchał swojego właściciela i sam zainteresowany nie mógł podważyć jego lojalności na żadnej płaszczyźnie, ale nadal miał swój rozum, nawet jeśli ograniczony. Hermann za to wyraźnie szukał zaczepki i uwagi.
Jasne, Havoc mógł spuścić Halka ze smyczy (w innych okolicznościach zrobiłby to z wyjątkowym zapałem i zaangażowaniem) i obserwować jak ostre zębiska pchlarza zatapiają się w karku sobie podobnego w akompaniamencie ujadania i skowytu, ewentualnie krzyku obu właścicieli, choć Mike w tej materii nie był przekonany, czy było go stać na taki „heroiczny gest w celu uspokojenia rotwaillera. Jednak między móc a chcieć jest zasadnicza różnica, której nie miał zamiaru przekraczać. Asymilacja ze środowiskiem, a nawet innymi psami nigdy nie była dla jego pupila rzeczą, której mógł sprostać. Odstawał od swojego stada, z czego blondyn doskonale zdawał sobie sprawę, gdy go przygarnął i wpoił mu kilka ważnych rzeczy, które zadecydowały o tym, że pies został z nim do dziś. W ogóle samo to, że znalazł taki okaz w porzucony w brudnym kartonie świadczył o tym, że był ewenementem swojej rasy, za którego nikt nie chciał zapłacić chociażby jednego jena. Teraz był psem obronnym z prawdziwego zdarzenia i tej wersji Havoc się uparcie trzymał, ale w żadnym wypadku nie był zaślepiony. Pies czasem przeginał, zwłaszcza jeśli chodziła w grę relacja informatora ze swoimi porywczym kochankiem, któremu nie raz było dane poczuć zęby Halka na własnej skórze.
—  Może pan, nikt nie broni - przytaknął, krzywiąc się przy tym. Co prawda nigdy nie poznał Franza od strony prywatnej, co było raczej zabiegiem zamierzonym. Ich zabawa w podchody mogłaby się skrócić w czasie i skończyć niezbyt wygodnym dla Mike’a scenariuszem, czego sam sobie nie życzył. Emeryt był człowiekiem zgorzkniałym, pozbawionym dobrego smaku. Cokolwiek okrzesanym i z brakiem taktu przy duszy. —   Jednak kultura osobista wymaga poświęceń – podsunął swoimi pouczającym tonem, jakby zwracał się do niezbyt rozgarnianego dzieciaka, którego największym przewinieniem było ciągnięcie koleżanki z ławki za warkocz. Jednocześnie te wtrącenie było zdaniem kończącym całą dyskusje i Mike już miał chciał oddalić się w tyko sobie znanym kierunku z wiernym towarzyszem u bogu, ale jego zamiar został na moment uśmiercony.
Zerknął w przelocie na Franza, jakby nagle sam mężczyzna wydał się o wiele interesujący niż na samym początku ich krótkiej wymiany zdań i przystanął, pozwalając łaskawie odlać się Halkowi, który nadal łypał groźnie na skaczącego wokół kundla.
—   Pracuję w S.SPEC — przytaknął, nie zdradzając więcej szczegółów na ten temat, bo w zasadzie wiedział, że taki ktoś pokroju Kafki samymi chęciami może zasadniczo sporo zdziałać, wkładając w to zerowy stopień wysiłku. W efekcie dowiedzenie się czegoś o nim samym nie powinno stanowić dla mężczyzny żadnego problemu. Ułatwić mu tego Havoc też w żadnym stopniu nie pomagać nie zmierzał, choć w duchu liczył  - choć z reguły liczył tyko na siebie – że Franz w końcu wykaże się swoją bystrością i zacznie łączyć chaotyczne fakty w jedną całość. Dobrze by było. Samo pojawienie się Mike’a  w jego najbliższym otoczeniu powinno być do tego niezastąpionym zapalnikiem. —  A pan czym się zajmuje? — zapytał, czując się nijako w obowiązku zainteresować tą kwestią, choć interesowało go tyle, co zeszłoroczny śnieg, a raczej jego brak z prostej przyczyny – wiedział o Kafce więcej niż sam mężczyzna mógł się tego w tej chwili spodziewać.


                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 04.07.16 11:45  •  Las - Page 7 Empty Re: Las
Czy on ma mu wytłumaczyć, że jak ma nieposłusznego, agresywnego kundla, to albo kaganiec, albo kulka w łeb? Franz przez moment miał ochotę naprawdę gościowi dać w ten wyglancowany pysk - co by zrobił, gdyby był pijany - za sam temperament. Ale nie chodziło o to, że ta wesz społeczna nie rozumiała tak podstawowych reguł. Ten przypadkowy obywatel po prostu omijał te, które były dla jego świątobliwości niewygodne, opatrzywszy to pominięcie odpowiednią dozą cynizmu, żeby zaczynać go podejrzewać o skrajny kretynizm, wymagający zamknięcia w oddziale mordowni półrocznej. Kafka zatrzymał się nad tą myślą, wzrokiem podążając za własnym, nieświadomym niebezpieczeństwa psem. Skąd u niego na starość takie radykalne przekonania? Własny pies w końcu podbiegł do niego, gestem kazał się pogłaskać - co mężczyzna uczynił trochę machinalnie - a potem uznał, że jednak ma naboje i naszczał na drzewko tuż obok.
Franz miał wrażenie, że połowa lasu jedzie szczynami jego psa. Zaciągnął się.
- ...być może - odparł obojętnie. - Ma pan problem z własnym psem?
Zdusił lekki nerw jak ten niedopałek po chwili.
Franz nie wyglądał jak on sam tych kilka lat wcześniej. Niegdyś gładko zaczesane do tyłu, krótkie włosy, zapuścił, bo nie chciał chodzić do fryzjera, doprowadzając je do stanu, gdy były za długie, aby je układać i stanowczo zbyt krótkie na kitkę. Zostawiał je więc samopas; podobnie było zresztą z zarostem. Kafka przez całą swoją karierę był gładko wygolony. Jedynym, co mu pozostało z tego dawnego życia, była więc koszula. Zawsze wolał coś takiego od munduru, a na emeryturze mógł spełnić chociaż jedną, drobną zachciankę.
Patrzył na mężczyznę zmęczonym, niechętnym wzrokiem. Nie analizował; myśli ograniczały mu się do "on jest", "on wkurwia", "jak jego pies coś zrobi mojemu to go zastrzelę". Stoczył się, czy nie, niech to ocenią lata, postępująca depresja i ostatnia myśl, kiedy będzie umierał. To nawet nie było ważne w tej chwili. Franz nie wybiegał myślami tak daleko w przyszłość, kiedy spacerował z pierdolonym psem terapeutycznym i z zaskoczeniem odkrywał, że jeszcze tacy ludzie jak ten tutaj skurwysyn powodowali, że nawet na trzeźwo miał ochotę sprać komuś mordę. To był w kurwę optymistyczny akcent, z czego chwilowo Kafka nie zdawał sobie sprawy.
Jego pouczający ton o prostu zignorował. Całe te piękne, dwa zdania, jakie nieznajomy wypowiedział, odbiły się od umysłu emeryta jak piłeczka pingpongowa, i pofrunęły radośnie w odmęty zapomnienia. Franz zjechał z niego wzrokiem, spojrzał w kierunku swojego psa i bez entuzjazmu go zawołał. No i to zawołanie odbyło się od umysłu Hermanna jak piłeczka pingpongowa, aby pofrunąć radośnie w odmęty zapomnienia. Kafka się lekko skrzywił, że własny pies, którego wziął specjalnie po to, żeby się niby lepiej poczuć, tak na niego lał, kiedy było trzeba. Jeszcze przed chwilą skurwysyn podchodził. No terapia w chuj. No, może gdyby go chociaż trochę dyscyplinował.
O, pracował w S.SPEC.
- Widać - powiedział tylko krótko. Zaciągnął się drugim papierosem głęboko i zmusił się do takiej uprzejmości, żeby dmuchnąć dymem w niebo, tak, aby nie poleciało... na psa nieznajomego. Nie wina tej biednej bestii, że go właściciel nie umiał ułożyć, albo zwyczajnie nie chciał, nadrabiając brak testosteronu agresywnym, pewno niekastrowanym psem. Rottweiler wydał mu się biedny. No, z drugiej strony, pewnie dostawał lepsze żarcie niż Hermann.
Franz nie miał ekstremalnie wysokiej emerytury. Jak się aktywnie pracowało w S.SPEC, to kokosy z tego były, a to na pewno nie był głupi szeregowiec. Można odrzucić z bazy danych. To nie był ktoś, kto by przyjmował rozkazy. Kafka uśmiechnął się trochę paskudnie.
- Szukam zawodowo popierdoleńca, który by napuścił na mojego kundla jakąś bestię, nad którą nie umie zapanować.
Po tych słowach odwrócił się od faceta i zaczął iść głębiej w las. Pies, jakaś mieszanka shiba inu, podreptał za nim, aby zaraz się oderwać i pognać gdzieś w krzaki. Miał tyle zapału, że koszmarnie kontrastował ze zblazowanym, osowiałym właścicielem.
- Wygrałeś pan pierdolony konkurs - rzucił jeszcze na pożegnanie, zanim nie wyłączył się kompletnie z tej konwersacji. Jedna łapa w kieszeni, druga z papierosem. Odchodził powoli, lekko utykając i zaciągając się co jakiś czas. Nie zwracał uwagi na to, że był lekko przygarbiony.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 05.07.16 3:25  •  Las - Page 7 Empty Re: Las
Konwersacja z Kafkę za każdym kolejnym wymienionym zdaniem stawała się dla niego w męcząca porównywalnym stopniu, co spacer dla jego organizmu w to miejsce i jednocześnie wzbudzała w nim coś na kształt umiejętnie tłumionego rozbawienia. Przywołanie się na tej płaszczyźnie do porządku było czynem trudnym, być może przekraczającym jego kompetencje. Nie umiał się tego podjąć, nawet z świadomością, że kogoś pokroju Franza Kafki nie powinno się ignorować. Zatem stała czujność w kontakcie z nim była wskazana, ale też niezwykle męcząca. Havoc nie brał tego pod uwagę, idąc tu i teraz tego żałował.
Nie. Problem nie leży w moim psie — zaprzeczył od razu, jak zwykle oszczędny w słowach. Kwestia zaufania w wykonaniu Mike'a była sporna i tyczyło się to nawet Halka, który teoretycznie był dla niego najbliższą istotą poruszającą się na ziemskim padole.
Westchnął bezdźwięcznie, zastawiając się, gdzie popełnił błąd swoim rozumowaniu. Postawa Kafki nie była tylko rozczarowująca, ale też myląca. Przekonanie Mukuro o tym, że mężczyzna kompletnie wyłączył się ze swojego dawnego trybu bledło, ale też momentami rosło w siłę. Zderzenie tego paradoksu zaczęło mu ciążyć, co dostarczało mu jednocześnie dreszczyku emocji. Nawet nie sądził, że jest w stanie udźwignąć na swoich barkach tyle sprzeczności naraz. Ciekawe doświadczenie, ale mogło się tez okazać niebezpieczne w skutkach.
W takim wypadku pana spełnienie się zawodowe nie jest tuż za rogiem.Skoro inne ścieżki kariery zostały dla pana zamknięte, przemknęło mu przez myśl. Może właśnie wraz z nią na ustach pojawił się cień uśmiechu, który równie szybko został przepędzony przez świadomość, że Kafka ma na niego pozór. Być może zachował pozostałości po swoim umyśle analitycznym i jest w stanie chociażby w minimalnym stopniu wyciągnąć zaskakujące dla większości wnioski. Zadziwiające jest jednak fakt, że w przypadku kogoś takiego jak Havoc, gdzie ekspresja twarzy zachowała się właściwie w szczątkowych ilościach po opuszczeniu terenów dawnych Niemiec, coś jednak się uchowało i było dla niego brzmieniem samym sobie. Bezwątpienia w tym stadium można było wyodrębnić trik nerwowy właśnie w postaci drżących ku górze warg, które wyginęły się nieznacznie przy kącikach podczas wykonywania tej czynności. Ujawniały pierwsze zalążki zmarszczek mimicznych właściciela w miejscu, gdzie pojawiały durne, odziedziczone po matce dołeczki.  — Polecam się na przyszłość — odparł ni to żartobliwie, ni poważnie, bo właściwie ciężko było rozgryźć tu pewną, narzucaną granicę, która zbiegiem czasu dawno się zatarła, przegoniona przez bardziej istotne czynniki, jak dobór słów, czy też panowanie nad swoimi gestami. Koniec końców została okrutnie pozbawiona człowieczeństwa i ukoronowana cynizmem. W tej materii traktowanie świata, a przynajmniej jego część, w której występowała zastraszająca większość, jak coś gorszego weszło mu w krew,  a pogarda urosła do monstrualnych, niekoniecznie stabilnych na przestrzeni lat rozmiarów.
Do widzenia — pożegnał się należytą kulturą i udawanym szacunkiem, który przeobraził się w zapomnienie gdzieś pomiędzy trzecim a czwartym wypowiedzianym przez tego mężczyznę zdaniem. Puścił jego jakże uprzejme słowa mimo uszu, choć ich sarkastyczny wydźwięk jeszcze przez chwilę brzęczał mu w uszach i zadział w przybliżony sposób, co paralizator. W efekcie czego stał tak przez rozciągająca się w jego mniemaniu w nieskończoność chwilę z wybitym wzrokiem w przestrzeń. Przyglądał się z pozornym zainteresowaniem jak zgarbiona sylwetka emeryta maleje w oczach i w końcu znika w cieniu rozłożystych, sztucznie wyprodukowanych drzew ułożonych na wzór lasu.
Cichy pomruk, który miał potencjał przekształcić się w nerwowy, nieco histeryczny chichot, ale został stłumiony w zarodu, wyleciał z jego ust wraz z powietrzem. Zerknął na Halka, który stał jak usztywnione struny w skrzypcach, które podpierały ściany mieszkania Havoca, potem, ignorując pojawiające się myśli w głowie, upewnił się, że pistolet leżał na swoim zwyczajowym miejscu i oddalił się tylko w sobie znanym kierunku, by szybko znaleźć się znów w centrum cywilizacji.


zt
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 05.07.16 10:16  •  Las - Page 7 Empty Re: Las
Nie. Problem zazwyczaj nie leżał w psie. Franz spokojnie palił, oddalając się od miejsca spotkania i rozmyślając.
Hermann, jasna sprawa, nie wyczuł, jak ważnym wydarzeniem było to spotkanie. Biegał, mały, radosny skurwysyn, z miejsca do miejsca, żeby wszystko obwąchać i co drugą rzecz co najmniej spróbować obsikać, a jeśli to by się nie udało - przegrzebać łapami wokół, zostawiając swój zapach. Jako zwierzę terapeutyczne sprawdzał się w taki sposób, że patrząc na jego głupotę emeryt trochę mniej gardził samym sobą i własną postawą. Zaciągnął się, odetchnął i oparł o drzewo w pewnym momencie, zerkając w kierunku miejsca, z którego przyszedł. W oddali majaczył mu ten niewielki placyk przestrzeni, na którym nastąpiła konwersacja z właścicielem rottweilera, blondynem o dość wysokim głosie i delikatnej, pizdowatej wręcz manierze. Skrzywił się. Śladu po tamtym najpewniej nie było, też sobie poszedł, z inną stronę, żeby się znowu nie spotkali.
No i ta noga. Najpewniej poszedł do siebie do domu. Franz mógłby za nim podążyć, ale wiedział, że z Hermannem to niemożliwe - i jeden pies, i drugi, za bardzo by przeszkadzały.
Zresztą, pomyślał mężczyzna, na razie powinien ograniczyć się do przyjmowania pewnych założeń. Założeń, które były oparte na wątle działającej, od lat wyłączonej pamięci, której trybiki od dawna już nie poruszały się z nawet połowiczną intensywnością. Powinien zagrać w szachy i rozruszać neurony. Zaciągnął się po raz ostatni - żar dotarł do filtra i uszedł z lekkim sykiem, kiedy emeryt zgasił go na podeszwie buta dość pieczołowicie, aby osmalonego kiepa wpakować do kieszeni. Stary... kurwa, pięćdziesięcioparoletni, generał, miał być może wolny wieczór. Do czasu jego przyjścia Kafka powinien spokojnie zdążyć ułożyć myśli w odpowiedniej kolejności. Zaczął zresztą jeszcze w lesie, gdzie stał jakieś trzy minuty, oparty o drzewo, kompletnie ignorując obecność psa i gapiąc się pusto w przestrzeń.
Nieznajomy miał rysopis idealnie odpowiadający pewnemu schematowi, który to wojskowy porzucił, kiedy większym priorytetem stało się strzelenie Iko w ryj. Schemat zawsze miał jedną lukę - część cech odpowiadała kobiecie, jak długie, lekko podkręcone naturalnie rzęsy, pozostawione na precyzyjnie wyciętych powiekach, porzucone na chodniku, czy delikatne, lekko zaróżowione usta zakreślone w krwawe kółeczko, przy niektórych cechach... wybitnie męskich. Franz w zadumaniu odpalił trzeciego papierosa praktycznie odruchem, nie myśląc w ogóle o wykonywanej czynności. Ale wystarczyło spojrzeć na ten ryj, żeby pomyśleć - wystarczyło, aby gość był zniewieściały. No i, pomyślał mężczyzna krzywiąc się nieznacznie, powinien te cechy czasem, kurwa, eksponować. Tego nie szło sprawdzić. Wtedy rysopis, pełen aspektów praktycznie sprzecznych ze sobą, spinał się w jednym, wyrzeźbionym pod sprawę wizerunku, który się pojawił przed Kafką i praktycznie dał mu w mordę swoją oczywistością. Jeszcze to pouczanie, ta pierdolona maniera, jakby cicho liczył na to, że Hermann w końcu przekroczy granicę i rottweiler, zwierz trzykrotnie większy i pięciokrotnie bardziej niebezpieczny, skoczy mu do karku, który ustąpi za jednym ugryzieniem.
- Zastrzeliłbym psa jak świnię na uboju - powiedział do swojego kundla, który spojrzał na niego swoim cielęcym wzrokiem i kazał się pogłaskać. Emeryt, rzecz jasna, ustąpił. No nie chciał się narażać psu.
- Ta, poszedłbym na szachy. I piwa się napił - na wpół powiedział, na wpół mruknął do siebie, odbijając się plecami od drzewa. Ruszył powoli w stronę auta. Nie spieszył się, zamyślony. Najpierw się najebać, a potem szachować na kacu, czy rozruszać umysł, zanim się go przytłumi alkoholem? Dylematy były poważne.
Ale miał czas. Cały jego marny, powolny świat cierpliwie czekał, aż mężczyzna podejmie decyzję.

[zt]
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 17.07.16 9:15  •  Las - Page 7 Empty Re: Las
Drzewa, drzewa i jeszcze raz drzewa, no oczywiście w końcu była w lesie. I nie zgubiła się wcale, lubiła tu przychodzić żeby się odstresować. Pobiegać sobie między konarami dla zwiększenia swojej zwinności. Niektóre drzewa były masywne z powykręcanymi gałęziami po których mogła się wspinać. Świeże powietrze i odgłosy przyrody, coś innego od zgiełku miasta. Teraz sobie sobie biegła zygzakiem między drobniejszymi drzewkami rozglądając się na na boki uważnie. Przeskoczyła ładnie przed obalony spory pień z fikołkiem mięciutko lądując na ściółce w pozycji kucającej. Fioletowe ślepka się ładnie rozglądały wyszukując czegoś. Nie dostrzegając niczego nadzwyczajnego poderwała się na równe nogi i pobiegła przed siebie aż znalazła się przy sporym drzewie. I beztrosko padła na plecy wlepiając ślepia w konary drzew. Musiałą odpocząć, uniosła rękę na której przegubie miała przepustkę i wpatrywała się w nią z uwagą. Ile to już minęło pośród łowców? Była w miarę świeżym nabytkiem.
- Robi się późno.. jeszcze trochę.. - wymruczała sama do siebie przyglądając się uważnie przebijającym się promieniom zachodzącego słoneczka przez gęste konary wysokich drzew.
                                         
Angel
Wtajemniczona
Angel
Wtajemniczona
 
 
 

GODNOŚĆ :
Angel Lacour de Fanel


Powrót do góry Go down

Pisanie 17.07.16 10:16  •  Las - Page 7 Empty Re: Las
Las - Page 7 Aw2vq9
Po raz ierwszy, od długiego czasu miał chwilę wolnego. Zawsze w pośpiechu i zabiegany. Życie w mieście i praca powoli go wykańczały. Nic więc dziwnego, że gdy mógł to uciekal od tego zgiełku. Nigdy nie zastanawial się, czy to bezpieczne czy też nie. Nie po to lata trenował władanie mieczem, by teraz bać się nawet własnego cienia. Napomknąć więc warto, że nie jest strachliwym człowiekiem. Z resztą, co by mu z tego przyszło?
Swoje kroki skierował do lasu, tam gdzie było najciszej i ludzie niezbyt często się zapuszczali. Z różnych powodów, czasem istotnych a czasem błachych. Nie przeszkadzało mu też to, że niebo zaczynało przybierać czarną barwę, obwieszczając zakończenie dnia.  Powoli piękny i okrągły księżyc zamajaczył na niebie, przywitał swym blaskiem. Z przywyczajenia Toshio szedl cicho, starając na hic nie nadepnąć i nie poinformować o swijej obecności. Nie chciał też niepotezebnie straszyć zwierząt, nie każde z nich są przyjemne. Mimo wszystko mają tutaj większe prawa jak on sam. Przedzierając się między drzewami, nie spodziewał się, że idzie komuś na spotkanie. Sądzi!, że bedzie tutaj sam jak zwykle. Nim dotarł do ulubionego drzewa usłyszał kobiecy głos. Z miejsca zatrzymał się jak wmurowany. Kogo u licha przywiało tutaj o takiej godzinie? -Kto tu? Kim jesteś?-Jego głos byl pewny, nie zdradzał nawet krzty strachu czy niepewności. Dooiero wtedy ponownie ruszył i spokojnie zbliżył się do drzewa. Rozglądał dokładnie i nie tracił czujności. Jego dłoń zacisnęła na rękojeści katany, gdyby coś poszło nie tak, miał zamiar się bronić. Jego oczy padły na sylwetkę kobiety i mimowolnie przez jego plecy przeszły ciarki. Jego ciało zamarło a spojrzenie zielonych oczu z niej nie schodziło. Nieznajoma zapewne mogła zobaczyć, że ubiór chłopaka nie jest typowy. Tak samo jak i reakcje. Można powiedzieć, zachowywał się jakby był tutaj nie raz czy dwa.


Ostatnio zmieniony przez Toshio dnia 17.07.16 16:03, w całości zmieniany 1 raz
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 17.07.16 10:57  •  Las - Page 7 Empty Re: Las
Skradał się czy też po prostu szedł przed siebie w spokoju, to nie miało znaczenia. Kiedy był nie daleko leżącej na trawie dziewczyny, ta już zdołała usłyszeć ciche szmery po trawie, trzaski drobnych gałązek. Mogło to być też zwierze ale z przymkniętymi oczkami słuch by się wyostrzył u każdego. Zdecydowanie coś na dwóch nogach więc to nie było zwierze. Po chwili usłyszała też jego głos. Powoli uniosła powieki widząc po swojej prawej stronie chłopaka z dłonią na katanie. Wlepiała spojrzenie w niego milcząc, analizując sytuację. Już łapał za katanę na widok zwykłej dziewczyny. Uśmiechnęła się perfidnie i zwinnym ruchem zrobiła obrót w tył lądując zgrabnie w pozycji kucającej. Obserwowała nadal młodzieńca. Sama miała przy boku katanę ale dłonie miała oparte o podłoże. Fiolet napotkał zieleń gdy się na siebie gapili. Zaraz po chwili poderwała się w górę stając wyprostowana. Skrzyżowała ręce pod piersiami i przechyliła lekko główkę w bok.
- Równie dobrze mogę zadać to samo pytanie.. mało tego.. - mówiła dość opanowanym tonem robiąc powolne kroki w jego stronę tak że zbliżyła się na wystarczającą odległość aby po wysunięciu katany z pochwy była na granicy zasięgu jego ostrza. Powoli zaczęła go obchodzić dookoła, ani na chwilę nie spuszczając wzroku z jego twarzy.
- Czy wyglądam na tak niebezpieczną abyś łapał za swoje ostrze.. ? - dodała po chwili i rozplotła dłonie pod piersiami, również kładąc dłoń na swojej katanie przypiętej do pasa. Włosy miała upięte w luźnym kucyki, parę luźnych kosmyków śnieżnobiałych włosów opadało po bokach. Zatrzymała się nagle i puściła mu figlarnie oczko.
- Wiesz że nie masz szans prawda? - nie byłaby sobą gdyby nie zażartowała sobie z niego. Nie w złym kontekście, bardziej wyglądało to na droczenie się z nieznajomym.
- Kto w tych czasach łapie za broń na widok kobiety.. ? - zachichotała nadal trzymając dłoń na katanie ale jej postawa była luźna jak by nie brała poważnie młodzieńca.
                                         
Angel
Wtajemniczona
Angel
Wtajemniczona
 
 
 

GODNOŚĆ :
Angel Lacour de Fanel


Powrót do góry Go down

Pisanie 17.07.16 16:27  •  Las - Page 7 Empty Re: Las
Niby czemu miał się skradać? Miał chociaż jeden powód do tego? Zwyczajnie, nie chciał zwracać swoją isobą zbyt wiele uwagi. Zwłaszcza, że był w miejscu opanowanym przez matkę naturę, którą szanował. Pomimo bycia dupkiem nieziemskim. Jednak gałązki, to cholerne, pieprzone gałązki, one zdradziły wszystko? Nie żeby mu to przeszkadzało, w końcu słoniemw składzie porcelany to on nie był. To nie tak, że się bał zwykłej dziewczyny, jednak pewne odruchy w człowieku pozostają. A coś co widzimy, nie zawsze jest tym samym w rzeczywistości. Pozory kochają mylić, skradać się niczym węże, oplatają nim zdążysz się zorientować. Jak to się mówi -Przezorny zawsze ubezpieczony. Toshio woli na zimne dmuchać, niż potem płacić bóg wie jaką cenę za nieostrożność. Nie spuszczał z niej wzroku swoich zielonych oczu, błądzac nimi po jej twarzy i sylwetce, ibserwujac każdy koci i zwinny ruch dziewczyny. Fiolet jej oczu wydał się jemu fascynujacy. Nieznacznie obniżył dłoń z rękojesci i przybrał bardziej luźną postawę. Słowa dziewczyny jedynie sprawiły, że wygiął usta w półuśmiech i parsknął. Krótko, dosadadnie, ale i prześmiewczo. Jakby to co powiedziała, było niczym przedni żart. - A czy ja jestem jakimś postumentem, co się obchodzi i podziwia? - Nie mógł sobie darować odrzucenia oiłeczki w jej stronę, w końcu sama go ku temu pchnęła, a gierki slowne to coś co lubi i wykorzysta do nich każdą okazję. Odwrócił nieco twarz i zmierzył ją spojrzeniem zielonych oczu, które zdawały się przenikać jej duszę na wskroś. -Hoo. Pazurki? Radziłbym Ci  je przyciąć, bo się jeszcze sama nimi zadrapiesz, a szkoda by było. -Zachichotał niczym chochlik po czym niespiesznie oblizał usta i skrzyżował ramiona. Cały czas mając ją na widolu. Jej podejście było dla niego niezrozumiałe. Przechylił głowę i zamrugał. -Ten świat to dziwka, on nie daje drugiej szansy. Kto traci gardę, ten ginie, proste.-Odpowiedział na jej pytanie i odwrócił się w jej stronę.  Czy miał szanse czy nie, przesądziłaby o tym tylko walka. Z resztą, nie zawsze do walki trzeba się uciekać.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 17.07.16 17:15  •  Las - Page 7 Empty Re: Las
Wyglądało na to że nie tylko ona lubiła bacznie obserwować otoczenie oraz to co się w nim znajdowało. Jadowicie zielone oczy ani na chwilę nie przestały wwiercać się w jej delikatne rysy twarzy. Zimne i chłodne spojrzenie zdawało się przeszywać ją na wylot. Aż dziwny dreszcz przebiegł ją wzdłuż kręgosłupa. To było dziwne uczucie, tylko jedna osoba do tej pory była w stanie wzbudzić fascynację w białowłosej. Bo przecież ze strachem nie miało to nic do czynienia. Jego wypowiedź sprawiła że zachichotała cichuteńko przykładając tym samym zewnętrzną stronę dłoni dłoni do ust. Zabawny był, to musiała przyznać. - Słodko.. ale nie wyobrażaj sobie bóg wie czego.. - od razu go przycięła na wzmiankę o podziwie. To że był przystojny wcale nie znaczyło że dziewczyna będzie podbudowywać jego ego. "Kogoś trzeba tu oskubać z piórek.." mruknęła w myślach kopiując jego zachowanie. Zdjął rękę z rękojeści miecza, więc ona zrobiła to samo. Zmrużyła ślepka nieco bardziej. - Ohh.. jakiś ty uroczy i troskliwy.. ale moje pazurki nie są nawet w połowie tak ostre jak twój języczek skarbie.. - wymruczała uśmiechając się przesłodko do nowo poznanego młodzieńca. - Radzę nad nim popracować.. głupio by było stracić tak... przydatną część ciała.. - dodała po chwili odgarniając nieco białych kosmków za uszko. Przyglądała się jego już znacznie rozluźnionej postawie ze spokojem. Nie wyglądał groźnie, widziała miecz przy pasie ale już się go kurczowo nie trzymał. Ale jego prezencja była takim rzadkim zjawiskiem. Pozjadał wszystkie rozumy i może jeszcze jej powie żeby wracała do centrum bo to niebezpieczne. - Nikt przecież nie mówił że życie jest łatwe, lekkie i przyjemne.. gdyby takie było.. cóż.. nie byłoby zabawy.. - dodała po chwili ruszając w jego stronę. Na luzie oczywiście. Fiolet utkwił w jego zielonych patrzałkach, no przecież się nie wycofa, nie teraz. Miał silny charakter a może tylko takiego grał. Może jego katana to tylko plastikowa zabawka? Stanęła dosłownie o krok od niego nachalnie się mu przyglądając. Był tylko odrobinę wyższy ale równie arogancki. - Nie bój się cofnąć.. przecież trzeba się mieć na baczności.. nigdy nie wiadomo kiedy coś może cię zaatakować.. prawda.. ? - powtórzyła nieco ciszej, mrużąc oczy i po chwili bez namysłu, bez jakiejkolwiek krępacji przyłożyła wyprostowany palec do jego torsu w miejscu gdzie miał serce. - Bam.. - mruknęła. - Nie żyjesz.. - dodała ze śmiertelną powagą. Jej 'pistolet' oczywiście nie zrobił mu krzywdy. Zrobiła krok w tył i się roześmiała niewinnie. - Powinieneś wrzucić na luz.. nic ci przy mnie nie grozi.. no.. do momentu aż sam nie zaczniesz się prosić o kłopoty.. - dodała po chwili i splotła ze sobą rączki na karku nadal go bacznie obserwując.
                                         
Angel
Wtajemniczona
Angel
Wtajemniczona
 
 
 

GODNOŚĆ :
Angel Lacour de Fanel


Powrót do góry Go down

Pisanie   •  Las - Page 7 Empty Re: Las
                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 7 z 9 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9  Next

 
Nie możesz odpowiadać w tematach