Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 6 z 9 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9  Next

Go down

Pisanie 09.11.15 19:08  •  Las - Page 6 Empty Re: Las
Słuchający dziewczyny mężczyzna w duchu gratulował sobie myśli technicznej. Gdyby postanowił stworzyć w pełni "ludzki" pojemnik zapewne stałby teraz podnosząc szczękę z podłogi a tak mechaniczne ścięgna i zawiasy trzymały wszystko pięknie na swoim miejscu. Podczas kiedy ta niewinna młódka pluła sobie w brodę Marco snuł głębokie przemyślenia odnośnie kierunku w jakim zmierza ten świat. Powiadają, że historia kołem się toczy i chyba faktycznie powoli zmierzali do tego co było kiedyś. To dobrze wróżyło osobie takiej jak on bo przecież w epoce EDO ludzie byli dość otwarci na absolutnie wszelkiego typu dewiacje seksualne. Hmmm to brzmiało jak jasna wizja przyszłości lecz teraz należało zająć się tym przed czym stoi. Kiedy Sadako otwarcie zwierzyła się ze swojego strachu zaczęło korcić go na odpowiedź typu "Spokojnie, też kiedyś byłem kobietą." ale porzucił tę myśl. Nieznajoma zapewniała godną dozę rozrywki i wolał na ten moment nie straszyć Jej mocniej. Jakby tu odpowiedzieć aby obejść prośbę ojca nie przeciwstawiając się jej bezpośrednio? Zmylić Ją i posłać Jej myśli w inną stronę?
- Oh Twój ojciec musi się mocno o Ciebie martwić ale jak widzisz ja nie jestem takim zwykłym mężczyzną. Należę do rządu chroniącego nas wszystkich i zapewniającego dobrobyt. Przecież robię tak wiele dla Ciebie i Twojej rodziny jak i wszystkich mieszkańców naszego miasta więc czy jest czego się bać?
Oj było... było czego. Choć Marco nie skłamał ani razu w całej swojej wypowiedzi to nie powiedział też do końca prawdy. Nawet sugerowanie, że jest tym dobrym miało w sobie jakąś tam rację bo pomimo swoich pobudek faktycznie należał do ekipy dzięki której cała ta społeczność jakoś funkcjonowała.
- Miło mi Cię poznać Sadako.
Przez dłuższy moment trawił tę całą umowę starając się przypomnieć, czy handel ludźmi jest w dzisiejszych czasach legalny. Faktycznie tak mogło być bo od dłuższego czasu nie przejmował się specjalnie tym jak działa prawo i na co może pozwolić sobie zwykły śmiertelnik. Ciekawe czy droga? Kusząca opcja lecz aby nie machnąć głupstwa pytając o cenę wypadało by potwierdzić przypuszczenia a interesu tak czy siak dobijał by z Jej staruszkiem.
- Jakiej umowy?
Zapytał uprzejmym i zainteresowanym tonem rzucając to od tak jakby przy okazji. Metalowe przebrzmienie w jego głosie nieco w tym przeszkodził ale nie było tragedii. To się zresztą raczej dosyć szybko przestroi już w domu na coś przyjemniejszego.
- Samotne wyprawy do lasu to rzeczywiście nie najlepszy pomysł. Masz może nadal ochotę szukać ziół czy wolisz wrócić do domu? Mogę przejść się z Tobą, odprowadzić Cię albo zostawić samą ale tego ostatniego raczej nie polecam. Wiesz może nie powinienem mówić tego cywilowi ale szkoda by Cię było... Podobno w tych okolicach kręcą się ostatnio jacyś podejrzani ludzie. Ktoś z naszych niedługo powinien badać sprawę ale bardzo zajęta góra lekko ją bagatelizuje biorąc za plotki. Ty oczywiście jesteś poza podejrzeniem a tamten dziwny chłopak nieco za sztywny na bandziora.
No proszę! Nasze pierwsze, chamskie i dobrze umieszczone chodź nie najlepsze z kłamstw! Plus był taki, że metalowe ciało nie mogło zdradzić mężczyzny jakimiś naturalnymi przejawami kłamstwa. "Pokerowa twarz" nabiera kompletnie nowego znaczenia gdy jest się andriodem. Maska Marco wyrażała tylko i wyłącznie szczere zmartwienie.
- Chciałbym ostrzec i tamtego ale to chłopak więc raczej sobie poradzi a i ta wiadomość... Tajna nie jest ale powszechna też nie bardzo...
Ohhh jak już zakręciłeś to kręć do oporu. Biomech nie był specjalnie fanem prostych kłamstw. Mają one taką swoją przykrą cechę, że lubią wychodzić na jaw. Co innego zmyślne oszustwa i sugestie w które oszukani zwyczajnie chcą wierzyć oszukując samych siebie. Poza tym od niedomówienia zawsze idzie wykpić się kolejnym podczas kiedy z kłamstwami nie zawsze działa to tak dogodnie.
- Chyba nie potrzebnie Cię martwię. To pewnie tylko jakieś wygłupy młodzieży albo zwyczajne plotki...
Tiaaaa. Przestępcy wewnątrz murów brzmieli równie realnie co wataha dzikich wilków ale przecież chodziło tylko o zasianie ziarenka niepewności w już przestraszonej dziewczynie. Czekał więc teraz przyglądając się uważnie i starając odgadnąć na ile sprawdza się jego wał i czy przypadkiem nie "zardzewiał". Kiedyś był naprawdę dobry w tej zabawie ale ostatnio chyba zbyt wiele czasu spędzał zamknięty w swoim laboratorium z kumplem i czasem spotykanymi pracującymi po sąsiedzku naukowcami.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 11.11.15 23:54  •  Las - Page 6 Empty Re: Las
Mężczyzna się rozgadał, a Sadako - jak przystało na porządną, ba, wzorową wręcz obywatelkę - słuchała go uważnie. Była naiwniutkim stworzonkiem, które postrzegało świat jeszcze zerojedynkowo. Wszystko jawiło się albo jako białe, albo jako czarne, nie dostrzegała do tej pory całego multum odcieniów szarości. Władza, która czuwała nad bezpieczeństwem maluczkich, była dobrem samym w sobie. Panienka Taryuki zbyt mało doświadczyła w swoim życiu, aby zastanawiać się, czy aby czasem funkcjonariusze służb specjalnych nie mają krwi na rękach. Wydawali jej się mądrzy, troskliwi, czuwający... Białowłosy pewnikiem sam tu się znalazł nieprzypadkowo. Możliwe, że zauważył na radarze (być może ukrytym w zegarku) samotnie spacerującą po lesie jednostkę, która wpadła na innego człowieka i została przezeń zatrzymana. Istniało duże prawdopodobieństwo, że Marco - niczym najbardziej przykładny ojciec - nie chciał dopuścić, aby jasnowłosej dziewczynie stała się jakakolwiek krzywda i gnał przed siebie, aby zapobiec ewentualnemu nieszczęściu.
Heroiczny... To słowo najlepiej oddawało to, co sądziła o mężczyźnie Sadako. Wydawał jej się też odrobinę nadludzki. O ile ona sama należała do kruchych istot, które nie potrafiły się przed niczym obronić, zapominając w sytuacjach kryzysowych o wyuczonych w szkole umiejętnościach w zakresie kendo, o tyle czuwał nad biedaczyną dobry duch. Sprzymierzeniec. Białowłosy anioł? Mentor? Sama nie wiedziała, jak określić rolę tego człowieka. Nie zmieniało to jednak faktu, iż była mu wyjątkowo wdzięczna.
-Przepraszam, że uciekałam. - podjęła się odpowiedzi. Mówiła szczerze, prostolinijnie. Choć mogła się głowić nad doborem bardziej wysublimowanych słów, odrzuciła tę opcję, przemawiając teraz od serca. Złączyła dłonie, spoglądając na Marco już nie z trwogą, lecz z imponującym spokojem. Uwierzyła mu, nie widząc najmniejszego powodu do obaw - Ma pan rację, Marco-sama, ale... jestem taka niemądra. - na jej twarzyczce zagościła smutna mina. Naprawdę przejęła się słowami mężczyzny, a i zdawała sobie z rozczarowania, jakie niewątpliwie odczuwał przez jej postawę - Teraz nie ma czego się bać, skoro już wszystko wiem. - dodała potulnie, ot, jak istna owieczka, która się tylko nadstawia, aby ktoś ją pogłaskał. Na jej usteczka wdarł się leciutki, całkiem wdzięczny uśmieszek, jaki odmienił zasmucone dotąd dziewczęce oblicze - Co do umowy, to... to ślub. Przed nim... nie można nikomu dać się... mhm, jak to było... zbauanucić. - wzruszyła ramionami, niemiłosiernie wręcz kalecząc teraz język japoński. Jak przystało na niedoświadczone dziewczę, nawet nie wiedziała, co to znaczy. A skoro nie potrzebowała tego słowa, nie potrafiła odpowiednio go odtworzyć. Zasłyszała je dość dawno temu, najpewniej ledwie raz, więc „zbałamucenie” według Sadako brzmiało dość zabawnie - Tata mówił, że nawet złapanie za rękę jest złe. - dodała grobowym tonem, podkreślając powagę sytuacji - Może fatalnie wpłynąć na umowę, a nie chciałabym, aby przez takie głupstwo rodzice byli smutni. - widać było, że jasnowłosa ma jeszcze mleko pod nosem, nie wiedząc niemal nic o otaczającym ją świecie. Skoro jednak rozmawiała z tak ważną personą, postanowiła się odpowiednio zwierzyć Marco - Co do tych ziół... - zmieniła wreszcie temat. W sumie, sądząc po jej promieniującym teraz obliczu, można było wnioskować, że wcześniejsze słowa dziewczyny stanowiły li wyłącznie wprowadzenie do najważniejszej dzisiejszego wieczoru kwestii. Najwyraźniej zbierała się od pewnego czasu do wypowiedzenia pewnych słów, a pewna zwłoka dobrze służyła zebraniu w sobie odpowiedniej ilości odwagi - ... z chęcią bym ich poszukała. Skoro pan spłoszy bandytów, będzie można wejść głęboko do lasu. Nie byłam jeszcze w jego niektórych częściach. A zagrożenie... naprawdę się go boję... - Sadako wierzyła na słowo. Skoro miała do czynienia z funkcjonariuszem, nie obawiała się kłamstwa z jego strony. Co prawda, dotychczas nie słyszała o żadnych przestępcach, ale zgoniła to teraz na swoją ignorancję. Ba, wręcz pluła sobie w brodę, że ryzykowała bez wcześniejszego zweryfikowania ryzyka - Pójdzie pan ze mną?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 17.11.15 23:31  •  Las - Page 6 Empty Re: Las
"Sama". Pierwsza myśl przez którą Marco zaczął poważnie rozważać zmianę zawodu na aktora. Oczywiście gdyby chociaż trochę starał się wyciągnąć z siebie jakieś dobre i dojrzałe cechy mógłby traktowany być jak na osobę tak wiekową przystało ale... chociaż? Zasadniczo nawet biorąc pod uwagę swoje ciało dla dziewczyny musiał zdawać się zwyczajnie stary. Jej kolejne słowa przyniosły mężczyźnie nieco odpowiedzi i jak to z nimi często bywa okazały się niemałym, zawodem. "Ignorancja jest cnotą." przemknęło mu przez myśl ulubione powiedzonko kogoś kto już dawno nie żył. Łatwowierność Sadako sprawiła, że wziął ją za głupią lecz objaśnienie "umowy" odwróciło całą sytuację. Zwyczajnie Jej rodzice musieli być straszliwie tępi. Czy to da się naprawić? Uświadomić to błądzące w mgle dziecko jak wygląda świat? "Za moich czasów.". Niesforne myśli wpychały się do głowy starca nieco i rytując i bawiąc zarazem. Przecież sam normalnej rodziny nie miał więc nie jemu oceniać.
- Czyżby pominęła mnie jakaś istotna zmiana w prawie? Ostatnio kiedy sprawdzałem a wierz mi Sadeko nie było to dawno temu kobieta sama wybierała sobie męża a handel ludźmi był nielegalny. Wydaje mi się, że będę musiał porozmawiać z Twoim tatą. Nie przejmuj się nie będziecie mieli przez to żadnych problemów ale...
Czas na odrobinę fantazji i aktorstwa! Szkoda tylko, że Marco nie znał się na tym ani odrobinę ale jak już się bawimy to dopóki rum w butelce. Urwał swoją wypowiedź nagle obracając się w stronę lasu. Pełne napięcia ciało, chwila wsłuchiwania się i uśmiech.
- Przyszli z psami.
Mruknął pod nosem rozluźniając się i wracając spojrzeniem do młódki. co by tutaj Jej teraz wcisnąć? Kilka obrazów sugerowało mnogość rozwiązań ale uspokoił wyjątkowo dziś dzień niespokojny umysł bo przecież nie to miał na myśli.
- Nie spodziewałem się tu całego oddziału. No nic. Pewnie jeśli coś było faktycznie na rzeczy to zaraz nie będzie.
Taki wyczulony! Świetny słuch i wzrok skoro zdołał zauważyć obrońców miasta tak skrytych, że biedna dziewczyna nie miała szans dostrzec chociażby śladu po ich obecności. Aktualnym planem androida było wyciągnięcie Sadako na świat aby nie marnowała swojego piękna pod zapewnianym przez rodzinę kloszem. Mimo tego niebywale zabawnym było oglądać jak płynnie zmienia się jej nastawienie i obdarza zachowaniem zupełnie obcego, ewidentnie podejrzanego mężczyznę spotkanego w lesie. Podniósł dłoń ku górze na znak powitania w stronę w którą poprzednio patrzył i powiedział:
- Nie traćcie czasu. Przejdę się później i zbada sprawę.
Opuścił dłoń i odprowadził wzrokiem nieistniejących żołnierzy którzy "odchodzili" w głąb lasu.
- Pojęcia nie mam po co się kryli. Przecież są prawem i działać powinni otwarcie. Widocznie jakieś ćwiczenia przy okazji.
Teraz pasowało by wykazać się jeszcze znajomością ziół i zostać najfajniejszym dobrym wujkiem świata ale niestety nie znał się na tym ani odrobinę i zdecydował nie ryzykować blefu przy czymś co akurat rozumie. Pewnie nawet kiedyś zainteresował by się tematem gdyby nie to, że trucizny, leki i zioła w jego wypadku mogły by mieć tylko jeden walor. Smakowy.
- Chętnie się z Tobą przejdę młoda damo.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 20.11.15 2:32  •  Las - Page 6 Empty Re: Las
-Małżeństwa między rodzinami są na porządku dziennym. Czyżby swatanie było złe? - spytała z lekkim przestrachem swojego mentora, wpatrując się w niego z powagą. I choć nadal wyglądał... strasznie, dziewczynie nie drgnęła nawet powieka. Zamiast tego uśmiechała się dość wdzięcznie. Biorąc pod uwagę, że miała do czynienia z tak ważną personą, musiała zachowywać się jak na młodą damę z dobrego domu przystało - Ja się na to zgadzam, nikt mnie nie zmusza. - doprecyzowała, obawiając się, że jednak rodzice mogą mieć przez małą, wyjątkowo niemądrą Sadako poważne problemy. Nie chciała, aby zostali oskarżeni o... mhm, stręczycielstwo lub handel żywym towarem - Oddanie mężczyźnie, który spodoba się rodzicom, jest dobre. Przecież to tylko małżeństwo... - wzruszyła ramionami. Bagatelizowała powagę sytuacji, nie dopatrując się w niej wpływu na całe dorosłe życie. Wydanie za mąż za obcego mężczyznę nie wydawało się Jasmine w żadnym stopniu niepokojące. Dość często kupowała kota w worku, zaopatrując się w książki z oddalonego od miejsca zamieszkania dziewczyny antykwariatu. Nie miała okazji ich nawet przejrzeć, zamawiając zdalnie. Kiedy jednak przychodziły pocztą, była zazwyczaj bardzo zadowolona z nabytku. Czemu w przypadku męża miałoby być inaczej?  
-Rodzice chcą mi zagwarantować bezpieczne i... komfortowe życie. - stanęła po raz kolejny w ich obronie, walcząc niczym lwica o dobre imię tatka i mamci. Skoro Marco-san sam podkreślał potrzebę zapewnienia ochrony jasnowłosemu dziewczęciu, Jasmine wydawało się, że trafiła z tym argumentem w dziesiątkę. Jako małżonka dobrze usytuowanego mężczyzny miałaby zagwarantowane nie tylko „kieszonkowe” na cotygodniowe zakupy w modnych butikach, lecz także towarzystwo co najmniej jednego bodyguarda - Tylko... trzeba się dobrze prowadzić i skończyć studia. - zaznaczyła, pokazując, że jest na dobrej drodze ku życiowemu sukcesowi. Nauka zwiększała „wartość” kobiety. Mądra, stosunkowo urodziwa żona wydawała się wszakże atrakcyjnym kąskiem. Osobą, którą można się chwalić. Zdobycie odpowiedniej partnerki wpływało też na męski prestiż. Choć Sadako nie miała pojęcia o związkach jako takich, uświadomiono ją w zakresie korzyści z odpowiedniego mariażu.
-Marco-dono pewnie ma żonę i doskonale wie, na czym to wszystko polega. - wysnuła przypuszczenie, bagatelizując całą tę sprawę. Wydawało jej się, że przedstawiła wszelkie fakty w odpowiednim świetle, uniewinniając rodziców. Była niemal przekonana, że użyła jakiegoś niefortunnego słowa, przypadkowo wprawiając nowego opiekuna w błąd. Teraz wszystko powinno jednak stać się na powrót klarowne.
Ledwie zdążyła zakończyć ten wątek, spodziewając się aprobaty ze strony jasnowłosego, kiedy funkcjonariusz Sił Specjalnych przyprawił panienkę Taryuki o spektakularne wręcz ciarki. Pobladła, spoglądając na niego pytająco. Kto przyszedł z psami? Ilu ich było? Czy zagrażali bezpieczeństwu Marco-dono i Jasmine? Rozejrzała się uważnie, okręcając zręcznie wokół własnej osi. Zauważyła dość cienki fragment zwisającej smętnie, solidnie nadłamanej gałęzi, za który bezzwłocznie pociągnęła. Co ciekawe, czując, że towarzyszy jej ktoś silny, przełamała własną lękliwość, nie stojąc jak ten słup soli. Złapała prowizoryczną broń w obie ręce, mrużąc oczy niczym rozjuszona kotka.
-Oddział? - kolejne słowa wyrwały Sadako z bojowej postawy. Wyglądało na to, że zrobiła z igły widły... lub... absolutnie nic znowu nie zrozumiała - To nasi? - wolała się upewnić, nie puszczając jeszcze drewnianego oręża - Gdzie oni są? - była teraz... taka bezradna. Marco-san kogoś dostrzegł, a ona... czuła się już nie jak waleczna kocica, lecz ślepe jeszcze kociątko, które jest uzależnione od matki. Rolę rodzicielki sprawował teraz tajemniczy funkcjonariusz - Nasi... - odpowiedziała sobie sama. Na dziewczęce usta cisnęło się jedno krótkie słówko - „straszni”, ale Jasmine nie ośmieliła się go wypowiedzieć. Nie zmieniało to jednak faktu, że nadal po jej plecach przebiegały przykre ciarki. Starała się jednak udawać stosunkowo odważną dziewczynę, której nie robi się słabo z byle powodu.
-Ch... cho... chodźmy. - wydukała. Speszyła się tym zająknięciem, zdając sobie sprawę, że jednak zdradziła rozbudzoną w jej serduszku trwogę - To nie zajmie długo. - kolejne zdanie, a raczej swoista obietnica, nie sprawiło jasnowłosej trzpiotce aż tylu kłopotów. Pospieszyła przed siebie, wypatrując potrzebnych ziół - Marco-dono od dawna zajmuje się... byciem funkcjonariuszem? - spytała nieco nieporadnie, starając się zagwarantować im jakąkolwiek rozmowę. Milczenie byłoby równie straszne co solidnie ukryty oddział służb specjalnych.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 20.11.15 17:31  •  Las - Page 6 Empty Re: Las
Słuchając dziewczyny Marco w pewien sposób nie mógł nie zgodzić się z Jej podejściem. Wiedział oczywiście, że bogatych stać jest i było zawsze na trzymanie się dawnych zwyczajów i organizowanie małżeństw ale przez wzgląd na swój związek i to jakie przysparzano im problemy raczej średnio cenił tradycjonalizm. Zdecydowanie wolał wolność w zgodzie z którą do małżeństwa prowadziła miłość. "Co kraj to obyczaj hipokryto" odezwał się cichy głosik sprzeciwu w jego głowie przypominający, że przecież sam jest przeciwny narzucaniu komuś swojego podejścia i kultury. "Wyjątek potwierdza regułę." skontrował w wewnętrznej dyskusji a ta przeciwna ingerencji część jego umysłu zamilkła widocznie poddając temat. Zgadza się? Ależ oczywiście, że się zgadza przecież tak Ją wychowano. Ludzie często boją się zmian i potrafią być naprawdę zadowoleni ze swojego losu jeśli nie wiedzą, że może być lepiej. "Ludzie." hahaha! Mężczyzna już dawno nie uważał się za członka tego gatunku i zabawnym było uchodzić teraz za jakiegoś gatunko-znawcy rozmyślającego nad zwierzątkiem. "Nie wszyscy są tacy sami." ponownie odezwało się to drugie ja robiące aktualnie za coś w stylu kręgosłupa społecznego. Zapewne ta umysłowa sprzeczka trwała by jeszcze przez chwilę gdyby nie pytanie o żonę inżyniera. Sadako nieostrożnie szturchnęła jedyny temat który prawdziwie liczył się dla niego lecz zarazem pomogła mu wyzbyć się zbędnych myśli. "Naprawię Ją bo tego chcę. Bo tak zadecydowałem" domknął temat pilnując przy tym, aby zostawiona swobodnie podświadomość nie wykręciła mu jakiegoś numeru kiedy skupiał się na czym innym. Zbyt późno. Kiedy myślami wrócił do rzeczywistości na swojej twarzy zastał emanujący smutkiem wyraz człowieka który stracił więcej niż kiedykolwiek był wart posiadać. Ową tragiczną ekspresją przekręcił szybko w smutny uśmiech nie będąc jednak pewnym czy rozmówczyni widziała moment słabości.
- Miałem. Bardzo dawno temu. Pomimo wielu przeciwności losu i wrogiemu naszemu związkowi społeczeństwu ożeniliśmy się z miłości. Byliśmy razem szczęśliwi w zdrowiu i chorobie. Bogactwo czy bieda, dobrze czy źle radość z życia nieśliśmy sobie wzajemnie. Dzieliliśmy smutki i radości w najszczerszej i prawdziwej miłości dopóki nie została zamordowana.
"Przez moją głupotę." nie dopowiedział tym razem już uważnie pilnując tego co dzieje się na jego twarzy. Nie wypuścił na zewnątrz gniewu i łamiącego serce żalu jakie go przepełniały. "Czas leczy rany." miało w sobie sens ale pewne blizny pozostaną na zawsze. Przynajmniej jego oszustwo ponownie odniosło jakiś skutek. Teraz trzeba było zgrabnie domknąć sprawę bo co za dużo to nie zdrowo i szansa na to, że wszystko się posypie powoli rosła.
- Owszem nasi. Już odeszli. Jeśli się zastanowić faktycznie zapewne byli tu na jakiś ćwiczeniach polowych. S.SPEC dba o formę swoich jednostek i nieustannie je doszkala.
To akurat było miało dużo sensu więc jako oczywista prawda idealnie nadawało się na dopełnienie kłamstwa. Kolejne pytanie niemal zmyło smutek z wyrazu twarzy "funkcjonariusza". Właściwie nieszczęśliwej miny tak czy siak wypadało by się powoli pozbywać aby mu się dziewczyna nie chlastała, że to Jej wina co przy tego typu osobie było całkiem prawdopodobne.
- Nie pamiętam dokładnie i nie liczę już dni ale tak z dziewięć stuleci.
Odpowiedział zgodnie z prawdą. Tej końcówki związanej z ostatnią setką nie było warto rozliczać jako czas pracy. Zresztą gdy zagłębiał się we wspomnienia to raczej nie myślał o pracy. Przez myśl przeszło mu aby sprostować nieco skrzywiony obraz swojej profesji jaki stworzył w dziewczynie bo prawda przecież nie była zła.
- Aktualnie pracuję jako inżynier bo tam moja wiedza ma lepsze ujście ale szkolenie bojowe również mam za sobą.
Tutaj dał jej tylko prawdę. Nie całą ale jednak. Fakt kiedyś tam przechodził kompleksowe i szkolenia taktyczno-bojowe ale to było tak dawno temu, że niewiele z nich pamiętał. Gdyby jednak popatrzeć na to z innej strony nadal znał się na walce wręcz praktykując i szlifując tę sztukę przez całe swoje niekrótkie życie a i sporo umiejętności wyniesionych z gangsterskiej kariery pielęgnował czyniąc z niego dość sprawną i niebezpieczną osobę.
- Idziemy w jakąś konkretną okolicę czy szukamy po całym lesie?
Zapytał na koniec powoli ruszając między drzewa. Całkiem grzecznie a wręcz nierealnie uprzejmie jak na siebie postanowił "nie zauważyć" drżącego głosu który Sadako w zabawny sposób starała się ukryć. "Sam przecież nie kontrolowałeś min..." Mentalna gilotyna spadła na upierdliwy głosik ucinając go w połowie a sam Marco zamiast komentować sytuację uśmiechnął się lekko i gestem zaproponował dziewczynie ramię. Ciekawe czy zrozumie? Zazwyczaj rozumiały chodź ten przypadek znacząco różnił się od normy. Wyjątkowo nie był to element podrywu ani gry wstępnej a zwyczajnie chciał żeby trochę się uspokoiła i nie bała tak bardzo. Strach służył naiwności i głupim decyzją ale lepiej było z nim nie przesadzać. Akurat ta mądrość życiowa była jedną z pamiątek po "życiu." jakie prowadził zanim "umarł.". Mając już w pewien sposób za sobą zmienianie świata i zielarki za sobą bo należało nie naciskać zbyt mocno i pozwolić Jej przemyśleć oraz przyswoić nową wizję świata myśli mężczyzny skupiły się na dosyć zabawnym temacie. Już dawno nie zastanawiał się nad swoją wartością w oczach przedstawicieli gatunku ludzkiego. Jeśli by tak kierować się normami i chociażby małżeńską wizją Sadako to nie wypadał najgorzej. Nie miał domu ale tylko dla tego, że nie był mu potrzebny. Nie miał fortuny ale tylko dla tego, że całą gotówkę wydawał na swoje badania. Jakie były zatem plusy? 1] Porządna robota. 2] Kontakty w rządzie. 3] Młode i przystojne ciało (Sam przecież projektował.). 4] Dobre wykształcenie. Czyli w Jej świecie byłby idealną żoną... Niby powinien być młodszy ale poza tym i płcią nawet brak ambicji się zgadzał. Czyli za czasów Miku bez trudu znalazł by sobie męża... hmmm...
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 10.02.16 22:26  •  Las - Page 6 Empty Re: Las
Jasnowłosa westchnęła ze szczerym współczuciem. Co jak co, opowiedziana przez Marco historia należała do naprawdę smutnych. Już po pierwszych słowach można się było domyślić tragicznego finału. Jasmine zaś temperowała się obecnie w myślach, aby czasem nie zasypać funkcjonariusza gradem pytań. Po trosze nawet jej się to udało, z czego mogła być śmiało dumna. Usteczka dziewczęcia wypowiedziały bowiem raptem kilkanaście słów.
-Kto to zrobił? Została pomszczona? Jak to jest... z... z miłością? - nie rozpoczęła monologu, choć spytała o najciekawsze jej zdaniem sprawy. Nie wiedziała wszakże, czy przytoczona przez Marco historia faktycznie skończyła się samym zabójstwem. Podejrzewała, że raczej trudno mu było przejść do porządku dziennego i zapewne szukał oprawców małżonki. Czy jednak miał okazję odpłacić im pięknym za nadobne? To pozostawało w dalszym ciągu tajemnicą.
Skinęła już dalej tylko głową, przyjmując do wiadomości informację o ćwiczeniach polowych. Mimo że szczerze się tym najpierw przestraszyła, uwagę dziewczyny przykuwała zupełnie inna sprawa. Póki Jasmine miała świadomość, że jest względnie bezpieczna, śmiało mogła skupić się na najciekawszych kwestiach.  
Spoglądała na towarzysza z zaintrygowaniem, oczekując na przejście do szczegółów opowieści. Nim jednak to się stało, usłyszała coś, co zupełnie ją zbiło z tropu. Dziewięć stuleci?! Nie wiedziała, czy mężczyzna zwyczajnie się z niej nie naśmiewa. Brzmiało to dość niedorzecznie, ale jakie pojęcie mała Jas miała o świecie? Podrapała się w pewnej konsternacji po policzku, zastanawiając się nad odpowiedzią. Mogła odebrać słowa Marco dwojako - były albo prawdą, albo paskudnym żartem, który miał ujawnić ignorancję Sadako. Przez moment nawet próbowała wyklarować w głowie coś, co stanowiłoby swoistą wypowiedź asekuracyjną, która ratowałaby w razie czego dobre imię panienki Taryuki.
-Yhym... - mruknęła tylko dość niepewnie - Brzmi to wszystko dość skomplikowanie. - inżynier, szkolenie bojowe, ponad dziewięćset lat na karku... Mhm... A może... zaraz się okaże, że jasnowłosa jest w ukrytej kamerze? Zrobienie sobie z niej żartu byłoby - mimo wszystko - dobrym wytłumaczeniem tych wyjątkowo specyficznych minut, jakie spędziła dziś w lesie.
-Wydaje mi się, że zioła powinny znajdować się w korycie wyschniętej rzeki, o której mi opowiadano. Musimy jej poszukać. - stwierdziła. Powrót do tego tematu, co ciekawe, wiązał się z odzyskaniem jakiejś większej pewności siebie. Przynajmniej w tej kwestii dziewczyna mogła się spokojnie wypowiadać. Ruszyła jako pierwsza, rozglądając uważnie i zagłębiając się stopniowo w las.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 13.02.16 22:47  •  Las - Page 6 Empty Re: Las
Oh? Zrobiło się poważnie jakoś tak nagle poważnie a przecież nie taki był plan mężczyzny kiedy wspominał swoją miłość. No i co teraz? Jak nie powiedzieć prawdy nie kłamiąc przy tym?
- Do domu włamali się nam przestępcy. Pomszczona? Tak jakby... Ohh to bardzo trudne pytanie młoda damo. Wymaga skomplikowanej odpowiedzi którą prawdziwie ciężko zrozumieć komuś kto jej nie przeżył. Ale nie takiej... naiwnej. Takiej prawdziwej i...
Ta część Marco która pomimo wszystkiego z jakiś niewyjaśnionych powodów nadal udawała romantyka ożywiła się w nim ale widok naiwnej twarzyczki znającej takie uczucie zapewne jedynie z romansideł zrezygnował. Tego zwyczajnie nie dało się wytłumaczyć w pewnych wypadkach. Swoją drogą kiedy to od bycia opiekunem i bawienia się Tą dziewczyną stał się jej dziadkiem? Przecież to brzmiało tak staro... Nie tak miało być. Ehh żeby w tym wieku dawać się tak ponieść. Kto by pomyślał? "Funkcjonariusz" dawno już nie czół czegoś takiego? Może wybrałem zły zawód? Zostać nauczycielem? Właściwie przy moim doświadczeniu i cierpliwości? Mieć rzeszę ufających, podziwiających i wiernych, młodych studentek takich jak ta młoda? Heh Heh HEH! Nooooooooo i proszę! Jak ładnie, sprawnie i bezkolizyjnie Marco wrócił do standardowego, typowego siebie? Zachwycający proces przemiany chociaż akurat co na co zostało tutaj wymienione już znacznie mniej godne. No, mniejsza. Za stary ten Marco i zbyt bliski nieśmiertelności aby się tak prozaicznymi i przyziemnymi rozważaniami dłużej zajmować. O czy my tu? Ach tak! Prawda dziewczynie chyba znacznie mniej podeszła po reakcji sądząc niż wygodne kłamstwo co też średnio dziwiło mężczyznę bo tak przecież ma większość ludzi... no i wszystkiego innego co chodzi lub pełza po tym świecie. On sam też. Tiaaa temat wrócił na zioła. Skoro już tak właściwie bardzo słusznie przechodzimy do tego co było początkowo celem to wypadało by jakoś zatrzeć całą tę nie pasującą powagę i na powrót jakoś dziewczynę ogłupić żeby łatwiej się Nią manipulowało. Co by tu... Douh. Brak pomysłów. No dobra! Zostawmy to na chwilę i zobaczmy jak się sprawy potoczą.
- Dlaczego nie? Czasu właściwie mam wiele a obchód po lesie miałem zrobić tak czy siak.
Odpowiedział uśmiechając się przychylnie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 20.04.16 21:42  •  Las - Page 6 Empty Re: Las
Dziewczyna zastygła w permanentnym bezruchu a biomech stał spokojnie obserwując jej piękne ciało. Nie spieszył się nigdzie myśląc przy tym "Carpe diem" i radując przyjemnym widokiem. Powoli błądził oczyma po tej młodej sylwetce a kiedy już wzrok nasycił (Czyli po znaczącym okresie czasu.) zdecydował, że jednak tak być nie powinno. Dla stworzenia pozorów poruszył głową i przyłożył dwa palce do prawej skroni stojąc chwilę w milczeniu. Może coś się jej stało? Albo dopiero teraz sparaliżował ją strach? Tak czy inaczej było to raczej nietypowe a on stać tutaj do końca życia nie zamierzał więc wziął zielarkę na ręce i zaniósł na granicę lasu gdzie posadził bezpiecznie na ławeczce. Tutaj powinna już czuć się bezpiecznie więc można było ją zostawić samej sobie.
- Wybacz ale praca wzywa. Chciałbym spędzić z Tobą więcej czasu i pomóc Ci przy zbieraniu ale moi podkomendni twierdzą, że nie poradzą sobie beze mnie.
To mówiąc w sposób uprzejmy usprawiedliwił to, że zostawia młodą dziewczynę samą i ruszył w kierunku miasta. Chyba faktycznie czas wrócić do roboty chociaż przecież tam u siebie już pokończył wszystko co było do zrobienia. Może wpaść gdzieś do centrali? Rozejrzeć się za problemami? Magiczną cechą siedziby S.SPEC było to, że tam zawsze ktoś miał jakiś problem. Odchodząc ukuło go pewne poczucie straty. Miał względem tej młodej niezbyt konkretne ale nasilające się i ciekawe plany więc żeby mieć jakiś ewentualny punkt zaczepienia rzucił przez ramię:
- Gdybyś czegoś potrzebowała młoda damo po pracy wybiorę się do pubu"Zone".
Po czym opuścił las


Z/T.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 07.06.16 20:32  •  Las - Page 6 Empty Re: Las
Hermann Gerwazy Kafka II herbu Jelita otworzył oczy. Potem podniósł nogę, powąchał się po zadzie i liznął tu i ówdzie z nieszczególnym przekonaniem, jakby go własny brak jajec niekoniecznie zachwycał. Wreszcie uznał, że należy wstać i coś zrobić. Wprawdzie leniwy był z niego pies, ale czasami miał jakąś inicjatywę.
Na przykład, kiedy chciało mu się szczać.
Właściciel na emeryturze musiał być zajebiście wygodny dla takiego zwierzęcia. Hermann bowiem, tak jak zwykle, po prostu podszedł i stanął przy właścicielu, który właśnie czytał jakiś dupny kryminał, no i spojrzał na niego. Tak zazwyczaj zaczynała się specyficzna gra pomiędzy psem, a jego właścicielem, pod tytułem "czy zauważysz zanim ci nasikam na dywan". Franz należał do spostrzegawczych, ale to był dla niego test trzeźwości: jeśli był pijany poprzedniego wieczora, to najprawdopodobniej następnego ranka zastanie przy kanapie piękną kałużę na dywanie.
No więc Hermann spojrzał.
Emerytowany major zauważył.
- Kurwa... - mruknął elokwentnie i zatrzasnął wolumin. Lepsze wyjście z psem niż ten gniot, fakt, ale nie był fanem przymusu w żadnej postaci. Nawet tak psiej, jak ta. Westchnął, powąchał koszulę, skrzywił się nieco, poszedł się przebrać.

Las rozciągał się na sztucznie wyznaczone rubieże tej lepszej, przyjemniejszej części miasta,od której jego świat oddalony był o dobrych parę kilometrów. Zawsze jednak warto było oderwać się od codzienności... przede wszystkim ludzi. W tej antropogenicznej dziczy nikt nie przypieprzy się o papierosa, nikogo nie należy przepraszać, że psy czasem srają, nikomu nie przeszkodzi, że Hermann, spuszczony ze smyczy, będzie biegał, gdzie mu się żywnie podoba.
Franz podjechał na skraj własnym autem. Zaparkował tak blisko, jak mógł, żeby potem sobie nie robić problemu z powrotem, a potem po prostu upewnił się, że pies ma obrożę na sobie, otworzył drzwi, odczekał chwilę i odpalił papierosa. Wytoczył się z auta niespiesznie, ze smyczą przewieszoną swobodnie przez ramię i zmęczeniem na twarzy. Hermann wąchał drzewo. To nie były najbardziej światłe stworzenia, że wąchały drzewa.
Im dalej wchodził w las, tym bardziej nie miał ochoty na spacer w formie bardziej angażującej niż "chodzenie przez pół godziny, wołanie psa przez piętnaście minut, powrót". Mięśnie go ciągle trochę bolały po treningu; ciało chyba nie do końca chciało się pogodzić z tym, że chciał utrzymać formę po skończeniu czterdziestu lat, a to obejmowało robienie rzeczy, które nie są przyjemne, w porach, które nie są ludzkie, w celu, który nie jest logiczny. Hermann nie podzielał tej opinii; rano poszedł z nim biegać, a w lesie postanowił zachować się jak dziecko z ADHD. Franz mozolnie mijał kolejne identycznie wyglądające wiśnie, kamfory i małe, smutno wyglądające kryptomerie, które zapomniały, co to znaczy być starym drzewem. Nie spieszyło mu się ani do przodu, ani do tyłu, także po prostu parł przed siebie, kompletnie ignorując psa. Rozejrzał się. Spojrzał na niebo.
Fantastyczna rzecz związana z robotą była taka, że non stop omyłkowo wpadał na miejsca, gdzie znalazł zwłoki, dowody, potrzebnych obywateli lub niepotrzebne walki. Gdzieś, w tym lesie, kiedyś pewien obywatel znalazł się na zwłoki. Hermann poszedł obsikać jakieś drzewo. Franz pomyślał turystycznie, że gdyby się skupił, wysilił zardzewiałą pamięć, prawdopodobnie odkryłby, gdzie się znajdowały. Zawsze dobrze zapamiętywał miejsca, charakterystyczny układ obiektów wokół, drogę, jaką się dostał, okoliczności, nawet komplet zapachów, jakie wtedy czuł. Jednakże... musiałby się skupić, a żeby tak się stało, chyba powinno mu chociaż trochę zależeć. Odmówił sobie tej wątpliwej przyjemności wysilania pamięci i sięgania nią wstecz do czasów, kiedy był, jeśli nie szczęśliwszy, to na pewno mniej pogruchotany. Hermann na moment podszedł z wywalonym jęzorem, spojrzał na właściciela i pobiegł dalej, pewnie obsikać kolejne drzewo.
Psy miały fantastyczne życia, pierdolone skurwiele.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 15.06.16 1:24  •  Las - Page 6 Empty Re: Las
Mike z reguły omijał peryferia miasta szerokim łukiem, co wiązało się w dłużej mierze nie tylko z brakiem czasu, ale także z własnym światopoglądem. Przekonany, że im bardziej zbliżał się do granicy między bezpieczną strefą - w tym wypadku w jej rolę wcieliła się sztucznie stworzona kopuła – a murem, tym bliżej znajdował się terenów, gdzie cywilizacja nie miała racji bytu. Dziś ostatecznie doszło do ustępstwa od tej reguły, co wiązało się przede wszystkim z uregulowaniem sprawy, która niespełna parę lat temu spędzała mu sen z powiek.
Zerknąwszy na psa u swego boku, niechętnie, acz pewnie zapuszczał się w głąb lasu, gdzie na jego skraju zlustrował znajomy z widzenia samochód. Rzecz jasna, podczas swojej wędrówki, nadal trzymał się ściśle określonego szlaku turystycznego, choć nie mógł narzekać na swoje umiejętności nawigacyjne, czy też na niezawodne zmysły Halka, który w tej materii odgrywały kluczową rolę. I na której w ostatecznym rozrachunku się nie zawiódł. Ujadanie rottweilera utwierdziło go w słuszności przekonania, że osoba znana pod imieniem i nazwiskiem Franz Kafka, bynajmniej nie zjawiał się tu w poszukiwaniu stabilnego drzewa, na którym mógłby zawinąć wraz zaciśniętą pętlą na szyi, by odpokutować swoją bezradnością w postaci śmierci żony i córki.
Kundel, który pojawił się w zasięgu jego wzroku, choć wzbudzał w nim skrajne emocje, wywołał u niego coś na wzór zadowolenia. Na próżno jednak doszukiwać się na twarzy informatora zmian, które by o tym świadczyły. Nadal emanował od niego spokój. Omiótł chłodnym spojrzeniem najpierw psa, a potem oddalanego o parę metrów właściciela i wykrzywił usta w charakterze bladego uśmiechu. W normatywnych warunkach można byłoby oczywiście spekulować, czy te zwierze przypadkiem nie jest bezdomne, ale, biorąc pod uwagę jego asortyment w charakterze tkanki tłuszczowej i ogólny stan zadbania – czego nie można było powiedzieć o towarzyszącym mu mężczyźnie, daleko mu było do łatki włóczęgi. W tym kontekście ich spotkanie wbrew pozorom nie było dziełem samego przypadku, a rzeczą, którą informator planował od paru dobrych miesięcy z dużym naciskiem na "planował".
Halk obnażył zęby, pojedynczym sykiem i nastroszeniem sierści alarmując drugiego przedstawiciela swojej rasy, że stał się dla niego potencjalnym zagrożeniem, więc siłą rzeczy Mike nie mógł na dłuższą metę tego ignorować.
Skoczysz mu do gardła w odpowiednim momencie — zapewnił rottweilera, szepcząc taktownie. Pochylił się, by na ułamek sekundy zmierzwić czarną sierść zwierzęcia dłonią w geście umownego uspokojenia.
Wyprostował się i spojrzał wprost na człowieka, który kiedyś pełnił rolę wzoru do naśladowania, a w późniejszym okresie także zagrożenia numer jeden w pełni tego słowa znaczeniu i wypuścił z ust powietrze. W tym wypadku "pełnił" to słowa-klucz. Ten pozbawiony estetyki osobnik, będący teraz parodią człowieka i cieniem dawnego siebie, w chwili obecnej wzbudzał w Havocu tylko odrazę i rozczarowanie, a wymowny dialog, który razem niegdyś prowadzili na miejscach zbrodni w tej rzeczywistości był wątpliwy pod każdym kątem.
Dzień dobry — przywitał się jak nakazywała wyuczona grzeczność, choć w tym wypadku zmuszenie się do takowej stanowiło nawet dla samego Mukuro nie lada wyzwanie. — Czy mógłby pan uwiązać psa zanim dojdzie do tragedii?
Widok papierosa w ręku mężczyzny sprawił, że kazanie na temat szkodliwości palenia samo cisnęło się na usta, ale w ostatniej chwili ugryzł się w język. Nie po to tu przyszedł, by kogoś moralizować.

                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 15.06.16 2:13  •  Las - Page 6 Empty Re: Las
Las był prosty. Drzewa tworzyły nieskomplikowaną siatkę o układzie dość charakterystycznym, żeby za łatwo się nie zgubić. To by było trochę zjebane, gdyby na przedmieściach "miasta idealnego" ktoś zaginął z tak kretyńskiego powodu i jeszcze sczezł, nawet nie posiadawszy takiego zamiaru. Franz wyobrażał sobie turystycznie, kiedy mozolnie spacerował po tym sztucznym przybytku dobrej nadziei dla Matki Natury, że kiedyś to pewno produkowali lepsze puszcze. Przypalał właśnie chyba drugą fajkę. Pierwszy niedopałek rzucił niedbale na ziemię w ramach ogólnego pierdolenia resztek środowiska naturalnego jako ogólny skurwysyn tą czy inną drogą. Obchodziły go one mniej więcej w takim stopniu, co zeszłoroczny, praktycznie absolutny brak śniegu. Pies mu zaszczekał w tle do pozytywnych myśli o życiu. Mężczyzna się tylko skrzywił, ale nie zawołał zwierzęcia do siebie. Hermann powinien być mądrzejszy niż ujadanie na pierdolone wiewiórki, czy inne gówno.
O czym emerytowany major śledczy nie wiedział to, że pies nie dawał głosu ze względu na jakąkolwiek leśną zwierzynę.
Prawdopodobnie nawet, gdyby wiedział, miałby to w głębokim poważaniu.
Dopiero koncert w wykonaniu innego kudłacza spowodował u niego lekki ścisk w żołądku, że O radości Iskro Bogów, jakaś inna, nieszczęsna dusza postanowiła tu zawitać. Czy będzie to udający usatysfakcjonowanego swoim życiem biegacz? Może jakiś spacerowicz, uciekający od "szarego miejskiego gwaru" na "łono natury"? Ewentualnie po prostu jakiś pojeb. Tym zdaniem Franz zakończył swoje przemyślenia na temat potencjalnego spotkania z nieznajomym, dopóki go rzeczywiście nie zobaczył. Zanim Aryjczyk nie podszedł, mężczyzna więc w ciszy i spokoju palił, patrząc na niewielkie obniżenie pomiędzy dwoma młodymi, nieszczególnie charakterystycznymi drzewkami. Niska szatynka, lat 37, biomech. Hiromi Fukurami. Brak kilku części zamiennych. Zaciągnął się lekko, przymykając oczy i nieznacznie, mimowolnie marszcząc brwi. Sprawa była prostsza niż konstrukcja cepa, Hiromi miała pecha, bo jej facet był koszmarnym cholerykiem. Po wszystkim w swoim morderczym debilizmie wybebeszył ją tak, żeby wyglądała jak kompozycja przestrzenna w wykonaniu seryjnego mordercy.
Ujadanie zbliżało się.
I co, przyjemnie się grzebało w jelitach i wyrywało sztuczne kręgi?
"Dzień dobry."
Wypadł z przemyśleń i strząsnął je z siebie jak stary kurz. Skrzywił się lekko, bo usłyszał ludzki (to rasistowskie, bo przecież równie dobrze to mógł być anioł, biomech, czy gorsze gówno, ale Franz już taki był, że lubił swoje uprzedzenia) głos skierowany ewidentnie do niego, a potem spojrzał na intruza. Pedrylek, lat tak z 20-25 na oko, rasy Aryjczyk, co w tym azjatyckim bagnie zapadało w pamięć. No, ale Kafka nie miał tu nic do gadania. Przy nodze pies rasy rottweiler, który patrzył się na niego, jakby od zagryzienia mężczyzny odwodziła go tylko myśl, że dostawał lepszą karmę niż taki marny Europejczyk. "Czy mógłby pan uw..."
- Nie - wszedł mu w słowo i się zaciągnął. - Jest coś takiego jak kaganiec. Hermann nie musi go nosić.
Z tymi słowami dmuchnął dymem gdzieś w bok. Jego własny pies w tym czasie wąchał zad groźnego, obronnego zwierza, wielce nim zainteresowany. Franz tymczasem wymusił na sobie tę uprzejmość, że poczeka na odpowiedź jak uczciwy obywatel, jednocześnie próbując odczytać tego oderwanego od rzeczywistości dupka. Wyglądał na wyhodowanego bardziej niż urodzonego, potem raczej tresowanego niż wychowywanego, wreszcie - wypuszczonego na wolność z psem i bagażem nieprzyjemnych doświadczeń. Blady uśmiech robił z niego pierdoloną lalkę, a nie człowieka, porcelanowa cera tylko pogłębiała wrażenie, jakby nieznajomy miał na plecach gdzieś kluczyć, który należało przekręcić, aby go włączyć, każdego dnia rano. Pasowałby mu na...
...na...
...ech, nie jego problem, pomyślał, zanim jeszcze doszedł do poprawnych wniosków. Hermann się znudził i poszedł obsikać jakieś drzewko, ale skończyła mu się amunicja toteż tylko podrapał je i pokopał przy nim ziemię.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie   •  Las - Page 6 Empty Re: Las
                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 6 z 9 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9  Next

 
Nie możesz odpowiadać w tematach