Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 7 z 27 Previous  1 ... 6, 7, 8 ... 17 ... 27  Next

Go down

Pisanie 06.12.15 21:44  •  Las. - Page 7 Empty Re: Las.
W toku ewolucji ludzie strasznie poróżnili się ze zwierzętami, jednakże dzięki apokalipsie i oni musieli zbierać zapasy na zimę, żeby nie umierać jak bezpański pies pod mostem. Oczywiście Slo poprzysiągł, że im pomoże i weźmie czynny udział w tych przygotowaniach, jednakże jego plan nie zakładał wyciągania pomocnej dłoni do zwierząt, a szczególnie do takich, jak to, które się teraz do niego zbliża. Tak! Anioł je zauważył, ale nie dzięki dźwiękom jakie wydaje, a przez wielkie cielsko, którego naprawdę ciężko było nie zauważyć. Jeśli dodać do tego jeszcze, że brunet jest niezwykle wyczulony na to, co się dzieje w kącikach jego oczu, to można powiedzieć, że żmij trafił na złą porę. Jego jedyne szczęście leżało w osobie, na którą trafił. Szeszbassar nie zamierzał go zabijać nawet wtedy, gdy ten chciał się nim pożywić. Oczywiście zdawał sobie sprawę z tego, że żmij pewnie nie zrozumie okazania mu w ten sposób łaski, ale to nic. Skrzydlaty nie zamierzał karać go za zachowania zgodne z naturą dopóki nie wyrządzi nimi krzywdy ludziom. Właśnie dlatego pierwszym odruchem brodacza było odskoczenie do tyły, żeby powiększyć dystans pomiędzy nim, a nowym gościem. Później szybkie rozejrzenie się dookoła czy nie ma nigdzie kolegów i można było przystępować do akcji.
- Witaj, mój zwierzęcy bracie. Niestety dzisiaj nie masz szczęśliwego dnia. - mruknął pod nosem i uniósł w górę rękę, wprawiając tym samym w ruch łańcuchu owinięte dookoła. Może i było to lekko przesadzone, ale Slo chciał unieszkodliwić zagrożenie jak najszybciej, a jednocześnie nie wyrządzić nikomu krzywdy i dlatego sięgnął po żywioł, który był na każde jego zawołanie - lód. Plan był dość prosty, bo zakładał najpierw wytworzenie przed wielkim żmijem ściany o wymiarach metr wysokości, metr szerokości i metr grubości, a następnie rozszerzenie jej tak, żeby piękne, czarne stworzenie zostało zamknięte w swoistym, lodowym terrarium. To powinno go uspokoić na kilka godzin, czyli dopóki lód się nie roztopi) i jednocześnie dać Szeszbassarowi czas na udanie się do potrzebujących. Nie było potrzeby, żeby kończyć tę sprawę w całkowicie inny sposób. Niech sobie pożyje i dalej będzie częścią fauny tak, jak zechciał tego Bóg.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 08.12.15 7:03  •  Las. - Page 7 Empty Re: Las.
Gady to drapieżniki, a one z natury zawsze rzucają się w pogoń za obraną raz zwierzyną. Wąż może nawet odpuściłby sobie rosłego przeciwnika, niestety czająca się zima nie dawała mu dużego wyboru menu. Dlatego też, gdy Szeszbassar uskoczył gwałtownie, uniósł się cielskiem na metr, rzucił do przodu z szybkością kilkanaście razy większej i groźniejszej kobry.
Szeszbassar uniósł skutą rękę i przywołał swój żywioł. Choć miał dobre intencje, to gad tego nie zrozumie i nie będzie próbował zrozumieć. To wykracza poza jego zdolności intelektualne, poza: zjedz, albo zostań zjedzonym. Jego plan udał się…w połowie.
Czarny żmij poczuł, że jego ciało utkwiło w lodowej ścianie. Połowicznie. Od koniuszka ogona do połowy cielska, lód niczym imadło trzymał ciało bestii. Diabelska głowa i górna połowa ciała próbowały sięgnąć Sloppy’ego.
Bestia zasyczała donośnie z wściekłości. Wiła się i próbowała przebić lodową skorupę, lecz gruba na metr ściana, hardo trzymała jej drugą połowę. Wściekły żmij syczał coraz donośniej, budząc śpiącą część lasu. Wiewiórka wystawiła nos ze swojej kryjówki, a kilka ptaków wzbiło się w powietrze, byle najdalej od grożącej bestii.
Jeżeli Szeszbassar nie uspokoi żmija, ten może wezwać swoich pobratymców…albo zwabić większego drapieżnika, który weźmie syczenie za agonalne krzyki.

Wszystkie sztuczki dozwolone, choć bestii nie da się ujarzmić, Sloppy może się starać ją „ułagodzić”. Jednak zabicie bestii, grozi podejściem na niebezpieczną odległość i ukąszeniem.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 09.12.15 13:12  •  Las. - Page 7 Empty Re: Las.
Zwierzęta są biedne i szczęśliwe zarazem. Biedne, bowiem nie posiadają wykształconego rozumu i nie potrafią pojąć, że robią coś złego, niegodnego i kalającego ich majestatyczne jestestwo. Z drugiej jednak strony, bez zrozumienia nie są w stanie odróżnić dobra od zła i popełniać tym samym grzechu. Nie posiadają uczuć wyższych, nie oczekuje się od nich okiełznania ich natury i z reguły nie dostają kary za niepowodzenie. Właśnie dlatego Szeszbassar spoglądał na swojego "przeciwnika" ze spokojem i smutkiem w oczach jednocześnie. Ten gad mógłby wiele osiągnąć i zrobić jeszcze więcej dobrego gdyby tylko posiadał czyste serce, sumienie i rozwinięty rozum. Inaczej jest w stanie tylko rzucić się na oślep na swoją ofiarę, starając się jednocześnie ją zabić. Niestety zimny lód jest o wiele silniejszy, niż mogłoby się żmijowi wydawać i niestety nie wyrwie się z niego tak łatwo.
- Dzisiaj będziesz musiał znaleźć inne pożywienie. Powodzenia. - po raz kolejny odezwał się do zwierzęcia, co może się wydawać niektórym dziwne. Slo traktował jednak wszystkie istoty w ten sam sposób i nie miał z tym żadnego problemu. W każdym razie anioł nie zamierzał narażać na niebezpieczeństwo ani siebie, ani żmija skutego w lodzie, więc po raz kolejny zdjął z siebie płaszcz i koszulę nawet, jeśli ma od tego lekko zmarznąć. Po chwili ukazały się śnieżnobiałe skrzydła mężczyzny, którymi od niechcenia lekko machnął. Za pierwszym razem tylko po to, aby je rozprostować, ale z każdym kolejnym ruchem anioł unosił się powoli ku górze, zostawiając na ziemi żmija czyhającego na jego najmniejszy błąd. Ten niestety nie nadszedł, bowiem Slo użył swojej mocy po raz kolejny dopiero wtedy, gdy znajdował się na odpowiedniej wysokości. Najpierw upewnił się, że nic mu nie grozi, a dopiero później sprawił, że lód obejmujący gada zaczął powoli pękać i w efekcie swoista klatka się rozpadła. Jeśli wszystko się udało, wtedy brunet po prostu zaczął szukać innego miejsca do wylądowania na ziemi.

2 post używania mocy
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 10.12.15 16:48  •  Las. - Page 7 Empty Re: Las.
Wściekły żmij zamarł, gdy Sloppy zwrócił się w jego stronę. Jakby jego głos, słowa, były dla węża zrozumiałe, w jakiś sposób go ogłuszając, ale gdy tylko Szeszbassar zamilkł, instynkty drapieżcy na nowo przebudziły się w bestii. Wił się z wściekłości, syczał groźnie chcąc ukąsić wszystko co tylko się doń zbliży.
Sloppy wzniósł się w powietrze i uwolnił czarnego żmija z lodowej pułapki. 

Lód rozbryzg się wszędzie, rozrzucając odłamki po polanie. Ostre kryształy mieniły się lekko, odbijając promienie słońca, jednak dla żmija nie było tak sielankowo. Uciekał przed co większymi kawałkami, by go nie przygniotły. Szybko zawinął się na drzewo i postanowił z niego zaatakować Anioła Zastępu. 
Wciąż głodny.
Żmij zniknął z oczy Sloppy’emu. Nie wie, na którym drzewie może się znajdować, ani jak wysoko zdążył się już wspiąć. Najwyraźniej bestia planuje dopaść Anioła, nawet, gdy ten znajduje się w powietrzu. Stary las, posiada potężne drzewa, których korony starają się niemalże przeciąć chmury.
Jest to miejsce schronienia wielu istot. Tutaj SPEC jeszcze nie dotarł ze swoimi piłami mechanicznymi i innymi maszynami, niosącymi zagładę matce naturze.


Ostatnio zmieniony przez Ford dnia 10.12.15 16:48, w całości zmieniany 1 raz (Reason for editing : kod)
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 11.12.15 23:05  •  Las. - Page 7 Empty Re: Las.
Sloppy był tym wszystkim już zmęczony. Czasami żałował, że Bóg nie obdarzył go zdolnością rozmowy ze zwierzętami, ale najwyraźniej miał w tym jakiś cel, więc koniec końców brunet nigdy nie kwestionował darów, które otrzymał. Oczywiście zawsze pewien niedosyt i niepewność pozostawały, ale anioł starał się je przykładnie upychać w kąt i zwyczajnie o nich zapominać. Teraz za to stał przed problemem, który wydawał się nie mieć końca. Oczywiście wcześniej Slo widywał już czarne żmije, ale nigdy nie trafił na aż tak zajadły przypadek. Anioł wzniósł się jeszcze o dwa metry wyżej i przez krótką chwilę starał się wypatrzeć drapieżnika, żeby zorientować się w jego położeniu. Jednakże niezależnie od wyników brodacz nie zamierzał dalej bawić się w berka. Jeśli nie może go zabić, nie może go uspokoić, ani nie mogą się rozejść w pokoju, to w takim zestawieniu pozostaje jedynie opuszczenie tego miejsca. Białe skrzydła poruszyły się w powietrzu po raz kolejny, ale tym razem znacznie gwałtowniej. Anioł nie miał zamiaru jedynie utrzymywać się nad koronami drzew, a ruszyć na zachód. Slo wydawało się logiczne, że szybciej będzie się poruszał za pomocą skrzydeł po pozbawionym przeszkód niebie, niż czarny żmij pośród koron drzew i kolejnych gałęzi.
- To by było na tyle. Poszukaj równych sobie, bracie. - zagadnął z delikatnym uśmiechem, lecąc dalej. Najwyraźniej las nie był najlepszym miejscem na rozpoczęcie poszukiwań potrzebujących, więc być może lepiej pójdzie mu w nieco bardziej zatłoczonym miejscu? Znieczulicę i obojętność można spotkać wszędzie, a paradoksalnie jest ona nawet większa w tam, gdzie jest możliwość zgromadzenia o wiele więcej rąk, które mogłyby pomóc. Problem w tym, że często tego nie robią i właśnie dlatego Slo zamierza to zmienić.

z/t, jeśli MG pozwoli~
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 13.12.15 6:04  •  Las. - Page 7 Empty Re: Las.
Prędzej zadławiłby się dumą, niż przyznał do bólu, nawet jeśli ten wykręcałby wszystkie trzewia w ciasną spiralę, a potem biczował każde jelito po kolei twardym nahajem. Nie było jednak widać, że ruchy sprawiają mu kłopot – szedł pewnie, ale o wiele wolniej i ostrożniej, niż zazwyczaj. Kroki stawiał jakby leniwiej, bez naturalnej, standardowej dla siebie płynności. Ograniczył się wyłącznie do miarowego przemieszczenia, bez narwanego biegu albo nagłej zmiany szybkości, na które zwykle sobie pozwalał. Niewiele też mówił, odkąd zostawili starą stację daleko za swoimi plecami. Rana nie rwała co prawda tak jak wczoraj, ale nie pozwalała też o sobie zapomnieć. Wiedział jednak, że jeśli piśnie słówkiem na ten temat, Zero prędzej wybuduje rykszę i zawiezie go w umówione miejsce, galopując krokiem rannej łani przez środek Desperacji, niż da się przekonać, że wszystko jest w porządku i nie trzeba dzwonić do Ojca, żeby obgadać z nim nową taryfę łask dla wymordowanego.
Dopiero później – dużo później – gdy ich sylwetki wmieszały się w las, zapach drzew dotykał zmysłu węchu, a pod butami chrzęściły gałęzie i wysuszone na wiór liście, wymordowany nabrał nagle głębszego wdechu do ściśniętych płuc i wypuścił powietrze przez zaciśnięte zęby.
Muszę cię uprzedzić ─ zaczął i między Bogiem a prawdą, że w jego ton zaplątała się podejrzliwie niewinna nuta skruchy. Bez wątpienia dziewięć na dziesięć towarzyszy usłyszałoby ostrzegawczy sygnał tuż nad uchem, nakazujący taktyczny odwrót póki nie przekroczy się czerwonej linii. Growlithe kątem oka zerknął na niego przelotnie, ale prędko utkwił spojrzenie w drodze, którą się plątali. ─ Skye jest dość... – Wzniósł na moment wzrok. ─ Jakby to ująć..? Rozmawiałem z nią ostatnio i...
Trzask.
Właśnie.
Growlithe zatrzymał się w ostatniej nanosekundzie, odchylając głowę do tyłu, jakby spróbował ominąć czyiś cios. W rzeczywistości poczuł, jak przed nosem prześlizguje się powietrze, chwilę potem rozległo się charakterystyczne „buchnięcie” i obaj – Zero i Grow – mogli ujrzeć krótkowłosą dziewczynę w kocim przysiadzie, przycupniętą tuż przed albinosem. Kilka liści kołyszącymi się ruchami opadło dookoła niej, strąconych siłą z gałęzi, z której zeskoczyła tak płynnie, jakby ćwiczyła to od miesięcy. Szczupła sylwetka wyprostowała się bardzo powoli, wpierw unosząc się na jasnych nogach zdobionych cętkami. Przygarbione plecy zmieniły swoje ułożenie, mięśnie nieco się rozluźniły, a spod zmierzwionej przez lot ciemnej grzywki zerknęły na Zero złote ślepia z cienkimi źrenicami.
Growlithe rozchylał właśnie usta, ale ledwie zdążył je rozkleić, a dziewczyna zaniosła się tak głośnym piskiem, że całe ptactwo zerwało się z drzew. Śmignęła obok wymordowanego, nim zdążył ją złapać. Praktycznie musnął jej przedramię, nim nie rzuciła dłoni na szyję Vessare'a, szczekliwie zanosząc się śmiechem.
Skye, opanuj swoje...
─ … mi opowiadał o tobie! Co prawda tylko pobieżnie, ale wygląda na to, że...
Skye ─ rzucił ostrzej, przyglądając się, jak dziewczyna – z ramionami zarzuconymi na kark Zero – wpatruje się w niego jak w obrazek, gotowa zapomnieć o całym bożym świecie, gdyby tylko... ─ Skye, do jasnej cholery!
─ … ości będzie pięciuset, góra siedmiuset, bo nie lubię aż tak potężnych ślubów. Czarny garnitur jest najbardziej uniwersalny i chyba najlepszy, bo Growlithe wspominał już o niecodziennym kolorze twoich oczu i... rany boskie, faktycznie są dwukolorowe! Słyszałam też, że jesteś niezły w...
Trzasnęło.
Dziewczyna nagle pisnęła i skuliła się, puszczając Leslie'ego jakby nabrał piekielnej temperatury i zaczął ją parzyć. Z palcami wetkniętymi w rozczochrane kosmyki spojrzała na Growlithe'a. Jej mina była ponura, usta wykrzywione, a brwi ściągnięte ku sobie. Brakowało tylko przekleństwa.
─ Och ─ mruknęła warkliwie, przesuwając raz jeszcze dłonią po miejscu, w które huknął jej Wilczur. ─ Też tu jesteś. Nie zauważyłam.
Jestem w stanie to zrozumieć, serio. ─ Wysuniętą z kieszeni dłoń uniósł do swojej twarzy i postukał palcem w powietrzu tuż przy kąciku swoich ust. ─ Masz jeszcze trochę śliny.
Policzki dziewczyny poczerwieniały, a ona sama poderwała nadgarstek do buzi, naprędce ścierając wilgoć, której – rzecz jasna – nie było. Gdy tylko się zorientowała, warknęła najeżona i zmarszczyła nos.
─ Czekałam strasznie długo, a ty mnie ośmieszasz! Skurwiel z ciebie!
A ludzie tacy jak ty są powodem, dla którego natura obdarzyła nas środkowym palcem.
─ Goń się!
Okej? ─ Pytanie skierował już bezpośrednio do Vessare'a, choć zakładał, że przez widowisko, jakie odstrzeliła Skye „okej” jeszcze długo nie będzie. Na chwilę obecną Wilczurowi chodziło jednak o stan fizyczny, a nie zwichniętą cierpliwość. Nie powinna mu niby zrobić wielkiej krzywdy, bo jej ruchy były energiczne, ale delikatne, jakby jednocześnie pragnęła i bała się go dotknąć, ale chcąc nie chcąc, Growlithe był w stanie odtworzyć w pamięci obraz paskudnych ran, jakie odznaczały teraz plecy anioła i gdyby ta cholerna...
─ Jestem Skye ─ przedstawiła się nagle, kompletnie niepytana. Wymordowanemu drgnęła lekko brew, ale zerknął ku dziewczynie, która ze ślepiami wlepionymi w Lesliego praktycznie rozbierała go wzrokiem. I to tak zachłannie, że dało się odczytać jej intencję bez możliwości faktycznego wglądu w umysł.
Co za nabzdyczona łajza...
─ Twoja przyszła (*ATSIU!*)ona. ─ oznajmiła zaraz, ale gdzieś pod koniec informacji, którą koniecznie musiała się podzielić z Lesliem, Growlithe kichnął niespodziewanie, wywołując u żywiołowej wymordowanej grymas niezadowolenia.
─ Robisz to specjalnie.
Nie ─ wymamrotał, przykładając brzeg rękawa do nosa. ─ Mam uczelnie.
─ Taa. Pewnie. Niby na co?
Na głupotę – to zdanie zawisło między nimi, nim nie postawił na pyłki. Skye zmarszczyła przecięty blizną nos, po czym wzruszyła barkami.
─ Dobra. Zresztą, nie mam zbyt dużo czasu. Twoje ptaszysko wyrwało mnie w samym środku nocy, wiesz? Mógłbyś chociaż przeprosić.
Skye, ruchy.
Po tych słowach dziewczyna prychnęła, odwróciła się na pięcie i ruszyła sprężystym krokiem w tylko sobie znanym kierunku. Zaprowadziła ich do olbrzymiego dębu, klonu... w każdym bądź razie drzewa liściastego, przy którym stanęła z lekkim, tajemniczym uśmieszkiem na smukłych wargach. Zerknęła wtedy przelotnie na Zero ponad nagim ramieniem, po czym tknęła korę. Niemalże widać było jak w pniu wyrysowuje się linia – śmignęła od ręki Skye w górę, zakręciła gwałtownie w bok, a potem opadła w dół, tworząc rysowany nieprecyzyjnie prostokąt. W chwili, w której rysy spotkały się z glebą, kora wsunęła się głębiej do środka, jak wciśnięty przycisk, który zamiast wyskoczyć po odchyleniu palca, postanowił zostać wgnieciony.
─ Ah! ─ Zatrzymała się jeszcze, gdy popchnęła ścianę tak głęboko, że utworzyła się wnęka – na tyle szeroka, by można się było przez nią prześlizgnąć wprost do środka drzewa. Spojrzała wtedy na Growlithe'a spod byka i uniosła hardo podbródek. ─ Możesz tu zostać? Cóż, wiesz jaka ona jest.
Białowłosemu drgnęła lekko górna warga, ale powstrzymał warkot. Spojrzał tylko na Lesliego, już niemal z góry będąc gotów na zrezygnowaną minę, jaką zakładał, że u niego ujrzy. Kiwnął jednak głową na znak, żeby poszedł za Skye, gdy sam przeczeka ich pobyt na zewnątrz. Dziewczyna uśmiechnęła się leciutko, wręcz niewinnie, a potem wsunęła się do środka pnia tak grubego, że aby go objąć, z siedmiu mężczyzn musiałoby trzymać się za dłonie.

---------------------------------

─ To trochę irytujące ─ odezwała się Skye, gdy znaleźli się już w środku. Jak się prędko okazało, wnętrze drzewa to tylko wierzchołek góry lodowej. Było wydrążone na tyle, by móc pomieścić tam z trzy czy cztery osoby, przy czym na starcie odpadały wszelakie cierpiące na klaustrofobię. Dziewczyna wydawała się jednak wiedzieć, co robi – kucnęła, odszukując palcami grubą klamkę w kształcie obręczy, za którą pociągnęła, podnosząc klapę.
─ Tylko uważaj ─ szepnęła, jakby nie chciała, by stojący po drugiej stronie „ściany” Growlithe był w stanie ją usłyszeć. ─ Schody są dość strome. Może chcesz mnie potrzymać za rękę?
A potem pierwsza wsunęła się na kręcone schody, tonące w absolutnych ciemnościach. Dla niezaznajomionych było to praktycznie jak samobójstwo, choć Skye miała na tyle rozumu, aby prędko – gdy tylko znalazła się na samym dnie – wyszukać gruby kij opleciony na górze szmatami. Pochodnia rozgoniła nieco mrok, pozwalając aniołowi na przyjrzenie się niskiemu tunelowi. Pachniało mokrą ziemią i kurzem, ale gleba była na tyle wydeptana, by mieć pewność, że często tędy przechodzono. Sama Skye przemknęła zresztą pewnie przez dłużący się korytarz, po obu stronach ozdobiony sporadycznymi, drewnianymi drzwiami. W końcu dotarli gdzieś na sam koniec. Oparła wtedy dłoń o klamkę i spojrzała na niego poważnie, jakby za wrotami kryły się skarby Atlantydy, tak długo przez nich poszukiwane.
─ Wiesz... ─ zaczęła, ale prędko zrezygnowała z dalszej myśli. Wydukała niemrawe „nieważne” i nim Vessare zdążył zareagować pchnęła drzwi, wpuszczając ich do środka. Środka pełnego popiskiwania, pomrukiwania, warkotu i szurania.
─ Skye! ─ rozległ się nowy, nieznany głos. Bardzo młody, dźwięczny i na pozór spokojny. Należał do niziutkiej, skromnej dziewczyny, ubranej w przetarte ubrania. ─ Dobrze, że jesteś!
Skye posłała jej uśmiech, wsuwając pochodnię w krzywy hak wbity głęboko w ścianę.
Popiskiwania nasiliły się tym bardziej, im więcej szczeniąt dostrzegło nieznajomego towarzysza. Niektóre nastroszyły się bardzo mocno, zamieniając się z wychudłych cielsk w puchate owale, szczerzące małe ząbki prosto ku intruzowi; niewielu przechyliło głowy w zaciekawieniu wyrażając tym samym pełnie skupienia.
─ Znam go od wieków ─ poinformowała, jakby Zero w ogóle ją o coś pytał. Kucnęła, wyciągając dłoń do nadbiegającego, brązowego psiska, kompletnie niepodobnego do żadnej konkretnej rasy. Wyrywał się trochę i powarkiwał ku stróżowi, prezentując mu pełen komplet swoich ostrych kłów, ale Skye trzymała go na tyle wprawnie, że nie był w stanie wyrwać się z jej uścisku. ─ Growlithe'a, w sensie ─ skonkretyzowała, dotykając palcami łebka wojowniczego zwierzaka. Szybko się uspokoił. ─ To ode mnie dostał Avery, a wcześniej Lawrence. Za to jednak co zrobił, nie chciałam dawać mu kolejnego psa. Wtedy wspomniał o tobie. Po tym, co powiedział, całkowicie uległam. Wiesz jak to jest, nie? Czasami nie da się obronić przed czyjąś aurą. Czy coś takiego. Misa, jak z tym nowym?
Misa – młoda blondynka o ogromnych, zielonych oczach i paskudnych ranach po poparzeniach na twarzy ─ uniosła głowę i spojrzała na towarzyszkę dziwnie zlękniona. Mimo swojej miny, jej słowa były przyjemne i spokojne:
─ Dziś lepiej. Wszystko zjadł.
─ To dobrze. Chodź. Pokażę ci. ─ Skye kiwnęła do Zero głową, polecając, by poszedł za nią. Psy, które znalazły się wyjątkowo blisko krótkowłosej, potulniały automatycznie, niektóre tuliły do siebie uszy, inne merdały ogonem tak prędko, że jego kształt rozlewał się w powietrzu. Większość – nawet jeśli początkowo miała na to ochotę – finalnie nie atakowała Vessare'a, choć każdy, bez wyjątku, zdążył prześwidrować go wzrokiem.
─ Trafił do nas niedawno ─ ciągnęła Skye. ─ Był wygłodzony, więc Grow od razu się nim zainteresował. Kilkanaście dni temu ktoś go postrzelił. Z tego jednak co mówi Misa... o, jest nas rebeliant. Co tam, śliczny?
Na kilku kocach leżała biała sylwetka, z pyskiem ulokowanym między wyciągniętymi, przednimi łapami. Spoglądała z dołu to na Skye, to na Zero, jakby nie mogła się zdecydować, na kim zawiesić wzrok. Młody, biały wilk najeżył sierść na karku, kiedy wymordowana schyliła się, by odstawić brązowego kundla na ziemię i otrzepawszy dłonie, spojrzała na anioła.
─ Jest ranny, ale wyliże się z tego. Za jakiś czas. Mówiłam Growowi, żeby wybrał dla ciebie innego, skoro tak bardzo mu się spieszy, ale uparł się akurat przy tym. Jeśli zapytasz mnie czemu, to nawet nie będę umiała ci odpowiedzieć. Może po prostu jest kurewskim osłem. ─ Wypuściła nagle powietrze przez zęby i odwróciła zatroskane spojrzenie prosto na wilka. Przez udo lewej łapy przebiegał równie biały bandaż – tu i ówdzie przesiąkał jednak krwią, odznaczając się kontrastem na tkaninie.
─ Nie dam ci go jednak, jeśli go nie chcesz. Ani tym bardziej, jeśli się nim nie zajmiesz. Chociaż nie ukrywam, że... no... ─ zaplątała się pod koniec, czując, jak zawstydzenie bucha jej ciepłem w policzki.


Ostatnio zmieniony przez Growlithe dnia 21.12.15 20:32, w całości zmieniany 1 raz
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 13.12.15 13:09  •  Las. - Page 7 Empty Re: Las.
Skrzydła Sloppe’egi wzniosły go jeszcze wyżej. Żmij obserwował go uważnie swoimi gadzimi oczami, czaił się, czekał. Wciąż nieuspokojony i wciąż głodny. Bestie nie wiedzą co to zemsta, jest to skomplikowane uczucie zarezerwowane tylko dla wyższych zwierząt, których rozbudowany układy limbiczny pozwala na odczuwanie tak skomplikowanych emocji. Mimo to żmij był rozjuszony. Nie dość, że go zamrożono, później zaatakowano odłamkami rozbryzgującego się lodu, to jeszcze zwierzyna mu się skutecznie wymykała.
Gdyby Sloppy powziął jakąkolwiek próbę uspokojenia bestii, nawet jeżeli miałoby to być śpiew, nucenie, tańczenie, nawet najzwyklejsza rozmowa, może, by przyniosło to jakiś skutek. Natomiast rozjuszanie bestii zdecydowanie nie jest dobrym posunięciem.
Anioł Zastępu postanowił zostawić żmija i odlecieć w inne bezpieczniejsze miejsce. Co mu się udaje.
Jednakże, z racji tego, że nie poradził sobie z bestią i ratuje się ucieczką, musi dostosować się do dopisku mistrza gry:
#Dopisek:
Sloppy po obraniu sobie nowej lokacji, w jaka się uda, musi rzucić jeszcze raz kością.
Jeżeli znowu wypadnie Ci interwencja mistrza gry, mogę poprowadzić Twoją kolejną akcję z racji niepowodzenia tej albo możesz poprosić o innego mistrza gry.
Powodzenia na dalszej drodze przemierzania Desperacji.


Koniec interwencji.
MG odjeżdża
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 22.12.15 20:19  •  Las. - Page 7 Empty Re: Las.
„Znasz las w Desperacji?”
Znał. Wiedział też, że było to cholernie daleko, jak i to, że przed długo podróżą powinien trochę się przespać. Ale tej nocy nie mógł zmrużyć oka. Nie tylko dlatego, że wykład Syona nieustannie huczał mu w uszach ani dlatego, że tym razem to jemu skończyły się argumenty, bo w gruncie rzeczy nigdy nie powinien był zakładać, że między nimi istniał jakiś znaczący podział, który nakazywał mu być poświęcającą się stroną, ale dlatego, że nie mógł wyperswadować sobie obowiązku przypilnowania rannego przyjaciela. Ogarniające go uczucie spadającego na barki ciężaru, też nie dawało mu spokoju. Nie wiedział, dlaczego na przemian robiło mu się duszno i zimno ani skąd brało się to przeklęte pulsowanie w skroni. Ale pomimo całej tej niewygody, nie żałował podjętej decyzji.
Nie spodziewałeś się, że go weźmie.
Blondyn mimowolnie zerknął z ukosa na białowłosego, zahaczając wzrokiem o błyszczący wisiorek na szyi. Zaraz oczy skrzydlatego zdawkowo otaksowały twarz kumpla, jakby i do teraz musiał upewniać się, czy wszystko z nim w porządku. Zdawał sobie sprawę, że duma Growlithe'a nie pozwoli mu na okazanie słabości. Nie przeszkadzało mu obrane tempo wędrówki, choć to właśnie w nim dopatrzył się oznak osłabienia O'Harleyh'a. Starał się jednak w żaden sposób tego nie komentować, wiedząc, że Wilczur nie był na tyle głupi, by w kryzysowej chwili iść dalej, nie robiąc sobie przerwy.
A może...?
W końcu będziesz musiał mu powiedzieć – rozsądek raz jeszcze przypomniał mu o swoim istnieniu, gdy przedzierali się przez las, do którego udało im się dotrzeć całkiem niedawno. Światło dnia wciąż przedzierało się przez w dużej mierze wyschnięte korony drzew.
To nic szczególnego.
Leslie opuścił wzrok na ziemię, dzięki czemu uniknął potknięcia się o wystający z niej, gruby korzeń. Wsparł się ręką o drzewo, wystawiając nogę dalej przed siebie i rozejrzał się dookoła, szukając jakiegoś bardziej utartego szlaku. Liczył na to, że to właśnie on bliżej nakreśli trasę do celu ich podróży, który nadal pozostawał mu nieznany.
„Muszę cię uprzedzić.”
Zerknął na niego z ukosa. Nieczęsto brzmiał w taki sposób, dlatego teraz skrzydlaty nie mógł powstrzymać się od nieznacznego ściągnięcia brwi. Spędzili kilka godzin we wspólnym milczeniu, przerywanym od czasu do czasu jakimiś pojedynczymi komentarzami. Miał mnóstwo okazji, żeby go „uprzedzać”. Dlaczego robił to dopiero teraz?
To nie brzmi dobrze. Mam nadzieję, że faktycznie zamierzasz na siebie uważać i nie wpakowałeś się w kolejne kłopoty ― rzucił, raz jeszcze spoglądając na wcześniej podarowany mu prezent. Tym samym oznajmił, że wziął sobie do serca jego słowa, choć źle wyszło, że musiał mu o nich przypominać w tak niedługim czasie.
„Skye jest dość...”
Co? Porywcza? Nie lubi ci--
TRZASK.
Zatrzymał się gwałtownie, widząc jak jakiś cień śmiga mu przed oczami w akompaniamencie ostrzegawczego dźwięku. Zdążył zawiesić wzrok na dziewczynie tylko na chwilę, zanim pisk zmusił go do zaciśnięcia powiek, a już po chwili poczuł, jak lekki ciężar zmusza go do pochylenia się, kiedy nieznajoma uwiesiła się na jego karku. Zacisnął zęby, czując jak pojedynczy, silny impuls szarpie za jego plecy. Po chwili dość dobitnie zrozumiał, że to nie siebie Growlithe wpakował w kłopoty.
Wpakował w nie jego.
Co do cholery ― wymruczał pod nosem, nie do końca rozumiejąc, co się właśnie stało. Odruchowo położył rękę na boku dziewczyny i aluzyjnie naparł na niego, chcąc dać jej do zrozumienia, że ta bliskość nie była wskazana. Gdyby nie miał do czynienia ze znajomą swojego kumpla, na pewno potraktowałby ją mniej delikatnie. Tymczasem nie miał pojęcia, jak powinien się zachować. Może witanie wszystkich w tak ciepły sposób było jej nawykiem? Wątpił jednak, by planowanie ślubu już przy pierwszym poznaniu było normalne.
Z błyskiem desperacji w oczach spojrzał na Growa, jakby usiłował znaleźć w nim jakieś wsparcie. Nie był zwolennikiem przemocy wobec kobiet, ale tym razem był w stanie w pełni ją zrozumieć i zaakceptować. Gdy czarnowłosa wypuściła go ze swoich objęć, zapobiegawczo cofnął się o dwa kroki do tyłu, mocnym szarpnięciem poprawiając na sobie koszulę, jakby dodatkowo strząsał z niej pozostałości po dziewczynie. Potarł rękami swój kark i odchrząknął znacząco, jak ktoś, kto usiłuje przebić się przez jakieś zamieszanie.
„Okej?”
Jasne. Rozumiem, że nie chcę wiedzieć, co to miało znaczyć? ― rzucił pod nosem, nieszczególnie starając się o to, by dziewczyna go nie słyszała, choć nieco ściszył głos, dając znać, że zwraca się tylko i wyłącznie do Wilczego. Brunetka, mimo całej swojej krzykliwości, nie wywołała u niego większego zainteresowania.
„Jestem Skye.”
Zero ― odparł zdawkowo, chociaż czuł i widział, że było to kompletnie zbędne. W końcu „tyle o nim słyszała”.
„Twoja przyszła”
Skrzywienie na jego twarzy nie było w stanie umknąć niczyjemu spojrzeniu. W milczeniu spoglądał to na Growlithe'a, to na dziewczynę, ale wystarczyło kilka sekund, żeby stracił chęć na zrozumienie tej sytuacji, choć coś w jego oczach mówiło, że zastanawiało go, co takiego musiała usłyszeć, że wyładowała na nim całą swoją euforię.
„Skye, ruchy.”
Dlaczego mieliśmy się z nią spotkać? ― Zerknął na plecy wymordowanej, licząc na to, że młodzieniec faktycznie przypomni mu o celu ich podróży. Ciężko jednak mówić o przypomnieniu, gdy od początku nie było wzmianki o tym, czemu musieli udać się do lasu. Wiedział, że było w tym odrobinę jego winy, bo po raz kolejny po prostu zaufał jego wyborom, ale...
„Możesz tu zostać?”
...to kompletnie mu się nie spodobało.
Jak na znak zatrzymał się, jak posłuszny pies, który dotychczas szedł przy nodze swojego właściciela. Wystarczył jednak jeden sygnał, by ruszył za dziewczyną, chociaż wcześniej zawahał się, a Jace nie rozczarował się ani trochę, bo zrezygnowanie rzeczywiście pojawiło się na twarzy blondyna.
Mam nadzieję, że nie wpakowałeś mnie w jakąś jebaną randkę ― parsknął sucho pod nosem na odchodne.
Może jeszcze ma po ciebie przyjść, jak nie wrócisz za pół godziny?
Byłoby świetnie. Kto wie do czego jest zdolna.

✗ ✗ ✗

Dlaczego nie może iść z nami? ― spytał, przekraczając próg tajemniczego pomieszczenia w drzewie. Wtedy też ostatni raz obejrzał się za siebie przez ramię, by rzucić Growlithe'owi wciąż nieco zagubione spojrzenie, zanim wsunął się w ciemność wydrążonej w pniu dziury. Nie przywykł do bycia zmuszanym do przebywania w towarzystwie osób, których nie znał i które z miejsca rzucały mu się na szyję, jakby był co najmniej gwiazdorem na światową skalę. A już tym bardziej nie podobało mu się, że musiał znaleźć się z jedną z nich w tak ciasnym miejscu.
Dwubarwne spojrzenie jasnowłosego próbowało przebić się przez mrok, by wychwycić sylwetkę krótkowłosej. Odnalazłszy jej prawdopodobne położenie, jego twarz przyjęła wyraz najczystszego sceptycyzmu. Za co? – zdawały się mówić wykrzywione w zrezygnowaniu usta Vessare'go, gdy z ust dziewczyny padło idiotyczne pytanie.
Może nie chcę ― mruknął, brzmiąc przy tym bardziej nieprzyjemnie niż zamierzał. To nie było nic osobistego – ciemnowłosa już i tak zdążyła wyczerpać jego limit bliskości z innymi na kolejny miesiąc. Nawet teraz musiał powstrzymywać się, by nie zacząć otrzepywać ubrań z jakiegoś niewidzialnego brudu. Mogła być ładna, zgrabna, mieć najpiękniejsze oczy pod słońcem, ale urok osobisty najwidoczniej nie wystarczał, by przekonać go, że to nic złego, że właśnie taka osoba poleciała na niego bardziej niż deszcz podczas letniej ulewy. ― Poradzę sobie ― dodał, jakby brak tej deklaracji mógł uwłaczać jego męskiej dumie, zupełnie jak przyjęcie pomocy od nowo poznanej, dużo drobniejszej – jak wnioskował – wymordowanej.
Zaraz zerknął w dół włazu, jedynie w pierwszej chwili zastanawiając się, czy nie popełnił błędu, odmawiając złotookiej. Niemniej jednak myśl o złapaniu jej za rękę prędko rozwiała wszystkie wątpliwości. Ostrożnie odszukał nogą stopnia, potem następnego i tak dalej. Ułożył rękę na ścianie, choć gdyby przyszło co do czego, nie było tam nic, czego mógłby się złapać, gdyby potknął się na którymś ze stopni. Blondyn wyciągnął wolną rękę przed siebie, a barwny płomień buchnął otoczony jego palcami, rozświetlając mu drogę, jeszcze zanim Skye zdążyła dobyć pochodni. Dopiero wtedy opuścił ramię wzdłuż ciała, gasząc swoje własne źródło światła.
Poruszanie się ciasnym korytarzem nie było dla niego żadną przyjemnością, chociaż od zawsze na swój sposób podziwiał podobne kryjówki. Ktoś musiał nieźle się napracować, by upchnąć pod drzewem sieć tuneli i jeszcze zadbać o dodatkowe pomieszczenia zabezpieczone drewnianymi drzwiami.
„Wiesz...”
Oderwał wzrok od ściany korytarza, by spojrzeć przed siebie w momencie, w którym brunetka pchnęła drzwi przed sobą. Zatrzymał się na moment, słysząc psie piski i szuranie. Chociaż domyślał się, że ma do czynienia tylko ze szczeniakami, mimowolnie skrzywił się, zanim – On chce, żebyś tam poszedł. Zero – wszedł do podziemnego pokoju i zatrzymał się zaraz po przekroczeniu wejścia, jakby z góry założył, że jest nieproszonym gościem. Szczenięta, które wyszły mu na powitanie z wyszczerzonymi kłami, tylko potwierdziły tę teorię, jednak blondyn omiótł je raczej pobłażliwym spojrzeniem, które zaraz zawędrowało ku drugiej dziewczynie. Nawet zamierzał skinąć do niej głową, ale ciemnowłosa skutecznie odwróciła jego uwagę.
„Znam go od wieków.”
Z trudem powstrzymał skrzywienie. Chyba nie przyszedł tu, by słuchać opowieści o ich znajomości? Chociaż nawet ulżyło mu, gdy okazało się, że dziewczyna nie miała na celu uświadamiania go, że w relacji z Growem była o jakieś tysiące kroków do przodu.
„Za to co zrobił”? ― zagadnął, wyłapując z jej wypowiedzi słowa klucze. Zaraz jednak pokręcił głową, nie potrafiąc wyobrazić sobie Growlithe'a robiącego bezpośrednio krzywdę jednemu ze swoich czworonożnych towarzyszy. Przypuszczał jednak, że właśnie o to chodziło. Nie tylko Skye znała białowłosego od dawna.
Niechętnie spojrzał na trzymanego przez nią psiaka i odchylił nieco głowę do tyłu, jakby mimo odległości zwierzę nadal mogło odbić się od właścicielki i dobrać się do jego twarzy tymi małymi igiełkami. Stłumił prychnięcie i skupił uważniejsze i bardziej pewne siebie – wręcz nieco surowe – spojrzenie na twarzy złotookiej.
Niesłusznie. Nie znam nikogo, kto miałby lepszą rękę do zwierząt. Ich posiadanie w Desperacji to jednak duży obowiązek. Chcąc ochronić je przed złem tego świata, musiałby wiecznie trzymać je w zamknięciu, a nie sądzę, by to wyszło im na dobre. Myślę, że z tą samą myślą oddawałaś mu poprzednie psy. Nie możesz obarczać go tą winą ― zakończył wypowiedź ostrzejszym tonem, choć była to jedynie ledwo wyczuwalna nuta. Zreflektował się jednak, dopiero po chwili wyciągając z jej słów prawdziwy sens tej wizyty.
Czekaj. Jak to wspomniał o mnie? Chyba mi nie powiesz, że--
„Chodź. Pokażę ci.”
Niczego mi nie pokazuj. ― Zabrzmiało perwersyjnie. Ale jednak mimo wszelkiego zapierania się, ciało anioła – kierowane jakąś bliżej niesprecyzowaną ciekawością – zmusiło go do podążenia za ciemnowłosą. Zacisnął palce w pięść, karcąc się w myślach za to, że  nie zawrócił, gdy tylko dotarło do niego, że chodziło o żywe zwierzę. Kolejne zwierzę, które najchętniej wpierdoliłoby go żywcem bez konkretnego powodu. ― Może jeszcze nie zauważyłaś, ale...
„Trafił do nas niedawno.”
Nie dała mu dojść do słowa, choć już od samego początku wyglądała na taką, która lubiła zagłuszać innych swoimi monologami.
„Był wygłodzony...”
Jestem niezjadliwy.
„Kilkanaście dni temu ktoś go postrzelił.”
To nie byłem ja. Za jakie grzechy?
„Co tam, śliczny?”
Cillian zatrzymał się, tylko cudem nie wpadając na wymordowaną. Ostatnim czego mu brakowało było przeżycie spotkania drugiego stopnia.
A jaki jest pierwszy stopień?
Na szczęście jestem trzeźwy.
Ściągnął usta w wąską linię, przyglądając się rannemu wilkowi. Czworonóg naprawdę był „śliczny”. Rzadko kiedy miało się okazję przebywać tak blisko naturalnie dzikich stworzeń – oczywiście mowa tu o jednym pomieszczeniu. Niemniej jednak Leslie podszedł do tego widoku z wyraźnym dystansem, wiedząc, że natura znalazła dla niego specjalne miejsce w świecie, a bycie wrogiem publicznym numer jeden w oczach innych stworzeń miał już zakodowane we krwi. Niemalże każdy futrzak wyczuwał w nim ten cholerny, niepasujący pierwiastek, który zmuszał to do ucieczki, to do ataku.
Najwidoczniej jest ― mruknął zdawkowo, nie do końca wiedząc, jak powinien zachować się w tej sytuacji. Czuł się, jakby postawiono go pod murem i przytknięto lufę do czoła. Nie rozumiał, dlaczego O'Harleyh tak uparcie chciał wcisnąć mu do rąk nowego towarzysza, wiedząc, jakie nastawienie miał do niego jego własny kot, któremu dał bezpieczne schronienie. ― Nie wiem, czy zauważyłaś i czy on kiedykolwiek wbije sobie do głowy, że zwierzęta zwyczajnie mnie nienawidzą. Tak było od zawsze. Mogę obchodzić się w stosunku nich ze spokojem, a i tak zauważą we mnie przeciwnika, który w każdej chwili może rozszarpać im gardło. Zresztą. Sama zobacz.
Taka demonstracja wcale mu się nie uśmiechała, ale najwyraźniej nie miał innego wyboru. Powoli przykucnął obok śnieżnobiałego wilka, czując jak poranione plecy znów odzywają się rwącym bólem przypominającym o poniesionych ranach. Zgodnie z wczorajszymi wskazówkami swojego kumpla, zacisnął palce w pięść i wyciągnął dłoń wierzchem do góry w stronę rannego wilka. Podobno skrzywdzone futrzaki były o wiele bardziej wyczulone na niebezpieczeństwo. Nie czuł potrzeby, by patrzeć na zwierzę, dlatego zwrócił twarz ku Skye, rzucając jej spojrzenie, które samo w sobie przemawiało do niej w oczywisty sposób.
Zaraz zobaczysz.
To zawsze była tylko chwila. Wiedział, że zniesie pojedyncze ugryzienie, ale minęła sekunda. Potem druga. Poruszył ręką, chcąc sprowokować szczeniaka albo przynajmniej zwrócić na siebie jego uwagę. Po chwili charakterystyczne zimno psiego nosa zetknęło się z jego skórą, a kiedy kontrastujący się z nim ciepły oddech owionął jego dłoń, uniósł brew w poniekąd triumfalnym geście, będąc przekonanym, że śnieżnobiałe szczenię właśnie otwiera paszczę, szykując się do zatopienia kłów w jego ciele i...
Triumf zniknął z jego twarzy, a blondyn zwrócił zaskoczone spojrzenie ku zwierzęciu, które właśnie cofało nieznacznie łeb, po tym, jak musnęło językiem jego dłoń. Wszelkie słowa uwięzły w gardle chłopaka, jakby chwili gdy zderzył się spojrzeniem z ciemnymi i przytłaczająco bystrymi oczami wilka, w jednym z których dopatrzył się pojedynczej, błękitnej plamki, zgubił wszystkie argumenty, które wcześniej przemawiały za tym, że oddanie mu pod opiekę psa, było kompletnie złym i nietrafnym pomysłem.
Nie trzymasz się scenariusza, mały.

✗ ✗ ✗

Przejście w drzewie, za którym jeszcze kilkanaście minut temu stróż zniknął wraz z wymordowaną, otworzyło się na nowo. W pierwszej chwili Growlithe mógł dostrzec jedynie plecy jasnowłosego, który wycofał się na zewnątrz, zatrzymując się na chwilę w przejściu i wpatrując wgłąb przerośniętej dziupli, jakby nie mógł zdecydować się, czy powinien wyjść czy jednak wrócić do środka. Czy podjął dobrą, czy złą decyzję.
Odetchnął głębiej, co dało się zauważyć, gdy jego barki odruchowo uniosły się wyżej. Wypuszczane powietrze z cichym świstem przedarło się przez jego zaciśnięte zęby. Zerknął za siebie przez ramię, sprawdzając czy Syon postanowił na niego zaczekać. Dostrzegłszy go, cofnął się o kolejny krok do tyłu, nie wiedząc dlaczego ten widok sprawił, że podjął decyzję.
Odwrócił się przodem do wymordowanego, eksponując trzymanego na rękach wilka, który o dziwło, nie rzucał się, jakby jego nowy właściciel za moment miał wrzucić go do gara i zrobić sobie z niego obiad. Świeży, czysty bandaż oplatał przestrzeloną kilka dni temu łapę. Zakładanie nowego opatrunku znacząco wydłużyło czas pobytu pod ziemią, ale zdecydowawszy się na wzięcie na barki takiej odpowiedzialności, wolał dowiedzieć się, jak prawidłowo zająć się szczeniakiem. Mimo wszelkiego zaskoczenia, z jakim się dziś spotkał, podszedł do Jace'a, mierząc go nieco zrezygnowanym spojrzeniem.
Co to miało być? ― prychnął pod nosem, co zupełnie nie pasowało do faktu, że kilka minut temu postanowił przyjąć podarowany mu prezent. ― Następnym razem uprzedź, zanim postawisz mnie w takiej sytuacji. Może przedwcześnie wbiję ci do głowy, że to nienajlepszy pomysł. To żywe zwierzę, Syon.
A jednak je wziąłeś.
Pewnie nie na długo.
Nie będziesz chciał go oddać. W końcu jest od niego.
                                         
Zero
Anioł Stróż
Zero
Anioł Stróż
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 18.01.16 1:00  •  Las. - Page 7 Empty Re: Las.
Na marginesie, Growlithe był zwyczajnie ciekaw. Jasne, próbował to ukryć. Nie tylko przed Zero, co było ciężkie jak jasna cholera, bo to równie skuteczne, co wchodzenie za półprzeźroczyste zasłony, ale głównie przed samym sobą. Weźmie? Jaką ma minę? Jak dokładnie zareaguje? Co powie? Będzie się wzbraniał? Spodoba mu się? Nazwie go inaczej niż „Reks” albo „Azor”, ewentualnie „Ciapek”, „Łatek”, „Urwis”? Growlithe zacisnął usta. Dosłownie dławił się swoim geniuszem, przekonany o własnej nieomylności. Przez moment przeszła mu przez myśl wersja, że Leslie odmówi Skye (w końcu jej odmawiali wszyscy, z impotentami cierpiącymi na brak asertywności włącznie), ale koniec końców odciął ten durny pomysł.
Weźmie, przekonywał się, odrywając kolejny fragment zielonego liścia. Jasne, że weźmie. Czemu miałby nie wziąć?
Bo to żywe zwierzę?
Dzięki, zdrowy rozsądku.
A one dla samej zasady nienawidzą Zero.
Ten jest inny.
Skąd ta pewność?
Grow wyrzucił porwanego liścia na ziemię.
Intuicja.
Mara poruszyła uchem.
I intuicyjnie będziesz się mu tłumaczył?
Nonsens. Nie muszę się mu tłumaczyć. Weźmie to weźmie. Nie weźmie, to mu wepchnę.
Brzmi perwersyjnie.
Długi pysk opadł na łapy.
Nie miało.
Bo przecież wszyscy lubią, jak im się znienacka wpycha coś nieporęcznego.
Masz jakiś problem z seksualnością, Shat?
Skąd. - Wilczyca wypuściła powietrze przez nos. Nie sądzę, że mu się to spodoba. Nawet go nie poinformowałeś. Na pewno...
- Co to miało być?
Głos Zero pojawił się jakby znikąd, choć ani Shat, ani Grow nie wyglądali na zaskoczonych. Wymordowany prześlizgnął się tylko spojrzeniem na bok, by dotrzeć na profil przyjaciela. Shat - niewidzialna dla cudzych oczu - uniosła łeb, z leniwym wyrazem przyglądając się twarzy jasnowłosego.
Mówiłam.
Grow odepchnął się od pnia i wsunąwszy kciuki w kieszenie za dużych spodni, odwrócił się frontem do Vessare'a, gotów stoczyć z nim każdy pojedynek. Nie ukrywał, że jakakolwiek potyczka była mu teraz dość nie na rękę, ale mobilizacja odcisnęła swoje piętno - w oczach pojawił się ten charakterystyczny, prowokacyjny błysk, który mówił sam za siebie. „Ze mną nie wygrasz. Wiem co robię.”
- Nie ma opcji. - Nie był zrażony, choć początkowo odczuł rozdrażnienie. Pretensje. Spotykał się z nimi tak często, że wszyły się w jego codzienność już chyba na stałe. W każdej innej okoliczności, przy każdym innym człowieku, zapewne by nie wytrzymał, wściekły na brak wdzięczności. W tym przypadku było inaczej. Nic dziwnego. Nie tylko Vessare znał Growa.  Działało to też w drugą stronę. - Zaparłbyś się.
Usta Wilczura na moment zacisnęły się, nim nie przegryzł dolnej wargi.
- A jednak go wziąłeś.
Jakby na potwierdzenie całej abstrakcji tego wydarzenia uniósł brew i spojrzał Lesliemu w oczy, gotów zadrzeć brodę wyżej i wyprostować ramiona. Powątpiewał, że będzie zmuszony to robić. Mimo wszystko psiak spokojnie - na tyle, na ile spokojna może być nieufna bestia - spoczywał w silnych ramionach anioła i nic nie wskazywało na to, że Vessare zaraz rzuci zwierzęciem i warknie, że nigdzie tego pchlarza nie bierze. Jakby na to nie patrzeć - mogli wilka wepchnąć siłą do gablotki z dopiskiem: „jedyny okaz, który nie wpierdolił Lesliego Cilliana Vessare'a w ciągu pierwszych trzech sekund”, ale wtedy szczeniak by się zmarnował. Miał mieć przecież inne zadanie.
- Chciałem ci go dać już wcześniej - przyznał bez ogródek, podbródkiem wskazując na biały kłębek sierści. - Od razu jak go zobaczyłem. Cwana bestia. Był gotów na wszystko, byle odgryźć mi dłoń tuż przy ramieniu. - Jak na zawołanie przed oczami stanął mu obraz najeżonego wilka, szczerzącego białe, ostre kły-igły, od których na sam widok włos się człowiekowi jeżył. Nawet Growlithe czuł dyskomfort, gdy patrzył w oczy zwierzęcia, choć był przyzwyczajony do nie opuszczania spojrzenia, gdy ktoś jawnie rzuca mu wyzwanie. Wiedziony instynktem i nauczony doświadczeniem przetrzymywał każdy wzrok - w większości bez problemu.
I co? - Shat podniosła się niedbale do siadu. Z tym ci było trudniej?
Nie. Nie w tym rzecz.
Wadera smagnęła spojrzeniem nowego towarzysza Zero. Więc?
Wiele zwierząt nie patrzy przeciwnikowi w oczy, jeśli wyczuje zagrożenie. Automatycznie rozumieją, że to kwestia walki, której nie chcą podejmować, jeśli mają przegrać.
Wilki to dumne stworzenia, Jace.
Ale również wśród monarchów pojawiają się tchórze.
A on nie odwrócił wzroku.
Białowłosy wsunął palce na kark. Właśnie. Nie odwrócił. I sam spojrzał ponownie na Lesliego, przez chwilę po prostu się mu przyglądając. Może nawet zbyt długą chwilę, jak na swój charakter.
- Masz nowy cel, Leslie.
Shat warknęła.
O to ci chodziło? T y l k o o to? Dajże mu spokój. Chce umierać to niech gryzie piach. To tylko durne gadki, aby następnym razem wpieprzyć się w linie strzału, odegrać się na tobie. Przecież sam sądzisz, że to egoistyczne. Niby po co mu kolejne „cele” - śmieszne to w ogóle, wy, ludzie, to banda kretynów, degeneratów, niezdecydowanych imbecyli - skoro pcha się na stryczek? Wilk zdechnie. Jak nie teraz, to za rok. Jak nie za rok, to za dziesięć, cudem ze starości. I co? Dasz mu następne zwierzę?
Jeśli będzie trzeba.
A potem? Kolejne? Jeszcze jedno? I jeszcze, dalej, za pięć, osiem, dwadzieścia, czterysta lat, wciąż to samo zagranie? Nadal nic mu wcześniej nie mówiąc, aż wreszcie wymyśli coś, żeby ci się wyrwać i postawić na swoim? Teraz go zaskoczyłeś. Jednorazowo. Następnym razem będzie już przygotowany. Po prostu przedłużyłeś wam czas. Nie zmieniłeś przeznaczenia. Nie zmienisz tego, co nieuniknione. Nie dasz rady...
Ale on już nie słuchał. Parsknął nagle, jakby coś go rozbawiło, choć faktycznie nie było mu teraz do śmiechu. Paznokcie ostatni raz zmierzwiły białe kosmyki, nim dłoń nie zawisła luźno wzdłuż boku, a on sam nie postawił sprawnego, sprężystego kroku do tyłu. Już nawet otwierał usta, na powrót przybierając maskę pierrota, ale zamiast jego głosu, ciszę przeciął inny ton:
- A ty nadal tutaj?!
Zamarł z rozchylonymi wargami. Jedyne co się w nim zmieniło to brew, która drgnęła z irytacji, szybko ściągając kąciki ust z powrotem na dół. Od razu poczuł na języku gorzki smak wszystkich słów, które cisnęły mu się w odpowiedzi, jakby ciało było przeładowane od wewnątrz i teraz próbowało przepchnąć ten nadmiar niepotrzebnego ustrojstwa przez przełyk wymordowanego. Skye. Czego tu jeszcze chciała? Czego, do diabła rogatego, chciała ta cholerna...
- Pomyślałam, że pewnie będziesz potrzebował pomocy - wtrąciła się w chwili, w której usta Growlithe'a na powrót do siebie przylgnęły. - No wiesz, z wilkiem i w ogóle. - Uniosła wtedy dłoń, w której trzymała skórzany woreczek z wielką, ciemnobrązową łatą. - Znalazłam nadmiar bandaży, a wiem, że na Desperacji trudno o opatrunki... Oczywiście to wszystko ze względu na tego malucha, ale, och, no dobra, Zero, zostanę twoją - EKHE - ...ną... Jasny gwint! Znowu! - Skye odwróciła się od Zero i wycelowała spojrzeniem prosto w drugiego chłopaka, który ze zbolałą miną odsuwał zaciśniętą pięść od ust. Tych samych ust, które lada moment posłały dziewczynie prowokacyjny uśmiech.
- Mówiłaś coś?
- Stoisz nam na przeszkodzie, Grow! - syknęła rozeźlona. Jej źrenice wydawały się teraz jeszcze bardziej wąskie, gdy nabrała rozdrażnienia typowego dla szczutych kotów. - Dobrze wiesz, że Zero jest mi pisany! Że między nami coś jest! Nie wyobrażam sobie życia bez niego!
Growlithe zmarszczył brwi zniesmaczony.
- Najwidoczniej Zero ma lepszą wyobraźnię.
Skye prychnęła głośno i wsunęła dłoń na ramię Lesliego, przylegając do niego swoim niepokaźnym biustem. Przez cały czas nie traciła Grow'a z oczu, jakby była przekonana, że wystarczy chwila nieuwagi, mrugnięcie, a wszystko pryśnie i znów zostanie sprzątnięte jej sprzed nosa.
- Już nie bądź taki zazdrosny.
- Nie jes--
- Też się kiedyś dorobisz kogoś fajnego, rany. Wszystkich byś odbijał. A może on woli zostać ze mną?
Wypuścił powietrze z sykiem, z niejaką bezradnością zerkając na przyjaciela.
Wkopałeś go - syknęła Shat, przesuwając szponiastą łapą po boku pyska, by zaraz zlizać z poduszek nadmiar brudu. Zamęczy go.
Nie tylko jego. Jestem na granicy.
- W końcu mamy już dziecko - trajkotała dalej. Kiwnęła głową z taką  mobilizacją, jakby faktycznie w to wierzyła. Przetrzymała pytające spojrzenie wymordowanego, nie kryjąc swojej rosnącej satysfakcji, a potem zerknęła w górę (musiała mocno zadrzeć brodę) na twarz Vessare'a. - Jak je nazwiesz?
Usta poziomu E poruszyły się na kształt słowa „dziecko”, z nierozumiejącą miną.
- Skye...
- Słyszysz? - mruknęła dziewczyna do Lesliego, przytulając się do niego jeszcze mocniej. - Wiatr strasznie szumi. Jakie to powietrze bywa natarczywe!
- Z Zero musimy już iść. Bo... - tu uniósł wzrok na Vessare'a i przechylił lekko głowę na bok, otwierając powieki w porozumiewawczym geście wymyśl coś, kończą mi się pułapki na tę idiotkę.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 04.03.16 14:06  •  Las. - Page 7 Empty Re: Las.
Najgorsze w tym wszystkim było to, że nie potrafił zaprzeczyć, a krótkie milczenie, które zapadło zaraz po tym trafnym stwierdzeniu, mogło jedynie utwierdzić Growlithe'a w przekonaniu, że miał rację, a Leslie nie miał szans na znalezienie jakiegokolwiek argumentu. A przynajmniej argumentu, który nie zabrzmiałby idiotycznie. Gdyby usłyszał o chęci wręczenia mu zwierzęcia, zaparłby się od razu, zdając sobie sprawę z tego, jak beznadziejnym pomysłem była próba zbratania go z jakimkolwiek innym żywym stworzeniem niż człowiek i jego pochodne. Nie dało się jednak ukryć, że czasem nie radził sobie nawet z ludźmi.
To chyba oczywiste. Nie miałem okazji wyrobić sobie ręki do zwierząt, a ty z kolei nie mogłeś być przekonany, że nie zachowa się jak inne ― zamilkł na moment, opuszczając wzrok na trzymane szczenię. Zadziwiał go spokój, z jakim młody wilk tkwił w jego ramionach, sennie mrużąc ciemne ślepia. Wciąż niepewnie podchodził do nowego towarzysza, nie wiedząc, czy da sobie radę z jego utrzymaniem. Fakt faktem, że w hotelowym pokoju czekał na niego kot, ale zwierzę było na tyle samodzielne, że nie potrzebowało stałego doglądania. Vessare dałby sobie rękę uciąć, że tamten futrzak cieszył się, gdy nie było go na horyzoncie. Tutaj sytuacja była zupełnie inna – miał przy sobie czworonoga, który przynajmniej do dorosłości miał być zdany na jego opiekę.
„A jednak go wziąłeś.”
Właśnie. To całkiem zabawna sprawa.
Chyba ominął mnie żart sytuacyjny.
Nie możesz zabierać ze sobą zwierzęcia, tylko dlatego, że to prezent.
Nie jestem idiotą. Nie zrobiłem tego dlatego.
Na to wygląda ― rzucił, unosząc wzrok na białowłosego. Kącik ust blondyna drgnął, by zaraz pociągnąć za sobą ledwo widoczny uśmiech. ― Nie wyglądał na zadowolonego pośród całej zgrai nadpobudliwych szczeniaków i twojej równie nadpobudliwej znajomej ― odchrząknął znacząco, choć fakt, że momentalnie spoważniał, uczynił z tej wypowiedzi wyłącznie żart. Nie był też do końca pewien, jakie relacje łączyły jego i Skye, choć zdawało się, że sam Cillian nie miał w planach polubienia jej po tym, jak już na wstępie postanowiła się do niego przykleić. ― To pierwsze zwierzę, które nie zachowuje się względem mnie, jak cała reszta. ― przyznał, wzruszając mimowolnie barkami. ― Aż trudno mi uwierzyć, że chciał cię zaatakować. ― Uniósł brew, przyglądając się uważniej twarzy Wilczura, jakby próbował dopatrzeć się na niej próby podkoloryzowanie tej historii, przy okazji zupełnie przypadkiem krzyżując z nim równie przenikliwe spojrzenie, choć nie do końca znał przyczynę jego obserwacji.
„Masz nowy cel, Leslie.”
Wsunął palce w miękką sierść wilka, nie dając po sobie poznać, że słowa Wilczego były dla niego prawdziwym strzałem prosto w twarz, choć atmosfera dookoła zdawała się nieco zgęstnieć, przez co szczenię poruszyło się niespokojnie na jego rękach i chwilę wierciło się na tyle, na ile pozwolił mu uścisk jasnowłosego, koniec końców zadzierając śnieżnobiały łeb tak, że niemal wylądował na jego ramieniu. Nie wiedział, czy było to dzieło przypadku czy zwierzak instynktownie chciał go uspokoić.
Mogłeś się domyślić, że to tylko podstęp. Oddaj go. W końcu i tak będzie musiał się dowiedzieć.
Nie będzie musiał.
Drugi cel ― sprecyzował, uświadamiając mu, że ta próba kompletnie się nie sprawdziła. ― Chcę być niezastąpiony. Nie robię niczego na siłę, bo ktoś przykłada mi lufę do skroni ani nie dlatego, że muszę to robić, żebyś tak właśnie myślał. Uda się czy nie – mam nadzieję, że nigdy nie zostaniesz postawiony w sytuacji, w której ktoś każe nacieszyć ci się nacieszyć moim zastępstwem i uzna, że jak nazwiesz go „Zero”, nie poczujesz żadnej różnicy. Jeśli taki był zamiar, chyba będzie lepiej, jeśli go odniosę. Mój wybór zawsze będzie taki sam. ― Przesunął palcami po boku szczeniaka. Chociaż widać było, że nie radził sobie dobrze z wyrażaniem takich rzeczy, w dwukolorowych tęczówkach jasnowłosego kryła się niezachwiana pewność tych słów. ― Możemy też uznać, że tego nie słyszałem, a to po prostu mój przyszły, pierwszy w życiu czworonożny kumpel, którym odpowiednio się zajmę ― dodał zaraz, wypuszczając powietrze ustami. To oczywiste, że druga wersja odpowiadała mu znacznie bardziej, choć bynajmniej nie miałby za złe Syonowi, gdyby w tej jednej chwili zmienił zdanie co do tego, że wybrał odpowiedniego właściciela dla psowatego.
„A ty nadal tutaj?”
Właściwie odczuł jakiś cień ulgi, gdy Skye pojawiła się na horyzoncie, puszczając z dymem całą powagę sytuacji. Rzecz jasna, jasna cała ta radość nie trwała zbyt długo. Skrzydlaty przyjął wyciągnięty w jego stronę woreczek i kiwnął głową w podziękowaniu, już zamierzając otworzyć usta, by wyrazić wdzięczność i słownie. Tylko dla zasady, biorąc pod uwagę, że sam trud dziewczyny był raczej daremny. Młodzieniec był na tyle zaradny, by samodzielnie zdobywać opatrunki, leki, jedzenie. Nie mieszkał w Desperacji od wczoraj. Czarnowłosa jednak skutecznie doprowadziła do wybicia go z wcześniej przybranego rytmu, przywołując na jego twarz zdezorientowany wyraz. Przez moment sam tkwił z lekko rozchylonymi wargami, które zaraz zatrzasnęły się w akcie zrezygnowania. Nawet nie próbował jej przegadać, gdy rozpoczęła walkę słowną z O'Harleyh'em, ale wzrok, który padł na przyjaciela w dość wymowny sposób prosił go o wyjaśnienie, co tu się właściwie, kurwa, działo.
Kiedy brunetka przylgnęła do jego ramienia, odruchowo odchylił je tak, by naprzeć łokciem na jej mostek. Nic, tylko cieszyć się, że dziewczyna szczyciła się budową niemalże deski. W dość mało delikatny sposób dał jej do zrozumienia, że nie życzy sobie jej dotyku. Gdyby nie wilk na jego rękach, znacznie łatwiej byłoby mu pozbyć się nachalnej fanki.
Nie, nie wolę i wolałbym, żebyś zachowała przynajmniej metrową odległość i przestała piszczeć mi do ucha ― mruknął z nutą poirytowania w głosie. Za co pokarało go tym towarzystwem. ― Mam nadzieję, że to nie jest zaraźliwe ― rzucił mrukliwie, bezczelnie ignorując większość jej pytań i ściągając jasne brwi w wyrazie, który doszczętnie psuł wizję księcia z bajki, którą najwidoczniej zdążyła sobie wyrobić. Chyba że właśnie taki obraz przedstawił jej Growlithe.
Mógł wymyślić wiele wersji wydarzeń, dla których mieliby się stąd zebrać. Od zostawienia włączonego żelazka, po konieczność zażegnania problemu głodu na świecie lub konieczności wrócenia do domu przed godziną policyjną (która może i nie istniała, ale kto wie czy ładny uśmiech nie sprawiłby, że dziewczyna uwierzyłaby we wszystko).
O zgrozo.
Powinieneś cieszyć się, że masz powodzenie.
Mógłbym mieć je z daleka. Byłoby świetnie.
Bo obiecałem, że będę w pracy za dwie godziny, a po drodze musimy zahaczyć o jeszcze jedno miejsce. Zegar tyka, a wolałbym nie stracić dachu nad głową ― odparł, szukając wymówi na poczekaniu. Język jednak świerzbił go, by dodać, że nie skorzysta z ewentualnej propozycji zamieszkania razem i zostania jej mężem, ale przełknął ten komentarz wraz ze śliną, licząc na to, że tyle wystarczy.
Zerknął z ukosa na Jace'a, mając nadzieję, że w razie wypadku rozwinie dalszą wersję wydarzeń.
                                         
Zero
Anioł Stróż
Zero
Anioł Stróż
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 05.03.16 17:28  •  Las. - Page 7 Empty Re: Las.
Kiwnął głową.
I nie byłem. ─ Nie tylko przyznał się bez ogródek co do ryzyka, jakie podjęli. On je wyśmiał. Może nie tak, jak zrobiłaby to osoba zdająca sobie sprawę z powagi sytuacji, ale jednak rozluźniło to nieco napięcie, jakie się między nimi wytworzyło. Cichy chichot umknął po niedługiej chwili, gdy jasnowłosy zerkał na niego z dołu błyszczącymi ślepiami. ─ Ale trzymasz się od zwierząt jak najdalej, a one zwykle nie wchodzą ci w drogę. Żyliście w tej beznadziejnej symbiozie wystarczająco długo. Gdybym ci powiedział, że chcę ci dać coś, co żyje i coś, co prawdopodobnie będzie chciało żebyś ty nie żył, na bank byś się wzbronił. Ja musiałbym odpuścić. I kolejna transakcja zostałaby odrzucona już na starcie. Wiem, to niebezpieczne. Szczeniak do najmniejszych nie należy i serio mógł cię pozbawić nogi, twarzy, organów wewnętrznych i linii papilarnych, że własna matka by cię nie poznała, ale uwierz, że sprawdziłem wszystkie możliwe opcje i on był najlepszą. A w końcu ktoś musiał przełamać to twoje fatum ze zwierzętami.
„A kto jak nie ja”.
Prawie to wykrztusił, sam nie wiedząc dlaczego. Zadufanie niejednokrotnie wywalało z jego przełyku o kilka zdań za dużo, ale tym razem nie tylko nie chciał tego powiedzieć. Nie myślał tak. Zerknął wtedy przelotnie po plenerze, zachowując jednak neutralność całego gestu ─ jakby serio chciał się przyjrzeć otaczającej ich matce Naturze, choć nic nie wskazywało na to, by przyroda podzielała jego chęci i chciała gapić się na niego. Może przez to, że akurat się skrzywił i zdeformował mordę jeszcze mocniej?
„Nie wyglądał na zadowolonego...”
Cóż. Nie on jedyny. Growlithe znów potaknął, tym razem o wiele wolniej, w niemrawym zawieszeniu, a potem zerknął kątem oka na przyjaciela, mierząc go dokładniejszą miarą.
„Aż trudno uwierzyć...”
Kącik ust wymordowanego omal nie drgnął.
„... że chciał cię zaatakować.”
Zarzucasz mi kłamstwo? ─ prychnął rozbawiony, do samego końca próbując zachować powagę tonu. Jak zawsze w takich sytuacjach ─ plany skończyły się kulawo, a on sam prawie parsknął pod nosem, hamowany wyłącznie dodatkiem o Skye, który padł chwilę wcześniej. To nie tak, że jej nie lubił, choć między nimi od zawsze były jakieś elektryczne napięcia. Z tego co było mu wiadomo ─ drewno nie przepuszczało elektryczności, więc zakładał w głowie, że jedyną opcją, aby uwolnić się od jej burzowego nastawienia, było oderwanie nogi od krzesła i przywalenie nią w jej twarz.
Co dziwne, jeszcze nie zaparł się na tyle, aby zrealizować opcję.
„Drugi cel.”
Dwukolorowe tęczówki rozbłysły, kiedy przechylał nieco głowę, w iście szczeniackim pytaniu. Im dalej jednak brnął Leslie, tym gęstsze błoto Growlithe czuł wokół kostek. Lada moment, a zostanie przyssany i nie ruszy się na krok, a nie taki był przecież zamiar, gdy oddawał mu to zwierzę. Właśnie dlatego chłopak wydał z siebie stłumione „tsk” i pokręcił głową, ucinając natychmiast wszystko to, do czego doszedł Zero.
Kurwa, nie. Mylisz się. ─ Obronnie uniósł wyprostowaną dłoń w geście „stop”, nie zdejmując z niego badawczego spojrzenia. ─ Po to powiedziałem „nowy” cel, a nie „zastępczy”, żeby to było jasne. Może być i drugi, jak sobie tak to wymarzyłeś, może być piąty albo dziesiąty. Ale na pewno będzie nowym celem, o który masz dbać jak o własną skórę, bo w porównaniu do wszystkich innych, ten maluch jest żywy i potrzebuje twojej pomocy. Nie twierdzę, że masz się teraz skupić kompletnie na szczeniaku i zastrzelić mnie gdzieś pod jakąś rynną, ale nie chcę też, żebyś uzależnił całe swoje życie od moich wyborów. Nie mam zamiaru znowu słuchać o tym, jak po mojej śmierci zostaniesz bez sensu istnienia, więc ci ten sens dałem. Wepchnąłem. Wmusiłem. Zresztą, co za różnica? Na końcu i tak liczy się ef-
„-ekt” zniknęło gdzieś w rozbudzonym, zaskoczonym i przede wszystkim niezadowolonym tonie Skye, na co Growlithe nie mógł się powstrzymać i odpowiedział jej paskudnym wyrazem twarzy, równie czarującym, co ironicznym. Gdyby znajdowali się w jakiejkolwiek sali, z jakimikolwiek krzesłami lub stołami, już teraz przystąpiłby do realizacji wcześniej wymyślonego planu działania. Pech jednak wepchnął ich w oblicza lasu i choć dookoła pełno było drewna, to wymordowany nie był póki co na takim etapie, aby udało mu się wyobrazić siebie wywijającego brzozą po to, by znokautować pierwszą lepszą, niegroźną katarynkę.
Oblizał więc wargi i spojrzał na Vessare'a, niemalże z taką miną, jakby faktycznie był w stanie podjąć każdą grę, którą ten wymyśli, byle pozbyć się tej nadgorliwej fanki.
Co? Zazdrosny?
W życiu, syknął rozeźlony, przyglądając się z boku, jak Zero odsuwa się od Skye. Coś pod żołądkiem się aż ścisnęło z dzikiej satysfakcji. Wystarczył nawet tak marny ruch, który samej dziewczyny nie zdemotywował, żeby u Wilczura wywołać stan porównywalny do sekundy przed rzuceniem na całe gardło hasła „szach mat!”. I co, psychofanko, nadal uważasz, że okiełznasz Romea? Zerknął na nią przelotnie i aż go wykrzywiło.
Jednak nadal...
Skye przyglądała się mu spod poplątanej grzywki i widać było, że brakowało jedynie ujęcia jej za podbródek i zadarcia go wyżej, żeby pocałować, by kompletnie zmiękły jej nogi. Nie docierało do niej, że właśnie była zbywana. Potakiwała, uniosła nawet kąciki ust ku górze w skromnym, ale subtelnym uśmieszku, dłonie przycisnęła do piersi i Growlithe dałby sobie uciąć język, że tylko duma nie pozwoliła jej poderwać jednej nogi do góry, kończąc całą pozę zakochanej nastolatki.
„... dachu nad głową.”
N a s z e g o dachu nad głową ─ uściśliła niezrażona, z oczami tak błyszczącymi się, że można by jej użyć jako latarni morskiej, a wszystkie statki byłyby uratowane w zamglone noce. Stawało się to na tyle chore ─ i irytujące ─ że Wilczur szybko odkaszlnął i kładąc dłoń na ramieniu Zero zrobił pierwszy krok w głąb lasu, naciskając przy tym na przyjaciela własnym ciężarem.
Zbieramy się, żeby zdążyć zrobić... ─ wolna dłoń poruszyła się w powietrzu ─ to, co mamy do zrobienia.
A ona, mimo niemalże namacalnego kretynizmu sytuacji, tylko potaknęła, posyłając Lesliemu ostatnie machnięcie brudnej dłoni. Żegnała się z nim zresztą tak długo, aż nie zniknął za chaszczami i rzędami drzew. Istniało przy tym wysokie prawdopodobieństwo, że nie dostrzegła towarzystwa swojego „księcia z bajki”.
A towarzystwo właśnie wypuszczało powietrze przez ściśnięte kły.
Zaraźliwe może nie ─ mruknął wymordowany, wsuwając ostatni palec dłoni w ucho, jakby chciał je odetkać ─ ale niebezpieczne na pewno. Chodźmy już lepiej. Jeszcze nas dorwie, bo sobie przypomni, że na pożegnanie powinna ci dać buzi w policzek.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie   •  Las. - Page 7 Empty Re: Las.
                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 7 z 27 Previous  1 ... 6, 7, 8 ... 17 ... 27  Next

 
Nie możesz odpowiadać w tematach