Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Off :: Archiwum misji


Go down

Pisanie 30.12.15 11:26  •  Rodeo tylko dla odważnych.[Evan] Empty Rodeo tylko dla odważnych.[Evan]
UCZESTNICY: Evan.
MISTRZ GRY: Ford.
POZIOM TRUDNOŚCI: Wysoki.
MOŻLIWOŚĆ ŚMIERCI: Nie, aczkolwiek, pragnę zauważyć że: możesz umrzeć.
LOKALIZACJA: Gdzieś na Czerwonej Pustyni, w kryjówce Desperackie grupy.
CEL: Koń Apokalipsy.
#DOPISEK: Napisz w poście swój ekwipunek. Dodatkowo, w pistoletach, które prawdopodobnie będziesz mieć przy sobie, znajduje się obecnie po jednym naboju. Magazynki musisz zdobyć.


Rodeo tylko dla odważnych.[Evan] O50vhf

Niemal duszący, cuchnący, zjełczały zapach niemytych ciał unosił się w powietrzu. Wisiał, tak jak kłęby papierosowego dymu, wijące się dziko szarymi wstęgami, dusząc płuca zebranych. Pomieszczenie, choć sporych rozmiarów, przeżerała woń marnego tytoniu, wątpliwej jakości marihuany, toksycznych produktów przemiany materii wydzielanych przez piątkę mężczyzn, otaczających Evan'a z każdej strony, blokując przy tym drzwi. Jedyne wyjście ucieczki. Żadnych okien czy szybów wentylacyjnych. Pożółkła, stara farba odrywała się płatami razem z tynkiem, od ceglastych ścian. Zapewne kiedyś były białe. Ale lata świetności mają już dawno za sobą. Cementowe, nierówne podłoże, gdzieniegdzie zdobiły zaschnięte krwawe kleksy. Dwa, duże drewniane stoły, niemal błagały o odrestaurowanie. Kiwały się na złamanych nogach, złączonych gwoźdźmi, przez genialnego stolarza, niechcącego ukrócić ich mąk. Po co skracać złamane nogi, skoro można je połączyć małym żelastwem. Stół stoi? Stoi, konstruktor nie widzi problemu. Przy „niepełnosprawnym” stole, znajdującym się bliżej Anioła, siedział mężczyzna z piracka bandaną, podtrzymującą tłuste włosy, kiwając się na stołku.
- I co najemniku? Myślita, że tak po prostu do nas wpadniesz i powybijasz, jak stare kundle?- odezwał się barczysty mężczyzna, stojący naprzeciwko Evan'a. W ręce trzymał, przeżartą przez krew, maczetę.
- Ci najemnicy to mają tupet, nie Szefie?- zaśmiał się, gość w bandanie.
W prawym kącie dało się słyszeć ciche chlipanie. Skulona postać, w obszarpanej, żółtej sukience, chowała twarz w dłoniach i leżała w pozycji embrionalnej. Bezbronna, niczym dziecko, które, dopiero co wyszło z łona matki. A świat wita cichym płaczem, bo krzyki dawno zdarły delikatne gardło.
Mężczyzna w podartej koszuli, znajdujący się za plecami Evan'a, podszedł do niej energicznie. Chwycił kobietę za brudne, blond włosy i okręcił je sobie wokół dłoni. Gdy ją uniósł, głowa blondynki uniosła się razem z nią. Dziewczyna próbowała odepchnąć się od Desperaty rękoma, jednakże bezskutecznie. Łzy płynęły po jej, wykrzywionej w grymasie bólu, twarzy. Nie krzyczała, nie przeklinała, nic nie mówiła. Starał się dusić w sobie szloch. Klatka piersiowa drgała spazmatycznie, podarta suknia ledwo zakrywała jej małe piersi. Łzy mieszały się z kurzem, tworząc brudne smugi na delikatnym licu. Histeria zbliżała się szybkimi krokami, by dopaść, dziewczynę, zamykając jej umysł w imadle rozpaczy i szaleństwa.
Evan znalazł się w środku całego zamieszania, przez ściskaną w dłoni kartkę, zostawioną przez Pradawnego:

***
„Powierzam tę misję Tobie, Evan. Dostaliśmy zlecenie, a sprawa jest bardzo poważna. Masz szansę się wykazać. Ty powinieneś dać radę, jak nie, zginiesz. Masz przeżyć, zrozumiano. Dziewczyna, lat 17. Ubrana w żółtą sukienkę, z jakimś wstążkami, blond włosy, niebieskie oczy.  1,70m. wzrostu, waga 60kg. Została porwana przez bandę desperatów, podczas transportu z M-1 do M-3. Karawanę napadnięto, gdzieś na czerwonej pustyni. Trzeba ją znaleźć i przyprowadzić pod mury M-3. Eskortująca ją siódemka SPEC’ów została zarżnięta, jak świnie. Od zleceniodawcy, nadzianego arystokraty z M-3, jej ojca, wiemy że ostatni sygnał został nadany z 42.59°N 103.43°E. Podawali lokalizację co dwie godziny. To ostatnie dane, jakie przekazali jednostce stacjonującej przy murach M-3. Ojciec chce, by sprawę rozstrzygnąć po cichu, pragnie uniknąć rozgłosu, dlatego zwrócił się do nas. Oczywiście bogacz rozmawiał wcześniej z Władzami, ale wyślą ekipę dopiero za cztery dni, w tym czasie dziewczyna zostanie, sprzedana, zgwałcona lub po prostu zginie. Nie została porwana dla okupu, pewnie nawet nie wiedzą czyją jest córką. Idioci. Uważaj na siebie, wróć do siedziby zdać raport w jednym kawałku.”
***
Pomóż mi- błagały oczy dziewczyny.
Dwójka chuderlawych mężczyzn obstawiała, małe, drewniane drzwi, wiszące na zardzewiałych zawiasach. Ich przekrwione spojówki i podkrążone oczy bardzo odznaczały się na tle, brudno-żółtej karnacji. Śmiali się cicho pod nosem. Jeden z nich pociągnął bucha z małego joint’a i roześmiał na głos. Drugi wyszczerzył się, ukazując rządek zniszczonych, żółtych zębów.
Każdy z nich posiadał jakieś ostrze. Evan nie widział, by posiadali jakąś broń palną. Stał na środku pomieszczenia, wśród brudnych, szydzących z niego mężczyzn.
Dziewczyna upadła ciężko na ziemię, w ręce trzymającego ją mężczyzny w podartej koszuli został pukiel blond włosów, ucięty, przez trzymany w drugiej ręce nóż.
- Patrzcie.- powiedział do zebranych-  Normalnie sobie z nich sznur zrobię.- zaśmiał się rubasznie na koniec.
Leżące dziewczę, jakby czując nagły przypływ desperackiej adrenaliny, zaczęło wlec się do wyjścia, próbując przy tym wstać, jednak jej słabe ciało, ciągnęło, ją co rusz na podłogę. Udało jej się dotrzeć do Evan'a i minąć go. Chuderlawi mężczyźni, pierwsi rzucili się, by ją pochwycić. Robiąc lukę, przy drzwiach, przez którą Anioł jest w stanie się ewakuować. Ale, pozostała trójka, która nie ruszyła się ze swoich miejsc, nie da mu tak łatwo się wydostać.


Ostatnio zmieniony przez Ford dnia 03.01.16 20:50, w całości zmieniany 1 raz
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Spoiler:

Zgniótł kawałek papieru cisnąc nim w kieszeń od płaszcza i bez żadnego sprzeciwu czy zająknięcia, wyruszył w drogę w wiadomym mu celu, zabierając ze sobą potrzebne mu rzeczy.
Jebie tutaj...
To nic nadzwyczajnego, Evan. Zdążyłeś się do tego przyzwyczaić. Brakuje tylko organów wewnętrznych na ścianie.

Zwilżył usta, rozglądając się chłodnymi oczami po pomieszczeniu, w którym został zmuszony aktualnie przebywać. Nie było dobrze, ale nie najgorzej również. Póki żył, póki dziewczynie nic konkretnego się nie stało, wszystko dało się odratować. Żadnych poważnych ran nie miał. Co z tego, że z jego amunicją było dość kiepsko? W gorszych warunkach przyszło mu żyć i wtedy nie narzekał. Dlaczego miałby teraz? Z każdej chujowej sytuacji dało znaleźć się sensowne rozwiązanie. Tak uważał Evan i z taką myślą starał znaleźć się racjonalne rozwiązanie. Nie, nie był osobą pesymistyczną, choć na pierwszy rzut oka mógł się taką wydawać. Chociaż cokolwiek po nim widać, kiedy jego wyraz twarzy w tej chwili jest pozbawiony empatii? Nie uśmiechał się, nie dało zauważyć się w jego oczach strachu czy przerażenia. Wręcz odwrotnie - jego oczy przesiąknięte były oziębłością, beznamiętnością, która potrafiła zamrozić krew w żyłach u tych bardziej strachliwych czy płochliwych. A przy takiej ilości osób z pewnością ktoś taki się znajdzie, nie licząc przerażonej dziewczyny, która najbardziej na świecie pragnęła wolności. Aby nie była już gnębiona, żeby jej życie wróciło do normalności. Do tej sprzed porwania.
Ponieważ każdy pragnąłby wolności.
Kawałek zżółkniętej farby upadł na usyfioną kurzem, krwią i nie wiadomo czym jeszcze podłogę, tym samym płosząc zebranych mężczyzn wokół Evana. No proszę, aż takie z nich chojraki?
Raz, dwa, trzy, raz, dwa, trzy...Pięć, sześć? Sześć.
Uniósł kącik ust, usłyszawszy jego słowa. Ostrożnie puścił kartkę, na którym było zlecenie, przydeptując ją glanem. Jednak z mniejszą ostrożnością uniósł tą samą rękę, w której wcześniej trzymał pogięty i z pewnością już nieczytelny kawałek papieru. Miał na niej założoną białą rękawiczkę z jakimś niezrozumiałym wzorem dla innych. Ułożył dłoń na poliku mężczyzny, aby móc pogładzić go kciukiem. Oczywiście nie próżnował i również z pewną siebie bezczelnością patrzył mu się prosto w oczy. Co z tego, że zaraz po tym może dostać po mordzie. On swój ruch zrobił, znaczący ruch dla niego. Dotknął.
- Żebyś wiedział - impertynencki ton głosu dotarł do jego narządu słuchu, a kiedy Evan po tym był jeszcze cały i zdrowy, zabrał spokojnie rękę, puszczając ją luźno przy tułowiu, nie robiąc więcej nic szczególnego. Nie atakował, nie zachowywał się jakoś gwałtownie. Jedynie swój wzrok przeniósł na śmiejącego się mężczyznę. Jeśli go uderzył, ktoś złapał - pozwolił na to. Przynajmniej na razie.
Szloch dziewczyny dobiegał z kąta. Jeden z mężczyzn postanowił się tym bardziej zainteresować. Podszedł do bezbronnej, wręcz przerażonej dziewczyny, która za wszelką cenę starała się ratować, jednak na darmo. Właśnie ją Raven miał za zadanie uratować, wracając przy tym w jednym kawałku, czego nie był wstanie zagwarantować. Nie łatwo będzie pokonać pięciu typków z bezczelnym charakterem Evana. Bo przecież on nie potrafił trzymać języka za zębami, tym bardziej udawać skruszonego czy w jakiś sposób ulec. Nie było takiej opcji, ponieważ anielska duma mu na to nie pozwalała.
Uciął jej pęczek włosów.
Co za pierdolony kutas. Porywać trzeba umieć, pizdo.
Ucięte włosy nie zrobiły na nim większego wrażenia, aczkolwiek było mu ich szkoda, bo trzeba przyznać, że kobieta miała dość ładny odcień włosów, były zadbane i długie. Raz jeszcze przeleciał wzrokiem po ludziach, nie zważając na to, czy był przetrzymywany przez kogoś czy stał na środku mając wygodną dla siebie przestrzeń osobistą (nikt nie stał od niego w odległości 2 cm, itd.).
Nagle kobieta zaczęła się czołgać. Była coraz bliżej Evana, co nieszczególnie go cieszyło. Wygodniej dla niego byłoby to, gdyby została tam i dalej ryczał i użalała się nad swoim paskudnym losem, błagając zaszklonymi oczami od łez o pomoc oraz o życie. Tymczasem ona minęła postać anioła, zaś chuderlawi mężczyźni ruszyli, by ją pochwycić. Czekał na moment, kiedy się po nią schylą, a kiedy któryś to zrobił, w ekspertowym tempie odwrócił się w ich stronę (starając się wyrwać, o ile był trzymany) i z całej siły jednemu przypierdolił z kolana w nos, wszczynając w ten sposób małą, ryzykowną bójkę. Ale gdyby tylko ją wziął i starał się uciec, nie byłby do końca sobą. Zanim reszta kompanów (trójka) przyszła mu z małą pomocą, postarał się jeszcze oto, by drugiego z całej siły uderzyć w kark bokiem dłoni, trafiając tym samym w punkt witalny. Kiedy mu się to udało bądź nie, w mało kulturalny sposób odepchnął nogą kobietę z pola walki, aby na nim nie ucierpiała. Zerkał na nią od czasu do czasu, przygotowując się również na odparcie jakiegokolwiek ataku lub zrobienie uniku. Kiedy któryś z mężczyzn będzie chciało ją tknąć, Evan za wszelką cenę nie pozwoli, aby do tego doszło. Miał parę asów w rękawie, których na razie wolał nie marnować. Użyje któryś, kiedy stwierdzi, że jest naprawdę źle lub będzie miał dosyć tej dziecinnej zabawy ze szczeniakami. Tak, te osoby podchodziły pod kategorię szczeniaków. Zwyczajna banda idiotów.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 04.01.16 14:47  •  Rodeo tylko dla odważnych.[Evan] Empty Re: Rodeo tylko dla odważnych.[Evan]
Kawałek tynku oderwał się od ściany i upadł z na podłogę głośnym trzaskiem. Żółty gips rozsypał się, tworząc chaotyczny wzór, na betonowej podłodze, wręcz brunatnej, przesiąkniętą krwią i panującym dookoła brudem. Mężczyzna w bandanie niemal podskoczył na swoim zydlu. Reszta drgnęła nerwowo. Z sufity posypały się wióry, małym ciurkiem. Degradacja nieubłaganie rozdzierała pokój kawałek po kawałku. Niedługo zostaną tylko gołe cegły i przegniłe, drewniane legary, podtrzymujące dach.
Wszyscy wyczekiwali reakcji Evan'a, podśpiewując się pod nosem, a co bardziej rozbawieni, jak chuda dwójka, wytykali go palcem. Nabijając się z jego ubrań czy też źle ułożonego włosa. W tym momencie wszystko ich bawiło. Anioł niewzruszony zrobił krok w stronę, znajdującego się przed nim barczystego mężczyzny. Ten nie poruszył ani na centymetr. Niemo przyjmując wyzwanie. Odziana w białą rękawiczkę dłoń, dotknęła brudnej, pokrytej bliznami twarzy mężczyzny. O czarnych, jak dno studni oczach, okolonych małymi wgłębianiami na skórze, tworzącymi sieć zmarszczek. Był najstarszy z całej bandy. Duża dłoń ścisnęła mocniej rękojeść maczety. Oczy zmrużyły się groźnie, aż widać było dwie czarne szparki. Reszta mężczyzn poruszyła się nerwowo. Tym, który pierwszy zareagował był jegomość w bandanie. Poderwał się z krzesełka, które z trzaskiem upadło na podłogę. Złapał niewyrywającego się Evan'a za przegub i wykręcił do tyłu, a stary rewolwer wycelował w jego bok. Był dużo niższy, ale wystarczająco silny. By przytrzymać Anioła i zrobić z nim dwa kroki w tył. Zapewne, niewygodnie odchylony Żmij, mógł patrzeć na wszystkich z góry, ale jego wzrok nie sięgał podłoża. Mógł za to podziwiać rozpadający się, jak cały pokój, sufit. Kolejne wióry posypały się z wielkich pęknięć. By upaść z cichym szelestem, na sporych rozmiarów nagromadzone skupiska drewnianych opiłków.
- Nie będziesz macał naszego szefa. Zostaw lepiej swoje upodobania w spodniach. Zanim ktoś Ci tu utnie co nieco.
Barczysty mężczyzna, nerwowo wytarł policzek, jakby chcąc pozbyć się śladu ciepła, jakie zostawiła miękka rękawiczka.
- Puśćta go. –odezwał się po chwili.- Może, rzadko spotyka prawdziwych mężczyzn.- mówiąc to poruszał ostentacyjnie biodrami. Wszyscy zaśmiali się rubasznie. Szef degeneratów, również podśmiewywał się pod nosem. Mimowolnie starał się jednak, unikać obojętnego wzroku Evana, wciąż mając w głowie, mrożący mu krew w żyłach szept.
Przerażone dziewczę dało o sobie znać. Wprawiając wydarzenia w ruch. Chuderlawi, wyluzowani ponownie, faceci, podawali sobie joint’a. A ich twarze zastygły w błogostanie, choć oczy były nienaturalnie pobudzone. Wyglądali, jakby żywcem uciekli z psychiatryka.
Zajęci sobą mężczyźni, nie zwracali baczniejszej uwagi na dziewczynę, dopóki facet w obdartej koszuli, nie zaczął wymachiwać puklem, długich blond włosów, niczym brudną szmatą. Widząc dla siebie znikomą nadzieję, nastolatka zaczęła się czołgać do wyjścia. Sięgająca jej do kolan, dość obszerna suknia, odsłaniała, niegdyś białe, porozrywane pończochy. Piękne bufiaste rękawy, teraz wykrochmalone i podarte ograniczały ruchy ramion. Do pewnego momentu mężczyźni pozwalali jej cieszyć się znikomą nadzieją wolności. Co rusz wybuchając nieprzyjemnym śmiechem. Łzy bólu, wściekłości i niemałego wstydu znów popłynęły z jej niebieskich oczu. Uparcie jednak, starała się przeć przed siebie, co chwila upadając. A podstępna suknia odsłaniała więcej niż dziewczyna z dobrego domu mogłaby sobie na to pozwolić. Evan wciąż nie reagując, był trzymany przez mężczyznę w bandanie, który zwolnił uchwyt i odsuwając stary pistolet, począł nim wymachiwać w stronę dziewczyny.
- Patrzcie, jak sztuka zasuwa. Normalnie mnie już bierze.- znów radość ogarnęła zebranych. A gość w podartej koszuli zwinął końcówki trzymanych włosów w supełek, robiąc sobie z nich bicz.
Chuderlawi mężczyźni ruszyli pochwycić dziewczynę, zabijając jej małą iskierkę, nadziei upragnionej wolności. Evan zareagował na tyle szybko, że trzymający go pseudo pirat nie zdołał go utrzymać. Chudy jeden oberwał w nos kolanem, przez co zatoczył się do tyłu. Drugi został skutecznie unieszkodliwiony. Padł na ziemię, trafiony w punkt witalny. Dziewczę skuliło się na ziemi, przykrywając rękoma głowę.
-Dość, dość, dość….- Cicho zawodziła, ochrypniętym głosem.
Evan odepchnął ciało dziewczyny na bok, na co krzyknęła cicho, biorąc to za atak.
Reszta włączyła się do walki. Gość w bandanie rzucił się na Evana, by go pochwycić i wykręcić ręce do tyłu, Barczysty zamachnął się kilka razy maczetą, chcąc uciąć Aniołowi głowę, czy też odzianą w rękawiczkę dłoń. Tymczasem obdartus w koszuli chciał dostać się do dziewczyny. Evanowi udało się odeprzeć ataki mężczyzn jednocześnie pilnując skulonej nastolatki. Wszystko szło na rękę Żmijowi, dopóki dziewczę nie poderwało się z podłogi, by desperacko przypaść do drzwi. Chciała się wydostać, z przerażającego ją pomieszczenia.
Potknęła się o skrawek żółtej sukni, ale udało jej się dotknąć rękoma drzwi. Trzęsące się ręce chciały odsunąć wielki rygiel, ale przyzwyczajone do złotych klamek dłonie, nie potrafiły poradzić sobie z zardzewiałą zasuwą. Wyczuwając okazję, gość w obdartej koszuli, przemknął niepostrzeżenie obok Evana, który musiał odpierać ataki dwóch mężczyzn, a chudzielec z krwawiącym nosem, lekko się chwiejąc dołączył do walki ściskając nóż.
Dziewczyna krzyknęła głośno. Zaczajony na nią mężczyzna smagnął ją po plecach batem, z jej włosów. Może gdyby miała na sobie gorset, nie zabolałoby ją to tak bardzo. Ale on leżał gdzieś w kącie, rozerwany. Upadła na podłogę, wciąż jedną ręką starając dosięgnąć rygla.
Szast!
Kolejne smagnięcie, tym razem w lekko wypięte pośladki dziewczyny.
- Gdzie się szmato wyrywasz?!- wykrzyknął, z obleśnym uśmiechem na ustach. Krzyknęła ponownie w odpowiedzi, odruchowo zakrywając suknią obolałe miejsce.
Evan'a, od tyłu próbuje złapać pod pachy gość w bandanie. Chociaż miał broń, wiedział, że może kogoś postrzelić przez przypadek, toteż powstrzymuje się od wszczęcia strzelaniny, póki co. Naprzeciwko, mężczyzna z maczetą, tnie nią zawzięcie, chcąc poszatkować Evan'a. Nota bene, są tego samego wzrostu. Z boku, nadchodzi chuderlawy mężczyzna z wciąż krwawiącym, złamanym nosem. Trzyma nóż i skrada się, by wbić go Aniołowi między żebra. Tymczasem kawałek, za leżącym, wciąż nieprzytomnym, drugim chudym gościem, tuż koło drzwi, mężczyzna w poszarpanej koszuli, przymierza się do następnego świśnięcia batem z włosia. Dobrze się przy tym bawiąc. Widać, że nie zamierza szybko skończyć. Sytuacja nie jest jednak tak tragiczna. Mężczyźni są dobrze wyszkoleni w zabijaniu. Jednak są tylko bandą desperackich szumowin. A ich jedyną, trzymaną w dłoniach bronią, są noże, maczeta i stary rewolwer.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Ekwipunek: standardowo, dwa pistolety - jeden czarny, drugi srebrny, każdy ma po jednym naboju, wiadomo. Na obu widnieje łaciński cytat, gdzie jeden mówi o pokoju, drugi zaś o wojnie. Oprócz tego, w pochwie przy udzie ma zardzewiałe ostrze. Cygaretki z zapałkami w kieszeni od płaszcza.

Tak jak przypuszczał - budynek stopniowo ulegał samozniszczeniu. Jest tak stary, że wszystko na ich oczach powoli się rozpadało. Było mu to na rękę. Ocenił jakoś pomieszczenia, kiedy przez ułamek sekundy został przetrzymany, a raczej schwytany przez nieuprzejmych panów. Podziwiał ich lojalności. Jednakże w jego oczach nadal byli bandą idiotów. Zastanawiał się, iż jeśli któregoś zabije, to jak bardzo urośnie ich stopień wkurwienia. Jako anioł wolał tego nie sprawdzać, jako Drug - on pragnął zobaczyć to na własne oczy. Co tu robić, co tu robić...
Dźwięk trzaskającego krzesła obił się głuchym echem, niwelując tym samym tą niesprzyjającą im atmosferę. Czy się bali, odczuwali strach? Co to jest doświadczony anioł, który nie dba o reguły. Nic wielkiego. Kolejny szkodnik, którego trzeba się pozbyć. Ktoś o niewyparzonej gębie, który z pewnością nic więcej nie potrafi. Przecież On jest jeden, ich jest zaledwie pięciu.
- Nie będziesz macał naszego szefa. Zostaw lepiej swoje upodobania w spodniach. Zanim ktoś Ci tu utnie co nieco.
- Może, rzadko spotyka prawdziwych mężczyzn.

Kąciki ust mu drgnęły. Nie powstrzymał się od głośnego prychnięcia. Puszczenie go było najgorszym błędem jaki w tym momencie przywódca tego całego syfu zrobił. Chyba nie zdawał sobie sprawy z powagi sytuacji. A może chciał w ten sposób okazać swoją wyższość i uświadomić Evan'owi, że tak naprawdę nie boi się go? Koniec końców On był tylko jeden, ich zaledwie pięciu. A ten nerwowy gest? Tylko go delikatnie musnął, nic więcej.
- Zważaj na słowa, bo za niedługo będziesz się nimi dławić - groził, obiecywał? Kto wie. Jedno jest pewne - chłodna tonacja głosu spadła o parę ton, przez co wydawało się, że właśnie w tym momencie Evan mordował samymi słowami. Jeszcze bardziej nieprzyjemna barwa głosu od poprzedniej. Jak długo będzie prowokował, by osiągnąć swój cel?
Dwoje z nich opuściło gardę. Ciągle miał na uwadze tych, którzy beztrosko palili sobie trawkę jakby nigdy nic. Nie podobało mu się, że tak słabo oceniają przeciwnika. Uważał to za jeden z wielu popełnianych błędów przez społeczeństwo. Chociaż może to Raven czuł się zbyt pewnie? Nic dziwnego, kiedy otaczała go banda osób, którzy zamiast mózgu mieli najwyraźniej popcorn. O ile w ogóle coś tam mieli.
Anielska dusza... Mało kiedy ją pokazywał. Gdzieś w wewnątrz jego toczyła się walka między prawowitym aniołem, a bycie zobojętniałym, zgorzkniałym smokiem. Już tyle lat minęło, że nie trudno było tłumić te pierwsze uczucia. Wybrał tą drugą drogę, tą bardziej mroczną i bezwzględną. Nic dziwnego, kiedy niegdyś ładnie przyodziana dziewczyna, która resztki swoich ostatnich sił marnowało na przetrwanie, nie robiła na nim większego wrażenia. Owszem, anielska dusza krzyczała, ale ona została zakopana dawno temu przez otaczający go mrok. Zmienił się, choć nie do końca. Po prostu się zgubił i nie potrafi odnaleźć drogi powrotnej. Dlatego nie obchodziło go, co czuje w tym momencie dziewczyna. Chodziło jedynie o wypełnienie misji, a misja polegała na uratowanie jej życia. W tym momencie myślał o zapłacie związaną z uratowaniem jej, niżeli o tym, że ocali ludzkie życie. Ludzie wystarczająco dużo bólu mu zadali. Nieczyste kreatury, których nigdy nie zrozumie.
Jeden ruch Rush'a spowodował bójkę. Wielu pragnęło śmierci anioła w tej chwili. Ale proszę, kto tutaj mówi o śmierci. W tym momencie najbardziej zagrożoną osobą była dziewczyna. W momencie, kiedy zrobiła desperacji ruch. plany Evan'a legły w gruzach. Nie był wstanie powstrzymać ją od chaotycznego biegu, ponieważ odpierał ataki dwójki rebeliantów. Szczególnie tego, który wymachiwał maczetą na prawo i lewo. Bardzo nieczytelne miał ruchy. Ciekawe, że akurat on musiał być tego samego wzrostu co Raven. Jakby bogini Fortuny chciała zrobić mu niejakiego psikusa.
Gość w bandanie, który rzucił się na anioła, tudzież smoka jako pierwszy, gołymi rękami, nie był trudny do tymczasowego pokonania go. Zwiększona zwinność sprawiła, że zgrabnie ominął jego równie desperacji ruch. Dodatkowo Evan zareagował na tyle szybko, że pchnął go z całej siły glanem, by spowodować jego upadek, co równało się złamaną szczęką lub nosem, o ile wystarczająco szybko nie podparł się rękami. O jednego mniej na parę sekund, jeśli to wypaliło.
Pomimo głupiego zachowania dziewczyny, on nie tracił gardę tak jak pozostali. Pamiętał, że dwóch się  porządnie skuło, przez co powinni być mniej zdolni niż zazwyczaj są. Przynajmniej taką nadzieję miał Smok. Na razie dzielnie odpierał ataki wrogów, a kiedy usłyszał krzyk kobiety, syknął cicho pod nosem. Jeszcze trzeciego brakowało do kompletu, świetnie. Własnie to był ten moment, kiedy stwierdził, że zabawę czas zamknąć. Zrobił parę zgrabnych kroków w tył (omijając również ataki mężczyznę z maczetą), robiąc tym samym głupią nadzieję na to, że mężczyźnie, który bacznie się do niego skrada, uda mu się dźgnąć. Jeśli ponownie refleks Evan'a okazał się skuteczniejszy, w ostatnim momencie chwycił dłoń, w której trzymał ostrze, najprawdopodobniej przycinając sobie przy okazji skórę między palcami. Nieprzyjemne uczucie. Jeśli mu się udało, pociągnął go z całej siły do siebie, wykręcając mu rękę, zmuszając go również do wypuszczenia ostrza. Wykręcał mocno, możliwe, że jeśli będzie się szarpać, to złamie mu rękę. Użył go sobie również jako tarczy, z nadzieją, że pan z maczetą trochę się uspokoi. Inaczej draśnie swojego kompana. Korzystając z paro sekundowej chwili, w ekspresowym tempie wyciągnął srebrny pistolet. Różnił się od tego rewolwerowca, który mieli. Wydawał się być lepszej jakości. Ba! On był lepszej jakości. Bez żadnego zawahania, wymierzył strzał. Jedna z dwóch kul poleciała prosto w zasuwkę do drzwi, tym samym ją rozwalając. W tym samym czasie Evan głośno gwizdnął. Na tyle głośno, by jego wściekły pies wpadł i ugryzł w nadgarstek mężczyznę, który w bezczelny sposób biczował niewinną dziewczynę. Wpił swoje kły głęboko, z pewnością przegryzając tętnicę. Musiał go również zmusić do wypuszczenia bicza. Tak, było to bystre zwierzę, dobrze wytresowane, silne fizycznie i psychicznie. W końcu to najlepszy przyjaciel Evan'a.

/ wiem, że pisałem sceny walki/obrony w trybie dokonanym, ale nie chciało mi się tego zmieniać.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 24.02.16 18:28  •  Rodeo tylko dla odważnych.[Evan] Empty Re: Rodeo tylko dla odważnych.[Evan]
- Złapta go mocniej! – wrzasnął szef bandy, nie mogąc trafić w Evana.
- Wal, na co czekasz, wyrywa się. – odpowiedział gość w bandanie. Nie zdążył jednak spełnić rozkazu, ponieważ kopniak Evana odrzucił go na ścianę. Nos krwawił obficie, a szczęka wykrzywiła się nienaturalnie na bok. Część tynku plasnęła głucho na podłodze, z sufitu posypały się kolejne wióry. Dziewczyna zasłaniając się, leżała skulona na podłodze, a jej lament ginął w panującym dookoła rozgardiaszu. Sztylet błysnął w dłoni chuderlawego mężczyzny, jednak jego próba dźgnięcia Evana skończyła się fiaskiem. Wykręcona przez Anioła ręka, zagruchotała, czemu towarzyszył wrzask mężczyzny. Wściekły przywódca bandy postanowił zmienić taktykę i maczeta zamiast ciąć powietrze zaczęła je dźgać. Próbował nadziać Evana, chcąc go jak najszybciej wyeliminować. Nie przewidział jednak, że zrobi sobie z chudego tarczę.
- Nie, stój!! – wrzasnęła żywa tarcza, ale było już za późno. Ostrze zagłębiło się w klatkę piersiową kompana i przeszyło ją na wylot. Krew zabarwiła brudne ubranie, a oczy zamgliły się. Zszokowany dwu metrowy mężczyzna patrzył jak głowa chudego opada ciężko na klatkę piersiową. Martwe ciało w rękach Evana stało się dwa razy cięższe. Nastała chwila ciszy, nawet mężczyzna w koszuli zaprzestał zabawy z niewolnicą i jego ręka zawisła w powietrzu, a pukiel blond włosów przysłonił dłoń. Ale Evan nie czekał i zużywając amunicję w jednym pistolecie, przestrzelił rygiel, a do pomieszczenia wbiegł jego pies.
Szef wrzasnął i zagłębił ostrze w ciele kompana. Evan poczuł, jak stal dociera do jego brzucha i zagłębia się w ciele. Leżący nieprzytomnie drugi, chuderlawy mężczyzna niezgrabnie wstał i chwiejąc się na boki ruszył na koniec pomieszczenia, z dala od zgiełku, Nikt nie zwracał na niego uwagi, przez panujący kołchoz. Oparł się ciężko o stół, drewniane nogi pękły i mężczyzna runął na ziemię razem ze stołem. Zebrał się powoli, odgarniając połamane kawałki drewna i przypadł do skrzyni, której wcześniej Evan nie mógł dostrzec. Wyrwał wieko i to, co wyjął z pudła triumfalnie uniósł nad głową, by pokazać zgromadzonym. Wielki, przeżarty rdzą, mały, metalowy pocisk artyleryjski ukazał się oczom wszystkich, a jego ciężar wprawił wychudzone dłonie mężczyzny w drgania, toteż odłożył go na ziemię.
- Kretynie, zostawta ten niewybuch! – Obrócił głowę i wyciągnął z trudem ostrze z ciała Evana i martwego chudego. Tymczasem ćpun z szatańskim uśmiechem na ustach i zjaranym wzrokiem zaczął walić w pocisk rewolwerem. Głuchy dźwięk obijał się w uszach zgromadzonych. Iskry poleciały spod trącego się o siebie metalu.
Pies Evana niemal odgryzł rękę mężczyzny w koszuli, puścił bat i próbował wyszarpać z pyska psa to, co z dłoni pozostało. Upadł na ziemię, zawzięcie walcząc z psem. Dziewczyna widząc co się święci, czołgała się w stronę wyjścia. Udało jej się nawet przekroczyć próg, przypływ adrenaliny i paniki pomógł jej wstać, a narastająca chęć ucieczki dodała jej odwagi. Puściła się pędem w ciemny korytarz, gdzie czekało wiele rozwidleń. Brak okien, szybów wentylacyjnych, dość wysoki sufit, idealny by Evan mógł się iść wyprostowany. Najwyraźniej jest to jakaś rozległa piwnica, może płytki bunkier przerobiony dawno temu na mieszkanie?
Niewybuch w każdym momencie może się uaktywnić i zdetonować całe pomieszczenie przez działania ćpuna, dziewczyna ucieka, a Evanowi pozostał tylko jeden nabój. Przeciwników natomiast pozostało czterech.

Evan: Rana w brzuchu o głębokości 5 cm.
NPC+Mapka::
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 16.03.16 18:50  •  Rodeo tylko dla odważnych.[Evan] Empty Re: Rodeo tylko dla odważnych.[Evan]
Widział, że budynek z minuty na minutę rozwalał się coraz bardziej i bardziej. Tynk znowu oderwał się od ścian, a Evan im więcej coś robił, tym bardziej był w nieciekawej sytuacji. Musiał wybierać, a te decyzje wcale nie były proste. Kto w ogóle mówił, że będzie łatwo?
Mężczyzna zdecydował się zmienić taktykę. Teraz ominięcie ruchu było dużo trudniejsze. Co prawda miał żywą tarczę, ale nie wiedział do czego był zdolny zdesperowany przywódca. Niewiele później sam się o tym przekonał.
Żywa tarcza nie sprawiła problemu mężczyźnie - co z tego, że tą tarczą był jego kompan. Poświęcić członka grupy, tylko dlatego, aby zranić Evana. Co mu to da, skoro jego życie tak czy siak będzie wisiało na włosku? Gardził nim tak bardzo, że aż miał ochotę zwymiotować.
Poczuł ciężar. Chudy mężczyzna zginął na miejscu i nawet Evan nie miał z niego większego pożytku. Najzabawniejsze było to, że to ich szef był bardziej zaskoczony swoim czynem, niżeli anioł, który poniekąd przyczynił się do jego śmierci. Nie zabijał często, ale czasami nie dało się uniknąć czyjejś śmierci. Szczególnie w takich przypadkach. Zero poszanowania dla swojego własnego kompana.
To było szybkie - wbicie maczety w swojego członka grupy oraz przestrzelenie zamka. Pies spisał się znakomicie, dobrze go wytresował. Nim jednak zdążył zrobić cokolwiek innego, poczuł przyszywające ukłucie w brzuchu. Na chwilę zabrakło mu tchu, ale nie na długo. Po wyjęciu ostrza, krew z jego brzucha zaczęła się sączyć. Zimna stal wbiła się na głębokość 5 centymetrów - to było dużo. Niemniej, smok nie zamierzał się poddawać tak szybko. Co to jest taka rana? Będzie mu ciężej, to fakt, ale nie znaczy, że ma zrezygnować ze wszystkiego co sobie zaplanował. Mimo wszystko nawet nie drgnął, kiedy maczeta wbiła się w ciało anioła. Ból był nieprzyjemny, ale to tylko spowodowało, że adrenalina w żyłach Evana tylko wzrosła. Kiedy tylko mężczyzna wyciągnął maczetę z martwego ciała, Rush rzucił chudego na szefa tego całego syfu, najprawdopodobniej w ten sposób mógł go powalić na ziemię - ciężar ciała robi swoje. Jego uwagę zwrócił odgłos łamania się stołu, by później zobaczyć jak jakiś kretyn próbuje uch wysadzić. Próbuje? Strasz? Sam nie wiedział.
- Co za syf. Powinieneś dobierać sobie bardziej inteligentnych kompanów. Chociaż patrząc po Tobie, to nie dziwię się, że nie mają mózgu - skomentował, chociaż wypowiedziane słowa sprawiały mu niemałą trudność przez ranę na brzuchu. Dziewczyna szybko dała nogę, a za nią od razu pobiegł pies Evana, który w pysk chwycił pęczek włosów. Może od czasu do czasy wypadnie jakiś włos ze związanego pęczka, który ułatwi odnalezienie dziewczyny w razie czego. Jeśli psu udało się do niej dobiegnąć, spróbował ją skutecznie zatrzymać, nie robiąc jej przy tym jakiejkolwiek krzywdy. Tymczasem mężczyzna musi się zająć nimi, aby móc pójść w pogoń za dziewczyną. Jego działania również będą szybkie.
Nie czekał. Nagle w pomieszczeniu rozległ się duszący cień. Czarna smuga sięgała stóp, stopniowo rozchodząc się. Wiedział, że oni wszyscy z psychiką mieli kiepsko, widział to. Dlatego jego moc w tym wypadku zadziała bez problemu. Użytkowników ogarnął jeszcze większy strach, który doprowadził ich wszystkich do nieznanego dotychczas paraliżu ciała. Przynajmniej taki był plan i jest prawie że pewien, że to wyjdzie. Doskwierał mu ból, musiał zatamować krwawienie, zatem trzeba się śpieszyć.
Kaszlnął. Jeśli moc zadziała na tyle skutecznie, chuderlak powinien zaprzestać strzelać z broni, która wymsknie mu się z dłoni. Jeśli tak będzie, ciało również powinno być bezwładne. W takiej sytuacji wykorzystał swój ostatni nabój w drugiej broni i strzelił w jego kierunku, celując prosto w głowę. Cela miał dobrego, więc nie powinien chybić. Przywódca powinien zrozumieć intencje Evana - nie chciał, aby oni wszyscy huknęli w powietrze. Poza tym, jeden debil w tą czy w tamtą stronę... Co to za różnica, skoro miał taki tupet, że wbił maczetę w swojego kompana? Jeśli jednak postanowił się rzucać na niego, co było wręcz niemożliwe przez sam fakt, że moc paraliżu na niego działa, a jak nie, to strach była na tyle silny, że nie myślał racjonalnie, przez co jego ataki powinny być nieskuteczne i sam sobie prędzej zrobi jakąś krzywdę, niżeli Evanowi, to mężczyzna wyciągnął zardzewiałe ostrze, którym postanowił się bronić, stopniowo wycofując się z pomieszczenia, wiedząc, że inni teoretycznie też nic nie powinni zrobić.

Użycie mocy: wywoływanie strachu, który prowadzi do paraliżu ciała: 1/2
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 05.04.16 23:47  •  Rodeo tylko dla odważnych.[Evan] Empty Re: Rodeo tylko dla odważnych.[Evan]
Stres, zdenerwowanie i adrenalina mieszały się z cuchnącą wonią pomieszczenia czy też osób się w nim znajdujących. Przywódca bandy po trafieniu Evana i zabiciu towarzysza nie spodziewa się przygniecenia ciałem kamrata. Robi kilka kroków w tył i puszcza zwłoki z twarzą wykrzywioną w grymasie. Mężczyzna który wcześniej chłostał dziewczę, rzucił się w pogoń za psem i momentalnie zniknął za drzwiami. Krew kapała z rozszarpanej ręki zostawiając na podłodze mokre ślady. Gość w bandanie zachwiał się i spróbował wstać. Było to jednak póki co nie na jego siły. Klapnął ciężko z powrotem na podłodze. Chuderlak walił namiętnie w pocisk, ale poza lecącymi iskrami nic się nie działo. Nagle w pomieszczeniu jakby pociemniało. Nienaturalny cień wszedł na twarze rozbójników, a oczy rozszerzyły się w wyrazie przerażenia. Ciała odmawiały posłuszeństwa Szef zamachnął się maczetą w stronę Evana, ale upadł na ziemię, potknąwszy się o ciało zabitego. Karma to suka, lepiej o tym nie zapominać. Zjaranemu chuderlakowi chwilę zajęło zanim ogarnął się w sytuacji. Podniósł głowę i widząc padających towarzyszy ujął pocisk w dłonie i poderwał się do góry. Nogi potykały się i plątały o siebie gdy wymijał stół. Plan miał dobry. Dać nogę z pociskiem. Tyle, że wykonalny. Huk broni Evana rozsadzał bębenki. Z lufy uniosła się ledwo widoczna stróżka dymu, a z przestrzelonego na wylot czoła Chuderlawego sączyła się krew. Wystrzał odrzucił go dwa kroki w tył. Pocisk wylądował na ziemi z metalicznym hukiem, a on sam padł martwy kawałek dalej.
Nastała głucha cisza. Przeciwnicy zostali tymczasowo znokautowani, w tym dwóch nie żyło. Ale cel Evana zdążył już zabłądzić w sieci korytarzy, a po piętach deptał jej pies i jej oprawca w koszuli. Gdy Evan wyjrzy na korytarz zobaczy pojedyncze pasma włosów zmieszane ze świeżymi plamami krwi rannego mężczyzny. Głośny szczek psa wydawał się dochodzić z niedaleka. Najwidoczniej trójka nie zaszła daleko. Po chwili całości zawtórował piskliwy krzyk dziewczyny i parszywy, męski śmiech. Dziewczyna obejmowała szyję zwierzęcia, właściciele mógł się zdziwić brakiem negatywnej reakcji ze strony czworonoga, ale w dziewczynie było coś niewinnego, coś co mogło wyczuć jego zwierzę. W każdym razie uniemożliwiła tym jakikolwiek ruch zwierzakowi, a mężczyzna w koszuli niebezpiecznie zbliżał się do nich.
10
9
8
Niewypał niemrawo podskakiwał na ziemi, wprawiając ją w małe drgania. Chyba nikt nie nauczył Desperaty, ze niebezpiecznych zabawek nie opuszcza się na ziemię. Rozpoczęło się nieme odliczanie detonacji.
Pospiesz się Evan, znajdź wyjście zanim ono znajdzie Ciebie.

NPC+Mapka - nowości.:
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 07.04.16 12:08  •  Rodeo tylko dla odważnych.[Evan] Empty Re: Rodeo tylko dla odważnych.[Evan]
Wszystko wydawało się być zbyt idealne. Wierzył w swoją siłę. Był aniołem i niezależnie od tego jak bardzo nisko upadnie, zawsze będzie mieć swoją siłę woli i determinację. To go trzyma od początku do końca. Tylko gdzie ten koniec?
Zabił kolejnego. Zadziwiające, że jako on (ten ćpun) z niewielu dał radę się ruszać, kiedy był w jego mocy. Ale nie na długo. Niestety, nie zdążył złapać niedopałku - upadły on na ziemię. Teraz każdy wstrząs był zły, niebezpieczny. Nie chciał mieć na karku coś, za co odpowiedzialny nie był. Nie wiedział jakie pole rażenia ma niewypał, który niebawem zacząć niebezpiecznie podskakiwać, jakby właśnie od tego cholernego upadku nagle uaktywnił się. Doprawdy zabawne. W tym samym czasie usłyszał krzyk dziewczyny, a niebawem desperacki śmiech mężczyzny. Nie wahał się przy podjęciu zadania. Niezależnie czy teraz zajmie się niedopałkiem czy też nie i tak nie zdąży zapobiec wybuchowi. Jedynie co mógł na obecną chwilę zrobić, to zakryć niedopałek jakimś metalowym wiadrem, o ile takowe tutaj było, by następnie ruszyć w pogoń za dziewczyną i mężczyzną, idąc po śladach oraz w stronę głosu, zamykając za sobą drzwi. Wcześniej zgarnął jakieś rewolwery od zmarłych osób, żeby coś mieć. Jego pistolety na aktualny moment były mocno bezużyteczne. Dobrze zrobił? Tego nie wiedział. Stopniowo marsz zamienił się w bieg i pomimo bólu, który mu towarzyszył dawał jakoś radę utrzymać jednostajny bieg w między czasie zdejmując z siebie płaszcz. Kiedy udało mu się odnaleźć kobietę, widok tego, że zwierzak pozwolił się jej dotknąć był zadziwiający. Ale nie zwracał teraz na to szczególnej uwagi, liczył się czas, czyż nie? Nic dziwnego kiedy w błyskawicznym tempie wyciągnął ostrze z pochwy. Starał się pochwycić faceta, przykładając mu ostrze do krtani.
- Teraz mnie posłuchasz. Chcesz żyć, prawda? Migiem zaprowadzisz mnie i tą panienkę do wyjścia. Kto wie, może lada moment będziesz zawdzięczał mi życie - szepnął przy jego uchu, przyciskając do jego skóry ostrze - To jak będzie? Dogadamy się? - a z rany na brzuchu ciągle sączyła się krew. Ciekawe, ile jeszcze wstanie będzie wytrzymać.

Użycie mocy: wywoływanie strachu, który prowadzi do paraliżu ciała: 2/2
Obrażenia: rana w brzuchu o głębokości 5 cm, trudności z oddychaniem, trudności z wykonaniem większych ruchów - zawsze przy nim towarzyszy mu nieznośny ból.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 18.04.16 19:01  •  Rodeo tylko dla odważnych.[Evan] Empty Re: Rodeo tylko dla odważnych.[Evan]
Evan przeszukuje zemdlonych mężczyzn i zyskuje rewolweru Colt "Peacemaker"  z pięcioma załadowanymi nabojami. Przykryta wiadrem bomba wciąż stanowiła zagrożenie, ale kto wie, może wychucha będzie niewielki, niemal nic nie znaczący. Tymczasem w sieci korytarzy mężczyzna w podartej koszuli wyciągnął zza pasa nóż i zbliżył się powoli do psa Evan'a.
- Puść go kruszynko i poddaj się albo i jego zarżnę jak świnię.
Dziewczyna popatrzyła nań przerażona i jeszcze bardziej objęła czworonoga za szyję. Warknął cicho w odpowiedzi, ale nadal się nie poruszył.  Dziewczyna emanowała dziwną kojącą aurą pomimo ogarniającego ją przerażenia. Wtem Evan, po ciężkim dla niego biegu, znalazł się tuż przy Desperacie i przyłożył mu nóż do gardła. Dziewczyna pisnęła, pies się wyrwał i pognał w stronę swojego pana.
- O-o-oczywiście. Już prowadzę. – odpowiedział potulnie, ale nutka fałszu wkradła się w jego słowa. Pokazał kierunek marszu i nic nie stało na przeszkodzie by ruszyć.
7
6
5
Czasu pozostawało coraz mniej. Tykająca kilka zaułków dalej bomba dochodziła do swoich ostatnich minut. Blondynka poderwała się do biegu, ale szybko przewróciła z braku sił i opadła na kamieniste podłoże. Co teraz? Mężczyzna kłamie, dziewczyna nie ma sił, a zegar tyka.

#NPC:
Mężczyzna w podartej koszuli: Poważnie okaleczona dłoń. Nóż przy pasie.  180cm||80kg
Blondynka – Zlecenie -  Zakrwawione, ubiczowane plecy. 170cm||60kg
„Dziewczyna, lat 17. Ubrana w żółtą sukienkę, z jakimś wstążkami, blond włosy, niebieskie oczy.”


#Obrażenia:
Evan: Rana w brzuchu o głębokości 5 cm - trudności z oddychaniem i wykonywaniem gwałtownych ruchów.  
Evan zemdleje za 2 posty. Jeżeli rana nie zostanie chociaż prowizorycznie opatrzona. Odliczanie zacznie się od następnego postu.

#Zdobyte:
Evan zdobywa rewolwer Colt "Peacemaker" kaliber 45 z 5-cioma załadowanymi nabojami.

                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Spoiler:

NACZELNIK MISJI
W związku z powyższą informacją (w spoilerze), która widniała w ogłoszeniach forum od dwóch tygodni i niezastosowania się do ultimatum, zamykam misję i przenoszę do archiwum. Jeżeli będziecie chcieli ją kontynuować - zgłoście się do mnie na PW.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach