Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 6 z 27 Previous  1 ... 5, 6, 7 ... 16 ... 27  Next

Go down

Pisanie 18.09.15 0:45  •  Las. - Page 6 Empty Re: Las.


Sytuacja  z każdą kolejną chwilą robiła się coraz bardziej napięta. Nawet anielscy posłańcy zaczynali tracić cierpliwość, jakby od dawna dawien nie spotkali nikogo tak upartego, jak teraz. Na twarzy najbliższego anioła wymalowało się coś na wzór zniesmaczenia, tak bardzo nie pasującego do oblicza dobrotliwego stróża ludzkości, który pochylał się nad człowieczeństwem i szeptał cicho w uszko dobre rady. Przypominał teraz zmęczonego życiem człowieka, choć jego idealna i głaska twarz pozbawiona była jakichkolwiek zmarszczek. Już rozchylał, żeby coś powiedzieć, ale nie zdążył, gdy pochłonęły go języki ognia. A raczej pochłonęłyby, gdyby nie reakcja czwartego anioła, władającego żywiołem ognia. Płomienie zatrzymały się na drobne sekundy, jakby ktoś nacisnął przycisk „stop”, a potem włączył wszystko w przyspieszonym tempie, pobudzając żywioł, który zaczął tak szybko wirować, aż w końcu został dosłownie wchłonięty przez uchylone usta skrzydlatego. Po niszczycielskim pożarze pozostała jedynie wypalona trawa i jałowa ziemia oraz unoszący się dookoła smród spalenizny.
- Dość tego. – warknął jeden z aniołów i wzbił się w powietrze, pozostawiając po sobie jedynie parę piór, by wylądować tuż przed wymordowanym. Wypowiedział jedno, niezrozumiałe słowo i…. Growlithe mógł poczuć, jak coś ciężkiego siada na jego klatce piersiowej. Oddech stawał się coraz bardziej płytki i urywany, jakby trzeba było walczyć o każdy kolejny haust tlenu. Niewidzialne palce coraz mocniej miażdżyły jego gardło, odcinając jakikolwiek dopływ tlenu. Coraz mniej oddechów… coraz ciemniej….
Aż ciało Wilczura w końcu padło na ziemię, kiedy pokryła go ciemność nieprzytomności z powodu braku tlenu.
- Nie mogłeś zrobić tego od razu? – warknął przywódca aniołów obdarzając swojego brata sceptycznym spojrzeniem. Ten jedynie wzruszył ramionami i podszedł do nieprzytomnego. Nachylił się wsuwając ręce pod jego ramiona i z zadziwiającą siłą jak na niego, uniósł jasnowłosego przewieszając go sobie przez ramię. Pozostała dwójka zajęła się rannym aniołem, które dni zapewne były już policzone.
- Zbierajmy się.

i odlecieli w dal.

zt x wszyscy
                                         
Eve
Kotek     Anioł
Eve
Kotek     Anioł
 
 
 

GODNOŚĆ :
Eve, ewentualnie Ewa, Matka Ludzkości, Pierwsza Kobieta na Świecie.


Powrót do góry Go down

Pisanie 21.09.15 21:38  •  Las. - Page 6 Empty Re: Las.
Południe.
Zaskakująco ciepło. W nocy temperatura pewnie znowu spadnie do nieprzyzwoitych kilku stopni, ale cieszmy się chwilą.
Iku nagle wyrwał do przodu jak dziki, poćwierkując przy każdym z podskoków.
Coś wywęszył? Czy znowu znalazł zdechłego szczura?
Packard nie miał pojęcia, dlaczego zwłoki innych braci mniejszych wywoływały u Fafika taką ekscytację. Przez pierwsze tygodnie zdarzyło mu się pędzić za pupilem w przekonaniu, że coś ich wywęszyło - w końcu zwierzaki mają  ten cały instynkt, szósty zmysł, czy jak tam to w ichniejszych stronach zwą - aby potem odkryć, że bieg był wywołany nagłym ADHD, a nie paniką.
Teraz tylko kopnął za nim kamyk, który świsnął na bok, mijając futerkowego narwańca.
- Fafik?
Cisza.
- Paskudo!
Zero odzewu.
Nie zaszkodziło spróbować. Może kiedyś się nauczy nie ignorować głosu karmiącej go ręki.
Sam się czasem zastanawiał, dlaczego jeszcze nie przerobił tego sierściucha na czapkę.
Może dlatego, że by nie potrafił. W końcu - przetworzenie takiego szczurka na okrycie głowy wymaga jakiejś tam minimalnej dozy kunsztu i obeznania.
Może.
Szczęk metalu. Jakby ktoś przewrócił stare żelastwo.
...Fafik? Co ty do kurwy nędzy znowu znalazłeś?
Rozejrzał się uważnie, po czym powoli wszedł między obdarte drzewa.
Zgaszone... ognisko?
Ślad cywilizacji.
...Którego do tej pory jakimś cudem jeszcze nie zatarto.
Czyli świeży. W miarę.
...
- FAFIK. GNIDO DWORSKA. DO NOGI. - krzyknął półszeptem, nerwowo się rozglądając.
A Fafik swoje. Znowu skoczył na blaszany dzbanek, który rypnął o ziemię z głośnym szczęknięciem.
Al cofnął się pod drzewo, rozważając zostawienie pupila na pastwę dzbanka i jak najszybszy odwrót taktyczny.
Chwilę się zastanowił, po czym powoli, cały czas poświęcając swoją całą atencję na nasłuchiwanie, zbliżył się do paleniska.
Ognisko było zaniedbane, popioły porozrzucane, a żar... jaki żar? Żaru ani śladu.
Nie był w skautach, ale kilka lat w Desperacji były równie kształtujące.
Nie ma żaru, nie ma ludzi. Poza tym w takim syfie nikt by nie rozpalał ogniska, prawda?
Prawda?
Chwilę tak kucał nad resztkami popiołu, usiłując przekonać samego siebie, że nikt wcale nie opuścił tego miejsca w pośpiechu i że nie ma się czego bać.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 25.10.15 13:37  •  Las. - Page 6 Empty Re: Las.
Przez dłuższą chwilę słychać było tylko ciszę. Dobrze. Cisza była dobra. Albo niebezpieczna. Ale nigdy oba na raz, więc istnieje około 50% szans, że jednak jest to ta dobra cisza. Grunt, że już nic go nie goni.
A właściwie co go goniło? Przez pęd i krzaki oraz gałęzie w oczach i włosach, które były wypadkową obu tych składowych, nie zdążył się zorientować, jak bardzo humanoidalne było to coś, co ruszyło za nim w pogoń. Człowiek idzie sobie grzecznie, szuka tej zasranej skrytki, która koniec końców i tak okazuje się spalona, a tu nagle proszę. Żółte ślepia, imponująca kolekcja igieł w paszczy, wściekły, acz przytłumiony warkot. Czyli albo mutek, albo inna cholera. W każdym razie albo zrezygnował z pościgu, co oznaczałoby to dobre 50% procent, albo siedzi i bezgłośnie waruje pod drzewem, co oznaczałoby to drugie, mroczne pięćdziesiąt.
Pod drzewem, na którym Albert siedzi. Już od dobrych paru godzin.
Czy mu niewygodnie? Może.
Czy w tej sytuacji mu to jakkolwiek przeszkadza? W żadnym razie.
Chociaż w pewnym momencie musiało mu się zrobić względnie wygodnie, bo chyba przysnął. Albo zaliczył error systemu i nie docierała do niego rzeczywistość, co wychodziłoby w zasadzie na to samo, nie licząc faktu, że w przypadku drugiej możliwości wyszedłby na zwykłego debila.
Fakt faktem, że znalazł sobie stosunkowo dogodną, poziomą gałąź, dobre 4/5 metrów od ziemi, która w otoczeniu gęstej korony liści, w miarę skutecznie odgradzała go od niepożądanych spojrzeń. Oczywiście co bardziej zdolni by doskoczyli, albo dosięgnęli go inną, odjebaną mocą, ale tym wolał się na razie nie przejmować, bo i po co. Mniej stresu, potencjalnie zwiększona witalność. Potencjalnie.
Przekręca się lekko na bok, spoglądając przez przerwę pomiędzy konarami. Widać z niej kawałek ścieżki i pozostałość po czyimś obozowisku, na tyle jednak starym, aby czuć się bezpiecznie w jego otoczeniu. Krzyżuje ręce, gapiąc się beznamiętnie w nieokreśloną przestrzeń pomiędzy ogniskiem, a poobijanym pieńkiem, uparcie ignorując Alphonse'a, który, obudziwszy się, znowu począł uporczywie napastować jego ucho.
Szuranie. Kroki. Stosunkowo ludzkie kroki, zważywszy na odgłos podeszew.
Prostuje się lekko, przenosząc spojrzenie na niknącą za krzakami ścieżkę. Parę sekund później dostrzega ciemnowłosego faceta w towarzystwie jakiegoś nadpobudliwego zwierzaka.
Chwilę poszukuje charakterystycznych obłości pod ubraniem, ukrytych kabur czy innej bazooki, ale poza plecakiem, mężczyzna zdaje się nie posiadać niczego potencjalnie niebezpiecznego. Bo czy sam mężczyzna jest niebezpieczny, na pewno się wkrótce okaże.
Spierdalać? Nie spierdalać?
I tak by nie dał rady. Nie niezauważenie.
Wzrusza ramionami, na co papuga wyraźnie się obrusza, bo trochę gwałtowniej szarpie za małżowinę uszną i w największej pogardzie odlatuje na pobliską gałąź.
Albert tymczasem poprawia sobie plecak na ramionach i gwałtownie osuwa się z gałęzi, zawieszając się na niej do góry nogami, tuż za plecami nieznajomego. Mocno zaśniedziała maska gapi się na niego rybim, nieludzkim spojrzeniem.
- Nic się nie martw kolego, niektórym zwierzakom zwyczajnie brakuje polotu.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 25.10.15 14:13  •  Las. - Page 6 Empty Re: Las.
Szelest.
Zamarł.
Zabije go. Na śmierć. Będzie rosół z Iku, jeśli tylko to przeżyje.
Nagle głos, tuż za nim.
- Nic się nie martw kolego, niektórym zwierzakom zwyczajnie brakuje polotu.
Podskoczył.
I prawie się przewrócił. Właściwie to więcej, niż prawie.
Odruchowo przekręcił się przodem do nieznajomego, ale plecak pociągnął go w dół i w rezultacie wylądował na tyłku, podpierając się rękami.
Fafik podskoczył razem z nim, ale jemu wszystko poszło dużo sprawniej. Rzucił się do ucieczki i wskoczył do blaszanego dzbanka, pocharkując gniewnie.
Al gapił się na maskę w zaskoczonym otępieniu.
To on?
On sprzątnął tych poprzednich?
A może to on był poprzednimi?
W końcu nie znalazł żadnych ciał.
A może...
Cholera jasna.
...Ale przynajmniej wydawał się rozumny.
Chyba, że to jeden z tych, którzy najpierw próbują cię zagadać na śmierć. A dopiero potem zeżreć.
Lekko zmarszczył brwi, mierząc nieznajomego wzrokiem.
Broń.
- ...Chcesz czegoś? - mruknął, nie spuszczając oczu z postaci i nie przestając opracowywać planu ucieczki.
Dobra, może "opracowywać" jest w tym przypadku zbyt ambitne.
Wylądował na dupie przed uzbrojonym kolesiem, zwisającym z gałęzi i nie mógł się szybko podnieść z klocem na plecach. Musiał wykombinować, jak zdjąć plecak, podnieść się, zabrać go ze sobą i znaleźć drogę ucieczki w ciągu ułamków sekund, zanim ten przed nim zdąży zareagować.
Fafik kichnął.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 05.12.15 19:52  •  Las. - Page 6 Empty Re: Las.
Praca anioła nie sprowadza się tylko do strzeżenia granic Edenu i pomagania swoim braciom oraz siostrom. Skrzydlaty nie powinien bowiem zapominać o tych, którzy znajdują się na ziemi i niestety nie posiadają tyle szczęścia, co on sam. Ludzie, którzy co prawda sami sobie zgotowali swój los, nadal są istotami stworzonymi i miłowanymi przez Boga, który porzucił ich tylko po to, żeby wreszcie dostali nauczkę. To tak, jak rodzic, który chowa się za zasłonką w domu, aby jego dziecko pomyślało, że zostało porzucone i chociaż przez moment doceniło jego obecność. Sęk w tym, że w zależności od stopnia rozbestwienia ten proces zajmował różny okres. W przypadku ludzi nawet po setkach lat jest za wcześnie, aby z pochylonymi głowami skierowali się w stronę Boga. Sloppy miał akurat to szczęście albo tego pecha, że widział cały proces od samego początku. Najpierw zagubione i zmieszane spojrzenia przodowały wśród przedstawicieli ludzkiej rasy. Z czasem jednak za wszystkie niepowodzenia zaczęto obwiniać Stwórcę i modły wznoszonego do Niego o pomoc oraz litość przemieniły się w groźby oraz bluźnierstwa. Och, jak serce anioła wtedy krwawiło. Każde kolejne złowieszcze słowo, które nie docierało do Boga, trafiało prosto w jego zmęczoną duszę i robiło w niej kolejną zadrę nienaprawialną nawet przez czas. Pomimo tego Szeszbassar nadal nie odwrócił się od ludzi, nadal postrzegał je jedynie jako zagubione owieczki, które dobrowolnie lgną do wilka myśląc, że nie ma innego sposobu na życie. I mimo tego, że z jego oczu leciały krwawe łzy, to anioł nadal spoglądał na człowieka z uśmiechem na ustach i ciepłem w sercu. Bo dlaczego by nie? Zostali stworzeni niedoskonali, więc mają prawo do ograniczonej ilości błędów.
Abstrahując od tego wszystkiego, Sloppy wybrał się dzisiaj na ziemię z zamiarem prewencji. Nie oczekiwał niczego specjalnego, nie miał nikogo ratować, ani nawracać, a zwyczajnie zstąpić między ludzi z nadzieją, że któreś z nich znajduje się w potrzebie, a anioł będzie idealnym środkiem zaradczym na jego problemy. W tym celu anioł szybował po przestworzach na swoich śnieżnobiałych skrzydłach, a jego ubrania okalające górną połowę ciała zawieszone zostały przy łańcuchu. Być może tkaniny w Edenie było pełno, ale nie oznaczało to, że brodacz w jakikolwiek sposób mógł sobie pozwolić na niszczenie jej za każdym razem, kiedy gdzieś leci. Niemniej jednak, znajdując się nad lasem Slo zauważył obiecującą, szeroką polanę, na którą padały promienie słońca. Był to rezultat dość wczesnej pory dnia. Zegar nie wybił jeszcze południa, kiedy stopy mężczyzny spotkały się z ziemią, a jego zielone oczy zaczęły rozglądać się dookoła. Dlaczego las? Wielu ludzi do tej pory nie znalazło sobie stałego schronienia, a niektórzy z nich żyli w szałasach pośród dzikich zwierząt i roślinności. To właśnie do nich dzisiejszego dnia anioł planował wyciągnąć swoją pomocną dłoń oraz okazać bożą łaskę. Na razie jednak musiał się przyodziać, żeby nie kusić nikogo wyglądem, a także nie nabawić się jakiegoś choróbska. Kto wie? Może los nagrodzi go za przybycie tutaj o wiele szybciej, niż sam przewidywał?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 06.12.15 13:30  •  Las. - Page 6 Empty Re: Las.
Nadjeżdża MG:

Nadchodząca wielkimi krokami zima bardzo daje się we znaki okolicznej faunie. Każde zwierzątko zbiera zapasy na zimę. W lesie nie zobaczysz już nierozłupanych orzeszków, jagód i innych leśnych płodów. Znajdują się jednak nieszczęśnicy, którzy nie mają wystarczających zapasów, nadal czają się w poszyciu w poszukiwaniu pożywienia. Ciężkie jest życie mięsożercy. Wybredni smakosze preferują tylko mięso, a świeży łup to już niemal wigilijna uczta.
Wyszedł ze swojej kryjówki. Plamy słońca padające gdzieniegdzie na polanę pieściły ciepło jego skórę. Podniósł nieznacznie łeb o diabelskim pyszczku znad roślinności. Nie mógł zapomnieć, po co wywlekł się ze swojego skromnego poszycia. Gadzie ślepia ujrzały wysokiej postury postać. Los uśmiechnął się do gadziny, skoro nieszczęśnik zapuścił się na jej teren. Przyczaiła się z powrotem i poczęła wić w stronę ów farciarza.
Gad, przez swoje wielkie cielsko nie może jednak zostać długo niezauważonym. Zwinięty wcześniej teraz wydłużał się jak harmonijka, miał 2m. więc chwile mu to zajmie.
Czarna skóra mieniła się w promieniach słońca, a czerwone linie boczne nieznacznie odznaczały się na tle jesiennego poszycia.
Szeszbassar może zdążyć zareagować. Póki co desperacka bestia wiła się w jego stronę powoli.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 06.12.15 21:44  •  Las. - Page 6 Empty Re: Las.
W toku ewolucji ludzie strasznie poróżnili się ze zwierzętami, jednakże dzięki apokalipsie i oni musieli zbierać zapasy na zimę, żeby nie umierać jak bezpański pies pod mostem. Oczywiście Slo poprzysiągł, że im pomoże i weźmie czynny udział w tych przygotowaniach, jednakże jego plan nie zakładał wyciągania pomocnej dłoni do zwierząt, a szczególnie do takich, jak to, które się teraz do niego zbliża. Tak! Anioł je zauważył, ale nie dzięki dźwiękom jakie wydaje, a przez wielkie cielsko, którego naprawdę ciężko było nie zauważyć. Jeśli dodać do tego jeszcze, że brunet jest niezwykle wyczulony na to, co się dzieje w kącikach jego oczu, to można powiedzieć, że żmij trafił na złą porę. Jego jedyne szczęście leżało w osobie, na którą trafił. Szeszbassar nie zamierzał go zabijać nawet wtedy, gdy ten chciał się nim pożywić. Oczywiście zdawał sobie sprawę z tego, że żmij pewnie nie zrozumie okazania mu w ten sposób łaski, ale to nic. Skrzydlaty nie zamierzał karać go za zachowania zgodne z naturą dopóki nie wyrządzi nimi krzywdy ludziom. Właśnie dlatego pierwszym odruchem brodacza było odskoczenie do tyły, żeby powiększyć dystans pomiędzy nim, a nowym gościem. Później szybkie rozejrzenie się dookoła czy nie ma nigdzie kolegów i można było przystępować do akcji.
- Witaj, mój zwierzęcy bracie. Niestety dzisiaj nie masz szczęśliwego dnia. - mruknął pod nosem i uniósł w górę rękę, wprawiając tym samym w ruch łańcuchu owinięte dookoła. Może i było to lekko przesadzone, ale Slo chciał unieszkodliwić zagrożenie jak najszybciej, a jednocześnie nie wyrządzić nikomu krzywdy i dlatego sięgnął po żywioł, który był na każde jego zawołanie - lód. Plan był dość prosty, bo zakładał najpierw wytworzenie przed wielkim żmijem ściany o wymiarach metr wysokości, metr szerokości i metr grubości, a następnie rozszerzenie jej tak, żeby piękne, czarne stworzenie zostało zamknięte w swoistym, lodowym terrarium. To powinno go uspokoić na kilka godzin, czyli dopóki lód się nie roztopi) i jednocześnie dać Szeszbassarowi czas na udanie się do potrzebujących. Nie było potrzeby, żeby kończyć tę sprawę w całkowicie inny sposób. Niech sobie pożyje i dalej będzie częścią fauny tak, jak zechciał tego Bóg.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 08.12.15 7:03  •  Las. - Page 6 Empty Re: Las.
Gady to drapieżniki, a one z natury zawsze rzucają się w pogoń za obraną raz zwierzyną. Wąż może nawet odpuściłby sobie rosłego przeciwnika, niestety czająca się zima nie dawała mu dużego wyboru menu. Dlatego też, gdy Szeszbassar uskoczył gwałtownie, uniósł się cielskiem na metr, rzucił do przodu z szybkością kilkanaście razy większej i groźniejszej kobry.
Szeszbassar uniósł skutą rękę i przywołał swój żywioł. Choć miał dobre intencje, to gad tego nie zrozumie i nie będzie próbował zrozumieć. To wykracza poza jego zdolności intelektualne, poza: zjedz, albo zostań zjedzonym. Jego plan udał się…w połowie.
Czarny żmij poczuł, że jego ciało utkwiło w lodowej ścianie. Połowicznie. Od koniuszka ogona do połowy cielska, lód niczym imadło trzymał ciało bestii. Diabelska głowa i górna połowa ciała próbowały sięgnąć Sloppy’ego.
Bestia zasyczała donośnie z wściekłości. Wiła się i próbowała przebić lodową skorupę, lecz gruba na metr ściana, hardo trzymała jej drugą połowę. Wściekły żmij syczał coraz donośniej, budząc śpiącą część lasu. Wiewiórka wystawiła nos ze swojej kryjówki, a kilka ptaków wzbiło się w powietrze, byle najdalej od grożącej bestii.
Jeżeli Szeszbassar nie uspokoi żmija, ten może wezwać swoich pobratymców…albo zwabić większego drapieżnika, który weźmie syczenie za agonalne krzyki.

Wszystkie sztuczki dozwolone, choć bestii nie da się ujarzmić, Sloppy może się starać ją „ułagodzić”. Jednak zabicie bestii, grozi podejściem na niebezpieczną odległość i ukąszeniem.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 09.12.15 13:12  •  Las. - Page 6 Empty Re: Las.
Zwierzęta są biedne i szczęśliwe zarazem. Biedne, bowiem nie posiadają wykształconego rozumu i nie potrafią pojąć, że robią coś złego, niegodnego i kalającego ich majestatyczne jestestwo. Z drugiej jednak strony, bez zrozumienia nie są w stanie odróżnić dobra od zła i popełniać tym samym grzechu. Nie posiadają uczuć wyższych, nie oczekuje się od nich okiełznania ich natury i z reguły nie dostają kary za niepowodzenie. Właśnie dlatego Szeszbassar spoglądał na swojego "przeciwnika" ze spokojem i smutkiem w oczach jednocześnie. Ten gad mógłby wiele osiągnąć i zrobić jeszcze więcej dobrego gdyby tylko posiadał czyste serce, sumienie i rozwinięty rozum. Inaczej jest w stanie tylko rzucić się na oślep na swoją ofiarę, starając się jednocześnie ją zabić. Niestety zimny lód jest o wiele silniejszy, niż mogłoby się żmijowi wydawać i niestety nie wyrwie się z niego tak łatwo.
- Dzisiaj będziesz musiał znaleźć inne pożywienie. Powodzenia. - po raz kolejny odezwał się do zwierzęcia, co może się wydawać niektórym dziwne. Slo traktował jednak wszystkie istoty w ten sam sposób i nie miał z tym żadnego problemu. W każdym razie anioł nie zamierzał narażać na niebezpieczeństwo ani siebie, ani żmija skutego w lodzie, więc po raz kolejny zdjął z siebie płaszcz i koszulę nawet, jeśli ma od tego lekko zmarznąć. Po chwili ukazały się śnieżnobiałe skrzydła mężczyzny, którymi od niechcenia lekko machnął. Za pierwszym razem tylko po to, aby je rozprostować, ale z każdym kolejnym ruchem anioł unosił się powoli ku górze, zostawiając na ziemi żmija czyhającego na jego najmniejszy błąd. Ten niestety nie nadszedł, bowiem Slo użył swojej mocy po raz kolejny dopiero wtedy, gdy znajdował się na odpowiedniej wysokości. Najpierw upewnił się, że nic mu nie grozi, a dopiero później sprawił, że lód obejmujący gada zaczął powoli pękać i w efekcie swoista klatka się rozpadła. Jeśli wszystko się udało, wtedy brunet po prostu zaczął szukać innego miejsca do wylądowania na ziemi.

2 post używania mocy
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 10.12.15 16:48  •  Las. - Page 6 Empty Re: Las.
Wściekły żmij zamarł, gdy Sloppy zwrócił się w jego stronę. Jakby jego głos, słowa, były dla węża zrozumiałe, w jakiś sposób go ogłuszając, ale gdy tylko Szeszbassar zamilkł, instynkty drapieżcy na nowo przebudziły się w bestii. Wił się z wściekłości, syczał groźnie chcąc ukąsić wszystko co tylko się doń zbliży.
Sloppy wzniósł się w powietrze i uwolnił czarnego żmija z lodowej pułapki. 

Lód rozbryzg się wszędzie, rozrzucając odłamki po polanie. Ostre kryształy mieniły się lekko, odbijając promienie słońca, jednak dla żmija nie było tak sielankowo. Uciekał przed co większymi kawałkami, by go nie przygniotły. Szybko zawinął się na drzewo i postanowił z niego zaatakować Anioła Zastępu. 
Wciąż głodny.
Żmij zniknął z oczy Sloppy’emu. Nie wie, na którym drzewie może się znajdować, ani jak wysoko zdążył się już wspiąć. Najwyraźniej bestia planuje dopaść Anioła, nawet, gdy ten znajduje się w powietrzu. Stary las, posiada potężne drzewa, których korony starają się niemalże przeciąć chmury.
Jest to miejsce schronienia wielu istot. Tutaj SPEC jeszcze nie dotarł ze swoimi piłami mechanicznymi i innymi maszynami, niosącymi zagładę matce naturze.


Ostatnio zmieniony przez Ford dnia 10.12.15 16:48, w całości zmieniany 1 raz (Reason for editing : kod)
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 11.12.15 23:05  •  Las. - Page 6 Empty Re: Las.
Sloppy był tym wszystkim już zmęczony. Czasami żałował, że Bóg nie obdarzył go zdolnością rozmowy ze zwierzętami, ale najwyraźniej miał w tym jakiś cel, więc koniec końców brunet nigdy nie kwestionował darów, które otrzymał. Oczywiście zawsze pewien niedosyt i niepewność pozostawały, ale anioł starał się je przykładnie upychać w kąt i zwyczajnie o nich zapominać. Teraz za to stał przed problemem, który wydawał się nie mieć końca. Oczywiście wcześniej Slo widywał już czarne żmije, ale nigdy nie trafił na aż tak zajadły przypadek. Anioł wzniósł się jeszcze o dwa metry wyżej i przez krótką chwilę starał się wypatrzeć drapieżnika, żeby zorientować się w jego położeniu. Jednakże niezależnie od wyników brodacz nie zamierzał dalej bawić się w berka. Jeśli nie może go zabić, nie może go uspokoić, ani nie mogą się rozejść w pokoju, to w takim zestawieniu pozostaje jedynie opuszczenie tego miejsca. Białe skrzydła poruszyły się w powietrzu po raz kolejny, ale tym razem znacznie gwałtowniej. Anioł nie miał zamiaru jedynie utrzymywać się nad koronami drzew, a ruszyć na zachód. Slo wydawało się logiczne, że szybciej będzie się poruszał za pomocą skrzydeł po pozbawionym przeszkód niebie, niż czarny żmij pośród koron drzew i kolejnych gałęzi.
- To by było na tyle. Poszukaj równych sobie, bracie. - zagadnął z delikatnym uśmiechem, lecąc dalej. Najwyraźniej las nie był najlepszym miejscem na rozpoczęcie poszukiwań potrzebujących, więc być może lepiej pójdzie mu w nieco bardziej zatłoczonym miejscu? Znieczulicę i obojętność można spotkać wszędzie, a paradoksalnie jest ona nawet większa w tam, gdzie jest możliwość zgromadzenia o wiele więcej rąk, które mogłyby pomóc. Problem w tym, że często tego nie robią i właśnie dlatego Slo zamierza to zmienić.

z/t, jeśli MG pozwoli~
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie   •  Las. - Page 6 Empty Re: Las.
                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 6 z 27 Previous  1 ... 5, 6, 7 ... 16 ... 27  Next

 
Nie możesz odpowiadać w tematach