Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 2 z 4 Previous  1, 2, 3, 4  Next

Go down

Tak, Kaukaz zdecydowanie miał szczęście, że potrafił tłumić emocje bo w innym przypadku byłby już wywożony przez panów w niebieskich mundurach za morderstwo z premedytacją. Chociaż lepiej pasuje powiedzieć, że szczęście miała tak de facto Adaviena. Zdecydowanie czynnikiem działającym na jej korzyć było to, że właśnie była kobietą. Kaukaz bowiem miał taką niepisaną żelazną zasadę, że do dzieci i niewiast nie strzela...bez rozkazu. Grupy te mogły również posiadać specjalną taryfę ulgową. Kaukaz bowiem dla takich zwykłych cywili walczył. Strzelał po to by dobrze i szczęśliwie im się żyło. Sytuacja jednak diametralnie ulegała zmianie w przypadku gdyby stanowili zagrożenie dla miasta. Wówczas Adrian nie czułby żadnego oporu do pociągnięcia za spust widząc w celowniku kilkunastoletniego dzieciaka. Po wszystkim nie czuł żadnych wyrzutów sumienia. Zresztą nie raz już zdarzało mu się być w podobnej sytuacji, a skoro nie czuł się nijak źle z tym co robił to był to jedynie dowód tej teorii.
Na jego twarzy zagościł na chwilę łobuzerski uśmiech. Rozbawił go fakt, że został zdegradowany po raz kolejny w swej karierze do stopnia szeregowego. Właściwie nie tyle to go rozbawiło co wspomnienie sytuacji, które doprowadzały do dyscyplinarnego zdegradowania. Spora część z nich miała właśnie powiązanie z kolegami dla których nadstawiał kark lub robił coś nieprawdopodobnie głupiego. Nigdy niczego w związku z nimi nie żałował. Obecnie szkoda mu było tych kontaktów, które musiał zerwać na wskutek przeniesienia.
Adrian nie miał zamiaru o nic pytać w momencie kiedy to Ada bawiła się opatrunkiem bo...sam nie wiedział co. Było mu to właściwie bardzo na rękę bo oznaczało, że nie musi się przejmować, że czegoś nie upaćka. Pokornie więc siedział, a przynajmniej do momentu w którym dziewczyna postanowiła odebrać swoją własność. Stała tak teraz dumna z siebie i nic sobie nie robiła z krwawych zadrapań. Wydawały się płytsze od jego własnych lecz nie zmieniało to faktu, że były, a ona jedynie stała i świeciła oczami. W takich momentach cieszył się, że Adaviena nie była miłośniczką jeżozwierzy lub jadowitych gadów. Nie chciał nawet wyobrażać sobie przeciągania między sobą grzechotnika o ile właściwie dziewczyna dożyłaby tego momentu i sama nie posłała siebie wcześniej do piachu.
Gdy odmówiła za pierwszym razem to spojrzał na nią niczym na kartofla. Takiego ze sporą skazą, której nie da się wyciąć. Serio. On sam nie miał zamiaru w tym momencie tłumaczyć się bo było to głupie. Ponowił więc "prośbę", która odbiła się niczym groch o ścianę. Poczuł, jak jego brew dygneła w jakimś dziwnym tiku.
- Ja do ciebie, jak do człowieka, a ty zaś jak osioł. - Wycedził przez zęby podnosząc się z łóżka, a gdy stał już i spoglądał na nią z góry obdarzył ją nieodgadnionym wyrazem twarzy. Chciał się bić? Kurcze, tak wyglądał. Tym bardziej, że wyciągną ku niej rękę, którą...położył na jej głowie i...pomiział jej kłaki. O tym co było dalej decydowały sekundy. Dosłownie. Błysk w oku, ten uśmieszek, władcze fuknięcie, a na koniec kilka sprawnych ruchów i świat Adavieny zawirował.
- Mam wrażenie, że im dłużej próbowałbym cie przekonywać tym szybciej dostałbym raka mózgu. - Stwierdził od niechcenia po czym poprawił uchwyt tym samym mocniej zaciskając rękę wokół talli buntowniczki. Tak, Adaviena wisiała w tym momencie przewieszona przez jego prawy bark. Zwisała sobie potulnie głowa w dół za jego plecami i chyba jeszcze nie do końca ogarnęła co się właśnie wydarzyło podobnie zresztą jak Paskud, który miał oczy o średnicy większej niż przeciętny talerz.
- Nie chcesz bym cie puścił. - rzucił oczywistą oczywistością, tak na wszelki wypadek gdyby dziewczyna zaczęła wierzgać lub domagać si swobody. Miała szczęście, że Adrian był na tyle wspaniałomyślny by przypomnieć jej, że kontakt czołowy z podłogą do najprzyjemniejszych nie należał.
- Dobra, możemy wy...- Zatrzymał się w pół kroku przed wyjściem i cofnął się by pochwycić w wolną rękę ten nieszczęsny kubek. Wyraźnie rzucił przy tym pod nosem jakąś uwagę w swoim ojczystym języku. -...możemy wychodzić. - Do asekurowania Ady wystarczyła mu jedna ręka. Była wyjątkowo lekka, a przynajmniej w porównaniu do ciężarów jakie na co dzień zdarzało mu się nosić na misjach. Gdy doszli do kuchni nie zamierzał jej od razu oswobadzać. Ciągle ją trzymając postawił kubek w zlewie, a potem rzucił krótkie, znaczące:
- Gdzie? - Tak, był to ten sam ton głosu którym uraczył niewiastę chwile przed tym jak żądał od niej odmaszerowania do kuchni. Adaviena musiała wiedzieć, że serio zacząłby szperać po szafkach w poszukiwaniu, jakiegoś koszyka czy czegokolwiek co stanowiło składowisko opatrunków i leków.
Niezależnie od tego czy mu powiedziała, czy sam musiał wykazać się wola poszukiwania w ciszy wyjął opatrunki i postawił je na stole, po czym...to samo zrobił z Adavieną. Tak, posadził ją na stole.
- Puść go, będzie przeszkadzał. - Zasugerował, spoglądając na zlepek kociego futra. Wzdychnął - Nie zabiorę ci go, a nie chce mi się próbować go z ciebie strzepywać. - Wizja trzymania do góry nogami Adavieny i majtania nią dopóki zwierzę nie spadnie niczym jabłko z maltretowanej jabłoni było ciekawą opcją umilenia dnia, lecz miał nadzieję, że ta delikatna perswazja pozwoli mu uniknąć wieczornego nadmiaru gimnastyki. - Ostatecznie ściągnij go chociaż na kolana.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Ada nie lubiła "pierwszego wrażenia", dlatego znana była z tego, że bardzo szybko burzyła tak wykreowane wizerunki. Właściwie wystarczyło, że się odezwała i wszystko co sobie myślał obserwator zazwyczaj legło w gruzach. W końcu natura nie obdarzyła ją ani wysokim wzrostem, ani silną budowa ciała, która potwierdzałaby, że charakterkiem mogłaby burzyć ściany...
Wizualny jej obraz plasował się raczej w ramach "aniołka". Jej drobna postać, filigranowa figura, kruczoczarne, wiecznie rozwiane włosy i roziskrzone niebieskie oczy sugerowany naturę raczej delikatną. Nie była też czystokrwistą Japonką, świadczył o tym choćby kolor oczu, ale Ada nie interesowała się tym zbytnio. Jeśli miała jakąkolwiek rodzinę - nie byli jej znani. Jeśli miała na kogoś liczyć - liczyła na siebie. Oczywiście miała znajomych, lubiła towarzystwo, ale nie cierpiała wtykania nosa w jej sprawy. Adrian, choć nieświadomie, ingerował w "jej" sprawy już samą swoją obecnością. Musiała dzielić się z nim przestrzenią, którą do tej pory uznawała za własną i co najważniejsze, za bezpieczną. Teraz działała trochę, jak na polu walki i bynajmniej, nie miała zamiaru się poddawać. Teoretycznie była skazana na niepowodzenie, w końcu Kaukaz był wyszkolony w walce...ciekawe tylko, jak często uczestniczył w tego typu zmaganiach?. Była kobietą, a jej teoretyczna natura "słabości" mogła działać na jego niekorzyść, choć akurat ten atut nie wydawał się dziewczynie tak oczywisty. Prawdopodobnie, nawet nie zdawała sobie sprawy, jak często ta nieuświadomiona kobiecość ratowała jej tyłek, czy..zwyczajnie kogoś urzekała.
Prawdopodobnie, to był czynnik, by zająć się zadrapaniami na przedramieniu Polaka. Cicho też była wdzięczna, że sam opatrywany, nie odezwał się w tym momencie ani słowem. Wielce prawdopodobne, że wróciłaby do swej buntowniczej mowy. Szybko jednak tok rozmowy przeszedł transformację i powrócił do pierwotnego wyglądu.
Ada autentycznie nie uznała swoich zadrapań, za warte uwagi, a może nawet przyzwyczaiła się do ignorowania takich bodźców. Potem, była już reakcja falowa. Szczególnie, że bawiła ją barwna mimika twarzy Adriana. Cholernik był szalenie pewny siebie, a to niestety była pociągająca cecha. Nie dziwiła się temu właściwie i widać było, że zdecydowanie był przyzwyczajony do wydawania rozkazów i wykonywania ich zapewne bez jakiegokolwiek ociągania. Im bardziej więc czuła nacisk z jego strony, tym mocniej ona się opierała - taka zasada proporcjonalności. W dodatku, czerpała niebezpieczną przyjemność z ryzyka. Odmawiając specowi, nie wiedziała czego miała się spodziewać. Jego twarz zmieniała się, to ukazując mieszankę irytacji, to rozbawienia. Czuła, że na jej ustach drga uśmiech, że jej oczy czujnie badają jego gestykulację, ale wciąż nie wykazywała żadnej dozy uległości. Ryzykantka, ale rozbawiona ryzykantka.
- ..chyba się przejęzyczyłeś, bo nie miało być przypadkiem "...ty zaś, jak do osła" - i to było ostatnie w tej chwili co zdarzyła powiedzieć, bo kilka sekund później jej świat wywinął piękne salto.
Zaskoczył ją. Kiedy wstawał, spodziewała się jakiegoś ataku, kiedy więc już przed nią staną niczym góra, i kiedy wyciągnął do niej rękę, zareagowała automatycznie, próbując zblokować cios...którego nie było. Złapała więc przegub jego dłoni, by ze zdziwieniem stwierdzić, że przejechał ręką po jej włosach...potem widziała wszystko, jak w zwolnionym tempie. Powinna zareagować na to, co dostrzegła w jego oczach, ale szuja był szybki. Jedyną jej reakcją, był zduszony jęk i próba przytrzymania Paskuda, który razem z nią oglądał, jak jego pani ląduje bezczelnie przerzucona przez ramię Adriana. Sam kocur, oczywiście wzmocnił swój "uścisk" i tyle szczęścia, że Ada prawie mechanicznie przycisnęła wrednego pupila do siebie, co zminimalizowało ucisk pazurów. Dziewczyna nie słyszała słów, jakie chwilę potem zadał jej "oprawca". W głowie jej zaszumiało, więc skupiła się na utrzymaniu kota jedną ręką, a drugą zacisnęła na podkoszulku Adriana. Kiedy odezwał się znowu, była akurat w momencie, gdy próbowała się obrócić i jakoś wyślizgnąć z chwytu - póki miała możliwość. Potrafiła to zrobić, była na prawdę zwinna. Jednak wzmocniony uścisk uniemożliwił jej akcję. Wyrywanie się, czy głupie wierzganie, było poniżej jej godności, choć może wpływał na to fakt, że nie była to sytuacja zagrażająca jej życiu. Skupiła się więc na utrzymaniu Paskuda w pozycji, która nie pozwalała mu na tworzenie kolejnych krwawych wzorów, tym razem na jej plecach.
- Właściwie, to chcę, ale jednocześnie nie chcę sprawiać Ci tej satysfakcji - rzuciła stłumionym głosem. Co, jak co, ale upadać potrafiła. Chyba. I zastanawiała się, czy takie lądowanie na głowę nie byłby dla niej jakimś wyjściem...
I żeby było jasne, Ada nie była przyjemnym pakunkiem do noszenia. Może była lekka...ale już złośliwie, wbijała łokieć w plecy Adriana, nadal jednak zaciskając dłoń na materiale jego bokserki. Mogła sobie najwyżej podziwiać linię jego pleców. Było jej niewygodnie jakkolwiek manewrować, ale kiedy dostrzegła, że zatrzymał się, by jeszcze sięgnąć po niebieski kubek, na jej ustach pojawił się tryumfalny uśmiech, niestety niewidoczny dla kogokolwiek, a gdyby ktoś widział sytuację, raczej nazwałby to karykaturalną maską..bo położenie Ady wcale nie miało powodów do śmiechu. Chyba. Zależy dla kogo.
- Brawo żołnierzu, należy ci się lizak w nagrodę - jej głos nadal był stłumiony, prawdopodobnie przez ucisk na przeponę, ale i tak próbowała nadać ton sarkazmu. Na pytanie Adriana, kiedy już znaleźli się w kuchni próbowała się zaśmiać. Absurdalnie, zamiast się złościć, czuła coś zupełnie innego. Chciało jej się śmiać przy jednoczesnej próbie ukrycia maleńkiego, kiełkującego zakłopotania. Adrian..był cholernie bezczelny, zbyt pewny siebie i niestety inteligentny. Z idiotami potrafiła sobie radzić. Z Adrianem musiała inaczej działać, szczególnie, że wykazywał pokrętną filozofię "gentlemana".
- Pokazałabym Ci palcem...ale jeśli nie masz oczu, czy detektorów na plecach, to nie będę się wysilać - kot tymczasem chyba zadowolony z wysokości jaką osiągnął, rozluźnił się nieco, jednak wciąż kurczowo go przytrzymywałam, niczym magicznego talizmanu ochronnego. Powoli zaczynało jej się kręcić w głowie. Akurat w momencie, gdy chciała mu zaznaczyć, że chyba zapomniał, że cały czas nosi ze sobą bagaż, świat na powrót się przewrócił. Kiedy poczuła w końcu pod sobą grunt, zamrugała i prawdopodobnie na chwilę zrobiła się blada, gdy krew powróciła do właściwych kończyn. Odetchnęła cicho i skrzywiła się lekko na słowa Kaukaza. Wciąż zaciskała jedną rękę na Paskudowym futrze, który już szykował się do zmiany położenia.
- W jego naturze jest przeszkadzanie, jeszcze się sam przekonasz...do tego atakowanie, przewracanie losowych rzeczy i przyglądanie się, jak otwierasz mu drzwi....a bez jego zgody i tak próba zrzucenia skończyłaby się kolejnymi uszkodzeniami, a nie wiem na ile starczy opatrunków - powoli więc przeciągnęła kocura na swoje kolana, który o dziwo chyba była najbardziej zadowolony z całej sytuacji, bo jego niski tom mruczenia, niczym motor rozniósł się po kuchni. Sama Ada próbowała siedzieć spokojnie. Miała ochotę strzelić jakiś nieprzyjemny tekst lub po prostu wrócić do pokoju jak zamierzała na samym początku, ale ..nie chciała zachowywać się jak rozwydrzone dziecko. Kaukaz siedział spokojnie, kiedy zajmowała się jego ranami, więc próbowała przynajmniej by jej burzowa natura przycichła. Na razie.
Nie patrzyła teraz na Adriana, dopiero kiedy poczuła dotyk na ramieniu, spięła się i odwróciła głowę, by spojrzeć na jego poczynania. Wbrew pozorom, Adrian starał się zrobić to delikatnie, przynajmniej dziewczyna nie czuła, by próbował być nieprzyjemny. Mimo to kilka razy syknęła przez zęby, ale ani razu nie skomentowała jego poczynań, ani tym bardziej nie jęczała, że coś ją boli. No i mruczenie Paskuda było zdecydowanie uspokajające. Dopiero kiedy skończył pozwoliła sobie na komentarz.
- Dziękuję...- to mówiła ciszej - ale jak już musisz mnie tak nosić, to poproszę pojutrze do pracy, przynajmniej jak Cię zobaczą, wścibscy odczepią się ode mnie, żebyś ich czasem też tak nie potraktował...- spojrzała już wtedy z szerokim, łobuzerskim uśmiechem.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Ada nie musiała się przejmować tym, że swoim zachowaniem niszczyła jakiekolwiek pierwsze wrażenie w oczach Polaka, bo ten od samego początku był nastawiony niechętnie do jej osoby to też nie wyobrażał sobie na jej temat nie wiadomo czego. Właściwie, gdy pierwszy raz spojrzał w jej niebieskie oczy nie dostrzegł tam żadnej anielskiej delikatności, lecz właśnie...piekielną chęć mordu. Nie zrobiło to na nim specjalnego wrażenia biorąc pod uwagę nie stwarzające zagrożenia gabaryty niewiasty. jednak już wówczas wiedział, że będzie musiał uzbroić się w cierpliwość. Na szczęście nie był typem człowieka, którego łatwo było wyprowadzić z równowagi, nawet jeśli jego czyny bądź słowa wskazywały na coś innego. Naprawdę...No dobra, pewne specyficzne reakcje i zachowania przyprawiały go o mdłości, które musiał leczyć masowaniem dłoni o twarz ewentualnej "zarazy", lecz tak poza tym był spokojnym i zdyscyplinowanym człowiekiem. Potrafił sobie poradzić z irytującymi jednostkami - tak też myślał dopóki nie przyszło mu obcować z Adavieną. Nie dało się jej zignorować - za bardzo afiszowała się swym jestestwem. O zastraszaniu też nie było mowy, bo im głośniej się hukało tym bardziej próbowała udowodnić, że wcale jej to nie ruszyło. Jeśli chodzi zaś o dyskusje...cóż...W większości przypadków Adrian odnosił wrażenie, że wyszedł już z siebie po trzykroć i jego mentalność zapewne nie zamierzała na tym poprzestawać, lecz z drugiej strony czerpał z tego jakąś...satysfakcje? Przyjemność? Hmm. Mimo wszystko dawno nie spotkał kogoś kto miał na tyle duże jaja by stawiać mu jawny opór i w sumie nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby nie fakt, że Adaviena żadnego dodatkowego sprzętu wmontowanego nie posiadała.  W takich sytuacjach nasuwało się pytanie - Z czego jej rodzic ją zrobili.
- Chciałabyś. - fuknął w odpowiedzi pod nosem, rozbawiony wyimaginowanym zarzutem Adavieny. Może i czytać jeszcze nie umiał, lecz w takich prostych zwrotach błędów nie mógł robić, a przynajmniej nie na trzeźwo. Bawiło go to, że Adą wręcz coś miotało coby ostatnie trzy grosze należały tylko do niej. A właśnie, propos miotania Adavieną...
Uniósł w geście zaskoczenia jedną ze swoich brwi ku górze, gdy kobieta machnęła wojowniczo ręką, tak, jakby on sam próbował się na nią zamachnąć. Celem jego jednak nie było robienie krzywdy pyskatej buzi, a jedynie wprowadzenie lekkiej dezorientacji w świat współlokatorki, która po chwili wisiała sobie do góry nogami. Czuł, jak podtrzymuje się jego koszuli, jednocześnie próbując wyśliznąć mu się z uchwytu, który w porę umocnił.
- Uparta jak osioł, złośliwa jak wiedźma i do tego wijesz się jak wąż...czym ty jesteś? Chodzącym zoo? Cyrkiem? - Ciągnął swym zwyczajowym tonem, a do tego ściągnął brwi w geście głębokiej konsternacji. Nie tyle co dręczyło go to, czy działalność buntowniczki oscyluje wokół zoo czy też cyrku, lecz dręczyło go pytanie czemu nie zrobił tego wcześniej. Teraz wszystko miał pod bezpośrednią, względną kontrolą. Świat stał się w kilka sekund piękniejszy, zgodniejszy i cichszy. Prawie. Bowiem Ada nie byłaby sobą gdyby nie MUSIAŁA dorzucić swoich miedziaków więc chcąc, a właściwie MUSZĄC, mamrotałneła coś pod nosem na temat satysfakcji.
Adrian zaś nie byłby sobą gdyby w tym kontekście ni wykorzystał tej szczególnej sytuacji w której się znajdowali. Polak zwolnił uścisk z jej talii i odchylił się do tył, tak, że dziewczyna mogła odnieść wrażenie, że spada. Co też właściwie było faktem, a przynajmniej do momentu w którym wojskowy na nowo ją względnie unieruchomił. Krotko po tym, do uszu Ady mógł dojść szczery śmiech Adriana w którym nie kryła się nuta satysfakcji, która znikła zaraz po tym, jak jego osoba została obrzucona słownymi lizakami. Mocniej zacisnął dłoń na kubku.
- Chcesz mieś powtórkę z rozrywki? - Cóż...Adrian nie widział powodów dla których jego satysfakcjonometr nie miał na nowo wskazywać zawyżonej wartości. Chciał, by Adaviena o tym wiedział. Nie żeby jej od razu groził czy coś. Od tak, po prostu lubił strzelać pytaniami retorycznymi.
Szli sobie do kuchni, a właściwie Kaukaz sobie szedł słysząc jednocześnie nagły wybuch śmiechu dziewczyny. Nie powiem, był przez chwilę zmieszany, lecz chcąc nie chcąc jego usta wygięły się delikatnie w uśmiech, a potem wykrzywiły słysząc komentarz dziewczyny. Wzdychnął ciężko, zastanawiając się jednocześnie czy nie szukać po płkach jakiejś porządnej taśmy izolacyjnej. Ostatecznie znalazł to czego szukał. Wygrzebywał odpowiednie sprzęt w momencie, kiedy to Ada dzieliła się z nim charakterystyką Paskuda. Niektóre fakty wydawały mu się wyjątkowo zbieżne z pewną personą. Nie wszystkie, lecz dwa początkowe punkt z pewnością. Gdy skończyła popatrzył na nią wydając z siebie krótkie znaczące "Ach tak". Jakby nie było - niczego nie skomentował. Tylko patrzył. W taki pewien specjalny sposób, by zaraz potem przenieść wzrok na zadrapania na skórze dziewczyny. Początkowo przejechał po nich wacikiem z jakimś odkażaczem, dostrzegając tym samym stare "naznaczenia" kocura na kobiecie.
- Powinnaś bardziej przejmować się zadrapaniami. Im bardziej przyłożysz się do tego by nie miały kontaktu z jakimiś syfami to szybciej będzie się goiło nie pozostawiając blizn, a jeśli nawet to traktuj się jakimiś maściami na blizny. Ewentualnie jakieś kremy zawierając coś z pszenicy, nagietka lub cytryny. - Jego ręce były szorstkie, lecz sam dotyk wprawionych rąk był delikatny. Dzielił się z nią równiez nieodpłatną radą. Mimo wszystko była urodziwą kobietą. Szkoda by było gdyby szpeciły ją blizny. Niby można powiedzieć, że był hipokrytą, bo sam miał wywalone na swoje, lecz on siedział cały dzień w domu lub w koszarach, a do ludzi wychodził by w nich strzelać.
- Czy ty mi właśnie życzysz żeby wszyscy ludzie w M-3 załazili mi za skórę? - Zmrużył oczy, jednocześnie zaplatając ręce na torsie. Podarł się o aneks kuchenny, tak, że stał na przeciwko Adavieny. Nie był pewien, lecz chyba w tym momencie mu groziła, a przynajmniej zło życzyła. Po chwili nie było to jednak ważne. Nachmurzył się. - Jesteś hostessą? Gdzie ty właściwie pracujesz? - Spytał bardziej na poważnie, jednocześnie nastawiając czajnik z wodą. Teoretycznie widział na oczy jej papiery, no ale wiecie - japońskie krzaczki~
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Nie można przewidywać, że kiedy spotkają się dwie burze, obejdzie się bez zniszczeń. Analogicznie, Adrian i Ada charakteryzowali się (jak się okazuje) bardzo sztormową naturą i każdemu z nich ciężko ustąpić pola drugiemu. Przy pierwszym ich spotkaniu, możliwe, że jej irytacja i furia z faktu, że pozbawiono ją pielęgnowanej, mieszkaniowej samotności. Wchodzi sobie taki kozak - Adrian i nawet nie musiał nic mówić, żeby obdarzyła go spojrzeniem, które sugerowało wojownicze "let's play a game..". teoretycznie powinna winić władze o ten przydział, ale..nic nie stało na przeszkodzie, żeby to pan Spadziński odpokutował. jednak zdecydowanie nie było to proste zadanie. "Trafiła kosa na kamień?" - zastanawiała się tylko, kto był w tym podziale kosą, a kto kamieniem, bo co chwilę te role się odwracały. Tak, musiała być pyskata do granic możliwości, ale intuicja podpowiadała, potwierdzona aktualną sytuacją, że w innym wypadku, zwyczajnie zostałaby zdominowana. Adrian wyglądał na takiego, co to nie znosi sprzeciwu i nie jest też przyzwyczajony do buntu. Właściwie - nie było czemu się dziwić. Miał genialne predyspozycje...do bycia bezczelnym draniem. I temu jednak nie powinna się dziwić. W wojsku, chyba by go zjedli, gdyby nie potrafił pokazać swego zachowania "ja alfa, ty - siad!". Musiała więc przyznać - uparta z niego była bestia, ale ile przy tym miała cichej, złośliwej satysfakcji?! Wprawdzie musiała się przy nim wciąż mieć na baczności, ale był to zdecydowanie przyjemny stan gotowości. Chciałaby powiedzieć, że szanse były wyrównane, aczkolwiek Adrian dysponował asortymentem, niedostępnym Adavienie - siła. Tak jak miało to miejsce teraz, wystarczyło, że ją złapał - z czego była to podstawa sukcesu - i przerzucił przez ramię odpowiednio wzmacniając uścisk - i to była reszta sukcesu - w innym wypadku, Ada byłaby w stanie się wywinąć. Chyba.
Podczas całej tej fascynującej podróży, kiedy to podziwiała plecy Adriana, tekst jaki usłyszała ta temat jej wiedźmowatości, kolejny raz wywołał zduszony śmiech. Gdzieś już to słyszała. Chyba nie jeden raz.
- Zgaduj dalej, ja sobie chętnie posłucham, a na razie asortyment komplementów się zwiększa i pamiętaj, że kwestię "osłowatości" przypisaliśmy już komuś innemu, a ja grzeczne stworzenie i nie biorę tego co nie moje...- nie wiedziała czy w ogóle był łaskaw usłyszeć jej słowa, pozycja jaką miała nie ułatwiała mówienia. Wcale jednak nie przeszkadzało to Adzie próbować.
Czy chciała mieć powtórkę z rozrywki, jaką serwował wojskowy? Jasne! Chciała tylko wcześniej dorwać coś ostrego, żeby ewentualnie, przy spadaniu odpowiednio potraktować plecy Polaka. Żałowała w tej kwestii, że nie ma doświadczenia i możliwości Paskuda...a może ma?
Kiedy w końcu już siedziała, prawie grzecznie, pozwalając Adrianowi zająć się nieszczęsnymi zadrapaniami, nie myślała, że dostanie gratisową radę. Dodać trzeba PRAWDZIWĄ radę, która nie została zawoalowana żadnym podtekstem. Nie zastanawiała się nigdy nad tymi drobnymi bliznami. Szczególnie, że na plecach miała nieprzyjemne pozostałości po rządowych "zabawach". W większości pokryte tatuażem, z który rzadko się afiszowała. Nie sądziła jednak, że wspomniane przez Kaukaza składniki poradziłby sobie z takimi śladami. Jednak...może będzie mogła wypróbować to o czym mówił. Oczywiście i tak się nie przyzna, że się zastosowała do jego rady. Byłą pewna, że wykorzystałby to na swoją korzyść, a Ada będzie musiała i w tej materii kombinować. Nie, żeby nie lubiła.
- Goiło się zawsze dobrze bez niczyjej pomocy, a tych popaskudowych blizn i tak prawie nie widać - nie chciała na jego słowa teraz odpyskowywać, ale i tak uparcie obstawała przy swojej racji. Choć jej praca polegała na kontakcie z ludźmi, nigdy nie musiała się odsłaniać, a nawet jeśli - drobne blizny autentycznie nie były zbyt widoczne. Pozostałe ślady były widoczne tylko, jeśli na to pozwoliła. A pozwalała tylko w szczególnych warunkach, zarezerwowane dla wybrańców, których było niewielu. Aktualnie nie była w żadnym związku, więc nie miała zamiaru się tym tak przejmować.
Uśmiech nie znikał z jej ust, kiedy Kaukaz skończył i stanął na przeciwko niej. Ada nie miała zamiaru schodzić z blatu stołu. Przynajmniej..była wyżej niż stojąc na podłodze.
- Widzisz, nieświadomie chciałam Ci strzelić komplement, ale podpowiadasz bardzo ciekawe rzeczy, warte rozważenia... - usta zadrgały jej - i popatrz, myślałam, że nie ma już osób w M-3, które jeszcze nie zalazły Ci za skórę - dodała prawie niewinnie. Chwilowy rozejm, jaki zapadł, wcale nie sprzeczał się z faktem, że mogli rzucać w siebie złośliwościami. Prawda? W końcu dobrze, że nie rzucali czymś innym, albo kimś innym...
- Hm, myślałam, że doskonale znasz mój życiorys - zmrużyła nieco oczy, choć wciąż nie przestawała wykrzywiać ust w uśmiechu. Nie była pewna, czy teraz z niej kpił, czy rzeczywiście nie wiedział czym się zajmuje. Ton jego głosu był inny niż do tej pory - pracę hostessy straciłabym szybciej, niż bym ją dostała - pokręciła głową. Nie wyobrażała sobie siebie w tej roli. Słodko odzywać się do przechodzących osób i udawać idiotkę, nawet gdy trafiało się na buraka. O nie. Skończyłoby się to przynajmniej ostrą wymianą zdań - Pracuję jako kurierka - odpowiedziała w końcu, wciąż badając reakcję rozmówcy. - A ty, pewnie nie powiesz czym się dokładnie zajmujesz w wojsku? Właściwie mogłabym zgadywać, ale strzelam, że nie spodobałyby Ci się moje pomysły - znowu odsłoniła zęby radośnie. Ciekawiło ją też pochodzenie Adriana. Nazwisko zdążyła sobie sprawdzić...przynajmniej jeśli chodzi o pochodzenie. To, że nie pochodził z Japonii, było jasne. Jednak miał na tyle specyficzną urodę, że pozwoliła sobie na zgadywanki i zerknięcie w czeluści internetów.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pozycja w której obecnie się znajdowała Ada nie ułatwiała jej pyskowania. Nie muszę chyba więc wspominać, dlaczego na ustach Adriana pojawił się leniwy uśmiech, gdy do jego uszu doszło stłumione, nieco śmiesznie brzmiące powarkiwanie. Może dałoby się ją gdzieś tak zamontować na stałe, do góry nogami na ścianie? Jakby nie było z lampką się udało.
O ile w dobry nastrój wprawiło go pewnego rodzaju zmniejszenie szkodliwości współlokatorki na jego psychikę o tyle jej komentarz, kiedy to pochwycił kubek zirytował go. Sięgnął po niego i tak niechętnie, lecz mimo wszystko nie był typem złośliwca - był uparty, miał swoje racje ale nie był złośliwy. Dlatego też skoro i tak wybierał się do kuchni, to czemu miał nie wsiąść ze sobą brudnego naczynia? Niestety, biorąc pod uwagę wcześniejszą sytuację, jak i słowa Adavieny na chwilę obecną wyglądało to tak, jakby jej uległ, przegrał...NIEDOCZEKANIE. Jakaś zawzięta część jego nie mogła dopuścić tego nijak do myśli, toteż postanowił wyprowadzić dziewczynę z ewentualnego błędu i pokazać, że gra trwa dalej dlatego też udał, że ją puszcza. Zabieg ten poprawił mu nastrój, a właściwie ta cisza po nim, która towarzyszyła mu już do momentu wejścia do kuchni, gdzie po krótkim obrzucaniu się docinkami, Kaukazowi w końcu udało się zabrać za to do czego przymierzał się od startu - ogarnięcia poharatań po paskudzie.
- Prawie to słowo klucz. Szkoda marnować jedyną zaletę jaką się posiada. - Lekko rzucił kolejną złotą radą. Czy ją obrażał, czy też chwalił...Trudno było to jdnoznacznie określić. Prawdą jednak było, że zdaniem Kaukaza dziewczyna powinna bardziej się o siebie troszczyć, a i że odpowiednio zalazła mu już za skórę. Dlatego też kolejne jej stwierdzenie uznał za jakąś cichą, złośliwą groźbę.
- Aż tak obrotny to nie jestem.- Wyszczerzył nawet na tą uwagę zęby. Mimo wszystko znajdował się w M-3 ledwie dwa tygodnie, a do tej pory jego bytność ograniczała się do murów koszar i chyba tylko to na chwilę obecną chroniło go od ewntualnych konfliktów do których miał dryg. Jego relacja z Adavieną była tego najlepszym przykładem, choć tutaj to oboje byli siebie warci. Fakt faktem nie rzucali si sobie już do gardła, lecz gardłowe powarkiwanie przerywało ciszę panującą w kuchni.
- Hm, cóż...- Dziewczyna najwyraźniej nie była do końca taka głupiutka. Najwyraźniej dobrze wiedziała, że nie bez powodu jej nowy współlokator jest z wojska i, że to mimo wzystko "góra" ma baczenie na to co robi. - Słyszałem, że twoi rodzice mieli powiązanie z łowcami. Zwłaszcza ojciec. - Powiedział beznamiętnie. Właściwie zwisało mu to mocno. Nie był wyposażony w jakąś irracjonalną nienawiść do łowców czy też wymordowanych -  stanowili zagrożenie dla mieszkańców i to mu w zupełności wystarczyło, a ich potomstwo...Jeśli okazywało się ludzkie nie czuł żadnej większej czy też mniejszej niechęci. W końcu nikt nie wybiera swoich rodziców. Sam był tego idealnym przykładem. Nie krępował się mówić o tych nadnaturalnych terrorystach wprost. W końcu ich egzystencja ni była dłużej żadną tajemnicą od incydentu na promenadzie i przemówieniu dyktatora. - Co do reszty...bariera językowa. - Uciął krótko. Przecież nie powie jej wprost, że nie umie czytać. Przyjazdem do M-3 skupił się na umiejętności komunikacji werbalnej, bo jego zawód opierał się głównie na tym. I tak mimo iż zasób słownictwa miał wyjątkowo szeroki to dało się odnieść wrażenie, że miewa problemy z wymową niektórych wyrazów. Czuł bowiem mimowolne ciągotki to spolszczania głosek. Nie oznaczało to, że nie dało się go zrozumieć, lecz już po kilku wypowiedzianych przez niego słowach dało mu się przypisać łatkę nowego w tym kraju.
Kąciki jego ust drgnął. Rzeczywiście, Adaviena, jako hostessa by się nie sprawdziła. Jej charakter doprowadziłby jej pracodawce do bankructwa, lecz...kurier?
- Kurier? - Podniósł jedną brew ku górze. - w sensie...Nosisz taką pocztową, niebieską czapkę i dostarczasz ludziom telewizory? Jakoś nie potrafię sobie tego wyobrazić. I do tego nie spodziewałem się, że to niebezpieczna fucha. Co ty tam takiego robisz, że musisz uważać na wścibskich...? - Właściwie mało wiedział o ryzyku, jakie niosły za sobą inne zawody. Naturalnie potrafił sobie wyobrazić, lecz zabawa w prywatnego listonosza nie wydawała mu się nijak niebezpieczna. Ciężka - a i owszem, lecz do tego stopnia by mieć problemy z jakimiś namolnymi jednostkami.
- Nie jestem upoważniony do udzielania takich informacji cywilom, lecz nikt nie broni ci strzelać. - Powiało wojskową manierą, jak i ciekawością. Co takiego miała na myśli Ada, że mu by si to nie spodobało? - No chyba, że się boisz.  - Podsycił nieco ogień i czekał.
- Planuję remont w mieszkaniu w przyszłym tygodniu więc mam nadzieję, że nie planujesz nikogo zapraszać bo może być syf. - Nie pytał się. Postawił ją przed faktem dokonanym, pozwalając sobie sięgnąć po świeży kubek i pudełko z kawą. Nie zamierzał kłaść się wcześnie spać, a lubił gorzki smak tego naparu.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Złośliwość była jedną z podstawowych cech, jakie Ada musiała wypracować do perfekcji (przynajmniej na miarę swoich możliwości). Nie było w tym jednak złych intencji. Stanowiło to dla dziewczyny specyficzną obronę, tarczę, przed niepotrzebnymi sytuacjami. Nie musiała udawać, że jest grzeczną dziewczynką tylko dlatego, że ktoś ma takie "widzimisie". Nie było więc trudnym zgadnąć, że wobec nowego współlokatora obierze podobną taktykę. Nie miała zamiaru udawać też, że pojawienie się kogoś takiego w jej życiu, oznacza tylko tyle, że rząd wciąż pamięta...kiedy akurat ona chciała zapomnieć. Próbowała żyć ładnie, być porządną obywatelką...ale coś piekącego cisnęło jej się w sercu i nie dawało spokoju. ONI wiedzieli zapewne wszystko o jej rodzicach, ale "łaskawie" nie podzielili się tą wiedzą z Adavieną. Niebezpieczna więc w tej sytuacji myśl drążyła przejścia do postanowień, że kiedyś dotrze do tych informacji. Dowie się wszystkiego...przynajmniej jeśli przebrnie przez wszystko, co jej wspaniałomyślny los zesłał - choćby w postaci Adriana.
A niestety przebrnąć było ciężko. Adrian nie był pierwszym lepszym idiotą, którego zbywała. Tutaj musiała się napracować, a niestety pomysłowość jej współlokatora musiała docenić.
Choćby pozycja w jakiej się przez chwilę znalazła. Wywrócony świat nie skąpił jej wrażeń...a na pewno sprawiała pewną satysfakcję przeciwnikowi. Standardowo jednak, Ada nie pozostawała bierna w swej "słabości", więc była pewna, że przynajmniej kilka komentarzy dotarło do uszu Kaukaza i bynajmniej nie wywoływało śmiechu.
Późniejsza akcja ratowania jej skóry i...rozmowa, która balansowała na łamach szczerości, wydawała się dziewczynie nieco odległa.
Jakkolwiek by nie nazwać okoliczności - zajął się jej ranami. teraz więc siedziała grzecznie na blacie stołu, od czasu do czasu tylko pozwalając sobie na szyderstwo i śmiech. Najśmieszniejsze, że przyczyna zamieszania - Paskud, teraz stanowił dziwną rozjemczą siłę. Jednak nie spodziewała się, by trwała zbyt długo. Zdążyła się dziś o tym już przekonać.
- Uważaj, bo jeszcze pomyślę, że rzeczywiście posiadam jakiekolwiek zalety w Twoim mniemaniu - uniosła jedną brew wyżej, a jej niebieskie oczy błysnęły kolejną radosną iskrą. Tym razem nie uznała tego, jako rady. Nie była też pewna co do kontekstu, ale skłonna była celować, że bardziej kpił niż chwalił. A jeżeli byłaby to pochwała...to na razie nie byłaby w stanie uwierzyć.
- Nie martw się, masz jeszcze czas - tym razem uśmiechnęła się szczerze, odwzajemniając wyraz swego rozmówcy - mam nadzieję, że będę przy tym obecna..może nawet Ci pokibicuję -  Właściwie chętnie podpatrzyłaby w takiej "akcji" Adriana. Ciekawe jak radzi sobie z innymi? Może mniej pyskatymi lub upierdliwymi jak Ada? Cóż, jeśli mają razem mieszkać, to prawdopodobnym jest, że będą nawzajem świadkami rożnych sytuacji. Ciekawe, jakie słabości ma Adrian...? Bo jakieś ma na pewno...prawda?
- Też tak słyszałam - głos dziewczyny był był równie beznamietny co jej rozmówcy, a przynajmniej..starała się, by tak brzmiał. Co jak co, ale w tym temacie, nie miała za wiele do powiedzenie. I nie chodziło tylko o fakt, że nie miała zamiaru mu się z czegokolwiek zwierzać. Po prostu..sama niewiele wiedziała o swoich rodzicach. Ojca nie widziała na oczy, nawet nie zna jego tożsamości. A matka - cóż, nikt w laboratoriach rządowych za długo nie żyje... kwestia więc jej rodzicieli była dla niej zamknięta. Przynajmniej w rozmowie. Miała jednak cichą nadzieję, że kiedyś dowie się czegoś więcej. Cokolwiek myślał o tym Adrian - nie miała zamiaru więcej wracać do tematu rodziców. Przynajmniej...swoich.
- Bariera językowa? - powtórzyła za mężczyzną jak echo - może nieco przekręcasz niektóre sowa, ale mówisz nieźle jak na nietutejszego - drążyła temat, a jakże. Nie byłaby sobą, gdyby nie próbowała tego zrobić. Dostrzegała jakąś niejasność, coś czego nie chciał powiedzieć, a co dotyczyło jego osoby.
Na kolejne słowa i opis jaki zaserwował, parsknęła szczerym śmiechem.
- Taaaak...telewizory, pralki, a nawet betoniarki - ton głosy zdecydowanie sugerował sarkazm - wybacz, ale jak już wspomniała, nie zaglądam do cudzych rzeczy bez pozwolenia, więc nie wiem zazwyczaj co znajduje się w przesyłkach, chyba, że to wyraźne zaznaczone - wzruszyła ramionami i przeniosła głowę na (o dziwo) wciąż mruczącego kocura - i nie wiem czy wiesz, ale ludzie którym się to wszystko dostarcza, nie zawsze są normalnie, nawet w naszej "idealnej" społeczności. Szczególnie, jeśli dziennie ma się kontakt ze znaczną ilością klienteli - zawsze trafi się ktoś walnięty. Czasem mam z tego powodu ubaw, a czasem trzeba zwyczajnie w świecie uważać - wszystko to po prostu stwierdziła. Nie skarżyła się, ani nie próbowała manipulować, że ma tak bardzo ciężko. Lubiła swoje zajęcie, szczególnie, że czasem zgłaszali się do niej bardzo ciekawe osobistości, zamawiający nieco inne przesyłki - informację.
- Pff...nigdy nie uczyłam się strzelać, więc...- zmrużyła nieco oczy, kąciki ust uniosły się - z tekstem o strachu w moim wypadku nie przejdzie, to raczej panowie są na tym punkcie wrażliwi...więc...skoro Ty nie możesz zaspokoić mojej ciekawości, to ja sobie tez pozwolę na...słodką tajemnicę - zęby błysnęły w pełnym złośliwej satysfakcji uśmiechu - ale zakładam, że nie robisz tam za maskotkę - potem prawie zakrztusiła się swoim uśmiechem.
- ..że co proszę chcesz zrobić?! - nie no...ledwie kilka dni rezyduje w JEJ mieszkaniu, a już się panoszy, jakby był na swoim. Co mu do cholery przyszło do głowy? Mieszkanie było zadbane i nie przypominała sobie większych usterek...no chyba, że chodziło o koci pokój..choć i tam nie wiedziała, co takiego miał zamiar zmieniać i przede wszystkim PO CO?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Ogarniacie ten rodzaj żałości, którym obdarzacie człowieczka odpowiadającego sobie na własne pytania na portalach społecznościowych? Tak? To fantastycznie. Takim bowiem spojrzeniem Kaukaz potraktował Adavienę, spoglądając na nią z pod ciemnych brwi równie ciemnymi ślepiami.
- Jedyna to słowo klucz, Ad. - Zaakcentował, a jeden z kącików ust lekko podniósł się ku górze. Kaukaz postanowił profilaktycznie sprowadzić na ziemię swoją współlokatorkę, nim jej ego zbyt gwałtownie napuchnie i zajmie przestrzeń w kuchni, a przecież jego własne też musiało mieć tu czym oddychać. Nie, żeby uważał, że kobieta nie posiadała żadnych innych pozytywnych cech, no ale...tak, tak na chwilę obecną było. Nie można było w końcu zaprzeczyć, że gdy milczała przyciągała wzrok. Oczywiście wprost tego by nie powiedział. Jednocześnie znał ją za krótko by przyozdobić ją w jakikolwiek inny komplement, choć na sam ten pomysł skrzywił się. Chyba zrobiło mu się jakoś gorzej.
- Nie mogę się wprost doczekać. - Podrapał się z tyłu głowy, przenosząc rękę na kark. Jego entuzjazm nieco przygasł. Potrafił żartować z siebie, jednak również był świadomy swojego charakteru. Bardzo. Wiedział, że konflikty wszelakiego rodzaju to jego konik, jednak nie uśmiechało mu się posiadać już wianuszka ulubionych wrogów. A przynajmniej nie tak szybko. Musiał być grzeczny, a przynajmniej mieścić się w odgórnie przyjętych normach ze swym zachowanie chociaż przez jakiś czas. Teraz bowiem wszyscy w jednostce patrzyli mu na ręce. W końcu nie każdy zostaje w trybie natychmiastowym przeniesiony na drugą stronę globu od tak, zwłaszcza, że obecny świat nie sprzyjał tak dalekim podróżom. Czuł na sobie te ciekawskie spojrzenia podczas przymierzania korytarzy w jednostce. Nie ruszały go. Nic sobie z nich nie robił. Nie był w końcu jakąś ciepłą kluchą. Wiedział, że to minie, a do tego czasu musiał zachować powściągliwość. Nie muszę chyba wspominać, że kosztowało go to wiele energii, zwłaszcza, gdy po tygodniu dowiaduj się, że został oddelegowany do tego mieszkania. Cudem nie wygarnął swojemu nowemu dowódcy co o tym sądzi i pokornie odmaszerował. Do tej pory nie wiedział, jak tego dokonał.
Co do rodziców Ady to wojskowy wyrecytował to co słyszał, a co zapewne dziewczyna sama wiedziała. Wyszedłby na debila gdyby palił głupa, lecz jednocześnie gdyby rzeczywiście wiedział coś więcej to prawdopodobnie powiedziałby jej to samo co przed chwilą. Taka dawka informacji była zdrowa. Mimo wszystko był wiernym wojskowym psem, świadomym tego co było mu wolno. Zresztą, nawet gdyby chciał więcej nie wiedział, bo musiałby ogarnąć akta Adavieny, które były w wersji papierowej. Zapisane od góry do dołu krzaczkami, które stanowiły na chwilą obecną barierę nie do przejścia dla Polaka. Współlokatorka jednak wciąż pozostawała w nieświadomości, a delikatna sugestia najwyraźniej nie dała jej nic do zrozumienia.
Chwila.
...
...
Nie ogarnęła? Serio? Czy się zgrywała? Adrian nie był pewien. Z jednej strony potrafił zrozumień, że niektóre kwestie werbalne mogą sprawiać brunetce problemy i nie każdy musi być podatny na delikatne łechtanie umysłu poprzez sugestie, lecz z drugiej strony...To wciąż była Ada. Kaukaz ciężko powietrze i uciekł wzrokiem gdzieś w blacie obok. Właściwie zastanawiał się czy nie przeskoczyć na inny temat, lecz odniósł wrażenie, że dziewczyna wróciłaby do tego wątku z podwójną dociekliwością. A do tego jawne przyznawanie się do nieumiejętności tak prozaicznej czynności, jaką było czytanie bądź pisanie było swego rodzaju ujmą na dumie.
- Powiedz mi, w jakiej wersji przeważnie są przetrzymywane akta? Jak zapisane? Połącz to wszystko jakoś sensownie z faktem, że jestem w M-3 od mniej więcej dwóch tygodni. - Prędzej mu kaktus na dłoni wyrośnie, niż się przyzna. Zresztą, kto wie, czy go nie podpuszczała specjalnie ta wredna małpa właśnie po to by to wykrztusił z siebie.
Wysłuchał co nieco o jej pracy i szczerze nie wiedział co sądzić. Pierwsze co mu przyszło do głowy to:
- Czemu akurat kurier? Nie myślałaś o zmianie pracy? - Nie ogarniał. Praca wydawała mu się ciężka, niebezpieczna, bardziej pasująca do jakiegoś faceta niż do tej kobiety. A chyba w M-3 nie było chyba aż takiego problemu, by się przekwalifikować.
Uśmiechnął się tajemniczo. Nie. Nie był maskotką. Również nie dociekał bardziej co sądzi Adaviena. Niezręcznie byłoby gadać teraz o rozstrzeliwaniu i mordowaniu, ne?
- Słyszałaś. Remont. - Odmierzył dwie łyżeczki kawy. - Właściwie nie koniecznie mieszkania co głównie rozchodzi mi się o pokój w którym siedzę. A czemu...- Spojrzał na nią z politowaniem. - Sama widziałaś. Ni mam tam warunków. Potrzebuję porządnego oświetlenia, a nie jakiejś prowizorki kinkietu. Nie wspominając nawet o tym niby łóżku. Przecierpiałem już na nim wystarczająco długo i nie mam zamiaru tego ciągnąć. - Ostatnie słowa niemal wyrzęził przez zęby. Ostatecznie westchnął, jakby zrzucając z siebie nienawiść do kanapy. - Od razu zrobiłbym podłogi, kawałek porządnej szafy...Oczywiście wszystko z własnej kieszeni. Nie przejmuj się. Jeśli chcesz mógłbym ogarnąć i odnowić inne pokoje. Kawy, herbaty?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Spojrzenie jakie zaserwował jej Kaukaz, spłynęło niczym kropla wody po kaczce. Była niewrażliwa na wszelkie próby sprowadzania jej do (przyjmując roboczo) porządku. Ada była niepoprawnym złośliwcem z wyrobionym już pewnym mniemaniem o sobie. Oczywiście jak każda kobieta, była wrażliwa na pewne kwestie...ale inne formy były dla niej zabawką. Kpiła z siebie samej bardzo często, nie pozwalając tym samym innym na satysfakcję. Oczywiście częściej żartowała z innych. Ironia i sarkazm były jej nieodłącznymi brońmi. Potrafiła wbić "szpilę", stąd też i jej kolejny pseudonim, jakim obdarzali ją współpracownicy.
Teraz więc nieznośnie próbowała naśladować sposób w jaki spojrzał na nią Adrian. Po czym wskazała dwoma palcami na siebie, potem na niego w geście "Im watching you", by chwilę potem uśmiechnąć się łobuzersko - do czego Polak chyba powinien się przyzwyczaić. Ada, gdyby mogła, ten swój złośliwy uśmiech przykleiłaby sobie do twarzy i nosiła niczym sztandar narodowy.
- Aj, aj kapitanie, zapiszę sobie w kalendarzyku ten wiekopomny dzień, bo wiesz - mieć jedną zaletę, a nie mieć jednej zalety...to dwie zalety! - niemal tryumfalnie uniosła brwi...i Paskuda, który w tym momencie prychnął głośno, wyraźnie sugerując, że lepiej by zostawiła go nadal w pozycji jaką zajmował. Westchnęła głośno, zostawiając kocura w spokoju. Chyba sobie trochę dłużej posiedzi na blacie, niż zakładała.
Dziewczyna akurat już słyszała tekst, że byłaby na prawdę bardzo ładna..gdyby tak na chwilę się zamknęła. Z racji jednak faktu, że Ada nie lubiła się zamykać, szczególnie, gdy o to ją proszono (a jeszcze szczególniej, gdy proszono w bardziej nieprzyjemny sposób), to..efekt był wiadomy. Możliwe, że był to nieuświadomiony sposób, który miał za zadanie odstraszać niepotrzebne jednostki i relacje. Przetrwają najlepsi tak? A jeśli już ktoś przebrnął przez pierwsze wrażenia - potrafiła być urzekająca.
Na razie poziom ego nie rozrósł się na tyle, by zajmować za dużo powierzchni, więc oboje - i Ada i Adrian, znajdowali się na podobnej pozycji.
- Wierz mi, że ja też i będę wtedy Twoją najwierniejszą fanką - skwitowała z kolejną dawką uśmiechu, tym razem sugerujący pełną dozę żartobliwego podziwu.
Dziewczyna miała też cechę bardzo charakterystyczną dl wszystkich kobiet. Widziała więcej niż mężczyźni mogli sobie zdawać sprawę. Można było to nazwać kobiecą intuicją, czy po prostu łatwiej ogarniały wszelkie zmiany, jakie zachodziły w twarzach rozmówców. Teraz także pozwoliła sobie na obserwację. Mimo kulturowych różnic, były pewne wspólne dla wszystkich mikroekspresje twarzy. Ha! Adrian miał słabości! (Nie żeby w to nie wierzyła). W jego gestach dostrzegała minimalną, ale jednak - niepewność. Musiała drążyć. Zdecydowanie musiała. Naturalna wręcz ciekawość kusiła, a Ada była podatna na takie "sukkuby".
Brnęła dalej i niejasna myśl w końcu błysnęła zrozumieniem. "bariera językowa"...właściwie logicznym wydawał się być fakt, że ...nie umiał czytać i pisać w j. japoński. Nawet mogłaby stwierdzić, że i tak sobie nieźle radził z samą komunikacją. Oczywiście jednak, z wiadomych, złośliwych zapędów, nie mogła nie pozwolić sobie na komentarz.
- Nie wiem, nigdy nie oglądałam waszych akt...ale podejrzewam, że nie sprawiałoby Ci żadnej różnicy, gdy ktoś podał Ci zamiast nich przepis na curry, tak? - no przyznaj się, prooooszę, przyznaj się! - nie wytrzymała - obiecuję, że jak się przyznasz do tego to po pierwsze - podzielę się z Tobą kolacją, po drugie...dam Ci kilka lekcji - no no no, ależ ta Ada dziś łaskawa? Czy może...bawił ją fakt, że mogłaby się nad nim poznęcać jako nauczyciel? Choć...na obecną chwilę, pewnie i tak by się nie zgodził... No ale, przyszła kolej na jej odwiedzi. Czemu pracowała kurier?
- Bo ma więcej plusów niż minusów. jak już wcześniej wspomniałam - przebranżowić się łatwo, ale jeśli musiałabym co miesiąc zmieniać pracę...to chyba by mnie coś strzeliło, szczególnie jeśli weźmie się pod uwagę moje "kąśliwe komunikacyjne skłonności" - mówiła poważnie. Nie licząc faktu, że miała do dyspozycji dodatkowe interesy, to funkcja jaką pełniła, była wystarczająca dla jej natury. Lubiła towarzystwo, nawet, jeśli wiązało się to z użeraniem z upierdliwą klientelą. W pracy jaką wykonywała, trzeba było mieć mocniejszy charakter i mimo wielokrotnej niesubordynacji, szefostwo wiedziało, że jest dobra w tym co robi, a przynajmniej w gaszeniu głupich pretensji ludzi.
Co do samego Adriana, cóż wystarczyło na niego spojrzeć -postura i muskulatura mówiła sama za siebie. Była więc pewna...że potrafił zabijać. W jakiej jednak dziedzinie się specjalizował? Może kogoś jeszcze podpyta...bo sam Kaukaz nie wyglądał na takiego, co to skłonny był do zwierzeń. A jeśli by to zrobił - pewnie i tak by mu nie uwierzyła.
- Nie masz na co wydawać pieniędzy? - nie była zadowolona, choć i tak nie widział jej zbolałej miny, zajęty przygotowywaniem kawy. Odrobinę lepiej się jej zrobiło (ale tylko odrobinę), że w grę wchodzi przede wszystkim koci pokój. Cóż, nikt jej nie uprzedzał, że będzie miała współlokatora, więc zajmowane przez niego pomieszczenie, miało raczej prowizoryczne wyposażenie. Potem znowu ją tknęło - ..że niby sam będziesz to wszystko robił? bo wybacz..wpienię się, jak po mieszkaniu będzie łaziła jakaś banda budowlańców - nie miała nic przeciwko pracy, jaką wykonywali panowie od wykończeń mieszkania, ale wystarczyło już samców w JEJ domu. Chyba musiałaby się na ten czas zatrzymać w hotelu, ale za nic nie powie tego głośno. Westchnęła ciężko. Wyjdzie na to, że będzie musiała się zawekować w swoim pokoju, uodpornić na dźwięki i czasem podpuszczać oba Paskudy na siebie, tak dla urozmaicenia życia - Mojego pokoju nie ruszaj, kuchnia też była całkiem niedawno odnawiana..zresztą rób co chcesz, więc nie licząc Twojego pok...to znaczy kociego pokoju - tez się dołożę - chyba odrobinę straciła humor. Mówił sensownie i choć oczywiście mogłaby się spierać - ..napiszę Ci listę rzeczy, których masz nie tyciać...a nie - znowu się wyszczerzyła w akcie powracającego humoru - i tak nie zrobi Ci to różnicy.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Ta wredna, czarna małpa próbowała go przedrzeźniać. Bezczelne stworzenie. Polak w odpowiedzi na jej gest fuknął coś pod nosem, jakby go to kompletnie nie ruszyło, lecz podświadomie, czuł wewnętrzną mobilizację coby nie dać kobiecie żadnego punktu zaczepienia. Co tu dużo ukrywać, mimo wszystko toczyła się między nimi cicha wojna. Każda słabość mogła zostać wykorzystana przez przeciwnika. Polak jako wojskowy doskonale zdawał sobie z tego sprawę, jednocześnie przeklną w myślach fakt, że mimo wszystko po pracy również będzie zmuszony być w ciągłej gotowości. W końcu Ada w każdej chwili mogła przeprowadzić próbę inwazji. Nie skomentował jej meldunku, lecz jeśli chodzi o fanowskie zapewnienie to aż się zdziwił, a następnie uśmiechnął.
- Trzy podania ze zdjęciem, trzydzieści kafli wpisowego i masz gwarancję, że przemyślę sprawę. - Posiadanie takiej fanki, nawet w żartach, przy pierwszej lepszej okazji mogłoby go pociągnąć jeszcze mocniej na dno. Wyobraźmy sobie bowiem sytuacje, w której Kaukaz robi publiczny przypał, a potem góra dowiaduje się, że dziewczyna którą miał pilnować towarzyszyła mu w całym zamieszaniu, a nawet dopingowała. Cóż, na pewno tym wyczynem zorganizowałby sobie nadgodziny charytatywnej, papierkowej roboty do końca przyszłego roku.
Dalej tak...Kaukaz będąc nieświadomy tego, jak uważną obserwatorką była Ada pozwolił sobie na okazanie zwątpienia i niepewności. Po części nie był pewny, czy dziewczyna planuje go ośmieszyć czy też rzeczywiście nie pojęła jego sugestii. Z drugiej strony miotało nim dziwne przekonanie zmieszane z dumą, które broniło mu się przyznać w sposób bezpośredni i jawny do swych braków w umiejętnościach. Po krótkiej walc z samym sobą postanowił rzucić dziewczynie poszlakę. Nich sama się domyśla.
Niestety okazało się, że dziewczę nie zamierzało pozostawić swych przemyśleń dla samej siebie...Nie minęła bowiem chwila, a Adaviena ochoczo wydobywała z siebie potok coraz to bardziej absurdalnych słów i propozycji. Gdzieś w połowie jej wypowiedzi westchnął i zamknął oczy, mając nadziej, że ten gest zadziała niczym kamizelka kuloodporna. Niestety pogłębiająca się zmarszczka pomiędzy jego brwiami była znakiem, że plan ten nie wypalił. Gdy nastała już cisza rozmasował ją kciukiem i palcem wskazującym, które następnie ześliznęły się po skroniach na brodę Kaukaza, który już swą mimiką twarzy sugerował co myśli o jej pomyślę. Utwierdził ją w tym również werbalnie, krótkim, znaczącym - Po. Moim. Trupie. - Każdą przerwę pieszczotliwie zaakcentował. Nie dało się jednak ukryć, że Ada ni trafiła prosto w cel bo Kaukaz rzeczywiście nie zauważyłby większej różnicy między aktami, a przepisem na carry. Nie oznaczało to jednak, że był tak zdesperowany by się korzyć i akceptować pomoc swojego wroga.  
- Co prawda to prawda. - Pokiwał w zrozumieniu głową. Nie patrzył jej jednak w oczy. Spodziewał się bowiem dostrzec w nich ciągle iskrząc refleksy rozbawienia z powodu wcześniejszej sytuacji. Ich widok przysparzał go o szybsze bicie serca, a żyłka na czole wyraźnie potrzebowała odpoczynku. na szczęści czajnik zagwizdał w porę, a zapach parzonej kawy działał kojąco.
-Właściwie to...nie mam. - Zrobił krótką przerwę na zamieszanie kawy na której powierzchni utworzyła się jasna pianka. - Choć może cie to zaskoczy nie mam żadnych drogich zainteresować, ani uzależnień. Moja rodzina też nie jest biedna, więc nie potrzebują mojego wsparcia. - Tu uśmiechnął się nawet ironicznie. Cóż, prawda była taka, że nawet gdyby przędło im się tragicznie to by nie przyjęli pieniędzy od kogoś takiego, jak on. - Za wampirzycami w mini też nie biegam, a do tego państwowa posadka...rząd dobrze płaci za to, że twarzowo mi w mundurze. - Nie chwalił się. Informował. Skoro powiedział, że będzie remontować i zapowiedział, że jest w stanie ogarnąć nawet całe mieszkanie to był, a swoim wywodem chciał tylko utwierdzić w tym swoją współlokatorkę. Nie było mu szkoda kasy bo właściwie miał jej aż nadto. Co chciał to właściwie bez problemu mógł dostać.
- Oczywiście, że sam. - Burknął, jakby była to oczywistość. - Jakbym zlecił to jakiejś firmie to przysłaliby jakichś lewusów, którzy znając życie pewnie by spieprzyli robotę, a potem musiałbym po nich poprawiać. Pomijając fakt, że nim przystąpili by do roboty to musieliby oczywiście pogadać jeszcze, przerwę na kawkę zorganizować, śniadanie, wychodek, czwarta kawkę, drugi obiadek...Niedoczekanie. - W tym momencie odzywał się w nim typowo polski sposób myślenia. nawet jeśli miał pieniądze nie zamierzał oddać w ręce jakichś obcych ludzi roboty bo znając życie zniszczyliby cały koncept remontu, który posiadał już w głowie od paru dni. Jeśli coś ma zostać zrobione dobrze, należało zrobić to samemu. Tak.
- Skoro mówię, że z mojej kieszeni to będzie z mojej. - Przypomniał tonem głosu nie wnoszącym sprzeciwu. - I nawet nie próbuj wojować. Jak coś kupuję to biorę to co mi się podoba, a nie to co jest najtańsze. Jak wystawię ci rachunek to co najmniej pół roku bilans twojego konta będzie dochodził do siebie. - Przestrzegł ją, a następnie stanął koło okna. kubek postawił na parapecie, okno otworzył prawie na oścież. Na dworze zaczynało się już ściemniać. Nie było zimno, choć powietrze można było uznać za dość rześkie co było charakterystyczne dla wiosennych wieczorów. Jego ręka sięgnęła do kieszeni dresowych spodni z których wyciągnął wygniecioną na wszystkie sposoby paczkę papierosów na której widniały polskie napisy. Przed wetknięciem sobie jednego do ust odwzajemnił wyszczerz Adavieny - Bystra dziewczynka. Następnym razem dostaniesz krakersa. - Rzucił jej będąc rozbawionym, po czym pozwolił sobie na zapalenie papierosa. Taka tam chwila wieczornego relaksu. Mimo wszystko Adrian był zmęczony całym tym przeniesieniem, nie wspominając nawet o tym, że po nocach musiał jeszcze męczyć ten japoński, którym już rzygał na kilometry. Zawdzięczał mu również lekko podkrążone oczy, choć i tu swe zasługi zebrała feralna kanapa.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Było coś ważnego w złośliwym zachowaniu Adavieny. Dziewczyna bowiem traktowała to jako naturalną formę obrony. Nie była silną osobą, nie potrafiła się zbytnio nawet bić (no chyba, że ktoś dałby jej w łapki coś ostrego do łapki). Świadoma była, że w sytuacji zagrożenia, w obliczu silniejszego przeciwnika - nie miała zbytnio szans. Musiałaby polegać na swojej zwinności i ewentualnych próbach unikania ciosów. I to był cały szkopuł. Ada musiała zapewnić każdego potencjalnego przeciwnika, że jest bardzo pewną siebie osobą, a to za sobą zazwyczaj niosło większą pewność, że dadzą jej spokój.
Tak, charakter zdecydowanie był jej największą siłą i bronią, więc na nim opierała większość relacji. Efekty były różne, ale jeśli miałaby badać wszystko procentowo, to było więcej "za" niż przeciw.
Poza tym, w pewien sposób testowała spotkanych przez siebie ludzi. Może dość kontrowersyjny sposób, ale można było poznać człowieka po tym, jak się zachowywał się w takich "ekstremalnych" sytuacjach. Dawało to dziewczynie pewien obraz osoby, z którą przebywała.
Podobnie było w przypadku Adriana. Absolutnie też nie miała zamiaru pozwolić, żeby pomyślał, że jest słabą osobą. Walczyła. Choć musiała przyznać, że przynajmniej na aktualnych warunkach, działało się bardzo ciekawie. Czerpała pewną satysfakcję?
Może swoista pewność czerpała też z faktu, że Kaukaz mimo swojej "dresomowy" i równie jak Ada złośliwego usposobienia - nie był wobec dziewczyny agresywny. Mogła przecież trafić na wojskowego buraka, a przecież spotkała już takich. Odczytywała więc osobę Polaka jako tę przyjemniejsza opcję wyroku. W pewien sposób próbowała zaaklimatyzować się w nowej sytuacji. Jeśli już mają dzielić mieszkanie, niech będzie przy tym trochę zabawy...
- Po co Ci moje podania, jak i tak za dużo tam będzie znaczków?..więcej przemyśleń będziesz miał, próbując je odszyfrować - Ada należała do osób, które często potrafią się śmieć z tego samego żartu. A ten aktualny wciąż nie przestawał bawić dziewczyny. Uznała jednak, że jest to koniec kwestii - no i o pozwolenie i tak bym nie prosiła - to była akurat do przewidzenia w jej wypadku, więc posłała mu kolejny olśniewający wyszczerz zwany uśmiechem - więc jeszcze wyjdzie tak, że To Ty wszystkie wspomniane warunki będziesz musiał spełniać, żeby się mnie pozbyć - panna "mała burza" miała minę, jakby rzeczywiście zastanawiała się nad tą opcją.  
Możliwe, że w końcu chłopak weźmie ją za nieco (lub bardziej) niepoczytalną i nie będzie próbował więcej prób komunikowania (fakt, specyficznego, ale zawsze coś), ale do czasu, kiedy uznawał, że jeszcze warto strzępić na nią język i komentarze - o tyle Adzie to pasowało.
- Psujesz zabawę.. - mruknęła, kiedy dostrzegła nienawistne błyski w oczach towarzysza - no i nie miałabym tyle radości, jakbyś próbował zostać tym trupem...- westchnęła kręcąc głową. Złapała kosmyk włosów, próbując posmyrać w noc, nadal (niemożliwe!) nieruchomo siedzącego na jej kolanach Paskuda. Nie odwracała głowy w stronę Kaukaza, ale słuchała uważnie kiedy opowiadał o swojej pracy. Uśmiechnęła się pod nosem na wspomnienie "wampirzyc w mini". Miała kilka 'koleżanek', które taki styl życia obrały - złapać coś odpowiednio kasiastego, a jak jeszcze byłby przystojny - uhuhu... Jeśli by się dowiedziały, z kim mieszka, chyba głowę by jej urwały...i ją wezmę za taką...NIEDOCZEKANIE.
- Ja tam mam kilka pomysłów na wydawanie, więc zawsze mogę Ci służyć pomocą i radą - odwróciła głowę, nadal jedną dłonią smyrając kiciura, który powoli tracił cierpliwość, bo którymś momencie chwycił w zęby palec, zamiast pukla włosów. Skrzywiła się lekko, ale zacisk nie był mocny, więc zaraz się wyswobodziła, po czym..ponowiła zabawę.
- Przynajmniej w tej kwestii się zgadzamy, wystarczy już w tym mieszkaniu testosteronu, z którym muszę się uporać...i ktoś znowu próbowałby tyciać moje rzeczy, więc mogłoby się to różnie kończyć - zerknęła mrużąc jedno oko - a nie każdemu udałoby się mnie przerzucić tak bezczelnie przez ramię - fakt, faktem - Adrian ją wtedy nieźle zaskoczył. Nie była pewna, czy drugi raz i w czyjejkolwiek innej obecności, byłoby tak zabawnie.
Wydęła wargi niezadowolona, kiedy wojskowy wspomniał o kosztach. Zdecydowanie nie podobało jej się, że jakieś remonty mu się marzą. Jeśli już - wolała wszystko pokrywać z własnej kieszeni. Jednak (cholernie niestety) Adrian miał rację. Zarabiała wystarczającą, jak na nią jedną, ale remont był aktualnie poza jej zasięgiem. Chyba, że się zapożyczy...ale tego też nie lubiła.
- Nie wiedziałam, że tak się znasz na zawartości mojego konta - rzuciła cierpko. Jeszcze z większą intensywnością rzuciła się drażnić kota, który ostatecznie fuknął i zeskoczył ciężko na podłogę, by podreptać do właśnie otworzonego przez Adriana okna. Obserwowała jak z ta swoją jednooką gracją wskakuje na parapet i przysiada tuż obok mężczyzny. "Zdrajca" pomyślała i przeczesała potargane włosy. Nie myślała teraz jednak, by próbować przywłaszczać sobie na nowo kocura.
- Poproszę te bez kminku, bo nawet Paskud ich nie chce jeść - przez chwilę przyglądała się na ów 'męski zestaw' przy oknie, by ostatecznie uśmiechnąć się do siebie. Ile by nie zaprzeczała - całkiem przyjemny był to widok. Zeskoczyła na podłogę i sięgnęła po zrobioną kawę, by z lubością upić gorący napar.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Kaukaz miał ochotę opuścić pomieszczenie w momencie kiedy to Adavina bawiła się w najlepsze ciągle rozradowana faktem, że wielki, zły dres nie potrafi czytać. Adrian jednak nie ruszył się nawet o milimetr gdyż oznaczałoby to zwycięstwo brunetki. Stał więc z miną, jak skazaniec przed egzekucją któremu recytowano uprzednio listę przewinień rozpisanych na trzech kartach formatu A4. Obustronnie. Czcionką ósemką. Bez podwójnej interlinii. Tak - istne piekło. Jego powarkiwanie najwyraźniej przygasiło zapał Adaviene, lecz żar ciągle się tlił i jakiś niewybredny komentarz zdołał ujść z jej ust.
- Spokojnie. Złego licho nie bierze. - Rzucił sucho, po czym zabrał się za organizowanie sobie kawy z która przewędrował pod okno kuchni.
- Mogę realizować twoje pomysły w zamian za dni nie chodzenia mi na głowę. - Rzucił propozycję nietypowego sponsoringu podnosząc wzrok na lekko zachmurzone niebo. Ciekawe czy w ogóle Ada potrafiłaby sprostać takiej wymianie. To by mogło być nawet ciekawe, lecz czy realne? Jeśli tak Adrian nie po szczędziłby banknotów by doświadczyć tego na własnej skórze.
- W sumie nie dziwię się. Gdybym nie był po wojskowym szkoleniu to prawdopodobnie zastanawiałbym się czy podchodzić do ciebie z kijem czy też szybciej wdrapiesz mi oczy. A tak to uznam więc to za swego rodzaju za komplement. - Obrócił się w jej stronę posyłając jej szelmowski uśmiech zadowolenia. Upił następnie łyk kawy.
Rozbawiła go kolejna uwaga do tego stopnia, że uśmiech nie spełzną z niego twarzy, a parsknięcie rozbawienia rozniosło się po kuchni.
- Mała, nie muszę znać się na zawartości twojego konta. Wystarczy, że widzę zawartość twojego mieszkania i wiem, że bawisz się w prywatnego listonosza. - Adrian umiał łączyć fakty i miał oczy. No proszę, nikt mu przecież nie wmówi, że nie miał w tym momencie racji.
Gdy kot wskoczył na parapet Kaukaz lekko się wystraszył. Nie tyle co się, lecz bardziej o to, że zwierz mógłby wyskoczyć przez okno, więc w odruchu wystawił przed nim rękę chcąc go powstrzymać. Paskud jednak widząc gwałtowny ruch bruneta skulił się, nastroszył sierści na karku i wydał z siebie jakiś jazgotliwy pomruk. Następnie obaj tak stali zastygnięci. Zwierzak się uspokoił i nie wyglądał na samobójcę, lecz eliminator wolał się o tym upewnić:
- Nie wyskoczy przez okno, prawda? - teoretycznie gdyby tak było, to Ada nie pozwoliłaby otwierać okna na oścież, lecz mimo wszystko w grę wchodziło życie kociaka. Należało mieć pewność.
- Wybredne stworzenia. - Rzucił zaciągając się papierosem. Nie był uzależniony od nikotyny, bo raczej ciężko było tak nazwać człowieka męczącego nieraz jedną paczkę przez cały miesiąc. Był to raczej swoisty uzupełniacz do kawy-siekiery, którą sobie prezentował gdy miał jeszcze sporo do zrobienia, a czas mimo wszystko naglił. Swoją droga taką samą kawę-mordercę sprezentował Adzie dlatego też ukradkiem przyglądał się jej reakcji na ową mieszankę. Huh. Diabeł nie człowiek.
Adrian posiedział tak jeszcze chwilę, dopalił papierosa, po miział kota i z do połowy dopitą kawą ruszył w kierunku swojego pokoju.
- Spływam. Jakbyś coś chciała to pamiętaj - nie ma mnie teraz w pokoju więc nawet nie pukaj. - Rzucił na odchodne mierzwiąc wolną ręką włosy dziewczyny z lekkim uśmieszkiem satysfakcji.

[z/t]


Ostatnio zmieniony przez Kaukaz dnia 06.06.15 15:59, w całości zmieniany 1 raz
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 2 z 4 Previous  1, 2, 3, 4  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach