Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum


Strona 3 z 4 Previous  1, 2, 3, 4  Next

Go down

To, że Cedna miała ciężki charakter było już dobrze znane na całej szerokości podziemi M3 i rozpowszechniane nawet poza nimi. Spora część mężczyzn czuła się w jej towarzystwie mocno onieśmielona jej pewnością siebie, odrzucona chęcią dominacji oraz odstraszana samą agresywnością jaką zdarzało jej się przejawiać. Na nieszczęście w M3 górowali Japończycy, a nawet łowieccy buntownicy marzyli o spokojnej, dobrej żonie „gdy wszystko już się skończy”, co tłumaczyło dlaczego Aomame miała wiecznego pecha jeśli chodzi o jakiekolwiek romantyczne stosunki międzyludzkie, o związkach nie wspominając. Wyjaśniało to też dlaczego ten metaforyczny sparing z rudzielcem dawał jej tak ogromną satysfakcję jakiej jeszcze nigdy dotąd nie czuła. Dotychczasowo niezwyciężona gladiatorka na placu boju napotkała godnego walki przeciwnika, a pewnie nawet weterana zważając na możliwą wiekowość Wymordowanych. Oponent wręcz idealny, który wydawał się traktować ją z pobłażliwością, co tylko motywowało ją do wykonywania coraz to odważniejszych ruchów, a tym samym podsycało płonący już ogień podniecenia w Smolistej.
Przymknęła oczy i pozwoliła sobie na kocie pomrukiwanie z zadowolenia, gdy tylko najemnik zaczął obdarzać jej szyję pieszczotliwymi ugryzieniami. Przez krótką chwilę, pod jej powiekami przemknęła wizja, w której wymordowany wykorzystując okazję wgryza się brutalnie w jej łabędzią szyję, koloryzując mętną wodę wanny bordowym odcieniem jej krwi umykającej z wyrwanej aorty. Otworzyła powoli oczy odsapując z lekkim podenerwowaniem, które zniknęło równie szybko co się pojawiło, gdy tylko Shane zjechał ustami na jej mostek. Odchyliła się nieco do tyłu, dla chociaż odrobinę lżejszego komfortu partnera, przeczesała palcami jego włosy i pozwoliła, aby czerpana przyjemność oraz alkohol płynący jeszcze w jej żyłach rozpuścił jej troski w podobny sposób, co lodowata woda działająca na bród niedawno jeszcze przyklejony do ich ciał.
Z rozbawienia prychnęła cicho na wzmiankę o talentach smoczego najemnika. – Z pewnością – rzuciła pomiędzy pocałunkami składanymi na jego szyi. Czuła się, jakby rudzielec specjalnie ją prowokował by weszła prosto w jego pułapkę, ale Aomame, pomimo tej świadomości, nie mogła od tak pozwolić, aby facet się z nią droczył bez żadnych konsekwencji. Nie byłaby wtedy sobą, bo zwyczajnie nie potrafiła tak leżeć i pachnieć, jak niektóre lasencje. Sam jej hobbystyczny zawód już powinien uświadamiać, że ta pani ciężkiej pracy się nie boi, a tym bardziej ciężkich przypadków.
Zadowolone parsknięcie i następne akcje partnera przekonały Cednę, że ich wieczór kierował się w bardzo dobrą stronę. Jego dłonie prześlizgujące się po jej ciele wywoływały dreszcze, a gdy jego język przejechał po delikatnej skórze szyi, nie mogła się powstrzymać od maślanego uśmiechu i pomruku zadowolenia. Słysząc polecenie i czując palce z lekkim ociąganiem odsunęła się od niego do tyłu. Figlarny uśmieszek tańczył na jej obecnie mocno czerwonych od całowania wargach, gdy połowicznie opierając się o ścianę bali pomogła ściągnąć pod brudną wodą niepotrzebny obecnie element bielizny. Nie spuściła jednak, ani na sekundy spojrzenia, wyzywająco patrząc w bursztynowe ślepia i doszukując się w nich jakiegokolwiek objawu speszenia.
Shane wiedział co robi, ale ogromnym, niezaprzeczalnym błędem było omawianie tak ważnych spraw podczas tak przyjemnych zabiegów i to jeszcze po alkoholu. Podjęcie decyzji w tym momencie graniczyło z cudem. Podjęcie przemyślanej decyzji, dokładniej. Chociaż dla Cedny to…
Świetnie. Zgadzam się. – wywaliła prosto z mostu zaledwie kilka sekund po skończonej wypowiedzi mężczyzny. – Ale – złapała jego szczękę w jedną dłoń, aby popatrzeć mu prosto w oczy. Przytknęła palec wskazujący drugiej ręki do jego ust – mam nadzieję, że seks z tobą będzie przynajmniej chociaż w połowie tak satysfakcjonujący, co praca u najemników. – Rzuciła prowokująco, poddając w wątpliwości zdolności łóżkowe wojownika i zaśmiała się, gdy nagle podniósł ją z wody i przeszedł na łóżko, gdzie mokra pościel szybko zaczęła się kleić od ich ciał.
Kiedy tylko ledwo co położona została na plecach, od razu podniosła się na łokcie nie chcąc zwyczajnie biernie patrzeć i nic nie działać. Przybliżyła rozgrzane usta do ucha Maccoy’a równocześnie wyciągając rękę w stronę jego brzucha, gdzie smukłe palce mogły delikatnie prześlizgiwać się po strukturze jego mięśni i płytkich wgłębieniach, aby niedługo potem znaleźć się na podbrzuszu i powoli, badawczo wsunąć pod mokry materiał.
A skoro była mowa o ukrytych talentach to niech zgadnę... Skoro jesteś Wymordowanym to pewnie, gdy przychodzi co do czego zmieniasz się w prawdziwą bestię, hm? – Ugryzła zalotnie jego płatek uszny z cichym chichotem. Nie mogła się powstrzymać od rzucenia tego komentarza. Ten tekst chodził jej po głowie cały wieczór.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Na Desperacji nie trudno było znaleźć kobietę wykazującą podobny charakter, który zazwyczaj pasował do mężczyzn. Chociaż również zdarzały się takie paniusie, które cudem i łutem farta przeżywały kolejny dzień. Najczęściej sprzedając się facetom, którzy przez jakiś czas pełnili funkcję ich ochrony, aż nimi się nie znudzili.
Shane nigdy (odkąd stał się wymordowanym)  nie czuł obowiązku posiadania żony. Nawet nie wiedział czy na tych terenach praktykowało się podobne przedsięwzięcia. Może  znaleźliby się jeszcze jacyś niepoprawni romantycy pragnący spokojnego życia u boku żonki i gromadki dzieci. On nie pragnął ani jednego, ani drugiego. Poza tym bycie z nim wiązało się z życiowym samobójstwem. Shane nie nadawał się na partnera. Martwy w środku. Pozbawiony uczuć wyższych.
Przeniósł kobietę na łóżko, wisząc nad jej gorącym ciałem. Buchał od niej żar. Z nikim pomrukiem zadowolenia wpił się w jej usta, łapczywie spijając z rozpalonych ust wszelkie ciche westchnięcia. Palcami przesunął wzdłuż jej tali, zahaczając o bieliznę, której szybko się pozbył.  Materiały były im zbędne. Dłońmi masował jej uda, czasem mocniej je ściskając, a czasem przesuwając paznokciami po ich wewnętrznej stronie. W końcu jednak przyssał się ustami do wyeksponowanej szyi kobiety. Nosem posmyrał ją w pod uchem, wdychając delikatny zapach. Naturalny, kobiecy. Dawno zapomniane wspomnienia powróciły, kiedy był człowiekiem i podobnie do niej, mieszkał w mieście. Cudowna wiosna. Podmuch świeżości, podmuch nadziei i życia.
Czyżby wywołała w nim coś czego dawno nie czuł? Pewnie tak. Świadomość buntowała się i starała się zamazać wszystkie obrazy, które pragnął zobaczyć. Kazała mu się skupić na tym co było tutaj i teraz. Na dotyku, który prześlizgnął się w stronę jej najbardziej wrażliwych miejsc. Palcami zajął się jej intymnymi sferami, ustami zaś odwracał uwagę od wszelkich zabiegów jakimi obdarowywał ją poniżej pasa.
Gryzł jej odsłonięte ramiona, obojczyk i nieco lżej piersi. Pozostawiał po sobie widoczne lekkie różowe punkciki, ponownie w swych gestach oraz ruchach nabierając tempa i gwałtowności. Oboje byli niecierpliwi i chętni. Spieszyło im się, walcząc między sobą jakby zaraz cała ta sytuacja miała się skończyć jakimś niespodziewanym wybuchem w tle.
Ledwo co zdążył przedstawić kobiecie swoją propozycję, a słowa padły niczym wystrzelone z karabinu. Zdziwiony, podniósł na nią wzrok jednak ani na moment nie zaprzestając jej pieszczenia. Spojrzał pewnie w jej figlarne szkarłatne oczy i parsknął.
Jaka wymagająca — zażartował. Jako bardzo pewna osoba, wiedział, że podobał jej oczekiwaniom. Działało to w obie strony. — Niebawem będziesz mogła się o tym przekonać — wychrypiał w jej usta, kiedy znalazł się zdecydowanie zbyt blisko nich. Ogrzał zaróżowione wargi Cedny gorącym oddechem, po których przesunął wolno językiem.
Nie interesuje cię nic więcej? — Było to niesamowicie ciekawe. Kompletnie nie pytała o miejsce położenia Smoczej Góry, o zlecenia, o ludzi, o szefostwo. Nic. Cisza. Liczyła się dla niej przyjemność, z której chciała wynieść jak najwięcej, aby potem jej się to zwróciło. Była niemożliwa.
Tak jak na każdego wymordowanego przystało, również w moich krąży wirus x. Zmieniam się w drapieżnika — parsknął cicho, słysząc jej tekst. Całe szczęście był to jeden z tych niegroźnych, które nie obniżały drastycznie libido. — Tak bardzo interesuje cię moja druga forma? — zapytał, podgryzając jej usta — A jak ci się ona nie spodoba? Druga para rąk? Druga głowa? — Drażnił się z nią. Na szczęście los w jego wypadku obszedł się z nim łagodnie. Wszelkie dziwne mutacje ominęły go szerokim łukiem, pozostawiając go w wilczej formie. Chwała za to. Czasem patrzał na tych wszystkich wymordowanych brzydali, zastanawiając się jak żyli z własnym przekleństwem.  Oczywistym było, że ich winy w tym nie było żadnej. Zapewne przyzwyczaili się do swego wizerunku, podobnie jak on przyzwyczaił się do ich widoku. Nie było się nad czym rozwodzić. Wolną dłonią założył Cedny udo na swoje biodro, uśmiechając się przebiegle pod nosem.
A teraz, piękna, zajęcz dla mnie — szepnął niskim głosem do ucha łowczyni, na nowo przypominając jej o swoich placach poniżej pasa.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Zużyty materac, którego struktura na środku łóżka była już nieco wgłębiona w wyniku wielokrotnego użytku, skrzypiał pod ich ciałami, gdy ci poruszali się póki co niewinnie na łóżku. Niby chłód wpadał do środka przez nieszczelne okna, za którymi siąpił deszcz i od czasu do czasu trzaskał piorun, ale żar rodzący się pomiędzy tą dwójką wystarczył, aby kompletnie zapomnieć o niższej temperaturze. I żeby tylko o niej. Cedna kompletnie przestała zwracać uwagę na pioruny za oknem, rytmiczny stukot kropel deszczu, przytłumione kroki, czy krzyki za drzwiami. Podniecenie, ekscytacja i alkohol mieszały się w jej ciele szumiąc donośnie w uszach. Nie liczyło się już otoczenie, liczył się tylko Rudy wypełniający całą obecną przestrzeń. Jego alkoholiczny oddech spijany z gorących warg, szorstki dotyk wymaltretowanych rąk na jej „miastowej”, gładkiej skórze i nieco ziemisty jak cała Desperacja, ostry, męski zapach.
Jeśli Aomame przypominała mu o dawnym życiu, tak on dla niej pachniał jak kompletnie nowy świat. Niebezpieczny, dziki, zagadkowy. Wierciła się pod nim w rytm jego akcji. Przesuwała palcami po jego ramionach i plecach dotykiem tworząc abstrakcyjną mapę nierówności, blizn, świeższych zadrapań. Wymordowany w całej swej krasie, który paradoksalnie zachowywał pozory człowieka. Zatrzymała dłonie na jego barkach, lekko wbijając paznokcie, gdy dobrze znana sensacja rozeszła się po jej ciele. Zamruczała przyjemnie w odpowiedzi na pieszczotę i to nie jeden raz. Cała symfonia cichych pomruków opuszczała jej gardło, gdy ta mogła jedynie odwdzięczać się delikatnym drapaniem głowy i pleców. Czuła jak znaczy jej skórę swoimi zębami, a z każdym kolejnym podgryzieniem miała wrażenie, że wbijany jest jedynie kolejny gwóźdź do drewnianej trumny łowczyni, która zakończyła swój żywot cztery dni temu. Aomame Rhoneranger właśnie odbywała swój długo wyczekiwany pogrzeb, a mistrzem ceremonii był Rudy Najemnik Desperacji.
Uśmiechnęła się lekko, z rozbawieniem i kiwnęła raz, powoli głową. Oczywiście, że była wymagająca – inaczej skończyłaby jak ostatnia ofiara losu, a na to pozwolić sobie nie mogła. Tak samo, jak na to, aby ten bezkarnie zlizywał oddech z jej ust. Jego język został chwycony między zęby, delikatnie i zaczepnie, po czym lekko pociągając go w swoją stronę odebrała Maccoy’owi oddech na dobrych kilka sekund. Niech nie zapomina, że ona też jest drapieżcą z natury.
Podobno mówiano kiedyś carpe diem. Wydaje mi się, że chwytanie okazji, kiedy nadlatuje jest najlepszym sposobem na przeżycie tutaj. Szczegółów mogę się dowiedzieć potem, a jak się okaże, że chcesz mnie sprzedać do burdelu… - uśmiechnęła się enigmatycznie i otarła się policzkiem o jego policzek tym samym zagryzając ustami płatek uszny. - … to zwyczajnie skopię zarówno twoje rude dupsko jak i reszty ferajny – wymruczała słodko, chociaż słowa niosły ze sobą nawet poważną groźbę. Opadła znowu na materac, wygodnie lustrując jego ciało z tej perspektywy. A nóż wyrosły mu jakieś łuski czy ogon. Póki co jednak nic. Wróciła do jego piwnych ślepi, zadziornie powarkując gdy ugryzł jej usta. – Jestem urodzonym inżynierem ciekawym świata, a ciebie jakoś przeboleję na jedną noc z tymi głowami. Chociaż rączki byłyby nawet użyteczne – zaśmiała się przejeżdżając ręką po jego karku i kręgosłupie. W następnej chwili jednak zamknęła usta wypuszczając z siebie długi, przytłumiony pomruk. Pokręciła powoli głową na znak niemego protestu. Nie chciała tańczyć tak, jak jej zagra, ale bardzo trudno było tego nie robić. Sensacja, dreszcze, wręcz paraliżująca przyjemność… oczywiste, że pragnął zobaczyć jak mu ulega. Aż parsknęła rozbawiona uświadamiając sobie swoją bezsensowną walkę z własną, ludzką naturą i po chwili poddańczo jęknęła odwracając głowę z zamkniętymi oczami.
Nie mogła pozwolić, aby uszło mu to płazem. Cedna zawsze odpłacała pięknym za nadobne, a rudzielec już wystarczająco nad nią sobie pogórował. Dała mu się pobawić jej ciałem, z przyjemnością odebrała wszelkie zabiegi, ale teraz pragnęła tylko zobaczyć jego twarz wykrzywiającą się w spazmach przyjemności. Byli dosłownie jak dwaj wojownicy staczający bój na niewielkiej arenie, gdzie wszystkie chwyty są dozwolone. Czarnowłosa musiała wykorzystać okazję na swoją korzyść. Okazję oraz siłę, dzięki której zmusiła mężczyznę do przeturlania się na bok, a potem na plecy, skąd przywarła do jego szyi ustami kąsając czule gdzie popadnie - od żuchwy, aż po obojczyki. Tylko po to, aby odwrócić uwagę Shane’a od sunących się w dół jego podbrzusza dłoni. Szybko natrafiły na to, na co miały natrafić i z sobie znaną werwą chciały zalać partnera falą dreszczy i euforii. Z sadystyczną wręcz satysfakcją zmusić go do krótkotrwałego paraliżu. To był jej cel, którego powodzenia nasłuchiwała uważnie przez kilka morderczo długich chwil zanim nie podniosła się dumnie na kolana. Usiadła na nim, czując jak obydwoje już buchają niewyobrażalnym gorącem, a nawet nie zaczął się punkt główny programu. Jeszcze trochę, a spalą to miejsce... Cednie by to nawet nie przeszkadzało.
Zajęcz dla mnie, hm? – powtórzyła rozbawiona jego słowami i poruszyła przy tym biodrami powoli. Ujęła jego ręce i przejechała jego dłońmi po swoich udach niespiesznie w górę na koniec kładąc je na biodrach. – Mam nadzieję, że większej zachęty nie potrzebujesz, aby zmotywować cię do lepszej roboty – nachyliła się nagle nad nim łaskocząc niesfornymi włosami część jego twarzy i mruknęła mu w usta – Shane.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Podobno mówiono kiedyś carpe diem.
Tak, podobno kiedyś. Kiedy to było. Shane jednak doskonale pamiętał tamte czasy. Zapach miasta, zmieniających się pór roku. Pamiętał to jak dziś mimo, że dawno jego wiek przekroczył milenium. Wbrew wszelkim pozorom zachował nadal swoje ciało dwudziestoczterolatka, które jedynie zmieniało się podczas wysiłkowych treningów. Reszta została bez zmian.
Wierz mi lub nie, ale Drug-on to specjalnie wyszkolona jednostka. Jakaś miastowa dziewczynka nie pobije całej grupy — Zaśmiał się. No cóż, wcale nie chciał jej ujmować umiejętności, jednak trzeba było spojrzeć prawdzie w oczy. Smoki charakteryzowały się siłą bojową i niesamowitą wytrzymałością, a to wszystko dzięki spartańskim treningom, które wydobywały z nich wszystkie najlepsze cechy i robiły z nich prawdziwe bronie do zabijania. Zapewne Cedna przekraczając próg Smoczej Góry, zostanie wysłana na podobne przeszkolenie. Drug-on nie mógł sobie pozwolić na jakiekolwiek braki umiejętności swoich członków. Rudzielec przeczuwał, że wystarczy ją jedynie podszkolić, a reszta i tak będzie pod dużym wrażeniem jak na miastową.
Niestety, muszę cię rozczarować, ale nic dziwnego tutaj się nie stanie — odparł nisko do jej ucha, górując nad nią. Wsparł się na wyprostowanych rękach, aby nie obciążać ją własnym ciężarem, który swoją drogą nie był wcale taki lekki — zwłaszcza spoglądając na szczupłą posturę Cedny.
Jej wszelki opór i ciche pomruki były dla niego najlepszą wygraną oraz nagrodą, jaką mógł otrzymać w tym momencie. Silna eks łowczyni nie chciała ustępować mu w żaden sposób, a mimo to uległa emocjom. Ciało samo wiedziało czego pragnie bardziej. Mogła się opierać i trzymać w ryzach, jednak w końcu mięśnie rozluźniły się, a następnie ponownie się spięły w akcie przyjemności. Obserwował ją triumfalnie. Jednak jego zwycięstwo nie trwało zbyt długo. Cedna pozbawiła go korony szybciej niż się spodziewał. Nie zdążył się nacieszyć uzyskanym tytułem, gdyż leżał na plecach na chłodnym materacu i przez chwilę zamarł. Dreszcz przebiegł mu wzdłuż kręgosłupa, chłonąc wszelkie bodźce jakie serwowała mu Cedna. Trwało to jakiś czas zanim znowu dumnie nie siadła na jego biodrach, a on mimowolnie przesunął dłońmi po nich. Z lekkim, wręcz niewidocznym uśmiechem podążył z jej dłońmi. Spodobało mu się to co czuł. Nie potrzebował większej zachęty. Ponownie zamienił się z nią miejscami, dając jej to czego pragnęła.
Wziął ją gwałtownie, pospiesznie i agresywnie.
Oboje byli niecierpliwi. Oboje pragnęli czuć jak najwięcej. Oboje chcieli czuć krążąca w żyłach adrenalinę.
Noc była długa, a oni nie mieli zamiaru poprzestać na jednym razie.

Nad ranem Shane nie słyszał hałasów dobiegających z dołu karczmy. Klientela od świtu imprezowała, lejąc do gardeł najtańszy alkohol jaki można było znaleźć na Desperacji. Spał spokojnie, bez żadnych koszmarów, które co noc budziły go z kołaczącym sercem. Przewrócił się na bok, leniwie uchylając zaspane powieki. Czarne włosy rozsypane na poduszce ułożyły się niczym czarna aureola wokół jej głowy. Twarz spokojna, wygładzona bez żadnych wykrzywiających usta uśmieszków. Kompletnie spokojna, łagodna, naga. Chwilę ją obserwował. Przesunął wzrokiem po osłoniętych kołdrą piersiach, nad którymi znalazł znajome czerwone ślady po malinkach i ugryzieniach. Uśmiechnął się nikle, po czym znowu zamknął oczy. Sen przyszedł na dobre jeszcze na kilka minut, zanim nie poczuł ruchu tuż obok siebie. Instynkt podpowiadał mu zachowanie czujności. Świadom, jednak nadal z zamkniętymi oczami, nasłuchiwał.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Skrzypienie, warczenie, jęki, pomruki, znowu skrzypienie, gdzieś jakiś odległy grzmot pioruna i kolejne warknięcia, posapywania… w międzyczasie rzucone oszczędnie słodkie słówka, mamrotane niczym mantrę. Z samego słuchu ich frywolnego starcia trudno byłoby określić, czy dwójka zamknięta w tym zatęchłym pokoju właśnie uprawiała przysłowiową miłość, czy też walczyła między sobą siłując się na łóżku. Równocześnie można obu stwierdzeniom przyznać rację, bo kto jak nie oni o ciężkich temperamentach mogli pogodzić w sobie te dwie tak odległe akcje.
Dla Cedny było to przeżycie wyjątkowo… rewolucyjne. Dziki, namiętny i agresywny akt miłosny jaki został odegrany w tym karczmowym pokoju głęboko zapadnie jej w pamięci prawdopodobnie do końca jej życia, jakkolwiek długie by nie było. Rudy osobnik miał w sobie… to coś bardzo dziwnego i tu już nawet nie chodziło o samą egzotykę jego gatunku, czy miejsce. Wydawało się, że pomimo różności i względnego niedopasowania paradoksalnie dopełniali się ulał i napędzali wzajemnie. Aomame trudno to było określić, ale jedno było stu procentowo pewne.
Żarliwość i zaangażowanie jakie włożyli w tę noc odbiło się na jej zmęczeniu posyłając tą zdeprawowana ze snu dziewczynę prosto w objęcia Morfeusza. Spała długo, spokojnie i głęboko. Dopiero po czasie oprzytomniała czując obok siebie poruszenie i słysząc ciche pomruki dochodzące zza ścian i drzwi. Życie w karczmie chyba nigdy nie umierało.
Z ciągle zamkniętymi oczami wyciągnęła ręce nad głowę rozciągając kręgosłup i mięśnie. Rozkosznie przy tym zamruczała z delikatnym uśmiechem na ustach przypominając sobie jaki dziki sen miała tej nocy. Rozchyliła powieki, popatrzyła na nieznany jej sufit, obróciła głowę w jedną stronę widząc część nieznanego jej pokoju, obróciła głowę w drugą stronę i zamarła rozchylając usta. To nie był sen… Odruchowo wyczuwając zagrożenie spięła mięśnie i podniosła głowę chcąc wyskoczyć z posłania, rzucić się po broń czy po prostu uciec. Nie zrobiła tego jednak. Nie dała się ponieść tak łatwo. Wstrzymała oddech, pomyślała i zamiast niszczyć ta spokojną chwilę opadła powoli na poduszkę nie spuszczając czujnego spojrzenia ze śpiącego oblicza jej kompana. Obróciła się ciałem w jego stronę i patrzyła. Obserwowała i myślała. Nie mogła mu ufać, a jednak… Nie powinna opuszczać czujności, a jednak… Zdecydowanie nie powinna się przywiązywać, a jednak… zapadła ponownie w sen. Katować się będzie tym wszystkim potem, za jakiś czas, jak się wyśpi. Jak się wyśpi za te wszystkie nieprzespane noce i ponownie otworzy oczy, widząc, że…


__________________________________________________


…ten Rudzielec znowu chamsko wywalił się na całe łóżko i zajebał kołdrę na swoją część w sumie i tak nawet się nią nie zakrywając tylko skopując ją w nogi.
- Shaaaaaaaaaaaaaaane – jęknęła przeciągle i przewróciła oczami. Podniosła się niechętnie i sięgnęła przez niego po okrycie zabierając je tylko dla siebie. Owinęła się nim, niczym gąsienica gotująca się do przepoczwarzenia w pięknego motyla i obleciała partnera wzrokiem łapiąc się na tym, że pomimo irytacji haniebnym czynem ogołocenia z nakrycia jego widok wywoływał na niej nawet i cień uśmiechu. Prychnęła do swoich własnych myśli, pokręciła głową, a potem z lekko sadystycznym uśmieszkiem kopnęła go lekko gołą stopą w bok. – Ty nędzny, rudy, złodziejski wszarzu – zwyzywała go z każdym słowem kopiąc piętą w jego talię. Ile to już minęło? Blisko rok? Chyba coś w tym stylu. Rok dosyć częstego dzielenia tego typu poranków. Rok spółkowania ze sobą. Rok zaznajamiania się. Rok życia na Smoczej Górze. Rok życia… w sposób w jaki żadne z nich raczej nie przewidziało. Cedna wyciągnęła rękę z kocowego kokonu i wplotła palce w jego płomienną czuprynę. Lekko pociągnęła za jego włosy nachylając się nad nim. – Ile to już razy przechodziliśmy tą rozmowę? Ja.potrzebuję.kołdry. – mruknęła mu w usta bardziej rozbawiona, niż zirytowana. To nic, że w większości przypadków gorąc jego wymordowanego ciała wystarczył, aby ją ogrzać w nocy.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Rok. Minął cały rok od ich pierwszego spotkania, a on czuł, że każdego dnia budzi się koło innej kobiety. Teraz akurat jakaś wariatka postanowiła urządzić sobie z niego worek treningowy i naparzać go piętą.
Burknął sennie pod nosem, nie mając ochoty reagować. Leżał nieporuszony, nawet nie racząc uchylić jednego oka. Zmęczenie jakie odczuwał nie równało się z niczym, a ta upierdliwa larwa próbowała za wszelką cenę go obudzić.
Co ona taka zawzięta...
Odwrócił się w stronę kobiety w końcu obdarzając ją zainteresowaniem. Niezadowolony wzrok dosięgnął jej spojrzenia.
Zamknij się, Ced — mruknął, a czując jak z jego ciała została zsunięta kołdra, burknął coś niewyraźnie pod nosem. Jeszcze chwilę był marudny, aż w końcu uśmiechnął się lekko. — Zamknij się, Ced — powtórzył jeszcze raz i zasłonił jej usta dłonią. — Masz cuchnący oddech — odparł zachowując jak zawsze powagę w podobnych momentach, kiedy jego żarty były mało delikatne. Przypuszczał, że za chwilę nadejdzie atak za tak potworną zniewagę, jednak nie poruszył się okazując, że spodziewa się tego.
Ty potrzebujesz wszystkiego. Jesteś nieznośna — odparł chrapliwie i ziewnął. Słońce za oknem dawno wstało, a on odczuwał pustynię w ustach. Nieprzyjemna suchość, którą chciał ugasić szklanką wody. Podniósł się z łóżka i znalazł w uszczerbionym dzbanku resztkę, starej wody. Nie wiedział ile ona już tam stała. Może z miesiąc? I to w dodatku deszczowa, którą cudem zdołali uzbierać. Upił kilka łyków, a następnie wypluł je z powrotem do szklanki. Usta przepłukane, pierwszy niesmak minął, a zastąpił go nowy. Przez ramię zerknął na Smolistą, słysząc jak za drzwiami ktoś się krząta. Gość przeskakiwał z nogi na nogę, najwidoczniej nie wiedząc czy może zapukać czy jednak jest to jeden z niewłaściwych momentów. W organizacji nie było to szczególną tajemnicą, że sypiał z Cedną. Raczej nikogo to niezbyt interesowało zważając na stosunek każdego do każdego. Shane wciągnął na biodra spodnie i impetem otwarł drzwi. Jego oczom ukazał się Smok, który w dłoni dzierżył kartkę. Rudzielec wzrokiem przeleciał po kobiecej sylwetce. Bo Smokiem okazała się całkiem ładna blondynka, co nie umknęło uwadze Wiwerna. Uśmiechnął się nikle pod nosem, nie otwierając szerzej drzwi, aby kobieta mogła dojrzeć leżącą w łóżku Cednę. Czyżby chciał ją ukryć?
Masz coś dla mnie? — zapytał, jednak w głosie zabrakło ciepłej i życzliwej barwy. Z reguły nigdy nie bywał sztucznie miły. Chociaż dla niej... mógłby być.
— Zle-zlecenie. Nie mogę go wziąć, podobno nie poradzę sobie — wyjaśniła pospiesznie, jakby w obawie, że jej intencję zostaną źle odczytane. Jeśli sądziła, że Shane poradzi sobie z rozszyfrowaniem kobiecych zamiarów, to trafiła pod fatalny adres. Rudzielec zaliczał się do tych typów mężczyzn, którzy w tej kwestii stanowili prawdziwy orzech do zgryzienia. Wyciągnęła rękę w stronę najemnika, podając zlecenie. Shane przeleciał po literach wzrokiem, ciesząc się z tej jakże prostej umiejętności, jaką było czytanie. W obecnych czasach na Desperacji panował analfabetyzm, jednak cóż się dziwić, skoro nikt nie przywiązywał do tego szczególnej wagi. Litery były koślawe, a błędów ortograficznych naliczył chyba w co kolejnym słowie. Sprawa prosta:  wyruszyć po artefakt i dostarczyć go klientowi. Cóż mogłoby być w tym trudnego?
Wezmę je.
— Nie będziesz potrzebował...kompana?
Oczywiście, że będzie potrzebował kompana. Zapewne chętny kompan, leżał w łóżku za nim i nasłuchiwał całej rozmowy.
Owszem, potrzebuję. — Potaknął, zastanawiając się kiedy ta szelma zamierza mu spłoszyć kobietę.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Od dnia 14 sierpnia daję wam tydzień na napisanie tutaj posta. Jeśli po tym czasie post się nie pojawi, wątek zostanie ponownie przeniesiony do archiwum.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Opadła ciężko na posłanie stęchłego łóżka, którego materac już od wieków nie znał pojęcia miękkości, czy sprężystości. W lekkim odorze zaduchy przeciągnęła się pod pościelą postanawiając zignorować na daną chwilę chamski komentarz rudzielca, który nic tylko prosił się o kopniaka za każdym razem jak otwierał usta. Wzburzone dźwięki kroków i krzątaniny za drzwiami ich pokoju przyciągnęły jej uwagę i zmusiły ciekawską Smoczycę do podniesienia się do siadu ze zmrużonymi oczami. Czerwone ślepia wbiła prosto w drewnianą płytę czekając, aż Shane otworzy je na oścież, aby ukazać „porannego” gościa.
Nie zrobił tego.
Jedna brew uniosła się do góry, wraz z kącikami jej nieco bladych ust, gdy Cedna uśmiechnęła się jeszcze bardziej zainteresowana przybyszem, niż kiedykolwiek. Nie mogła spokojnie siedzieć w łóżku i czekać. To nie było w jej stylu, ani zapisane w jej charakterze. Wścibskość była jej naturą, a próby ukrywania przed nią czegokolwiek jedynie rozpalały w niej mocniej chęci dowiedzenia się co, gdzie, jak i kiedy.
Gdy do jej uszu dotarł cichy, niewinny głosik jakiejś obcej kobiety za drzwiami, Smolista od razu wyskoczyła sprężyście z łóżka. Obdrapanymi palcami złapała pomięte i poplamione prześcieradło i ruszyła pewnie w stronę swojego partnera od siedmiu boleści. Sunące po ziemi prześcieradło szeleściło złowróżbnie, jak sycząca żmija oznajmiająca przedwcześnie swoją chęć ataku.
Złapała za skrzydło i otworzyła je z impetem na całą szerokość od razu przyszpilając dziewczynę twardym spojrzeniem. Stała tak przez krótką chwilę kompletnie naga, ze zwisającym z jej ręki prześcieradłem. Dosłownie parę sekund, wystarczających, aby blondyneczka mogła oblecieć ją wzrokiem, aby mogła poczuć chociaż nutę skrępowania, czy zażenowania, wystarczająco, aby zrozumiała prosty i mało dyskretny przekaz ze strony Smolistej. W następnej chwili, na surowe oblicze Azjatki wypłynął szeroki, gadzi uśmieszek i wręcz teatralnie jak cesarzowa zarzuciła na siebie materiał, leniwie i od niechcenia się nim okrywając.
Potrzebuje kompana, jak uroczo. – Skomentowała lekko ściągając usta w dzióbek, a po chwili podeszła opierając się o framugę wejścia ramieniem. Oceniła Smoczycę wzrokiem z góry na dół i cicho prychnęła, a następnie popatrzyła na rudzielca rozbawiona. – Masz ochotę na tego rudego wszarza? – wróciła do niej spojrzeniem, które było pełne pobłażliwości. – Życzę powodzenia, ale ostrzegam… – nachyliła się do niej i przycisnęła wyprostowaną dłoń do policzka szepcząc na tyle głośno, aby Shane mógł też usłyszeć ten „sekret” – …nieprzyjemny z niego typ.  Możesz mieć go dość po ledwo paru minutach, no chyba, że jesteś bardzo zmotywowana.
Odchyliła się do przodu posyłając jej na odchodnym ostateczny uśmieszek i już miała odchodzić, kiedy jej oczy rozszerzyły się nieco. – O, właśnie! Zapomniałabym o najważniejszym. – Złapała rudzielca za ramię i pochyliła się do niego klepiąc go po klatce. – Najbardziej lubi na pieska. – Puściła jej ostatecznie zalotne oczko i odwróciła się na pięcie przymykając dłonią drzwi do poprzedniego kąta. – Owocnej współpracy. – rzuciła na odchodnym.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

W głowie liczył nadejście gadziny. Długo pozwoliła na siebie czekać, jednak jej pojawienie — jak za każdym razem — nie pozostawało bez zaskoczenia pośród osób, które jej nie znały. Młoda dziewczyna podskoczyła na głos Cedny, kompletnie nie spodziewając się takiego porannego widoku. Twarz Smoczycy oblał rumieniec, a wzrok wyrażał więcej niż skrępowanie. Na twarzy miała wymalowane zawstydzenie i gdyby miała możliwość zapadłaby się pod ziemię. Poczuła się jak idiotka, kiedy Cedna bezceremonialnie zapytała o tak intymne rzeczy w obecności Shane'a. Nawet jeśli chciała to wiedzieć, to zapewne nie w podobnych okolicznościach. Ironia losu.
Shane za to stał nieporuszony całym przedstawieniem. Z ukrytym zadowoleniem obserwował poczynania Cedny. Robiła się coraz bardziej zuchwała. Nie ograniczała go, pozwalała korzystać z dobrodziejstw życia, a jednak gdy miała okazję przepędzała najlepszą zwierzynę. Parsknął rozbawiony, nie spodziewając się takiego obrotu sprawy.
— Najbardziej lubi na pieska.
Trudno było w tym momencie ukryć rozbawienie. Z ledwością powstrzymał się od głośnego i niekontrolowanego wybuchu śmiechu. Pozwolił sobie na delikatny, zadziorny uśmiech.
Woof! — Szczeknął za Hydrą, która niczym prawdziwa królowa odeszła w blasku swej chwały. Wrócił wzrokiem do niewinnej dziewczyny, która nijak pasowała mu do obrazu jednego ze Smoków. Nie powinna była się korzyć przed Smolistą. Nie powinna się wstydzić i udawać niewiniątka. Nie interesowały go takie kobiety. Nawet na jedną noc. On wiedział to od samego początku kiedy otwarł drzwi, Cedna nie musiała wiedzieć nic.
No więc widzisz, chyba już mam kompana — odparł z lekkością i dziecięcą niewinnością w oczach. Zamknął dziewczynie drzwi, kiedy ta zamierzała jakkolwiek odpowiedzieć.
W pokoju na nowo zapanowała cisza. Odwrócił się przodem w kierunku Cedny i pokręcił głową. Pozbył się rozbawienia, starł je szybko z twarzy zachowując typowy dla siebie spokój. Ulokowała się na łóżku, doskonale znając swoje miejsce. Nie obawiała się swojej pozycji. A może po prostu dobrze go poznała?
Nieprzyjemny ze mnie typ? Proszę, proszę. Niezłe rzeczy się dowiaduje na swój temat — odparł, wolno zbliżając się do posłania. Wszedł na nie kolanami i pochylił się nad kobietą. Przyszpilił jej nadgarstki po obu stronach głowy, przypatrując intensywnie. Czarna aureola włosów otoczyła ją, a on miał przed sobą obraz diabelskiego anioła.
To mnie powinni dać order za cierpliwość do ciebie — A jakże. Jeśli kobieta sądziła, że przebywanie z Shane'm jest ciężkie to chyba nigdy nie zastanawiała się dłużej nad własnym zachowaniem.
Wyruszamy następnego dnia, radzę ci się wyspać i spakować najpotrzebniejsze rzeczy. Zero bzdur. Jasne?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Dobrze, że była odwrócona tyłem do sceny, bo wdzięczny szczek jej kompana tak ją rozbawił, że jej policzki wydęły się od powietrza, gdy wybuch prawdziwie szyderczego rechotu został ledwo co zduszony przez ciasno zamknięte wargi. Nie mogła sobie pozwolić, żeby czar tej chwili prysnął jak mydlana bańka. Prawdziwie sukcesywnym zakończeniem słownego sporu było utrzymanie tej niewielkiej dozy powagi, w której dziewucha spod drzwi mogła się utopić rozmyślając o swoim zażenowaniu i debilstwie. W końcu Smolista rzadko brała jeńców.
No chyba, że dla towarzystwa, a z tej dziedziny niejaki rudy wszarz był idealnym przykładem. Sam widok jego krzywej mordy wywijał kąciki ust w iście buńczucznym uśmieszku, ale Cedna tak często się w ten sposób uśmiechała, że tylko ktoś bardzo spostrzegawcza mógł ujrzeć różnice w drobniutkich detalach. Bacznie obserwowała powoli nadchodzącego drapieżnika, bezczelnie nie darząc go nawet kropelką pokory ze swojej strony.
Lepiej późno, niż wcale skarbie – skomentowała, a gdy mocny uścisk obwinął się wokół jej nadgarstków, jedynie prychnęła przewracając oczami. – Proszę cię. Order? Dla ciebie? Kompletnie siebie nie doceniasz Rudy. Powinni ci dać dwa ordery! A mi to już dawno awans, willę i firmowy samochód za dzielne trwanie w boju z tobą, wszarzu niemyty. – Zmrużyła oczy zastanawiając się nad kolejnym ruchem. Nie trwało to długo, ale kilka sekund jej zajęło spoglądnięcie na nadgarstki i w jakiej pozycji znajduje się nieszczęśnik. Siła wymordowanego pchlarza, przeciwko sile degenerackiej, łowieckiej szui. Wykorzystując nogi, podparcie i prawa fizyki odstawiła akrobatyczny wyczyn przerzucenia wilka na plecy nie musząc nawet wyrywać się z nadgarstków. Kwestia tego, jak wiele razy dawał się tak przewrócić, a jak wiele razy autentycznie była w stanie zrobić to o własnych siłach pozostawała niezbadana, z korzyścią dla obydwojga. Skaza na ich honorze byłaby niezmywalna, a pozostawienie niedopowiedzeń dodawało jedynie smaczku ich chorej znajomości.
Od kiedy to pakowanie trzech butelek bimbru jest bzdurą? – zadała pytanie i zaczesała włosy do tyłu, w trakcie gdy rozpuszczona jak dziadowski bicz dumnie siedziała na nim okrakiem. – Hah, nie przejmuj się Shannon’ie Maccoy. Nikomu nie powiem o twojej namiętnej wtopie, kiedy Panienka Whiskey dotknęła twych ust i zapomniałeś o całym bożym świecie. – Zaśmiała się donośnie i zeskoczyła szybko z łóżka. Bielizna samotnie leżała na brudnej ziemi, a ktoś ją ubrać musiał. – Wiesz… gdybym dostawała kawałek złomu za każdym razem, gdy przypierdala się do ciebie jakakolwiek laska, byłabym Złomowiskową Miliarderką. – koszulka na ciało zarzucona. Spodnie na tyłek podciągnięte. Pokrowiec z jej dobrym przyjacielem, nożem myśliwskim z czarnej stali, znalazł się w jej rękach. Podeszła do łóżka spoglądając z góry na smoczego towarzysza i wyswobodziła ostrze z osłony, aby po chwili nachylić się i przycisnąć ostrą krawędź do szyi mężczyzny. – Tylko gdybyś coś bardzo mocno spierdolił… – gorący szept owiał policzek i ucho Shane’a. - …wiedz, że upewniłabym się, że każdy kawałek tego chujowego złomu byłby boleśnie wbity w twoje ciało, abyś mógł zdychać jak ostatni chuj w kurewskich męczarniach. – Groźba nie była kiepskim żartem, ani dziecinnym zebraniem słów rzuconych na wiatr. Cedna tym razem była śmiertelnie poważna, a ciężka cisza jaką po sobie zostawiła jasno dawała do zrozumienia, o co chodzi.
Do czasu, aż Smolista nie wróciła do swojego codziennego humorku i nie sprzedała mężczyźnie soczystego buziaka w policzek. – Ale na takie zabawy przyjdzie jeszcze pora kochanie – rzuciła pakując broń w swoje miejsce. – Widzimy się, więc jutro. Pamiętaj, aby wziąć ubrania bo parodiowanie z nagim wilkiem w nie-wilczej formie przyciąga uwagę gapiów. Ciao, mi amore~!
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Rudzielec uwielbiał droczyć się ze Smolistą. Doskonale trafiał w jej pokręcone poczucie humoru i z premedytacją wykorzystywał jej słabości przeciw niej. Swoisty szczek, miał jedynie potwierdzić tę zasadę. Nie musiał widzieć jej twarzy, aby wiedzieć, że kobieta praktycznie pęka ze śmiechu. Utrzymana powaga stanowiła idealne przedstawienie dla niedoświadczonej Smoczyczy, której drzwi zostały zamknięte przed nosem.
Wisiał nad nią z nikłym rozbawieniem i głośno parsknął, słysząc kobiece zarzuty.
Aż tak cierpisz? — zapytał, spoglądając na jej jasną, dobrze wyeksponowaną szyję, na której odznaczały się czerwone ślady po ugryzieniach. Przesunął wzrokiem po klatce piersiowej, nie omieszkując ominąć piersi, a z nich prześlizgnąć się na płaski brzuch. Zgubił go jego męski pociąg względem tej parszywej kanalii, której zazwyczaj starał się dać wygrać. Opadł miękko na posłanie. Nie zamierzał wyprowadzać jej z błędu na temat jej niesamowitej siły i precyzji. Dał jej chwilę nacieszyć się małym triumfem.
Obym ja nie wygadał, jak panienka Aomame Rhoneranger spotkała się z panienką Wishky i zapomniała o bożym świecie. — Odbił piłeczkę. Znali się dobrze. Większości mieli oboje głupie akcje, które różnie się kończyły.
Wiesz… gdybym dostawała kawałek złomu za każdym razem, gdy przypierdala się do ciebie jakakolwiek laska, byłabym Złomowiskową Miliarderką.
Nie przesadzaj. Z moją paskudną mordą, tylko masochistki się mną interesują. — Uśmiechnął się sugestywnie. Trudno było mu ukryć rozbawienie jakie powstało na wskutek droczenia się z nią.
Szybko jej wesolutki nastrój uległ zmianie, a ona doskoczyła do niego i przystawiła ostrze do gardła. Rudzielec ani na moment nie tracił humoru. Podniósł się do pół siadu, wbijając sobie boleśnie ostrze w skórę, która lekko została nacięta. Najemnik wpił się zaborczo w wargi Cedny, łapiąc ją za tył głowy i nie pozwalając się odsunąć dopóki nie skończył.
Wiesz, że lubię kiedy mi grozisz, więc uważaj, bo nigdzie nie wyruszymy — rzucił zaczepnie, a potem opadł na łóżko. Sięgnął dłonią po paczkę papierów i odpalił jednego. Spojrzał jak ta ubiera się, a potem zmierza ku drzwiom.
Woof! — Szczeknął na do widzenia, zamykając zmęczone ślepia. Dopalił papierosa i zasnął nie wiedząc kiedy.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum

Strona 3 z 4 Previous  1, 2, 3, 4  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach