Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 13 z 25 Previous  1 ... 8 ... 12, 13, 14 ... 19 ... 25  Next

Go down

Pisanie 21.11.16 21:46  •  (S) Zniszczony las - Page 13 Empty Re: (S) Zniszczony las
Być może była to zwykła ludzka potrzeba, by postrzępić sobie język na temat swoich przeżyć, jednak nawet jeśli taki był główny motywator jego wywodów, Ailen absolutnie tego nie zauważył. Oczywiście, cieszył się jak skończony idiota, że nareszcie miał możliwość otworzenia gęby do kogoś, kogo nie podejrzewał o chęć rozszarpania gardła przy pierwszej lepszej okazji – choć za kilka minut nawet w przypadku Hitoshi’ego targną nim wątpliwości – jednak powód, dla którego chciał nadwyrężyć sobie struny głosowe, był nieco bardziej logiczny i wynikający z silnej przynależności do grupy. Parę godzin temu pozwolił sobie wykreślić własną śmierć z terminarza, jednak nie miał gwarancji, że dożyje dojście do siedziby. Towarzysz działał najprawdopodobniej z powinności, a nie czystej i wiernej chęci pomocy, więc nie spodziewałby się cudów, gdyby zaskoczyła ich jakaś nieprzyjemność. Wiedział, że mógłby po drodze stracić życie i nigdy nie opowiedzieć o swoich doświadczeniach. Absolutnie nie chciał snuć o nich wywodów wyłącznie dla pięknych balladach o „Chłopcu, którego pożarł smok”, które mogłyby zainspirować co bardziej kreatywne Psy do eksplozji twórczości… powód był naprawdę prosty: uciekł z jakiegoś pieprzonego wariatkowa, które znajdowało się na terenach Desperacji. Jeśli nie ostrzeże pozostałych, że coś podobnego się tam znajduje, więcej członków mogłoby wpaść w sidła tego ośrodka. Był Chartem – takie gadanie należało do jego obowiązków.
Zmarszczył nos na wspomnienie o środkach odurzających.
- Nie sądzę, ale cholera wie. Nie przypominam sobie, żebym kiedykolwiek w życiu był naćpany, ale przypuszczam, że halucynacje raczej nie zjadają rąk. – odparł może zbyt kąśliwie, kierując subtelne spojrzenie w stronę rozszarpanego na strzępy ramienia.
„Co ci tam robiono?”
Natychmiast skierował spojrzenie na twarz Hitoshiego i byłby bezproblemowo opisał wszystko ze szczegółami, gdyby nie uznał, że jego morda znajdowała się zdecydowanie zbyt blisko. Gwałcili? Uniósł brew w pytającym geście, choć irytacja zapłonęła mu w oczach zdecydowanie szybciej, niż sam by się tego spodziewał. Z gardła wydarł mu się cichy, przerywany ochryple warkot, a zdrowa ręka samoistnie zawlokła się na usta Hitoshiego, chcąc je czymkolwiek zamknąć, choćby ułożeniem palców na wargach.
- Trzymaj dystans, pojebie, bo pomyślę, że masz jakiś fetysz odnośnie zapachu potu, krwi i gówna. – odparł zuchwale, jak to zresztą zwykle miał w zwyczaju. Żeby była absolutna jasność, w jednej chwili z jego oczu nie zniknęło to uwielbiane przez drugiego Charta przerażenie. Odnosiło się jednak do wspomnień, nie do samego zachowania wybawcy. Ono po prostu go denerwowało. – A jak chcesz buzi, to pomyślimy, gdy dotrzemy do siedziby. – burknął za nim, gdy nareszcie zaczął się oddalać. Hitoshi nie powinien być zaskoczony jego buńczuczną postawą. Jakby nie patrzeć - zawsze był szczunem z niewyparzoną gębą. Zresztą żaden Pies nie zachowywał się jak nieśmiała, skromna panienka z nienagannymi manierami i bogatym zapleczem uprzejmości, a Ai nie był od tego wyjątkiem.
Spokorniał dopiero, gdy przyszło mu nadstawiać się do opatrywania ran. Z ochotą uraczył chłopaka ciszą, dając mu zrobić ze sobą cokolwiek, byleby tylko uchronić się przed stratą kończyny. Nie minęło jednak długo, nim chłopak znowu zobaczył w oczach Kurta pewną nutę złości, ale tym razem mieszała się z fatalnym rozgoryczeniem… naprawdę NIKT nie pofatygował się, żeby ustalić gdzie zniknął na te dwa lata? Żaden pieprzony kundel z Wilczurem na czele? Za nic się do tego nie przyzna, ale jednak trochę go to zabolało… szczególnie, że do ostatniej chwili myślał wyłącznie o tym, żeby móc z powrotem popatrzeć na ich pyski. Szuje. Cholerne szuje… nie taka była idea gangu, do którego dołączył.
Byłby coś odszczekał. Byłby dowalił jakimś tekstem, który rozzłościłby Hitoshiego jak rozjuszoną osę. Byłby zamknął mu japę do końca podróży. Nawet otworzył usta, żeby wylać z siebie jakieś słowa, jednak po krótkim zastanowieniu po prostu je zamknął, wpatrując się nienawistnie w Charta, nie łamiąc się pod jego spojrzeniem. Nie darzył go jakąś szczególną niechęcią, jednak w tym momencie wyraźnie się na niego gniewał. Szkoda, że tym samym dał do zrozumienia, że swoją uwagą trafił w czuły punkt.
„Ruszajmy.”
Bez słowa dźwignął się na nogi wcale nie łatwiej, niż ostatnim razem. Postąpił kolejne kilka kroków, a zauważając, że nie wyrąbał się jak długi o ziemię, ruszył nieco szybciej, by dystans pomiędzy nimi nie był liczony w kilometrach. Milczał tak przez większość drogi, skąpany w potoku wątpliwości co do wierności jego kolegów w gangu, nim nareszcie nie odezwał się nieco zbyt obojętnym tonem.
- Wiesz który z Psów zaginął?
Nie skończył zdania, a widok przed ich oczami uległ nieznacznej zmianie. Łyse pęki drewna wyrastające ponad ziemię, na ogół suche i niezbyt okazałe, zdawały się przybrać na objętości, już z daleka wyglądając na zdecydowanie bardziej nieregularne i pękate. O ile nie zwrócił na to najmniejszej uwagi w ciągu pierwszych kilkudziesięciu metrów, tak ze znacznie mniejszej odległości nie mógł udawać, że nie zobaczył właśnie najsztywniejszego towarzystwa, jakie przyszło mu oglądać w życiu.
Około sześciu ciał nabitych na pale z rozbebeszonymi wnętrznościami górowało na horyzoncie. Żeby stanąć dokładnie pod nimi, pozostało im do pokonania jeszcze dobre kilkadziesiąt kroków, jednak nawet z tej odległości dało się rozróżnić pewne postacie. Dwoje ciał kobiecych, jedno ciało dziecka i trzech mężczyzn, z czego jeden zdążył osunąć się na palu do samego końca, lądując tyłkiem na ziemi z upiornie rozpostartymi ustami, z których wychodziła reszta drewna. Na chwilę obecną nie dało się dojrzeć reszty zwłok, jednak mogli mieć pewność, że niektóre z nich obaliły się na ziemię. Całość stała w morzu krwi.
- … czy widziałeś to już wcześniej?
Odkąd tylko pamiętał widok rozbebeszonych zwłok Desperatów nie był niczym szczególnym. Tknęła go jednak forma tego mordu. Z pewnością została wymierzona niewinnym ludziom – na samym środku dyndało dziecko – przez osobę całkowicie trzeźwą na umyśle. Żaden zdziczały nie fatygowałby się, żeby usadzić sobie ofiary na palach. Czy była to jakaś forma kary?
Nie czuł współczucia dla nieżywych. Nie zmienia to jednak faktu, że poczuł nieprzyjemne spięcie. Nie byli bezpieczni.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 25.11.16 14:28  •  (S) Zniszczony las - Page 13 Empty Re: (S) Zniszczony las
Cudowne uczucie złości, które nagle pojawiło się w figlarnych oczach Kurta sprawiło, że zlodowaciałe serce Hitoshiego zapłonęło żywym ogniem. Ożywił się, regenerując dzięki złym emocjom jak zmora. Przeszedł go aż dreszcz zadowolenia. Chęć przekroczenia granic kolegi była jeszcze większa niż chwilę temu.
- Opanuj się, porąbańcu.
- Ale dlaczego?
- Zdziczejesz

Faktycznie, czasem jego stan mógł wzbudzać wątpliwości odnośnie jego równowagi psychicznej. Często musiał dawać sobie reprymendy, aby okiełznać własne sadystyczne zapędy. W tej sytuacji było to ciężkie, gdyż Kurt stanowił idealny obiekt jego zainteresowania: poturbowany, po ciężkich przeżyciach i osłabiony. Cholera, kto by nie skorzystał?!
Ailen zatkał faktycznie mu gębę, z momentem przyłożenia do jego ust dłoni. Chart nie lubił bezpośredniego kontaktu fizycznego, tak długo, dopóki on sam go nie złamał. Cofnął głowę w tył, jak oparzony na obecność obcych palców. Zmrużył niebezpiecznie oczy, nawet nie komentując uroczego epitetu jakim został obdarzony.
- Trzymam za słowo - wychrypiał, nie dając po sobie poznać, że dawanie sobie z nim buzi należało do ostatniej rzeczy, jaką chciał z nim robić. No chyba, że umaże sobie usta krwią, to wówczas chęć ta stuprocentowo wzrośnie, jednak wątpił, że siarczysta złośliwość zostanie spełniona.
Hitoshi w kompletnej ciszy opatrywał jego ramię, oceniając chujowy stan ręki. Jeśli jakiś medyk w siedzibie uratuje tą poszatkowaną kapustę, to szczerze, będzie pełen podziwu dla cholernych Bernardynów. Otarł wierzchem ręki czoło, by dopiero w następnej chwili podnieść wzrok na ocalałego. Och. Czyżby dojrzał zawód w jego oczach? Serce ponownie szybciej zabiło, uderzając uroczyste pieśni ku radości.
- Serio jesteś porąbany.
- Stul ryj.

Obwiązał do końca ramię i wypuścił głośno powietrze z ust. Powinien chociaż raz zachować się przyzwoicie. Czy ten moment będzie właściwy? Cholera wie. Nigdy nie musiał być względem kogoś fair. Nie musiał i nie chciał.
- Może cię szukali. Nie wiem. Nie bywam zbyt często w siedzibie, ani nawet nie przychodzę na żadne zebrania i narady. - Wzruszył ramionami. Niepotrzebnie znowu wzbudzał w nim nikłą, tlącą się nadzieje.
- Gacław. Gawek. Gavran. Tak chyba, Gavran- mruknął, gdyż nawet gościa nie kojarzył. Ale czemu się dziwić skoro nie przebywał w norze. Szlajał się to tu, to tam, zachowując się jak na prawdziwą bestie przystało. Zjadał upolowane przez siebie mięso, okradał zwykłych i niezwykłych frajerów, czasem zanosząc większą ilość fantów do ich psiej meliny.
Kiedy w końcu Ailen zebrał się do kupy, Hitoshi czekał zwarty i gotowy do drogi, tuż przy wyjściu z jaskini. Poprawił na ramieniu broń, która tylko czekała w spokoju do użycia. Przeszli kilkanaście metrów, a otaczający ich krajobraz zdecydowanie się zmienił. Fala trupów jaką zastali, pogrążonych w morzu krwi nawet i Mitsuye zdziwiła.
- Nie - odpowiedział.
Wiedział, że bezpieczeństwo ich dwójki może zostać nagle wystawione na próbę. Obejrzał dokładnie zwłoki, stojąc od nich dosłownie metr. Śmierdziały rozkładającymi się organami, jednak on zachowywał się jakby wcale nie czuł tego zapachu. Również nabite na pal dziecko, nie obeszło go wiele. Niestety pod względem emocjonalnym miał spory deficyt od pozostałych wymordowanych. Empatia była u niego pojęciem względnym, a poczucie współczucia gatunkiem wymarłym.
- Lepiej zbierajmy się - mruknął pod nosem, jednak nie ze względu na strach przed konfrontacją z psychopatami, którzy urządzili sobie szaloną imprezę, a ze względu na stan w jakim znajdywał się Kurt. Wątpił, że w obecnej sytuacji towarzysz przyda mu się do czegokolwiek. No chyba, że jako żywa tarcza bądź przynęta. Co kto lubi.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 04.12.16 13:59  •  (S) Zniszczony las - Page 13 Empty Re: (S) Zniszczony las
Może go szukali?
To może zapiekło go tak, jakby prawdziwe morze wlało mu się do płuc i ściągnęło pod wodną toń, perfidnie wykorzystując fakt, że nie potrafił pływać. Jego nastrój nie zmienił się drastycznie, jakby słowa chłopaka miały go w jakikolwiek sposób uspokoić. Starał się też nie okazywać żadnego smutku czy zawodu, choć z reakcji Hitoshiego sam wywnioskował, że starszy Chart zdążył to już zauważyć. Maskował się złością, naburmuszeniem, które wykwitło na jego twarzy i mimowolnie dodało jego bladej, zmarnowanej twarzy trochę więcej życia. Niestety, w pakiecie tego „życia” nikt nie uwzględnił siły, bo wciąż ciężko było mu dźwigać swoje kruche, wychudzone cielsko na nogach.
- Sam się o tym przekonam. – zamknął stanowczo temat, próbując obrać chłodnie obojętną minę, którą przed laty podpatrywał u Rottweilera, swojego pana. Mimowolnie zapłonęła mu w głowie wątpliwość, czy zobaczy go jeszcze żywego. Może już od ponad roku jest wolnym człowiekiem? – Lepiej w nich uczestnicz. – odparł może zbyt zuchwale, jak to on, jednak w zamyśle miało to brzmieć jak uprzejma rada. – Pewnego dnia się okaże, że zaginęła nam władza, DOGS się rozpadło, a ty wciąż będziesz patrolować okolice i zbierać informacje dla trupów. – ukrywanie rozgoryczenia szło mu wyjątkowo mizernie.
- Gavran? – zdziwił się, na krótką chwilę wyrywając się z posępnego nastroju. No cóż, nie rozmawiał z tym Psem zbyt wiele, ale doskonale go kojarzył. Pewnego dnia zrobił w jego obecności niezły raban w głównym salonie siedziby. Mimo wszystko więcej nie skomentował informacji żadnych wartościowszym słowem.

Stał w większej odległości od zwłok, jakby obawiał się, że zaraz wyrwą się z pali i cisną na niego jak żywe truposze, chcąc rozszarpać mu gardło. Może traktowałby to wyobrażenie z większą dozą komizmu, gdyby sam takim chodzącym umarlakiem nie był.
„Nie.”
Zmarszczył brwi, przypatrując się zastygłym w wyrazie krzyku rysom jednej z ofiar. Smród nie robił na nim tak wielkiego wrażenia, jak zapewne powinien, jednak czuł podobną woń nieustannie przez kilka lat, więc zdążył się oswoić z odrazą. Za to nie ze strachem, bo mógłby to odebrać jako „powtórkę z rozgrywki”. Znowu ta krew, znowu ten odór, znowu ta śmierć… mimowolnie obejrzał się za bestiami, które urządziły mu przed paroma godzinami piekło na ziemi.
- Słusznie. – zgodził się bez żadnego zawahania, jednak kiedy chciał się odwrócić… ujrzał żółty kształt, bezczelnie ciśnięty na ziemię, z zaschniętą krwią i odrażającym brudem na brzegach.
- Tam leży chusta. – wskazał palcem na miejsce, kuśtykając w tym samym kierunku, jednak gdyby Hitoshi chciał, mógłby go bez problemu wyprzedzić i sam ująć ją w palce.
Była podarta, śmierdząca, nieco wyblakła…
… przedstawiała kundla.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 06.12.16 21:05  •  (S) Zniszczony las - Page 13 Empty Re: (S) Zniszczony las
Hitoshi spojrzał na Ailena z przymrużeniem oka godnego starego wyjadacza czerstwego chleba. Możliwym było, że chłopcy wiekiem pasowali do siebie idealnie, jednak Mitsuya uważał, że Kurt to zwykły szczyl - jakby go doskonale znał. Hipokryta.
Spojrzał w stronę chusty, która leżała ubłocona na ziemi, jednak nie zamierzał się po nią ruszać. Ailen wystarczająco zaaferował się nią i pognał na złamanie karku. Przyjrzał się z dystansu wymalowanemu kundlowi na chuście. A więc jeden z nich został uprowadzony przez te bestie.
Zazdrościł mu.
No cholera, tak mocno mu zazdrościł, że był aż zły, że sam nie może bawić się z tamtymi. Czy był szalony? Może trochę. Przestał postrzegać zagrożenie odnośnie własnej osoby, gdyż uważał, że sam stanowi największe. Był nieobliczalny. Jak odbezpieczony granat, który w każdej chwili może wybuchnąć. Uwielbiał zabijać, uwielbiał zadawać ból, dlatego też porwanie Gavrana traktował jako świetną zabawę, która go właśnie ominęła.
- Chodźmy, do siedziby jest jednak kawałek drogi. - Ruszył przodem, torując im drogę. Trasa wcale nie należała do najprzyjemniejszych i najłatwiejszych. Pomimo skrótu jaki wytyczył Hitoshi, droga z rannym Chartem nie należała do prostych. W końcu jednak oddalili się od pobojowiska i ruszyli prościutko ku terenom DOGS, a stamtąd do nory.


[zt x 2]

                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 25.12.16 17:34  •  (S) Zniszczony las - Page 13 Empty Re: (S) Zniszczony las
Psy nigdy nie płaczą.
Gdy tylko cichy szmer wzmianki o gangu rozpierzchnie się po pomieszczeniu pełnym gdaczących do siebie ludzi, jest więcej, niż pewne, że przynajmniej kilkoro z nich zwróci z zainteresowanie głowę, a chociaż jeden zwiesi ją smętnie, udając, że w ogóle go w tym miejscu nie ma. Słynące z rzeczy wielkich, wspaniałych dla tych, którzy popierają ich ideologię i upiornych, którzy pogodzili się z nędznym życiem i próbują przeżyć je w spokoju w tylu latach, ile przypisał im paskudny Los. Widziane z krwią na ubraniach, rękach i pyskach. Kojarzone z brutalnością i nieprzewidywalnością. Żaden zdrowy na umyśle człek nie ośmieli się wydać choćby najcichszego pisku głoszącego, jakoby Psy miały się czegokolwiek bać. Jakoby otwarcie przejawiały smutek, kojarzony ze słabością. Mieliby płakać? Mieliby zakrztuszać się własnymi łzami jak dziećmi?
Nie, nie Psy.
Za to ich asortyment aż dusił się ze szlochu.
Bernardyn wybył z siedziby o samym świcie, który o tej porze roku skąpany był w egipskich ciemnościach. Zmęczony ilością pacjentów, może podświadomie chciał choć na chwilę odpocząć od zgiełku krzątających się po siedzibie kolegów. Myślami nie odstępował ani jednego Psa, choćby z najbłahszym obrażeniem, jednak jego ciało nie mogło tak długo kisić się w podziemiach. Poza tym jego wizyta na świeżym powietrzu była bardzo pożyteczna 1) samotna; więcej Bernardynów pozostało w dole, by opiekować się rannymi 2) uświęcona szczytnym celem; na otarcie łez biednego asortymentu medycznego DOGSów poszuka czegokolwiek, co miało przypisane jakiekolwiek zastosowanie.
Szedł długo. Zdążyło się już zdrowo rozjaśnić i powoli ponownie zbierało się do ściemnienia, gdy dotarł do miejsca, które ostatnimi czasy zyskało posępną sławę. Nie zważając na ewentualne zagrożenie, przechadzał się między wyschniętymi pniakami drzew, doglądając co to większych z nich. Był skąpany w blasku popołudniowego światła, które co raz zaślepiało mu oczy.
Schylił się u podnóży największego z wysuszonych na wiór pali i zaczął pod nim kopać.
Składnik, którego oczekiwał tam znaleźć powinien znaleźć swoje zastosowanie w naparach na udrożnienie dróg oddechowych.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 25.12.16 22:16  •  (S) Zniszczony las - Page 13 Empty Re: (S) Zniszczony las
Przemierzał samotnie tereny. Poszukując rzeczy wartych uwagi. Osób do ograbienia i wielu innych. Na chwilę obecną kwitła u niego nuda i najlepiej spędziłby podczas rozmowy z drugą osobą. Wyjątkowo miał zamiar odbyć przyjazną konwersację. Mimo, że nie należał do przyjaznych istot. Od początku swego życia musiał radzić sobie na własną rękę. Mając prosty, aczkolwiek kluczowy cel. Przeżyć nade wszystko. Takie podejście nie idzie w parze z uzyskiwaniem nowych znajomości. Dla niego był to nowotwór. Powoli go to zabijało i nic nie mógł z tym zrobić. Pluł wiele razy na swoje poczynania, których nie każdy byłby dumny. Zrobić wszystko, żeby przeżyć miało swoją cenę, a za nią słono płaci. Tak więc wędrując bez celu. Zaszedł na takie rejony, jak właśnie czerwona pustynia. Czasem się zdarzyło, że zaszedł w te rejony. Niezbyt często rzecz jasna. Żyjąc wystarczająco długo dobrze wiedział, że trzeba mieć tutaj szeroko oczy otwarte. Niefortunnie jego wzrok nie należał do najlepszych, kiedy był pora dnia. W pełni wzrok wracał do funkcjonalności kiedy noc nastała na niebie. Zmierzając non stop naprzód zastał moment, w którym spotkał jedyną żywą duszę. Stanął na chwilę przyglądając się temu co robi. Zauważył, że czegoś szukał w ziemi skoro kopał. Nie mógł określić co dokładnie. W końcu było zbyt daleko dla niego. Tak więc musiał podejść jeszcze bliżej, żeby móc ujrzeć osobę w pełni krasie. Będąc już wystarczająco blisko nie miał wątpliwości. Kopał i kopał za czymś. Obserwując jego poczynania przez dłuższą chwilę, postanowił wypowiedzieć następujące słowa.
- Yo. Widzę, że czegoś szukasz w tej ziemi... - Powiedział z nutą ciekawości. Przyglądając się dokładnie osobie. Szukał znaków szczególnych w wyglądzie tejże osoby. Zanosiła się na zwyczajną osobę, gdyby nie fakt posiadania chusty. Kolor mówił sam w sobie o pewnej przynależności. W ten oto sposób miał stuprocentową pewność, że nie ma zamiaru robić coś czego żałowałby. Klasycznie kucnął patrząc dalej. Miał zamiar jeszcze raz coś powiedzieć do rozpoczęcia gadki.
- Czy to jest Twoje? - Zaciekawiony był obcą osobą. Posiadała znak charakterystyczny dla pewnej grupy. Wolał się jednak upewnić, czy faktycznie jest jej członkiem. W końcu mógłby to być niezły kwas, gdyby nie posiadał przynależności do gangu. Dobrze znanemu każdemu mieszkańcowi Desperacji. Tak więc oczekiwał na reakcję zwrotną na słowa, jakie wypowiedział. Mało tego utrzymywał się na jego twarzy spokój. Przyszło mu więc czekać.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 26.12.16 12:55  •  (S) Zniszczony las - Page 13 Empty Re: (S) Zniszczony las
„Yo.”
Wzdrygnął się, natychmiast odwracając łeb w stronę chłopaka. Oczywiście, uważał się za pełnoprawnego anioła, więc nawet przez głowę mu nie przeszło, by od razu w szale rzucić mu się do gardła i ukarać za tak bezczelne przestraszenie. Zamiast tego podwinął nogę w gotowości do ewentualnego odbicia się od ziemi i – choć wolałby uniknąć wydawania swojej skrzydlatej tożsamości – wzbić się w niebo, pogubić kilka piór od potężnych zamachnięć i zniknąć w skąpanej w pomarańczowym świetle oddali. Uniósł nawet rękę, jednak nieściągniętą w pięść, a ze sztywno postawionymi palcami – na wypadek, gdyby miał chlusnąć chłopakowi wodą w twarz. Spojrzenie blondyna było bezsprzecznie zaskoczone i nieco podbite niepokojem. Nie był przyzwyczajony do tak nagłego zagadywania, a już w szczególności na terenie, gdzie niedawno ktoś ponabijał kilkunastu ludzi na pale.
Nie spuszczał niebieskiego, jedynego sprawnego oka z rozmówcy, a im dłużej przypatrywał się jego sylwetce, tym skłonniejszy był do uznania, że nie groziło mu wiele. Pomijając fakt, że był wyższy, chłopak w żaden sposób nie zdradzał bojowego nastawienia. Ourell powoli postawił brudną rękę na ziemi, jednak nie zrezygnował z ostrożności.
- Dzień dobry. – odpowiedział uprzejmie, może zbyt uprzejmie, jak na kogoś komu z góry przypisuje się przynależność do rozszczekanej, spuszczonej ze smyczy bandy. – W rzeczy samej. Hm, wybacz, jednak jestem szczerze zaskoczony twoim zagadnięciem. Nie zrozum mnie źle. Nie mam zbyt wielu okazji ucinać sobie pogawędek na środku wyschniętej puszczy. Czy czegoś ci potrzeba? – zapytał, skanując chłopaka od góry do dołu analitycznym spojrzeniem. Próbował wychwycić ewentualne mankamenty w jego wyglądzie, którymi jako anioł i rasowy medyk mógłby się zająć. Brudne ręce pozostawały na ziemi.
Powolnie zawędrował wzrokiem do wskazanej chusty.
- Tak. Jestem Bernardynem. Mimo wszystko ostrożność nakazuje mi cię przestrzec, że chociaż nie jestem wykorzystywany w sytuacjach bojowych, potrafię się bronić. Radziłbym nie dopełniać żadnych zatargów z DOGS na mojej osobie. Nie chciałbym walczyć. odrzekł nieco chłodno, jednak dystans wypływał wyłącznie z przestrachu o tak niecodzienną dla niego sytuację. Miał uzupełnić asortyment. Niech nabija go na pal i obdziera ze skóry, gdy już wypełni swój obowiązek medyka. Od razu założył, że chodzi o jakieś sprzeczki z linii DOGS – cały świat. O ile znał swoich podopiecznych, a w większości tak było, nie byli zbyt subtelni jeśli chodzi o jakiekolwiek potyczki i nieporozumienia. – Chyba, że chodzi o coś innego…?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 26.12.16 14:32  •  (S) Zniszczony las - Page 13 Empty Re: (S) Zniszczony las
Zaskoczyła go reakcja na słowa, które wytoczył wcześniej biało włosy. Zdziwienie to mało powiedziane w obecnej sytuacji.Dzień dobry. Takie słowa zagościły na dłużej w jego głowie. Nigdy wcześniej nie spotkał się z taką formą powitania. Przekręcił głowę na lewą stronę nie spuszczając wzroku z tejże istoty, którą napotkał. Uśmiechnął się lekko na pierwszą konkretną wypowiedzieć ze strony blondyna. Nie wytrzymał i musiał dorzucić parę groszy od siebie, skoro rozpoczęli początkową gadkę.
- Rozumiem. Zdaję sobie z tego sprawę. - Nie często miał ochotę brzmieć całkiem autentycznie. Zachowywał swego rodzaju kulturę osobistą. Chciał nacieszyć się spokojną rozmową. Tak długo jak tylko potrafił. Bacznie obserwował osobę, z którą miał do czynienia. Można rzec, że pierwszy raz spotkał tak spokojną osobę. Zaciekawił go i to bardzo w chwili obecnej. Kolejne słowa, które trafiły do uszu brzmiały chłodno. Nie był zdziwiony. Zaakceptował podejście nieznanej mu jeszcze osoby. Zresztą było to dość rozsądne podejście. Zważywszy, że żyli oboje na Desperacji. Nie przerywał słów, które wypowiadał. Niczym prawdziwy słuchacz czekał, aż jego rozmówca skończy mówić. Wywnioskował po wypowiedzi, że zajmuje się czymś całkiem innym niż obijaniem komuś twarzy. W drugą stronę przekręcił głowę, a następnie stanął na pełni nóg. Oparł lewą ręką o swoje biodro, a następnie się zwrócił do bernardyna z kolejnymi słowami.
- Powiedzmy, że jestem zaciekawiony waszą grupą z pewnych względów. - Początkowo powiedział, ale szybko dodał kolejny zlepek słów.
- Nie mam zamiaru sprawiać problemu. Nikomu z was zresztą nie wchodziłem w drogę. Na chwilę obecną chciałbym jedynie porozmawiać, jak przystało na wymordowanych. - Powiedział będąc w pewnym stopniu podekscytowany możliwością rozmowy z członkiem gangu DOGS. I to w dość spokojny sposób. Nie widział w nim zagrożenia, a do tego nie miał potrzeby rzucać się na niego. Wolał żyć pokojowo z tym ugrupowaniem. Mało tego postanowił jeszcze podjąć się jeszcze jednego zabiegu, który wymagał użycia mowy.
- Nazywam się Shirokawa, ale możesz mnie nazywać jak chcesz. Miło mi Cię poznać. - Przedstawił się w kulturalny sposób. Oczekiwał podobnie od rozmówcy tego samego podejścia.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 27.12.16 1:05  •  (S) Zniszczony las - Page 13 Empty Re: (S) Zniszczony las
Z pewnych względów?
Uniósł nieznacznie brew, przypatrując się z uwagą rozmówcy. Podświadomie wyczuwał, że najprawdopodobniej nie chodziło o nic złego – przynajmniej tak wnioskował po wyjątkowo przyjaznym nastawieniu rozmówcy – jednak i tak nie potrafił odgonić od siebie wrażenia, że brzmiało to jednak jak kolejna potyczka. Chryste… znowu Haruse kogoś okradł? A może Growlithe po raz kolejny obił komuś twarz za samo spojrzenie? Fenrir znów napadł na kasyno…?
Jego wątpliwości powoli się rozwiewały.
Wobec Ourell’a nie było potrzebne stawianie żadnych oczekiwań. Zacharielowi zdarzało się zachowywać niegodnie swojej rasy, jednak za każdym razem gorzko tego żałował. Ten jeden raz, gdy zapomniał powiedzieć dziękuję, gdy ktoś podał mu spuszczony na ziemię blaszany kubek… Ilekroć przychodziło mu z kimś rozmawiać, zawsze starał się zachowywać uprzejmie. Wychodził przez to na skończonego sztywniaka, ale lepsze to, niż limo pod okiem na przywitanie, prawda?
- Wzajemnie, Shirokawa. – powtórzył grzecznie wymienione imię, chcąc je lepiej zapamiętać w przyszłości. Ewentualnie upewnić się czy dobrze je usłyszał. Chociaż zachowywał się jak baranek, nie spuszczał z delikwenta czujnego spojrzenia. Naprawdę. Pierwszy raz ktoś rozpoczynał z nim rozmowę w tak miły sposób. Zazwyczaj to on pchał się innym do gardeł, próbując wcisnąć jakieś nadprogramowe jedzenie czy lekarstwa. Zaczynał czuć się jak we śnie. – Nazywam się Ourell. Skoro nie chodzi o żadne zatargi, w czym mógłbym ci pomóc?– przekrzywił głowę, cierpliwie wyczekując odpowiedzi. Odnosił wrażenie, że wiedział doskonale o co chciał zapytać Shirokawa i nie mógł wyzbyć się wrażenia, że odpowiedź sprawi mu jakiś dziwny rodzaj radości.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 27.12.16 12:20  •  (S) Zniszczony las - Page 13 Empty Re: (S) Zniszczony las
Ourell. Powtórzył w myślach jego imię, żeby dobrze je zapamiętać. Warto znać osobę o takim podejście. Prawdę mówiąc spodziewał się, że członkowie gangu to opryszki z piekła rodem. Traktujący wszystkich dookoła, jako mięso do rozszarpania. Dzięki niemu mógł wyrobić odmienne zdanie na ich temat. Popatrzał się dłużej na osobę, aż zdecydował się usiąść na ziemi. Pomóc? Wymordowany nie należał do osób, które chętnie przyjęłyby pomoc. Nigdy nie oczekiwał takowego zdarzenia. Wiele razy miał wrażenie, że los płata mu figle spotykając się z takimi osobistościami. Chcące mu pomóc bez względu na jego naturę. Może to był znak, którego nie rozumiał białowłosy? Zastanawiał się nad słowami, które powinien obrać. Zebranie myśli trochę czasu mu zajęło, aż ostatecznie się podjął odpowiedzi na pytanie.
- W zasadzie mógłbyś mi pomóc, ale najpierw... - Przerwał na chwilę chcąc się rozejrzeć. Nie był przekonany do bezpieczeństwa tych terenów. Nie mówiąc, że niedawno było głośno o nabijaniu na pale. Wolał zachować ostrożność, jak tylko się dało. Kiedy się upewnił postanowił mówić dalej.
- Chciałbym wiedzieć coś na temat waszego gangu. - Trochę nerwowo podchodził do tej sprawy. Nie chciał zabrzmieć na nachalnego. Pewnie niezbyt często spotykał osobę, która dopytywała na ten temat. Nie ukrywał zainteresowania ów grupą, chciał wiedzieć trochę więcej niż szczątkową wiedzę. W ten oto sposób mógłby wyrobić właściwą opinię o gangu DOGS. Z jednej strony ciągnęło go do niej, a z drugiej się obawiał. Zazwyczaj spotykał się zdaniem innych osób, którzy mówili wprost by nie wchodzić im w drogę. Przez niebezpieczeństwo, jakie niosą. Dla wielu mógł być to wystarczający powód, żeby nie wchodzić z nimi w bezpośredni kontakt. Spojrzał na swoje lewe ramię odruchowo, a następnie za nie się złapał drugą ręką. Wyglądał zaniepokojony. Szorował dłonią po tej stronie ciała. Tak jakby mu przeszkadzała. Wolał nie mówić o tym wprost. Zapytać się go oto faktycznie? Nie wiedział za bardzo, jakby podejść sensownie do sprawy. Jednak miał zamiar mieć to za sobą, więc wrócił wzrokiem na rozmówcę i przemówił.
- Słyszałem trochę plotek, ale wolałbym się upewnić. Jak podchodzicie do siebie? - Zabrzmiał na podenerwowanego, choć zamierzał zachować spokój. Wykonywał szybsze ruchy dłonią, która spoczęła na lewym ramieniu. Wypowiadając te słowa wyglądał na zamyślonego przez chwilę. Pragnął się upewnić w sprawie swojego problemu z kończyną, która niekiedy go męczyła. Wcześniej oferował mu pomoc. Była to okazja wykorzystać okazję. Tak więc Ourell mógł zauważyć, że białowłosy zaczął odpinać płaszcz. Następnie go zdjął zrzucając go za siebie, a potem odpiął zamek w bluzie. Jedynie z niej wyciągnął lewą ręką. Dostrzec można było blizny. Dużej ilości ślady po ugryzieniach. Odwrócił wzrok całkowicie. Nie spoglądał dalej na twarz w bliznach osoby, której napotkał w tym miejscu. Na twarzy chłopaka zawitał grymas wstydu. Była to sprawa, która nie była taka prosta dla niego. Nie liczył na pełną pomoc, a prędzej na opinię. Ostatecznie o nią pytając.
- M-mógłbyś mi pomóc z lewą ręką? Czasem tracę w niej czucie. Nie mogę nią ruszyć. Wtedy odczuwam napływ bólu, który niekiedy jest nie do zniesienia... - Pierwszy raz zwrócił się do kogoś z tym mankamentem. Zdawał sobie sprawę, że to za mało szczegółów. Oczekiwał na reakcję ze strony, która mogła pomóc. Przynajmniej w pewnym stopniu.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 27.12.16 21:27  •  (S) Zniszczony las - Page 13 Empty Re: (S) Zniszczony las
A więc chciałby coś wiedzieć?
Przechylił nieznacznie łeb na bok, mrużąc oczy. Czyżby tego się spodziewał? Niezupełnie, choć wciąż tliła się w nim nadzieja, że niedługo nowy znajomy jednoznacznie określi swoje chęci przystąpienia do gangu, bo to na taką wiadomość Ourell chciałby się ucieszyć. Może niekoniecznie zachwalał metody swoich podopiecznych przy rozprawie z nowymi delikwentami. Może też niekoniecznie lubił ich ideologię i cele (Broń Boże, żeby stawał kiedykolwiek im naprzeciw!), ale nie chciał, by zbłąkane dusze chadzały samotnie nocami po desperackich kątach obładowanymi mordercami i innymi szumowinami. Stało przed nim takie chucherko… wyszkolić, wyżywić i nadałby się na kolejnego Psa, którego otoczyłby troskliwą, anielską opieką.
- Skąd mam wiedzieć, że nie jesteś żadnym szpiegiem, Shirokawa? W jakim celu zadajesz tego typu pytania? Z samej ciekawości? – zaczął, w końcu zdejmując z niego ciężar spojrzenia, a przenosząc go na niewielką dziurę, którą udało mu się odgrzebać rękami. Przesunął palcem wskazującym po niewielkim, gładkim wybrzuszeniu, które zaświeciło mu w świetle popołudniowego słońca i rozpoczął swoje małe wykopaliska, szybko przerzucając ziemię na bok, byleby tylko wydobyć korzeń z ziemi. Oczywiście na przeciwną stronę do tej, na której stał zainteresowany. Nie chciał nikogo brudzić. W międzyczasie wsłuchiwał się w słowa opętanego.
Słyszał podenerwowanie w jego głosie, jednak wolał nie potęgować u rozmówcy większego stresu, świdrując go oczyma. Poza tym zyskają na tym oboje. Shirokawa być może lepiej się rozgada, a Ourell wyciągnie w końcu to, co po co tu przyszedł.
- Cóż… jeśli pytasz o takie rzeczy… - odparł z delikatnym uśmiechem. To były oczywistości. - … jeden za wszystkich, wszyscy za jednego. To żelazna zasada. Nosisz się w żółci, za ciebie nadstawi kark cała Psiarnia. Tak jak i ty musisz umieć się poświęcać dla innych. Zaufanie to podstawa. – opowiadał spokojnie. Dla niego, jako anioła, była to zasada, która tyczyła się każdego osobnego człeka, który po tym globie chodził (z wyjątkiem oczekiwania czegoś w zamian – on nie wymagał od nikogo, żeby dawać sobie wbijać noże w brzuchy z powodu tak nieznaczącego, anielskiego życia). – Nie musisz lubić wszystkich, ale za wszystkich musisz umieć umrzeć.
Wykopał w końcu białawy, niezbyt okazały korzeń, który ze względu na swoją spróchniałą strukturę, łatwo dał się odłamać. Przyjrzał mu się z uśmiechem, zauważając, że w przeciwieństwie do większości wykopanych przez niego korzeni, ten miał zabawny, okrągławy kształt. Być może nada się na zrobienie ozdoby? Nie straci szybko swoich właściwości.
Wrócił spojrzeniem do Shirokawy.
Cotyrobisz.
Natychmiast spojrzał na niego z istnym przerażeniem.
- Przeziębisz się-… - musiał. Toska była silniejsza, niż zachowanie pozorów zdystansowanego rozmówcy. Szybko jednak zmienił nastawienie, zauważając dziwne rany na ramieniu wymordowanego. Jednym ruchem ręki zmaterializował z powietrza wodę, która w mgnieniu oka zdarła z dłoni brud i rozpłynęła się metr od nich, najprawdopodobniej wracając do atmosfery. Nieczystości spadły na ziemię.
- Kto Ci to zrobił? – delikatnie ujął jego ramię – Napadły Cię zwierzęta?
Przytrzymując pogryzione ramię jedną ręką, drugą sięgnął do swojej torby, szukając w niej ewentualnych środków przyspieszających gojenie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 13 z 25 Previous  1 ... 8 ... 12, 13, 14 ... 19 ... 25  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach