Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Eden :: Rajskie miasto


Strona 21 z 21 Previous  1 ... 12 ... 19, 20, 21

Go down

Przechylił się lekko do tyłu, usadawiając wygodniej na szafce, i potarł jedną bosą stopą o wierzch drugiej, przenosząc leniwie spojrzenie na ciemnowłosego. W tym momencie zapomniał o jakimkolwiek dobrym, anielskim wychowaniu, gdy jasne tęczówki zahaczyły o ciało Sory. Niespiesznie przesuwały się po każdym, nawet najmniejszym skrawku jego ciała, wręcz je pochłaniając. Muskał jego wystające obojczyki, żebra i kości biodrowe. Przesuwał wzrokiem po szczupłych udach, które opinała blada skóra, drobnych nadgarstkach chłopaka, które wydawały się tak bardzo kruche, że wystarczyło jedno silniejsze szarpnięcie, aby je połamać. Na dłużej zatrzymał się przy jego kroczu, nie odczuwając z pozoru skrępowania, chociaż wewnętrznie uderzyła go fala gorąca i rozproszenia. Wreszcie, w ostateczności, powrócił spojrzeniem do turkusowych oczu swojego skrzydlatego gościa.
Zaiste, nie jesteś już tą samą osobą, co kiedyś. W niektórych kwestiach naprawdę się zmieniłeś. - rzucił zaczepnie, wręcz prowokacyjnie z wyraźnie wyczuwalną nutą aluzji w głosie. Nie miał zamiaru wprowadzić go w zakłopotanie swoimi nieco kąśliwymi uwagi, ale też nie zamierzał się ograniczać i milczeć. Chociaż, z drugiej strony....może podświadomie chciał i do tego dążył?
Najwidoczniej ten ktoś miał obrzydliwie paskudny gust tatuując na twoim ciele zlepek pozornie nic nie znaczących znaków. Szukałeś jakiś informacji na ich temat? - zapytał, na krótki moment przybierając już bardziej poważną i zaciekawioną barwę. W sumie mogło wydawać się, że to dość głupie pytanie. Raczej każdy po przebudzeniu i odnalezieniu na swoim ciele różnych dziwnych rzeczy chciałby nie tylko odnaleźć osobę, która sprawiła mu tak mało przyjemny prezent, ale chociaż dowiedzieć się nieco więcej o tym...czymś. Ale z drugiej zaś strony nie miał pojęcia jakimi priorytetami teraz kierował się Sora. Po jego dawnym, słodkim i uroczym przyjacielu nic niemalże nie pozostało, a jedynie piękne echo szczenięcy lat zakopanych głęboko w ich wspólnej przeszłości.
Zamilkł na dłużej, przez moment smakując na swoich wargach słowa, jakie wypowiedział Sora. Druga szansa. Czy tym to wszystko właśnie było? Drugą szansą? Nathair sam nie wiedział czego tak naprawdę chce. Nie tak do końca. Był zły, wręcz czuł jadowitość swojej wściekłości i palącej nienawiści, ale nie chciał stracić go po raz drugi. Nie chciał wypuścić go ze swoich dłoni, skoro już go pochwycił, ale miał wrażenie, że lada chwila znowu mu zniknie, rozproszy się na wietrze. Że obudzi się jutro i Sory już tu nie będzie.
Śpij dziś ze mną. - wypalił nagle, niekontrolowanie, nawet przez moment nie zastanawiając się jakoś szczególniej nad swoimi słowami. Ale to chyba właśnie strach przed jego zniknięciem sam, podświadomie pokierował słowa, by je wypowiedział. Gdy wreszcie oprzytomniał i zrozumiał ich sens, poczuł jak się czerwieni. Przysunął wierzch dłoni do swoich ust i odwrócił głowę, chociaż w ten drobny sposób próbując uciec od zażenowania. Zauważył? Może przemilczy tę wpadkę.
Znaczy, nie miałem tego na myśli. Nie w dosłownym znaczeniu. - dodał pospiesznie próbując jakąś wyplątać się z tej niewidzialnej sieci, ale tylko jeszcze bardziej się w niej zakopywał, nawet nie wiedząc kiedy zakłada sam na swoją szyję stryczek.
Cholera. Nieważne. - wymamrotał mając wrażenie, że szafka na której siedzi w dziwny sposób zaczyna go pochłaniać. Musiał zmienić temat. Jak najszybciej. Chyba tylko i wyłącznie w ten sposób będzie mógł wyjść z tej krępującej sytuacji w twarzą. Powiedzmy.
"Czemu tu zostałeś?"
Zabawne pytanie, Sora. Naprawdę, zabawne.
Bo to mój dom. Gdzie indziej miałbym się udać? - zapytał nagle odbijając piłeczkę w jego stronę, przyglądając mu się w zastanowieniu. No właśnie. Gdzie indziej?
Eden to mój dom. Bez względu na wszystko, na to, co się wydarzyło, to nadal mój dom. Tak samo jak to miejsce. Nigdzie indziej nie mógłbym się udać. Ty w swoim, dawnym domu nie byłeś? - choć padło pytanie, wiedział, że nie był. Oczywiście, że nie. Po przekroczeniu granicy Edenu od razu skierował swoje kroki w jego stronę, no tak. Głupie pytania zadajesz, Nathairze.
Chcesz jutro się tam udać? Mogę pójść z tobą. Do twojego dawnego domu.
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Kiedy nadmiar wody wchłonął się w miękki ręcznik, ściągnął go z głowy i uważniej przypatrzył się Nathairowi. Badawczy wzrok Heather'a pochłaniał każda cząstkę nagiego ciała jak laser; skanował go, minimetr po minimetrze. Sora zauważył tylko jak jego wzrok ucieka z okolic bioder i niknie gdzieś na nieopisanej wyrazem twarzy. Anioł nie skrepował się, wszak wydawało się, że nie zrobił sobie z tego całkowicie nic, jakby wstyd jaki kiedyś mógł posiadać wyparował z niego wraz z resztkami człowieczeństwa, które określały emocje, których mu brakowało.
  Przybliżył się do niego kiedy padło niezręczne dla jasnowłosego pytanie. Bose stopy ponownie zatrzymały się przy szafce. Beznamiętnym spojrzeniem badał jego skrępowanie, biorąc pod lupę każdy bodziec, każde drgnięcie mięśni, odcień przebarwień na skórze i drogę lekko widocznych pod jasną powłoką skóry fioletowych żył. To było fascynujące. Dla niego niesamowicie ciekawe.
  — Śpijmy razem.
  Zaakcentował i wyciągnął w jego kierunku wilgotny ręcznik. Wzrok miał stalowy i chłodny – taki jak zawsze. Słowa jednak jakie wypłynęły z jego ust były niesamowicie szczere i bezpośrednie. W tej tonacji wydawałoby się, że mówi: ‘tak, prześpijmy się ze sobą’, choć tak naprawdę nie miał tego na myśli. Nie miał na myśli tego nawet kiedy Nathair wypalił słowotokiem, czerwieniąc się jak nastoletni chłopak, próbujący kupić drinka w knajpie dla dorosłych. Nie rozumiał aluzji, i może dlatego jego reakcja spowodowała, że jak zainteresowany kot doszukiwał się odpowiedzi w gładkiej facjacie rózowowłosego.
  Kiedy pozbył się ręcznika sięgnął po czyste ubrania jakie pozostawił na szafce Nathair. W pierwszej kolejności złapał szczupłymi palcami za spodnie. Jego ruchy były sztywne i bardzo pretensjonalne, jak u kogoś, komu doskwiera wyraźny paraliż mięśni. Nie założył nawet bielizny — wsunął ciemne spodnie na nogi, a później pośladki, na których kończyła się droga zawiłych tatuaży. Odsunął się od niego odrobinę, ale wciąż skierowany był w jego kierunku face to face. Podwinął nogawki odsłaniając kostki, a dopiero później zapiął zamek.
  — Bo to mój dom. Gdzie indziej miałbym się udać?
  — Sam nie wiem — odpowiedział mu zgodnie z prawdą. Po chwili zastanowienia doszedł do wniosku, że pewnie sam zostałby w Edenie, gdyby nie fakt, że ktoś porzucił go wśród metalowych bram M-3.
  — (…) Ty w swoim, dawnym domu nie byłeś?
  Koszulka jaką trzymał w dłoniach zawisła mu wzdłuż ciała. W oczach coś drgnęło. Po raz pierwszy od zobaczenia Nathaira tak wyraźnie, iż turkus wydawał się błękitem.
  — Nie pamiętam mojego domu. Byłeś  tam kiedyś?
  Niepamięć to czasem złoty lek na problemy, ale w tym momencie nie był dla niego ambrozją. Czuł pustkę i wiatr wiejący mu w czaszce, jakby miał w nim przeciąg. Szare komórki były przerżnięte. Irytujące uczucie.
  Zarzucił na siebie koszulkę. A kącik ust drgnął mu nieznacznie, jakby próbował się uśmiechnąć, ale mięśnie zatraciły pamięć naturalnego odruchu.
  — Jeśli tylko pamiętasz drogę… — zawiesił głos. Chciał zapytać o opiekunów, o rodziców, ale coś kazało mu tego nie robić. Posłuchał tego głosu.
  Materiał świeżego ubrania i czystość ciała. Nie pamiętał kiedy ostatni czas czuł się tak dobrze. Tak inaczej. Czy to zmycie zalegającego brudu czy towarzystwo Nathaira zadziałało na niego odradzająco? Poszedł do drzwi i złapał za klamkę. Obrócił się i spojrzał na chłopaka ze znacznej odległości.
  — Byłeś celem tych znaków — wypalił nagle enigmatycznie, choć głos ani na moment nie zmienił suchości tonu. Oczy zrobiły to za niego. — Dzięki kilku zdołałem cię odnaleźć. Reszta pozostaje dla mnie zagadką. Są zapisane językami, których nie znam. Tak samo jest z symbolami.
Dźwięk przekręcanej klamki zadźwięczał w zaparowanej łazience.
  — Nie zapalaj nigdzie światła, dobra?
  Niemą prośbę podkreślił ruch otwieranych drzwi na mrok. Wilgotna fryzura Sory niemal wtopiła się w jej czeluść. A potem tajemnicze obliczę Sory zniknęło na korytarzu. Można było przypuszczać, że na niego czeka — w ciemnościach nieoświetlonego pomieszczenia jak duch.
  Chciał ponieść się intuicji. Wrażenie, że zna rozkład tego domu było tak wyraźnym odczuciem, że nie mógł nie ulec nęcącej nadziei na pamieć.
  — Chodź, Nath.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Zaskakujące, że Sora tak łatwo przystał na niecodzienną propozycję Nathaira. Jasnowłosy spojrzał jedynie na niego przelotem, na powrót odrywając wzrok od jego sylwetki, nie mogąc wyzbyć się tego cholernego poczucia zażenowania. Nie miał pojęcia skąd to uczucie się brało. Przecież dawniej wielokrotnie spali ze sobą. Ba. Nawet brali wspólne kąpiele. Wtedy nie myślał w kategoriach wstydu, a po prostu dla niego było to czymś zupełnie naturalnym. Dlaczego wiec teraz? Tak nagle? Czy to kwestia tego, że nie widzieli się przez tyle lat?
Przeniósł spojrzenie na drugiego chłopaka, kiedy ten zmienił temat. Właściwie na korzyść jasnowłosego, bo przynajmniej nie musiał ciągnąc czegoś wybitnie niekorzystnego dla niego.
Tak, byłem. - odpowiedział wprost. Bo to jeden raz u niego był? Wielokrotnie wpadał do niego, kiedy był sam. Wielokrotnie uciekali przez okno z jego pokoju. Wielokrotnie przesiadywali na parapecie i rozmawiali o głupotach. Pamiętał doskonale te wszystkie chwile. Nie były zamglone jak niektóre inne wspomnienia. Były wyraźne, żywe. Namacalne.
Pamiętam. - dodał ciszej. Prawda była taka, że nawet jeżeli ktoś zawiązałby mu oczy, to bez większego problemu odnalazłby drogę do jego dawnego domu. Nawet kiedy już Sora zniknął, czasami zdarzało mu się przechodzić obok. Nieświadomie, wyłączony i oddalonymi myślami, wracał do rzeczywistości dopiero wtedy, kiedy stał naprzeciwko orzechowych drzwi. Nogi same go niosły, jakby podskórnie chciały mu coś powiedzieć. Ale Nathair nigdy nie zapukał. Nigdy nie zostawał w tym miejscu dłużej, niż minuta. Zawsze odwracał się i odchodził. Uciekał, bo tak mniej bolało. A przynajmniej tak sobie uparcie wmawiał.
Brzmisz jak jakiś romantyczny, stary facet. - parsknął cicho, kręcąc przy tym delikatnie głową. Znaki mu powiedziały. Wskazały drogę. Jak bardzo absurdalnie to brzmiało. Zabawnie i nierealnie. A nawet nieco ckliwie i żałośnie. Ale w tym całym bajzlu, tak zupełnie szczerze powiedziawszy, coś mu wewnętrznie podpowiadało, że to wszystko jest prawdą. Bez znaczenia jak to brzmiało.
Odprowadził go po same drzwi, wreszcie samemu zsuwając się z szafki i ruszając w jego stronę, uderzając bosymi stopami o posadzkę w łazience.
Ha? A ty co, nietoperz? - rzucił w jego stronę nieco wybity z rytmu, kiedy usłyszał tak nietypową prośbę. Nie pochwalał jej, ale też nie oponował zbytnio, samemu wkraczając w ciemną pustkę. Bez problemu odszukał jego dłoń, na której zakleszczył swoje palce, wyprzedzając go i ciągnąc za sobą, nie do końca ufając jego umiejętnościom orientacji w terenie.
Po prostu nie chcę, byś na coś wpadł i uderzył się jeszcze mocniej w ten durny łeb. - dodał cicho, czując wewnętrzną potrzebę nagłego wytłumaczenia się. Dziesięć kroków do przodu, potem skręt w lewo, pchnięcie drzwi, które skrzypnęły i byli na miejscu.
Nie potknij się. - szepnął cicho prowadząc go w głąb pomieszczenia, aż stopy dotknęły łóżka. Dopiero tutaj go wypuścił, powoli gramoląc się na mebel, którego materac nieznacznie się ugiął.
Chodź.
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Nie można było powiedzieć, że był przygotowany na ten dotyk. Może właśnie dlatego zesztywniał jeszcze bardziej, a nieuczuciowe palce przybrały trwałość szerokiego kamienia? Nie był zwolennikiem obcej percepcji. Nienawidził gdy przypadkiem ocierał się o kogoś ramieniem, albo gdy ktoś przez omyłkę — wręczając mu przedmiot — zahaczał opuszkami o wnętrze dłoni. Nie lubił niekomfortowych sytuacji. A te właśnie się do nich zaliczały. I choć mógł odepchnąć i wyrwać się z uścisku Heathera, nie zrobił tego – ale impuls ucieczki przed dotykiem zaraz po pochwyceniu był nad wyraz silny.
  W ciemności nie było tak źle. Pustka i ciemne kształty do których przywyknął mu wzrok stały się prostą drogą — wymagała tylko dobrego podejścia. W głębi duszy  był pocieszony, że chłopak nie zaczął drążyć tematu, a fobia na temat elektryczności i  pola elektrostatycznego nie musiała wyjść na jaw  właśnie teraz.
  Drzwi zaskrzypiały. Zaraz za jasnowłosą sylwetką do pomieszczenia zajrzał Sora, bardziej czujnie niż miało się to przez całą drogę do jego sypialni. Zarysy mebli w panującym tu mroku były dla niego jak drogowskaz dlatego ciągnięty siłą anioła nie miał najmniejszej obawy, że potknie się o podstawione krzesło albo leżącą na ziemi ciuchy. Kiedy poczuł miękki materac łózka pochylił się aby dotknąć go dłońmi. Podniósł wzrok na Nathaira mrużąc oczy.
  Z łatwością wgramolił się na posłanie i padając na plecy. Przed oczami zamajaczył mu gładki sufit. Zapach czystej pościeli, zapach towarzyszący Nathairowi, woń starego domu. Wspomnienia objęte mgłą odezwały się w jego głowie długim pulsującym bólem między brwiami; ściągnął je i skierował twarz w kierunku chłopka. Przez moment poczuł żal, że los odciął go od tego co pamiętał, że postanowił z łatwością zdeptać przeszłość i zamknąć w klatce, do której klucz już dawno zaginął w głębokim morzu.
  Długi czas milczał wpatrując się w jego twarz (miała nieokreślony kształt i wiała pustką, ale widział jego oczy) i nie wiedząc co powinien właściwie powiedzieć, jakby wszystkie sensowne zdania uleciały z niego jak z przebitego igłą balona. Przesunął więc spojrzeniem w bok i zatrzymał się na kołdrze, którą po chwili złapał w palce. Naciągnąć na siebie koc.
  — Jesteś szczęściarzem, że nie stoczyłeś się na bruk. A mogłeś.
  To wyznanie miało w sobie coś więcej niż ukrytą sentencję dotyczącą przeszłości skrzydlatego. Miał też na myśli to, że mógł w spokoju żyć wspomnieniami, celebrować każdy dzień, który niósł za sobą ciepło tego miejsca. Miał gdzie wracać. Był nim ten dom, w którym znajdowało się ciepłe posłanie i sprzęty gotowe do obróbki pokarmu. Było tu wszystko czego nie uświadczył on żyjąc kilka lat na ziemiach, martwej Desperacji.
  — Dawno nie spałem w prawdziwym łóżku — wyszeptał, choć szept w jego wykonaniu nie był tak naprawdę niknącym szelestem. Głos twardy stał się po prostu spokojniejszy, jakby był gotowy na przyjęcie snu. Dopiero teraz kiedy ponownie ocenił wzorkiem twarz Heathera przypomniał sobie o swoim plecaku, który zostawił na dole.
  — To może dziwne. Ale czuje się jak w domu.
  To chyba to uczucie.
  Powieki zamknęły się, a on oblizał dolną wargę i zacisnął usta.  Wydawało się, że kącik zadrżał mu jak do nikłego, nieudolnego uśmiechu. Ale jakie to miało znaczenie we wszechobecnym mroku?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Oczy zdążyły już przywyknąć do ciemności panującej w pokoju, i zapewne dojrzałby sylwetkę drugiego anioła, a nawet zarys jego twarzy. Ale nie chciał. Słuchając jego słów w pewnym momencie przekręcił się na bok, tyłem do Sory. Była to raczej pewna próba oddzielenia się od tego wszystkiego. Zbyt dużo na niego spadło w zbyt krótkim czasie. A on sam nie potrafił się w tym wszystkim odnaleźć, uporać z chaosem, jakim wywołało ponowne pojawienie się Sory. Powieki ciężko opadły a palce mimowolnie zacisnęły się na materiale koca, którym był przykryty.
Idź spać, Sora. - cichy głos tylko na moment zaburzył wręcz świętą ciszę, jaka zapanowała w pokoju. Nawet pogoda zdawała się wreszcie odpuścić, wylewając na nich kojący spokój. Nathair nawet nie wiedział kiedy w zupełności oddał się w ramiona Morfeusza, zupełnie żegnając się ze swoim sceptycyzmem i wszystkimi środkami ostrożności. W końcu to podczas snu wszyscy jesteśmy najbardziej bezradni.
Poranek okazał się wyjątkowo męczący, a powieki z trudnością się uniosły, nakazując ciału do wstania i opuszczenia ciepłego łóżka. Mimo to zarówno jednemu, jak i drugiemu w ostateczności się udało. Śniadanie zjedli w milczeniu. Mówią, że sen jest lekarstwem niemalże na wszystko, ale nawet w tym wypadku nie pomogło. Skrzydlaty nadal borykał się z burzą myśli i na pewno nieco więcej mu zajmie poukładanie wszystkiego w jedną całość. Na całe szczęście Sora więcej nie drążył niepotrzebnego tematu.
Skrzydlaty zacisnął mocniej wargi, kiedy drugi anioł oznajmił, że musi wracać. Tak, wiedział, że ma swoje obowiązki. Zostawił podopiecznego na Desperacji. Wiedział ile to może sprawić problemów, w końcu znał to z autopsji. Ale nie wypuścił go. Nie od razu. Zaproponował, że go odprowadzi, w końcu i tak nie miał nic innego do roboty. Ale nim to zrobił, wytargał z dna szafy jakaś starą, nieużywaną skórzaną torbę, w której zaczął upychać zapasy jedzenia oraz picia. I do tego trochę ubrań, koc i parę kostek mydła. Mamrotał pod nosem, że mu się to do niczego nie przyda, że tego nie lubi i że i tak miał to wyrzucić.
Nie kłam. To grzech
Droga w kierunku granicy okazała się wyjątkowo krótka i szybka, jakby jakaś niewidzialna siła skróciła ją dla czystej złośliwości. Rzucił w stronę chłopaka wyładowaną po same szwy torbą i wcisnął obie dłonie głęboko w kieszenie spodni, wzruszając lekko ramionami i spoglądając w bok.
No już, zjeżdżaj, Sora. - wymruczał niezadowolony i wręcz nieprzyjemnie. Ale dopiero po chwili dodał o wiele ciszej, choć mimo wiatru, Sora i tak mógł go dosłyszeć.
Do następnego.

zt x 2
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Eden :: Rajskie miasto

Strona 21 z 21 Previous  1 ... 12 ... 19, 20, 21
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach