Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 15 z 27 Previous  1 ... 9 ... 14, 15, 16 ... 21 ... 27  Next

Go down

Pisanie 02.02.18 21:58  •  Las. - Page 15 Empty Re: Las.
Wszystko działo się zdecydowanie za bardzo szybko — nawet pełen skupienia i wewnętrznego spokoju weterynarz nie był w stanie dostrzec wszystkich następstw, które pociągnęło za sobą napadnięcie na chatkę. Dłoń wciąż zaciskał na czarnym glocku, a wskazujący palec niecierpliwie mu drgał — paznokciem kilkukrotnie zaczepił o spust, ale ostatecznie nie oddał nawet jednego strzału. Blondyn nigdy nie był wybitnym strzelcem, a w obecnej sytuacji wolał nie ryzykować ewentualnym postrzeleniem jednego ze swoich, bo przecież Yury i Chashka byli w środku, w niedalekiej odległości od tych, którzy mieli tego dnia marnie skończyć.
Nie wsłuchiwał się dokładnie w słowa Wiecznego — prawdopodobnie nie wyłuskałby z nich żadnych ważnych informacji. Doskonale znał cel tego zlecenia i doskonale wiedział co teraz muszą zrobić — pozbycie się typa, który próbował zaszkodzić całej organizacji było priorytetem, to było pewne. Leith spokojnie obserwował Naydena i konfrontację przełożonego z tym nędznym podrabiaczem. Spokój opuścił niedoszłego weterynarza kilka chwil później — w momencie, w którym jastrząb poleciał na ścianę, a później padł na ziemię. Nie ruszał się.
Usta Lockleara zadrżały, a wskazujący palec prawie zacisnął się za spuście — głębszy oddech i szybka ocena całej sytuacji powstrzymały go przed wystrzałem. Z takiej odległości nie był w stanie upewnić się czy pierzastemu towarzyszowi nic nie jest, ale z drugiej strony był prawie pewny, że takie uderzenie nie mogło zabić tego ptaka. Zacisnął szczęki, chcąc jak najszybciej stłumić w sobie gniew, który prawie ukazał. Prawie, bo mimo wszystko udało mu się zapanować nad mimiką na tyle szybko, by żadna z oznak zdenerwowania nie była widoczna — poza tym, kto w takiej sytuacji skupiałby się na jego młodzieńczej twarzy? Było kilka innych spraw, na których trzeba było się skupić.
Lewa dłoń dołączyła do prawej, gdy tylko jedna z luf została skierowana w stronę biomecha — trzymacie pistoletu dwoma rękoma pozwalało na większą kontrolę nad bronią, Leith doskonale to wiedział, a kontroli potrzebował właśnie najbardziej. Wziął głębszy wdech i na chwilę zamknął oczy, a gdy je otworzył dostrzegł tylko dym, ogromne obłoki, które w znacznym stopniu utrudniały dostrzeżenie czegokolwiek.
Niedobrze.
Weterynarz był wewnętrznie rozdarty — tych dwóch uciekało, a on wciąż nie wiedział czy z Naydenem wszystko w porządku. Przez chwilę nie wiedział co powinien zrobić — nigdy nie wybaczyłby sobie, gdyby stracił swojego towarzysza w tak głupi sposób, ale źle by mu było również gdyby Ci szmaciarze uciekli, na co nie mógł pozwolić. Powinien rzucić się w pogoń pierwszy — jako jedyny stał poza budynkiem.
Przełknął głośno ślinę — podjął decyzję.
Nniech kt-oś się zaj-jmie jastrzę-biem — wycharczał dość głośno, ale z wyraźnym trudem i ogromnym bólem gardła, uderzając w tym samym czasie w okienną ramę, chcąc dodatkowo skupić na sobie uwagę. Po tym od razu zerwał się z miejsca i ruszył biegiem w stronę drzwi wejściowych i drogi. Bez problemu dostrzegł zbiegów — w końcu nie minęło zbyt wiele czasu, a deszcz i błoto z pewnością utrudniały im swobodną ucieczkę. Blondyn zwrócił broń w ich stronę. Dość szybko wycelował w nogi tego, który wcześniej podszywał się za Wiecznego, a następnie bez jakiegokolwiek zawahania pociągnął za spust, kilkukrotnie. Huk strzałów rozległ się po lasku. Pistolet trzymał w obu dłoniach, kontrolował go, musiał tracić chociaż jednym pociskiem z posłanej serii. Dość szybko powtórzył tę czynność, celując w drugiego łotra. Wycelował, strzelił kilkukrotnie, a potem zrobił kilka kroków naprzód, uważając przy tym na ewentualne strzały w swoim kierunku, w razie konieczności mógł rzucić się bok i schować za jakimś kamieniem lub pobliskim krzakiem.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 04.02.18 15:26  •  Las. - Page 15 Empty Re: Las.
Płowe ślepie Yury'ego złapało kontakt wzrokowy z mężczyzną. Nijak zareagował na rękę, która mierzyła do nie z broni, celując mu prosto w pierś. Nie bał się tej pokraki. Na jego szorstkich ustach pojawił się cyniczny uśmieszek, w  celu podkreśla lekceważącego stosunku. Wypatrzył niepokój w jego reakcji.
No proszę. Nie spodziewałem się, że takie tchórzliwe gówno będzie miało w sobie tyle odwagi, by się pode mnie podszywać.
Przesunął wzrok na lufę pistoletu, a w jego oczach zabłyszczała niebezpieczna iskierka. Uniósł ręce do góry, niby w poddańczym geście, po czym zrobił kilka kroków do przodu, zmniejszając dystans, których ich od siebie dzielił. Drażnił los, prowokował, ale ręka przebierańca ani drgnęła. Z gardła Yury'ego potoczył się suchy, drażniący bębenki uszne śmiech. Brzmiał jak charczenie zdezelowanego silnika.
Chyba cię nie doceniałem — skomentował krótko, ale nie odpowiedział na żadne jego pytania. Po prostu zerkał mu prosto w ślepia, otwarcie z niego drwiąc. Nie bał się, że rozlegnie się huk wystrzały, a kulka z prędkością światła rozerwie mu skórę i przebije się przez tkanki, trafiając jeden z organów. Wiedział, że jeśli mężczyzna strzeli, Leith, trzymający go na muszce, odstrzeli mu łeb. Umrą obaj. Gra niewarta świeczki.
Kiedy z ust mężczyzny padł rozkaz, Yury instynktownie zacisnął mechaniczną dłoń na lufie pistoletu, miażdżąc ją w nieludzkich, silnych palcach. Hotaru szybko zareagował, dlatego na jego broni odcisnęły się tylko odciski palców w postaci dwóch wgnieceń, a Wieczny nie miał czas na właściwą relacje. Poczuł uderzenie w ramię, gdy został wyminięty, a w powietrzu zaczął się ulatniać dym i szybko wypełnił pomieszczenie. Odruchowo zgiął dłoń w łokciu i przycisnął materiał kurtki do ust oraz przerwał na parę sekund proces oddychania, by przez przypadek nie nawdychać się jakiegoś świństwa. Zdezelowanym ślepiem obserwował swoje najbliższe otoczenie, ale dostrzeżenie czegoś w takim ciemnym kłębowisku graniczyło z cudem. Wyciągnął jedną rękę na oślep i zrobił parę kroków w kierunku wyjścia, badając nią przestrzeń przed sobą, jak ślepiec.
Zajmij się ptakiem, Morozov — rozkazał Rosjaninowi przez zęby. W końcu uratował ci dupsko, dodał w myślach. Jastrząb zasłużył na opiekę, a Tsar nie nadawał się teraz do niczego. Potrzebował za to umiejętności Leitha, który nadal musiał chronić jego pleców. O zdrowie swojego pierzastego przyjaciela po martwi się później.
Po paru chwilach, odnajdując właściwy kierunek, wydostał się z chaty i sięgnął mimowolnie do kabury po pistolet. Odbezpieczył go.
Tchórzliwie szczury nie mogły uciec daleko. Warunki atmosferyczne i śliska nawierzchnia nie sprzyjały ucieczce.
Za mną, księżniczko — rzucił przez ramię do snajpera, ale słysząc strzały, przytulił plecy do ściany domku, nasłuchując, w celu znalezienia ich źródła. Leith wziął się do roboty, nie trzeba było  go namawiać.
Yury przemieścił się ostrożnie i wyjrzał za ścianę, zaciskając pistolet w dłoni. Wycelował nim przed siebie, na wszelki wypadek. Smok nie znajdował się na linii jego strzału, więc, ujrzawszy jedną z uciekających sylwetek, nacisnął za spust. Celował, aby zabić skurwiela. Nie potrzebował jeńców.
                                         
Yury
Windykator     Opętany
Yury
Windykator     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Wcześniej Kido Arata, teraz Yury. Czasem Wujek Menel (c)Chyży.


Powrót do góry Go down

Pisanie 08.02.18 23:12  •  Las. - Page 15 Empty Re: Las.
Zasłona dymna przerzedzała się powoli, pozwalając tym samym na nieco większe zwiększenie widoczności, wypadając wprost na zewnątrz przez otwór w miejscu, gdzie niegdyś znajdowały się drzwi wyrwane przez biomecha i otwarte okno, konfrontując się ze świeżym powietrzem zawdzięczanym niedawnemu deszczowi. Zajmij się ptakiem, Morozov. Rozkaz tej parszywej ameby w normatywnych warunkach, gdyby Ilya Antonowicz Morozov znajdował się w innych, niż obecne — kompletnie niesprzyjających mu okolicznościom, spotkałby się ze stosowną do tego odpowiedzią, ale nie doczekało się to żadnej zaostrzonej słownej konfrontacji. Spierdalaj, shlyukho, przemknęło mu jedynie przez myśl, gdy ostrożnie, wciąż wsparty na blacie stołu z glockiem trzymanym w prawej ręce, podniósł się. Nadal odczuwał skutki szarpania, zawroty głowy oraz słabnące mdłości. Jako lekarz zdawał sobie aż za dobrze sprawę z tego, że zapach dymu, nieważne jak intensywny, by nie był, nie byłby na korzyść, dlatego oddychał przez usta celowo, by nie podrażniać zmysłu powonienia. Co on, do cholery, wyglądał na weterynarza albo miłośnika ptactwa? Wolne żarty…
Jeszcze nie wychodź, powiem kiedy — poinstruował ciężko japońszyzną przydeptaną brutalnie rosyjskim akcentowaniem słów starszą kobietę, która wcześniej posłusznie usłuchała jego rozkazu. Obrócił się w stronę przeciwną do niej, zwracając się w stronę otworu po drzwiach, choć oparł się tyłem o stół, próbując zlokalizować latającego pasożyta, dla którego miał przymusowo pełnić rolę opiekuna. Ponownie schował za skórzaną kurtką glocka, zapychając go za spodnie, wytężając przy okazji wzrok w poszukiwaniu ptaszyska, które ucięło sobie przymusową drzemkę w środku akcji. — Tu jesteś — mruknął pod nosem w rodzimym języku, lokalizując położenie zwierzęcia. W obecnym stanie mrużenie oczu i walka z niskim samopoczuciem, a także wciąż odczuwalnymi nudnościami nie należała do przyjemności.
Niedługo potem chwycił jak najwięcej powietrza w płuca, traktując z najwyższą ostrożnością słabnące obłoki (nie zamierzał się niczym zatruć) i chwilę później zanurkował w wciąż pokaźnym dymie. Rosjanin bez większego zastanowienia chwycił zwierzę dość niezgrabnie za dolne łapy, podnosząc je tym samym w całkiem szybkim tempie do góry, przez co nieprzytomny jastrząb zawisł bezwładnie do góry nogami jak śpiący w najlepsze nietoperz. Rosjanin celowo uniknął jakiegokolwiek gwałtownego złapania za skrzydła, żeby przypadkowo ich nie złamać lub nie wykręcić. Z tego miejsca wycofał się do stołu, na którym położył ptaka – zarejestrował, że klatka piersiowa się unosiła, zatem na tym jego rola ptasiej niańki się kończyła. Jeśli właściciel jastrzębia sądził, że ktoś taki jak Ilya Antonowicz Morozov uraczy stworzenie większą uwagą, Rosjanin w ramach medycznej rekomendacji musiałby mu zalecić zmniejszenie ilości stosowanych używek.
Na ten moment poza stałym dźwiękiem ostrzału, który wcale nie robił na nim większego wrażenia, zdawały się nawet być swoistą melodią dla jego uszu — jako lekarz wojskowy był do niego przyzwyczajony, tak jak do widoku otwartych ran. Gdyby nie oczywisty fakt, że nie był na siłach, to niewątpliwie dołączyłby się do tej nadchodzącej jatki, ale przez narwanego biomecha został wykluczony z rozgrywki, jak gracz przywitany czerwoną kartą za najbrudniejsze przewinienie na murawie. Cóż, co zabawniejsze Ilya Antonowicz Morozov wyłapał sens agresywnego tonu Yury’ego, zaśmiał się słabo, samemu temu niedowierzając.
Lepiej chyba nie będzie, możesz wyjść, tylko bez żadnych numerów. Postaraj się nie wciągać zbyt dużo i gwałtownie powietrza do płuc. Zasłona dymna zostawiona przez twojego synalka, jeszcze nie przerzedziła się dostatecznie, bym uznał ją za wystarczająco nadającą się do oddychania. — rzucił rzeczowo Rosjanin do matki Hotaru schowanej pod stołem z psiakiem, który zgodnie zasadami uczciwej wymiany miał należeć do niego. Nie czekając na jej reakcję, jasnowłosy ponownie sięgnął pod kurtkę, by ponownie dobyć glocka w razie nieoczekiwanego zwrotu akcji.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 10.02.18 21:43  •  Las. - Page 15 Empty Re: Las.
Dwójka musiała uciekać. Tamtych było trzech, w tym jeden niezwykle wkurwiony z mechanicznymi częściami ciała. Hotoru widział, jak biomech złapał pistolet w szpony metalowej pułapki i zrobił na nim kilka wgnieceń. Nie chciał, aby jego pięść skonfrontowała się z jego twarzą.
Spojrzał na swojego kompana, a potem odwrócił głowę, gdyż usłyszał pierwszy huk wystrzału. Starał się zlokalizować wzrokiem skąd dochodziły strzały i dojrzał Leitha, wymierzył broń w niego, mając na celowniku jego czoło – nim zdążył się ukryć za jakimś wystającym drzewem – jednak poczuł ostry, przeszywający ból w łydce. Syknął głośno, nieco zwalniając.
W oddali zauważył zbliżający się buldożer, dlatego też nie mógł pozwolić sobie na zbyt  szybkie opadnięcie z sił. Gnał za Goro, który mimo wszystko czuwał nad nim, niczym anioł stróż. Goro wycelował w kryjówkę Leihta, oddając kilka strzałów ostrzegawczych – chciał mu zakomunikować, jak skończy, jeśli nadal będzie w to brnął.
Potem przyszła pora na Wiecznego, który najwidoczniej miał więcej szczęścia aniżeli rozumu. Znalazł się na linii strzału, celując w nich. Goro z trudem unikał strzałów, a było to najwidoczniej spowodowane złością Wiecznego, który przez bieg i targające nim emocje nie trafiał tak celnie jak zazwyczaj. Noga Hotoru zaczęła paskudnie krwawić, widocznie Jąkała miała więcej farta niż ktoś mógłby przypuszczać. Zatrzymał się, znajdując się znacznie dalej od Hotoru i wycelował w Yury'ego. Pociągnął za spust. Trafił go w ramię, a raczej zadrasnął, gdyż sam miał niemałe problemy z celnością. Ruszył ponownie biegiem, a jego kompan ruszył za nim.
— Szybciej, Goro! Chuje są za nami! PLAN B, PLAN B. BIEGNIJ.
Gnali przed siebie, na złamanie karku. Obaj mieli świadomość, co może stać, kiedy wpadną w łapska Smoków. Z plotek słyszeli, że żaden Smok nie miał litości dla swojego wroga, dlatego też musieli działać szybko. Umorusani błotem praktycznie do połowy, nagle zniknęli w zaroślach, które przypominały pałki szerokolistne, które dawniej rosły tuż przy bajorach i stawach. Ślad po nich nagle się urwał.
W powietrzu, jednak nadal unosił się zapach krwi oraz niebezpieczeństwa.


W domu, Chashka, na polecenie Wiecznego zajął się jastrzębiem, który wolno odzyskiwał świadomość. Ptak położony na stole, otwarł jedno ślepie i rozejrzał się po pomieszczeniu w poszukiwaniu swojego właściciela. Nigdzie go nie było. Zerwał się na łapy, mimo iż w pierwszej chwili się zachwiał. Zatrzepotał skrzydłami, gotów do dalszej akcji.
Staruszka wyszła spod stołu w momencie, w którym kazał jej lekarz. Spojrzała na niego nieufanie, a potem zauważyła ruch po kurtkę. Nim się obejrzał, poczuł ostrze wbite w dłoń, tym samym uniemożliwiając Smokowi sięgnięcie po broń. Kilka kropel kapało na ziemię, a ona podniosła glock, który wypadł mu z ręki.
— Nie ruszaj się! Nie dam ci się zabić!


______________________________________________
Dopisek:
x Opis Chashki: Mokry i lekko zmarznięty przez przemoczone ubranie. Zraniony w dłoń.
x Opis Hotoru: Posiada pistolet z pełnym magazynkiem. Zmierzy w Yury'ego. Przybrał prawdziwy wygląd. Postrzelony w łydkę przez Leitha.
x Opis Goro: Pistolet w kaburze z pełnym magazynkiem. Stracił trzy naboje.
x Opis matki:  Weszła pod stół z psem.
x Opis Yury'ego: Zmarznięty, przemoczony przez deszcz. Został draśnięty przez kulę w lewe ramię.
x Opis Leihta: Zmarznięty, przemoczony przez deszcz.
x Opis Jastrzębia: Ogłuszony. (1/1) Obudził się.


Obrazek do rozgrywającej się sytuacji:

Na dworze nadal pada deszcz.  Jest ślisko i błotniście. Grunt grząski.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 21.02.18 14:56  •  Las. - Page 15 Empty Re: Las.
Usta blondyna zadrżały tuż po oddanych strzałach, z których — jak się okazało — jeden był celny, co poskutkowało spowolnieniem uciekających zbirów. Dzika satysfakcja sprawiła, że na twarzy weterynarza pojawił się blady, ledwo widoczny uśmiech — bardzo oszczędny, ale jednocześnie rzadko u niego występujący. Poczucie, że podczas zlecenia nareszcie się do czegoś przydał chwilowo podniosło jego samoocenę i zachęciło do dalszego działania. Jego dłonie niemalże automatycznie ciaśniej zacisnęły się na pistolecie, a wskazujący palec był gotowy ponownie nacisnąć na spust. Zrobił głęboki wdech, normując oddech. Uważnie obserwował zbiegów — w momencie, w którym chciał oddać kolejną serię strzałów zauważył broń. Wolał nie ryzykować, dlatego też szybko odskoczył w bok, unikając kul lecących w jego kierunku. Kilka pocisków śmignęło tuż nad jego głową, dosłownie czuł jak przelatywały między jego jasnymi włosami.
Dla własnego bezpieczeństwa nie wychylał się — jego mózg zaczął przetwarzać informacje, obmyślać kolejny plan. Nie potrafił bezczynnie siedzieć, musiał coś zrobić, podskórnie to czuł. Musiał podjąć działania, których oszuści nie mogli się spodziewać — w rękawie miał asa, którego umiejętne użycie dałoby najemnikom sporą przewagę.
Kątem oka dostrzegł jak kilka nabojów przelatuje obok strzelającego Wiecznego — jeden go trafił. Blondyn drgnął mimowolnie, chcąc udać się w jego kierunku, aczkolwiek nie miał pewności czy opuszczenie bezpiecznej kryjówki jest dobrym pomysłem. Spojrzał na ledwo draśniętego przełożonego, lustrując go uważnie.
Nic Cci nie je-st? — wypowiedziane przed niego słowa były jednym z najcichszych szeptów jakie mógł dosłyszeć człowiek. Mimika Yury'ego zdradzała jednak, że obrażenia, które odniósł był niczym — można było się po nim spodziewać jakiejś rosnącej fali złości, która byłaby w stanie rozpieprzyć wszystko wokół. Chyba nikt nie miał zamiaru być w polu rażenia jego wybuchu.
Locklear wyjrzał ostrożnie zza swojej kryjówki, gdy tylko usłyszał krzyk Hotoru. Uciekali w gęstwiny, próbowali ich zgubić.
PLAN B?
Spojrzał ponownie na biomecha, jakby chciał się upewnić czy na pewno wszystko jest w porządku.
Dalekko nie uciek-ną — wycharczał nieco głośniej niż wcześnie, widoczne było, że walczy ze swoim bolącym gardłem. A czasu było coraz mniej, wiedział, że musi zacząć działać. Po głośnym przełknięciu śliny jego ciałem wstrząsnął nieprzyjemny dreszcz spowodowany ostrymi dolegliwościami — jakby połykał kawałki szkła. Uznał, że to najwyższy czas, by zacząć wcielać swój plan w życie.
Czarna bluza zsunęła się z jego chudych ramion. Weterynarz poluzował ubrania, którymi okrywał swoje ciało (wszystko zostało w jego prowizorycznej kryjówce), a potem kucnął, by rozpocząć przemianę. Ogromny ból wstrząsnął nim, wydzierając z uszkodzonego gardła nieartykułowany jęk — jego ciało pokryły brązowawe pióra, chwilę później pojawił się dziób i szpony. Kilkanaście sekund wystarczyło, by móc podziwiać Leitha w jego ptasiej postaci. Wymordowany zaskrzeczał chrypliwie, a potem od razu poruszył skrzydłami i wbił się w powietrze — z góry miał mieć lepszy wgląd w zarośla. Z pewnością dużo łatwiej było mu namierzyć uciekających. Prędkość jego lotu była bardzo szybka — łatwo mógł unikać przeszkód i pocisków, które mogły zostać wystrzelone w jego kierunku w każdej chwili.

Jastrząb Leitha był dobrze wyszkolony, więc doskonale wiedział co ma robić — nawet jeśli jego opiekuna nie było w pobliżu. Zaczął się rozglądać po pomieszczeniu, gdy tylko odzyskał przytomność. Machał łbem na boki, próbując odzyskać stan całkowitej trzeźwości umysłu.
Ptaszysko już wcześniej widziało staruszkę chowającą się pod stołem — Nayden nie ufał kobiecie, więc naturalnym było, że był wobec niej ostrożny. Chashkę musiał widzieć już wcześniej, w Smoczej Górze — wiedział, że nie jest wrogiem. Zwierzak wykorzystał chwilę, w której matka jednego ze zbójów wycelowała w Hydrę, by chwilę później zaatakować ją pazurami. Prawdopodobnie rzucił się na nią z tyłu, ciągnąc ją za głosy lub lądując na ramieniu — nie chciał pozwolić jej na strzał.

    ✘___ BIOKINEZA: KANIA RUDA [1]
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 21.02.18 20:46  •  Las. - Page 15 Empty Re: Las.
Usłyszał świst powietrza tuż nad swoim uchem. W ostatniej chwili uchylił się przed pędzącym w jego stronę pociskiem. Pudło. Nabój trafił w glinianą doniczkę, która rozbiła się z trzaskiem, a jej zawartość w postaci mokrej ziemi zaczęła ulatywać z uszkodzonego pojemnika. Serce zatłukło mocniej w piersi. W końcu zaczęło coś się dziać i to nie on był inicjatorem jatki.
Strzelił raz w odpowiedzi na ogień wroga, by nie zostać ich dłużnikiem w tej materii i schował się za ścianą domu, w celu uniknięcia konfrontacji z kolejnym wystrzałem, ale tym razem nie miał tyle szczęścia. Kula przebiła się warstwę ubrań w charakterze kurtki oraz koszuli i drasnęła jego ramię. Przycisnął do niej dwa palce, aby zbadać zranienia. Miał szczęście. Nie była głęboka. Pocisk musnął skórę, odbił się od ścian i stoczyła do mokrej trawy.
Machnął niedbale rękę w ramach odpowiedzi na pytanie, które padło z ust Leitha. Odzież skutecznie zamortyzowała obrażenia. Ramię było całe i mógł nim poruszać bez dyskomfortu w postaci bólu. Tej czynności towarzyszyło tylko lekkie szczypanie. Mokry materiał przykleił się do krwawiącego zadrapania, ale praktycznego tego nie czuł. Adrenalina skutecznie tuszowała ten defekt, a on nie miał w zwyczaju rozczulać się nad zdobytymi obrazami, czego dowodem była sieć blizn rozsypanych na całej długości ciała. Większość z nich nie było dostateczni dobrze opatrzona przez brak medyka w jego najbliższym otoczeniu, gdy doszło do zranienia.
Słysząc krzyki swojego sobowtóra, wychylił łeb ze swojej kryjówki, ale jego widoczność została całkowicie zamazana. Przez deszcz przydługie kosmyki cisnęły mu się do uszu w roli kortyny, która ograniczała jego zdezelowane pole widzenia do minimum. Złapał w palce kosmyki, zaczesując je do góry. Na czole pozostała krwista smuga. Już miał wykonać krok w kierunku uciekających trzęsiodup, ale został skutecznie odwiedziony od tego zamiaru przez Smoka. Patrzył jak ten pozbywa się swoich ubrań i wrzuca je w błotnistą powierzchnie.
Przyjemności muszą poczekać — skwitował, ale żadna riposta nie została skierowana w jego stronę, bo w tym samym czasie Wymordowany zademonstrował mu swoją biokinetyczną, pierzastą formę. Do uszu Yury'ego doleciał trzepot skrzydeł. Przez chwilę śledził lot Leitha, a potem pobiegł wzdłuż ścieżki, uważając, aby nie poślizgnąć się na śliskiej nawierzchni. Zabrał po drodze porzucony pistolet snajpera, skoro ten w swojej aktualnie formie nie mógł go użytkować. Wycelował lufą w miejsce, w którym zniknęli mężczyźni i ostrzelał je na oślep, po czym schował swój pistolet z zużytym magazynem i zerknął w niebo.
Krople deszczu uderzyły o jego policzki, czoło i podbródek, ale to nie kłębowisko szarych chmur przykuło uwagę wiecznego. Rzucił w przelocie spojrzenie na unoszącą się powietrzu kanie, aż w końcu zmniejszył dystans, który dzielił go od wysokich krzaków i zanurkował w nich, trzymając pewnie dłoń na poziomie oczu. W razie jakiekolwiek ruchu, jego palce był w stanie sięgnąć za spust i odstrzelić czającą się w mroku jednostkę.
                                         
Yury
Windykator     Opętany
Yury
Windykator     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Wcześniej Kido Arata, teraz Yury. Czasem Wujek Menel (c)Chyży.


Powrót do góry Go down

Pisanie 23.02.18 22:18  •  Las. - Page 15 Empty Re: Las.
Rosjanin nie przewidział takiego ruchu, ale sądząc po zdesperowanej mimice starszej kobiety i zagrożeniu, które wisiało, jak rzednąca zasłona dymna w powietrzu, nad jej synalkiem, nie powinno go to w najmniejszym stopniu zaskoczyć. Czasami łapał się niestety na tym, że umiejętność panowania nad stresem, dająca przeogromne pole do popisu zimnej logice i racjonalizmowi, omijała szerokim łukiem jednostki konsumowane w mgnieniu oka przez strach i poddenerwowanie, ale był to swoisty efekt uboczny wieloletniego zatrudnienia w wojsku. Przyzwyczajenie. Jasnowłosy bezwzględnie wykorzystał moment, w którym wybudzony jastrząb rzucił się na niczego niespodziewającą się ciemnowłosą kobietę, by lewą ręką wyrwać w pierwszej kolejności ostrze z zewnętrznej części prawej ręki. Skrzywił się odruchowo, a bokiem wojskowego buta przesunął glocka za siebie. Nie zdecydował się go podnieść, do czasu, aż wbił noża w blat stołu, na którym rozsiały się kropelki posoki. Rzucił krótkie, badawcze spojrzenie na ranę, ale stały ból, który mu towarzyszył, był o wiele słabszy niż świadomość, że będzie nieprzydatny z dziedziny, w której się specjalizował. Nieświadomie ciemnowłosa kobieta trafiła w najgorszy punkt z możliwych, minimalizując działanie niknącego alkoholu na rzecz wściekłości i nagłej frustracji.
Głupia babo — warknął po rosyjsku, tuż po przejęciu pistoletu (jak poprzednio) prawą ręką. Następnie pochwycił lewą kobietę za poły górnej części ubrania i pchając ją mało delikatnie w tył, tak by zaliczyła bliższe spotkanie z pobliską ścianą. Skończyło się na wycelowaniu broni w matkę podszywacza. Jeszcze na tyle się kontrolował i nie pozwolił się sprowokować na tyle, by doszło do dalszych aktów agresji i rozlewu krwi. — Gdybym chciał cię zabić, to zapewniam, że nawet nie udałoby ci się, wychylić dobrze głowy spod stołu, bo ustrzeliłbym ją od razu. — dodał wrogim, zimnym niczym syberyjskie mrozy głosem. Wyjątkowo japończyzna w jego wykonaniu nie miała ani odrobiny rosyjskiego akcentowania. Wbił w nią wyniosłe spojrzenie, w którym nie sposób było doszukać się grama litości. Jeśli chciała testować jego walory moralne, powinna liczyć się z tym, że po przekroczeniu pewnej granicy nie ma odwrotu. — Siad i tylko się rusz, a zastrzelę bez wahania.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 25.02.18 19:39  •  Las. - Page 15 Empty Re: Las.
Zaczął się ostrzał kul. Zbiry miały niemałe problemy z furią Smoków. Drug-on napieprzało ołowiem, jakby trzymali zapasowe kule niczym cukierki. Duet podrabiańców zniknął w gęstwinach nim Leith zdążył wbić się w powietrze.

Kiedy weterynarz znalazł się nad wierzchołkami drzew, nic nie zauważył.  Dwie postacie rozmyły się w powietrzu. Jedynie ubranie należące do jednego z nich leżało na ziemi, lecz po właścicielu nie było ani śladu.
Nie na długo.
Lecąc nad obszarem, na który wbiegli zbiry, mógł dostrzec ruch pomiędzy gałęziami drzew. Już mógł przypuszczać, że ukryli się pośród drzew, ale nim zdążył zareagować, jakkolwiek ostrzec Wiecznego o poruszającym się celu gdzieś w okolicach gałęzi, ów cel wyłonił się spomiędzy drzew w postaci jastrzębia i z agresją nacierał na Leitha. Z niesamowitą prędkością wzbił się w powietrze, kierując się w jego stronę. Uderzył cielskiem w weterynarza, dziobem atakując jego szyję oraz skrzydła. Ostrym końcem dzioba złapał w okolicach piersi; klatki piersiowej raniąc  Wymordowanego. Z pomiędzy piór poleciało kilka kropel krwi, a rana niesamowicie zapiekła żywym ogniem.
Do akcji również włączył szpony, którymi starał się złapać jakikolwiek fragment ciała kani rudej, dzięki któremu mógłby zmusić przeciwnika do zejścia do parteru. Czający się błysk w oku, dodawał jedynie niebezpieczeństwa starciu, jakie miało miejsce w powietrzu. Pomimo swojej defensywnej pozycji Leith musiał się bronić, gdyż w innym wypadku mógł nie wyjść cało z tej opresji, pomimo wsparcia Wiecznego, który w tym momencie również był zajęty, jednak swym sobowtórem.

Yury miał wiele szczęścia, dzięki czemu skutecznie unikał gradu kul, który był wycelowany personalnie w niego. Jedynym pechem było draśnięcie w ramię, jednak te na tyle było niegroźne, że mężczyzna mógł swobodnie poruszać ręką i operować nią. Niewielkiej ranie towarzyszył piekący ból oraz niewielki dyskomfort, ale nie na tyle, aby wykluczyć go z gry.
Biomech zachował szczególną ostrożność wchodząc w czarne gęstwiny. Deszcz dodawał mroku małemu zagajnikowi, w którym główną atrakcją było wielkie bajoro z błotem. Na jego drodze leżały ubrania należące do Goro, jednak ślad po Hotoru zniknął ze ścieżki tuż przy pałkach szerokolistnych. Wieczny zbliżył się niebezpiecznie ku brzegowi, a wtem z błota wyłoniła się czarna ręka, która pociągnęła go za zdrową nogę wprost do smolistej otchłani. Nawet jeśli ten podjął decyzję ostrzału.  Hotoru wyłonił się z błota, starając się złapać łapczywie oddech, gdyż nie spodziewał się, że smokowi tak długo zajmie pojawienie się na miejscu. Starł z oczu błoto, dłonią łapiąc za głowę Wiecznego i topiąc go. Chciał odebrać oddech skurwielowi.

W chacie sytuacja wcale nie była lepsza. Starsza babcia okazała się waleczną amazonką, której zachciało się bronić swojego niegodziwego syna oraz siebie. Nie spodziewała się jedynie bojowego jastrzębia, który wytrącił jej z ręki broń, przez co straciła możliwość zastrzelenia intruza.
— Nic mnie to nie obchodzi! Wtargnąłeś do mojego domu, chcieliście zabić mojego syna, wolę umrzeć niż słuchać takiego gnojka!
Krzyknęła i splunęła na ziemię. Siadła jednak posłusznie, gdyż do tego została zmuszona. Nienawiść w jej oczach buchnęła, niczym rozgrzany piec.
— Co zamierzasz zrobić, lekarzu? Zabić mnie? No dalej! Spróbuj! Pociągnij za spust.
Co zamierzał zrobić? Babcia zapewne nie pozwoli mu wyjść z chaty żywym.


______________________________________________
Dopisek:
x Opis Chashki: Mokry i lekko zmarznięty przez przemoczone ubranie. Zraniony w dłoń. Krew sączy się z rany, należy ją opatrzyć.
x Opis Hotoru: Posiada pistolet z pełnym magazynkiem (4/6). Mierzy w Yury'ego. Przybrał prawdziwy wygląd. Postrzelony w łydkę przez Leitha.
x Opis Goro: Pistolet w kaburze z pełnym magazynkiem. Stracił trzy naboje. Przemienił się w jastrzębia.
x Opis matki:  Weszła pod stół z psem.
x Opis Yury'ego: Zmarznięty, przemoczony przez deszcz. Został draśnięty przez kulę w lewe ramię.
x Opis Leihta: Zmarznięty, przemoczony przez deszcz. Płytka rana na obojczyku i kawałku klatki piersiowej przez ptasi szpon.
x Opis Jastrzębia: Ogłuszony. (1/1) Obudził się.


Na dworze nadal pada deszcz.  Jest ślisko i błotniście. Grunt grząski.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 28.02.18 13:14  •  Las. - Page 15 Empty Re: Las.
Spokojny lot nie trwał zbyt długo — podczas tych kilku chwil Leithowi nie udało się dostrzec zbiegów, którzy zniknęli w gęstwinach. Nawet jego czujne oko nie było w stanie namierzyć uciekinierów. Mógł ryzykować i zlecieć niżej, ale wtedy musiałby latać między powykręcanymi gałęziami, a omijając je straciłby naprawdę dużo czasu. Postanowił kontynuować swój lot, nie obrał innego, nowego kierunku. Wytężył wzrok, próbując jeszcze zlokalizować oszustów, lecz zabieg ten nie przyniósł pozytywnych skutków. Dostrzegł tylko ubrania jednego z nich, co przywiodło mu na myśl tylko jedną myśl — uciekł pod zwierzęcą postacią, poruszał się szybciej. Blondyn musiał się pospieszyć jeśli w ogóle chciał go dogonić. Nie spodziewał się jednak, że będzie musiał się mierzyć z innym ptaszyskiem.
Usłyszał szelest i łamanie się gałęzi — źródło hałasu zlokalizował za późno. Obrócił łeb i dopiero wtedy dostrzegł jastrzębia lecącego wprost na niego. Agresywnie trzepotał skrzydłami, przyjmując bardzo agresywną postawę. Weterynarz nie spodziewał się takiego ataku — na początku sądził, że wróg zmienił się w jakiegoś czworonoga i pod jego postacią schował się pośród zarośli i drzew. Ta pomyłka dużo go kosztowała, zdecydowanie za dużo.
Poczuł kłujący ból, gdy został potraktowany ostro zakończonym dziobem. Nie był w stanie odeprzeć tego ataku — wszystko działo się tak szybko. Został zaskoczony, dał się podejść jak dziecko. Chwilę później poczuł w innym miejscu — widział kilka swoich piór, leniwie spadających na ziemię. Bolało jak diabli, jakby ktoś przykładał do jego ptasiego korpusu rozżarzony metal. Zaskrzeczał przeraźliwie.
Machnął dziobem, celując w ślepia wrogo nastawionego ptaszyska — kilka agresywnych, celnych dziobnięć mogło wyrządzić mu niemałe szkody, a nawet spowodować ślepotę. Leith właśnie taki miał zamiar — chciał oślepić swojego przeciwnika. Szponami miał zahaczyć o jego ciało i przytrzymać się go, a precyzyjnymi ukłuciami obić łeb, robiąc przy tym jak największe szkody.
Obmyślił również plan zastępczy, w razie gdyby jego działania miały nie przynieść pożądanego skutku. Plan ten zakładał szybki odwrót i przywołanie pomocy. Leith w każdej chwili mógł zacząć skrzeczeć najgłośniej jak tylko potrafił. Przez problemy z gardłem w ludzkiej postaci zwierzęce odgłosy, które wydobyłyby się z jego gardła nie byłyby bardzo donośne, ale gdyby jakimś cudem usłyszałby je Nayden, to od razu rzuciłby wszystko byleby odnaleźć swojego opiekuna. Podczas wspólnych wędrówek często porozumiewali się w taki sposób — zachrypnięty ptasi głos weterynarza był nie do podrobienia, zostawał w pamięci, był niepospolity, pupil blondyna na pewno by go rozpoznał, a gdyby przyleciał to razem mieliby większe szanse na pokonanie przeciwnika.
Mimo wszystko Locklear pozostawał wciąż czujny — tym razem był gotowy odeprzeć ewentualny atak ze strony nieprzyjaciela, a nawet odegrać się haratając jego cielsko ostrymi jak brzytwa szponami. Dopuszczał do siebie myśli, że nikt go nie usłyszy — wtedy musiałby jakoś sobie poradzić sam.

    ✘___ BIOKINEZA: KANIA RUDA [2]
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 04.03.18 21:40  •  Las. - Page 15 Empty Re: Las.
Z opóźnieniem zarejestrował zdezelowanym spojrzeniem wyłaniając się z otchłani błota rękę. Mocny uścisk zakleszczył się na kostce i wtedy stracił równowagę, ale także palec na trafił na spust i padł strzał w kierunku bliżej nieokreślonego kształtu. Dopiero potem wyłoniła z nich znajoma twarz, ale Yury nie wydawał się tym faktem zaskoczony. Tchórzliwy skurwiel zawsze posuwał się do ciosu poniżej pasa w charakterze kamuflażu. Wycelował na oślep mechaniczną dłoń, w nadziei, że cios przynajmniej draśnie sobowtóra, po czym wylądował w błocie, który ograniczył jego ruchy, ale dla Wiecznego był tylko jedną z wielu kłód rzuconych mu pod nogi.
Pistolet wypadł z jego dłoni i zanurzył się w kleistej substancji. Biomech nie sięgnął dłonią w miejscu, gdzie utonęła, zamiast tego wyciągnął z kieszeni nóż, zanim na jego karku zacisnęło się pięć palców i zanurkował w błocie. Tylko na tyle było stać tę szkaradę?
Zacisnął mocno szczękę, w celu uniknięcia degustacji tej niezbyt smacznej zupy, ale powietrza nie zdążył złapać. Zamachnął się na oślep ręką, z całej siły, celując w ciało, które wyraźnie czuł za swoimi plecami. Sam się utop, skurwielu, nic innego ci nie pozostało, wysyczał w myślach. Zgiął drugą ręką w łokciu, by wymierzyć oszustowi mechaniczną strukturą w żebra. Nie bał się śmierć. Już raz ją przeżył. Cząstka, tkwiąca w nim jak drzazga pod paznokciem, umarła, przeobraziła się w pył. Prędzej wyzionie ducha, niżeli straci siłę i motywacje do szarpania się z tą żałosną imitacją Desperata, którego już dawno powinien przerobić na krwawą plamą na ścianie. Tchórz nie posiadał takiej siły jak biomech. Inaczej nie używałby taktyki kamuflażu.
                                         
Yury
Windykator     Opętany
Yury
Windykator     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Wcześniej Kido Arata, teraz Yury. Czasem Wujek Menel (c)Chyży.


Powrót do góry Go down

Pisanie 08.03.18 18:02  •  Las. - Page 15 Empty Re: Las.
Spróbuj? — powtórzył tuż po niej, mierząc kobietę zimnym wzrokiem, który można, by przyrównać do syberyjskim mrozów. Spoglądał na nią z góry, co poniekąd wymuszał rozkaz, który wcześniej jej wydał. Zaśmiał się krótko, lekceważąco, zanim pociągnął za spust, konfrontując zawartość czaszki kobiety ze ścianą tuż za nią, na której zawitała posoka. Chwilę patrzył na krew, która wyciekała z czoła, lecz nie trwało to długo.
Kręgosłup moralny Ilyi Antonowicza Morozova okazywał się niezwykle plastyczny, gdy został do czegoś sprowokowany i w grę wchodziło wzburzenie emocjonalne, nie okazywał litości, nawet jeśli odczuwał szczątkową sympatię do kobiety, która kąsała jego sumienie. W przypadku martwej matki podszywacza, na jej główne nieszczęście przemówił atak na Rosjanina i jej zbyt pewne słowa w obliczu tak marnej sytuacji, w której ta się znalazła. Nie siedziałaby w miejscu. Przeszkadzałaby mu, a na to nie mógł sobie pozwolić.
Broń palna na moment spoczęła na blacie stołu, tuż obok wbitego noża z jego skażoną krwią. Sięgnął po sztylet, tnąc gładko brzeg koszulki na nierówny pasek, którym owinął prawą rękę. Tymczasowo musiało to wystarczyć.
Ty zostajesz — rzucił po rosyjsku na odchodnym, kierując te słowa do psiaka, nadal kulącego się pod stołem, uprzednio wziąwszy broń do prawej ręki. Wątpił jednak, że ta rozwydrzona kluska cokolwiek zrozumie. Jeszcze po niego wróci, choć obecnie miał na głowie inne zmartwienie, które w jakimś stopniu dotyczyło wciąż krwawiącej rany. Opuścił domek w lesie, by dołączyć do swoich towarzyszy, odzyskawszy właściwy rezon po niedawnej napaści. Rzucił jeszcze okiem na Żurawinkę, która w najlepsze żuła trawę, mając w głębokim poważaniu wszelkie dźwięki ostrzału, który wskazał mu poniekąd właściwy kierunek.


Ostatnio zmieniony przez Chashka dnia 14.03.18 1:50, w całości zmieniany 1 raz
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie   •  Las. - Page 15 Empty Re: Las.
                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 15 z 27 Previous  1 ... 9 ... 14, 15, 16 ... 21 ... 27  Next

 
Nie możesz odpowiadać w tematach