Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Off :: Archiwum misji


Strona 2 z 2 Previous  1, 2

Go down

Wzdrygnęłam się słysząc upadające kartony. Przez głowę przeszło mi wiele myśli. Jedną z nich było nagłe wtargnięcie sił i wykłócanie się o jeden, lichy pierścień. Jednakże to było zbyt absurdalne, aby mogło mieć miejsce, dlatego już po chwili ochłonęłam i rozluźniłam mięśnie, które samoistnie się spięły. Do moich uszu doszły przekleństwa wypowiedziane z ust sprzedawcy. Chyba coś się potłukło. Nie tylko jedno coś, a kilka cosi. Moja ciekawość wygrała ze mną i zbliżałam się ku zapleczu, aby zerknąć na cały rozpierdol. Widząc minę typa, miałam ochotę parsknąć śmiechem. Widocznie nie spodobała mu się myśl, że część towaru poszła się jebać. No cóż... czyli raczej nici z mojego odstraszacza koszmarów. Przyznam, że i tak przeszła mi ochota, aby go nabyć.
Dodatkowo przecież już ''pożyczyłam'', jeżeli można tak to ująć, jedną z błyskotek, a więc nic do szczęścia nie było mi potrzebne. Postanowiłam więc się zawinąć i efektownie ulotnić, tak, aby typ mnie więcej nie zatrzymał. Zrobiłam kilka kroków w tył i czmychnęłam cichaczem ku wyjściu bez ani proszę, ani dziękuje, ani kopnij mnie w dupę. Miałam nadzieje, że nie zauważył kiedy zniknęłam. Nawet obniżka cen nie zachęciła mnie na tyle, abym została.
''Jeśli wróg jest w zasięgu, ty również.''
Będąc kilka metrów od straganu tego całkiem niezłego kolesia, upewniłam się czy czasami nie wyjrzałam za mną. Gdy jednak ujrzałam, że po nim ani widu, ani słychu, odetchnęłam cichutko i wyciągnęłam nowiutką błyskotkę. Moja ręka powędrowała do torebki, wygrzebując pierdółkę i po chwili zakładając ją na wskazujący palec. Pasowała mi. Podkreślała kolor moich szmaragdowych oczu, jednak mając soczewki nikt nie dostrzeże tego pięknego połączenia. Przejrzałam się w jego oczku i uśmiechnęłam się figlarnie.
Lubiłam dni, gdy miałam wszystko za darmo lub za bezcen. Teraz trzeba będzie załatwić coś do przekąszenia. Z może być trudniej. Nie miałam zamiaru grzebać po śmieciach czy ukraść komuś sprzed mordy. Byłam zbyt dumna, aby posuwać się do takich środków, a po drugie - nie chciałam brudzić sobie rąk. Kiepska ze mnie dziwka, a więc na ładne oczy, nikt obiadu mi nie da. Ale kaszana... to też bym zjadła.
"Kiszki marsza grają"
- Kurna. - Syknęłam pod nosem, krzywiąc się. Mój humor pogarszał się z minuty na minutę, słysząc charakterystyczną melodie z mojego żołądka.  
No i co teraz... może i w kieszeni miałam parę drobnych, ale nie ma też co ukrywać, że nawet jakby miała w tam grubą gotówkę to i tak nie zamierzałabym z niej wydać ani grosza. Zawsze lepiej żyć na cudzy koszt, a swoje zaskórniaki zostawić na czarną godzinę.
Ruszyłam w miasto rozglądając się za kimś, kto akurat wyglądał na kogoś, kto mógłby "użyczyć" portfel.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down


Hex:
Widać przeciwnik był za wolnym przeciwnikiem dla dżina, ale nie ma co się dziwić, że cie nie posądzał o bycie nim. Widząc twoje ruchy próbował zareagować w jakikolwiek sposób, ale próba sparowania skończyła się tylko w połowie dobrze, choć uratował swoją rękę to nie można rzec, że będzie z niego kiedyś dobry materiał na ojca, no chyba, że już jakichś smarków się nabawił. Jeżeli nie to cóż, dał znać o tym jak bardzo smutno mu z tego powodu potężnym rykiem bólu kiedy przeszyłeś ostrzem jego najbardziej delikatne miejsce, niejeden facet oglądający waszą walkę wzdrygnął się i skulił cicho sycząc z bólu, którego nawet nie poczuli. Twój przeciwnik już nie był zły, był przepełniony furią i jego ataki przypominały bardziej berserka na polu bitwy aniżeli jedną ze stron bójki, zaczął machać na wszystkie strony swoją bronią przez co nie dało się do niego podejść od przodu, a jego strona co chwila się zmieniała, nie zauważył nawet kiedy jedna z niczego nieświadomych osób wychodziła właśnie z baru i niekontrolowanym już zamachnięciem odciął rękę pechowego typa. Można by nazwać to podręcznikowym przykładem znalezienia się w złym miejscu w złym czasie. Po twoim przeciwniku nie było widać nawet odrobiny zmęczenia więc musiałeś wykorzystać swój spryt i zręczność by się do niego dostać, lub liczyć na łut szczęścia i spróbować powalić go na odległość.

Czwórka:
Po sprzedawcy jednak był wid i słuch, ponieważ gdy wydostał się w końcu spod ton kurzu i kartonów to jego oczy przykuł brak jednego z jego drogocennych pierścieni, najwyraźniej był w jakiś sposób specjalny bo wybiegł on ze sklepu i zaczął cie desperacko szukać krzycząc przy tym jak to "czarnowłosa suka z futerałem na plecach" postanowiła sobie przywłaszczyć cudze dobro. No cóż, los bywa kapryśny i szybko się zmienia więc jeżeli chciałaś zachować i pierścień i własną skórę to najlepszym wyjściem było szybkie wycofanie się, choć w tym tłumie nie będzie to proste. Przynajmniej dzięki temu sklepikarz jeszcze cie nie zobaczył, jedynie fuksem wybrał dobrą drogę, którą podążasz więc lada moment mógł cie namierzyć a wtedy zgubienie go miałoby naprawdę małe szanse, ponieważ jak widać a raczej słychać jest cholernie zdeterminowany aby cie znaleźć. Od ciebie więc zależy czy masz zamiar dopuścić do konfrontacji z nim i spróbować się wymigać, czy ukryć się w jednym ze sklepów lub straganów, czy zrobisz co dusza zapragnie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Raczej zielona fryzura i dziwne zachowanie nie jest cechami szczególnymi rasy Dżinów, której w sumie jest już tak mało, że Hex czasem marudzi o to, iż czuje się samotny w tym świecie. Są aniołki, aniołki mają siebie. Są wymordowani i ludzie, nawet maszyny mają towarzystwo jakichś sprzętów kuchennych... A on co? Pies? Wychodzi na to że pies, bo żadnego towarzystwa już nie posiada. Ech, szkoda, szkoda.
Spodziewał się że mężczyzna będzie chronił ramię, swoją broń, lecz chroniąc broń, zapomina się o dumie... A teraz już tą "dumę" facet... Ekhem, tak. Facet? Chyba, choć ciężko powiedzieć. Nie był pewien czy odkroił "dumę" od reszty, a sopranu nie słyszał, ale już raczej nie ma co liczyć na zabawę w ciągu najbliższych miesięcy. Odskoczył po tym ataku, napawając się z przyjemnością widokiem wymordowanego w bolesnych konwulsjach. Nawet jego wzrok przebiegł po tłumie, widząc jak niektórzy panowie zginali się z bólu na samą myśl tego, co mogło się stać z nimi.
Hehe. Zachichotał cicho, podnosząc się do pionu i obserwując teraz zachowanie jego przeciwnika, który najwidoczniej stał się jednoosobową armią stojącą wobec wszystkich (ciężko się dziwić, teraz wszyscy wokół mieli to, czego on prawdopodobnie nie...) Ale to... Ktoś kto jest taki... Miałki, nijaki. Nie ma celu, nie ma powodu do walki z kimś takim. On teraz chce zabić każdego, nie tylko zielonowłosego. To marnacja czasu i humoru, walczyć z kimś tak zaślepionym gniewem. Dlatego też, Dżin zaczął stąpać do tyłu, zerkając ku zakrwawionym ostrzu sztyletu. Przysuną je do twarzy i powąchał, i aż nim odrzuciło. Uch. Śmierdziało conajmniej kilkutygodniowym, niewypłukanym nasieniem. Tym bardziej nie miał zamiaru go rozcinać, by czuć jeszcze więcej smrodu albo - co gorsza! - Zostać w jakiś sposób zasmrodzony jego smrodem. Dlatego też, obrócił się plecami i wytarł sztylet w ciuch jednego z gapii, po czym schował go za pas i ruszył przed siebie, olewając zupełnie swojego przeciwnika w szale berserkera.
- Tylko nie pobrudźcie się nim! Cuchnie od niego. - Zawołał z uśmiechem. Spodziewał się że jego przeciwnik może znów ruszyć za nim...
Ale w tym stanie agonalnego szału, wątpliwe by w ogóle rozpoznał Hexa znikającego w tłumie, lub gdzieś odchodzącego. Prędzej teraz był nastawiony na zniszczenie każdego, kto mógł być w pobliżu.
Ale już oberwał tyle, ile Hex mu mógł dać. Teraz już tylko może sobie strzelić w łeb... W końcu facet jego pokroju tylko tyle jest w stanie zrobić po zostaniu wykastrowanym, prawda?
Mimo to jednak, nie tracił czujności, dlatego nie chował maczety, by w razie czego być gotów odpowiedzieć na atak. Nasłuchiwał nadbiegających kroków, by móc się obrócić i zareagować w porę. Unikiem, sparowaniem ciosu, ripostą - ciężko stwierdzić w tej chwili po tym, co zrobi berserker. O ile w ogóle zacznie go gonić - bo raczej nie powinien go rozpoznać, tak czy tak.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

KURWA.
Wzdrygnęłam się słysząc za sobą głos sprzedawcy. Niepewnie się odwróciłam i usłyszałam głos sprzedawcy.
"Czarnowłosa suka z futerałem na plecach"
Hm... to może chodzić o mnie. Kolor włosów się zgadza, chociaż ujęłabym to jako heban lub smoliste, ale cóż - niech przejdzie. Futerał na plecach? A ten pokrowiec od gitary! To też się może zgadzać. Suka? Jak już przepiękna kobieta o iście wysokim ilorazie inteligencji lubiąca błyskotki.
Niestety, chyba faktycznie te nawoływania tyczyły się mnie, gdyż parę ludzi odwróciło się ku mnie. Na razie jednak nikt z nic nie pisnął słowem. Faktycznie się mega tępi, ale czego można oczekiwać po ludziach? To i lepiej, że każdy broni własnej dupy.
Jak na bystrą Łowczynie przystało, postanowiłam efektownie spierdolić mu z oczu. Po co się męczyć i walczyć w środku miasta, jak zawsze można się gdzieś skitrać i przeczekać, aż przejdzie? Nie zmęczę się, a zauważmy, że już jestem głodna.
Zerwałam z pleców futerał i nakryłam głowę kapturem bluzy. Jeżeli mają poznać mnie po tych dwóch czynnikach to jak najprędzej muszę się poznać znaków rozpoznawczych. Pozostało mi tylko - wtopić się w tłum. Był on masakryczny. Pospólstwo przebijało się przez siebie, aby jako pierwsi wychwycić najlepszy towar. Już chyba wiem skąd wziął się hit na m.in. ''Pierwszy, pozdrawiam mój rower!''. Jebana hołota, choć trzeba przyznać, że utrudniała to też pogoń sklepikarza za mną. Może to i ma swoje plusy.
W końcu wychwyciłam mniej zakorkowaną drogę. Przyśpieszyłam kroku powodując wywrócenie kilku ludzi, którzy gromili mnie gardzącym spojrzeniem. Ostatecznie jednak udało się mi przecisnąć w wybraną dróżkę, ale szybko okazało się, że typek całkiem nieźle sobie radził i akurat musiał poleźć za mną.
- Phy.. - Wypuściłam z siebie powietrze, zaciskając rękę na części futerału. Musiałam się schować. To mi pozostało. Typiarz sobie przejdzie, a ja spokojnie udam się w inne miejsce i oboje nie będziemy mieć już nic ze sobą do czynienia. Układ idealny dla obu stron. Co prawda może i on będzie trochę stratny.
Rozejrzałam się po otoczeniu i pobudziłam wszystkie elektrony do myślenia. Myślałam gdzie by się schować, gdy nagle ujrzałam odzieżowy. Lampka zaświeciła się nad moją głową. Przymierzalnia!
Przyśpieszyłam kroku, złapałam jakąś szmatkę i wpakowałam się do czterech kątków, oddzielonych futryną. Musiałby być naprawdę inteligenty, aby tu za mną przyleźć.
Oparłam się o lustro i złapałam kilka głębszych oddechów, a następnie uśmiechnęłam się kpiąco.
Cienias.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Nowy MG - Natalie
Na mocy danej mi przez Sleipnir'a, przejmuję tę misję.
(Wybaczcie, że tyle to trwało, ale miałam małe... komplikacje.)


Hex
Rzucający się w szale wymordowany wykrzykiwał coś na wszystkie strony i atakował każdego, kto się nawinął. Hex nie zwracał już jednak na niego uwagi. Wolał darować sobie marnowanie na niego czasu. Bo niby po co? I tak się facet za chwilę wykrwawi, więc co za różnica, czy Dżin przy tym będzie? Oczywiście, zawsze mógł chcieć popatrzeć jak inni gapie, ale niee. Nuuuudaaa. Zielonowłosy poszedł dalej, a tamten? Tamten nawet nie zauważył. Chyba pomylił z nim jakiegoś kolesia, bo na placu rozległy się czyjeś krzyki. Trudno. Teraz to jego problem.
Złotooki szedł prosto przed siebie. Gdzie? Chyba sam nie był pewien. Po kilku minutach opuścił otaczające go stragany i dotarł w nieco mniej uczęszczaną część "miasta". Ludzie... i wymordowani jakoś zniknęli mu z oczu. Był tutaj sam. No, nie do końca. Z lewej strony usłyszał kilka męskich głosów. Czterech facetów ładowało jakieś skrzynki do... to chyba była ciężarówka. Jakiś transport? Kto wie.
Żaden z nich nie zauważył Dżina. Byli zbyt pochłonięci robotą. Trzech z nich zniknęło w sąsiednim budynku, a czwarty wsiadł do pojazdu. Wyglądał na znudzonego tą pracą.

Cztery
Sklepikarz gonił ją dość długo. Widać było, że nie chce dać tak łatwo za wygraną. Uparty facet, nie ma co. Przeciskać się prze tłumy ludzi i szukać wiatru w polu dla jednej małej błyskotki? Kto wie, może warto. Może to jednak było coś cennego...
To chyba jednak nie było zmartwienie Czwórki. Ta wolała się nie dopytywać, co dokładnie udało jej się nabyć. Lepiej było się przecież rozstać w przyjaznych stosunkach niż wyzywać od złodziei i wywłok, czyż nie?
Łowczyni odczekała kilka minut nasłuchując mężczyzny. Ten się jednak nie pojawił. Widocznie nie miał na tyle szczęścia, by zawędrować za nią aż do sklepu.

- Mogę ci w czymś pomóc, kochana? - rozległ się głos jakiejś kobiety.
Najwidoczniej sprzedawczyni zainteresowała się chowającą się w przymierzalni dziewczyną. Taka miła kobieta, a przynajmniej jej głos taki był. Szkoda, że jej "klientka" nie należała do osób skłonnych do wydawania dużych ilości pieniędzy...
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Jakby patrzenie się na wykrwawiającego z krocza wymordowanego który tylko nim myślał było tak ważne. Śmierć to śmierć - a że jego spotka tak paskudna to tylko i wyłącznie wina tego, że nie potrafił schować swojej dumy w buty choć na krótki moment i... I jak widać skończyło się to dla niego niezbyt przyjemnie. Ale to już dla innej historii, innego czasu...
Hex odmaszerował na podbój nieznanego gdzieś, gdzieś... Gdzieś... ... Eee... What the... Co to za miejsce? Znaczy, nie to żeby nie kojarzył że to:
A) Desperacja.
B) Jakiś budynki w jej apogeum.
C) Ogółem jakieś zadupie.
Ale w tej chwili nie był do końca pewien co to za miejsce, poza tym że nie był tu do końca sam. Jakaś grupa ludzi pakowała coś do jakiejś ciężarówki, hm...
Może warto im popsuć te plany?
Wpuścił dłonie do kieszeni swojego ubioru, przyglądając się przez krótką chwilę ich działaniom. Skrzynie na pakę transportera, zakrytego plandeką. Trzech zniknęło, jeden został i wsiadł do kabiny samochodu. Hmmm...
Hex podbiegł na paluszkach (dosłownie) do transportera, po czym CICHUTKO (a przynajmniej starając się tak) wsiadł na pakę pojazdu. Zbliżył się do kabiny kierowniczej... I tu są dwie opcje, w zależności od tego co jest możliwe.
Opcja numer 1:
Jeśli kabina miała szybę na pakę, lub otwór po szybie, wystarczająco szeroką i wysoką by go pomieścić.
Opcja numer 2:
Jeśli by takowej nie miała.

Działanie w wypadku opcji numer 2:
Hex próbuje odnaleźć na pace wystarczająco dużą skrynię by go pomieściła, po czym otwiera ją, wywala jej zawartość (bądź nie) gdzieś na bok i sam się do niej pakuje, po czym zamyka od środka. Sztyletem robi sobie małe otwory na przepływ powietrza w razie czego.

Opcja numer 1:
Wskakuje głową do przodu przez szybę, starając się obrócić w locie do tego stopnia, by wylądować plecami na fotelu obok kierowcy, lub może tyłkiem, nogi kładąc na tapicerce z głośnym, wyraźnym okrzykiem, uśmiechając się od ucha do ucha.
- Holla! Me llamo Hexo Angelo! Gdzie na najbliższy cmentarz? - Po czym szybkim ruchem dłoni wydobywając z kieszeni sztylet jaki następnie wbiłby osobnikowi pod brodę, przebijając ją na wylot aż do mózgu, chcąc tym sposobem go uśmiercić. W razie powodzenia uśmiercenia - wróciłby szybko na pakę, wyciągnął zwłoki zza kierownicy, a potem włożył je do jednej z ludzkich rozmiarów skrzyń (wywalając zawartość bądź nie na bok), wcześniej zdzierając z niego wierzchnie odzienie na tors i ewentualną czapkę i wkładając je samemu, by następnie użyć swojej mocy do zmiany wyglądu i zacząć wyglądać jak on. Szybkie ukrycie kapelusza za pazuchą, zasiąście na miejscu kierowcy w podobnej pozie i z podobną miną do niego, i czekanie na przybycie jego kolegów.

W wypadku opcji numer 1 - użycie mocy wirusa zmiany, 1/3
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Z racji długiego nieodpisywania zostaje nałożony deadline. Macie czas na odpis do piątku, w przeciwnym wypadku misja zostanie przeniesiona do archiwum (z możliwością wznowienia jej w późniejszym terminie). W przypadku, gdy jeden z uczestników lub Mistrz Gry zgłosił wcześniej nieobecność na forum, deadline zostanie przesunięty do czasu jego powrotu, więc spokojnie.
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Dobra, zamykam misję. Czwórki nie ma a Hex nie wołał o prowadzenie misji w pojedynkę, więc przenoszę to do archiwum. (Już wcześniej o tym myślałam, więc dochodzę do wniosku, że nie ma co tego dłużej trzymać.)

Zamrażam
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Off :: Archiwum misji

Strona 2 z 2 Previous  1, 2
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach