Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Off :: Archiwum misji


Strona 1 z 2 1, 2  Next

Go down

MG: Sleipnir.
Poziom: Średni.
Uczestnicy: Cztery, Hex.
Cel: Się zobaczy.



Cztery: Twój dzień rozpoczął się choleeeernie dziwnie. Najpierw obudziłaś się z nieznajomym kotem w łóżku, a kiedy stwierdziłaś że czas wstać to się okazało że nawet nie jesteś we własnym łóżku. No cóż, każdemu się czasem zdarza lunatykować. Przynajmniej twoja orientacja w terenie jest na całkiem niezłym poziomie skoro nie obudziłaś się w ściekach.
No cóż, przynajmniej przez sen, powrót zajął ci tyle czasu że w międzyczasie zdążyło nastać południe przez co twoje plany na dzisiejszy dzień spaliły się na panewce. Przynajmniej żaden z Łowców nie widział twojego nieporadnego biegania w samej piżamie po ściekach tylko dlatego że nie wiesz gdzie powinnaś się obudzić, ale twój humor niewątpliwie był przez to wydarzenie opryskliwy. Po udanym zlokalizowaniu swoich rzeczy, wzięłaś prysznic i stwierdziłaś, że walić wszystko, robisz sobie dzień wolnego i ruszyłaś na podbój miasta, a raczej sklepów, w końcu Łowczyni też kobieta i czasem odpocząć musi.

Hex: Twój obłęd nie dawał ci spokoju, ale chociaż dał ci się wyspać bo dopiero w południe zacząłeś się przebudzać. Z miejsca poczułeś chęć mordu więc szybko odprawiłeś swój codzienny rytuał i już po chwili wybyłeś ze swojej celi w kościele. Twoi bracia i przełożeni nawet nie pytali gdzie wyruszasz, widać twoja psychoza była zbyt widoczna by ktoś odważył się stanąć na twojej drodze więc nie minęła chwila i już byłeś poza kościołem. Na twojej drodze stanął tylko niewinny pies, któremu nie spodobała się twoja mordercza aura. Biedny psiak, kiedy już się kawałek oddaliłeś słychać było nadlatujące sępy, które zaczynały swój codzienny rytuał i sekundy później rozrywały truchło psa na kawałki by się pożywić. Twoim celem było M-3, miałeś ochotę na przygodę i stwierdziłeś, że lepszej okazji na znalezienie jej nie będziesz miał.  
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Dziś rozpoczął się naprawdę dziwny dzień.
Nie mogłam tego inaczej skomentować. Wstałam otumaniona w łóżku, zaznaczmy to, że nie w swoim, w towarzystwie jakiegoś kota. Lepiej być nie mogło. Jednak byłam wdzięczna losowi, a raczej samej sobie, że nie wylądowałam w jakieś dziurze czy też w śmierdzącej brei na wejściu do ścieków. Miałam swego rodzaju farta, jeżeli można to tak ładnie ująć. Zwinęłam się z leża i rozciągnęłam kości, które zaczęły trzeszczeć jak u jakiegoś dziada po sześćdziesiątce.
Nie pozostało mi nic tutaj do roboty, dlatego postanowiłam wrócić w obskurnej piżamce do siedziby Łowców. Przemknęłam niezauważona, parę razy zataczając koła. Bądź co bądź, nie chciałam, aby ktoś z rebelianckiej rodzinki mnie zobaczył, toteż próbowałam czmychać mniej uczęszczanymi ścieżkami. Ostatecznie okazało się to beznadziejnym pomysłem i zanim się zorientowałam, straciłam kupę czasu. Zwinęłam swoje manatki i poszłam zmyć z siebie odór sierść-ciucha.
Po prysznicu, czysta i pachnąca, zdecydowałam. Korzystając z faktu, że jest samo południe, przejdę się do miasta. Walić robotę. Co mi zrobią? Nic nie zrobią. Podrasowałam się troszkę, aby wyglądać jak na kobietkę przystało, i to całkiem niezłą kobietkę, a następnie ruszyłam na shopping. Ledwo wyszłam na miasto rozpoczęła się wędrówka od wystawy do wystawy i wytykanie obślinionego jęzora, zerkając na przedmioty na które nigdy nie będzie mnie stać.

Spoiler:
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Byłbym wredny i napisał co innego o tym co robił Hex, ale nie będę : P

Znacie te dni, gdy budzicie się z ogromną chęcią zabicia wszystkiego, co się rusza? Znacie ten wyraz twarzy, gdy patrzycie na osobę, która w takim dniu się obudziła? A teraz - czy znacie osoby które są na tyle nieprzewidywalne, by wbić nóż w serce najbliższemu przyjacielowi za to, że mają taki dzień? Zmiksujmy to wszystko razem, i w ten sposób zobaczycie co odczuwał dzisiejszego poranka... Ehm, cóż, południa Hex, gdy się ockną. Dłonie niemal drżały z ekscytacji i chęci zabijania, przez co włożenie ubrania było nieco trudniejsze niż się z początku spodziewał. Dobór broni też był nieco... Inny niż zazwyczaj. Zamiast zabrać swoją standardową parę sztyletów, wziął tym razem tylko jeden, który ukrył za plecami, za pasem... I maczetę. Nie, dobrze czytacie - Hex miał maczetę. Troszeczkę pordzewiałą - ale nader ostrą, sprawną i twardą. I ją zabrał ze sobą. W skórzanym pokrowcu, który sobie schował na plecach, ukrywając... Wait, nie, to nie przejdzie. Chyba poprostu nie przejdzie... Ale cóż zrobić. Po włożeniu swoich czarnych spodni, ciemnej barwy glanów, sprano-białej koszuli na którą nałożył pas z pochwą maczety (wraz z nią) i luźnej, skórzanej kurtki brązowego koloru i standardowego, wieczystego kapelusza na głowie, oraz rękawiczek bez palców ruszył. Zgarną jeszcze za wczasu przygotowaną piersiówkę wypełnioną lekko rozcieńczoną alkoholem krwią i schował ją do kieszeni, po czym... Wprost wybił ze swojej celi, ba, co ja mówię - drzwi zostały otworzone z kopniaka, nokautując przypadkowego przechodnia, łamiąc mu przy okazji nos. Ktoś chciał nawet coś o tym powiedzieć, ale jedno spojrzenie na Hexa (i maczetę jaką trzymał aktualnie w dłoni) wystarczyło, by odrzucić tą opcję. Wydostanie się z Kościoła nie było długie - wprost przeciwnie, nader prędko znalazł drogę, co jak na niego było wyczynem nie dość że dziwnym to i niesamowitym. Na jego drodze stanęło małe, smutne psisko, które zaczęło warczeć...
- ... Chcesz się pobawić, piesku? Chodź. Nauczę się sztuczki "zdechł kundel". -
...
Nie dalej jak krótką chwilę potem sępy zaczynały się gryźć już o rozczłonkowane i rozwleczone na odległości kilku metrów, jeszcze ciepłe truchło psiaka. Dżin otarł o jego sierść ostrze maczety, którą potem schował do pochwy na plecach i wkładając dłonie do kieszeni skórzanej kurtki uznał, że wizyta w M-3 to dobry plan. Przy okazji - kiedy to wizyta w całkowicie utopijno-spokojnym mieście, gdzie za byle wykroczenie masz na swojej głowie tabun wojska to nie jest zabawa?
TO ZAWSZE JEST ZABAWA!
...
Oj tak.

Spoiler:
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down


Czwórka:
Kiedy przechadzałaś się po mieście niejeden facet się za tobą obejrzał, przynajmniej miałaś pewność, że wyglądasz dobrze. Chadzałaś od sklepu do sklepu widząc coraz to lepsze rzeczy różnej maści, buty, ubrania, gadżety, perfumy, biżuterie, nawet się załapałaś na darmową próbkę perfum, które z chęcią przyjęłaś od sprzedawcy. Najwyraźniej liczył na to, że wrócisz i wydasz u niego sporą ilość gotówki, no ale budżet Łowców nigdy nie był wysoki niezależnie od stanowiska. Mijając alejki i ciesząc się słoneczną, wiosenną pogodą twoją uwagę przykuł mały stragan z bibelotami. Sprzedawca od razu wychwycił twoje łakome spojrzenie na jego towary i zagaił rozmowę między wami.
- Widzę, że podoba się panience mój towar, jest może panienka czymś zainteresowana? Widząc taką urodę od razu chce się dać zniżkę. - Zagaił rozmowę przyjaznym tonem. Nieważne co byś o nim powiedziała, facet zachęcał nie tylko towarami ale i wyglądem. Przeliczyłaś swoje fundusze, które brzdękały w twoich kieszeniach i szczerze powiedziawszy opłaciło ci się nie opróżnianie ich nigdy bo miałaś przy sobie wystarczająco aby zakupić jeden z przedmiotów.* Sprzedawca widząc twoje przeliczanie stwierdził, że warto podtrzymać rozmowę dłużej.
- A czymże się taka piękna panienka zajmuje? Jest panienka muzykiem? - Zapytał rzucając okiem na futerał znajdujący się na twoich plecach.

Hex: Kiedy byłeś już daleko od truchła psa sępy już wzbiły się ponownie w powietrze i latały niedaleko ciebie, najwyraźniej liczyły na to, że załatwisz im kolejną strawę lub sam padniesz trupem, typowa fauna Desperacji.
Kierując się w stronę M-3 zawędrowałeś dziwnym trafem do Apogeum Desperacji, doprawdy, twoja postać potrzebuje lepszego rozeznania w terenie. Niejedna osoba zawiesiła na tobie oko, ale miałeś w sobie tę odrobinę zdrowego rozsądku (choć była to naprawdę odrobina) żeby nie wszczynać mordu i burdy...jeszcze. Twoje oko również przykuwały liczne stragany, ale inne, stanowczo inne niż te w które zapuściła się Czwórka. Każda osoba, która spotkała się z tobą wzrokiem robiła to tylko po to aby przedstawić ci produkty, którymi najczęściej były niebanalne ostrza, albo po to aby pokazać ci, że nie takich jak ty w swoim życiu spotkali. Korciło cie niesamowicie aby wyrżnąć ich wszystkich, ale podstęp wisiał w powietrzu. Z "myślenia" wybił cie jeden ze sprzedawców, który zauważył wybrzuszenie na twoich plecach i szturchnął cie bronią.
- Niezłe cudeńko panicz tam pewnie nosi, widać że niejednego już dorwało. Może nadszedł czas na to żeby odstawić starego kompana pod ścianę i zakupić nowego, który będzie zapewne znacznie bardziej efektywny i znacznie bardziej efektownie pokaże paniczowi czym jest dekapitacja głowy. Po tych słowach łysy jegomość, którego twarz przypominała Wietnam po wojnie zaprezentował ci swoje rarytasy. Wszystkie aż emanowały zabijaniem, każdy chętnie by je złapał do ręki i wypróbował na kimkolwiek kto się nawinie, nawet na kupcu.
- Może panicz powie jakie bronie preferuje? Na pewno coś się znajdzie. Proszę się nie martwić ceną, z tym się zawsze można dogadać. - Powiedział po czym wprowadził cię do niewielkiego namiotu poligonowego, w którym trzymał wszelkiego rodzaju żelastwo, na pewno coś przykuje twój wzrok, chociażby ściana ze sztyletami, które gdzieniegdzie dalej były uwalone krwią.


*Możesz sobie wybrać przedmioty znajdujące się na półkach, jeżeli nie to sam je dopisze.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Noga za nogą, piersi do przodu, głowa ku górze.
Szłam dumnie ulicami miasta czując na sobie wzrok poszczególnych mężczyzn. Mogło to oznaczać jedno, wyglądam dobrze, nawet bardzo. Czułam się jak milion dolarów, gdy niejeden puścił oczko w mym kierunku. Nie jestem pierwszą lepszą tirówką, więc w efekcie mijałam ich z obojętną miną. Niech się cieszą, że w ogóle uraczyłam ich swoim spojrzeniem. Znam swoją wartość i koleś musi być naprawdę dziany, abym na niego poleciała. Nie żebym była materialistką, liczy się wnętrze. Portfela, oczywiście.
Mijałam alejki, stoiska, wystawy, zatrzymując się gdzieniegdzie, gdy jakiś bibelot zwrócił moją uwagę. Niestety, głównie nie było mnie stać na żaden zakup. Limit gotówkowy Łowcy nie był za wysoki. Byłam pewna, że nawet Ci na wysokich stanowiskach przechodzą przez bidę z nędzą. Na moje szczęście jeden z sprzedawców, który zachęcał ludzi do zakupu swoich produktów, rozdwajając próbki. Jeżeli coś rozdają za darmo, muszę to mieć. Podeszłam bliżej niego i zerknęłam wyczekująco. Oczywiście uzyskałam to co chciałam, od razu testując na nadgarstku zdobyty przedmiot. Powąchałam i rozkoszowałam się w słodkiej woni. Następnie włożyłam pachnidło do kieszeni, wymijając stoisko. Co prawda, mężczyzna próbował zatrzymać mnie wzrokiem, ale skutecznie udawałam, że tego nie widzę. Nie miałam zamiaru kupować czegoś, co dostałam za darmo.
Maszerowałam dalej, delektując się w aromacie, aż moją uwagę przykuł ciekawy stragan. Zawsze przyciągały mnie indyjskie klimaty, a też wszelkiego rodzaju pióra, kolczyki z piór czy sam odstraszać koszmarów.  Przysunęłam się bliżej i złapałam delikatnie za pióropusz. Nagle usłyszałam męski głos. Odwróciłam się przez ramię i ujrzałam GO.
''Przepraszam jestem w cukierni? Bo widzę niezłe ciasteczko.''
Odruchowo przygryzłam wargę. Był naprawdę niezły. Wysoki, umięśniony, męskie rysy twarzy. Nie wspominając o świdrującym spojrzeniu i idealnych pośladach. Tak, mój typ. Słysząc z komplet z jego słów, uniosłam kąciki ust w delikatnym uśmiechu.
- Ten odstraszać koszmarów nie jest zły. - Powiedziałam zerkając to na wymieniony przedmiot, to na sprzedawce. Trudno było oderwać mi od niego wzrok na dłużej niż kilka sekund. Nie mogąc sprostać jego urokowi osobistemu, zaczęłam przeliczać gotówkę. Okazało się, że mam kwotę, która pozwoli mi na zakup tego cudeńka. Wtem mężczyzna na nowo zaczął rozmowę. Muzyk? Czyżby chodziło o gitarę.
- Tak, brzdąkam co nieco. Jednak nasza grupa nie jest zbytnio popularna, dlatego grywamy dla siebie lub pod małą publikę. - Odpowiedziałam bez żadnego zająknięcia, zadzierając delikatnie głowę do góry. To były kłamstwa, lecz wierzyłam, że mężczyzna uwierzy w ten stek bzdur. - A więc co będzie z tą zniżką? - Zmieniłam temat i spojrzałam na niego spod bujnych rzęs. Nie miałam ochoty przepłacać, nieważne jak koleś był przystojny.


Ostatnio zmieniony przez Cztery dnia 07.04.15 23:49, w całości zmieniany 1 raz
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Hmmm... - Zamruczał cicho, wpatrując się w budynki przed nim z lewą dłonią opartą o biodro.
- To nie jest M-3. - JAKŻE BŁYSKOTLIWA DEDUKCJA HEX! Jak do tego doszedłeś? Może to te ruiny budynków ci to wskazały? A może łażący tu i ówdzie wymordowani w obdartych ciuchach? A może stragany ze złomowatą bronią? Nieee, to na pewno fakt że wszędzie wokół jest piach. Hexiu, jak zawsze jesteś genialny. Narysuj sobie kiedyś mapę, albo nie. Kup gdzieś kompas. Tak, to lepsza opcja niż mapa.
Opuścił dłoń opierającą się o biodro swobodnie w dół i włożył do kieszeni kurtki, podobnie jak i drugą dłoń, kierując się pomiędzy stragany. Widok ludzi i istot im podobnym jakie rzucały spojrzenia typu "co za chuchro, złamałbym je w pół" lub "hehe, kolejny naiwniak do obdarcia" albo "co za zjeb, kto robi sobie takie neonowe kłaki?" Nie zmieniało to faktu, że Dżin przemierzał to dość spokojnym, pewnym krokiem, co rusz zerkając sobie na sprzęty wyłożone tam. Tyle narzędzi mordu, tak mało czasu i ofiar... Aż było mu szkoda że nie może tego wykorzystać, ale jednak miał świadomość że lepiej tego nie robić. Przewaga liczebna, mimo wszystko. Jak już, to woli się bawić na własnych rachunkach. Nie zamierzał sobie pozwolić na to, by się zabawili jego kosztem. Jak już - to on woli się bawić kosztem ich, heh...
I nagle puf. Coś szturchnęło w plecy. Odruchowo - choć raczej niezbyt wzdrygając się - dżin dokonał zręcznego obrotu na pięcie, hamując swoje kroki i stając przodem do osoby, która go tyknęła. W sumie tyknęła go broń trzymana przez osobnika, który wyglądał jak po przejściu przez maszynkę do mielenia mięsa... Hm, w każdym razie jego twarz. Splótł ramiona na klatce piersiowej, słuchając jego wywodu z nieco znużonym wyrazem twarzy. Gadka-szmatka typowego handlarza. Masz dobrą broń, ale ja mam lepszą, chodź i kup, nie zaiwedziesz się. Tiaaa. Mimo to jednak, Dżin zbliżył się, oglądając co też ten osobnik ma ze sobą.
- Dające radość. - Stwierdził z uśmiechem na pytanie o preferencje broni, zerkając spod kapelusza kątem oka na dziadunia. Rozplótł dłonie i ruszył za nim do namiotuuuu iiii...
Zrobił obrót na pięcie, kładąc dłonie z tyłu głowy i zaczął spacerować w zgoła innym kierunku, nawet nie wchodząc do namiotu.
- Albo nie! Gomenasai! - Machną dłonią gdzieś w tył za siebie, po czym bez jakiegoś namysłu ruszył dalej drogą wzdłuż straganów. Kiedyś w końcu uda mi się gdzieś dotrzeć...
Albo może wypatrzy ten cholerny kompas. Tak.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down


Czwórka:
Idealny z wyglądu sprzedawca postanowił dowiedzieć się trochę więcej o naszej pięknej Łowczyni więc ciągnął rozmowę nadal.
- Chętnie kiedyś posłucham jak panienka gra, może chciałaby mnie kiedyś uraczyć osobistym koncertem? - Zapytał cały czas patrząc w oczy Czwórki i uśmiechając się, najwyraźniej był nią równie zainteresowany co ona nim.
- Co do tego odstraszacza komarów to mam jeszcze lepszy na składzie w sklepie, może chciałaby panienka się ze mną wejść do środka? To ten tuż za mną. - Dodał po chwili. Widać facet był bardzo zainteresowany tym aby jego nowy klient był zadowolony z produktu i przyprowadził następnych razem więcej klientów, no cóż, komu by nie odpowiadała taka reklama czyichś usług czy towarów.
Wchodząc do sklepu razem z Czwórką usłyszał jej kolejną wypowiedź, a raczej pytanie.
- Proszę się nie martwić, dla takiej piękności znajdziemy zniżkę na każdy produkt. - Rzucił wpuszczając ją do środka. Sklep posiadał znacznie większą ilość bibelotów w środku, widać sprzedawca naprawdę potrafił załatwić wszystko. Łowczyni miała okazję się rozejrzeć czy zbadać dokładnie każdy przedmiot, który ją zainteresował, nawet mogła się pokusić o kradzież czegoś jako że sprzedawca znajdował się na zapleczu grzebiąc w kartonach.

Hex:
Sprawiłeś, że sprzedawca z twarzą przypominającą mielonego puścił wiązankę na temat tego jak ciężko teraz kogoś zachęcić do kupna czegokolwiek. No ale cóż, to był twój wybór gdzie podążysz, zwłaszcza, że targi te nie były małe. Miałeś przed sobą wiele możliwości, chociażby znajdujący się na prawo niewielki bar, z którego słychać było wrzawę i tone wyzwisk, najwyraźniej rozwinęła się niezła burda, w której na pewno skopałbyś komuś dupe. Mogłeś również podążyć do kolejnych straganów z błyszczącymi cudeńkami, które zachęcały z miejsca swoim wyglądem. Na lewo za to można było zobaczyć na horyzoncie burdel, w którym mógłbyś dać upust swoim nie morderczy, acz seksualnym żądzom O ile takie w ogóle u Hexa istnieją lol. Z myśleniem nad wyborem wybił cię przechodzący obok Wymordowany, który trącił cie barkiem.
- Uważaj jak łazisz, dziwolągu. - Rzucił ci na odchodne, po czym ruszył w swoją stronę. Chłop był całkiem krzepki, dwa metry wzrostu minimum i widać że niejednego już połamał swoimi łapskami, no cóż, zawsze mogłeś go w moment dogonić i sprawdzić czy z tobą też da radę. Wybór należał do ciebie, a jako że byłeś w samym sercu Desperacji to wyborów miałeś sporo.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

To nie tak że Hexa ciężko namówić do kupna. Po prostu nie odczuwał potrzeby by to robić. Nie chce brać więcej niż potrzebuje - to ściąga kłopoty. A jeżeli nie kłopoty, to chociaż zbyt zainteresowanych chęcią szybkiego dorobienia się na kimś. A na osoby tego pokroju on...
Hmmm, powiedzmy że nie ma cierpliwości do nich. Nie należy jej testować u kogoś jego pokroju. I tak powstrzymuje swoje żądze krwi i mordu na wodzy - i to dość solidnie, wbrew pozorom. Gdyby nie to, już za sam fakt tego że zgubił drogę i znalazł się w Nowej Desperacji zamiast M-3 mógłby skrócić przechodnia o głowę. Bo tak. To nie jest powód dla którego warto zabić kogoś innego. Dla krwi, dla mięsa, dla ewentualnie innych rzeczy które można z niego ograbić - ale nie bo tak. Zwłaszcza że doktryna Ao zakazuje zabijania niewiernych. A przynajmniej w jego imieniu. W imieniu swym własnym to już chyba inna kwestia, prawda? Hmmm, niby tak, z drugiej strony...
Nah. It's killing time! And we need to kill! Kill! Kill! Kill!
Potrząsną głową, lekko rozkojarzony tą nagłą chęcią mordu jaka objawiła się w jego umyśle. Znaczy - miał już ją od samego rana, ale teraz przez krótki moment uderzyła mu do głowy. Pewnie przez tą chwilową nieuwagę dał się potrącić, lub też potrącił tego typka, przechodzącego obok. Niezbyt ruszyło go nazwanie dziwolągiem - po prawdzie to nawet swoisty komplement. Zostać nazwanym przez żywego trupa, zagadkę genetyczną, dziwadłem, hehe. Zatrzymał się, i powoli odwrócił głowę, wychylając ją nieco w tył z iście psychicznym uśmiechem na twarzy. Do skojarzeń z takim wyrazem twarzy i uśmiechem przychodzą:
Klaun-morderca, Freddy Kruger, ten typ z "Uprowadzonej" który się wygrażał przez telefon i kilka innych, podobnych postaci. Dłoń aż świerzbiła, by złapać za rękojeść maczety, tak nęcąco wystającej znad barku... Wystarczyłoby sięgnąć, i rzucić się do gardła. Nawet nie zdążyłby się zaorientować, zanim nastąpiłaby chwila jego dekapitacji.
Krew...
Krew...
Krew...
DUŻO KRWI! Och tak, piękna wizja! Jak piękna wizja! Rozgryźć mu szyję, przegryźć tętnicę niczym cholerny wampir, i odgryzać fragmenty mięsa, przeżuwając je i spluwając nimi na bok, albowiem smakuje jak gówno jakim jest. Jakim jest każdy z tych chodzących trupów. Co do jednego.
Wzrok niemal liczył kroki w jakich znajdował się osobnik od Dżina. 4 kroki od zielonowłosego. Trzy kroki i szybki sus do gardła...
5 kroków... 6 kroków...
- To naturalne, że jestem dziwakiem. Lepiej być innym, niż na wieki pozostać gównem. - Wcale nie mówił tego szeptem. Nie był cichy, nie był jednak głośny też. To był wyraźny, pewny siebie komunikat, po którym jeszcze krótką chwilę wlepiał spojrzenie swoich psychotycznych, złotych oczu w osobę tego jegomościa...
A następnie obrócił się i skierował swoje kroki ku barowi. Jedna śmierć w tą czy w drugą - patrząc na statystyki przeżywalności w Desperacji, a zwłaszcza w burdach barowych - nie zrobi większej różnicy, prawda?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Po pytaniu niebanalnego z wyglądu sprzedawcy, miałam ochotę zaśmiać się w niebo głosy. Widocznie połknął haczyk z moim brzdąkaniem na gitarze. Nie byłam na tyle głupia, by wyprowadzać go z błędu. Niech żyje w świadomości, że w futerale jest niewinny instrument, a nie broń która jest w stanie wtopić się w jego skórę, niczym nóż w masło. Miałam swego rodzaju fart. Jeżeli trafiłabym na jakiegoś muzykanta to sprawa mogłaby wyglądać nie za ciekawie, gdyż trzeba przyznać, nigdy nie trzymałam gitary w dłoniach.
- Pomyślimy, zobaczymy.  - Odpowiedziałam zadziornie na pytanie mężczyzny, wykrzywiając usta w łobuzerskim uśmiechu. Patrzył wprost w moje, pod wpływem soczewki, niebieskie ślepia, a ja nie pozostawałam dłużna.  No co? Był całkiem niezły. Na dodatek liczyłam na co najmniej -70% z zakupu.
Na pomysł wejścia wgłąb sklepu, wzruszyłam ramionami. Cóż, nie miałam nic lepszego do roboty. Chociaż nie ukrywam, liczyłam, że mężczyzna postawi lepszą propozycje. Jeszcze dzisiaj nic nie jadłam, a zbliżała się pora obiadowa. Jeżeli będzie nadal tak przymulał to jasne jest, że będę musiała znaleźć inną ofiarę, która wykosztuje się na mój posiłek. Tymczasem przekroczyłam próg pomieszczenia i rozejrzałam się po półkach z różnego rodzaju bibelotami. Kolejnego komplementu faceta nie skomentowałam. Nie czułam potrzeby potwierdzenia jego słów, a tym bardziej zaprzeczenia. Moją uwagę przykuły pierścienie mieniące się szkarłatem i brązem. Widocznie miał całkiem niezłych dostawców, że umiał załatwić takie cacuszka. Podeszłam bliżej lady, na której były wystawione w niewielkiej wystawce i złapałam świecidełko, delikatnie zakładając je na palec wskazujący. Mój rozmiar. Uśmiechnęłam się do siebie, przeglądając w klejnocie. Podobał mi się. Wtem jednak zobaczyłam cenę.
Kurwa.
Nie wiem ile musiałabym oszczędzać, aby bezkarnie go kupić. Na pewno pensja Łowcy mi na to nie pozwoli, jednakże było wiele sposobów na jego pozyskanie. Uśmiechnęłam się szelmowsko. Kradzież? Czemu nie. Nie ważne jak wielkie byłoby zejście z ceny, nie miałam zamiaru dać za niego złamanego grosza. Elastycznym ruchem wsunęłam go za rękaw kurtki, upewniając się czy mężczyzna nadal znajduje się na zapleczu. Było słychać, że grzebie w kartonach, a więc poczułam nie lada satysfakcje, że ujdzie mi to bezkarnie. Nowy nabytek nie wystawał i przyznam, że sama nie zwróciłabym uwagi, że coś siedzi pod tym niewinnym skrawkiem materiału.
Po całym zajściu, odwróciłam się na pięcie i stanęłam nieopodal lustra wiszące na jednej ze ścian sklepu. Poprawiłam włosy i posłałam sobie figlarny uśmieszek. Wyglądałam faktycznie nieźle. Teraz pozostawało mi zakupić ten odstraszacz po niewielkiej cenie i wyjść.
- Znalazł pan? - Zapytałam słodko, kierując się w stronę sprzedawcy. - Troszkę się śpieszę, mam próbę. - Pogoniłam go, przyglądając się jak nachyla się nad jednym z pudeł zawierającym bibeloty. Z tej perspektywy był również mniam. - Jednak chyba zjawie się tutaj po niej. Nie tylko towar mnie zachęca. - Gówno prawda. Prawdopodobnie nie przyjdę już tu nigdy, chyba, żeby znowu coś zwędzić. Może i gość był niezły, ale ludzie i tak są za bardzo delikatni i lamusowaci jak dla mnie.
Wyciągnęłam niewielki plik banknotów z kieszeni, wymachując nim przed nosem sprzedawcy. Powinien być wdzięczny, że tyle jestem w stanie tyle zapłacić za kilka sznurków z piórami. Co prawda były to ładne kilka sznurków z piórami, ale fakt faktem, że na nic mi się to nie przyda. Ta cała ''moc odstraszania koszmarów'' to była jedna, wielka ściema.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down


Hex:
Chęć mordu najwyraźniej nie tylko ciebie trzymała, wymordowany z przytupem zatrzymał się i obrócił w twoją stronę. Kiedy zobaczył twój nagły brak zainteresowania nim, tylko ledwo co zbitą kupą desek zwaną barem, to wyciągnął swoją maczetę, z której po ostatnim razie nawet nie starł krwi więc wyglądała dosyć interesująco, jej wygląd przykuł twoją uwagę, ale dopiero po jego słowach.
- Jak mnie kurwa nazwałeś? Zaraz zobaczymy ile gówna znajduje się w tobie jak cie przetnę na pół gnoju! - Wykrzyczał po czym ruszył w twoją stronę.
Cholerna zwiększona tężyzna sprawiała, że typ był kurewsko szybki, jebany sprinter można by rzec. Jego pierwsze uderzenie mimo wszystko było łatwe do ominięcia jako, że twojego nowego przeciwnika ogarnęła ślepa furia i zamachnął się tak jakby chciał ściąć drzewo a nie takie chucherko jak ty.
Już po chwili wokół was zebrał się niezły tłum, który z chęcią zobaczyłby jak rozlewacie nawzajem swoją krew, a przecież publikę należy zaspokoić nieważne od okoliczności. Atak wymordowanego lekko wybił go z rytmu dając ci czas na zareagowanie, mogłeś wyciągnąć swoją broń, odskoczyć, kopnąć swojego przeciwnika, wybór jak zawsze spory.

Czwórka:
Cena świecidełka rzeczywiście była równie wysokich lotów co jego wykonanie, nie ma co się dziwić że zawędrował do twojej torebki. Po udanej kradzieży słyszałaś rozwalające się pudła i przekleństwa lecące z ust sprzedawcy, najwyraźniej któreś z pudeł runęło nagle na ziemię, a jego zawartość uległa rozpadnięciu się. No cóż, tak to bywa jak się jest nieostrożnym. Po przeczesaniu się usłyszałaś jak sprzedawca woła cie na zaplecze.
- Mogłaby panienka na chwile przyjść? Trochę moich bibelotów się uszkodziło, więc byłbym w stanie sprzedać je za bezcen, plus znalazłem ten środek na komary, o którym rozmawialiśmy. - Rzucił zza ściany i odkaszlnął głośno, najwyraźniej spora ilość kurzu uniosła się w powietrze po całym zamieszaniu. Oczywiście miałaś już jedną z błyskotek, która cię zainteresowała więc równie dobrze mogłaś wyjść ze sklepu i udawać że nigdy cie tam nie było, wątpliwe było to że sprzedawca to zauważy więc mogłaś równie dobrze zwędzić jeszcze jedną rzecz przed wyjściem, wybór należał do ciebie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Wash away the anger...

Kto by pomyślał że ludzie są tak drażliwi na tematy które są im tak bliskie. W końcu mówienie o kimś że jest "gównem" to na swój sposób prawda. Cokolwiek zje, prędzej czy później po przetrawieniu się w to zmieni. To logika biologiczna, dość standardowe i nikogo nie powinno burzyć...
Ale widać niektórzy nie przeszli nawet podstawowego kursu z biologii i anatomii ludzkiej, tak jak ten koleś, jaki uznał że się wkurzy, wyjmie maczetę bo taka straszna i wo, a potem jeszcze będzie klną ile wlezie. Co za chamstwo! Gdzie tu kultura, gdzie człowieczeństwo?
Nigdzie...
To zwierzę. To już nie jest człowiek, a zwierzę...

And it won't stop...

Obrócił swoje spojrzenie ku niemu, gdy zaczął się wydzierać z najwidoczniejszymi oznakami podstawowego stopnia "wkurwu". Biorąc pod uwagę że tutaj nie ma żadnych ograniczeń na swój szał, i można zabić każdego kto ci się nawinie pod broń za sam wygląd - chyba że przypadkiem ma jakiś znak którejś z organizacji - nawet tak podstawowe urażenie jest powodem do walki i wyjęcia broni, co też zostało dostrzeżone przez dżina. Maczeta wyglądała nader intrygująco ze swoją kolorystyką pokrwienną, najprawdopodobniej po ostatniej ofierze, ale nie zmieniało to faktu że jest tylko i wyłącznie przedłużeniem i zaostrzeniem ramienia. Jeśli takowe nie umie się nim posługiwać, to równie dobrze nóż od masła może być groźniejszy.

And it will go...


Stojąc bokiem do oponenta, miał okazje dostrzec jego ruchy i sposób działania. Był zaślepiony furią, jak rozjuszone, dzikie zwierzę, które już po chwili ruszyło nader prędko ku dżinowi.
"Szkoda że nie mam peleryny, pobawiłbym się w toreadora."
Ta krótka myśl dość szybko przeleciała mu przez głowę, tak samo szybko jak prędko jego wróg znalazł się tuż przy nim, wykonując szeroki, zamaszysty ruch ramienia mający ściąć biednego zielonka w pół. Reakcja?

In my final hour...


Dżin nie zamierzał uskakiwać w tył, na boki czy do przodu. To by tylko dało okazje otwierającą do kolejnego ataku. Miast tego, błyskawicznie rozsuną nogi i opadł swoim torsem w dół, schylając przy tym głowę jak i całe ciało tak, by nie zostało dosięgnięte przez ostrze. Jego prawa noga opadła przy tym na kolano, co tylko mogło nawet pomóc w dalszej reakcji. Pora na kontr-reakcję. Jeszcze w trakcie opadania w dół, jego prawa ręka poszybowała za pas, a druga ku plecom i rękojeści maczety. Szybki, podwójny atak na ciało oponenta. Lewa dłoń szybkim szarpnięciem wysunęła ostrze z pokrowca i korzystając z siły jaką jeszcze włożono w tą szarpnięcie opadła na ramię rywala ściskające broń, nim jeszcze zdążył powrócić takową z zamachu ostrza, mając w tym jeden cel. Odciąć uzbrojone ramię, w trakcie gdy prawa dłoń, która równie prędko wydobyła sztylet i jednym, szybkim ruchem wraziła je w najwrażliwsze dla faceta miejsce - czyli prosto w krocze. Może i nieprzyjemne, ale nie zamierzał być dla niego przyjemny. W razie chybienia obu ataków, lub ataku na uzbrojone ramię w wyniku czego osobnik miał dalej szanse na wyprowadzenie kontry, Dżin wybił się z kolana i odskoczył w bok, robiąc mały przewrót przez ziemię, obracając ku rywalowi i oczekując jego ruchu. Tak, będąc na kolanie.

And i will never rest until the sky is clear...
Until it's fucking fine...


Nie mogłem się powstrzymać i sobie ciapałem między akcją "lekko zmodyfikowaną" wersję lyrics'ów z czegoś co powinieneś znać, Slei.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Off :: Archiwum misji

Strona 1 z 2 1, 2  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach