Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum


Strona 1 z 2 1, 2  Next

Go down

Miejsce akcji: Smocza Góra + inne tereny Desperacji, Miasto-3 i być może jego okolicy, a w praktyce cholera wie, co jeszcze;
Czas akcji: ponad trzy lata z haczykiem przed bieżącymi wydarzeniami.
Postacie dramatu: Evan, Yury

* z braku lepszego pomysłu na tytuł, możesz podrzucić własny, to zmienię xD


Organizacja Drug-on miała to do siebie, że była uniwersalna, idealna dla kogoś takiego jak Yury - osoby z wyrwami na sumieniu, z podziurkowanym kręgosłupem moralnym i niekończącą się chęcią mordu. Mimo że jeszcze parę miesięcy znacząco się wahał, woląc pozostać na stopnie niezachwianej neutralności, ostatecznie podjął decyzje, by zasilić grono Smoków. Do tej decyzji popchnęło go parę czynników i właściwie żaden z nich nie miał wartości życia albo śmierci, ale był wystarczający, by ją rozważyć i wejść w wir zleceń.
Opierając się o jedną ze ścian "smoczej grody", bo takie określenie pojawiło się w jego głowie, gdy pierwszy raz dostrzegł na linii horyzontu wejście do azylu najemników, zapalił papierosa, zaciągając się nim z lubością. Przez krótką chwilę obserwował dym, który tworzył w powietrzu abstrakcyjne kształty, by ostatecznie zniknąć poszarpany przez silniejszy podmuch wiatru. Westchnął bezgłośnie i zerknął na zegarek. Co prawda jego partner "zbrodni" się jeszcze nie spóźnił, ale wskazówki odmierzające zawzięcie czas, sugerowały, że stanie się to lada moment. Została mu minuta z haczykiem, a Kido nie należał do osób wyposażonych w niewyczerpalne zasoby cierpliwości, te z dnia na dzień kruszyły się coraz bardziej wysyłając zdrowy rozsądek na bezterminowe wakacje i nawet czasem, i szlugi nie były wstanie reanimować jego nerwów. Chyba ich działanie powoli się wypalało, albo po prostu to biomech zaczynał się na nie uodparniać przez nadużywanie nałogu.
Gdy jego wrażliwy słuch zarejestrował nieznaczny ruch i niesiony przez echo dźwięk, towarzyszący ludzkim krokom, odwrócił się w tamtą stronę, a zęby mocniej zacisnęły się na filtrze papierosa w wyraźnym geście zniecierpliwienia czekaniem. Otępiały wzrok zlustrował majaczącą sylwetkę, która zbliżała się do niego coraz bardziej, przez co jej rysy wyostrzały się, z sekundy na sekundę i za każdym krokiem delikwenta robiły się coraz wyraźniejsze. W pewnym momencie papieros skonfrontował się z podłożem w wyraźnym geście zdziwienia, kiedy tożsamość mężczyzny została przez biomecha odczytana. Przejechał wierzchem dłoni po twarzy w soczystym geście facepalmu, ni to zirytowany marnotrawstwem swojego nałogu, ni rozdrażniony obecnością kogoś, kogo nie spodziewał się ujrzeć nawet w najbardziej surrealistycznych snach. W bezwarunkowym geście samoobrony jego zdrowa dłoń odnalazła nóż zaczepiony o pasek spodni, choć ten gest był wykonany chyba bardziej z przekory, niż faktycznej ochoty wbicia go w żebro drugiego najemnika, bo zabawka nie pojawiła się w ręce Yury’ego.
Pięknie, po prostu, kurwa, pięknie. Że też musiał się nadziać na jednego ze znajomych Araty i to po niecałych dwóch latach bytowania na ziemiach Desperacji. Pechowi powinien podziękować za wytrwałość, a temu imbecylowi za wyczucie czasu, ewentualnie kompletny jego brak.
Na usta byłego wojskowego cisnęła się masa przekleństw, które ostatecznie zawisły na końcu języka, więc ich werbalny przekaz został unicestwiony, a Yury wykrzesał z siebie kroplę taktu wyrażoną w niedbale wyrzuconych dwóch słowach, układających się w krótkie, znienawidzone zdanie "Kopę lat", które z ledwością przecisnęło się przez supeł zaciskający gardło. Obdarzył mężczyznę nieprzyjemnym, chłodnym do granic możliwości spojrzeniem.
Hah, zapowiadała się ciekawa współpraca, przy jakże optymistycznym założeniu, że to właśnie z tym palantem miał dzielić misję przedostania się przez grube mury M-3 i uprowadzenia jednego z inżynierów. Niby nie miał pamięci do twarzy, ale tę parszywą gębę zapamiętał z dbałością o każdy detal, mimo że imię utknęło w odmętach zapomnienia i nieszczególnie za nim tęsknił.
By wyrazić swoją jakże dominującą chęć współpracy, a także zwartość i gotowość do akcji, wykrzywił wąskie wargi w niezgrabnym grymasie, który średnio imitował uśmiech, był raczej jego marną karykaturą. Możesz się jeszcze wycofać, kretynie, mruknął w myślach, nikomu nie będzie smutno z tego powodu.
                                         
Yury
Windykator     Opętany
Yury
Windykator     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Wcześniej Kido Arata, teraz Yury. Czasem Wujek Menel (c)Chyży.


Powrót do góry Go down

Prośba od Siriona. Gdyby był to rozkaz, zlałby go ciepłym moczem. Niemniej staremu kumplowi nigdy nie odmówi podobnych rzeczy. Miał jeszcze resztki swojej poszarpanej dumy anioła, a Pradawny był jedyną osobą jakieś się słuchał w tej przeklętej organizacji. Zazwyczaj i tak działał na własną rękę. Prośba za prośbę, nie? Jednakże tym razem musiało być inaczej. Patrząc na staż oraz doświadczenie anioła nadawał się wręcz idealnej do tej jakże niesmacznej roboty, którą mężczyzna chciał mu wcisnąć. Czy tego chciał czy nie, musiał przetestować nowego. Co prawda dostał już swoje stanowisko w smokach, jednak to nie starczyło. Nie dla Siriona.
Tak szczerze? W życiu nie spodziewałby się tego, że przyjdzie mu kiedykolwiek współpracować z wrogiem. Jasne, bywały podobne przypadki, zdarzały się one nazbyt często - tak zwana czysta ironia losu. Coś podobnego musiało również tknąć Evana. Kiedy tylko Pradawny wskazał, kogo ma niańczyć, Evan załamał ręce. Długi czas wykłócał się z nim odnośnie tego, że nie podejmie się ów zadania. I prawie wygrał, gdyby nie jego zasrany argument "Jestem Pradawnym, Evan. Masz się mnie słuchać". A chuj to go obchodzi? Niech lepiej się cieszy, że jeszcze ma cierpliwość słuchać jego wywodu.
No ale poszedł. Ociągał się jak nigdy dotąd - zwykle jest punktualną osobą. Jednak sama świadomość tego, że będzie musiał z nim być przez te parę godzin, jak nie dni, przyprawiała go o mdłości. Zastanawiał się, czy to było gorsze od lat spędzonych w laboratorium S.SPEC. Aż trudno powiedzieć.
W końcu zjawił się. Evan w czystej postaci wraz ze swoim kompanem psem. Już z daleka dało się zauważyć jego niezadowolony wyraz twarzy. Dobrze wiedział, że z nim dogadać się będzie trudno, głównie przez łączącą ich przeszłość. Niby takie nic, ale niesmak w życiu ciągle pozostaje. Tak samo jak w ustach. Wyciągnął z kieszeni od płaszcza cygaretki o smaku czekolady i poczęstował się jednym. Lubił ich mylący słodkawy smak, bo wbrew pozorom był to dość silny tytoń. Uśmiechnął się cierpko, zauważając jak jego dłoń automatycznie sięga po ostrze.
- Gdybym chciał już dawno bym Cię zabił - stwierdził na dzień dobry, na chwilę przystając przy nim. Zaciągnął się dymem, który wypuścił w stronę biochema. Zauważył te chłodne spojrzenie, jednak anioła nieszczególnie to ruszyło. On pomimo swojego niezadowolenia, które malowało się na twarzy parę sekund temu, zachowywał stoicki spokój, a w jego oczach dało się dostrzec nieprzyjemną obojętność. To w oczach Evan'a psa dało się zauważyć chęć mordu - Jeśli masz zamiar wytykać mi parę minut spóźnienia, to proszę, daruj sobie - zaczął mówić, uważnie lustrując jego każdy ruch - Od tej pory masz się słuchać mnie. Jedno nieposłuszeństwo z Twojej strony, a daję Ci słowo, że skończysz jak Twoi przyjaciele tamtego dnia - och tak, pamiętny dzień. Powybijał parę jego kolegów z pracy, czując błogą satysfakcję ze swojego brutalnego czynu. Co prawda ostatecznie pochwycili Evan'a, tylko dlatego, że im na to pozwolił. Później i tak zwiał, zapewne drażniąc tym Aratę jeszcze mocniej. Poza tym, miał nadzieje, że mężczyzna okaże trochę taktu i zrozumie, że teraz to nie on jest tutaj górą. Żmij nie będzie się wahał przed tym, aby zgnoić dzieciaka. Miał idealny moment, aby oddać mu za tamten raz.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Gdy mężczyzna otworzył tę swoją parszywą gębę czar chwili pryskał jak bańka mydlana. Yury musiał używać w tej materii wszelkich dostępnych sił, by mięśnie twarzy nie poszły w ruch. Był o krok od wybuchnięcia śmiechem w ramach podsumowania słów anioła. A przecież rzadko się zdarzało, żeby ktoś rozbawił go do tego stopnia.  
Zamiast się odgrażać, zrób to, bo jeszcze pomyślę, że targają tobą wyrzuty sumienia. — Prychnął, patrząc na anioła z jawną pogardą, choć teoretycznie grali teraz do jednej bramki. W takim układzie zazwyczaj dochodziło do zawieszania broni, choć sam Yury miał do tego mieszane uczucia. Nie miał też najmniejszego zamiaru, ani podstaw, by go poważać. Ranga na Desperacji znaczyła mniej więcej tyle co jen. Kompletnie nie nadawała się do użytku, więc mógł co najwyżej go znieważyć, choć i tego w obecnej sytuacji wolał się uniknąć. Nie mieli czasu na zabawę w uszczypliwości i bynajmniej nie po to obaj się tu wstawili.
Prowokacja Evana nie przyniosła żadnego efektu. Odbiła się od byłego wojskowego rykoszetem. Otóż całkowicie się na nie uodpornił momencie, gdy zerwał z dawnym życiem. Odciął się raz na zawsze od S.SPEC bynajmniej nie po to, by opłakiwać poległych towarzyszy, którzy zasługiwali na ten tytuł jedynie z nazwy. Może właśnie dlatego słowa wyższego rangą Smoka spłynęły po nim jak deszcz po parasolu, by ostateczności przemienić się w niebyt. Jedno było pewne – anioł nie poznał Kido Araty na tyle, by nadepnąć mu na odcisk.
Nie mam teraz czasu leczyć twoich kompleksów, więc jeśli nie masz już nic do dodania, chodźmy na tę przeklętą misję — odparł chłodno. Mężczyzna oczekiwał od niego zbyt wiele. Obaj stali na niestabilnym gruncie wspólnej niechęci i obdarowywania siebie nawzajem nieskończonym wiązankami nieprzychylnych epitetów. Yury nie miał zamiaru być dłużnikiem Żmija, ale jednocześnie wiedział, że z przedszkola wyrośli oboje dawno temu. Byli dorośli w pełni znaczenia tego słowa, więc wszelkie negatywne emocje, które mogły rzutować negatywnie na przebieg powierzonej ich misji, musieli stłumić w zarodku.
Zerknął na anioła przez ramię, by ocenić jego stan emocjonalny, ale trudno było cokolwiek wyciągnąć z tej stojącej parę kroków zanim beznamiętności. Nadal zaciskając palce na broni, ruszył w tylko sobie znanym kierunku, który prowadził wprost do M-3. Pogarda nie był jednym uczuciem, którym obdarzył tego człowieka. W krok za nią chodziła szeroko pojęta nieufność.
Mam własny rozum, więc jak sam pewnie zdążyłeś się domyśleć, posłuszne dostosowywanie się do twoich poleceń nie wchodzi w grę — określił się, gdyby niewerbalny przekaz nie dotarł do anioła. Uznał to jednoznacznie za koniec dyskusji.
                                         
Yury
Windykator     Opętany
Yury
Windykator     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Wcześniej Kido Arata, teraz Yury. Czasem Wujek Menel (c)Chyży.


Powrót do góry Go down

Gdyby Kido pokusił się o głośniejszy śmiech, z pewnością Evan nie miałby skrupułów, aby poniżyć jego bezsensowne zachowanie. W końcu obaj byli dorośli i pomimo tego, że ich wspólna przeszłość nie była rewelacyjna, podczas misji będą musieli zawiesić tymczasowo broń. Nawet teraz, kiedy najchętniej wypruliby sobie flaki, nikt z nich nie zachowywał się choć odrobinę agresywnie. Niemniej kąśliwych słów i uwag będzie tu od groma.
Aż tak bardzo chcesz, abym spełnił swoje słowa? — spytał dość szczerze, pomijając kąśliwą uwagę o sumieniu. Ktoś taki jak on już od dawien dawna jego nie posiada, co Arata powinien zauważyć. Może nie teraz, ale tamtego pamiętnego dnia już owszem. Również zauważył pogardę w jego oczach, na którą minimalnie się uśmiechnął. Widać nie każdy potrafił trzymać swojej nienawiści w sobie i aż za bardzo musi się nią obnosić w otoczeniu innych. Czy tego chce czy nie — Evan będzie pełnił rolę coś na wzór podwładnego, a raczej naczelnika tejże misji, więc wszelakie rozkazy, które wyda w jego kierunku będą musiały być spełnione. Ciekawe jak długo wytrzymają w swojej obecności.
Z pewnością gdyby zależało Evanowi na nadepnięcie mu na odcisk, zdecydowanie szukałby punktu zaczepienia zupełnie gdzie indziej. Nie zależało mu na tym, aby skłócić ich na samym początku, niemniej również nie pozwoli siebie poniżać przez jakiegoś pryszcza. Chcąc nie chcąc był tutaj nowy — to było oczywiste, że będzie musiał liczyć się z nieprzyjemnymi uwagami odnośnie jego osoby. Atarę kopnąłby cholerny zaszczyt, gdyby anioł w taki sposób zwracałby się tylko i wyłącznie do niego.
Nie jestem pewien, o czyich kompleksach teraz mówisz, ale owszem, wypadałoby w końcu ją zacząć — stwierdził jakby nigdy nic, a kolejna kąśliwa uwaga ze strony biochema nijak zadziałała na Rusha.
I nie, nie wydawało mu się, iż oczekiwał od mężczyzny coś zanadto. Lubili się, nie lubili — to nie miało teraz większego znaczenia. Tak samo jak w wojsku - każdy powinien znać tu swoje miejsce. Musi umieć wyczuć, do kogo może szczekać i na ile może sobie pozwolić, żeby to robić. Pech chciał, że Arata nie był zbyt obeznany na tych terenach, przez co bardzo łatwo będzie mógł wplątać się w jakieś nieproszone gówno. Wyobraźnia, że mu wszystko wolno, ponieważ uwolnił się od wojska bardzo łatwo i szybko go zgubi.
Ciche prychnięcie wydobyło się, kiedy zauważył, iż mężczyzna ciągle trzyma dłoń na swojej broni. Zastanawiał się, czy to strach przed nieznanym, a może przez samym aniołem? Chęć odebrania Evanowi życia z pewnością rosła w mężczyźnie, czego wcale mu się nie dziwił. Ruszył przed siebie, idąc tą samą drogą, co mężczyzna. Przynajmniej na razie myśli, że misja będzie opierać się głównie na M3.
Na słowa mężczyzny uśmiechnął się niezauważalnie, dopalając powoli cygaretkę, którą cały czas trzymał między wargami, nawet kiedy mówił.
Skoro tak, to powiedz mi na czym ma się opierać nasza misja. Jeśli nie zamierzasz stosować się do moich poleceń, dobrze byłoby, gdybyś chociaż wiedział, na czym ona polega. Również najmniejsze niepowodzenie z Twojej strony i będziesz musiał tłumaczysz się przed Pradawnym, gdzie surowo cię ukarze. Ciekawy jestem, jak długo tutaj wytrzymasz nie stosując się do zadawanych Ci rozkazów — dodał ze słyszalną ciekawością w głosie, oczekując od niego jasne odpowiedzi. Trudno powiedzieć, czy chciał być w tym momencie złośliwy, a może chciał udzielić mu małe porady, że upartość nie zawsze należała do tych idealnych cech charakteru i czasem wygodnie było ustąpić.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Ależ skąd. — Uśmiechnął się paskudnie, łapiąc w palce papierosa. — Po prostu nie lubię gróźb bez pokrycia. Świadczą tylko o bezsilności szantażysty.
Wzruszył obojętnie ramionami.
Znał mnóstwo osób, które groziły, w ostatecznym rozrachunku nie mając jaj, by to urzeczywistnić. Nie miał jednak wątpliwości, że stojący parę kroków za nim Żmij był zdolny wbić mu przysłowiowy nóż w plecy, nie mrugając chociażby powiekami, ale wiedział też dobrze, jakie prawo obowiązuje wszystkie Smoki.
Lojalności.
Sam Yury dawno zapomniał, jakie to słowo miało właściwie znaczenie i nie był wstanie tego z siebie wykrzesać, więc siłą rzeczy powoływanie się na te niepisane warunki byłoby przejawem hipokryzji. Ale przecież Yury był hipokrytą w najczystszej postaci.
Machnął na to wszystko ręką. Jego empatia zdychała stopniowo - kawałek po kawałku, aż w końcu zniknęła bez śladu. Po dawnym Nim zostały tylko blizny rozciągające się na całej długości ciała, będące jednocześnie pamiątką po niezliczonych akcjach wojskowych, które częściowo zakryły tatuaże, mechaniczne części ciała i bezlitosne ślady po oparzeniu.
Uszedł parę nic nieznaczących na rozciągającej się w nieskończoność pustyni kroków, kiedy zatrzymał go głos Evana. Spojrzał na niechciane towarzystwo, jak na wariata. Yury nie był dzieckiem, które wymagał stałej opieki. Wiedział, gdzie i dokąd zmierzają. W głowie układały mu się poznane na przestrzeni spędzonych w M-3 lat, plany miasta. Sieć ulic. Widział je wyraźnie w swojej głowie, choć nie przypuszczał, że powrót tam nastąpi tak szybko. Cóż, nadal czuł swego rodzaju sentyment do tamtego miejsca, po którym stąpał cień jego samego - Arata Kido. Trudno było w końcu wymazać ponad trzydzieści lat niemal sielankowego życia, które czasem było zagłuszane przez skoki adrenaliny towarzyszące mu podczas misji na otwartym, surowym terenie. Jeśli by je zestawić z tym desperackim, niewątpliwie te drugie spełniało wszystkie warunki piekła. Tęsknił tylko ze dwiema rzeczami, które porzucił, a mianowicie o wiele lepszymi jakościowo papierosami i - rzecz jasna - rosyjską wódką. Jej posmak nadal czuł na języku. Pamiętał jak paliła w gardle, wywoływała coś na wzór wzdrygnięcia i rozprowadzała po ciele zbawienne ciepło, a potem uderzała do głowy.
Westchnął, by odgonić te myśli razem z dymem papierosowym. Wrócił do szarej rzeczywistości. Do parszywej mordy drugiego najemnika, która wywoływała u Yury’ego cierpkie emocje. Przyjrzał się jej niechętnie, przewracając oczami.
Evanie — sarknął, wypowiadając te imię, tak jakby chciał tym samym zaakcentować gnieżdżącą się w nim pogardę — możemy co najwyżej obmyślić wspólny plan uprowadzenia naukowca. Tak, wyobraź sobie, że znam treść zlecenia i aby go wykonać, musimy przeniknąć przez mury Miasta, a tak się szczęśliwie składa, że to ja znam rozkład ulic tak dobrze, jak zawartość swojej kieszeni, więc zamknij się i chodź. Czas jest jak pieniądz. Po drodze podzielisz się ze mną swoimi histeriami i błyskotliwymi spostrzeżeniami — odparł. Mówił do niego jak do dziecka. Pięcioletniego bachora. I czuł się trochę tak, jakby wykładał mu tabliczkę mnożenia.
Lata, gdy wykonywał rozkazy miał już dawno za sobą i wrócić do nich nie zamierzał. Działanie na własną rękę było jednym z podstawowych zasad, którymi rządziła się Desperacja. Yury nie polegał na nikim i na niczym. Przez swoje doświadczenie potrafił radzić sobie w trudnych warunkach. Potrafił też zaglądać śmierci w oczy, zachowując przy tym zimną krew. Z oczywistych powodów nie darzył też Evana zaufaniem i nie wymagał tego samego od najemnika. Obu strona nienawiść była uzasadniona.
                                         
Yury
Windykator     Opętany
Yury
Windykator     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Wcześniej Kido Arata, teraz Yury. Czasem Wujek Menel (c)Chyży.


Powrót do góry Go down

No proszę jaki cwany — odparł z niemrawym uśmiechem na twarzy — Tylko chciałbym zauważyć, że dopiero co tu dołączyłeś. Jeszcze będę mieć moment na to, aby spełnić swoje słowa, wiesz mi — i na tym zakończył ich durną sprzeczkę. Miał nadzieję, że mężczyzna wykaże się chociaż chwilową inteligencją i nie pociągnie tego tematu dalej. W końcu nie musi być taki jak Evan — dopiec komuś za wszelką cenę, byle tylko czuć z tego błogą satysfakcję. Zupełnie jak dzieci.
I faktycznie. Każdego smoka obowiązywała cholerna lojalność. Dobrze byłoby jeszcze, gdyby Rush stosował się do głupich reguł, które obowiązywały w tej organizacji. Od początku wstąpienia tutaj stawał murem do zasad, które na siłę zaczęli mu wpajać. Nie dał sobą manipulować, przynajmniej nie świadomie. Gdyby nie fakt, że samym Pradawnym był nikt inny jak Luxferre, byłoby dużo prościej zachować prawdziwą twarz. Ale i to po jakimś czasie musiało się zmienić.
Nie chciał mu przyznawać w żadnym stopniu racji. Po prostu mu nie ufał, dlatego traktował go jak gówniarza — w jego oczach zresztą każdy będzie dzieckiem. Lata, które przeżył były nieporównywalne do tych, które spotykał na swej drodze. Byle jaki gówniarz nie będzie ucierał mu nosa, tylko dlatego, że uważa siebie za o niebo lepszego od innych. Każdy ma swój talent, jednak lata doświadczenia zawsze będą wygrywać z młodym, niedoświadczonym talentem. I pomimo tego, że Evan miał paskudny, denerwujący charakter, to stety bądź niestety, wygrałby rzekomym doświadczeniem.
Niesamowite, doprawdy - syknął, wyraźnie denerwując się sposobem bycia swojego rywala. Nie wiedział, jak długo będą potrafili ze sobą wytrzymać, ale tym razem Evan będzie musiał zaufać swojej paskudnej cierpliwości, której praktycznie w ogóle nie miał. Wziął głęboki oddech dla uspokojenia się — Skoro tak dobrze znasz drogi i sieć połączeń, to raczej dobrze będzie jak wymyślisz pierwszą część wspólnego planu. Wiesz jak chodzić tymi drogami i się poruszać po mieście, tak żeby móc uniknąć wszelakich kamer i wojskowych, także nie powinno być to dla Ciebie szczególnym problemem — w końcu tak naprawdę była to jego misja, nie Evana. On miał tylko asekurować nowego i ewentualnie mu pomóc przy drobnych komplikacjach. Zobaczyć do czego jest zdolny i jak wiele jest wstanie zrobić. Dlatego wybrał zadanie związane z M3, bo z pewnością to miejsce przysporzy mu wiele wspomnień, jak i również problemów.


Ostatnio zmieniony przez Evan dnia 24.11.16 23:52, w całości zmieniany 1 raz
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Czekam w takim razie, jak wprowadzisz je w życie. Wiesz mi.
Powiedział to bardziej do siebie niż do niego, skupiając się na przeanalizowaniu drogi do miasta, bo chociaż M-3 faktycznie znał jak kieszeni, nie mógł tego samego powiedzieć o Desperacji, gdzie każdy zakamarek pustyni wyglądał niemal identycznie i nie sposób było od siebie odróżnić jednego o drugiego.
Yury nie traktował Evana jak swojego rywala. Byli j wrogiem, owszem, kiedyś. Co prawda negatywne emocje tak bardzo się w nich zakorzeniły, że całkowicie odrzucenie ich nie miało racji bytu, acz patrząc na to z perspektywy czasu, Smok był w stanie odsunąć je na bok, by dopiąć swego - w tym wypadku wykonać zadanie, które spadła na jego barki i które miało w znaczący sposób udowodnić jego wartość. Samo dostanie się do utopii było jedynie formalnością, ale poruszenie się krętymi, przyozdobionych kamerami ulicami, to już inna kwestia.  Rush był zdecydowanie  w lepszej pozycji. Miał wyrobioną pozycję w Drug-on, toteż rywalizacja z nim w tym momencie była czystym konfliktem interesów. Biomech stąpał po nierównym gruncie, balansował na granicy, z czego doskonale zdawał sobie sprawę. Zasilenie szeregu najemników było poniekąd czystym kaprysem. Teraz jednak musiał stanąć na wysokości zdania i  przyprowadzić pożądaną przez Pradawnego osobę w charakterze jednego  z najbardziej utalentowanych naukowców w szereg S.SPEC.
Przejechał po spoconym karku dłonią. Słońce znajdowało się na wysokim punkcie na firmamencie. Kido nadal nie przystosował się do takiej dłużej różnicy temperatur między nocą a dniem. Upały działały na niego więc wyjątkowo nieskorzystanie. Sam wolał cień. Może właśnie dlatego jego głowa nadal była zasłonięta przez głęboki kaptur kurtki i nie miał zamiaru się go pozbywać.
Kamery leżą niemal na każdej ulicy, wiec całkowicie uniknięcie ich jest niemal niemożliwe do osiągnięcia. Istnieje wysokie prawdopodobieństwo, że natkniemy się na patrol. Samo przeniknięcie do laboratorium będzie nie lada osiągnięciem. Drzwi otwierają się przy pomocy uprzywilejowanych przepustek, więc wygodniejszą opcją będzie uprowadzenie z domu niż w miejscu pracy — poprawił go. W głowie nadal miał układ tych wszystkich ulic, które dla Desperata pełniły rolę labiryntu. Poniekąd tak zostały skonstruowane, by niepowołana osoba nie mogła się w nich odnaleźć i została szybko złapana ewentualnie wyeliminowana. Mieli jednak przewagę.
                                         
Yury
Windykator     Opętany
Yury
Windykator     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Wcześniej Kido Arata, teraz Yury. Czasem Wujek Menel (c)Chyży.


Powrót do góry Go down

Tym razem nie zamierzał komentować jego słów. Już dość padło z ich strony, żeby to dalej wałkować. Chcąc nie chcąc Evan również będzie musiał zapomnieć o wcześniejszej rywalizacji na rzecz smoków. Dzieje się tu i teraz, nie pięć czy dziesięć lat temu. Będzie musiał zapomnieć o tym, co było kiedyś i znaleźć miejsce na to, co jest w tym momencie. Jest to nie lada problem, ponieważ szczerze gardził tą osobą —  głównie dlatego, że nie był w pełni człowiekiem. Nienawidził maszyn, ludzkich urządzeń, które ułatwiały im tylko życie. Może gdyby nie ten mały szczegół, potrafiłby znaleźć potencjał w mężczyźnie, który z pewnością ma. Ba, na pewno go ma. Przez tą jedną cholerną wadę, nie potrafił zapomnieć o tym, co było kiedyś i kim jest. Widząc tą metaliczną rękę aż dreszcz obrzydzenia oblepiał jego ciało.
Nie można mieć mu tego za złe. Po prostu już tak miał. Każdy rodził się z wadami i zaletami, a kiedy on zyskał ludzkie ciało, musiał się nauczyć w nim żyć w zgodzie. Z początku wydawać się mogło, że to było wręcz niemożliwe — oswoić coś, czego nigdy się nie spodziewało. A kiedy się udało, poznał smak pokusy i zemsty. Porażki i potępienia. Będąc istotą idealną, najmądrzejszą i najpotężniejszą zaraz po Bogu, stał się jedną z największych szumowin na tejże desperacji.  
Niemniej on też nie chciał być gorszy. Również postanowił odsunąć negatywne emocje, aby skupić się na wykonaniu zadania, choć jego rola nie była zaś aż taka trudna. Tylko pilnować, nic więcej. Zadawać durne, oczywiste pytania, na które znał odpowiedź, a raczej wiedział, jakiej odpowiedzi oczekiwać. Słysząc słowa mężczyzny, już powolutku konstruował plan awaryjny, na wypadek gdyby ten pierwszy, wymyślony przez Yury'ego się nie sprawdził. Szczerze wierzył, że jednak ta misja pójdzie im powodzeniem, no bo w końcu Kido był w swoim żywiole. Z pewnością wiedzę o terenach M-3 posiadał identyczną, co Evan odnośnie całej Desperacji.
Zauważając, że temperatura mężczyźnie daje w kość, powoli zaczynał tracić swoją wiarę w jego działaniach. Jeśli na samym początku okazywał swoje słabości, to jak będzie to za parę chwil, kiedy na środku Desperacji popadną w wir walki, aby ratować swoje nędzne życie? W końcu nigdy nic nie wiadomo, na co natrafią po drodze. Może być to tylko zdziczałą bestia, jak i również stadu psów, którzy szukają sobie zajęcia i przejmują kolejne tereny na Desperacji.
Nie mówiłem, aby bezpośrednio iść w tamto miejsce, ale rozumiem. Z tego co wiem, często wojskowi robią różnego rodzaju patrole w celu poszukiwania wymordowanych, którzy ewentualnie przecisnęli się przez mury miasta. Stąd założenie, że możemy na nich trafić. Co nie zmienia faktu, ze mogę się mylić —  wyjaśnił, uważnie obserwując otoczenie wokół nich. W tej części pustyni najczęściej dochodzi do różnych potyczek i bójek między dzikimi bestiami, które są po prostu głodne i chcą coś zjeść. Trudno powiedzieć, czy i tym razem tak nie będzie — Więc co proponujesz? Jasne, zasadzka w domu, ale również trzeba się dostać do tego miejsca — przecież dobrze wiesz, jak tam się dostać, a tym bardziej jak uciec. Już raz to zrobiłeś, Evanie, więc po co go męczysz? No tak. Bo w końcu musisz.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Spojrzał na anioła, jak na kogoś niespełna rozumu, choć było w jego oczach też coś, co podchodziło pod determinacje. Testował go, co było dla biomecha wręcz oczywiste i nie miał zamiaru ulec jego próbą prowokacji. Evan w tym momencie stwarzał dla niego o wiele większe zagrożenie niż potencjalny atak zmodyfikowanych genetycznie stworów. Zresztą Yury w tej materii nie był bez winy. Sam miał przemożoną wręcz ochotę uśpić jego czujność i wbić mu nóż w plecy, który nadal trzymał w pogotowiu na wypadek ataku.
W murze jest wyrwa — rzucił. — Patrolowana i monitorowana przez całą dobę — dodał odrobinę drwiącym tonem, bo siłą rzeczy wojsko niż dawno powinno powziąć odpowiednie kroki, by zamurować ten defekt, które był potencjalnym źródłem zagrożenia dla całej populacji, a także zbudowanego na fałszu i obłudzie miasta. — Musimy działać szybko i zdecydowanie. Uciszenie strażników będzie naszym priorytetem, gdy się tam znajdziemy. Jeśli zdążą zaalarmować patrol, szanse powodzenia misji drastycznie zmaleje — odparł, zachowując czujność. Prześlizgiwał spojrzeniem po najbliższym otoczeniu, starając się wyłapywać nawet najdrobniejsze detale i zmiany. — Jak juz mówiłem, nasze gabaryty nie pozwolą nam przejść niezauważenie przez wszystkie strefy zabezpieczeń. Mamy jednak szanse, jeśli wmieszamy się w tłum i nie będziemy się wyróżniać. — Zerknął na Evana wymownie. — Zdałem? — Prychnął. Na pewno na którymś etapie ściągnął na siebie uwagę. To było wręcz pewne. Samym wzrostem będą wyróżniać się z tłumu.

/Wybacz. To nie jest szczyt mojej formy.
                                         
Yury
Windykator     Opętany
Yury
Windykator     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Wcześniej Kido Arata, teraz Yury. Czasem Wujek Menel (c)Chyży.


Powrót do góry Go down

Kido musiał się pogodzić ze swoim losem. Przez czas, który ze sobą będą współpracować wręcz muszą siebie znosić. Niedobrze byłoby, gdyby nagle pokłócili się o byle jaką pierdołę, gdzie przeciwnik wykorzystał ich słabość i zaatakował od najwygodniejszej dla niego strony. Teraz mogli drzeć ze sobą koty, niemniej w mieście będą musieli zachować się na tyle profesjonalnie, żeby nie doszło do durnych sprzeczek. Tym razem to był test dla ich obu. Sirion doskonale wiedział, że Evan ciężko dogadywał się w grupach, dlatego zwykle działał w pojedynkę. I pewnie dlatego zlecił to właśnie jemu. Oj Sirion, Sirion.
Brak zaufania Yury'ego tylko pokazywał, że nie był gotów do zostania smokiem. Z dokładnością go obserwował i przez lata praktyki potrafił stwierdzić, kto mu ufa, a kto nie. Na chwilą obecną można mu to wybaczyć, im można — w końcu widzą się po raz pierwszy w tej przeklętej grupie. Jednak nic na to nie poradzi, że Evan nie sprawował władzy najwyższej i chcąc nie chcąc, musiał robić wydawane rozkazy. Zupełnie jak Kido.
Słuchał go uważnie, a to co mówił, miało nawet sens. Z chęcią zobaczy, jak to będzie wychodzić praktycznie. Oczywiście, będą mieli niemały problem, aby dostać się spokojnie do miasta, ale co to za zabawa, jeśli wszystko idzie po łatwości? Uniósł kącik ust, gdy mężczyzna zerknął na niego kątem oka, kiedy podzielił się swoją pomysłowością i inteligencją. Bardzo dobrze, że zna miasto od A do Z. Pod górę jednak będzie miał, kiedy przyjdzie moment, aby dostarczyć towar osobie żyjącej w Desperacji. Był ciekaw, jak szybko się zgubi bez pomocy Evana.
— Zobaczymy w momencie, kiedy Twój plan pójdzie powodzeniem. Póki co trzeba tam dotrzeć, a to trochę zajmie idąc pieszo — odparł spokojnie, pozwalając sobie nieco pokierować mężczyzną, żeby zszedł z drużki, którą przez cały ten czas szli. Evan nawet zdążył go wyprzedzić, bo w porównaniu do niego wiedział, jakimi skrótami iść, żeby nie wlec się tam przez całe trzy dni, a skrócić sobie robotę o całą dobę. Gdyby nie ten przeklęty typ, mógłby spokojnie polecieć, docierając tam w niecałe dwie godziny, może trochę więcej. A tak? Musi się męczyć jeszcze w obecności kogoś, kogo nie trawił.
W taki sposób zapadł wieczór.
Udało im się znaleźć opuszczoną jaskinię, w której będą musieli spędzić razem noc. W jego obecności nie wiedział, czy to dobry pomysł, jednak krótki odpoczynek na uzupełnienie prowiantu, wody i takie tam z pewnością im się przyda. W końcu od momentu, w którym ruszyli, jakoś nieszczególnie jedli.
— Wolisz coś upolować czy zająć się rozpalaniem ogniska i pilnowaniem jaskini? — stwierdził na początek, spoglądając na niego dość chłodnym i przerażającym spojrzeniem. Nie trawił go. Bardzo go nie trawił.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

To, że obaj nie byli szczególnie zmotywowani i zadowoleni z tej współpracy, nie podlegało żadnym dyskusjom i na tym etapie powinna być ona ucięta. Yury więc, paląc papierosa po papierosie, nie miał zamiaru demonstrować niechęci względem tego mężczyzny, tłumiąc ją tym samym w zarodku. Mieli wspólny cel i to na nim powinni się skupić w pierwszej kolejności.
Z jego strony nie padła żadna chęć podtrzymania konwersacji, która w jego odczuciu była cokolwiek bezproduktywna i na dłuższą metę pozbawiona sensu. Stąd też ostatnia uwaga anioła zawirowało na chwilę w powietrzu i ostatecznie została przez świadomość Smoka zmieciona pod dywan, jakby wcale nie padła. Jeśli Evan chciał się czuć panem sytuacji, proszę bardzo, niech się tak czuje. Biomech miał to w tym momencie w głębokim poważaniu.
Szedł pogrążony w milczeniu, z typowym dla siebie ni to drwiącym, ni to kpiarskim uśmiechem błąkającym się w kącikach ust. Kontemplował okolicę z dwoma wówczas jeszcze w miarę sprawnym, nie licząc wolno postępującej, ale już zbierające swoje żniwa jaskry oczyma. Chciał zapamiętać jak najwięcej szczegółów, co by potem nie mieć problemu z trafieniem wskazane przez zleceniodawcę miejsce. Pustynia miała tylko parę charakterystycznych punktów. Ta okolica jednak była skalista, więc zapadała w pamięć, nawet jeśli tylko połowiczo.
Po paru godzinnym marszu z krótkimi przerwami na podstawowe czynności fizjologiczne w formie jedzenia, picia i odpoczynku, zaczęło się ściemniać. Gwałtownie. Bezetapowa. Lawina mroku jak gdyby nic zlała całą Desperacje, alarmując jej mieszkańców o zbliżającej się rychło nocy.
W takich o to warunkach rozsądek podpowiadał, aby zaszczyć się w miarę bezpiecznym miejscu i czas oczekiwana na wschód słońca spędzić na krótkiej drzemce w ramach regeneracji siły. Najwyraźniej Evan pomyślał o tym samym, bo szybko znalazł im "dach" na głową w postaci jaskini. W drodze do niej, pozbierali wysuszone na wiór gałęzie i wszystko, co w zasadzie nadawało się do rozpalenia ogniska. Pustynia na obszarach dawnej Japonii nocą z Sahary przekształcała się w drugą Syberią. Chłód nękał ciała, zerkał pod ubrania, czasem paraliżował. Palenisko w tej materii okazało się być w takich sytuacjach najczęściej jedynym źródłem ciepła. Z drugiej zaś strony pod pewnym względem było zagrożeniem. Mogło zwabić zmutowane przez gen X potwory rodem z horrorów.
Rozpalę ognisko i popilnuję jaskini — zdecydował po chwili, zerkając przelotnie na anioła. Wolał nie ryzykować tym, że się zgubi. Te tereny był w końcu dla niego obce, a w tych okolicznościach ciemność nie może mu w rozpoznaniu wybranego na nocleg miejsca. Musiał liczyć na zmysł łowiecki Evana, jeśli skrzydlaci takowe posiadali.
                                         
Yury
Windykator     Opętany
Yury
Windykator     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Wcześniej Kido Arata, teraz Yury. Czasem Wujek Menel (c)Chyży.


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum

Strona 1 z 2 1, 2  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach