Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 8 z 27 Previous  1 ... 5 ... 7, 8, 9 ... 17 ... 27  Next

Go down

Pisanie 09.03.16 19:17  •  Las. - Page 8 Empty Re: Las.
Ta sprawa jest o wiele bardziej skomplikowana, Syon ― odparł, kręcąc głową z rezygnacją. Co z tego, że niezależnie od tego, co mówił czy w jaki sposób gestykulował, nie wyglądał, jakby miał za złe białowłosemu za to, że zdecydował się na tak niebezpieczny krok. Zaryzykował jego zdrowie i ręce z pełnym kompletem palców, a jednak pierwszy strzał na oślep okazał się strzałem w dziesiątkę. Ciekawe skąd to wiedział? Co czyniło szczeniaka innym od wszystkich zwierząt? ― Trafił się tylko ten jeden wyjątek, a i tak nie mogę przewidzieć, jak zachowa się, gdy trochę podrośnie. Może instynkt wyostrzy mu się na tyle, że dołączy do tej miażdżącej większości szczerzących na mnie kły futrzaków. Są rzeczy, których zwyczajnie nie da się zmienić, ale masz rację. Dopóki jest w porządku, nie powinienem zwracać na to uwagi, choć wolę przedwcześnie uprzedzić, że w razie czego, będziesz musiał go zabrać. Już mówiłem, że masz o wiele lepszą rękę do zwierząt, co udowodniłeś już wczoraj. ― Jak na zawołanie puścił wilka, trzymając go w jednej ręce, zaś drugą uniósł, zaciskając ją w pięść i trzymając chwilę wierzchem do góry. Wreszcie znów pochwycił swojego śnieżnobiałego towarzysza oburącz.
Może powinieneś poprosić go o nauczenie cię paru sztuczek?
Nie mam zamiaru go wyzyskiwać. Poradzę sobie.
Co, zaczniesz szukać specjalnych poradników?
Jeśli będzie trzeba.
Kłamstwo? ― Przekrzywił nieznacznie głowę w bok, by zaraz parsknąć pod nosem. Może powinien rozważyć taką kolej rzeczy. Bądź co bądź O'Harleyh nie był typem, któremu normalnie powierzało się zaufanie, ale z drugiej strony Leslie nie widział powodów, dla których nie powinien mu ufać. Może dlatego, że nie chciał ich widzieć, a może dlatego, że nie musiał obawiać się, że usta białowłosego wypluwały wobec niego same kłamstwa. Łączył w sobie wiele sprzeczności, ale blondyn nie potrafił odmówić mu bycia szczerym. ― Po prostu dziwi mnie jego podejście do mnie, gdy mówisz, że wobec ciebie był nieufny.
Przyjrzał się dokładniej zwierzęciu. Może teraz było po prostu chore? Może rana, której się dorobił została zainfekowana? Opuszkami palców przesunął po świeżo zawiązanym bandażu. Miał okazję przyjrzeć się gojącemu uszczerbkowi na zdrowiu i nic nie wskazywało na to, by zwierzęciu dolegało coś poza zmęczeniem.
„Kurwa, nie. Mylisz się.”
Uniósł brwi, które zniknęły pod rozwichrzoną grzywką. Najpierw zahaczył wzrokiem o uniesione obronnie ręce, dopiero po tym przesuwając nim leniwie coraz wyżej, jakby celowo odwlekał moment, w których ich spojrzenia miały się skrzyżować.
Zareagowałeś pochopnie.
Uniósł wyżej jedno z ramion i potarł o nie policzek gdzieś w środku monologu Wilczura, zauważając, że wcześniejsze wyznanie było kompletnie niepotrzebne. Odchrząknął znacząco, przez moment śledząc jakiś punkt ponad ramieniem wymordowanego i wypuścił powietrze ustami, jakby ten ledwo słyszalny szum miał uciszyć Jace'a, choć nie musiał, skoro dosłownie sekundę później wyręczyła go w tym Skye.
W porządku ― mruknął jeszcze w stronę kumpla, nie chcąc pozostawiać go bez żadnej odpowiedzi. Rzecz jasna, do powiedzenia miał znacznie więcej, ale szybko dostrzegł w tych słowach tematy, które powinien zachować dla siebie. Nie chciał nawet dopuszczać do siebie świadomości, że jego główny cel kiedyś zniknie mu z oczu. Zakładał, że prędzej czy później mogło to nastąpić. Gdyby nie czarnowłosa w pobliżu, zapewne zacząłby się zastanawiać nad tym, jakby to było, a wolał oszczędzić tego i sobie i Growlithe'owi, który z łatwością mógłby wyczuć nagłą zmianę.
Jaka ona była irytująca.
Nie dopowiadaj sobie ― odgryzł się natychmiastowo. Wizja małżeństwa z tą nadgorliwą dziewczyną i wspólne mieszkanie razem, przyprawiało go o ciarki na plecach. Przygarbił się nieznacznie, ale dotyk Growa na ramieniu, zmusił blondyna do raptownego wyprostowania się. Zwrócił twarz w jego stronę i kiwnął głową na znak potwierdzenia. Nie ociągał się, gdy w grę wchodziło natychmiastowe oddalenie się od brunetki. Przez moment nawet wyprzedzał albinosa w marszu, ale zaraz zwolnił, by zrównać krok.
„... że na pożegnanie powinna ci dać buzi w policzek.”
Świetnie. A już myślałem, że zostawiła na mnie wystarczająco dużo zarazków ― wymruczał marudnie pod nosem, poprawiając ostrożnie zwierzę na swoich rękach. ― Mam nadzieję, że nie masz więcej znajomych, których coś o mnie napomknąłeś. Ani że przypadkiem nie powiedziałeś jej, gdzie mieszkam.
Zerknął na młodzieńca z ukosa, uważnie przesuwając wzrokiem po jego twarzy, jakby w tym momencie zamierzał wykryć każde kłamstwo.
A nawet jeśli to co? Przyda ci się dziewczyna. Pewnie do tego właśnie dążył.

-----------------------------------

Czas bywał skurwielem. Dłużył się, kiedy chcieliśmy, żeby się pospieszył, a pędził, kiedy na chwilę chcieliśmy, żeby zwolnił, byleby te lepsze chwile nie skończyły się za szybko. Vessare odnosił wrażenie, że czas dosłownie uciekł im przez palce. Wydawało mu się, że minęło zaledwie parę godzin, a nie ponad cały dzień. Sama wędrówka do celu zajęła im dość sporo czasu, a im dalej szli, tym moment rozejścia zbliżał się nieubłaganie.
Cillian znów znalazł się naprzeciwko przyjaciela, przez moment nie wiedząc, jak powinien się pożegnać, choć w gruncie rzeczy już nieraz musieli to robić. Zerknął ukradkiem na ledwo połyskujący medalik na szyi chłopaka, którego pozbył się dobrowolnie. Dwukolorowe tęczówki anioła szybko jednak skupiły się na oczach Wilczura. Skrzydlaty mimowolnie uniósł kącik ust ku górze, chcąc zetrzeć doszczętnie to uczucie niepewności, które między nimi zawisło.
To kiedy następny podbój festynu i Desperacji? ― rzucił z nutą rozbawienia w głosie, ale dało się wyczuć, że nie oczekiwał odpowiedzi. Wiedział, że niemalże każde ich spotkanie było czymś zupełnie spontanicznym, jednak o ile Cillian był w stanie rzucić wszystko inne w cholerę, wiedział, że nie działało to w drugą stronę. ― Uważaj na siebie, Syon.
Przez krótką chwilę stał w miejscu, jakby próbował sobie o czymś przypomnieć. Palce stróża poruszyły się lekko, ujmując sierść zwierzęcia, jednak szybko rozluźniły się, a młodzieniec skinął głową na pożegnanie i ruszył w swoją stronę, pozwalając, by ledwo widoczny grymas momentalnie spełzł z jego twarzy. Usta na krótką chwilę zacisnęły się w wąską linię, by zaraz wrócić do naturalnego, wręcz znużonego ułożenia, choć w środku targnęło nim niezadowolenie.
A co z nagrodą?
Zamknij się.

___z/t [+Growlithe].
                                         
Zero
Anioł Stróż
Zero
Anioł Stróż
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 30.03.16 23:14  •  Las. - Page 8 Empty Re: Las.
Miał jako tako ustalony kierunek w którym się udawał. Tak pi razy drzwi dodać okno, odjąć zawiasy, czuł gdzie powinien się udać. Kłopot zaczynał się w momencie gdy totalnie nie ufał swojemu wyczuciu i zaczynał się zastanawiać czy przypadkiem nie krąży sobie w kółku.
Wyruszył by powrócić do DOGS. By się w końcu pokazać w miejscu które uważał za dom. Które czuł domem? Cholera go wie, po prostu tam szedł go nie bardzo wiedział gdzie indziej. Czy cokolwiek? Nie, czekaj, zacznijmy jeszcze raz. Szedł do kryjówki DOGS bo to tam przynależał. Bo to tam go ciągnęło i dlatego, że to były jedne z tych niewielu bardzo silnych wspomnień i pragnień które się w nim jątrzyły pomimo pustki w głowie. Stały punkt praktycznie od momentu obudzenia w obcym miejscu, obcej skórze, obcej głowie. No, może bez przesady, az tak obco w własnej głowie się nie czuł, co nie zmienia faktu, że to było beznadziejne uczucie. Takiego... Odosobnienia od samego siebie. Kim jestem, skąd się wziąłem, dokąd zmierzam? Jakże filozoficzne pytania. Jakże adekwatne do sytuacji.
Ale z zacięciem szedł przed siebie. Standardowo ubrany w czarne coś, z dodatkowymi czarnymi cosiami, i innym czarnym cosiem, który opleciony jako tako wokół szyi, spoczywając na ramionach, uchodził na coś kształtem szalu. Włosy miał malowniczo przyklepane, wręcz lśniące od zgromadzonego nań tłuszczu, a pióra widoczne tym razem w jednym punkcie, po lewej stronie szyi, nie rzucały się tak bardzo w oczy. To był jego standardowy wygląd. I co do tego nie miał wątpliwości. Tylko... Brakowało mu jakiegoś akcentu. Żółtego. Powinien był mieć jakiś żółty akcent. Co on zrobił z swoim kochanym, jedynym i niepowtarzalnym akcentem? Cholera jasna wie, w torbie jaką z sobą miał, na pewno takowego nie było. Nie było go w żadnych rzeczach jakie kościelni przekazali mu jako jego, ani w żadnych rzeczach jakie przejrzał podejrzewając, że mogą być jego. To go trochę niepokoiło. Oczywiście nie w takim stopniu jak fakt, że już dość długo był sam z sobą i swoimi myślami i swoją brzydotą i tym dziwnym lasem, ale jednak cegiełka po cegiełce składało się to wszystko w swoisty niepokój i irytację.
Miał ochotę zanucić pod nosem. Ale już zdawało mu się, że jest zbyt głośny. W sumie powinien być jeszcze bardziej cicho, bo to, ej no, las jest, desperacja jest, nigdy nie wiadomo jaka cholera wyjdzie zza krzaka. Ale chuj już to, nie czuł się znowu aż tak źle, by czuć się aż tak zagrożonym.
Przeklął pod nosem kilku prawdopodobnych bogów, o mało co nie potykając się o wystający korzeń. Rzucił mordercze spojrzenie mijanemu drzewu i z naburmuszoną miną szedł dalej.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 31.03.16 18:34  •  Las. - Page 8 Empty Re: Las.
Kierunek? A co to takiego? Tego Miyu z pewnością nie wiedziała. Prawdopodobnie każdy w tym momencie mógł przyznać jej głupotę, zapuszczać się tutaj samej, bez nikogo. A przecież nie była już samotna, należała do całej tej psiej zgrai i pewnie mogłaby na nich polegać, ale przyzwyczajenia brały nad nią czasem górę. A przyzwyczajona była do polegania jedynie na najbliższych, niestety oni nimi jeszcze nie byli, chociaż nie dało się im odmówić pewnej rodzinnej...po prostu takiej atmosfery, która pozwalała na zaufanie. Na bycie lojalnym wobec innych, oh cholera, jakże wzniosłe określenia. Ale pewnie tego teraz potrzebowała dziewczyna. Odrobinę wiary i nadziei, a to właśnie dawali ze sobą DOGS, często brutalni, okropni, wręcz sadystyczni, ale...swoi. Tak, właśnie to jest słowo klucz, byli swoi.
A ta swoja psina właśnie maszerowała przez las, chociaż maszerowanie to raczej złe określenie. Spacerowała kulturalnie, rozglądając się co jakiś czas, czy przypadkiem nie wlazła komuś na teren, komuś albo czemuś. Nie wydawało się jednak, żeby zanosiło się na zagrożenie z którejś strony, toteż przysiadła na chwilę, pod wielkim okazałym drzewem, prawdopodobnie jednym z niewielu o tak liściastej koronie. Jak zawsze nosiła się w zgniło zielonych barwach. Długie spodnie włożone w czarne buty i ciemna podkoszulka, obszarpana od końca, bo po prostu była denerwująca, a denerwujących rzeczy należy się pozbyć. Pas z przydasiami, jak zawsze i jak zawsze kamizelka z brudnym futerkiem na kapturze. Taki standard.
Odetchnęła wypuszczając z płuc zużyte powietrze i wpatrując się w konary tego roślinnego potwora. Jakim cudem zdołało tu przetrwać coś równie imponującego? W sumie chuj to wie, pewnie długo i tak nie pociągnie. Zaczęła dłońmi na ślepo szukać w kieszeniach pudełeczka, ale na nic nie trafiła. Zaklęła cicho pod nosem, bo akurat teraz musiało zachcieć się jej zapalić. Wstała i kopnęła pień, krusząc przy tym korę drzewa, no tak.
Patrząc znowu w górę, jakoś tak wpadła na kolejny głupi pomysł. Można by przecież na nie wejść! Dawno się nie bawiła w takie podchody, a z góry zawsze wszystko wyglądało lepiej. Zawsze, o ile się nie spadło, ale przecież teraz nie miała zamiaru spadać. Położyła dłonie na pniu drzewa przesuwając po nim, badając jego strukturę i korę, po czym skoczyła odbijając się od pnia i łapiąc jednej z gałęzi. Zawieszając się jak małpka, zaczęła wspinać się nieco wyżej, ostrożnie, żeby przypadkiem nie trafić na uschnięty kawał drewna i nie wylądować na kręgosłupie. Przysiadła na jednej z gałęzi i chyba w samą porę. Coś czarnego kierowało się w tą stroń, a raczej ktoś czarny. Murzyn? Czy oni jeszcze istnieją? Widziała chyba tylko jednego w swoim życiu. Nieznajomy zbliżał się i zbliżał. Hm, co robić? Dać mu przejść. Nie, w sumie nie, trochę strata. Zejść i zagadać. Nie, to raczej też odpada. Została jedna opcja, najciekawsza i najgorsza.
Przykucnęła najciszej jak umiała i zeszła gałąź niżej. Na szczęście nie znajdowała się jakoś wysoko. Zgarbiła się niejako, jak jakiś dziki kot obserwowała czając się w gąszczu liści, w dodatku na górze. Adrenalinka trochę strzeliła, czuła jak serce bije jej mocniej, przyspieszając obieg krwi w żyłach. Kiedy czarnuch potknął się o wystający korzeń JEJ drzewa, i już chciał iść dalej, ta skoczyła w dół, prosto na niego, chcąc najzwyczajniej w świecie przygnieść go do ziemi podkładając przy okazji nóż pod gardło. Wystarczyło dobrze zablokować ręce nogami, jeśli nie był z niego jakiś agresor to powinna dać sobie radę. Trzeba było tylko tego, by jej nie zauważył.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 13.04.16 22:43  •  Las. - Page 8 Empty Re: Las.
Kurwa mać tego chuja jebanego w żółte paski skurwysyna. No jasne, że nie da się przejść spokojnie przez las. Tu się nigdzie nie da spokojnie przejść! I chyba nigdy nie dało. To czemu narzeka? Bo może.
Jak to jest, że musiało się to stać akurat jak się potknął? No i po co mu te wszystkie wyostrzone względem człowieka zmysły, skoro musi się okazywać jakąś cholerną, nerwową ciamajdą? No chuja wie, jakaś paranoja czy coś. Zdecydowanie mu się to wszystko nie podobało. Szczególnie w momencie, gdy kiedy te całe cudowne zmysły podpowiedziały, że coś jest nie tak, i że coś spada i przez to całe potknięcie było już za późno na czyste odskoczenie. Więc odskakując, tak by się nie znaleźć pod czymś spadającym, się wyjebał. To było bardzo ładne i bardzo czyste wyjebanie się, zaliczył spotkanie z ziemią pierwszego stopnia, a jego nos wypełnił pył, który się przez to uniósł. Bolało. I było upokarzające. Ale jednak najbardziej - mindfuckujące.
Nie bardzo wiedział o co chodzi. Działanie instynktowne ma to do siebie, że robi się coś zanim do ciebie dotrze co się w ogóle dzieje. Dudnienie w głowie nie pomaga w ogarnianiu się, ale jakoś w miarę szybko postarał się pozbierać.
Pierwszą sprawą było sprawdzenie z czym ma do czynienia. Jakoś minimalnie się uspokoił gdy ogarnął, że to istota ludziopodobna. Ludzka. Najprawdopodobniej ludzka. Wyglądała bardziej niż mniej ludzko. Bardzo dobrze. Takich to choć idzie zbajerować.
Choć to trochę... Czy to nóż? Co to za nóż? Jaki to nóż? Cholera, czy ona ma nóż? To chyba nie jest jakiś, no... Nóż? No coś ostrego, błyskającego w świetle dnia, ewidentnie niebezpiecznego. No cholera, wielkością też pasowało do noża!
Zawiesił się. Zbierając się do przykucnięcia, odwracając głowę w kierunku dziewczyny, zawiesił się. Totalnie, absolutnie, jakby nagle zmienił się w kamienną statuę. Bardzo brzydką statuę. Ktoś ewidentnie nie miał przy jej tworzeniu za grosz gustu.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 17.04.16 0:33  •  Las. - Page 8 Empty Re: Las.
MG is here!

Z racji braku ostatnich trzech obiadów, Słowik odczuwa skręcający kiszki głód i narastające zmęczenie. Jeśli temu nie zapobieżesz, w ciągu 10 tur nabierzesz ochoty na mięso Miyu
(bycie wymordowanym zobowiązuje)

Poza tym, bawcie się dobrze. I'm out.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 24.04.16 20:22  •  Las. - Page 8 Empty Re: Las.
Kurwa. Jego. Mać.
Wszystko było tak pięknie zaplanowane, jak nigdy i oczywiście nie mogło jej się udać. Wylądowała stabilnie na ziemi, kucając podpierała się jedną ręką o korzeń, w drugiej trzymając mocno nóż. Nie trafiła prosto na miękkie ciałko tego jegomościa, ale za to ten sam wyjebał się na ryj, o boże. Nie mogąc się powstrzymać prychnęła dusząc w sobie śmiech, czego nawet nie próbowała ukryć. No przecież on trafił prosto na twarz, aż pył z ziemi uniósł się lekko w powietrze wokół nich. Otarła szybko twarz jedną ręką i lekko się podniosła nadal pozostając na ugiętych nogach. Zakręciła nożem parę razy w dłoni, jej kolega chyba lekko się zawiesił?
Przyglądnęła mu się lepiej, skoro już dał jej ku temu okazję. Był trochę...jakby to, brzydki? Nawet nie stary, po prostu nieładny, bardzo nieładny. Zamrugała, również stojąc chwilę w bezruchu i wwiercając w niego swoje zieloniutkie tęczówki. Wysunęła rękę z nożem nieco przed siebie obracając go sprawnie między palcami. Językiem przejechała po podniebieniu, trochę zaschło w gardle od tego kurzu.
To teraz miała go zostawić? Trochę głupio, lepiej próbować, dopóki ten nie zdobędzie jakiejś znacznej przewagi.
No to po prostu rzuciła się na niego. Może nie tak z frontu, starała się najść go nieco od boku. Również pierwszą rzeczą, która leciała w jego stronę nie był nóż, a jej but, z nogą oczywiście. To taki trochę standard, żeby odwrócić czyjąś uwagę od ostrego narzędzia. Oby to podziałało.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 02.05.16 23:13  •  Las. - Page 8 Empty Re: Las.
A tu taki chuj, i nie, i ja dziękuję, i poproszę lody z polewą cytrynową, proszę dziękuję, sajonara frajerzy.
Niespecjalnie mu się podobała wizja umierania przy pierwszej możliwej okazji. Znaczy. To na pewno nie była pierwsza możliwa, ale po prostu nie widział siebie w roli martwego. Pomijając, że teoretycznie i tak był martwy. No, bardziej martwego niż teraz. Całkiem lubił siebie jako istotę z której nic nie wypada, ani która nie jest zjadana i którą raczej zgnilizna się nie chwyta choć grzyb to co innego.

Minimalny ruch dziewczyny, zmiana położenia noża, i nagle jakby cały ciężar niewidzialnych łańcuchów zniknął. Słowik poderwał się z miejsca, postawił dwa szybkie kroki, uskoczył przed nadlatującym butem, cudem uchylił się przed nożem. Prawdopodobnie gdyby nie stopień usztywnienia jego tłustych włosów to jakiś zaplątany kosmyk zostałby przez owy nóż ucięty.
Znowu się wywalił, choć od razu powstał. Jednak tym razem coś do niego dotarło. Żółty, choleryku, czy ty widzisz ten żółty?!
- Hejhejhejhej, spokojnie, spokojnie! Nie zabija się tak na wstępie współtowarzyszy, wiesz?! - powiedział z wyrzutem jednak nie przestając się strategicznie i dość szybko cofać.
Wciąż nie miał zamiaru dać się zabić. I, o chuj, do tego odezwał się głód. No zajebiście. Był głodny i (tak jakby) martwy. A może być gorzej.
- Nie wiem coś ty sobie tam uroiła w głowie, ale czasami warto najpierw zapytać "hej, jak się masz, skąd jesteś, słyszałeś może o DOGS? O też do nich należysz? To takie fajne!" zamiast traktować wszystkich jak wrogów już na przedwstępie!
Miał nadzieje, że dziewczyna należy do tej grupy która daje się wkręcić i posiada jakieś sumienie które mogłoby jej prawić wyrzuty. Albo choć że załapie. Wystarczyłoby by ogarnęła fakt, że też ma do czynienia z DOGSem. Słowik byłby przeszczęśliwy. Ba, nawet bardziej! Byłby kurewsko zadowolony, że trafił na kogoś kto mu powie, że do siedziby to w tamtą stronę.
Ale jeśli nie to mowy nie ma by został i walczył. Spierdoli przy pierwszej okazji, choć niezbyt widziało mi się zostawianie wszystkich rzeczy gdy już zmieni się w ptaka.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 03.05.16 20:31  •  Las. - Page 8 Empty Re: Las.
Nie widział siebie w roli martwego? Bo ona go widziała od razu. Wystarczyło stać grzecznie w miejscu, to już nie byłoby go na tym świecie. W sumie na żadnym. Tylko chyba typek miał trochę inne plany, przynajmniej na to wyglądało.
Dopiero jak się ruszył to mogła zobaczyć, że wcale nie był taki powolny. Chociaż niewiele brakowało i miałaby...kogoś nabitego na nóż. No ale o to jej chodziło, nie? Wylądowała w sumie na drzewie, ale odbiła się zaraz lądując na ziemi, która jednak była nieco lepszym podłożem, żeby móc się na chwilę zatrzymać. Bo on chyba zaczął coś do niej krzyczeć?
Zielone tęczówki przeniosły się szybko na postać przed nią. Wysunęła dłoń, w której trzymała nóż do przodu, w jego stronę, no bo nigdy nie wiadomo. Żartujesz.
- I co kurwa, mam Ci tak po prostu zaufać?! - spojrzała na niego ostro, nawet za ostro jak na taką młodocianą panienkę. Przecież było ledwo legalna.
- Gdzie chusta? - rzuciła głosem pełnym wyrzutu. Takim głosem, jakim krzyczą bardzo źli rodzice, kiedy ich dziecko zgubiło klucze do domu, a były to oryginały i kopie nie istniały. Zrobiła krok w jego stronę, nadal celując w niego nożem. Chociaż już nie biegła prosto na jego twarz, to chyba dobrze nie?
- I kim jesteś? - dorzuciła. Co prawda nie znała wszystkich z DOGSów, ale o większości słyszała. Może był tam wśród nich ktoś niesamowicie brzydki, ze zgubioną chustą? A może nie. Trudno stwierdzić, dopóki nie usłyszy się imienia, czy czegokolwiek.
Wyprostowała się lekko, ewidentnie dając do zrozumienia, że nie zamierza się na niego rzucać, jedynie nóż nadal był delikatnie wysunięty w jego stronę, a mięśnie napięte, gotowe do ewentualnego uskoku w bok. Sam koleś nie wydawał się jakoś wrogo nastawiony, ale kto go tam wie. Ile razy to się już zdarzało, gadka szmatka i nagle ktoś rzuca z zębiskami. Szczególnie wolałaby uniknąć głodnego umarlaka. Jeszcze jej życie miłe. Trochę.
Wyrównała oddech nieruchomo oczekując jakiejkolwiek odpowiedzi z jego strony.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 05.05.16 23:20  •  Las. - Page 8 Empty Re: Las.
Dobra, czyli spierdalamy już czy teraz? Oh, wait, ona chce rozmawiać. Ona rozmawia. O MÓJ BOŻE, DZIĘKI CI AO, CHYBA SIĘ UDAŁO.
Czyli może nie umrze. Nie teraz. Nie tak szybko. Nie od jebanego noża przez totalną anonimową maskę. Maskę! Gazową! Czy on miał kurwa do czynienia z człowiekiem?! Biorąc pod uwagę, że najwyraźniej za nim nie nadążała to raczej kurwa tak. Nosz kurwa. No nie miał zamiaru ginąć z rąk anonimowego człowieka, nawet jeśli był członkiem DOGS.
Tak szczerze to mu się śmiać chciało. Gdzieś głęboko w jego głowie siedziało przekonanie, że pewnie zna wszystkich członków DOGS. I że wszystkie pieski znają jego. Choćby z widzenia. No cholera, ciężko zapomnieć taką gębę! I musiał trafić akurat na taką, z którą się jeszcze nie spotkał... Serio?! No chuj by go pewnie strzelił na miejscu, gdyby nie to, że był skoncentrowany na przekonaniu jej, że do kurwy nędzy nie jest odpowiednim targetem na przypadkowe morderstwo.

Z ostrożności obserwował nóż znajdujący się w ręce dziewczyny. Na szczęście to nie był nóż taki kuchenny. Ale i tak budził w nim niepokój - choć w sumie całkiem uzasadniony. Ludzie mają to do siebie, że się niepokoją gdy ktoś celuje w nich ostrym i potencjalnie morderczym przedmiotem.
Przeniósł wzrok najpierw na chustę dziewczyny, a później na jej twarz. Skrawek twarzy. Spojrzał jej prosto w oczy starając się wyczaić... Ją. Ale chyba mu nie szło. Więc postanowił się zdać na instynkt. Bajerowanie można ewentualnie zostawić na później.
- Nie chodzi o zaufanie, wystarczyłoby żebyś nie próbowała mnie zajebać dla samego faktu zajebania kogoś. - Spojrzał na dziewczynę ostro, jakby to była reprymenda od osoby postawionej wyżej stopniem i bardziej doświadczonej. Liczył na to, ze tak właśnie było. - Jestem Słowik, ratlerek, jeden z psów Growa, tak jak wszyscy w DOGS. A chuste... zajebali mi - przyznał wściekle. Splunął, zastanawiając się jak to opowiedzieć by wypadło najbardziej wiarygodnie. - Dorwała mnie jakaś banda, pobiła i zajebała co lepsze rzeczy. I nie pytaj czemu mnie nie dobili do reszty, bo nie wiem. Może wydawało im się, że już jestem martwy, chuj ich wie.
Nie poruszył się więcej. Nie spiął się bardziej, ale nie rozluźnił też mięśni. Chciał sprawiać wrażenie tego, który kontroluje sytuacje, chciał być dumny i pewny siebie. Chciał ją kurwa mać przekonać do swego, bo to jebana prawda!
Dobra, już spokojnie, Słowik, nie unoś się, bo tym tylko wszystko zjebiesz. A widzisz jak dobrze ci już idzie? Dała się przekonać do gadania zamiast działania! To już sukces! I z każdą minutą coraz więcej o niej wiesz, bo pokazuje ci coraz więcej reakcji. No, dobrze idzie, całkiem dobrze. Teraz tylko nie spieprzyć doszczętnie i może nawet masz przewodnika do siedziby. Tylko oby miała coś do jedzenia. Albo choć by pokazało się coś do jedzenia. Jedzeniaaa....
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 12.05.16 17:55  •  Las. - Page 8 Empty Re: Las.
Przedzierała się niezatrzymanie, niezłomnie przez centralne tereny Desperacji, unikając sprawnie oraz bez większych problemów jakichkolwiek konfrontacji z innymi mieszkańcami tych przeklętych ziem - nie miała w tej chwili - jak i żadnej innej, jeśli miała być szczera - najmniejszej ochoty na bzdurne pogawędki czy bezsensowne, kompletnie niepotrzebne stresowanie się tym, czy potencjalny jej rozmówca nie rzuci się na nią czasem z jakimś nożem bądź ostrymi zębiskami. Nigdy bowiem nie wiadomo, jaka persona kryje się tak naprawdę w czyimś ciele i tutaj, w tej zdegradowanej strefie pomalowanej bordowymi barwami ubóstwa i śmierci, szczególnie należało się pilnować przy spotkaniach z nieznajomymi. Na kogo trafi się tym razem, hm? Kogoś, kto rzeczywiście zamienić ze znudzenia łaknie kilka luźnych, niewiążących słów? Czy może na potwora, który jest głodny, spragniony krwi bądź najzwyczajniej w świecie naszpikowany niepohamowanym, cieszącym go sadyzmem? Rosyjska ruletka! A Karyuu nie była obecnie w nastroju na niebezpieczne zgadywanki, możliwe - kolejne - bójki i zabarwione posoką walki na śmierć oraz życie, toteż w swoich poszukiwaniach wody omijała szerokim łukiem zaludnione obszary i miast tego prześlizgiwała się przez puste, zaciemnione zakamarki brutalnie przez wieki przemielonych, zdewastowanych terytoriów Desperacji. Bieda i żal witały ja niemal na każdym kroku, niezasłonięte już złudną, czystą bielą śniegu - och, jakże neutralnie i prawie że ładnie wyglądała Desperacja podczas lodowatej, groźnej zimy - a palone bezlitośnie wiosennym, niewzruszonym słońcem skrywającym się co jakiś czas za białymi, poszarpanymi obłokami.

Odetchnęła lekko, praktycznie niesłyszalnie, dobrnąwszy go skraju tutejszego, niezbyt obiecująco wyglądającego na pierwszy rzut oka lasu. Nie zwolniła, nie zawahała się, wkraczając pewnie pomiędzy uschnięte, szare drzewa i łamliwe, prawdziwie żałosne krzewy pozbawione, mimo tej wspaniałej pory roku przynoszącej życie, najdrobniejszych nawet śladów zieleni. Zagłębiła się miarowym, niezmąconym marszem w odmęty tej na wpół martwej puszczy, nasłuchując uważnie i rozglądając się przy tym bacznie dookoła. Nie zamierzała dać się czemuś zaatakować z zaskoczenia, a także nie chciała natknąć się przypadkiem na jakiegoś wędrowce lub, co gorsza, rozszalałego Wymordowanego. Nie można było również zapominać o dzikich zwierzętach, które pewnie wybudziły się już ze swoich zimowych snów - wygłodzone, rozdrażnione, węszące pośród konarów w celu odnalezienia czegoś do pożarcia. A spoglądając na nadciągającą prędko, spowijającą świat w czarnych mrokach noc, to złotowłosa nie miała wiele czasu na wypełnienie swojej prywatnej, malutkiej misji. Na całe szczęście jej szkarłatne, schowane w cieniu kaptura ślepia wyłapały pierwsze punkciki szmaragdowego koloru, co oznaczało, że była już bardzo, bardzo blisko swego celu.

Gdyby nie była tym, kim była, to pewnie zaśmiałaby się głośno i z uradowaniem na widok świeżej trawy, szeleszczących delikatnie liści oraz chropowatej, acz brązowej - nie przygnębiająco szarej - kory. Przeszła jeszcze dla pewności kilka dodatkowych metrów, delektując się - na tyle, na ile mogła i była w stanie - otaczającą ją, żywą roślinnością. Przystanęła wtem przy naprawdę zielonym, pięknie wyglądającym krzewie, zaraz chwytając za zawieszoną na plecach łopatę i wbijając jej szeroką, stalową końcówkę mocno w ziemię. Poczęła kopać - metodycznie, w stałym rytmie - do momentu, aż nie ujrzała łapczywie przebijającej się przez kruche dno wody, która pragnęła przedostać się za wszelką cenę na powierzchnię. Odgarnęła kilka zabłąkanych kosmyków ze spoconej twarzy i odłożyła swoje narzędzie na bok, tuż po tym zbierając z okolicy paręnaście średniej wielkości kamieni, gałęzi i suchego chrustu. Zbudowała z tego wszystkiego stabilne ognisko - coby nie podpalić pobliskiej roślinności - i rozpaliła je z pomocą wiernej od długich lat zapalniczki, z ukontentowanym 'humnięciem' - a był to dźwięk, jaki można było porównać u niej do histerycznego, rozweselonego wybuchu śmiechem - gotując nad tańczącymi płomieniami nabraną na łopatę wodę. Na srebrzyście lśniącej płycie nie zmieściło się jej nadzwyczajnie wiele, lecz nie przeszkadzało jej powtórzenie tej czynności aż do chwili, kiedy nie tylko przemyła twarz, dłonie i zadrapania na udzie - wyciągając uprzednio drzazgi w nim tkwiące - ale też zaspokoiła pragnienie. A potem... potem usiadła przy pomarańczowych i złotych, i czerwonych ogniach zamkniętych w kamiennym kręgu, słuchając ich żartobliwych szeptów z łopatą położoną na kolanach. Nie spała - nie tutaj i nie teraz - jednakże nie oznaczało to, że nie mogła chociażby trochę odpocząć i nabrać tak potrzebnych w tym brutalnym świecie sił. Czyż nie?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 20.05.16 20:27  •  Las. - Page 8 Empty Re: Las.
Wsłuchała się w jego wyjaśnienia, o ile to można tak nazwać. Bo przecież po prostu sobie stała i próbowała wyłapać co tam do niej kaszlał ten zagubiony ratlerek. Wbijała w niego zielone oczęta. Wyglądało jakby teraz walczyli już tylko o to, kto ma nad kim wyższość, bo ani ona ani on już nie chcieli się zabijać. Woleli raczej sobie udowodnić kto kogo powinien się bać i słuchać. Tylko czy jej się chciało? Nie, nie chciało.
Nóż zakręcił się w jej dłoni, po czym został schowany grzecznie do kabury. Wyprostowała się i uśmiechnęła.
- Jak na zgubionego psa to za głośno szczekasz. - raczej mogła mieć pewność, że on to on. Słyszało się w końcu o najbrzydszym członku gangu, który chyba dla kontrastu nosił piękne miano. Włożyła końcówkę palca do ust grzebiąc między zębami paznokciem. Przeszła obok niego i klepnęła go w ramię, o dziwo wcale niedelikatnie jak na dziewczynkę.
- Zluzuj już i nie drzyj mordy, może jesteś stary i takie tam bzdury, ale nic Ci nie zawdzięczam. Czemu się dałeś porwać byle komu i jeszcze tak okroić? Pewnie nawet nie wiesz kto ma Twoją chustę, co?- wyminęła go kierując się w stronę, z której przyszła. W końcu nie mieli chyba już potrzeby tutaj stać i gawędzić, sprawa między nimi wyglądała na rozwiązaną. No i Miyu nie chciała sprowadzić na nich jakiś kłopotów, w końcu ktoś mógł usłyszeć te wrzaski. Chyba obu ich poniosło. Najciekawiej będzie jak koleś się teraz na nią rzuci, w końcu idzie do niego plecami. Ah, ale co tam, jest ryzyko jest zabawa. No i znudziło jej się to ciągłe trzymanie gardy i bycia ostrożną, czasem musi odpocząć i odwrócić się do kogoś tyłem.
- A no i pewnie nic ze sobą nie masz? Jeśli tak, to zabijanie Cię faktycznie byłoby bez sensu. - rzuciła jeszcze niedbale zakładając maskę na twarz. Coś źle jej się oddychało, a to nie zwiastowało niczego dobrego.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie   •  Las. - Page 8 Empty Re: Las.
                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 8 z 27 Previous  1 ... 5 ... 7, 8, 9 ... 17 ... 27  Next

 
Nie możesz odpowiadać w tematach