Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Go down

Jak powszechnie wiadomo - człowiek nie mur, rozmnażać się musi. W tym też celu całkiem spory fragment blisko brzegu jeziora przeznaczony został dla najmłodszych. Tym samym dał możliwość odetchnięcia na moment biegającym za dzieciakami rodzicom.

x ATRAKCJE:
- jazda na kucyku lub arabie;
- rysowanie poszczególnych części twarzy przez uczestników z przepaskami na oczach uniemożliwiającymi podglądanie
- wycięte kartonowe postacie z bajek z otworami na głowy - możliwość zrobienia zabawnego zdjęcia.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

POCZĄTEK KONKURSOWEGO WĄTKU

*poof*
Teleportacja rzuciła go na jakąś zakrzaczoną polanę. Poczuł na tyłku, zanim to zobaczył, gdyż ostro zakończona gałąź nieomal rozorała mu pośladki na pół. Ale cóż, jako że ludzkie ciało jest ciut wytrzymalsze niż godność, po jakichś pięciu minutach gniewnego stękania udało mu się w końcu pozbierać do kupy i rozejrzeć po okolicy.
Hm, przynajmniej pamiętał, że była zakrzaczona. To pozwoliło mu uniknąć niepożądanych spojrzeń i zawałów, jakie niewątpliwie by spowodował, gdyby postanowił tepnąć się w bardziej zaludnionym miejscu.
Wstał, rozmasował dupę, a potem obmacał resztę ciała, pozbywając się wplątanych w ciuchy liści i patyków. Rzucił niebu wymowne spojrzenie.
Kurwazaco.
Zaciągnął się powietrzem, które pachniało podejrzanie apetycznie. Czy nad jeziorem powinno pachnieć żarciem? Które w dodatku nie jest rybą?
Przejechał ręką po włosach, natrafiając na kolejną, wszczepioną w czuprynę gałąź. Posłał ją w cholerę i nadstawił uszu.
Słychać było niejednolity szum rozmów, szuranie butów o żwirowe alejki, jakieś naiwne, śmiechowe do porzygu piosenki dla dzieci.
Westchnął ciężko i zaczął przedzierać się w stronę odgłosów. Po jakichś trzech-czterech  minutach mało elokwentnych bluzgów udało mu się w końcu wyleźć z buszu na otwartą przestrzeń. W oczy rzuciło mu się kilka oczojebnych stanowisk wypełnionych jakąś tanią chińszczyzną. Dalej były kartonowe, równie absurdalnie barwne sylwetki jakichś bohaterów kreskówek, a jeszcze dalej niewielki, odseparowany liną obszar, na którym pasły się konie.
Skonsternowane spojrzenie na najbliższą budkę.
Piekło?
Nie. To festyn. Letni festyn, organizowany tu co roku, pało.
Wbił ręce w kieszenie, gapiąc się na jednego ze sprzedawców w taki sposób, że ten schował się za trzymaną w rękach gazetą.
Krok. Kolejny. Powolny obrót wokół własnej osi. Znowu krok.
Padło na zwierzaki. Na początku myślał, że to zwykłe araby, ale potem dostrzegł wśród niewielkiego stadka coś, co wyhodowało mu na twarzy mroczny uśmieszek pożądania.
K u c y k i. Jebane kucyki. Kurwa, handlujcie z tym.
Niespiesznie przeszedł te dwadzieścia metrów dzielących go od 'stadniny', a następnie stanął przed sędziwym, tępo wgapionym w panel hologramu grubasem. Przywołał na twarz parodię uprzejmego uśmiechu.
- Panie, daj się pan przejechać.
Facet łypnął na niego i wrócił wzrokiem do migającego okienka, który odtwarzał transmisję jakiegoś meczu.
- Piątka.
- Hę?
- No, piątal się należy.
Gość wyciągnął otwartą dłoń, wciąż gapiąc się na ekran. Adriel poruszył rękoma w kieszeniach, upewniając się, że i owszem, wciąż nadal, jednoznacznie i definitywnie pozostają puste. Zrobił zawiedzioną minę.
- No cóż. Skoro tak stawiasz pan sprawę.
Odszedł kilka kroków, tak żeby zniknąć za najbliższą budką. Na twarzy momentalnie wykwitł mu złowróżbny grymas.
I tak się przejadę na jednym z tych twoich zasranych czterośladowców, chuju. Tylko patrz.
Pstryknął palcami i teleportował się wprost na grzbiet jednego z wierzchowców. A 'wierzchowcem' w tym przypadku okazał się być niewielki kary kucyk o bujnej, przysłaniających ślepia grzywie. Zwierzę zarżało przerażone, zarzucając gwałtownie zadem i mocarną szyją. Ciemnooki chyba tylko dzięki sile woli zdołał utrzymać się w siodle.
- STÓJ SPOKOJNIE POMIOCIE PIEKIELNY, PRZECIEŻ NIC CI--
Gdzieś niedaleko rozległ się krzyk faceta od meczu, ale Adriel już go nie słyszał. Kucyk ruszył z kopyta, taranując wszystko na swojej drodze. Anioł kompletnie już nad nim nie panował.
No dobra. To od początku był poroniony pomysł.
Bezradnie obserwował tłumek ludzi, na których szarżował.
Pora umierać.


Ostatnio zmieniony przez Adriel dnia 29.08.15 20:18, w całości zmieniany 1 raz
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Postanowiła pójść na festyn i to był jej pierwszy błąd.

Letnie festyny należał do jednej z tych rzeczy, które zawsze odmierzały jej upływ roku; tak jak dzieci z odległego, amerykańskiego kontynentu miesiącami niecierpliwie odmierzały czas do Halloween, kiedy będą mogły wylegnąć na ulice i ograbić sąsiadów ze wszystkich zapasów słodyczy, tak ona czekała na festiwale. Ciężkie od ciepła powietrze, zapach piekących się taiyaki, światło fajerwerków i rytmiczne bębnienie, zlewające się ze śpiewem cykad… Dopiero gdy wyjechała z miasta, zrozumiała jak bardzo było jej to wszystko bliskie. Nawet, jeśli dorastając widziała w nich coraz mniej magii, a coraz więcej komercji, sentyment pozostał.  
A poza tym, festyn był jedynym momentem w roku, kiedy mogła bez większego trudu wtopić się w tłum nosząc kimono! Oczywiście, trochę mijało się to z celem: zwykle nosiła je dla wręcz przeciwnego efektu, ale przecież nawet ona może mieć ochotę na trochę anonimowości. Zwłaszcza ona, zwłaszcza teraz, zobowiązana wyraźnym poleceniem lekarza, by unikać stresu i przemęczenia.

Od około godziny błądziła bez celu po festynie, oglądając stoiska i ciesząc się atmosferą. Pomachała z daleka swoim znajomym, tradycyjnie prowadzącym stoisko z yukatami – będzie musiała się z nimi przywitać, ale później, kiedy tłum ustąpi. Potem spróbowała złowić rybkę i, jak zwykle, nic z tego nie wyszło, więc przeszła się obejrzeć odświętnie przystrojoną świątynię. Natomiast w tej chwili znajdowała się - Ayako rozejrzała się, stając na palcach, by zobaczyć cokolwiek ponad tłumem ludzi – w kąciku dziecięcym? Tak, zgadza się: każdego roku rozwieszali w nim te same, lekko już spłowiałe dekoracje. Uśmiechnęła się. Tyle razy przychodziła tu z bratem, kiedy był jeszcze dzieckiem. Pamiętała, że zawsze udawało mu się naciągnąć ją na podwójną porcję dorayaki.

Rozejrzała się znowu, pozwalając, by widoki przywołały kolejne wspomnienia, ale w tym momencie rozległo się głośne rżenie, akompaniowane przez wściekłe krzyki właściciela kucyków. Tłum w pośpiechu zaczął się rozstępować, by przepuścić piątego jeźdźca Apokalipsy, pustoszącego stoiska z owoców i dziecięce serca z marzeń o przejażdżce na kucyku. Ayako przylgnęła do drewnianej ścianki stoiska, próbując dostrzec konio… kucykokrada ponad głowami uciekających ludzi, chociaż w ogólnym zamieszaniu i przy nędznych stu pięćdziesięciu sześciu centymetrach wzrostu nie było to łatwe zadanie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

//Generalnie, to nie zwracajcie uwagi na mnie i Crawforda. |: Jesteśmy tu, bo tłumy, więc uznajmy, że nasza dwójka jest gdzieś dalej~.

To miały być cudowne zawody. Ryby chwytały każdy haczyk, więc arsenał młodej anielicy był wręcz przepełniony, kiedy wrzucała kolejne i kolejne sztuki do sporej wielkości wiadra z wodą, przez co ledwo mieściły się w nim wraz z życiodajną cieczą, która to już ulewała się w niewielkich ilościach. W dodatku jej umiejętności bezmyślnego wymachiwania tymi stworzonkami były na coraz wyższym poziomie, a organizator śmiał nawet twierdzić, iż jest jego faworytką w całym tym przedsięwzięciu. Szkoda, że tyle szczęścia nie miał pewien chłopak, na którego dziewczynka nie zwracała zbyt sporej uwagi. Po prawdzie czasem jej słuch wyłapywał wręcz do złudzenia znajomy głos młodego mężczyzny, ale była tak skupiona na swoich małych ofiarach łowów, że aż kompletnie puszczała to mimo uszu. Dopiero kiedy człowiek odpowiedzialny za zawody uniósł swój donośny głos jeszcze bardziej, niż zwykle, postanowiła rozluźnić nieco atmosferę.
- To kompletnie wbrew zasadom!
Wrzeszczał, kiedy drobna dłoń sięgnęła do wiaderka po jedną z istotek, które to miały posłużyć jej w następnej kolejności za broń białą. Powoli odwróciła się na pięcie w kierunku elementów kłótni, nawet uważnie im się nie przyglądając.
- Całkowicie niedopuszczalne!
Kto by pomyślał, że te szczupłe nóżki mogą przebierać w takim tempie? Biegła tak szybko, aż nieszczęsny wodny zwierzak niemal od razu stracił całą okalającą jego ciałko powłokę z wody i wilgoć, wraz z kilkoma łuskami w zestawie.
- Naprawdę nie może pan startować razem ze swoim psem!
- HAJAHADZIADZIADZIA! - Oślizgłe stworzenie zapewne dostało ataku swojego rybiego serduszka, kiedy z impetem uderzyło łbem o policzek Wymordowanego. Błękitnowłosa wymierzyła nim prędki, zdecydowany cios, wyskakując w powietrze tuż obok organizatora zawodów, jak gdyby chcąc pokazać mu, iż jest w pełni przygotowana na zaplanowany przez niego konkurs. Niestety, coś poszło nie tak, a ręka poleciała za daleko w bok, przez co nim wylądowała, doszło do-... no, właśnie tego. Stanęła na równych nogach, dopiero wtedy orientując się, co takiego uczyniła.
- Ch-Chase!? - Donośny pisk był w stanie dotrzeć nie tylko do uszu dwójki mężczyzn i wilczyska, ale i także do całej najbliższej okolicy, gdy anielica zrozumiała kolejny paskudny fakt - w mordę dostał od niej chyba najbardziej urokliwy dryblas, jakiego poznała w życiu. I jak miała mu teraz spojrzeć w oczy!? Chciała jeszcze kiedyś zjeść z nim ciasto, a teraz... dzięki najwyższemu podskokowi, na jaki było ją stać, Amasakawa prędko przeczesała kosmyki młodzieńca wolną ręką, która była jeszcze wolna od odoru jeziornego stworzenia. - N-nic Ci nie jest, Chase? Tak strasznie Cię przepraszam, sądziłam, że w nikogo nie trafię, a-nagle-ryba-trafiła-Ci-w-twarz-itakstrasznieCięprzepraszamniechciałam! W dodatku rybka chyba-...
3... 2... 1... chowajcie się.
- RYBKA UMARŁA, CHASE. JESTEM POTWOREM. Q___Q
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Gruby nie do końca wiedział, co ze sobą zrobić. No bo z jednej strony powinien po prostu zadzwonić po służby porządkowe i zakończyć ten cały cyrk, z drugiej interes mu się rozwalał, wszystkie jego czterośladowce wymknęły się spod kontroli i rozpasły cholera wie gdzie, a z trzeciej jego niedoszły klient-koniokrad popitalał sobie rozkosznie na czarnogrzywej furii, rozpieprzając w drobny mak wszystko, co niefortunnie postało na jego drodze. Sprzedawca podrapał się po głowie, na przemian to otwierając, to zamykając usta. Po chwili usiadł na trawniku i posmarkując z cicha, sięgnął po walającego się na ścieżce hotdoga. Kobieta, która go upuściła, zdążyła dawno temu rozpłynąć się w tłumie, ciągnąć za sobą rozbeczaną latorośl, której lody waniliowe rozbryzgały się pod kopytami rozszalałego kucyka.
A Adriel? Cóż. Adriel intensywnie myślał. I trochę zaczynał panikować. Bo żeby ratować własną skórę, w sumie wystarczyło jedynie teleportować się z grzbietu smolnego potwora na jakiś bezpieczny, solidny grunt, a potem kulturalnie wybyć z miejsca zdarzenia. I przy okazji narazić przechodniów na zawał związany ze zniknięciem jeźdźca, zderzenie bądź, co gorsza, rozdeptanie przez jego przerażonego wierzchowca, nie mówiąc już o zniszczeniu mienia i zapewne jeszcze nastu wykroczeniach, których anioł dopuścił się w ciągu ostatnich pięciu minut.
Coś jeszcze?
A tak. Właśnie pędził na stoisko z malowaniem twarzy. Kilka berbeci, które rodzice jak widać zostawili, chcąc w spokoju nacieszyć się urokami festynu, nadal siedziały grzecznie na stołeczkach z zamkniętymi oczyma, zupełnie nieświadome, że ich opiekunki dawno już zniknęły, z garstką młodocianych kryjąc się wśród najbliższych drzew.
- STÓJ KOBYŁO.
Adriel szarpnął gwałtownie lejcami. Nie przewidział tego. Kucyk zamiast skręcić, zarył kopytami o ziemię, gwałtownie hamując.
*rzut kamery na siodło, w którym powinien znajdywać się jeździec*
*Ach! Ale jeźdźca nie ma!*
*Cóż nas czeka w następnym odcinku? Czy Jessica pocałuje Jerry'go? Gdzie zniknął tajemniczy jeździec?*
*c.d.n.*
*napisy końcowe*
'
Jeździec był. Pod koniem. W miejscu, gdzie przed chwilą stał jeszcze stół z rozłożonymi nań farbkami do twarzy. I te farbki faktycznie były na twarzy Adriela. Cała jebana gama kolorystyczna.
Anioł burknął coś niezrozumiale, po czym się podniósł. Powiódł spojrzeniem dookoła.
Kucyk już nie szarżował na dzieci. Kucyk był daleko. Szarżował właśnie w stronę jeziora.
- STÓÓÓÓJ.
O niczym nie myśląc (bo widzicie drogie dzieci, od pojawienia się na festynie mózg Adriela ździebko szwankował), pognał za kucykiem, a kiedy ten zwolnił przed drewnianym molo, wskoczył na niego i spróbował doprowadzić do porządku.
Ale zwierzę, jak ciemnooki miał się zaraz przekonać, było równie uparte, co on.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Musiała stąd zniknąć, im szybciej, tym lepiej. Spróbowała wbić się w tłum, ale osiągnęła tylko tyle, że dostała łokciem od kobiety ciągnącej za sobą płaczącego, w połowie umalowanego chłopca. Cofnęła się z powrotem pod budkę. Może po prostu przeczeka? Jeśli tylko kucyk nie pocwałuje w tym kierunku, nic nie powinno jej się stać…

Wyjrzała zza rogu. Kucyk pędził dokładnie na jej niewielkie schronienie, z wyrazem pyska tak upartym, jakby miał zamiar samym spojrzeniem spopielić wszystko na swojej drodze. Wreszcie był wolny! Wreszcie nikt nie będzie mu wsadzał lepkich od waty cukrowej dzieci na grzbiet! Wreszcie nikt nie będzie karmił go tymi pomyjami, które tutaj nazywano owsem! Żadna drewniana konstrukcja nie mogła mu teraz przeszkodzić. I nie przeszkodziła: stragan, potrącony od niechcenia kopytem, przewrócił się, pociągając za sobą kilka następnych. Ayako odskoczyła; gdyby nie materiałowy szyld, który jeszcze niedawno reklamował „najlepsze dorayaki w mieście”, udałoby jej się skutecznie uciec. Zamiast tego poślizgnęła się na gładkiej powierzchni i niezbyt elegancko wyrżnęła w suchą, piaszczystą ziemię.

W tym momencie ujawnił się drugi błąd, jaki Ayako popełniła tego dnia. Kucyk, który w międzyczasie zdążył zauważyć, że irytujące, dwunożne stworzenie powróciło na jego grzbiet, zaczął skakać dookoła, próbując zrzucić z siebie anielskie cztery litery. Dzięki temu obrócił się wokół własnej osi, a jego wzrok padł na parę małych, idealnie okrągłych moreli, które z jakiegoś nieznanego kucykowi powodu leżały na ziemi i wzbudzały w kucykowym sercu dzikie pożądanie. A to, że morele okazały się przyczepione do jakiegoś człowieka oraz, co gorsza, fałszywe, kucyk poznał dopiero łapiąc w zęby rękaw yukaty.
- Puść mnie! – złapana w trakcie podnoszenia się z ziemi Ayako szarpnęła ręką, siłując się z kucykiem.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Kucyk odwrócił głowę, gapiąc się na Adriela irytująco inteligentnym, końskim spojrzeniem.
Masz czelność wracać, bezczelny dwunogu? Czekaj tylko, urządzę ci taki mordor, że nawet Sauron zejdzie z tej swojej zasmarkanej wieży zobaczyć, kto mu robi konkurencję.
Zwierzę zarżało przeraźliwie, zarzucając zadem - a wraz z nim - Adrielem.
Zdychaj, humanoidalny ciole.
Konik zarył kopytem o ziemię, a następnie pocwałował w stronę następnych stoisk, rozpryskując naokoło chmury mokrego piasku. Ciemnowłosy warknął, próbując pokierować konia na otwartą przestrzeń, lecz wierzchowiec miał go, delikatnie mówiąc, gdzieś.
- Kucyk, pff... Też coś. Toż to uosobienie zła wszetecznego.
Nie tylko zachowanie kucyka ważyło o komforcie jazdy. Siodło, jak skonstatował anioł, nie zostało poprawnie zamontowane, kilka zacisków było wyraźnie rozregulowanych co powodowało, że Adrielem majtało na wszystkie strony. Chyba tylko cudem utrzymywał się na grzbiecie, a nie pod.
Rozległo się ciężkie, zagłuszone pędem westchnienie.
Notka na przyszłość: w razie gdyby kiedykolwiek postała ci w głowie myśl o jeździe na kucyku, wpierw odstrzel sobie łeb.
Wbił spojrzenie w wierzchowca, intensywnie myśląc co mógłby zrobić ku polepszeniu całej sytuacji, a ponieważ nie mógł zrobić nic, rozpaczliwie rozglądnął się dookoła. Okolica znacznie opustoszała. Nieliczni maruderzy skryli się pośród okalających alejki drzew w nadziei, iż zwierzę nie okaże się na tyle zwrotne, aby skutecznie meandrować wśród gęsto rosnącego zielska. W każdym razie większość z nich. Adriel z rosnącym przerażeniem obserwował, jak buńczuczny zwierzak zmierza w stronę rozwalonej na ziemi kobiety.
- Ojj nie. Nie waż si--
Kucyk złapał za rękaw pokrytej owocowym wzorem yukaty i począł szarpać się z biedną dziewczyną, za wszelką cenę chcąc zawłaszczyć dla siebie choć fragment nęcącego oczy materiału.
- Puść!
Adriel zsunął się z konia, próbując jakoś odemknąć jego mocarne szczęki. Obaj mocowali się tak przez dobre kilkanaście sekund, nie mogąc wywalczyć sobie znaczącej przewagi.
- Puścisz ty, czy nie p...
Puściła yukata. Barwny materiał rozdarł się, a przykry dźwięk temu towarzyszący utkwił w uszach anioła nawet po tym, jak fragment ubrania rozpłynął się w przepastnej otchłani końskiego przełyku.
Fuck.
Fuck. Fuck. Fuck.
Korzystając z faktu, iż jego piekielny pojazd zajęty był przeżuwaniem, odwrócił się w stronę poszkodowanej.
- Chryste, nic ci się nie stało? Nie pogryzł cię?
Raczej nie, Ad. Za to ona niechybnie pogryzie ciebie, wraz z tym zasranym koniem, zasranym festynem i twoim bezużytecznym, śmiesznie małym, zasranym rozumkiem.
Każdemu mogło się zdarzyć.
Ile ty masz lat!?
Tysiąc-sześćset-ileś-tam. Nie w tym rzecz.
A jednak.
Eh, cichaj tam.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

//Piszę to w samym środku bezsenności, więc może być dziwnie. Jakby coś było nie tak, zwróć mi uwagę.

- Na litość... litości, puszczaj mnie zwierzaku! - To zakrawało na parodię, postanowiła wyjść z domu po raz pierwszy od dłuższego czasu i trafia prosto w objęcia... w paszczę kucykowej apokalipsy. Szarpnęła raz jeszcze, nawet nie zauważając podbiegającego mężczyzny. Rozległ się głośny dźwięk darcia materiału i Ayako na moment przestała czuć bicie własnego serca, za to kucyk z pełną samozadowolenia satysfakcją radośnie skoczył na bok, z energią godną niewinnego źrebaka.
- Ty bezmyślny synu kozy, oddawaj mój rękaw! - zawsze lubiła chińskie przekleństwa, wydawały jej się o wiele bardziej efektowne od japońskich i angielskich. A poza tym, praktycznie nikt nie mógł ich zrozumieć: z jakiś powodów ten język nie cieszył się popularnością w M-3.

Rzuciła się w stronę kucyka. Jej cel był prosty, uratować co się da z materiału. Cel wierzchowca również - jak tylko zorientował się, że owoce smakiem nie dorównują reklamie wizualnej, wypluł je na ziemię i zaczął ponownie rozglądać się po okolicy.
- Nie, nic sięnie stało, dziękuję - podniosła smętne szczątki materiału z ziemi i uśmiechnęła się do Adriela. Nie widziała początku zajścia, a krzyki nie były zbyt informatywne, więc najzwyczajniej w świecie uznała anioła za właściciela złośliwej bestii.
- Chyba się uspokoił, można go... - zaczęła, ale w tym momencie rozległ się wrzask:
- Tam są! Ukradli mi kuca!
Po raz kolejny Ayako zamarła, wpatrując się we wściekłego grubego sprzedawcę, przepychającego się w ich stronę wraz z paroma ochroniarzami. Jeśli cokolwiek mogłoby uczynić ten dzień jeszcze gorszym, to właśnie interwencja ochrony... i konieczność późniejszego tłumaczenia się z całego zamieszania. Nie, nie ma takiej możliwości. To byłoby największe upokorzenie w jej życiu.

Doskoczyła do kucyka, złapała za szyję i nieco niezgrabnie dźwignęła się na jego grzbiet. Rzuciła porozumiewawczy uśmiech w stronę anioła.
- Uciekamy?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Chciał nawiązać jakiś dialog, ale w tym samym momencie zza rogu wyłonił się znajomy grubas z niewielką obstawą, który, zobaczywszy Adriela, zmienił ubarwienie z pąsowego na buraczkowy.
- Ty... Suczy synu... Przysięgam, jak z tobą skończę, posrasz się na miętowo!
Adriel, choć bardzo chciał przystanąć i dogłębnie przeanalizować groźbę sprzedawcy, postanowił jednak posłuchać głosu rozsądku w postaci małej Azjatki  i rozpędziwszy się, ochoczo wskoczył na grzbiet kucyka. Zmotywowane mocnym kopniakiem zwierzę pogalopowało wzdłuż sponiewieranych stoisk, ślina z końskiego pyska raz po raz lądowała na twarzy anioła, podobnie jak rozbrykane kosmyki adrielowej czupryny. Siodło nadal niebezpiecznie się telepało, nawet gorzej niż przedtem, a może tylko odczuwał to teraz bardziej, kurczowo trzymając się z tyłu niskiego oparcia. Bo przecież za talię dziewczyny złapać nie mógł.
- Uważaj! - krzyknął, kiedy zwierzę przemknęło pod wyjątkowo niską gałęzią. Chociaż, po prawdzie, ostrzeżenie skierowane było bardziej do niego samego, gdyż drobna Japonka bez problemu uniknęła zderzenie z przeszkodą. Pęd powietrza chlastał ich po skórze, kiedy kucyk, nieczuły jak widać na protesty obojga jeźdźców, popędził na otwartą przestrzeń tuż przy brzegu jeziora. Teraz jechali już wzdłuż linii wody, która rozpryskiwała się pod kopytami zwierzęcia, mocząc tym samym dolne partie ich ubrań.
Ale cóż, teraz kiedy koń przeszedł w cwał, ich mały 'ogon' raczej nie miał już szansy na zrównanie się z nimi...
Wykrakał.
ZZa linii drzew wyłoniła się garstka ludzi, każdy dosiadający jednego z co potulniejszych wierzchowców grubego. Wszyscy, jak jeden mąż, ruszyli za nimi w pogoń.
- Masz jakiś plan!?
Jego głos niebezpiecznie się załamał. Nie dbał o to.
Dobra Ad, zabawa skończona. Zabieraj się stąd.
Przecież nie zostawi tej biednej kobiety. Bądź co bądź to wszystko przez niego.
To weź ją ze sobą. Yolo.
No chyba pojebało. Zakładając, że nie zemdleje, ani się nie porzyga w konsekwencji nagłej teleportacji, kiedy już dojdzie do siebie po desperackim galopie na buńczucznym kucyku, na pewno będzie chciała wiedzieć, dlaczego ci ludzie w ogóle ich gonili. Dlaczego jego gonili. A ponieważ konkluzja nasuwała się sama, ciężko byłoby przypuszczać, iż ze łzami w oczach podziękuje Adrielowi za ratunek.
...
Prędzej mnie zapierdoli.
Obejrzał się za siebie.
Ale, kurwa, może nie być wyjścia.
Dobra. Ale jeszcze nie teraz. Poczekajmy na rozwój zdarzeń.
Przed nimi zamajaczyło drzewo.
...Ad? I co teraz?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Dopiero, kiedy obcy mężczyzna usiadł za nią, a kucyk momentalnie ruszył galopem, przypomniała sobie dwie rzeczy. Pierwszą było to, że ostatni raz, kiedy przebywała w otoczeniu jakiegokolwiek konia miał miejsce prawie dwadzieścia lat temu. Drugą to, że nawet na nim wtedy nie jeździła. Z przerażeniem wtuliła się w kucykową grzywę, próbując utrzymać równowagę i wyrywający się na wietrze kapelusz, jedną z rzeczy kluczowych dla zachowania anonimowości. Kucyk trząsł, skakał, skręcał w niespodziewanych momentach, a Ayako coraz bardziej zieleniała na twarzy. Dopiero, gdy usłyszała krzyk drugiego jeźdźca, zaryzykowała podniesienie głowy i szybkie spojrzenie dookoła.

Byli w lesie, gonił ich pościg, koniokrad ledwo trzymał się na grzbiecie kucyka (nie, żeby ona sama radziła sobie lepiej…), a kucyk ochoczo pędził na spotkanie z grubym pniem sosny.
- Nie! – gdyby miała więcej czasu, być może zawarłaby w tym krzyku coś więcej. Coś w stylu „jakim idiotą trzeba być, żeby ukraść kucyka przeznaczonego dla dzieci, na którym nawet nie potrafi się jeździć, i staranować nim pół festynu, ale przede wszystkim, żeby wybrać najbardziej złośliwą i autodestrukcyjną bestię, jaka kiedykolwiek stąpała kopytami po ziemi tego miasta, istotę tak przesiąkniętą rządzą zniszczenia, że nawet biblijne konie Jeźdźców Apokalipsy skłoniłyby się przed nim w egzystencjalnej grozie, wynikającej z nagłego uświadomienia sobie swojej nieadekwatności, przyrzekając, że do końca życia będą li-i-wyłącznie dziergać zwierzątka z włóczki, a nie dopuszczać się amatorskiego siania popłochu”. Ale nie miała czasu, więc ograniczyła się do pociągnięcia kucyka za grzywę, mając nadzieję zawrócić go z drogi klęski.

Jak to zwykle bywa w momentach tuż przed śmiercią, życie przewinęło jej się przed oczami. Ironicznie, ograniczyło się tylko do tych momentów, które uzasadniały, czemu powinna trzymać się z dala od koni.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Błyskawicznie chwycił za lejce, pomagając dziewczynie skręcić. Zwierzę dosłownie w ostatniej chwili posłusznie zmieniło tor galopu, umożliwiając aniołowi odepchnięcie się nogą od pnia drzewa, a tym samym uniknięcie  niewątpliwie bolesnej kolizji.
Cóż z tego, skoro w trakcie zderzenie poszła jedna ze sprzączek utrzymujących siodło na grzbiecie kucyka, powodując jeszcze większe turbulencje oraz trudność w utrzymaniu się na zwierzęciu. Tyłek Adriela zdawał się telepać równie mocno co jego siedzisko, a wraz z nim, wzdłuż kręgosłupa, całe jego ciało. Nawet jego mózg zdawał się bujać w takt szaleńczego galopu konika. Galopu, który teraz utrzymywał kierunek przeciwny do linii brzegu, a niefortunni jeźdźcy apokalipsy mieli szansę na powtórne przyjrzenie się szerzonemu przez nich spustoszeniu. Adriel w milczeniu podziwiał powywracane stoiska z festynowymi atrakcjami, rozchlapanymi wszędzie farbkami do twarzy, które teraz zdobiły i jego oblicze. Wśród kępek owocowych krzewów wzbijały się w niebo połamane drewniane konstrukcje, metalowe ramy oraz grube, przeciwdeszczowe płachty. Na żwirowej alejce walały się resztki jedzenia, porzucone zabawki i wygrane na loterii, gdzieniegdzie leżały też kolorowe, enigmatyczne maski; karykatury lisów, gejszy i szpetnych demonów.
Wszystko to przewijało się właśnie przed ich oczyma, a w oddali mogli również dostrzec pojedyncze osobniki spłoszonych przez koniokrada (Adriela) czterośladowców grubego. A właśnie, co do grubego...
Ach, a zastanawiał się, co tak za nimi sapało. Gruby jak gruby, był spocony, czerwony i straszny, i siedział im na ogonie. Kilku z jego wiernych przybocznych (biednych ochroniarzy) zostało w tyle, dwóch natomiast nadal dzielnie stawiało czoła torowi przeszkód, jaki jawił się na kucykowym pobojowisku.
- Stój do czorta! Dorwę cię gówniarzu, a jak cię dorwę, to dorobię ci w tyłku nowy otworek!
Anioł wydał z siebie coś pomiędzy jękiem a warknięciem.
- On chyba nie da nam spokoju... Chodź!
To mówiąc wbił pięty w boki kucyka, popędzając go tym samym jeszcze bardziej. Zwierzę minęło jeszcze kilka, szczęśliwie ocalałych stoisk, kierując się w stronę wschodniego brzegu jeziora.

z/t x2

-->
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach