Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 16 z 27 Previous  1 ... 9 ... 15, 16, 17 ... 21 ... 27  Next

Go down

Pisanie 12.03.18 20:07  •  Las. - Page 16 Empty Re: Las.
Leith
Pomimo braku czujność, jego instynkt zachowania zadziałał wzorowo.
Pomimo ataku ostrego dzioba, który co rusz starał się również wyszarpać kilka piór z ciała weterynarza, to sam również wyszedł z inicjatywą i zawalczył. Goro na początku miał przewagę, raniąc dotkliwie Leitha, jednak ten w odwecie celnie trafił w oko przeciwnika, przez co jego siła natarcia gwałtowanie zmalała. Goro wrzasnął przeraźliwie, chcąc cofnąć się w tył, jednak szpony blondyna zakleszczyły się na jego ciele przez co począł się szarpać. Jednak siła przeciwnika  — w biokinetycznej formie —  dorównywała jego własnej, w efekcie czego Leith uszkodził prawe oko Goro. Białko wypłynęło, a on przymknął ranne ślepie, skrzydłami trzepocząc w ataku paniki.
Skrzek Leitha zainteresował Naydena. Podopieczny weterynarza miał zbyt wyczulony słuch oraz obaj posiadali zbyt duże doświadczenie we współpracy, aby tym razem nie móc wspomóc swojego kompana. Ptak zerwał się, wylatując przez otwór drzwiowy. Wzbił się w niebo, lecąc do swojego pana.
Goro pomimo tego stracił równowagę, we łbie mu szumiało, a Leith wydawał się bardziej bojowy niż go ocenił na początku.
Musiał się bronić, dlatego też  atakował szponami na oślep, trafiając kolejny raz w to samo miejsce —  na piersi —  i powiększając tym ranę. Zapiekło niemiłosiernie.
Goro na chwilę stracił koordynację, dzięki czemu Leith mógł go zrównać z parterem. Zapewne uderzenie — bądź strzał —  z takiej wysokości zabiłby przeciwnika.

Yury
Zanim Wieczny stracił równowagę, oddał strzał na oślep i tym samym trafiając Hortoru w bark. Mężczyzna zaklął głośno nie spodziewając się tego ataku. Mógł go przewidzieć, zwłaszcza, że ich ucieczka otoczona była kurzem i gradem kul. Ryzyko było wielkie, jednak miał pięćdziesiąt procent  szans na przeżycie. Chociaż przy postrzale szanse te zmalały do czterdziestu pięciu. Nie był tak sprawny, jak chwilę temu. Wtedy dokuczała mu jedynie łydka, teraz kolejna część ciała, z której krew wypływała obficie mieszając się z błotem. Przy dobrych wiatrach umrze na zakażenie.
Topił Wiecznego, mając nadzieję, że skurwiel w końcu odpuści i straci trochę oddechu. Szamotał się, dzięki czemu jego nadzieja na to rosła, lecz hart ducha biomecha wcale nie malał z każdymi sekundami. Wręcz przeciwnie, pieprzony dupek zamachnął się na niego, jednak nie zdołał trafić. Natomiast druga, mechaniczna ręka skutecznie dosięgła jego żeber. Coś chrupnęło po skonsultowaniu się z metalem i jego wrażliwymi kośćmi.
Pękło żebro.
Zawył w agonii, puszczając biomecha. Odskoczył — na tyle ile gęsta masa mu pozwoliła — w tył. Ruszył ku brzegowi, mając nadzieję, że zanim Yury ogarnie się z błota, zdoła uciec i przeżyć. Może udałoby mu się złapać za jakiś gruby kij i przyjebać mu w łeb...
Szanse malały.
Ha. A mógł hodować kukurydzę, jak mu matka radziła.

Chashka
I spróbował. Decyzja Chashki należała do szybkich, dzięki czemu lekarz unikał wielu niekomfortowych sytuacji jakie mogłyby powstać, gdyby kobieta ta przeżyła.
Pies schował się pod stół, obawiając się kolejnego ataku agresji, tym razem wymierzonego prosto w niego. Na głos lekarza wojskowego nawet nie zareagował, nie mając najmniejszego zamiaru iść w jego kierunku. Pozostał w chacie, cicho skomląc pod nosem.
Żurawina stała niedaleko chaty, pałaszując trawę. Wystrzały nie były jej straszne. Stała nieporuszona całą akcją, jaka miała miejsca w lesie.
Chashka wybiegł na tę samą drogę, którą podążał Yury. Dotarł na miejsce parę chwil później, dostrzegając walczącego Wiecznego w błocie, jak również ponad ich głowami Leitha, który pod postacią Kani Rudej starał się odepchnąć do siebie wroga. Co zamierzał zrobić? Kogoś wspomóc?
Kolejny wybór stał przed nim.




______________________________________________
Dopisek:
x Opis Chashki: Mokry i lekko zmarznięty przez przemoczone ubranie. Zraniony w dłoń. Krew sączy się z rany, należy ją opatrzyć.
x Opis Hotoru: Posiada pistolet z pełnym magazynkiem (4/6). Mierzy w Yury'ego. Przybrał prawdziwy wygląd. Postrzelony w łydkę przez Leitha.  Postrzelony w bark przez Yury'ego.
x Opis Goro: Pistolet w kaburze z pełnym magazynkiem. Stracił trzy naboje. Przemienił się w jastrzębia.
x Opis matki: Weszła pod stół z psem. Nie żyje iks de — Chash zabił staruszkę.
x Opis Yury'ego: Zmarznięty, przemoczony przez deszcz. Został draśnięty przez kulę w lewe ramię.
x Opis Leihta: Zmarznięty, przemoczony przez deszcz. Płytka rana na obojczyku i kawałku klatki piersiowej przez ptasi szpon. Rana na klatce piersiowej głębsza, mocniej krawawii i piecze.
x Opis Jastrzębia: Sprawny. Bez obrażeń.

Na dworze nadal pada deszcz.  Jest ślisko i błotniście. Grunt grząski.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 13.03.18 11:32  •  Las. - Page 16 Empty Re: Las.
Niebieskie ślepię weterynarza zabłyszczało złowrogo zaraz po tym, gdy okazało się, że udało mu się wcielić swój plan częściowego oślepienia przeciwnika w życie. Bardzo szczegółowo zapamiętał moment, w którym szala przechyliła się na jego stronę — wierzył, że to jedno, drobne zwycięstwo zapewni mu wygraną w tej walce. Teraz wszystko miało stać się łatwiejsze — mocno zranionego wroga łatwiej jest udupić i pokonać na dobre. Chwilę się poszarpali — kilka samotnych, zakrwawionych piór powolnie spadało na ziemię. Szpony i skrzydła poruszały się niespokojnie w tym wojennym szale, niekiedy ciężko było zaplanować kolejny ruch, wszystko działo się bardzo szybko i chaotycznie.
Leith nie był do końca pewny, czy jego charakterystyczny skrzek został przez kogoś usłyszany, ale starał się być jak najlepszej myśli. Rana, którą wcześniej mu sprawił przeciwnik piekła i dawała o sobie znać niemalże przy każdym ruchu skrzydeł, ale to był ten rodzaj bólu, który dało się zignorować, który mógł motywować do dalszego działania.
W walce weterynarz nabawił się kolejnych ran — a raczej został zraniony ponownie w to samo miejsce. Rozcięcie na piersi powiększyło się — trysnęła czerwona maź, poleciały kolejne pióra. O ile wcześniej jakoś dawał sobie radę ze znoszeniem bólu, tak teraz czuł się, jakby coś paliło go od środka. Przeorane pazurami miejsce krwawiło i piekło jak diabli, przypominając o sobie przy każdym, nawet najdrobniejszym ruchu. Blondyn doskonale wiedział, że teraz będzie miał jeszcze większe problemy z wymierzeniem ostatecznego ciosu. Musiał być cholernie ostrożny, jeśli sam nie chciał marnie skończyć — jedna pochopnie podjęta decyzja mogła sprowadzić na niego zgubę.
Locklear nie zamierzał niepotrzebnie ryzykować — odleciał trochę od przeciwnika, wciąż mu się przyglądając. Wolał zachować bezpieczną odległość, by w razie potrzeby móc odpowiednio zareagować na atak z jego strony. Gdzieś w oddali musiał też usłyszeć Naydena, który zaskrzeczał ostrzegawczo — był w pełni sił, bez problemu mógł dogonić rannego wroga, jeśli ten próbowałby uciec. Jastrząb doskonale wiedział co robić — miał zadać ostateczny cios, miał sprowadzić Goro do parteru. Leith nie mógł aż tak ryzykować — po tym spotkaniu prawdopodobnie i tak będzie musiał trochę odpocząć. Głębokich ran nie można było lekceważyć — i tak już ledwo trzepotał skrzydłami, coraz ciężej było mu utrzymać się w powietrzu, dlatego to właśnie Nayden miał zaatakować dziobem wrogiego skrzydlatego.

    ✘___ BIOKINEZA: KANIA RUDA [3]
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 13.03.18 18:47  •  Las. - Page 16 Empty Re: Las.
Na wąskich ustach biomecha pojawił się sardoniczny uśmiech. Rana postrzałowa, z której zaczęła sączyć się krew, była ostatnim - ale za to jaki pięknym! - widokiem jaki ujrzał, zaraz po tym, jak jego głowa skonfrontowała się błotem. Potem musiał przystopować z chwilą triumfu, bo otóż stopniowo brakowało mu powietrza w płucach. W ustach, na języku oraz w gardle miał pach. Szamotał się jak szatan, celując na oślep pięściami, ani chwili się nie wahając przed konfrontacjami knykci z obcym ciałem. Wreszcie trafił do celu. Mechaniczna pięść wbiła się w ludzką skórę, tkankę kości. Cios był silny, chociaż Wieczny nie miał pewności, czy w jakikolwiek uszkodził żebra.
Głośny krzyk przeciął powietrze. Zawirował w powietrzu i doleciała do uszu Yury'ego, gdy mężczyzna uniósł głowę, czując, że kark został uwolniony z uścisku. Śmiech porwał się z jego gardła. Był nieprzyjemny, szaleńczy. Taka sama furia paliła się w jego poszarzałym oku.
Wierzchem dłoni odgarnął błoto najpierw z oka, potem ust. Wypluł zawartość przełyku na podłoże, a jego ręka sięgnęła po zapalniczkę, znajdującą się w kieszeni kurtki. Rozpiął zamek błyskawiczny i uchwycił urządzenie w palce. W międzyczasie wstał niezgrabnie, potykając się, ale wreszcie mu się udało. Podtrzymał się pobliskiego pnia, by nie upaść. Potarł palcem o włącznik przedmioty, wtem kula ognia pomknęła w kierunku uciekającego skurwysyna. Pierdolony tchórz. W dłoni biomecha pojawił się drugi pistolet z prawie pełnym magazynkiem. Zacisnął na nim zdrową rękę, kciuk pomknął do spustu. Pociągnął go. Rozległ się huk wystrzału. Celował w nogi na poziomie kolana. Miał ochotę przemeblować mu twarz w paru miejscach, zanim go zabije.
Wycharczał parę przekleństw. Błoto umożliwiało mu przedostanie się do mężczyzny i uchwycenie jego szyj w mocny, miażdżący uścisk. Był za ciężki. Grzązł w ruchomej nawierzchni, ale nie poddawał się. Stawiał ciężkie kroki, coraz szybciej i szybciej, gdyż stopniowo przystosowywał się do rozmokłego gruntu.
Nie uciekaj, pizdo, jeszcze nie skończyłem! — krzyknął. Za tymi słowami zdecydowanie kryła się groźba. Ręka biomecha zakleszczyła się na zabłoconej kostce.

Zapalniczka Piromana - 1|2


Ostatnio zmieniony przez Yury dnia 28.03.18 12:58, w całości zmieniany 1 raz
                                         
Yury
Windykator     Opętany
Yury
Windykator     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Wcześniej Kido Arata, teraz Yury. Czasem Wujek Menel (c)Chyży.


Powrót do góry Go down

Pisanie 23.03.18 1:46  •  Las. - Page 16 Empty Re: Las.
Zewsząd unosił się zapach wilgotnej gleby, która wraz ze stałymi opadami deszczu sprawiła, że grunt przypominał błotniste lodowisko. Bieganie nie należało do przyjemności w obliczu wszechobecnego mlaskania, gdy wojskowe buciory zawiązane na odpierdol na chwilę wtapiały się ziemię, ale mimo tych naturalnych utrudnień. Były wojskowy przystanął w miejscu, by ocenić sytuacje i szanse swoich kompanów. Żyli, a to już połowa sukcesu.
Ilya Antonowicz Morozov nie podążył jednak śladem Wiecznego zażywającego właśni kąpieli błotnej — nie planował się tam popluskać, co zostało tylko odzwierciedlone na twarzy lekarza lekkim skrzywieniem na twarzy. Jego uwaga została jednak skupiona na walczących zwierzętach, a glock automatycznie został ujęty w obie dłonie. Przez chwilę tylko mierzył do dwóch ruchomych celów walczących w powietrzu w postaci jastrzębia i kanii rudej, jakby wyczekując tylko odpowiedniego momentu i… w zasadzie tylko to powstrzymywało go przed pociągnięciem za spust. Gdy usłyszał skrzek dobiegający nieco za sobą, upewnił się, że to nie ten jastrząb, którym miał się zająć. Nie dało się ukryć, że Ilya nie zwrócił na ptaka większej uwagi, bardziej zainteresowany psem siedzącym pod stołem czy Żurawinką. Lekarz pociągnął za spust bez wahania, jak w przypadku starszej kobiety, która zaatakowała go w domku, odgłos wystrzału odbił się echem, płosząc pewnie pobliskie zwierzęta. Celem był walczący jastrząb (tj. zmieniony Goro), nie dopiero co nadlatujący Nayden zamierzający włączyć się do akcji. Postrzelony wróg w postaci biokinetycznej efektownie przejechał po błotnistej nawierzchni, być może obracając się wokół własnej osi w efekcie siły wystrzału, zwalniając jedynie dzięki rosnącej bujno trawie.
Dług uznaję za spłacony, shlyukho — skomentował zimno Rosjanin, a w tych czterech słowach przemknęło obce akcentowanie słów. Nie czekał na odpowiedź, na podziękowania, nie potrzebował ich. Nie miał czasu na tego typu bzdury i uprzejmości, kierując się w stronę Wiecznego.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 28.03.18 13:47  •  Las. - Page 16 Empty Re: Las.
Leith / Chashka
Leith walczył naprawdę dzielnie, jak na prawdziwego Smoka przystało. Z nieba leciał deszcz piór, a w pewnym momencie nawet kilka krwawych kropel.
Nayden leciał do źródła nawoływania. Dotarł w ostatnim momencie, kiedy Goro zebrał się i chciał ponownie zaatakować weterynarza. Ptak wpakował się ciałem w ciało drugiego ptaka, co skutecznie ogłuszyło wroga. Chwila dezorientacji.
W tym momencie również Morozov dobiegł do miejsca zdarzenia.
Wycelował w Goro.
Padł strzał.
Celny, jak na oko byłego wojskowego. Goro dostał w klatkę piersiową. Oszołomiony, zamarł w powietrzu, a następnie runął z dużej wysokości wprost na twarde podłoże, tym samym zdychając na miejscu. Nie miał szans przeżyć z takiej wysokości.
Jeden przeciwnik mniej.*
Leith musiał opatrzyć ranę, zważając na krwawienie. Nie zagrażało ono jego życia, jednak dłuższe zwlekanie mogło wiązać się z różnymi powikłaniami, chociażby zakażeniem.

Yury
Yury miał ciężki orzech do zgryzienia w postaci swojego sobowtóra. Typ wykazywał duże pokłady przetrwania. Nic więc dziwnego, kiedy starał się ostatkiem łapać wszystkiego co się dało. Nawet przysłowiowej brzytwy.
Hotoru praktycznie wydostał się na brzeg, czołgał się brzuchem po trawie, ale z oddali dostrzegając Chashkę. W tym momencie w jego głowie pojawiły się obliczenia, które wskazywały procenty przeżycia. Leciały na łeb na szyję, ku jego przerażeniu. Tracił coraz więcej sił przez wcześniejsze postrzelania. Nie miał co się oszukiwać, że hart ducha słabł z każdym gwałtowniejszym ruchem.
Potrzebował chwili, aby odsapnąć, jednak Wieczny ani przez moment nie próżnował. Napierał jak prawdziwy buldożer do przodu torując w błocie drogę. Nawet ono nie stało mu na przeszkodzie udupienia typa.
Hotoru wolno wsparł się na rękach, kiedy poczuł dłoń zamykającą jego kostkę w żelaznym uścisku.
Panika. Przerażenie.
Odwrócił brudną twarz w jego stronę, a do uszu dobiegł głośny trzask. Spojrzał w tamtym kierunku, dostrzegając leżącego na ziemi Goro.
Nie ruszał się.
Nie żył.
Zacisnął zęby, aby po raz ostatni stawić czoła pieprzonemu buldożerowi. Dłonią sięgnął za pasek, wyciągając niewielki myśliwski nóż. Na oślep, bez większej koncentracji machnął ostrzem w powietrzu. Ku nieszczęściu Yury'ego, Hotoru trafił w twarz. Na szczęście omijając zdrowe oko.
— Pierdol się, cwelu!



* Chashka szaleje xDDD Wykończył babcie, teraz zwierzę xDDD

______________________________________________
Dopisek:
x Opis Chashki: Mokry i lekko zmarznięty przez przemoczone ubranie. Zraniony w dłoń. Krew sączy się z rany, należy ją opatrzyć.
x Opis Hotoru: Posiada pistolet z pełnym magazynkiem (4/6). Mierzy w Yury'ego. Przybrał prawdziwy wygląd. Postrzelony w łydkę przez Leitha.  Postrzelony w bark przez Yury'ego.
x Opis Goro: Pistolet w kaburze z pełnym magazynkiem. Stracił trzy naboje. Przemienił się w jastrzębia. Chash zabił Goro.
x Opis matki: Weszła pod stół z psem. Nie żyje iks de — Chash zabił staruszkę.
x Opis Yury'ego: Zmarznięty, przemoczony przez deszcz. Został draśnięty przez kulę w lewe ramię. Głęboka rana na twarzy, pozostanie blizna. Krwawi.
x Opis Leihta: Zmarznięty, przemoczony przez deszcz. Płytka rana na obojczyku i kawałku klatki piersiowej przez ptasi szpon. Rana na klatce piersiowej głębsza, mocniej krwawi i piecze.
x Opis Jastrzębia: Sprawny. Bez obrażeń.

Na dworze nadal pada deszcz.  Jest ślisko i błotniście. Grunt grząski.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 01.04.18 16:29  •  Las. - Page 16 Empty Re: Las.
Weterynarz naprawdę szybko zaczął odczuwać konsekwencje wcześniejszej próby zawiadomienia pomocy — ptasi skrzek, który z siebie wydał sprowadził na niego cierpienie, którego nie potrafił zignorować. Silny, rozdzierający ból gardła zaatakował bezlitośnie i natychmiastowo — Leith czuł się, jakby pazurami przeorano mu szyję, a nie klatkę piersiową, miał wrażenie, że po wysiłku, który musiały przejść jego struny głosowe, nie będzie w stanie przez najbliższy czas nawet pisnąć. Ale lepiej było wołać o pomoc, a nie skończyć tak jak Goro.
Wydawać by się mogło, że Nayden przyleciał w ostatniej chwili i własnym ciałem ochronił swojego właściciela — gdyby pojawił się kilka sekund później, to przeciwnik z impetem wleciałby w blondyna, który prawdopodobnie miałby problemy z odparciem natarcia. Wyćwiczony jastrząb okazał się być szybszy i zwinniejszy — nic dziwnego, że tak szybko poradził sobie z pierzastym nieprzyjacielem.
Zaraz po tym rozległ się huk — ktoś strzelił.
Blondyn zobaczył tylko jak z ptasiego korpusu wrogo nastawionego jastrzębia tryska krew. Jeszcze chwilę utrzymywał się w powietrzu, potem poleciała garść zaczerwienionych piór, a na samym końcu przeciwnik zaczął bezwładnie spadać w dół. Leith odwrócił wzrok — nie przyglądał się rychłemu końcowi rywala. Powolnie obrócił ciało, chcąc dostrzec swojego wybawcę — bez problemu namierzył Chashkę, do którego skinął łbem w geście podziękowania. Poharatane ciało wciąż go okropnie piekło, wiedział, że raną musi się raną, dlatego też postanowił udać się do miejsca, w którym zostawił ubrania i torbę, w której była apteczka z potrzebnymi medykamentami.
Przeleciał nad Morozovem — kilka kropel ciemnoczerwonej krwi pewnie padło u stóp byłego wojskowego, a potem wraz z Naydenem zaczął zlatywać w dół, przyszykowując się do trudnego lądowania. Niełatwo było mu się zatrzymać z mocno krwawiącą raną, ale ostatecznie jakoś udało mu się to zrobić. Zahaczył o sterczące gałęzie w połowie ogołoconego krzaku, a potem odmienił się. Kolejna fala bólu rozeszła się po jego chuderlawym ciele — czuł się jakby ktoś przywalił mu kijem bejsbolowym lub jakąś maczugą. Był cały obolały, choć to właśnie głębokie rozcięcie na klatce piersiowej przysparzało mu najwięcej cierpienia i dyskomfortu. Każdy wdech i wydech potęgował ból, a ruszanie rękoma było niewygodne — mimo wszystko musiał to jakoś przetrwać i jak najdokładniej oczyścić rozcięcia.
Powolnie naciągnął na siebie spodnie, a później przysunął do bliżej skórzaną torbę. Rozpiął pordzewiały zamek i wyjął apteczkę. Bez problemu odnalazł wodę utlenioną i kilka kawałków czystego materiału. Wziął jeden z prowizorycznych opatrunków i najpierw na sucho pozbył się lepkiego szkarłatu z okolicy rany. Zaraz po tym kolejny kawałek materiału umoczył w wodzie, a potem przytknął go delikatnie do klatki piersiowej. Zacisnął zęby, a na jego twarzy pojawił się grymas bólu. Oddychał ciężko, z trudem, syczał jak ranny wąż, ale z jego ust nie padło nawet jedno przekleństwo. Jego gardło zachowywało się jakby ktoś bateria rozładowanego telefonu.
W akompaniamencie syknięć i ciężkich wdechów oczyszczał ranę, a na sam koniec obwiązał się jeszcze jedną z czystszych szmat jakie znalazł. Narzucił na siebie resztę swoich ubrań. To musiało mu wystarczyć na jakiś czas, wiedział, że dopiero w Smoczej Górze lepiej zajmie się obrażeniami, które odniósł podczas walki. Miał tylko nadzieję, że niczego nie będzie trzeba zszywać.
Ostrożnie odgarnął kilka rudych kosmyków na bok, zmuszając się do powstania. Nayden chwycił dziobem pasek torby — chciał odciążyć swojego właściciela.

    ✘___ BIOKINEZA: KANIA RUDA [4], przerwana.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 01.04.18 19:30  •  Las. - Page 16 Empty Re: Las.
W chwili konfrontacji bezwiednego ciała z podłożem, rozległ się jeszcze jeden dźwięk - biomech po raz kolejny pociągnął za spust, celując lufą w nogę napastnika, na której zacisnął dłoń, w celu jego spowolnienia. W jego oczach już był martwy, ale nie poczuł satysfakcji po tym, jak z kolana trysła krew, gdyż wówczas dostrzegł błysk ostrza noża. Głośny syk uleciał z jego gardła w towarzystwie wiązanki przekleństw. Broń wypadła z ręki, gdy w akcie dezorientacji sięgnął nią do krwawiącej rany. Zgarnął posokę z rozcięcia, badając opuszkami jej głębokości i długość. Dłoń mocniej zacisnęła się na kostce. Pociągnął za nią i usłyszał plusk.
Dlaczego, pokurwiu? — Pytanie wyeksponowało się na jego wargach, gdy obaj na powrót zanurzyli się w błotnistej podłożu. Ręka Yury'ego zakleszczyła się na brudnych połach obcych ubrań i pociągnęła ich właściciela w dół. Właściciel rosyjskich korzeni nachylił się nad nim, Krople juchy spływające ciurkiem z jego pokiereszowanej, parszywej gęby zaczęły skapywać Hotaru do oczu, ust, nosa. Sapał głośno, wbijając zmrużone w ramach wściekłości oko wprost w jedną z odpowiedniczek Desperata. — Dlaczego się pode mnie podszywałeś? — Palce biomechanicznej dłoni zacisnęły się na kamieniu, który leżał obok niej. Obrócił go w nich, przyciskając kanciastą końcówkę do grdyki nieznajomego. — Mów, chuju — ponaglił, wprawnym ruchem tworząc na strukturze szyi pojedyncze cięcia. Wlazł na przebierańca, przygniatając go niemal całym ciężarem swojego cielska. — Chcesz podzielić los swojego przydupsa? — Mokre kosmyki włosów przysłoniły oblicze biomecha, gdy wykrzywił usta w mściwym uśmiechu.
Skóra na policzku mężczyzny została po raz pierwszy zdzielona kamieniem.
                                         
Yury
Windykator     Opętany
Yury
Windykator     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Wcześniej Kido Arata, teraz Yury. Czasem Wujek Menel (c)Chyży.


Powrót do góry Go down

Pisanie 06.04.18 0:49  •  Las. - Page 16 Empty Re: Las.
Rosjanin obrawszy konkretny kierunek wrócił się na leśną ścieżkę, przypominającą w pełnej okazałości błotnisty, mlaskający dywan, szedł przez chwilę przodem wzdłuż niej. Nie biegł, mimo że ruszył nawet nie oglądając się za towarzyszem, którego ptakiem miał się zająć. Ilya Antonowicz Morozov nie był niczyją niańką, a jeśli to Hydra miała przyjrzeć się jego obrażeniom z bliska i to już niedługo, to chwila czy dwie jasnowłosego nie zbawią. Jak trochę bardziej pokrwawi, to nauczy się, aby ran nie lekceważyć.
Były lekarz wojskowy opuścił broń, nadal trzymaną w prawej dłoni, z grymasem stale wymalowanym na twarzy. Nasilającego się bólu nie dało się ignorować, tak jak lekkiego przemarznięcia w efekcie mokrych ubrań, które przywarły do ciała. Nadal padający deszcz zdążył już ostudzić jego wcześniejsze wzburzenie i utrzymać nerwy na wodzy, ale nie pozbył się jego największego demona. Uplastyczniony, przez posłaną do grobu staruchę, kręgosłup moralny Rosjanina powoli wracał do poprzedniej, bardziej stałej formy. Do czasu. Aż nader dobrze tłumił w sobie wyrzuty sumienia — od lat. Można, by pokusić się o tak śmiałe stwierdzenie, że doszedł w tym niemal do perfekcji.
Cóż, spośród całej trójki pozostał już tylko jeden, lecz zanim Rosjanin dotarł dostatecznie blisko, by rzucić okiem na obraz nadchodzącej krwawej i makabrycznej w skutkach katastrofy. Przystanął w miejscu, widząc znaną sobie sylwetkę, odetchnął bezgłośnie. W tym momencie nic go już nie zatrzyma. Tak jak w tej cholernej uliczce — przemknęło Morozovowi prędko przez myśl, nim ostatecznie odwrócił się plecami do postępującego rozkwaszania wroga, przyzwalając poniekąd na nasilający się proceder. Nie wypadało mu w obliczu wcześniejszego oskarżenia ze strony biomecha rzuconego na wejściu, ingerować ani mieszać się w coś, co zdawało się nieuniknione. Mimowolnie uśmiechnął się sardonicznie pod nosem. Ruszył w kierunku pozostawionego wcześniej za sobą domku, by tam znaleźć coś czymś opatrzy sobie rękę. I najważniejsze, przynajmniej na ten moment… musiał zabrać swojego psa, którego zostawił skulonego pod stołem nieopodal denata.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 11.04.18 11:19  •  Las. - Page 16 Empty Re: Las.
Leith zajął się sobą, co wyszło mu jedynie na dobre. Rana wymagała interwencji kogoś z zakresu medycznego, nawet tego zwierzęcego.
Chash natomiast widząc tarzającego się w błocie kompana, odwrócił się na pięcie i poszedł w stronę chaty, gdzie czekał na niego skulony i przerażony szczeniak. Dygotał wystraszony,  nie bardzo mając jak przed nim uciec, dlatego też nie oponował, gdyby ten zechciał go pochwycić na ręce.
Jedynie Yury z całej trójki nie mógł jeszcze odsapnąć po wyczerpującej drodze i załatać swych ran.
Brudny i walczący o życie Wieczny przechylił szale na swoją korzyść, górując nad przeciwnikiem. Hotoru czuł coraz większy strach w patowej sytuacji. Mięśnie napięły się oczekując na ostatni atak wymierzony ostrym kamieniem, jednak Yury'emu nie spieszyło się go zakończenia jego żywotu. Dał mu kolejny cień nadziei, szansy.
—  Pierdol się. Panoszysz się po Desperacji, jak dziwka po ulicach. Chcieliśmy zarobić trochę kasy na twojej mordzie. Czy to nie oczywiste?!
Warknął, a wówczas kilka większych kropel krwi skapnęło na jego policzek i czoło.
—  Chujowo wyglądasz. Z blizną ci nie do twarzy.
Powinien zamknąć gębę, powinien.
Ale nie potrafił. W obliczu zagrożenia ludzie robili wiele nieprzewidywalnych rzeczy, o które nigdy się nie podejrzewali.
—  I tak mnie zabijesz, kogo oszukujesz. Myślisz, że nie wiedziałem kim jesteś i z czym to może się wiązać jeżeli wpadniesz na nasz trop?
Zaśmiał się.
Krwawił jak świnia. Nie miał szans na ucieczkę. Rany postrzałowe i połamane żebra, zdawały się być krytycznymi. Ręce, którymi do niedawna się odsłaniał przed biomechem mimowolnie opadały, tracąc na sile. Głowa opadła w tył, na trawę. Zaśmiał się na odchodne. Yury wyrządził większe spustoszenie w ciele podrabiańca niż mógł się spodziewać. Połamane żebra uszkodziły wątrobę, w efekcie czego doszło do krwotoku wewnętrznego. Nie miał szans.
— Heh, nieźle byłeś zdziwiony.
Rzucił jeszcze w eter zamykając oczy.
Zmarł.



_______________ WYDARZENIE ZAKOŃCZONE______________


Podsumowanie:
— Leith podczas akcji został zraniony dotkliwie w klatkę piersiową. Głęboka, silnie krwawiąca rana. Szczypie. Nie zagraża jednak życiu. Pozostanie niewielka blizna.
—  Chashka dorobił się rozciętej dłoni. Jeśli nie chce nikogo zarazić wirusem, musi niezwłocznie opatrzyć ranę. Zdobył psa.
— Yury został postrzelony w lewe ramię, które należy opatrzeć. Rana brzydko krwawi i może wdać się infekcja. Do tego poprzeczna rana na twarzy, pozostanie blizna.


Dziękuję za wytrwałość i zaangażowanie postaci w rozgrywkę. ~


Ostatnio zmieniony przez Shane dnia 11.04.18 12:41, w całości zmieniany 2 razy
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 23.04.18 22:15  •  Las. - Page 16 Empty Re: Las.
Ziewnął szeroko, nawet nie kwapiąc się, aby zatkać sobie usta. Czuł się zmęczony i nieco senny, ale świeże powietrze skutecznie go nieco rozbudziło. Na tyle, by nie zwalił się cielskiem gdzieś z boku na drodze. Szli już z dobre trzydzieści minut, zagłębiając się nieco bardziej w ten martwy las. Łyse drzewa rzucały złowieszcze cienie na przechodzących, jakby niemo próbowały ich odstraszyć, przegonić, zaznaczając, że ten teren należy do nich.
Złote spojrzenie wymordowanego uciekło w bok, spoglądając z góry na chłopaka. Ile to czasu minęło, kiedy ostatni raz szedł pod gołym niebem? Miesiąc? Pół roku? Rok? Wystarczająco długo, by na jego ciele opadła pajęczyna zamknięcia. Nagle wyciągnął dłoń i położył ją na głowie dzieciaka, przez moment czując chorą przyjemność z jego miękkich kosmyków otulających jego palce.
- I jak? - zapytał głucho, nie konkretyzując o co dokładnie mu chodzi, wiedząc, że chłopak połapie się w intencjach Jinxa. Oderwał od niego spojrzenie, tak samo jak i wzrok, wbijając je przed siebie, a potem nagle skręcił, kierując się do czterech sporych kamieni znajdujących się dwa metry od głównej drogi, którą była po prostu wydeptana ścieżka.
- Siadaj. Nie jesteś jeszcze w pełni zdrowy. - powiedział cicho i zadarł głowę, spoglądając w niebo. Wyjątkowo czyste jak na tę porę roku. Zapowiadał się dość ładny dzień, więc nie powinno być żadnych problemów z nagłymi zmianami pogody.
- Pójdziemy do baru. Poznasz trochę okolice. Zwłaszcza Apogeum. Musisz nauczyć się odnajdywać w nowym miejscu. Wiedzieć, gdzie chodzić, a których zaułków unikać. W końcu będziesz spuszczony ze smyczy, więc nie możesz się gubić. Nie będziesz dzieckiem we mgle. - słowa były ciche, prawie ocierały się o szept, ale wiedział, że Hiro je dosłyszy. W lesie panowała niepokojąca cisza, jakby nawet same drzewa przysłuchiwały się ich niewinnej konwersacji.
                                         
Jinx
Mastiff     Poziom E
Jinx
Mastiff     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Servant of Evil


Powrót do góry Go down

Pisanie 04.05.18 23:42  •  Las. - Page 16 Empty Re: Las.
Był trochę wdzięczny genom za to, jak go ukształtowały. W sytuacjach podobnych do obecnej przydawało się bycie cichym, niemrawym i po prostu do bólu nudnym. Hiroki zaciskał usta, próbując skupić się na słowach Jinxa, ale myśli wciąż odbiegały do sytuacji sprzed ponad pół godziny. Czy kiedykolwiek kogoś okłamał? Z żalem przyznał, że niejednokrotnie. Ale czy kiedykolwiek okłamał Shebę? Kiedy się nad tym zastanawiał padło to złowieszcze pytanie — „I jak?” — jakby mężczyzna czytał mu w myślach.
I jak ci się podoba łganie, psie? Sądziłeś, że nie zauważę? Że nie poczuję? Jesteś jak otwarta księga, jak cholerny bilbord z neonowymi napisami. A teraz... ponieważ mam dobry humor i całkiem cię lubię, Shirō, pozwolę ci wybrać. Wolisz rozszarpanie, rozczłonkowanie czy...
— Siadaj.
Usiadł.
Każda inna jednostka, znajdująca się w sytuacji Hirokiego, klęłaby na siebie z obrzydzenia na taką podatność na rozkazy, jednak dzieciak wydawał się w ogóle niewzruszony faktem, że może być uznawany za najsłabsze ogniwo. Od kiedy sięgał pamięcią uzależniał się od innych. Teraz był uzależniony od Sheby. W czym rzecz, skoro metoda okazywała się skuteczna?
Przynajmniej do czasu aż wszystko nie wyjdzie na jaw, tak?
— Nie jesteś jeszcze w pełni zdrowy.
To tymczasowe, zapewnił swoim bezbarwnym do bólu tonem, przyglądając się jednemu z karykaturalnie powyginanych drzew. Wyglądało jakby dotknęła je wyjątkowo niewdzięczna choroba; było jak wychudły, powykręcany w skurczach człowiek, jednak w porównaniu do ludzi, drzewa umierały stojąc.
— Pójdziemy do baru. Poznasz okolice... musisz... nie możesz...
Kamień, na którym przysiadł, wydał mu się nagle o wiele twardszy i mniej płaski niż początkowo zakładał. Poczuł się jeszcze słabszy niż był — siły opuszczały go do stopnia, w którym był zmuszony panować nad oddechem, aby nie zdradzić się z rosnącą fizyczną niemocą. Spojrzał na Shebę spod przymrużonych powiek; matowe oczy nie odbijały blasku słońca, którego promienie wciskały się przez nagie gałęzie.
Od jak dawna nie byłem na zewnątrz? — Pytania takie jak to wydawały się może absurdalne dla kogoś, kto przeżył na Desperacji wystarczająco długo, aby zdać sobie sprawę z tego, że posiadanie dachu nad głową to rarytas o który wielu by się zabijało, ale dla Hirokiego najwidoczniej było istotne. Dlaczego nie wyszliśmy wcześniej, gdy byłem zdrowszy? Jeśli coś nas zaatakuje... — zastosował przerwę, jakby planował stworzenie dramatycznej pauzy przed nieuniknionym wnioskiem, choć kiedy wreszcie zdobył się na dokończenie zdania — umrę — głos nie zadrżał od rozpaczy.
W niczym nie przypominał dzieciaka, którego przedstawiał wizualnie, ale mimo coraz poważniejszego, umysłowego dorośnięcia, ciało wciąż pozostawało słabe. Podatne. Shirōyate nigdy nie był tego tak świadom jak dzisiaj.
Nie ma dla mnie innej drogi niż przyswojenie twoich nauk? — Smoliste palce zmięły materiał spodni tuż nad kolanami. Nie ma innych ról dla osób w moim wieku?
                                         
Shirōyate
Opętany
Shirōyate
Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Shirōyate Hiroki.


Powrót do góry Go down

Pisanie   •  Las. - Page 16 Empty Re: Las.
                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 16 z 27 Previous  1 ... 9 ... 15, 16, 17 ... 21 ... 27  Next

 
Nie możesz odpowiadać w tematach