Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 13 z 27 Previous  1 ... 8 ... 12, 13, 14 ... 20 ... 27  Next

Go down

Pisanie 28.08.17 23:55  •  Las. - Page 13 Empty Re: Las.
Alpha zastanawiała się jak on ją traktuje, skoro pozwala sobie na takie zbliżenia. Jak rodzinę? Trochę słabiej, bo przecież rodziny się tak namiętnie nie całuje. No chyba, że ona o czymś nie wie. Zważywszy na to jak długo nie miała do czynienia z prawdziwym ludzkim życiem a rodziny jako takiej nie założyła zanim umarła, to niewiele mogła wiedzieć o tym.
Choć przyznać musiała. Było to przyjemnie. Szczególnie, gdy unikała tego jak ognia przez… długi czas.
Alpha, nie daj się.
Mruknęła do siebie w myślach, starając się powstrzymać od rozmyślania nad pocałunkiem. Rozkojarzy się w ten sposób.
Wysłuchała jego słów. Myśli znów pobiegły w kierunku pojęcia „bliska osoba”. Statusu tego nie otrzymał u niej chyba nikt. Albo go otrzymał, tylko ona tego nie zauważyła. Jakby nie patrzeć przez te wszystkie lata w ciele wilka dość chłodna się stała. Stroniła od emocji i innych tego typu rzeczy, bo po co się w nie bawić. Raz na jakiś czas warknęła czy coś i to było tyle.
Czy stworzyła jakiekolwiek bliskie jej osoby?
Najwyraźniej tak.
Odpowiedziała sama sobie zaskakująco szybko. Zadziwiło ją to aż. Pewnie gdyby miała wymienić kogokolwiek z psiarni, kto byłby jej bliski… Byłby to chyba tylko Ailen.
Nie, Alpho. Całe DOGS to rodzina. Wszyscy powinni być tobie bliscy.
Warknęła do siebie w myślach. Fakt, powinna takie założenie przyjąć. Ale jakoś ciężko było jej się do tego przyzwyczaić. A to nowy przychodzi, a to hierarchia…
Alpho, wróć na ziemię.
- Hmm.
Mruknęła, wyczuwając ruch jego rąk. Gdy je przesuwał, zimny dreszcze przeszedł po jej ciele w reakcji do jego lodowatych dłoni. Jej futro się zjeżyło na całym ciele przez moment. Nie przeszkadzało jej to. Skoro od powiedział swoje…
- Będzie to trudne, wiesz? To już nie są stare czasy, gdy trzymaliśmy się razem prawie cały czas…
Mruknęła… Smutnym głosem? Tak, definitywnie była w nim nuta smutku. Położyła się na nim, kładąc swój podbródek na jego obojczyku. Uszy jej opadły. Rozmyślała. Jeżeli Raphael chce pójść o krok dalej, co ona powinna teraz zrobić?
- Nie zrozum mnie źle. Nie to, że nie chcę czy coś takiego.
Sprostowała szybko, a potem dodała:
- …Ja pierdolę, czemu wszystko musi być skomplikowane.
No w tym momencie, to poleciała po całości. Raphael dobrze, wiedział, że Alpha starała się być w miarę kulturalna i nie przeklinać na lewo i prawo jak leci. Praktycznie nie przeklina. A jak przeklnie, to się musiała wkurzyć. I ona też o tym wiedziała.
Normalnie by się powstrzymała, ale przy Raphaelu pozwoliła sobie na puszczenie nerwów.
Wkurzyła się. Wkurzyła się na to, że świat jest taki skomplikowany. Na to, że się rozdzielili. Na to, że ona dołączyła do DOGS. I na to, że życie na Desperacji jest trudne.
- Czemu życie musi być takie trudne… Eh.
Podniosła się z niego i wsparła się na ramionach. Była trochę smutna. Kurka, namieszał jej w głowie.
No i po co ci było go całować, Alpha?
Pokręciła głową na boki, próbując pozbyć się natrętnych myśli o przyszłości i swoich czynach. Dawno temu uśpiła je wewnątrz siebie, by nie sprawiały problemów… A teraz powracają. Musiała je znów czymś uciszyć, bo nie dadzą jej spokoju.
I ona już wiedziała czym.
Nagle, dość może nawet nie spodziewanie, znów zbliżyła się do Raphaela i pocałowała go namiętnie. Całą swoją uwagę skierowała właśnie na ten akt, przez co pomogło jej to uciszyć natarczywe i nieprzyjemne dla niej myśli. Zastąpiły je przyjemniejsze pragnienia i emocje.
Alpha… Co ty z sobą robisz, powiedz?
Przerwała na moment.
- Spróbujmy…
Mruknęła szeptem, lekko się uśmiechając. Palce wsunęła między jego krwawe włosy i gładziła je. Zanim wyłączyła myślenie kompletnie, zastanowiła się jak daleko chcą się posunąć. Domyślała się, że w pewnym momencie jej instynkty przejmą górę, a fakt, że była w abstynencji sprawi, że powstrzymanie się będzie trudne. Za trudne.
Ten jeden raz… Złamiesz regułę, co nie? To w końcu… Bliska ci osoba.
To Raphael.
Na tej myśli się zatrzymała i spojrzała się Raphaelowi w oczy, oczekując jego reakcji i działań. Co będzie dalej?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 29.08.17 19:58  •  Las. - Page 13 Empty Re: Las.
Zastanawiał się nad reakcją dziewczyny na jego słowa. Nie za często mu się zdarzało, żeby mówił szczerze. Tak więc mogła się czuć zaszczycona mianem najbliższej mu osoby. Jedynie nie był pewny, czy nie myśli podobnie. Wiedział, że w normalnych okolicznościach nie doszłoby do takich chwil, gdyby nie było coś na rzeczy. Wtedy też usłyszał pierwsze słowa, w których uchwycił smutek. Nie miał pewności z jakiego to powodu. Jedynie podejrzewał, że temat ten nie należy do najprostszych. Zdawał sobie sprawę iż nie jest to takie proste. W końcu poszli odrębnymi ścieżkami, a to mogłoby się ze wszystkim kolidować. Zbliżyła się ona do niego i oparła podbródek swój o jego obojczyk. Zdążył nawet zobaczyć, że wilcze uszy opadły. Odruchowo ją objął do siebie, wciąż pozostając cicho. Postanowił obrać rolę wiernego słuchacza. Przynajmniej chciał pozostać do pewnego czasu. Widząc ją w takim stanie nie pocieszało. Wyglądała jakby walczyła ze swoimi myślami, nie wiedząc co dalej czynić. Kolejną rzeczą, która go zmartwiła to przekleństwa. Nie użyłaby takiego słownictwa, gdyby nie była poważnie wkurzona. Zdawał sobie o tym sprawę rudzielec. Teraz się zaczął porządnie zastanawiać, czy nie powinien przerwać ciszę i cokolwiek powiedzieć. Wyprostowała się znów i dalej mówiła. Zwróciło to bardzo jego uwagę. Zdecydował się przerwać ciszę ze swojej strony, gdy była wzmianka o trudnym życiu. Chciał ją wesprzeć w jakikolwiek sposób, ale zostało mu uniemożliwione. Został ponownie zaskoczony przez Alphę. Nagle doszło znów do zbliżenia tej dwójki. Podczas kolejnego pocałunku z większym entuzjazmem. W trakcie niego ją objął swymi rękoma. Zaczął odczuwać większą chęć pójścia dalej. Nie był jeszcze pewny, czy też tego nie pragnie wilczyca. Uzyskał swoją odpowiedź, gdy usłyszał słowo klucz. "Spróbujmy...." Powtórzył w myślach, czując jak gładzie jego włosy. Zagościł na jego twarzy uśmiech. Przystąpił więc do rozpoczęcia małej gierki. Złapał delikatnie prawą dłonią za jej podbródek, a drugą ułożył na plecach.
W takim razie nacieszmy się wspólną chwilą i zapomnijmy o tym trudnym życiu. ─ Powiedział wpatrzony prosto w jej złote oczęta, zapewniając żeby niczym się teraz nie przejmowała. Obecnie mieli chwilę dla siebie, a to się liczyło. Tak więc przystąpił już do małych działań. Złożył na jej ustach głęboki pocałunek, który stopniowo nabierał tempa. Dostał w końcu zielone światło na dalsze akcje, więc zamierzał skorzystać z okazji. W trakcie tego aktu mogła poczuć, jak jego ręka z podbródka zmierza niżej. Podobnie się też stało z pocałunkami. Opuszki zimnych palców zatrzymały się na lewej piersi dziewczyny. Początkowo jedynie tam trzymał swoją dłoń. Rozpoczął od gładzenia tego rejonu, gdy jego pierwsze pocałunku znalazły się na jej szyi. Widać było już gołym okiem u niego entuzjazm. Kawałek, po kawałku. Takie słowa mu gościły w głowie. Można więc oficjalnie powiedzieć, że wspólna zabawa została rozpoczęta. Nie wspominając, że rudzielec jakoś się nie przejmował miejscem. Niby mógł ktoś ich zobaczyć, ale jakoś go to nie obchodziło. Jedynie zostaje kwestia Alphy.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 03.09.17 22:12  •  Las. - Page 13 Empty Re: Las.
Alpha od dłuższego czasu nie miała takiej burzy emocji w sobie. I to ją denerwowało. Tyle lat spokoju, życia dniem za dniem… Spanie, bieganie, polowanie, granie w piłkę, zwiady… Nie było wtedy czasu na emocje i okazywanie ich. A tu nagle, jednak osoba i jej nerwy i wszystko puszcza. Łącznie z emocjami, myślami i abstynencją.
Jeden raz… Wyjątek.
Mruknęła do siebie.
”W takim razie nacieszmy się wspólną chwilą i zapomnijmy o tym trudnym życiu.”
- Niech tak się stanie…   Sorki, ale trzeba. <3
Czując jego uspokajający wzrok, odrzuciła na bok wszystkie myśli. Skupiła się na tym, czego teraz pragnie. Mógł zauważyć, że otworzyła lekko usta i wypuściła powietrze, które zamieniło się w obłoczek po kontakcie z zimną aurą anioła. Ciekawe, co będzie jak się między nimi zrobi goręcej. Pocałunek, który rozpoczął Raphael, dołożył do pieca. Czuła jego rękę zmierzającą ku dołowi co sprawiało, że jej serca zaczynało bić szybciej. Gdy ich usta się rozłączyła wydała z siebie pomruk. Ciężko było stwierdzić co on oznaczał, czy było to zadowolenie czy inna rzecz. Zauważyła, że jest zadowolony. Ona jeszcze nie. Ale liczyła na to, że pod koniec okaże się to być warte. Czując, że on się zaczął dobrze bawić, sama postanowiła coś zrobić.
Uznała, że Raphael ma za dużo na sobie. Ukazała kły i warknęła lekko, nie podobało jej się to. Paznokciami zahaczyła o jego koszulkę, pociągając za kilka nitek i pozostawiając trwałe ślady jej obecności. Drapnęła go od szyi w bok, kierując pazurki w stronę jego prawego obojczyka tym samym odsłaniając jego obojczyk. Delikatnie podgryzła go w tamtym miejscu a swoje dłonie skierowała w dół. Jedną z nich zawędrowała pod jego koszulkę, delikatnie drapiąc jego brzuch i klatkę piersiową. Druga zaś znalazła się jeszcze niżej.
Alpha nie owijała sprawy w bawełnę. Wsunęła swoją prawą rękę w głąb jego spodni i zaczęła powoli pieścić tamte miejsce. Puściła jego obojczyk i zaczęła całować jego szyję podgryzając ją przy okazji.
- Grraarr… - Wydała z swojego gardła tego typu dźwięk.
Polizała go po szyi a lewą rękę przesunęła wyżej odsłaniając jego brzuch. Prawą dłoń wyciągnęła z jego spodni i energicznie pociągnęła za nie, drapiąc jego biodro i udo. Bardzo jej się to nie podobało. Dlaczego on był w pełni ubrany? Chwyciła zębami jego koszulkę i pociągnęła w górę. Nie zniszczyła jej, ale wydała z siebie warkot, gdy materiał uciekł spod jej zębów. Prawą dłonią zrzuciła z jego lewego ramienia płaszcz. Niestety w trakcie tego, delikatnie rozcięła skórę na jego ramieniu pazurami. Wyczuła zapach krwi, co ją trochę przywróciło do zmysłów. Spojrzała na ranę, której dokonała.
Rzuciła wszystko co do tej pory robiła i chwyciła za jego nadgarstek. Zaczęła lizać szkodę jakiej dokonała. Miała trochę wyrzuty sumienia, przez co uszy położyła po sobie. Przywróciła się trochę do siebie myślenie. Spojrzała na Raphaela.
- Przepraszam za to… Nie chciałam.
Zabrzmiała trochę smutno. Była lekko przechylona w lewo, przez co Raphael mogł to wykorzystać… Jeśli chciał.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 04.09.17 22:21  •  Las. - Page 13 Empty Re: Las.
Z początku to on przejął inicjatywę we wspólnej grze. Każdą sekundę poświęcał uważnie, żeby móc poznać jej ciało dokładnie. Zależało mu na tym bardzo. Nie umknęło jego uwadze pomruk, jaki z siebie wypuściła. Dawało mu to większej ochoty na podjęcie dalszych czynów. Został jednak uprzedzony, gdyż wilczyca sama postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce. Postanowiła się do niego dobrać. Świadkiem był rozrywanej koszulki przez pazury dziewczyny. Nie spodziewał się tego czynu, ale nie miał nic przeciwko. Zależało mu bardziej na wielu innych czynnikach, a niżeli na niszczonej odzieży. Jedynie chwilę później zrozumiał, czemu jej taki pomysł przyszedł do głowy. Przystąpiła do podgryzania okolic obojczyka, czego nie mógł zignorować nawrócony. W trakcie tego również poczuł ruch pazurów na swoim ciele. Z tego też powodu syknął. Sama czynność go nakręcała niczym zabawkę. Odnajdywał w tym przyjemność, więc nie mógł o tym powiedzieć złego słowa. Dalej było tylko lepiej. Wyraźnie czuł dotyk i ruch dłoni dziewczyny, który znajdywał się w jego spodniach. Zabawiał się podczas tego jego szyją. Całowanie razem z podgryzaniem. Westchnął z dostarczonej dawki przyjemności. Zdarzył się nagle wypadek, którego nie mógł przewidzieć anioł z wymordowaną. Podczas dalszych igraszek doszło do przecięcia skóry na ramieniu rudzielca. Powodem tego była próba pozbycia się jego górnej części garderoby. Ten wypadek poskutkował przerwaniem wszystkiego. Nie była to poważna rana, ale dała o sobie znać. Niczym kubeł zimnej wody, przywróciła jego myśli. Piekący ból. Skrzywił się rudzielec w chwili lizania małego uszkodzenia. Usłyszał słowa przeprosin, ale nie były potrzebne. Był to jedynie przypadkowa krzywda, a niżeli umyślnie zrobiona.    
─ Jest to tylko zadrapanie, nie ma czym się przejmować. ─  Odparł spokojnie. Przyjrzał się zadrapaniu, który zostało mu zrobione. Nie przejmował się nim za bardzo, przecież wypadki się też zdarzają. Tak więc by nie spowalniać wszystkiego, postanowił zdjąć niepotrzebne ubrania. Zaczął od płaszcza, a potem koszulki. Zostawiając jej na widok górną część swego ciała. W różnych miejscach były widoczne ślady po pazurach. Dawały one swego uroku. Przed nią przyklęknął, a następnie skierował swoje dłonie na jej cyckach. Zamierzał się odpłacić za wcześniejsze akcje, które go nakręcały ten cały czas. Można było to nazwać słodką zemstą. Na początku postanowił pieścić je ruchem dłoni. W trakcie tego zniżał głowę w ich stronę, skupiając się po tej na lewej stronie. Odsunął jedną ze swoich dłoni stamtąd i w tym momencie była świadkiem całowania piersi. Jednak szybko przeszedł do dalszej części, gdy skierował usta na sutek niewiasty. Bawił się nim za pomocą swego języka, a później jedynie podgryzał. Podczas tego prawa dłoń kierowała się w niżej rejony ciała u dziewczyny. Odsunął swoje usta od piersi dziewczyny i skupił swój wzrok na twarz czarnowłosej. Zamierzał się wypatrzeć jakiejkolwiek reakcji na to co uczynił. Oczywiście na tym nie zamierzał poprzestać. W tym czasie postanowił zająć się jej kobiecością za pomocą palców. Początkowo nimi przejeżdżał w okolicach tego rejonu, a chwilę później badał nimi wnętrze. Planował się dobrze zająć tą częścią. Na koniec zbliżył się do panienki i złączył z nią ponownie usta jak wcześniej. Z małą różnią rzecz jasna, gdyż planował do tego dołączyć swój język. Miał nadzieję, że to wszystko jej się podobało i nie byłoby komplikacji. Teraz mogła mieć szansę na ponowne przejęcie inicjatywy, o ile tego chciała bardzo. Obecnie był pobudzony jej wcześniejszymi działaniami, a było to widoczne. Tak więc miał zamiar się tym samym odpłacić. 
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 05.09.17 21:02  •  Las. - Page 13 Empty Re: Las.
Nie wiedziała co sobie myślała, pozwalając sobie na podrapanie go i jeszcze zrobienie rany na jego ramieniu. Co prawda, było to przypadkiem, ale i tak. Posunęła się trochę za daleko. Nie powinna tak ostro na sam początek. Pozwoliła się zatracić w pożądaniu i taki był tego efekt. Zaczęła się lekko bać, czy jeżeli znowu puszczą jej hamulce to czy nie zrobi czegoś gorszego Raphaelowi. Położyła uszy po sobie na chwilę, spoglądając w bok.
Jej uwagę przykuły dźwięki ściąganej koszulki i płaszcza. Widok jego klatki piersiowej trochę ją zainteresował. W szczególności te wszystkie ślady po pazurach. Zastanawiała się czy to mu się podoba czy nie. Szybko jej myśli zostały jednak rozproszone, kiedy zbliżył się do niej ponownie. Nie wiedząc co w pierwszej chwili zrobić, położyła swoje dłonie na jego barkach. Czując to jak ją bombardował pocałunkami i schodził coraz niżej sprawiało, że jej pazury coraz bardziej chciały znów podrapać jego skórę. Kilkakrotnie mógł poczuć jak lekko przejeżdżają po jego naskórku, ale nie było to jeszcze drapanie. Alpha starała się panować nad tym, aby za chwilę plecy Raphaela nie wyglądały jak kratownica. Ale z każdym momentem jej libido rosło, co jej nie pomagało. Przesunęła się bliżej Raphaela i wypuściła powietrze z ust. Położyła wtedy po sobie uszy. Kompletnie nie wyczuła jego ręki, która nagle znalazła się w okolicach jest kobiecości.
Mruknęła cicho, czując jego palce tam. Chłód jego palców strasznie kontrastował z ciepłotą jej ciała. Było to ciekawe i podniecające, ale powodowało też momentami skurcze mięśni. Wypuściła powietrze z ust i mruknęła cicho, wręcz nie słyszalnie. Złączyła swoje ręce z tyłu, starając się powstrzymać od chwytania go za plecy.
Złączyła swoje usta z jego w namiętnym pocałunku. Nie przeszkadzał jej fakt, że doszedł języczek. Wręcz przeciwnie, bardzo jej to pasowało. Oddychała przez usta w trakcie pocałunków. Było łatwiej. Z ciekawością poznawała językiem jego podniebienie. Raphael mógł wyczuć jej kły. W końcu, nie potrafiła już dłużej powstrzymywać swoich naturalnych instynktów. Pobudzona, rozłączyła swoje ręce. A to oznaczało, że zamierzała teraz ona tu pokazać, kto tu jest Alphą.
Ona.
Wyciągnęła swój język, po czym uśmiechnęła się ukazując kły. Rękoma złapała jego nadgarstki i przycisnęła do ziemi, żeby za moment ugryźć go w obojczyk ponownie. Nie za mocno, ale jednak. Bardziej można powiedzieć, że uderzyła go w skórę tymi, że kłami, ale na tyle mocno, że skóra pod wpływem uderzenia pękła i z naczynek zaczynała wypływać czerwona substancja zwana krwią. Krwawienie nie było mocno, raczej delikatne i zaraz by pewnie przeszło.
Dalej podgryzała go po szyi, całując czasami. Jej ogon poruszał się rytmicznie a uszy były wysoko postawione. Puściła jeden z jego nadgarstków i pazurami przejechała po jego klatce piersiowej drapiąc. Potem zrobiła to samo z tyłu, łącząc swoje usta z jego. Wsunęła swój język do jego ust i zaczepiała go językiem. Na moment przerwała, żeby przyjrzeć się mu.
- Podoba się…?
Mruknęła cicho. Zadając mu proste pytanie. Schyliła się i podgryzła go w obojczyk a potem w szyję, podgryzając coraz wyżej. Skończyła na uchu, gdzie tylko raz delikatnie chwyciła je w usta i puściła. W tym czasie, prawą ręką drapała go po plecach a lewą trzymała mocno jego prawy nadgarstek. Kciukiem u lewej dłoni drapała po delikatnie po nadgarstku.
Chociaż na coś się przydają!
Nagle coś zwróciło jej uwagę. Kropla spadła na jej bark, zwracają jej uwagę. Nadal nie puszczając jego nadgarstka, prawą dłoń skierowała na jego szyję, owijając się wokół jego karku. Delikatnie drapała skórę jego karku, patrząc mu w oczy.
- Musimy znaleźć schronienie. Chyba zbliża się deszcz.
Dokładnie w tym momencie, jakaś kropla spadła jej akurat na nos. Nie przejęła się tym za bardzo.
- Chyba kawałek stąd jest zniszczona chatka. Udajmy się tam.
Powiedziała to, całując go raz jeszcze w usta. Chciała przekazać tym informację, że jeszcze nie skończyli. Wstała i rozejrzała się. Gdy znalazła swoją chustę, podniosła ją z ziemi i otrzepała. Starała się opanować swoje myśli, które krążyły wokół Raphaela. Nie były koniecznie czyste. Nie trudno się nadziwić, chłopak sam wprowadził ją w taki stan. Spojrzała na niego. Gdy był gotowy, złapała go za dłoń. Tym razem bez siły. Wręcz delikatnie.
- Chodźmy, im szybciej tam dotrzemy, tym szybciej będziemy kontynuować.
Oj, chyba na serio jej się spodobało. Nic dziwnego, tyle czasu w abstynencji…  A poza tym, to jest bliska jej osoba.
To jest Raphael…
Mruknęła do siebie, trzymając chustę w jednej ręce i jego dłoń w drugiej.


z/t x2
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 21.09.17 11:52  •  Las. - Page 13 Empty Re: Las.
Chashka nie za bardzo orientował się w całych procedurach i hierarchii jakie panowały w organizacji, do której dołączył raczej z przypadku aniżeli z własnej woli. Śmiało można było pokusić się o stwierdzenie, że mężczyzna nie do końca był świadom sytuacji w jakiej się znajdywał. Jednak wraz z pozostałą dwójką wstawił się w gabinecie Pradawnego, który podsunął im lokalizacje. A raczej skrawek mapy z danymi, w jakie mają miejsce się udać.  Morozov udać się miał na południe Desperacji, gdzie miał zdobyć potrzebne medykamenty. Shane miał względem niego więcej nieufności, niżby mogło się wydawać. Rozsądnym pomysłem byłoby puszczenie go z Yury'm. Zapobiegawczo, aby Wieczny miał oko na nowego, jednak wszystko wskazywało na brak komunikacji tej dwójki między sobą. Nie chciał dwóch martwych ludzi w szeregach, a tym bardziej Wiecznego. Ilya musiał iść sam. Zwykły mieszczuch świetnie poradził sobie w grotach potworów, jednak Desperacja miała zweryfikować potencjał medyka. Przede wszystkim miała sprawdzić jego lojalność. Nie potrzebowali tutaj śmierdzących obiboków. Chashka albo zrówna się z grupą, albo bardzo szybko o nim zapomną.
Droga ciągnęła się niemiłosiernie. Co rusz zmieniając się pogoda niesamowicie utrudniała podróż. Treść zadania wydawała się nadzwyczaj czytelna i prosta: Odnaleźć Hotoru Komoi. Odebrać zapłatę za wykonanie zlecenia.
Co mogło pójść nie tak? Podobno nic. Praktycznie wszystko. Deszcz zacinał prosto na twarz, a wiatr wcale nie ułatwiał przeprawy. Przemoczony do suchej nitki, musiał się schronić. Ulewa przybierała na sile, nogi same grzęzły w miękkim podłożu.
Na horyzoncie unosiła się mała, drewniana chatka, której nie dało się dostrzec na pierwszy rzut oka. Zakamuflowana w gęstwinach, porośnięta mchem i zmodyfikowanym bluszcze, wtopiła się w krajobraz, jednak bystre oko obserwatora, uchwyciło lekko tlące się światło spomiędzy roślinności.



_________________________

x Dopisek: Możesz mieć przy sobie 6 rzeczy pobranych z magazynu Drug-on, w tym broń i ekwipunek medyczny. Wszystko co zbierzesz po drodze, jest Twoje.
x Obrażenia: Brak
x Termin: Na razie nie narzucam ci terminów, jeśli chcesz to daj znać.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 04.10.17 3:22  •  Las. - Page 13 Empty Re: Las.
Oczywiście, do cholery, że się nie orientował w śmiesznych hierarchiach i innych absurdach tej dziwnej, pedofilskiej grupy na czele z tym rudowłosym osobnikiem, który uganiał się za małą dziewczynką, tak, nawet jak na standardy Rosjanina nie trzymało się to granic tolerowanej przez niego anormalności. Były to co prawda jego podejrzenia, które w jakimś stopniu nabierały na sile. Były wojskowy S.SPEC został uprowadzony przez postarzałą amebę, jak niby mógł trafić w jakieś normalne miejsce z takim typem spod ciemnej gwiazdy? Nie brał tego nawet pod uwagę; optymizm nigdy się go nie trzymał, zwłaszcza po tym jak w wieku dwudziestu jeden lat awansował na nosiciela. Izolacja dla lekarza wojskowego jego pokroju, kompletnie niepodatnego na stres, stała się zatem sposobem na zachowanie zdrowego umysłu. Chciał być sam i całe szczęście podczas zlecenia dostał to na co liczył, już teraz wisiał nad krawędzią, którą trafnie zdiagnozowano, by jako rozdrażnienie wymieszane z irytacją i dopełniające całość stałe wkurwienie — nie trzeba było zbyt wiele, aby doczekać się z jego strony wybuchu zimniej, niczym grudniowy śnieg, agresji. Sytuacji nie poprawiała jego nieodłączna bezsenność, zabliźnione miejsce postrzału w lewym ramieniu zdeformowało jeden z wielu jego tatuaży czy zabliźnione, wciąż nie do końca wygojone miejsca na przegubach, jakoby pamiątka zakucia w kajdanki. Konieczność wykonania zlecenia stanowiła za to idealną okazję do tego, aby pozbierał wszystkie myśli — pogoda nie okazywała wobec niego żadnej litości, jakby zamierzała siłą obmyć go z grzechów. Ha, taa, jasne.
Ciężko ocenić co nim kierowało, kiedy nadawał imię krowie napotkanej w magazynie, ale nie była to zbyt rozsądna decyzja, a już tym bardziej nie taka, którą miałby zapamiętać na dłużej. Liczył się jednak fakt, że jej ze sobą nie zabrał, a taka myśl pojawiła się w jego umyśle. Taka możliwość kusiła swą absurdalnością, alkohol bowiem zwalniał hamulce i zamazywał granice. Litr wody, magazynek i Glock 17 — te ostatnie wziął jednak bardziej w charakterze profilaktycznym, jeśli Ilya miałby skłaniać się ku stosownej terminologii.  Lekarz zabrał za to ze sobą skórzaną kurtkę, która stanowiła swoiste otarcie nieistniejących łez w carskich kącikach, wzięta w zastępstwie za tę, którą zostawił w parszywej Trójce z racji nagłego widzimisię jakiegoś zmechanizowanego imbecyla. Sombrero, nie wiedzieć co go podkusiło, aby ją wziąć — doprawdy wyglądał w nim zabawnie — przydało się na swoistą ochronę przed zacinającym zaciekle deszczem. Tak jakby. Przemoczonych do suchej nitki ubrań, przyklejonych do ciała byłego wojskowego, jak gdyby te stanowiły jego drugą skórę, nie rekompensowała w żadnym stopniu myśl, że zadanie wydawało się łatwe i szybkie. Coś mu jednak podpowiadało, że jeśli w to uwierzy, to nieprzyjemnie się przejedzie.
Ruchome podłoże przypominało imitację zbitej konsystencji, która zapewne zgęstniałaby gdyby nie stałe opady deszczu, poruszanie się przez nie należało do przyjemności. Ilya Antonowicz Morozov nie wiedział również,  co to za miejsce — przecież nadal był pod wpływem alkoholu, którym zwykł się znieczulać, żegnając raz po raz ze swoimi statusami, podopiecznym i jedynym oczkiem w jego głowie — Kido-żółwiu; poza tym tereny Desperacji zwiedzał teraz na własną rękę bez obecności innych, zwłaszcza wojskowych, co kiedyś się zdarzało. Jeszcze minie sporo czasu, nim ten zapozna się z nieprzychylnością i humorami bezkresu — wszystko przed nim, lecz spotkanie tutejszych, rodzimych mieszkańców powinno być dla jasnowłosego ledwie przedsmakiem tego co może go czekać. Sam fakt, że znajdował się na Desperacji jakąś bliżej nieokreśloną liczbę razy, nie oznaczał, że potrafił sobie z gracją baletnicy radzić, rzucony wprost głęboką wodę. Tutaj nie miał wsparcia za plecami, czy przed tuż przed sobą, jedyne co mogło uratować mu cztery litery to szybkość w podejmowaniu decyzji i niepodatność na stres.
Mimo ciągłego parcia przed siebie w wyznaczonym kierunku i wbrew pogodowym przeciwnościom — nieustępliwemu deszczowi — wiedział, że podróżowanie w takich warunkach atmosferycznych (co zresztą odczuł już na własnej skórze, wytracającej temperaturę nienaturalnie podniesioną z przyczyn oczywistych) nie tylko mogło sprawić, że straci orientację w terenie, ale i zabłądzi. Dodatkową zaletą takiej pogody mogło być przyspieszone trzeźwienie Rosjanina. Kiedy ten tylko odniósł wrażenie, że w zacinającym strugom deszczu i chmarze ciemnoszarych chmur pokrywających niebo dostrzegł w pewnej oddali światło — skierowanie się do niego wydało się byłemu wojskowemu lekarzowi w miarę rozsądne. Uchwycił się tej myśli, traktując ją poniekąd jako plan działania; gdy tylko pogoda się poprawi, wróci do szukania jegomościa, od którego miał odebrać zapłatę za wykonanie zlecenia. Im bardziej się zbliżał, tym wspomniane światło okazywało się coraz to większym pewnikiem ku jego zadowoleniu, co zademonstrował lekki uśmiech, wtopione umiejętnie przez tutejszą roślinność zabudowanie stanowiło doprawdy idealne miejsce na kryjówkę, tak też zamierzał uczynić, nie bacząc na to, że może kogoś tam zastać.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 15.10.17 16:25  •  Las. - Page 13 Empty Re: Las.
Omamy alkoholowe wydawały się coraz to bardziej wyraźniejsze. Światło coraz mocniej odznaczało się na tle gęstwin i nawet krowa, podświadomie zmierzała w jego kierunku. Odwróciła swój wielki łeb i muczała donośnie, jakby próbując się z nim komunikować. Złapała za krawędź sombrera w geście protestu, kiedy doszli pod sam dom. Chciała też wejść, nie chciała zostawać na zimnym, deszczowym dworze. Jako dorodna krowa pragnęła wbić kopytami do domu, który uznała za stodołę i tam skubnąć sobie trochę siana. Szarpnęła za kapelusz lekarza, dając mu jasno do rozumienia swoje potrzeby. Najpewniej młodzian uległby jej urokowi, gdyby nie odgłos piskliwego szczekania dobiegający z wnętrza domu.
Drzwi uchylił się, a w nich stanęła staruszka o metr pięćdziesiąt wzroście. Na głowie miała chustę z przytwierdzonymi do niej monetami. Pod długą obszerną spódnicą, pałętał się pod nogami mały szczeniak. Kluska ledwo co trzymała się na krótkich łapkach, jednak dzielna niczym Cerber z spod bram Hadesu, obszczekiwała natręta, który raczył zajechać na dziwnym koniu pod jego domostwo. Kobieta, przesunęła palcami po skroniach, nogą, starając się uspokoić włochatą kulkę.
Shh, cicho! Cicho! Głowa mnie niesamowicie boli, nie ujadaj! — zajęczała, mając nadzieję, że chociaż raz usłucha. Nie usłuchał. Szczekając odbijał się przednimi łapami, nie mając zamiaru przestawać. Niech przybłęda zna swe miejsce! Cyganka w końcu schyliła się po psa i wzięła go na ręce. Przytrzymała mu lekko pysk palcami, aby przestał tak przeraźliwie szczekać. Obrzuciła nieznajomego podejrzliwym wzrokiem. W końcu zataczał się na krowie. Ponadto, kto do licha, w tych czasach jeździ na krowie!
Kimże jesteś i co cię do mnie sprowadza.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 20.10.17 2:02  •  Las. - Page 13 Empty Re: Las.
Ilya Antonovich Morozov rozluźniony wciąż spożytym alkoholem nie podejrzewał, że krowa, którą uprowadził ze Smoczej Góry, tak się do niego przywiąże, że będzie starała się z taką uporczywością zakomunikować mu swoje niezadowolenie i emocje wszelkiej maści. Skubanie mokrego od deszczu sombrera okazywało się w tej materii dość jednoznaczne. Zapewne na taki stan rzeczy mogło wpłynąć imię, które wspomnianej dojnej krowie nadał — Żurawina. Och, jakież to było symboliczne znaczeniowo, niemal dosłownie. Powoli, ostrożnie zlazł z krowy, kiedy wpadł na ten arcygenialny pomysł transportu jeszcze go to bawiło, teraz kiedy odzyskiwał wyczucie własnych granic, okazywało się to dość szalonym pijackim wyskokiem.
No już, już, spokojnie — mruknął do krowy po rosyjsku, jakby chciał jej dać do zrozumienia, że wcale nie ignoruje jej potrzeb. Wiedział, że na zewnątrz było chłodno i nieprzyjemnie, zwłaszcza, że sam odczuł to na własnej skórze. W rzeczy samej — uwagę Rosjanina od krowy oderwał dźwięk stałego, nieprzerwanego szczekania ze środka chatki skrzętnie pokrytej gęstwiną, zapewniającą dodatkową formę izolacji i zabezpieczenia przed ucieczką ciepła z wewnątrz.
Rosjanin był wyższy od staruszki i widocznie nad nią górował, zmierzył ją na tyle badawczym spojrzeniem, na jakie w aktualnym stanie mógł mógł sobie pozwolić. Zmarszczył brwi, przekrzywiając głowę na widok uciszonego przymusem małego, upartego psiaka. Pupil w rękach staruszki przypominał mu o jego Kido-żółwiu, którego zmuszony był porzucić przez pewną zmechanizowaną amebę, przygryzł na moment dolną wargę, która zachowała w sobie wiązkę jego negatywnej emocji, której nie zamierzał jednak przelać na osobę starszą.
Sprowadza mnie tu głównie pewne zlecenie i niepogoda, więc zależałoby mi na tymczasowym w schronieniu w przerwie w podróży — Wskazał rękę ku szaremu niebu, z którego to zacinał namiętnie deszcz, choć wystarczyło tylko spojrzeć na mokre ubrania lekarza. — Nazywam się Morozov i jestem lekarzem. — dodał, pozostawiając przedstawienie się na sam koniec. Nie zwykł w japońskim społeczeństwie robić tego w pełnej, właściwej formie, zważywszy na fakt, że większość osób pokaleczyłoby jego godność niemiłosiernie, a u kogo jak u kogo, lecz u niego nie sposób można, by się doszukać cierpliwości w tej materii.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 29.10.17 17:00  •  Las. - Page 13 Empty Re: Las.
Krowa, zwana Żurawiną szybko przyzwyczaiła się do byłego lekarza wojskowego, który swoim alkoholowym upojeniem okazał jej więcej zainteresowania, niż ta nieokrzesana banda dzikusów w Smoczej Górze, która tylko chciała ją przerobić na kotlety. Nikt nie doceniał jej wkładu w grupę oraz inteligencji. Jedynie Morozov okazał się godzien jej towarzystwa i zabrał ją na przejażdżkę. Oczywiście, nie pasowało jej dosiadanie, jednak, no cóż, lepsze to niż bycie stekiem.
Dojechali do jakiejś podejrzanej chatki, gdzie rozległo się wycie przeraźliwego ogara. Szybko przeraźliwy ogar okazał się małym szczeniaczkiem, jednak Żurawinie nie przypadł on do gustu. Starsza kobieta obrzuciła podejrzliwym wzorkiem Morozova.
Lekarz? Na krowie? — zapytała, podnosząc cienko wydepilowaną brew. Wydawać się mogło, że ma ją narysowaną czarnym węglem, jednak deszcz, który spływał po jej czole na twarz nic nie rozmazał. Kobieta wyglądała na dużo, dużo starszą wersję Marilyn Monroe w czarnych włosach i mnóstwem zmarszczek.
Krowa zostaje na zewnątrz, a ty kochaneńki, jak potrzebujesz noclegu to musisz zapłacić. Sądzisz, że każdy tutaj może zajechać i prosić o nocleg? — zapytała, nie oczekując odpowiedzi. Weszła do środka domu, głaszcząc szczeniaka po głowie. Ogar domowy na chwilę uspokoił się, jednak podszczekując, a małe fałdki tłuszczu ruszały się wraz z nim.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 13.11.17 12:18  •  Las. - Page 13 Empty Re: Las.
W normatywnych, podkreślmy, że trzeźwych warunkach — Rosjanin w życiu nie wpadłby na tak niecodzienny pomysł, aby wykorzystać krowę jako środek transportu, a co dopiero nadać jej dość znaczące, choć symboliczne imię i traktować ją, niczym pupila. Na całe szczęście zacinający, zimny deszcz wymuszał na nim znaczące skrócenie stanu upojenia alkoholowego i sprowadzał go skutecznie na ziemię, choć nawet i bez tego Rosjanin nie miał najmniejszego problemu, zwrócił uwagę na wyjątkową urodę starszej pani.
Tak, to wypadek przy pracy, jak to się mówi — jak zawsze w jego głosie dało się dosłyszeć obcy, rodzimy akcent, zdradzający, że pochodzi z tych terenów, lecz na całe szczęście kilkanaście lat temu pewien półgłówek nauczył go nie tylko poprawnej japońszczyzny pisanej, ale i mówionej. Wbrew pozorom, które w większości przypadków sprawiał celowo, nie zamierzając wyzbywać się swego pochodzenia – potrafił mówić czysto, ale robił to niezwykle rzadko. Następnie wzruszył ramionami, przyglądając jej się uważnie. Sam wiedział, jak musiało się to prezentować z boku, doprawdy mogło wydać się to podejrzane.
Nocleg? — powtórzył niemal od razu, poprawiając swoje ociekające z deszczu sombrero. Zdążył jeszcze pogłaskać po przemoczonym łbie Żurawinkę, by pozostawić na niej sombrero, które wyglądało doprawdy komicznie, nim zdecydował się wejść do domostwa. Oddanie jej broni i magazynku nie wchodziło w grę. — Nie potrzebuję noclegu, chciałem tylko przeczekać tę cholerną ulewę, żebym mógł niezwłocznie ruszyć dalej. — powiedział, przekraczając próg domostwa zaraz za starszą kobietą i szczekającym psiakiem, na którym wzrok zatrzymał na dłużej. Kąciki jego ust nagle uniosły się nieco ku górze. — Mogę za to wyleczyć cię z bólów głowy, albo posłużyć w ramach podziękowania za ten gest inną pomoc z dziedziny medycznej. — Ilya Antonowicz Morozov szybko pojął, że na Desperacji i jej okolicach żadna znana waluta z Trójki czy innego odrodzonego miasta nie odgrywała jakiejkolwiek roli. Tutaj liczył się handel wymienny i nic nie było za darmo. — W najgorszym razie, gdyby ta ofera byłaby dla ciebie za mała mogę zaproponować wymianę mojej krowy Żurawiny na tego szczekacza, który przyprawia cię o migreny. — dodał, wiedząc jakie korzyści niosło posiadanie bydła, zwłaszcza w tak sprzyjającym ku temu terenie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie   •  Las. - Page 13 Empty Re: Las.
                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 13 z 27 Previous  1 ... 8 ... 12, 13, 14 ... 20 ... 27  Next

 
Nie możesz odpowiadać w tematach