Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 5 z 14 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6 ... 9 ... 14  Next

Go down

Pisanie 29.03.15 15:48  •  Ciche pustkowie - Page 5 Empty Re: Ciche pustkowie
Ostatnio zbyt często traciła przytomność. Tak to przynajmniej wyglądało z zewnątrz, bo ona sama w tym czasie śniła. Śniła o cieple i bezpieczeństwie. O postaci, która pojawi się na horyzoncie, lecz której sylwetka nie będzie rosnąć wraz ze zbliżaniem się. Był to mężczyzna o ciemnych włosach, starszy. Nie znała go, jednak nie czuła lęku. Emanowała od niego dobroć i ciepło. Był uosobieniem światła.
Ao?
Nachylał się nad nią i szeptał słowa, od których rosło serce. To musiał być on, w końcu przybrał ludzką postać by zstąpić ze swego królestwa i pomóc jej w ustanawianiu nowego porządku. Już nigdy nie podejmie niewłaściwej decyzji, a jedynie będzie pomagać temu, który dokładnie wie jak wygląda jego boski plan.
W swoim śnie wyciągnęła dłoń i dotknęła jego twarzy. Poorana była zmarszczkami czasu, milionów, jak nie miliardów lat spędzonych w zamknięciu pod boską kopułą. Z jego oczu zaś biła miłość, niemal równie niezmierna, co ta należąca do jej Mentora. Uśmiechnęła się, Ao zaś odpowiedział tym samym, także dotykając jej czoła. Poczuła na nim ciepło, które po chwili zaczęło się rozchodzić po całym jej ciele.

Otworzyła oczy, a on nadal tam był. Rozchyliła wargi, zdziwiona, nie mogąc zaprotestować czy zapytać. Za bardzo zaschło jej w ustach. Jedynie wyartykułowała dwie samogłoski, układające się w imię jej Nowego Boga.
Może nie miał ochoty odpowiadać, a może po prostu go nie usłyszała, mimo to wiedziała, że to właśnie on. Zazwyczaj czerwone wargi rozciągnęły się w uśmiechu, a ciało spróbowało wstać, na darmo. Była wycieńczona po nagłym spadku adrenaliny, a w dodatku od dawna już nie przyjmowała lekarstwa na łuskownicę. Brzuch ponownie zaczynał boleć, albo raczej bolał cały czas, tylko ona nie czuła tego w morfeuszowej krainie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 30.03.15 0:12  •  Ciche pustkowie - Page 5 Empty Re: Ciche pustkowie
Była słaba, nawet bardzo, ale to nie było teraz ważne. Najistotniejszą rzeczą był fakt, że ją odnalazł. Cały swój pobyt w cielesnej formie wśród tych karykaturalnych zgliszczy dawnego raju jaki trójgłos zbudował, ofiarowany był tylko odnalezieniu tego biednego dziecka i dopilnowaniu by wypełniło swoją rolę w dziele stworzenia, choć jego twórca już dawno je porzucił, byli inni, którym nie było obojętne.
Cofnął dłoń kiedy otworzyła oczy. Dobrotliwe spojrzenie sługi zetknęło się z jej. Teraz miał pewność.
Ao? Nie, tylko ja spóźniony o całe Twoje życie drogie dziecko, przepraszam.
Pogładził Taihen po głowie, tak to robi dobry ojciec próbujący wyrazić aprobatę i dumę z swojej pociechy. Spojrzał na czubki swoich palców, pocięte, szorstkie i stwardniałe, posiadanie ciała to przedziwne uczucie.
Sługa wstał, chwytając ją jednocześnie za ramię. Ostrożnie podniósł, jak delikatne pudełko pełne filigranowych, porcelanowych filiżanek. Nie podrzucił by wygodniej ułożyć zmarnowaną kobietę w rękach.
Nie było daleko, poniesie.

Zaniosę Cię do domu, tutaj jeszcze się przeziębisz, a Twoje trzewia płaczą. Odpoczywaj. Dodał Sabuk i ruszył z swoją umiłowaną podopieczną w kierunku góry. Zatrzymał się po chwili, w pół kroku. Prezenty! Ach nierozważny, podarki nie uciekną. Dwadzieścia trzy pary skarpet, w najróżniejszych kolorach i rozmiarach. Anioł zdawał sobie sprawę, że ludzie obdarowują bliskich prezentami w rocznicę ich przyjścia na świat, a on ominął zdecydowanie zbyt wiele takich rocznic, dlatego zdobył po jednej parze za każdy rok zwłoki, bo czy jest lepsza, rzecz niż ciepłe stopy? Nie ma, a zawsze chłodna posadzka jego celi, utwierdziła go w tym przekonaniu.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 30.03.15 0:38  •  Ciche pustkowie - Page 5 Empty Re: Ciche pustkowie
Jej serce otulało ciepło, którego od dawna już nie czuła. Tak samo jej oczy, zmęczone smutkiem, jaki wyrażały, w końcu powoli odzyskiwały blask. Patrzyła teraz w tę obcą, a zarazem znajomą twarz i wiedziała, że do trzech razy sztuka. Tym razem już nie zostanie porzucona na pastwę dzikich zwierząt i strzelających motocyklistów. Ao był jej łaskawy, nadal nie chciał by zginęła.
Jej usta ułożyły się w uśmiechu, który miał wyrazić wdzięczność, ale też sympatię względem nieznajomego. Całe jej życie, tak. Gdzie on się podziewał przez całe jej życie? Kolejny element układanki wydawał się trafić na swoje miejsce, robiąc z niej jeszcze bardziej kompletną kobietę. Lekko skinęła głową, starając się oszczędzać siły.
A później już tylko leciała w jego ramionach. Lewitowała pozwalając, by ręce i nogi opadały i wznosiły się bezwładnie w rytm jego kroków. Głowę jednak oparła na ramieniu nieznajomego i pozwoliła sobie na zamknięcie oczu. Tak było przyjemniej, mogła myśleć, że jest to jej Mentor, albo sam Ao, który starał się ją ocalić przed szponami Losu.
Resztki czerwonej sukienki układały się groteskowo w jego objęciach. Źle zasznurowany gorsecik odstawał, zaś tiulowe warstwy sterczały na wszystkie strony. Bose stopy, niemal zawsze bose, tylko kusiły by dać jej ów prezent, który Sabuk niósł całą drogę. Zdecydowanie miała się ucieszyć z tych wszystkich par skarpetek, których ostatnio wyjątkowo jej brakowało na zimnych terenach Desperacji.
Na razie jednak o tym nie wiedziała. Czuła jedynie zapach, a nieznajomy pachniał dymem i skórą. Pachniał domem.

/ztx2
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 29.04.15 19:28  •  Ciche pustkowie - Page 5 Empty Re: Ciche pustkowie
Po wizycie w centrum Apogeum Desperacji miał się od razu udać do burdelu, ale uznał że lepiej poczekać kilka godzin aż sytuacja z osłogłowym ucichnie, stąd też, z bólem głowy i ogólną niechęcią - postanowił pojechać w kierunku Gór Shi. Na rowerze, a jak. Dojazd tam był trochę nieprzyjemny, bo ból głowy dawał mu się solidnie we znaki, ale jednak było to dużo przyjemniejsze, niż siedzenie w zatęchłym apogeum, przepełnionym wymordowanymi i ludźmi. Ech... Czasem mu było tęskno do chwil, gdy mieszkał w cywilizowanym mieście, gdzie była bieżąca woda, gdzie miał mieszkanko, ucząc się do zostania adwokatem, gdzie mógł się wykąpać kiedy chciał...
Tak. Miłe wspomnienia.
Koniec końców, zajechał w podgórskie okolice, które zdawało się nazywać Cichym Pustkowiem. Faktycznie, było tu cholernie cicho, wprost potwornie. Możnaby usłyszeć dźwięk opadającego liścia z kilometra przy tej ciszy. A póki co było słychać tylko poskrzypywanie pedałów przy kręceniu nimi, i lekkie świszczenie przesuwających się po piasku opon roweru. Z pewnością był to widok przypominający conajmniej scenę z kabaretu. Wszędzie cisza, a przez środek przejeżdża sobie ktoś na rowerze, tak dla "podświetlenia" tej ciszy.
A skoro o tym kimś mowa, Luis uznał że dalej nie ma po co jechać, i rozejrzał się za jakimś miejscem, z którego będzie miał dobry widok na okolice i - w razie potrzeby - szybko zauważy przed czym miałby uciekać.
I ten piękny kamień na piaskowym pagórku wyglądał idealnie na to! Dlatego też podjechał pod takowy, po czym - bez jakichś konkretnych problemów choć raz - wspiął się po piasku do góry, a potem i na skałę, na której czubku staną, rozglądając się wokół. Woah... To pustkowie jest dość duże...
I puste. Dosłownie. Co jakiś czas tylko było widać jakieś wybrzuszenia czy kamyczki, a poza tym - całkowita pustka. Hm...
Spokojne, miłe miejsce. Dlatego też Luis wygodnie sobie usiadł na kamyczku, pozwalając swoim nogom zwisać ze skały i... Wyjął notesik wraz z ołówkiem, uznając że to... Ładny krajobraz, i żeby pamiętać że warto tu wrócić, spróbuje to sobie narysować. Więc, siedząc tak na kamieniu i spoglądając sponad kartek na okolicę co jakiś czas, kreślił, szkicował, może niezbyt zdolnie, ale lubił to robić. Oddawać się temu. I chociaż częściowo pozwalało mu to na odcięcie się od bólu głowy. I faktu że od pewnego czasu mieszka w rodeo koszmarów, gdzie pół-zwierzęcy ludzie dybią na jego życie, głowę, lub cnotę, w zależności od tego czego akurat im trzeba lub na co mają chętkę. Dorzućmy do tego jeszcze kilka enigmatycznych, skrzydlatych istot, bestie godne piekła, i czasem żołnierzy, którzy bez względu na to czy widzą człowieka, czy zmutowaną bestię tutaj - zastrzelą. Przeważnie.
Hm...
W 98% przypadków. 2% pozostałych przypadków nie miał okazji sprawdzić.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 29.04.15 21:18  •  Ciche pustkowie - Page 5 Empty Re: Ciche pustkowie
Nie tak sobie wyobrażała Desperację.
Alicja co prawda wiedziała, że ta kraina nie będzie tak jak Eden, jednak nie była przygotowana na zobaczenie czegoś aż tak strasznego. Była pewna, że będą tu jakieś zalążki człowieczeństwa. Normalne domy, ludzie na ulicach czy coś na kształt społeczności. A okazało się, że jest kopletnie inaczej.
Samo opuszczenie rajskiego miasta nie było trudne. Nikt jej nie zatrzymywał - pewnie dlatego, że nikt nie miqał pojęcia o jej planach. Prawdopodnie mogła wyruszyć już od razu po spotkaniu z Isao, jednak panna Wieczorek jest cierpliwa. Z uporem zbierała potrzebne rzeczy, co zabrało jej dwa tygodnie zapełnione pracą. Dzięki temu była naprawdę dobrze przygotowana do wyprawy. Do dużego plecaka w moro zapakowała najpotrzebniejsze rzeczy, do niego przywiązała śpiwór. Wcześniej, jeszcze w domu, zrobiła listę potrzebnych rzeczy.
LISTA:
Wszystko po kolei odhaczała i wkładała do plecaka. Namęczyła się, żeby to wszystko zmieścić, ale jakoś się udało. Miała małe wyrzuty sumienia, że tak po prostu ucieka z Eden, jednak wiedziała, że chce to zrobić. Co z niej za anioł, skoro siedzi bezpiecznie w dobrobycie? Jest potrzebna gdzie indziej. Ma całą wieczność na obijanie się.
Niepewnie przekroczyła granicę, na początku jednak dużo się nie zmieniło. Ali ukucnęła i skupiła się na kępce trawy. Wyobraziła sobie, jak z ziemi powoli wyrasta biała róża. Zielona łodyżka przebija ziemię, pnąc się do góry i tworząc małe płatki, by wreszcie rozwinąć się i ukazać całe swoje piękno.
Alicja wstała, z delikatnym uśmieszkiem wpatrując się w samotną różyczkę. Udało się, coraz lepiej idzie jej z panowaniem nad mocą. Lot również znacznie się polepszył, chociaż jeszcze nie miała odwagi zanurkować w dół. Odgarnęła loki z twarzy i ruszyła dalej. A wraz z oddalaniem się od krainy aniołów - ziemia marniała.
Panna Wieczorek zagryzła wargę, widząc, jak rośliny znikają w oczach. Jest już wiosna, a mimo ciepła wszędzie są uschnięte krzaki i piasek.
Pierwszy szok przeżyła, gdy na ziemi zobaczyła skulonego człowieka. Chyba człowieka... Podbiegła do ciała i uklęknęła, niepewnie dotykając ubrania.
- Przepraszam, słyszysz mnie? - zapytała cicho, jednak nie było żadnej odpowiedzi. - Przep... - odwróciła ciało i głośno krzyknęła, widząc na wpół zjedzoną twarz.
Widziała mózg.
Błyskawicznie wstała i cofnęła się kilka kroków, przykładając rękę do ust. Pod zwłokami roiło się od dużych glizd, które teraz zaczęły pełznąć w jej stronę. Alicja ponownie krzyknęła i wysunęła skrzydła. Zamachała nimi i obróciła się, jednocześnie zrywając się do biegu. Po kilku krokach uniosła się i wzleciała tak wysoko, że jej dłonie skostniały.
Jej ubranie było przystosowane do szybkiego wysuwania białych skrzydeł. Z tyłu miała wycięte dwie duże dziury, przez co koszula i kurtka nie były rozerwane. Miała na sobie cienką, czarną kurtkę i koszulę w niebieską kratkę, do tego zwykłe, granatowe rurki i szare adidasy.
Odetchnęła głęboko, bezpiecznie czując się w powietrzu. Lubiła latać, czuła się wtedy wolna. Wylądowała na ziemi po pół godzinie lotu, obok jednego z wielu piaszczystych pagórków. Nie wchodziła na górę, tylko rzuciła na ziemię plecak, rozłożyła śpiwór i wlazła do środka, chowając się za jednym z kamieni; raczej nikt nie był w stanie jej zobaczyć. Wlazła do śpiwora i położyła się, zamykając oczy.
Właściwie to nie spała - raczej drzemała. Jakiś czas później usłyszała skrzypienie piasku i zalała ją fala strachu. Użyła mocy kameleona, wtapiając się w tło i nasłuchiwała. Coś lub ktoś wspinało się na pagórek, obok którego leżała Ali.
Spokojnie. Nie zobaczy cię. Nie zobaczy.
Jak najciszej wstała i wychyliła się zza dużego głazu. Zerknęła w górę, i zobaczyła tylko głowę głowę okalaną czarnymi włosami. Czyli człowiek!* Dobra, mała. To Twoja chwila. Twój czas. Musisz mu pomóc, pewnie jest głodny i spragniony.
Dziewczyna wzięła głęboki oddech i...
została w miejscu.
Nie wiedziała, co ma zrobić. Jak się przywitać? Co, jeśli jest agresywny? Zawzięcie drapała wytatuowaną dłoń, próbując coś wymyślić.
Spojrzała na plecak i jak najciszej, powoli go otworzyła. Wyjęła stamtąd butelkę soku jabłkowego i opakowanie ciasteczek, prosto z edeńskiej cukierni. Wzięła rozmach i rzuciła najpierw sokiem, a potem ciasteczkami, prosto w nieznajomego.
- Cz-cześć! - krzyknęła głośno, błyskawicznie chowając się za głazem. - To nie jest zatrute, jestem aniołem i chcę tylko Ci pomóc! - w jej głosie słychać było czyste przerażenie.
Socjofobia bardzo utudnia życie, ale jakoś trzeba sobie radzić, prawda?

*Ali ludźmi nazywa także wymordowanych
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 29.04.15 21:57  •  Ciche pustkowie - Page 5 Empty Re: Ciche pustkowie
A biedny Luis, zupełnie nieświadom zagrożenia, siedział sobie na tym pagórku i szkicował kajobraz jakgdyby nigdy nic. Wszystko było spokojnie, cicho, fajnie, nic się nie działo, a on mógł w spokoju rysować. Lubił to zajęcie. Odprężało, naprawdę odprężało.
A fakt że na takim pustkowiu dużo do narysowania nie miał tylko ułatwiało mu takowe kreślenie. Jemu i jego kiepskim zdolnościom w tej kwestii, ale hej! Starał się! Serio! To już coś, prawda?! TAK! Ten wykrzyknik na końcu każdego zdania jest potrzebny! Bez niego ta wiadomość nie miałaby takiej siły przebicia jak ma teraz!
Miał już połowę krajobrazu narysowaną. Przyznać trzeba że falowany piasek pustynny i skały znajdujące się tu i ówdzie szły mu całkiem nieźle. Co prawda nie było to zbyt trudne w narysowaniu, no ale! I tak bądźmy z niego dumni, jest z czego! Prawda?
...
Prawda?
W każdym razie, będąc już w połowie tego krajobrazu, nagle poczuł jak coś o niego uderza. Jakiś twardy przedmiot uderzył go z impetem w ramię, co zaskoczyło go na tyle, że prawie mu wypadł notes i ołówek z rąk. Prawie! Ledwie to złapał i zamknął, i chciał się obrócić w stronę z której oberwał "czymś"...
Po czym dostał prosto w twarz kolejnym przedmiotem. Padł na bok z cichym jęknięciem bólu. KNOCKDOWN!
3! 2! 1-... A, nie, żyje, nie stracił przytomności.
Ale uderzenie tyłem głowy o skałę nie było niczym przyjemnym, stąd też po uniesieniu się, objął tył głowy z cichym sykiem bólu. Coś ta głowa dziś nie ma fart-...
Moment. Czy on coś słyszał w trakcie tego padania? Jakieś... Cześć?
Myślał że się przesłyszał, gdy po wstaniu rozglądając się wokół nie znalazł nikogo...
Do momentu gdy znów usłyszał głosik który krzyczał znikąd. Co jest, moooment, co, jak, gdzie, kiedy, czemu...
Huh?
Zupełnie zbaraniały zerkną na leżący obok niego kartonik z sokiem, i opaczkowane... Ciasteczka?
- Uhm, etto... - Mrukną w zamyśleniu, rozglądając się wokół. Wciąż nie widział kto to był, ale ciastka i soczki nie spadają z nieba, prawda? Ktoś tu miał jeszcze być...
A fakt że go nie dostrzegał wcale nie pomagał na jego problemy sercowe. Stąd też druga dłoń oparła się na klatce piersiowej, ściskając materiał bluzy z cichym sykiem bólu. Cholerne serce...
- Ehm... A-ale... Nie bój się mnie... W-wyjdź. Prawie mnie... Znokautowałaś tymi ciasteczkami. - Zaśmiał się z lekkim drżeniem głosu z nerwów. Przyznawszy że bał się tego. Może i była aniołem, może i zarzekała się że chce mu pomóc...
Ale jeśli to tylko czyiś numer!? A jak zaraz by ugryzł jedno z tych ciastek albo napił się odrobinę soku i odpadł, a potem został gdzieś zaciągnięty, pocięty i zgwałcony?
Brrrrr, kiepska perspektywa.
- Ch-chodź... Nie chcę j-jeść tego sam! Wyjdź, proszę! - Tak...
Woli wiedzieć czy ta anielska kobieta nie jest aby przypadkowo wielkim babsztylem który przerobi go na kaszankę jak tylko powie coś nie tak.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 02.05.15 20:35  •  Ciche pustkowie - Page 5 Empty Re: Ciche pustkowie
Alicja nie zdawała sobie sprawy, że trafiła prosto w Luisa. Myślała, że jedzenie upadnie gdzieś na ziemię. A tak... cóż, ciasteczka stały się morderczą bronią, siejącą śmierć i zniszczenie. Kto by się tego spodziewał po anielskich łakociach?
Siedziała za głazem, trzymając kciuki. Nie chciała, żeby ten osobnik u góry się zdenerwował. Miała na celu spokojne poznanie tego kogoś, a nie wystraszenie go. Jeszcze by zawału dostał czy coś w tym stylu...
Wychyliła się zza kamienia, słysząc głos, niewątpliwie jakiegoś chłopaka.
O, czyli nie chce jej zabić?
Świetnie.
Ali głośno odetchnęła. Wstała i zaczęła pakować plecak. Upchała rzeczy byle jak i wspięła się na pagórek.
No dobra, panno Wieczorek. Tylko spokojnie. Nie zrób niczego głupiego. To tylko człowiek. Nie ma zamiaru Ciebie zjeść, nie? Nie ma się czym stresować.
Socjofobia była dla blondynki prawdziwym utrapieniem. Całe swoje życie spędziła na unikaniu ludzi i czytaniu książek. Nie znaczy to oczywiście, że dziewczyna chciała tak żyć, wręcz przeciwnie. Była jednak nieco... wybredna, jeśli chodzi o dobór znajomych. Jeżeli mamy być szczerzy, to podczas swojego siedemnastoletniego życia nie miała ich zbyt dużo. Zapamiętała jedynie Sayako, dziewczynkę z przedszkola. Zawsze razem się bawiły, że są pieskami lub kotkami. Potem jednak anielica musiała odejść z tego kolorowego przybytku i znajomość się zakończyła.
A potem... nic.
Ali poszła do szkoły, gdzie jej polska uroda nie spodobała się rówieśnikom. Z perspektywy czasu widać, że po prostu młode dziewczyny zazdrościły jej koloru włosów - bardzo jasnego blondu. I te loki... Wtedy jednak panna Wieczorek nie wiedziała, czemu inni jej nie lubią. Osamotniona więc, bez żadnych przyjaciół, żyła jedynie bieganiem, potem doszedł freerun, pisaniem i oczywiście czytaniem.
Aż do tego pamiętnego razu, gdy kierowca ciężarówki postanowił ją zabić.
Nie, żeby była na niego z tego powodu zła. Wręcz przeciwnie - w końcu teraz jej życie było o wiele lepsze. Powoli udawało jej się otworzyć na innych ludzi. Zaczynała im ufać, a do tego miała misję do spełniania. Skoro w tej chwili anioły miały zamiar zabijać wymordowanych, jak to się dowiedziała na zebraniu... Ktoś musiał im pomagać.
A kto inny, jak nie Alicja?
Dobrze było czuć, że ma coś do zrobienia. Że coś od niej zależy, że to, co robi, może komuś pomóc.
Dlatego teraz też stała przed nieznanym sobie chłopakiem, wyłamując sobie nerwowo palce z wytatuowanych dłoni.
- Hej. - powiedziała, próbując stwarzać wrażenie spokojnej i miłej osoby.
... co teraz? Chwila.
Chyba powinna się uśmiechnąć, tak? Dziewczyna delikatnie się uśmiechnęła i pogratulowała sobie w duchu odwagi.
Boże, czemu rozmowa z innymi musi być taka trudna? Zwierzęta były dużo łatwiejsze w odbiorze w tym aspekcie.
I wcale nie chodzi o to, że nie potrafią mówić.
Alicja wprost kochała zwierzęta. Dogadywała się z nimi dużo lepiej, niż z ludźmi. Wierzyła, że wszystkie stworzenia mają duszę. Zawsze marzyła, by móc z nimi rozmawiać.
- Umm... - odgarnęła kosmyki z twarzy i położyła plecak na ziemi, nadal zachowując dystans. Nie chciała, by chłopak uznał, że jest nachalna. - Mam na imię Alicja. Jesteś głodny? - spojrzała na opakowanie ciastek i podeszła bliżej, nie bardzo wiedząc, co jeszcze powiedzieć. Miała nadzieję, że ten chłopak coś powie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 02.05.15 23:20  •  Ciche pustkowie - Page 5 Empty Re: Ciche pustkowie
Mordercze ciastka wprost z Edeńskich pieców. Opatentowane przez Alicję Wieczorek, znaną w pół-światku przestępczym jako "cookie monster". Liczba ofiar przy użyciu tej niecodzienniej, niespotykanej i potężnej broni - 1. Nigdy się nie otrząśnie z tej traumy jaką przeżył, ale to nigdy!
Mimo wszystko jednak, Luis był dość ufną, poczciwą duszą, dlatego nie próbował za nadto brać pod obiekcje słów ze strony "głosu znikąd", który uznawał się za anioła i rzucił w jego stronę jedzeniem, zapewniając z góry że nie jest zatrute. Jakby miało... A fakt, przecież przed chwilą o to podejrzewał. No tak... Zaiste. Nie było tematu.
Szybko wychwycił wzrokiem blondwłosą czuprynę wychylającą się zza skały...
Okey. Ten widok go przekonał do tego, że ma do czynienia z aniołem. Była to niewątpliwa panienka o której można było powiedzieć iż jest "anielskiej urody". Nie mógł nie zawiesić na niej oka - a czy z zachwytu jej widokiem, czy ze strachu o swoje życie - to już ciężko stwierdzić.
Obserwował jak osobniczka na moment znika za skałą, i słyszał jakieś chrobotanie czy inne, temu podobne dźwięki. Schował swój notes i ołówek, bo jakoś tak ciągle wisiały mu w dłoniach i... I cóż. Oczekiwał co się stanie dalej. Anioł, jak się przedstawiała blondwłosa Panienka, objawił się ponownie, wspinając jak każdy, normalny człowiek na pagórek na którym przesiadywał teraz Luis. Co prawda nie mógł oczekiwać że będzie latać na dowód bycia jedną z "nich", ale jednak widok majestatycznych, białych skrzydeł mógłby być czymś nader miłym. Sam widok jednak panienki w pełnej krasie, i z bliska był czymś równie miłym. Może trochę ubiór psuł ogólny, przyjemny wygląd - ale nie ma o co marudzić. Pierwsze wrażenie - z pewnością miłe. Co dalej?
Ohm...
Jego spojrzenie na chwilę powiodło ku łakociom jakie zostały wcześniej w niego rzucone, lecz już po krótkiej chwili zwrócił spojrzenie z powrotem na anielicę. Nie chciał jej ukazać braku zainteresowania czy w jakikolwiek sposób ją rozłościć. Podobno te istoty potrafiły kontrolować żywioły! A jak ona jest piromantką i za byle odwrócenie wzroku go podpali?!
Tak, nie ma to jak panika. Lu, spokojnie. Żyjesz, nikt cię jeszcze ani nie podpalił, ani nie spalił. Jeszcze. Spokojnie...
Obrócił się przodem do dziewczyny, opierając dłonie o swoje uda i lekko nerwowo je ściskając, co rusz przy spoglądaniu na nią. Próbował jakoś rozładować stres i trudność w przekonaniu się do wypowiedzenia chociaż jednego słowa więcej, ale...
Ale nie mógł. Damn it.
O... Przynajmniej ona przezwyciężyła się pierwsza. Yay! Jak miło!
Ehm... Tylko powinien...
Odpowiedzieć...
Odpowiedzieć... Odpo...
Szlag. Ehm, jeszcze raz. Wdech, wydech. Kontroluj swój nastrój i uspokój serducho, bo zaczyna bić boleśnie mocno. Odetchnij. Nikt cię nie zabije. Nikt cię nie zje. Odpowiedz!
- H-hej. - Zająkną się lekko, odpowiadając z nerwowym uśmiechem. Starał się. Serio, starał się nie odczuwać strachu, nawet wobec kogoś tak ładnego i SERIO NIE WYGLĄDAJĄCEGO NA GROŹNEGO.
Ale takowi bywają najgors-... Szlag. Przestań z tym czarnowidzeniem.
Och, wykonała ruch! Jak... Jak... Jak miło! Gdyby tego nie zrobiła, pewnie jeszcze przez godzinę by się na siebie gapili bez słowa. Ych...
Serce zabiło mu jeszcze mocniej, przez co odruchowo położył dłoń na klatce piersiowej, lekko się krzywiąc. Spokojnie... Spokojnie...
Spokojnie...
Spoko-... Ych. Patrz, odezwała się do ciebie! Zachowaj powagę, i bądź pewny! Mów bez jąkania się! Dalej, dasz radę! Ona tylko chce pomóc! Dawaj! Postaraj się, umiesz to! I raz... I dwa... I TRZY!
- Uhm... - Podrapał się po głowie wolną dłonią, rozmasowywując lekko klatkę piersiową, starając się zachować kontakt wzrokowy z blondwłosą. - Przepraszam, jeśli... Robię coś nie tak! Nie chcę byś poczuła się źle przeze mnie, tylko... Troszkę się boję. Wiem, wiem... To głupie, ale... Ych. Przepraszam. - Tak. Nie ma to jak wywalić wszystko co ma się na sercu od samego początku. Dobry wstęp! Teraz może być tylko lepiej!
Zerkną ku opakowaniu ciastek i sięgną po nie, po czym otworzył je, a następnie wysuną ku anielicy, siląc się na nieco mniej nerwowy, a bardziej pozytywny uśmiech.
- Ch-chodź. Jak mówiłem... Nie chcę ich jeść sam. Nie bój się... Jestem normalnym człowiekiem, przynajmniej jeszcze. I proszę, zjedz ze mną te, smakowicie wyglądające ciasteczka. Nie umiałbym ich jeść na twoich oczach. - Tak, zdecydowanie brzmisz już dużo lepiej. Teraz niech tylko ta wyciągnięta ręka nie drży ci jak osika.
- Jestem Luis... Uhm... Czemu zaczęłaś we mnie rzucać tym sokiem i ciasteczkami? - No. To pytanie dręczyło go od...
Ehm...
Kilku minut od których nie ogarnia go paralityczny strach. Tak.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 05.05.15 22:28  •  Ciche pustkowie - Page 5 Empty Re: Ciche pustkowie
Obydwoje wyglądali jak takie pokrzywdzone przez los sieroty.
Bali się odezwać, prawie że umarli na zawał i trudno im cokolwiek wydukać. Ale co zrobić, w końcu charakteru nie zmienią, nie wiadomo jak bardzo by chcieli.
Alicja o tym nie wie, ale żeby się zmienić, potrzebuje jednej, małej rzeczy. Niby prostej do zdobycia i powszechnej. Właściwie to materiał jest wszędzie, gdziekolwiek się rozejrzy. Nawet w tej chwili, gdy siedzi na pustkowiu.
- Alicjo...
Hm?
- Alicjo.
Spaaaaać.
- ALICJO.
Blondynka otworzyła powieki i od razu zasłoniła oczy dłonią, chroniąc je przed światłem.
- Tak, mamo? - odparła, obserwując przez palcę drobną sylwetkę Edyty.
- Wychodzę wcześniej z ojcem. Mamy nową dostawę... umm... materiału w laboratorium. Dzisiaj ich złapali.
- Dobrze, mamo. - Ali znów wtuliła twarz w poduszkę, nie zastanawiając się nad sensem słów swojej matki.
A powinna.

Anielica zagryzła wargę,przypominając sobie ranek w dniu jej  śmierci. Teraz wszystko pasowało; oczywistym było, że jej matka miała na myśli wymordowanych, na których będzie z tatą prowadziła różne eksperymenty. To trochę zabawne, że wtedy była pewna, że S.SPEC zajmuje się jedynie dobrem obywateli. Teraz wszystko się zmieniło.
I to na lepsze.
Dużo lepsze.
"Przepraszam, jeśli robię coś nie tak..."
Dziewczyna wyrwała się z zamyślenia. Zapewne musiała wyglądać nieco dziwnie, tak nagle zamierając ze wzrokiem wbitym w przestrzeń.
- Nie, nie - odparła szybko. - Również nie jestem dobra w... umm, kontaktach z innymi. Jesteś świetny. - ... tak jej się wyrwało.
Co, kochana? Może jeszcze powiesz coś w stylu "mru, lecę na Ciebie, kocie. Chodźmy gnieść krzaczek.", bo Ci się wyrwie?
Ale Ali naprawdę nie miała na myśli niczego złego. Chciała, żeby chłopak był spokojniejszy i czuł się... doceniony? To nie jest do końca odpowiednie słowo, ale panna Wieczork nie mogła innego na zamianę znaleźć. Chodziło o to, żeby chłopak czuł się pewniej w jej obecności. Już nie ważne, że ona również sama się bała - ważniejszy był dla niej ten nieznajomy. Jak zwykle tłumiła w sobie strach i ukrywała emocje. Świetny sposób na przetrwanie, Ali.
- Zjedzmy razem ciastka, Luis. - powiedziała i spokojnie podeszła do chłopaka, biorąc po drodze do ręki plecak. Wyjęła zmięty śpiwór i rozłożyła na ziemi, by mieli gdzie wygodniej usiąść. Nie ma, że na gołym kamieniu, wilka dostaną.
Zawsze chciałam to powiedzieć.
Wzięła sok i napiła się łyk, a potem podała Luisowi. Dała za to mu pierwszemu otworzyć ciasteczka.
Dobra... Rozmowa, rozmowa.
Zerknięcie w bok.
Może o pogodzie? Nieee, to przereklamowane. Luis, Luis...
Oświecenie!
- Nie jesteś z Japonii? Ja pochodzę z M6, dawnej Polski. - wierzch prawej dłoni zaczynał ją mocno szczypać. Oo... Krew? A skąd ona tu...
Tak jakby Ali nie zdawała sobie sprawy, że wyładowuje swoje emocje, drapiąc zawzięcie tatuaże. Wytarła szybko dłoń o spodnie, nie chcąc, by chłopak to zobaczył.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 13.05.15 12:23  •  Ciche pustkowie - Page 5 Empty Re: Ciche pustkowie
Biorąc pod uwagę że Luis jest mężczyzną, wyglądającym na starszego i takowym będąc w porównaniu do jego "gościa" to jednak pod względem bycia "pokrzywdzonym przez los" tu wygrywa. Facet, starszy, dorosły, a zachowuje się jak wystraszone przez odkurzacz kocię. A przynajmniej większość takowych.
Choć fakt faktem, jego charakter również potrafi się zmienić. Umie nabrać odwagi... Pod pewnymi warunkami, jakie już jego samego zaczynają martwić. Miło by było gdyby dostał za to jakąś "nagrodę' po tamtej stronie...
Nie zamierzał zwracać większej uwagi dziewczynie na fakt, że go olewa. Nie trudno się dziwić w sumie, pół-żywy ze strachu, choć powoli reanimuje się... No i nic ciekawego w nim nie ma. Jakiś tam człowiek, który cudem tu przeżywa, na rowerze jeżdżący. A poza tym... Hm...
Chyba nic. Zero punktów zainteresowania. Dosłownie żadnego. Nie ma po co się takowym przejmować.
- Eum... Dziękuję... - Burknął speszony komplementem, z lekkim rumieńcem na twarzy. Może i takowy nie był aż tak świetny, ale jednak w chwili takiej jak ta, gdy obca osoba po ledwie minucie rozmowy go komplementuje... Ciężko się oprzeć takowemu, podświadomemu działaniu peszenia i rumienienia się. Poprostu nie idzie. Dlatego też jego spojrzenie odleciało gdzieś na bok, a on sam opuścił głowę, próbując zamaskować poczerwieniałe policzki. Niby ten gest wiele nie zdziałał, ale samo przekonanie psychiczne to zawsze coś, by się powoli... Uspokoić? Chyba tak.
Siedział więc tak, czekając na jakieś słowa, aż nastąpił gest dość niespodziewany. Alicja przełamała swój strach i podeszła do niego, w dodatku rozkładając dość przyjemne posłanie do spoczęcia - w porównaniu do tego kamienia przynajmniej. Z lekką niepewnością przesuną się na śpiwór, siadając obok blondwłosej Panienki. Dziwnie się czuł, gdy osoba zupełnie nieznana od tak podawała mu jedzenie i picie tutaj. Normalnie ludzie by się pomordowali za to, a ona tak uczynnie się dzieli...
Z lekką niepewnością pochwycił kartonik soku i napił się odrobinę. Mmm... Od ucieczki z M-3 nie pił czegoś tak pięknie smakującego... Prawie miał ochotę na wypicie tego wszystkiego i zjedzenia pudełka, ale powstrzymał się od tak zwierzęcego podejścia. Odstawił pozostały w kartonie sok obok, po czym przyjął ciasteczka, jakie otworzył i postawił między nimi, biorąc jedno z nich.
I miał już zaciskać zęby na ciastku, ale został zapytany o pochodzenie. Hm... Fakt, jego imię nie brzmi jak typowo japońskie. Znaczy, imię. To też nie do końca to.
- Uhm... Nie, nie, jestem z Japonii. Nie mam typowo japońskiego imienia przez fanaberię rodziców. - Szybko wciśnięta na skombinowanie pół-prawda nie będąca w pełni fałszem. Połowa wiadomości wszak prawdziwa, druga jednak już trochę mniej.
Po odpowiedzeniu na to pytanie wsuną ciasteczko do ust, którego smak był niemal czystą ambrozją w kruchej otoczce. Aż zamruczał z zadowolenia, czując ten niesamowicie przyjemny smak. To było jak... Jak... Cholera wie jak, ale super! To było naprawdę... No naprawdę! Nawet nie ma słów by określić to... TO! No!
Smak tych ciastek był tak rozluźniający, że chłopak niemal zapomniał o swoim strachu, zyskując nieco na pewności siebie... I ciekawości. Dlatego też, sięgając po drugie ciastko, uśmiechnął się miło do Alicji, spoglądając prosto na jej twarz. Nie był pewien czy to odpowiednie, ale przynajmniej będzie świadoma że to pytanie do niej, i chce uzyskać odpowiedź.
- Mówiłaś że jesteś... Aniołem? Dlatego chciałaś mi pomóc i przyniosłaś to? Czemu marnujesz to... To na mnie? - Sporo pytań. Teraz pora zaczekać na równie dużo odpowiedzi.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 17.05.15 18:10  •  Ciche pustkowie - Page 5 Empty Re: Ciche pustkowie
Kiwnęła głową, słysząc słowa Luisa. Czyli jednak jest z Japonii. Alicja chciałaby kiedyś spotkać swojego rodaka - musiałoby to być naprawdę ciekawe doświadczenie. Po polsku płynnie mówić nie potrafi, ale kilka słów zna. Na przykład imiona jej feniksów, Suseł i Nutria. Nieco trudne do wymówienia przez przedstawicieli innych miast niż M6, jednak właściwie przyjemne dla ucha. Takie mięciutkie, przypominające miękką, brązową sierść.
Tęskniła za nimi.
Sięgnęła po ciastko i uśmiechnęła się delikatnie, słysząc pomruk zadowolenia. Tak mało potrzeba, żeby uszczęśliwić jakąś osobę - czemu anioły zamiast pomocy w Desperacji, planują ich wymordować?
Och... właśnie. Ostrzeże Luisa później.
- Tak, jestem aniołem. Co prawda niedawno umarłam jako człowiek, ale Bóg zlitował się nade mną i moja dusza spod kół ciężarówki przeniosła się wprost do Edenu. I wcale nie marnuję, jesteś takim samym człowiekiem jak ja. - odparła, mimowolnie biorąc jeszcze jedno ciacho. No cooo... Były dobre!
Zerknęła ukradkiem na chłopaka tak, żeby tego nie zobaczył.
- Anioł może mieć podopiecznego. - wymamrotała cicho. Przecież nie powie mu wprost, że właśnie go wybrała, kompletnie przypadkiem. I to jeszcze w jaki sposób! Prawie zabiła go, rzucając w niego sokiem i ciastkami...
Znów na niego zerknęła.  Czarne włosy, brązowe oczy. Nieco wychudzony, ale to się da naprawić. Już panna Wieczorek się nim zajmie.
- Powinieneś uwa... żać? - wpatrywała się w niebo, na którym pojawiły się dwie kropki: jedna większa, druga troszkę mniejsza. - Bo... chodź. - zerwała się ze śpiwora i szybko zwinęła go w kulkę, wpychając jednocześnie w ręce swojemu towarzyszowi. - Widzisz? - pokazała na niebo. Kropki były coraz większe. - Poczekaj gdzieś tutaj.
Sama Alicja próbowała być opanowana, jednak w duchu już wyobrażała siebie w więziennej celi. Przypadła do ziemi, używając jednej ze swej mocy - kameleona. Cała Alicja, włącznie z ubraniem, przystosowała się kolorem do piasku. Z większej odległości trudno było ją zobaczyć, ale z bliska... Do tego iluzja nie była idealna. Och, niech Bóg nie pozwoli im jej zabić... Coś wymyśli. Skłamie.
Ale nie umie kłamać.
To się nauczy. Spontanicznie. Ważne, żeby nie zauważyli Luisa. Dwie kropki zmieniły się już w...
Dwa znane Ali kształty.
Jeden duży, z mieniącymi się różnymi odcieniami czerwieni piórami. Drugi mały, złoty z czerwonymi końcówkami.
Odgłos skrzydeł słychać było już wyraźnie. Ali zacisnęła usta w cienką kreskę i wstała, groźnie patrząc na dwa feniksy. Suseł elegancko wylądował obok swojej pani, za to Nutria z wrzaskiem wpadła w ramiona dziewczyny, wciskając łeb w jej szyję. Samiczka była już dość duża, więc poskutkowało to upadkiem Alicji.
- Sus, co to ma znaczyć? Kazałam Wam zostać w domu. - powiedziała, głaszcząc łeb samca. - Luis? Możesz wyjść! - krzyknęła nieco głośniej.
Gdyby chłopak wyszedł (lub nie, wtedy zignoruj tę część posta), oba feniksy spojrzały na niego nieufnie. Nutria wciąż leżała na nogach swojej siedzącej pani, a Suseł prychnął głośno i podszedł nieco bliżej chłopaka.
- Um... On nie dziobie, chce tylko Ciebie poznać.
Feniks był wzrostu Luisa i nie czuł się niepewnie, idąc w jego stronę. Obwąchał chłopaka dokładnie, parsknął i pochylił się nad jego głową. Z lewego oka popłynęło kilka łez, które spłynęły na czoło bruneta. Strup zniknął, tak samo jak ból głowy. Suseł wytwornie wrócił do swojej pani i położył się obok blondynki.
No a Nutria... Cóż.
Każdy wie, jaka ona jest.
Niezdarnie podreptała do Luisa, wciskając dziób w jego dłoń. Wzbiła się w powietrze i próbowała usiąść na jego ramieniu. No a jako, że miała już 1,1 metra wysokości i nie była lekka, to... cóż.
Biedny Luis.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 5 z 14 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6 ... 9 ... 14  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach