Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Go down

Miejsce: Kryjówka DOGS, ew. jakieś okolice. Pożyjemy, zobaczymy.
Czas: Niedawno. Z pewnością pewna osoba była jeszcze wolna i nie miała problemów z aniołami.
Cel: Nauka walki wręcz, szukanie Wilczurów i unikanie ognia... Taki typowy dzień Bernardyna, można rzec.
Występują: Growlithe i Nove. Módlmy się o zdrowie wszystkich po kolei.

Życie Bernardyna było ciężkie jak jasna cholera i głębokie jak kałuża. Szukanie zielska po całej Desperacji nie należało do łatwych zadań, bo cholery potrafiły ukrywać się w tak zadziwiająco dobrze chronionych przez bestie miejscach, że bez obstawy można było co najwyżej pomarzyć o zdobyciu czegoś do lekarstw.
Federica nie raz musiała prosić o towarzystwo innych ludzi z gangu. Wolała leczyć innych, a nie siebie. Stąd wpadł jej do głowy tak błyskotliwy pomysł, że aż oślepiający z daleka.
A niech mnie jakiś Doberman nauczy jakoś walczyć, może będą mieli potem nieco spokoju.
Bernardynka pokiwała głową i rozpoczęła swoje poszukiwania nauczyciela. Pierwszym jej celem miał być o dziwo Rumcajs - w końcu znała go całkiem dobrze i wiedziała, że potrafi nieźle sprzedawać kopniaki i pięści. Wyszło jednak na to, iż nie ma go w kryjówce.
Pewnie znowu się opierdala i zdobywa panienki. A potem będzie chciał za moje pieniądze chlać, szuja jedna.
Dlatego więc ruszyła dalej, celując w każdego Dobermana, jaki tylko krążył jej po głowie. Jak na złość, żaden z nich nie był na miejscu, odpoczywał, zdobywał pożywienie, sprzedawał wpierdziel w pobliskich kasynach lub nie miał ochoty na naukę, co nieco zdenerwowało Nov. No po prostu zajebiście. Będziecie musieli z nią łazić po zielsko, skoro tak, leniwe bobki.
...
Czekaj, czekaj. Ktoś jeszcze potrafił się napierdalać w pięknym stylu. Skoczek kiedyś szpanował, że zna się na jakiś dziwnych technikach, jednak był zajęty papierami i prędzej wywaliłby się z tysiąc razy, łamiąc sobie kości, więc odpadał na miejscu. Rottweiler z pewnością również wiedział, jak przywalać innym, jednak Nove wolała nie ryzykować swoim zdrowiem. Została więc tylko jedna osoba, z którą ewentualnie mogła się dogadać z nadzieją, że nie dostanie po twarzy ogniem - Growlithe.
Świetnie, teraz weź namów go do współpracy, Nov.
Włoszka westchnęła cicho i ruszyła z bardzo zadowoloną miną dalej, szukając Wilczura.
- Eeej, szefie, jesteś gdzieś tutaj? Przydasz się na coś, naprawdę, i o dziwo może nawet uda ci się z tego skorzystać, wiesz? Nie, nie mam na myśli kopania siebie samego po dupie, aby szukać ze mną roślinek do lekarstw, chociaż to również by się przydało, serio! Tak więc chodź tu i naucz jednego ze swoich wspaniałych jak kurwa nie wiem Bernardynów, jak się powinno napierdalać w takim stylu, żeby typowy idiota z Desperacji pomyślał, że myślisz nieco więcej od niego, kiedy sprzedajesz zdrowy wpierdol. Nawet jeżeli nie myślisz i udajesz. Będzie zajebiścieee, pośmiejesz się trochę i coś tam jeszcze, no.
Szukanie było na tyle nudne, że zaczęła krzyczeć po pięciu minutach, wplątując w swój monolog od groma włoskich określeń, których lepiej nie cytować w żadnym wypadku. Wierzyła, że przynajmniej ta cholera będzie w kryjówce.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

─ Grow, słuchaj ─ stłumiony przez głuche „buchnięcia” głos Rainbow nie mógł się przedostać do Growlithe'a. Dziewczyna westchnęła, odczekała jeszcze chwilę, dając mu się pobawić, bo bez tego bywał ostatnio marudny, a potem przyłożyła wyprostowane dłonie do ust i krzyknęła, zmuszając jego palce do rozprostowania się. Dziewczyna przyglądała się chwilę na zdezelowany worek pełen zbitego mięsa, który jeszcze przed momentem był Timem. Timem, który wywijając swoją pulchną, krzywą dłonią przypadkiem chlusnął nie tego człowieka co trzeba. Prosto w twarz. Pazurami orząc twarz Wilczura, który teraz, z błogą beznamiętnością zlizywał z knykci krew.
─ Jest problem ─ dodała Rainbow, trącąc czubkiem buta nieruchome cielsko. ─ Spory.
Growlithe podniósł na nią spojrzenie.
Hm?
─ Zaatakowano nas. ─ Głos Rainbow się załamał, jakby była na kompletnej granicy. Zacisnęła dłonie w piąstki i chwyciła Growlithe'a za poły bluzy. ─ Musisz nam pomóc, Grow! My tego dłużej nie zniesiemy! I co się tak na mnie patrzysz? Całe DOGS nie daje już rady! Jeszcze chwila i zawalą się wszystkie tunele od tych wrzasków! I to wcale nie wrzasków pełnych bólu!
Puść mnie.
─ Rozumiesz to?! ─ Dziewczyna mimowolnie puściła jego ubranie, wyrzucając dłonie w górę. ─ Całe podziemia się trzęsą! Wszystko spada z półek, naczynia pękają, dzieci płaczą!
Wilczur zmarszczył brwi.
O czym ty, kurwa, mówisz?
─ Cholera, takiej furii jeszcze nie było. Jest nieobliczalna i jeśli zaraz się tam nie zjawisz, to, przysięgam, nie będziesz dowodził oddziałem Psów, tylko oddziałem przygłuchych kundli, a wtedy...
Jakiej znowu furii?
─ No jak to jakiej? ─ Rainbow nagle obrzuciła go takim spojrzeniem, jakby całe zło świata było jego sprawką. ─ No przecież Nove.

---------------------------------

Na ramieniu Nove spoczęła czyjaś dłoń w miażdżącym uścisku i w akompaniamencie mrukliwego: ─ Ej ─ szarpnęła ją lekko ku sobie, by odwrócić dziewczynę frontem do roztrzaskanej wewnętrznie osoby Growlithe'a (jej krzyk chyba przebił mu bębenki uszne i właśnie krwawiły łzami). Wszędzie panował półmrok, ale z racji tego, że Nove wyszła niedawno z kuchni DOGS i nie zdążyła oddalić się szczególnie mocno, słabe światło dobiegało ich z pomieszczenia, przypominającego teraz mały prostokąt na środku czerni. Wilczur ściągnął brwi i wypuścił powietrze przez zaciśnięte kły, nawet nie kryjąc się ze swoim zniecierpliwieniem.
Już? – syknął, wsuwając mały palec u ręki w ucho, jakby za wszelką cenę próbował je sobie odetkać. Bez skutku. Przynajmniej tak twierdziła jego twarz, która wykrzywiła się w grymasie, gdy powiódł spojrzeniem po twarzy Bernardynki. ─ Boże, kobieto. Z takimi płucami mogłabyś ogarnąć cały Atlantyk bez butli z tlenem. Jeszcze ze dwa razy i Kirito wysadziłby pół tunelu. Obiecał, że to zrobi, jeśli zwariuje od twoich wrzasków. Chodź. – Wsunął dłoń na jej nadgarstek i pociągnął za sobą wraz z twardymi, głuchymi krokami, uderzającymi o wybite podłoże. Jeśli wszyscy nie chcieli, by trupy w grobach długo się jeszcze przerzucały z boku na bok, ktoś musiał coś zrobić. A tym kimś najwidoczniej tym razem miał być Wilczur i jego marudna mina, jakby znalazł pod zlewem coś fluorescencyjnego.

---------------------------------

Paznokcie wysunęły się ze skóry na przegubie Nove dopiero, gdy ciężka podeszwa wojskowego obuwia uderzyła o próg do sali treningowej. W środku rozlegały się chichoty Ino i Kaneko, którzy przepychali się na paskudnym, rozmiękłym materacu, który bardziej przypominał gąbkę, niż faktyczną matę do krótkiego sparingu. Kaneko właśnie wbijał kolano w polik czarnowłosego, niższego kolegi, gdy dostrzegł Wilczura i Bernardynkę. Szczeknął przywitanie, nim nie padł na bok, unieruchomiony przez drugiego Kundla, który z warkotem wbił mu palce prosto w twarz, najwidoczniej próbując wydrapać oczy.
Dobra – Growlithe chwycił za suwak bluzy i rozpiął ją, pozwalając by materiał spłynął po jego ramionach, nim nie spoczął na jednej z ław. ─ Zaatakuj mnie. – Kolorowe spojrzenie spoczęło na twarzy Nove. I w chwili, w której na nią spojrzał, w ślepiach zamglił się mały ognik, fiknął koziołka i zniknął w kąciku oka. Potarł dłonie o uda i przeszedł bardziej na środek pomieszczenia, ozdabiając usta w prowokacyjny uśmieszek.


Ostatnio zmieniony przez Growlithe dnia 05.01.16 20:53, w całości zmieniany 2 razy
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

W sumie dziwiło ją to, że niektórzy jednak nadal krzywili się jak jasna cholera, kiedy tylko po raz kolejny mieli okazję usłyszeć własnego medyka. Może chciała na szybko przekazać, że ktoś zdechł, ale chował coś fajnego w kieszeniach? No dobra, kryjówka sama w sobie tego nie lubiła. Ale co z tego? Przecież nie robi nic złego.
Przynajmniej w teorii.
W tym samym momencie, kiedy ktoś wymusił na niej odwrót w drugą stronę, na twarzy Włoszki pojawił się uśmiech godny niewinnej panienki. Chwilowo jeszcze nie wiedziała, kto się zbudził i czy udało jej się zwrócić na siebie uwagę tej osoby, co chciała, jednak szybko zdołała ujrzeć swojego szefa. Trzeba było grać idiotę na całego.
Dzień dobry, szefie, jak tam dzionek mija? Wyspali się? Nie? To no ciul, naucz mnie walki wręcz.
Niewiele brakowało, aby powiedziała mu to prosto w twarz, jednak bardzo zadowolona mina Growlithe'a i uścisk sprawiły, że jedyną reakcją Nove był jeszcze szerszy uśmiech. Dopiero po chwili przypomniało jej się, że potrafi mówić i to nawet w tym samym języku, co on.
- No siema. Jak życie? - rzuciła na powitanie, szczerząc się dalej jak idiota do sera. W sumie to nie wiedziała nawet, co jeszcze może powiedzieć, więc poczekała spokojnie, jak ten wyrzuci z siebie ewentualne bóle życia po śmierci. Nie było nawet źle.
- Kirito? - wyszczerz medyka został zastąpiony miną, która najpewniej miała wskazywać na głębokie rozmyślenia godne filozofów - ...A, chyba już wiem, o kim mowa. Porozmawiaa- Ej, czekaj!
Tylko cudem nie wywinęła żadnego orła, kiedy tylko została zaciągnięta Bóg jedyny wie gdzie. Czekaj... Jednak usłyszał, o co prosiła? Może jednak będzie miała ten raz farta i rzeczywiście się czegoś nauczy.

Nove z pewnością dzisiaj musiała mieć smykałkę do piruetów, przy których zawodowe baletnice mogły tylko spakować swoje rzeczy i wyjechać w siną dal nie oglądając się za siebie, bo tylko cud sprawił, że nie powitała podłogi. Całkiem przypadkowo odleciała myślami w czasie gdy Wilczur zaciągał ją do sali treningowej. I wróciła dopiero chwilę temu. Pomachała na powitanie Ino i Kaneko, po czym spojrzała ponownie na Growlithe'a, który już przystanął i najwyraźniej czekał na reakcję Carramusy.
Gdyby była w jakimś animcu, to zamiast oczu miałaby dwie kreski.
Czekaj, co.
W sumie ma to sens, miała się nauczyć walki wręcz, a nie tańca towarzyskiego, więc pewnie chciał zobaczyć, czy potrafi w ogóle komukolwiek przywalić nie łamiąc sobie przy tym rączek, czy coś. Przez chwilę nawet nie czuła żadnych hamulców i już miała ochotę wcelować na dobry początek prosto w twarz przywódcy (z miłości do Ojczyzny i gangu, oczywiście), jednak wystarczyła chwila, aby się opanowała i zaczęła powoli przetwarzać dane.
Wkurwiał ją ten uśmieszek przywódcy. I w ogóle jakiś podejrzany był.
No tak, z pewnością aż tak łatwo nie będzie. Że niby Growlithe da się tak po prostu pobić, bo ktoś wykrzyczał mu przepiękny monolog o tym, że byłby to bardzo dobry uczynek? Nauka i inne tego typu? Za wała. Może jednak warto się zastanowić, co tak naprawdę zrobić. Albo jak przywalić.
Ogarnij się, Nov, sama tego chciałaś. Chyba nie powiesz mu teraz, że jednak poczekasz na Ruma, co?
No nie.
Po przemyśleniu wszystkiego, czego tylko chciała, westchnęła głęboko i ponownie spojrzała na szefa.
- A więc pozwól, że poinformuję cię o tym, iż zaczynam. Miłej nauki, masz opornego ucznia dzisiaj. Postaraj się nie udusić ze śmiechu, sensei. - dziewczyna złożyła dłonie jak do modlitwy i delikatnie się pokłoniła z tak poważną miną, jaką się tylko dało. Następnie zacisnęła palce prawej dłoni w pięść i zamachnęła się na tyle poważnie, jak tylko potrafiła, celując w Wilczura. Nie spodziewała się żadnej rewelacji, jednak wiedziała, że jak chociażby nie spróbuje, to nigdy za wiele nie zdziała. Była nawet gotowa wspomóc się jakimś kopnięciem, jeżeli ten na powitanie nie próbowałby sprowadzić jej na ziemię zbyt brutalnie. Mistrzem w combo była jeszcze lepszym jak w walce na żywca, więc powrót ze sfery marzeń będzie zaiste szybki, ale dobra, ten raz trzeba zacisnąć zęby i przyjąć na klatę wszystko, co się trafi. Ciosy, pojazdy, przytulanie się do podłogi. Będzie wesoło.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Uniósł wymownie brew, dając znak, że żadne z jej słów nie było na miejscu. Nie obawiał się niepokornych uczniów, bo niejednego agresywnego psa sprowadził do roli popiskującego kundla. Wystarczyło mieć na tyle silną dłoń, by przytrzymać obśliniony pysk, a reszta przestawała mieć znaczenie.
Nie zakładał, że Nove postanowi choćby pokazać zęby, co dopiero na niego warknąć.
Shiva mruknęła, kiedy znalazła się w pomieszczeniu jak po pstryknięciu palcami. Zmaterializowała się w sekundę gdzieś w ciemnym rogu i przekręciła łeb tak mocno, że lada moment, a pokonałaby próg dziewięćdziesięciu stopni. Słychać już było nawet pierwszy trzask kości, gdy nagle zadarła pysk ku górze i nastawiła spiczaste uszy na sztorc. Biegnie!
Nie musiała mówić dwukrotnie. Skupione spojrzenie przemknęło szybko po ciele Nove, nim oczy nie zatrzymały się na jej dłoni zaciśniętej w pięść. Urocze. Ciało odpowiedziało instynktownie, unosząc lekko zgiętą w łokciu lewą rękę. Czepliwe palce ponownie wsunęły się na nadgarstek medyczki DOGS, tym razem mocno się na nim zakleszczając. Nie zapomniał o tym, aby kciuk skierowany był ku łokciowi - stare błędy bez przerwy powielane, a mogły być efektem  nieprzyjemnej dawki bólu lub dać przeciwnikowi wystarczająco dużo czasu, aby się wyrwał.
W sekundę dostawił okutą w ciężki, wojskowy but prawą stopę do stopy swojej chwilowej przeciwniczki. Sylwetka wykonała półobrót, by Nove znalazła się na jego plecach, przy automatycznym dostawieniu lewej nogi do nogi Bernardynki.
- Hop. - Wgryzł się paznokciami lewej ręki w ubranie na jej przedramieniu. Po półobrocie, jaki zademonstrował, prawy bark miał umieszczony tuż pod ramieniem dziewczyny, więc chwycenie jej za materiał ubrania i przerzucenie poprzez gwałtowny skłon sylwetki w przód, było już nieuniknione; bez krzty delikatności grzmotnął szczupłym tułowiem jasnowłosej o ziemię.
Dopiero wtedy postanowił ją puścić, palce obu dłoni opierając w miejscu tuż nad kolanami. Pochylał się nad Nove z lekko uniesioną brwią i brakowało tylko tego, by znów pokazał zęby. Wszystkie znaki na Niebie i Ziemi mówiły jednak, że jeszcze jedno podobne zagranie, a Bernardynka postanowi strącić mu uśmiech z pyska.
Jeśli tak, jak teraz, to nie rokuję efektów.
- Był człowiek, jeszcze sprzed Apokalipsy, który w wieku 70 lat robił idealny szpagat. Nazywał się Choi. Choi Hong Hi. - Wyprostował się i wycofał na dwa kroki, jakby uznał, że Nove postanowi się podnieść i zaatakować go raz jeszcze. Absurdalne? A mimo tego wszystkie mięśnie były napięte, a spojrzenie bacznie obserwowało ciało Bernardynki, doszukując się w nim konkretnych ułożeń. - Prawdopodobnie był jednym z niewielu gości, którzy wypowiadają swoje imię i przekleństwo, gdy trenują takie rarytasy. Walczyłaś kiedyś? Po co ci to? Robisz coś związanego z ruchem? Kaneko!
Kaneko pisnął, przygnieciony przez Ino.
- Przynieś wody.
- Tajes!
Kundel wyrwał się spod towarzysza, dosłownie skopując go z siebie, pozbierał się w try migach i wystrzelił ku ciemnemu tunelowi, z którego nie tak dawno wyłonili się Nove i Growlithe.
- Jesteś pewna, że chcesz się w to bawić? Wyglądasz na stratę czasu.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Szczerze mówiąc, spodziewała się rzeczy o wiele gorszych jak to, co zaserwował jej Wilczur. Bała się wręcz, że po pierwszym ciosie zacznie się zastanawiać, jak dużo bandaży pójdzie na jej całą naukę i jak bardzo będzie żałować, że nie poczekała na wyżła.
Przez jedną chwilę próbowała nawet przyjrzeć się, jakie dokładnie ruchy on wykonuje, aby móc potem samej je jakoś powtórzyć, jednak wszystko działo się za szybko - poczuła kilka szarpnięć, a następnie plecy wyraziły swoje niezadowolenie nieprzyjemnym bólem, kiedy spotkały się z podłożem. Idealnie w momencie uderzenia wyrwał się jej też bliżej niezidentyfikowany dźwięk, mający najpewniej zasygnalizować lekki szok bernardynki. Nove zamrugała kilka razy oczami i spojrzała na Wilczura dopiero po dłuższej chwili.
- Ty potrafisz jeszcze być w miarę miły, szefie. No nie wierzę. - zaczęła z nadzieją, że Growlithe nie zacznie prawić jej głębokich monologów na temat tego, jednak ten uprzedził ją, zaczynając jakąś wypowiedź o facecie, który żył przed Apokalipsą i coś tam potrafił. Carramusa westchnęła ciężko i wywróciła oczami, a następnie przeniosła swój wzrok na sufit, czekając w miarę cierpliwie, aż staruszek z łaski swojej skończy. Oczywiście pod koniec już wyczuła, że zaraz wreszcie wypowie się na temat jej gotowości do bitki, więc Nove cały czas leżała na podłodze i czekała, aż wreszcie powie coś, co będzie ciekawsze od rozkmin na temat gościa, który potrafił robić szpagat po siedemdziesiątce.
- Baasta. Powiedz mi jeszcze, po kiego grzyba mi ta wiedza? Jeżeli sądzisz, że zaraz zechcę zastanowić się nad sensem życia wraz z Tobą, to lepiej przestań marzyć, bo całkowicie opuścisz gardę. - rzuciła nieco znużona, po czym powoli zaczęła się podnosić.  Jeszcze była w miarę spokojna, serio. Wytrzymałaby jeszcze trochę, jednak stwierdzenie, że zabawa w coś takiego to zwykłe marnowanie czasu, nieco ją zirytowało. Zacisnęła zęby i wytrzymała chwilę, aby nie rzucać się na Wilczura, ponieważ dobrze wiedziała, że ten nie będzie mieć problemów z ponownym sprowadzeniem medyka na ziemię.
- O tak, rzeczywiście. Lepiej być ciotą nie potrafiącą przynajmniej dobrze kopnąć. Lepiej, żebym czekała i nudziła się przez bite godziny tylko dlatego, bo - przykładowo - chcielibyśmy z Ourellem pójść po zielsko. Ale po chuja, skoro nikt nam w razie czego nie udzieli natychmiastowej pomocy, bo my sami w walce jesteśmy beznadziejni. Super opcja. Zabłysnąłeś. Posypać cię jeszcze brokatem na poprawienie efektu?
Wyrzuciła to z siebie z prędkością karabinu maszynowego, a z każdym słowem miała ochotę dorzucić jeszcze jakieś urocze wiązanki, więc na chwilę ponownie się uciszyła i zaczęła w myślach wyliczać zielska, jakie by się przydały. Dzięki temu skupiła swoją uwagę na czymś innym, wyciszając się nieco.  Po dłuższej chwili nabrała powietrza do płuc i powoli je wypuściła, aby ponownie po tym spojrzeć na Wilczura bez żadnych widocznych znaków, które sugerowałyby, że nadal targają nią głupie i niepotrzebne nerwy.
- Inaczej. Jedyną osobą, która marnuje czas, jesteś Ty. Zamiast opowiadać o facecie robiącym szpagaty, którego godność była godnością i wulgaryzmem naraz, mógłbyś zacząć uczyć. Możesz zacząć od tej cholery, którą zgasiłeś bez problemu moje marzenia. Wyjdzie to nam na lepsze, uwierz mi. I jak tak bardzo ci to przeszkadza, to możesz sobie iść, droga wolna. Ale jak mnie coś zje na następnym wypadzie po zielsko tylko dlatego, bo nie umiałam wykonać efektywnego kopnięcia z półobrotu, to będę cię po śmierci nawiedzać, choćbyś miał w tym czasie umilać sobie czas z naiwnymi panienkami, dzieciakami, czy kogo tam w końcu bardziej wolisz.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Wzniósł oczy ku sufitowi, gdy wybuchła.
Chryste, kobiety...
Odczekał dłuższą chwilę, ignorując przedstawienie, w którym omal nie wypruwa sobie flaków, byle na niego nawrzeszczeć. Gdzieś po drodze zaplątała się myśl, żeby wyjść, sprawdzić co na obiad, przejrzeć swoje naiwne panienki, dzieciaki czy co on tam w sumie woli, pobiegać, rozruszać kości, zagrać w bingo, generalnie zrobić cokolwiek, co było pożyteczne. Prezentował się raczej jak filtr, który przepuszcza przez siebie tylko to, co potrzebne. Czyli w tym momencie niewiele. Ile można się wściekać? Poruszył lewym ramieniem, rozluźniając mięśnie i - gdy przestała warczeć - wreszcie na nią spojrzał, unosząc na moment brew ku górze.
Nie krył zniecierpliwienia, zachowując tylko coś na pograniczu rozbawienia i powagi. Na darmo. Pierwsze przeważyło. W końcu od dawna żadna kobieta nie wrzeszczała na niego za to, że nie przełożył jej przez kolano... i nie złamał paru kości.
- Chcesz wiedzieć po grzyba ci ta wiedza? - powtórzył za nią, wypuszczając powietrze przez nos. - Może po to, żebyś zrozumiała, że nawet stary piździelec z obwisłymi jajami radzi sobie lepiej niż ty. Że jego cielsko wyglądające jak pomarszczony wór dałoby sobie radę z tym wszystkim, co tobie obżarłoby łeb tuż nad kostkami. W pierwszej sekundzie. Jesteś medykiem, nie Dobermanem. Nie masz chodzić po zielska, żeby się bawić w wojownika, tylko je zbierać i łatać tych, którzy mają więcej szacunku do sprawy. - Splunął w bok, rozcierając o siebie gołe dłonie. Paznokcie zaszurały po zewnętrznej stronie prawej ręki, pozostawiając po sobie czerwone ślady. Korciło go. Praktycznie czuł wewnętrzne mrowienie w gardle, byle dorzucić kolejne dwa grosze; przypominając, że każda wyprawa po lekarstwa ma przydzieloną grupę Dobermanów i to od nich zależy bezpieczeństwo, nie od Bernardynów, którzy w pełni powinni skupić się na sondowaniu terenu i znajdowaniu tych wszystkich chwastów, z których wyciskają żywcem soki; że nieźle zabłysła, skoro uznała, że wystarczy nawrzeszczeć na nauczyciela, by ten się złamał i zaczął błagać na kolanach, by zgodziła się zostać jego wierną uczennicą.
Może miał ją jeszcze obsypać brokatem?
Kącik ust uniósł się w wymownej prowokacji. Zaraz jednak pokręcił głową, zmywając tym gestem początkowe rozbawienie. Nie było sensu schodzić na ten poziom „dyskusji” i każda komórka ciała mu o tym wrzeszczała. Wsunął palce na pierś i skrzyżował ramiona, kiwnięciem brody wskazując na salę.
- Chcesz być dobra? To trzymaj pysk na kłódkę i grzecznie przytakuj. Jak mówię o starym dziadzie sprzed wieków to po to, żebyś zrozumiała, jaka czeka cię droga. Jeśli opuścisz trening lub go przerwiesz - przegrywasz. Jeśli zaczniesz wrzeszczeć i tracić nerwy - odpadasz z gry, Nove i szczerze mówiąc mam w dupie, czy zaczniesz na mnie bluzgać, rzucać konfetti czy pobiegniesz z płaczem do jakiegoś frajera i to jemu padniesz do stóp prosząc o treningi. Robić afery możesz w kuchni przy garach, jak zabraknie ci soli do obiadu dla ukochanego, przy mnie masz słuchać i wykonywać polecenia. Dotarło?
Nie czekał na odpowiedź.
- Na początek się rozciągnij. Szczególnie kostki, nadgarstki i biodra, następnie zrób 50 przysiadów, 100 brzuszków, 30 pompek. - Zatrzymał się, wsuwając palce na policzek. Wybuchła mu przed momentem, udając wiecznie niezadowoloną żonę, a to mówiło samo przez się: nic nie wiedziała o treningach, systematyczności i cierpliwości. Ciało nie rozciągnie się z minuty na minutę, mięśnie nie przyjmą na siebie nagłego ciężaru. Growlithe przesunął paznokciami wzdłuż szczęki i wypuścił powietrze przez zęby. - Wróć. Na początek wszystko po 20. Potem pobiegaj. Dwadzieścia minut ci wystarczy. Zmieniaj bieg na mój znak. Początkowo wybijaj kolana jak najwyżej, w drugiej fazie pięty mają iść w tył, uderzając o uda. Jazda.
A ty popatrzysz? - mruknął subtelny głos.
Nie, żebym miał na co.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Dobra, może decyzja wydzierania się i rzucania swoimi humorkami na lewo i prawo przed nim to nie był dobry pomysł, niemniej twierdzenie, że staruch byłby lepszy od niej nieco ją zirytował. Najzwyczajniej w świecie zapomniała, że Growlithe nie jest pizdą i z jakiegoś powodu nadal chodzi po tym świecie, co skończyło się tak, jak skończyło - to on teraz zaczął swój monolog. Z jedną różnicą.
Jak ona zacznie chamsko patrzeć w dal i się czepiać, to będzie tylko gorzej. W najlepszym wypadku po prostu pójdzie. A w najgorszym...
Dobra, chyba wolę nie wiedzieć. Nie udawaj, że myślisz, Nov.
Dlatego bernardynka zacisnęła zęby i dzielnie wytrzymała to, co Wilczur miał do powiedzenia, starając się przy tym nie strzelać głupimi minami ani nie wcinać się w wypowiedź ze swoimi uwagami. Nawet, jeżeli miała ochotę wyrzucić z siebie całą negatywną energię, jaka zaczynała się w niej zbierać. Wystarczyło jej spytać się samej siebie, czy warto się żreć z tą osobą.
Nie warto. Proste.
- W takim razie przepraszam, że biorę nadgodziny, szefie. - Federica westchnęła głęboko, starając się wypowiedzieć to, co chciała w miarę spokojnie i bez nerwów - Tak, pamiętam, tylko że różne rzeczy mogą się wydarzyć. Nie licz moich momentów, gdzie dostaję pierdolca, bo nic się nie dzieje, choć wtedy nie będę brać nikogo pod pachę, szczególnie jak są zajęci. Niemniej jednak nie potrzebuję skilla Dobermana, serio. Tylko coś, z czym mogę się czasem obronić. Także tego, no... Proszę?
Nie, Nove, ładne słówka też nie zadziałają.
Walić to, na tego człowieka prawie nic nie działa. No chyba, że umiesz argumentować i zwalać na innych swoją teorię niczym wodospad wodę. Ale z tym też pewnie byłby problem, ma człowieka-skałę przed sobą. Nie przegada go, choćby jej argumenty mogły zwalczyć głód, pokonać raka i zanieść pokój na świecie.
Nie zmienia to faktu, że teraz próbowała już trzymać nerwy na wodzy i nie zapominać, z kim rozmawia. Uparła się, że nie zrobi kolejnego wyskoku. Dlatego kolejną wypowiedź spokojnie przyjęła na klatę, choć w tym wypadku nie musiała zbyt mocno się starać - przedstawiono jej po prostu warunki współpracy. I tyle wystarczyło, żeby nieco poprawić jej humor. Zaraz potem doszedł pierwszy zestaw ćwiczeń.
Od razu lepiej. Tylko pompki...
Nie bez powodu w razie ewentualnej obrony liczyła na swoje nogi - ręce zawsze miała nieco słabsze. Stwierdziła jednak, że to dobra okazja do naprawy tego i owego, więc od razu poszukała w kieszeniach spodni czegoś, czym mogłaby związać włosy, a następnie bez słowa przystąpiła do wykonywania ćwiczeń. Zaczęła od przysiadów, przy których upewniła się, że nie zacznie sobie po drodze ułatwiać roboty, unosząc pięty do góry. Na lekcjach w-fu wieki temu często tak robiła, ale nie dzisiaj. Starała się też za mocno nie spieszyć, coby niczego nie spalić. Po tym brzuszki. I pompki, przy których Wilczur mógł kręcić głową, bo ręce bardzo szybko zaczęły się nieco buntować i rzucać swoim gniewem na lewo i prawo twierdząc, że dalej tak pracować nie będą.
Do roboty, pieprzony leniu. Jeżeli wykonasz wszystkie 20 bez narzekania, to masz prawo po ćwiczeniach wypić coś dobrego.
I jakoś poszło. Zostały biegi. Dwadzieścia minut brzmiało nieco strasznie, jednak nie raz musiała zapierdalać z motorkiem w czterech literach tylko dlatego, bo jakaś szumowinka goniła ją i za nic nie myślała o poddaniu się... Więc może to przeżyje. Choć skipy, czy jak to się w końcu nazywało, potrafiły zmęczyć o wiele szybciej.
Niemniej zrobiła i to. Choć co jakiś czas zaczynała odczuwać cholernie zmęczenie i problem ze złapaniem powietrza na porządnie. Ale dzielnie kontynuowała aż do momentu, w którym mogła przestać.
Jak można się było spodziewać, padła zmęczona jak wariat i przez chwilę nawet nie ogarniała, co się dzieje, co może mówić jej wspaniały trener i jak bardzo miał rację.
A mówili, żeby nie unikać lekcji w-fu... Z takim nauczycielem to pojadę na kurewską olimpiadę.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Przyglądał się jej uważnie, jakby tylko czekał aż wykona najmniejszy błąd za który mógłby warknąć i ją poprawić. Oczywiście, że nie ze złośliwości, choć cała gama pretensji ze strony każdego, komu był trenerem, pewnie nakierowałaby na odwrotną odpowiedź. W praktyce jednak każde potknięcie mogło skończyć się na tyle bolesnym upadkiem, że człowiek się nie podniesie. I nie dlatego, że padnie jak długi i złamie sobie kostkę. Prawdopodobnie do tego czasu i tak dorwie go to, co przez całą drogę go goniło. Świadomość tego potrafiła zmobilizować ciało do męczących treningów po których ciężko było złapać chociaż najmniejszy wdech, bo z każdym zaczerpnięciem powietrza gardło paliło kwasem.
- Prosto łokcie, Nov. I nie garb pleców.
Oparł się o bok ściany, lustrując jak wykonuje brzuszki. Dopiero potem przyszedł moment na pompki. Chcąc uciekać musiała mieć szybkie nogi. Chcąc walczyć, musiała wyrobić sobie mięśnie ramion, a te widocznie drżały przy każdym prostowaniu rąk w łokciach, gdy unosiła szczupłe ciało nad linię podłogi. Tylko kilka razy zwrócił uwagę na plecy - „trzymaj je prosto, nie możesz ich garbić nawet odrobinę” - i raz warknął, by zniżała się na tyle nisko, by omal nie dotknąć ziemi, a jednocześnie na tyle wysoko, aby faktycznie się nie położyć.
Sęk w tym, że bez względu na jego protesty, gdy tylko padło upragnione „koniec” Federica postanowiła...
- Nie, nie, do diabła - syknął, jakby co najmniej chlusnęła mu wiadrem przez łeb - wstawaj, ruszaj się. Rozchodź to.
Brzmisz jak stary dziad po pięćdziesiątce, który nadal jest zmuszony uczyć dzieci w podstawówce.
Shatarai zarechotała pod nosem przyglądając się, jak jej właściciel marszczy nos na samą uwagę i omal nie piorunuje jej wzrokiem. Powstrzymał się tylko dlatego, że ciężko byłoby wytłumaczyć przekleństwa kierowane - z perspektywy osoby trzeciej - do pustego fragmentu pomieszczenia. Na tym podłożu wilczyca górowała. Jeśli nie chciał być wariatem, musiał znosić jej obelgi do końca.
Pod tym kątem został podstawiony pod mur niemal tak samo jak Nove.
- Niech będzie. - Odchrząknął, jakby coś go uwierało w gardło już za sam fakt, że rzucił pochwałą, a potem kiwnął głową ku zwisającemu na łańcuchu workowi, samemu zbierając się do podejścia do niego. - Pierwsza zasada: cały czas się ruszaj. Nawet kilkusekundowa przerwa w ruchu może pozwolić przeciwnikowi na wycelowanie i zaatakowanie. Głównie chodzi o broń palną - oparł dłoń o szorstką powierzchnię worka, zerkając na jasnowłosą z góry - ale prawda jest taka, że stojąc w miejscu ciężej ci też manewrować, gdy już zorientujesz się, że jesteś w zagrożeniu. Druga zasada: trzymaj gardę. - Uniósł wolną rękę, która tylko na ułamek sekundy zawisła w powietrzu - chwilę po tym opadła ciężko na sam czubek głowy Nove w złudnym geście pochwały dla zwierzaka. Nie trzeba być geniuszem, by zorientować się, że nawet „przyjemny” ruch suma summarum skończy się tylko skonkretyzowaniem następnej życiowej reguły. I istotnie - po chwili dziewczyna poczuła nacisk, by pochylić nieco głowę do przodu. - Nie pozwól, by przeciwnik znalazł twój słaby punkt. Zwierzęta będą chciały zaatakować gardło, by jak najszybciej cię wykończyć. Ale cała reszta - Dłoń płynnym ruchem zsunęła się po policzku Bernardynki, odgarniając przy okazji dłuższe pasmo jasnych włosów. Palce wsunęły się pod linię jej żuchwy, swoją droga zakradając się opuszkami tuż za jej ucho. Kciuk natomiast oparł się lekko tuż pod jej podbródkiem i - paradoksalnie - zmusił ją do ponownego podniesienia głowy i zwrócenia twarzy ku Wilczurowi. Spojrzał na nią bacznie, na moment nie zdejmując spojrzenia z jej oczu. A potem postukał palcem w wyznaczone miejsce. - spróbuje uderzyć w podbródek.
Zabrał rękę, pozwalając jej ustawić się w odpowiedniej, dyktowanej na żywo pozycji:
- Głowa trochę opuszczona. Zaciśnij dłonie w pięści. Mhm. Lewą trochę podnieś. Jeszcze. - Zmrużył ślepia, sondując ją niewidzialną linijką. - Mniej więcej na wysokość swojego obojczyka. Dobra. Pięść zwrócona palcami w kierunku szczęki, żebyś wykorzystała całą dostępną ci powierzchnię obronną. - Chciał dodać wyjaśnienie, że to tylko po to, aby nie musiała tracić czasu na obracanie dłoni w nadgarstku, ale zakładał, że i tak albo by nie zapamiętała, albo zorientuje się w trakcie, do czego służy konkretne ustawienie. - Łokieć opuszczony. Chroni ci tułów. I rozluźnij mięśnie. Nie masz być cały czas spięta. Magazynuj energię między jednym, a drugim ciosem. Większość tego nie robi, więc męczy się znacznie szybciej. A patrząc na twoją kondycję... - Mimowolnie uniósł brew, jakby już za pomocą tylko tego jednego ruchu mówił: „widzisz co narobiłaś?”, a potem poklepał wór treningowy jak swojego najlepszego kumpla i odsunął się na dwa kroki. - Uderzaj. Poważnie. Wyprowadzaj ciosy prawą ręką. Jesteś praworęczna, racja? Pięść wyżej, mniej więcej na linii szczęki. Mhm. Niech będzie. Ciosy wyprowadzaj skręcając tułów. Łokieć też przy ciele. Chronisz się, pamiętaj. Lewą pięścią uderzaj bardziej od dołu. Prawa jest do nokautowania pyska, lewa to brzuch i jaja. Mocniej huknij w ten wór, cholera. Wyobraź sobie, że to twój wróg czy osoba, która cię wkurwia. Nienawidzisz gościa. Non stop tracisz przez palanta większość medykamentów, cierpliwości i czasu wolnego. Chała. Niech zdycha w męczarniach. - Krótka pauza, w czasie której prawie ugryzł się w język. Prawie. - A jak to jestem ja, to przyłóż się dwa razy mocniej.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Na szczęście nie usłyszała zbyt wielu komentarzy w trakcie swojej rozgrzewki - jeżeli to cholerstwo można było tak w ogóle nazwać. Sprawiło to jednak, że wszystko szło nieco łatwiej. Niemniej jednak poprawiała wszystkie błędy, jakie Growlithe jej wypomniał. Przecież nie wszystkie z nich były rzucane specjalnie...
Przynajmniej miała taką nadzieję.
Jednak lepsze było to od połamania się w ciągu następnych pięciu minut. Nie zmienia to faktu, że i tak się nieco zmęczyła w trakcie tej całej zabawy w rozgrzewkę. Cienka kondycja i słabe rączki robią swoje.
Wystarczyła jej dosłownie chwila odpoczynku, aby znowu odlecieć myślami do zupełnie innej krainy - wystarczyło jednak, że Grow się odezwał, a Włoszka z automatu zerwała się z miejsca tak, jakby przyłożyli jej lodowatą butelkę wody do ręki w środku lata.
- Nie jestem pieprzoną baletnicą, cholera! - warknęła, wykonując przy tym nieco krzywy piruet. Chwila minęła, zanim ogarnęła, co się dzieje, że miała się po prostu ruszyć i tak trochę głupio robić takie obroty w trakcie treningu.
- ...Wybacz, szefie. Nic się tutaj nie wydarzyło, serio. - uniosła dłonie w takim geście, jakby chciała powiedzieć coś w stylu "Nie, panie komendancie, to nie moja wina". Ona naprawdę uważała, co się dzieje. Serio. Zero podpuchy. Po prostu chwilowo przestała ogarniać. Ale już wraca na ziemię i zaczyna się uczyć. Koniec obijania się, robota czeka.
Tylko że teraz zaczęła się cała teoria.
Im więcej mówił, tym bardziej zaczynała odczuwać brak odpowiedniej ilości wolnej pamięci w głowie. Może po prostu szło to nieco za szybko? Z drugiej strony - niektóre rzeczy były całkiem logiczne i w sumie nie trzeba było o tym mówić. Chociażby to o ruszaniu się. Co prawda jej główną obroną była ucieczka w trybie natychmiastowym, więc ruchu miała od cholery, ale...
No właśnie ale.
Brew Carramusy powędrowała do góry dosłownie chwilę po tym, jak dłoń Wilczura wylądowała na jej głowie. Nawet nie zaczęła się zastanawiać, co miał ten gest znaczyć, bo po chwili poczuła nacisk, wymuszający wykonanie odpowiedniego ruchu do przodu. Potem znowu do góry. Niemniej jednak dzielna Nov słuchała wykładów dalej, czekając, aż dostanie nieco wolności i sama będzie się mogła ustawiać, bez pomocy osób trzecich. Do tego doszło całkiem szybko, choć teraz musiała się wymierzyć tak idealnie, że już po chwili zaczęła gubić się w swoim ustawieniu. A ważne jednak było to, aby je zapamiętała. Nieco opuszczona głowa, dłonie w pięści, palcami zwrócona do szczęki. Czemu akurat tak? W sumie wygodniej. No i mogliby palce zmasakrować w pięć minut. O co ewentualnie mogło jeszcze chodzić?
Nie myśl. Po prostu to zrób. Niedługo się pewnie dowiesz. A jak nie, to się ładnie uśmiechnij i udawaj, że rozumiesz.
Spojrzała nieco niezadowolona na niego, kiedy wypomniał jej kiepską kondycję, jednak zaraz po tym przypomniała sobie swoje wspaniałe pompki. i z automatu stwierdziła, że nie ma co się czepiać, bo to sama prawda. Skupiła się więc ponownie na odpowiednim ustawieniu i dostosowywaniu się do poleceń, nawet jeżeli już miała dosyć. Kiedy usłyszała, że może już uderzyć worek, zrobiła to. Jak wiadomo, pierwsze uderzenia były nieco koślawe i z pewnością pełno było błędów, jednak jej wspaniały trener zaraz wspomniał o kolejnych rzeczach, jakie mogły się przydać. Do każdej uwagi starała się przystosować, wyprowadzając kolejne ciosy. Prawa, lewa. Nokautowanie twarzy, masakrowanie żołądka.
"Wyobraź sobie, że to twój wróg czy osoba, która cię wkurwia. Nienawidzisz gościa. Non stop tracisz przez palanta większość medykamentów, cierpliwości i czasu wolnego."
Niezbyt przekonujące, choć gdyby spotkała takiego wesołka, to z radością by mu przywaliła.
"A jak to jestem ja, to przyłóż się dwa razy mocniej."
Dobra, czasem to działa. I teraz też można było zauważyć pewną różnicę w wyprowadzanych ciosach.
"Federica, skarbie, przyniosłam brokuły! Świeże cudo, wcinaj póki dobre!"
Nie wiedziała, skąd przyszła jej do głowy mamuśka z brokułami, ale zadziałało. Zaraz potem wyobraziła sobie scenę, w której zamiast wspaniałej matki był Growlithe. Z tym złośliwym, pierdolonym uśmieszkiem na twarzy i brokułami w dłoni. Nie zdążył nawet niczego powiedzieć.
- No chyba śnisz.
Ten cios był chyba najsilniejszy.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Czekał wiernie jak czterej pancerni, przyglądając się jej poczynaniom. Nie było tu żadnej filozofii ─ pięść śmiga, worek płacze. I tak w kółko, do upadłego, do znudzenia, do wyhartowania flaków na mięśnie. Nie wykrztusił z siebie nawet słówka, choć momentami mocno go paliło podniebienie i gardło ─ coś wyjątkowo piekielnego chciało wyjść z przełyku, a on bezczelnie tamował to zębami. Dopiero po kilku atakach, gdy Nove wywarczała jakieś makarońskie słowa, Growlithe uniósł nieco głowę, a potem nią potaknął.
Wreszcie. Tak masz uderzać.
Wyglądało więc na to, że od dziś wizja z brokułami w roli głównej będzie musiała ją często nawiedzać.

---------------------------------
Następny dzień.

Następnego dnia kazał jej przyjść wczesnym popołudniem. Stał oparty plecami o ścianę, gdy do pomieszczenia weszła Nove. Tym razem było tu więcej Psów ─ większość zajęła się zapasami, ale w grę nie wchodziły tylko pięści. Używano wszystkiego, czym można było zarysować przeciwnika ─ od pazurów, po kły, na nożach kończąc. Niektórzy warczeli, inni skomleli, byli i tacy, co podkulili pod siebie już ogon i tylko czekali, aż przestanie się ich kopać. Krew lała się gęstymi strumieniami, ale ponad całym harmidrem, wrzaskami i dźwiękami uderzeń, przebiły się rozweselona słowa Wilczura:
Więc jak? Gotowa?
Spodziewał się, że po wczorajszych godzinach mordęgi odczuwała na tyle silne bóle, by przynajmniej spiorunować go wzrokiem. Odpowiedziałby na to faktycznym rozbawieniem, bo o ile wczoraj był w stanie wgnieść jej twarz w podłoże i napluć do ucha, tak dzisiaj ─ najwidoczniej ─ niebiosa postanowiły, że zlezie z łóżka prawą nogą i będzie na tyle fantastyczny, by przywdziać na krzywą mordę równie powykrzywiany uśmiech.
Odwróć się do mnie tyłem ─ wymruczał, unosząc nieco dłonie. Przyglądał się bacznie, jak wykonuje krótkie polecenie, a potem przystąpił do działania. Oparł szorstkie ręce na jej ramionach ─ prawie czuł pod skórą wystające kości ─ przyciskając oba kciuki do jej karku, który zaczął ugniatać masując. Raz robił to mocniej, prawie boleśnie, by za chwilę złagodzić ruch i zabalsamować okrężnymi ruchami potraktowane siłą fragmenty. Zajął się karkiem, co jakiś czas zsuwając kciuki niżej, praktycznie między jej łopatki, by zaraz wrócić ku wyższym sferom.
Lepiej? ─ Rozsunął ręce, przechodząc na jej ramiona, krok po kroku zapewniając każdej komórce kilka sekund intensywnego bólu, który zwiastował nagłe rozluźnienie. Ruchy były automatyczne, ale silne i sprawne, trwające tak długo, aż miał pewność, że poradzi sobie z dodatkowym treningiem. Dopiero wtedy ostatni raz przesunął czubkami kciuków po wąskiej przerwie między łopatkami i odsunął się od niej, łaskawie zwracając możliwość założenia na nowo wszystkich barier chroniących intymność.
Jeżeli będziesz czuła jutro ból, bierz gorące kąpiele. Wodę się zorganizuje, a kilka Psów używa pirokinezy, więc temperaturą się nie kłopocz. ─ Spojrzał na nią znacząco, gdy wspominał o ogniu, ale prędko urwał ten temat. ─ A teraz jazda. Ćwiczenia jak wczoraj, dodaj sobie do wszystkiego po 5 razów. Bieganie na koniec. Nie zapomnij o kostkach i nadgarstkach, bo się potem połamiesz. Byle szybko, żwawo i klarownie. Pod wieczór mam polowanie z Rainbow.

- - - - -
||Nove, welp. Możesz zrobić potem przeskok czasowy o kilka tygodni. W tym czasie jednak trenowana była jej siła, nie same chwyty. W następnym poście wprowadzę ci nowości. ~  

ROZPISKA:
1. Zaprowadzenie Nove do sali treningowej i przetestowanie jej umiejętności (albo w sumie ich braku).
2. Po znokautowaniu Nove pojawił się moment rozgrzewki.
3. Teoria dotycząca ustawienia ciała podczas walki i pierwsze wyprowadzone ciosy (w worek treningowy).
4. Walka z zakwasami; powtórzenie treningu.
5. Kilku (dwu-?)tygodniowy przeskok czasu. Dalszy rozwój treningu, wzbogacony o nowe chwyty. Probably.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Wątek zawieszony z braku aktywności userów.
Przez pół roku na pewno znalazłoby się czas, aby odpisać.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach