Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Off :: Archiwum misji


Strona 2 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5  Next

Go down

Pisanie 13.01.17 1:06  •  Za głosem [Jekyll, Evan] - Page 2 Empty Re: Za głosem [Jekyll, Evan]
Dźwięczny, dziecięcy głos sprawiał, że wyrzucał z siebie coraz więcej wulgaryzmów.  
Wchodząc w głąb jaskini, zdjął kaptur z głowy, co by móc jak najlepiej wykorzystać wytężony przez dawkę zwierzęcych genów zmysł słuchu. W przerzedzonych ni to rudych, ni to blond włosach, można było w zasadzie z łatwością zauważyć element wyróżniający się – parę lisich uszu. Poziom natężenia wirusa w jego krwi musiał znacznie wrosnąć przez towarzyszący jego organizmowi głód i szeroko pojęte wycieńczenie, które skądinąd było nieodłącznym elementem jego egzystencji.
Z zielonym ślepiem wbitym w ogromną przestrzeń przed sobą, szedł na oślep, nie oglądając się za siebie i swojego milczącego towarzysza, który szurał w drażniący go sposób buciorami. W tych okolicznościach każdy najmniejszy dźwięk piętnował w lekarzu coś na wzór irytacji.
Szmer, który rozległ się dookoła, sprawił, że Jekyllowi włosy stanęły dęba na karku, a serce w odpowiedzi na jego nagłą stagnacje zabiło mocno w piersi. Lisie uszy poruszyły się niespokojnie, a ich właściciel sięgnął do kieszeni po swoją drugą żonę – skalpel. Pierwszą, rzecz jasna, była medycyna sama w sobie. Zacisnął palce na swoim ulubionym narzędziu zbrodni i znieruchomiał, kątem oka dostrzegając suwającego się po grubej i pewnie tak samo lepkiej sieci stawonoga o rozmiarach odbiegających od normatywnych. Zmutowana istota, niczym torpeda, mknął ku niemu z zawrotną prędkością. Nie dał się jej jednak zastraszyć. Chwycił pewniej skalpel, ze swoją chirurgiczną precyzją pozbywając tej szkarady dwóch odnóży na raz. Kątem oka dostrzegł kolejną jakże uroczą istotę, która znajdowała się w niebezpiecznie blisko od Bernardyna. Nijak zdążył zareagować. W pięciu pierwszych sekundach miał wrażenie, że przed nadmiary brak snu ciało wreszcie odmówiło mu posłuszeństwa. Mięśni zwiotczały, a on sam zachwiał się na nogach. Po chwili zarejestrował, że pająki znieruchomiały w równym stopniu co on. Jednakże to lekarz odzyskał pierwszy kontrolę. Jego usta niemal natychmiast wygięły się w kącikowym uśmiechu, gdy zauważył pewną anomalię w postaci nagłej obecności ognia, trawiącego jedno z ciało tych umęczonych więźniów jaskini. Anioł. Miał przed sobą dorosłego anioła w całej swojej okazałości. Cóż za zrzędzenie losu!
By odwdzięczyć się za uratowanie skóry, nabił jednego z „krwiożerczych” bestii na skalpel, na którego nie zadziałała moc skrzydlatego. Ówże osobnik był stosunkowo mniejszy od pozostałych. Pewnie jeszcze dojrzewający. Może mały, może wchodzący w dorosłości… Jekyll nie mógł tego określić. Był lekarzem, nie weterynarzem i w zasadzie nie byłby sobą, gdyby w takich nadzwyczajnych okolicznościach nie odezwało się jego zboczenie zawodowe. Rozłożył apteczkę na popękanym kamieniu, wyciągając z niej pustą ampułkę z wcześniej wykorzystamy jadem Hyde.
Tego oszczędź — nakazał, na chwilę zapominając, że nie jest otoczony kundlami, a całkowicie obcym przedstawicielem anielskiej rasy.
Podszedł do najprawdopodobniej martwego pająka, który na skutek głębokiej rany wykrwawił się na śmierć. Doktor z szatańskim uśmiechem na ustach, pochylił się nad truchłem. Araneae niewątpliwie był krzyżówką paru przedstawicieli swojego gatunku, co czyniło z niego tym samym niezwykle interesujący obiekt. Przycisnął szklany pojemnik do kanalików jadowych zwierzęcia, pobierając tym samym próbkę jego unikatowego jadu, który bez wątpienia stanie się dopełnieniem jekyllowej kolekcji. Może ten dzień nie będzie do końca stracony, w końcu takich cudów natury nie miał okazji podziwiać na co dzień…
                                         
Jekyll
Bernardyn     Opętany
Jekyll
Bernardyn     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Dr Jekyll, znany również jako Kyle.


Powrót do góry Go down

Pisanie 16.01.17 19:06  •  Za głosem [Jekyll, Evan] - Page 2 Empty Re: Za głosem [Jekyll, Evan]
Na szczęście Evanowi udało się odskoczyć od wielkiego pająka tym samym ratując swe życie z szponów śmierci. Sparaliżowane owady nie spodziewały się ataku ze strony anioła, dlatego też poddały się wpływowi jego mocy, a następnie pochłonął je ogień. Lecz to tylko zbawiło nowe pająki do polowania. Jekyll zajmował się pobieraniem jadu, gdy nagle z jego strony z bocznego korytarza zaczęły wypływać nowe pajęcze nabytki. Z małej grupki zrobiło się z nich stado, które zaczęło napierać na nich, a oni aby nie zostać pożartymi musieli cofać się i uciekać. Pająków się co rusz mnożyło. Pluły w nich swym jadem chcąc w ten sposób unieruchomić swoją przyszłą zdobyć. Even i Jekyll cofali się coraz dalej — i nawet jeśli używali własnym mocy — pająków ciągle przybywało. Krwiożercze bestie biegły za nimi czasem na ślepo atakując, jednak w pewnym momencie nagle zatrzymując się. Tuż przed podwyższoną grotą, gdzie jej sufit osiągał nawet do trzech metrów wysokości, a przestrzeń była ogromna wręcz porównywana do otwartego placu.
Jekyll wdepnął w jakieś szczątki pająka, jednak reszta dość żywych zastygła niczym zaczarowana. Nie były pewne co robić. Bały się przekroczyć progu ów groty, mimo że nagroda była tak wielka. Porozumiewały się między sobą własnym dialektem. Coś jednak musiał się im przypomnieć, gdyż w pośpiechu najzwyczajniej świecie zaczęły spieprzać. Chmara pająków niczym poparzona żywym ogniem Evana, ewakuowała się jak najdalej od nich.
Zapanowała grobowa cisza i chwila triumfu. Po ich plecach przeszedł dreszcz niepokoju.
Cichy szum.



______________________________________________________________
Dopisek:
x Termin: 23.01.2017r.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 20.01.17 11:21  •  Za głosem [Jekyll, Evan] - Page 2 Empty Re: Za głosem [Jekyll, Evan]
Jego plan z początku wydawała się być całkiem dobry, do czasu aż ogień nie wybawił inne pająki, które z miłą chęcią upolują Evana wraz z nieznajomym jako ich dzisiejsza przekąską. Syknął na swoją głupotę. Mógł swoją moc wykorzystać do ucieczki. Jest jeszcze nadzieja, że inne pająki spalą się o te, które właśnie płoną, ale wątpił, że były na tyle głupie, aby brnąć do czegoś, co jest niebezpieczne. Instynkt sugerował: poluj. I tak właśnie robili.
- Ja pierdole, nie czas teraz na takie rzeczy! - rzucił w jego stronę, kiedy jeden z pająków znowu chciał zaatakować mężczyznę i jeśli tego nie odeprze lub jakoś nie minie, będzie martwy. Szkoda, bo z pewnością nieznajoma pomoc mu się przyda przy tej chmarze bestii.
Niestety łapiąc ich w swoją moc, pająków przybywało jeszcze więcej. Wiedział, że nie ma sensu używać już mocy ognia, dlatego kiedy unieruchomił kolejną falę, zerwał się do nieszybkiego biegu, żeby oddalać się od krwiożerczych pająków, jak i również nie zostać trafionym przez ich jad. Nie wiedział natomiast, co postanowił zrobić nieznajomy, niemniej jeśli nie jest na tyle głupi, będzie również uciekać i cofać się wraz z Evanem. Wydawać się było można, że to właśnie ich koniec, że nie poradzą sobie z tym stadem pająków. Anioł rozmyślał kolejny ze swoich jakże cudownych planów, kiedy nagle pająki zatrzymały się i... uciekły. Wystraszone i przerażone. Z pewnością nie przez Evana i tego drugiego. Również zauważył, że głos dziewczynki od jakiegoś czasu nie dawał we znaki. Nie był pewien, czy to dobry czy zły znak, ale dobrze byłoby być w gotowości. Gorzej, że za niedługo nie będzie mógł użyć dwóch ze swoich mocy, przez co z pewnością będzie ciężej w razie gdyby.
Niepokojący cichy szum.
Odwrócił się, kiedy pająki dały za wygraną i po prostu uciekły. Niemniej nie wiedział, czy z tego powodu powinien się cieszyć. Coś zdecydowanie było na rzeczy, coś musiało ich wystraszyć. Tylko co? Zerknął kątem oka na szczątki, w które depnął DOGS, domyślając się, że w tych grotach może kryć się coś niebezpiecznego. Zapalił płomień na swojej dłoni, który powinien dać im przez chwilę światłość w tej ciemnej i ponurej grocie. Później będą musieli działa na własnym instynkcie, gdyż wątpił, iż uda im się skołować jakąś pochodnię lub coś podobnego.
- Co Cię tu sprowadziło? - spytał, chcąc wiedzieć, czy to samo co jego. Czy to był głos jakieś dziewczyny. Czy to czysty przypadek, a może kryło się za tym coś jeszcze.
Cokolwiek to było, zaczął się rozglądać po ogromnym placu. Zrobił parę ostrożnych kroków w przód, sam nie do końca wiedząc, czy to co robi jest właściwe.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 24.01.17 0:31  •  Za głosem [Jekyll, Evan] - Page 2 Empty Re: Za głosem [Jekyll, Evan]
Zmierzył mężczyznę wzrokiem wyrażającym pogardę, a na ustach natomiast ukształtował się pobłażliwy, pełen wyższości uśmiech. Rozwój w zakresie medycyny to sprawa priorytetowa, dla kogoś ze stażem Dr, który na dodatek całym sercem obstawał przy doktrynie makiawelizmu. Jekyll był w stanie zerwać się z łóżka nawet w środku nocy, będąc po długo godzinnej operacji lub obserwacji pacjenta, jeśli w grę wchodziło pogłębienie nabytej na przestrzeni tych wielu, rozciągających się w nieskończoność lat wiedzy medycznej. W zasadzie oddychał praktycznie dla tej dziedziny nauki. Bez niej byłby niczym. Pustą ramą.
Zamilcz, jeśli nie masz w tej kwestii nic mądrego do powiedzenia — oświadczył chłodno. Zebrał jeszcze trochę jadu i, zabezpieczając go, schował próbkę do towarzyszącej mu od niepamiętnych lat apteczki, która pod wieloma względami była wierniejszym towarzyszem niż Hyde'a. — Istoty twojego pokroju nawet nie są w stanie pojąć, jakie to może się okazać w ważne dla przedłużenia życia na Ziemi. — To mogło być w końcu przełomowe odkrycie. Jekyll nie miał zamiaru zmarnować takiej okazji i tym samym sprawić, by przeszła mu koło nosa. Był lekarzem, jednym z lepszych w swoim fachu, toteż obojętne przejście obok jadu nieznanego pochodzenia byłoby marnotrawstwem w najczystszej postaci.
Słysząc przez natężony zmysł słuchu, jak naciąga w ich stronę plaga stawonogów, zapewne zbawiona przez porażkę swoich pobratymców i perspektywę posiłku, ruszył truchtem przed siebie, przebierając nogami najszybciej jak potrafił, choć jego kondycja nie była w szczytowej formie. Ostatnio wiele czasu spędzał nad badaniami, na czym w znaczącym stopniu ucierpiały jego mięśnie. Zatrzymał się parę centymetrów przed plecami mężczyzny, dostrzegając, że chorda zmutowanych pajęczaków skapitulowała i przerwała w pościg w najbardziej strategicznym momencie. Zerknął w dół, kiedy coś strzeliło pod ciężarem jego buta.
Tu musi mieszkać coś, czego panicznie boją się te krwiożercze bestie — powiedział, przyglądając się najpierw szczotką pod swoimi stopami, a potem starym, popękanym miejscami od wilgoci ścianą. Przejechał po jednej dłonią, czując pod nią chropowatą strukturę. Nie miał wątpliwości, że te pająki były zaledwie wierzchołkiem góry lodowej. W jaskini czekała ich cała masa atrakcji opatrzonych etykietą „niebezpieczeństwo”, więc być może zostali zaciągnięci w pułapu. Bernardyn akurat wrogów miał pokaźną liczbę. — Usłyszałem głos dziecka — powiedział krótko, nie przyznając się, że zabłądził. To nie miało teraz najmniejszego znaczenia.
Odwrócił się w kierunku, skąd dochodziły niepokojące dźwięki. Coś na wzór ryku i drapania pazurami o ścianę.
                                         
Jekyll
Bernardyn     Opętany
Jekyll
Bernardyn     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Dr Jekyll, znany również jako Kyle.


Powrót do góry Go down

Pisanie 01.02.17 21:18  •  Za głosem [Jekyll, Evan] - Page 2 Empty Re: Za głosem [Jekyll, Evan]
Jednak niebezpieczeństwo nie nadeszło. Wydawać się mogło, że obeszło ich szerokim łukiem, jak gdyby ktoś nad nimi czuwał. Jednak kto? Anioł raczej wątpliwie, gdyż jeden utknął w gównie po kolana. Sytuacja wydawała się kłopotliwa zważając na zbyt podobne zbiegi okoliczności, które ich przywiodły w te samo miejsce.
W jednym z tuneli, w odmętach ciemności zauważyć mogli postać dobrze im znanej dziewczynki. Stała tak samo blada, chuda i w brudnej sukience co za pierwszym razem. Odgarnęła z twarzy włosy, a wówczas mężczyźni mogli się jej bliżej przyjrzeć. Prawa strona twarzy była mocno poparzona, jednak to wcale nie ujmowało jej uroku. Uśmiechała się przemiło, niewinnie. Wówczas dwójka wędrowców mogła ujrzeć, jak wskazuje na coś palcem. Za ich plecami na niewielkim balkoniku skalnym znajdywała się jakaś pokraka. Okalana ciemnością sylwetka przypominała karykaturę człowieka, ale przez czarne błoto, którym umazał się, ciężko było wypatrzeć cokolwiek. Karykatura trzymając przy ustach dmuchawkę, mocno wzięła wdech i wypuścił strzałkę w prosto w Jekylla. Jedna strzałka wbiła się w jego udo, które chwilę później zaczęło dziwnie mrowić —  chyba im coś nie wyszło. Załadował szybko kolejną porcję strzałek, które wycelował w nich obu. Kolejna strzałka trafiła Jeka w ramię, a Evana w klatkę piersiową. Po ich ciałach rozeszła się fala zdrętwienia oraz niesamowitego zmęczenia. Ramiona, nogi oraz całe ciało stało się niesamowicie ciężkie i niechętne do jakiejkolwiek współpracy. Powieki wbrew w ich woli opadły niczym żelazna kurtyna, odcinając ich od świata świadomego. Zasnęli.

Obudzili się po kilkunastu godzinach z obolałymi kończynami, które jak się okazały być skrępowane u kotek oraz nadgarstków. Wisieli przywiązani grubymi sznurami do kamiennych pali, robiących za kolumny podtrzymujące fundament cudacznego miejsca. Gdzie, nie gdzie paliły się nie za wysokie ogniska, oświetlające podziemny obóz. Stały jakieś namioty, jednak nigdzie nie było widać żadnych ludzi bądź istot ich przypominających.
Jekyll odczuwał nadal odrętwienie w nodze, co nie świadczyło o niczym dobrym.
Gdzież z boku ich umęczonym twarzom przyglądała się znajoma dziewczynka. Widmo.
—  Umrzesz. —  Uśmiechała się.
—  Umrzesz za bezczeszczenie zwłok naszych ofiar. Zabije cię ich jad. —  Zaśmiała się cichutko. No tak, rudzielec miał przejebane.



______________________________________________________________
Dopisek:
x Obrażenia:
Evan: Bolą go ramiona od wiszenia.
Jekyll: Bolą go ramiona od wiszenia. Lekki paraliż w udzie, który postępuje z każdą chwilą.
x Termin: 08.02.2017r.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 14.02.17 12:38  •  Za głosem [Jekyll, Evan] - Page 2 Empty Re: Za głosem [Jekyll, Evan]
- Istoty Twojego pokroju nie miałby możliwości żyć na tej planecie i robienia podobnych rzeczy co Ty w tej chwili, gdyby nie my - oświadczył z równym chłodem w głosie co Jekyll, zbytnio nie przejmując się jego wcześniejszymi słowami. Jasne, to było ważne. Do momentu, w którym nieznajomy zostanie capnięty i zjedzony. Ale skoro wolał naukę od życia, to nie będzie mu w niczym przeszkadzać. W końcu nie jego życie.
Nic nie mógł na to zaradzić. Niebezpieczeństwo czaiło się na każdym korku, a tylko głupiec poszedłby za czymś, co nie istnieje. Miał nauczkę, z której z pewnością nie wyciągnie żadnych wniosków. I wydawać się mogło, że zniknięcie pająków powinno przysporzyć im niemałą ulgę, to zaś gruchot czyich kości nawróciły ewentualne obawy, które mogli przypadkiem mieć.
- I zapewne coś, co może i nas pokonać - mruknął cicho pod nosem, ciągle rozglądając się po otoczeniu, również badając strukturę tej jaskini. Z pewnością mieszkało tu coś bardzo niebezpiecznego. Omamy w postaci dziewczynki nie doprowadziły ich tutaj bez powodu. Nie wierzył w coś takiego jak czysty przypadek. Odwrócił się w kierunku dźwięków i szmerów, a kątem oka dostrzegł wspomnianą przez Bernardyna dziewczynkę. Zmrużył oczy.
- Widzisz ją? - rzucił spokojnie, przypatrując się jej sylwetce, ale nie na długo. Spojrzenie powędrował za palcem nieznanej dotąd dziewczyny, nieszczególnie zwracając uwagę na jej urok osobisty. Raczej bardziej zastanawiał się, co takiego znajdowało się na rzekomym balkoniku. Nim zdążył cokolwiek powiedzieć lub zrobić, Jek został zaatakowany, a niewiele później oberwał i sam Evan. Nie zdążył mu pomóc, tak samo jak nie zdążył pomóc i sobie. Opadł ze zmęczenia i ciężkości na ziemię, czując lekką duszność w klatce piersiową przez nieznany specyfik. Czy to jad? Cokolwiek to było, nie miał zamiaru zasnąć, jednak siła woli w tym wypadku była dużo słabsza od nieznanego specyfiku. Teraz nastała już ciemność.
Obudził się. Obolały, głodny, trochę zmęczony. Miał wrażenie, że od momentu zaśnięcia minęła chwila. Szarpnął się raz i szybko sobie uświadomił, że znajduje się właśnie w gównianej sytuacji. Co ich czeka? Zawsze zadawał sobie to pytanie, kiedy wydawało się, że zostanie tu już na wieki. Kątem oka spojrzał na wybudzającego się psa, który - wydawać się można - był w gorszym stanie niż Evan. Pocieszające, nie ma co.
- Oj zamknij się - wychrypiał w kierunku widma. Może i nie do niego akurat mówiło, niemniej posiadała lekko irytujący głos. Jak to widom - Nie zamierzam tu zostać dłużej niż to potrzebne - odparł, unosząc głowę, by móc przyjrzeć się wiązaniom. Nieciekawie. Pozwolił sobie raz jeszcze użyć mocy ognia, rozprzestrzeniając go na całych dłoniach, jak i stopach. Tak, jego kończyny teraz płonęły żywym ogniem. Nie powie, że trochę go to bolało, niemniej tylko w taki sposób mógł zniszczyć wiązania na nadgarstku i stopach. Nie wiedział, co natomiast z Jekyll'em. Przyda mu się jego pomoc. Dlatego kiedy był wolny i spadł na równe nogi, chciał mu pomóc - również przypalił jego więzła z nadzieją, że nikt ich nie zauważyć. Nikt, poza dziewczyną, która mogła tu i ówdzie nakapować.

Moc ognia: 3/3
Moc paraliżu: odnowienie 1/4
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 15.02.17 1:51  •  Za głosem [Jekyll, Evan] - Page 2 Empty Re: Za głosem [Jekyll, Evan]
Słowa anioła nie zrobiły na doktorze żadnego wrażania, toteż zachował chłodną obojętność, skupiając się na swojej roli w społeczeństwie. Jekyll nawet pomimo skrajnego wyczerpania organizmu nie miał zamiaru wdawać się w infatywne wymiany zdań, czy też ulec jakimkolwiek prowokacją. Otóż wypełniła go determinacja od cebulek włosów po same opuszki placów u stóp. Nie miał zamiaru umrzeć w tym obskurnym, pozbawionym cywilizacji i sprzętu medycznego miejscu. Ponadto nadal nie był nawet o krok opracowania "serum" na wycofanie skutków wirusa z organizmu w pierwszym stadium zarażenia. Czekała go jeszcze wiele lat ciężkiej, być może momentami jałowej pracy nad tym osobliwym zjawiskiem, skurwysyństwem, będącym jednym z pierwszych, dość drastycznych skutków, ale również i zwiastunów apokalipsy, czego pewien Francuz był doskonałym wręcz dowodem.
Szedł na przód, na oślep, byle do przodu, przedzierając się przez ramiona ciemności, które zaciskały się coraz mocniej na wątłej sylwetce lekarza. Zadrżał, czując na swoim karku powiew chłodu, wywołany najprawdopodobniej wilgocią. Zarzucił kaptur na głowę, co by nieco się przed nią zabezpieczyć, ale nie zatrzymał się nawet ułamek sekundy. Priorytetem było wydostanie się z tej śmierdzącą stęchlizną jaskini, choć zapach sam w sobie nie wywierał na nim żadnego wrażenia. Przystał dopiero na widok sylwetki dziecka. Zadrżał, dostrzegając oparzenie na połowie jej twarzy, lecz... Czy to na pewno było oparzenia, a nie sprytnie rozwijająca się, niszcząca skóra choroba? Widział takową przynajmniej dwa razy podczas swojej podróży…
Ta chwila zawahania kosztowała Jekylla utraty przytomności. Zanim zdążył zareagować na ten niespodziewany atak, zrobiło mu się ciemno przed oczami i zbuntowało się całe ciało, w efekcie czego z hukiem skonfrontował się z skalnym podłożem.

Obudził go ból głowy, co świadczyło jednoznacznie o tym, że nadal był pod działaniem trucizny, którą  niewątpliwie musiały być nasączone strzałki. Otworzył ślepia, oblizując spierzchnięte usta. Poruszył sinymi od sznura dłońmi, które dodatkowo zdrętwiały przez parogodzinną bezczynnością, ale nie przyniosło to porządnego efektu. Zaklną pod nosem, popisując się tym samym swoją łaciną kuchenną. Bolał go kark i poszczególne mięśnie. W tym czuł paraliż lewej nogi, który nie ustąpił nawet po paru chwilach w miarę intensywnego jak na obecną sytuacją poruszania nią. Widocznie bycie podporą nijak mu służyło, ale mimowolnie wykrzywił usta na wzór karykatury uśmiechu, kiedy do jego uszu doleciały słowa widma.
Nie zabił mnie jad mojego podopiecznego, który sukcesywnie wstrzykiwałem sobie do żył, więc naprawdę myślisz, że ten da mi radę?
Nie wiedział kim była ówże dziewczynka, lecz nie miał zamiaru wierzyć jej na słowa, choć jad niewątpliwie szalał w jego krwiobiegu i wyraźnie czuł jego skutek.
W zasadzie, by się wydostać, chciał wykorzystać swoją biokinetyczną umiejętność, nawet jeśli sama powrót do ludzkiej formy był bolesny w skutkach, lecz ostateczne stłumił w sobie ten zamiar. Zerknął kątem oka, z ograniczonego pola widzenia, jak anioł zeskakuje na podłoże. Nie spodziewał się, że i jemu przyjdzie na ratunek. Spojrzał na niego nieufnie, lecz pozwolił się rozwiązać.
Jeśli Evanowi udało się to, w dłoni Jekylla pojawił się skalpel, który znajdował się w podszewce kurtki.
                                         
Jekyll
Bernardyn     Opętany
Jekyll
Bernardyn     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Dr Jekyll, znany również jako Kyle.


Powrót do góry Go down

Pisanie 26.02.17 18:14  •  Za głosem [Jekyll, Evan] - Page 2 Empty Re: Za głosem [Jekyll, Evan]
Obaj byli bardzo nieostrożni. Nie wiedzieli co może czaić się w mroku. Evan wykorzystał swoją moc, jednak czy aby w odpowiednim momencie? Jekyll tracił coraz bardziej siły. Obraz przed oczami na chwilę złośliwie mu zatańczył. Ile miał czasu?
Dziewczynka patrzała na nich z daleka i uśmiechała się. Najwidoczniej cała ta sytuacja nieźle ją bawiła. Zaczęła bujać się na piętach i cicho zanuciła:

Pieśń śmierci dziś kołyszę cię,
Zamknij oczy i odpręż się.
Daj ponieść się do krainy mar,
A już nigdy nie będziesz sam.


Przyjemne brzmienie koiło ich splątane i rozdrażnione zmysły, powodując, że odechciewało im się stawiać opór. Chęci na ucieczkę drastycznie malały.
W końcu Evanowi udało się uwolnić Jeka, jednak jego triumf trwał naprawdę krótko. Do obozu zbiegli się tubylcy, którzy zaopatrzeni w ostre dzidy, skierowali ich ostrza ku naszej dwójce. Grupa liczyła około piętnastu osób. Dziwnie wyglądający ludzie, spoglądali na nich przekrwionymi oczami. Ich ziemista cera mieszała się z kolorem skał, dlatego w pierwszym momencie nie dali się wypatrzeć. W końcu tubylcy niczym kameleony wyszli z cieni. Banda dzikusów posługiwała się dziwnym dialektem między sobą. Rozstąpili się dopiero w momencie kiedy ich kapłan chciał przejść. Wysoki, białowłosy mężczyzna z czarnymi jak węgiel oczami, wyróżniał się z całej bandy. Tamci przykurczeni, wydawali się zdecydowanie mniejsi niż dumnie prostujący szaman. Miał na sobie długie do samej ziemi szaty, a w dłoni trzymał laskę. Policzka i czoło zdobiły barwy wojenne, najwidoczniej uzyskane dzięki krwi. Końcem laski stuknął dwa razy w ziemię.
— Mi--lcz Folka — rzucił do dziewczynki, a następnie przy stuknięciu laski trzeci raz, dziewczynka rozpłynęła się w powietrzu. Bardzo realna iluzja.
Szaman wpatrywał się w dwójkę, a kiedy tamci próbowali się poruszyć, poczuli na gardłach ostrza dzid. Starzec uśmiechnął się cynicznie i bardzo pewnie. Spojrzał na coraz bladszego Jekylla, który najwidoczniej odczuwał skutki jadu.
— Stani--ecie się ofiarą dla wielk--iego Shimimaru! — powiedział donośnie i bardzo znajomym dla nich językiem. Pozostali tubylcy na dźwięk tego imienia jakby się spięli. Wydawali się poruszeni, ale ani na chwilę nie pozwolili im odsapnąć i poczuć się bezpiecznie.
— Wiązać ich! I na ołtarz! —  krzyknął, całkiem obco. Jek i Evan nie wiedzieli, co starzec powiedział, jednak kilka chwil później kilku dzikusów mocno wygięło ich ręce w tył i zaczęło im je pętać ponownie sznurem. Kiedy tylko zostali związani, pociągnięli ich niczym bydło na sobą aż do wielkiej groty, z której niedawno uciekli. Była to ta sama grota, gdzie pająki spieprzały w popłochu, tyle, że teraz stał tam wielki opływający w zaschniętej krwi kamień. Jeden z tubylców rzucił Evana na ów kamień, zmuszając anioła, aby ten opadł na niego plecami. Drug-on wpatrywał się w sklepienie skalne, na którym wymalowany był wielki wąż.
Jekyll za to, stał z boku, tracąc siły. Tuż obok niego zmaterializowała się Folka. Dziewczynka z dziecinną ciekawością przyglądała się jego twarzy.
— Umierasz? — zapytała. — Aby przeżyć... — zaczęła, jednak jej mistrz ponownie rozproszył jej sylwetkę ruchem laski.
— O wielki Simimamru! Przybądź! Przybądź! To by twoimi uniżeni słudzy! Przybądź i przyjmij naszą ofiarę! —krzyczał szaman. Tubylcy zaraz zaczęli coś mamrotać w jednym, zgodnym i monotonnym głosem. Brzmiało jak modlitwa.



______________________________________________________________
Dopisek:
x Obrażenia:
Evan: Bolą go ramiona od wiszenia.
Jekyll: Bolą go ramiona od wiszenia. Lekki paraliż w udzie, który postępuje z każdą chwilą. Coraz bardziej słabszy, obraz czasem mu tańczy przed oczami.
x Termin: 05.03.2017r.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 16.03.17 14:39  •  Za głosem [Jekyll, Evan] - Page 2 Empty Re: Za głosem [Jekyll, Evan]
Trudno mówić tu o lekkomyślności działania, kiedy mężczyźni już wcześniej znaleźli się w dość niestosownej sytuacji. Nie mógł przewidzieć takowego rozwoju sytuacji, ale mógł przewidzieć, że za wcześniejszymi zdarzeniami czyha się coś o niebo gorszego. No cóż. Nawet on ma prawo popełniać błędy. Robi je niezmiernie dużo, a i tak udawało mu się wychodzić z krytycznych sytuacji zwycięsko. Ciekawe jak będzie tym razem.
Nie mógł ufać obcemu mężczyźnie, choć na ironie losu w obecnej sytuacji mieli tylko siebie. Dlatego Raven postanowił uwolnić nieznajomego z nadzieją, że współpraca wyjdzie im na korzyść. Nawet jeśli chęć ucieczki drastycznie zmalała z niewiadomyhc mu powodów. Czyżby to wina tej małej? Zauważając od razu wyciągnięty skalpel, na wszelki wypadek odsunął się od niego na bezpieczną dla niego odległość, a w razie bezsensownego ataku, będzie się bronić. Nie wiedział jednak o jadzie w jego ciele - w końcu Evan żadnego nie miał.
Radość z wolności nie trwała zbyt długo. Niebawem mogli usłyszeć jak ktoś zbliża się do nich, co tylko sugerowało o kolejnych kłopotach. Nic bardziej mylnego. Banda dzikusów. Złapali się w tą naiwną pułapkę jak muchy w pajęczą sieć. Wymierzone dzidy w ich stronę tylko sugerowały, że w teorii mężczyźni nie mieli z nimi żadnych szans. Moment rozstąpienia bandy mógł być wyczekujący. Kolejna postać, która wyłoniła się z nieznanych ciemności zagościła progi Evana i Jekylla. Kapłan w czystej postać, zapewne wódz całej tej hołoty. Anioł obserwował go uważnie, szczególnie w momencie, kiedy iluzja w postaci dziewczynki zniknęła jak bańka mydlana. Nie mógł uwierzyć w to, że złapał się na coś tak taniego. Przynajmniej nie był sam w tym całym gównie. Wywrócił oczami, słysząc niejakiego "Shimimaru". Chciałby coś powiedzieć, ale w tej sytuacji wolał jednak trzymać język za zębami. Nie wiedział kiedy jedna z dzid będzie przebijała jego ciało za złośliwą docinkę. Również nie chciał wiedzieć, kim był rzekomy Shimimaru, ale jeśli Jek będzie ciekaw...
Nie długo musieli czekać aż niezrozumiałe słowa padły z ust przywódcy, zaś jego podwładni zaczęli wiązać ich obu. Evan oczywiście stawiał niemały opór, przecież nie da się tak łatwo komuś takiemu. Nigdy nie był łatwy i być nie będzie. Ale nawet to niewiele zrobiło. W końcu nie miał swoich mocy, które w tym momencie bardzo mu by się przydały. Ostatnią wolał trzymać na czarną godzinę. Widocznie to nie był jeszcze ten moment, aby jej użyć. A może niepotrzebnie zwlekał? Niewiele później ich oczom ujrzało się dość znajome miejsce, tyle że w nieco innej scenerii. Pech chciał, że to Evan został pierwszy rzucony na rzekome sklepienie bądź kamień. Nie wierzył w żadnego Shimimaru czy chuj wie co, dlatego im prędzej uda mu się wydostać z sideł, tym lepiej. Nie miał ochoty stać się 'ofiarą' jakiejś sekty. Dlatego pomimo skrępowanych nadgarstków i w ogóle rąk, starał się dosięgnąć swojego noża znajdującego się na udzie, ignorując bólu, który mu przy tym towarzyszył. Jeśli mu się udało, starał się przeciąć chociaż sznury zawiązane na nadgarstku, przez co wtedy uda mu się rozerwać całą resztę, jeśli ból ramion nie był na tyle mocny, aby nie był wstanie tego dokonać. A jeśli nie, dał sobie spokój, patrząc się pusto w namalowanego węża na sklepieniu. Musiał pomyśleć, choć na myślenie wiele czasu nie miał. Nie widział stanu Jekylla, choć nie wiedział jak bardzo mógł liczyć na jego pomoc, o ile w ogóle. W końcu był w równie niekorzystnej sytuacji co Evan. Ostatecznie anioł zaryzykował i podniósł się nagle ze skały, nieważne czy udało mu się rozwiązać sznury na rękach czy też nie. Uznał, że skoro wszyscy byli tak bardzo przejęci mamrotaniem czegoś pod nosem, to idealnym momentem będzie wykorzystać ten moment i coś zrobić. Nawet jak zaryzykuje tym życiem. w końcu i tak miała czekać go niechybna śmierć. Od razu po nagłym podniesieniu się, przeszarżował na kapłana, chcąc go ciężarem ciała przewalić na ziemię i przygnieść, spoglądając mu w oczy, używając swoją moc z manipulacją wspomnieniami. Jeśli nie miał blokady umysłu, moc ta powinna zadziałać natychmiastowo. Wtedy Evan po przez umysł zatarł jego wspomnienia, przez co mógł zapomnieć o swoim bóstwie, jak i wielu innych, ważnych rzeczach, które w tym momencie mogły odebrać życie aniołowi, jak i nie tylko jemu. Jak mu się to udało, będzie musiał sobie przyznać, że miał od chuja szczęścia w tym wszystkim.

Moc ognia: odnowienie 1/4
Moc paraliżu: odnowienie 2/4
Manipulacja wspomnieniami: działanie 1/3
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 24.03.17 4:01  •  Za głosem [Jekyll, Evan] - Page 2 Empty Re: Za głosem [Jekyll, Evan]
Jad powoli paraliżował nogę Dr i tym samym rozprzestrzeniał się pod dalszych partiach jego ciała, stopniowo przejmując kontrolę nad nieskażonymi dotąd przez niego komórkami. Obraz tańczył mu przed oczami w pakiecie z zawrotami głowy. Jak dobrze, że od paru godzin nic nie jadł, bo jego zbuntowany żołądek już dawno zwróciłby całą swoją treść, teraz pozostała tylko żółć i ślina. Drżące, spocone palce mocniej zacisnęły się na skalpelu, choć czuł ich odrętwienie, które bez wątpienia musiały być spowodowane przez zaciskające się boleśnie wokół nadgarstków liny. Poruszył nimi i rozmasował - najpierw w jednej, a potem w drugiej dłoni, trzymając narzędzie chirurgiczne między placami, lecz to nie przyniosło pożądanego efektu. Był osłabiony, przez to odporność spadła drastycznie o parę oczek, dodatkowo ani wirus X, ani tym bardziej wścieklizna nie przynosiły tymczasowej ulgi w cierpieniu. Miał podwyższoną temperaturę ciała i drgawki. Instynktownie wcisnął do kieszeni kurtki skalpel, właściwie to znajdującą ten schowek po omacku. Ledwo widział na oczy, ale wyostrzony słuch w tej materii robił swoje. Zbliżało się zagrożenie ze wszystkich czterech stron. Przypatrywał się tym istotą, dostrzegając nabiegłe krwią oczy, co mogło być pierwszym krokiem do hemolakrii, choć równie dobrze przez uraz gałki ocznej mogło dość albo do wylewy podspojówkowego, albo też do zapalania spojówki. Ich kolor skóry i krosty rozsypane na niej w nieregularnych odstępach nie wskazywały na przebywanie w cywilizowanych i godnych warunkach.
Syknął po chwili, kiedy jego dłonie został wygięte boleśnie do tyłu, acz nie dał się dobrowolnie i posłusznie związać. Szarpał się i nawet wbił swoje zęby w przedramię mężczyzny, który przycisnął go boleśnie do ściany, by przestał wierzgać. Przełknął jego posokę, nawilżając gardło i zlizał jej resztkę z popękanych warg. Oczywiście w nagrodę za swój wysiłek dostał po twarzy i tępą stronę dzidy boleśnie po łopatkach, przez co nogi się pod nim ugięły. Potem już nie miał siły stawiać oporu, więc pozwolił się grzecznie prowadzić na rzeź, jak parodia biblijnego baranka lisa ofiarnego.
Przypatrywał się kapłanowi z mieszaną pogardy i rozbawienia w zielonej tęczówce. Sam nie był nigdy oddanym fanatykiem religijnym, a jego cała wiara została ulokowana w medycynie. Zabawne zatem, że był w tej  chwili światkiem jednego z takowych rytuałów. Przewrócił oczyma, gdy jego towarzysz niedoli wylądował boleśnie na kamiennej płycie, która zapewne pełniła funkcje czegoś na wzór ołtarza, dławiąc w sobie rozbawienie. Nie powinien się śmiać... Pewnie sam zaraz tam wyląduje. Ale... czy ci ludzie naprawdę modlili się do zmutowanego węża i uważali go za swoje bóstwo? Nie do pomyślenia! Istny obłęd!
Zmrużył na chwilę oczy, by przywrócić im chociaż tymczasową ostrość obrazu, a chwilę później usłyszał tuż nad uchem poznany już wcześniej szept zjawy, która przybrała postać dziecka. Otworzył zatem ślepia, przypatrując się jej z ciekawością. Nie był aż tak naiwny, by wierzyć, że dziecko wyjawi mu sekret na pozbycie się jadu z organizmu. Jednym skutecznym lekarstwem była surowica. By ją opracować, potrzebował próbkę jadu pająków. Takowy znajdował się w jego skonfiskowanej przez te plemię apteczce.
Aby przeżyć... — wyszeptał, ledwo poruszając ustami, choć wiedział, że było to poniekąd bezcelowe. Nadal słyszał stuk laski, który brzęczał mu w uszach. Zjawa zniknęła.
Nie miał zamiaru jednak czekać jak tym razem Śmierć zgarnie go w swoje lodowate ramiona. Nie po to zerkał jej w przerażające puste ślepia tyle razy, by dać się pokonać bandzie niewidzących nic o higienie osobistej szumowin.
Psst — szepnął do dzikusa z dzidą, który stał w niewielkiej odległości od reszty, pilnując lekarza przed ewentualną ucieczką. Jakby Jekyll faktycznie miał na takową wystarczająco dużo siły...  — Powoli umieracie i myślicie, że to klątwa bóstwa, nieprawdaż? Ten Simimamru, czy jak tam nazywacie tego skurwysyna, was nie uratuje. Jesteście chorzy. Potrzebujcie konsultacji medycznej, a tak się składa, że jestem lekarzem. Kurewsko dobrym lekarzem.
Oby jego diagnoza była trafna. Oby ten człowiek był słabej wiary. A może ten lud wierzył w reinkarnacje? Może uda mu się wcisnąć tym debilom kit, że jest ludzkim wcieleniem  tego paskudnego węża?
Kątem oka dostrzegł, że nieznajomy mężczyzna również wykonał ruch.
                                         
Jekyll
Bernardyn     Opętany
Jekyll
Bernardyn     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Dr Jekyll, znany również jako Kyle.


Powrót do góry Go down

Pisanie 29.03.17 20:48  •  Za głosem [Jekyll, Evan] - Page 2 Empty Re: Za głosem [Jekyll, Evan]
Mantra przedzierała się przez wszystkie szczeliny jaskini, pozostawiając po sobie zimne dreszcze na plecach. Posłuszeństwo wobec wymyślonego boga owładnęła motłochem, że ten bez szamana nie był w stanie samodzielnie myśleć. Szaman, najwyżej postawiony człowiek w całym tym burdelu mącił w głowach za pomocą iluzji oraz złudzeń. Dostarczał fałszywych obrazów, a oni jak ostatnie zacofane prymitywy łykały każdą bzdurę wypowiedzianą przez ich szamana.
Na słowa Jeka żaden tubylec nie zareagował. Oni nawet nie znali języka, którym posługiwali się między sobą Evan z doktorem. Również (ta sama) mowa szamana była obcą, wręcz cudowną mową, dzięki której mogli porozumiewać się z plugastwem ich pokoju. Dziewczynka zniknęła, najwidoczniej nie była jedną z tych fanatyczek, a zwykłym dzieckiem omamionym przez dorosłego. Posłusznie rozpłynęła się, a Jek nie uzyskał znikąd odpowiedzi.
Szarpania Evana w końcu przyniosły efekt. Tubylcy sądząc, że ten nie wykona żadnego ruchu oddali się swej modlitwie, gdy nagle Evan poderwał się i po prosu rzucił się im do gardłem, szarżując na ich ukochanego szamana. Tamten padł jak kłoda pod naporem smoczej kolubryny i zasłonił twarz rękoma, jakoby w obawie, że ten może mu przylać w i tak nie za piękną twarz.
Jekyll słabnął coraz bardziej, jednak dzięki zamieszaniu jakie wywołał Evan mógł poczuć większą swobodę w ludziach, którzy go pilnowali. Większość tubylców zerwała się z miejsca biegnąc na ratunek swojemu guru. Zrobiło się zamieszanie, a zdarzenie wywołało wielkie poruszenie wśród sporej grupki. Zamieszanie nabrało na sile kiedy każda para uszu zebrana w niewielkiej sali ofiarnej usłyszała szelest. Tubylcy jakby nagle spięli się, a w oczach czaił się strach. Szaman również wyglądał na nieźle zestresowanego, i pstryknął palcami przywołując Folkę.
- Folka, wyprowadź mnie stąd! - krzyknął i z impetem zrzucił z siebie Evana. Folka spojrzała na Dr z takim wyrazem jakby faktycznie było jej go szkoda. W tej całej maskaradzie grała jedynie drugie skrzypce, które wygrywały melodię nadaną przez szamana. Kapłan poderwał się z miejsca, łapiąc za laskę. Wiedział co się świeci. Wszyscy wiedzieli. Mocno zaciśnięte dłonie na dzidach, oraz cichy wężowy syk świadczyły o tym, że wielki Shimimaru przybył po posiłek. Kapłan widząc jak dziewczynka ociąga się, syknął pod nosem i czym prędzej czmychnął w pierwszy korytarz, aby znaleźć się jak najdalej od wielkiego węża – Bazyliszka. Tubylcy również niczym oparzeni, próbowali jeden przed drugim przedrzeć się przez korytarze, chcąc zostawić za sobą jedynie Evana i Jeka, jako swoistą ofiarę dla ich bóstwa. Folka mimo wszystko stała nieporuszona całym szumem. Uparcie przyglądała się Jekowi. Przypominał jej kogoś. Był ładny. A ona lubiła ładne rzeczy.
- Ani--elska kr--ew i jad cię oc--ali – powiedziała wręcz niesłyszalnie, poruszając jedynie wargami, ale mając nadzieję, że Dr ją zrozumie. Opacznie mogło to zabrzmieć, jednak to nie była jej sprawa. Mała tląca się iskierka nie chciała, aby ładny pan umarł. W końcu nie bez powodu go wybrała.
Przyjrzała się także Evanowi, mężczyźnie w sile wieku, z buchającą agresją. Czyżby to był protest przeciwko szamanowi, przeciwko farsie jaka była tu odstawiana raz na miesiąc? Może miała już dość zapachu śmierci, który przechadzał się korytarzami wdzierając się w lękliwe serca zacofanych ludzi. Folka zniknęła. Zniknęła za tłumem tubylców, zostawiając Jeka i Evana sam na sam z Bazyliszkiem, który właśnie wychylił łeb, a następnie wsunął się cały do groty ukazując się w pełnej krasie i majestacie.  




______________________________________________________________
Dopisek:
x Obrażenia:
Evan: Bolą go ramiona od wiszenia.
Jekyll: Bolą go ramiona od wiszenia. Lekki paraliż w udzie, który postępuje z każdą chwilą. Coraz bardziej słabszy, obraz czasem mu tańczy przed oczami.
x Termin: 05.04.2017r.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Off :: Archiwum misji

Strona 2 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach