Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Eden :: Rajskie miasto


Strona 2 z 21 Previous  1, 2, 3 ... 11 ... 21  Next

Go down

Dla Nathaira dobra zabawa kończyła się w momencie, kiedy to odwracało się przeciwko niemu. Zasada: „Póki ja coś komuś robię jest dobrze, ale kiedy ktoś zaczyna coś robić mnie jest źle”. Dlatego też cały dobry nastrój chłopaka zniknął niczym za odjęciem magicznej różdżki, kiedy poczuł silne ręce, które go obejmują. Z jego gardła wydobył się jęk pełen niezadowolenia, gdy jego ciało zostało siłą przyciśnięte do mężczyzny. Zamachał niezadowolony łapami i wcisnął je między nich, starając się odepchnąć od Amona.
- No ale zabieraj te łapy ode mnie. – warknął siłując się w najlepsze z siłą rudego. Nie pozostało mu nic innego jak użyć swej zacnej siły, której nie posiadał. Uniósł jedną rękę i trzepnął nią porządnie w łeb Amona, mając nadzieję, że to go zbudzi. A jak nie, to szarpnął się tak mocno, że ściągnął śpiące ciało mężczyzny na ziemię, a samemu wyślizgując się z jego objęć jakby był jakimś niesamowicie giętki węgorzem.
- Głupi i perwersyjny zboczeniec! – syknął cofając się o kilka kroków. Na dostatecznie bezpieczną odległość, żeby Amon nie pochwycił go w żadnej ewentualności. Niech je i idzie sobie. Za dużo tej dobroci. Bo co go obchodziło, że mężczyzna zaczynał go obłapiać przez sen? I jeszcze pomylił go z jakąś dziewką, którą z pewnością wziął jakiś czas temu. Nie wyglądał jak baba! Znaczy się… No trochę tak. Ale był na tym punkcie bardzo wrażliwy, tak więc każde nawiązanie, nawet te nieświadomie, wywoływało w nim białą gorączkę.
Fuknął cicho i odwrócił się na pięcie podchodząc do poręczy schodów, gdzie suszyły się w najlepsze ciuchy Amona. Zręcznie je zgarnął i wrócił do mężczyzny. Stanąwszy nad nim bez jakichkolwiek ogródek spuścił zimne i jeszcze mokre ubrania wprost na niego. Tak, to powinno podziałać niczym zimny prysznic na niego. Nathair wykrzywił się w złośliwym uśmieszku. To powinno go obudzić. A jak nie, to anioł był gotów wyszarpać go za nogę ze swojego domu. Koniec tej dobroci, ot co. I tak wiem, w chuj ambitny post, trolololo.
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Jęknął głucho, kiedy dostał po łbie. Jęknął głośniej, kiedy zleciał z fotela. Kiedy zaś dostał mokrymi szmatami, usiadł gwałtownie i pisnął jak baba.
- Aah! - Spojrzał z wyrzutem na anioła. - Jasna cholera, Nathair, odpierdoliło ci pod tą upierzoną czachą? Mam ci wyskubać te jebane piórka aby powietrze dotarło do mózgu? - Warknął nieprzyjemnie i dopiero teraz zorientował się, że po pierwsze: jego ubrania nie wiszą tam gdzie je zostawił. Po drugie: To właśnie swoimi szmatami dostał po łbie. Po trzecie..... sprawdził szybko kieszenie. Nie, żeby nie ufał aniołowi. Ale praca to praca. Wszystko było tam gdzie zostawił.. no poza tym, że nie wisiało gdzie trzeba.
Spojrzał na anioła wilkiem ( czy raczej myszoskoczkiem~ ).
- Nathair. Wiesz co sądzę o dotykaniu moich rzeczy osobistych, czy mam ci przypomnieć? - Zapytał sucho. Już nawet mniej go obchodziło, że właśnie został brutalnie obudzony. Miał swoje priorytety, których zawsze przestrzegał... prawie.
- Jak masz zamiar tak robić to trzeba było mi nie kazać wyskakiwać z ubrań. Prychnął ponownie, ściągnął z siebie koc i zaczął się ubierać w swoje mokre ciuchy. Zrozumiał przekaz dosyć jasno. Ma wypierdalać w podskokach, nie żeby w ogóle powinien tutaj być.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Nie był zrażony zachowaniem i ewentualnym obrażeniem się Amona. Wiedział, że dość szybko tak czy siak mu przejdzie. Zresztą, nie ma co się oszukiwać. Mężczyzna sam prosił się o takie zachowanie, kiedy jego łapy wylądowały tam, gdzie niepotrzebna. Całe szczęście, że nie zawędrowały jeszcze dalej. Chłopak nachylił się nieco nad rudym, opierając swoimi rękoma o kolana i przyglądał się przez drobnym moment jego wykrzywionej w złości twarzy.
- Znam zasady. Ale Ty powinieneś następnym razem trzymać swoje lepkie łapska z daleka ode mnie, Amon. - powiedział cicho i o dziwo dość spokojnie. Najwyraźniej pierwsza fala złości właśnie mu przeszła. No i przede wszystkim dał nauczkę swojemu gościowi. Przesunął wzrokiem po jego sylwetce, gdy ten wkładał spodnie na tyłek i uniósł nieznacznie swoje brwi.
- Ale ja Ci nigdy nie kazałem rozbierać. Dałem Ci tylko ręcznik, to była Twoja wolna interpretacja. – rzucił po chwili, krzyżując swoje ręce na piersi. No dobra, przemilczmy, że to akurat było cholernie logiczne. Jak pada deszcz i ktoś daje Ci ręcznik to pozbywasz się mokrych części swej garderoby. Ale Nathair nie mógł sobie darować, żeby nie podroczyć się z rudym. Tak dla zabawy, tak było śmieszniej.
- A zanim wyjdziesz to chociaż zjesz. – wskazał brodą w stronę drewniane miski, którą przytachał parę chwil temu z kuchni. Szkoda byłaby, gdyby Amon nie docenił jego kunsztu kucharskiego w doborze odpowiednich składników i wrzucenia je do jednej miski, dając wolną rękę mężczyźnie.
Nathair westchnął ciężko i wyciągnął swoją dłoń klepiąc Amona pokrzepiającym gestem po głowie, niczym małe dziecko. Właściwie to wymordowany był dzieckiem dla anioła, jeśli chodzi rzecz jasna o wiek. W końcu ktoś młodszy od niego i nad kim miał przewagę. Zawsze coś, Nathair nie był zbytnio wymagający. A to, że mężczyzna był wyższy i większy od niego? Plew, to można przemilczeć.
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Zmrużył oczy i syknął przeciągle. Czasem obydwoje zachowywali się jak dzieci na placu zabaw, które kłóciły się o to czyja jest łopatka. No... wysokie dzieci... Z nadmiarem testosteronu... i o wiele bogatszym słownictwem.... A w ogóle to anioły posiadały testosteron?
Przez jego głowę zaczęły przelatywać różne, dziwne myśli, także potrząsnął głową aby je odgonić. Nie pomogło.
- Turlaj się. Jeśli lunatykowałem, a ty byłeś w pobliżu, to ja nie miałem z tym nic wspólnego. Poza tym, ciesz się, że nie zacząłem robić nic sprośnego przez sen, bo i to się zdarzało. - Najlepsze było to, że nawet nie pamiętał co mu się zaczęło śnić. Był jednak pewien, że nie dotrwał do końca, bo jeśli faktycznie dobierał się do anioła to musiało to być coś sprośnego. A na to anioł nie pozwalał. W ogóle jakim cudem się nie pozabijali? Cały czas zadawał sobie to pytanie, odkąd tylko się poznali.
Udało mu się naciągnąć mokre spodnie. Wzdrygnął się od uczucia... uugh.. jakby coś obślizgłego wiło się  po jego tyłku i kroczu. Zapiął je jakoś i narzucił na siebie podkoszulkę. Uczucie w cale nie było lepsze. Buty i bluzę na razie zostawił na podłodze.
Podniósł się, koc rzucił w twarz anioła, sięgnął po miskę i ją zgarnął. Zerknął na jedzenie na niej i westchnął, uspokajając się. Tak jak sądził anioł, jego złość nie trwała długo... ba, on go nawet nigdy nie widział złego. Lepiej dla Nathaira.
- Dzięki. Zjem, skorzystam z kibla i znikam. Nie masz może gdzieś wody pod ręką? Łyk wystarczy. A tak w ogóle to powinieneś tutaj być? A nie przy tym swoim wypłoszu którego stróżujesz? No chyba, że on także przypałętał się do Edenu. Albo to tylko ja jestem na tyle pojebany, żeby się tutaj zaciągać dla zleceń. - Wrócił na fotel i złośliwie w nim usiadł w mokrych ciuchach. To za tą brutalną pobudkę, o! Co on, nawet pięciu minut nie spał? Czuł się jak po kacu.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

TAK. Anioły posiadały testosteron a Nathair był tego idealnym przykładem, kurna!
Chłopak skrzywił się nieprzyjemnie w ostatniej chwili unikając przywalenia w ryj kocem, który pochwycił w swoje łapska. Uniósł brwi w pytającym geście słysząc dosyć…. Intrygujący tekst. „Turlaj się”? Poważnie? Niemal nie parsknął śmiechem. No dalej Gerbilku, postaraj się bardziej. Gdzieś Ty słyszał takie teksty.
- Lunatykowałeś czy nie, serio, nie obchodzi mnie to. Ważne, że Twoje łapska wylądowały tam, gdzie nie powinny. – mruknął odrzucając koc na fotel. Sięgnął do swojej różowej czupryny i potarmosił ją w geście drapania a co w efekcie zaowocowało jeszcze większym burdelem na głowie. Niestety, ten po chwili samoistnie opadł i ułożył się dosyć ładnie, kolejny powód do nienawidzenia swoich własnych włosów.
Bez słowa skierował się do kuchni po jakąś wodę dla mężczyzny. Powinien zacząć zbierać opłaty za to. Za każdą chwilę pomocy. Ależ by się wzbogacił. Cholerna anielska dobroć, która czasami męczyła. Złapał za pierwszy lepszy kubek, oczywiście czysty, miał w sobie chociaż tyle przyzwoitości i nalał do niego zimnej wody z kranu. Co jak co, ale w Edenie znajdowała się jedna z najczystszych, tak więc nie ma co gardzić. No i biorąc pod uwagę to, co działo się w Desperacji to było naprawdę wielkim luksusem.
Wrócił do mężczyzny z nieco znużonym wyrazem twarzy i podał mu kubek, a sam walnął się na fotel i przeciągnął. Zerknął ukradkiem na długie, rude włosy zastanawiając się przez drobny moment, czy aby nie przeszkadzają mu w wesołej egzystencji.
- Nie jestem jego służącym, ma od tego kogoś innego. Zresztą nie mam najmniejszej ochoty widzieć jego gęby. Plus moim zadaniem jest pojawić się wtedy, kiedy będzie w dupie. – Czyli nigdy. Bo rzadko wpadał w kłopoty, z których sam sobie nie mógłby poradzić. A raczej w ogóle. Wzruszył nieco ramionami, ziewając szeroko i nawet nie kwapiąc się po to, żeby zasłonić otwarte usta. Bo Nathair jest taki kulturalny, wowowo.
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Wziął od niego wodę i niespiesznie zaczął ją sączyć. Trochę było to dobijające, że w Desperacji musieli się tłuc o pitną, gdzie w międzyczasie tutaj leciała ona od tak z kranu. Nic dziwnego, że większa część wymarłych chciałaby się jakoś tutaj dostać... ewentualnie po prostu wyjebać Eden w pizdu.
- Dzięki. - Skinął mu głową i wrócił powoli do zajadania się prowiantem. Nie trwało to jednak długo bo anioł ponownie się odezwał... i aż się sam prosił o komentarz.
Przełknął to co miał w ustach.
- O, serio? A mnie się zdawało że jesteś tam po to aby podcierać mu tyłek? A przynajmniej miałem takie wrażenie ostatnim razem, kiedy mnie składałeś do kupy w Desperacji, i kiedy przerwałeś w połowie bo stwierdziłeś, że musisz iść do swojego pupila. Czujesz do niego miętę hmhm? - Wyszczerzył się paskudnie, aż sam się prosił o bęcki. On i jego wielka jadaczka. Sięgnął po swoje włosy i zaczął niespiesznie robić sobie warkocz.
- Ooooh, czyżby to on przyprawił cię o ból dupska? Romantyczne. Ha. Ha. Ha. - Zaczął się śmiać pojedynczymi sylabami, co było dodatkowo baaaardzo irytujące. Robił tak tylko przy aniele, kiedy chciał go wpienić. Nie pierwszy, nie ostatni raz zapewne.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Wy tu gadu-gadu, a tymczasem w kurczakowym domu - niczym ten rasowy ninja - niezauważony przez nikogo pojawił się intruz. W sąsiednim pomieszczeniu coś spadło z łoskotem na ziemię. Upsik. Zanim ktokolwiek zdążył jednak w jakikolwiek sposób zareagować, do pokoju, w którym znajdowali się nasi dwaj chłopcy, wpadł ciemny kształt. Fioletowo-żółta strzała zapikowała w idealnym momencie, by zahaczyć szponami o długie włosy Gerbila. Ofiar w kłakach nie stwierdzono, chociaż sama zaczepka nie mogła być zbyt przyjemna. Ptakopodobne stworzonko okrążyło wnętrze, by wytracić prędkość. Skoro już mowa o wytracaniu prędkości; dopiero teraz obeznani ze współczesną fauną mogli rozpoznać w nieproszonym gościu ikuruę małego. Bestyjka zatoczyła jeszcze jedno koło, po czym z gracją wylądowała na ramieniu różowowłosego. Chwilę dreptała w miejscu, by ostatecznie przekrzywić łebek i rzucić wymordowanemu wyzywające spojrzenie.
Aktualna postawa króliko-ptaszora zdawała się mówić "tu mi ciepło, tu mi dobrze, tu się będę rozmnażał". No proszę, Nathairze, najwyraźniej zostałeś wybrany do wyższych celów, jakimi jest... na przykład zostanie gniazdem. Gratulacje!
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pomimo całej swojej sympatii do niego, naprawdę cieszył się, że już sobie idzie. Po prostu chciał pobyć sam a słowa mężczyzny coraz bardziej go męczyły. Gdyby tylko zobaczył jego podopiecznego to z pewnością od razu zmieniłby zdanie. Co jak co, ale gdyby postawić Nathaira i Ryana obok siebie, to ktoś z zewnątrz stwierdziłby, że role raczej są odwrócone. Anioł w niczym nie przypominał książkowego stróża i to raczej on potrzebował wielokrotnie pomocy, aniżeli było a odwrót.
Chłopak wciągnął głośno powietrze, momentalnie robiąc się cały czerwony na twarzy, a w jego oczach zaiskrzyła złość i irytacja.
- C—co Ty chrzanisz, Amon?! Oczywiście, że nie! Ja tylko o niego dbam, nic ponad to! I nie jest moim pupilkiem, tylko podopiecznym! I nic do niego nie czuję, skąd Ci to w ogóle przyszło do głowy? Co za idiotyzmy pleciesz! I to nie on! Znaczy się… nikt mnie nie przyprawił o ból dupy… Nie boli mnie… Ja…  Ja… – jego głos coraz bardziej cichł a rumieńce powiększyły się rozchodząc się nawet na szyję. Nathair spuścił zawstydzony głowę, a jasne włosy opadły na jego twarz przykrywając ją nieco, dzięki czemu mógł ukryć swoje zażenowanie.
- Idiota. – w końcu podsumował Amona i to, co powiedział. Niech sobie idzie i nie stawia go więcej w takiej sytuacji. Nie chciał mówić o tym, zwłaszcza przed nim. Już nawet otwierał usta, żeby pożegnać mężczyznę, kiedy do środka coś wpadło.
Małe i pierzaste. A przy tym przeurocze.
Chłopak obserwował w ciszy lot ptaka, parskając cicho śmiechem, gdy tamten zaatakował Amona, by wreszcie przysiąść na ramieniu anioła. Nathair zerknął na zwierzę, a jego oczy momentalnie zalśniły jak u małego dziecka, które właśnie sięgało po największy prezent spod choinki. Tak, to była miłość od pierwszego wejrzenia. Z twarzy chłopaka można było wyczytać: „Tak, podobasz mi się, adoptuję Cię. Jesteś mój”. Wydał z siebie ciche westchnienie pełne zachwytu i momentalnie pobiegł do kuchni. Szarpnął za jedną z szafek i wyciągnął z niej jakieś zboże, które wysypał sobie do dłoni i podsunął pod dziób malucha. Gdy ten zaczął wesoło dzióbać, Nathair przepadł. Doszczętnie. Właśnie pozyskał nowe zwierzątko domowe.
- Czyż nie jest przepiękny? – jęknął zachwycony zerkając przez ramię na Amona. Co prawda nie wiedział jak rudy zareaguje na takie spoufalenie się ptaka z jego włosami, co miało miejsce jeszcze parę sekund temu, ale miał nadzieję, że nie zrobi nic gwałtownego. Bo Nathair był gotowy bronić Shotailena, swe nowe zwierzątko, własną piersią, ot co!


Ostatnio zmieniony przez Nathair dnia 13.09.18 0:41, w całości zmieniany 2 razy
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

O ty futrzana kulko.  //


Uśmiechnął się lekko na jego bulwersa i w spokoju kończył swojego warkocza. W pewnym momencie coś wpadło do pokoju, przeleciała tuż przed jego twarzą, przy okazji zahaczając i ciągnąc boleśnie za jego włosy, zrobiło okrążenie jak na stadionie żużlowym i przysiadło na ramieniu anioła.
Chwilę mu zajęło aby ogarnąć sytuację, głównie przez to że upewniał się że nie stracił chociażby jednego włoska. Wstał z kanapy i z morderczym wzrokiem podszedł powoli do anioła... a raczej do cholernej kupy futra na jego ramieniu.
- Ty cholerny kłapodziobie. Wyrwę ci te cholerne piórka i wrzucę do pieca. Nikt. Nie. Dotyka. Moich. Włosów. - Warknął, wyciągnął przed siebie dłoń i już chciał złapać stwora za gardło kiedy dostrzegł wzrok anioła.
- ... Pilnuj tą latającą kupę łajna jeśli nie chcesz żeby straciła upierzenie. - Syknął nieprzyjemnie, już wiedział że przy pierwszej, lepszej okazji bez Nathaira w pobliżu, zrobi sobie potrawkę z kury. Spojrzał za okno. Nadal lało.
- W ogóle z kąd to gówno przylazło, jest suche a tam leje. - Zaczął się zastanawiać i rozglądać po pomieszczeniu, w końcu bez słowa zapytania, wszedł do pomieszczenia obok.
- Hah, widać już się zadomowił. - Powiedział głośniej aby anioł usłyszał. Najwyraźniej manier to coś także nie miało. Nasyfiło jak cholera.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Spojrzał na niego nieco znudzonym wzrokiem, kiedy zaczął grozić jego nowemu zwierzątku. Jeżeli Amon zbliżyłby się choćby na metr do niego ze swoimi łapskami, to Nathair byłby zdolny do wyrządzenia mu małej krzywdy. Co jak co, ale nadal był aniołem i posiadał moce, o których większość wymordowanych mogła najzwyczajniej w świecie pomarzyć.
Uniósł rękę i wskazującym palcem pogłaskał malca po małej główce, uśmiechając się przy tym delikatnie. Był taki rozkoszny i uroczy. Nigdy przedtem nie miał żadnych zwierząt domowych. Nie dlatego, że nie chciał, po prostu zawsze jakoś tak wychodziło. Nie miał czasu, ale w sumie teraz jak postanowił nabrać nieco dystansu od swojego podopiecznego, mógł w pełni skupić się na opiece. A i towarzystwo milczącego stworzenia w jego domu dobrze zrobi.
- To nie jest ważne, skąd przyleciał. – odparł w końcu po dłuższej chwili milczenia. Ściągnął ptaka ze swego ramienia i zostawił go na blacie w kuchni. Może potem zrobi mu jakieś legowisko czy inne gniazdo. Albo ptak sam sobie coś znajdzie. Wyglądał na takiego, co potrafi sobie sam poradzić, jeśli sytuacja tego wymagała.
Spojrzał w stronę okna i uśmiechnął się krzywo, przenosząc wzrok na mężczyznę.
- Przestało padać. – powiedział wskazując głową w stronę okna. Może nie był zbyt taktowny i jego słowa można było odebrać jako: „Już zabawiłeś u mnie na tyle długo, że możesz sobie iść”, ale Amon znał Nathaira na tyle, że wiedział iż anioł nie ma nic złego na myśli. Przychodząc tutaj powinien zdawać sobie sprawę z tego, że długo tutaj nie zabawi. Nathair nie był zbyt gościnną osobą, pomimo swojej rasy. Zdecydowanie bardziej preferował samotność i przesiadywanie w ciszy w swoich małych czterech ścianach. Zwłaszcza teraz. Ziewnął szeroko, nawet nie kwapiąc się na to, żeby zakryć sobie twarz, po czym przeciągnął się, pozwalając pojedynczym kręgom radośnie strzyknąć.
- No, a ja wrócę do tego, w czym ostatnio jestem najlepszy. Czyli spanie. – skwitował krótko, przecierając swoje oczy, czując jak senność powoli zaczyna go ogarniać. Ostatnimi dniami naprawdę sypiał kiepsko i teraz najwidoczniej jego organizm odsypiał za wszystkie czasy. Ale nie mógł iść spać dopóki nie był sam. Tym razem musi zadbać o to, żeby zamknąć drzwi od wewnątrz. Kolejny gość tego dnia byłby czymś za dużo jak na kogoś takiego jak Nathair.
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Przeciągnął się i strzelił chyba wszystkimi chrząstkami, jakie miał, na karku... a przynajmniej tak mu się wydawało bo nie miał pojęcia ile chrząstek znajduje się w ludzkim ciele... czy jakimkolwiek innym na dobrą sprawę.
- Dobra, dobra, widzę żeś bardzo gościnny ostatnimi czasy. - Wzruszył ramionami. Wypił resztę wody ze szklanki, upewnił się, że wszystko ma w kieszeniach i złapał mokrą bluzę.
- Ułeee... normalnie.... - Burknął i skrzywił się kiedy naciągał na ramiona mokrą bluzę. Przynajmniej ubranie było z syntetycznego tworzywa to nie śmierdział jak zmoknięty pies... mimo że uczucie nie było zbyt przyjemne, brrr.
- Dzięki za żarcie i picie. Starczy na jakiś czas. Tak jak zwykle odwdzięczę się przy okazji czyli pewnie w życiu. - Wzruszył ramionami. Zawsze go zastanawiało kiedy w końcu zacznie spłacać swój dług wobec anioła... nawet nie zaczął tego robić, bo nie było kiedy i anioł się o to nie upominał jakoś.
Łypnął nieprzyjemnie na zwierzaka.
- A tą przenośną rację żywnościową trzymaj ode mnie z daleka bo jak go spotkam to nie wyjdzie z tego cało. - Podszedł do drzwi i ostatni raz omiótł wzrokiem pomieszczenie. Niby to anioł, niby Eden i takie tam... a jednak człowieka potrafiła zeżreć zazdrość o coś czego sam nie posiadał. Nie, żeby Gerbil nie był minimalistą, raz: z racji tego że non stop był w drodze, a dwa: nie miał pojęcia co by z tym wszystkim zrobił, jednak nutka irytacji i tak przewijała się gdzieś w jego myśli za każdym razem kiedy tutaj był. Nadal zastanawiało go co znajduje się w dalszej części mieszkania, nie był dalej poza kuchnią czy łazienką... ale i tym razem nie miał zamiaru naruszać prywatności anioła, zważywszy na to, że z każdą wizytą i tak było to po prostu wtargnięcie na jego posesję.
- Trzymaj się aniele, nie pakuj w niepotrzebne kłopoty i takie tam. - Skrzywił się, brzmiał jak jakaś opiekunka. Potrząsnął głową i otworzył drzwi. Przynajmniej nie padało, tyle dobrego. Musiał teraz pospieszyć się i dotrzeć poza mury edenu zanim natknie się na kogokolwiek innego. Nie chciał większych kłopotów kiedy był na zleceniu.


zt
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Eden :: Rajskie miasto

Strona 2 z 21 Previous  1, 2, 3 ... 11 ... 21  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach