Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum


Strona 2 z 4 Previous  1, 2, 3, 4  Next

Go down

Dotyk Cedny był przyjemny dla skóry rudzielca. Miękkość i wyczuwalna kobieca delikatności nagle wydała mu się dziwnie nieznana, obca. Przymknął dosłownie na chwilę powieki, nie pozwalając mięśniom na rozleniwienie się i zapomnienie. W pełni świadom własnych czynów, podniósł się z krzesła z niechęcią odsuwając się od kobiety.
Zostawił ją za sobą, pokonując z lekkością kolejne stopnie schodowe. Wydawać się mogło, że krążących w jego żyłach alkohol jedynie dodawał mu wigoru, a nie osłabiał. Instynktownie wyczuł, że łowczyni podąży za nim. Nie wiedział jedynie na ile posiada włączone trzeźwe myślenie, aby przeanalizować całą tą absurdalną sytuację. Shane wbrew pozorom, bawił się w świetnie.
Podniosła się.
Jeden krok. Drugi. Trzeci. I kolejne.

Zniknął za pierwszym zakrętem, docierając do pokoju numer dwadzieścia. Wszedł do środka, cicho domykając za sobą drzwi, czując się jak dziecko, które chowa się przed dorosłym. Rozejrzał się po obskurnym pokoju, który bronił się standardem, pomimo lokalu na niższym piętrze. Podszedł do starej żeliwnej wanny, wspierającej całą konstrukcję na dwóch parach niewielkich nóżek. Wsunął palce do chłodnej wody. Nie było czego więcej się spodziewać.
Przymknął powieki i nasłuchiwał. Na korytarzu zajęczały deski pod wpływem niewielkiego ciężaru Cedny. Ich krzyk nie był głośny dla zwykłego człowieka, jednak dla Shane znającego to miejsce od podszewki, to wystarczyło. Napawał się swoim małym zwycięstwem.
Szósty. Siódmy. Ósmy. I kolejne.
Zbliża się.
Już jest. Czeka. Waha się?

Klamka zawisła w bezruchu pchana ku dołowi, drzwi uchyliły się, a wówczas rudzielec stojący plecami do kobiety usłyszał jej głos. Jeszcze większa była jego radość kiedy padły słowa pełne groźby i podejrzeń.
Wolno odwrócił się. Oparł się tyłkiem o kant biurka stojącego przy niewielkiej wnęce okiennej, przez którą wpadała przygnębiająca, deszczowa aura. Pokój wypełniał stukot deszczu za oknem, oraz ich oddechy. Jeden całkowicie spokojny, drugi nieco przyspieszony. Czyżby się zmęczyła? Ulatywała z niej jasność i trzeźwość myślenia?
Rudzielec obserwował ją spokojnie, skupiony na jej szkarłatnych oczach, które zapewne niejednokrotnie spowodowały ogień w sercu niejednego mężczyzny. On pomimo tego, pozostawał niewzruszony. Czy podejrzewał, że nie ma naboi? A może kierował się swoim przeczuciem, kiedy zbliżył się do niej i wyciągając rękę ponad jej ramieniem, zamknął drzwi. Domknęły się z cichym brzdękiem, a Shane stał dosłownie parę centymetrów od Cedny, czując lufę pistoletu na swojej piersi.
Zabijesz mnie?
A jestem dobroduszny? — Zaśmiał się trochę rozbawiony jej podejścia. Czy faktycznie sprawił aż tak mylne wrażenie człowieka uprzejmego? Całkiem nieźle, Maccoy, jak chcesz potrafisz być uroczy.
Dłonią opuścił lufę pistoletu w dół, nachylając się nad kobietą i jeszcze bardziej zabierając przestrzeń osobistą. Dmuchnął gorącym oddechem na jej lekko rozchylone usta, nie odrywając miodowych oczu od szkarłatnych.
Mieliśmy się razem wykąpać z tego co pamiętam — powiedział mimowolnie muskając wargami usta Cedny. No cóż, było to nieuniknione patrząc w jakiej pozycji nagle się znaleźli.
Gdyby ktoś chciał opisać Shane jednym słowem, zapewne byłby to spokój. Charakteryzował się dużym opanowaniem i zachowaniem zimnej krwi nawet w najbardziej krytycznych sytuacjach. Jednak prawdziwą stronę rzadko kto poznawał. Wiedziony złością, stawał się niesamowicie agresywny i brutalny, nijak przejmując się otoczeniem. Wówczas liczyły się jego cele.
Zawsze równie dobrze możesz wyjść — Prawda? Pozostawiał drogę wyjścia, jawnie sprawdzając jej reakcję. Kobieta mogła się poczuć lekko zmanipulowana, jednak podejrzewał, że Cedna nie jest jedną z tych dam, które podkulają ogon kiedy rzuca się im wyzwanie prosto w twarz.
Czy Shane w tym wszystkim chodziło o seks? Niekoniecznie. Od kiedy zdobyła jego zainteresowanie, przestał ją postrzegać jako jednorazową przygodę. Pokładał w jej osobie nieco większe i dalekosiężne plany, niekoniecznie związane z bliskim, emocjonalnym związkiem z nim. Ale wykorzystaniem jej wcale nie pogardziłby.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Stał na tle jasnej szyby idealnie wykrawując ciemny kształt w prostokącie przytłumionego światła. Na szczęście kontrast cieni nie był tak mocny, aby nie mogła zauważyć spokoju i opanowania z jakim na nią patrzył. Niczego innego nie spodziewała się po wyrachowanym najemniku z Desperacji, chociaż… naiwna, pijana część Cedny zdecydowanie zirytował brak reakcji, brak strachu czający się w bursztynowych oczach mężczyzny, kiedy ta jakże groźna i wielce czujna kobieta celowała do niego z pustego pistoletu.
Oddychała nieco szybciej z gorąca, które grzało ją od środka oraz z podniecenia jakie towarzyszyło jej od zawsze, gdy stawała w obliczu niebezpieczeństwa. Trudne sytuacje, potencjalne zagrożenie życia, zastrzyk adrenaliny – wszystko to wywoływało w niej lekką euforię porównywalną do stanu dwóch kochanków aluzyjnie sugerujących przejście do rozkoszy fizycznych w najbliższym czasie.
Jego kroki zostały nieco zagłuszone w szumie deszczu, który uderzał równomiernie o szybę okna i parapet. Zapowiadała się burzowa noc… chociaż na zewnątrz jeszcze było widno, ale okres pomiędzy półmrokiem wieczora, a kompletną ciemnością nocy trwa tutaj bardzo krótko, co wie z resztą każdy mieszkaniec. Zapewne nawet taki skurwiel, jak on, który miał tupet od tak sobie ruszyć w stronę „uzbrojonej” Aomame, jakby wiedział lepiej, niż ona, że nie ma amunicji. Według niej, miał szczęście, że nie nacisnęła od razu spustu. Zmieszało ją zachowanie wymordowanego przez co stała nieruchomo, gdy ten się zbliżał, ale niepewnie postąpiła krok do tyłu, gdy nadział się piersią na jej lufę. Wygięła pełne usta w niezadowoleniu, gdy ten dalej napierał do przodu, wyciągnął rękę, ona wstrzymała oddech, a powietrze wypełnił cichy i bardzo rozczarowujący klik, który zmieszał się z jękiem przymykanych drzwi.
Kurwa serio…? – mruknęła z goryczą patrząc na oręż. Zgięła ręce nie oponując, aby mężczyzna się zbliżył i pozostawiona na jego łasce zadarła głowę do góry. W jej karmazynowych oczach, obecnie przyćmionych alkoholową mgiełką, dryfowały buńczuczne ogniki. Parsknęła śmiechem dla towarzystwa i wypuściła z palców bezużyteczną broń. Zważając na absurdalność sytuacji i niesamowitego pecha – rzeczywiście był póki co dobroduszny… i jakże drapieżny i seksowny przejmując inicjatywę. Oho ho ho.
Co prawda wywołać pozytywne wrażenie na Cednie wywołało, ale nie zaskoczyło. Czuła, że Rudy chce ją zdominować, a nawet zastraszyć swoją wszechobecnością i pewnością siebie. Pech chciał, że trafił na kobietę, która taka postawa bardziej nakręcała, niż przerażała.
Ah, taaak… – mruknęła w odpowiedzi i korzystając z okoliczności sytuacji złapała dolną wargę mutanta w swoje zęby. Wolnymi dłońmi objęła jego szyję i w mało delikatny sposób pociągnęła go za sobą na drzwi, o które się oparła plecami. Dopiero wtedy puściła jego usta żegnając się delikatnym liźnięciem po linii, na której odcisnęły się jej zęby. – … a więc chodźmy się kąpać!– uśmiechnęła się tym samym do Shane’a perfidnie i poklepała go po policzku.
Z zaskakującą, jakby się mogło wydawać zważając na jej niedawny stan, zręcznością nagle zanurkowała pod Rudym wyswobadzając się podbramkowej sytuacji i lekko chwiejnym krokiem ruszyła w stronę bali z wodą. – Rany, rany. Całe cztery dni chodzenia po tym zadupiu w tych samych ubraniach robi swoje – zrzuciła swój płacz, który ciężko opadł na ziemię. – Chociaż nie zdziwiłabym się, jeśli co niektórzy chodzą cały miesiąc w tym samym stroju i to bez żadnej kąpieli. – Kolejny krok i poszarpany podkoszulek również wylądował na ziemi. – Pewnie taka pełna wanna wody kosztuje tutaj kurewsko drogo, – rozpięła swoje wysłużone spodnie z paskiem i pozwoliła im się sunąć z kształtnych bioder podczas dwóch ostatnich kroków – co Shane? – usiadła na krańcu wanny walcząc z butami zaplątanymi w opadłą część garderoby. Jeden but zszedł nawet i szybko lądując z ciężkim hukiem na ziemi. Z drugim mocowała się o kilka sekund dłużej, klnąc na twardą gumę pod nosem, aż w końcu jakby w odwecie za wyzwiska obuwie zsunęło się ze stopy Rhoneranger wraz ze spodniami, ale nagle uwolniona siła zepchnęła ją z krawędzi wanny wrzucając kobietę w bieliźnie w taflę chłodnej wody, która przyjęła ją w ochoczo w swoje objęcia z głośnym pluskiem.
Pierwsze uderzenie serca, Cedna zorientowała się, że wstrzymuje oddech i znajduje się pod wodą.
Drugie uderzenie serca, z początku delikatne mrowienie chłodu w koniuszkach palców przerodziło się w lodowatą falę igiełek wbijających się w jej skórę, która momentalnie otrzeźwiła Aomame z całego alkoholu jaki dzisiaj wypiła.
Trzecie ude-, usiadła w pionie zachłystując się powietrzem, pokaszlując i zgrzytając zębami.
O ch-chuj, j-jak z-zimno… – wymamrotała odgarniając mokre włosy z twarzy, która już wyglądała inaczej po tym lekkim zanurzeniu. Brud i krew się nieco rozpuściły przez co lepiej można było zobaczyć brzoskwiniową cerę i krągłą twarz eks-łowczyni.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Kierował się instynktem oraz liczył na łut szczęścia kiedy bezczelnie przekroczył granice i pomimo wyciągniętej broni w jego stronę, złamał strefę osobistą Cedny. Liczył się z tym, że może zostać postrzelony. Ba, wręcz zakładał, że tak się stanie, jednak pewność siebie mimowolnie pchała go w przód, zagłuszając zdrowy rozsądek.
Oboje mieli jedno ze sobą wspólnego — towarzyszące podniecenie, które pojawiało się wraz z obliczem niebezpieczeństwa w jakim stawali. Rudzielec najwidoczniej należał do tej garstki osób lekceważących życie degeneratów, którzy nijak przejmowali się śmiercią szepczącą im najpiękniejsze pieśni do ucha. A może on po prostu chciał zginąć? Chciał umrzeć w tak nędzny i żałosny sposób? Tak głupio w ludzki i naiwny?
Każdy najemnik zaciągający się do Drug-on miał świadomość śmierci podczas walki bądź wykonywania zlecenia. Shane również pogodził się z podobnym losem, wykonując swoją robotę i nieraz dziwiąc się jak za każdym razem wychodził obronną ręką z podbramkowej sytuacji. Inni nazwaliby to fartem, drudzy wolą walki, a jeszcze inni chęcią życia. Jego chęć życia skończyła się kilkaset lat temu, pogrążając go w gorzkiej tafli szkockiej oraz krwi, którą codziennie ścierał ze swych rąk.
Kiedy znalazł się blisko Cedny zapomniał o świecie za drzwiami. Zapomniał o mordach, które siedziały piętro niżej bardziej obleśne niż ludzka wyobraźnia mogłaby sobie stworzyć twór fantastyczny. Teraz stał naprzeciw niej, spoglądając wyzywająco w oczy.
Liczyłaś na coś innego? — zapytał z nutką złośliwości. Czy chciał ją jeszcze bardziej obnażyć?
Opuściła broń, jednak nie zamierzała być bierna. Wgryzła się w jego wargę, boleśnie ciągnąć go za sobą. Drgnął jego jeden kącik ust, podążając za nią. Wpadł na łowczynię z impetem i przez chwilę przygniatając ją własnym ciałem do drzwi. W końcu wyprostował się na rękach, które ulokował po obu stronach jej głowy, dając kobiecie niewielką swobodę. Nie nacieszył się długo własną przewagą, gdyż jaskółka umknęła pod jego ręką. Czmychnęła z gracją ku bali, a on chwilę stał tyłem, aż nie odwrócił się. Wsunął dłonie do kieszeń spodni i z nieukrywanym zadowoleniem obserwował przedstawienie jakie Cedna mu zaprezentowała. Oczywiście, daleko jej było w pewnych momentach do seksowności, jednak odsłaniane ciało rekompensowało wiele tych niedociągnięć. W końcu parsknął pod nosem, widząc jak zanurkowała w lodowatej wodzie.
Trzeba było zaciągnąć właściciela lokalu do pokoju to załatwiłby ci ciepłą wodą. — Zbliżył się. Zastanawiał się czy czuła strach. Pozbawiona broni (która leżała pod drzwiami), praktycznie naga i z obcym dla siebie mężczyzną, który mógł się okazać kimkolwiek. Desperacja rządziła się swoimi prawami. Rządziła się kłamstwem, chaosem i krwią. A Shane poznał dogłębnie każdą z tych rzeczy.
Stanął przy bali, obserwując Cednę z góry. Wyglądał jakby się nad czymś przez chwilę zastanawiał, a potem nagle parsknął. Czyżby go rozbawiła?
Jednym sprężystym ruchem zrzucił z siebie ciężką kurtkę, a potem zwykłą koszulkę z krótkim rękawem. Wiecznie podwyższona temperatura ciała w podobnych momentach miała wiele plusów. Za koszulką pognały spodnie wraz z butami. Zagrał na jej zasadach, pakując się do lodowatej wody. Przyzwyczajony do podobnej temperatury nawet się nie skrzywił. Siedział naprzeciw eks-łowczyni.
Pytałaś się czemu jestem taki dobroduszny. Faktycznie ze mnie kłamliwa świnia, bo mam w tym wszystkim interes i bynajmniej nie kierowałem się jedynie wykorzystaniem cię seksualnie. — Przemieścił się nagle, zmuszając brunetkę do przywarciami plecami do ściany bali. Nachylił się nad nią, jedną dłonią zaciskając na krawędzi wanny i blokując jej drogę ucieczki z prawej strony. Pochylił się mocniej, parząc oddechem pełne wargi Cedny.
Pytanie jak mocno jesteś pijana, aby podjąć poważną decyzję — wychrypiał z typowym dla siebie głosem, jak gdyby miał chore gardło.
Nie zdążyła odpowiedzieć. Zamknął jej usta pocałunkiem, również chcąc mieć nikłe korzyści z ... werbowania nowego członka do organizacji.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Czy to nie ironia, że właśnie takich chorych wyrzutków społeczeństwa nieświadomie pragnących śmierci najtrudniej było zabić? Oraz fakt, że takie skurwiele nic sobie z życia nie robiące żyli najdłużej? Aomame często się nad tym zastanawiała, gdy słuchała u Łowców starszych już wojowników wiecznie narzekających na życie, praktycznie gloryfikujących śmierć, ale nigdy nie znajdujących odwagi by samemu sięgnąć lufą do skroni. Ona sama była stosunkowo młoda, nawet bardzo młoda. Trzydzieści dwa lata, no proszę. Ile mógł mieć ten rudy mutant, oto było dobre pytanie. Wpadło jej to na myśl, gdy przycisnął ją do drzwi swoim ciałem, ale nie poświęciła swoim głębszym rozmyślaniom zbyt wiele uwagi. Urokliwie odurzona alkoholem i rozbudzona podnieceniem wolała bardziej skupić się na odczuciach fizycznych takich jak przyjemne ciepło uderzające z ciała Wymordowanego, czy drgnięcie jego ust pomiędzy jej wargami. Bardzo satysfakcjonujące odczucia. Niby dobrze znane kobiecie, a jednak wydawały się kompletnie nowe, jakby odkrywała nowy świat pełen brutalności, krwi i zapachu stęchlizny, gdziekolwiek pójdziesz.
Była w dobrym nastroju do zabaw, ale wszystko rozpłynęło się w okrutnej bali lodowatej wody, gdy tylko przez nieszczęsny przypadek w niej zanurkowała. Przeszywające do szpiku kości momentalnie ją otrzeźwiło przywracając mózg do logicznego myślenia w przeciągu kilku sekund. Dosłyszała głos Shane’a i pomimo zgrzytania zębami zdołała posłać mu zadziorny uśmieszek. – T-t-tego knura? Hah! W jego marzeniach. – prychnęła odsuwając się na koniec wanny, aby móc się oprzeć o zimną stal ścianki i udawać, że wcale nie jest jej zimno. – Obecne widoki mocno rekompensują mi niską temperaturę.
Zamiast jednak wyobrażać sobie seksownego, nagiego mężczyznę, przed jej oczami stanęły różne sceny, w których Aomame kończyła żywot na kilka sposobów. Zastanawiała się jak zareagowałaby, gdyby złapał ją teraz za szyję i pociągnął pod wodę topiąc z szerokim uśmiechem, albo wyciągnął własną broń, skrywaną gdzieś po kieszeniach ubrania, która wypaliłaby szkarłatne dziury w jej miękkiej skórze. Mógł równie dobrze podciąć jej gardło własnym nożem, zadźgać serce, rozszarpać pazurami jak na mutanta Desperacji przystało… nie spuszczała wzroku z jego bursztynowych oczu, ale dopiero jego parsknięcie, gdy znajdował się już bardzo blisko wyłowiło ją z oceanu mrocznych myśli. W pierwszej sekundzie uniosła brwi do góry w zdziwieniu, po chwili jednak ściągnęła je ku sobie rozchylając delikatnie wargi i tym samym zadając nieme pytanie, w trakcie którego Smok zdążył się sprawnie rozebrać. Wystawiła łokieć na krawędź wanny, przysłaniając swoje usta dłonią, jakby podczas tej czynności, chciała przysłonić swój uśmieszek zadowolenia tym samym nie przyznając się, że podoba jej się to co widzi, chociaż wzroku nie omieszkała zawieszać na każdym nowo odsłaniającym się elemencie ciała najemnika. Całe szczęście, że jednak nie miał dodatkowej pary rąk, albo co gorsza odnóży i żadnej grubej sierści na klacie, pomyślała sobie z ulgą, gdy zgięła nogi do siebie, dając mu miejsce w wannie naprzeciwko siebie.
Hah! Wiedziałam! – rzuciła z pełną satysfakcją. Wytknęła go swoim palcem wskazującym z szerokim uśmiechem. Nagle ten sam palec znalazł się na lewej piersi mężczyzny, gdy niespodziewanie naruszył przestrzeń Cedny swoim własnym ciałem. Zmusił ją do poniekąd cofnięcia i zanurzenia się bardziej w wannie, gdy tak nachylił się nad nią. Kompletnie odciął wszelaką drogę ucieczki. Wpierw była nieco zaskoczona tym aktem dominacji, ale szybko jej usta wykrzywiły się w zaczepnym uśmieszku, bo Aomame sama w sobie nigdy nie potrafiła się grzecznie podporządkować jakiemukolwiek autorytetowi. Na sekundę rzuciła spojrzeniem na prawą rękę mężczyzny, ale szybko wróciła do jego drapieżnych oczu, które swoją przenikliwością zdawały się wyparzać dziury w murach chroniących myśli eks-łowczyni. Mimowolnie rozchyliła bardziej usta z ochotą wdychając płomienny oddech rudego spoczywający na jej wargach. W tym momencie wszystkie przerażające wizje śmierci w jej głowie, wymieszały się z błogimi scenami rozkoszy, co koniec końców doprowadziło Cednę do konkluzji, że w tę czy w tamtą stronę nie miałaby chyba nic przeciwko, aby tak skończyła się jej przygoda na Desperacji.
Uśmiechnęła by się jeszcze szerzej, gdyby tylko zdążyła przed nagłym atakiem Maccoy’a na jej wargi. Wcześniej wbijająca palec w pierś ręka, teraz spoczęła płasko na jego sercu w pierwszej sekundzie stawiając mu nikły opór, który tak szybko jak się rozpalił, tak i zgasł przyćmiony uczuciem znacznie silniejszym od chęci zachowania trzeźwości umysłu.
Rhoneranger nie zapomniała, że była to część układu. Podpunkt w ich nieistniejącej, domyślnej umowie spisanej aluzjami i wątłym flirtem na brudnych deskach stołu lokalu. I chociaż każde z nich miało w tym czysty biznes do uzyskania, to jednak pomimo to w Smolistej rosło coraz to większe pragnienie wykonania tej „roboty” dla własnej czystej przyjemności. Wargi mężczyzny wydawały się parzyć swoim gorącem, a równocześnie były urokliwie miękkie.
Przesunęła ręką po jego przyjemnych w dotyku mięśniach klatki, przez ładnie wyrzeźbione ramię, aż na kark, gdzie wsunęła palce pomiędzy kosmki jego włosów i po chwili przyciągnęła go bardziej do siebie ochoczo pogłębiając agresywny pocałunek. Jej plecy odruchowo wygięły się w łuk, a jej wolna ręka powędrowała do zapięcia mokrego stanika. Pod wodą nie było słychać kliknięcia z jakim haczyki odskoczyły od stalowych pętelek, ale dało się wyczuć wypływający na wierzch materiał.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down


Życie drwiło na okrągło z wszystkich tych, którzy pragnęli żyć długo i szczęśliwie. Na każdym kroku przypominając o tym, że nie należy mieć złudnych, bajkowych marzeń, gdyż one w zastraszającym tempie pryskają niczym bańka mydlana.
Shane jakiś czas temu także pragnął, aby świat wrócił do normy, aby ktoś wynalazł lekarstwo na cholerstwo krążące w jego żyłach, i aby mógł w końcu żyć tak jak dawniej. Jednak niestety.
Świat stanął w miejscu.
Świat pragnął krwi i bólu, a ziemia martwych ciał, które pochłaniała z rozkoszą, a następnie wydawała swe zgniłe plony.
A co, spodziewałaś się łusek lub sierści? — zapytał z nikłym uśmieszkiem na ustach. Mógł domyślić się, że kobietę zapewne frapowała myśl o wymordowanych, zwłaszcza o nim, tym który należał do grona mutantów, a wyglądał całkowicie normalnie. Nie posiadał żadnego dziwnego defektu ciała, zero nienaturalnych nalotów. Wyglądał jak każdy normalny mężczyzna w M-3. I gdyby nie systemy zabezpieczające w mieście na wykrywalność wirusa, śmiało mógłby przedrzeć się tam, a następnie zacząć całkiem wygodne życie. Niestety. SPEC doskonale broniła swojej twierdzy i każde anomalie były tropione listem gończym, a następnie karane ścięciem głowy (tak to sobie wyobrażał).
Shane, jak na desperata, miał zadbane ciało utrzymywane w dobrej formie fizycznej. Nie posiadał nadmiernej tkanki tłuszczowej, a raczej zbite i ładnie zarysowane mięśnie. Szkolenia oraz treningi jakie były organizowane w Smoczej Górze nie pozwalały, aby żaden Smok stał się grubą i ociężałą jaszczurką.
Sporo niewidocznych blizn zdobiło go, niczym zasłużone trofea po walce.
Zawsze mogę ci pomóc się zagrzać — szepnął do ucha kobiety, kiedy nagle dzieląca ich odległość zrobiła się intymna.
Płasko położona, chłodna dłoń czuła każde spokojne i rytmiczne uderzenie serca. A może kobieta myślała, że będzie martwe? Całkowicie pozbawione rytmu i duszy?
Bo jesteś martwy, Shane. Martwy i bez duszy.
Złamał całkowicie barierę łącząc ich usta w gorącym pocałunku, w którym chwilę musiał sam dominować. Dopiero po chwili Cedna dała się namówić i podjęła zabawę. Rudzielec przeniósł rękę opierającą się o wannę na kark eks-łowczyni, wpijając się w jej wargi znacznie zachłanniej i namiętniej, jakby chciał odebrać ostatni oddech. Cedna znacznie rozluźniła się, ale wygięła plecy w łuk. Shane uchylił jedno oko sprawdzając co kobieta próbuje wyczyniać, ale widząc pływając materiał, kącik ust powędrował zadziornie w górę upewniając go we własnych domysłach.
Dłonią z karku spokojnie przesunął wzdłuż klatki piersiowej łowczyni, pomiędzy jej piersiami, docierając na brzuch, a stamtąd przedostał się na ładne wcięcie w tali. Złapał ją za biodro i stanowczo przyciągnął do siebie. Wciągnął na swoje uda, obejmując szczupłą talię w silnym uścisku. Mimo zimnej wody, w której oboje siedzieli praktycznie po pas, rudzielec czuł gorąc bijący od niej. Była niesamowicie seksowna, aż przez chwilę przeszło mu przez myśl, że odziana we wściekłość również wyglądałaby korzystanie. Ba, dla niego, zapewne najbardziej. Ta myśl wywołała w nim przyjemne dreszcze podniecenia, przebiegające wzdłuż kręgosłupa.
Szorstkimi palcami pogładził wystającą kość biodrową, zaczepnie zahaczając o udo, które krótką chwilę ścisnął.
Za drzwiami przechadzali się pijani goście, którzy w akompaniamencie innych śpiewów podłapywali zmyślone melodie, nucąc sami do siebie. Podłoga co rusz skrzypiała, a doskonały słucha najemnika wychwytywał każdy najmniejszy szelest poza ich małym królestwem, w którym odcięci od całego świata próbowali się zdobyć.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Jest kilka typów muskulatury, które Cedna lubiła określać własnymi nazwami, jak taka „wojskowa”, gdzie wszystkie mięśnie mają prawie, że podręcznikowe gabaryty, objętości i zarysy, jakby każdy rekrut wyszedł prosto ze szkicu człowieka witruwiańskiego. Był też typ laikowy, wielce szerzona wśród łowieckich partyzantów-żółtodziobów, których mięśnie były równie sprawne, ale zwykle ukrywały się pod skórą z braku rygorystycznej diety i treningów. Był też trzeci typ, dotychczasowo widziany przez kobietę tylko parę razy. Muskulatura prawdziwego drapieżnika, którego mięśnie są użytkowane w sposób w jaki zostały stworzone, praktycznie wyrzeźbione w ciele, ale za to kompletnie nie ujmujące swoją funkcjonalnością wyglądowi. Tego Aomame spodziewała się po mężczyźnie Desperacji, smoczym najemniku, który na kilometr rozsiewał wokół siebie zwierzęcą aurę predatora. Shane ją nie rozczarował.
Ale... Rhoneranger była też łowczynią - i to nie tylko z profesji.
Tak jak na polowaniu bywa, z reguły ukrywała się za gęstym listowiem mylnych pozorów i stawała po zawietrznej pozwalając, aby wiatr zmył niebezpieczną woń jej dobrze zbudowanego ciała. Sama wytropiła sobie ofiarę w lesie mutantów nie wiedząc, że inaczej wyglądający osobnik od dotychczasowo spotkanych, wcale a wcale nie był bezbronnym zwierzęciem jakie mogłaby wrzucić dzisiejszej nocy na ruszt. Stanęli poniekąd w niebezpiecznej sytuacji. Konfrontacji jednego drapieżnika z drugim i żadne nie miało zamiaru ustąpić. Dało się to wyczuć już w samym sposobie ich patrzenia na siebie, w buńczucznym zachowaniu Cedny, jej równocześnie rozluźnionych, ale ostrożnych gestach.
Położyła dłoń na jego klatce, aby móc go odepchnąć w każdej chwili, ale nie spodziewała się, że pod mostkiem wyczuje bicie jego serca. Dotychczasowo była święcie przekonana, że Wymordowani byli… no martwi. Tak kompletnie, jak zombie, a tu jednak w ciele tego mutanta wyczuwalnie biło serce. Z medycznego punktu widzenia – ciągle żył.
Nie mogła sobie jednak teraz pozwolić na chwile zawahania, czy uległości. Toczyli tutaj bitwę i to nie byle jaką. Każde szarpnięcie, każdy uścisk i pocałunek markował symboliczną wiadomość, które podsycały gorący konflikt.
Gdy mokry stanik opuścił piersi Cedny, ta mogła wykorzystać swoją rękę, aby przesunąć delikatnie paznokciami po żebrach partnera, aż na plecy, pomiędzy łopatki. Uchyliła powieki wyłapując chwilowe spojrzenie mężczyzny i nie hamowała uśmieszku jaki wypełzał na jej usta, gdy Shane przesunął rękę z karku na jej klatkę piersiową i niżej.
Mruknęła zaczepnie, kiedy odległość jaka dzieliła ich ciała momentalnie się zmniejszyła, zamykając czarnowłosą w stanowczym objęciu Maccoya. Dotychczasowo jej ciało drżało z zimna wody, ale obecnie dreszcze zmieniły swoje źródło. Były wynikiem czystego podniecenia, które dyktowało kolejne ruchy Smolistej otoczonej ciepłotą ciała partnera. Przez te kilka krótkich chwil zdawało jej się, że wcześniej boleśnie mroźna woda, teraz kojącą gasiła ich własną temperaturę.
Po jego kręgosłupie przeszły nie tylko dreszcze wywołane jego myślą, ale i palce Ced podążające za wgłębieniem pomiędzy mięśniami, które gdy tylko dotarły poniżej pasa przesunęły się po boku rudego, aby zadziornie zahaczyć o jego podbrzusze w odpowiedzi na ściśnięte udo. Szorstkość jego dłoni na jej skórze zadziwiająco przyjemnie drażniła Cednę roznosząc dreszcze po jej ciele. Nic wielkiego nie robił, przez co ciało dopraszało się o znacznie więcej, co stawiało limit cierpliwości Aomame pod dużym znakiem zapytania.
Przejechała paznokciami po jego brzuchu, klatce i położyła obie już dłonie po bokach jego twarzy, co wspomogło ją przy złamaniu płomiennego pocałunku, który i tak odbierał jej już dech. Sapała mu w usta zaledwie kilka centymetrów od jego twarzy z soczystymi wypiekami na twarzy. Po tych kilku sekundach czuła się jakby ledwo co wyszła z sauny, zaskoczona, że w tak krótkim czasie temperatura w pokoju wzrosła o tyle stopni. Wyszczerzyła się zadziornie.
Rzeczywiście jesteś całkiem pomocny, jeśli chodzi o  zagrzanie – przesunęła dłonie nieco niżej i palcami prawej ręki odchyliła jego twarz, aby móc dostać się wargami do jego szyi. Złożyła delikatny pocałunek pod jego uchem. – tak samo z resztą z kąpielą – mruknęła przesuwając się o centymetr niżej i powtarzając czynność – i alkoholem. – kolejny fragment skóry został muśnięty jej rozgrzanymi wargami. Uśmiechnęła się drapieżnie. – Jak poważny musi być ten interes, aby najemnik tak się poświęcał? – Spytała nieco rozbawiona i złapała czuła skórę szyi pomiędzy swoje zęby przysysając się w tym miejscu mocniej, niż poprzednio, aby zostawić tam znak po swojej obecności – czerwoną malinkę. Gdy wystarczająco długo, ku swemu własnemu zadowoleniu, wymęczyła ten jeden punkt kontynuowała dalsze kąsanie szyi rudego nasłuchując jego reakcji. Jednak z błogiego stanu wybiły ją hałasy za drzwiami, które przykuły jej uwagę, gdy co raz delikatnie skubała wargami skórę Maccoya. Otworzyła oczy wbijając czerwone ślepia w drzwi pokoju nie przerywając pieszczoty, ale w jednej chwili po pomieszczeniu rozszedł się nagły huk, jakby ciało z całym impetem uderzyło w drzwi i prawie je wyłamało, co po chwili zostało skomentowane gromkim rechotem pijaczynego śmiechu kilku innych gości lokalu. Ten jeden, krótki epizod wystarczył, aby natychmiastowo zareagowało ciało i instynkt eks-łowczyni, której mięśnie spięły się w jednej sekundzie nieświadomie ściskając biodra Shane'a swoimi udami. Zadarła głowę do góry z wyczekiwaniem patrząc na drzwi, w pełni gotowa, aby w następnej sekundzie wyskoczyć z wanny, gdy zajdzie taka potrzeba. Jegomoście zza ściany jednak nie mieli zamiaru taranować sobie przejścia do zamkniętego pokoju, a przeszli dalej korytarzem nie nękając dłużej dwójki.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Shane nie miał zielonego pojęcia, że znalazł się liście Cedny, ba, że zdobył tak wysokie noty, na które najpewniej odpowiedziałby jej zadziornym uśmieszkiem. On nie skupiał się na swoim pokrytym bliznami ciele. Wolał przesuwać wzrokiem po ładnie wyeksponowanym biuście łowczyni, prześlizgując się na dolne partie. Podobała mu się smukła talia, płaski brzuch i ładnie zaokrąglone biodra, które ginęły pod wodą, a dzięki czemu jego wyobraźnia mogła pognać znacznie dalej niż on sam chciałby.
Drapieżna kobieta, która próbowała przejąć nad nim władzę. Oboje doskonale wiedzieli, że ta potyczka będzie pełna namiętności, gwałtowności oraz butności.
Shane pozwalał Cednie na chwilowe triumfowanie kiedy zaatakowała jego usta z pełnym impetem odbierając mu oddech. Mocniej zacisnął palce na jej biodrze, w które pozwolił sobie wbić palce. Z nikłym uśmiechem na ustach, zasugerował kobiecie, że nie zamierza odpuścić batalii na rzecz seksownego wroga. No bo cóż, tego odmówić jej nie mógł.
Była łowczyni miała na swej drodze najemnika, który również zaliczał się do gatunku drapieżcy. Jednak rudzielec podejrzewał, że jest ona tego całkowicie świadoma i wręcz z premedytacją wykorzystała swoją atrakcyjność, aby zamydlić mu oczy i całkowicie pozbawić go władzy. Wyglądała na taką, która nie lubiła kiedy mężczyzna dyktuje jej warunki.
Poczuł jej chłodną dłoń na swojej klatce piersiowej i przeszedł go dreszcz wzdłuż kręgosłupa. Była miękka i delikatna. Pomimo, że Cedna nie trudniła się łatwą pracą, jej dłonie nadal pozostały niesamowicie aksamitne. Jej chwilowe zawahanie zostało rozproszone nagłą bliskością, z której Shane korzystał jak najwięcej. Wargami oderwał się od ust łowczyni — zanim ta zdążyła pochwycić jego twarz w obie dłonie — i przeniósł swoje na szyję. Całował ją chwilę, aż w końcu nie zjechał na ramię, które zaczepnie podgryzł. Zostawiał po sobie niewidoczne, wręcz lekkie ślady po zębach, jednak zaprzestając tego zabiegu, kiedy zauważył jak stanik Cedny dawno jest poza ich zasięgiem wzroku. Pochylił się, nieco cierpiąc na własnej wygodzie, jednak wargami sięgnął mostku, a następnie jednej piersi, nad którą znęcał się jakiś czas.
W końcu wyprostował się jak struna, pozwalając na nowo zgarnąć władzę Cednie, którą ochoczo brała. Ponownie wpił się w jej wargi, samemu po chwili tracąc oddech, jednak nie zamierzając odpuszczać. Głośno sapnął zaczerpując chwilowego oddechu podczas tej gonitwy.
Mówiłem, a nie chciałaś mi wierzyć — odparł z zadziornym uśmieszkiem na ustach, kiedy pozwoliła mu zachłysnąć się powietrzem. — Mam też inne ukryte talenty — rzucił i wiedział, że ta zaczepka nie zostanie pozbawiona odpowiedzi zbyt długo.
Odchylił posłusznie głowę w bok, szykując się na sporej wielkości malinkę. Wcale się nie rozczarował kiedy Cedna pozostawiła po sobie pamiątkę. Nagrodził ją niskim, gardłowym pomrukiem zadowolenia. Zazwyczaj to on znaczył swoje partnerki, nawet te, których imion i twarzy nie pamiętał, jednak tym razem role odwróciły się. Parsknął zadowolony, gdyż Cedna okazywała się doskonałym przeciwnikiem w tej walce. Nie była uległą damulką, która oczekiwała. Sama również dawała z siebie. Nie chciała być na jego łasce, dzięki czemu w jego oczach zyskała jeszcze więcej atrakcyjności.
Widzę, że woda otrzeźwiła twoje myśli — powiedział z nutką rozbawienia, ale jego dalsze ruchy nijak się z tym miały. Palcami przesunął wzdłuż jej boku, a potem wsuwając się między jej uda. Palcami zahaczył o brzeg bielizny, za którą pociągnął. — Podnieś się — mruknął jej na ucho. Odsunął twarzy i nosem podniósł jej brodę do góry, dzięki czemu zyskał lepszy dostęp do wyeksponowanej szyi i polizał ją wzdłuż.
Posiadasz wiele zdolności. — Dwuznaczny uśmiech ukrył w jej obojczyku, który kąsał. — A ja potrzebuję różnorodnych umiejętności. Może nie ja, a moja organizacja. Drug-on. To co ci proponuję to nie tylko seks, a przystąpienie w nasze szeregi — wyrzucił na jednym wydechu. Propozycja do odrzucenia. Chociaż nie w jego mniemaniu. Nie przewidywał odmów. Przecież w końcu w jej oczach tak się poświęcał.
Słysząc głosy za drzwiami i obijające się mordy meneli, zerknął kątem oka na drewnianą dyktę, robiącą za prowizoryczne drzwi. Na szczęście wytrzymała napór ciężaru męskiego ciała, a jej właściciel niepocieszony musiał gnębić kogoś innego.
Shane jednak wolał skupić się na łowczyni aniżeli na jakimś śmierdzącym pijaku. Nie czekając na jej pozwolenie podniósł ją, samemu wstając z kolan. Było mu cholernie niewygodnie, a kiedy mógł wyprostować nogi, poczuł ulgę. Wziął ją na ręce nie chcąc tkwić w lodowatej wodzie. Zabrał ją na  łóżko, gdyż będą  mieli pod sobą względnie pachnącą szarym mydłem pościel.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

To, że Cedna miała ciężki charakter było już dobrze znane na całej szerokości podziemi M3 i rozpowszechniane nawet poza nimi. Spora część mężczyzn czuła się w jej towarzystwie mocno onieśmielona jej pewnością siebie, odrzucona chęcią dominacji oraz odstraszana samą agresywnością jaką zdarzało jej się przejawiać. Na nieszczęście w M3 górowali Japończycy, a nawet łowieccy buntownicy marzyli o spokojnej, dobrej żonie „gdy wszystko już się skończy”, co tłumaczyło dlaczego Aomame miała wiecznego pecha jeśli chodzi o jakiekolwiek romantyczne stosunki międzyludzkie, o związkach nie wspominając. Wyjaśniało to też dlaczego ten metaforyczny sparing z rudzielcem dawał jej tak ogromną satysfakcję jakiej jeszcze nigdy dotąd nie czuła. Dotychczasowo niezwyciężona gladiatorka na placu boju napotkała godnego walki przeciwnika, a pewnie nawet weterana zważając na możliwą wiekowość Wymordowanych. Oponent wręcz idealny, który wydawał się traktować ją z pobłażliwością, co tylko motywowało ją do wykonywania coraz to odważniejszych ruchów, a tym samym podsycało płonący już ogień podniecenia w Smolistej.
Przymknęła oczy i pozwoliła sobie na kocie pomrukiwanie z zadowolenia, gdy tylko najemnik zaczął obdarzać jej szyję pieszczotliwymi ugryzieniami. Przez krótką chwilę, pod jej powiekami przemknęła wizja, w której wymordowany wykorzystując okazję wgryza się brutalnie w jej łabędzią szyję, koloryzując mętną wodę wanny bordowym odcieniem jej krwi umykającej z wyrwanej aorty. Otworzyła powoli oczy odsapując z lekkim podenerwowaniem, które zniknęło równie szybko co się pojawiło, gdy tylko Shane zjechał ustami na jej mostek. Odchyliła się nieco do tyłu, dla chociaż odrobinę lżejszego komfortu partnera, przeczesała palcami jego włosy i pozwoliła, aby czerpana przyjemność oraz alkohol płynący jeszcze w jej żyłach rozpuścił jej troski w podobny sposób, co lodowata woda działająca na bród niedawno jeszcze przyklejony do ich ciał.
Z rozbawienia prychnęła cicho na wzmiankę o talentach smoczego najemnika. – Z pewnością – rzuciła pomiędzy pocałunkami składanymi na jego szyi. Czuła się, jakby rudzielec specjalnie ją prowokował by weszła prosto w jego pułapkę, ale Aomame, pomimo tej świadomości, nie mogła od tak pozwolić, aby facet się z nią droczył bez żadnych konsekwencji. Nie byłaby wtedy sobą, bo zwyczajnie nie potrafiła tak leżeć i pachnieć, jak niektóre lasencje. Sam jej hobbystyczny zawód już powinien uświadamiać, że ta pani ciężkiej pracy się nie boi, a tym bardziej ciężkich przypadków.
Zadowolone parsknięcie i następne akcje partnera przekonały Cednę, że ich wieczór kierował się w bardzo dobrą stronę. Jego dłonie prześlizgujące się po jej ciele wywoływały dreszcze, a gdy jego język przejechał po delikatnej skórze szyi, nie mogła się powstrzymać od maślanego uśmiechu i pomruku zadowolenia. Słysząc polecenie i czując palce z lekkim ociąganiem odsunęła się od niego do tyłu. Figlarny uśmieszek tańczył na jej obecnie mocno czerwonych od całowania wargach, gdy połowicznie opierając się o ścianę bali pomogła ściągnąć pod brudną wodą niepotrzebny obecnie element bielizny. Nie spuściła jednak, ani na sekundy spojrzenia, wyzywająco patrząc w bursztynowe ślepia i doszukując się w nich jakiegokolwiek objawu speszenia.
Shane wiedział co robi, ale ogromnym, niezaprzeczalnym błędem było omawianie tak ważnych spraw podczas tak przyjemnych zabiegów i to jeszcze po alkoholu. Podjęcie decyzji w tym momencie graniczyło z cudem. Podjęcie przemyślanej decyzji, dokładniej. Chociaż dla Cedny to…
Świetnie. Zgadzam się. – wywaliła prosto z mostu zaledwie kilka sekund po skończonej wypowiedzi mężczyzny. – Ale – złapała jego szczękę w jedną dłoń, aby popatrzeć mu prosto w oczy. Przytknęła palec wskazujący drugiej ręki do jego ust – mam nadzieję, że seks z tobą będzie przynajmniej chociaż w połowie tak satysfakcjonujący, co praca u najemników. – Rzuciła prowokująco, poddając w wątpliwości zdolności łóżkowe wojownika i zaśmiała się, gdy nagle podniósł ją z wody i przeszedł na łóżko, gdzie mokra pościel szybko zaczęła się kleić od ich ciał.
Kiedy tylko ledwo co położona została na plecach, od razu podniosła się na łokcie nie chcąc zwyczajnie biernie patrzeć i nic nie działać. Przybliżyła rozgrzane usta do ucha Maccoy’a równocześnie wyciągając rękę w stronę jego brzucha, gdzie smukłe palce mogły delikatnie prześlizgiwać się po strukturze jego mięśni i płytkich wgłębieniach, aby niedługo potem znaleźć się na podbrzuszu i powoli, badawczo wsunąć pod mokry materiał.
A skoro była mowa o ukrytych talentach to niech zgadnę... Skoro jesteś Wymordowanym to pewnie, gdy przychodzi co do czego zmieniasz się w prawdziwą bestię, hm? – Ugryzła zalotnie jego płatek uszny z cichym chichotem. Nie mogła się powstrzymać od rzucenia tego komentarza. Ten tekst chodził jej po głowie cały wieczór.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Na Desperacji nie trudno było znaleźć kobietę wykazującą podobny charakter, który zazwyczaj pasował do mężczyzn. Chociaż również zdarzały się takie paniusie, które cudem i łutem farta przeżywały kolejny dzień. Najczęściej sprzedając się facetom, którzy przez jakiś czas pełnili funkcję ich ochrony, aż nimi się nie znudzili.
Shane nigdy (odkąd stał się wymordowanym)  nie czuł obowiązku posiadania żony. Nawet nie wiedział czy na tych terenach praktykowało się podobne przedsięwzięcia. Może  znaleźliby się jeszcze jacyś niepoprawni romantycy pragnący spokojnego życia u boku żonki i gromadki dzieci. On nie pragnął ani jednego, ani drugiego. Poza tym bycie z nim wiązało się z życiowym samobójstwem. Shane nie nadawał się na partnera. Martwy w środku. Pozbawiony uczuć wyższych.
Przeniósł kobietę na łóżko, wisząc nad jej gorącym ciałem. Buchał od niej żar. Z nikim pomrukiem zadowolenia wpił się w jej usta, łapczywie spijając z rozpalonych ust wszelkie ciche westchnięcia. Palcami przesunął wzdłuż jej tali, zahaczając o bieliznę, której szybko się pozbył.  Materiały były im zbędne. Dłońmi masował jej uda, czasem mocniej je ściskając, a czasem przesuwając paznokciami po ich wewnętrznej stronie. W końcu jednak przyssał się ustami do wyeksponowanej szyi kobiety. Nosem posmyrał ją w pod uchem, wdychając delikatny zapach. Naturalny, kobiecy. Dawno zapomniane wspomnienia powróciły, kiedy był człowiekiem i podobnie do niej, mieszkał w mieście. Cudowna wiosna. Podmuch świeżości, podmuch nadziei i życia.
Czyżby wywołała w nim coś czego dawno nie czuł? Pewnie tak. Świadomość buntowała się i starała się zamazać wszystkie obrazy, które pragnął zobaczyć. Kazała mu się skupić na tym co było tutaj i teraz. Na dotyku, który prześlizgnął się w stronę jej najbardziej wrażliwych miejsc. Palcami zajął się jej intymnymi sferami, ustami zaś odwracał uwagę od wszelkich zabiegów jakimi obdarowywał ją poniżej pasa.
Gryzł jej odsłonięte ramiona, obojczyk i nieco lżej piersi. Pozostawiał po sobie widoczne lekkie różowe punkciki, ponownie w swych gestach oraz ruchach nabierając tempa i gwałtowności. Oboje byli niecierpliwi i chętni. Spieszyło im się, walcząc między sobą jakby zaraz cała ta sytuacja miała się skończyć jakimś niespodziewanym wybuchem w tle.
Ledwo co zdążył przedstawić kobiecie swoją propozycję, a słowa padły niczym wystrzelone z karabinu. Zdziwiony, podniósł na nią wzrok jednak ani na moment nie zaprzestając jej pieszczenia. Spojrzał pewnie w jej figlarne szkarłatne oczy i parsknął.
Jaka wymagająca — zażartował. Jako bardzo pewna osoba, wiedział, że podobał jej oczekiwaniom. Działało to w obie strony. — Niebawem będziesz mogła się o tym przekonać — wychrypiał w jej usta, kiedy znalazł się zdecydowanie zbyt blisko nich. Ogrzał zaróżowione wargi Cedny gorącym oddechem, po których przesunął wolno językiem.
Nie interesuje cię nic więcej? — Było to niesamowicie ciekawe. Kompletnie nie pytała o miejsce położenia Smoczej Góry, o zlecenia, o ludzi, o szefostwo. Nic. Cisza. Liczyła się dla niej przyjemność, z której chciała wynieść jak najwięcej, aby potem jej się to zwróciło. Była niemożliwa.
Tak jak na każdego wymordowanego przystało, również w moich krąży wirus x. Zmieniam się w drapieżnika — parsknął cicho, słysząc jej tekst. Całe szczęście był to jeden z tych niegroźnych, które nie obniżały drastycznie libido. — Tak bardzo interesuje cię moja druga forma? — zapytał, podgryzając jej usta — A jak ci się ona nie spodoba? Druga para rąk? Druga głowa? — Drażnił się z nią. Na szczęście los w jego wypadku obszedł się z nim łagodnie. Wszelkie dziwne mutacje ominęły go szerokim łukiem, pozostawiając go w wilczej formie. Chwała za to. Czasem patrzał na tych wszystkich wymordowanych brzydali, zastanawiając się jak żyli z własnym przekleństwem.  Oczywistym było, że ich winy w tym nie było żadnej. Zapewne przyzwyczaili się do swego wizerunku, podobnie jak on przyzwyczaił się do ich widoku. Nie było się nad czym rozwodzić. Wolną dłonią założył Cedny udo na swoje biodro, uśmiechając się przebiegle pod nosem.
A teraz, piękna, zajęcz dla mnie — szepnął niskim głosem do ucha łowczyni, na nowo przypominając jej o swoich placach poniżej pasa.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Zużyty materac, którego struktura na środku łóżka była już nieco wgłębiona w wyniku wielokrotnego użytku, skrzypiał pod ich ciałami, gdy ci poruszali się póki co niewinnie na łóżku. Niby chłód wpadał do środka przez nieszczelne okna, za którymi siąpił deszcz i od czasu do czasu trzaskał piorun, ale żar rodzący się pomiędzy tą dwójką wystarczył, aby kompletnie zapomnieć o niższej temperaturze. I żeby tylko o niej. Cedna kompletnie przestała zwracać uwagę na pioruny za oknem, rytmiczny stukot kropel deszczu, przytłumione kroki, czy krzyki za drzwiami. Podniecenie, ekscytacja i alkohol mieszały się w jej ciele szumiąc donośnie w uszach. Nie liczyło się już otoczenie, liczył się tylko Rudy wypełniający całą obecną przestrzeń. Jego alkoholiczny oddech spijany z gorących warg, szorstki dotyk wymaltretowanych rąk na jej „miastowej”, gładkiej skórze i nieco ziemisty jak cała Desperacja, ostry, męski zapach.
Jeśli Aomame przypominała mu o dawnym życiu, tak on dla niej pachniał jak kompletnie nowy świat. Niebezpieczny, dziki, zagadkowy. Wierciła się pod nim w rytm jego akcji. Przesuwała palcami po jego ramionach i plecach dotykiem tworząc abstrakcyjną mapę nierówności, blizn, świeższych zadrapań. Wymordowany w całej swej krasie, który paradoksalnie zachowywał pozory człowieka. Zatrzymała dłonie na jego barkach, lekko wbijając paznokcie, gdy dobrze znana sensacja rozeszła się po jej ciele. Zamruczała przyjemnie w odpowiedzi na pieszczotę i to nie jeden raz. Cała symfonia cichych pomruków opuszczała jej gardło, gdy ta mogła jedynie odwdzięczać się delikatnym drapaniem głowy i pleców. Czuła jak znaczy jej skórę swoimi zębami, a z każdym kolejnym podgryzieniem miała wrażenie, że wbijany jest jedynie kolejny gwóźdź do drewnianej trumny łowczyni, która zakończyła swój żywot cztery dni temu. Aomame Rhoneranger właśnie odbywała swój długo wyczekiwany pogrzeb, a mistrzem ceremonii był Rudy Najemnik Desperacji.
Uśmiechnęła się lekko, z rozbawieniem i kiwnęła raz, powoli głową. Oczywiście, że była wymagająca – inaczej skończyłaby jak ostatnia ofiara losu, a na to pozwolić sobie nie mogła. Tak samo, jak na to, aby ten bezkarnie zlizywał oddech z jej ust. Jego język został chwycony między zęby, delikatnie i zaczepnie, po czym lekko pociągając go w swoją stronę odebrała Maccoy’owi oddech na dobrych kilka sekund. Niech nie zapomina, że ona też jest drapieżcą z natury.
Podobno mówiano kiedyś carpe diem. Wydaje mi się, że chwytanie okazji, kiedy nadlatuje jest najlepszym sposobem na przeżycie tutaj. Szczegółów mogę się dowiedzieć potem, a jak się okaże, że chcesz mnie sprzedać do burdelu… - uśmiechnęła się enigmatycznie i otarła się policzkiem o jego policzek tym samym zagryzając ustami płatek uszny. - … to zwyczajnie skopię zarówno twoje rude dupsko jak i reszty ferajny – wymruczała słodko, chociaż słowa niosły ze sobą nawet poważną groźbę. Opadła znowu na materac, wygodnie lustrując jego ciało z tej perspektywy. A nóż wyrosły mu jakieś łuski czy ogon. Póki co jednak nic. Wróciła do jego piwnych ślepi, zadziornie powarkując gdy ugryzł jej usta. – Jestem urodzonym inżynierem ciekawym świata, a ciebie jakoś przeboleję na jedną noc z tymi głowami. Chociaż rączki byłyby nawet użyteczne – zaśmiała się przejeżdżając ręką po jego karku i kręgosłupie. W następnej chwili jednak zamknęła usta wypuszczając z siebie długi, przytłumiony pomruk. Pokręciła powoli głową na znak niemego protestu. Nie chciała tańczyć tak, jak jej zagra, ale bardzo trudno było tego nie robić. Sensacja, dreszcze, wręcz paraliżująca przyjemność… oczywiste, że pragnął zobaczyć jak mu ulega. Aż parsknęła rozbawiona uświadamiając sobie swoją bezsensowną walkę z własną, ludzką naturą i po chwili poddańczo jęknęła odwracając głowę z zamkniętymi oczami.
Nie mogła pozwolić, aby uszło mu to płazem. Cedna zawsze odpłacała pięknym za nadobne, a rudzielec już wystarczająco nad nią sobie pogórował. Dała mu się pobawić jej ciałem, z przyjemnością odebrała wszelkie zabiegi, ale teraz pragnęła tylko zobaczyć jego twarz wykrzywiającą się w spazmach przyjemności. Byli dosłownie jak dwaj wojownicy staczający bój na niewielkiej arenie, gdzie wszystkie chwyty są dozwolone. Czarnowłosa musiała wykorzystać okazję na swoją korzyść. Okazję oraz siłę, dzięki której zmusiła mężczyznę do przeturlania się na bok, a potem na plecy, skąd przywarła do jego szyi ustami kąsając czule gdzie popadnie - od żuchwy, aż po obojczyki. Tylko po to, aby odwrócić uwagę Shane’a od sunących się w dół jego podbrzusza dłoni. Szybko natrafiły na to, na co miały natrafić i z sobie znaną werwą chciały zalać partnera falą dreszczy i euforii. Z sadystyczną wręcz satysfakcją zmusić go do krótkotrwałego paraliżu. To był jej cel, którego powodzenia nasłuchiwała uważnie przez kilka morderczo długich chwil zanim nie podniosła się dumnie na kolana. Usiadła na nim, czując jak obydwoje już buchają niewyobrażalnym gorącem, a nawet nie zaczął się punkt główny programu. Jeszcze trochę, a spalą to miejsce... Cednie by to nawet nie przeszkadzało.
Zajęcz dla mnie, hm? – powtórzyła rozbawiona jego słowami i poruszyła przy tym biodrami powoli. Ujęła jego ręce i przejechała jego dłońmi po swoich udach niespiesznie w górę na koniec kładąc je na biodrach. – Mam nadzieję, że większej zachęty nie potrzebujesz, aby zmotywować cię do lepszej roboty – nachyliła się nagle nad nim łaskocząc niesfornymi włosami część jego twarzy i mruknęła mu w usta – Shane.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Podobno mówiono kiedyś carpe diem.
Tak, podobno kiedyś. Kiedy to było. Shane jednak doskonale pamiętał tamte czasy. Zapach miasta, zmieniających się pór roku. Pamiętał to jak dziś mimo, że dawno jego wiek przekroczył milenium. Wbrew wszelkim pozorom zachował nadal swoje ciało dwudziestoczterolatka, które jedynie zmieniało się podczas wysiłkowych treningów. Reszta została bez zmian.
Wierz mi lub nie, ale Drug-on to specjalnie wyszkolona jednostka. Jakaś miastowa dziewczynka nie pobije całej grupy — Zaśmiał się. No cóż, wcale nie chciał jej ujmować umiejętności, jednak trzeba było spojrzeć prawdzie w oczy. Smoki charakteryzowały się siłą bojową i niesamowitą wytrzymałością, a to wszystko dzięki spartańskim treningom, które wydobywały z nich wszystkie najlepsze cechy i robiły z nich prawdziwe bronie do zabijania. Zapewne Cedna przekraczając próg Smoczej Góry, zostanie wysłana na podobne przeszkolenie. Drug-on nie mógł sobie pozwolić na jakiekolwiek braki umiejętności swoich członków. Rudzielec przeczuwał, że wystarczy ją jedynie podszkolić, a reszta i tak będzie pod dużym wrażeniem jak na miastową.
Niestety, muszę cię rozczarować, ale nic dziwnego tutaj się nie stanie — odparł nisko do jej ucha, górując nad nią. Wsparł się na wyprostowanych rękach, aby nie obciążać ją własnym ciężarem, który swoją drogą nie był wcale taki lekki — zwłaszcza spoglądając na szczupłą posturę Cedny.
Jej wszelki opór i ciche pomruki były dla niego najlepszą wygraną oraz nagrodą, jaką mógł otrzymać w tym momencie. Silna eks łowczyni nie chciała ustępować mu w żaden sposób, a mimo to uległa emocjom. Ciało samo wiedziało czego pragnie bardziej. Mogła się opierać i trzymać w ryzach, jednak w końcu mięśnie rozluźniły się, a następnie ponownie się spięły w akcie przyjemności. Obserwował ją triumfalnie. Jednak jego zwycięstwo nie trwało zbyt długo. Cedna pozbawiła go korony szybciej niż się spodziewał. Nie zdążył się nacieszyć uzyskanym tytułem, gdyż leżał na plecach na chłodnym materacu i przez chwilę zamarł. Dreszcz przebiegł mu wzdłuż kręgosłupa, chłonąc wszelkie bodźce jakie serwowała mu Cedna. Trwało to jakiś czas zanim znowu dumnie nie siadła na jego biodrach, a on mimowolnie przesunął dłońmi po nich. Z lekkim, wręcz niewidocznym uśmiechem podążył z jej dłońmi. Spodobało mu się to co czuł. Nie potrzebował większej zachęty. Ponownie zamienił się z nią miejscami, dając jej to czego pragnęła.
Wziął ją gwałtownie, pospiesznie i agresywnie.
Oboje byli niecierpliwi. Oboje pragnęli czuć jak najwięcej. Oboje chcieli czuć krążąca w żyłach adrenalinę.
Noc była długa, a oni nie mieli zamiaru poprzestać na jednym razie.

Nad ranem Shane nie słyszał hałasów dobiegających z dołu karczmy. Klientela od świtu imprezowała, lejąc do gardeł najtańszy alkohol jaki można było znaleźć na Desperacji. Spał spokojnie, bez żadnych koszmarów, które co noc budziły go z kołaczącym sercem. Przewrócił się na bok, leniwie uchylając zaspane powieki. Czarne włosy rozsypane na poduszce ułożyły się niczym czarna aureola wokół jej głowy. Twarz spokojna, wygładzona bez żadnych wykrzywiających usta uśmieszków. Kompletnie spokojna, łagodna, naga. Chwilę ją obserwował. Przesunął wzrokiem po osłoniętych kołdrą piersiach, nad którymi znalazł znajome czerwone ślady po malinkach i ugryzieniach. Uśmiechnął się nikle, po czym znowu zamknął oczy. Sen przyszedł na dobre jeszcze na kilka minut, zanim nie poczuł ruchu tuż obok siebie. Instynkt podpowiadał mu zachowanie czujności. Świadom, jednak nadal z zamkniętymi oczami, nasłuchiwał.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum

Strona 2 z 4 Previous  1, 2, 3, 4  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach