Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum


Go down

Czas: Miesiąc wcześniej.
Miejsce: Obrzeża południowej części Miasta-3.
Postaci: Warner, Yin + NPC

Za kilkanaście dni oficjalnie miała rozpocząć się wiosna, którą poczuć można było już znacznie wcześniej. Gdzieniegdzie leżał stopniały śnieg, perfidnie dobijany przez górujące słońce. Chmury na niebie odznaczały się czystą bielą i zapowiadały spokojny, wczesny wieczór, który wręcz kusił atmosferą, by wyjść z domu i rozprostować kości na świeżym powietrzu. Południowa część miasta, usytuowana z dala od zaludnionej, północnej części, czy też centrum, była idealna na odpoczynek od zgiełku ulic. Każdy w końcu potrzebował chwili dla siebie, kiedy to uszy mogą zrelaksować się, wsłuchując w szum liści, a oczy nacieszyć się łagodną zielenią, budzącą się właśnie do życia. W całym tym terenie szczególnie jeden obiekt wpadał dobrze w oko - pięćdziesięcio metrowy mur, otaczający utopijne miasto. Zdawać by się mogło, że odstraszał on swą monumentalnością oraz sugestią niebezpieczeństwa czyhającego tuż za nim. Widzenie go jednak z tak bliska, było dla mieszkańców M-3 rzadkością.
Akurat tak się założyło, że czarnowłosy eliminator przechodził w pobliżu, zaliczając kolejny z rzędu "spacer kontrolny". Nie przepadał za zbyt długim siedzeniem w kwaterze, a nawet ciągłe łażenie na terenach Desperacji dawało się we znaki. Ponadto mężczyzna należał do grona osób dynamicznych, nie statycznych. Nie lubił się rozleniwiać, spędzać większości dnia na wygodnej kanapie przed telewizorem. Znacznie bardziej wolał poświęcić ten czas na ruch. Ruch to zdrowie, nie?
Nie był tu jednak sam. Kilkadziesiąt metrów dalej, w okolicach samego muru, gdzie znajdowała się niezałatana dziura idealna dla ciekawskich chodzących trupów, jeden taki właśnie przeszedł na "jasną stronę mocy". Jednakże budynki oraz zieleń w postaci drzew, tudzież krzewów, idealnie go przysłaniała. Początkowo nie rzucał się wcale w oczy, kręcił się tylko wokół, zaznajamiając z terenem. Ot, schylił się, grzebiąc coś w ziemi, by po chwili wyprostować się, ogarnąć wzrokiem kolejne najbliższe kilka metrów przed sobą i ponownie ruszyć powoli do przodu, wciąż trzymając się cieni i większych obiektów, którymi mógł się przysłonić.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Kolejny zwykły dzień w kolejnym zwykłym życiu jednej z kolejnych zwykłych obywatelek kolejnego zwykłego miasta na tym zwykłym świecie. Tak, bo świat mamy (chyba) tylko jeden. Bez względu na aspekty metafizyczne, o których nie będziemy dyskutować, dla Yin był to jeden z kompletnie normalnych dni, który niczym szczególnym nie różnił się od pozostałych. Wstała rano, byłą w szkole, poszła na trening, wróciła do domu, zrobiła obiad, przyszedł brat, odrobiła lekcje, walnęła Harukiemu mowę na temat tego, że ma być grzeczny pod nieobecność siostry, a później wyruszyła na relaksujący spacer. Lubiła wałęsać się po mieście popołudniami czy też wieczorami, zwiedzając różne zakamarki swojej "małej ojczyzny". Zresztą - większej nie miała. Wprawdzie istniały takie obszary, na które nie miała wstępu, jednak wszystkie pozostałe zwiedzała prawie że regularnie. W różne dni udawała się w inne rejony M-3, przechodząc przez każdą uliczkę, każdy zaułek, zapamiętując układ dróg i budynków. Dzięki temu zdążyła już całkiem nieźle zaznajomić się z topografią miasta, zapamiętywała coraz więcej szczegółów. Nie była to taka bezużyteczna rzecz, by znać cały ten niewielki światek na wylot. Stąd płynęło wiele różnych korzyści, o których ci co bardziej leniwi mogli wyłącznie pomarzyć. Zawsze wiedziała gdzie powinna się udać, kiedy potrzebowałaby danej rzeczy. Szlifowała orientację w terenie, hartowała zdrowie świeżym powietrzem i nabywała doskonałej wiedzy na temat planu miasta.
W swoich wędrówkach rzadko bo rzadko, ale jednak czasami zapuszczała się pod mury. To był właśnie jeden z tych dni, kiedy przechodziła spokojnie ulicą biegnącą wzdłuż bariery odgradzającej mieszkańców od niebezpiecznego świata zewnętrznego. Dziewczyna nie była w stanie zauważyć błąkającego się za drzewami mutanta; nie patrzyła w tamtym kierunku, jednak na wprost siebie, w odległości kilkudziesięciu metrów widziała zarys sylwetki nieznanego sobie człowieka. Szła powoli, rozglądając się nie w kierunku ściany, a raczej patrząc przed siebie i na miejskie budynki.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Wymordowany nie był wcale taki głupi, na jakiego sprawiał wrażenie. Jego ruchy były dość ciężkie i niezdarne, owszem, ale wyostrzony instynkt i automatyczne zachowania robiły swoje. Jego postać prezentowała się następująco: wysoki na jakieś metr siedemdziesiąt centymetrów; wychudzony, co potwierdzały chude kończyny i wystające kości policzkowe; burza czarnych, krótkich włosów, nie mytych przez zapewne całą egzystencję mutanta, co było przyczyną ich przetłuszczenia; niebieskie, puste spojrzenie; spierzchnięte wargi, które co chwila rozwierały się, wydając ciche, stłumione odgłosy; oraz ubiór składający się z ciemnych szmat, tu i ówdzie ozdobionych dziurą czy rozpruciem oraz zaschniętymi plamami krwi. O smrodzie nie wspominając. Ponadto ciągnął się za nim długi ogon, najprawdopodobniej jakiegoś gada, a paznokcie przypominały te, należące do rysia kanadyjskiego. Istny okaz mutacji i zaniedbania.
W pewnej chwili uniósł głowę i powąchał w powietrzu, zupełnie jak drapieżnik poinformowany o pobliskiej ofierze. Obrócił powoli głowę w stronę niczego nieświadomej dziewczyny, która przechodziła właśnie ulicą, mijając po drodze zadbane drzewa oraz pomniejsze budynki. Wymordowany korzystając więc z okazji, przylgnął do tylnej ściany i zaczął powoli posuwać się w tym samym kierunku co dziewczyna, zmniejszając dystans między nimi, ale wciąż chowając się za obiektami.
W tym samym czasie czarnowłosy mężczyzna, znudzony niezmieniającym się krajobrazem, pustką i spokojem, skręcił w prawo, wskutek tego kierując się na uliczkę prowadzącą do centrum. Schował dłonie do kieszeni płaszcza i zniknął za rogiem, a także z pola widzenia dziewczyny.
Czarnowłosy trup, jakby uświadomiony o sprzyjającej sytuacji, wyprzedził nieco dziewczynę, tak by znajdować się na przodzie budynku, który miała za chwilę minąć. Gdy tylko zbliżyła się na odpowiednią odległość, wymordowany wysunął się niespodziewanie za kryjącego go drzewa i zakleszczył jej ramię w stalowym uścisku swojej dłoni. Szarpnął nią gwałtowanie do siebie i przybliżył twarz, chcąc lepiej przyjrzeć się swojej zdobyczy. Ogon czarnowłosego machał energicznie po podłożu w geście zadowolenia.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Nic nie wskazywało na to, by sielankowy nastrój przedwiosennego wieczora miał ulec zmianie na gorsze. Ładna pogoda sprzyjała przyjemnej przechadzce, którą dziewczyna cieszyła się z całego serca. Nie zauważyła wymordowanego, który czaił się tak niedaleko - bo i jak miałaby to zrobić? Przemykał gdzieś między drzewami, czego zwyczajne dziewczę pokroju Yin nie byłoby w stanie wyśledzić. Może przez chwilkę mignął jej jakiś kształt po prawej stronie, jednak uznała to za coś zupełnie niegroźnego - zapewne jakiś zwyczajny zwierzak, lub wiatr poruszający drzewem. Zaczęła nucić pod nosem jakąś prostą piosenkę, w rytm której stawiała stopy na chodniku. Ciche kroki pewnie nie były słyszalne z dużej odległości. Przez chwilę obserwowała osobę nadciągającą z naprzeciwka, jednak po zmniejszeniu dystansu mężczyzna skręcił i zniknął z pola widzenia czarnowłosej. Wcale jej to nie przejęło, nie był to żaden jej znajomy, żeby miała życzyć sobie spotkania. Kompletnie obcy osobnik, którego twarzy pewnie nie zapamięta wśród wszystkich znajomych sobie osób.
Mijała właśnie ścianę jakiegoś budynku, kiedy coś wyskoczyło na nią na wpół z boku, a na wpół od frontu. Dziwna postać złapała Bogu ducha winną nastolatkę za ramię, zaś ta odruchowo krzyknęła - po prostu przestraszona. Wpatrzyła się wybałuszonymi oczami w dzikie oblicze mutanta, którego palce zaciskały się na szczupłej ręce Japonki. Po minięciu szoku pierwszą reakcją była rzecz jasna próba wyszarpnięcia się z jego uchwytu, próbowała też się cofnąć, nawet jeżeli trzymał mocno. Domyśliła się, czym z gatunku może być napastnik, w końcu trochę się od Harukiego nasłuchała o niebezpieczeństwach czyhających za murami. Zresztą jej brat faktycznie był jednym z wymordowanych, co dawało jej pewien obraz tego, że jej agresor był kiedyś takim samym człowiekiem jak każdy inny. Gdzieś w głębi serca było jej żal jego losu, jednak teraz bardziej bała się o własne życie.
- Puszczaj! - zawołała w twarz mutantowi, tak jakby to miało w czymkolwiek pomóc. Ale może ktoś usłyszy?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Wymordowany zupełnie nie reagował na jej protesty, krzyki i próby wyszarpnięcia się z bardzo mocnego uścisku. Przecież jej teraz nie puści - złapał ją, to jest jego. A co z nią zrobi, cóż... Dawno niczego nie jadł. Młody, zadbany człowiek taki jak ona, był niczym najwykwintniejszy posiłek podstawiony pod sam nos wygłodniałego. Nie mógł przepuścić takiej okazji i dać jej zwiać. Szczególnie, że w pobliżu nie było nikogo, przynajmniej na pierwszy rzut oka, i pojmanie jej a następnie konsumpcja nie wydawała się rzeczą trudną do zrobienia.
Uśmiechnął się dość krzywo, odsłaniając przy tym ostre zęby, w których dziewczyna mogła dojrzeć nawet utkwione kawałki jakiejś skóry, tudzież mięsa nieznanego pochodzenia. Ułożył drugą dłoń na jej ramieniu, by ścisnąć je i przybliżyć dziewczynę bliżej siebie. Miał zamiar wziąć soczystego gryza z jej ładnej szyi, która niemiłosiernie go kusiła. Najchętniej skręciłby jej kark, by się nie wierzgała i zaciągnąłby ją gdzieś w krzaki dla większego bezpieczeństwa, ale teraz nie to zaprzątało jego głowę.
Na całe szczęście eliminator, który przechodził niedaleko, usłyszał krzyk dziewczyny i już po niedługiej chwili ich szarpaniny, zjawił się nagle obok, łapiąc delikwenta za tył koszuli i przyciągając go stanowczo do siebie, przy czym nabił go tym samym na swój nóż, wycelowany prosto w serce umarłego. Ten zacharczał coś groźnie, puszczając dziewczynę i próbując zamachnąć się na wojskowego. Udało mu się drasnąć go pazurami po policzku, zostawiając dwa czerwone smugi, ale nie zraziło to wcale człowieka androida. Wykręcił on zgrabnie rękę wymordowanemu, podcinając mu nogi tak, by upadł na kolana, po czym wysunął nóż z jego ciała, a następnie szybkim ruchem podciął mu gardło. Wydobyło się z niego jeszcze tylko warknięcie, które z każdą sekundą cichło. Początkowo ciało, które próbowało się jeszcze jakoś bronić, teraz zastygło w bezruchu i zupełnie bezwładnie runęło przed siebie na ziemię. Krew sączyła się z głębokiej rany ciętej, tworząc przy jego głowie czerwoną kałużę. Natomiast Warner, jak gdyby było to zwykłym wypieleniem chwasta, wyciągnął chusteczkę i przetarł nią swój nóż. Gdy był już czysty i pozbawiony płynów wymordowanego, przyczepił go z powrotem do swojego pasa. Wtedy też spojrzał na dziewczynę, a w jego oczach nie odbijało się nic szczególnego, oprócz chłodnej determinacji i nieugiętości. - W porządku? - Zapytał flegmatycznie, przyglądając jej się badawczo.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Wredny zwierzak! I pomyśleć, że należał do tego samego "gatunku" co brat dziewczyny... a dało się znaleźć tak wiele różnic. Nie było mowy o tym, żeby starszy z rodzeństwa kiedykolwiek zachował się w tak agresywny sposób, w sposób tak dziki i zwierzęcy, nie byłaby w stanie nawet sobie tego wyobrazić. Haruki żył jak normalny człowiek, o ile normalnością można nazwać służbę w wojsku pomimo zarażenia wirusem X i przebytej mutacji. Na całe szczęście udało mu się nad nią zapanować, dzięki czemu dwuosobowa rodzinka mogła nadal zamieszkiwać Miasto-3, w strachu co najwyżej przed nieoczekiwanym wykryciem choroby i koniecznością ucieczki. Nie była to jednak rzecz aż tak okropna, gdy się miało metody omijania rutynowych badań. Zresztą Yin skutecznie temperowała swojego krewniaka, wymagając od niego zachowywania się w sposób niezagrażający bezpieczeństwu własnemu. Nie policzy, ile razy prawiła mu różnorakie kazania.
Gdyby tylko ją teraz zobaczył! Niewinne dziewczę uchwycone w żelaznym ścisku bezwzględnych łapsk mutanta. Nie piszczała jak gwałcona dziewica, nawet nie pomyślałaby o płaczu, choć w głębi duszy była przerażona. Mimo wszystko zachowała zimną krew, szarpiąc się z całej siły. Nawet jeżeli jej starania nie przynosiły żadnych efektów, to nie zamierzała się poddać bez walki.
Nagle napastnik został odciągnięty od swojej niedoszłej ofiary, a ta mogła zauważyć, że jej wybawicielem jest ten sam mężczyzna, którego wcześniej zauważyła. Odruchowo chwyciła dłonią za ramię, które jeszcze przed chwilą obejmowały palce agresora. W trakcie, gdy nieznajomy rozprawiał się z napastnikiem, stała niemal nieruchomo, wpatrując się w niego bez żadnego szczególnego wyrazu na twarzy. Najprędzej można by tam ujrzeć mieszankę zaskoczenia i ulgi, co chyba dobrze wpasowywało się w jej obecną sytuację.
Ciało mutanta uderzyło z łoskotem o chodnik, a Yin odsunęła się ostrożnie; nie chciałaby wylądować w kałuży krwi wymordowanego ani mieć stóp przygniecionych jego brzydkim łbem. Rzuciła przelotne spojrzenie w kierunku truchła, po czym wzrok nastolatki powrócił do nieznajomego.
- Ze mną tak, a z panem? - W końcu też oberwał pazurami dzikiej istoty, więc w ogólnym podsumowaniu był bardziej poszkodowany niż sama niedoszła ofiara zwierzoludka.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Że też mieli czelność wkraczać do tego miasta i ot tak atakować niewinnych ludzi. Warner z całego swego chłodnego serca pałał do nich nienawiścią - do każdego jednego wymordowanego. Nawet tych najbardziej ludzkich, bo według niego, to były jedynie wilki w owczej skórze. Zmutowani, mimo że wciąż posiadali swój rozum i może nawet garść człowieczeństwa, to i tak ludźmi już nie byli. Nie według kodu genetycznego, nowych zachowań i sposób na przetrwanie. Nie ze względu na nowo nabyty instynkt oraz wyostrzone zmysły, co zupełnie nie było ludzkie. Warner też nie był jednak człowiekiem. Ale eliminował takie wybryki natury i to z chęcią. Nie robił tego jedynie dla innych, dla jakiejś sprawiedliwości czy z racji otrzymywanych rozkazów - to była jego mała zemsta. Należenie do S.SPECu wszakże to ułatwiało.
Podszedł powoli do truchła i uniósł nad jego głową nogę, która po chwili zmiażdżyła stanowczo i doszczętnie czaszkę wymordowanego. Dało się usłyszeć charakterystyczny chrzęst, a kałuża krwi powiększyła się wraz z nowym przypływem cieczy. Z głowy mutanta została tylko zdeptana papka mózgu, odłamków czaszki oraz posklejanych od krwi włosów. Niebieskooki odsunął się, z powrotem przystawiając nogę do drugiej nogi. Następnie wyciągnął z płaszcza palmtop i wystukał coś na nim ze skupieniem. Ktoś musi posprzątać ten bałagan, ale on się do tego nie pałał. Ponadto obecność zarażonego świadczyła o pobliskiej luce w murze, którą czym prędzej trzeba będzie wreszcie załatać. Nie chcą w końcu kolejnych ofiar, prawda?
Schował urządzenie z powrotem do płaszcza i wrócił beznamiętnym spojrzeniem do dziewczyny. Dopiero wtedy, na jej pytanie, uświadomił sobie o swoim drobnym uszczerbku w postaci rany na policzku, która wciąż nieco krwawiła. Choć porównując to z poderżniętą ofiarą, to był pikuś. Tylko nieco piekło. - To nic - mruknął, wyciągając kolejną chusteczkę (przezorny zawsze ubezpieczony) i przyciskając ją do rany. Ostatni raz obrzucił krytycznym spojrzeniem martwy problem, by móc po chwili skupić się bardziej na stojącej przed nim niepełnoletniej. Była młoda. Niemalże tak samo młoda jak on, kiedy pierwszy raz przyszło mu przeżyć starcie z mutantem. - Jak Ci na imię? - Zapytał, zastanawiając się, skąd może ją znać, bowiem wyglądała bardzo podobnie do kogoś, z kim musiał mieć styczność. Nie mógł jej jednak z nikim powiązać, przynajmniej na pierwszy rzut oka.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Trudno byłoby dziewczynie takiej jak Yin zgodzić się ze zdaniem, że wszyscy wymordowani zasługują na ludzką nienawiść. W końcu jej jedyna rodzina, kochany brat, również należał do tej kategorii. Nigdy nawet nie pomyślałaby o tym, żeby z tego powodu potraktować, czy choćby pomyśleć o nim jak nie o człowieku, by widzieć w nim zagrożenie. Wręcz przeciwnie - im bardziej zdawała sobie sprawę z tego, jakie niebezpieczeństwo niosło ze sobą zarażenie wirusem X, tym bardziej się o starszego martwiła i czuła silną potrzebę pilnowania go we wszystkim co robił. Cóż poradzić, nie była w stanie zrezygnować z opiekowania się Harukim, nawet jeżeli była to dość osobliwa zamiana ról. W końcu to drugi z rodzeństwa miał czuwać nad bezpieczeństwem młodszej, która była jeszcze niepełnoletnia. Zapewne gdyby nie dziewczynka, uciekłby z miasta w jakieś teoretycznie bezpieczniejsze dla niego miejsce. Póki pozostawał w mieście, musiał nieustannie uważać na to, żeby nie zostać zdemaskowanym. To nie było wcale takie proste, szczególnie że chłopak nie poddał służby w wojsku - w sumie nie mógł, bo to od razu wzbudziłoby podejrzenia. Musiał więc naprawdę dobrze się ukrywać, o czym siostra nieustannie mu przypominała w mniej lub bardziej dosadnych słowach.
Skrzywiła się gwałtownie, gdy mężczyzna postanowił dodatkowo dobić mutanta. Jak zabijać, to tylko na śmierć, powiadają. Wyglądało to stuprocentowo obrzydliwie. Chociaż Yin na ogół nie była wrażliwa aż tak bardzo, by brutalne sceny doprowadzały ją do płaczu, jednak spokojnie mogła się pożegnać z normalnym spożywaniem posiłków przez najbliższe kilka dni. Jednak widok rozbryźniętych na chodniku resztek mózgu nie były czynnikiem pobudzającym apetyt, a z tym dziewczyna miała już wystarczająco dużo problemu. Pewnie nie przełknie jutro śniadania i oberwie jej się za to od zmartwionego brata... ale winny temu jest co najwyżej nieznajomy. No, po części też bestia.
- Yoshizawa Yin - przedstawiła się z lekkim ukłonem, zgodnie z japońskim zwyczajem zaczynając od nazwiska. Jeżeli więc niebieskooki zetknął się już kiedyś z Harukim, teraz najprawdopodobniej będzie w stanie sobie ten fakt przypomnieć. Wprawdzie nazwiska mogą się powtarzać, ale jednak podobieństwo fizyczne nie budziło wątpliwości. Kolor włosów, oczu, oczywiście rysy twarzy - to wszystko składało się na niepodważalne dowody pokrewieństwa pomiędzy tą dwójką.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Co by uczynił, gdyby okazało się, że jego brat zainfekował się wirusem X i czekałaby go nieubłagana przyszłość jako mutanta? Najpewniej skróciłby jego cierpienia. Nie dopuścił do ani dłuższej chwili egzystencji na tym świecie pod postacią niebezpiecznej bestii, wynaturzenia. Życia jako coś zupełnie innego i w dodatku szkodliwego. Możliwe, że było to niemoralne, w końcu jak można zabić własnego brata? Ale dla Warnera chwila, z którą jego krewny zacząłby się zmieniać, byłaby chwilą decydującą o jego dalszym losie - nieodwracalnie przecież straciłby część swojego człowieczeństwa, stałby się kimś zupełnie innym, nawet jeśli wciąż zachowałby swoje wspomnienia czy w dużej mierze charakter. Eliminator już wiele razy widział na własne oczy, do czego zdolne są te potwory. Sam niegdyś padł ich ofiarą, ledwo uchodząc z życiem, a i tak z istotnym uszczerbkiem na zdrowiu i psychice, czego był już w mniejszym stopniu świadomy.
Widok rozcapierzonych wnętrzności nie robił na nim absolutnie żadnego wrażenia. Ot, trochę kleistych substancji, jakaś kupka organów i mięśni z dodatkiem kości. Zwykle podchodził do tego w identyczny sposób - z chłodnym dystansem, profesjonalizmem. Gdyby brzydził się krwi i drastycznych widoków, jak mógłby zabijać? Jak mógłby tak skutecznie zajmować się eliminacją wymordowanych? Starcie z nimi zazwyczaj zobowiązywało do nieprzyjemnych widoków i licznych ran, Warner już zupełnie się do tego przyzwyczaił. Służba w wojsku robiła swoje, uodparniała człowieka na wszelkie widoki godne przerażenia i wymiotów.
Yoshizawa.
Rzucił jej uważniejsze spojrzenie. Rzeczywiście musiał skądś ją kojarzyć. Nazwisko jakby wydobyło obraz jej brata z pamięci, który był bardzo podobny do swojej siostry.
- Jesteś spokrewniona z oficerem Harukim, prawda? - zapytał dla upewnienia. Nieszczególnie interesowało go życie prywatne współpracowników, ale może i takie fakty okazałyby się w przyszłości warte zapamiętania.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

W zasadzie to nigdy się nie wie, co by się zrobiło, gdyby spotkała nas określona sytuacja. Przed tragicznym wypadkiem Yin nigdy nie zastanawiała się nad takimi rzeczami. Któż może to wiedzieć, może gdyby wtedy nad tym pomyślała, doszłaby do podobnych wniosków? Może również, wiedziona chęcią skrócenia cierpień brata, zdecydowałaby się zakończyć jego żywot jako mutanta...
Nie no, nie wygłupiajmy się. Mimo całej swojej zawziętości i władczej natury, Yoshizawa nie byłaby w stanie z premedytacją odebrać życia komukolwiek. Nieznajomemu, wrogowi, a co dopiero gdy chodziłoby o jedynego pozostałego jej na tym świecie krewnego. Zbyt mocno go kochała, by nie dać mu szansy na dalszy byt na Ziemi. Nie uznawała się za istotę godną wyboru, komu należy zadać śmierć. I nawet nie chciałaby mieć takiej władzy nad ludźmi. Nie potrafiłaby tego robić, po prostu.
Ale nie można ukryć, że choć przemiana Harukiego nie spowodowała u młodszej gwałtownego odrzucenia, to jednak zdecydowanie zmieniło się jej podejście do opiekuna. Właściwie to trochę tak, jakby zamienili się rolami. Wcześniej to starszy zajmował się maleńką siostrzyczką, wychowując ją po śmierci rodziców i dbając, by wyrosła na porządna osobę. A później wszystko wywróciło się d góry nogami. Złotooka zaczęła temperować brata i nieustannie przypominać mu o podstawowych środkach bezpieczeństwa. Przy każdej możliwej okazji upewniała się, że nie robi nic głupiego. Pilnowała, by zachowywał się rozsądnie i uważał na każde, nawet najmniejsze zagrożenie. Strofowała, gdy było to konieczne... Prawie jakby to ona była tą starszą i bardziej odpowiedzialną.
Mimo wszystko, czyjakolwiek głowa rozplaskacona na chodniku, nie mogła być widokiem zachęcającym. Nie był to też szczególnie miły obraz, stąd też trudno się dziwić reakcji, bądź co bądź wrażliwej, dziewczyny. Była tylko szesnastolatką, nieprzyzwyczajoną w aż takim stopniu do trudów życia i obrzydliwości związanych ze śmiercią. Byłoby to nawet podejrzane, gdyby obecne zajście jej nie dotknęło.
- To mój brat - potwierdziła lekkim skinięciem głowy, jednocześnie obrzucając zaciekawionym spojrzeniem nieznajomego. A więc znał Harukiego, co już odrobinę o nim mówiło. Najprawdopodobniej nie był zwykłym przechodniem, a wojskowym. Prawda, że po jego szybkiej reakcji i ratunku mogła się tego spodziewać, jednak wtedy nie była to stuprocentowa pewność. Teraz osiągnęła 99% na to, że mężczyzna należał do wojsk S.SPEC.
- Będzie mi dane poznać pańską godność, czy nie uznaje pan przedstawiania się małolatom? - zapytała niby nieco zgryźliwie, jednak nadal spokojnym tonem i z lekkim uśmiechem na bladej twarzyczce. Może i była tylko dzieciakiem, ale w jej własnym odczuciu należało jej się poznanie swojego rozmówcy... i wybawiciela. Tym bardziej, że kojarzył jej rodzinę.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach