Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 6 z 25 Previous  1 ... 5, 6, 7 ... 15 ... 25  Next

Go down

Pisanie 27.06.14 20:19  •  Park Miejski - Page 6 Empty Re: Park Miejski
Po powrocie do domu nic więcej jej nie pozostało, jak walnąć się do łóżka. Kiedy promienie światła zaczęły muskać ją po nosie przez szparkę w oknie, nogi zaprowadziły ją przed prostokątne lustro przy umywalce. Oparła się na ceramicznych krawędziach misy i spojrzała przed siebie. Wyglądała jak jakaś zmora. Twarz czerwona od odciśniętych śladów faktury poduszki i guzików poszewki. Oczy podkrążone i czerwone, a język pokaleczony. Chwyciła się za czoło i westchnęła.
- Masakra...
Napuściła wody do wanny i wślizgnęła się do niej jak jakiś wąż czy pijawka, tak oble. Tak jej było niedobrze. Poczuła promieniujący ból pleców i popatrzyła na swoją obrzmiałą stopę.
Będę musiała iść do lekarza...
Po porządnej toalecie, według swojego wcześniejszego planu, udała się do miasta szukać pomocy w szpitalu. Skończyło się na gipsie na lewej nodze i jakimś rozgrzewającym kręgosłup, białym, wielkim kapsiplaście. Wrrrr.
O kulach doczłapała się do Parku. To to w nim zobaczyła, to po prostu jakiś szaleństwo. Wszystko połamane, poniszczone, porozwalane i porozkopywane. Biedna, chwyciła się za głowę obydwoma rękami, aż upuściła kule. Chwilę jej zajęło, zanim znów ujęła je w ręce.
Opierając odpowiednio ciężar na kijkach, przeskoczyła jakoś metalowy płotek, wkraczając na trawnik. Lodowe bombki, już zdążyły stopnieć, ale zniszczenia, jakie po sobie zostawiły były niewyobrażalnie duże.
Sama nie dam sobie z tym rady!
Mówiła w myślach, ale co to da? I tak musiała się wziąć w kupę i naprawić szkody. Zaczęła od przywiezienia ze składziku taczki i powolnego zbierania połamanych gałęzi. W tym stanie nie mogła użyć sprzętu alpinistycznego, ani nawet wdrapać się na drabinie, by odpiłować wiszące kikuty na sosnach i innych drzewach. Park przez jakiś czas będzie straszył wyglądem. Nie jej wina, to mogło przydarzyć się każdemu. No ale za nowe ławki, latarnie, śmietniki i płotki odpowiadać będzie miasto. Ona nie miała uprawnień, by dokonywać takich transakcji. Przynajmniej nie wszystko będzie spoczywało na jej głowie.
Po kilku godzinach mozolnej, acz starannej pracy w zgrabywanie, otrząsanie, urywanie, małe przycinanie i ponowne nasadzanie, część parku udało się ogarnąć.
Ciekawe, jak wyglądają inne dzielnice miasta? - Spytała się w duchu.
Spoczęła na jednej z niewielu nieuszkodzonych ławek i przyglądała się efektom swojej pracy, słuchając cichego śpiewu nadal wystraszonych ptaków. Położyła ręce na oparciu ławki i uspokajała oddech. Nawet zdążyła już popaść w lekki sen, aż do momenty, kiedy jej delikatna twarz nie została wylizana niemal w każdym calu. Skrzywiła się. Jak tak można? Mogłaby zacząć krzyczeć wniebogłosy, gdyby nie to, że miała upodobania do tego typu zagrywek. Lubiła, gdy ktoś bądź coś pieściło ją po skórze, wywołując przyjemny dreszcz bądź drażniące łaskotanie. Otworzyła lekko oko, patrząc kto ją tak napastuje. Omal nie wyskoczyła z tej nogi w gipsie, gdy to jej kochany pieszczoch obdarowywał ją całusami.
- Do diabła, Rayu! Gdzieś ty się podziewał, łobuzie?
Czasami żałowała, że dała mu na imię Rayu. Bywały momenty, gdy wołała na niego Łobuz, na co pies także reagował. Jednak imię to imię, w papierach ma tak, a nie inaczej. I tego było jej szkoda. To nie był Łobuz w papierach.
Cwaniak wskoczył przednimi łapami na jej smukłe i niezbyt silne ramiona, pożądliwie sunąć dalej językiem po twarzy. Ren zaczęła go obejmować i całować po głowie, ale kręcił łbem, chcąc uniknąć warg swojej pani, dotykających jego sierści. Czyżby zaraził się wirusem i zdawał sobie z tego sprawę?
Ren jednak była zbyt szczęśliwa, by o tym w tej chwili myśleć. Rzadko kiedy udawało jej się kontemplować w ten sposób, by przewidzieć realia.
- Dlaczego tak się zachowałeś? Dlaczego ugryzłeś Raya? Dlaczego uciekłeś?! - Gorączkowała się, gdy czułości po obu stronach się skończyły. Pies spuścił głowę i położył się obok niej na brzuchu, wystawiając łapy w przód. Uszy skulił i parzył co kilka sekund spod byka na złowrogą minę swojej pani. Zachowanie psa wzbudziło w niej współczucie. Niepotrzebnie tak na niego naskoczyła. Ale co z tego? Ona koniecznie chciała się dowiedzieć, co było przyczyną tego ataku wścieklizny. Nie domyślała się, że to anomalia spowodowane toksycznością tego świata, mogły wywołać takie akcje-reakcje.


<--
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 28.06.14 15:17  •  Park Miejski - Page 6 Empty Re: Park Miejski
Zastrzygła wesoło uszami. Zwolniła, gdy mężczyzna na wózku pożegnał się z kolegą i odjechał w przeciwnym kierunku. Marcelina straciła nim zainteresowanie, spoglądając na mężczyznę, który wcześniej przez krótką chwilę podejrzliwie się jej przyglądał.
☻Dlaczego ona zawsze musi wybierać takie miejsca? Piękna pogoda, ładnie, pachnąco, zielona trawka. Mogłaby tu przyjść chociaż po zmroku, darując Aragatowi codziennych męk. Wsunął się wraz z ciężkimi łańcuchami pod ławkę, mrużąc oczy i przenikliwie warcząc i dysząc. Spojrzał na anioła, wystawiając kły. Z jego pyska wypływała czarna krew, znikając w kontakcie z podłożem. Nastroszył sierść, patrząc na Marcelinę. -Nienawidzę aniołów. Głupie ścierwa...
Czyli trafiła - nie był człowiekiem. Jej dotąd zielona prawa tęczówka przybrała przyjazny odcień szmaragdowo-szafirowy. Z równie przyjaznym uśmiechem podeszła do ławki zajętej przez nieznajomego i podwinęła ciągnący się w nieskończoność, podejrzanie długi ogon, kładąc jego koniec na ławkę, blisko prawej dłoni Nithaniana - skoro iluzja na niego nie działała, na marne pójdzie jej walka z jego anielskim umyslem. Ręce wcisnęła głęboko w kieszeń ciepłej, szerokiej, zielonej bluzy, a szkicowniczek z ołówkiem zaczęły się unosić nad jej głową.
-Ładny mamy dzień. - zagadała, wyciągając swoją długą fajkę z kieszeni i przykładając ją do ust - Co się stało z parkiem? Też go odwiedziła burza gradu wielkości piłki od koszykówki? - Rzuciła okiem na okolicę nie kręcąc głową, po czym wsunęła koniec fajki do ust, zaciągając się i wypuszczając smugę gęstego dymu ku górze. Przez chwilę jej wzrok utkwił w jej koniec, by powrócić na postać zajmującą miejsce obok niej.
Wręcz doskonały słuch pozwolił jej usłyszeć szmer. Gdzieś w parku. Coś jak... zamiatanie, szuranie gałęzi, odgłos poruszających się taczek. A źródło dźwięków nie znajdowało się daleko - sto metrów od dwójki stał człowiek płci pięknej. Po dosyć znajomej sylwetce kotowata określiła, że to z pewnością dziewczyna. Zmrużyła oczy i przyjrzała się jej, niestety, dalej nie wiedziała kim owa osoba jest, mimo dobrego, kociego wzroku. Wzięła następny, słodko-wiśniowy buch, relaksujący i terapeutyczny zarazem. Odruchowo złapała za tył spodni, gdzie spoczywała komórka. Od razu przypomniała sobie o akcji sprzed niedawna, gdzie demoniczną ciemność ogarnęła całą okolicę. Jej umysł zaczął przewijać kawałki scen, które rozgrywały się tamtego dnia, niczym film zgrozy. Kamikaze nie odezwała się do niej dalej. Ciekawe, czy w ogóle się do niej odezwie...


Ostatnio zmieniony przez Marcelina dnia 30.06.14 14:24, w całości zmieniany 2 razy
                                         
Marcelina
Poziom E
Marcelina
Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 28.06.14 16:09  •  Park Miejski - Page 6 Empty Re: Park Miejski
Przez chwilę wpatrywał się w rysunek na kolanach z nieskrywaną konsternacją.
Nagoya.
Pewnie i tak nie zapamięta.
Westchnął cicho, po czym schował rysunek do wewnętrznej kieszeni płaszcza.
Ukradkiem znów zerknął na stworzenie przed sobą.
Nie - nawet po tygodniach bezsenności jego mózgu nie byłoby stać na tak udane halucynacje.
Nawet, kiedy usiadła tuż obok, starał się nie zwracać na kotowatą większej uwagi, niż pozwoliłaby sytuacja. Jednak kiedy coś smyrnęło jego prawą dłoń, nie mógł się powstrzymać od spojrzenia na długi, kosmaty ogon dziewczyny.
Schował ręce do kieszeni. 
- Nie wiem - przyznał z ociąganiem, wodząc wzrokiem po otoczeniu.
Lekko zmarszczył nos, gdy poczuł dym unoszący się z fajki.
Kiedyś miał okazję poznać jedną z ludzkich bajek, tę o dziewczynce - bodajże Alicji - która wylądowała w magicznej krainie. Samą opowieść pamiętał raczej słabo - w przeciwieństwie do bohaterów. Były to jedne z bardziej... psychotycznych postaci. Wciąż nie mógł się nadziwić, dlaczego tak chorą opowieść przedstawiano małym dzieciom. Naćpana dziewczynka w Krainie Czarów
Ci ludzie.
Kiedy patrzył na dziewczynę obok nie mógł odpędzić od siebie myśli o jej podobieństwu do kota z Cheshire.
Wydawała się równie... specyficzna. I kocia.
Nie było bardziej zaludnionego miejsca? - spytał cicho - Zakładam, że ten lewitujący zeszyt widzimy tylko my - dorzucił, z niezadowoleniem przyglądając się wyczynom kotowatej. 
Nithaniah, ostatnio robisz się potwornie zrzędliwy, stary ramolu.
Może.
Ale jeśli ktoś odkryłby tożsamość kota z Cheshire, miałaby potworne kłopoty. Chyba, że potrafiła znikać równie szybko, jak jej odpowiednik z Krainy Czarów.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 30.06.14 10:24  •  Park Miejski - Page 6 Empty Re: Park Miejski
Rayu. Jak zwykle czujny. Usłyszał nawet z tak daleka jakieś jednostki obijające się po Parku. Postawił uszy na sztorc i usiadł. Nieruchomo jak posąg patrzył się w prawą stronę swojej pani. Ren odruchowo powędrowała wzrokiem w tamtą stronę, jak po niewidzialnej wiązce lasera, emitowanej z niebiańsko intensywnych niebieskich oczu psa. Zauważyła jakieś punkty na - jak widać - kolejnej nieuszkodzonej ławce. Zmarszczyła brwi i zmrużyła oczy, starając się cokolwiek dostrzec. Na marne. Miała zbyt zamglone oczy.
Westchnęła. Wyciągnęła pudełeczko truskawek, które zdążyła kupić jeszcze przed wizytą u lekarza i zaczęła wpychać je do ust, delikatnie trzymając owoce za ogonki. Nie umyła rąk po psie.
Rayu zobaczył, że jego pani opycha się bezczelnie owocami, a on głoduje od wczoraj. Spojrzała na jego błagalne, szczeniackie spojrzenie i przechyloną głowę. Zerknęła za niego, patrząc na jego chudy brzuch.
- Nie było cie zaledwie od wczoraj, a ty już tak schudłeś?
Tego psa nie da się ogarnąć.
Zerknęła na swoje opustoszałe w połowie plastikowe, przezroczyste pudełeczko. Przemieliła truskawkę i spojrzała z powrotem na błagalne ślepia pupila.
- Zjesz? - Spytała mierząc w niego ostro wzrokiem.
Pies usiadł wygodniej i oblizał swoją mordę.
- No dobrze. - Wyciągnęła zielony ogonek z truskawki i podała pod pysk psa. Wsunął ją bez najmniejszego ociągania. Raz słyszała o psie, który jadł jabłka, ale nie truskawki. Po chwili pies wsunął jeszcze jedną i jeszcze jedną, aż w pudełeczku przelewał się sok i walały się ogonki. Ren zamknęła pojemniczek i miała już go wyrzucić, kiedy Rayu zaczął skomleć. Odwróciła raptownie głowę. Pies chciał sam wyrzucić pudełko. Podłożyła mu pod nos pudełeczko. Chwycił je ostrożnie w paszczę i zszedł z ławki, ale zamiast wyrzucić pudełko do śmietnika obok, on pobiegł w kierunku dwóch jednostek, których nie mogła się dopatrzeć Kami.
- Rayu! - Wrzasnęła na niego bezradnym głosem, ale ten leciał na przód, szczęśliwy, że jego pani teraz go nie złapie z tą nogą w gipsie.
Podleciał do Kotowatej i do mężczyzny. Usiadł na środku chodnika i przyglądał się parce. Czekał tak dłuższą chwilę, w której zapadł moment, dla człowieka zapewne krępującej ciszy. Przyglądał się lekko spode łba. Po chwili jednak Wskoczył pomiędzy nich i upuścił pudełeczko na środku ławki. Przeskoczył przez oparcie i pobiegł w stronę swojej pani. Co za dziwne zagranie...

Edit: Jbc, Rayu to albinos Husky o nieprzeciętnie niebieskich oczach
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 30.06.14 12:55  •  Park Miejski - Page 6 Empty Re: Park Miejski
Na pyszczku zawitał niezdrowo szeroki uśmiech (przypomina wam się ktoś?). Przymknęła oczy i znowu nabrała trochę mdłego, słodkiego dumy do płuc, wypuszczając go po chwili ustami i nosem. Schowała fajkę do kieszeni bluzy i spojrzała wielkimi, różnobarwnymi oczami o zwężonej źrenicy na anioła. Wystawiła łapkę, a dwa lewitujące przedmioty upadły bezwładnie w sidła jej palców.
- Spokojnie - oblizała kącik warg. - Ludzie nie potrafią patrzeć mimo zdrowych oczu. Miną mnie bez większego zainteresowania. Nie potrafię znikać, jak mój ojciec. - wzruszyła ramionami, przez chwilę wpatrując się w punkt przed siebie. Poczuła ukłucie na karku, więc skierowała tam lewą rękę, z impetem poklepujac się w tamto miejsce. Komary... -Ale mam w zanadrzu inne umiejętności. Jeśli boisz się organizacji S.SPEC... - prychnęła, wciągając i wypuszczając głośno powietrze. - To dobrze robisz. Ja nic nie zrobiłam, a te pluskwy wysłały na mnie człowieka z Drug-onów. Na mnie i na wymordowanych. - jej oko przybrało na chwilę czerwono-brązowego odcienia, by po natychmiastowej chwili zmieniło się na soczyście zielony. Wskoczyła na podparcie ławki. Jej ogon nie mieścił się już w wolnej przestrzeni pomiędzy nią a nieznajomym, położyła więc sobie jego część na kolanach. - A tak w ogóle jestem Ma... - nie dokończyła bo na zajętą przez dwójkę ławkę wpadł... pies, niosący w pysku jakieś pudełeczko. Marcelina momentalnie nastroszyła sierść i odruchowo pokazała w jego stronę szereg ostrych kłów. Prychnęła sykliwie, gwałtownie odsuwajac się od pchlarza - zapomniała jednak, że znajduje się na poręczy od ławki. W jednej chwili jej ręka straciła kontakt z drewnianą poręczą, a ona z dławionym krzykiem z niej spadła, lądując na prawym boku, pozostawiając na poręczy ślady pazurów. Z miną seriously?! spojrzała na psa, który zszedł z ławki i poleciał z powrotem. Usiadła i pomasowała swóją skroń, mrucząc pod nosem zaklęcia przeciwko "tym zawszonym kundlom". O własnych siłach wstała i usiadła na ławce, tym razem normalnie. Przypomniała sobie o niedokończonym zdaniu. - Jestem Marcelina. Mam alergię na psy.
☻ Śmiech wypełnił jej głowę. Rzeczywiście, nie potrafił się opanować od głupiego rechotu. Wysunął się spod ławki i stanął teraz przed nią w całej swej okazałości. W końcu zaczął się krztusić tym śmiechem. Marcelina spojrzała na niego spode łba, utrzymując kontakt wzrokowy tylko przez krótką chwilę. Aragat to jednak wredna istotna, z resztą jak wszyscy Shinigami znudzeni wiecznym życiem. - Ty lepiej uważaj na siebie. Nie zawsze będę mógł się uratować z opresji... - jego kpiący głos odbił się echem o ścianki umysłu Marceliny. Spojrzał ostatni raz na nią, po czym rozpłynął się w powietrzu, a demoniczne formułki wypowiadane przez niego jeszcze przez chwilę dochodziły do czułego słuchu ogoniastej.☻
                                         
Marcelina
Poziom E
Marcelina
Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 30.06.14 21:11  •  Park Miejski - Page 6 Empty Re: Park Miejski
Powstrzymał prychnięcie.
Bać się S.SPEC-u? Wolne żarty, koteczku. Co takiego mogliby mu zrobić? Zabić go? O nie, to przecież byłaby taka tragedia...
S.SPEC znowu zaczyna szaleć?
Rozdrażnienie - które jedynie pogłębiało się wraz z nowymi wyczynami kotowatej - zastąpiło zainteresowanie. Zignorował jej niedorzeczną pozę. I miał nadzieję, że przechodnie rzeczywiście zrobią to samo.
- Kiedy ich spo-
Urwał i wolno odwrócił się w stronę, z której rozległo się wołanie. Uważnie obserwował uciekającego psa, który w końcu zatrzymał się kilka metrów przed nimi i podejrzanie im się przyglądał.
...?
Kilka sekund później musiał się odchylić, gdy ten zdecydował się staranować ich ławkę. I tak dostał ogonem po twarzy, ale mogło się to skończyć gorzej.
Zaraz, gdzie to kocisko?
Przechylił się i odnalazł dziewczynę rozwaloną na ziemi. Anielska powinność nakazała mu zaoferowanie pomocy, ale kotowata zdążyła się sama pozbierać, zanim zdążył zabawić się w gentlemana.
Alergia na psy, co?
- Niestety - one każdego kochają - westchnął, odsuwając się od ogona Marceliny - A przynajmniej ten - wzruszył ramionami, skinieniem głowy wskazując za siebie, ale chwilę potem odwrócił się.
Właściwie - czyj był ten zamachowiec?
Nie musiał długo szukać.
Biedna dziewczyna. Z tym gipsem nie miała szans na doścignięcie zwierzaka. A on najwyraźniej nie zamierzał jej oszczędzać.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 03.07.14 2:30  •  Park Miejski - Page 6 Empty Re: Park Miejski
Wierciogon po dobiegnięciu z powrotem do swojej pani, zaczął ją obskakiwać jak oszalały, szczuty dyndającym, niewidzialnym jedzeniem. No tak, był głodny... Doskakiwał niemal do szyi. Jakby chciał, na pewno mógłby poprowadzić śmiertelny atak i przebić się kłami przez jej delikatną szyję. Śmierć na miejscu. Tyle, że Rayu nie był psem bojowym. Owszem, ojciec Ren szkolił go na takiego, który umiałby obronić jego córkę, ale zamiast jej pilnować, Husky woli ją bardziej męczyć i się z nią drażnić. Czasem poprawiało jej to humor, gdy nawał samotnej melancholii po prostu był nudny, ale chwilami było to tak upokarzające i wstydliwe, że nie umie poradzić sobie z własnym czworonogiem! A zwłaszcza teraz, kiedy w zasadzie przez niego ma nogę w gipsie.
Ren ujęła kule i pomaszerowała w stronę, gdzie nabroił jej niedoszły obrońca. Męcząc się ten spory kawałek, pies najwyraźniej cieszył się, że znowu napaskudzi. Nic, tylko łapać się za głowę. Chciała mieć to już wszystko z głowy, chciała już paść na fotelu w domu, chwycić szkicownik, dobrą nieprzesłodzoną książkę akcji, czy dorwać się do jakiejś rozbrajającej umysł gry na komputerze. Oj tak. Komputer był jej słabością. Uwielbiała grać w gry, w które nikt już właściwie nie gra, albo grają w nie małe dzieci. Ona nadal w pewnych aspektach życia czuła się jak takie dziecko, pomimo ciążącego od trzech lat comiesięcznego utrapienia.
Sunęła powoli, wysilając się  i licząc, ile zostało do końca. W zasadzie, dobre ćwiczenie koordynujące. Napięte mięśnie, wciągnięty brzuch, prosta postawa i rytmiczny oddech. Trochę wysiłku, którego nie zasmakuje od tak w dzień powszedni ze zdrowymi nogami i kręgosłupem, który jak najbardziej dawał o sobie znać.
Pozostało kilka kroków. Po skroni dziewczyny spłynęła mała niewidzialna w gęstej czuprynie kropelka potu. Nie dziwota, było ciepło, mimo, że nad "niebem" rozciągały się chmury.
Stanęła przed dwójką - nieznajomym mężczyzną i od wczoraj rozpoznawalną Kocicą. Uśmiechnęła się, widząc, że nic jej nie jest. Dzwonić nie dzwoniła, bo bała się, że Kotowatej w czymś przeszkodzi. Taka diamentowa Ren - wszystkiego się boi. No może prawie wszystkiego.
Spojrzała na spoczywające nieruchomo plastikowe, poskręcane pudełko, w którym przelewały się soki i walały się ogonki truskawkowe. Mogła to wylizać, zanim podała psu do wywalenia. Skrzywiła się nieco, kontemplując swój brak przemyśleń, idący w tym kierunku. Co za marnotrawstwo! Tyle dobra i tyle przegrać! Od zawsze użerała się w z tym, że najpierw robi, a potem myśli.
- Następnym razem kupię maliny... - Powiedziała jakby sama do siebie na głos.
Wróciła myślami do rzeczywistości, trzęsąc głową i zaczęła swoje przeprosinowe wywody.
- Przepraszam za niego. Jest strasznie nieogarnięty, a ja już go ogarnąć nie zdołam... - Schyliła głowę, myśląc o swojej niedołężności. Ale mimo wszystko, cała sytuacja wywoływała, chcący się ukryć, szczery śmiech. No, przynajmniej jest się z czego pośmiać.
Podniosła głowę, opierając ciężar ciała na rękach wspieranych przez kule i podskokiem znalazła się między dwójką, łapiąc łapczywie za plastikowy śmieć i w kilku następnych podskokach znalazła się obok kosza, wywalając balast.
Porządek - zawsze trzeba o niego dbać. Niby miała duszę artysty, a u takich to zawsze jest bałagan, ale jako ogrodnik umiała utrzymywać idealny porządek, a jeśli nie, to chociaż w połowie porządek. W brudzie czuła, jak wszystkie myśli jej uciekają, zderzają się ze sobą, wirują, tańczą i w ogóle się jej nie słuchają. W bajzlu nie umie się skupić, nie umie się pozbierać, nie umie niczego znaleźć ani się skoncentrować. Musi być porządek i już.
- Jeszcze raz za niego przepraszam, mam nadzieję, że dużo nie nabroił. - Spojrzała takim błagalnym wzrokiem, jakby chciała uniknąć kary za zbrodnie, popełnione przez merdającego kitą psa. Miała powoli dość świecenia oczami za wybryki tego postrzelonego psa.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 03.07.14 12:30  •  Park Miejski - Page 6 Empty Re: Park Miejski
Podrapała się po głowie, gładząc kolorowe dredy. Zapewne zaczął mówić o S.SPEC'ach, ale KTOŚ mu przerwał. Ten ktoś z merdającym ogonem.
Gdy zdążyła pozbierać się z ziemi i zająć z powrotem miejsce na ławce, zauważyła nadchodzącego człowieka. Dość znajomą postać, która widziała Marcelinę zarówno podczas iluzji - w formie ludzkiej, jak i tej prawdziwej - kociej. Skwitowała jej przeprosiny znaczącym ruchem łapy, że nic się nie stało. Bynajmniej nic wielkiego.
-Widzę, że jednak nie wyszłaś w pełni cało po wczoraj... - uśmiechnęła się do dziewczyny, podnosząc bluzę lekko do góry, pokazując kościstym palcem na głębokie zadrapanie pod lewym żebrem - Jak widzisz, ja też. - Puściła bluzę i spojrzała na anioła - Ona była obecna na wczorajszym 'polowaniu na wymordowanych', w której myśliwym był owy... rozpruwacz, zaś ofiarami ja i pewien wymordowany. - w tym momencie spojrzała na Kamikaze pytającym wzrokiem "gdzie Sam? Co z nim? Żyje?" - ale cóż, nagle pojawiła się... ciemność. Gorsza od tej w bezksiężycową noc. Tylko dzięki niej zdążyłyśmy uciec. Ja i ona.
Pokręciła głową na stanowcze "nie". Nic nie zrobił, nic wielkiego. A mimo to, patrząc na huskiego z merdającym wesoło ogonem sierść Marceliny na karku zjeżyła się, a ona sama była lekko... spięta. Już po kilku minutach zamknęła oczy i kichnęła, wyciągając od razu z kieszeni waniliowe chusteczki i wycierając o nie nos. Była z charakteru uprzejmą i miłą istotą, więc wyciągnęła z pytającym spojrzeniem pudełeczko w stronę anioła i dziewczyny. Może i oni mają katar? Chusteczki zawsze się przydadzą.
♣ Kolejna człowieczynka. Poznał ją od razu. Prychnął, wyciągając cielsko spod ławki i zajmując miejsce pod płaczącą wierzbą. Usiadł ciężko, oblizując pysk jaszczurowatym językiem. Zamknął oczy i pochrapując, udawał głęboki sen. Udawał, bo Shinigami nie potrzebują snu, jedzenia, picia czy bliskości. Nie potrzebują niczego, są zjawami, demonami. Są BOGAMI. ♣
                                         
Marcelina
Poziom E
Marcelina
Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 05.07.14 20:31  •  Park Miejski - Page 6 Empty Re: Park Miejski
Kiedy Marcelina uniosła kawałek bluzki w pierwszym odruchu odwrócił wzrok. Ludzkie ciała nie robiły na nim wrażenia - kocie też nie - ale przecież to takie nieprzyzwoite, co ona sobie wyobraża i w ogóle jak można publicznie odsłaniać tyle ciała.
Kiedy dotarło do niego, o co jej chodzi, wolno powrócił oczyma na kotowatą. Lekko zmarszczył brwi.
Polowanie na Wymordowanych? Widać członkowie S.SPEC-u zaczęli zapominać, gdzie ich miejsce. Nie mieli najmniejszego prawa urządzać sobie nagonek na tych zza muru. Jakby to była wina tamtych, że nie załapali się na zostanie w środku.
Głupi ludzie. Nawet po takiej zagładzie muszą się sami wykańczać.
Po każdej katastrofie muszą się dobijać.
Nigdy się nie nauczą.
Kiedyś Nithaniah oburzyłby się, ale teraz ograniczył się do niezadowolonego pomruku. Rzucił spojrzenie w stronę właścicielki czworonoga. Widząc, jak biedaczka kaja się przed nimi, westchnął z politowaniem i odsunął się na skraj ławki.
- Nic się nie stało, usiądź - rzekł, całkiem uprzejmym tonem, po czym nieco spochmurniał i zwrócił się do Marceliny - Jaka ciemność? Właściwie - gdzie to się stało?
Żeby nie wyglądać zbyt konspiracyjnie, oparł się wygodnie o ławkę, jakby rozmawiali co najwyżej o pogodzie. Kto wie, czy te drony sprzątające nie mają też funkcji monitoringu.
Postęp postępem, ale bez maszyn życie było mniej skomplikowane.
Nagle spojrzał na Marcelinę, jakby o czymś sobie przypomniał.
- Skoro wczoraj S.SPEC na ciebie polował, to co ty tutaj robisz? - dodał, z kamienną twarzą, ale z ogromnym wyrzutem w głosie.
Życie jej niemiłe?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 07.07.14 1:13  •  Park Miejski - Page 6 Empty Re: Park Miejski
Pokręciła przecząco głową, na wydźwięk słów Kotowatej. No niestety. Z Ren to jest taka niezdara. Chociaż, kto by to właściwie przewidział?
Gdy Marcelina postanowiła obnażyć swój uszczerbek na zdrowiu, nastolatka zasyczała krzywiąc dziwnie usta. W zasadzie, to tylko zadrapanie, wprawdzie niecodziennie głębokie, ale chyba należy okazać troszeczkę zainteresowania raną.
- Będzie blizna... - Rzekła cicho, jakby sama do siebie. Ciekawe, kiedy się nabawiła takiego uszkodzenia.
"Podniosła uszy do góry" na wzmiankę o wczorajszym, niefortunnym zajściu ze strzelającym w ich stronę mężczyzną. Woah, ktoś o niej wspomniał! Spoglądnęła wraz za mutantką na mężczyznę siedzącego obok, a potem wyłapała pytający wzrok Marceliny. Nie wiedziała z początku, o co jej może chodzić, ale po chwili domyśliła się, co skwitowała jedynie nieznacznym uniesieniem ramion w górę, w geście bezradnego ukazania niewiedzy.
Spoglądnęła na manewrującego na ławce mężczyznę, który chciał być uprzejmy i ustąpić trochę miejsca małej Kami. Spojrzała na niego. Miała w zasadzie już iść, dostała zwolnienie lekarskie na dwa tygodnia. Jutro mieli jej nastawiać uszkodzony kręg w kręgosłupie, ale czy nie warto pozostać chwilę i dowiedzieć się czegoś więcej o wczorajszych, niecodziennych wydarzeniach?
Zajęła miejsce między dwójką, a Rayu grzecznie usiadł na chodniku, między kolanem Ren, a mężczyzny obok.
- Po prostu ciemność. W ogóle wczoraj był jakiś ześwirowany wieczór, najpierw mój pies ugryzł przemiłego chłopaka, potem z nieba runął grad wielkości piłek koszykowych, i jak widać, obrał mnie za cel, a potem wszędzie zapadła ciemność. Jak to w ogóle możliwe i co było tego przyczyną? - Głowiła się, nie przypuszczając, że prawdziwą przyczyną był wszędobylski wirus X. - To było tu, w Południowej części miasta, w okolicy Wąskich uliczek. Pełno tam starych kamieniczek, które oddzielają szczupłe chodniki. - Dokończyła, chyląc nieco głowę. Przypomniała sobie o swojej kamieniczce - takiej szarożółtej, na zaledwie dwa piętra i parter. Pomyślała o pachnącej w nocy maciejce, która teraz wygląda jak półtorej nieszczęścia. Szkoda, że tylko w nocy ta roślina cieszy oczy.
Wróciła do konwersacji obok. Spojrzała na Marcelinę, do której zostało skierowane dość poważne pytanie. Z gotującą się niecierpliwością oczekiwała odpowiedzi. Anioł miał rację. W ogóle Ren dziwiło, że nieszczęsne wybryki chodziły jakby niezauważone po mieście, a ich schwytanie wydają się dla S.SPECów niełatwym zadaniem. Sprawiali wrażenie małej skuteczności. Wprawdzie Ren nie była z tego powodu jakoś specjalnie niezadowolona, ale to było po prostu dziwne.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 07.07.14 10:38  •  Park Miejski - Page 6 Empty Re: Park Miejski
Matthew wiele myślał nad swoim życiem... Dopiero co wyszedł z sierocińca i postanowił iść odwiedzić swoje rodzinne miasto w, którym to wszystko się zdarzyło...
-Dawno mnie tu nie było... Wiele się tutaj zmieniło jak widzę... - mówił sam do siebie przypatrując się zmienionemu miastu. Z każdą chwilą czuł jak wszystko z dzieciństwa mu się przypomina, jego babcia, cała rodzina... Rozpłakał się na środku ulicy, ale szybko otarł oczy i nie dawał po sobie poznać najmniejszego zmartwienia.
W myśli gadał z wyimaginowaną przyjaciółką Lucy, która była jego drugą osobowością...
Heh... Dobrze że narazie Lucy nie ma ochoty przejmować nade mną kontroli... Było by to straszne... - myślał tak cały czas idąc przez ulice M-3.
Zatrzymał się w Parku Miejskim i postanowił trochę odpocząć, wiedział że tam pewnie będą "szychy" z rządu albo z innej pieprzonej organizacji ale nie przejmował się tym zbytnio. Usiadł na ławce obok grupki osób, które rozmawiały. Jego uwagę przykuła pewna dziewczyna z gipsem na lewej nodze. Patrzył przez chwilę na nią, jej twarz promieniała (według niego), zauroczyła go trochę ale próbował pohamować myśli o niej... Nie wiedział jak to wpłynie na Lucy...
-I na co się cholera tak lampisz zboczeńcu?!, krzyknęła Lucy i walnęła go w głowę .
-Co już nawet gapić się nie mogę? O co ci chodzi?? Ehh wgl. po co z tobą rozmawiać, zaraz pewnie wezmą mnie za jakiegoś psychicznego że gadam sam do siebie..., odpowiedział jej zezłoszczony. Machnął ręką i dalej przypatrywał się owej dziewczynie... Bał się do niej zagadać...
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie   •  Park Miejski - Page 6 Empty Re: Park Miejski
                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 6 z 25 Previous  1 ... 5, 6, 7 ... 15 ... 25  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach