Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 2 z 25 Previous  1, 2, 3 ... 13 ... 25  Next

Go down

Pisanie 17.02.15 9:36  •  (S) Zniszczony las - Page 2 Empty Re: (S) Zniszczony las
Marcus nie miał czasu na świętowanie, musiał szybko zrealizować swój plan. Użył swojej szybkości Łowcy i wystarczyła chwila aby ghoul był już permanentnie i całkowicie martwy. Zwinnie przemknął między walającymi się deskami i gruzem, wyciągnął płynnym ruchem nóż i nie tracąc na szybkości, przebił jego głowę. Aby nie robić hałasu, złapał trupa i osunął go na ziemie bez szmeru. Rozejrzał się za resztą potworów, delikatnie wysunął głowę poza mury żeby mieć lepszy widok. Zobaczył, że ghoule znajdują się już dosyć daleko, zbliżały się do krańca miasteczka więc postanowił wykorzystać ten moment na znalezienie dobrej drogi ewakuacji.
Miał kilka możliwości, mógł uciec przez wyrwę w murze domu i przemknąć między ruinami, ale było to ryzykowne bo za każdym rogiem mógł spotkać jednego ze stworów.
Drugim rozwiązaniem był powrót drogą którą przyszedł, po czym okrążyć ruiny i bezpiecznie wrócić do domu, ale nie dość że nałożyłby czasu, to także musiałby przez chwilę znaleźć się na otwartym terenie, który nie był wcale daleko od całej grupy ghouli.
Trzecią opcją było odciągnięcie uwagi ghouli, ale na to nie miał zbyt pomysłu bo miał na to mało środków. Rozważył każdą opcję i przygotował się w miarę swoich możliwości na wydostanie się.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 17.02.15 10:09  •  (S) Zniszczony las - Page 2 Empty Re: (S) Zniszczony las
Łowcy bez większych trudności udało się pozbyć niechcianego gościa, a żaden z jego pobratymców niczego nie zauważył. Pewnie ich mózgi nawet nie odnotowywały, ile ich tak właściwie jest. Ciekawe, czy któryś z nich zauważyłby, gdyby zniknęli wszyscy jego kumple. Nie? I dobrze. I tak było z tymi potworami dość kłopotu.
Marcus zobaczył, że stworzenia właściwie opuszczają już zgliszcza. Na oko były to chyba wszystkie. Żaden więcej nie kręcił się już w pobliży kryjówki, w której znajdował się mężczyzna. Nie mógł on jeszcze bezpiecznie się wydostać. Stwory nadal mogły go wykryć.
Nie trwało to jednak długo. Coś w oddali chyba zwróciło ich uwagę, bo znacznie przyspieszyły swoje ruchy i oddaliły się od Sleipnir'a. Szły na szczęście w innym kierunku niż on, więc nie musiał się przejmować, że je przypadkiem jeszcze spotka, choć dyby zrobiły koło... Niee. Miał już spokój.



/możesz opisać powrót do siedziby, udało ci się. Na końcu napiszę jeszcze oficjalne zakończenie
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 17.02.15 15:15  •  (S) Zniszczony las - Page 2 Empty Re: (S) Zniszczony las
Marcus widząc oddalające się stwory, stwierdził że nie ma powodu do nadkładania czasu i wybrał najszybszą drogę. Wyszedł z domu i przemknął przez resztę ruin, rozciągała się przed nim już tylko wyschnięty grunt, żadnych stworów, budynków czy chociażby szczątków roślinności na horyzoncie. Wracał szybkim marszem, chciał w końcu wrócić do siedziby, złożyć raport i odpocząć, a wiedział że jeżeli nie będzie miał żwawego tempa to szybko się to nie wydarzy. Marsz nie sprawiał mu żadnych problemów, po drodze napotkał się co najwyżej na niczym nie zainteresowanego wymordowanego, który zapewne go nawet nie zauważył. Słońce powoli wychylało się zza horyzontu, grzejąc coraz mocniej popękaną ziemię.
Po kilku godzinach dotarł pod mury Miasta-3, znalezienie wyrwy przez którą mógł się przekraść bez zwracania na siebie uwagi nie sprawiało żadnego problemu Łowcom, wszędzie znajdowały się luki i dziury, przez które można przemknąć niezauważenie. Po wejściu do miasta szybko wtopił się w tłum, był bardzo zmęczony całą wyprawą, co było po nim widać, dlatego też nikt go nie zaczepiał, raczej nikt nie chciałby mieć do czynienia ze zmęczoną i zirytowaną osobą jego postury, zwłaszcza że powodem jego irytacji byłaby ta właśnie persona.
Po wejściu do podziemi nie zwracał uwagi już na nic, smród który tam panował, biegające wokół piskliwe szczury, które przyprawiały o ból głowy, czy ogólny stan ścieków. Po krótkim lawirowaniu między tunelami i przejściami udało mu się dotrzeć do domu, siedziby Łowców.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 17.02.15 15:31  •  (S) Zniszczony las - Page 2 Empty Re: (S) Zniszczony las
Zadanie zakończone
Gratuluję, zdobyłeś Martwy korzeń.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 05.04.15 21:44  •  (S) Zniszczony las - Page 2 Empty Re: (S) Zniszczony las
Ciemno. To czarna noc zstąpiła na plugawą Ziemię i zaszczyciła ją swoją obecnością? Nie, to tylko szła jakaś ślepota! Cóż, może raczej próbowała iść, gdyż Arthurowi bliżej było do czołgania się niż chodzenia. Nie wiedział, co się dzieje dookoła niego, nie miał nawet pojęcia, gdzie się tak właściwie w tym momencie znajduje. Nie pamiętał niczego - skąd idzie, dokąd, dlaczego czuje się tak marnie. Prawdę powiedziawszy, ledwo ogarniał kim jest. Miał wrażenie bycia przeżutym i wyplutym przez jakiegoś zwierzaka, który zrezygnował z zeżarcia go w całości.
Oczy miał otwarte, jednak nie poruszały się. Patrzyły gdzieś do przodu, a nieruchome źrenice były zaledwie czarnymi kreskami otoczonymi zielenią. Był chyba wieczór, co dało się odczuć po temperaturze otoczenia, już i tak niskiej przez nieciekawą porę roku. Rozwidlony język nie wyczuwał zapachu żadnej istoty, co oznaczało marne szanse na uratowanie tyłka przez jakąś dobrą duszyczkę. Nie zdawał sobie sprawy, jak wielką pomoc otrzymał już podczas swojej długiej wędrówki. Minął jednak tydzień odkąd ostatni raz coś jadł lub pił. Jego chwilowy opiekun opuścił go, a Arthur nic ze spotkania nie pamiętał. Cóż by mu dała ta wiedza, skoro i tak nie dowiedział się, jak blisko domu znajdował się aktualnie? Szkoda tylko, iż jego trasa przebiegała przez kolejny skażony teren, dzięki czemu był jeszcze dłużej narażony na groźniejszy atak wirusa. Teraz, gdy był tak osłabiony, choroba miałaby znacznie łatwiej się rozwinąć i zaatakować. Każdy oddech mógł nagle okazać się jego ostatnim.
Gadzi potknął się o jakiś wystający patyk i wylądował na ziemi. Podparł się jedną dłonią i klęczał, bezmyślnie gapiąc w podłoże. Nie mając czucia w prawej ręce, było mu znacznie trudniej się podnieść, jednak dał jakoś radę. Nie mógł tu zostać, musiał iść cały czas do przodu. Mimo chłodu, bólu, wiatru w oczy. Lepiej było zejść z wycieńczenia niż powolnego, bolesnego rozrywania na kawałki przez dzikie zwierzęta. Powłóczył zmęczonymi nogami, choć pragnął po prostu usiąść i już nigdzie się nie ruszać.
Przystanął na chwilę. Język ponownie zbadał teren, lecz nie napotkał zapachu. Do uszu dotarł bardzo nikły szmer wody, który by raczej przeoczył, gdyby cały czas się poruszał. Zaczął iść w kierunku źródła, jednak potknął się o kamień i wylądował kilkanaście centymetrów od miejsca docelowego. Leżał na lewym boku, nie mając kompletnie sił na odwrócenie się i podniesienie. Brudne, potargane włosy rozlały się dookoła. Ich kolor był trudny do zidentyfikowania - z jednej strony niby wydawały się ufarbowane na barwę morską, jednak przebijać zaczął się oryginalny blond. Adrich zamknął oczy. Nie poddał się. Musiał po prostu... odpocząć.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 06.04.15 1:45  •  (S) Zniszczony las - Page 2 Empty Re: (S) Zniszczony las
Aklimatyzacja do wieży Drug-On to dość ciężkie zadanie. Niby przywykł do korytarzy i tym podobnych rzeczy, ale to jednak różnica gdy przemierzasz ogromną wieżę, a sieć kanałów pod miastem. W dodatku ta wieża była niemal żywcem wyjęta ze średniowiecza. Dla kogoś będącego tworem dość nowoczesnej technologii zaaklimatyzowanie się do takiej lokacji jest dość trudne. Tym bardziej że teraz oprócz siebie, musi się martwić innym stworzeniem...
Dlatego wziął je ze sobą, by mogło się najeść, a być może też znaleźć sobie jakieś jedzenie "na później", które by można było zaciągnąć w okolice Smoczej Góry. W końcu po Desperacji kręci się tyle nastolatków zmienionych w wymordowanych... Wystarczy znaleźć takiego uśmierconego, ewentualnie uśmiercić, i Mira poradzi sobie z resztą.
Musi zatwierdzić fakt że to dziwne wrażenie dla systemu, posiadać stworzenie które jest na swój sposób podległe jego woli. Przeważnie to jego zadaniami było służenie innym, a teraz ma istotę podległą jemu. Istotę którą jednak musi się zajmować regularnie. Nawet pomimo bycia drapieżnikiem, wciąż są drapieżniki od niej większe. No i ludzie. Zwłaszcza oni.
To w sumie musiał być ciekawy widok. Przemierzający ciemną noc, przez zniszczone resztki lasu, ciemno-odziany android i parzysto-odnóżne stworzenie poruszające się tuż przy nim. Tak, to zdecydowanie musiałby być ciekawy widok dla postronnych...
Tak długo jak Mira nie uznałaby ich za swój obiad. Wtedy Lenny mógłby zostać zmuszony do uśmiercenia ich w możliwie najmniej bolesny sposób i szybko, w dodatku mało krwiście, by mięso nie straciło na jakości. Heh, tyle ciekawych rzeczy się dzieje, gdy nagle do ciebie lgnie taki mały... Ekhem. Duży pajączek.
A skoro o tym mowa - pajęczyca przyśpieszyła, co zmusiło Lena do wyjęcia latarki i poświecenia ją, by nie zgubić stworzenia. Co prawda komenda głosowa wystarczyłaby do wymuszenia powrotu, ale wolał wiedzieć, czym się zajmuje. Słaby snop światła oznaczył pająka i jakieś truchło, leżące tuż przed nim. Widać ze już chciała się zabrać do dzieła, jej odnóża miały już zadziałać...
- Zatrzymaj się! - Krótki, polecający ton był na tyle ostry, by skarcić pająka do tego stopnia że lekko cofną się od osobnika. Trzy pary fosforyzujących oczek wgapiały się w jeszcze ciepłą kolację, gdy czarnowłosy zbliżył się do "ciała". Snop światła obłożył osobnika, który leżał do niego plecami. Hmmm...
Coś mu mówiła ta postura i ten kontur. Nie był jednak pewien...
Uniósł stopę i zahaczył piętą buta o bok chłopaka, przewracając go na plecy, po czym skupił promień na twarzy.
Analiza fraktury twarzy... Poszukiwanie zgodnych wyników...
Zgodny wynik znaleziony. 100% pewność.

Tak, spotkał go już. Nawet pamiętał okoliczności. Bar. Przeszył go mieczem na wylot... Interesujące.
- Jeszcze żyjesz? - Nie ma to jak gorące powitanie w świecie żywych, heh. Zsuną nieco światło z twarzy, przykucając obok pół-żywego osobnika. Spojrzał na moment ku Mirze, uśmiechając się subtelnie.
- Miro, rozejrzyj się wokół, ale jego zostaw. Jest chroniony. - Dość... Nie pasujący do androida, grożący gest "paluszka" został skierowany ku trzem parom fosforyzujących oczu. Cichy, nieprzyjemny pomruk wydostał się z paszczy stwora, który najwidoczniej był niezadowolony faktem, że jego ciepła kolacja jest zabroniona, a następnie tupot kilku odnóży się oddalił. Nie daleko, pajęczyka krążyła w odległości maksymalnie kilkunastu metrów od nich.
- Jeśli masz w planie umrzeć - powiedz. Mira będzie ucieszona.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 06.04.15 13:45  •  (S) Zniszczony las - Page 2 Empty Re: (S) Zniszczony las
Co byłoby lepsze - zamarznięcie czy pożarcie przez dzikie bestie? Wymordowanemu chyba nie robiłoby to różnicy, jednakże opcja pierwsza wydawała się mniej bolesna i przyszłaby zapewne szybciej. Mimo, że musiałby jeszcze trochę poleżeć, znajdował się na terenach raczej unikanych. Żywych nie przyciągały suche badyle wystające z ziemi, a drapieżniki wolały polować w miejscach o wyższej zawartości zwierzyny. Arth w dodatku nie był zbyt ruchliwy, dzięki czemu chłód mógł się do niego dobierać bez przeszkód. Szczerze powiedziawszy, to kurdupel nie byłby przeciwny dobieraniu do niego, gdyby nie groziło to jego śmiercią w bardzo nieprzyjaznym uczuciu.
Drżał lekko, z zimna i wyczerpania. Powoli coraz bardziej tracił chęci i siły do podniesienia się. Zaczynał się godzić z myślą, iż to jego ostatni postój w tym życiu. Nie miał nawet o kim pomyśleć, nie potrafił sobie nikogo przypomnieć. Wiedział, że kogoś tam ma na liście znajomych, jednak ich imiona uciekły z jego pamięci. Dziwnie było mieć w umyśle całkowitą pustkę, chociaż nie był to pierwszy raz. Wcześniej zdarzyło mu się nie pamiętać bardzo sporej części swojego życia. Kojarzył wyłącznie swoje lata człowiecze i początek choroby, potem obudził się dopiero w laboratorium, po stuleciach spędzonych na byciu dzikusem próbującym przeżyć z dnia na dzień.
Ze stanu odrętwienia do świata żywych przywołał go czyjś głos. Rozwidlony język ostatkiem sił zasmakował powietrza. Wyczuł nieznaną woń jakiegoś zwierzęcia i delikatny, prawie niewykrywalny zapach czegoś innego. Był znajomy, jednak nie potrafił go skojarzyć. Co mogło prawie nie pachnieć? Metal, maszyny, roboty, większość androidów... Android. Wydawało mu się, że kiedyś jakigoś znał, choć krótko i raczej nie była to rozwinięta znajomość.
Ten głos...
Gadzina rozchyliła powieki, nieruchome, szmaragdowe oczy patrzyły bez wyrazu gdzieś w górę. Źrenice nie rozszerzyły się nawet pod wpływem światła. Nadal nic nie widział, ale to może i lepiej. Dostałby zapewne zawału na widok wielkiego ośmionoga wpatrującego się w niego łakomym wzrokiem. Arthura przeszedł dreszcz, gdy zwierz wydał na świat pomruk niezadowolenia. Chciał coś powiedzieć, ale tylko otworzył usta, nie będąc w stanie wyrzucić z siebie ani jednego dźwięku. Złączył wargi ze sobą, rozumiejąc, że nic z tego. Uniósł nieco rękę, wyciągnął ją w kierunku androida. Nie miał siły. Obrócił głowę w kierunku szemrzącej wody i zaczął skrobać palcem po podłożu.
"0178E? Len?"
Nie miał pojęcia, skąd nagle w jego głowie pojawiło się imię jego "wybawcy". Przyszło znikąd, tak jakby niewielki fragment pamięci wrócił podczas słuchania jego głosu. Zwilżył wargi i spróbował "spojrzeć" w kierunku tostera androida.
"Gdzie jestem?"
Kolejne słowa wyskrobane po angielsku lewą ręką na piasku. Nie mógł mówić, więc chociaż napisze, póki może.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 06.04.15 14:53  •  (S) Zniszczony las - Page 2 Empty Re: (S) Zniszczony las
Ej no, może nie byłoby tak źle. Kto wie, może Dziadek Mróz to tak naprawdę rosły, tęgi mężczyzna o sporych... Mięśniach, który by zaniósł Arthura do swojego zamku w Rosji i poił wódką aż po kres dziejów? Heh, nigdy nie mów nigdy, w końcu nie wiesz co się może zdarzyć.
Bo skoro na tym wygwizdowiu znalazł się android, który w dodatku ma jako "peta" pająka rozmiarami przekraczającego tego chłopaka, to wszystko może się zdarzyć, prawda?
Tym bardziej że 99% androidów najpewniej nie tyle co ominęłaby chłopaka, co jeszcze go rozdeptała, gdyby akurat leżał im na drodze. I to nie jakoś pogardliwie nadeptując - a poprostu stając na nim, łamiąc mu gnaty od swojego ciężaru i idąc dalej. Podsumowywując - Arth, masz farta. I to dużego. Nie spierdol tego, bo będzie źle, i skończysz w żołądku pajęczycy. Hm... Nie, najpierw w kokonie, potem w żołądku, powoli umierając od trucizny stworzenia... Ale chociaż miałbyś dość ciepło, chroniony przez grube warstwy sieci. Zawsze plus!
Och, to się rusza. Zaskakujące, choć w sumie widać było ruchy klatki piersiowej. Ale tak wystawiać język do kogoś, kto chce pomóc? Trochę... Trochę tak nieładnie. Nim wymordowany zdążył schować język, wolna dłoń androida wystrzeliła do jego ust, łapiąc jedną z końcówek pomiędzy kciuk a palec wskazujący i lekko pociągając. Leciutko, ale z pewnością coś takiego może zadziałać na swój sposób ostrzeźwiająco.
Bólem, ale chociaż podziała, prawda? Czemu w sumie to zrobił? Ciężko powiedzieć, powiedzmy że chciał go "ukarać" za ten, na swój sposób nieprzyjemny gest. Albo to był zwykły kaprys. Wróć - maszyna ma kaprys? Nie, to odpada. Trudno, zostaje to zagadką programu i systemu - Arth raczej komputerowcem nie jest by to odgadnąć.
Och, rozchylił oczy. Tak, te gadzie, zielone oczy z pewnością należały do niego. To zdecydowanie Arthur. Nie widział go od dawna, miał wrażenie że od tych ran jakich mu przyprawił - zginą...
Hm, właśnie, rana. Dłoń ponownie wystrzeliła ku ciału wymordowanego, a Lentaros na moment zsuną snop światła latarki na klatkę piersiową chłopaka. Rozerwał materiał koszulki palcami w miejscu, które przebił mieczem. Nie robił wielkiej dziury - ale wystarczającej by móc się przyjrzeć jego ciału.
Brak śladów. Nawet blizn. Hmmm... Intrygujące.
- Nie sądziłem że regenerujesz się na tyle dobrze, by nie pozostawić nawet blizny po moim ostrzu. - Stwierdził tonem rzeczoznawcy z lombardu, odsuwając dłoń od jego ciała i z powrotem przesuwając snop światła na twarz wymordowanego. Wydawał się próbować coś powiedzieć, rozchylał wargi... Ale zaraz przestał. Ruch dłoni zwrócił uwagę maszyny, która przekierowała latarkę na nią. Opadła w dół, a potem zaczęła coś kreślić na ziemi. Hmmm...
To jego dane, ale spisane cyframi arabskimi, a jego imię napisane alfabetem angielskim. Hmmm... Czyżby miał częściową amnezje? Ciężko powiedzieć, biorąc pod uwagę tylko to.
- Tak. - Odpowiedział krótko, z angielskiego mówiąc "yes". Tyle wystarczyło. Nie był specjalistą w językach obcych, ale potrafił się nimi posługiwać w różnym zakresie. Tak jak teraz używał, odrobinę angielskiego. Odrobinę, ale to zawsze coś, prawda? W sumie całe programowanie opiera się głównie na angielskim, nie japońskim, więc coś musi rozumieć z tego, prawda?
Ponownie skrobanie po ziemi dłonią. Kolejne słowa. Gdzie jest? Hmmm...
- Desperacja, Czerwona Pustynia. Zniszczony Las. - Odpowiedział dość sztywno, programowo, jedynie rzucając nazwami, bez rozwijania. Tupot ośmiu odnóży się zbliżył, najwidoczniej Mira nie znalazła nic ważnego, więc postanowiła wrócić do Pana i niemal pewnego posiłku. Niemal. Stanęła gdzieś w odległości metra od głowy Arthura... Który mógł bez problemu wyczuć zapach śliny. Zdecydowanie była głodna. Albo poprostu to był objaw sympatii, jak w wypadku Lena, kto to tam wie.
A co z androidem? Na moment świało zniknęło, a dźwięk zgniatanego plastiku i odkręcającego korka mówił sam za siebie. Ponownie poświecił na twarz chłopaka, przysuwając się bliżej niego, po czym odsuną na moment latarkę, kciukiem rozchylając jego wargi, by potem wlać do nich trochę wody. Niezbyt wiele, ale powinno wystarczyć by zwilżył gardło, bo najwidoczniej oblizywanie warg oznacza, że trochę sucho u niego. Odsuną się potem i zakręcił butelkę, chowając ją do kieszeni, po czym wrócił do świecenia na niego. Na moment zerkną w ciemność, ku trzem parom oczu, jakie się w niego wgapiały.
- Nie patrz tak na mnie. Gdybyś była w podobnej sytuacji zrobiłbym podobnie w twoim wypadku.
Len... Nie zapominaj że to zwierzę. Zwierzę które niekoniecznie rozumie wszystko co mówisz.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 06.04.15 16:18  •  (S) Zniszczony las - Page 2 Empty Re: (S) Zniszczony las
Pojenie wódką byłoby nawet ciekawe, jednak ciężko byłoby tam się porozumieć. Adrich nie znał żadnego ze słowiańskich języków na tyle, by móc się porozumieć – co najwyżej jakieś pojedyncze słowa, z których nawet nie da się skleić zdania. Choć tak właściwie, gdyby w żyłach miał odpowiednią zawartość krwi w alkoholu (nie na odwrót), to chyba byłby w stanie dogadać się z każdym. No i ten Dziadek Mróz, mrrr.
„Całe życie na farcie” powinno stać się jego mottem. Gdyby nie miał szczęścia, miałby okazję zginąć już wiele razy i nigdy nie dotrwałby do swojego „sędziwego” wieku. Tymczasem jakoś żył i miał się w miarę dobrze, z wyjątkiem chwili obecnej. Ale czym jest kilka miesięcy wobec tysiąclecia? Właściwie niczym, lecz z drugiej strony jeden marny dzień może owe tysiąc lat zakończyć. Dlatego lepiej, żeby naprawdę nie zmarnował szansy, skorzystał z niej i pożył jeszcze trochę. A już zdecydowanie nie chciał stać się posiłkiem dla jednego ze swoich największych „wrogów”. Jakkolwiek przyjaznym pająkiem nie okazałaby się Mira, dla Arthura nadal była to istota mogąca doprowadzić go do piszczenia niczym nieletnia dziewica.
Zdechlak nie spodziewał się złapania języka. Wystawianie go było zwierzęcym odruchem, zakorzenionym głęboko w podświadomości. Tylko tak mógł nadrabiać swój słaby wzrok, a nawet jego brak, jak w tym momencie. Tęczówki skierowały się w dół, choć blondyn i tak niczego nie widział. Na moment zamarł, po chwili unosząc nieco górną wargę, odsłaniając długie kły. Spróbował złapać trzymające palce, jednak nie udało mu się. Wyglądał trochę jak nieporadny kociak, przy czym mniej puchaty i nie taki uroczy. Otrzeźwiająco zadziałał nie tyle ból, co zaskoczenie. Cel niemniej został przez androida osiągnięty, kurdupel chwilowo przestał osuwać się w objęcia snu. A przy okazji język wykrył nikły smak syntetycznej skóry.
Ponownie zaczął się gapić w górę, nie zwracając uwagi na kolejną dziurę w ubraniu. Przez wychudzone ciało przebiegł kolejny dreszcz. Chłód nie ułatwiał zrelaksowania się na jakże miękkim podłożu. Arth nie pamiętał zlecenia, walki i eskortowania. Ani tego, że Lux „wyleczył” później jego ranę, nie zostawiając najmniejszego śladu. Słuchał głosu Lentarosa, nie wiedząc, o co mu chodzi. Zdał sobie sprawę, że w ogóle nie rozumie, co on mówi. Uśmiechnął się nikle, kiedy usłyszał potwierdzenie swoich przypuszczeń. Dobrze, że trafił na kogoś, kogo kojarzył. Miał tylko nadzieję, że nie jest to osobnik wrogo do niego nastawiony. Choć gdyby był, pewnie już byłby dawno martwy i pożerany przez jego pupilka.
Desperacja? Taka znajoma nazwa… W każdym razie, nie Europa, nie inne „Miasta Pod Kopułami” na jej terenie. Desperacja… Czy powinien się cieszyć?
Pomożesz mi?
Zapytał, skrobiąc pytanie, zaraz po starciu kilku poprzednich słów. Sięgnął do prawego ramienia i zaczął zsuwać żółtą chustę z wizerunkiem psa. Nie było łatwo z brakiem siły, a metalowa kończyna nie odmawiała posłuszeństwa jedynie od nadgarstka do palców, przez co nie mógł jej unieść. Wreszcie jednak nienajczystszy, podarty kawałek materiału wylądował w jego dłoni. Pokazał go androidowi i wsunął chustę na rękę, by napisać kolejne słowa.
Do nich, albo w pobliże.
Zielone ślepia zostały skierowane w stronę mężczyzny, choć wyraźnie nie patrzył idealnie na niego. Po prostu nie wiedział, gdzie Len dokładnie jest, co sprawiało trudności. Nie ruszał się, gdy android znów go dotknął. Poczuł wodę. Chłodną, mokrą, będącą w tym momencie dla niego najwspanialszą rzeczą wymyśloną przez... no tego, kto wymyślił wodę. Miała taki cudowny smak, choć była zwyczajną wodą...
Dziękuję.
Ponowny uśmiech nadał twarzy wymordowanego mniej smutnego i żałosnego wyrazu.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 06.04.15 17:25  •  (S) Zniszczony las - Page 2 Empty Re: (S) Zniszczony las
No właśnie, więc nie ma co marudzić, bo może byłby fun i byłoby ok. Kto wie, może zaświaty są ciekawsze od tego życia tu i teraz? Czemu by nie spróbować? Lenek ich nie odwiedzi - gomene, nie mam duszy. Bez duszy się nigdzie nie zawojuje.
Chciałeś powiedzieć "Całe drugie życie na farcie", bo gdyby miał farta w pierwszym, to nie miałby drugiego, prawda? Nie zmienia to faktu że tak - był fartowny. I prawdopodobnie tylko ten fart go ocalił. Gdyby go nie miał - zginąłby już z ręki Lena, bo ledwie centymetry dzieliły go od przebicia serca chłopaka. Kto by pomyślał, że teraz zamiast go zabijać, będzie mu ratował tyłek? Bo wygląda na to że właśnie to teraz robi. Nie dość że zabrania swojemu zwierzakowi tak łatwego, ciepłego posiłku, to jeszcze zużywa jego zapasy wody i w ogóle traci czas na to truchło. Tsh! Czuj się zaszczycony, Arth. Będziesz na liście "obiadów do zjedzenia kiedyś" Miry w sumie teraz, ale to też zaszczyt. Jakiś. Jakiś na pewno.
W sumie niezbyt go zainteresował fakt obnażania kłów ze strony wymordowanego. W tym stanie nawet gdyby miał krokodylą paszczę i kły, nie mógłby mu nawet zarysować skóry. I zaraz nie taki puchaty i uroczy jak kociak. Może i puchaty nie, ale z pewnością był uroczy równie co ten kotek. W końcu...
Nie bez powodu Lentaros miał zapisaną frakturę i smak jego ust w swojej bazie danych, prawda? Z jakiegoś powodu ją sprawdzał, prawda? Więc chyba coś musiało być na rzeczy, heh. Niemniej jednak - zamiar pośredni wykonany, pacjent jest przytomny. Siostro, odstaw na bok ten defibrylator, przyda się później, do pobudzania tego trupa.
Oj no wiesz, może i Lenek nie był miły, ale ciekawiło go to. Może ma do czynienia z bratem-bliźniakiem, nieznanym, zaginionym, nigdy nie poznanym Artha, a nie z nim, i dlatego ten używa angielskiego? Tylko czemu by go wtedy znał, hmmmm... No właśnie. To jest całkiem dobre pytanie.
Hm, przynajmniej pamięta Lena. W jakimś stopniu. Mniejszym lub większym - ale pamięta. TO już niezły progres, prawda? Przynajmniej Len ma pewność, że trafił na tego Artha, co trzeba. Nie na jakieś genetyczne indywiduum bardzo do niego podobne - nie licząc koloru włosów, jaki był trochę odmienny od wcześniejszego, ale oni to zmieniają akurat.
Znów zwrócił uwagę na słowa kreślone dłonią. Pyta o pomoc, hm...
Nie widzi problemów by jej nie udzielić. Już to robi, nie dobijając go jak psa.
- Tak. - Ponownie krótka, acz dość konkretna odpowiedź, jaka powinna jednoznacznie wyjaśnić chłopakowi to, co z nim zrobi Len. Bo przecież to oczywiste - pomoże mu, hehe. Czego się spodziewaliście? Znaczy... W sumie "pomoc" ma wiele tłumaczeń, ale to wciąż zależy od tego, czego Arthur potrzebuje. Może ostatnia ekstaza przed ukończeniem żywota? Nie będzie się krępował jeśli taka jego prośba...
Zwrócił światło ku kolejnym ruchom jego ciała, aż do momentu, gdy ujrzał żółtą chustę z psim symbolem. Ach, tak... W końcu wtedy...
Nom, przecież go nie wyrzucili. Pewnie gdyby to zrobili, zabiliby go. Ponownie przekierował snop światła, choć latarka już zaczynała powoli zdychać. Hm...
Ma ogólne informacje o okolicach gdzie to jest, ale do środka raczej go nie wprowadzi... Cóż, zawsze w okolice. Tam go powinni znaleźć, prawda?
- W porządku. - Odpowiedział krótko, po czym napoił go odrobiną wody. Gdyby zalał go zbyt zachłannie, mogłoby to się źle skończyć dla jego organizmu... Choć nie był tego pewien, nie chciał by Mira patrzyła na niego tak morderczo, w każdym razie.
Podziękowania. To miły gest, podobnie jak i uśmiech na jego twarzy. Wygląda dużo lepiej niż z tą zbolałą, żałosną miną jaką miał wcześniej. Kiwną głową, choć chłopak z pewnością tego nie dostrzegł, po czym zgasił światło, chowając do kieszeni takową. Spojrzał ku Mirze, przekręcając lekko na bok swoją głowę.
- Poniesiesz go? ... Albo lepiej nie. Sam to zrobię. - Gdyby go struła, byłoby nieprzyjemnie... Dlatego też podłożył ramię pod jego plecy i podniósł go, po czym zarzucił go sobie na lewy bark, i obejmując go ramieniem, jakie potem usztywnił, skierował się w stronę Gór, gdzie plotki mawiały że jest kryjówka DOGS.
- Mira, trzymaj się blisko mnie. - Ostrym tonem rzucił do swojego pająka, jaki dość blisko zaczął tup-tupać tuż obok niego.

[z/t x2]
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 05.11.15 17:11  •  (S) Zniszczony las - Page 2 Empty Re: (S) Zniszczony las
So give me the reason, to keep my heart beating...
O ile nie to by można było usłyszeć w słuchawce chwilowo wyłączonej MP3, to właśnie ten cytat kręcił się gdzieś po jego rozumowaniu. Czuł się "pusto", jakby zabrano mu nagle wszystkie powody do egzystencji. Szukał radości już w naprawdę wielu kwestiach, od zwykłych słodyczy, po najbardziej perwersyjne akty gwałtów czy brutalnych mordów.
Jednak mimo to, jego egzystencja była nijaka. Może już za długo trwa ten żywot? Może czas to skończyć?
Nogi powiodły go do czegoś, co może kiedyś było całkiem przyjemnie wyglądającym, zielonym lasem. Teraz, po "apokalipsie" jedyne co można było tu odnaleźć to piach, śmierć i zgniliznę. Te wystające badyle nie były niczym w porównaniu do tego, co natura potrafiłaby tu uczynić.
Poprawił szal wokół swojej szyi i usiadł na jednym z większych kamieni, wbijając swoje spojrzenie tępo w dal. Nie potrafił odnaleźć żadnego powodu do życia. Żadnego działania.
A gdyby tak to skończyć, raz i na dobre?
Ta myśl kręciła się gdzieś po jego umyśle. Być może Ex miałby do tego wątpliwości, ale właściciel tego ciała nie zamierzał nawet na drobną chwilę zwrócić uwagi na jego głos wewnątrz czaszki. Może to brzmi niezwykle, ale po wyćwiczeniu, można się na coś takiego uodpornić.
Oparł lewe przedramię na kolanie, prawą dłonią sięgając po sztylet. Ten gest był niemal wyćwiczony, pewny. Wykonywał go już tak wiele razy, za każdym razem z zamiarem kaleczenia, zabijania czy zastraszania.
Pora zwrócić ten gest przeciw sobie.
Podciągnął rękaw bluzy, odsłaniając poznaczoną już bliznami skórę. Dorzucić jeszcze jedną i poczuć się lepiej?
Nie...
Uniósł ostrze do swojego gardła. Teraz, gdyby jakaś bestia czy nawet głodny wymordowany z kanibalistycznymi zapędami podszedł - nie broniłby się. Po co.
Czuł zimno ostrza, gdy wsuną je pod szal. Nie było to może zbyt wygodne, a psucie tak ładnego szalika było aż smutne, ale no, jak ma umierać, to na własnych warunkach.
Jeden, szybki ruch dłoni. Wykonywałeś go już tak wiele razy, czemu więc ten kolejny, ostatni jest dla ciebie taki trudny? Żyłeś już długo, wystarczy ci.
Nie potrzebujesz więcej.
Nigdy więcej...
...
Odsunął ostrze od swojej szyi, wbijając w nie oskarżycielskie spojrzenie.
- Czemu nie mogłeś przeciąć to sam, pieprzony kawałku złomu?! - Warknął, rzucając nożem w piasek.
- Niech ktoś tu przyjdzie, proszę. Niech mnie zabije. Nie chcę już dłużej. Chcę końca. Nie chcę więcej rozlewać krwi innych, jeść ich jak zwykłe mięso, wykorzystywać jak lalki. Koniec... Niech ktoś, coś ześle koniec, proszę.
...
Ta, jakby ktokolwiek słuchał.
- Westchną ciężko. Tiaaaaaa.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 2 z 25 Previous  1, 2, 3 ... 13 ... 25  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach