Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 13 z 19 Previous  1 ... 8 ... 12, 13, 14 ... 19  Next

Go down

Zmarszczył lekko nos, starając się zachować względny spokój I ciszę umysłu. Grow był zakłamany i okrutny. Najpierw karmił go miłymi słówkami, przez które naiwny dzieciak uwierzył, że naprawdę jest bezpieczny, tutaj, wystarczy, że będzie wykonywał jego polecenia i nigdy więcej nie zdradzi, ba, nawet o tym nie pomyśli. Ale co zrobić, kiedy niebezpieczeństwo wychodziło od samego „przełożonego”? Kiedy z każdym nowym dniem wymyślał coraz to bardziej absurdalne rozkazy i miewał coraz to bardziej egoistyczne zachcianki, na które Shion nie mógł i przede wszystkim nie chciał się zgodzić. A gdy padało stanowcze” nie, stop, przestań”, ten od razu się wkurwiał i niewiele brakowało, by wpadł w furię.
Furiat. Kretyn. Idiota. Dupek.
Miał ochotę wyrwać się i wybiec z tego pomieszczenia, wrócić dopiero za jakiś czas, może kiedy Growlithe zapomni? Albo nie będzie miał czasu, aby zwrócić uwagę na tak nic nie znaczącą pchłę? Nie, to były jedynie ułudne nadzieje dzieciaka. Doskonale wiedział, że Grow nigdy nie zapomni.
- Tak, dokładnie tak jest. – odparł mu równie uprzejmym tonem, jakim Wilczur go obdarował. - Chociaż z ranami czy nie, i tak jest ten sam efekt, jakby na to nie spojrzeć. – dodał posępnie, nieświadomie jeszcze bardziej się spinając. Czy on musiał być tak blisko? I mówić te wszystkie…. Okropności.
W akompaniamencie jego warczenia, dotyk wydał się wyjątkowo nieprzyjemny, a przecież wielokrotnie przyłapywał się na tym, że pomimo chropowatości jego skóry… lubił to. Była wyjątkowa, przynosiła ze sobą niespotykane do tej pory odczucia młodszego wymordowanego, odkrywał nowe sfery swojej własnej cielesności. Ale teraz… teraz było inaczej. Nie czuł tego przyjemnego uczucia ciepła, które kumulowało się w jego podbrzuszu, nie odczuwał ani niedosytu ani pragnienia. Nic. Tylko chłód i obrzydzenie.
”Jesteś bezużyteczny”
Zsunął się powoli ze skrzyni, kierując się powoli w stronę drzwi. Ciężko było mu uwierzyć, że Grow nie wiedział o jego analfabetyzmie. Czasami miał wrażenie, że był w stanie czytać z niego jak z otwartej księgi, znał jego każdą myśl ukrytą w zakamarku umysłu Shiona. Prędzej uwierzyłby, że tylko droczy się z nim dla swojej własnej, niepohamowanej przyjemności.
”Jesteś bezużyteczny
No dalej Shion. Postaw mu się. Powiedz mu, że nie jesteś. Nie daj sobą pomiatać.
- Już otwieram.. – powiedział cicho i pchnął drzwi na tyle, by psie ciało prześlizgnęło się do środka. Lubił Avery. Była pocieszna i kochana. Wielokrotnie, jeśli oczywiście miał ku temu okazję, spędzał chwile na głaskaniu i drapaniu jej. Ale nawet teraz nie przyniosła ze sobą spodziewanej radości. I choć skakała, szczekała i machała radośnie ogonem, umysł Shiona oscylował dookoła tego jednego, głupiego stwierdzenia.
Złapał w koniuszki świstek papieru i wyciągnął go zza psiej obroży. Wyminął Avery i podszedł do Growa, podając mu list. ”Jesteś bezużyteczny”
Ach, tak. Ile razy to słyszał? Ile razy powtarzał mu to jego ojciec, kiedy nie radził sobie w polu? Ile razy słyszał to od swojego pierwszego właściciela, kiedy został sprzedany jako zwierzątko domowe? Ile razy słyszał to w CATS? Ile razy….
- Nie jestem. – powiedział cicho, ledwo słyszalnie, jakby mówił szeptem. - Nie jestem bezużyteczny! – powiedział głośniej, zaciskając palce na kawałku materiału bluzy, wbijając ostre spojrzenie w swoje bose stopy.
- Umiem rozpalić ognisko, upolować zwierzynę i ją oskórować oraz wypatroszyć, a potem upiec. Coraz lepiej idzie mi łapanie ryb, umiem określać kierunki za pomocą gwiazd oraz mchu, rozróżniam podstawowe zioła, nauczyłem się przyrządzać zupę dzięki Matyldzie…. Nie jestem bezużyteczny, Grow! – uniósł spojrzenie na niego - Poznałem kogoś. Nauczył mnie tego wszystkiego. i nienawidzi zarówno ciebie oraz DOGS. - I przytyłem. Sama Matylda powiedziała, że przytyłem z kilogram! I będę trenował. Skoczek powiedział, że mi pomoże! I…. i oczywiście, że mnie dekoncentrujesz! Chyba każdy poczułby się na moim miejscu, jakby praktycznie wsadzano mu łapę w gacie! Ty chyba też tak byś się poczuł, jakbym nagle zaczął cię macać i wsadzać ci łapę wszędzie tam, gdzie mam ochotę! – zmrużył lekko oczy, czując wreszcie ulgę, kiedy pozwolił sobie na upust złości. Choć nie, została jeszcze jedna kwestia. Dość ważna, za którą pewnie potem oberwie. - I przestań się rzucać jak ryba świeżo wyciągnięta z wody, bo pogarszasz swój stan, a potem wszyscy znowu będą się martwić o ciebie. Ty…. Ty kretynie, ty! – zacisnął usta w wąską linię, chcąc wycofać się, ale nogi raptownie odmówiły mu posłuszeństwa. Jakby wrósł w ziemię. Poczuł dziwne uczucie zawstydzenia, które buchnęło mu w twarz, dlatego zawiesił lekko głowę, uspokajając oddech.
- Nie umiem czytać ani pisać. Nie przyznałem się, bo… się wstydziłem. Przed tobą. – mruknął odwracając głowę w bok. Wstydził się tego, jak i wielu innych rzeczy, których nie mógł powiedzieć na głos. Nie przed nim. Nigdy.
- I zabrałem ci bluzę, jak cię nie było…
                                         
Shion
Ratler     Poziom E
Shion
Ratler     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Shion.


Powrót do góry Go down

Nie trzeba być fachowcem, żeby pewne zachowania rozgryźć już na wstępie i tym razem Grow nie wydawał się ani zaskoczony, ani nawet zirytowany nagłym słowotokiem, który wylewał się spomiędzy ust młodszego wymordowanego i trafiał w Wilczura niemal z chlustem. Bezskutecznie. Shion strzelał kolejnymi argumentami, Grow przyglądał się swoim paznokciom.
Mógłbyś przynajmniej udawać, że go słuchasz. Dla niektórych to ważne. Cichy szept zabrzmiał jak jazgot szurających po tablicy paznokci. Inaczej przedstawienie nie odniesie sukcesu, Jace.
Jace – wtrącił Grow, wsuwając paznokieć kciuka pod paznokieć środkowego palca. Jest aktualnie poza zasięgiem. Niestety. Nie przywykł do klaskania przy takich tragediach, dlatego musisz mu wybaczyć, że wyszedł na samym początku spektaklu.
„I przytyłem.”
Kącik ust mimowolnie się uniósł, a w oczach na powrót zalśniło rozbawienie, choć nawet nie pokusił się o to, żeby na niego zerknąć. Przytył. Kilogram. I każdy wkoło mógł to wywnioskować. Co za szmira. Kilogram to za mało, żeby dostrzec to gołym okiem – już szczególnie wtedy, gdy żyje się z kimś z dnia na dzień, a patrząc na to, ile szczyl zawdzięcza Matyldzie, z nią widuje się o wiele za często. I on próbował mu wmówić, że ktoś, kto tę tchórzliwą, zakichaną mordę widzi średnio pięć razy na dzień, był w stanie zobaczyć różnicę? Już pomijając brak stosownych do tego narzędzi – to było niewykonalne samo przez się.
Nic w tym zabawnego, rzucił Lars, marszcząc czarny nos, aż górna warga nie uniosła się i nie odsłoniła ostrych kiełków.
Mnie bawi, wtrącił Grow, odrywając wreszcie spojrzenie od poobgryzanych, poczerniałych od piachu i brudu paznokci.
Powinieneś spoważnieć. – Lis nie dawał za wygraną. Poza tym mówiłeś, że nie masz zamiaru go słuchać!
Nie powiedziałem, że nie będę go słuchał.
Lis uniósł uszy.
To tylko brak reakcji.
Reakcji? – Łeb małego zwierzątka przechylił się w prawo, w lewo, w prawo, w lewo.
Większość znudziłaby się na starcie, gdyby ktoś tak lekceważąco podchodził do tematu.
Ale nie Shion.
No nie.

Czy zamierzał to jakoś wyjaśnić? Z pewnością. Zawiązany na supeł żołądek przeciskał mu się przez gardło i czuć było na języku przedsmak kwaskowatej żółci, aż oczy zalśniły, jakby dostrzegł tuż przed nosem coś niechcianego i problematycznego. To tylko pokazywało, jak wiele gorzkich słów przylegało mu teraz do podniebienia i dlaczego tak długo milczał, zamiast od razu odpowiedzieć na wzburzenie podopiecznego.
Teraz ci bardziej nie wstyd? – Wyjął z jego dłoni rulon z wiadomością, jednocześnie unosząc wzrok. Nie odczytał. Położył tylko papier tak szorstki w dotyku, jakby ziarenka piasku na stałe do niego przywarły na swoim udzie i nie odrywał od niego badawczego spojrzenia. W końcu chciał wiedzieć jak jest. — Wystarczyło powiedzieć wcześniej. Dawno bym się tym zajął.
Kojące słowa, jakie łagodnie rozmywały ciszę, były tylko dodatkiem do kpiarskiego uśmieszku. Czym na Desperacji był wstyd? Przemierzając bezkresy pustyni zapominało się o wszystkim, co nie było wodą lub świeżym jedzeniem. W Apogeum przechodziło się nad parą ściśniętą w stosunku, ignorując szybkie sapania i nietłumione jęki. Nawet w DOGS „wstyd” dawno wymarł. Mało kobiet chodziło tu nagich? Mało dzieci klęło? Mało mężczyzn wolało pieprzyć w salonie, a nie własnych norach? Białowłosy pokręcił lekko głową.
Sam więc widzisz. Jesteś bezużyteczny, jeśli sądzisz, że twoje umiejętności świadczą o tym, jak postrzegają cię inni ludzie. Naprawdę uważasz, że wystarczy nie zgubić się w lesie, żeby uważano cię za wartego zachodu? Wszyscy, którzy nie potrafią polować, są beznadziejni? I w drugą stronę – każdy, kto rozróżnia podstawowe zioła jest fantastyczny? Zagalopowałeś się, młody. Gdyby to było tak łatwe, wszyscy bylibyśmy ideałami. Na co ci się zda umiejętność patroszenia saren, jeżeli zginiesz staranowany przez stado? Po co ci czytanie z gwiazd, jeżeli pewnego dnia oślepniesz i nikt nie będzie chciał być w pobliżu, żeby wskazać ci kierunek marszu? Wartości, jakich bronisz, są snobistyczne i do niczego cię nie doprowadzą. Z takim tokiem myślenia zdechniesz prędzej ode mnie. A, jak widzisz, wielu próbuje drugiej wersji. – Uniósł palec w górę. Nad jego głową wisiała półka – od niepamiętnych czasów praktycznie nic na niej nie zmieniano. Ani nie dodawano, ani nie odejmowano książek. Wszystkie były ściśnięte, jedna przy drugiej, na baczność. Na nich kilkanaście kolejnych, już w poziomie. Wszystkie obrośnięte kurzem. — Wiesz po co są książki? — Dwukolorowe ślepia wymordowanego rozbłysły, odbijając od siebie światło świecy. — Na kilka godzin stajesz się kimś innym. Większość treści pozwala na tak mocne wczucie się w bohatera, jakbyś sam rozwiązywał zagadki, walczył z piratami albo był głupim nastolatkiem, który oblał sprawdzian, rujnując sobie całe życie. Popełniasz ich błędy, samemu zostając nietkniętym.
Avery szczeknęła głośniej, ale umilkła natychmiast, gdy ujrzała podniesioną rękę. Długi, puszysty ogon przecinał jednak powietrze, a całe łapy jej drżały od spazmów zniecierpliwienia.
Skoro mam teraz więcej czasu, będzie można cię nieco wyedukować. – Avery wydała z siebie stłumione popiskiwanie, kiedy Grow ruchem nadgarstka kazał się jej cofnąć. Na białych kartkach wachlarzem rozsypanych na podłodze pozostały czarne odciski łap. — Pozbieraj je. Zdejmij też wszystko z szafki nocnej i przysuń ją bliżej. Tutaj. – Palcem wskazał na miejsce obok siebie – mniej więcej naprzeciwko biodra. — W magazynie powinny być jeszcze resztki węgla. Może atramentu. Idź po to. A, jeszcze jedno. – Zadarł wyżej głowę, jakby tylko tym jednym ruchem mógł zatrzymać Shiona tuż przed drzwiami. — Dziś był ostatni raz, jak widzisz się z Matyldą. Do odwołania.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Poczuł się tak, jakby Growlithe właśnie zamachnął się i przywalił mu w ryj, a potem zrobił to jeszcze przynajmniej dwukrotnie. Dlaczego? Dlaczego nie mógł…. Pochwalić go? Przecież nie siedział na dupie i nic nie robił. Nie leżał zwinięty w kącie i nie użalał się nad swoją marą egzystencją, a jednak starał się, próbował, powoli się uczył i łapał przeróżnych rzemiosł, bardzo szybko chłonął nową wiedzę, bo chciał być przydatny dla DOGS, dla niego. A mimo to mu wciąż było za mało, wciąż nie czuł się usatysfakcjonowany i zamiast go jakoś zmotywować, pchnąć do przodu, to podciął mu skrzydła już na samym początku.
Drobne dłonie zacisnęły się w pięść, po czym przykucnął i bez jakiegokolwiek słowa zaczął posłusznie zbierać kartki z ziemi, choć jakiś wewnętrzny głosik aż piszczał z podekscytowania, by cisnął nimi w Wilczura jednocześnie głośno wyrażając swój bunt. Ale był tchórzem.
Czyżby?
Podszedł do wskazanej szafki i ułożył na jej blacie wcześniej zebrane kartki, po czym naparł na nią swoim biodrem, by ją przesunąć, bo o podnoszeniu nie było mowy. Mebel boleśnie zaskomlał, kiedy szurał po posadzce, aż wreszcie znalazł się tuż obok drugiego wymordowanego.
”Dziś był ostatni raz, jak widzisz się z Matyldą”
Uniósł gwałtownie głowę, może nawet aż za bardzo, gdyż poczuł jak naciąga ścięgno, w czego syknął jednocześnie łapiąc się za bok szyi. Jak to? Jak to nie mógł spotykać się z Matyldą? Niby z jakiej racji? Jakim prawem Growlithe bronił mu spotykać się z osobą, która okazała mu najwięcej dobra i serca w tym miejscu?
Dość, Shion, słyszysz? Dość
- Nie masz prawa… – powiedział cicho I wbił twarde spojrzenie w siedzącego Wilczura. - Nie masz prawa zabronić się z nią widywać. Bo niby dlaczego? Czemu nie mogę się z nią widywać? I.. i wiesz co ci powiem? Sam jesteś bezużyteczny, ha! Tak, tak! Jesteś! I do tego brzydki, głupi i… i… i masz piegi! I w ogóle to się pieprz. – no to Shion mu pojechałeś - I będę się spotykał z każdym z kim chcę I robić co chcę, ha! – zmrużył oczy, jednocześnie cofając się - I wychodzę I nie wiem kiedy wrócę. I idę po węgiel, ale nie dlatego, że ty mi tak powiedziałeś! – odwrócił się i wyszedł wściekły. Oczywiście po drodze marudził jakąś litanię pełną przekleństw, wyzwisk i wszystkiego tego, co najgorsze. Miał ochotę krzyczeć, a najlepiej coś rozwalić. Być może właśnie dlatego, że emanował morderczą aurą a wyraz twarzy mówił „nie odzywaj się bo zabiję” sprawił, że w magazynie bez jakichkolwiek zbędnych pytań dali mu jeden długopis i parę kamieni węgla. Zgarnął co miał zgarnąć i wrócił do pokoju. Wędrówka zajęła mu, o dziwo, nie więcej niż dziesięć minut, dlatego też Grow nie był ‘zmuszony’ czekać na niego zbyt długo.
Chłopak obszedł Avery i położył na szafce węgiel oraz długopis, po czym na bezczelnego wcisnął się swoim dupskiem pomiędzy nogi jasnowłosego, choć miał na uwadze jego rany i tylko to go powstrzymało od uderzenia swoimi plecami w jego klatkę piersiową. Ale nic nie powiedział. Nie spojrzał. Brakowało jedynie prychnięcia. Jak na dojrzałego dzieciaka przystało.
                                         
Shion
Ratler     Poziom E
Shion
Ratler     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Shion.


Powrót do góry Go down

Plecy przylgnęły do nagiej ściany zaraz po tym, jak Shion wyszedł, długo jeszcze racząc właściciela słodkimi słówkami. Przekleństwa ucichły dopiero po kilkudziesięciu krokach, choć Grow nie wątpił w siłę płuc młodszego wymordowanego, który na pewno postanowił zrobić przedstawienie w każdym przebytym tunelu.
I po co?
Palce ścisnęły mocniej nasadę nosa, gdy próbował się uspokoić. Tylko jakaś nieludzka cierpliwość sprawiła, że Shat wciąż była na łańcuchu, a rozszalałe mary nie sięgnęły gardła Shiona, nie zaczęły pościgu, nie rozwyły się na całą kryjówkę. Prędko zdał sobie jednak sprawę, że nie warto. Jeżeli miał powód, dla którego powinien strzępić sobie nerwy, na pewno nie tyczyło się to szczeniaka, któremu ostatnimi czasy widocznie za bardzo poluzował obrożę. Z tą myślą uchylił na powrót powieki i wbił wzrok w trzymany rulon, dotychczas niezbyt zainteresowany jego treścią. Rozwinął jednak papier i od razu rozpoznał charakterystyczne pismo, z którym styczność miał jeszcze jako dzieciak wychowywany na operach i wykwintnych spotkaniach.
Z okularami ponownie włożonymi na nos kończył akurat czytać wiadomość od Arthura, kiedy powróciła ruda furia. Nie uraczył go co prawda spojrzeniem od razu, ale po dłuższej chwili uniósł wzrok i skierował go na rozeźloną twarz, której przyjrzał się uważniej, doszukując się tylko sobie znanych sygnałów.
Obłąkanie? Nieobecność? Zaskoczenie? Zdenerwowanie?
Język zwilżył dolną, popękaną wargę wymordowanego, gdy ten opierał się dłonią o brzeg skrzyni, aby dać sobie podporę przy lekkim przechyleniu w bok. Oczy bezczelnie błądziły po podopiecznym tnąc go na coraz mniejsze kawałki, ale mimo zawziętości, z jaką robił to albinos, wnioski się nie nasuwały.
Zresztą, Shion zachowywał się jak kretyn. Tchórz. Wrzeszczał, wyzywał, a potem nagle wychodził, nie chcąc słuchać odpowiedzi. Jak z kimś takim rozmawiać? Przez głowę Wilczura prześlizgnęła się mimowolna myśl. Potrzebuję Ryana. Przeciwieństwa. Paradoksalnie Grimshaw, mimo emocjonalności porównywalnej do góry lodowej taranującej Titanica, dawał jednocześnie poczucie stabilności. Mówiąc „nie” miał na myśli „nie”. Nic więcej. Nic mniej. Jego zdanie nie było chwiejne, motyw nie zmieniał się z sekundy na sekundę, zależnie od uczuć i nastrojów. Przy nim grunt był stały, w porównaniu do kruchego lodu, po jakim się stąpało w towarzystwie Shiona.
Wziął więc nieco głębszy wdech.
Za kilka dni wyślę cię do Rottweilera. Może moja ocena jest za mało obiektywna. — Złapał w palce przyniesiony długopis i dwie z kartek, które oparł na zamkniętej okładce książki do teraz tkwiącej na jego udach. — I potrzeba kogoś, kto spojrzy na ciebie z innej strony i uzna, czy faktycznie da się coś z ciebie zrobić — dokończył machinalnie, przyciskając końcówkę narzędzia do papieru, na którym pewną ręką napisał trzy pierwsze litery — „s”, „h” oraz „i”. Każda z nich znalazła się w stosownej od siebie odległości, żeby dzieciak był w stanie wepchnąć tam swoje pokraczne kulfony ślepo naśladujące rozrysowanie tak wielkich, jak i małych znaków.
Za niesubordynację nie będę stosował kar. Za stary jestem na wychowywanie nieswoich szczyli. — Położył przed nim kartkę. — Zabiję. — Usta poruszyły się na kształt tych słów tuż przy uchu Shiona, co początkowo mogło zabrzmieć jak żart kogoś, kto stracił cierpliwość i chciał się podroczyć. Brak rozbawienia w dwukolorowych oczach, które zazwyczaj szalało, gdy wymordowany sięgał po groźby bez pokrycia, jasno jednak pokazywał, jak poważnie do tego podszedł.
Nie odsuwając się, wskazał palcem pierwszy ze znaków.
Bierz węgiel i pisz. Najpierw „S”. Chcę co najmniej 10 stron tej litery.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Spoglądał przez dłuższą chwilę w kartkę, na której widniały napisane litery. I chociaż patrzył, to ich nie widział. Jego umysł w tym momencie działał na wzburzonych falach. Miotał się, krzyczał, drażnił i wbijał swoje małe pazurki bardzo głęboko. Rudowłosy zagryzł dolną wargę i sięgnął lewą dłonią po węgiel, zaciskając na nim palce. Nie chcę, powoli zaczął nakreślać literkę, która wyglądała jak zgwałcony wąż na drodze, który lada moment miał zacząć zrzucać skórę. Nie chcę do niego. W milczeniu jeszcze do niedawna czysta kartka zaczynała być gęsto pokryta krzywymi literkami.
Nie lubi go. Nie chciał iść do niego. Czuł się przy nim nieswojo. To nie był czysty strach jak w przypadku Wilczura, a jeszcze innego, już gdzieś głęboko skopane uczucie pod warstwy kurzu. To była chyba nienawiść. Nienawiść, którą tuż po odejściu z CATS karmił się każdego dnia, nienawiść, która usnęła kiedy Shion zaczął dobrze się czuć w DOGS, nienawiść, która na nowo rozdrapie zasklepione rany.
No i nie chciał przede wszystkim dlatego, że…
Odwrócił kartkę z cichym szelestem i kontynuował swoje pseudo hieroglify. I choć zdecydowanie sprawniej mu to szło i „S” nie wyglądało już jak zgwałcony wąż, to nadal płakało i prosiło o pomstę do nieba. No ale cóż, nikt nie mówił, że po jednym dniu będzie mistrzem, prawda?
Gdy wreszcie ostatnia litera przyozdobiła kartkę, odłożył węgiel, prostując się nieznacznie, ale już po chwili jego sylwetka na powrót przybrała pozycję nieco zgarbioną. Na oślep wyciągnął dłoń w jego stronę i zacisnął palce na materiale bluzy jasnowłosego.
- Nie porzucaj mnie. – powiedział cicho, wpatrując się teraz w drewniany blat szafki. Nie lubił Growa. Cholernie go nie lubił. Wkurzał go, nie szanował jego i jego prywatności, macał go kiedy chciał i gdzie chciał, wyśmiewał, narzekał, obrażał… Ale nie chciał, żeby go porzucał i oddawał w cudze, no i nieco obce, ręce. Miał złe przeczucia co do tego. Nie był przecież zabawką, którą można sobie przekazywać z ręki do ręki. Nie był też zwierzątkiem, które oddawało się komuś innemu tylko dlatego, że zaczęło przeszkadzać i nie pozwalało właścicielom na wyjazd w góry. Nie był--
- Proszę.
                                         
Shion
Ratler     Poziom E
Shion
Ratler     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Shion.


Powrót do góry Go down

„Proszę.”
Nie działa to na mnie.
Skąd ta obojętność?
Nawet nie drgnął pod naporem jego dotyku, tym samym przecząc poprzednim „faktom”, jakie zarzucał mu Shion — w porównaniu do niego nie warczał, gdy ktoś postanowił go dotknąć. „Wstyd” nie obowiązywał w jakiejkolwiek formie i choć wydawało się, że brak jednego uczucia powinien zrobić więcej miejsca innemu, tym razem nie wyszedł poza ramy ignorancji, bardziej zajęty kreśleniem własnych liter, niż tym, co mogło się teraz kłębić w głowie młodszego wymordowanego.
Zabawki.
Zwierzątka.
Czym dla niego był, jak nie podręczną maskotką, która na pstryknięcie palcami bawiła widownię? Rzecz jasna, zgarnął go z ulicy, więc nic dziwnego, że kilka mechanizmów było nadwyrężonych lub zardzewiałych. Jeśli jednak nie był w stanie ich naprawić, jaki sens miało trzymanie go przy sobie?
Zepsute rzeczy się wyrzuca. Pali.
Skoro jesteś taki rewelacyjny, to na pewno przejdziesz wszystkie testy, jakie narzuci ci Ryan. W czym problem?
Uszy Avery przylgnęły do czaszki i na kilka chwil zdawało się, że nigdy więcej nie wykona żadnego ruchu. Wpatrywała się jak zaczarowana w papier, na którym Grow jeszcze chwilę temu stawiał litery, a który teraz niespiesznie składał w znany suce kształt. Wiadomość. Wyczuwając kolejne zadanie z jej gardła wyrwało się prawie stłumione piśnięcie, aż wreszcie ujrzała uniesioną dłoń i wreszcie dźwignęła zad, doskakując niemal do swojego właściciela.
Ogon ciął powietrze ze świstem ostrego miecza, gdy Grow wsuwał za jej obrożę pożółkłą od czasu kartkę. Klepnął ją potem w bok i wypowiedział imię kuzyna, na które borderka uniosła uszy, wywaliła jęzor i wystrzeliła do wyjścia, drapiąc krótkimi pazurami ziemię.
Jedna sprawa odhaczona.
Zostało miliard innych.
Wymordowany, mimo świadomości jak wiele pracy go czekało po tak długiej nieobecności, ściągnął okulary i odłożył je na bok. Panujący wewnątrz półmrok już od kilku godzin dawał mu się we znaki, ale teraz dopiero poczuł kujący ból oczu.
Za dużo czytania jak na jeden dzień, Jace.
Za dużo nerwów.
Problemów.
Za dużo wrzasków i widoków, których nie chciałeś doświadczać.

Cicho. — Warkot przetoczył się po pokoju. To słowo wżarło się w jego gardło na amen — wypowiadał je częściej niż zamierzał. Rzadko odnosząc zamierzony efekt. Nawet teraz miał wrażenie, że świat nie pozwoli mu długo siedzieć w upragnionym milczeniu, bo choć Shion nieco przygasł, mary natychmiast postanowiły zabrać głos za niego. Wilczur z niezadowoleniem przycisnął palce do skroni, starając się wyróżnić własne myśli od szepczących tonów.
Skąd to odtrącenie?
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Ethan…. Ethan miał rację.
Powinien trzymać emocje na wodzy, otoczyć się szczelnym murem przed tym wszystkim. Tak, jak to zrobił kiedy trafił do CATS. Wtedy nic go nie interesowało, wszystko przyjmował w ciszy, bez zająknięcia. Ethan wiedział co było dla niego najlepsze. Dbał o niego, opiekował się nim, pilnował…
”Cicho
- Przecież nic nie mówię. – burknął nieco marudnie.
…. Ale teraz jest mu lepiej.
Nie wiedział czemu, ale tak było. Dopiero od jakiegoś czasu zdał sobie sprawę, że tutaj mógł być sobą. Nie musiał nikogo innego udawać, być sztuczną osobą. Nawet mógł sobie pozwolić na emocje, a kiedy ciało nie wytrzymywało naporu krwi, która burzyła się w jego żyłach – znalazł bezpieczniejsze ujście, niż do tej pory. Było mu dobrze. Przy nim.
Nie chciał iść do Grimshawa. Było mu niedobrze na samą myśl. Bez względu na wszystko, chciał tutaj zostać.
Odłożył węgiel i podciągnął się na skrzynię, siadając naprzeciwko wymordowanego, układając się na swoich piętach. Musiał z nim porozmawiać. Innego wyjścia z tej sytuacji nie widział. Nie chcę iść do Ryana. Chcę zostać tutaj, z tobą, kretynie.
- Nie chcę… – zaczął, ale zdał sobie sprawę, że jego ton może brzmieć nieco pretensjonalnie, dlatego odczekał chwilę, wziął parę głębszych wdechów I wydechów, po czym spojrzał w oczy Growa, z powagą, choć z cieniem strachu, którego chyba nigdy nie wyzbędzie się stając oko w oko z drapieżnikiem.
- Nie chcę do niego. Chcę zostać tutaj, z tobą. Jestem twój. Należę do ciebie, nie do niego, Grow. – położył obie dłonie na swoich udach i zacisnął ledwo zauważalnie palce na materiale spodni. - Nie jestem taki super, dobrze to wiesz. Ja też to wiem. Wielu rzeczy nie umiem. Ale chciałbym, żebyś to ty ich mnie nauczył, nie on. Chcę, żebyś nauczył mnie walczyć nożem i się bronić, pisać i czytać. O świecie. Nie oddawaj mnie. Poprawię się. Będę wykonywał każdy twój rozkaz bez zająknięcia, tylko mnie nie oddawaj. Dobrze mi tu. Naprawdę. Przywykłem do tej nory, do zapachu jaki unosi się dookoła, do ciebie. Będę robił co chcesz. Nie będę już pyskował. Daj mi jeszcze jedną szansę, Grow. Tylko mnie nie oddawaj. – brzmiał, o dziwo, wyjątkowo spokojnie, jak na niego, i dość pewnie siebie. Tak z pewnością mógłby pomyśleć ktoś stojący obok, ktoś, kto nie znał Shiona. Prawda była taka, że bał się. Bał, że Grow się go pozbędzie, wyrzuci, odda. Chciał tu zostać i jeżeli ceną tego było zmiana samego siebie, był gotowy się tego podjąć. Ten ostatni raz. Wiedział, że musi się wziąć w garść. Ethana nie ma. Nie ma nikogo, kto będzie się nim opiekował. To życie… to życie musiał wziąć samemu w swoje dłonie i je ukształtować. Dlatego nie chciał odpuścić. Nie mógł.
                                         
Shion
Ratler     Poziom E
Shion
Ratler     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Shion.


Powrót do góry Go down

„Przecież nic nie mówię.”
I chwała Bogu.
A od kiedy zrobiłeś się taki religijny?
Uśmiechnął się tym kpiarskim uśmieszkiem kogoś, kto czuje przewagę nad sytuacją niemożliwą do opanowania. Jak wariat.
Ale to nie szaleństwo nim targało. To doświadczenie podsuwało pomysły, wymyślało najbardziej prawdopodobne opcje, a kiedy Grow dostrzegł, jak poczerniała od „przyboru” ręka ściska mocniej węgiel i nieruchomieje, doskonale wiedział, co się zdarzy.
Bóg faktycznie nie był potrzebny. Ludzie działali na zbyt prostych mechanizmach, żeby nie być w stanie ich rozgryźć. Dopadło cię znudzenie, Jace. Białowłosy zacisnął usta, by pozbyć się miny. Dokładnie w tym samym momencie Shion wsunął nogi na skrzynię. Wszystko, co widzisz, oglądałeś setki razy. Podniósł wzrok, natrafiając na brązowe oczy, błyszczące od dogasającej świecy; ciepłe, duże, przerażone, ale zdeterminowane. Polowałeś na sarny od kiedy sięgasz pamięcią. Powieki drgnęły lekko, ale nie spuścił wzroku na usta podopiecznego, postanawiając utrzymać z nim kontakt do czasu, aż ten sam nie postanowi go zerwać. Kończyło się tak samo.
„Nie chcę...”.
Nie ma znaczenia czego chcesz. — Te kilka słów powinno zatrzymać salwę tłumaczeń, ale Grow nie był na tyle naiwny, by trzymać się akurat tej brzytwy — Shion niejednokrotnie pokazał, jak ciężko mu trzymać gębę na kłódkę, gdy dopraszano się od niego milczenia. I tym razem głos ciął ciszę na plasterki; niemal brutalnie.
Byle mówić.
Wilczur poprawił nieco swoją pozycję, czując jak połamane kości ocierają się o siebie, a szwy napinają do granic możliwości, prawie na nowo rozrywając i otwierając rany, gdyby w porę nie rozluźnił mięśni i nie oparł się barkiem o wilgotną ścianę. Trudno tu mówić o wygodzie — od kilku dni stale cierpnął — ale przynajmniej mógł się wyprostować i spojrzeć z góry na przycupniętego na skrzyni dzieciaka.
Jakkolwiek by na niego nie patrzył — zawsze wydawał mu się mały.
Na kilka tygodni oddeleguję cię do Rottweilera. — Klamka zapadła wraz z ostatnim słowem, choć na ustach Wilczura, paradoksalnie, znów pojawił się uśmiech. — Miałeś wiele szans, żebym zmienił o tobie zdanie.
Słuchanie wrzasków, ironii, szczeniackich odzywek, znoszenie jego wahań, oglądanie scen, doświadczenie marudzenia i niewdzięczności — w którym momencie popełnił błąd, że stale był skazywany na takie przedstawienia? Nie zabijając go tego dnia, gdy pod podeszwą buta znajdowała się głowa Kociska z wrogiej frakcji? Ten jeden raz przesuwając palcami po jego włosach, w ramach najprymitywniejszej formy dumy? Milcząc, kiedy ten krzyczał, złorzeczył, ciskał kolejnymi przekleństwami?
Mogłeś mu się odgryźć.
Mój błąd.
Oczy Growa pociemniały, gdy przydługie już włosy rzuciły cień na jego twarz. Głowę pochylił tylko nieznacznie; na tyle, by znaleźć się trochę bliżej Shiona, ale nie przesadzając.
Nie rozumiesz? — Dotychczas twarde tony przeniknęły się z lżejszym wydźwiękiem; aż wreszcie opadły do szeptu. — Musisz się wyciszyć.
Złamać.
Jeżeli życie u boku Growa nie zagwarantowało, mimo tylu miesięcy, żadnych rezultatów, najwidoczniej potrzebne były inne środki. Radykalne. Ryan powinien być jedną z ostatnich opcji, ale brak cierpliwości i rozdrażnienie nie pomagały w doborze lżejszych decyzji, dlatego wizja Shiona testowanego przez osobę, której sam nienawidził, została wybrana jednogłośnie.
Białowłosy odsunął się minimalnie. Tyle wystarczyło, by cienka nić „porozumienia” została zerwana.
Wejdź.
Drzwi zaskrzypiały żałośnie, nim w malutkiej szparze między nimi a framugą nie pojawiła się głowa. Światło świecy ledwie odganiało mrok z twarzy Itarawy, ale jego oczy lśniły, jak u żadnego innego Psa.
To oczy człowieka.
— Szefie, jest sprawa.
Nie wątpię.
Grow kiwnął głową prawie niezauważalnie, ale tyle wystarczyło, by Itarawa wślizgnął się do środka. W prawej dłoni ściskał żółty materiał poplamiony ziemią, kurzem i czerwienią. Jego własna chusta zaciśnięta była mocno na nadgarstku, dlatego pytanie nasuwało się samo.
Usta Wilczura rozchyliły się, ale ostatecznie zamarł, lekko mrużąc ślepia. Poczuł znajomą woń, aż nozdrza rozszerzyły się przy kolejnym wdechu.
Gavran.
— Na to wygląda.
Grow syknął.
Gdzie to znaleziono?
— Tego nie wiem.
Zszarpał z siebie koc, kładąc już jedną z bosych stóp na ziemi.
A kto, kurwa, wie?
Zatrzymał się, dostrzegając minę Kundla.
— Cóż... — Itarawa spojrzał znacząco na Shiona.
Chwilę potem spojrzał na niego też Grow.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Zaskakujące.
Wystarczyły dwa słowa wypowiedziane miększym tonem, prześlizgujące się przez jego skórę i wsiąkające w każdą komórkę drobnego ciała, a umysł chłopaka zaczął powoli rozumieć, o co chodziło Wilczurowi. Strach związany z wizją porzucenia rozmył się, pękł jakby był jedynie mydlaną bańką, niczym więcej.
- Wyciszyć się… – powtórzył bezgłośnie za nim, spuszczając otwarte szerzej spojrzenie. Wyciszyć się. Nie zamierzał go oddać na zawsze, pozbyć się bo się nim znudził czy po prostu już go nie chciał. To było tymczasowe. Dzieciak zadarł głowę wpatrując się w dwubarwne tęczówki, chyba tak naprawdę po raz pierwszy dostrzegając w wymordowanym nie tylko niebezpiecznego drapieżnika, który może zaatakować w każdym momencie, a przywódcę gangu DOGS. Prawdziwego, wzbudzającego respekt, który na swój sposób dba o każdego Psa w grupie. Nawet o takiego szczeniaka, jakim był Shion.
Poczuł coś dziwnego.
Coś, co chyba nigdy wcześniej mu się nie zdarzyło. Drżenie serca przyspieszyło, wywołując uczucie duszności i gorąca, które wgryzało się w jego żyły oraz wnętrzności. Uniósł dłoń i złapał nią nieśmiertelnik skryty pod materiałem bluzy. Chłód metalu przyjemnie podziałał na jego rozgrzaną skórę, nieco go otrzeźwiając.
Co to? Co to za uczucie?
Nie znał tego. Z jednej strony wystraszył się czegoś, czego nie znał, z drugiej zaś… nie było takie złe. A nawet przyjemne. Gdyby tylko potrafił to skonkretyzować. I uspokoić szybkie bicie serca, bo inaczej czuły słuch Wymordowanego wyłapie je. A z tego rudowłosy raczej się nie wytłumaczy. Przełknął cicho ślinę, biorąc kila głębszych wdechów i wydechów. Usta zadrżały, by po chwili pozwolić kącikom ust unieść się w delikatnym uśmiechu.
- Czyli to nie jest na zawsze… – uniósł wierzch drugiej dłoni i przycisnął ją do ust, kiedy roześmiał się cicho. - Czyli będę mógł wrócić do ciebie? – zapytał, choć jego pytanie było retoryczne, i nie oczekiwał jakiejkolwiek odpowiedzi na nie. Tak, wiedział. Wiedział i zdawał sobie sprawę, że jego zachowanie było dyktowane nieświadomym pragnieniem jego atencji. Ale tym razem nie zawiedzie go. Wyciszy się. Nie będzie protestował. Zrobi wszystko, by spoglądał na niego jak na równego, pełnoprawnego Psa. I wtedy będzie mógł zwrócić mu nieśmiertelnik.
- Rozumiem. Teraz rozumiem. – powiedział bardziej do siebie, niż do niego, przekręcając się i na powrót siadając przy szafce, łapiąc za kawałek węgla.
- Co jest po S? – zapytał zerkając na niego przez ramię.
Tylko że wtedy pojawił się na scenie jeszcze jeden aktor.
Z początku Shion nie do końca ogarniał, co tak naprawdę się dzieje i o co chodzi. Chusta. Itarawa. Spojrzenia kierowane w jego stronę. A potem poczuł się, jakby dostał w twarz i zaczynał mieć cholerne deja vu.
- To nie tak! – jęknął wciągając powietrze, spoglądając to na Growa, to na Itarawę.
- Jeden z Kundli przyniósł mi list i chustę od Skoczka. Ale z powodu pewnych moich… ułomności, stwierdziłem, że przyniosę to tobie, Grow. Zwłaszcza, że to chusta Psa. Ale nie wpuszczali wtedy do ciebie nikogo oprócz Sany, więc Itarawa zaoferował się, że ci to przyniesie. Myślałem, że już to zrobił. Mówię prawdę, Grow. Nie kłamię. Przysięgam. – spojrzał w dwukolorowe tęczówki mając wrażenie, że stąpa po cholernie cienkim lodzie. Ale tym razem mówił prawdę. Nie kłamał.
Nie zdradził.
Nie tym razem.
- Itarawa. – zwrócił się w stronę drugiego mężczyzny. - Masz ten list?
-A tak, już. – sięgnął do kieszeni i wyciągnął nieco pognieciony skrawek papieru. Podszedł do Growa i wręczył go mu, a chustę położył na blacie szafki.


Spoiler:
                                         
Shion
Ratler     Poziom E
Shion
Ratler     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Shion.


Powrót do góry Go down

Tłumaczył się.
Znów.
Wystarczył jeden krok w złym kierunku, by kłódka puściła.
Usta Wilczura poruszyły się. „Miałeś się wyciszyć.” Ale nie powiedział tego na głos. Bo on, w porównaniu do Shiona, umiał się do tej zasady dostosować. Nie powinien być tym, który mówi o ciszy, gdy w głowie szalał chaos, jednocześnie jednak był pierwszą osoba, która tę ciszę doceniała i znała wszystkie możliwe jej walory.
Gdyby mary zamilkły... choć na chwilę... na moment... byłoby po prostu...
„Mówię prawdę, Grow”.
Wilczur odwrócił twarz, spojrzał wtedy na Itarawę. Mężczyzna stał przed nimi z luźno zwieszonymi rękoma – w jednej trzymał chustę, drugą wkładał już do kieszeni. Jeszcze nim Shion zapytał go o list, pognieciona kartka zawisła przed podniesioną ręką przywódcy. Grow poczuł pod startymi do krwi opuszkami szorstki materiał, gdy chwytał za papier.
Wszystkie listy od Skoczka były równie szorstkie, jak jego usposobienie.
W milczeniu przebiegł wzrokiem po – znanym już – piśmie Pudla, co kilka zdań bardziej marszcząc brwi. W pewnym momencie płomień w kształcie zaostrzonej na górze gruszki buchnął, przybierając większy, chwiejny kształt. Światło wciąż było słabe, ale teraz wystarczające, by doczytać postscriptum ulubionego sekretarza.
Jedynego sekretarza.
Itarawa.
Plecy Itarawy nagle się wyprostowały, ramiona uniosły, dłonie przylgnęły do boków.
Baczność, żołnierzu.
─ Tak?!
Znajdź Ailena. ─ Przy imieniu się zawahał. Nie mów „Kurta”, Jace. Nie jest nim. Nigdy, do cholery, NIGDY nim nie będzie.Niech stawi się u mnie.
Itarawa przytaknął.
─ Tak jest.
A Grow uśmiechnął się, podnosząc z łóżka.
Z trudem.
Odmaszerować.
Kundel kiwnął głową, z ulgą odwracając się na pięcie i ruszając do drzwi.
Wilczur tymczasem przeszedł się po pomieszczeniu, stopą odsuwając na bok posklejane kartki i kilka brudnych ubrań. Spod sterty pogniecionych ciuchów dostrzegł spodnie w stanie krytycznym – dla Desperata wydawały się jednak zszarpane ze sklepowego manekina. Podniósł je, jednocześnie drugą dłonią ciągnąc za sznurek ściskający biodra. Materiał, dotychczas przylegający mocniej do skóry, teraz nieco się obluzował.
Co do ciebie, wrzeszcząca królewno ─ wsunął kciuki za linię paska w spodniach i zsunął je, by zmienić na drugą, wygodniejszą parę. W tej łatwiej mu będzie się poruszać po Desperacji.
Po ziemiach, które zapomniał gnijąc w norze.
To, czy wrócisz, zależy od twoich starań. I możliwości. Będąc nieprzydatnym poznasz gorszą opcję.
Materiał ściągnął się, gdy Grow zacisnął pasek, w poranionych palcach starając się wsunąć jego końcówkę w metalową, zarysowaną przez pazury sprzączkę.
Jeżeli chcesz się na coś przydać, znajdź koszulkę. W międzyczasie...
Avery szczeknęła, kradnąc zainteresowanie Growa tylko dla siebie. Suka znalazła się w niedomkniętych drzwiach, wysoko unosząc przy tym pysk. Na jej szyi znajdowała się obroża – za nią wetknięto kartkę. Po samym zapachu Wilczur wyczuł Arthura. Wyjął papier i klepnął sukę w bok, tym samym nakazując jej wyjście. Treść listu przeczytał, choć pobieżnie, a potem rzucił go gdzieś na ziemię. Wokół i tak panował syf, więc nawet przez myśl mu nie przeszło, by pokwapić się o jakikolwiek „szacunek” dla autora i położyć kartkę na jedynym w pomieszczeniu meblu – nie, żeby na szafce nocnej znajdowało się teraz multum innych rzeczy.
Powiedz mi, jak to jest, że za każdym razem jedyną osobą zamieszaną we wszystkie niepowodzenia i przypadki DOGS, jesteś ty, Shion?
Shion nie kłamał? Głos Growa jawnie demonstrował, że nie wierzy w takie bajki.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Wyszedł z tego zaskaująco… gładko.
Z jednej strony powinien czuć się bezpiecznie, bo przecież naprawdę nie miał z tym nic wspólnego. Z drugiej zaś strony… był na celowniku, więc cała wina mogła równie dobrze spaść na niego. Mimo to nie oberwał. Grow go nie zrugał, właściwie nic nie zrobił. Nie uwierzył.
To chyba było jednak najgorsze. Nie uwierzył mu, mimo zapewnień i obietnic, że przecież nigdy więcej g nie okłamie. I do tej pory bardzo dobrze się tego trzymał. Nie kłamał Growa. Był z nim w pełni szczery. Nie do końca.
Zsunął się ze skrzyni, marszcząc delikatnie brwi, będąc totalnie nieobecnym i skierował swoje kroki do prowizorycznej szafy. A raczej czegoś, co chyba miało spełniać taką rolę. Stara, ledwo trzymająca się szafka pozbawiona szuflad z ubraniami siłą powpychanymi. Usta rudowłosego mimowolnie drgnęły, kiedy wyobraził sobie zirytowanego Wilczura siłą wciskającego kolejną skradzioną bluzkę do ciasnej przestrzeni. Jednak bardzo szybko się ogarnął, odchrząkując, kiedy złapał za pierwszą lepszą koszulkę, jak się okazało – czarną z białym napisem w jakimś wulgarnym języku.
Westchnął ciężko  i odwrócił się podchodząc powoli do Growa, jednakże nadal odbiegając gdzieś daleko swoimi myślami. Aż wreszcie na jego twarzy pojawiło się zdeterminowanie, które popchnęło go do przodu, gdy przyspieszył. Złapał za srebrny łańcuszek i wyciągnął go spod ubrania, gdy stanął naprzeciwko swojego właściciela, pokazując mu jego własny nieśmiertelnik.
- Jestem Psem. Nie jestem Kotem, tylko Psem. Nie mogę ci tego jeszcze oddać, ale… ale już niebawem. Wnet ci go oddam. Może i często jestem zaplątany w jakieś mało przyjemne dla DOGS sprawy, ale jestem Psem. Czuję się nim i chcę,  byś i ty wreszcie ujrzał go we mnie. – zamilkł wpatrując się w niego. Nie tłumaczył się. Nie skomlał prosząc i błagając, by mu uwierzył. To, co mówił to była prawda i wierzył, głęboko, że Grow w końcu również mu uwierzy. Kiedyś
Wreszcie przerwał kontakt wzrokowy i wcisnął mu w dłonie koszulkę, po czym wyminął go i ruszył w stronę prowizorycznego łóżka, ale…
… jego ciało samo się poruszyło i przylgnęło mocno do pleców drugiego wymordowanego, oplatając go dłońmi nim ten zdążył nałożyć na siebie górną część garderoby. Słyszał swoje własne bicie serca przemieszane z nienaturalnie wysoką temperaturą ciała jasnowłosego. Jego zapach, unoszący się brzuch, kiedy oddychał, jego obecność. Nie chciał pozwolić, by ten wychodził. Był w opłakanym stanie. Ale wiedział, że nie ma na tyle siły i perswazji, by go powstrzymać. Grow był Wilczurem. I właśnie zagrażało coś niedobrego jednemu z jego Psów. Ciekawe…  czy za mną też by wyruszył
- Uważaj na siebie. – wyszeptał ledwo słyszalnym tonem, kiedy palce zahaczając paznokciami przesunęły się po ciepłej skórze, zgrubieniach blizn, tuż nad paskiem jego spodni. Stanął na palcach i złożył delikatny pocałunek na jego karku.
A potem gwałtownie odskoczył od niego i spuścił głowę, ukrywając czerwoną twarz aż po same uszy pod przydługimi włosami.
- To.. to ja już pójdę. Robić… rzeczy. Mam pewnie dużo rzeczy do robienia. – zabulgotał do siebie i zaczął się kręcić nieco chaotycznie, jakby nie wiedział w którą stronę ma iść.
- Tam jest wyjście… – wskazał ręką w stronę drzwi. - Naucz mnie potem kolejnej litery. Chcę się nauczyć pisać i czytać. N-no to… cześć. – i śmignął jak poparzony znikając w ciemnościach korytarza.
Choć jego czerwone uszy pewnie i mrokach były idealnie widoczne.

| zt x 2 |
                                         
Shion
Ratler     Poziom E
Shion
Ratler     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Shion.


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 13 z 19 Previous  1 ... 8 ... 12, 13, 14 ... 19  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach